Dla polskich dzieci/Całość
<<< Dane tekstu >>> | ||
Autor | ||
Tytuł | Dla polskich dzieci | |
Wydawca | „Kultura i Sztuka“ | |
Data wyd. | 1912 | |
Druk | Zakład Narodowy im. Ossolińskich | |
Miejsce wyd. | Lwów | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Cały zbiór | |
| ||
Indeks stron |
Hej! wy małe swywolniki!
Do książeczki, do książeczki!
Oto niosę wam wierszyki,
I obrazki i bajeczki!
Tu literka po literce,
Umysł w główce wam rozświeci,
Miłość bratnią wszczepi w serce,
I cel zacny wskaże dzieci!
Lecz niech każde z was pamięta,
Że nie próżno główkę trudzi,
Że ta ojców ziemia święta,
Pożytecznych czeka ludzi!
Że nie z minką wciąż marsową,
Nie w blaszanej, lśniącej zbroi:
Ale sercem, ale głową,
Przyjdzie służyć ziemi swojej.
Kiedyś przyszłość was przekona,
Gdy się młodość przeinaczy:
Że niż szabla wyostrzona,
Mądra głowa więcej znaczy!
A więc ucz się polska młodzi,
Nie schodź nigdy drogi cnoty!
Może w tobie Bóg odrodzi,
Zygmuntowski wiek nasz złoty!

WIERSZE ROZMAITE DZIEŃ GRZECZNEGO ADASIA
I.
Adaś wstaje Ledwie pierwszy brzask słoneczka, II.
Adaś ubiera się Dopatrzyłem raz niechcący, To papinki, to pieszczoszki, III.
Adaś myje się Znam ja chłopca, który stroni IV.
Pacierz Gdy już główka uczesana, V.
Śniadanie Potem Adaś mamie, tacie, VI.
Nauka Po śniadaniu u mateczki ![]() DZIEŃ DOBRY
Dziatwa co rano „dzień-dobry“ składa, Że w dniu tym myśleć o figlach, psocie, ![]() ROZMOWA Z MAMĄ
Staś
Mamo! kto też był na świecie, Matka
Ojciec twój i ja, me dziecię, Staś
A przed mamą? Matka
Babcia twoja Staś
A dziadunio, mamo moja, Matka
Naturalnie. Staś
A przed niemi, Matka
Wiem synu: Adam i Ewa, Staś
Lecz powiedz mi, czy nikogo Matka
O! był, moje drogie dziecię! Staś
Jego imię? mamo droga! Matka
Synu! Jest to imię Boga! ![]() KOŚCIÓŁ
Nie tylko szukać należy Boga, ![]() DWIE MODLITWY
I.
Rano Za sen spokojny, za noc przespaną, II.
Wieczorem Aniele Stróżu i Ty o Boże! Ci, co mię strzegli, dawno zasnęli, ![]() DOBRANOC CI ANIELE
Mrok już zapada... Na ciemnem niebie, ![]() MODLITWA DO DZIECIĄTKA JEZUS
O! słodki Jezu! mała dziecino! O słodki Jezu! cierpienia wzorze, ![]() PRACOWITY JEZUS
Mały Jezus, zbawca świata, A wam z książką praca cała, ![]() W NOC BOŻEGO NARODZENIA
Noc grudniowa... śnieżyca... I podnosi rączęta, ![]() GWIAZDKA BOŻEGO NARODZENIA
„Bóg się rodzi!“ brzmi dokoła, A za czystych serc ofiary, ![]() PRZĘDZIWO NAJŚWIĘTSZEJ PANNY
(BABIE LATO)
Już jesień nadchodzi, już ptaki wędrowne, Nie bójcie się dzieci! otrzyjcie oczęta, O! patrzcie, jak tkliwie twarzyczka Jej słodka, ![]() ŚWIĘTY MIKOŁAJ, PATRON DZIECI
I.
Święty Mikołaj w niebie siedzi, II.
A tam, w tym ślicznym, cudnym raju, III.
A gdy już zebrał worek cały, Muszę do dziatwy śpieszyć małej, IV.
Otworzył Piotr furteczkę w niebie, V.
I tu do każdej puka chatki, VI.
Lecz niechno jakie dziecko spotka, VII.
I chociaż świętą jest osobą, VIII.
