Strona:PL Zenon Przesmycki - Z czary młodości.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
IV.

Z orszakiem świetnym panów i rycerzy
Jechałem chętnie już na owe gody,
Nie wiedząc, że tam we mnie grom uderzy.

Ha! lekkomyślny byłem — i tak młody!
Lecz do warownej gdym przybył Rawenny
I kiedym ujrzał tej, co miała rody

Zwaśnione godzić, kształt cudny, promienny,
A w jej źrenicach słodką obietnicę, —
Drgnąłem — i odtąd chodziłem jak senny.

Gdym ją od ślubu wiódł, śnieżne jej lice
Zbarwił rumieniec. Z miłosną tęsknotą,
Nie wiedząc, jaką kryję tajemnicę,

Szepnęła cicho: »Mój słodki Lanciotto!«
Zbladłem jak chusta. Uczułem w tej chwili,
Że jak szaleniec kocham ją. Z prostotą

Chciałem jej odkryć, jak się gorzko myli,
I padłszy do nóg błagać przebaczenia
Za straszną zdradę — — lecz nas rozdzielili.