Setnik rymów duchownych/całość

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Sebastian Grabowiecki
Tytuł Setnik rymów duchownych
Pochodzenie Sebastyana Grabowieckiego Rymy duchowne 1590
Redaktor Józef Korzeniowski
Wydawca Akademia Umiejętności
Data wyd. 1893
Druk Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
SETNIK
RYMOW DVCHOWNYCH.
Sebastyana Grabovvieckiego,
S ekretarza   K. I. M.
W Krákowie /
W Drukárni Andrzeiá Piotrkowczyká.
Roku Páńſkiego / 1590.



Duży, ozdobny drzeworyt
przedstawia herb Mysz-
kowskich, Jastrzębca.






DO JEJ MIŁOŚCI PANNY ZOFIEJ MYSZKOWSKIEJ Z MIROWA,
STAROŚCIANKI OŚWIĘCIMSKIEJ, ZATORSKIEJ ETC.
PANNY MNIE WIELCE MIŁOŚCIWEJ.

Światu się przypatrując do skutecznej ludzkości trudnemu a rozważając sobie chęci, uczynności, łaski i dobrodziejstwa wielce ważne a mnie od Jego Miłości pana Piotra Myszkowskiego etc. starosty Chęcińskiego brata Waszej Miłości barzo miłującego uczynione, myśląc o tem czas niemały pilnie, coby uczynić, żeby ludzie wiedzieli, jakom i tego wszytkiego wdzięczen i Jego Miłości za to służyć powinien, wpadło mi podczas na myśl, żem pragnął, abym powolnością swą wszelaką J. M. to zadziaływał. Ale jako podobna rzecz jest, abym ja tyle i tak godnych abo szczęśliwych posług w sobie naleść mógł kiedy, ile tego wszytkiego, com mało wyższej wspomniał, w J. M. najduję? A myśląc, coby w tej małości mojej do tego przyczynić, wspomniałem sobie, iż od żebraka inszej nagrody człowiek hojny a bogobojny nie ma, jedno że mu rzecze „Bóg zapłać“ i za jego dobre zdrowie a pocieszne powodzenie modlić się zwykł. Iż tedy Jego Miłość pan brat Waszej Miłości mojej miłościwej panny, barziej swoją ludzkością, niż jaką zasługą moją, ku żebrakowi pobudzony, hojnej ręki swej ku mnie ściągać nie tylko nie przestawa, ale owszem często a często świeżą łaską i dobrodziejstwem uweselać nie zaniechawa: ja mówiąc „Bóg zapłać“, modlić się też za to wszytko, skądby się pociechy Jego Miłości przy dobrym zdrowiu na czasy długie spólnie z panią małżonką Jego Miłości mnożyć znacznie mogły, jestem chętliwy. Do czego iżbym w towarzystwo takowe rad ludu dobrego jak nawięcej pobudził, nieco Rymów Duchownych napisać, rzecz mi się zdała taka, któraby powinności i życzliwości mojej przeciwko J. M. panu staroście znak jaki taki mając, do nabożeństwa inszym powodem była. A chocia wierzę, że takowych będzie nie mało, którzy prze ludzkość a dobre zachowanie J. M. pana brata W. M. tegoż wszytkiego co ja życzyć i za J. M. pana Boga prosić będą: za przedniejszą jednak w tym rzędzie W. M. poczytając, jako tę, która i powinnością krwie rodzonej zjęta, i chęcią a miłością braterską znaczną zniewolona jesteś, i goręcsze nabożeństwo W. M. jako w panience chwalnego wstydu, przednich cnót i bojaźni Bożej pełnej, sobie obiecuję, te to wyższej pomienione Rymy Duchowne Waszej Miłości posłać, za rzecz słuszną i przystojną mając, pewnie tuszę, że W. M. moja miłościwa panna, nie mojej chętnej pracej, ale uprzejmej życzliwości mojej kwoli, z łaską je przyjąć raczysz. Te czytając, a widząc jako świat przez przypadki i powodzenia rozliczne, przyczyny gęste do rozmaitych żałości miedzy ludzi rozdawa, prosić W. M. pana Boga nie zaniechasz, wierzę, żeby tak szlachetnego brata W. M. a przy miłej małżonce dom J. M. wszytek, w miłościwej łasce a pieczy swej świętej w długim wieku chowając, tak szczęścić i błogosławić raczył, jakoby się pociechy J. M. znacznie po świecie szerzyły, z serdeczną radością W. M. i nas wszytkich życzliwych przyjaciół i sług Jego Miłości. A Bóg, wszelkiej lutości pełny, przypatrując się skruszonemu, życzliwością siestrzyńską napełnionemu, miłością chrześcijańską pałającemu sercu W. M., nie tylko odejmie władzą złym przygodam, zaściele drogę żałosnym przypadkom, ale też otworzy wrota fortunnemu powodzeniu, pobudzi i sposobi skok pociechami J. M.; a nie tylko J. M. z wyższej pomienionymi wszytkimi, ale z łaską tę takową szczyrość przyjmując, i W. M. samej da sowicie to wszytko, czego W. M. u pana Boga żądać, a J. M. panu staroście Chęcińskiemu bratu swemu, życzyć będziesz raczyła. A mnie co stąd? Radość niewymowna, wesele nieogarnione, gdy te w pociechach widzieć będę, w których tak wiele cnót a przymiotów i darów, Bogu i dobrym ludziom miłych, baczę i onym, aby Pan wiecznej chwały, lat wiele udzielić i znacznie błogosławić raczył, usilnie jego świętej miłości proszę.
Dan w Warszawie XIII dnia Kwietnia M.D.XC.

Waszej Miłości, mojej Miłościwej Panny i wszytkiego domu a powinnej krwie Waszej Miłości


wieczny sługa



Sebastyan Grabowiecki
proboszcz Lemzelski, sekretarz K. J. M.
Rymy Duchowne
Sebastyana Grabowieckiego,
Sekretarza K. J. M.

I.

Nieszczęsna duszo, pełna nieprawości,
Występków pełna, pełna wszelkich złości,
Zacz pierwej płakać, co chcesz oblać łzami,
Gdyż i krwią trudno zrównać z występkami?

Ich zbytnia liczba pamięć pogwałciła.

Ich wielkość zmysły z gruntu wywróciła:
Serce struchlało, a łzy zamrożone,
Ich wilgotności w kamień obrócone.

Żadnej żałości chęć przyjąć nie umie,

10 
Tak wynędzniała, że nic nie rozumie:

Żyły już wyschły, krew jakby nie była,
Z wszelakiej władzej ciało obnażyła.

Gdzieście, łzy moje? Snaście w brzegi morskie
Rzekami zeszły; a krynice gorzkie

15 
W sercu zawarte? Źródła żałobliwe

Rozpuśćcie, proszę, i głosy rzewliwe.


W proch się rozsypę, jeśli nie przyjdziecie,
A mych występków z sobą nie weźmiecie.
Wszytkę moc swoję w me oczy zatoczcie

20 
Serce utrapcie, piersi płaczem zmoczcie.


Bo nade wszytkie jam gorzej uczynił,
Nad wszytkie insze jam więcej przewinił;
Przeszedł występek grzech wszytkich złośliwych,
Więtszy jest, niż kaźń w otchłaniach straszliwych.

25 
Względem grzechów mych jam sam jest złośliwy,

A każdy inszy w świecie sprawiedliwy:
Niemasz grzesznego tylko ja na ziemi,
Bom wszytkie przeszedł występki swojemi.

Żałości, które w dniach swoich odnoszę,

30 
By je Bóg skrócił, o to ja nie proszę:

I owszem wolę, aby ich przyczynił,
Byle odpuścił, com złośnie przewinił.



II.

Mniejsze jest potępienie, niż występki moje;
Więcym zgrzeszył, mniej cierpię, to są łaski twoje:
Mała kaźń — wielkie złości; ani to frasuje,
Co cierpię, ani trwoży, co przyść się gotuje.

Strzeż tylko, niechaj piekło nie żre duszy mojej,

Strzeż Panie, niech nie bierze do przepaści swojej:
Niż ogarną ciemności, niż na wieczne męki
Pójdę, zmiłuj się Panie a podaj swej ręki.

Bo, jeśli sprawiedliwy ledwo zbawion będzie,

10 
W którymże, Boże, przyjdzie stawić się mnie rzędzie?

Co uczynię, gdy mnie strach dnia przyścia twojego
Ogarnie, wzdrygając się dekretu srogiego?


Gniewu twego się boję za występki swoje,
Przed sprawiedliwością twą drży sumnienie moje:

15 
Przeklęty dzień, w którym się grzech we mnie pojawił,

Bodaj się był pod słońcem na wieki nie stawił.

O nieszczęsna godzino, coś mnie w świat wydała,
Czemuś nie radniej z matki do grobu podała?
Czemuś mi[1] drzwi żywota na świat otworzyła,

20 
Gdyżeś sprosnym występkiem Panu obrzydziła?


Lepiej było zaczętym nie być w twym żywocie,
Matko, któraś nosiła w bolu i kłopocie,
Albo więc tamże zaraz w niwecz się obrócić,
Niż za złości przemierzłe w wieczny płacz się wrócić.

25 
Żałuj mnie z ziemią, niebo, lejcie łzy obłoki,

Płacz mnie wszelkie stworzenie, które świat szeroki
W sobie ma: poruszcie się do pożałowania
Żywioły i różnego rzeczy powołania.

Módlcie się za mną wszyscy w sprawach świętobliwi,

30 
Proście za upadłego ludzie sprawiedliwi,

Puśćcie za mną przyczyny do Pana wiecznego,
Za odpuści występki, a przyjmie za swego.

Gniew swój, dla moich złości, Pan ku mnie poruszył,
A iż Bóg świętobliwy, grzechem się obruszył;

35 
Niemasz w świecie żałości, którym nie skosztował,

Ta trwoży, by występków piekłem Pan nie psował.



III.

Wynędzona dusza ma w nieszczęsnym żywocie
Woła ku tobie, Panie, w trosce i kłopocie,

Nie gardź prośbami memi, bo zaż to być miało,
Aby to w niwecz poszło, co się przez cię stało?

Łacno mnie zetrzesz, Boże, i snadnie zwojujesz,

Jeśli swą pracą psować ty roskoszą czujesz;
Ręce twe mnie działały, — zaż mnie te zaś skażą
Na wzgardę i śmiech złosnym? izaż mnie porażą ?

Jeśliż mnie więc chcesz karać dla grzechu mojego,

10 
Ktobyć mnie z ręku wydarł, świat nie ma takiego!

Mnie samego z to nie masz, być się nagrodziło
To, czem się majestatu twemu ubliżyło.

Proszę, chciej pomnieć na to, żeś mnie jako błoto[2]
Ulepił: zaż proch zasię chcesz ze mnie mieć o to?

15 
Jak mleko zsiadłem się ja, jako ser tworzony,

A mdłem ciałem i słabą skórą obleczony.

Żywot i miłosierdzie twe niech będą ze mną,
A jeśli mnie chcesz karać, miej swą straż nademną,
Znając moję mdłą krewkość, by nie ustąpiła,

20 
Gdyby żałość z twej kaźni na jej złe spieszyła.


IV.

Mądry w sprawach swoich, w sile barzo mocny,
Wieczny sprawca wieków, święty i wszechmocny;
Kto mu w czym przygani prze swą głupią mowę?
A potym bezpiecznie przed nim skryje głowę?

Słońce wstrzyma, gdy chce, aby nie świeciło,

I gwiazdy, by światło w ciemnościach nie było;
Niebem świat obtacza: jego noga chodzi,
Gdzie morze głębokość z bystrością wywodzi.


Ten mnie, jak proch wichrem, po ziemi rozraził,

10 
Ten zraniwszy duszę, zmysły na wszem skaził,

Nasycił gorzkością, ścieśnił ducha mego,
Nie chcąc, by mi służył, jak czasu przeszłego.

Mocna siła jego! a gdy na sąd siędzie,
Izaż się kto najdzie, co winnym nie będzie?

15 
Skąd wezmę rzecznika, by sprawy mej bronił?

Zaż jest, kto przed jego gniewemby zasłonił?

Zniszczałem już, przeto, dusze nie znam swojej,
Daj śmierć, możeli być, Panie, w łasce twojej,
Albo kaźni ulży i powściągni ręki,

20 
A jać wszędy wieczne, Boże, oddam dzięki.


V.

Przecześ duszo struchlała? a sna radzisz na to,
Abym, iż się źle dzieje, Bogu łajał za to?
Lecz sobie, jako jedna z głupich postępujesz,
Przeto cię słuchać nie chcę, próżno usiłujesz.

By zawżdy dobrze było, pocóżby do nieba?

Izażby o co prosić albo wzdychać trzeba?
Dawa Pan wszytkiego dość, kiedy się zda jemu,
Aby nie brał, gdy raczy, zaż kto radzi temu?

Nagim wyszedł z matki swej, tenże w krótkim czasie

10 
Z świata do grobu wnidę, nie wziąwszy nic na się,

A jeśli, gdy Pan co da, nam dobrze smakuje,
Zaż skromnie nie znosimy, gdy zaś odejmuje?

Kiedy kto swą myśl w zgodzie z Pańską wolą sadzi,
Znaczne pociechy miewa, bo Pan o nim radzi,

15 
A choć podczas przyciśnie, lecz wnet potym dawa

Wszego dość, a nie rychło ręka mu ustawa.


Przeto i ty bądź skromna i nie tęskni sobie:
Bo, jeśli cię Pan karze, znać iż wie o tobie,
Przeto go chwal za dobre, przykre przyjmuj wdzięcznie

20 
Kogo Pan cierpliwym zna, rad cieszy tysięcznie.


VI.

To, czem mnie nawiedzasz, Panie, znoszę skromnie,
A sna też i więcej, jeśli chcesz mieć po mnie,
Tylko proszę o to, sądź pokorę moję,
Żałość moję uznaj a wzrusz lutość swoję.



VII.

Mój wiek czasem krótkim, jak sznurem, zmierzony,
A jako granicą pewną obtoczony,
Więc jak jest nietrwały, ty wiesz, a pijana[3]
Wodna słusznie się zda z nim być porównana.

Wyrwi z grzechów, proszę, a w nich upadłego

Nie dawaj na wzgardę człowieka lekkiego.
Ulży ręki swojej, bo mnie zwojowała
A sna na pośmiech wzdać już się zgotowała.

Nieszczęsny jest żywot człowieka grzesznego,
Pajęczynie równe wszytkie sprawy jego;

10 
A jako mól szatę, tak one żal kazi,

Które więc zła wola od Pana odrazi.

Wysłuchaj me prośby a na łkanie moje
Niechaj otworzone będą uszy twoje;

15 
Abym k sobie przyszedł, chciej sfolgować mało,

Niż ci duszę wrócę a ziemi dam ciało.



VIII.

Nasyconym smutku, nie znając dobrego.
I by rozmierzyć chciał Pan kres wieku mego,
Widząc dni, co przeszły, a czas, co przedemną,
Snaby rychlej łaskę uczynił nademną.

Dni swoje w żałości, nocy tracę łzami,

A gdyby się frymark ten stał między nami,
Że od tego czasu miałbym żyć w radości,
Snaby jej mniej było, niż przeszło ciężkości.

Zmiłuj się, coś wszytko i mnie przy tym stworzył,

10 
Oddal już kłopoty, którymiś mnie zborzył,

Osusz oczy moje, ulży ręki mało,
Daj, by urąganie, które znam, ustało.

Racz Panie żałości, które znoszę, skrócić,
Co się z tego cieszą, tam racz łzy obrócić,

15 
Niech to wszyscy znają, że swe masz na pieczy,

A zły się niech lęka, widząc takie rzeczy.

Proszę, Ojcze, użycz oka łaskawego,
A jeśli uczynić nie raczysz i tego,
Daj cierpliwość w serce, albo mnie weź z świata,

20 
Bo mi żywot hydzą, me nieszczęsne lata.


IX.

Pomni, że jako wiatr dni żywota mego;
Oko się nie wróci widzieć co dobrego,
Jak obłok upływa, potem z oka ginie,
Tak się z człekiem dzieje, acz w swym wieku słynie.

Nazad się nie wraca, co w ciemny grób wpadnie,

Mieśce, na którem żył, nie pozna go snadnie,
Przeto widząc wiek swój krótko zamierzony,
Radbym twoję łaskę poznał z której strony.


Panie, co jest człowiek? co za godność jego?

10 
Abyś go nawiedzał, zaż dostojen tego?

Byś go doznawając przy nim był czas każdy,
Różnie go próbując, z nim mieszkać miał zawżdy?

Ciężka mi twa ręka, którą masz nademną,
Odpuść grzechy, proszę, a czyń łaskę zemną,

15 
Póki nie obrócisz w proch ciała mojego,

A z świata nie zrzucisz nasyciwszy złego.



X.

Dan. XIII.
Zuzanna widząc
Dwu mężów, co się byli
Na to spół usadzili,
By ją chytrością, bądź gwałtem zelżyli,

Smutna była, jednak

W trwogach na pieczy miała,
By czystość zachowała;
I tak w swem sercu sobie rozważała:
Co mam czynić,

10 
Gdyż z ich rąk trudno wyniść?

Jeśli dogodzę ich pożądliwości,
Muszę umrzeć od żałości.
Mamli się im też bronić?
Ach mnie trudno się śmierci schronić,

15 
Jednak wolę wzdać żywot w niewinności,

Niż Boga gniewać w nieczystości,
I niż sprawą grzechu mego,
Wpaść w gniew srogi jego.

