Z czary młodości (Przesmycki, 1893)/całość
<<< Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Z czary młodości | |
Data wydania | 1893 | |
Wydawnictwo | nakładem autora | |
Drukarz | Drukarnia Związkowa | |
Miejsce wyd. | Wiedeń | |
Źródło | skany na Commons | |
| ||
Indeks stron |
MIRIAM.
Liryczny pamiętnik duszy.
|
Ave vita! O, witaj mi, żywota wiekuiste wrzenie! |
Wrogom poezyi. La poesia non muore. I. Gromicie nas, sypiecie nam na głowę, II. Widziałem raz sen dziwny a proroczy! III. Śród ludu krzyk: »Ach, jasno, jasno, jasno! IV. I nastał czas straszliwych nędz na ziemi, Na łonie przyrody. Ksaweremu Hrubantowi. I. Kiedy wrą namiętności i burzą szaloną Marnotrawny syn, wracam na przyrody łono, II. Jam szczęśliw! — Lecz już czuję, że w sercu się budzi W Pieninach. A znasz ty ten jar, Szedł-żeś w mroczny bór, Noc na Sokolicy. Stoję na szczycie, błękitem oblany. Wtem pękły srebrnych mgieł powiewne skręty, Ty w płaszczu ze mgieł — plusk fal zamiast chórów, Ranek w górach. Cisza. W przezrocze białych mgieł opony Co chwila z dołu przez mroki mdlejące
Ludzkości! kiedyż przed twemi oczami Głos jego dźwięczny, niezmiernej potęgi, Czorsztyn. Na czerwonej skale, piorunami zrytej, Wieczory w górach. I. Wstają srebrne mgły nad rzeką Tajemniczo gwarzy puszcza II. Noc letnia zwolna spuszcza swój perłowy Ciemność, milczenie. Wśród tej wielkiej ciszy III. Zgasły zorze. Nagle trysnął Hełmowa góra. Szliśmy leśną ścieżyną. Pod górę się darła, I las grał wielką, świętą potęgi symfonię Wzgórz, wonnym porośniętych od stóp do głów lasem, Aż do Tatr, których sine, wyniosłe olbrzymy Ucieczka. Amplius invenies in silvis quam in libris. Wsłucham się w borów potężny szum, Wschód słońca. Szarawy brzask. Wiater się zrywa. Sto złotych strzał — i noc ucieka. Nieśmiertelność. Śród trawy, gdzie kwitną ziół barwnych tysiące, Przykładam do ziemi swe skronie płonące, »Śród przemian, i zjawisk, i dziwów tysiąca, »Świat — wieczną przemianą. Lecz w zjawisk obrocie Przed wschodem księżyca. (Urywek). Różowa glorya lśni nad nieboskłonem... Coś, jakby drżały faliste etery, Po zachodzie. Ach, morze całe, ocean mgły złotej Wieczór. Późny zachód. Cicho w borze. Noc. Patrzę w przestrzeń, w noc ciemną. O, przyjdź, przyjdź! rozjaśń cienie, Noc w lesie. Kopuła niebios błękitna, milcząca. Pochmurna noc. Zgasł krótki dzień, jesienny dzień, Znów wyje wiatr. Posępny cień Babie lato. Babie lato! babie lato! Wszystko twarz ma uśmiechnioną, W stepach czarnomorskich. Świeży powiew mię zbudził. W oknach świtał ranek. Coraz widniej i świeżej... Ranny wiatr się wzmaga, Słońce wzeszło, zalało step jasnością złotą, Oczy ich — pełne cichej, pogodnej zadumy; Wiatr powiał i z pod niebios przyniósł skrzydeł bicie Kopuł, wieżyc i szpiców, domów, świątyń, gmachów, Na morzu. Łzy srebrne jasną smugą spadają mi z wiosła. Z kołysań morskich. I. Wód głębie dokoła. Ułudny ten śpiew! II. Siedziałem w łódce, złożywszy wiosło, Wszystko wre, płonie, gore i pała, III. Morze kipi, wre i pryska, Przez przepaście, przez topiele, IV. Powracam do brzegu. Wiatr nocny się budzi. Samotność. O pace, o solitudine, o dolcezze! Przez przepaście i głazy, gruzy i wąwozy, W parowie. I.
Leżę w parowie. Głowa w mchu mi tonie, II.
