Iliada (Popiel)/całość
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Iliada |
Wydawca | nakładem tłómacza |
Data wyd. | 1880 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | Paweł Popiel |
Tytuł orygin. | Ἰλιάς |
Źródło | skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI |
Indeks stron | |
Artykuł w Wikipedii |
Θρέπτρα φίλοις ἀπέδώκε.
(Il. XVII. 301).
„Wer den Dichter will verstehen
Muss in Dichter's Lande gehen“
powiedział Goëthe. Według téj maksymy ściśle postępując właściwie tylko prawdziwy poeta powinienby się zabierać do przekładu innego poety, i rzeczywiście potrzeba umysłu równie wysokiego, i wielkiego mistrzostwa języka, aby przekład poezyi odpowiadał swojemu celowi. To téż prawdziwie mistrzowskie
przekłady, których liczba nader jest szczupłą, zawsze jedynie z pod pióra wielkich mistrzów wychodziły.
Tak tłumaczył sam Goethe, Schyller, tłómaczyli Siemiński, Odyniec, Słowacki: a z pewnością żaden naród takim przekładem Homera się nie poszczyci, jaki nam Siemiński w swojéj Odyssei pozostawił. W obec takich talentów i dzieł tego rodzaju, których przekład stanowi odtworzenie i nowy, a samoistny niejako utwór literaturze ojczystéj przyswaja, można i należy być pobłażliwym co do ścisłości filologicznéj; natomiast zaś w ocenieniu główną uwagę zwracać należy na ducha i charakter poezyi, a z ogólnego wrażenia o wartości całéj pracy wyrokować; takich wymagań atoli nie można często stawiać, bo tylko wybrane umysły odpowiedzieć byłyby im zdolne. Jest więc obok tego jeszcze inne dla tłómacza pole, jest i być musi, bo w innym razie tylko w bardzo rzadkich przypadkach moglibyśmy się obznajamiać z arcydziełami obcéj literatury rozmaitych czasów i narodów. Jeżeli więc kogo nie stać na przekład owego wyższego rodzaju, o którym dopiero co wspominaliśmy, to zawsze pozostaje dla niego zadanie mniéj świetne wprawdzie, ale za to może użyteczniejsze, przekładanie ścisłego i sumiennego, byle z zachowaniem surowém formy i treści oryginału, chociażby i zdolności nie wystarczały na utworzenie np. takiego „Księcia Niezłomnego“. Jednakże w tym ostatnim przypadku wymaga się od tłómacza zupełnego zapomnienia o sobie, a przejęcia się bezpośrednio oryginałem. W takim razie najmniejsze zboczenie od myśli i słów autora, jakakolwiek samowola w dobieraniu wyrazów, chociażby najszczęśliwiéj wybranych, będzie rzeczywistym usterkiem przekładu i ważną ujmą dla takowego.
Takim był cel obecnego tłómaczenia Iliady, i z tego powodu postanowiłem niewolniczo trzymać się tekstu, i o ile to było możliwém, tłómaczyć słowo za słowem, a w każdym razie wiersz za wierszem. Dlatego téż mianowicie, kolej wiersza nie została ani razu zmienioną, tak że każden numer wiersza w tłómaczeniu, odpowiada temuż samemu numerowi w oryginale; i jeżeli częstokroć, zmuszony koniecznością budowy wiersza, umieściłem wyraz z jednego wiersza w poprzednim, lub następującym, to działo się to jedynie w obrębie ukończonego interpunktacyą zdania, tak że treść i myśl każdego wiersza ściśle według oryginału postępuje. Rezultatem tego usiłowania było, że z małemi wyjątkami interpunktacya stósuje się zupełnie do tekstu. Na to jednakże musiałem się trzymać wyłącznie jednego wydania Iliady, tak że aczkolwiek kilka najlepszych wydań ustawicznie porównywałem, to przy ostatecznéj redakcyi tylko jedno wydanie miałem przed sobą.
Heyne, Bothe, Spitzner, Faesi i Pierron, oto są wydania, które miałem pod ręką i któremi w ciągu pracy się posługiwałem.
Według moich wiadomości (niebędąc filologiem z powołania stanowczo o tém wyrokować nie jestem w stanie) wydanie Pierron’a[1] uważam za najlepsze. Raz z powodu bardzo jasnego i doskonałego komentarza, powtóre bo jak najmniéj i to bardzo ostrożnie zapuszcza się w konjektury, starając się jak najusilniéj o utrzymanie tekstu, jak nam go najlepsze kodeksa przekazały; wreszcie bo w komentarzach opiera się głównie na Arystarchu i Scholiach, aczkolwiek tak dawna jak i nowsza literatura Homera, wydawcy na wskroś jest znaną.
Tego wydania przy ostatecznéj redakcyi wyłącznie się trzymałem, dlatego téż jedynie te wiersze w obecnym przekładzie jako podejrzane opatrzone zostały klamrami, które i w wydaniu Pierron’a za takie poczytane zostały. Wprawdzie Pierron utrzymuje częstokroć w swoim tekście takie wiersze, które w „Rękopiśmie Weneckim“ były opatrzone obelami; ale tak jasno i przekonywująco się przy każdej takiéj sposobności z tego usprawiedliwia, że mimo woli czytelnika ze sobą pociąga. W niektórych przypadkach Pierron nawet przeciwko zdaniu Arystarcha i najlepszych krytyków szkoły Aleksandryjskiéj, stara się uratować podejrzane wiersze; w takich razach, nieposiadając dostatecznego zasobu wiadomości filologicznych by módz pytanie rozstrzygnąć, wolałem już jednego się trzymać przewodnika. W trudniejszych miejscach dzieła Karola Lehrs’a[2] wydanie i Prolegomena Villoison’a[3], Prolegomena Wollfa[4], obok wyżéj wzmiankowanych komentarzy były mi głównie pomocnemi.
Ktokolwiek Homera dokładnie czytał w oryginale temu wiadomo, że aczkolwiek w ogóle łatwym jest do zrozumienia, a w prostocie pisania z nikim innym porównać się nie da, to jednakże co chwila bardzo wielkie nasuwają się trudności. Żadnych takich trudności nie pominąłem i, o ile mnie na to było stać, a środki które miałem pod ręką starczyły, jaknajusilniéj z temi trudnościami walczyłem, starając się prawdziwą myśl poety odgadnąć i w tłómaczeniu dokładnie oddać. Rzeczą jest krytyki osądzić, czy się z tego zadania wywiązać potrafiłem. Również i krytyki jest rzeczą wykazać błędy, w jakie popadłem i poddać skuteczne myśli lub szczęśliwsze wyrażenia;
każdą tego rodzaju krytykę z prawdziwą wdzięcznością przyjmę, a jeśliby z czasem (czego się nie śmiem spodziewać) okazała się potrzeba nowego wydania niniejszéj pracy, mógłbym ze wszystkich skazówek korzystać i wtedy z pomocą Szanownych Panów filologów moglibyśmy wspólnemi siłami dojść do prawdziwie poprawnego tłómaczenia.
Co do formy przekładu, to uważałem za najstosowniejsze trzymać się formy oryginału. Zdolności rymotwórcze nie są każdemu dane, a rymowany wiersz nie łatwo się nadaje do powagi i dyapazonu poetów starożytnych. Tylko bardzo wielkie mistrzowstwo języka i prawdziwy talent poetycki może upoważnić do obrania wiersza rymowanego; to téż przekłady takowym, oprócz nielicznych wyjątków, robią zupełnie odmienne od oryginału wrażenie, a forma ta już sama przez się sprawia uczucie pewnego obniżenia, którego w hexametrze dużo łatwiej uniknąć można.
Wprawdzie język nasz w ogóle nie dobrze się nadaje do wiersza białego, tém mniéj do hexametru; wielu utrzymuje że hexametr w naszym języku jest po prostu nie możliwym — sądziłbym jednakże że dadzą się poprawne hexametry polskie budować bez zbytniego kaleczenia języka, ale się trzeba do czytania takowych wprawić. Wszak i greckich i łacińskich hexametrów uczymy się w szkołach skandować, a dopiero po dłuższym ćwiczeniu zdołamy je, przy zachowaniu miary, naturalnie, bez zbytniego nacisku na prozodyą czytać. Ale zawsze takie ćwiczenie jest konieczném i nikt bez takowego hexametrów starożytnych porządnie i dźwięcznie odczytać nie potrafi. — Oczywiście że hexametr polski nie dorówna nigdy greckiemu, będzie w nim zawsze coś naciąganego i sztucznego, ale byle nie był rażącym i z językiem po macoszemu się nie obchodził, to zawsze najstosowniejszym będzie do przekładu Epików starożytnych. Hexametr jest wyłącznym produktem języka greckiego, w nim się wyłącznie wyrobił i wykształcił, w nim tylko w całéj harmonii i dźwięku się przedstawia. Już w łacińskim języku, chociaż tenże ma swoją prozodyą, ileż mniéj piękne i udatne ma brzmienie, jak często stapianiem samogłosek, a nawet samogłosek ze spółgłoskami w jeden dźwięk posługiwać się musi. Największy mistrz języka pomiędzy poetami Rzymskiemi, Owidiusz, a przecież hexametry jego dalekie są od greckich. U Wirgiliusza z niejednym twardym brzmieniem spotkać się można, a u Horacego jeszcze o wiele częściéj; tém mniéj więc języki nowożytne niemające prozodyi, a zwłaszcza język polski do hexametru nadawać się mogą. Mimo to mam to przekonanie, że w naszym języku takie same hexametry jak np. w niemieckim budować się dadzą, a nawet mogą być mniéj sztywne i nakręcone. Jednakże i w niemieckim języku pomiędzy hexametrami Goethego np.: a Vossa, Stolberga i tylu innych Niemców którzy Homera metrycznie tłomaczyli jeszcze wielka zachodzi różnica. Ale niechaj się u nas prawdziwy mistrz do hexametru weźmie, a mogą być jak ulane.
Czy warto jeszcze dzisiaj Homera tłomaczyć i czy taka praca w ogóle może być użyteczną, na to odpowiedzi dać nieśmiem. To pewna że Iliada i Odyssea tak się zrosły z wyższemi, wykształconemi umysłami wszystkich wieków, że do dziś dnia krytyka, estetyka, archeologia, a nawet i historya tak samo gorliwie się Homerem zajmuje jak swego czasu szkoła aleksandryjska temu lat z górą dwa tysiące. Homer należy do wszystkich czasów i narodów; niechaj więc chęć przyczynienia się do rozpowszechnienia jego znajomości w naszym kraju posłuży za wytłomaczenie niniejszej pracy. Przy tém nie od rzeczy może będzie zastąpić wierném tłomaczeniem polskiém tysiączne fabrykaty niemieckie, które się po naszych szkołach błąkają.
„Owe dwie dziwne stare pieśni, przedmiot podziwienia dla dziewięćdziesięciu pokoleń, do dziś zachowały całą swoją świeżość, do dzisiaj pobudzają uszanowanie umysłów na literaturze niejednego wieku i niejednego narodu wykształconych; do dzisiaj nawet w lichych przekładach są uciechą szkolnej młodzieży. Przeżywszy dziesięć tysięcy kapryśnych zmian i gustów; w obec najrozmaitszych następstw po sobie przestarzałych już prawideł krytyki pozostają dla nas do dziś dnia nieśmiertelnemi nieśmiertelnością prawdy; czy je dzisiaj odczytuje uczony w swéj cichéj pracowni, czy jak dawniej je deklamowano przy biesiadach Jońskich Władyków“[5].
Temi słowami znakomitego historyka i krytyka angielskiego zakończam to wstępne słowo polecając zarazem niniejszą pracę względom łaskawych czytelników.
W końcu muszę tu jeszcze wymienić z prawdziwą wdzięcznością nazwisko Pana Prof. Hugona Zatheja, któren mnie do pracy zachęcał, czasu swojego mi nie skąpił, a zwłaszcza w pierwszych księgach niejedną dobrą radą, niejednym szczęśliwym zwrotem mi dopomagał, za co Mu tutaj składam publiczne podziękowanie.
Zgubny, który tak wiele nieszczęścia przysporzył Achajom;
Wiele szlachetnych dusz bohaterów do Hada wyprawił,
Ciała ich zaś na pastwę psom i ptakom drapieżnym
Odkąd w gniewie zaciętym naprzeciw siebie stanęli,
Książę narodów Atrydes i boski wojownik Achilles.
Którenże z bogów ich obu do gniewu na siebie pobudził?
Lety i Zeusa syn. On bowiem na króla zagniewan,
Przeto że Chryza kapłana Atrydes nie uszanował.
Chryzes albowiem przybył do szybkich okrętów Achajskich,
Wyzwolenia swéj córki żądając za wykup ogromny,
Wieniec w dal godzącego Apollina w rękach na berle
Głównie zaś obu Atrydów rządzących licznemi narody:
„Atrydowie i wszyscy Achaje na łydach okuci,
Niech wam bogi, mieszkańcy Olimpu gmachów dozwolą
Zniszczyć gród Priamowy i zdrowo do domu powrócić;
Zeusa potomka szanując Apollina w dal godzącego.“
Wtedy wszyscy Achaje dobremi słowy radzili,
Żeby kapłana szanować i wykup odebrać bogaty;
Na to jednakże nie przystał Atreusa syn Agamemnon,
„Bodajbym ciebie o starcze przy łodziach głębokich nie zdybał
Błąkającego się tutaj, bądź później powracającego,
Nic nie wskórałbyś berłem i wieńcem boga twojego.
Córki zaś twej nie wypuszczę, aż zestarzeje się u mnie,
Tam koło przędzy się krzątać i łoże dzielić me będzie.
Teraz mnie dłużéj nie drażnij, bo lepiéj dla ciebie, byś wracał.“
Skończył, uląkł się starzec, rozkazu wysłuchał i milcząc
Uszedł ku morza brzegowi, gdzie fala groźnie szumiała.
Pana, którego zrodziła o pięknych Leto warkoczach:
„Słuchaj mnie srebrnołuczysty, co Chryzę trzymasz w opiece,
Takoż i Killę wspaniałą i silnie rządzisz w Tenedzie.
Sminthej! azali kiedy świątynię ci miłą pokryłem,
Tobie na cześć, więc teraz wypełnij moje życzenie,
Abyś twojemi pociski me łzy na Danaach pomścił.“
W takich słowach się modlił, usłuchał go Foibos Apollon.
Rozgniewany ze szczytu Olimpijskiego się spuszcza;
Strzały świstały na barkach rozjątrzonego Apolla,
Gdy się z miejsca poruszył do czarnéj nocy podobny.
Usiadł opodal okrętów i strzały pomiędzy nie puścił;
Wtedy z łuku srebrnego się rozległ dźwięk przeraźliwy.
Ale gdy później na ludzi śmiertelne strzały skierował,
Gęste widziano stosy, na których ciała palono.
Całe dni dziewięć na wojsko padały boga pociski;
W dniu dziesiątym Achilles powołał wojska na radę,
Zdjęta litością na widok smutnego Danajów konania.
Gdy się zeszli na radę i wszyscy gromadnie stanęli,
Prędki w biegu Achilles powstawszy, do nich przemówił:
„Sądzę Atrydo, że teraz nie osiągnąwszy zamiaru,
Naraz bowiem choroby i wojna niszczą Achajów:
Trzeba jednakże zapytać wróżbity albo kapłana,
Albo tłómacza snów (boć sny od Zeusa pochodzą),
Niech wyrokuje, dlaczego Foibos Apollon się gniewa,
Może i pragnie ofiary wybranych owiec i kozłów,
Gdyby ją przyjął, możeby nieszczęście od nas odwrócił.“
Tak przemówiwszy usiadł, a Kalchas głos po nim zabrał,
Syn Testora, co wróżył najlepiéj z ptactwa polotu.
On to okręty Achajskie do Ilion kiedyś wprowadził
Z daru wieszczego pomocą, którego udzielił Apollon;
Dobrze myślący, rozważnie przemówił do nich i radził:
„Żądasz odemnie Achillu, w łasce u bogów będący,
Powiem ci tedy uważaj, lecz uroczyście obiecaj
Chętnéj gdy będzie potrzeba i w mowie i w czynach pomocy.
Sądzę albowiem, że gniewać się będzie ów mąż, co potężnie
Rządzi narodem Argejskim i w ryzie trzyma Achajów.
Chociażby bowiem i wybuch powstrzymał na chwilę obecną,
W sercu jednakże zachowa swój żal i zemści się z czasem;
Powiedz mi zatém na pewno, że bronić będziesz w potrzebie.“
Rzeknie mu na to w odpowiedź najszybszy biegiem Achilles:
Na ulubieńca Diosa Apolla Kalchasie przyrzekam,
Pod którego wezwaniem Danajom wróżby objawiasz,
Iż za życia mojego i póki na ziemię spoglądam,
Nikt przy obszernych okrętach na ciebie ręki nie wzniesie
Który się chełpi, że wszystkich Achajów o wiele przewyższa.“
Ośmielony się wtedy odezwał wróżbita szanowny:
„O szlub jemu nie chodzi, ani też o hekatombę,
Ale z powodu kapłana, którego Atrydes obraził,
Zdala dosięgający dlatego ukarał i nadal
Ścigać będzie. Nie prędzej Danajów od klęski uwolni,
Zanim wypukłooką dziewicę się ojcu nie odda,
Darmo i bez okupu, ofiary należne odbywszy
Takie wyrzekłszy zdanie, usiadł, a powstał do mowy
Dzielny Atreusa syn, Agamemnon pan wiele możny,
Rozjuszony, bo gniewem nabrało mu serce wokoło
Czarno zalane, zaś oczy jak płomień iskrami sypały.
„Wieszczu nieszczęsny zaprawdę, nigdyś mi dobrze nie wróżył
Tylko nowiny złowrogie miło ci jest zapowiadać,
Ale dobrego słowa nie rzekłeś ani dopełnisz;
Również i teraz, gdy bogów Danajom wolę tłómaczysz,
Bo za córkę Chryzea okupu przyjąć nie chciałem,
Chociaż i wspaniałego; zapewne, bo dużo mi miléj
W domu ją mieć; gdyż nawet nad Klytemnestrę przekładam,
Towarzyszkę młodości, bo w niczém jéj nie ustępuje,
Mimo to gotówem oddać, jeżeli to ma być zbawienniéj,
Pragnąc dobra narodu, a nie by marnie zaginął.
Przeto mi zaraz gotujcie nagrodę zaszczytu, bym jeden
Z między Argejów bez chwały nie został, boć tak nie przystoi.
Rzeknie mu na to w odpowiedź Achilles boski najszybszy:
„Sławny Atrydo ze wszystkich najwięcéj chciwy majątku,
Zkądże ci wielkoduszni Achaje nagrodę wynajdą?
Nigdzie bowiem nie widzim, by łupy zebrane leżały;
Żądać od wojska nie możesz, by łupy nanowo znosiło;
Owszem bogowi ją teraz odeszléj, a za to Achaje
Trzykroć czterykroć nagrodzą, gdykolwiek dozwoli nam Kronid
Dobrze warowną siedzibę Trojańską zburzyć do szczętu.“
„Nie tak, chociażeś dzielnym Achillu do bogów podobny
W pole mnie wyprowadzisz i chytrą ubiegniesz namową.
Pragniesz zachować twój dar, a ja mam gołym pozostać
Z tego, co mi się należy wyzutym, i żądasz bym oddał?
Zgodnie z mojém życzeniem, by równoważyła się ceną,
Jeśli zaś nie, to wtedy ja sam ją sobie zabiorę
Z twojéj lub Ajaxowéj zdobyczy, albo z Odyssa,
Porwę dla siebie, a będzie w opałach, którego dosięgnę.
Trzeba nam ciemny statek na falę boską wypuścić,
Wioślarzami obsadzić i włożyć weń hekatombę;
Potém Chryzeidę o wdzięczném obliczu wprowadzić do niego,
Jeden zaś mąż jako wódz wyprawą będzie kierował,
Albo i ty Peleido nad wszystkich mężów straszliwy,
Byś nam w dal godzącego boga ofiary przebłagał.“
Groźnie spojrzawszy na niego Achilles szybki, mu odrzekł:
„Człeku bezwstydem okryty, za zyskiem tylko patrzący,
Drogi dla ciebie się podjąć i z wojskiem potykać się dzielnie?
Wszakże nie przeciw Trojanom walczących dzidą przybyłem
Tutaj wojować, toć oni mi w niczém nie zawinili.
Nigdy mi bowiem rumaków i wołów nie uprowadzili,
Nie zniszczyli posiewów, boć rozdzieleni jesteśmy
Lasokrytemi górami i morzem głośno szumiącém;
Ale za tobą idziemy zuchwalcze i tobie na korzyść,
Za Menelaja zniewagę ukarać Trojan, i ciebie
Teraz atoli mi grozisz, że dar mój zaszczytu zabierzesz
Ciężko zdobyty, przez synów Achajskich mnie udzielony.
Nigdy równego udziału nie miałem z tobą, gdy wojska
Który z grodów Trojańskich o licznych mieszkańcach zburzyli;
Nadstawiając méj dłoni, to późniéj gdy przyszło do działu,
Główną zabrałeś nagrodę; ja zaś na małém przestając,
Chętnie wracałem do statków, znojami walki strudzony.
Teraz do Fthyi powracam, bo za najlepsze uważam
Będąc tu zapoznanym, dla ciebie łupy gromadzić.“
Rzeknie mu na to w odpowiedź narodów król Agamemnon:
„Ruszajże, jeśli cię serce nakłania, ja cię nie będę
Błagać, byś dla mnie pozostał, mam koło siebie i innych
Z królów od boga wybranych najbardziéj cię nienawidzę,
Zawsze ci bowiem po myśli wojna i kłótnia pospołem,
Jeśli zaś jesteś potężny, to tylko z daru bożego.
Wracaj z łodziami do domu i z twymi towarzyszami,
Ani mnie troszczy twój gniew, bo dar i tak ci odbiorę,
Równie jak Foibos Apollon Chryzeidę mi piękną zabiera.
Wyszlę ją tedy na własnym okręcie, załogę dodawszy,
Ale Bryzeidę uroczą na dar zaszczytu ci daną
Ilem od ciebie możniejszym i nikt się więcéj nie ważył
Mienić się równym ze mną i porównywać bezczelnie.“
Tak powiedział, w Pelidzie od gniewu krew zakipiała,
W piersi obrosłej mu serce na dwie się strony ważyło,
Obces i zgraję rozproszyć i zamordować Atrydę,
Czyli też gniew pohamować i jankur w sercu przytłumić.
Podczas gdy się namyślał i już wyciągać zamierza
Szablę potężną z pochwy, nadeszła Pallas Athene
Będąc im w sercu zarówno przychylną i wielce troskliwą.
Z tyłu stanąwszy, Achilla za płową chwyciła czuprynę,
Jemu jednemu widoma, niedostrzeżona dla innych.