Zuzanna śmiele

20 
Złosnym starcom znać dała,

Iż śmierć nad grzech wolała;
Biegli, chcąc by stąd śmierć i lekkość miała.
Ta westchnąwszy rzekła:
Boże mój, o wszech Panie,

25 
Żal, płacz, niewinne łkanie

Przyjmi, uważ, bo w tobie me ufanie.
A gdy będzie,
Że śmierć członki osiędzie,
Niepokalana dusza, ciało w grobie,

30 
Niechaj będą świadki tobie.

Ty wiesz mą myśl i sprawę,
Boże, tobie ja zlecam moję sławę;
Bądź stróżem jej, a niech to wszyscy znają,
Że dobrze słyną, coć szczyrze ufają,

35 
I to ktemu, że fałsz każdy

Zwykłeś karać zawżdy.

Zuzannę święty
Bóg słyszał, moc swą zjawił.
Dziecię śród ludzi stawił,

40 
Chcąc, by niewinność z potwarzy wybawił.

W tem Daniel krzyknie:
Tej śmierci prze fałsz sprosny
Widzieć niechcę. Ludu złosny,
Ty z niej Bogu dasz rachunek żałosny!

45 
Lud strwożony

Daniela z każdej obstąpił strony,
I wszyścy sędzim tej sprawy mieć chcieli:
Z którego skoro zdradę, fałsz ujrzeli,
Starce pobiwszy śpiewali w radości:

50 
Boże, co bronisz wszelkiej niewinności,

Bądź pochwalon, bądź cześć i sława tobie
I tych, co twą wolą wielce ważą sobie.

A co mają w złym kochanie,
Wzdaj na hańbę, Panie!



XI.

Pan — światło me, którego będę naśladował;
Bóg — mój żywot, tego ja będę czcił, miłował;
Pan — moja moc, ten czyni sam mocne me siły,
Przeto me zmysły będą imię jego czciły.

Ty, Panie, bądź mym stróżem, a pofolguj mało!

Wysłuchaj głos, bo moje gardło już ustało,
Nie kryj oka przedemną, by cierpliwość moja,
Nie wpadła na tę drogę, skąd niełaska twoja.

Bądź Panie przy mnie, proszę, nie opuszczaj wiecznie,

10 
Daj, bym za twą pomoc, chwalił cię bezpiecznie,

Bo mnie ociec i matka mają za obcego,
Gdzież mam iść, jeśli i ty wzgardzisz wygnanego?

Uznaj pokorę moję, który wszytko sądzisz
A serca uniżone swoją łaską rządzisz;

15 
Naucz mnie woli twojej a pomóż w niej chodzić,

Bo bez tego wolałbym w świat się był nie rodzić.



XII.

Biedne leśne ptaszęta gniazda swoje mają,
Zwierzęta w pewnych jamach, w puszczach się chowają,
A syn człowieczy nie ma, gdzieby głowę swoję
Skłonił: takąś nań wylał srogość, Panie, twoję.

Wiadomość, gdzie się rodził, dawszy, toś zasłonił,

By nie wiedział, jak długo żal go będzie gonił,
Długoli żyć na świecie, gdzie głowę położyć,
Kłopoty ustanąli, co go zwykły trwożyć.


Tyś Pan, ty wszytkim władniesz, a według pogody

10 
Rozdawasz wiek spokojny i różne przygody;

Przeto proszę, żebyś też na mię wspomnieć raczył,
Iż nie chcesz, abym zginął, daj, bym i ja baczył,

Gdyż z syny śmiertelnymi dałeś wiek nie wieczny.
Ukaż mieśce, na ktorem tu będąc bezpieczny

15 
Chwalićbym cię, Panie, mógł, póki chybia szyje

Ona, co jedną kosą chude z pany bije.

Jako wąż, co człowieka prze jad niezleczony
Zaraził, a za to jest od ziemie wzgardzony,
Takem ja też opuszczon, a prze smutne trwogi

20 
Często, Panie, uchodzę z nieśmiertelnej drogi;


Bo praca bez pożytku, z żalem próżnowanie,
Szkoda zewsząd, tęskliwe przy niej urąganie;
Jedno się skromnie znosi, lecz drugie nie zawżdy,
Zmiłuj się! że chcesz, bym żył, niech to człek zna każdy.



XIII.

Gdy dary chcę liczyć, które dawasz, Panie,
Prędko język zmilknie, wnet pamięć ustanie,
Kiedy wspomnię, Ojcze, dobrodziejstwo twoje,
Wstydem umorzone czuję siły swoje.

Bo jeśli za jedno wymowy nie stawa

Dziękować, — za tyle tysięcy, co dawa
Twa łaska, zaż trafię, jak dziękować tobie,
Czując mdłość krewkości z wielkim głupstwem w sobie?

Ciemności me jako schwalą jasność twoję?

10 
Tyś prawda a przed cię[4] ja odmienność[5] swoję

Jak stawię? Śmiertelność ma jak przed cię stanie,
Któryś bez początku i bez końca, Panie?

Więc nieczystość moja, jak bez zmazy ciebie
Dojdzie z chwałą swoją i dosięże w niebie?

15 
Zaż cię grzechów pełen chwalić mogę, Boże,

Gdyż dobry świętego tylko wielbić może?

Lecz jeśliże[6] grzeszni sławić cię nie będą,
Jeśli z płaczem głosy ciebie nie dosięgą,
Któż cię chwalić będzie, gdyś tylko sam taki,

20 
Coby był bez zmazy i winy wszelakiej?


Przyjmi, jakie mamy, modlitwy strapieni!
Grzech nas karze. Panie, przetośmy wzgardzeni.
Wyżeń go precz od nas, abyś w swojej chwale
Był z nami na ziemi a lud swój miał w cale.



XIIII.

Gdy rozmyślam, com jest, a uznawam ciebie,
Widzę cię Bogiem być a człowiekiem siebie,
Wiem cię być studnicą i źródłem mądrości,
A siebie pochopem do wszelkiej sprosności.

Sameś nieba osiadł a chciałeś, by ziemię

W pocie swym sprawując ludzkie miało plemię,
I kazałeś, aby oczy swe do nieba
Wznosili, chcąc nam dać, gdyby czego trzeba.

Żywota bez zmazy nie uproszę sobie,

10 
Doskonałość tylko gdyż została tobie,

Lecz znając nas grzeszne, tego żebrzę, Panie,
Niech wszędy na ratunk[7] mnie twa łaska stanie.


Byś nas na świat stworzył, nie ciężkać to była,
Zniszczone potopem twa moc rozmnożyła,

15 
Przez złości stracone miłosierdzie twoje

Odkupić kazało krwią, a mieć za swoje.

Takowe łaski twe zaż wysłowiem, Panie?
A odsłużyć jako możność w nas powstanie?
Jeśli sam nie targniesz a wwiedziesz do siebie,

20 
Oko żadnego z nas nie ogląda ciebie.


Ty niegodność naszę uznawszy u siebie
I prace swe dla nas, siedząc na swem niebie,
Każ głupstwu naszemu mieśce mieć przed sobą,
Prawa odżyw na nas, a daj mieszkać z tobą.



XV.

Panie, co burzliwe morze słowem skromisz
A uspokojone oka mgnieniem gromisz,
Który fundamenty, mocą założone,
Ziemskie wzruszasz, z strachem[8] wzajem tłukąc one;

Ty, mówię, wszechmocny, ty bez wieku Panie,

Przed którym drżą nieba, trzęsą się otchłanie,
Zaż się mą żałością do wieku dłuższego
Chcesz cieszyć, wzgardziwszy łzy serca mojego?

Porzuć gniew swój, Ojcze, a utrapionego

10 
Żałością chciej przyjąć za swego własnego,

Chciej od zaginienia ręką swą ratować
A łaskawem okiem postępki sprawować.

Jeśli moje złości, Panie, twój gniew srogi,
Jeśliże występki mnożą we mnie trwogi,

15 
Jeśli grzech tem karzesz, racz mię k sobie wrócić,

W drogach swoich dzierżeć a swój gniew ukrócić.

Samego ciebie znam, coś mnie słowem stworzył,
Samego ciebie wiem, coś mnie temże zborzył,
Jeśli we mnie baczysz co przykrego sobie,

20 
Proszę, odmień, Panie — poddanym jest tobie.


XVI.

Niech mi twoje imię za ochłodę będzie,
Ciebie w sercu mając niech się cieszę wszędzie,
Podaj mi za własność słowo twych ust, Panie,
Za obfite włości niech wola twa stanie

Niech, co tobie miło, me kochanie będzie,

Niech, czego ty nie chcesz, mnie się przykrzy wszędzie,
A kiedy swoję myśl k skutku skłonię Panie,
Niech, proszę, z twą wolą wszędy w zgodzie stanie.

Niech się nie weselę, gdzie ciebie nie będzie,

10 
Niech się smęcę, radniej, Boże, z tobą wszędzie,

Niech się nie weselę, gdyś Ty w gniewie, Panie,
Owszem z twoją łaską niech ma radość wstanie.

Niech, Ojcze łaskawy, Panie święty, wszędzie
Gdzie swą łaską rządzisz, mój też żywot będzie,

15 
A gdy złości wielkość przed twem okiem stanie

Proszę, bądź miłościw, odpuść głupstwo, Panie!



XVII.

Szczęście z myślą niezgodne żałość we mnie mnoży,
Insze czyniąc niżbym chciał, wszytek żywot trwoży,
I znać mi dawa,
Że nie tam stawa

gdzie pragnie,

Co wszytko stworzył;
Ten mnie nim zborzył,
bym snadnie
Zrozumiał: iż to tylko w moc podał człowieku,

10 
Myślić co chce, lecz wszytek skutek jego wieku

W ręku Wszechmocnego: ten rozdawa
Jako chęć ku sobie w kim uznawa.
Przetom ja żałości
Pełen jest za złości,

15 
Sen mnie cieszy mało,

A gdy słońce wstało,
Z frasunku śmierć sobie nad żywot obieram,
A kłopotów pełen, każdy dzień umieram.

Wszakoż, iż to wiem, Panie, kogo ty miłujesz

20 
Rozlicznie nawiedzając, jak w ogniu probujesz,

Więc cierpliwego
Liczysz za swego
i dawasz,
By myślił o tem

25 
Że z nim na potem,

przestawasz,
Swym zowiesz i znać dawasz, że to, co smuciło,
Do rozmnożenia znacznej łaski twojej było;
Gdyż pełen czas tego, iż twe trwogi

30 
Rady ku pociecham czyszczą drogi.

Mam i ja ufanie,
Że płacz mój ustanie,
A twa łaska wszędzie
Przy mnie, Ojcze, będzie:

35 
A ja ciebie chwalić, Boże, nie przestanę

Tu w ciele i ondzie, kędy z duchy stanę.



XVIII.
SONET  I.

Gdy z psem albo lwem, znaki niebieskimi,
Słońce się zetrze, w gniew się poruszają,
Płomień tak srogi potem rozpuszczają,
Że wszytko niszczą, co tu jest na ziemi.

Rzeki strwożone z brzegami swojemi

Dzieląc się, w źródła nazad się wracają:
Ziemia tła, a gdzie mieśca oddychają,
Zda się, że Etna dmie ogniami swemi.

Szukają ludzie zewsząd ogarnieni

10 
Zioła, owoce, posilenia, chłodu,

By w letnich ogniach byli ratowani;

Ja drżę — gorącem inszy zmordowani —
A z strachów równan mogę być do lodu
Przed ogniem, w którym trwają potępieni.



XIX.
INTERREGNUM II.

Gdzie są prośby nasze, gdzie wołania one,
Które k tobie były? kędy łzy puszczone,
Które sucha ziemia z oczu naszych żarła,
Gdy się k tobie, Panie, nadzieja z nas darła?

W on czas, mówię, gdyśmyć polecali siebie,

Znając twą niełaskę, wieczny Boże w niebie,
W tem, żeś króla wziąwszy, długo miał [?] bez niego,
Sercem zapalonem proszon o inszego.

Kazałeś nam wierzyć, gdy w imię twojego

10 
Syna prosić będziem, że skutek wszytkiego

Szczęśliwy nam być ma; czemuż ludu swego
Jeszcze cieszyć nie chcesz znacznie strapionego?

Dałeś nam łaskę znać w królu ukazanym,
Dałeś wielki gniew znać, stąd zaś oderwanym,

15 
A jeśliś swych sierot wszędy zwykł ratować,

Prosimy, racz teraz od nas gniew hamować.



XX.

Gdy bronisz, by moja praca i staranie
Mnie się nie zdarzało, w dziwne myśli, Panie,
Wdawasz serce moje: zwłaszcza, iż u ciebie
Biorę ich początki, Boże wieczny w niebie.

Jeśli za grzech karzesz, którymeś obrażon,

Ja, żem dawno smutkiem z pociech jest obnażon,
Bym też nie żałował, snabyś miał dość na tem,
Żeś się mnie nakarał; proszę ciesz też zatem.

Wszakeś rzekł, że z smutku pociecha róść miała,

10 
A gdzie się weselą, tam żałość iść chciała,

Ja wesołej dusze nie czuję z młodości,
Proszę, czyń początek weselu k starości.

A ja, bym też łaski twej znać nie chciał. Panie,
Jednak z twej dobroci samej sława wstanie,

15 
Lecz jeślim tak długo był skromny w żałości,

Zażbyś nie rychlej znał za łaskę wdzięczności?

Co przystoi Ojcu, czyń proszę, a moje
Rządź zmysły, by wdzięcznie[9] dobrodziejstwa twoje
Przyjmując mnie synem godnym okazały,

20 
A tu miłym czyniąc z tobą żyć podały.


XXI.

Chceszli karać kogo, nie przez mię karz, Panie,
A kiedyć występek czyj przed okiem stanie,
Wspomniawszy, że człowiek, wspomni i krewkości,
A w tem głupstwo odpuść i przepomni złości.

Pot ludzi robotnych nie może mi z ręki;

Za co ja przeklęctwo rychlej aniż dzięki
Odnoszę, i pewne do ciebie wołanie,
Abyś na swej łasce mnie pokarał, Panie.

Masz to w ręku, Ojcze, byś mi pomógł z tego,

10 
Skrzywdzonym nagrodził z podparcia twojego

Z tem, by cudza niechęć mnie nie przeszkadzała,
Gdyby k tobie w trosce dusza ma wołała.

Już to nie krótki czas (lecz ja kresu tobie
Nie składam) to tylko powiadam o sobie,

15 
Iż mnie krzywda ludzka dawno boli, Boże,

Niech, proszę, twa łaska, od niej mi pomoże.

Niechaj mnie omyje studnica lutości
I z płaczu opłóknie moje nieprawości,
Niech ma, co kto mieć ma a na prośby moje

20 
Niech też łaską twoją cieszę zmysły swoje.


XXII.

Pyszni weszli w radę, jak mnie zniszczyć, Panie,
A możnych już pewne to o mnie staranie,
Jakby utrapili we mnie duszę moję;
Lecz to cieszy, pomoc iż wzgardzili twoję.

A ty, żeś łaskawy, dobrotliwy k temu

Mieśca dość u siebie miłosierdziu swemu

Dawasz w gniewie będąc; pewnie lud złośliwy
Mną się nie pocieszy, boś jest Bóg prawdziwy.

Wzywać cię chcę a ty miłosierdzie swoje

10 
Rozpuścisz na prośbę i gorzkie łzy moje;

Dawszy mi cierpliwość, rękę swą rozszerzysz,
Chcąc, aby mnie strzegła: w tem jad ich uśmierzysz.

Uczyń znak nademną, że mnie masz na pieczy,
Aby przeciwnicy uznawszy te rzeczy

15 
Z wstydem oczy swoje odwiedli odemnie

A niech pomoc kwitnie twa z pociechą we mnie.



XXIII.

Okno, którem widzi Bóg niski świat z nieba,
Zasłoną takową zamknąćby cię trzeba,
By naszej swej woli, bystrej wszeteczności
Wieczny Pan nie widział z swojej wysokości.

Lecz jeśliże jemu, czymby zakryć oko

Świat nie ma, bo widzi wzdłuż i gdzie szeroko,[10]
Głębokość przenika, a za jakąż, Panie,
Zasłoną złość nasza bezpieczna się stanie?

Rozpuściły skrzydła nasze nieprawości,

10 
Złość brzegi wylała w nadzieję lutości

Twojej z miłosierdziem; bo, acz dawno trzeba
Potopów i ogniów, wściągasz gniewu z nieba.

Pobożność nie władnie, daj wodza takiego,
Co z jego powodu umysł do dobrego

15 
Skłaniałby się ludzki: bo w takiej pustocie

Tyś obrażon w niebie, gwałt na ziemi cnocie.


Niech dłużej nie chodziem, wszech Ojcze, błędliwi,
Niech się złosny wściąga, zakwitną cnotliwi,
Wznieć Panie swą radość, którą masz z pobożnych

20 
A wyrwi swe dzieci z rąk ludzi niezbożnych.


XXIIII.

Włajco najwyższy, czemu
W mię gniewów swoich zaostrzone strzały
Puszczasz, by ból dawały?
Jeśli to na kaźń memu

Grzechu, nie wytrwa siła bolu temu.