Lecz polskie dworki, polskie chatki, ![]() DRUGI WIERSZ O ŚW. MIKOŁAJU
Święty Mikołaj z siwą brodą, Ucz się więc dziatwo, błagam ciebie, ![]() TRZECI WIERSZ O ŚW. MIKOŁAJU
Kochane dzieci! Tak jak co roku, To się też dowiedz, czy tam się plemi ![]() CZWARTY WIERSZ O ŚW. MIKOŁAJU
który wchodzi z aniołkami i żegna dzieci krzyżem świętym
Zbliż się tu do mnie drużyno mała, A ja o dobrych dzieciach im prawię, A choć z nich każdy jeszcze tak mały, ![]() PIĄTY WIERSZ O ŚW. MIKOŁAJU
Siedziałem sobie właśnie w Raju, Skoro mię jednak dziatwa czeka, ![]() LULAJ SIEROTKO
Luli braciszku mój mały, Cyt! dzwon zajęczał w kościółku, ![]() PODRÓŻ NA DREWNIANYM KONIKU
Hop koniku, hop! Ruszaj w drogę rzeźki, żwawy, ![]() DESZCZYK WIOSENNY[1]
Wiosna, zielenią się drzewa, Uczcie się, ileście w sile: ![]() DZIATWIE NA ROK NOWY
Rok się cały przeigrało, A przed tobą pracy dużo, ![]() PIEŚŃ O WAKACYACH
Skończyły się trudy szkolne, Bom ja roku nie zmarnował, ![]() DRUGA PIEŚŃ O WAKACYACH
Wiwat wakacye! — Już wszystkie dzieci, A on podnosi czoło płonące, ![]() |
MAŁA GOSPOSIA
Gdy się zbudzę, wnet biegnę, To znów nosić kluczyki, ![]() PRACA
Jest pewna siła, o dziecię moje! Ale się nie śmiej z podartej szaty, ![]() WIOSNA
Ot, już wiosenka, Spłyną te chmury, ![]() LATO
Ach! jak gorąco! Niebo bez chmury, Czyżby ich z innej zlepiono gliny? ![]() JESIEŃ
Ot, i jesień gospodarna, Kto pracował całe lato, ![]() ZIMA
Na niebie chmury, Trudno się myśli, ![]() PRZY KOMINKU
Na kominku ogień huka, Na jej twarzy mróz i burze, A gdzie w strasznym swym pochodzie, ![]() RÓWNIANKA
Otóż i znowu zakwitła wiosna, Wtenczas radosny, nucąc wesoło, ![]() O JANKU NIEUKU
Był sobie chłopczyk, imieniem Janek, A Janek jedno powtarzał wkoło; ![]() PIERWSZE OCZKO W ŚWIAT
Choć mi dobrze w tym świecie, Jakże chętniebym rada, Dzieci igra gromada, ![]() POLSKA DZIEWECZKA
Jak gołąbek biała, czysta, ![]() MIECZUŚ
Jest chłopczyna serdeczny, ![]() LITOŚCIWY WŁADZIO
Wracał ze szkoły żwawy Władeczek, Lecz nie zapomnij, że teraz lato, ![]() KOGO MASZ KOCHAĆ?
Kogo masz kochać?... Chcesz dziatwo droga, Kochaj rodzeństwo: siostry i braci, ![]() PIŁKA
Bawcie się piłką, I tak bez końca, ![]() NIEWIDOMY CHŁOPCZYK
Mów mi, mamo ukochana, Wszak i drobny owad przecie, ![]() KALEKA
Cóż to za dziecię, które najczulej, Lecz pod matczyne skrzydło ucieka: ![]() DWOREK
Bieluchny dworek, śliczne pokoje, O, pomnij dziatwo, że zawsze trzeba, ![]() SZEWCZYK
Jestem szewczyk sobie, ![]() ZUCH DZIEWCZYNKA[2]
Futrzana czapeczka, Jeszcze pokryjomu, ![]() CHORA DZIECINA
Na łóżeczku chore dziecię leży, ![]() NIESZCZĘŚLIWI
Nie dla wszystkich, drogie dzieci! Głodni, drżący, opuszczeni, ![]() MAŁY WOJAK
Co ja widzę! u młodzieży Taką je pobiwszy sztuką, ![]() WIOSNA ŻYCIA
Pomnisz te chwile Mieszkańców lasku, *
Piękna, lecz krótka wiosna natury, Gwiazdą nie świeci jutrzenki, ![]() |
PRZY KSIĄŻECZCE
Zosia panienką jest już nielada, ![]() W IMIONNIKU
CZESŁAWA CHĘCIŃSKIEGO.[3]
Mój Czesławku! póki lata, Jeśli smętny śpiew słowika, ![]() BRZEZINA
Chodzi Janek mały, — „Kto to grzeczny, chłopczyku, ![]() SPRZECZKA
Janek z Helenką wiódł sprzeczkę od rana, ![]() KOTEK
Co godzinę kotek myje, ![]() MOJE NIEBO
Niech tam jakie chcą poeci, I niewinne ich igraszki, Błogosławiąc nią cichutko; ![]() MAŁE PIEKŁO
Chociaż śmiechem mnie zagłuszy, Wszystkie czarne jak murzyny, ![]() ZMARŁE DZIECIĘ
Małą dziecka duszyczkę, ![]() GAWĘDA O GWIAZDCE
Widzisz to niebo, kochana dziatwo, Czy Pan Bóg na to w niebios oddali, Że li dla niego ten świat wspaniały, ![]() |
Była sobie babuleńka,
Taka stara że aż strach;
Miała chatkę bez okienka,
A nad chatką stary dach.