Zląkł się Achilles i w tył się odwróciwszy, natychmiast
Wtedy się do niej zwracając w skrzydlate odezwie się słowa:
„Córo Egidodzierżcy Diosa, dlaczegoś tu przyszła?
Może by Agamemnona Atrejdy pychę oglądać?
Ale zapewniam i sądzę, że kiedyś skończy się na tém,
Rzeknie mu na to w odpowiedź promiennooka Athene:
„Na to przybyłam, by gniew twój hamować i żebyś mnie słuchał,
Z nieba, gdyż białoramienna Here mię zawiadomiła;
Będąc wam w sercu zarówno przychylną i wielce troskliwą.
Ale go zelżyj słowami i gadaj co na myśl ci przyjdzie.
Mogę ci zaś przepowiedzieć i tak z pewnością się stanie,
Że w trójnasób ci dadzą i skarby drogiemi obsypią
Za dzisiejszą zniewagę, a teraz się wstrzymaj i słuchaj.“
„Trzeba nam teraz usłuchać waszego rozkazu boginie,
Lepiéj tak będzie, aczkolwiek mi gniewem serce zawrzało.
Kto się bogom poddaje, dla tego są zawsze łaskawi.“
Rzekł i potężną dłonią za srebrną chwycił rękojeść,
Słowom Atheny; lecz ona się wzbiła w Olimp, domostwo
Zeusa egidodzierżcy, pomiędzy bogów czeredę.
Wnet się odezwał Pelejdes i zelżywemi słowami
Wsiadł na Atrydę i znowu gniewem okrutnym wybuchnął:
Nigdy się nie odważyłeś do boju z narodem się zbroić,
Ani téż nie należałeś do śmiałych Achajów zasadzki,
Wszystko to bowiem dla ciebie aż śmiercią pachnie i strachem.
Dużo wygodniéj dla ciebie w obszernym Achajów obozie
Królu nikczemnych, co naród podwładny sobie wysysasz;
Sądzę zaprawdę Atrydo, że po raz ostatni zgrzeszyłeś.
Ale ci to zapowiadam i świętą przysięgą na berło
Stwierdzę to moje, z którego nie puszczą gałązki i liście,
W lesie, bo twarde żelazo na koło liście i korę
Oberżnęło, a teraz Achajów potomki je w rękach
Dzierżą, jako stróżowie od Zeusa postanowieni
Sprawiedliwości; tę moją przysięgę za świętą uważaj.
Potrzebowali, napróżno się będziesz silił i martwił,
By im dopomódz, gdy wielu z morderczéj dłoni Hektora
Padać będzie konając, to z gniewu serce twe będziesz
Szarpał, żeś najlepszego z Achajów uczcić nie umiał.“
Gwoźdźmi złotymi nabitą, a potem usiadł na miejscu.
Sierdził się daléj Atrydes, a wtedy się do nich odezwał
Nestor o mowie łagodnéj, Pylonów rajca wymowny;
Mowa z ust jego płynęła jak miód co pełny słodyczy;
Które za jego życia powstały i z nim się chowały
W świętym Pylosie, a teraz nad trzeciém rządy piastował.
Mądrze i z dobrą wolą przemówił do nich następnie:
„Przebóg, cóż to za klęska ziemię Achajską dotyka;
Pewnieby cały się Trojan serdecznie naród ucieszył,
Gdyby go doszło, że tak się między sobą wadzicie,
Wy, co pierwsi z Danajów do rady i walki stajecie.
Ale słuchajcie, boć obaj młodsi odemnie jesteście.
Od was obydwóch, a przecież nikt mnie lekce nie ważył.
Nigdy już mężów podobnych nie ujrzę i nigdym nie widział,
Jakim był Perithoos i Dryas pasterz narodów,
Oraz i Kainej, Exadios i bogom równy Polifem,
Oni to byli najtężsi z ludzi na ziemi żyjących;
Byli pierwszymi i zawsze z najlepszymi walczyli,
Przeciw olbrzymom górskim i straszne im cięgi dawali.
W takich to mężów drużynie się biłem, przybywszy z Pylosu,
W ich otoczeniu do walki stawałem, a z ludzi dzisiejszych
Pewnie nikogo nie znajdzie, co w boju by zdołał im sprostać.
Przecież i oni méj rady i mowy chętnie słuchali.
Również i wy słuchajcie, bo wyjdzie wam to na dobre.
Ale mu zostaw, co raz mu dali w nagrodę Achaje;
Ty zaś Pelejdo naprzeciw królowi zuchwale nie stawaj,
Żaden albowiem z królów, dzierżących berło, zaszczytu
Tyle dla siebie nie zyskał, a sławę od Zeusa ma w darze.
Tamten atoli możniejszym, bo większym rządzi narodem;
Ty zaś Atrydo niechęci zaniechaj, a ja się postaram,
Żeby Achilles urazy zapomniał, boć jego uznają
Jako najlepszą Achajów obronę w wojnie okrutnéj.“
„Wszystko zaprawdę to słuszne, coś nam Nestorze powiedział,
Cóż kiedy zawsze tamten nad innych chce się wynosić,
Nad wszystkimi przewodzić i własną wolę narzucać,
Wszystkim rozkazy wydawać, nie sądzę by kto ich usłuchał.
Czyż dlatego mu wolno na innych rzucać obelgi?“
Na to mu przerywając Achilles boski odpowie:
„Miałby mnie każdy za tchórza i nikczemnego człowieka,
Żebym się tak powodował wszystkiemi słowy twojemi.
Bo ani myślę rozkazu twojego pokornie usłuchać.
Zresztą, ręczę ci za to i dobrze pamiętaj me słowa;
Więcej z powodu branki do boju ręki nie wzniosę
Przeciw tobie lub innym, bo dawszy, znów zabieracie;
Ani mi waż się dotykać i mimo méj woli zabierać.
Gdyby jednakże, to spróbuj, lecz wtedy zobaczą i tamci,
Jako twa czarna krew po ostrzu się włóczni poleje.“
Tak słowami gorżkiemi wzajemnie na siebie rzuciwszy
Do namiotów Peleides i równoleżących okrętów
Odszedł z Menoitiadesem i resztą swych towarzyszy;
Zaś Agamemnon okręty do morza szybkie wytoczył,
Wybrał wioślarzy dwadzieścia, i hekatombę dla boga
Stanął na czele wyprawy przebiegły wielce Odysses.
Wsiadłszy na statek, mokremi puścili się wody torami.
Wtedy Atrydes nakazał, by naród się z winy oczyścił;
Wszyscy się oczyścili, a wodę po zmazie grzechowéj
Z wołów i kozłów składali na brzegu morza pustego.
W kłębach dymu do nieba ofiary zapach się wznosił.
Podczas kiedy w obozie to wszystko sprawiali, Atrydes
Nie zapominał o zemście, którą Pelejdzie gotował.
Byli to keryxowie i słudzy jego powierni:
„Idźcie mi zaraz gdzie namiot Peleusa syna Achilla,
Weźcie za rękę nadobną Bryzeidę i gwałtem zabierzcie;
Jeśli jéj zaś nie wypuści, to sam ją zabrać potrafię
Z temi Słowami ich wysłał i rozkaz gwałtowny dorzucił.
Oni poszli niechętnie wzdłuż brzegu morza pustego,
Póki do Myrmidońskich namiotów i statków nie doszli.
Tam go znaleźli przy ciemnym okręcie w pobliżu namiotu
Wobec króla ze trwogą i uszanowaniem stanęli,
Żaden z nich się nie odezwał i słowa nie śmiał przemówić;
On się domyślił co w duszy ważyli i mówiąc uprzedził:
„Keryxowie witajcie, Diosa i ludzi posłańce;
Który was tu wysyła z powodu Bryzeidy branki.
Niechże tak będzie, wyprowadź Patroklu boski dziewicę,
Oddaj im, niech ją zabiorą, lecz oba niech będą świadkami;
Wobec bogów szczęśliwych i wszystkich ludzi śmiertelnych,
Mojéj żądano pomocy, by straszne odwrócić nieszczęście
Tego narodu; zaprawdę się wściekać będzie ze złości,
Ani téż zdoła rozpoznać, czy w tył czy naprzód się patrząc,
Jakby ocalić potrafił Achajskie wojska przy łodziach.“
Czarującéj postaci Bryzeidę z namiotu prowadząc,
Oddał ją posłom. Zaś oni wracają do łodzi Achajskich;
Młoda niewiasta odeszła niechętnie; a wtedy Achilles
Zdala od swych towarzyszy usiadł i gorzko zapłakał,
Ręce wyciągnął i matkę gorąco błagać poczyna:
„Matko, kiedy na krótkie żywota mnie chwile zrodziłaś,
Toćby mi władca Olimpu przyczyniać chwały powinien,
Grzmiący wysoko Zeus, a właśnie mię w niczém nie wspiera;
Gwałtem dla siebie zabrawszy nagrodę mnie przynależną.“
Tak uskarżał się z płaczem, słyszała go matka dostojna
W morza głębinach siedząca przy boku ojca starego.
Szybko jak mgła nad poziom sinego morza się wznosząc,
Ręką po twarzy go głaszcze i tak się do niego odezwie:
„Dziecię me czegóż się żalisz i cóż cię za smutek dotyka?
Powiedz nie tając w sercu, abyśmy oboje wiedzieli.“
Ciężko wzdychając jéj odrzekł najszybszy w biegu Achilles:
Oblegaliśmy Thebę gród święty Ejetiona;
Szturmem zdobywszy zabraliśmy wszystko co było na miejscu.
Łupy synowie Achajów pomiędzy sobą dzielili,
Wybrał dla siebie Atrydes Chryseidę dziewkę nadobną;
Przybył do szybkich okrętów Achajów miedzią okrytych,
Wyzwolenia swéj córki żądając za wykup ogromny,
Wieniec w dal godzącego Apollina w rękach, na berle
Złotém podnosząc i wszystkich Achajów błagać poczynał,
Wtedy wszyscy Achaje dobremi słowy radzili
Uszanować kapłana i wykup odebrać bogaty.
Na to jednakże nie przystał Atreusa syn Agamemnon,
Lecz ze złością odesłał i rozkaz dorzucił surowy.
Błagającego wysłuchał, bo był dlań bardzo łaskawy;
Przeciw Argejom śmiertelne wypuścił pociski, a wojska
Całe padały szeregi, bo strzały boga sięgały,
Jak szeroko stanęły Achajów hufce. Dopiero
Wtedy radziłem odrazu, by gniew Apolla przebłagać;
Ale Atryda uniosła krewkość i na mnię powstawszy,
Jął się odgrażać i w końcu zamiaru swego dokonał.
Brankę albowiem Achaje, wesoło patrzący, w okręcie
Onę zaś tylko co posły z namiotu wyprowadzili
Córkę Bryzeja, w nagrodę od synów Achajskich mi daną.
Ty zaś jeśli potrafisz za synem walecznym się ujmij,
Wzniosłszy się w Olimp wysoki zaklinaj Zeusa, wszak nieraz
Często ja bowiem słyszałem, jak w gmachach ojca twojego
Z chlubą mówiłaś, że ty jedyna między bogami
Od haniebnego losu Kronidę chmurnego broniłaś,
Kiedy Olimpijczycy go związać usiłowali,
Ale ty wtedy bogini nadeszłaś i więzy rozcięłaś,
Szybko Sturęcznego wezwawszy na Olimp wysoki
Briara, tak bogowie go zowią, a ludzie śmiertelni
Aigajonem, bo w sile od ojca jeszcze jest tęższym.
Zlękli się jego szczęśliwi bogowie i więzić nie śmieli.
To mu przywiedź na pamięć i kląkłszy obejmij kolana,
Czyby też swojéj pomocy Trojanom udzielić nie zechciał,
W morze zaś wpędził Achajów i nazad w okręty ich zagnał,
Niechże Atreusa syn Agamemnon możny zrozumie,
Ile zawinił pierwszego z Achajów uczcić nie chciawszy.“
Rzeknie mu na to w odpowiedź Thetyda łzy wylewając:
„O moje dziecię dlaczegóż cię w złéj rodziłam godzinie?
Siedzieć, albowiem niedługo kres twego życia nastąpi;
Nie dość, że rychło umrzesz, a jeszcze cię los prześladuje;
Ciebie zrodziwszy na pastwę losowi zgubnemu wydałam.
Z takiém to słowem do Zeusa, co w gromach sobie podoba,
Ty zaś pozostań spokojnie przy statkach szybkobieżących,
Gniewu przeciw Achajom i walki zupełnie unikaj.
Wczoraj ku Oceanowi do zacnych się udał Aethiopów
Zeus na ucztę, i wszyscy się z nim wybrali bogowie;
Wtedy do Zeusa pałacu ze spiżu kutego się udam,
Błagać go będę na klęczkach i może go wreszcie przekonam.“
Tak powiedziawszy odeszła, zaś jego pozostawiła
Rozżalonego z powodu niewiasty kibici wysmukłéj,
Wiódł Hekatombę świętą i dobił nareszcie do Chryzy.
Gdy zawinęli do portu i przystań obrali wygodną
Żagle zwinąwszy, na dnie okrętu ciemnego złożyli,
Maszt ściągnęli na miejsce spuściwszy go na dół po linach
Wyrzucili kotwice i łodzie przymocowali,
Wyszli i sami z okrętu na morza skaliste wybrzeże,
Wyładowali ofiary na cześć Apolla możnego,
Wyprowadzili Chryzejdę z łodzi po falach bieżącéj.
W ręce ojca drogiego ją oddał i tak się odezwał:
„Chryzie! do ciebie mnie wysłał narodów król Agamemnon,
By ci dziecię powrócić i złożyć ofiary Febowi
Na rzecz Danaów, byśmy boga przebłagać zdołali,
Rzekłszy to w ręce oddaje, a ojciec ściska z radością
Dziecię swe miłe; wnet oni hekatombę bogatą
Rzędem ustawiają na ołtarz pięknie wzniesiony,
Potém umywszy się jęczmień ofiarny do góry podnoszą;
„Słuchaj mnie srebrnołuczysty, co Chryzę trzymasz w opiece,
Oraz i Killę świętą, a silnie władasz w Tenedzie;
Jeśli wprzódy me prośby łaskawie wysłuchać raczyłeś,
Karząc Achajów naród, by moją pomścić zniewagę,
Broniąc nadal Danajów od sromotnego nieszczęścia.“
Tak błagając się modlił — usłuchał go Foibos Apollon.
Oni odbywszy modlitwy i ziarna święcone rzuciwszy
Ciągną za szyję ofiary, biją i skóry zdejmują,
Obłożywszy, drobnemi kawałki mięsa przykryją.
Starszy je spalił na łupkach i ciemném winem pokropił,
Młodzież stała na koło z widłami pięciozębnemi.
Kiedy się udźce spaliły i całe spożyto jelita,
Potém starannie upiekłszy napowrót z rożen ściągnęli.
Wreszcie ustali z robotą i ucztę przygotowawszy
Jeść poczęli, dla wszystkich starczyła wspólna biesiada.
W końcu gdy wszyscy napoju i jadła mieli do syta,
Zaczynając od prawéj z kolei wszystkim podają;
Oni tedy dzień cały pieniami boga błagają,
Głosy młodzieży Achajskiej w pajanie pięknym się łączą,
[Chwaląc w dal godzącego, a tenże ich słucha z rozkoszą.]
Koło przystani okrętów udali się na spoczynek.
Ledwo różanopalca powstała na wschodzie jutrzenka
Odpłynęli napowrót do wojska licznego Achajów,
Zesłał im wiatr pomyślny Apollon z dala godzący.
Rozdął wiatr środek żagli, a piana sinawa na koło
Brzegu okrętu huczała, gdy szybko sunął się naprzód;
Żwawo po falach pędził, by dopiąć kresu podróży.
Zawinąwszy nareszcie do wojska licznego Achajów,
Zaciągnęli, podparłszy je wprzódy belkami długiemi,
Sami się zaś rozeszli do swych namiotów i łodzi.
Siedział natenczas w gniewie przy łodziach wybornych do biegu,
Z boga zrodzony Pelejdes, Achilles szybkobieżący;
Ani do bitwy należał, lecz aż mu się serce trawiło
Z nieczynności, bo wzdychał za bitwą i wrzawą wojenną.
Kiedy dwunasta jutrzenka od owéj się chwili zjawiła,
Wtedy wiecznie żyjący wrócili bogowie na Olimp
Syna swojego zlecenia i z piany morskiéj się wznosząc,
Z ranną mgłą do Olimpu i niebios obszernych spieszyła.
Kronid głośny szeroko, z osobna siedział od innych,
Na krawędzi najwyższéj Olimpu wieloszczytnego.
Lewą, prawą zaś ręką pod brodę głaskając, poczęła
Głosem błagalnym do Zeusa wszechwładnego Kronidy:
„Zeusie rodzicu, jeżeli pomiędzy bogami ci kiedy
Mową lub czynem służyłam, to spełnij moje życzenie.
Dano; zaś wielce go skrzywdził narodów król Agamemnon,
Przytrzymując mu dar zaszczytu co gwałtem odebrał.
Teraz go pomścij o Zeusie Olimpijczyku rządzący,
I tak długo Trojanom daj siłę, aż wreszcie Achaje
Tak mówiła, lecz Zeus chmurozbiorca się wcale nie ozwał,
Tylko siedział milczący. Thetyda ścisnęła kolana,
Gdyby to z niemi się zrosła i raz powtórny przemawia:
„Ty coś wierny swym słowom obiecaj głowy skinieniem
Jako ze wszystkich bogów ja najmniéj względów doznaję.“
Z gniewem okrutnym się do niéj odezwie Zeus chmurozbiórca:
„Działasz występnie, że mnie na Herę pragniesz buntować,
Która tak często mnie drażni uszczypliwemi słowami;
Wyrzucając, że w bitwie Trojanom szczęście przynoszę.
Ale ty oddal się teraz, by czegoś nie pomiarkowała
Here, już moja to rzecz, bym zamiar po myśli wykonał.
Głowy skinieniem przyrzekam, byś była pewna swojego;
Nieodwołalném jest bowiem i niezawodnie nastąpi,
Spełnić się musi koniecznie co głowy skinieniem przyrzekłem.“
Tak powiedział i brwiami ciemnemi poruszył Kronion,
Ambrozyjskie kędziory po skroni Pana spłynęły
Tak uradziwszy oboje rozeszli się; zaraz i ona
Olimp opuszcza świetlisty i w morze głębokie się nurza.
Zeus do domu powraca; wraz wszystkie bogi powstały
Ojca witając swojego, i żaden z nich się nie ważył
Tamże on zasiadł na tronie; lecz Hery nie uszło uwagi
Bo dostrzegła wyraźnie, że długo się z nim naradzała
Srebrnonóżka Thetyda morskiego córa staruszka.
Wnet z przekąsem do Zeusa Kronidy wręcz się odezwie:
Widać że zawsze ci miło, po za mojemi plecami
Knować zamiary tajemne; czyż kiedy się na to zdobyłeś,
By mi udzielić życzliwie nowiny, o któréj się dowiesz?“
Ojciec bogów i ludzi w te słowa na to jéj odrzekł:
Znała, nic będzie to łatwo, lubo mi jesteś małżonką.
Co ci się wiedzieć należy, to nadal z bogów nikomu,
Ani téż z ludzi, przed tobą wiadomém nigdy nie będzie;
Lecz co po za bogami bym kiedy uczynić zamierzał,
Here wypukłooka, dostojna mu rzeknie w odpowiedź:
„Najstraszliwszy Kronidzie, cóż to za słowa wyrzekłeś?
Nigdy zaprawdę nie pytam, ani się mięszam do ciebie,
Lecz spokojnie stanowisz co tylko zechcesz uczynić.
Córa starca morskiego, Thetyda o nóżce srebrzystéj;
Zrana bowiem przy tobie usiadłszy objęła kolana;
Przyrzec jéj tedy musiałeś skinieniem, jako Achilla
Pragniesz uczcić, a wielu z Achajów przy łodziach wygubić.“
„Dziwna bogini, posądzasz mnie zawsze choć nic nie ukrywam,
Ale tem nic nie wskórasz i coraz to bardziéj me serce
Będzie ci obcém, a skutki pociągnie gorsze dla ciebie.
Niechby i przyszło do tego, to mojéj woli nie zmieni.
Boby ci wszyscy bogowie Olimpu nic nie pomogli,
Gdybym zbliżywszy się groźne me dłonie podniósł na ciebie.“
Rzekł; przelękła się Here wypukłooka dostojna,
Milcząc usiadła posłusznie i serce wzburzone koiła.
W kunsztach biegły Hefajstos w te słowa do nich rozpoczął,
Chcąc się matce przysłużyć bogini białoramiennéj:
„Smutne to dzieje zaprawdę i dłużéj nie do zniesienia,
Ze z powodu śmiertelnych się między sobą wadzicie,
Nie użyjemy szlachetnej, bo górę bierze co gorsze.
Matkę ja teraz upomnę, aczkolwiek i sama rozumie,
Żeby się ojcu drogiemu przypodobała, by więcéj
Ojciec nie zrzędził i uczty uciechę nam nie popsował.
Z miejsca każdego wyrzuci, boć siłą nad wszystkich celuje.
Ale ty staraj się teraz słodkiemi go słowy ugłaskać,
Wtedy się wnet Olimpijczyk okaże dla nas łaskawszym.“
Tak przemówił i dzbaniec dwuręczny do góry podnosząc
„Przenieś to matko na sobie i krzywdy się staraj zapomnieć,
Bym cię chociaż tak zacną oczyma memi nie ujrzał
Zbitą, bo wtedy pomimo méj zgrozy nie zdołam ci pomódz,
Straszna to bowiem rzecz na Olimpijczyka powstawać.
Uchwyciwszy za nogi wyrzucił z progów niebiańskich.
Przez dzień cały leciałem, dopiero przy słońca zachodzie
Spadłem w Lemnos; niewiele przy duszy mi tchu pozostało.
Tam Syntyjscy mężowie przyjęli mnie potłuczonego.“
Śmieje się i z rąk dziecka podany kielich odbiera.
Wtedy od prawéj strony zacząwszy innym niebianom
Słodki nalewa nektar z dużego czerpiąc krateru.
Zatém szczęśliwi bogowie zaczęli się śmiać do rozpuku,
W taki to sposób dzień cały dopóki słonko nie zaszło
Ucztowali, dla wszystkich starczyła wspólna biesiada,
Ani też cytry nie brakło, do któréj wziął się Apollon,
Muzy zaś pięknym głosem na przemian im przyśpiewywały.
Na spoczynek rozeszli się wszyscy i każdy do siebie,
Gdzie każdemu domostwo w rzemiosłach biegły kulawiec,
Wybudował Hefajstos w pomysły twórcze bogaty,
Grzmiący Zeus Olimpijczyk do łoża swojego się udał,
Tam spoczywał, a przy nim Here tron złoty mająca.