Powietrze nie ma tyle
Ptaszków na sobie i Neptun mniej kryje
Ryb w stokach, gdzie sam żyje,
Niźlim ja za mej chwile

10 
Ciebie obraził, przykry cudzej sile.


Jak Ociec dobrotliwy,
Co się okrutnym synowi złosnemu
Stawi, złość przykrząc jemu,
Mnie karzesz, lutościwy

15 
Daj odpoczynek, gdym tak jest troskliwy.


Widzisz, gdy słońce wstawa
Świat oświecając: noc wilgotne cienie
Po wszytkich stronach żenie[11];
Serce me żal wyznawa,

20 
Z wzdychaniem słowa, z łkaniem łzy wydawa.


Tak zawżdy zamoczone
Są oczy moje a w męce mdlejące,
Jeśli cię łzy gorące

Nie ruszą roztoczone:

25 
Swe łaski wspomni, wieki utwierdzone.


Obróć oczy chętliwe,
Z których jasnością bujać przestawają
Skrzydła, co ból dawają;
Jak gdy słońce życzliwe

30 
Światłem noc zgania i cienie straszliwe,


Pod przykrem i cisnącem
Brzemieniem żalów duszę bierze trwoga,
Ramię zwiesza nieboga,
Paść się boi, gorącym

35 
Nie wesprzeszli jej duchem wszechmogącym.


Ulży, Panie, ciężkości,
Zaby którego dnia sobie wytchnęła
W żałości, co ją zjęła,
A wzruszywszy lutości

40 
Pomni, że ratunk[12] Bożej jest własności.


XXV.
SONET II.

Proszę, mój Panie, niech daleko z strony
Młody włos mija Atrope straszliwa;
Nie, żeby dusza była światu chciwa,
Gdyż z chęcią idzie na kres zamierzony;

Lecz, iż prze złości człowiek oddalony

Od łaski twojej, w tem potępion bywa,
Daj ratunk[13], bo twa moc łaską opływa,
Abym nie ustał w skoku rozpędzony.


Gdy młodość, jak koń twardousty, bieży

10 
Na raz niedbając, czyń łaskę, a z latem

Daj mi doczekać wieku spokojnego.

Tam dusza wzgardzi — (acz jej dziś należy) —
Rozkosz omylną; a do ciebie za tem
Stęskni się; jak ptak do gniazda swojego.



XXVI.

Bym był wodzem anielskim, nie przyszłoby k temu,
Bym się na wszem spodobał, Panie, bóstwu twemu,
Moc, mądrość, świątobliwość, tak zasiadła w tobie,
Że przed nią rzecz stworzona jest brzydkością w sobie.

Użyjesz przeto łaski, gdy pobaczysz, Panie,

Że się podczas co głupie z mej krewkości stanie,
Gdyż albo złe baczenie i prostota radzi,
Albo sposób dobrego zdradnie w grzech wprowadzi.

Zamierzyłeś mi drogę powołania mego,

10 
Bym był pilen twej chwały; z stanu małżeńskiego

Podałeś mi ten zakon, a pomnięli dobrze,
Prosząc w nim twojej łaski toczyłem łzy szczodrze.

W towarzystwieś mnie mieć chciał. Daj, by się kończyło,
Jakoby z twą czcią a mą pociechą też było,

15 
Skutek mojej nadzieje, którą mam o tobie,

Widząc, niech się weselę, ciebie chwaląc w sobie.

Jeślibyś przecz karać chciał, nie zakładam miary.
Wszakoż proszę, skąd zgodne mająć iść ofiary,
Nie daj zmysłów rozrywać duchowi onemu,

20 
Co się tobie przeciwiać radzi śmiertelnemu.


Z nienawiści, gdy zgrzeszę, karz bez łaski za to,
Lecz miłości zbłądzęli, proszę, pomni na to,

Że za to twego gniewu nie chciałbym odnosić;
Wszakoż, Panie, i w tej strzeż. Tu przestawam prosić.



XXVII.

Wysokość żalów mych i kłopoty wielkie,
Gdy łzy oczy, troski serce cisną wszelkie,
Ręce i źrenice wznosiemy do ciebie,
Sieroty ubogie usłysz, Ojcze, w niebie.

Wejźry a łaskawe nam staw swoje uszy,

Niech cię żal nasz, Panie, niech cię nasz płacz ruszy,
Nie patrz na występki, bo wspomniszli złości,
Któż niewinnym będzie twej sprawiedliwości?

Tyś dobroci źródło, i to tak trwać będzie,

10 
Tyś studnica łaski nieprzebrana wszędzie,

Przeto nasze zmyły żalem obciążone
K tobie, byś pocieszył, Ojcze, obrócone.

Kiedy dzień swej nocy z słońcem ustępuje,
Albo księżyc nazad swe gwiazdy kieruje,

15 
Gdy jedna godzina drugiej z miejsca wstawa,

Chwalić Pana swego duch mój nie przestawa.

A iż miłosierdzie w ręku Pana tego
I mocna ucieczka człowieka nędznego,
Dobrze swą nadzieję Izrael zasadził

20 
Że ty, póki wiek trwa, o nim będziesz radził.


XXVIII.

Chwal Pana, póki żywiesz, sław dobroci jego,
Duszo ma: póki czujesz władza ducha swego,
Niechaj w tobie cześć jego nigdy nie ustawa,
Który tu swym do czasu, tam wiecznie żyć dawa.


Nie kładź swojej nadzieje w tych, co światem rządzą,

A za syny ludzkimi niech zmysły nie błądzą,
Odejdzie ich duch z czasem a zniszczeje ciało;
By kiedy w świecie było, znaków będzie mało.

Błogosławiony człowiek, co Jakubowemu

10 
Bogu ufa i cale swą myśl poddał jemu.

Ten ziemię, nieba, morza i co się w nich najdzie
Stworzył, sam wiecznie trwając w lutości a prawdzie.

Stróżem ten wiecznej wiary, omylić żadnego
Nie może, w nim pewna jest nadzieja każdego,

15 
Od wszelkiej krzywdy broni wierzącego jemu,

A swoją władzą dawa żywność łaknącemu.

Z więzienia swe wybawia a wzrok ślepym wraca,
Z ucisku oswabadza, choroby ukraca,
Dobre serca miłuje, sprawiedliwych broni,

20 
Do niego się podbiegły pielgrzym dobrze skłoni.


Sieroty na pieczy ma, a wdowy ubogie
Kto krzywdzi, nań wylewa gniewy swoje srogie,
Złosne[14] w niwecz obraca, sam wiecznie trwać będzie,
On Bóg, co Syon rządzi broniąc od krzywd wszędzie.



XXIX.

Rzekł Pan: włóż na mię żal i kłopoty swoje,
A ja je obrócę na pociechy twoje,
Pódźcie do mnie wszyscy, pracą zmordowani,
Bo u mnie takowym odpoczynek tani.

Ufałeś mi (mówi) a wszytki dni twoje,

Patrzały na słowa i rzeczenia moje;

Stanąwszy na mieścu miłosierdzia mego
Przedłużę w radości dni wieku twojego.

Ukażę na tobie, jak one miłuję,

10 
W których sercach k sobie ufanie najduję,

A to, żem żałości długi czas próbował.
Obfitymem dobrem nagradzać zgotował.

Nieprzyjaciół twoich żal w sercach rozmnożę,
Potomstwo po mieścach władnących rozłożę,

15 
A ciebie samego na ten kres przywiodę,

Gdzie wieczne radości mają swą pogodę.

Taką ja nadzieję czuję, Panie, w sobie,
Gdyż to wiem, że ufam nicomylnie tobie,
A iżem w łasce twej żywot ugruntował,

20 
Więc wierzę, że wkrótce będę się radował.


Będę się weselił w rychłym czasie, Panie,
Będzie długo trwało moje radowanie,
Żal mój obróci się w radość nieskończoną,
Gdyż mam swą nadzieję w tobie zasadzoną.



XXX.

Nie zejdę z świata, aż ty każesz, Panie,
By się spełniło znacznie me ufanie,
Nie zejdę z świata, aż hojnie dobrego
Zażywę z łaski Boga wszechmocnego.

Pierwszybym ja był, coć ufając, Boże,

Omylić się miał, gdyż masz takie stróże,
Co tego pilni, jakie kto ku tobie
Serce ma, albo poważa cię sobie.

Nie umrę, aż to i złośni poznają,

10 
Że też na świecie szczęśliwi bywają,

Którzyć ufają: i nie już zginęli,
Acz mizernymi u pysznych słynęli[15].

Chlubić się nie chcę, bo to sam wiesz, Panie,
Żem w tobie samym miał zawżdy ufanie,

15 
W twoję nadzieję wszedłem na tę drogę,

Gdziem się cieszyć miał, a odnoszę trwogę.

Obróć już oczy miłosierdzia twego
Widząc krótki wiek żywota mojego;
Osusz oczy me a frasunki wszelkie

20 
Obróć na dobre i pociechy wielkie.


Łacnoć to przyjdzie, gdyś Pan wszechmogący,
Wzrusz miłosierdzia i łaski gorącej;
A ty, coś zbawił dawszy się na mękę,
Ratuj, niż ginę, ściągnąwszy swą rękę.



XXXI.

Twego ratunku, Boże,
Pełny łaski, lutości,
Przeciw wężowej złości
Wzywam: bo w sercu łoże

Moim ma, pewnie bez ciebie mnie zmoże.


Ciebie szukam, mój Panie,
Chcąc ci zlecić swą trwogę,
Lecz cię naleść nie mogę,
Bo zawżdy obłok wstanie

10 
Z mych grzechów, tłumiąc me w tobie ufanie.


I światło mi zasłania
Twoje, o słońce wieczne,

A tak siły serdeczne
Złosny nałóg w sak wgania;

15 
Zginę bez twego, Panie, ratowania!


Oświeć, Boże, ciemności,
Jak słoneczne promienie
Zganiają przykre cienie,
Gdy obłoczne czystości

20 
Przez zachodzących chmur mienią własności.


Iskierka, chocia mała,
Twej łaski dobrotliwej
Za pochodnią w błędliwej
Drodze niechby się stała,

25 
By ją strudzona dusza wodzem miała.


Abym wżdy torem jakim
Trafił, gdzie ty przebywasz,
Daj mi, gdyż to dać mi masz.
Nie daszli, kształtem takim

30 
Mało po inszem mem dobrem wszelakim.


Jeśli cię mniej miłuję,
Niż mam, i to wyznawam,
A swój mdły zmysł wydawam,
Z tym ciężarem, co czuję

35 
I który więtszy niż swą moc najduję,


Wznieść się nie mogę, Panie,
Przed troskami i żądzą,
Które w sprosnościach błądzą;
W tem opuszczam ufanie

40 
K tobie, o którym miałem mieć staranie.


Lecz gdy promień żywiący
Puścisz twojej lutości

Na chęć, co jak w[16] ciemności
Gościniec ma[17] wiodący

45 
Do światła twojej dobroci, władnący,


Wtenczas, o Boże wieczny,
Wszelkie inne pokłady,
Jak te, co pełne zdrady,
Wzgardziwszy, już bezpieczny

50 
Do ciebie skłonię swój umysł serdeczny.


[XXXIA][18] PYCHA.
SONET  III.

Pani wszech złości, równa do macierze,
Bogu przeciwna, człowieku szkodliwa,
Duchu, skąd burza z nawałnością bywa,
W której[19] świat pływa jak czółn po jezierze,

Twardy krzemieniu, skąd srogi smok bierze

Płomień, gdy na to chciwy[20] dusz przygrzewa,
Popędliwości, skąd człek[21] upad miewa,[22]
Acz nędzny, szczęśliw[23] nad inne w swej wierze.

Fałszywa, sprosna, harda i nadęta,

10 
Śmiałości, wzgardy pełna, wszech marności,

Dla której się płacz mnoży a wzdychanie;

Prze cię, okrutny dziwie, jest odcięta
Nadzieja, żeby człek mógł żyć w radości;
Dla ciebie w świecie strach z uciskiem tanie.



XXXII.

Co to, Panie? nie rozumiem,
Iż ja zwyciężyć nie umiem
Swoich upornych krewkości,
Które się ciągną do złości.

Ciebie proszę, sam się boję,

Sna na się biorę i zbroję,
Zbroję twoję, Panie wieczny,
Wżdym w upadku niebeśpieczny.

Acz znam, że twoja tarcz mocna,

10 
Lecz inszym, nie mnie, pomocna;

Drugie uchrania od złego,
Jam sam nie jest godzien tego.

Duch zły walczy, ten wygrawa,
A mnie w twą niełaskę wdawa,

15 
Wdawa mnie w gniew i to czyni,

Że mnie twój sąd często wini.

Karz mnie, Panie, bij[24] za złości,
Wydawam ci swe krewkości,
Wydawam samego siebie,

20 
Bym jedno przejednał ciebie.


XXXIII.
POPIELEC.

Bierzcie popioły na się, ciała poniżone,
Sypcie ziemię na głowy, na pamiątki one,
Żeście z ziemie stworzone, w proch się obrócicie,
Bujną myśl zacności swej nie poprawicie.


Nakłoń głowę ku ziemi, serce wznieś do Boga,

Przed którego oczyma nogi twojej droga,
Który żywota twego, niżeś się urodził,
Stopy wszytkie policzył dróg, w którychbyś chodził.

Drogi twoje przed wiekiem sznurem wymierzone,

10 
Ścieżki twoje przed jego okiem rozważone,

Uznał każde stąpienie a jak świątobliwe,
Wszem ukażą wyroki pańskie sprawiedliwe.

Kto podobien jest jemu? Kto przed nim praw stanie?
Gdzie rzecznik, by cię bronił, gdy Pan na sąd wstanie?

15 
Kto powie drogi jego, albo kto to rzecze,

Że Pan zły, a tem jego sprawiedliwość zwlecze?

Pycha z twoją hardością aczby się podniosła
I nogi nad obłoki, głowę wyższej wzniosła,
Jednak śmieciami będzie od onych rzeczona,

20 
Którym, by człek w proch się stał, sprawa polecona.


Przeto lepiej za czasu naleść swym wyrokiem,
Żeśmy niegodną ziemią, a przed onym okiem,
Które widzi zakrytość serca wszelakiego,
Opuściwszy bujną myśl, bierz się do dobrego.

25 
Tak nie rzeczem: kto mi da, bym się skrył w otchłanie,

Póki twój gniew nie minie, lutościwy Panie?
A uznawszy, że wiatr są dni żywota wszego,
By nas Pan w nich pamiętał, rzućmy się do niego!



XXXIIII.

Dasz wiele dobra, gdy się nie spodzieję,
Acz dotąd, Panie, omylną nadzieję
W sprawach podawasz, a im pilniej proszę,
Tem mniejszy skutek z łaski twej odnoszę.


Chcesz to podobno pokazać na oko,

Że gwiazdy one, co świecą wysoko,
Nami tu rządzą, co na ziemi siedziem,
A ty mało dbasz, jak swe sprawy wiedziem.

Gdyby tak było, to prośba do ciebie

10 
Byłaby próżna, próżno oko z siebie

Łzyby toczyło, więc zatem ufanie
W Marsie, niż w tobie, pewniejszeby, Panie.

Lecz ja egipskiej wiary nie znam w sobie;
Nie gwiazdam, Boże, lecz dawam cześć tobie.

15 
Nie w podejźranych dniach, żałość dających,

Lecz nadzieję mam w twych skrzydłach władnących.

A iż tak wołam i głos mieszam z łzami,
Niech się to dwoje zjawi między nami,
Niech twoja łaska miłosierdzia wzruszy

20 
A radość wznidzie mej troskliwej duszy.


Duszy mej radość a cześć z chwałą tobie
Uroście, Panie: tylko niechaj sobie
Łaskę uproszę. Lecz nie co mnie miło,
Owszem, co ty chcesz, niechby, ojcze, było.



XXXV.

Panie przedniejszy z wieków, ojcze ludzki, tobie
Wszytko władzą przyznawa to, co świat ma w sobie;
Ucieczkąś nam był zawżdy czasów przepuszczonych
I ratunkiem w przykrościach godzin utrapionych.

W on czas, gdy bez porządku wszytko się mieszało

A godzin i własności swoich nic nie miało,
Niż obłoki na góry wyniosłe patrzały,
Niż ziemie skryte skarby ludziom ukazały,


Niż cienie jasne słońce ze dniem rozłączyło,

10 
Wszytko moc twoja, Panie, i słowo rządziło,

Ciała który zabijasz, śmierci je w moc dając,
Co nie były, żyć każesz, dusze w nich wzbudzając.

Tysiąc lat by też było wieku człowieczego,
Nie więcej jak mrugnienie będzie oka twego,

15 
Nie więcej będzie nad czas dnia przeszłego wczora,

Nie dłuższy nad godzinę zeszłego wieczora.

Porażasz, bierzesz wszytko a, jak wichrem, łomisz,
Podobne odmiennych snom czyniąc, które tłomisz;
Jak prędko ścięty kwiatek swą ozdobę traci,

20 
Tak rychło krasę człowiek, gdy się z śmiercią braci.


Jak wdzięcznie kwiat różany wschód słońca rozbija
I, gdy w Ocean wchodzi, listeczki zawija,
Tak twa łaska człowieka tu, na świecie, zdobi,
A w niwecz gniew obraca i na głowę robi.