Miała w ręku kij sękaty,
A na plecach duży garb;
Starą suknię w same łaty:
I to był jej cały skarb.
Wszystko w chatce było stare:
Koło domu stary płot,
Pajęczyny w oknach szare,
A za piecem stary kot.
Był tam jeszcze pies na progu,
Łysy, chudy, niby wiór;
Ślepa kurka na barłogu,
I to był jej cały dwór.
Chatka stała na uboczu,
Porośnięta w cierń i głóg;
Nikt nie zwracał na nią oczu,
Ani wstąpił na jej próg.
Czasem tylko w tej ustroni,
Co za jakiś brano cud;
Małe dzieci biegły do niej,
Na jagody lub na miód.
Zresztą blizcy i przechodni,
Omijali chatki dach;
Bo odpychał wszystkich od niej,
Jakiś dziwny wstręt czy strach.
Nie spotkałeś tam nikogo,
Choćbyś chodził wzdłuż i wszerz;
Nikt tamtędy nie szedł drogą,
Chyba jaki zbój lub zwierz.
Bo szeptano w tajemnicy,
O tej chatce bardzo źle:
Że to nora czarownicy,
Co się Babą-Jagą zwie.
Że tam ona w leśnej głuszy,
Musi straszne zbrodnie knuć:
Jadowite zioła suszy,
Aby nimi ludzi truć.
Lecz naprawdę tak nie było,
Jak to plotka chciała mieć;
Babci ani się nie śniło,
Ludzkie dusze łowić w sieć.
Choć wiedziała o potwarzy,
Nie płaciła złem za złe;
Tylkoś często na jej twarzy,
Zabłąkaną widział łzę...
Tylko codzień, jak przed laty,
Ukończywszy dzienny znój,
Zasiadała w progu chaty,
Na wieczorny pacierz swój;
I modliła się za ludzi,
Zapatrzona w nocy cień,
Niewiedząca czy się zbudzi,
Gdy nazajutrz błyśnie dzień.
Wstał raz dzionek cały w złocie,
Lecz mu czegoś było brak;
Nie rozlegał się na płocie,
Jak codziennie, kurki gdak;
Ani babcia stała w progu,
Ni się kotek łapką mył:
Tylko burek na barłogu,
Przeraźliwie wył i wył...
I gruchnęło w okolicy,
(Bo jak w dudkę każdy dął):
Że się zmarło czarownicy,
Że ją wreszcie djabeł wziął.
Dużo było też uciechy,
Dla patrzących na jej grób:
Że już babcia za swe grzechy,
Siedzi w piekle po sam czub.
Ale jakiż tłumów licznych,
Był niezmierny dziw i lęk:
Gdy z kościołów okolicznych,
Nagle zabrzmiał dzwonów jęk...
Gdy sam Biskup z pastorałem,
Posłyszawszy smutną wieść:
Z duchowieństwem przybył całem,
Aby zmarłej oddać cześć.
Cóż dopiero, gdy z ambony,
Ksiądz roztoczył blask jej cnót;
Kiedy poznał lud zdumiony,
Jej nazwisko i jej ród...
Jej dla bliźnich tkliwe serce,
Co przestało nagle bić,
I to życie w poniewierce,
I jej smutków długą nić...
Bo to była kasztelanka,
Co rzuciwszy marny świat,
Żyła tutaj jak wygnanka,
Na pokucie szereg lat.
Co rozdała szczodrą ręką,
Skarby swoje między lud;
I pod Bożą kląkłszy męką,
Trud znosiła, nędzę, głód...
Słuchał tego lud zebrany,
Z okiem pełnem gorżkich łez;
Słuchał kotek zapłakany,
Ślepa kurka, wierny pies...
Nawet Biskup, wierzchem czapki,
Otarł z ócz płynącą łzę:
Tylko czysta dusza babki,
Radowała z niebios się!