O, gdzież pieśń taka, co burzą szaloną Amor i dziewczę. Na murze bożek siadł, Odsunął młody bóg Zarzuca ramion sieć Idylla wiosenna. W sadzie jabłonek pełno i trześni. Gwiazdy. (Urywek). Fate, whose name is also Sorrow... A wtedy moc z nich trysła niepojęta, Wiele-śmy sobie wtedy powiedzieli. Przeszło — minęło — snadź nigdy nie wróci, * W twych cudnych oczach tęskny smutek taki. Barkarola. Noc na góry zapada Cicho. Fala nie pluszcze Serenada. Dokoła cisza. Srebrzysty glob miesiąca O, pójdź! — I czekam. Lecz zwolna gwiazdy gasną. Elegia jesienna. W alei lipowej, gdy zimny wiatr miecie Jam znów dziś w otchłani wszechbytu okruchem, Miłości ty moja z słonecznych promieni! Z dziejów serca. Czasem wyznanie serdeczne zamiera, Scherzo smutku. C’etait dans la nuit brune. Na tamten świat się wyniosę skrycie, Francesca i Paolo. Ludwika Wiesiołowskiego pamięci. Lecz gdym się wpatrzył — z jej cery przezroczej II. Jako gałązka, którą wicher złamie, I zdało mi się nagle, że się kruszą, III. Rozkosz najwyższa z męką niezmierzoną, Dobre się duchy wzdrygnęły, co strzegą IV. Z orszakiem świetnym panów i rycerzy Śród wonnej nocy południowej cienia, V. O nocy groźna! O nocy złowroga! O nocy krwawa! nocy obłąkania! VI. Ranek był cichy, jasny; na zachodzie »Z tobą przed świętą oblicznością Pańską, VII. O czarodziejska, święta uczuć urno, Obraz, słuchała dziejów Lancelota, VIII. Krwawa-ż bo była w Rimini ta jesień! Wierzyła nazbyt? — Miłości Wszechwiedna, Pierwsze dziecię. Jarosławowi Vrchlickiemu. Biegli wciąż naprzód, gnani straszną trwogą. U stóp olbrzymiej sosny na kolana * W szałasie z liści mieszkali. Posępne Stawiali nowy. Kiedyś go strzaskało Z maczugą w ręku za olbrzymim dzikiem, * Jednego poranku Grzmią wodospady... W hymn dziękczynny, święty, »Śmierć zwyciężona! Tyś przebaczył, Boże?! * I wciąż odradza się ludzkość cierpiąca, Zdało mi się... Zdało mi się, że płynę Zdało mi się, że słońca Lśni wolności twarz święta, »Już nas ogień nie pali, Nowe budzą się duchy, * Zdało mi się — ha, zdało! I zakryła widziadła Bratobójcze mkną hordy, Prometeusz. Pani Maryi Konopnickiej. Przyszłe ludzkości. Upał. Żeby kroplę rosy, Powstaje Noc, posępna i smutna bogini. Rany palą... On milczy, nie spyta, czy długo Błagających wznieść nie chce, lecz choćbym krawędzie * Dni płyną za dniami, I codzień Helios zlewa nań potoki żaru; I rodzic ich spokorniał, czując Zeusa rękę; A ciemięzcy gnić będą, strąceni w otchłanie, Eppur si muove... Słońce za bory pierzchło, Że trzeba chylić czoło * Słuchałem. Pieśń ta głucha Duch w zwątpień i przerażeń I zmilkło wszystko. W ciszy I zakwitł w mojej duszy Gdzie obowiązek woła, Wielcy i mali, nizcy, Zaklęci rycerze. Głęboko pod kurhanem Niejasne budzi szmery, Po stopniach ludzkość kroczy * Ot, wieczornica! — W szumie W bezsilnych jęków toni Migają błyskawicą, W półkrąg się rozwinęli, Żórawie długim szlakiem I zwątpień nikną cienie: »Rycerze w stal zakuci * O baśnie! w waszej toni Blask mu olśniewa oczy Czyż dziw? — O bracia-piewce, I pierzchną mroczne cienie, Lud nowe ideały, Szumy drzew. W zarosły patrząc staw, Snadź w każdem drzewie tem, Posępny jego gwar: »On, brnąc przez nędzy toń, »Cóż my? Dla przyszłych lat Pieśń wiosenna. Przy huku lodów, przy szumie wód, Dopóki ziemia we wnętrzu wre, Hymn do poezyi. Kornelowi Ujejskiemu Odtąd przez wieki, tysiące lat, O nieśmiertelna! tyś tchnieniem swem Ale ty żyjesz. Twórcza twa moc |
Na progu życia. I. Na progu życia stoję — i w mem łonie II. O ideale ty mój wymarzony! III. Żyjem, by użyć, prędko. Każdy pędzi IV. Na progu życia stoję — i zwątpiały V. A nie Manfreda to płaszcz — ale smutny Posępnie harfa moja gra, I tak miliony całe mrą, Posępnie harfa moja gra, Noc miesięczna nad morzem. Na bezgraniczną toń »Do wnętrza, na dno aż Widziadłem srebrny słup, * Nad tonią siedzę fal, I sercem wstrząsa żal, W co wierzyć? W co wierzyć dzisiaj, gdy wszystko upada, Quo? Wciąż idziem naprzód — i nasze zdobycze Ród Tantala. Nad niezgłębioną wszechwiedzy krynicą W café-chantant. Hurra! Niech żyje człowiecza głupota, Barkarola. Miesiąca srebrna łódź Przy rozstaniu. Skończyło się — i znów, jak wędrownicze ptaki, Za widnokręgiem. Za widnokręgiem słońce kryje głowę złotą. *