Całą noc spoczywali; lecz Zeusa unikał sen błogi;
W duszy on bowiem rozważał, by jakim sposobem Achilla
Uczcić, a wielu z Achajów przy łodziach szybkich wygubić.
Zesłać Agamemnonowi Atrydzie widzenie obłudne;
Zaraz takowe zagadnął i w lotne odezwie się słowa:
„Ruszaj mi śnie obłudny do szybkich okrętów Achajskich;
Wszedłszy do Agamemnona Atreja potomka namiotu,
Niechaj co prędzéj się zbroić Achajom bujnokędziernym
Każe, gdyż terazby miasto szerokouliczne mógł zdobyć
Trojan, bo już się nie różnią w swém zdaniu Olimpu mieszkańcy
Wieczni bogowie, bo wszystkich na swoją stronę skłoniła
Tak przemówił; oddalił się Sen usłuchawszy rozkazu.
Lecąc spiesznie do szybkich okrętów Achajskich się dostał;
Idzie do Agamemnona Atrydy i widzi w namiocie
Leżącego, bo sen ambrozyjski się spuścił na niego.
Syna, którego najwięcéj w starszyznie czcił Agamemnon;
Postać onego przybrawszy sen boski tak się odezwie:
„Spiszli, synu Atreja dzielnego rumaków poskromcy?
Nie przystoi mężowi radnemu noc całą przesypiać,
Teraz mnie prędko wysłuchaj; Diosa ci jestem posłańcem,
[Któren acz z dala nad tobą się wielce lituje i troszczy].
Kazał co prędzej ci zbroić Achajów bujnokędziernych,
Terazbyś bowiem mógł zdobyć miasto szerokouliczne
Wieczni bogowie, lecz wszystkich na swoją stronę skłoniła
Here prośby swojemi, a zgubą grozi Trojanom
Zeus. Lecz ty bądź w duszy przytomnym, by ciebie niepamięć
Nie ogarnęła, gdy serce kojący sen cię opuści.“
Nad tém zamyślonego, co wcale nastąpić nie miało.
Sądził albowiem, że gród Priamowy dnia tego zdobędzie,
Głupi, nie wiedział co Zeus za dzieło w przyszłości gotuje;
Zesłać on bowiem zamierzał nieszczęścia i jęki boleści
Wreszcie ze snu się przebudził, jak boskiém owiany przeczuciem.
Zerwał się prosto na łożu, chitonem miękkim się odział,
Nowym i pięknym, na siebie szeroką oponę zarzucił;
Na błyszczące zaś nogi przywiązał ozdobne postoły,
Chwycił za berło dziedziczne wiekami nienaruszone;
Z niém się udał do statków Achajów miedzią okrytych.
Boska jutrzenka na Olimp wysoki się wzniosła, by światło
Diosowi zwiastować i bogom wiecznie żyjącym;
Żeby na radę zwoływać Achajów bujnokędziernych;
Oni zwoływać poczęli, a wszyscy się prędko zebrali.
Radę nasamprzód złożył ze starców rozumem dojrzałych,
Koło Nestora okrętu, książęcia rodem z Pylosu;
„Drodzy słuchajcie; we śnie mi się boskie widzenie zjawiło
W noc ambrozyjską; zaś ono zupełnie było podobném
Do boskiego Nestora, z postaci, wzrostu i kształtu.
Koło mej głowy stanęło i tak się do mnie odezwie:
Nie przystoi mężowi radnemu noc całą przesypiać,
Kiedy mu naród powierzon i który ma tyle na głowie.
Teraz mnie szybko wysłuchaj, Diosa ci jestem posłańcem,
[Któren acz z dala nad tobą się wielce lituje i troszczy].
Terazbyś bowiem mógł zdobyć miasto szerokouliczne
Trojan; bo już się nie różnią swém zdaniem Olimpu mieszkańcy,
Wieczni bogowie, lecz wszystkich na swoją stronę skłoniła
Here prośby swojemi, a zgubą grozi Trojanom
Uleciało i znikło, zaś mnię sen błogi opuścił.
Zatém do dzieła, starajmy się synów uzbroić Achajskich.
Słowem ich najprzód spróbuję, jak tego potrzeba wymaga,
Zalecając im odwrót na wielowiosłowych okrętach;
Tak powiedział i usiadł; a wobec nich powstał do mowy
Nestor, który panował w piaszczystych Pylosu równinach;
Dobrze myślący, rozważnie przemówił do nich i radził:
„O moi drodzy, Argejów książęta i wodze przezorni!
Wtedy za fałsz bym poczytał i pewno ze wzgardą odrzucił;
Właśnie atoli je ujrzał najpierwszy z mężów Achajskich.
Naprzód więc, może nam synów Achajskich uzbroić się uda.“
Tak powiedział i z rady najpierwszy począł wychodzić.
Berło dzierżący królowie; narody się tłumnie gromadzą.
Równie jak pszczoły gęstemi rojami w powietrzu bujając,
Ciągle na nowo ze skały drążonéj na świat wylatują;
A kupkach jak winne grona siadają na kwiecie wiosennym
Takoż i liczne narody wychodząc z namiotów i łodzi,
Koło niskiego wybrzeża w szeregach długich się wijąc,
Lecą na radę; a Wieść pomiędzy nich się rozchodzi,
Poseł od Zeusa co pędzi ich naprzód, i wszyscy się kupią.
Kiedy zasiadał i rozruch był wielki; dziewięciu Keryxów
Krzyki głośnemi porządku pilnują, by wrzawa ucichła,
Oraz i głosu królów od boga wybranych słuchali.
Ledwie nareszcie zasiedli na ławach rzędem stojących,
Berło podnosząc, nad którém Hefajstos mozolnie pracował.
Diosowi Kronidzie je Hefest królowi darował;
Zeus następnie je oddał bystremu Argi pogromcy;
Możny Hermes je dał Pelopsowi co końmi harcuje;
W spadku je Atrej zostawił Thyeście co liczne ma stada;
Zaś Agamemnonowi by dzierżył je oddał Thyestes,
Aby niém rządził licznemi wyspami i ziemią Argijską.
Wobec Argejów zebranych wspierając się na niém przemawia:
Wielki Kronida Zeus nieszczęsnym związał mnie losem;
Srogi, co przedtém na pewno zaręczał mnie i zapewniał,
Jako zburzywszy warowną Ilionę do domu powrócę,
Teraz mi zawód okrutny gotuje i każe bym wracał
Widać iż tak Diosowi możnemu podoba się czynić,
Który już tylu miast szczyty pokruszył i zrucił na ziemię,
Wiele zaś jeszcze poburzy, bo władza u niego najwyższa.
Byłoby hańbą, i dla tych co potém nastąpią usłyszeć,
Bezskuteczne potyczki staczając tak długo wojował
Z mniejszym o wiele narodem, a przecież końca nie widać.
Żebyśmy tylko zechcieli Achaje i ludzie Trojańscy,
Wierne złożywszy przysięgi nawzajem siebie rachować;
My zaś Achaje w dziesiętnych gromadkach się uszykowawszy,
Z Trojan męża każdego z osobna cześnikiem wybrali,
Wtedyby pewno dla wielu dziesiątek zabrakło cześnika.
Tyleż mém zdaniem synowie Achajscy liczniejsi od Trojan
Z wielu im grodów przybyło narodu w dzidy zbrojnego,
Który mi wielce zawadza i wbrew méj woli nie daje
Gród Ilioński o licznych mieszkańcach wyburzyć do szczętu.
Dziewięć już lat okrągłych Diosa wielkiego minęło,
Nasze zaś żony i dzieci niewinne co w domu zostały,
Siedząc tęsknią za nami, a nasze zadanie zostaje
Niespełnioném, z powodu któregośmy tu tutaj przybyli.
Zatém stósownie jak powiem rozkazu wszyscy słuchajcie;
Nigdy i tak nie zdobędziem już Troi szerokoulicznej.“
Tak powiedział i serce każdemu w piersi poruszył,
Również i wszystkim po tłumach, co nie usłyszeli wyroku.
Całe się ruszy zebranie jak morza bałwany szérokie
Wzburza je pędząc z obłoków Diosa ojca wiecznego.
Równie jak Zefir gdy łany obszerne powiewem porusza,
Trzęsie gwałtownie, a kłosy do ziemi się naginają;
Tak się całe ruszyło zebranie; gdy jedni z okrzykiem
W kłębach wysoko, zaś inni wzajemnie na siebie wołają,
Żeby za statki uchwycić i w boską je falę wytaczać;
Reszta rowy przebiera i wrzawa ku niebu dosięga
Ludzi do domu spieszących; z pod statków zdejmują podpory.
Żeby Athenę nie była zagadła Here tém słowem:
„Przebóg o córo przemożna egidodzierżcy Diosa!
W tenże to sposób do domu i lubej ziemi ojczystéj
Mają się chronić Argeje po łonie morza obszerném,
Dziecko Argosu Helenę, dla któréj tak wiele Achajów
W Troi zginęło, zdaleka od lubéj ziemi ojczystéj?
Bieżaj więc między narody Achajów miedzią okrytych;
Twemi słodkiemi słowami zatrzymuj męża każdego,
Rzekła; nie była przeciwną promiennooka Athene;
Pędem puściwszy się na dół z wysokich szczytów Olimpu,
Wkrótce potém do szybkich okrętów Achajskich przybyła.
Tamże spotyka Odyssa, Diosa rozumem godnego,
Opatrzonego, bo serce i piersi miał pełne goryczy.
Blisko stanąwszy Athene promiennooka mu rzeknie:
„Synu Laerta szlachetny, w pomysły bogaty Odyssie!
W takiż to sposób do domu i lubéj ziemi ojczystéj,
Zostawując na chlubę Trojanom i Dardanidowi
Dziecko Argejskie Helenę, dla której tak wiele Achajów
W Troi zginęło z daleka od lubéj ziemi ojczystéj?
Bieżaj więc między narody Achajskie i długo nie zwlekaj;
I nie dozwól by statków dwurzędnych do morza wtaczali.“
Rzekła; zmiarkował on głos bogini do niego mówiącéj,
Bieży co prędzéj i zruca swój płaszcz; usłużnie go podniósł
Keryx Erybat z Ithaki, co był towarzyszem wyprawy.
Bierze mu berło dziedziczne wiekami nienaruszone;
Leci z takowém do statków Achajów miedzią okrytych.
Z którym się tylko spotyka władyką lub mężem celniejszym,
Zatrzymawszy się przy nim gładkiemi go słowy namawia:
Siedziałbyś lepiéj spokojnie i reszcie siedzieć nakazał.
Nie wiem albowiem dokładnie jakowéj jest myśli Atrejon;
Teraz próbuje, lecz wkrótce wychłoszcze synów Achajskich.
Wszakże nie mogliśmy wszyscy usłyszeć jak w radzie przemawiał.
Harda ci bowiem jest dusza u króla bogorodnego;
Chwałę ma z daru Diosa i Zeus go miłuje opatrzny.“
Kiedy zaś nadszedł i zoczył którego z ludu krzykaczy,
Berłem takiego uderzał, i słowy go łajał okrutnie:
Którzy są lepsi od ciebie; zaś ty niezdara do bitwy,
Bo na ciebie ni w radzie, ni w boju liczyć nie można.
Przecież nie możem tu wszyscy Achaje razem królować.
Zgubném jest wielowładztwo; niech jeden będzie nam panem,
[Berło i prawo powierzył, ażeby nad wami panował].“
Z taką powagą przebywa szeregi; zaś oni do rady
Napływają napowrót z namiotów idąc i łodzi
Z wrzawą, podobnie jak morza bałwany rozhukanego
Jedni już miejsca zajmują siadając rzędami na ławach;
Tylko jedyny Therzytes gardłował, gaduła bez miary,
Który przywykły do niecnych wyrazów i myśli w swéj duszy,
Próżno i przeciw porządku z królami zadzierać miał zwyczaj,
Był to człowiek najbrzydszy ze wszystkich co poszli pod Ilion;
Zyzem patrzący, na jednę kulawy nogę; ramiona
Miał zgarbione, ku piersi ścieśnione, a z góry śpiczastą
Głowę, na której sterczały kudły pomiędzy łysiną.
Dogadywał im bowiem, i wtedy boskiemu Atrydzie
Ostrą przymówką dokuczał rzucając obelgi; Achaje
Złością pałali ku niemu i w duszy go nienawidzili.
On zaś Agamemnona wrzaśliwie łajać poczyna:
Miedzi namioty masz pełne, a grono kobiet wybranych
Liczne się w twoim namiocie znajduje, któreśmy Achaje
Tobie pierwszemu wydali, gdy miasto się zdobyć udało.
Może ci złota potrzeba, co ręczę, niejeden przynosi
Pojmanego przezemnie, lub kogoś innego z Achajów,
Albo też młodéj kobiety by z nią miłości zażywać,
Którą dla siebie wyłącznie zatrzymasz? Nie godzi się wcale,
Będąc wodzem nieszczęście na synów Achajskich sprowadzać.
Z okrętami do domu wracajmy, a jego zostawmy,
Niechże się w Troi na miejscu darami obłowi, by widział,
Czyli my jemu pomagać będziemy, czy raczéj przeciwnie;
Wszakże on teraz Achilla, o wiele od siebie lepszego
Mało naprawdę ma żółci Achilles i zbytnie powolny,
Bobyś inaczéj Atrydo po raz ostatni był zgrzeszył.“
Tak powiedział i łajał Atrydę pasterza narodów
Therzyt; lecz szybko do niego przystąpił boski Odyssej
„Nędzny gaduło Therzycie, acz jesteś mówcą krzykliwym
Cicho bądź i sam jeden z królami zadzierać się nie waż.
Sądzę albowiem że niema lichszego człowieka nad ciebie
Z tych co z Atreja synami pod Ilion szli na wyprawę.
Ani téż na nich obelgi miotać i czyhać na powrót.
Wszakci nie wiemy dokładnie jak dzieła takowe się skończą,
Ani czy dobrze lub źle powróciemy synowie Achajscy.
[Teraz na Agamemnona Atrydę pasterza narodów
Bohatérowie Danajscy; lecz ty go jawnie obrażasz]
Ale ci to zapowiadam i pewno skończy się na tém;
Jeśli cię kiedy z bredniami takiemi zdybani, jak dzisiaj,
Niechże natenczas Odyssa na karku głowa nie stoi,
Jeśli ja ciebie chwyciwszy nie zedrę ci lubéj odzieży,
Płaszcz i chiton i to co miejsce ci wstydu pokrywa,
Ciebie zaś płaczącego do szybkich wypędzę okrętów
Z rady, sromotnie plagami cię obłożywszy do syta.“
Aż się skręcił, a łzy mu z oczu potokiem się puszczą.
Pręga mu krwawa na plecach z pod razów berła złotego
Wyskoczyła bolesna, lecz on ze strachu przycupnął
Smutny, ogłupiał zupełnie i łzy ocierać poczyna.
Widząc go tak się odezwał niejeden do swego sąsiada:
„Przebóg już liczne Odyssej szlachetne dzieła dokonał,
Mądre podając zamiary, lub zagrzewając do wojny;
Teraz atoli najlepiéj się wszystkim Argejom zasłużył,
Jego zuchwalstwo nie prędko się więcéj o to pokusi
Żeby grubemi słowami książętom ubliżać się ważył.“
Tak mówiło pospólstwo; lecz miasta burzący Odyssej
Powstał berło podnosząc, a przy nim w keryxa postaci
Żeby tak pierwsi jak również ostatni ze synów Achajskich,
Mowę zdołali usłyszeć i radę należnie rozważyć;
Mądrze i z dobrą wolą przemówił do nich i radził:
„Królu Atrydo, na teraz Achaje cię pragną okazać
Nie chcąc wykonać przyrzeczeń co dawniéj tobie czynili,
Kiedy się tutaj wybrali z Argosu koniorodnego,
Jako zburzywszy warowną Ilionę do domu powrócisz.
Owszem zarówno jak dzieci maluczkie, lub wdowy kobiety,
Wprawdzie się praca uprzykrzy i tęskno każdemu powracać.
Jeśli kto bowiem choć miesiąc z daleka od żony zostaje,
Przykro mu siedzieć na wielowiosłowym okręcie, gdy burze
Przytrzymują zimowe i morze falami wzburzone;
Odkąd siedzimy na miejscu; toż nie mam za złe Achajom
Jeśli nareszcie im skuczno przy łodziach obszernych; jednakże
Hańbą tak długo zostawać, a potém z niczem powracać.
Znieście to drodzy i chwilkę czekajcie, żebyśmy wiedzieli,
Dobrze nam bowiem wiadomo i wszyscy jesteście świadkami,
Których Kiery śmiertelne do grobu jeszcze nie wzięły,
Wszakci jak żeby to wczoraj gdy łodzie Achajskie stanęły
W Aulidzie, by Priamowi zagładę gotować i Troji;
Hekatombę wybraną składali bogom w ofiarę,
W cieniu jawora pięknego zkąd woda płynęła srebrzysta;
Tam się nam wielki znak objawił: o łusce ognistéj,
Smok straszliwy na świat przez Olimpijczyka wydany,
Na nim w gniazdeczku siedziały maluczkie wróbla pisklęta,
Na gałązce najwyższéj pod liściem z bojaźni ukryte,
Było ich osiem, a matka dziewiąta co zniosła ptaszęta.
Wszystkie te biedne stworzątka świergotające pożera;
W końcu się ku niej zwróciwszy za skrzydła biedaczkę uchwycił.
Kiedy zaś wróbla pisklęta pożarł i matkę zarazem,
Tenże bóg co go wysłał, na znamię go cudu postawił;
W kamień go bowiem zamienił syn Krona niezbadanego;
Tak się znaki złowrogie wśród hekatomby zjawiły,
Kalchas atoli natychmiast proroctwo takie ogłosił:
„Czemuż jak niemi stoicie Achaje bujnokędzierni?
W takiéj postaci nam Zeus opatrzny wróżbę zesyła,
Owóż jak on te pisklęta wróblowe i matkę podusił,
Których ośmioro, dziewiąta zaś matka co zniosła ptaszęta;
Takoż i my tyleż lat w tém miejscu będziem wojować,
W roku dziesiątym zaś miasto szerokouliczne zdobędziem!“
Zatém wytrwajcie tu wszyscy Achaje na łydach okuci.
Póki nie weźmiem przemocą wielkiego miasta Priama.“
Tak powiedział Argeje krzyknęli raźno (z okrętów
Groźny się odgłos rozchodzi tak silnie wrzasnęli Achaje)
Wtedy się także odezwał Nestor witeź Gereński:
„Przebóg zaprawdę jak widzę podobnie do dzieci bajecie
Głupie, które się wcale nie troszczą o dzieła wojenne.
Gdzież się nasze umowy i wierne przysięgi podziały?
Z wina ofiary czystego i zaprzysiężone poręki;
Próżno tu bowiem się słowy kłóciemy i środka żadnego
Nie możemy wymyśleć, tak wiele już czasu zbawiwszy.
Ty zaś Atrydo i teraz, jak dawniéj z niezłomnym zamiarem
Niech tam jeden lub drugi zmarnieje, co mimo Achajów
Rady na stronie układa, (z pewnością im się nie powiedzie)
Żeby do Argos powracać, nim egidodzierżcy Diosa
Przyrzeczenie się fałszem okaże, czyli przeciwnie.
Dnia onego, jak wsiedli do szybkobieżących okrętów
Argejowie, niosący Trojanom pożogę i zgubę;
Z prawéj uderzył piorunem, przychylną wróżbę zwiastując.
Zatem niech nikt się nie waży na powrót do domu nastawać,
Żeby się zemścić za wszystkie Heleny zgryzoty i smutki.
Jeśli zaś komu tak strasznie do domu się zechce powracać,
Niechaj się chwyta ciemnego, zdobnego wiosłami okrętu,
Aby się przed innemi doczekał kary i śmierci.
Niechaj dla ciebie próżnemi nie będą słowa co rzeknę.
Według rodów i plemion wybieraj mężów Atrydo,
Żeby się rodów rody trzymały, a plemion plemiona.
Jeźli sobie tak poczniesz, a pójdą za tobą Achaje,
Który zaś mężnym, bo będą o swoją sprawę się bili;
Również i poznasz, czy z boskich wyroków grodu nie bierzesz
Czyli téż z ludzi tchórzostwa i nieznajomości wojennéj.“
Rzeknie mu na to w odpowiedź potężny król Agamemnon:
Żebym to ojcze Diosie, Apollinie możny, Atheno!
Takich dziesięciu rajców napotkał pośród Achajów;
Wtedy by szybko się gród Priamowy do zguby nachylił,
Pod naszemi rękoma zdobyty i w niwecz obrócon.
Który pomiędzy niesnaski i marne swary mnie rzuca.
Takoż i ja z Achillesem się pokłóciłem o dziewkę
Nieprzyjaznemi słowami, lecz ja się kłócić począłem;
Żebyśmy tylko się kiedy na jedno zgodzili, natenczas
Idźcie się teraz posilić by każdy do walki był gotów;
Dobrze niech każdy swą dzidę zaostrzy i tarczę nastawi,
Dobrze i szybkobieżącym rumakom obroki zasypie,
Dobrze i wóz naokoło obejrzy i myśli o bitwie,
Wcale albowiem spoczynku nie będzie, ani cokolwiek,
Chyba że noc nadchodząca walczących odwagę rozbroi.
Koło piersi na pewno się tobie zagrzeją od tarczy
Pokrywającéj rzemienie, a ręka na kopji zdrętwieje;
Jeśli zaś kogo zobaczę, co z dala od bitwy by pragnął
Pozostawać nieczynnie przy obłączastych okrętach,
Taki z pewnością nie umknie od psów i ptaków drapieżnych.“
Skończył; Argeje huknęli donośnie, zarówno jak fala
Prosto na skały sterczące; od których bałwany nie schodzą
Wcale, bo każdy je wiatr, to ztąd, lub z owąd zatacza.
Hurmem ruszyli się wszyscy i szybko po łodziach rozeszli,
Ognie rozpalą w namiotach, by strawę poranną gotować.
Prosząc by śmierci uniknąć i ciężkiej Aresa roboty.
Wtedy wołu poświęcił Atrydes książe narodów,
Pięcioletniego, tłustego na chwałę możnemu Kronidzie;
Najcelniejszą starszyznę ze wszystkich Achajów przywołał,
Potem atoli Ajaxów obojga i syna Tydeja,
Na szóstego Odyssa, Diosa rozumem godnego.
Sam ze siebie nadeszedł o głosie Menelaj donośnym,
Poznał on bowiem w umyśle, jak bratu ciążyła robota.
Pośród nich modły rozpoczął i rzekł Agamemnon potężny:
„Sławny Diosie najwyższy, pochmurny co mieszkasz w etherze!