Była sobie królewna,
Chyba wróżkom pokrewna,
Bo od młodych lat była,
Tak nadobna i miła,
Taka dobra i słodka,
Taka luba pieszczotka,
Taka jakaś przylepka,
Takie miała ci ślepka,
Że jak nimi spojrzała,
Wszystkich u nóg swych miała.
A lubiła pasyami,
Wieczorynki z tańcami,
I lubiła na bale,
Chodzić z boną na salę,
Bo tańczyła jak fryga,
Co to w oczach się miga,
Gdy przez chłopców puszczona,
Leci niby szalona.
Aż tu razu pewnego,
Dnia, nie pomnę, którego,
Gdy ze swymi dworzany,
Znów puściła się w tany:
Nagle w wirze mazura,
Kiedy przyszła jej tura,
Ktoś ją trącił znienacka,
A że śliska posadzka,
Więc się nagle zachwiała,
I bęc!... nóżki złamała!
Leży biedna na ziemi,
Płacze łzami rzewnemi,
Przez łzy patrzy na nóżki,
Z których same okruszki,
Łamie rączki u czoła,
I zawodzi i woła:
— „O mój Boże, mój Boże!
Kto mię biedną wspomoże?“
Aż tu słychać za murem,
Jak rozlega się chórem,
Śpiew myśliwski dobrany,
Co brzmi jakby organy:
„Pojedziemy na łowy,
Do zielonej dąbrowy!“
To królewicz Słodyczek,
Śpiewa jakby słowiczek;
Piosnka wpada do ucha,
A królewna jej słucha,
Słucha, słucha i myśli:
— Żeby do mnie tu przyśli,
Poradzili niebodze,
Która cierpi tak srodze!
A wtem drzwi się otwarły,
Naprzód weszły dwa karły;
Jeden dźwigał koronę,
Drugi berło złocone;
A za nimi do sali,
Orszak dworzan się wali;
Wszyscy piękni, dostojni,
Szumni, dumni i zbrojni:
Ten niósł kołczan i strzały,
Ten znów pancerz wspaniały,
Ten królewski hełm z kitą,
Ów zwierzynę ubitą;
Aż nareszcie szedł tłusty,
Niby beczka z kapusty,
Ledwie mieszcząc się drzwiami
Wielki kuchmistrz z rondlami.
W tem coś błysło na końcu,
Jakbyś przejrzał się w słońcu,
Jakby nagle z błękitu,
Strzelił promień przedświtu;
W takim blasków potoku,
Z dumą w czole i w oku,
W szatach jakby do ślubu,
Od trzewików do czubu,
Przyodziany wspaniale,
Wszedł królewicz na salę.
Uderzyły fanfary,
Organ ozwał się stary,
A panowie i panie,
Ile w piersiach sił stanie,
Ile w nich się tchu kryje:
Wykrzyknęli: „Niech żyje!“
Ukłonił się królewic,
W stronę dworzan i dziewic,
Lecz zachmurzył wnet czoło,
Kiedy spojrzał wokoło,
Bo się spotkał z królewną,
Co leżała jak drewno.
Gdy królewicz ją zoczył,
Zaraz do niej poskoczył,
Widząc straszną jej mękę,
Pocałował ją w rękę,
I pocieszał niebogę:
— „Ja ci zaraz pomogę!“
Poszedł prędko do boru,
Zrobił nóżki z jaworu,
Z trzewiczkami na drewnie,
I darował królewnie.
A królewna już rada,
Nowe nóżki zakłada,
I próbuje i skacze,
I już więcej nie płacze,
Bo jej nóżki drewniane,
Leżą jakby ulane.
Czule zbawcy dziękuje,
Królewicza całuje.
— Królewiczu mój złoty,
Mówi głosem pieszczoty:
Dałeś nóżki z jaworu,
Więc nie odmów honoru,
Królewiczu kochany,
I puść ze mną się w tany!
Więc jej podał prawicę,
Lewą znak dał muzyce,
Huknął na swe dworzany:
— „Proszę za mną iść w tany!“
Suną nogi i nóżki,
W polonezie Moniuszki,
Co jak srebrny szum fali,
Powiał raźno po sali.
A królewicz na przedzie,
Ten rycerski tan wiedzie,
Co z wojennej kurzawy,
W blasku zwycięstw i sławy,
Do królewskich podwoi,
Wszedł przy szabli i zbroi;
Co to taki jest stary,
Jak nasz taniec z Tatary,
W który nieraz z pogany,
Polak puszczał się w tany.
