Przejdź do zawartości

Strona:PL Władysław Bełza - Dla polskich dzieci.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lecz pod matczyne skrzydło ucieka:
To nieszczęśliwy, to jest kaleka!

On już nie może z wami, o dzieci,
Gonić piłeczki co w górę leci,
Bo jego światem, mój mocny Boże,
Kolana matki i cierpień łoże...

Los mu wziął wszystko: rozkosz dziecięcą,
Wszystkie zabawy co młodość nęcą,
Zabrał mu zwinność, ruchliwość, całą,
Cóż mu prócz serca matki zostało?

Lecz tego serca co go tak strzeże,
Nikt mu, nikt z ludzi już nie odbierze...
A żadne świata tego dostatki,
Nie dorównają miłości matki.

Ona jedyna wśród życia ciszy,
Jak biały anioł mu towarzyszy,
I w nieprzebranej skarbnicy swojej,
Znajduje balsam, który go koi.

Oh! widząc taką miłość matczyną,
Słysząc te słowa co z ust jej płyną,
Ja temu dziecku, choć łzy mi cieką,
Zazdroszczę niemal, że jest kaleką!