Bodajby słońce nie zaszło i wieczór ciemny nie zapadł,
Zanim na dół nie pozrucam wysokich Priama szczytów
Nie rozedrę chitona w kawałki na piersi Hektora,
Mieczem przeszywszy, a wielu mu towarzyszy z pod boku
Kunie w kurzawę i ziemię zębami będzie rozrywać.“
Tak się modlił atoli nie słuchał go wcale Kronion;
Oni modlitwy odbywszy i ziarna święcone rzuciwszy
Ciągną za szyję ofiary, biją i skóry zdejmują,
Wykrawają udźce i sadłem wokoło podwójnie
Obłożywszy drobnemi kawałki mięsa przykryją.
Kładą na rożna jelita i obracają nad ogniem.
Kiedy się udźce spaliły i całe spożyto jelita,
Resztę w kawałki skrajawszy na rożnach poosadzali,
Potem starannie upiekłszy na powrót z rożen ściągnęli.
Jeść poczęli, dla wszystkich starczyła wspólna biesiada.
W końcu gdy wszyscy napoju i jadła mieli do syta
Z mową się do nich obrócił Nestor witeź Gereński:
„Dzielny Agamemnonie Atrydo królu narodów!
Dzieła nie odkładajmy od boga nam powierzonego.
Niechajże zaraz keryxy Achajów miedzią okrytych
Naród zwołują, co teraz gromadzi się koło okrętów,
My zaś tu zgromadzeni Achajów liczne szeregi
Rzekł; Agamemnon książe narodów nie był przeciwnym.
Natychmiast nakazuje keryxom o głosie donośnym,
Nawoływać do boju Achajów bujnokędziernych.
Oni wołają, a tamci się wszyscy raźnie gromadzą.
Pędzą składając szeregi, wśród nich sowiooka Athene
Dzierżąc egidę wspaniałą o wiecznej młodości i sile;
Na niéj sto złotolitych kutasów za wiatrem powiewa,
Pięknie splecionych, a każdy był wart hekatombę zupełną.
Pędząc ich naprzód, a w serce każdemu leje odwagę,
Żeby się bić nieustannie i w boju mężnie potykać.
To téż o wiele im słodszą się bitwa niż powrót wydaje
W wydrążonych okrętach do lubéj ziemi ojczystéj.
Puszcze niezmierne, i z dala czerwona łuna jaśnieje;
Takoż i przy ich pochodzie od śpiżu groźnego strzelała
Jasność na wszystkie strony, przez ether nieba sięgając.
Tamże jak ptaków skrzydlatych się stada liczne zbierają,
W pośród niziny Azyjskiéj, w bliskości nurtów Kaystria,
Tędy owędy latają i dokazują skrzydłami,
Wreszcie zniżają się z krzykiem, aż zaszeleści na łące;
Takoż i onych z namiotów i łodzi narody przeliczne
Groźnie zatętniała od chodu i kopyt rumaków.
Wszyscy w dolinie Skamandra kwiecistéj rzędem stanęli
Niezliczeni, jak liście i kwiaty co puszczą na wiosnę.
Albo jak much latających przeliczne roje się zbiorą,
W porę wiosenną, gdy mleka do brzegów skopce są pełne,
Tyleż i przeciw Trojanom Achajów bujnokędziernych
W gładkiéj stanęło równinie, o zgubę ich pragnąc przyprawić.
Równie jak pasterz swe kozy gromadząc w obszernych pastwiskach
Tak i wodzowie walczących bądź tu, bądź tam przydzielają,
Aby do bitwy uderzyć; śród nich Agamemnon przemożny,
Z oczów i głowy do Zeusa, co gromem się cieszy podobny,
Do Aresa przepaską a piersią do Pozejdaona.
W pośród pastwiska; on bowiem przoduje wołom zuchwale;
Takoż Atrydę w dniu onym wspaniale Zeus przyozdobił
Że z bohaterów tak wielu się wydał najokazalszym.
„Teraz mi Muzy zwiastujcie co w domach Olimpu mieszkacie;
Myśmy zaś tylko słyszeli o sławie, lecz wcale nie wiemy,
Jacy książęta i wodze stawali na czele Danajów.
Co do narodów, to nazwać lub o nich powiedzieć nie zdołam,
Choćbym i dziesięć języków i piersi dziesięć posiadał,
Jeśli mi Muzy z Olimpu, Diosa egidodzierżcy
Córy nie wspomną o wszystkich, co poszli wyprawą na Ilion.
Wodzów atoli okrętów i wszystkie okręty wymienię.“
Peneleos i Lejtos wodzami byli Bojotów
Którzy zaś w Hyrii mieszkają i w Aulidzie w skały obfitéj,
Schojny i Skolu leśnego i Etejona mieszkańcy,
Niemniéj z Thespii i Graji i z Mykalezu równego,
Których siedziby są w Harmie w Eilesion lub Erythrei,
Z grodu Medeońskiego pięknego i z Okaleji,
Z Eutrezydy i Kopy i z Thysby w gołębie obfitéj,
Którzy z Koronii pochodzą i z Haliartu żyznego,
Którzy dzierżyli Plateję i w Glizie mają siedziby,
Święty prócz tego Onchestos i gaj Pozydoński zielony,
Którzy siedzieli w Midei, lub w Arnie o licznych winnicach,
Anthedona mieszkańcy i Nizy dalekiej granicznéj;
Ci wyruszyli w pięćdziesiąt okrętów, a w każdym okręcie,
Którzy mieszkali w Aspledon i w grodzie Minejskim Orchomnie?
Temi dowodził Askalaf i Jalmen synowie Aresa,
Których zrodziła w domostwie Aktora Azejdy, wstydliwa
Astyocheja dziewica, wyszedłszy na górną komnatę,
Oni w trzydzieści głębokich okrętów szli na wyprawę.
Hufcem atoli Fokeów kierował Epistrof i Schedios,
Wielkodusznego Ifity synowie Naubolidy;
Którzy zaś Kyparyssę i Python skalisty dzierżyli,
Ludzie co w Anemorei i koło Jampola mieszkali,
Jakoż i koło strumienia Kefiza boskiego siedzący,
Również i ci co Lilaję nad źródłem Kefiza dzierżyli;
Z niemi czterykroć dziesięć płynęło ciemnych okrętów.
Zaraz przy boku Bojotów od skrzydła lewego stanęli.
Nad Lokrami dowodził Olejczyk Ajas najszybszy,
Mały; że ani go równać z Ajaxem Telamończykiem,
[Mniejszy o wiele i wzrostu drobnego, w pancerzu płóciennym,
Którzy dzierżyli Opoent i Kynos i Kalliaros,
Z Bessy, Skarfy i pięknéj Augajeskiéj krainy,
Z Tarfy i z Throniona, gdzie płynie strumyk Boagria;
Z niemi razem czterdzieści okrętów ciemnych płynęło,
Którzy Ewboję dzierżyli, Abanci o sercu odważném,
Ejrytreję, Chalkidę i winorodną Histeję,
Kerynth leżący nad morzem, Diosa miasto wspaniałe,
Również i ci co Karystos dzierżyli i w Styrze mieszkali;
Chalkodonta potomek, naczelnik Abantów odważnych.
Jego szybci Abanci słuchają, co w tył zaczesują
Włosy, do kopii sposobni, a z wypuszczonemi dzidami
Naprzód się rwą, by zbroje na piersiach wrogów przebijać;
Którzy Atheny dzierżyli, gród w domy strojny bogate,
Wielkodusznego Erechty krainę, którego Athene,
Córa Diosa chowała (rodziła go żyzna ziemica),
Ona mu dała siedzibę w Athenach w świątyni bogatéj;
Młodzież Ateńska corocznie w krążącym czasów obiegu;
Niemi atoli dowodził Menesthej, syn Peteona.
Z ludzi na ziemi żyjących mu żaden dorównać nie zdołał
W szykowaniu rumaków i mężów tarcze niosących.
On za sobą pięćdziesiąt okrętów ciemnych prowadził.
Od Salaminy dwanaście okrętów Ajas prowadził,
[Które do boju szykował gdzie stały hufce Atheńskie].
Którzy dzierżyli Argos i Tyrynth murami warowny,
Ejoneję i Trojzę i winem słynący Epidaur,
Którzy w Eginie mieszkali i w Mazie, mołojcy Achajscy;
Temi naczelnie dowodził Diomed o głosie donośnym,
Oraz i syn ukochany sławnego Kapana Sthenelos;
Syn Talajonidesa, Megisty króla możnego.
Wodzem atoli naczelnym był Diomed o głosie donośnym;
Osiemdziesiąt okrętów za niemi ciemnych płynęło.
Którzy ciągnęli z Mykeny strojnego miasta w domostwa,
Którzy w Orneji uroczéj i koło Arajthry mieszkali,
Oraz w Sykyonie, któremu Adrestos pierwszy królował,
Hyperezyi mieszkańcy i Gonoessy wysokiéj,
Którzy dzierżyli Pellenę i koło Aigios mieszkali,
Tych Agamemnon potężny prowadził w setce okrętów,
Syn Atreja, najwięcéj szło za nim wyborowego
Wojska; lecz on przywdziawszy świecącą zbroję śpiżową,
Pysznie wystąpił i tém bohatery wszystkie przewyższał,
Lakedemony mieszkańcy głębokiéj, jarami porzniętéj,
Fary, Sparty i Messy, gdzie stada gołębi latają,
Mieszkający w Bryzejach i pięknie leżących Awgejach,
Którzy dzierżyli Amyklę i Helos miasto nadmorskie,
Temi brat jego dowodził, Menelaj o głosie donośnym,
Z sześćdziesięcioma łodziami, lecz oni z osobna ciągnęli.
Sam szeregami kierował, ufając własnéj odwadze,
Zagrzewając do wojny, a w sercu pragnął gorąco,
Którzy mieszkali w Pylosie i pięknych Areny dolinach,
W brodzie Alfeja Thryenie i w Ajpie, mieście wspaniałém,
Którzy w Amfigenei i Kyparyssie mieszkali,
W Pteleos, Helos i Dorios, gdzie muzy trafunkiem spotkały
Kiedy z Ojchali przybywał przy Ojchalejskim Erycie;
Chlubił się bowiem zuchwale, że śpiewem pokonać potrafi
Nawet i Muzy, potomstwo Diosa co trzęsie egidą;
One zaś rozgniewane ślepotą go tknęły, a boskiéj
Temi na czele dowodził Nestor witeź Gereński;
Dziewięćdziesiąt okrętów obszernych za nim płynęło.
Którzy Arkadyę dzierżyli u stóp Kylleny spadzistéj,
Koło Ajpyckiéj mogiły, gdzie męże walczą na ostro,
Rypę, Stratę, Enispę, gdzie wiatry ciągle dmuchają,
Mieszkający w Tegei lub Mantynei uroczéj,
Którzy w Stymfelu siedzieli i ziemię orali w Parhazyi;
Tym Agapenor możny, syn Ankajosa przewodził;
Mężów szło na wyprawę, wytrawnych, w sztuce wojennéj.
Sam Agamemnon książe narodów im łodzie darował
Opatrzone wiosłami, by ciemne morze przerzynać,
Syn Atreja, bo dzieła morskiego nie byli świadomi.
Również i których ścieśniała Hyrmina i Myrsyn graniczny,
Z boku drugiego atoli Alejzios i skały Oleńskie,
Mieli aż czterech dowódców, a każdy na czele dziesięciu
Szybkich okrętów wystąpił z załogą mężów Epejskich.
Ten był synem Kteata Eryty, ów Aktoriona;
Dalej Amarynkejdes dowodził silny Diores,
Czwartym oddziałem kierował Polixen do bogów podobny,
Agasthenosa potomek Awgeji księcia możnego.
Po za morzem daleko naprzeciw Elidy leżących,
Temi dowodził Meges, Aresa rówiennik, Fylejczyk,
Rodził go bowiem Fylej wojownik, Diosa wybraniec;
Pogniewawszy się z ojcem opuścił on kiedyś Dulichion;
Wielkodusznemi Odyssej dowodził Kefalenami,
Którzy dzierżyli Ithakę i Neryt o lasach szumiących,
W Krokylei mieszkali lub w Aigilipie skalistéj,
Koło Zakynthu dzierżawy i w Samos mający siedziby,
Niemi dowodził Odyssej Diosa godny rozumem;
Jemu służyło dwanaście okrętów o ścianach czerwonych.
Syn Andrajmona Thoas prowadził Aetolów szeregi;
W Pleurach siedziby mający, w Olenie a także w Pylenie,
Wielkodusznego Ojneja synowie już bowiem nie żyli,
Również i jego zabrakło, Meleagr płowy zaś umarł;
Poruczono mu zatém prowadzić wszystkich Aetolów,
Za nim ciemnych okrętów postępowało czterdzieści.
Którzy dzierżyli Knozos i obmurowaną Gortynę,
Lyktos, Milet i skały białemi świecący Lykastos,
Oraz i grody Fajstos i Rytios o licznych mieszkańcach,
Inni którzy zasiedli na Krecie sto grodów liczącéj.
Wraz z Merionem, co równie jak Enyal męże morduje;
Osiemdziesiąt okrętów za niemi ciemnych płynęło.
Heraklikes Tlepolem, i dzielny i silnéj budowy
Dziewięć z Rodu okrętów prowadził Rodian butnych,
W Lindos i w Jelyzos i w biało świecącym Kameiros.
Ostro na dzidy walczący dowodził niemi Tlepolem,
Herkulesowéj potędze zrodziła go Astyocheja,
Kiedy ją porwał z Efiru, z nad brzegu rzeki Selleon,
Ledwo się w gmachach wytwornych Tlepolem na męża wychował,
Wnet kochanego wuja własnego rodzica zabija,
Wiekiem już podeszłego Likymna, potomka Aresa.
Szybko więc łodzie buduje i kupę zebrawszy narodu,
Heraklesa potęgi synowie i wnuki przeliczni;
Wiele w tułaczce doznawszy do Rodu wreszcie się dostał;
W trojgu oddziałach szczepowych tam zamieszkali; łaskawie
Zeus im pomagał, co ludźmi, zarówno i rządzi bogami,
Nirej trzy równoległe okręty od Symy prowadził,
Nirej Aglay potomek i Haroposa książęcia,
Nirej najurodziwszy z mężów co poszli pod Ilion
Z wszystkich Danajów, z wyjątkiem nieskazitelnego Pelejdy;
Którzy zaś koło Nizyru Krapatha i Kaza mieszkali,
W Kosie Eurypylosa grodzie, na wyspach Kalydnos,
Temi dowodzą Fejdyppos i Antyf szermierze odważni,
Obaj synowie Thessala, władyki ze szczepu Herakla;
Teraz przechodzę do tych co w Pelasgijskim Argosie
Zamieszkali, a również w Alopie, Alos i Trechi,
Którzy dzierżyli Helladę o pięknych kobietach i Fthyję,
Mianem Hellenów ich zwano, Achajów lub Myrmidonami;
Oni zaś w bitwie okrutnéj nie brali udziału żadnego,
Męża nie mając obecnie, by ich szeregami dowodził.
Leżał albowiem w okrętach Achilles w biegu najszybszy,
Rozgniewany z powodu Bryzeidy o pięknych warkoczach,
Lyrnes do szczętu zburzywszy i mury warowne Thebańskie;
Wtedy Epistrof i Mynet od jego polegli oszczepu,
Króla Ewena potomstwo z plemienia Selapiadejskiego;
Z jéj to powodu się gniewał, lecz wkrótce miał powstać do boju.
Kraj ulubiony Demetry, i bydło Ithon rodzący,
Antron leżący nad morzem, i Ptelej o żyznych pastwiskach;
Temi Protezylaos, Arejczyk naczelnie dowodził
Jeszcze za życia; lecz wtedy go czarna ziemia objęła.
Oraz i dom nieskończony; zabija go wojak Dardański
Właśnie gdy z łodzi wyskoczył, najpierwéj ze wszystkich Achajów.
Mimo to bez dowództwa nie byli, choć wodza im brakło,
Ale ich w szyki ułożył Podarkes Aresa potomek,
Był zaś bratem rodzonym dzielnego Protezylasa,
Młodszy latami, bo tamten był starszym, a razem silniejszym.
[Protezylaos bohater, Arejczyk, lecz wodza nie brakło
Wojsku, jednakże tęskniło za wodzeni szlachetnym i dzielnym;]
Fery mieszkańcy, leżącej nad Bojbejskiemi wodami,
Bojby, Glafiry i miasta Jaolka o domach zamożnych;
Temi w dziesięć i jeden okrętów, Admeta potomek
Ewmel dowodził, którego Admecie zrodziła Alkestis,
Którzy wokoło Methony i pięknéj Thawmakii mieszkali,
Meliboję dzierżyli, skałami sterczący Olizon,
Temi dowodził Filoktet, łuczniczéj sztuki świadomy,
W siedem okrętów, a w każdym pięćdziesiąt było wioślarzy,
Ale on leżał na wyspie, cierpieniem srogiém złożony,
W świętym Lemnos, bo tam go synowie Achajscy odeszli,
Ciężka toczyła go rana, przez węża strasznego zadana;
Tamże on leżał w boleściach, lecz wkrótce mieli pamiętać
Mimo to bez dowództwa nie byli, choć wodza im brakło;
Ale ich Medon szykował, Oileja nieprawy potomek,
Jego zaś Rene zrodziła Oilowi co grody wywraca.
Którzy dzierżyli Trykkę, a niemniéj Ithomę skalistą,
Temi znów dowodzili Asklepia obaj synowie,
Biegli lekarze, nazwiska Machaon i Podalejros;
Oni trzydzieści obszernych okrętów na wojnę stawili.
Którzy w Ormenion mieszkali, w pobliżu źródła Hyperii,
Temi dowodził Erypil, Ewajmona sławny potomek;
Za nim czterdzieści ciemnych okrętów szło na wyprawę.
Którzy dzierżyli Agryssę i koło Gyrtony mieszkali,
Orthę, Helonę i gród Oloossa biało świecący;
Pejrithoa potomek, z Diosa wiecznego się rodził;
Sławna Hippodameia zrodziła go Pirythoowi,
Tego samego dnia co pokonał potwory kudłate;
Zrucił ich wtedy z Pelionu i zagnał w Ajthyków krainę;
Syn waleczny hardego Korona Kaineadesa;
Za nim czterdzieści ciemnych okrętów szło na wyprawę.
Gunej od Kyfu prowadził dwadzieścia dwoje okrętów;
Za nim ciągnęli Eniony i w boju odważni Perajby,
Ziemię orając nad brzegiem pięknego Titareziona,
Który swą wodę przejrzystą do Penejonu wypuszcza,
Nigdy jednakże z nurtami się Penejonu nie łączy,
Ale po wierzchu wody na sposób oliwy się trzyma,
Protoos Tenthredona potomek Magnety dowodził,
Którzy zaś koło Peneja i Pelios gęstoleśnego
Zamieszkali, na wodza szybkiego Protoa mieli;
Za nim czterdzieści ciemnych okrętów szło na wyprawę.
Który był z nich najlepszym, opowiedz mi teraz o Muzo!
Z mężów, a także z rumaków, co poszli z Atreja synami.
Konie o wiele najlepsze posiadał Feretiades,
Maści téj samej i wieku, grzbietami równemi do wagi,
Srebrnołuczysty Apollon w Penei był je wychował,
Obie kobyły Aresa pogróżkę do walki niosące.
Z mężów atoli najlepszym był Ajax, syn Telamona,
Póki się gniewał Achilles, bo tenże był tęższym o wiele,
Lecz on w zaokrąglonych okrętach po morzu bieżących,
Leżał pełen urazy do Agamenmona Atrydy
Wodza narodów; a wojska po stronie wybrzeża morskiego,
Zabawiały się ciągle rzucaniem oszczepów i dysków,
Skubiąc lothus i różne trawiska po bagnach rosnące,
Odpoczywały, a wozy przykryte oponą w namiotach
Stały książęcych; zaś wojsko nie mając wodza dzielnego,
Tutaj i ówdzie łaziło w obozie od bitwy zdaleka.
Ziemia zajękła, podobnie gdy Zeus lubujący w piorunach,
W gniewie chłoszcze gromami ziemicę koło Tyfonu,
W stroméj Arymie gdzie leży jak mówią siedlisko Tyfona;
Takoż i pod ich stopami jęczała rozległa ziemica,
Irys o wietrznych nóżkach przybyła do Trojan, wysłaniec
Egidodzierżcy Diosa, nowinę przynosząc złowrogą;
Oni więc koło Priama podwoi się w radę zebrali
Wszyscy pospołem, tak dobrze starszyzna jako i młodzi.
Z głosu podobna do syna władyki Priama Polity,
Któren u Trojan pilnował na warcie, dufając zwinności,
Siedząc wysoko na szczycie mogiły Ajzyta starego,
Chwili czychając gdy z łodzi uderzą do szturmu Achaje;
„Starcze! jeszcze ci zawsze są miłe próżne gadania,
Równie jak żeby w pokoju, wybuchła zaś wojna niezmierna.
Nie po raz pierwszy zaprawdę znajduję się w mężów potyczce,
Alem nigdzie takiego i tyle narodu nie widział;
Zalegają równinę, by zewsząd uderzyć na miasto.
Głównie ja tobie Hektorze polecam, byś tak mi się sprawił;
W Priama grodzie potężnym znajduje się moc sojuszników,
Każden innego języka, z narodów co ziemię obsiedli;
Naprzód ich wyprowadzi, a mieszczan w szeregi szykuje“. —
Rzekła; lecz Hektor nie stracił z uwagi przestrogę bogini,
Zaraz naradę rozwiązał, i wszyscy ku murom wypadli,
Bramę na roścież otwarto i tłumy na zewnątrz się cisną,
Wprost naprzeciwko miasta pagórek stromy się wznosi,
Na równinie daleko, obchodzić go można do koła.
Ludzie pomiędzy sobą go Batijają nazwali,
Ale bogowie mogiłą Meriny lekkoskaczącéj;
Hektor z powiewającym szyszakiem Trojany dowodził
Priama syn, a z nim najlepszy i najodważniejszy
Naród się zbroił do wojny, zacięty do walki na dzidy.
Dardanami dowodził syn Anchizesa waleczny,
W gajach Idajskich, bogini z człowiekiem łożem się dzieląc;
Nie sam jeden, lecz z nim dwaj Antenora synowie,
Archeloch z Akamantem wszelakiej bitwy świadomi.
Mieszkający w Zelei na krańcu Idy podnóża,
Ludzie Trojańscy; ich wodzem był świetny syn Lykaona
Pandar, którego łukiem Apollo sam obdarował.