25 
Okiem przenikającem nasze widzisz złości

I nic nie jest skrytego twojej wszechmocności,
A ilekrocieśmy cię, Panie, przegniewali,
Przemiennej mgle dni swoje podobneśmy znali.



XXXVI.

Z pamięci schodzą czasy żywota naszego
Nie inaczej, jak słowa rzeczenia ustnego;
Siedmkroć dziesięć własny kres ludzkiego żywota,
Oprócz w kim przyrodzenie czyrstwe i ochota;

Do tego nad dwoje pięć jeśli co przybędzie,

To boleść a sidła śmierć stawiająca wszędzie;
To już wskok gaśniem, Panie, chodząc umieramy,
Właśnie jak ptak, co patrząc z oczu go zbywamy.


A jeśli z zamierzenia twego nam to roście,

10 
Jacyż, Panie, przyspieszą za twym gniewem goście?

Gdyż według spraw każdego odpłata od ciebie;
Nic się oku nie skryje władnącemu w niebie.

Przeto mi liczbę moich dni racz wiedzieć, Panie,
By się człek umiał sprawić, niż przed twój sąd stanie

15 
Skłoń ku mnie łaskawą twarz, porzuć gniew, a swoje

Miłosierdzie wzruszyć daj na wołanie moje.

Nasze serca mądrością oświeć, dobrotliwy,
By swój wiek mógł wesoło wieść człowiek wstydliwy;
Napełni nas radością, któreś ufrasował,

20 
A różnymi kłopoty ich wieki sprawował.


Daj wiedzieć sprawy swoje, daj, niech wszyścy znamy,
Jako ciebie, możnego, skłonnym k sobie mamy;
Ukaż nad nami lutość, a swoje[25] zbawienie
Niech widzi w miłosierdziu ludzkie pokolenie.

25 
Co nasze zmysły zaczną, kończ, ojcze łaskawy,

Niech początek i koniec z ciebie biorą sprawy,
Niechaj myśl nic takiego w serce nam nie wwodzi,
Prócz tego, co zbawienie i twą łaskę rodzi.



XXXVII.

A długoż, Panie, ta moja błędliwa
Dusza bez twej światłości
Chodzić za zmysłem będzie żałobliwa,
Który, jak wódz chytrości,

Onę załudza w drogi omylności?[26]

Długoż mi, ojcze, swe uszy chcesz stawić
Od lutości zamknione,
Co cię przywiodła nas od złego zbawić,
A członki uświęcone

10 
Drogą krwią polać, w śmierć z hańbą dać one?


Wżdym rąk twych praca, i mnie, dobrotliwy,
Chcąc z mocy wziąć wężowi
Złosnemu, który tego pożreć chciwy;
Coć ufa jak ojcowi,

15 
Krew swą niewinną dałeś w moc katowi.


Cóż za ratunk[27] da śmierć twa mnie, nędznemu?
Daszli zbójcy dni moje?
Mdłego, bez władzej, strasznie walczącemu
Przeciwnikowi, — a zbroje

20 
Z tarczą mi nie dasz, bym krył siły swoje?


W tobie nadzieję swą mam utwierdzoną;
Z inąd niemasz podpory
Przeciw łupieżcy, co jak wilk straconą
Owcę porwawszy skory,

25 
Od pasterza mknie w pustostraszne bory.


Wysłuchaszli mnie, wzbudzisz głos wesoły
Przy lutniej stron zgodliwych,
Opuszczę żałość, chwaląc cię z anioły,
Tak iż Tatar straszliwych

30 
Mój rym dosięże i w kraj Maurów mściwych:


Sławiąc, jak przez cię nieba są stworzone,
Ich ubiór z gwiazd błyszczących,
Że równe łąkom, gdy kwiat zdobi one,

A śród światłem cieszących

35 
Z księżycem liczbę żywiołów chodzących;


Jakoś dał słońcu ciepła moc niezmierną,
Co źrenicą władnącą,
Ojcowską chęcią napełnione, wierną,
Czyni ziemię rodzącą,

40 
Obfitą i wszech skarbów dodającą,


Które z twych wiernych wyroków w krąg chodzi
Koło ziemskich niskości,
Dzień krótki z zimnem, z ciepłem długi wodzi,
Pełne wszelkiej czułości,

45 
Warkocze mając z promieńmi jasności, —


I[28] insze chwały, których ty masz więcej,
Niż kropl deszcze puszczone,
Kwiaty, chwil wdzięcznych dary, zliczysz prędcej
Od ciebie rozsadzone,

50 
Gdy kwiecień w perły strojąc złoci[29] one.


XXXVIII.
ZAZDROŚĆ.
SONET  IV.

Co strasznym jadem kropisz, dziwie srogi,
Cudzem złem żywiesz i w łzach rozkoszujesz,
A kiedy kogo wesołym najdujesz,
Z żałością w tobie różne wstają trwogi.

Matko niechęci, zarazo ubogiej

Miłości, z szkód rozkosz, żal z szczęścia czujesz,
Niezlicznych kuńsztów i sideł probujesz
Na skazę, w kim wiesz skarb godności drogiej.


Znikni z świata precz, nasienie wszech złości,

10 
A kwap się odnieść w państwa wszem wzgardzone

Członki własnemu sercu tak szkodzące.

Tak ujźrym święte dowcipy kwitnące,
Wdzięczność wszech ozdób, skrzydła rozszerzone
Duchów szlachetnych do wdzięcznych radości.



XXXIX.

Kazałeś prosić w imię twe, prosiemy,
Chryste, wodzu nasz! Przecz nie odnosiemy
Skutku swych płaczów, sieroty ubogie?
Przedsię swe srogie

Wylewasz gniewy; a myśmy słyszeli,

Że wszędy pomoc twoję oni mieli,
Którzy w swym żalu wołali do ciebie,
Co mieszkasz w niebie.

Sława twej kaźniej do nas przeskoczyła,

10 
Lecz i dobroci twej wiadomość była,

Gnieweś pokazał, niech w nim łaskę znamy,
Póki dychamy.

Naszy przodkowie acz grzeszyli tobie,
Jednak, gdy serca uniżali w sobie,

15 
Krewkości ludzkie wiedząc, toś znać dawał,

Żeś rad ratował.

Sieroctwa nie chciej rozmnażać nad nami,
Ni według złości obchodzić się z nami,
W sąd nas nie ciągni, bo straconą mamy;

20 
Sami to znamy.


Gdyś w gniewie, pomni miłosierdzie twoje,
Przeciw twym strzałom żadnej niemasz zbroje;

A chceszli karać, daj, w nas, ojcze, będzie
Cierpliwość wszędzie.



XL.

Przecz się kupami wodzą ludzie, a swe jady
Z próżną myślą mieszają? Przecz książęta rady
Czynią, chcąc się sprzeciwić Bogu wszechmocnemu,
Pomazańca chcą widzieć, na wzgardę onemu?

Wybijmy się z niewoli (mówią), a ich troki

Rzućmy z rąk swych, a puśćmy sławę w świat szeroki!
Lecz, co mieszka na niebie z ich spraw się uśmieje,
Ukazując, jak słabo sadzą swe nadzieje.

Sfuka je rozgniewany a ręki władnący

10 
Moc puści i wyrzecze[30] dekret wszechmogący,

Wspomni, że on na górę Syon króle wsadza,
A ta przez upor żaden nie zginie mu władza.

Opowiem wyrok jego, który czynił do mnie:
Tyś mój syn, jam cię spłodził, a jeśli chcesz po mnie,

15 
Dam ci krąg świata tego i lud w nim będący,

Niech je trze wola twoja, kruszy duch władnący.

Przeto sprawy narodów mądrze pieczołujcie,
A tym, co ludzie sądzą, drogi ukazujcie,
Służcie Bogu w bojaźni, bo ten wszytkim władnie

20 
Wykrzykajcie ostrożnie, bo zasmuci snadnie.


Całujcie syna mile, by jego gniew srogi
Nie wypadł[31], a wybyście zginęli w pół drogi;
Strzeżcie, by wam nie szkodził płomień gniewu jego;
Błogosławion, kto bierze nadzieję od niego.



XLI.
INTERREGNUM STEPHANI.

Rozerwałeś nas i odrzucił, Panie;
Rozgniewałeś się, stąd płacz i narzekanie;
Zatrząsłeś ziemią rozdwoiwszy onę,
A trwogi pełno, w którą pojźrysz stronę.

Dałeś nam to znać, jakoś jest straszliwy.

Nawróć się do nas, ojcze dobrotliwy,
A uśmierz gniew swój, coś nas nim poraził,
Niechby pogany a nie twój lud kaził.

Wszak to nie pierwszy, co byli zwątpili,

10 
Jednak z swą sławą przeciwniki bili;

Wskrześ i w nas serca dla imienia twego,
Jeśli przepomnieć nie chcesz ludu swego.

Wyciągni rękę, wyswobodź swe, Panie,
Co k tobie z płaczem puszczają wołanie;

15 
Twoi wybrani niech twą łaskę znają,

Gdyż w tobie samym swą nadzieję mają.

Kto nas przywiedzie w mury utwierdzone,
Kto lud uskromi i nawróci one?
Zaż nie ty, Panie, któryś nas rozproszył

20 
Acześ się w pole w wojskiem swem nie ruszył.


Przysiągł Pan wieczny na swe imię święte —
(Stąd w mojem sercu wesele przyjęte):
Zmierzę krąg świata, lud przebiorę sobie,
Czyniąc wolą swą ściągnę ręce obie.

25 
Daj radę w trosce, bo tyle w człowieku

Rozumu niemasz, aby w takim wieku
Rzeczom radzić mógł; w tobie jest ufanie,
Że przeciwniki dasz nam gromić, Panie!



XLII.

Zatwardziłeś me serce, Panie, a we złości
Puściwszy, zaślepiłeś mych zmysłów własności
Tak, iż cokolwiek pocznę, zda się wszytko dobrze;
A ty się tem obrażasz, zatem karzesz szczodrze.

Nie gościem żałość u mnie, która łzą me oczy

Zatapia a frasunkiem rzewnym serce tłoczy,
W płaczum tu na świat przyszedł, pókim nie znał ciebie;
W płaczu i dziś wiek tracę, acz cię wiem być w niebie.

Kiedy milczę, łzy leję, — jeśli cię też wzywam,

10 
Płaczę z czasów żałosnych, których tu zażywam;

A choć wszytka nadzieja puszczona do ciebie,
Wżdy w płaczu dusza tonie a ja nie znam siebie.

Odmień troski, mój ojcze, pociągni ku sobie,
Policz mnie między twoje, a łaskę po tobie

15 
Niech znam, ja nędznik, kiedy; gdyż już wieku mego

Mniejszy kres, niż go było za czasu przeszłego.

Jeśliż więc, iż cię gniewam, nie chcesz nic uczynić,
Uczyń dla sławy swojej, a nie dopuść wynić
Swojej niełaski, Boże, by się rozpaczało, —

20 
Cobyć się barziej gniewać, mnie ginąć, kazało.


Nikt mnie podnieść nie może, jedno ty sam, Panie,
Nic potłumić, jedno twe własne rozkazanie;
Kiedy mnie w proch obrócisz, coć za sława będzie?
Będzieszli błogosławił, rozsławię cię wszędzie.



XLIII.

Izaż godzina przejdzie, w którąbym ku tobie
Gorzkim duchem nie westchnął o ratunek sobie,
Ciebie prosząc, mój Boże, niech wnidzie przed twoje
Oblicze długa prośba i wołanie moje.


Dni żywota mojego wniwecz obracają

Łzy z żałości, którą znam, a w otchłanie pchają;
Podobnym ciałom[32] onym, co groby zaległy
A przez śmierć troski w świecie i władzej odbiegły.

Zrównałem się z onymi, co w ziemi złożeni

10 
Na stronie, od ręki twej, i już zapomnieni:

Tak wiele mnie żałości z smutkiem ogarnęło,
Że mi władzą i pamięć z baczeniem odjęło.

Znacznie się tedy gniew twój wylał, Panie, na mię;
Na mię się wylał, mówię, czego i w tem znamię,

15 
Żeś chętliwie oddalił przyjacioły moje,

Co dawali w żałościach życzne rady swoje.

Dałeś mnie im na wzgardę i tameś posadził,
Skądbym do ciebie nie mógł, ni ty o mnie radził,
Już źrenica gorzkiemi łzami wypłynęła,

20 
Wszytkie zmysły me gasną, nadzieja zginęła.


Lecz wspomni, Panie, proszę, co za korzyść tego
I jeślić chwała może rość z zatraconego?
Zaż łaskę twą wysławi, kto w otchłaniach siędzie?
Zaż (niestetyż) umarły ciebie wielbić będzie?

25 
Wzdycham ku tobie w nocy, a niż słońce wstanie

Uprzedza cię prośba ma: wżdyś zaniedbał Panie!
I czemuż mną tak gardzisz, Boże wszem władnący,
Przecz oblicze odwracasz, w lutości słynący?

Nędznym ja proch, o Panie, a z młodości mojej

30 
W niwecz mnie kazi prawie strach niełaski twojej.

Jużem zwątpił w ratunku, śmierci czekam tylko,
A władzej członków moich gorzkich godzin kilko.


Nademną uczyniłeś stek przykrych żałości,
Zawarłeś nad mą głową głębokość ciężkości,

35 
Czekając twej pomocy w mej teskliwej sprawie

Osłabiałem w nadziei i sna zwątpił prawie.

Opuścił miłujący, a powinny, Panie,
Odstąpił, rozumiejąc, że moje ufanie
W tobie na pośmiech wyjdzie[33], a ty, żeś odrzucił.

40 
Okaż, proszę, żeś jeszcze zgoła nie porzucił!


XLIV.

Wiem, o przednie władnący,
I niegodnym się czuję
Twej łaski pałający,
Lecz cię godnym najduję,

Bym cię czcił miłujący,

Jak od stworzenia ma czczon być tworzący.

Uczynić możesz godnym,
Gdy ogniów swych płomienie,
Co cieszą sługom zgodnym

10 
W nizkiej skrusze sumnienie,

Wzniecisz w mym duchu drobnym,[34]
W nowym człowiecze mnie czyniąc powodnym.

Ziemiam jest wysuszona,
Płonna i nierodzajna,

15 
Lecz przez cię odwilżona,

Snadnie[35] obfitodajna.
Jak łąka w kwiat upstrzona,
Będzie dusza ma[36] w cnoty ustrojona.


Odwilż ją ubłagany

20 
Wdzięcznym potokiem onym

Twym, co jest nieprzebrany.
Daj mi być oczyszczonym,
Gdym złościami zmazany,
Ojcze, w lutości od wieków uznany!

25 
Tak — z owocem i z kwiatem —

Jak w roli uprawionej
Barw różność wstanie, zatem
Dasz oko ozdobionej
A twym skarbem bogatym

30 
Uczczona, być cześć dała, będzie na tem,


Aby, za niewdzięcznością
Tak hojnych darów twoich,
Przyrodzenie z krewkością
Nie brało kaźni swoich;

35 
Gdyż ciało swą krnąbrnością

Częściej się bawi, niż jaką wdzięcznością.

Jako gdy wiatr łagodny,
Co z słońca wschodu wiewa,
Gdy więc, światłem niezgodny,

40 
Chmurą niebo odziewa,

Obłok ów niepogodny
Zganiając, czyni czas i dzień nadobny —

Tak przed duchem strapionym,
Prośb moich wypuszczonych

45 
Chocia nędznym, zemdlonym,

Dni i nocy straconych,
Panie, w czasie skróconym
Niech twój gniew zgodzi, którymem strwożony.

Zaby wżdy pożądliwy

50 
Dzień się mym oczom zjawił

I osuszył rzewliwy
Płacz, co mnie zmysłów zbawił.
Inszej, o lutościwy,
Ucieczki nie mam, ojcze dobrotliwy.



XLV.
GNIEW.
SONET.

W tym twardym wieku rozum ustępuje
Gniewom, ten wzrusza ziemię z niebem złością,
A prawie oślep, wszelaka możnością
Na cudzą skazę siły swe gotuje.

Miłość na świecie kres władze swej czuje,

A wszelkie mieśce — nienawiści włością.
Gwałt krzywdy szuka, szkoda tuż z chytrością,
Krew a łzy tocząc w skargach rozkoszuje.

Alekto węże pochodnią straszliwą

10 
Miece, co gorsze umysły przodkują,

Wszędy beśpieczne mając władze swoje.

Furya, którą ludzie panią czują,
Miłość precz z świata zagnała, prawdziwą
Szczyrość, pobożność, zgodę i pokoje.



XLVI.

Wysłuchaj, Panie, prośby i wołanie moje,
Niech wzgardzone nie będą mych gorzkich łez zdroje,
Porusz swej przeciwko mnie ojcowskiej miłości,
A wybaw od pośmiechu i od zelżywości.

Zatrwożył nieprzyjaciel, wzruszył nieżyczliwy,

Niechętny mnie zasmucił, utrapił złośliwy,

Potwarca[37] jad swój wylał w gniewie dusze mojej,
Uraził mnie wszetecznik w mocy władzej swojej.

Serce me[38] we mnie zgasło, a bojaźń trapiąca

10 
Osiadła zmysły moje, więc trwoga burząca

Przypadła na mię, Panie; ciemność obtoczyła
Ozdoba potłomiona, jeśli jaka była.

Często sobie rozmyślam: kto skrzydła przyprawi,
A jako gołębicę na puszczą wyprawi?

