Strona:PL Zenon Przesmycki - Z czary młodości.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przeczuć, że oto sen zaraz się skończy,
A ze snem ona rozwieje się, zniknie...
I »ktoś ty? ktoś ty?« — wołam z utęsknieniem,
I »gdzie cię szukać?« — powtarzam z rozpaczą,
»Nie odchodź!« błagam — a ona dłoń lekko
Na moje czoło kładnie jaśminową,
Cisząc me łkania — i gdy brzask poranku
Rzuca mię znowu w wir marnych zabiegów,
Poziomych myśli i wyziębłych uczuć,
Gdy mię to morze bagniste ochłania,
Gdzie dusze płaskie — fale życia widzą,
Lecz duch poety — męty powszedniości, —
Jeszcze mam oczy pełne jej wejrzenia,
Uszy — jej głosu, a serce — jej uczuć,
Ale przygasłych, ściszonych, echowych,
Żem jako owa urna starożytna,
Z której już dawno, o, dawno, wylano
Balsamów drogich ostatnią kropelkę,
A z której jednak wciąż woń czarodziejska
Tchnie i słodyczą poi nieśmiertelną.

O życie, życie! Na twym chmurnym szlaku
Ileż-em razy szukał gwiezdnych śladów
Tej śnionej tylko, nieznanej istności!
Ileż zawodów, złud! Tu brzmienie głosu,
Słyszane jakby, nie wiem, gdzie i kiedy;
Ówdzie uczucie pamiętnej tkliwości;