Którzy dzierżyli Adrestę i kraje w Apajza pobliżu,
Koło Pitei mieszkali u stóp Terei górzystej;
Perkozydy Meropa synowie, któren nad wszystkich
Znał się na wróżbach, lecz synom nie zechciał nigdy dozwolić
Iść na wyprawę wojenną, co męże niszczy, lecz oni
Nie usłuchali, bo Kiery ku czarnéj ich śmierci pędziły.
Sestos, Abydos dzierżyli, a także boską Arysbę,
Temi dowodził Hyrtakid Azyos, władyka narodów,
Azyos potomek Hyrtaka, zaś jego przyniosły z Arysby
Konie ogniste i rosłe z nad Selleonta strumienia.
Hippothoos, w Laryssie o skibie szerokiej osiadłych;
Niemi dowodził Hippothoj i Pylaj Aiaxa potomek,
Obaj synowie Lethosa Pelasgi Tewtamidesa.
Thraków atoli prowadził Akamas i Pejros bohatér
Ejfem atoli był wodzem Kikonów do kopii sposobnych,
Syn Keadesa Trojzena, co boskiém staraniem się chował.
Hufce Pajonów z łukami giętemi Pyraichmes prowadził,
Od Amydona z daleka, z pod Axia nurtów głębokich,
Paflagonami dowodził Pylajmen o piersi obrosłéj,
Z kraju Enetów zkąd muły żyjące w dzikości pochodzą;
Temi co Kytos dzierżyli i zamieszkali w Sezamie,
Po nad rzeką Parthenios pałace świetne zajęli,
Alizonami naczelnie dowodził Epistrof i Odyj,
Z wielce odległej Aliby zkąd kruszec srebra pochodzi.
Myzyjczyków był wodzem Ennomos wróżbita i Chromis,
Ale od czarnéj śmierci wróżbami się chronić nie zdołał;
W rzece téj saméj, gdzie wielu walecznych Trojan poległo.
Forkys Frygów prowadził i bogom Askanios podobny,
Gdzieś z dalekiej Askanii, odważnych do boju wstępnego.
Mesthles i również Antyfos na czele stali Meonów,
Niemniej i szczepy Meońskie z podnóża Tmola prowadzą.
Wodzem Karów był Nastes, mówiących głosem chrapliwym,
Którzy dzierżyli Milet i Fthyrów góry lesiste,
Nurty wijące Meandra i strome szczyty Mykaly,
Nastes i dzielny Amfimach Nomiona dzieci szlachetne,
Któren ze złotem na wojnę się wybrał jakoby dzieweczka;
Głupi, nie odwróciło mu ono zagłady okrutnéj;
Zginął on owszem w potyczce z rąk Ajakidy szybkiego
Lyków szeregi prowadził Sarpedon i Glaukos mężny,
Z Lykii daleko gdzie Xanthos nurtami wiruje głęboki.
Wyszli z krzyki głośnemi Trojanie do ptaków podobni;
Równie jak granie żórawi do nieba wysoko się wznosi,
Które się chroniąc przed zimą i nieustannemi dészczami,
Śmierć i zagładę ze sobą dla Pigmejczyków niosący;
Z rana samego wszczynają niesnaski dla ludzi nieszczęsne:
Złością zaś pałający Achaje w milczeniu ruszali,
W duszy postanawiając pomagać sobie wzajemnie.
Której pasterze nie radzi, złodzieje zaś wolą od nocy;
Dalej zaś nawet nie ujrzy, niż kamień rzucony doleci:
Tak i pod ich stopami kurzawa w kłębach się wznosi
W pośród pochodu, bo szybko biegali po gładkiej równinie.
Szedł Alexander boskiéj postaci Trojanom dowodząc,
Skórę na ramię zawiesił lamparcią i łuk zakrzywiony,
Oraz i miecz, a dwojgiem oszczepów o końcach śpiżowych
Wywijając, Argeiów najlepszych ogółem wyzywał
Skoro go tylko Menelaj do boju gotowy obaczył
Zamaszystemi krokami wyprzedzającego szeregi,
Jakby lew się ucieszył, co wpadł na zdobycz nielada,
Wytropiwszy jelenia z rogami lub dzikie koźlątko
Szczują go szybkie psy i młodzież ochocza naciera.
Tak Aleksandra boskiego ujrzawszy oczyma Menelaj,
Cieszył się, mówił albowiem, że uwodziciela ukarze.
Zaraz téż z wozu na ziemię zeskoczył w pełnym rynsztunku.
Gdy się na przedzie ukazał, upadło w nim serce ze trwogi;
Cofnął się zatém do swoich przed losem srogim uchodząc.
Jakby kto smoka ujrzawszy w parowie lasu górskiego
Przestraszony się cofnął, od strachu mu nogi zadrżały,
Takoż i on przycupnął, w mołojców Trojan szeregach
Aleksander wspaniały, ze strachu przed dzielnym Atrydą.
Jego ujrzawszy Hektor w te słowa sromotne wybuchnie:
„Podły Parysie, odważny z pozoru, latawcze, dziéwkarzu!
Tegobym życzył najbardziéj i lepiéjby było dla ciebie,
Mi się tak na pogardę i widok powszechny wystawiać.
Szydzą zaprawdę już teraz Achaje bujnokędzierni,
Myśląc że dzielny bohatér przoduje, dlatego żeś piękny
Takim to będąc ty śmiałeś w okrętach po morzu bieżących
Morską poczynać wyprawę, w gromadzie druhów zebranych.
Wdawać się z ludźmi obcymi i piękną uwodzić kobiétę
Z ziemi dalekiéj, pokrewną wojaków co dzidą władają,
Wrogom zaś na uciechę, a sobie samemu na hańbę?
Teraz dotrzymać nie zdołasz dzielnemu Menelajowi?
Znałbyś jakiego to męża porwałeś kraśną małżonkę.
Cytra i dary Kiprydy cię teraz obronić nie zdolne,
Ale zaprawdę Trojanie są tchórze, bo jużby cię byli
W szaty kamienne odziali za złe, któregoś nabroił.“
Na to mu Aleksander postaci boskiej odrzeknie:
„Kiedyś mnie słusznie wyłajał, Hektorze, nie zaś niesłusznie,
Który się wrzyna do drzewa pod ręką męża, co zręcznie
Belkę na statek obrabia, a pracą w zamachu się ćwiczy;
Takoć i ty masz w sercu nieustraszoną odwagę —
Ty mi zaś Afrodyty złocistéj łask nie wymawiaj,
Oni je sami rozdają, a nikt samowolnie nie bierze.
Jeźli zaś chcesz, bym teraz do walki stanął i bitwy,
Innym Trojanom i wszystkim Achajom rozkaż zaprzestać,
Mnie zaś i Menelaja dzielnego w pośrodku postawicie;
Któren zaś z obu zwycięży i w boju mieć będzie przewagę,
Skarby niech wszystkie zabiera, niewiastę zaś do dom prowadzi;
Inni zaś zgodę i wierne przysięgi wykonywając,
W żyznéj wy sobie Troi osiądźcie, a ci niech do Argos
Rzekł, ucieszył się Hektor słyszawszy wielkie to słowo,
I wstąpiwszy do środka szeregi Trojan zatrzymał,
Wpół uchwyciwszy za dzidę, a wszyscy się uspokoili;
Z łuków do niego strzelali Achaje bujnokędzierni,
Wtedy na cały głos Agamemnon, książe narodów,
„Stójcie Argeie, zawołał, nie ciskaj młodzieży achajska,
Hektor z powiewającym szyszakiem nam chce coś powiedzieć.“
Rzekł, ustaje potyczka, lecz oni wszyscy ucichli
„Teraz Trojanie słuchajcie i łydookuci Achaje,
Słowa Aleksandrosa, co waśń między nami wywołał.
Żąda, by wszyscy Trojanie i całe wojsko achajskie,
Zbroje ozdobne zrzuciwszy, na bujną ziemię złożyli,
Sami się o Helenę i skarby będą rozprawiać.
Któren atoli zwycięży i w boju przewagę mieć będzie,
Skarby niech wszystkie zabierze, niewiastę zaś do dom prowadzi;
Reszta niech zgodę poręczy, i wierne przysięgi wykona.“
Potém się do nich odezwie Menelaj o głosie donośnym:
„Teraz i mnie wysłuchajcie, boć duszę moję najwięcéj
Smutek dotyka, a tuszę, iż teraz się w zgodzie rozejdą
Z Trojanami Argeie, tak wiele złego poniósłszy
Kogo więc z nas przeznaczenie i śmierci los oczekuje,
Niechaj ginie, a reszta co prędzéj się w zgodzie rozejdzie.
Nieście jagnięta; baranek niech biały, a czarna mateczka
Będzie dla ziemi i słońca; innego dla Zewsa pragniemy.
Sam, niewierni są bowiem i dumni jego synowie,
Żeby téż ktoś zbrodniczo przysięgi Diosa nie splamił.
Niestateczne są bowiem umysły u ludzi młodzieńczych,
Kiedy zaś stary do czegoś się weźmie, to w tył i przed siebie
Rzekł, ucieszyli się wielce Achaje, a także Trojanie,
Mając nadzieję, że wojny zaprzestaną nieszczęsnéj.
W rzędy stawiają rumaki, i sami z wozów zeskoczą,
Zbroje ze siebie zdejmują, na ziemi takowe składając,
Dwoje wysyła natychmiast do grodu Hektor keryksów,
Żeby co prędzéj jagnięta przynosić i wezwać Priama.
Zaś Agamemnon potężny od siebie wysyła Talthybia,
Aby szedł do okrętów obszernych i jagnię rozkazał
Irys do białoramiennéj Heleny przybyła z nowiną
W jéj bratowéj postaci, małżonki Antenorydaja;
Antenora ją syn Helikaon możny posiadał,
Najnadobniejszą z córek Priama Laodyceę,
Purpurowe, podwójne, a na niém haftuje zapasy
Trojan, co końmi harcują, i miedzią okrytych Achajów,
Którzy z powodu jéj saméj pod dłońmi Aresa cierpieli.
Blizko stanąwszy rozpocznie o szybkich nóżkach Iryda:
Trojan, koni poskromców, i miedzią okrytych Achajów;
Oni, co przedtém w boju łzawego Aresa znosili
Tam na równinie zupełnie wojnie okrutniéj oddani,
Teraz w milczeniu spoczęli — bo zaprzestano potyczki —
Aleksander atoli i w boju dzielny Menelaj
Dzidy długiemi z powodu ciebie się będą potykać;
Któren atoli zwycięży, za lubą cię pojmie małżonkę.“
Słowy takiemi bogini tęsknotę jéj słodką pobudzi
Wnet zarzuciwszy na siebie namiotkę z tkanki srebrzystéj,
Swoję opuszcza sypialnię, łagodne łzy wylewając:
Ale nie sama, lecz za nią służące dwie postępują;
Aithre, Pittea córeczka i wypukłooka Klimena.
Tamże w około Priama, Pantos, a także Tymojtes
Hiketaon i Lampos i Klityj ze szczepu Aresa,
Z Ukalegonem Antenor, obydwaj rozumem dojrzali,
Cała starszyzna imrodu na bramach Skajskich zasiedli;
Szlachetnymi, jak leśne szarańcze, co w lesie cienistym
Na drzewinie usiadłszy, wydają głos przenikliwy;
Takoż i Trojan książęta na bramie wszyscy siedzieli.
Oni ujrzawszy Helenę ku bramie postępującą,
„Jakże tu za złe mieć Trojanom i zbrojnym Achajom,
Że dla takiéj niewiasty czas długi znoszą przykrości,
Która postacią bogini równa się nieśmiertelnéj.
Mimo to chociaż tak piękna, w okrętach niechaj powraca,
Tak rozmawiali, lecz Priam Helenę głosem przywołał:
„Chodźże tu dziecię kochane i bliżéj koło mnie usiądź,
Abyś męża pierwszego widziała, przyjaciół i krewnych;
Tyś mi nie zawiniła, wszystkiemu winni bogowie,
Teraz mi nazwij owego męża postawy ogromnéj,
Cóż to za jeden ten mąż Achajski tak wielki i dzielny:
Wprawdzie widzę i innych, co więksi o głowę od niego;
Ale tak urodziwego nigdym na oczy nie widział,
Jemu Helena w te słowa odrzeknie, boska wśród niewiast:
„Teściu mój drogi, szanowny mi jesteś, lecz lękam się ciebie;
Niechby mi raczéj się zgon podobał straszny, nim tutaj
Poszłam za twoim synem i krewnych i dom opuszczając,
Ale się stało inaczéj i teraz ginę ze smutku.
Teraz ci zaś wytłómaczę o co mnie pytasz i badasz;
Jestto Atreusa syn Agamemnon, pan wiele możny,
Dobry zarówno król jak i dzielny na kopie wojownik.
Rzekła, a starzec się jeszcze dziwował i znów się odezwie:
„Szczęsny Atrydo! losu wybrańco z pod gwiazdy szczęśliwéj,
Tak że to wielu młodzieży Achajskiéj tobie podlega!
Dawniéj gdy szedłem wyprawą do Frygii winem obfitéj,
Harcujących, Otrea i bogom równego Mygdona
Wojska, stojące obozem nad Sangaryaja brzegami;
Będąc albowiem z niemi w sojuszu, liczyłem się do nich,
W on dzień gdy amazonki do mężów podobne napadły;
Znowu atoli Odyssa ujrzawszy, zapyta staruszek:
„Teraz i tego mi nazwij, córeczko; cóż to za jeden,
Któren od Agamemnona Atrydy o głowę jest mniejszy,
Szerszy atoli w ramieniach i piersią wydaje się tęższym.
Sam zaś podobnie jak baran szeregi mężów lustruje;
Z trykiem grubo wełnistym zaprawdę bym go porównał
Kołującym po stadzie świecących wełną owieczek.“
Odpowiedziała mu na to Helena ze szczepu Diosa:
Któren z Itackiéj krainy skałami sterczącéj pochodzi;
Znane mu wszelkie fortele, a cięty rozumem i sprytem.“
Wtedy dorzucił do mowy niewiasty roztropny Antenor:
„O! niewiasto, zaprawdę niepłonne słowo wyrzekłaś;
Z twego powodu wysłany, wraz z Menelajem odważnym;
Wtedy ich ugaszczałem i w domu przyjąłem uczciwie,
Powierzchowność i spryt przenikliwy ich obu poznałem.
Kiedy się oni do koła zebranych Trojan wmięszali,
Gdy zaś usiedli Odyssej wydawał się więcéj poważnym,
Potém swojemi podstępy i mowy wikłać poczęli;
Wtedy, zaprawdę, Menelaj pobieżnie tylko przemawiał,
Krótko ale dobitnie, bo niebył on wielemownym,
Kiedy zaś powstał na nogi Odyssej w pomysły obfity,
Stanął i patrzał przed siebie, ku ziemi oczy wlepiwszy,
Berłem zaś ani w tył ani naprzód wcale nie ruszył,
Lecz nieruchomo je trzymał, podobny do człeka prostego;
Wtedy dopiéro, gdy głosu wielkiego z piersi wydobył,
Słowa zaś gęsto padały jakoby śnieżna zadymka,
Wtedyby żaden człek inny z Odyssem się nie mógł porównać.
My zaś byśmy się jego postaci nietyle dziwili.“
„Któż zaś znowu ten mąż Achajski wysoki i butny,
Górujący nad wszystkich Argejów ramiony i głową?“
Z powłoczystemi szatami Helena boska odpowie:
„Ten to Ajas potężny, najlepsza zapora Achajów,
Stoi do boga, a wodze kreteńscy go otaczają
Wiele go razy ugaszczał Menelaj w boju odważny
W naszém domostwie, gdykolwiek od Krety do nas przybywał.
Teraz i innych Achajów dostrzegam śmiało patrzących,
Dwóch jednakże przywódzców narodu dojrzeć nie mogę,
Polydewkesa z Kastorem, ten z koni, ów sławny z kułaka.
Moich rodzonych braciszków, bo jedna nas matka rodziła.
Czyżby nie nadciągnęli od Lacedemony uroczej?
Może już teraz niezechcą z mężami się w boju potykać
Hańby i wstydu mnogiego, co na mię spada, się bojąc?“
Tak mniemała, lecz ich już ziemia rodząca pokryła
Właśnie w Lacedemonie ich drogiéj ziemi ojczystéj.
Jagniąt dwoje i wino rzetelne, co ziemia wydała,
W miechu ze skóry baraniéj; Idaios keryks, błyszczący
Dzbaniec za sobą przynosi, do tego złociste puhary;
Blizko staruszka stanąwszy takiémi go słowy pobudzi:
„Laomedontyadesie powstawaj, wołają najlepsi
Z Trojan, co końmi harcują i z miedzią okrytych Achajów;
Żebyś się udał w równinę, by wierne przymierza zawierać.
Aleksandros atoli i w boju dzielny Menelaj
Dzidy długiemi z porodu niewiasty się będą potykać;
Inni zaś zgodę poręczą i wierne przysięgi składając,
My w urodzajnéj Troi mieszkajmy, a ci niech do Argos
Koniorodnego wracają i kobiét uroczych Achajskich.“
Rzekł; przestraszył i się starzec i wraz towarzyszom rozkazał
Wsiadł do powózki Priam i lejce ku sobie pociągnął,
Obok niego Antenor prześliczne zajął siedzenie.
Rącze więc konie w równinę przez Skajską bramę kierują.
Kiedy atoli przybyli pomiędzy Achajów i Trojan,
W środku pomiędzy Trojany i Achajami kroczyli.
Zerwał się na ich przybycie wódz mężów, książe Atrydes;
Powstał Odyssej przebiegły, a wnet szlachetni keryksy
Wierne składają przysięgi dla bogów, i wino w kraterach
Syn Atreusa dobywszy rękoma noża ostrego,
Któren zawsze mu wisiał przy wielkiej pochwie od miecza,
Wełnę na głowach baranów oberżnął, a potém keryksy
Między najlepszych z Achajów i Trojan takową rozdzielą:
„Zewsie rodzicu przesławny, najwyższy co w Idzie królujesz!
Słońce co wszystko oglądasz, i słyszysz dokładnie o wszystkiém,
Rzeki, ziemio i wy, co ludzi w otchłani będących
Jeszcze po śmierci karzecie za krzywo złożone przysięgi,
W razie, że Menelaosa zabije nam Aleksander,
Niechże zachowa Helenę, i skarby wszelakie zabiera,
My zaś do domu wracajmy w okrętach po morzu bieżących;
Jeśli zaś Aleksandra zabije płowy Menelaj,
Zaś Argejom wypłacą nagrodę jak się należy,
Żeby z niéj mogli korzystać i ludzie co późniéj żyć będą.
Jeśliby zaś mi za winę i Priam i Priama dziatwa
Zadość uczynić nie chcieli, gdy Aleksandros polegnie,
Tutaj zostając tak długo, aż wojny wypadek nastąpi.“
Rzekł i srogiém żelazem podrzyna karki baranom;
I na ziemi układa drgające jeszcze ofiary,
Tchu pozbawione, bo siłę przecięło ostre żelazo.
Pokrapiają i bogów, żyjących wiecznie, błagają.
Wtedy się głosy odezwą z pomiędzy Achajów i Trojan:
„Zewsie przesławny, największy i inni bogowie nieśmiertni!
Którzy najpierwsi z nas przeciwko przysiędze zawinią,
Samych, i dzieci, z żony niech obcym będą poddane.“
Tak mówili lecz Kronion bynajmniéj ich mowy nie słuchał.
Wtedy się Priam Dardanid słowami do nich odezwie:
„Teraz Trojanie słuchajcie i w zbroje okuci Achaje!
Nie przeniosę albowiem na sobie oczyma oglądać
Syna drogiego potyczkę z odważnym Menelaosem;
Tylko jednemu Zewsowi wiadomo i bogom przedwiecznym,
Dla którego z obydwu śmiertelny los przeznaczony“.
Rzekł i ułożył w siedzeniu jagnięta mąż bogorodny,
Zajął i sam w niém miejsce i lejce ku sobie pociągnął;
Z boku zaś jego Antenor prześliczne zajął siedzenie.
Razem więc nawróciwszy, do Ilion z powrotem zdążają;
Hektor atoli Priama syn i boski Odyssej
Losy przyjąwszy, w szyszaku spiżowym potrząsną, by wiedzieć,
Któren z nich pierwszy z kolei ma godzić włócznią śpiżową.
Modli się naród i ręce ku bogom podnoszą do góry;
Wtedy się głosy odezwą zpomiędzy Achajów i Trojan:
Któren do kłótni, co między nimi powstała, dał powód,
Temu daj by zginąwszy, zatonął w domie Hadesa,
Nam zaś użycz i zgody i dotrzymania przysięgi.“
Tak się modlili, a Hektor o powiewającym szyszaku
Oni natenczas siadają rzędami, gdzie stały każdego
Konie o lekkich kopytach i zbroje ozdobne leżały;
Wdziewa więc zbroję na siebie, i cały piękny rynsztunek
Boski Aleksandr, mąż Heleny o pięknych warkoczach.
Piękne, gwoździkami srebrnemi na kostce zdobione;
Pancerz atoli następnie do piersi przystosowuje,
Lykaona swojego braciszka, był prawie na niego.
Miecz nabijany srebrem, stalowy, na silne zawiesił
Czoło wyniosłe nakrywa przyłbicą wytwornéj roboty,
Z grzywą końską a buńczuk od góry groźnie powiewał.
Chwycił za tęgi swój oszczep, co dobrze się dłoni nadawał;
Potém tak samo Menelaj waleczny zbroję przywdziewa.
Wystąpili na środek pomiędzy Achajów i Trojan,
Groźnie spoglądając; ogarnął przestrach patrzących
Trojan, co końmi harcują, i miedzią okrytych Achajów.
Wreszcie w pobliżu od siebie na placu zmierzonym stanęli
Pierw Aleksander oszczepem ciągnącym cień poza sobą
Rzucił i w tarczę Atrydy ugodził, gładko wykutą;
Spiżu atoli nie przebił, bo koniec spisy na tarczy
Hartowanéj się ugiął. Następnie oręż podnosi
„Daj mi Diosie ukarać onego, co pierwszy mnie skrzywdził,
Aleksandra boskiego, bym dłonią mą go pokonał,
Aby się każden obawiał i z ludzi później żyjących,
Krzywdzić ugaszczającego, co w zaufaniu go przyjął.“
I w Priamidy tarczę ugodził gładko wykutą.
Nawskróś tarczę świecącą przebiła włócznia potężna,
Również i łuski pancerza roboty misternéj przeszyła;
Tuż ponad brzuchem i chiton przecięła dzida na wylot :
Wtedy Atrydes dobywszy oręża o srebrném okuciu,
Zamierzywszy się, ciął w sam guzik od hełma; od razu,
W troje i w czworo się klinga rozprysła i z rąk mu wypadła.