15 
Szukać chcę tych sposobów, bym od złosnych zbieżał,

A precz ludzi wszetecznych (niestetyż) odbieżał.

Czekałem ciebie, Panie, byś pokorę moję
Wybawił z nawałności, a przez dobroć twoję
Ich języki utulił i wywrócił radę;

20 
Jakoż i teraz w tobie ja nadzieję kładę.


Do Pana wołać będę, a Bóg mnie wybawi,
Rano i o południu, bo ten sam wysławi;
Z wieczora, o północy k niemu ręce swoje
Wynoszę, bo on może zmocnić nogi moje.

25 
Nań składam swe uciski, a on wyswobodzi;

Jemu żal swój poruczam, bo mnie ten ochłodzi;
Nie da zginąć na wieki, kto w nim ma ufanie,
A choć kto w sobie zwątpi, gdy on chce, powstanie.



XLVII.

Boże mój, o Boże mój, przeczżeś mnie porzucił,
Oddaliwszy zbawienie, na stronęś odrzucił?
Boże mój, wołam przez dzień a odwracasz uszy,
W nocy ręce wynoszę, wżdy cię to nie ruszy?


Ozdobo Izraelska, co w świętych przebywasz,

Przeczże tak przeciwko mnie swych gniewów używasz?
W tobie ojcowie naszy swe ufanie mieli,
K tobie, Panie, wołali, gdy się cieszyć chcieli.

Wybawiałeś je, Boże, według ich nadzieje,

10 
Słuchałeś, gdy prosili. Mnie się inak dzieje;

Alem ja robak, Panie, a nie człowiek iście,
Wzgarda i brzydkość ludzka, baczę to sam czyście.

Kto widzi, urąga mnie, mówi głową chwiejąc:
„Ufał Bogu, wyrwie go“. A ze mnie się śmiejąc

15 
Wzruszają me żałości i w gniew pobudzają;

Niech, Panie, twoję pomstę, niech żal z kaźnią znają.

Boś ty jest, coś z żywota wywiódł matki mojej;
Z dzieciństwa nie miałem ja nigdzie indzie swojej
Ucieczki, bom dobrze znał, żeś na świat wystawił,

20 
A przeto, skorom ożył, tobąm swą myśl bawił.


Nie oddalaj odemnie miłosierdzia swego,
Bo ucisk tuż nademną, a nie wiem inszego,
Ktoby mnie z niego wyrwał; psi mnie obskoczyli,
A złośni swoją radą w koło obtoczyli.

25 
Rozdarli swe paszczeki, jak lwi głodni, Panie;

Za czem w łzy się zmieniło serce, a żal tanie.
Ciało me jak skorupa, wyschły usta moje,
Prze zemdlenie języka czują bole swoje.

W niwecz się obróciły ozdoby i ciało;

30 
Od człeka spróchniałego jestem różny mało;

Nawróć swe oczy ku mnie, ojcowskiej miłości
Wzrusz, strzegąc od zginienia dusze i krewkości.



XLVIII.
KOLĘDA.

Cicho na wszytkie strony, pokój kwitnie z zgodą,
Królowie państwy rządzą, każdy w swem bezpieczny;
Lecz nie wiem, przecz się trwożą tak piękną pogodą,
Drży piekło z Lucyperem, ogień gaśnie wieczny.

Dawniejsze gwiazdy nowym placu ustępują,

Niezwykłe światło nocne cienie wyrzuciło,
Niebo wesela pełne, i ludzie to czują,
Wżdy się z strachem pytają, coby to znaczyło.

Weszła piękna latorośl z korzenia Jessego,

10 
Ta wdzięcznie zakwitnąwszy wzgórę się wyniesie

I będzie odpoczynkiem Ducha wszechmocnego,
A ta (jak prorok mówił) swobodę swym niesie.

Królowie się lękają, bo o tym rzeczono,
Iż on ojca Dawida stolicę osiędzie,

15 
Wybawi lud z niewoli; k temu przyłożono,

Iż na ziemi i niebie sam królować będzie.

Z brzegów swoich wylały niebieskie lutości,
Aniołów obłok pełen pasterze widzieli:
„Urodził się Zbawiciel wiernym ku radości,

20 
W Dawidowem miasteczku“. Tak od nich słyszeli.


Ludzki naród w łaskę wzięt, występkiem zhydzony,
„Chwała Bogu na niebie“ (tak kory śpiewają).
„Pokój ludziom na ziemi mocno utwierdzony,“
Stąd anieli swą radość głośnie wyznawają.

25 
Bóg się z człowiekiem złączył, wdzięczni się znać dajmy,

Szatan zwalczon[39] a jego siły nie władają.

Chwalić Pana z anioły nigdy nie przestajmy,
Niech go sławi języki, niech serca słuchają.



XLIX.

Dziwne sposoby w umysł mój przywodzisz,
A dziwniejszymi nazad je wywodzisz;
Bo acz ja w tobie nadzieję pokładam,
Wżdy, miasto pociech, w kłopoty upadam.

Stąd dziwne, Panie, mniemanie o tobie

W mym sercu roście, gdy rozbieram sobie:
Kto cię zaniedba, ten kwitnie w radości,
A kto cię strzeże, rzadko bez żałości.

Złośliwy włada, rządzi niewstydliwy,

10 
Mało u ludzi waży sprawiedliwy,

Ty żalem nędzisz, a stad człowiek złośny
Bierze swą śmiałość na pośmiech żałosny.

Aczby tak nieźle, gdyby kto podołał
Znosić z pokorą, gdyś w ucisk powołał;

15 
Lecz krewkość pragnie, by to ludzie znali,

Że i na świecie szczęśni, coć ufali.

Jeśli doświadczasz, zaż potrzeba tego?
Gdyż przyrodzenie, moc, krewkość każdego
Tyś z swej władzej dał, a niżliś świat sprawił,

20 
Kres każdego, bieg, jakoś chciał, ustawił.


Chytremuś moc dał ustrzedz się złosnego,
Prosta uprzejmość pośmiechem zdradnego,
Złemuś dał szczęście, gdy przemysł kieruje,
A szczyra cnota na szwanki styskuje.

25 
Lecz ludzkie błędy czemuż, Panie, liczę,

Gdyż je znasz lepiej; a ja tylko życzę

Z pokorą prosząc, byś nadziejej[40] więcej
Szalić mną nie dał, lecząc ból co prędcej.



L.

Dobrodziejstwa, Panie, twoje
Przechodzą dowcipy moje,
Baczenie z zmysłem ustawa,
Język godnych słów nie dawa,

Wżdy z tych każde chwali ciebie;

Tobie cześć dawają w niebie,

Tobie dziękują, co światem
Wiecznie rządzisz, a ty zatem
Nie racz gardzić, acz podłemi,

10 
Dzięki i ofiary memi;

Gdyż dać równe łaskam twoim
Niemożna krewkościam moim.

Bądź pochwalon, żeś prowadził
I ojcowskie o mnie radził,

15 
Strzegąc, by żal z złej przygody

Nie mógł mieć na mię pogody.
Śmierciś mnie wyrwał z paszczeki,
Bądź wielbion, Boże, na wieki.



LI.

Twej łaski promień, Panie wysokości,
Jak kaganiec przenika,
Tak iż nie grzeje serca oziębłości;
Przeto mnie letnie tyka

On jasny płomień z ognia twej miłości.

Spuść jednę iskrę swej władzej potężną,
By nie tylko rozgrzała
Duszę, co w dobrych skutkach niedołężną,
Lecz aby w umysł dała

10 
Swem światłem świętem, wolą niezwyciężną,


Bym twą gorącą miłością ujęty,
Tego świata zabawy
Na ziemię zrzucił jak ciężar przeklęty,
Z[41] dusze; a te[42] sprawy

15 
Duch brał, by w niebo, skąd jest, zaś był wzięty.


Jestem jak ziemia płonna, nie sprawiona,
Co pożytku nie dawa,
Kiedy nie sieje ręka w tem ćwiczona,
I pług w rok nie postawa,

20 
Ani ma, czemby była odwilżona.


A jeśli twojej niezmiernej lutości
Nieprzebrane potoki,
Co zawżdy płyną w wielkiej obfitości
Z wiecznej góry, wysoki[ej],

25 
Jej nie skropią — tak, jak w letnej suchości,


Gdy w kanikule nieba ognie dają,
Łąki, role spalone[43],
Że pola swych traw, rzeki wód zbywają —
Będę nagim, stracone

30 
Będzie, co siły me z twej łaski mają.


Chętnym jest; cóż, gdy z chęcią się nie może
Zrównać mdła moja władza,
Gdzie ty nie wesprzesz, mój Panie i Boże?
Bo troska, co przechadza

35 
Zmysł nędzny tłumiąc, w sercu ma swe łoże.

Bez twej pomocy duch władzą utraca,
Gdy ciężar niezmożony
Kamienia, który pchając kołem tacza,
Z góry w dół upuszczony;

40 
Z niebem i sobą w gniewie Syzyf wraca.


Lód z dyamentu stop, i zatwardziały
Z zastarzałych nałogów,
Co tak serce zjął, żem cię niedbały,
Lecz tyle mam swych bogów,

45 
Ile nadziejej żądze podawały.


Daj, aby czuła twój ogień grzejący,
Co lodem obtoczona,
Dusza występna, a w cnotach kwitnący,
Od złości odwiedziona,

50 
Nie wracała się do chęci błądzący.


LII.
LENISTWO.
SONET.

Sprosna zarazo, niechęci złośliwa,
Która swe dobro wzgardą prześladujesz
A w próżnowaniu tęsknicą wiek psujesz,
Ni cię strach w niebo, ni nadzieja wzywa.

Mrozie, prze który duch śmiałości zbywa,

Ty przedni owoc suszyć usiłujesz,
Co pożyteczno, zniszczyć pieczołujesz,
A to, co szkodzi, w twem kochaniu pływa.

Sługo piekielna, już ja rozbrat z tobą,

10 
Gdyżeś przeciwna sama swej ozdobie,

Tylko czas tracąc rozmnażasz ciężkości.


Wędruj, bo dobry robi dla godności.
A ty, gdzie tylko mieśce zajmiesz sobie,
Gnuśności, przedni jad wleczesz za sobą.



LIII.

Na skazę moję wyciągnąłeś rękę
Lecz jednak tobie, Boże, czynię dziękę,
Że mój grzech karać tu jest milej tobie,
Niżbyś mnie ondzie miał brzydkim mieć sobie.

Rękęś wyciągnał; dałeś moc gniewowi,

Ojcze, przeciw mnie, złosnemu synowi;
Krnąbrnemu sercu otworzyłeś oczy,
By znało, jak źle, kogo twa moc tłoczy.

Lecz, Panie, gdy w sąd będziesz chciał wniść ze mną,

10 
(Czego, proszę cię, nie wszczynaj nademną),

Racz pomnieć mą chęć, którą mam o tobie;
Cóż, gdy bez ciebie trudno radzić sobie.

Małać, Panie, cześć z rzuconych do grobu;
W piekle nie widzę twej chwały sposobu,

15 
Życz zdrowia, Boże, życz, ojcze, swej drogi,

Pomocy udziel krewkości ubogi[ej].



LIV.

Pan mój i Bog mój rozgniewał się srodze
Na sługę swego, a złorzecząc jemu:
„W płaczu i pocie i nieznośnej trwodze, —
Rzekł — będziesz miał chleb ku pokarmu twemu.“

Przeto duszy mej tak ciężko, niebodze[44],

Przeto duchowi tak ciasno mojemu:

Twarz od ucisku, od wołania uszy
Pan mój odwrócił, więc lutość nie ruszy.

Zawarte niebo, by tam nie wchodziło

10 
Wzdychanie moje, a ziemia nie dawa

Zwykłych dochodów, lecz się obróciło
W złe ciernie wszytko, z prace oset wstawa.
Co was, przyjaciół, jeśli nie ruszyło,
Dopuśćcie duszy, niech żal swój wyznawa,

15 
Poznajcie mój ból a uważcie rany

Rzeczecie, iż duch znacznie sfrasowany.

Niech mnie to cieszy, póki nie wyżenie
Pan smutnej dusze z strapionego ciała,
Której tu nie chce słyszeć, aby w cienie

20 
Podał, gdzie wieczna śmierć drugie zagnała.

Lecz wspomni Panie, żem twoje stworzenie,
Wspomni, że twa moc ciało, krewkość dała,
Wspomni, żem nędzny, strapiony, ubogi,
Daj swą łaskę znać, racz skończyć me trwogi.



LV.

Podniosszy ręce puść się na kolana,
O mężu święty. O wybranych zborze,
Pomóż mi błagać niebieskiego Pana.

Wy, słońca wschodu i zachodne zorze,

Kraje z południa i północne z nimi,

Ratujcie, proszę[45], na Pana wszech dworze.

Bo wzruszon barzo postępki brzydkimi,
Chcąc się ich pomścić w żal dni me obrócił,
Oczy me zalał potoki gorzkimi.


10 
Przyczyńcie się wy, żeby żal odwrócił,

Przed jego nogi nieście łzy rzewliwe,
Owaby, acz nic, w łasce dni mych skrócił.

Jakoż ja w Bodze ufanie prawdziwe
Mam, że snem wiecznym oka nie zasłoni,

15 
Aż mi da widzieć łaski pożądliwe.


Acz dziś odemnie, grzechem wzruszon, stroni;
Widząc dni pełne żalu nieznośnego,
W łaskę mnie przyjmie, pośmiewcy obroni.



LVI.

Gdyż ja Panu ufam, cóż złosnemu trzeba
Mnie, wszetecznie kazać, po górach się chronić,
Iż przeciwny ciągnie z strzałą jadowitą
Łuk, dobrego łowiąc z strony, gdzie bezpieczny?

Co sam Pan postawił, to zły pieczołuje,

Aby mógł wywrócić. Pobożny nie władnie.

Pan w kościele świętym stolicę ma nieba,
Źrenicy swej zleca ubogie; tych bronić
Zwykł. Jego powieki synów ludzkich skrytą

10 
Myśl znają pobożnych i złego wszeteczny

Wiek. Duszy szkodliwy kto złości miłuje,
Te[46] Bóg zniszczy, one sam wywyższa snadnie.



LVII.

Długoż nieżyczliwy weselić się będzie,
Że prośbą mą gardzisz, Panie? Oczy twoje
Zaż wiecznie odwracać na wołanie moje
Będziesz, chcąc żałością mnie utrapić wszędzie?


Zaż wiek skończę pierwej, niż pobożnej rady

Skutek dusza ujźry? A żale serdeczne
Niszczyć dni me będą? Zaż zmysły fałeszne,
Iż wysłuchać nie chcesz, nasycą się jady?

Nie gardź utrapionym, nakłoń z okiem ucha,

10 
Wzrok mój racz oświecić, póki on sen wieczny

Nie zajdzie, z radością jak pragnie wszeteczny;
Niech w żal zniknie złosnych wesoła otucha.

Co łez moich pragną, już na śmiech gotowi,
Jeśli mi się noga ku dołu powinie;

15 
W tobie ma nadzieja, że ich radość minie.

Proszę, niech mym smutkiem zły pociech nie łowi.

Sławić cię zmysł będzie, moc i łaskę twoję
Siły me rozniosą, żeś wżdy kiedy, Panie,
Wysłuchał w ucisku strapione wołanie,

20 
Na drogach radości twierdząc duszę moję.


LVIII.

Jak ptaszek rozrzewniony,
Co swoje doległości
W krzu, na gałązce, listkiem zasłoniony
Od słonecznej przykrości;

Śpiewaniem ciesząc nie chce odmienności,


Tak w nocy, we dnie k temu
Też płaczę, utrapiony,
Za me występki, ciężkie sercu memu;
A do ciebie skłoniony,

10 
Proszę, odpuść je, Boże obrażony.


Lecz cię, widzę, nie ruszy
Głos mój, łaski niegodny,
Gdy żałość trapi a członki płacz suszy.

Wadzili, żem niezgodny

15 
Często z twą wolą, a wnet zaś powodny?


Cóż mam rzec, jeśli śmiały
Zmysł troki niezwyciężne
Na mój kark włożył, co mi moc zabrały?
Ach, że nie tak dołężne,

20 
Żeby w drogach twych mogły być potężne.


Więc się bronić zmysłowi
Mdła natura nie może,
Równa dziecięciu przeciw rycerzowi.
A nic mnie nie wspomoże,

25 
Opuściszli rąk twoich[47] pracą, Boże,


Głupia, prosta owieczka,
Gdy ją pasterz niebaczny
W las bujać puści, skąd trudna ucieczka,
A w puszczy jest zwierz łaczny,

30 
Ginie a ów ma z szkodą frasunk[48] znaczny.


Ach, nie puszczaj w smrodliwą
Szczekę dusze ubogiej
Przeciwnikowi, by widząc błędliwą
Samę, bez wodza, srogi,

35 
Porwawszy nie wniósł za piekielne progi.


Zaż, ojcze dobrotliwy,
Przetoś mieć chciał stworzoną,
Byś dał za obłów złemu, lutościwy,
Wężowi polubioną

40 
Rzecz, wdzięczną pracą rzecz drogo kupioną?


Niech kiedy ku lutości
Nędze moje cię wzruszą.

