Strona:PL Zenon Przesmycki - Z czary młodości.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Bo trzeba było nosić drwa — het — z oddalonych gór wierzchołów.
Pot lał się z czół, z ócz krwawe łzy płynęły, w bruzdy krając lice,
Gdy własną piersią święty żar trza było chronić w nawałnicę.
Lecz mężnie trwali w pracy swej, wiara krzepiła ich, że strzegą
Ogniska myśli, uczuć cnót, przyszłości całej ludu swego.
Marzyli wciąż, że ujrzą dnie przeszłości się odradzające —
I widział wokół lud co noc ich ogień, jako krwawe słońce.

Lecz przyszła chwila, kiedy stróż, co stał z kolei u ołtarza,
Krzyk trwogi wydał, że brak drew, a ogień święty się dożarza.
Druidów grono zbiegło się, aby usłyszeć wieść straszliwą,
Że nastrojony wrogo lud broni im z lasów brać paliwo.
Zgroza! Więc ogień zgasnąć ma? Ból im szalony zmysły miesza!
Nadzieja złudną była więc? — z rozpaczą szepcze cała rzesza.