Jęknął natenczas Atrydes na niebo spojrzawszy szerokie:
Chciałemci ja Aleksandra za niegodziwość ukarać,
Teraz atoli mi w rękach się szabla złamała, a włócznia
Z dłoni napróżno skoczyła i nawet go zranić nie mogłem.“
Rzekł i skoczywszy ku niemu za grzywę od hełma uchwycił;
Szyję gładziutką tamtego naszyty ściskał rzemyczek,
Któren pod brodą zawiązał dla przymocowania szyszaka.
Byłby go wywlókł i tém niezmierną chwałę pozyskał,
Żeby nie była dostrzegła Diosa córa Afrodys;
Próżna więc tylko przyłbica zawisła na dłoni żylastéj.
Nie zakręcił dokoła bohatér i cisnął pomiędzy
Dobrze zbrojonych Achajów, druhowie ją mili podnieśli.
Natrze powtórnie, koniecznie go pragnąc ubić śpiżową,
Łacno, boć to bogini, i w gęstéj mgle go ukryła,
Potém unosi i sadza w sypialni woniami pachnącéj.
Sama zaś idzie by wołać Helenę; zastaje ją właśnie
Na wieżycy wysokiéj, a wkoło niéj wiele Trojanek.
I w postaci staruszki podeszłéj wiekiem przemówi,
Staréj prząśniczki; Helenie gdy w Lacedemonie mieszkała
Wełnę czesała puszystą i miłą jéj była najwięcéj.
W takiéj postaci bogini Afrodyta jéj rzeknie:
„Za mną idź, Aleksander cię woła, byś do dom wracała.
Siedzi na teraz w sypialni na łożu misternie rzeźbioném,
Świecąc urodą i szaty i nigdybyś nie uwierzyła,
Że dopiéro co z boju powraca; lecz jakby do tańców
Się wybierał, lub tańczyć przestawszy, odpoczął na chwilę.“
Ona jednakże ujrzawszy bogini szyję prześliczną,
Piersi budzące pragnienie i oczy płomieniem świecące,
Lęka się w duszy, a potém wygłasza słowo i rzeknie:
„Dziwna bogini, dla czegóż mnie pragniesz i teraz uwodzić?
Zaprowadzisz, do Frygii, czy téż do Meonii uroczéj,
Jeśli i tam masz kochanka u ludzi językiem mówiących?
Że Aleksandra boskiego Menelaj obecnie zwyciężył,
I choć znienawidzoną do domu mnie zabrać zamierza,
Osiądźże przy nim samym i boskich zaniechaj zwyczajów,
Niechże już nigdy twa noga nie stanie w Olimpu podwojach,
Tylko nad onym się zawsze rozkwilaj i miéj go na pieczy,
Póki cię kiedyś za żonę nie pojmie lub za niewolnicę.
Łoże onemu gotować, bo tylko by późniéj Trojanki
Wszystkie ze mnie szydziły; już dosyć mam smutku gorzkiego.“
Afrodyte bogini odrzecze jéj na to zgniewana:
„Draźnić mnie nie śmiéj zuchwała, bym w gniewie cię nieopuściła,
Między obiema stronami zgotuję ja straszne nieszczęścia
Danaom i Trojanom, a ciebie doczeka los ciężki.“
Tak mówiła; Helena ze szczepu Diosa się zlękła;
Lice przykrywszy zasłoną ze tkanki, srebrzystéj odeszła
Milcząc, przed Trojankami ukryta; bogini szła naprzód.
One gdy w Aleksandra mieszkanie wspaniałe wstąpiły,
Zaraz do swojéj roboty się obróciły służące,
Ona zaś boska niewiasta na górną wyszła sypialnią.
Afrodyte bogini o słodkim uśmiechu podjąwszy
Tamże usiadła Helena, egidodzierżcy Diosa
Córa, i z odwróconemi oczyma łajała małżonka:
„Powrociłeś z potyczki, bodajbyś zginął na miejscu,
Bohaterowi uległszy, co był moim pierwszym małżonkiem.
Będziesz i władzą i dłonią i rzutem oszczepu silniejszym;
Ale ty idź Menelaja śmiałego teraz wyzywać,
Żeby powtórnie z nim w boju się mierzyć; atoli ci radzę,
Byś od tego odstąpił i nadal naprzeciw płowego
Nierozważnie, byś rychło pod jego dzidą nie skonał.“
W odpowiedzi jéj na to w te słowa Parys odrzecze:
„Nie zakłócaj mi duszy, kobiéto, gorzkiemi obelgi,
Prawda że teraz był górą Menelaj z Ateny pomocą.
Teraz atoli miłości na łożu miękkiém użyjmy;
Nigdy mnie bowiem zaiste pragnienie tak nie ogarnęło,
Nawet i wtedy gdy najpierw z Lacedemony uroczéj
Ciebie porwawszy, uniosłem na łodziach po morzu bieżących,
Także i teraz cię kocham i słodkie mi budzisz pragnienie.“
Rzekł i do łoża się zbliżył, a za nim poszła małżonka.
Oni tedy na łożu rzeźbioném odpoczywali.
Lecz Atrydes po tłumach, jak zwierz drapieżny się kręcił,
Żaden atoli z Trojan lub sojuszników przesławnych,
Menelajowi dzielnemu Aleksandra wskazać nie umiał.
Pewnoby jego z przyjaźni nie skryli, gdy którenby zoczył,
Równie bowiem jak śmierć, był wszystkim znienawidzonym.
„Teraz Trojanie słuchajcie, Dardany i wy sojusznicy!
Po Menelaja stronie się okazało zwycięztwo,
Zatém oddajcie Argejską Helenę, a z nią i klejnoty,
Niemniéj składajcie nagrodę, stosownie jak do was należy,
Tak przemówił Atrydes, pochwala to reszta Achajów.
Na złocistych podłogach, pomiędzy nimi dostojna
Hebe nektarem częstuje; zaś oni złotemi czarami
Piją jedni do drugich na miasto Trojan się patrząc.
Słowy przykremi, więc tak z przycinkiem się do nich odezwie:
„Dwie Menelaja boginie zaprawdę mają na pieczy,
Here Argejska i niemniéj Alalkomenejska Athene.
Ale z daleka od niego siedząc patrzeć na niego
Zawsze tamtemu pomaga, od Kiery go broniąc złowrogiéj.
Wyratowała go teraz, gdy sądził że zginąć mu przyjdzie.
Teraz atoli zwycięztwo przy dzielnym jest Menelaju;
My więc obmyśleć musiemy co począć z temi dziełami,
Wzbudzić, czy téż do zgody się między niemi przyczynić.
Jeśli się tedy to wszystkim podoba i bodzie do smaku,
Niechże i nadal zamieszkan będzie gród Priama króla,
Zaś Helenę Argejską Menelaj do domu prowadzi.“
Blizko przy sobie siedziały, Trojanom biedę gotując.
Cicho siedziała Athene i słowa jednego nie rzekła
Sierdząc się na Diosa i passya ją dzika trawiła;
Here zaś gniewu nie mogąc pomieścić w piersi wyrzecze:
Chcesz więc bym nadaremnie, bez celu mą pracę łożyła
Potem oblawszy się z pracy? i moje rumaki zmęczywszy
Wojsko i naród gromadząc na zgubę Priama i dziatwy.
Działaj że; ale my inni bogowie się na to nie zgodzim.“
„Dziwna! czémże więc tobie i Priam i Priama dziatwa,
Tyle na złość uczynili, że tak pożądasz gorąco
Ilion miasto o domach wspaniałych wyniszczyć do szczętu?
Żebyś ty się dostawszy do bram i murów obszernych
Razem z innemi Trojany, twój gniew by się może ukoił.
Róbże jak ci się podoba, by z tego na później nie było
Kłótni lub wielkiéj niezgody pomiędzy nami obojgiem.
Ale ci zapowiadam i dobrze to chowaj w pamięci;
Zkąd pochodzą mężowie co leżą tobie na sercu,
Żebyś nie hamowała mi gniewu i dała mi spokój:
Teraz na twoje przystałem, choć prawda z niewielką ochotą.
Ile ich bowiem pod słońcem i widnokręgiem gwiaździstym,
Z nich najwięcéj mi w sercu jest drogą święta Iliona,
Oraz i Priam i naród Priama do kopii dzielnego.
Nigdy mi na ich ołtarzach nie brakło wspólnéj biesiady,
Ani téż z wina i zwierząt ofiary na cześć mi złożonéj.“
„Mnie najbardziéj ze wszystkich są grody trzy ukochane,
Sparta, Argos, i wreszcie Mykena szerokouliczna;
Zburz je sobie, gdy kiedy ci serce do gniewu pobudzą;
Bronić ich wtedy nie myślę, i tobie przeszkadzać niebędę.
Nic złą wolą nie wskóram, boć wiele jesteś możniejszym.
Ale należy by moje staranie bez celu niebyło;
Boć jam także jest bogiem i ród mi tenże co tobie,
Skryty zaś Kronos mnie spłodził bym była godnością najwyższą,
Zowię się, ty zaś wszystkiemi bogami rządzisz wiecznemi.
Zatém sobie nawzajem będziemy ustępowywali,
Raz ja tobie, ty małe, zaś inni pójdą za nami
Wieczni bogowie; lecz ty co rychło nakaż Athenie,
Kusząc, ażeby Trojanie przeciwko Achajom przemożnym,
Rozpoczęli zaczepkę i pierwsi złamali przysięgę.“
Rzekła; lecz ojciec bogów i ludzi nie był przeciwnym.
Więc do Atheny odrazu w skrzydlate odezwie się słowa:
Skusić, ażeby Trojanie przeciwko Achajom przesławnym
Rozpoczęli zaczepkę i pierwsi złamali przysięgę.“
Temi słowami pobudził i tak już ochoczą Athenę;
Wnet ze szczytów Olimpu wysokich, puszcza się pędem
Która przyświeca na znak żeglarzom lub wojsku narodów
Jasno, iskrami licznemi rzucając w swoim pochodzie.
W téj postaci na ziemię spuściwszy się Pallas Athene,
Nagle skoczyła do środka; przejęła trwoga patrzących
Wtedy to widząc niejeden się tak do sąsiada odezwie:
„Znowuć i teraz wojna złowroga i wrzawa okrutna
Będzie, albo i zgodę pomiędzy stronami położy
Zeus, co władzę nad wojną pomiędzy ludźmi piastuje.“
Ona zaś w męża postaci do zgiełku Trojan się wmięsza,
Antenorydy Pajdoka, tęgiego na dzidy wojaka,
Wyszukując Pandara boskiego, i zdybać go pragnąc.
Lykaonidę silnego, nieskazitelnego znajduje
Wojska, które od nurtów Ajzepa za nim ciągnęło.
Tuż koło niego stanąwszy lotnemi odezwie się słowy:
„Czybyś mi teraz zaufał Lykaona synu waleczny?
Żebyś to lotną strzałą ugodzić śmiał Menelaja,
A najwięcéj ze wszystkich dla Aleksandra książęcia.
Pierwszy byś pewno pozyskał od niego dary wspaniałe,
Gdyby on téż Menelaja Atreusa syna obaczył,
Twym przeszytego pociskiem na srogi stos złożonego.
Ślubuj Apollinowi celnemu co z Lykii pochodzi,
Hekatombę wspaniałą poświęcić z owiec wybranych,
Kiedy powrócisz do siebie do grodu Zeleji świętego.“
Rzekła Athene i serce nierozważnego skłoniła.
Kozła, którego sam był kiedyś w piersi ugodził,
Schodzącego ze skały, zoczywszy go na zasadzce,
W piersi go strzelił, a tenże na wznak się na skale przewrócił.
Dłoni szesnaście wysokie mu z głowy rogi wyrosły;
Potém obrobił dokładnie i złote spojenie przyczepił.
Naciągnąwszy takowy starannie oparł na ziemi,
Wkoło zaś niego trzymali szlachetni druhowie swe tarcze,
By nie natarli pierwéj Achajów synowie waleczni,
Wtedy on wieko podnosi kołczana i strzałę wybiera,
Nieostrzelaną, pierzastą zwiastuna czarnych boleści;
Wnet do cięciwy dokładnie przykłada strzałę złowrogą,
Apollinowi celnemu co z Lykii pochodzi ślubuje
Kiedy powróci do siebie do grodu świętéj Zelei.
Potém wspólnie za karb i cięciwę chwyciwszy wołową,
Aż do brodawki cięciwę przysunął, zaś ostrze do łuku.
Wreszcie gdy ściągnął łuk że aż się nagiął do koła,
Ostrokończysta, by lotnie się w środek tłumu zapuścić.
Lecz Menelaju szczęśliwi bogowie pamiętni o tobie,
Wieczni, a córa najpierwsza Diosa co łupy gromadzi,
Która przy tobie stanąwszy śmiertelną strzałę odwróci.
Muchę z dziecięcia odgania, gdy słodkim senkiem spoczywa,
Ona ją w miejsce atoli zwróciła, gdzie sprzączki od pasa
Złote się schodzą, i gdzie podwójnie pancerz się składa.
Strzała raniąca utkwiła w rzemieniu szczelnie dopiętym,
Również i pancerz roboty misternéj na wylot przeszywa,
Wreszcie nawiązkę co skórę od rzutu oszczepów osłania,
Ona go głównie chroniła, lecz także ją strzała ruszyła.
Tylko tam koniec strzały wojaka skórę podrasnął;
Równie jak z Karyi niewiasta lub téż z Meonii słoniowe
Kości purpurą nakrapia, na końskich cugli ozdobę;
Złoży je potém w sypialnię, a wieleby jeźdzców pragnęło
Zabrać takowe, lecz one na dar przeznaczone dla króla,
Tak Menelaju i tobie się krwią zbroczyły kolana,
Aż do łydek okrągłych i kostek pięknych u spodu.
Wtedy dopiero się zląkł Agamemnon książe narodów,
Kiedy zobaczył krew czarną lejącą się z rany otwartéj;
Lecz gdy sznurek i haczyk od strzały ujrzał na zewnątrz,
Dobra otucha napowrót mu w piersi się obudziła.
Do nich się więc Agamemnon odezwie ciężko wzdychając,
Menelaja za rękę trzymając; westchnęli druhowie:
Postawiwszy samego do walki za nami z Trojany.
Ciebie ranili Trojanie deptając wierne przysięgi.
Próżną jednakże nie będzie przysięga i jagniąt ofiary
Jakoż i z wina czystego i zaprzysiężone poręki.
Zrobi on swoje i późniéj, a wielu będą na własnych
Głowach karani, a niemniéj na żonach a także na dzieciach.
Wszystko to bowiem dobrze przeczuwam i w myśli i w sercu;
Przyjdzie nareszcie dzień kiedy runie Ilion święta,
Zeus Kronides atoli co rządzi wysoko w eterze,
Sam nad wami wszystkiemi egidą groźną potrząśnie,
Wiarołomstwo karając. Nie będzie to bez swego końca;
Alebym z twego powodu miał żal Menelaju bolesny,
Wstydem okryty bym wrócił do Argos o źródłach ubogich;
(Wnet sobie bowiem przypomną Achaje ziemię ojczystą)
Zostawiając na chwałę Trojanom i Priamowi,
Dziecie Argejskie Helenę; zaś twoje by kości próchniały
Jeszcze by któren się późniéj przechwalał z Trojan zuchwałych
Wyskakując na grób Menelaja ze sławy głośnego:
,Bodajby tak Agamemnona gniew się na wszystkiém zakończył,
Równie jak teraz nadarmo Achajów szeregi prowadził,
W próżnych okrętach straciwszy dzielnego brata na wojnie!‘
Tak by mówili; a wtedy niech wielka mnie ziemia pochłonie.“
Jemu otuchy dodając odezwie się płowy Menelaj:
„Bądź odważnym i wcale się nie bój o naród Achajski.
Chronił mnie pas ozdobny, od spodu zaś dzielnie okuta
Blachą przepaska, dzieło nad którem płatnerz pracował.“
Rzeknie mu na to w odpowiedź potężny król Agamemnon:
„Bodajby tak się stało o Menelaju mój drogi.
Leki, po których ci może sfolgują czarne boleści.“
Rzekł i zaraz Talthybia keryxa boskiego zawoła:
„Sprowadź że mi Talthybiu Machaona tutaj co prędzej,
Syna zacnego Asklepia, lekarza nieskazitelnego,
Biegły go jakiś łucznik ugodził strzałą, Trojański,
Albo Lykijski dla siebie na chwałę, lecz nam na żałobę.“
Rzekł; usłyszawszy rozkazu się Keryx wcale nie wzbraniał,
Ale co prędzej do zgiełku pancernych Achajów się puścił,
Stojącego, a z nim szeregi zuchwałe z tarczami
Wojska, co za nim z Tryki rodzącéj konie dążyło.
Tuż koło niego stanąwszy lotnemi zagadnie go słowy:
„Synu Asklepia przybywaj, bo woła cię król Agamemnon,
Biegły go jakiś łucznik ugodził strzałą, Trojański,
Albo Lyjkijski dla siebie na chwałę lecz nam na żałobę.“
Tak powiedział i serce do żywa mu w piersi poruszył;
Zatem puszczają się w tłumy szerokim obozem Achajskim.
Leżał zraniony (a przy nim się zgromadzili najlepsi
Wkoło) pomiędzy nich mąż boskiej postaci się wmięszał,
Z pasa przylegającego mu strzałę wyciągnął od razu,
Za wyciągniętą strzałą wylazły ostre haczyki.
Blachą okutą nawiązkę, płatnerza dzieło misterne.
Obejrzawszy zaś ranę gdzie sroga strzała trafiła,
Wyssał krew i maście gojące na ranę przyłożył
Biegle: Cheiron je ojcu życzliwie kiedyś udzielił.
Już nacierają Trojanie w szeregach tarczami okrytych,
Zbroje zaś tamci napowrót przywdziali gotowi do walki.
Wtedy ospałym nie ujrzysz Agamemnona boskiego,
Ani z bojaźni ukrytym, lub nie ochoczym do walki,
Konie bowiem i wóz opuścił od miedzi kapiący,
Które mu giermek na stronie oblane potem pilnował,
Ptolemaja Pejrydy potomek, Ewrymed bohatér;
Jemu nakazał się trzymać w bliskości, na ten przypadek
On zaś pieszo się udał by hufce mężów lustrować.
Szybko jeżdżących Danajów gdy ujrzał ochoczych do walki.
Zatrzymując się przy nich słowami odwagi dodawał:
„Nie ustawajcie Argeje nacierać silnym impetem;
Ale którzy najpierwsi przeciwko przysiędze czynili,
Owych ciała z pewnością żarłoczne sępy rozszarpią;
Lube ich zaś małżonki i niemowlęta maluczkie
Uprowadzimy w okrętach, jak tylko miasto zdobędziem.“
Tych co zmieściło się łajał pełnemi gniewu słowami:
„Czyliż wam nie wstyd Argeje, wy tchórze, z daleka walczący?
Cóż tak oszołomieni stoicie jakoby koźlątka,
Które po szybkim biegu po długiéj równinie ustały,
Oszołomieni zarówno i wy stoicie bez walki.
Chcecież doczekać aż blisko Trojanie dojdą, gdzie statki
Piękne się rozpostarły nad morza sinego wybrzeżem,
Żeby zobaczyć azali was dłonią zasłoni Kronion?“
Wpada na Kreteńczyków, zbrojnemi hufcami przechodząc.
Oni się zwartym szeregiem skupili przy Idomeneju;
Przodem nacierał Idomen, podobny siłą do dzika,
Merion zaś od tylu prowadził falangi do walki.
Zaraz do Idomeneja się z mową odezwie serdeczną:
„Idomeneju najbardziej cię cenię z konnych Danajów,
W boju zarówno, jak niemniej do dzieła każdego innego,
Równie do uczty gdy wino przejrzyste oznakę godności,
Chociaż bowiem powszechnie Achaje bujnokędzierni
Piją tylko do miary, twój kielich zawsze jest pełny,
Jakoż i mój, by łyknąć jak tylko przyjdzie ochota.
Teraz uderzaj do walki, pamiętny dawnéj twéj sławy“.
„Wiernym druhem zaprawdę ci będę na zawsze Atrydo,
Również jako i dawniéj przyrzekłem i obiecywałem;
Ale ty innych pobudzaj Achajów bujnokędziernych,
Żeby walczyli co prędzéj ponieważ się przeniewierzyli
Wskutek iż wykroczyli najpierwsi mimo przysięgi.“
Rzekł; a daléj postąpił z radością w duszy Atrydes.
Wszedł i na obu Ajaxów przechodząc zbrojne szeregi;
Byli gotowi, a z niemi szła chmara wojska pieszego.
Chmurę Zefirem rzuconą, co pędzi po nad wodami;
Jemu co stoi opodal wydaje się czarna jak smoła,
Po nad morzem lecąca, i burze liczne przynosi;
Zląkł się tego widoku, i trzodę w jaskinię zapędził;
Do straszliwéj potyczki się zwarte cisną szeregi,
Sine, stérczące dokoła tarczami i spisy długiémi,
Równie i tych zobaczywszy ucieszył się król Agamemnon.
I zwróciwszy się do nich odezwie się słowy lotnemi:
Wam (nie wypada mi nawet pobudzać) rozkazów nie daję,
Sami bo zachęcacie naród by walczył odważnie.
Żeby to Zeusie rodzicu, Apollinie, można Atheno!
Takim duchem odważnym by wszyscy byli przejęci,
Dłońmi naszemi zdobyte i srogo zniszczeniem skarane“.
Rzekłszy to ich pozostawił i znów się do innych obróci.
Wnet mu się Nestor nawinął Pylonów rajca wymowny,
W rzędy wojsko ustawiał i silnie do walki zagrzewał,
Stali, Chajmon odważny i Bias pasterz narodów.
Konne wojsko na przedzie postawił z taborem i końmi,
Zaś od tyłu piechurów szykuje licznych i dzielnych,
Jako zaporę waleczną w potyczce; najgorszych do środka,
Najprzód wojska na wozach napomniał wyraźnym rozkazem,
Konie trzymać na wodzy i w tłumy się nagle nie puszczać.
„Sztuce woźniczéj niech nikt i własnéj odwadze dufając,
Sam nie wysuwa się naprzód w pragnieniu walki z Trojany,
Jeśli kto z wozu własnego dosięgnie innéj powrózki,
Niechaj dzidą uderzy, bo wtedy jest siła największa.
Tak zdobywali przodkowie i grody i mury warowne,
Równą w piersiach odwagę i męztwo w sercu chowając“.
Również i jego zoczywszy ucieszył się król Agamemnon
I do niego zwrócony w skrzydlate odezwie się słowa:
„Żebyć to stary, tak samo, jak w lubém sercu odwaga,
Nogi ci jeszcze służyły, a siłyś miał niezachwiane.
Inny brzemię jéj nosił, a tyś do młodszych należał.“
Na te słowa mu Nestor Gereński witeź odrzecze:
„Również i ja bym pragnął Atrydo być takim jak wtedy,
Kiedym to w bitwie pokonał Erewthaliona boskiego.