Raźno huczy muzyka,
Raźno taniec pomyka,
A królewna jak wiosna,
Uśmiechnięta, radosna,
Szczudełkami przebiera,
Na tancerza spoziera;
A spojrzenia jej biegą,
Jak dwie strzały do niego.
W tem... o! nieba! W pół drogi,
Coś splątało mu nogi,
I czy oczy nie mylą,
Jak królewna przed chwilą,
Zanim wsparły go sługi:
Runął tancerz jak długi...
Poskoczyły sługusy:
Duży, średni i kusy;
Przywołano karzełka,
Co był mały jak pchełka;
Sprowadzono lekarza,
Z pobliskiego cmentarza,
Co tam właśnie wprowadzał,
Kogoś, co mu zawadzał.
Lecz daremne ich rady,
Zimne z wody okłady,
I troskliwie zabiegi,
Eskulapa kolegi:
Bo królewicz, o! rety!
Rozbił sobie niestety,
Całą swoją osnowę:
Ręce, nogi i głowę...
Za cóż, za cóż los srogi,
Tak go skarał, o bogi!
Za cóż kłaść się do trumny,
Ma królewicz ten dumny,
I w lat swoich rozkwicie,
Tracić berło i życie?...
Ha! kto tańczy wciąż tylko,
Trwoniąc chwilę za chwilką;
Kto dla marnej zabawy,
Rzuca ważne w kąt sprawy:
Czy on królem potężnym,
Czy też chłopem siermiężnym,
Gdy niebacznie los kusi,
Taki koniec mieć musi!
Bo treść życia, młodzieży,
Nie na fraszkach zależy;
Nie na tańcach, swywoli.
Co czas chłoną powoli,
I są godne pogardy:
Lecz na pracy, na twardej,
Dla swych bliźnich, współbraci,
Która tu się czcią płaci,
I uprawia grunt żyzny,
Dla pożytku ojczyzny.
Ale wróćmy na gody,
Gdzie królewicz nasz młody,
Jęczy biedny i stęka:
„Aj, aj, noga!... aj, ręka!...“
Każdy pomódz mu rady,
Aż ci przyszło do zwady,
I doradcy po chwili,
Omal że się nie bili.
Gdy tak wszyscy coś radzą,
A lekarze się wadzą:
Głos dobiega ich z dala,
Wędrownego górala,
Co w swej górskiej zaciszy,
Robi łapki na myszy.
Więc karzełek powiada:
— „Proszę panów, jest rada;
Po co szukać lekarza?
Zawołajmy druciarza,
Niech nam księcia ratuje,
I jak umie zdrutuje.“
Wziął się druciarz do sprawy,
Zakasawszy rękawy;
Sięgnął po drut i glinę,
Robił dobrą godzinę,
I jak pierwszy konował,
Królewicza zdrutował.
A królewna nieboże,
Łez utulić nie może,
Że królewicz jedyny,
Z jej tak cierpi przyczyny....
Płacze dniami, nocami,
Wciąż zalewa się łzami,
Aż od płaczu niebogi,
Wilgoć weszła w podłogi,
I pokryły się mury,
Pleśnią od tej tortury...
Wreszcie kwartał dobiega,
Jak się płacz jej rozlega;
Aż po roku się cała,
W łzy rzęsiste rozlała,
I zrobił się z królewny,
Staw szeroki, rozlewny,
W którym słychać jak nocą,
Chórem żabki rechocą.
A nad stawem wieczorem,
Pod zielonym jaworem,
Co na dany znak wróżek,
Wyrósł tutaj z jej nóżek:
Błądzi młodzian nieznany,
W zbroję z drutu odziany,
I gdy padnie noc cicha,
Jęczy, płacze i wzdycha.
Chodzą wieści z dalewic,
Że to właśnie królewic,
Roztęskniony i rzewny,
Szuka ślicznej królewny.

Była sobie królewna,
Chyba wróżkom pokrewna,
Bo od młodych lat była,
Tak nadobna i miła,
Taka dobra i słodka,
Taka luba pieszczotka,
Taka jakaś przylepka,
Takie miała ci ślepka,
Że jak nimi spojrzała,
Wszystkich u nóg swych miała.
A lubiła pasyami,
Wieczorynki z tańcami,
I lubiła na bale,
Chodzić z boną na salę,
Bo tańczyła jak fryga,
Co to w oczach się miga,
Gdy przez chłopców puszczona,
Leci niby szalona.