Wyrwi Harpijam, pełnym wszech przykrości,
Troskom, co siły suszą;

45 
Daj, by tak sprośnie nie władnęły duszą.


LIX.
ŁAKOMSTWO.
SONET.

Piecza, co rościesz i żywisz się złotem,
A w tysiącu trwog i różnościach szkody,
W teskliwych pracach, chcąc w skarbach mieć gody,
On tracisz, co miał wiecznie cieszyć potem;

By w mię twój jad wszedł, jakoż myślisz o tem;

Jad, który w leciech ma swoje pogody.
Gdyżem twe zawżdy zdradliwe przechody
Ludziom zwykł brzydzić i lżyć cię z kłopotem.

Więc tak ubóstwa szczyre, świętobliwe,

10 
Ustawy gwałcąc deptać chcesz wszeteczna

I w jego rządy śmiesz swą nogę stawić?

Idź, jędzo, gdzieś się zwykła sidły bawić,
Śród zdradnych nadziej, tam pospólstwo chciwe,
Tam twa pociecha, tam radość nie wieczna.



LX.

Do ciebie dusza moja nadzieję wyniosła,
Nie bojąc się zelżenia. Pośmiech złośliwego
Niech jej nie tyka, Panie, gdyż wyroki wieczne
Wiernym pociechę dają.

Niech obłudni żałosną hańbę za cześć mają,

Mnie ty sam drogę ukaż i ścieżki bezpieczne;

Prowadź sam, ucz woli twej, boś Pan wieku mego,
Ile ma pamięć zniosła.

Wspomni na dobroć swoję, która z wieki zrosła

10 
I łaski, któreś czynił, na płacz strapionego,

Występki[49] młodości mej niech pamięci wieczne
Z głupstwem mojem wzgardzają.

W twej łasce me nadzieje przednie siły mają.
Proszę, rozszerz nademną stróże swe bezpieczne,

15 
Lutościś nieprzebranej, acz z wyroku twego

Kaźń na złośliwe poszła.

Sąd pokornych Pan rządzi, jego łaska rosła
Z cichymi, ścieżki takich sprawuje, bo jego
Drogi dobroć a prawda z tymi, którzy wieczne

20 
Ustawy w sercach mają.


Czyń łaskę moim grzechom, bo twą władzą znają,
Dla imienia twojego, w którem jest bezpieczne
Pokolenie, coć ufa, bo bronisz każdego,
Z kim się twa bojaźń zniosła.

25 
Radość wiecznie trwająca tym w nagrodę poszła,

Ziemia, dziedzictwem znana, potomka dobrego,
Bo wstydliwym podporą są wyroki wieczne,
Z tych swą cześć dobrzy mają.

Z tymi swoje źrenice me oczy puszczają,

30 
Bo tak me nogi będą od sideł bezpieczne,

Zmiłuj[50] się, Boże[51] dobry, przyjmi[52] wzgardzonego,
Żebyć[53] stąd chwała rosła.



LXI.

Będąc w pośród wieku prawie,
Dusza moja do mnie rzekła:
Przyjdzie z żalów iść do piekła.

Nadzieja z serca uciekła,

Łaski Bóg zapomniał w sobie,

A sna chce trapić i w grobie.

Przyjaciel otuchy tobie
Nie da, ani będzie taki
Skądby był ratunek jaki,

10 
Wzgardził mnie pokój wszelaki;

Bo Bóg, jak płóciennik wątek,
Odciął pociech moich szczątek.

W skazie mej światła początek
Niszczy z rana do wieczora

15 
Ręka, na pomstę nie skora.


Wzgardzona z prośbą pokora.
Jak lew, kości me pokruszył.
Co mam rzec? Pan się obruszył.



LXII.

Wyrwałeś duszę, aby nie zginęła,
Nazad rzuciwszy grzech, którym słynęła,
Przeto iż piekło nie umie cię sławić
Ani grób, prawdą twoją chce się bawić.

Wzgardza imię twe, kto w otchłań wstępuje,

Żywy, mój Panie, żywy się raduje,
Że cię sam chwalić i potomka może
Nauczyć twoję łaskę poznać, Boże.


Boże, wybaw mnie z doległości moich,

10 
A będęć śpiewał nie bez dziatek swoich

W domu twym; póki łaska twoja będzie
Żywić nas, chcemy ciebie wielbić wszędzie.



LXIII.

Także z poranku począwszy, mój Panie,
Konać mnie będziesz, aż ciemna noc przyjdzie?
Także cię z płaczem rzewne narzekanie,
Także wołanie me przed cię nie wnidzie?

Piszczę, jak ptasze od matki zgubione,

Hukam, jak gołąb po dzieciach straconych,
Ustają oczy w niebo wyniesione,
Gwałt cierpię! Panie, ratuj sił strapionych!

Świtanie ziołom wdzięczną rosę niesie, —

10 
Mnie na powiekach gwiazdy łez odchodzą!

Fortunne ziółka, szczęsna trawo w lesie,
Wy czyrstwiejecie, a mnie mdłości szkodzą.

Zwierz, ptastwo w nocy swe posiłki mają, —
Mnie trapić księżyc na niebo wstępuje!

15 
U inszych oczy z słońca rozkosz znają,

Lecz w moim sercu dzień trwogi szykuje.

Panie, jeśli to żywot — a takiemi
Łaskami być ma ta dusza bawiona —
Niech ci nie będę przykry słowy memi —

20 
W pokoju, gorzkość, daj, była skończona!


LXIV.

Ciebie miłosierny proszę Zbawicielu,
O waleczny mężu, Izraelski Boże,

Nadziejo, ucieczko, podporo, obrono,
Kiedyś mnie odkupił, wspomni, co kosztuję.

Rozkaż swym aniołom, niechaj ich straż czuję

Wszech czasów, na mieścu, jak je kolwiek krzczono,
Niechaj o mię walczą jako wierni stróże,
Ciała, dusze broniąc od przeciwnych wielu[54].

Wzdychanie me z łkaniem, rozkaż, stworzycielu,

10 
Niechaj ci odnoszą (gdyż inak nie może

Przed majestat twój przyść), owa uważono
Będzie me wołanie, ja się uraduję.

Tobie się, Boże mój, wszytek ofiaruję,
Daj, me przedsięwzięcie było utwierdzono,

15 
A gdy wnętrzność ziemską ciału dasz za łoże,

Niech cię dusza wielbi, mój odkupicielu.



LXV.

Królu wszelkich narodów,
Czemu ludzi tak wiele,
Co mi smutnych przechodów
Życząc, mają wesele,

A jak iskry wzruszone,

Niechętnych wojska rostą niezliczone?

Więc między nimi siła,
Co chcą, by dusza moja
Na twej pieczy nie była,

10 
A nieskończona twoja

Dobroć o nię nie dbała;
Stąd mych upadków nadzieja w nich wstała.


Lecz się ja cieszę tobą,
Boś ty moją obroną,

15 
Nadzieją i ozdobą,

Przez cię ujźrę wznieconą
Mą cześć, acz teraz zgasła,
Duszę wesołą, co w ciężki żal zaszła.

Kiedy rostą me trwogi,

20 
K tobie wołam w ciężkości

I znam, że duch ubogi
Z gniazd twych ziemskich niskości
W niebo wchodzi. Stąd biorę
Pewną nadzieję, że mi dasz podporę.

25 
Zaczem członki bezpiecznie,

Z bojaźni otrząśnione,
Łożu zwierzam koniecznie,
Które snem ucieszone
Biorą z siłą moc taką,

30 
Że mi nie ciężko znieść pracą wszelaką.


By też lud niezliczony
Powstał na moje szkody
Nie byłbym zatrwożony.
Porusz niebieskie zwody

35 
I zwierzchność, Boże wieczny,

Rzekłbym: w twej władzy mój żywot bezpieczny.

Wiem, że ramię władnące
Twe złosnych już dotknęło[55],
Gdzie serca źle życzące.

40 
Z ich szczek kości zginęło

Tyle, coś starł, że siędą
W rychle, gdzie żałość wieczną cierpieć będą.


Ty z wszelkiej doległości
Możesz lud tobie miły

45 
Wyrwać i mieć w radości

I ozdobić ich siły;
Przecz spuść swą łaskę, Panie,
Niech zawżdy cieszy twych wiernych ufanie.



LXVI.
OBŻARSTWO.
SONET.

Gdzie są dowcipy i rozum wysoki,
Co się do nauk zacnych udawały,
A stąd i same tę nagrodę miały,
Że sława ich szła w świat i kraj szeroki?

Gdzie obyczaje i cnot stek głęboki,

Co się po świecie wszędy rozlewały;
Z Saturnem Marsa ani ich spraw znały,
Co dziś wiek psują pnąc się pod obłoki?

Ach, że rozrywek ozdoba i władza

10 
Gaśnie, obżarstwo od wszech ulubione

I wyniszczyło szlachetne zwyczaje.

Dziś jasna woda i żołądź nie daje
Smaku, każdy się do wina przysadza,
Pierzyn, rozkoszy — a cnoty wzgardzone.



LXVII.

Nieszczęście, mych łez chciwe,
Długoż jeszcze złośliwe
Będziesz po sercu jad swój rozlewało?
Byś się mem łkaniem kiedy nacieszyło;

Czylić ból i płacz mało?

Sna chcesz, byś tak dni moje wyniszczyło?

Inszy, kiedy truchleją,
Wspierają się nadzieją
I wdzięczną myślą serce zabawiają;

10 
Mnie duszę bierze i ciało zabija,

Że smutki dolegają
A otucha przyszłych pociech omija.

Ratunku z żadnej strony
Niema mój wiek strapiony,

15 
Łzą się zmieniły me źrenice obie;

Przyszłych się lękam, przeszłych dni żałuję;
Życzyłbym śmierci sobie,
Lecz i w grobie odpoczynku nie czuję.

Co wszytkim władniesz, Panie,

20 
Przyjmi ciężkie wzdychanie;

Wzgardziszli ty mnie, gdzież obrócę oczy,
Gdzie serce skłonię, gdzie podniosę ręce?
Gdy żal z oka łzę toczy,
Daj pokorę, daj cierpliwość w męce!



LXVIII.

Panie, zmiłuj się a nie rzekę więcej,
Zmiłuj się, Boże, nad ciałem co pręcej,
Nad ciałem, mówię, bo z dawnego wieku
Miło nędznemu znać twą łaskę człeku.

Wiem, że staranie ludzkie nie pomoże,

Jeśli ty skutku nie udzielisz, Boże;
Stąd żal nieznośny, iż wzdycham do ciebie,
Łkam, płaczę, wołam, wżdym wzgardzon w potrzebie.


Miłoć, Panie, sna, kto cię z serca wzywa,

10 
Miło człowieku, gdy wysłuchasz, bywa,

Usta wołają, źrenica łzę toczy,
Wżdy miłosierdzia nie widzą me oczy.

Podobno grzesznych nie wysłuchasz, Panie;
Co jeśli tak jest, toć próżne ufanie

15 
Człowiek ma w tobie. Lecz ja chcę dni swoje

Kończyć ufając w miłosierdzie twoje.



LXIX.

Panie Boże mojego zbawienia, ku tobie
We dnie wołam i w nocy wznoszę oczy obie;
Niech przed cię prośba wnidzie, przyjmi z łzą wzdychanie,
Nakłoń ucha swojego na rzewne wołanie.

Bo dusza moja zewsząd złem jest napełniona,

A na żywot piekielna szczeka otworzona,
Policzonym z orszaki, co w otchłań zstępują,
Co w śmierci, bez ratunku, wolnymi się czują.

Jak zranieni, którycheś zaniedbał, w grobie,

10 
Od ręki twej zagnani, toż i ja znam w sobie.

Wepchnionym jest w co głębsze jezioro i w cienie
Albo w mieśca, do których zajęte śmierć żenie.

Nademną twoje gniewy srogie zgromadzone
I wszelkie nawałności z strachem obrócone.

15 
Oddaliłeś znajome, stałem się im brzydki,

Wydanym bez występku, strapion nieużytki.

Cały dzień wołam, Panie, ręce wznoszę k tobie;
Czyli dziwy czynić chcesz tym, co leżą w grobie,
Czyli wskrzesić lekarz ma, coby cię sławili?

20 
W grobiech twa dobroć tajna, w piekle ją wzgardzili.

Ciemności zaż znać mogą dziwne sprawy twoje?
A w ziemi niepamięci sprawiedliwe zdroje?
Ja k tobie wołam, Panie, a prośby wychodzą
Dusze mej utrapionej, przód niż zorza wschodzą.

25 
Czemuż, ojcze, odrzucasz modlitwy me? Czemu

Oblicze swe odwracasz? Przecz mnie ubogiemu
Z młodości, w wielkiej pracy, we czci usadziwszy,
W pokorze smutkom szkodzić dasz, tak poniżywszy?

Na mię się obróciły gniewy twe, a strachy

30 
Bojaźnią napełniają mych przybytków gmachy.

Jak wodą, ze wszytkich stron trwogi obegnały,
Przyjaciela z znajomym me nędze nie znały.



LXX.

Także mnie, mój Panie, zapomnisz koniecznie,
I swą odemnie będziesz twarz odwracał wiecznie?
Długoż dusza ma o mnie radzić ma bez skutku,
Dni me w żałości tracąc i w nieznośnym smutku?

Długoż pysznie urągać ma człek nieżyczliwy?

Wejźry a wysłuchaj mnie, Boże dobrotliwy,
Oświeć oczy, by w śmierci nie zasnęły srogi[ej],
Ani przeciwny rzec mógł, że mnie przywiódł w trwogi.

Pocieszy się nieżyczny, jeśli się pochylę;

10 
Lecz, gdyż ci, Panie, ufam, niechaj się nie mylę.

Twym ratunkiem serce me uweselisz, Panie,
Zaczem ci chwałę oddam i z dzięką śpiewanie.



LXXI.

Panie, któż w gmachach twoich ma mieszkanie
Dla odpoczynku, któż na onej stanie

Górze świętej? Ten, co bez zmazy wchodzi,
A z kogo sąd sprawiedliwy pochodzi.

Ten, co na sercu swem prawdę piastuje,

Ani językiem złych fałszów cukruje,
Co nie czyni źle bliźniemu swojemu,
Ani życzy nic ku pośmiechu jemu.

Kto wykorzenić złego jest chętliwy,

10 
Bogobojnego uczcić pożądliwy,

A, co przyrzekł, na swej pieczy ma ono,
Nie chcąc, by to fałszem było rzeczono.

Ten, co pieniędzmi w lichwę nie szafował
A za niewinne darów nie przyjmował.

15 
Kto tak czyni, by upadł, trwog[56] nie trzeba,

Bo go wiecznie Bóg będzie bronił z nieba.



LXXII.

Mdłych, znędzonych krewkości,
Przydź, o pocieszycielu
Łaskawy, o ciężkości
Naszych lekarzu z wszech przedni, nie z wielu,

Nad wszytkie, co ich było

A swoją sławą który wiek zdobiło.

Przydź, duchu świętobliwy,
A me serce nieczyste,
Które mój płacz rzewliwy

10 
Płócze, niech ognie twe suszą wieczyste.

Ty oświeć te ciemności,
Które powstały z moich nieprawości.


Wiesz, iż, chocia z opoki,
Pobrzeżne psują ściany

15 
Morskich wałów przeskoki;

Tak i mnie wielkie a głębokie rany
Czynią grzechy brzydliwe,
Stąd mi noc przykra, dni nie pożądliwe.

Przydź, władzo niezwyciężna,

20 
A ręką wiecznej mocy,

Co wszem siłam potężna,
Przeciw tym lodom dodaj mi pomocy,
Co mą duszę objęły;
Niech nią nie władnie, acz ją w swą moc wzięły,

25 
Śmierć albo więc zdradliwy

Nieprzyjaciel on srogi,
Co się rad jak życzliwy
Stawi a zwodząc słodzi swe nałogi,
By tak władnął bezpiecznie

30 
W ciemnościach, gdzie strach i ból mieszka wiecznie.


Nie ma, gdy najśliczniejszy
Rok wszech pełen radości,
Liścia las najgęściejszy,
Ni kwiatów łąka, ni zioł w ich hojności,

35 
Jak ja smutków, żałości

Mam w nędznem sercu z okrutnej chytrości.

Ulecz duszę troskliwą
I nędzną, bo zwątpiła
W swem zdrowiu, gdy teskliwą

40 
Febrą zjęta; daj, tobą się trzeźwiła,

Nie konfekty z sokami
Z zioł różnych ani z kwiatków receptami.

Ugaś wnętrzne pragnienie
Onym żywym potokiem

45 
Łaski twej, co sumnienie

W nas uwesela, nie ziemskich wód stokiem;
Owaby jad zmiarkował
Ludzkich żałości, który mnie zwojował.



LXXIII.
NIECZYSTOŚĆ.
SONET.

Nie przeto, żem jest od państw oddalony,
A, iż tak Bóg chce, w skarby nie bogaty,
Nie, iż w gałązki moj szczep nie rogaty,
Ni owoc jego nadzieją zmocniony;

Nie przeto, że mój dzień chmurą strwożony

Pragnąć i głód mrzeć, potnieć, ziębnąć[57] na ty
Ziemi przymusza; nie, iż świat, mej straty
Chcąc, w tysiąc zdrad jest strasznie[57] uzbrojony;

Ani, że ma przyść ostatnia godzina,

10 
Żywot mi brzydzi: ale dla płomienia

Cielesnej żądzej, co na mą krew chciwy.