Byłem ci dawniéj młodym, a teraz mi starość doskwiera.
Będę i tak towarzyszył konnicy i dawał rozkazy
Słowem i radą; boć takim jest owoc zaszczytny starości.
Niech dokazuje dzidami ta młodzież, która odemnie
Rzekł; a daléj postąpił z radością w duszy Atrydes.
Syna Peteja spotyka Menestha co końmi harcuje;
Stał, Atheńczycy przy nim świadomi krzyków bojowych;
Ale najbliżéj nich Odyssej czekał przebiegły,
Stały, bo nieusłyszały ich wojska jeszcze pobudki,
Świeżo albowiem ze sobą się spotykały falangi,
Trojan koni poskromców i dzielnych Achajów; czekali
Stojąc, azaliby inny Achajów hufiec nadchodząc,
Ich Agamemnon ujrzawszy się zgniewał książe narodów,
I zwróciwszy się do nich w skrzydlate odezwie się słowa:
„O Peteona synu książęcia bogorodnego!
Oraz i ty podstępny co w chytrych celujesz zabiegach,
Toćby wam należało stawając pomiędzy pierwszemi,
Obces naprzeciw piekącéj zamieszki odważnie się rzucić;
Do biesiady gdy wołam, to zaraz mnię pierwsi słyszycie,
Kiedy biesiadę dla starszych Achaje przyładujemy.
Wina jak miód słodkiego wychylać ile się zmieści;
Teraz przyjemno wam czekać, chociażby i z dziesięć oddziałów,
Poszło przed wami Achajów by walczyć ostrém żelazem.“
Rzeknie mu na to z ponurem spojrzeniem przebiegły Odyssej:
Jakto, więc my od walki stroniemy? gdy właśnie Achaje
Podżegamy do walki na Trojan co końmi harcują;
Maszli ochotę, zobaczysz jeżeli ci tak o to chodzi,
Telemacha rodzica pomiędzy pierwszemi do bitwy
Uśmiechając się na to mu król Agamemnon odrzecze,
Widząc że się obraził i zaraz cofnął swe słowo:
„Laertiadesie od bogów zrodzony Odyssie roztropny!
Wszak cię na prawdę nie łaję i napominać nie myślę;
Zachowujesz i ze mną też same myśli podzielasz.
Ale ty idź; naprawiemy to później, jeżeli coś złego
Rzekło się teraz; bogowie to wszystko nam udaremnią.“
Rzekłszy to jego zostawił i między innych się udał.
Stojącego przy koniach i wozie roboty wytwornéj,
Koło zaś niego stał Sthenelos syn Kapaneja.
Z jego widoku był nie rad potężny król Agamemnon,
I zwrócony do niego lotnemi odezwie się słowy:
Czemu się kryjesz i patrzysz za szparą pomiędzy hufcami?
Niemiał ci Tydej zwyczaju się tak z bojaźni ukrywać,
Ale przed ulubionemi druhami się z wrogiem potykał,
Jak powiadają ci, co go w dziele widzieli; co do mnie
Nie w zamiarze podboju się udał kiedyś w Mykeny,
Tylko w gościnę, by wraz z Polynejkiem naród gromadzić,
Ongi jak mieli uderzyć na święte mury Thebańskie;
Proszą ich bardzo by dano im sojuszników odważnych.
Ale się Zews nie przychylił, złowrogie znaki zesławszy.
Kiedy się tedy wybrali i w dalszą drogę ruszyli,
Poszli nad Azop sitowiem obrosły i trawy żyznemi;
Tam Achaje Tydeja wysłali jako posłańca.
Ucztujących w pałacu Eteoklesa potęgi.
Tamże acz obcy się nie bał Tydej co końmi kieruje,
Będąc sam jeden pomiędzy wieloma Kadmejonami,
Ale do walki na próbę ich wyzwał i w każdéj zwyciężył
Rozgniewani Kadmeje, co konia ostrogą spinają,
Wracającemu zasadzkę ukrytą gotują, prowadząc
Pięćdziesięciu młodzianów, a dwóch z nich było na czele,
Majon Chajmonides niebianom dorównywający,
Ale i tym przeznaczenie sromotne Tydej zgotował;
Wszystkich zabił, jednego samego do domu odesłał;
Tylko Majona wypuścił, ufając boskim wyrokom.
Takim był Tydej Etolczyk, lecz syn jak widzę się gorszym
Skończył lecz nic mu na to nie odrzekł silny Diomed,
Bo się obawiał nagany książęcia poważanego,
Ale się wmięszał syn Kapaneja głośnego ze sławy:
„Fałszu nie gadaj Atrydo boć dobrze ci prawda wiadoma.
Wszak zdobyliśmy Thebę, warownię o bramach siedmiorgu,
Chociaż nieliczne pod mury Aresa wojsko prowadząc,
Ufni w boskie wyroki i dzielną pomoc Diosa;
Tamci ulegli zgubie na skutek swéj niebaczności.
Wtedy z ponurem spojrzeniem się ozwał silny Diomed:
„Drogi mój siedź w milczeniu i słowa mojego usłuchaj.
Niemam się o co gniewać na Agamemnona, pastérza
Ludów, że łydookutych Achajów do walki zagrzéwa;
Trojan w końcu zwyciężą i świętą Ilionę zdobędą;
Wielką zaś klęskę by poniósł na skutek porażki Achajów.
Zatem do dzieła my obaj zacięcie do walki się bierzmy.“
Rzekł i z powózki natychmiast zeskoczył na ziemię z rynsztunkiem;
Nawet i nieustraszony by przed nim trwodze się poddał.
Równie jak fala morska naprzeciw głośnego wybrzeża
Kipi gęstemi bałwany, od spodu Zefirem ruszona;
Najprzód z dala na morzu się burzy, atoli następnie
Skałę do szczętu obtoczy i pianą słoną wybuchnie;
Takoż i gęsto po sobie Danajów się cisną falangi
Bezustannie do walki. Swych ludzi każden prowadzi
Z wodzów; lecz oni spokojnie suwają (że anibyś myślał,
Milczkiem, lękają się bowiem dowódzców; a koło nich wszystkich
Zbroje świéciły barwiste któremi odziani dążyli.
Zaś Trojanie jak owce w zagrodzie męża bogacza
Nieprzeliczone stanęły, gotowe dać mleko w udoju,
Również w obozie Trojańskim rozlega się wrzawa széroko;
Bo nie ten sam u wszystkich był głos i mowa nie jedna,
Ale się język mięszał, bo z różnych stron byli ludzie.
Jednych poruszył Ares, tych znów sowiooka Athene,
Mordującego męże Aresa druchna i siostra;
Ona z początku malutka się wszczyna, atoli następnie
Głową aż nieba dosięga, stąpając zarazem po ziemi.
Również i wtedy niezgodę powszechną pomiędzy nich rzuci,
Oni w impecie wzajemnym gdy w jedno miejsce się zeszli,
Tarcze ze sobą się zetkną i dzidy i mężów zaciekłość
W miedź uzbrojonych, atoli paiże na środku wypukłe
Jedne z drugiemi się starły i wrzawa się wielka poczęła.
Zabijających, ginących, a krew popłynęła na ziemię.
Jak zimowe potoki ze szczytów gór spadające,
Wodę gwałtowną rzucają w dolinę gdzie spadki się łączą
Żygającego źródła, na dół głębokich parowów,
Również i za ich zetknięciem poczęły się krzyki i trwoga.
Pierwszy Antyloch porywa Trojanów męża zbrojnego,
Walczącego na przedzie Echepola syna Thalyzia;
W guzik od hełma zdobnego buńczukiem go naprzód uderzył;
Ostrze spiżowe, ciemnością mu wtedy się oczy pokryły.
Runął zarówno jak wieża w pośrodku okropnéj potyczki.
Padającego pochwycił za nogi chwat Elefenor
Chalkodonta, potomek naczelnik Abantów odważnych;
Zbroje mu zedrzeć, atoli nie długo mu trwała robota.
Trupa gdy bowiem wyciągał, Agenor dzielny zobaczył
Jako mu gdy się nachylił z pod tarczy się żebra odkryły;
Tam kończystym oszczepem go pchnął, osłabły mu członki,
Srogie Achajów i Trojan; lecz oni podobnie jak wilki
Nacierają na siebie i mąż się z mężem boruka.
Tam Telamończyk Ajas Anthemia syna ugodził,
W kwiecie żywota młodziana Simeizia, co kiedyś go matka
Kiedy z ojcami wybiegła by stada bydła oglądać;
Simoeisem go wtedy nazwano, lecz drogim rodzicom
Niewynagrodził starania i życie mu krótkie ubiegło,
Skonał on bowiem z oszczepu Ajaxa wielkodusznego.
Prawéj, przeszła na wylot przez ramie dzida śpiżowa.
On zaś jakby topola na ziemię w proch się położył,
Która w nizinie wielkiego bagniska gładko wyrosła,
Aż do samego wierzchu gałązeczkami okryta;
Ściął, by ją nagiąć na sprychy do wytwornego siedzenia,
Ona zaś długo na brzegach strumyka by wyschła poleży.
Tak Simoeisa, syna Anthemia rynsztunku pozbawił
Ajas od boga zrodzony. Na niego Antyfos w ruchoméj
Ale go chybił, zaś Leuka Odyssa druha zacnego,
W przyrodzenie ugodził, gdy trupa wyciągał na stronę;
Wraz z nim runął na ziemię i trup mu z ręki wyleciał.
Złością się w duszy zapalił Odyssej na zgon towarzysza;
Zbliżył się jak najbardziej i gładkim rzucił oszczepem
W koło się obejrzawszy. Trojanie w tył się cofnęli
Przed rzucającym mężem. Na darmo nie puścił pocisku,
Lecz bękarta Priama Demookonta ugodził,
Rozżalony o druha Odyssej go dzidą ugodził,
W skronie, na drugą stronę przez czaszkę przeszyło śpiżowe
Ostrze, a wtedy mu śmierć ciemnością oczy zasłoni.
Runął z łoskotem, a broń i rynsztunek zabrzękły w około.
Głośno Argeje krzyknęli poległych uprowadzając,
Bardziéj do przodu się jeszcze rzuciwszy. Rozgniewał się Fojbos
Na dół z Pergamu się patrząc i głośno zawoła na Trojan:
„Naprzód witezie Trojańscy, nie ustępujcie Argejom
Aby ich bronić od śpiżu, co skórę w impecie przeszywa.
Wszak nie walczy Achilles Thetydy syn pięknowłoséj,
Ale się gryzie w okrętach gniewem co serce mu trawi.“
Z miasta ich tak napominał bóg straszny; atoli Achajów
Krocząc między tłumami gdzie ujrzy nieskorych do walki.
Tam przeznaczeniu ulega Diores Amarynkeides;
Ostrym albowiem kamieniem trafiono go w kostkę na prawéj
Łydce, od rzutu męża co Thrakijczykami dowodził,
Oba ściągacze i kości mu kamień srogi na miazgę
Skruszył, zaś on się wtedy na wznak na ziemię przewrócił;
Ręce obydwie składając ku druhom lubym zwrócony,
Ducha wyzionął. Peiroos, co trafił ku niemu podskoczył,
Wypłynęły na ziemię, zaś oczy mu zaszły ciemnością.
Pierzchającego Etolczyk Thoas oszczepem dosięgnął
W piersi powyżéj brodawki, utkwiło w płucach żelazo.
Zbliżył się Thoas ku niemu i dzidę chwyciwszy donośną
Ciął go po środku brzucha i tak pozbawił go życia.
Zbroi mu zaś nie odebrał, bo druhy stanęły dokoła
Thracy z wysoką czupryną, z tęgiemi w rękach dzidami;
Oni go chociaż był mężnym, odważnym i dziarsko się trzymał
Oni tak obaj w kurzawę runęli blisko przy sobie,
Thraków jeden, a drugi Epejów miedzią okrytych
Wodze naczelni, lecz wielu poległo prócz tego wokoło.
Wtedyby mąż coby nadszedł zapewne dzieła nie zganił,
Pobojowisko przebywał, a wiodła go Pallas Athene,
Wziąwszy za rękę i broniąc od rzutu mnogich pocisków.
Wielu albowiem Achajów i Trojan w ciągu dnia tego
Rozciągnięto przy sobie zwróconych twarzą ku ziemi.
Duchem i siłą natchnęła, by jaśniał pomiędzy wszystkiemi
Argejami a ztąd mu sława szlachetna urosła.
Z jego szyszaka i tarczy promienił ogień nie zgasły,
Świeci jasnością gdy z fali się Oceanu podnosi.
Takoż od głowy i ramion strzelała mu jasność dokoła;
Ruszył się raźnie do środka gdzie ciżba walczących największa.
Między Trojany się Dares, bogaty i zacny znajdywał,
Idajosa i Fega do każdéj walki sposobnych.
Oni z osobna od innych naprzeciw niemu ruszyli
Stojąc na wozach, lecz on im pieszo czoło postawił.
Kiedy się nacierający na siebie wzajemnie zbliżyli,
Ale nad lewém ramieniem Tydejdy ostrze świsnęło
Włóczni; nie trafił go wcale; następnie żelazem wymierzył
Syn Tydeja; nadarmo nie puścił z ręki pocisku,
Ale go w środek piersi ugodził i zrucił z powózki.
Z braku odwagi, by stanąć w obronie brata co ginął;
Byłby zarówno i on przed Kierą czarną nie uszedł,
Gdyby Hefaistos nie pomógł i w mgle ukrywszy ratował,
Aby ze wszystkiém stary ciężkiemu nie uległ zmartwieniu.
Druhom takową poruczył, by ją do okrętów odstawić.
Duszy odważnéj Trojanie gdy ujrzą synów Dareta,
Tego w ucieczce, tamtego jak leżał martwy przy wozie,
Wszystkim się dusza wzburzyła, lecz sowiooka Athene
„Ares, Aresie morderco zbroczony, co mury wywracasz!
Czyż nie wypada nam samych zostawić Achajów i Trojan
W bitwie, na kogo téż Zeus nasz ojciec zwycięztwo przechyli,
Nam zaś cofnąć się w tył unikając gniewu Diosa?“
Potém go zaś posadziła nad brzegiem wysokim Skamandra.
Parli Achaje Trojan, i każden do męża się bierze
Z wodzów. Pierw Agamemnon narodów książe z powózki
Alizonów dowódzcę wielkiego Odia wyrzucił;
W środek pomiędzy ramiona, przez piersi się ostrze dobyło.
Gruchnął o ziemię aż zbroja zabrzękła na nim w upadku.
Faista Idomen atoli, potomka Bora z Meonii,
Zabił, któren przybywał z Tarny o skibie szerokiéj.
Pchnął włażącego na wóz i w prawe ramie ugodził;
Zwalił się z wozu i wtedy go cień śmiertelny ogarnął.
Zbroje mu szybko porwali druhowie Idomeneja.
W łowach atoli biegłego Skamandria, Strofia potomka,
Myśliwego dzielnego; uczyła go sama Artemis
Łowów na zwierza każdego co w lasach górzystych się chowa.
Ale Artemis ciesząca się łukiem go nie ochroniła,
Ani też celne pociski, któremi się dawniéj odznaczał;
Pierzchającego z miejsca ugodził w plecy oszczepem,
W środek pomiędzy ramiona, piersiami się ostrze dobyło.
Gruchnął o ziemię aż zbroja zabrzekła na nim gdy padał.
Syna Ferekla Tektona Merionéj życia pozbawił,
Wykonywał. Lubiła go bardzo Pallas Athene.
On téż Alexandrowi okręty gładkie wycinał,
Złego wszelkiego początek, bo zgubę Trojanom przyniosły,
Jakoż i jemu gdyż boskich wyroków poznać nie umiał.
W prawą pchnął go pachwinę a dzida przeszyła na wylot
Pęcherz i tuż nad krokiem pod kością na wierzch się dobyła.
Z jękiem padł na kolana, śmiertelna go ciemność ogarnie.
Antenora potomka Pedaja, Meges pokonał;
Równo z dziećmi drogiemi, by małżonkowi dogodzić.
Jego wyborny kopijnik Fylejdes blisko podchodząc,
Srogim oszczepem ugodził pod głowę w karku zagięcie;
Przeszło zębami żelazo i język mu spodem ucięło.
Hypsenora boskiego Ewajmonides Erypil,
Dolopidę hardego zaczepił, któren Skamandra
Był kapłanem wybranym, i bosko czczony od ludu;
Jego tedy Erypil, syn Ewajmona przesławny,
Jednym zamachem szabli mu dzielną obciął prawicę.
Ręka zbroczona na ziemię upadła, zaś oczy oboje
Purpurowa zajęła śmierć i Mojra przemożna.
Ciężko się tak ucierali w pośrodku bitwy okrutnéj.
Czyli się w mięszał w Achajskie, albo téż w Trojan szeregi.
Rzucał się bowiem w równinie podobny do rzeki wezbranej
Wody śnieżnemi, co w bystrym przebiegu tamy rozrywa;
Dłużéj utrzymać nie mogą zapory co bieg jéj ścieśniają,
W nagłym pochodzie, gdy Zeusa ulewa lunie na ziemię;
Wiele zaś pracy młodzieży w szalonym pędzie pustoszy;
Tak i pod ręką Tydejdy waliły się gęste szeregi
Trojan co placu dotrzymać nie mogli choć byli tak liczni.
Gdy po równinie się miotał i hufce przed sobą rozbijał,
Zaraz przeciwko Tydejdzie łuk obłączasty skierował;
Trafił nacierającego i w prawe go ramie ugodził,
W samo złożenie pancerza; świsnęła strzała złowroga
Na to zawołał donośnie syn Lykaona waleczny:
„Naprzód o dzielni Trojanie co konia ostrogą spinacie,
Najdzielniejszy albowiem z Achajów jest ranny, nie sądzę,
Żeby na długo wytrzymał groźnego pocisku, jeżeli
Chełpił się tak; lecz strzała polotna tamtego nie zmogła,
Ale się zwrócił i wyprost rumaków i wozu stanąwszy,
Rzeknie pospiesznie te słowa do syna Kapana Sthenela:
„Drogi mój Kapanejadzie, powstań i wyskocz z powózki,
Tak powiedział; Sthenelos wyskoczył z wozu na ziemię,
Przy nim stanął i strzałę co ramię przeszyła wyciągnął;
Krew buchnęła z pod zbroi misternie z łuski plecionéj.
Wtedy błagając przemawia Diomed o głosie donośnym:
Jeśliś kiedy, czy ojcu, czy mnie pomagała życzliwie
W bitwie okrutnéj, to dzisiaj bądź znowu życzliwą Atheno;
Daj mi ugodzić wojaka, i trafić go moim oszczepem,
Który mnie rzutem uprzedził i teraz chełpi się mówiąc,
Tak błagając się modlił; słyszała go Pallas Athene,
Członki mu lekkie uczyni i nogi i ręce od góry;
Potem zaś blisko stanąwszy lotnemi odezwie się słowy:
„Miéj odwagę Diomedzie do walki przeciwko Trojanom;
Męztwo, jak było Tydeja witezia co tarczą potrząsał.
Z oczów ci zdjęłam powłokę, co przedtém na nich zawisła,
Abyś dobrze rozpoznał pomiędzy bogiem a mężem.
Gdyby zaś któren z bogów się zjawił by z tobą się mierzyć,
Z żadnym; jeżeliby zaś Afrodyte córa Diosa
Przyszła do walki, natenczas podraśnij ją ostrem żelazem.“
Tak powiedziawszy odeszła niebieskooka Athene.
Zaś Tydejda ponownie do pierwszych się wmięszał szeregów;
To mu nateraz potrójnie odwagi przybyło, podobnie,
Jak ten lew co go pasterz, pilnując owiec wełnistych
Zranił, gdy tenże przeskoczył zagrodę, lecz zabić nie zdołał;
Silę w nim owszem rozbudził i później już trzody nie bronił,
Póki ściśnięte przy sobie nie legły wszystkie zabite,
Rozjuszony zaś tamten z głębokiej wyskoczył zagrody;
Z takim zapałem się rzucił na Trojan silny Diomed.
Tam Astynoja porywa i wodza narodów Hypeira;
Mieczem ogromnym drugiego w obojczyk ciął przy ramieniu,
Tak że rozplatał ramię od karku i na dół przez plecy.
Tych opuściwszy dogonił Abanta i Polyejda,
Eurydamanta synów staruszka co sny wypowiadał;
Obu ich bowiem przemożny Diomed rynsztunku pozbawił.
Potém Thoona i Xantha, Fainopa synów zaczepił;
Obaj się późno rodzili, on smutną zużyty starością,
Syna innego nie spłodził by mienie przy nim zostawić.
Obum Diomed, zaś ojcu zostawił żałobę i smutek,
Już ich bowiem żyjących nie przyjął z powrotem po wojnie,
Boczni zaś krewni majątek pomiędzy sobą rozdzielą.
Tamże pochwycił dwóch synów Priama Dardanidesa,
Równie jak lew co się rzuci pomiędzy bydło i skręci
Kark jałówce lub cielcu, gdy w gęstych się pasą zagajach;
Tak ich obydwóch wyrzucił z powózki Tydeja potomek,
Srogo i przeciw ich woli a potém ich obdarł ze zbroi;
Jego ujrzawszy Aeneasz gdy łamał mężów szeregi,
Ku walczącym się udał gdzie dzidy sterczały najgęściéj,
Siedząc za boskim Pandarem czy jegoby gdzie nie wypatrzył.
Lykaonidę dzielnego nieskazitelnego wyszukał;
„Gdzież twój łuk Pandarze i strzały pierzaste, gdzie sława?
Z którą się nikt nie zmierzy z tutejszych mężów, a w Lykii
Nie ma nikogo co może się chwalić że lepszym od ciebie.
Ręce do Zeusa podnosząc, bierz na cel tego tu męża,
Zdziałał, bo mężów niemało szlachetnych o zgubę przyprawił;
Byle to nie Bóg jaki co na nas Trojan się sierdzi,
Gniewny z powodu ofiary; a ciężko się znosi gniew boski.“
Rzeknie mu na to w odpowiedź prześwietny syn Lykaona:
Walecznemu Tydejdzie bym jego zupełnie porównał,
Z tarczy to widzę i z roga długiego na hełmie poznaję,
Jakoż i patrząc na wóz; lecz bogiemli jest dobrze nie wiem.
Jeśli o którym ja mówię jest synem Tydeja walecznym,
Stoi kto przy nim z niebian, od ramion w obłoki okryty,
Któren strzałę ku niemu pędzącą gdzieindziéj skierował.
Strzałę już bowiem na niego puściłem i w ramie trafiłem
Prawe, i miejsce na wylot przeszyłem gdzie pancerz się składa,
Nie pokonałem go jednak; zapewne się z bogów kto gniewa.