Aż tu razu pewnego,
Dnia, nie pomnę, którego,
Gdy ze swymi dworzany,
Znów puściła się w tany:
Nagle w wirze mazura,
Kiedy przyszła jej tura,
Ktoś ją trącił znienacka,
A że śliska posadzka,
Więc się nagle zachwiała,
I bęc!... nóżki złamała!
Leży biedna na ziemi,
Płacze łzami rzewnemi,
Przez łzy patrzy na nóżki,
Z których same okruszki,
Łamie rączki u czoła,
I zawodzi i woła:
— „O mój Boże, mój Boże!
Kto mię biedną wspomoże?“
Aż tu słychać za murem,
Jak rozlega się chórem,
Śpiew myśliwski dobrany,
Co brzmi jakby organy:
„Pojedziemy na łowy,
Do zielonej dąbrowy!“
To królewicz Słodyczek,
Śpiewa jakby słowiczek;
Piosnka wpada do ucha,
A królewna jej słucha,
Słucha, słucha i myśli:
— Żeby do mnie tu przyśli,
Poradzili niebodze,
Która cierpi tak srodze!
A wtem drzwi się otwarły,
Naprzód weszły dwa karły;
Jeden dźwigał koronę,
Drugi berło złocone;
A za nimi do sali,
Orszak dworzan się wali;
Wszyscy piękni, dostojni,
Szumni, dumni i zbrojni:
Ten niósł kołczan i strzały,
Ten znów pancerz wspaniały,
Ten królewski hełm z kitą,
Ów zwierzynę ubitą;
Aż nareszcie szedł tłusty,
Niby beczka z kapusty,
Ledwie mieszcząc się drzwiami
Wielki kuchmistrz z rondlami.
W tem coś błysło na końcu,
Jakbyś przejrzał się w słońcu,
Jakby nagle z błękitu,
Strzelił promień przedświtu;
W takim blasków potoku,
Z dumą w czole i w oku,
W szatach jakby do ślubu,
Od trzewików do czubu,
Przyodziany wspaniale,
Wszedł królewicz na salę.
Uderzyły fanfary,
Organ ozwał się stary,
A panowie i panie,
Ile w piersiach sił stanie,
Ile w nich się tchu kryje:
Wykrzyknęli: „Niech żyje!“
Ukłonił się królewic,
W stronę dworzan i dziewic,
Lecz zachmurzył wnet czoło,
Kiedy spojrzał wokoło,
Bo się spotkał z królewną,
Co leżała jak drewno.
Gdy królewicz ją zoczył,
Zaraz do niej poskoczył,
Widząc straszną jej mękę,
Pocałował ją w rękę,
I pocieszał niebogę:
— „Ja ci zaraz pomogę!“
Poszedł prędko do boru,
Zrobił nóżki z jaworu,
Z trzewiczkami na drewnie,
I darował królewnie.
A królewna już rada,
Nowe nóżki zakłada,
I próbuje i skacze,
I już więcej nie płacze,
Bo jej nóżki drewniane,
Leżą jakby ulane.
Czule zbawcy dziękuje,
Królewicza całuje.
— Królewiczu mój złoty,
Mówi głosem pieszczoty:
Dałeś nóżki z jaworu,
Więc nie odmów honoru,
Królewiczu kochany,
I puść ze mną się w tany!
Więc jej podał prawicę,
Lewą znak dał muzyce,
Huknął na swe dworzany:
— „Proszę za mną iść w tany!“
Suną nogi i nóżki,
W polonezie Moniuszki,
Co jak srebrny szum fali,
Powiał raźno po sali.
A królewicz na przedzie,
Ten rycerski tan wiedzie,
Co z wojennej kurzawy,
W blasku zwycięstw i sławy,
Do królewskich podwoi,
Wszedł przy szabli i zbroi;
Co to taki jest stary,
Jak nasz taniec z Tatary,
W który nieraz z pogany,
Polak puszczał się w tany.
Raźno huczy muzyka,
Raźno taniec pomyka,
A królewna jak wiosna,
Uśmiechnięta, radosna,
Szczudełkami przebiera,
Na tancerza spoziera;
A spojrzenia jej biegą,
Jak dwie strzały do niego.
W tem... o! nieba! W pół drogi,
Coś splątało mu nogi,
I czy oczy nie mylą,
Jak królewna przed chwilą,
Zanim wsparły go sługi:
Runął tancerz jak długi...
Poskoczyły sługusy:
Duży, średni i kusy;
Przywołano karzełka,
Co był mały jak pchełka;
Sprowadzono lekarza,
Z pobliskiego cmentarza,
Co tam właśnie wprowadzał,
Kogoś, co mu zawadzał.