Okrutny, szkodny, ciężki, niewściągliwy
Ogniu, dla ciebiem daleki zbawienia.
Że śmierci pragnę, tyś przednia przyczyna.



LXXIV.

Zastałem, zdrowo, zastałem, mój Boże,
W cale to, za co dziękować nie może
Nie tylko mój, lecz język, wymownego
Wyrzec łaski twej, człowieka żadnego.


Ucieszyłeś mnie z swej dobroci, Panie,

Odmieniłeś płacz w wesołe śpiewanie,
Już wszytko insze duszy utrapionej
Znośne, skądkolwiek złe przypadnie onej.

Bądź chwalon wiecznie, zmysł i ciało tobie

10 
Niech cześć oddawa, a gdy członki w grobie

Złożą swe kości, niech duch nie ustawa,
Niechaj cię wielbi, niech ci chwałę dawa.

Boże wszechmocny, Boże dobrotliwy,
Wspomni, proszę cię, jako mnie złośliwy,

15 
Nieprzyjacielski duch pośmiechem trapi;

Wybaw z przykrości, niż mnie śmierć załapi.



LXXV.

Dobroć mnie twoja, Panie, pocieszyła,
Z chorób, frasunków duszę otrzeźwiła,
Zaczem wzgardzonej lutnie swej dobędę,
Łaskę twą sławiąc z śpiewaki usiędę.

Z wierszem dzięki mej strony zgodnie brzmiące

Rozpuszczę, Boże, tak opływające
Miłosierdzia twe, lutości niezmierne
Roznosząc między serca tobie wierne.

Bądź chwalon, Panie, za to, coć się zdało,

10 
By się ochłodą mego serca stało;

Proszę, w pokoju racz dni mych doliczyć,
Przy tem do wiecznej chwały drogi życzyć.

Tu sławić, ojcze, tam cię chwalić wiecznie
Daj, Boże święty; daj, proszę serdecznie,

15 
Znak nieżyczliwym, żeś mnie wspomógł, Panie,

Przejźry me głupstwa a potwierdź ufanie.



LXXVI.

Panie, co wiecznym rozumem kierujesz
Niebo i ziemię, czasom rozkazujesz
Iść zawżdy, zmiennym sam nie będąc, wszemu
Mienić się każesz, coś dał śmiertelnemu.

Zgrzeszyłem niebu i samemu tobie,

Niegodnym, abyś mnie synem zwał sobie,
Zbłądziłem, jak więc owca w ciemnym lesie,
Niech do owczarnie twa łaska doniesie.

Nie śmiem źrenice wznieść na góry twoje,

10 
Bo grzech zasłania wstydem oczy moje;

Wszakoż, gdzież uciec mam przed twojem okiem,
Gdzież się mam schronić przed strasznym wyrokiem?

Kto mym rzecznikiem przed tobą się zjawi,
Kto mnie w liczbie twych wybranych postawi?

15 
Zażeś nie ty jest, Panie, ojcem moim,

Coś grzechy przeniósł miłosierdziem twojem?

Żem syn niegodny, sumnienie wyznawa,
I słusznie, gdy mnie twój sąd na śmierć wzdawa;
Lecz miłosierdzie niegodne przyjmuje, —

20 
Ratuj mą duszę, gdy w grzechach styskuje.


LXXVII.

Przecz, wieków Panie, ginę tak w żałości?
Gdyż to głos twojej niezmiernej lutości,
Że nie chcesz, by był grzeszny zatracony,
Radniej chcesz, by żył k tobie nawrócony.

Przodkowie naszy wołali ku tobie

Ilekroć jaką ciężkość czuli w sobie,

Wybawiałeś je, gdy prosili oni;
Iż ci ufali, nie byli zelżoni.

Gdy im co czynić rady nie stawało,

10 
Skoro się oko ich k tobie udało,

Wysłuchawałeś i zbawiał dla siebie.
By znali dobroć nieprzebraną w niebie.

Częstoś był, Panie, ich sprawą zjątrzony,
A gdyś je karał gniewem poruszony,

15 
Widząc ich ucisk i łzy żałobliwe,

Okazowałeś folgi pożądliwe.

A dziś, kędy są, ojcze, łaski twoje?
Łaski, co z wieków słynęły? Przecz moje
Chęci serdeczne ciału w moc są dane?

20 
Niech w mych łzach będą twe łaski uznane.


LXXVIII.

Proszę, mój Panie, nie pchaj mnie od siebie
Ani opuszczaj, gdy wołam w potrzebie;
Nie daj mi ginąć! Jakoż, wzgardziszli ty,
Będę jako proch od wichrów ubity.

Zbłądziła dusza jak owca stracona,

Nie daj, by była od wilków zjedzona;
Gdyż tych wiele jest, co jej urągają:
„Nie wie Bóg o niej“ wszetecznie wołają.

Ustawa w twoim ratunku, mój Panie,

10 
Gdy oko łza żre, piersi targa łkanie;

Wszytka ma krasa po ziemi spłynęła
Przeto, iż ma złość twą łaskę odcięła.

Pamiętaj, Panie, żem proch starty nogą.
Patrz, jakom zniżon ustawiczną trwogą;

15 
Ochłodź łaską swą, grzech odpuść, niż zejdę

Na mieśca, z których tu nazad nie przyjdę.



LXXIX.

Po co się wznoszę, czemu tuszę sobie
Z mojej krewkości spodobać się tobie?
Gdyż twoje rady są niezrozumiane,
A przecz co czynisz, przyczyny nieznane.

Gdy człowiek chętny a do kresu bieży,

Na którym zakład wiecznej chwały leży,
Podczas przypada, że mu wolą mienisz,
A przeciwnego często swym być mienisz.

Których się sprawy chwalebne widziały,

10 
W głębokość sprośnych ciemności wpadały;

A co się chlebem anielskim karmili,
Potem z świniami słodziny trawili.

Skąd rękę weźmiesz, świątobliwość ginie,
Gdzie ty nie radzisz, tam rozum nie słynie;

15 
W niwecz wszelka straż, w niwecz chęć i cnoty,

Gdy, Panie, naszej nie wspierasz ochoty.

Próżno się upor przeciw tobie sili,
Bez twej pomocy bieg, acz dobry, zmyli.
Gdzie ty odstąpisz, tam się inak dzieje,

20 
Niż obiecują serdeczne nadzieje.


Racz tedy nasze twierdzić dobre sprawy,
Racz chęć odwodzić od brzydkiej zabawy,
Chętne posilaj, przywiedź ociętnego
Dla wiecznej chwały majestatu twego.



LXXX.

Zniszcz z nieba, królu możny,
Żywym płomieniem twej świętej miłości
Oziębły a niezbożny
Zmysł zwykłych nieprawości,

Co okoliczne zjął sercu krewkości.


By wszytek rozpalony
Ogniem twym świętym, jak wdzięczne[58] pochodnie
Pałał z wsząd ogarniony
Zawżdy jasno, nadobnie,

10 
Wzgardziwszy radę, co[59] zwodzi łagodnie.


W twej łasce zasadzona
Moja nadzieja, wielce pożądana,
A tak jest rozkrzewiona
I listkami odziana,

15 
Że kwitnąc w różne barwy jest ubrana.


Posilaj ją potokiem
Onej niebieskiej dobroci i świętej,[60]
Co codzień świeżym skokiem
W swoich źródłach zaczęty,

20 
Śród ziołek płynie, po łące rozpięty.


Bo gdyby powściągniony
Był twej łaski skok, łacnoby gałązka
Uschła, czem ja strwożony
Zniszczećbym mógł do kąska

25 
I w strachu zginąć, gdyż twa droga wązka.


Daj, by wszelkie staranie
Prosto k tobie szło, jak do celu strzała
Strzelca dobrego. Panie,

Niechajby prostowała

30 
Dusza ku tobie skrzydła, świat wzgardzała.


Tak, iżby on smok stary,
Co czułem okiem zawsze pieczołuje,
Nieżyczny, z wszelkiej miary,
By mię wwiódł, usiłuje,

35 
W swe cienie, gdzie płacz, ból, strach się najduje.


Próżno złosny pracował!
Lecz, ptasznikowi rówien, co stawiając
Sieci, długo pilnował,
A gniewem opływając,

40 
Do domu się wrócił siebie przeklinając.


LXXXI.
SONET.

Gdym żył bez ciebie, dusza zimna była,
Duch pełen pychy, serce nieczystości,
Jeden dzień nie był, Panie wszech wieczności,
By się twą wolą ma myśl zabawiła.

Przyszła kaźń, trwoga przytomna się lżyła,

Strachu nie czynić we mnie ni żałości,
Tak iżbym kiedy chciał odstąpić złości,
Co zaślepiwszy w niewoli więziła.

Lecz z wnętrznych, świętych promieni znażony

10 
Leżałem, mając za wodze i pany

Sprosną chęć, zwyczaj zły, głupią nadzieję.

Z wiecznych przybytków z strachem wywołany,
Byłem niebieskim zastępom wzgardzony,
Gniew twój śmierć wwodził, przecz i dziś truchleję.



LXXXII.

Zmiłuj się Boże, miłosierdzia Panie,
Wysłuchaj, proszę, me rzewliwe łkanie
Według lutości nigdy nieprzebranej
I dobroci twej, wiekom ukazanej.

Odwróć spół z twarzą oko dobrotliwe

A nie chciej baczyć na sprawy złośliwe;
Występki moje, jakiekolwiek były,
Niechby się wodą łaski twej omyły.

Serce stwórz we mnie w prawdzie przeźroczyste,

10 
Niech nie bywają w niem myśli nieczyste,

Duch wnętrzności mych, szczyrością zmocniony,
Niech nie przyjmuje fałszów z żadnej strony.

A ty nie spuszczaj, ojcze, z twego wzroku,
Lecz niechaj będę zawżdy na twym oku;

15 
Ducha świętego, ducha twej własności,

Nie bierz od moich śmiertelnych krewkości.



LXXXIII.

Gdzie się mam uciec? Głowę swoję kędy
Na świecie skłonię, gdyż obchodząc rzędy
Ludzkich narodów, nie znam stateczności
Żywych wnętrzności.

Nie najdziesz, ktoby z serca pożałował;

Nie masz, ktoryby z chęci poratował,
A choć postawa i słowa łagodne,
Myśli niezgodne.

Nieszczęsny, kto się na ludzkim buduje

10 
Duchu, bo rychlej niż z lodem szwankuje;

W żal Pan przywodzi, gdy kto śmiertelnemu
Ufa, nie jemu.


Jeśliż więc człowiek w sprawach niestateczny
Jest znan, i broni wierzyć mu Bóg wieczny,

15 
Przeczżem tak głupi, czemu tak szaleję,

Kłaść w nim nadzieję?

Do ciebie, Panie, wzdycham, i do ciebie
Ręce wynoszę w teskliwej potrzebie.
W ciężkościach moich ściągni świętą rękę,

20 
A oddal mękę!


Wyrwi, bo nie wiem o żadnym sposobie,
By mnie ratował, lecz się we wszem tobie
Zlecam, bo sama twoja dobroć zawżdy
Leczy ból każdy.



LXXXIV.

Panie, usłysz prośby moje,
Na mój głos skłoń uszy swoje,
W prawdzie twej sprawiedliwości,
Wysłuchaj me doległości.

W sąd się nie wdaj z sługą swoim,

Bo któż przed obliczem twojem,
Kto przed tobą sprawiedliwy?
Nie nalazł się człowiek żywy.

I mej nieprzyjaciel duszy

10 
Prześladując przykro tuszy,

Ku ziemi skłonił me siły,
Zmysły strwożył, co w nich były,

W nieznośne ciemności włożył,
Jak te, co śmiercią utrwożył,

15 
Udręczył mnie ciężkościami,

Serce umęczył troskami.


A iż pomnię przeszłe lata,
Jakoś zwykł ratować świata,
Wynosi ręce ku tobie

20 
Dusza, schnąc jak ziemia w sobie.


Proszę, niż we wszem ustanie,
Byś ją raczył wspomódz, Panie,
Słysząc jej łkanie rzewliwe,
Niż pożre piekło straszliwe.



LXXXV.

Boże, daj ratunk[61] w mojem utrapieniu,
Bo kłamna rada w ludzkiem pokoleniu,
Nadzieja zdradna w pomocy człowieczej;
Sam ten bezpieczny, kogo masz na pieczej.

Rzadki przyjaciel, a ledwo doznany,

By trwał, gdy człowiek frasunkom podany.
A jeślić więc raz w żałości poradzi,
Przypadnie druga, ali się odsadzi.

Błogo tej duszy, która mówi sobie:

10 
Pan cząstka moja, a nadzieję w tobie

Pokłada, bo któż widzian opuszczony,
Któregoś ty wziął do swojej obrony?

Często człowieka i własny zmysł zdradzi;
Cóż za dziw, jeśli obcy zdradnie radzi?

15 
Kłamca duch ludzki! Komuż wierzyć, Panie,

W kim jest bezpieczne, krom ciebie, ufanie?

Zewsząd ciężkości dusze dolegają,
A wolę, że mnie[62] twe gniewy sięgają,

Boś miłosierny. Lecz ludziom wpaść w ręce,

20 
Niemasz skończenia, niemasz miary w męce.


Uchowaj od nich, strzeż wargi fałszywej,
Prowadź me usta po drodze prawdziwej,
Twierdź statecznością, a sam z doległości
Pomóż, mój Boże, z swej świątobliwości.



LXXXVI.
KOLĘDA.

Dziecię się urodziło i syn nam jest dany;
A więc nie syn kowalów, jako był nazwany,
Ale syn rzemieśnika, co słońce z świtaniem
Stworzył, księżyc i gwiazdy swem upodobaniem.

On chocia wszytkie inne czasy sam zgotował,

Jednak ten dzień z osobna hojnie udarował.
Weselmy się z poskoki, gdyż go sam Pan sprawił,
Nam dał wolność, szatana wszelkiej władzej zbawił.

Trzy dziwne rzeczy spaja: bóstwo nierozdzielne;

10 
Dzisia, gdy ciało bierze z panienki śmiertelne,

Złącza bóstwo z człowiekiem, matkę z panną, bierze
Do tych dwu ludzkie serce, pałające w wierze.

W jednę osobę weszło: słowo, dusza, ciało,
I to troje jednem się, jedno trojem stało.

15 
Wszakoż nie z pomieszania tych trojga istności,

Ale z jednej osoby własnej społeczności.

Więc matka z panną spólnie: wtóre zjednoczenie.
A tego nie słychało ludzkie pokolenie,
Żeby panną być mogła, która porodziła,

20 
Albo też matką bywszy, żeby panną była.


Trzecie: serca ludzkiego złączenie jest z wiarą;
To acz pierwszego niższe, trzecią kładę miarą;

Jednak u wszech tak dziwne, że śmiem przyznać jemu,
Iż swoją sprawą równe z tych pierwszych każdemu.

25 
Bo zaż nie dziwna, jak ta wiara w sercu wstawa,

Gdy słyszym, że się dzisia Bóg człowiekiem stawa.
Więc iż panna bez zmazy, chocia porodziła,
Owszem czystości więtszej, niźli w matce była.

Dziwują się prorocy, anieli, mędrcowie

30 
Takiemu narodzeniu, święci doktorowie;

Rozum nie jest, by sposób nalazł sprawy taki,
Ustawa ludzki język i dowcip wszelaki.

Duch wieczny to sprawuje, duch nieogarniony,
Duch boży, władzy pełen, duch niezwyciężony.

35 
Weselmy się z poskoki, gdyż Pan ten dzień sprawił

Nam wolność dał, szatana wszelkiej władzej zbawił.



LXXXVII.
NOWE LATO.

Obrzezują twe święte, Panie, ciało,
By stąd ludzkiemu poddane się stało;
Zakonu tegoż by wolą pełniło,
Z posłuszeństwa się nigdzie nie chroniło.

Daj, synu boży, daj o synu wieczny,

Mnie też obrzezać mój zbytek serdeczny,
Serce z złych myśli, z spraw przemierzłych ciało,
By w twym zakonie zawżdy się dzierżało.

O światło wieczne a przewyższające

10 
Słońce z błyskaniem, obłok przechodzące,

Wnętrzność serdeczną oświeć, zmysły moje
Oczyść, uwesel przez dobroci swoje.



LXXXVIII.
SZCZODRY DZIEŃ.

Z królów chaldejskich trzej wieszcze niosąć[63] dary,
W trójcy jedynemu, potrójne ofiary.
Bierz mirrę, żeś człowiek — złoto, żeś król wieczny, —
Kadzidłem wyznawa Boga zmysł serdeczny.

Nieba oświadczają nowych gwiazd jasnością,

Anieli śpiewaniem i wielką radością,
Pasterze, lud prosty, zbawicielem znają,
Przed swym stworzycielem zwierzęta padają.

A ja, nędzny robak, coć, Panie, przynoszę?

10 
Ból, wzdychanie z łkaniem. Przyjmi z łaską, proszę,

Mój ucisk potrójny[64] a, w trójcy jedyny,
Pomóż, bym uchodził twych gniewów przyczyny.



LXXXIX.

Każ, niech moje teskliwe
Troski, które mnie do dna pogrążają,
A światem przyciskają,
Srogie, nielutościwe,

Acz nic jeden dzień, serca żreć przestają.


Jeśli długi a srogi
Szturm niebezpieczny a wichry straszliwe
I wody przeraźliwe
Cichną, ulżając trwogi,

10 
By wyschła, łódki żałując niebogi,


Czemuż moje ciężkości,
Czasów nieszczęsnych, tak mają koniecznie
Me serce cisnąć wiecznie?

