Strona:PL Zenon Przesmycki - Z czary młodości.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Postępu w bezkres kryją się egidą:
Cóż doskonałość, gdy wciąż będzie lepiej,
Tak wędrowników tłum ufnie się krzepi.
Ot — sztandar nowy. Za sztandarem idą.

Naprzód? Czyż jeden choć krok w tym pochodzie
Nie losu dziełem, co go pchnął z za węgła?
Czyż myśl choć jedna nowa się ulęgła
Inaczej, niźli kulka gazu w wodzie?

Naprzód? Czyż wie ów duch, co widnokręgi
Nowe otworzy zdumionej ludzkości,
Zanim go olśni nagły błysk jasności,
Jakiej w nim kiełek spał wielkiej potęgi?

Naprzód? I gdzież ta świadomość swej drogi,
Skoro przypadek wszystkie kreśli plany,
Skoro krok żaden nie jest przeczuwany
Z tych, co dni nowych otwierają progi?

Naprzód? Ciemności otoczeni murem,
Błądzim, aż los nam otworzy okienko.
Geniusz zdarzony wskazuje je ręką,
»Tu-śmy iść chcieli!« ludzkość woła chórem.

Naprzód? Gdzież wybór? To bierzem, co dano.
Tą drogą idziem, którą nam otworzą.
Zkąd dumna pewność, że nieznaną zorzą
Błyśnie nam na niej lepszych czasów rano?