Lecz daremne ich rady,
Zimne z wody okłady,
I troskliwie zabiegi,
Eskulapa kolegi:
Bo królewicz, o! rety!
Rozbił sobie niestety,
Całą swoją osnowę:
Ręce, nogi i głowę...
Za cóż, za cóż los srogi,
Tak go skarał, o bogi!
Za cóż kłaść się do trumny,
Ma królewicz ten dumny,
I w lat swoich rozkwicie,
Tracić berło i życie?...
Ha! kto tańczy wciąż tylko,
Trwoniąc chwilę za chwilką;
Kto dla marnej zabawy,
Rzuca ważne w kąt sprawy:
Czy on królem potężnym,
Czy też chłopem siermiężnym,
Gdy niebacznie los kusi,
Taki koniec mieć musi!
Bo treść życia, młodzieży,
Nie na fraszkach zależy;
Nie na tańcach, swywoli.
Co czas chłoną powoli,
I są godne pogardy:
Lecz na pracy, na twardej,
Dla swych bliźnich, współbraci,
Która tu się czcią płaci,
I uprawia grunt żyzny,
Dla pożytku ojczyzny.
Ale wróćmy na gody,
Gdzie królewicz nasz młody,
Jęczy biedny i stęka:
„Aj, aj, noga!... aj, ręka!...“
Każdy pomódz mu rady,
Aż ci przyszło do zwady,
I doradcy po chwili,
Omal że się nie bili.
Gdy tak wszyscy coś radzą,
A lekarze się wadzą:
Głos dobiega ich z dala,
Wędrownego górala,
Co w swej górskiej zaciszy,
Robi łapki na myszy.
Więc karzełek powiada:
— „Proszę panów, jest rada;
Po co szukać lekarza?
Zawołajmy druciarza,
Niech nam księcia ratuje,
I jak umie zdrutuje.“
Wziął się druciarz do sprawy,
Zakasawszy rękawy;
Sięgnął po drut i glinę,
Robił dobrą godzinę,
I jak pierwszy konował,
Królewicza zdrutował.
A królewna nieboże,
Łez utulić nie może,
Że królewicz jedyny,
Z jej tak cierpi przyczyny....
Płacze dniami, nocami,
Wciąż zalewa się łzami,
Aż od płaczu niebogi,
Wilgoć weszła w podłogi,
I pokryły się mury,
Pleśnią od tej tortury...
Wreszcie kwartał dobiega,
Jak się płacz jej rozlega;
Aż po roku się cała,
W łzy rzęsiste rozlała,
I zrobił się z królewny,
Staw szeroki, rozlewny,
W którym słychać jak nocą,
Chórem żabki rechocą.
A nad stawem wieczorem,
Pod zielonym jaworem,
Co na dany znak wróżek,
Wyrósł tutaj z jej nóżek:
Błądzi młodzian nieznany,
W zbroję z drutu odziany,
I gdy padnie noc cicha,
Jęczy, płacze i wzdycha.
Chodzą wieści z dalewic,
Że to właśnie królewic,
Roztęskniony i rzewny,
Szuka ślicznej królewny.

ZAKLĘTE DZWONY
LEGENDA Z DZIEJÓW POLSKICH
WSTĘP
I
Lubisz, dziatwo, gdy zmrok padnie, II
Nieraz trwogą drżysz tajoną, III
Jak królewna ta zaklęta, A tej Polski naszej świętej,
IV
Cóż to, dziatwo! jaka strata, A więc dobrze! Pójdziem razem,
![]() DZWON ZYGMUNTOWSKI
I
Na Wawelu jęczą dzwony, O! nie pytaj, dziatwo miła,
II
Na Wawelu jest kaplica, W której dotąd nas zachwyca, ![]() Kazanie ks. Piotra Skargi w obecności króla Zygmunta III. O! przychodźcie tutaj społem,
III
Jak w dzień śmierci Zbawiciela, I ze zgrozy, — skamieniałą
IV
Jakiż orszak to wspaniały, Po Czarnego morza piany,
V
Nad omszałym grobu głazem, A dziś oni u tej trumny,
VI
Jak na słowo czarodzieja, Idzie w smutku i tęsknicy, Oto prorok grzmi natchniony,
VII
Zdala, coraz to boleśniej, Naprzód idzie z bladem licem,
VIII
Czy widzicie? geniusz sławy W górę rzuca wzrok natchniony, Próżno pytam... Cisza głucha!