O Boże, o lutości

15 
Panie, racz władzą odjąć mej żałości,


Abym nie był skazany
Na długie, a sna ono potępienie,
Gdzie wieczne strachów cienie;
A gdym tak sfrasowany

20 
Żywot mój nie był głupie dokonany.


Użycz, Panie, możności,
Gdy złosne czasy trapią żałobliwie,
Bym krzywdy niósł cierpliwie,
A dusza w tej przykrości

25 
Uczyła się znać obłudę nizkości.


Znać świat i jego wady
Daj, by z wysokiej twej krynice ony
Mój zmysł był napojony,
A tu, żyjąc bez wady,

30 
Wzgardził odmienny żywot i szkarady.


Każ, niech będą skończone
Troski, co od twej woli odrywają,
A w nadziejej zdradzają;
Zbieżeć daj, wzgardzić one,

35 
Jak na koniu, gdzie skrzydła przyrodzone.


Wwiedź na górę wysoką
Twych wdzięcznych zabaw, gdzie zimy nie bywa,
Lecz kwiat wieczny nakrywa
Wiosny bez końca szeroką

40 
Łąkę, co wszech cnót ma studnię głęboką.


Tę zdobi, a potoki,
Co żywej wody źródełka[65] puszczają,
Brzeg ziołki nakrywają,

Z perłami kędzior troki:

45 
Niech tam z anioły mój duch ma obroki.


Przy twym stole, o Panie,
Gdzie twoja dobroć hojną rozkosz dawa
Tym, co swymi[66]uznawa,
A nigdy nie ustanie,

50 
Acz i noc zginie i przy niej świtanie.


Tak łaską zapalona
Dusza okowy zrzuci tej nizkości
I fałszywe radości,
Gdzie boleść zgromadzona;

55 
Tak niech umiera, byś jej życzył łona.


XC.
SONET.

 
I będzież koniec trapieniu mojemu?
Ujźręż znak, jakoś, Panie, dobrotliwy?
Światło wszech wieków, Jezu świątobliwy,
Bądź posileniem pielgrzymowi twemu.

Usta bez głosu, tobie, wszechmocnemu,

Milczenie skarży, iżeś tak leniwy
Pocieszyć łaską mój zmysł żałobliwy.
Przydź, Panie, okaż łaskę pokornemu.

Spuść rękę możną, wyrwi z doległości,

10 
Przydź, Panie święty, bo bez ciebie zdroje

Gorzkich łez wstając oczy zatapiają.

Pokoju dzień mój nie ma od ciężkości,
Od pokarmów są próżne usta moje;
Panie, zdejm pęta, co serce targają.



XCI.

Gdy wspomnię na swą złość, snadnie rzekę, Panie,
Iż niegodno, aby me z płaczem wołanie
Przed majestatem twym kiedy stanąć miało,
Bo wieczną wzgardą być dosyć przyczyn dało.

A przeto, gdy karzesz, czynisz sprawiedliwie,

Przeciw temu mówić nie mogę prawdziwie,
Pocieszyszli kiedy, nie godność ma czyni,
Lecz twe miłosierdzie bez wszelkiej przyczyny.

Nie patrz na me[67] głupstwo, odwróć oczy swoje

10 
Od sprosności moich, a dobroci twoje

Niech memi prośbami nie brzydzą się, Panie,
Bo wzgardziszli grzesznym, zkądżeć cześć powstanie?

Nie są tej godności nieba, ni[68] anieli,
By swem dostojeństwem twoję łaskę mieli.

15 
Dobroć twoja tylko, dobroć twoja, Panie,

Napełnia obłoki, utwierdza otchłanie.

Czyń i zemnie, ojcze, tobie takowego,
Abym poczytan był w liczbie ludu twego;
Uskrom’ chęć do złego, a wziąwszy za rękę,

20 
Wiedź, gdzie dobra twoje, a jać oddam dziękę.


XCII.

Boskiej łaski, Panie, boskiej łaski pragnę,
Boskiej łaski żebrzę, póki w grób nie wpadnę,
Lutości tej proszę, co z wieków słynęła,
A dla naszych złości z nieba się ściągnęła.

Jeśli miłosierdzie ludzkie mam znać w tobie

Przyjdzie zwątpić iście i rozpaczać w sobie,

Gdyż tak znam swe złości, że lutość człowiecza
By odpuścić mogła, próżna o tem piecza.

Gdyś w gniewie, mój Boże, uznaj krewkość moję,

10 
A zatem miarkować chciej furyą swoję,

Która zmysły moje szkodliwie zaraża,
A w przepaści prawie i otchłanie zraża.

Grzech, Panie, gniewu chciw, występek karania;
Lecz, ojcze dobroci, mojego wołania

15 
Na stronę nie rzucaj, pomni łaskę swoję,

Ratuj miłosierdziem smutną duszę moję.



XCIII.

Panie, modlą się za mną, nie sam proszę ciebie,
Jednak cię miłosierdzie nie chce ruszyć w niebie;
Boże mój, ulituj się; niech me złosne ciało
Ciebie tak nie obraża, by mnie w śmierć dać miało.

W aniołach doskonałość nie jest naleziona,

Coć przed obliczem służą; złość jest popełniona;
Cóżbym rzekł, którzy się tu błotem oblepili
A głupstwem niewymownem zmysły zaślepili?

Zaczem, promień słoneczny gdy pędzi świtanie,

10 
Wstawa kłopot z frasunkiem na nas nędzne, Panie,

Który człowieka dręczy a gryźć nie przestawa,
Acz księżyc swoje czasy odpoczynkom dawa.

To tak dzień za dzień zawżdy, póki nie upadnie,
Wola tem twoja, Panie, twa łaska tem władnie.

15 
Lecz, gdy człeka nawiedzasz, pomniąc krewkość jego,

Racz od wiecznej śmierci strzedz i upadku złego.



XCIV.

Zaprawdę, błogo temu, kogo Bóg nawiedza,
A głupi, kto go za to chwałą upośledza.
Bo ten jest, co zasmuca, ten jest, co weseli,
Ten jest, co żywot dawa i ten, co z nim dzieli.

Z sześci niebezpieczeństwa on cię wyswobodzi,

A siódme cię nie dotknie, bo on w to ugodzi;
W głodzie broni od śmierci, od miecza na wojnie,
Od bicza[69] ust wszetecznych, dobrem uczci hojnie.

Dostatek wszego ujźrysz, a kiedy potrzeba,

10 
Niemy zwierz przychylnym ci dadzą życzne nieba,

Kamień leżący w roli szkodzić ci nie będzie,
I owszem, do pożytku sam się skłoni wszędzie.

Obaczysz pokój w domu, a czeladkę twoję
Karmiąc, uznasz wesołą wszędy duszę swoję.

15 
Ucieszy cię potomek, a obfitość wszego

Przeniesie liczbę kwiatów i liścia różnego.

Wstąpisz w starości w grób swój, jak kłosek pożęty,
Co w snopiech, czasu swego, do stodół przyjęty.
Doznali tego inszy, okaż i mnie, Panie,

20 
Że każdy skutek weźmie me w tobie ufanie.


Obrażali głupstwo me, racz być stróżem moim,
A pomóż, bym tu chodził w rozkazaniu twojem;
Uczyń koniec uciskom, bo to czuję w sobie,
Że dziękować za łaskę pewnie będę tobie.



XCV.

Rzeki z siebie puszczają oczy, Panie, moje,
Że lekce poważyły przykazanie twoje;

Co za ucisk z wzdychaniem tacy słudzy mają,
Dobrze to z swoją skazą zmysły moje znają.

Nędznym ja, i któż wyrwie z ciała poddanego

Strasznej śmierci? Któż przyjmie w obronę drżącego?
Zstąpięli na dna morskie — tam wieczny Bóg władnie,
Skryjęli się w otchłanie — i tam najdzie snadnie.

Cóż rzekę w tej swej trwodze? Rozpacz mnie nalega,

10 
Nadzieja osłabiała, co dawno przestrzega,

Aby z kresu onego dusza nie zstąpiła,
Na którym w zbawicielu ratunk[70] zasadziła.

O lekarzu, co władniesz biegi niebieskiemi
A wszelkie niedostatki leczysz tu, na ziemi,

15 
Od frasunku oczyszczasz, wracasz do żywota,

Acz się już kto opiera o piekielne wrota.

Zgładź głupie nieprawości, osusz oczy moje,
Oświeć zmysły, by znały przykazanie twoje
Chcącemu k tobie pomóż, przymuś upornego,

20 
Ty, co żałość odnosisz z zginienia grzesznego.


XCVI.

Gdy uzdy kładą na słoneczne konie
Godziny, noc skraca
Świtanie a po stronie
Wszelkiej światłem pozłaca

Niebo i łąkom hojność ozdób wraca,


Obracam oczy, łzami obciążone
I snem jeszcze, k wiecznemu
Bogu, by omył one
Zmazy, które smutnemu

10 
Ciężą na duszy, niszcząc zmysł nędznemu.

A jak z krynice, co w każdej godzinie
Wypuszcza potok żywy
Przejźrystem źródłem płynie,
Własnością swą, życzliwy,

15 
Ziółka odżywia i kwiat pożądliwy,


Tak też z mych oczu przez jagody, skoki
Jasne w swojej własności
Mają hojne potoki;
A za me nieprawości

20 
Wilżą piersi łzą pełną wszech gorzkości.


Zatem me serce do Pana wynoszę,
By me występki złosne
Przejźrane były, proszę,
Myśli zeszły żałosne,

25 
Co, jako głodne Harpije i sprosne,


Duszę mą trapią godziny wszelakiej
Strachem, by uczajony
Wąż nie brał chluby jakiej,
Nad mię władzą zmocniony;

30 
A ja, bym nie był w wieczną śmierć wrzucony.


Bo zmysł, prze długi zwyczaj okrutności
Pełen, złosny, panuje
A zdradą wszech wdzięczności
Serce zwodząc zyskuje

35 
I w zwykłe błędy drogi mu prostuje.


Duszo uporna, ślepegoś to wodza
Przewodnikiem obrała?
Nędzna, tak ciągną wodza
Jego pochlebstw, byś trwała

40 
A niebezpiecznych dróg nie opuszczała.

Ty, królu nieba, ojcze dobrotliwy,
Duszy, prostoty srogi[ej],
Którą on, tak zdradliwy
Smok, załudza w swe progi,

45 
A skrępowawszy silen jest ubogi[ej],


Rozetni węzeł szpadą rozpaloną
Twej łaski nieskończonej,
By nie szła zniewolona,
Gdzie wabi utajony,

50 
I gdzie strwożoną ciągnie duch zwaśniony.


W tobie, mój Panie, mam nadzieję swoję,
A przetoż ofiaruję
Żądzą i z nią myśl moję,
I tę dziś opłókuję

55 
Łzami pokuty, którą w sercu czuję.


Przytem twej łaski, miłosierdzia k temu,
Przy lutniej rym śpiewając,
Pamięć dam światu temu,
Że serce me ufając

60 
Łaskę odniosło, k tobie przystawając.


XCVII.
SONET.

Podobny morzu w głębi rozległemu
Żywot mój, troski zewsząd napełniony:
W morzu rozliczny dziw jest zatajony, —
Z strachem skryta myśl — nie gość sercu memu.

Częsty skarb w morzu, niepotrzebny jemu,

W głębokich piaskach bywa naleziony; —
Tak ja klenoty jestem obciążony
Przeszłych rozkoszy, wdzięcznych czasów k temu.


Z wiatry, deszczami, jak się morze wadzi,

10 
Tak płacz z wzdychaniem mój wiek prześladuje —

W niem ryb obfitość — z troski a żałości.

Po morzu okręt nie jeden żegluje —
Ma myśl też żądzą nie jednę prowadzi;
W niem wody — we mnie jest nadzieje dości.



XCVIII.

Jako iskra, która się na świat ukazuje,
Bujno z swego płomienia [w] górę wylatuje;
Tę wiatr tam i sam miece, aż od niego zgaśnie, —
Tak człowiek, acz się zdobi, niszczeje tu właśnie.

Gdzież się tedy uciekać i co myślić sobie?

Do ciebie się obrócić trzeba, bo o tobie
Pewna wiadomość, Boże, iż twa moc tak władnie,
Że, jako się jej schronić, duch żaden nie zgadnie.

Uniżone w sercu ich wystawiasz na takie

10 
Mieśca, gdzie mijać muszą kłopoty wszelakie,

Mędrce z ich głupstwa karzesz, a złosnych chytrości
Obracasz w pośmiech ludzki, onym ku lekkości.

W tobie nędzny zasadził nadzieję, a złosny
Zawarł wszeteczną szczekę i swój umysł sprosny;

15 
W tobie sierota żywie, nakarmion łaknący,

Nagi ciepło nakryty, wzięt pielgrzymujący.

K tobie i ja obracam oczy w swojej trwodze,
Tobą żale swe leczę, co mnie niszczą srodze.
Gdy tak złe wiatry miecą iskrę, Panie, twoję,

20 
Niż na wieki zagaszą, daj znać łaskę swoję.


XCIX.

Ale jakoż do Boga, gdyż niebo zamknione?
Próg regestry założon, gdzie złości znaczone,
Sprawiedliwość nagrzewa, świat nie ma przyczyńce,
Rozrywka i baczenie pełne są tesknice.

Łaska chce polepszenia, my w gorsze śpieszymy,

A, jak rzeczy powinnej, folgowania chcemy.
Nic to, acz gorsze czasy, świat zewsząd niszczeje,
Nic, kiedy nie przytłucze ciężar, acz się chwieje.

Żałości zewsząd cisną, a sumnienie piecze,

10 
Serce frasunki trapią a z oka łza ciecze;

Że Bóg karze, mówiemy, że nielutościwy,
A tego nikt nie wspomni, że winien złośliwy.

Niemasz, ktoby poprawił domu gnijącego,
Tych dość, co popychają ledwo stojącego;

15 
Odwieść się żaden nie da, każdy umysł wzięty,

Pełni a dosyć jemu, ze z postawy święty.

O Panie, zaż to nie lud, co stworzon twą ręką?
Zaż nie ci są, któreś ty odkupił swą męką?
Zaż chytrość dyabelska ma mieć władzą taką?

20 
Czyli na zatracenie chcesz wzdać płeć wszelaką?


O Panie, prace rąk twych nie rzucaj od siebie,
Acz się drze upornie precz. Zbawicielu, ciebie
Prosiem, zwiedź gwałtem z drogi, w której cię gniewamy,
Zaż nie lepiej, niż zginąć, żeć cześć, chwałę, damy?



C.

Panno, nad wszytkie chwalebna od wieku,
Córko, małżonko, matko wszechmocnego,
Ołtarzu chleba żywy,
Co czyni wiek prawdziwy,

Pomocy wielka u Boga wiecznego!

Żywota twego on owoc tak święty,
Żródło łaski płynące,
Proś, by cnoty kwitnące
We mnie mnożył, a nie szkodził przeklęty.

10 
Stopniu, po którym syn wiecznego, z nieba,

Boga zszedł, by dał żywot śmiertelnemu,
Niech przez cię głos wstępuje,
Gdy mój duch ciężkość czuje.
Racz być pomocą do łaski nędznemu!

15 
Jak matka w domu, czci, wolności zatem

Używając, proś zawżdy,
By syn grzech przejźrał każdy
W chwale, na onym świecie, w łasce na tym.


AMEN.






  1. Dodane: „mi“.
  2. złoto
  3. piana.
  4. przed się.
  5. pierwotnie „nieodmienność“, lecz „nie“ wyskrobane.
  6. jeśli.
  7. ratunek.
  8. strachem.
  9. by godnie
  10. gdzie głęboko.
  11. stronach ziemie.
  12. ratunek.
  13. ratunek.
  14. żałosne.
  15. służyli.
  16. dodane „w“.
  17. kryje.
  18. Przez pomyłkę (zapewne autora) sonet ten nie jest opatrzony porządkowym numerem.
  19. Wtórej.
  20. chciwa.
  21. więc
  22. bywa.
  23. ten wyraz dodany.
  24. by.
  25. pierwodruk błędnie „twoje“.
  26. błędliwości.
  27. ratunek.
  28. dodane.
  29. złości.
  30. wypuści.
  31. wpadł.
  32. rzeczom.
  33. wynidzie.
  34. dobrym.
  35. będzie.
  36. tak będzie dusza.
  37. Wszetecznik.
  38. dodane: „me“.
  39. zwalczył.
  40. nadzieje.
  41. Poprawiam z „I dusze“ (?)
  42. takie.
  43. zapalone.
  44. nie będzie.
  45. dodane.
  46. Tego.
  47. twych.
  48. frasunek.
  49. występków.
  50. poprawiam ze: „zmiłuje“.
  51. Bóg.
  52. przyjmie.
  53. by.
  54. poprawiam z „wiele“
  55. tknęło.
  56. bać się.
  57. 57,0 57,1 dodane.
  58. dodane.
  59. bo.
  60. poprawiam z „święty“.
  61. ratunek.
  62. nie.
  63. poprawiam z „niosąc“.
  64. pokorny.
  65. potoki.
  66. swym.
  67. moje.
  68. ani.
  69. bicia.
  70. ratunek.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Sebastian Grabowiecki, Józef Korzeniowski.