O ty, wieczności uczuć drogie nam widziadło! We mgłach. Zygmuntowi Sarneckiemu. Nielicznym. Aleksandrowi Gierymskiemu. I. Biada wam, jeńcy wieczni snów doskonałości, II. I wolicie samotni iść ku życia krańcom, Stimmung. Edwardowi Porębowiczowi. Księżyc. Kto cię zawiesił w niebios przestworzu, Wciąż naprzód biegniesz, a w miejscu-ś stale, * Toż i na ciebie z współczuciem patrzę, Bez jutra. Idą a idą. Od tysiącoleci, Postępu w bezkres kryją się egidą: I któż śmie twierdzić, żeśmy postąpili, * Idą a idą. I nikt nie zapyta, Idą a idą. W tym pochodzie butnym, Prastare lądy, ras naszych siedziby, * Kędyż są skarby i cuda Palmyry? To tylko szczątek był, co znikł śród prądu Kiedy los zgasi życiowe zarzewie, Excelsior! Na globie rzuconym w wszechświecie bez granic Gdzie idą, nie wiedzą, a »wyżej!« wołają, Współczesnym. L’homme a perdu le sens de paroles de vie. I. Ja się nie dziwię, żeś posępny, tłumie, II. Zazdrościsz dawnym pokoleniom losu, III. Niekiedy w głębiach znękanego ducha IV. Ileż lat ciąży nad twą biedną głową, |
A jednak... Fac et spera. Dzięk. I. Z zimnem srebrem księżycowych fal, II. Rozpłonęło serce me, jak krąg Rozmowa z duszą. Adamowi Asnykowi. II. Prawda! Gdyś szczęście utracił, — w rozpaczy, Metafizyka. Po za okręgi przyrodzone świata, Braciom poetom. I. Choćby pod tobą niepłodna opoka, II. Niepoliczone świat widział teorye; III. O, wierzmy sercu! Co w niem nieświadomie W snach... Juliuszowi Zeyerowi. Zapał — i spokój, walka — i zbawienie. Słów jej nie słyszę, lecz czuję jej myśli Przeczuć, że oto sen zaraz się skończy, Gdzieindziej głębia oczów tajemnicza, Zmrok. Zmrok spada nakształt lekkiej, przezroczystej gazy. Romanca. Na morskiem dnie, siostrzycom wkrąg Tej muszli szuka na fal dnie, Sonet. I. Sonet na myśl helleńskie przywodzi mi urny, II. Ty pierwszy miłość wonną fijołka, o smętny Impression. Pannie M. M. Dowie. W pamiętniku. Pani Maryi K. I. Jako niesiony wiatrem listek suchy, II. DZIŚ. Za pełny woni, świeżości kwiat, PO LATACH. Minęły lata, dziesiątki lat. W WIECZNOŚCI. Kwiat schnie, lecz żyje wieczyście woń Sonet. Pannie Antoninie P. Posępny, ciężki los naszego pokolenia. * O pieśni, zbudź nas, zbudź swych dźwięków uraganem! — O pieśni, przemów ty symfonią nieskończoną! Na nowy rok. Na nowy rok, na nowy rok, W wytrwałość się, człowieku, zbrój Dwie ballady. Bratu Maryanowi. I. Rozkołysały się znów wszystkie dzwony Nadlatujący z wiosną w nasze strony, PRZESŁANIE. O, ten wieczysty zwątpień z wiarą spór! II. BALLADA O DZIELNOŚCI DUCHA. Duch wszystkiem jest! Gdzie płoną jego żary, A ozwie się? to rykiem już, jak lew! PRZESŁANIE. O ludu mój! lwem ozwij się na zew! Na stanowisku. Adamowi M-skiemu. |
Święty ogień. Pani El. Orzeszkowej. Wierzyli tak, iż żadna moc nie mogła złamać tej ich wiary: Bo trzeba było nosić drwa — het — z oddalonych gór wierzchołów. Lecz arcykapłan woła: Nie! Ta ostateczna klęska wieści, |
Nad grobem J. E. Smolera. Śród fal bezbrzeżnych oceanu Puścił korzenie i gęstemi O, posyp głowę swą popiołem, I kiedyś dziatwa wkrąg zasiądzie, 4 Lipca. Kancona na przeniesienie Odkąd odszedłeś w dal jak słup ognisty, I tylko coraz smutniejsi i niemi Zwij się zapałem, miłością ofiarną, Zwycięztwo pieśni. Wer kann des Sängers Zauber lösen, Dań morza. Morze na brzeg wyrzuca muszle, skorupiaki. |
Minionym dniom. Kantylena. Młodości, czarodziejski, balsamiczny kwiecie Młodości, rzeko w słońcu tocząca szafiry |