![]() ZJAWISKO
I
Wkoło trumny marmurowej, Gdy tu król nasz, Zygmunt Stary,
II
Żałobnego „requiem“ strugi Skąd Cherubin smutku blady, Niby w locie gwiazda chyża,
III
A niebieski gość skrzydlaty, I u trumny, co krwią broczy, „Bo na powieść o twym losie,
![]() LEGENDA Z DZIEJÓW POLSKICH
I
Przed wiekami, przed dawnemi, Wszystko z Bożej wziął szczodroty
II
Jak nie kochać takiej ziemi, Równy możnym w swej zagrodzie,
III
Niech gadają dawne dzieje, O! tak, — wielką była ona, A gdy w długim, ciężkim znoju,
IV
O! miłości nasza święta, W tobie lud swe serce składa:
V
Niechaj mówią jezior tonie,
VI
Jest jezioro jedno słynne, W niem, jak z baśni dociec można,
VII
Gopło! źródło ty natchnienia, Witaj! zdroju odrodzenia, O! przestworzu wód szeroki!
VIII
W świętojańską noc czerwcową, Ni nadziei, ni rozpaczy, Chwilę krótką, Wisły wody,
IX
O! minionych lat postacie, Wskrześ ją słowem pełnem siły,
X
Jest gród w Polsce ponad grody, A legenda o nim taka, I świątynia jest wspaniała, XI
Oto wchodzę pod sklepienie, XII
Jakieś cienie tajemnicze, Znikąd gwiazdy ni sternika,
XIII
Dziejów naszych księgo złota, Snopy blasków i promieni, XIV
Jest w Karpatach góra wielka, Taka moc w niej przekonania,
XV
Wieki płyną — jak w tej stronie, Stoi, patrzy w dal głęboką Wstaną one, miecz przypaszą,
XVI
Duchu Polski wiecznie żywy!
![]()
|
- ↑ Jest to pierwszy wogóle wiersz autora niniejszej książki. Drukowany był w 1863 r. w warszawskim „Przyjacielu dzieci“.
- ↑
W spisie treści wiersz ujęty pod tytułem Zuch dzieweczka.
- ↑
W spisie treści wiersz ujęty pod tytułem W imionniku Czesławka.
- ↑ „Z żałością i z płaczem z wielkiego bolu serdecznego, opowiadamy wam upadek wasz“. Słowa ks. Piotra Skargi.
- ↑ Acernus, — łacińskie miano Fabiana Sebastyana Klonowicza.
- ↑ „Worek Judaszów“ — poemat Klonowicza.
- ↑ Klemens Janicki, niepospolity poeta, pisał po łacinie; był on synem kmiecia z Wielkopolski. Na język polski tłomaczył go Syrokomla.
- ↑ Dosłownie wyjątek ów z wiersza Kacpra Miaskowskiego „Na rozruch domowy“ brzmi jak następuje:
Słowiańska Safo! połóż lutnię złotą,
Już nie kochanka opiewaj z pieszczotą,
Ale włożywszy na pierś szatę wroną:
Płacz nad Koroną. - ↑ O jeziorze świętem w Wielkopolsce, po dziś dzień przechowuje się tradycya, że w niem odbył się chrzest Polski.
- ↑ Bojan — podług podania — najstarszy wieszcz słowiański.
- ↑ Zamożna rodzina Bonarów, osiadła od XIII w. w Krakowie, słusznie chlubić się może szeregiem dobrze zasłużonych niebu i ojczyźnie synów. Z tejto rodziny wyszedł Izajasz, zakonnik reguły Augustyanów, policzony w poczet błogosławionych; Jan, żupnik krakowski i doradca króla Zygmunta I,cieszący się pełnem jego zaufaniem; Seweryn, orędownik i mecenas piśmiennictwa ojczystego i w. i. Rodzina ta wygasła przy końcu XVI wieku. — Odrowąże słynęli z cnót i świątobliwości. Sławny Iwo Odrowąż, biskup krakowski i kanclerz Leszka Białego, czczony jako święty, fundował Kościół N. M. Panny w Krakowie; — z rodziny tej wyszli: św. Jacek, św. Czesław i śta Bronisława.
- ↑ Mowa tu o Skałce pod Krakowem, na której wznosi się kościółek św. Stanisława, pierwszego męczennika Polski, który, jak wiadomo, padł z ręki Bolesława Śmiałego.
- ↑ Nic tak nie maluje tkliwego serca Jadwigi jak owo historyczne wstawienie się tej dostojnej pani za uciśnionymi przez dworzan królewskich kmiotkami gnieźnieńskimi. — W dziejach całego świata nie znam piękniejszego nad powyższe wyrażenia.
- ↑ O zaklętych rycerzach w Karpatach, słyszałem na miejscu legendę z ust górali.