Teraz już nie mam przy sobie rumaków i wozu do jazdy;
W Lykaonowych pałacach mam jedenaście powózek,
Pięknych nowo zrobionych i kobiercami do koła
Stoi, do syta jedzących bielutki jęczmień i owies.
Radził mi wprawdzie usilnie kopijnik stary Lykaon,
Gdym się jeszcze do drogi gotował w bogatém domostwie,
I napominał bym wszedłszy na wóz i końmi kierując,
Alem go nie chciał usłuchać — o ileby lepiéj się stało —
Bacząc na konie, ażeby im czasem obroku nie brakło,
Gdyby nas otoczyli, gdyż one przywykłe do strawy;
Tak je pozostawiwszy piechotą przybyłem do Ilion,
Strzały już bowiem puściłem na dwóch najlepszych wojaków,
Raz na Tydejdę a potem na syna Atreja i obum
Krwi upuściłem z pewnością, lecz jeszczem ich więcéj rozjuszył.
Pod złą wróżbą naprawdę z wieszadła łuki okrągłe
Szedłem z Trojany, jedynie na prośby Hektora boskiego.
Jeśli zaś kiedy powrócę i jeszcze oglądać oczyma
Będę ojczyznę, małżonkę i dom budowany wspaniale,
Niechże mi zaraz kto obcy z ramienia głowę odetnie,
Ręką go pokruszywszy, bo wodzę go z sobą napróżno.“
Rzeknie mu na to w odpowiedź Aeneasz Trojan dowódzca:
„Nie mówże tak, albowiem to wszystko nie będzie inaczéj,
Zanim z wozami i końmi przeciwko mężowi onemu
Wsiadajże teraz na moją powózkę ażebyś obaczył,
Jakie są Trosa rumaki, wprawione by pośród równiny
Tutaj lub owdzie doganiać najprędzéj, albo się zwracać.
One do miasta ucieczkę ułatwią, jeżeliby znowu
Teraz atoli do ręki ozdobne lejce i batóg,
Chwytaj, na wóz ja wsiądę ażebym do walki był gotów,
Albo na niego nacieraj, o koniach ja będę pamiętał.“
Rzeknie mu na to w odpowiedź waleczny syn Lykaona:
Lepiéj pod ręką zwykłego woźnicy z wygiętą powózką
Pójdą, jeżeli nam przyjdzie uciekać przed synem Tydeja;
Żeby się zaś nie zacięły spłoszone i potém nie chciały
Z bitwy nas wyprowadzić wołania twojego czekając,
Nas pozabijał a konie o lekkich kopytach zagarnął.
Twoim więc wozem ty sam pokieruj i twemi rumaki,
Ja zaś nacierającego przywitam ostrym oszczepem.“
Tak pomówiwszy ze sobą na wóz ozdobny wyskoczą,
Widząc ich wtedy Sthenelos przesławny syn Kapaneja,
Szybko do syna Tydeja w skrzydlate odezwie się słowa:
„Synu Tydeja Diomedzie najbardziej w duszy mi luby,
Widzę dwóch dzielnych mężów na ciebie idących do walki,
Pandar, któren się szczyci być Lykaona potomkiem,
Drugim Aeneasz, potomek hardego w duszy Anchiza,
Szczyci się tem pochodzeniem, a matką mu jest Afrodyta.
Teraz atoli się z wozem cofnijmy i więcéj się tutaj
Rzeknie ponuro spojrzawszy mu na to silny Diomed:
„Nie radź ucieczki, bo pewno do tego nakłonić nie zdołasz;
Nie mam ja tego zwyczaju cofając się walkę odbywać,
Ani téż tracić odwagę; zupełnie się czuję na siłach.
Walkę im wydam; od strachu obroni mnie Pallas Athene.
Już nie powiozą ich więcéj napowrót szybkie rumaki
Obu z rąk naszych, chociażby i jeden umknąć potrafił.
Lecz co innego ci powiem i dobrze to chowaj w pamięci;
Żebym ich obu pokonał, natenczas bystre rumaki
Tutaj zatrzymaj związawszy lejce na brzegu siedzenia,
I pamiętaj narazie pochwycić konie Eneja,
Żebyś od hufców Trojańskich je pędził ku zbrojnym Achajom.
Za Ganymeda w nagrodę darował Trosowi, naprawdę
Są to najlepsze rumaki pod słońcem i piękną jutrzenką.
Z tego je ukradł zawodu narodów książe Anchises,
Skrycie przed Laomedontem swe klacze odstanowiwszy;
Cztery zachował dla siebie i dobrze wykarmił przy żłobie,
Dwa zaś Eneji darował, bieguny najszybsze w ucieczce.
Gdybyśmy zdobyć je mogli to głośną sławę zyszczemy.“
Oni tak o tém wszystkiém pomiędzy sobą mówili;
Pierwszy się wtedy odezwie prześwietny syn Lykaona:
„Duszy rogatéj, odważny Tydeja synie świetnego!
Me pokonały cię szybkie pociski lub strzały gryzące,
Zatem ja teraz oszczepem spróbuję czy lepiéj się uda.“
W tarczę Tydejdy ugodził i przez takową na wylot,
Lotem przeszyła spiżowa włócznia i zbroi dotknęła.
Krzyknął na to radośnie waleczny syn Lykaona:
„Przecież cię raz ugodziłem w sam bok, na wylot, nie sądzę
Nieustraszony mu na to Diomed silny odpowie:
„Wcaleś nie trafił, chybiłeś, lecz wy jak sądzę nie prędzej
Odpoczniecie po walce, aż jeden z was legnie na placu,
Własną krwią nasyciwszy strasznego w potyczce Aresa.“
Prosto na nos między oczy i białe zęby mu przebił.
Również i język od spodu ucięło hartowne żelazo,
Samym podbródkiem dopiero się włócznia na wierzch wydobyła.
Z wozu na ziemię się stoczył, zabrzękła zbroja w około,
Szybkie, lecz jemu odrazu i tchu i siły zabrakło.
Wtedy się zerwał Aeneasz z ogromną dzidą i tarczą,
Bojąc się żeby Achaje mu trupa nie uprowadzili.
Koło więc niego obchodził, jak lew co ufa swéj sile;
Gotów zabić każdego co przeciw niemu by stanął,
Groźne wydając okrzyki. Lecz syn Tydeja za kamień
Ręką uchwycił ogromny; i dwóch go mężów nie wzniesie
Dzisiaj żyjących; lecz on sam jeden z łatwością go dźwigał.
Kręci się w biodrze, a ludzie zazwyczaj zowią to stawem;
Skruszył mu staw, a prócz tego potargał oba ścięgacze,
Skórę zaś kamień chropawy pozdzierał, a wtedy bohatér
Na kolana się spuścił, a dłonią żylastą na ziemi
Byłbyć i zginął na miejscu narodów książe Aeneasz,
Tylko że Afrodytę Diosa córa spostrzegła,
Matka, co go powiła Anchizie na łące przy wołach.
Syna drogiego ramiony białemi okrąży dokoła,
Broniąc od strzał, by któren z Danajów szybko jadących,
W piersi żelazo mu topiąc nie zabrał życia lubego.
Ona więc syna drogiego z potyczki uprowadziła;
Syn Kapaneja tymczasem nie chybił przeciw zleceniom,
Zatem rumaki o silnych kopytach przytrzymał na miejscu,
Zdala od zgiełku, a lejce nawiązał około siedzenia;
Przyskoczywszy do koni Eneja piękno-grzywiastych,
Pędzi takowe od hufców Trojańskich ku zbrojnym Achajom.
Cenił go między równemi, bo w myślach się wszystkich zgadzali,
Żeby je pędził ku łodziom obszernym; a wtedy bohatér
Skoczył na swoją powózkę i chwycił za lejce ozdobne;
Szybko do syna Tydeja kieruje podkute rumaki
Widząc że jest to bezsilna bogini, i nienależąca
Do tych bóstew co w bitwie pomiędzy mężami rej wodzą,
Zatém ani Athene lub miasta burząca Enyjo.
Kiedy więc do niéj się dostał przez gęstą ciżbę się pchając,
W koniec ją ręki podrasnął trafiwszy ostrym oszczepem,
Miękkiéj; odrazu i skórę przebiła dzida kończysta,
Nawskroś szat ambrozyjskich, co same Charytki je przędły,
Blizko przy zgięciu w dłoń; polała się krew nieśmiertelna,
Strawą ci bowiem nie żyją i wina ciemnego nie piją;
To téż i krwi nie mają i nieśmiertelnemi się zowią.
Ona krzyknęła boleśnie i syna puściła na ziemię.
Jego zaś Foibos Apollon własnemi wybawia rękoma,
W piersi żelazo mu topiąc lubego życia nie zabrał.
Nad nią wrzasnął okrutnie Diomed o głosie donośnym:
„Córo Diosa powinnaś unikać walki i mordów;
Czyż to nie dosyć, że słabe niewiasty uwodzisz namową?
Zlękniesz się, chociażby tylko z daleka o niéj posłyszeć.“
Rzekł; lecz ona ze smutkiem odeszła, bo srodze cierpiała.
Iris o wietrznych nóżkach objąwszy ją z tłumu prowadzi
Boleściami zgnębioną; od krwi się skóra czerwieni.
Siedział on w chmurze zakryty z oszczepem i końmi szybkiemi.
Ona przed bratem kochanym się na kolana rzuciwszy,
Prosi usilnie by koni o złotych naczółkach użyczył:
„Ratuj mnię drogi mój bracie i twoich mi użycz rumaków,
Srodze ja cierpię na ranę przez śmiertelnika zadaną,
Syna Tydeja co teraz i z ojcem Diosem by walczył.“
Rzekła; rumaki o złotych naczółkach jéj Ares oddaje.
Ona zajmuje siedzenie w swém łubém sercu zmartwiona,
Biczem do biegu je pędzi, a one ruszyły ochoczo.
W krotce przybyły do Bogów siedziby wzniosłego Olimpu.
Tam zatrzymała konie o wietrznych nóżkach Iryda,
Z wozu wyprzęgła i strawę im ambrozyjską rzuciła.
Padła na łono, lecz ona ramiony swą córkę objęła,
Ręką ją pogłaskała i mówiąc rzekła te słowa:
„Którenże z niebian cię tak pokrzywdził dziecko me drogie,
Niezasłużenie jakżebyś otwarcie co złego zrobiła?“
„Zranił mnie syn Tydeja Diomed umysłu hardego,
Z tego powodu żem syna drogiego wywiodła z potyczki,
Aeneasza co między wszystkiemi jest dla mnie najdroższym.
Wojny Achajów z Trojany już teraz nie ma okrutnéj,
Znowu jéj na to odpowie niebiańska bogini Dione:
„Znieś to me dziecko i w duszy się podnieś acz jesteś zmartwiona;
Wielu już z nas cierpiało co w domach Olimpu siedziemy,
Z ludzi powodu, gdyśmy na krzywdę sobie czynili.
Aloeja synowie związali w okrutne kajdany;
Przez trzynaście miesięcy okuty był w lochu śpiżowym.
Byłby tam zginął Ares, nienasycony pożogi,
Żeby nie jego macocha prześliczna Eeriboja,
Gdy mu już siły nie stało, bo ciężkie ściskały okowy.
Here cierpiała, gdy dzielny potomek Amfitryona
W pierś ją prawą ugodził potrójnie okutym pociskiem;
Wtedy uległa téż ona nieuleczonym boleściom.
Kiedy go właśnie ten mąż, syn Zeusa egidodzierżcy,
W Pylos pomiędzy trupów rzuciwszy, skazał na żale.
Wtedy na Olimp wysoki do domu Diosa się udał,
W duszy zmartwiony, boleścią przeszyty; strzała albowiem
Jemu Pajeon lekarstwa co ból uśmierzają zadawszy,
Niemi wyleczył, bo śmierć być jego losem nie mogła.
Straszny to w dziele zuchwalec i złe bez obawy popełniał,
Który swym łukiem i bogom dokuczył co siedzą w Olimpie.
Głupi, zaprawdę w umyśle nie poznał Tydeja potomek,
Jako długo nie żyje, kto walczy z nieśmiertelnemi.
Dzieci nie będą mu tulić do kolan się jego z pieszczotą,
Z bitwy powracającemu i strasznéj pożogi wojennéj.
Strzeże by lepszy od ciebie naprzeciw niego nie stanął;
Żeby zaś Aigialeja roztropna córa Adrasta,
Łkaniem ze snu nie zbudziła swych domowników przychylnych.
Opłakując młodego małżonka, pierwszego z Achajów,
Rzekłszy to z rany jéj krew obiemi rękoma wyciera.
Ręka się wnet zagoiła i srogie ustały boleści.
Jéj się przypatrywując Athene i Here, słowami
Dokuczliwemi Diosa Kronidę drażnić poczęły.
„Ojcze Diosie nie będzieszli gniewał się o to co powiem?
Pewno zbałamuciła Kipryda, którą z Achajek
By z nią poszła do Trojan, co tak ich namiętnie miłuje,
Może głaskając którą z Achajek o szatach ozdobnych,
Tak mówiła, uśmiechnął się ojciec bogów i ludzi,
Złotą więc Afrodytę wołając do niéj przemówił:
„Wszak nie dzieła wojenne oddane tobie me dziecie;
Krzątaj się koło pragnienia słodkiego i dzieła wesela,
Taka się między niemi toczyła o wszystkiém rozmowa.
Znów Aeneasza zaczepia Diomed o głosie donośnym,
Chociaż i widział, że sam Apollo go w rękach unosił,
Lecz nie ustraszył się on i boga wielkiego, a ciągle
Trzykroć ku niemu poskoczył pałając żądzą by zabić,
Trzykroć mu tarczy blaskiem świécącącéj pogroził Apollon;
Kiedy zaś po raz czwarty nacierał silny jak demon,
Wtedy się w dal godzący Apollo groźnie odezwał:
Równym nie zechciéj się mniemać, bo nigdy nie było podobném,
Plemię nieśmiertnych bogów do ludzi co chodzą po ziemi.“
Tak powiedział; Tydejda się w tył cokolwiek wycofał,
Umykając przed gniewem Apollina w dal godzącego.
W Pergamie świętym, na miejscu gdzie stała jego świątynia.
Tam Aeneasza Leto i strzały lubiąca Artemis,
W gmachach obszernych przybytku leczyli ze czcią go przyjmując.
Wtedy srebrnołuczysty Apollon wyrzeźbił figurę,
Wszędy zaś koło tej rzeźby Trojanie i boscy Achaje
Jedni drugich rąbali po piersiach i tarczach okrągłych,
Skórą wołową obszytych i lekko zwrotnych paiżach.
Wkrótce Aresa dzikiego namawia Foibos Apollon:
Czybyś to nie mógł wmięszawszy się męża od walki usunąć,
Syna Tydeja co teraz i z ojcem Diosem by walczył?
Najprzód on z bliska Kiprydę na zgięciu w rękę skaleczył,
Później i na mnie samego się rzucił podobnie jak demon.“
Ares natenczas przybywszy pobudził Trojan szeregi,
W Akamanta szybkiego przewódcy Thraków postaci.
Mowę do bogorodnego Priama plemienia obraca:
„Dzielni Priama synowie, króla ze szczepu boskiego!
Może aż walczyć nareszcie przy bramach będą warownych?
Leży tu mąż co na równi go czcimy z boskim Hektorem,
Cny Aeneasz, potomek Anchizy wielkodusznego.
Zatem naprzód! z potyczki wybawmy druha dzielnego.“
Wtedy Sarpedon surowo połajał Hektora boskiego:
„Gdzież się podziała Hektorze odwaga co dawniéj ją miałeś?
Miałeś obronić miasto bez wojska i sojuszników,
Jeden sam pospołem z krewnemi i braćmi twojemi.
Ale upadli na duchu jak psy co lwa się przelękły;
My zaś walczyć musiemy choć tylko w sojuszu jesteśmy.
Wszakżem i ja sojusznikiem, z daleka bardzo przybyłem;
Z Lykii albowiem odległéj, od Xanthu o nurtach głębokich;
Również i wielki majątek, w potrzebie by każden go pragnął;
Ale i tak Likijczyków zachęcam i sam poszukuję
Męża do walki; a przecież niczego tu niemam na miejscu,
Coby mi któren z Achajów odebrał lub téż uprowadził;
Wojsku by dotrzymywało i brało w obronę kobiety.
Oby was w nastawione széroko sidła nie wzięto,
Byście mężem złej woli na łup i pastwę nie poszli,
Którzyby wnet zburzyli wasz gród zbudowan obszernie.
Naczelników przymierza o sławie szérokiej zaklinać,
Żeby tu mężnie wytrwali, i ciężkich unikać zarzutów.“
Tak przemawiał Sarpedon; ubodło to w serce Hektora.
Porwał się raźno z powózki i z bronią wyskoczył na ziemię,
Zachęcając do walki i wrzawę straszną pobudzał.
Oni się prędko zwracają i stają naprzeciw Achajów;
Nieustraszeni Argeie czekali ich zbici do kupy.
Równie jak wiatr na świętych klepiskach porusza plewami,
W miarę jak wiatr powiewa rozdziela plewy od ziarna,
Plewy zaś w kupie od spodu się bielą; tak wtedy Achajów
Biała od góry pokryła kurzawa, co wskroś ich szeregów
W niebo spiżowe się wznosi od kopyt dzielnych rumaków
Wojsko się naprzód odważnie rzuciło, a nocą wokoło
Srogi roztoczył Ares, w potyczce Trojan wspierając;
Wszędzie z pomocą przybywał i Foiba o mieczu złocistym
Wykonywał rozkazy Apollina, któren mu zlecił
Uszła; ona to bowiem wspierała głównie Danajów.
On zaś Eneję z przybytku w dostatki opływającego
Wysłał, i w duszy pasterza narodów odwagę pobudził.
Stanął pomiędzy druhami Aeneasz; radują się wielce
Pełen szlachetnej odwagi; lecz wtedy go nic nie badają.
Krwawa nie dała robota, co srebrnołuczysty ją wznieca,
Również i Ares morderczy i Eris co drażni zawzięcie.
Tamtych zaś obaj Ajaxy, Odyssej i dzielny Diomed
Nie obawiali się Trojan potęgi ani pogoni;
Ale czekali podobnie jak chmury, które Kronion
W niebie spokojném zawiesił nad stromoszczytnemi górami
Niewzruszone, dopóki uśpiona potęga Boreja,
Z przeraźliwym podmuchem na wszystkie strony miotają.
Równie bez trwogi, niezłomnie czekali Achaje na Trojan.
Kroczył pomiędzy tłumami Atrydes wydając rozkazy:
„Drodzy mężami bądźcie i wt sercu odwagę chowajcie,
Kiedy ambitni mężowie, najwięcéj ich ujdzie na cało,
Jeśli zaś tchórze, to sława i siła ich również ominie.“
Rzekł i oszczepem co żywo ugodził męża na przedzie,
Druha Eneaszowego, zacnego Deikoonta
Czcili, bo zawsze był gotów do walki pomiędzy pierwszemi.
Jego to król Agamemnon ugodził w tarczę oszczepem;
Włóczni takowa nie zdoła powstrzymać i ostrze na wylot
Szytą przebiło przepaskę, aż w spodzie brzucha utkwiło.
Wtedy Aeneasz na nowo z Danajów mężów najlepszych
Porwał, synów Diokla Krethona i Orsilochosa.
Ojciec ich Ferę zamieszkał ozdobnie zabudowaną,
Uposażony w dostatki, z Alfea strumienia się rodził,
Zrodził on Orsilochosa, by rządził narody licznemi;
Wspaniałego umysłu Diokla spłodził Orsyloch,
Dioklesowi się zaś urodziły bliźnięta chłopaczki,
Krethon a drugi Orsiloch do każdej zdolni potyczki.
Koniorodnego z innemi Argeiów synami przybyli,
Stawać w obronie czci, Agamemnona i Menelaja,
Dzielnych Atrydów, lecz los śmiertelnym ich pokrył całunem.
Równie jak dwoje lwiątek co razem na szczytach wysokich,
One bydlęta tłuste i woły wciąż porywają,
Niszczą i ludzkie zagrody, tak długo aż wreszcie i same
Śmierci uległy od mężnych dłoni przez ostre żelazo;
Takoż i ci pokonani potężną dłonią Enei,
Nad ich zgonem Arejczyk Menelaj się srodze litował;
Spieszy więc w przednie szeregi okryty miedzią świecącą,
Potrząsając oszczepem; pobudził mu Ares odwagę,
Mając nadzieję, że zginie pod Aeneasza rękoma.
Spieszy do przednich szeregów, z obawy o wodza narodów,
Aby nie poległ i wielce zamiaru całego nie spóźnił.
Oni oszczepy i dłonie trzymając na pogotowiu,
Ostre, mierzyli na siebie, pragnący walkę rozpocząć;
Nie dotrzymał Aeneasz, acz wielce był skorym do walki,
Widząc blizko przy sobie dwóch mężów oczekujących.
Oni gdy ciała następnie zawlekli do tłumów Achajskich,
Tych biedaków do rąk towarzyszy drogich rzucili,
Tam Pylajmena porwali godnego siłą Aresa,
Paflagonów dowódcę, odważnych tarczami okrytych;
Jego Atryda Menelaj przesławny z boju na włócznie,
Stojącego dzirydem ugodził i trafił w obojczyk;
Atymniadę dzielnego (nawracał on szybkie rumaki),
W łokieć kamieniem go trafił, i zaraz mu z ręki na ziemię
Lejce, od kości słoniowej świecące wypadły w kurzawę.
Przyskoczywszy Antyloch po skroni go szablą uderzył;
Głową naprzód w kurzawę na sztorc ramieniem się oparł.
Długo tak stérczał (albowiem na piasek natrafił głęboki),
Wreszcie go konie trąciwszy, na ziemię rzuciły w kurzawę.
One zaś batem Antyloch popędził w obóz Achajski.
Z krzykiem; a za nim poszły Trojańskie zbite szeregi
Dzielne. Na czele ich kroczył i Ares i sroga Enyjo;
Ona mająca przy sobie potęgę wichrzenia okropną,
Ares atoli olbrzymim oszczepem rękoma potrząsał;
Jego ujrzawszy się przeląkł o głosie donośnym Diomed.
Równie jak mąż bezradny széroką idący płaszczyzną,
Stoi nad brzegiem bystrego strumienia co w morze się rzuca,
Widząc jak pieni się w biegu, i szybko napowrót się cofa,
„Drodzy! czemuż to tak podziwiamy Hektora boskiego,
Jako, że dzielny kopijnik i wojak odważny do boju.
Wszakci mu zawsze przy boku jest bóg co zgubę odwraca;
Takoż i teraz pomaga mu Ares podobny do męża.
Coraz w tył i nie ważcie się z bogiem na ostro potykać.“
Tak przemówił; Trojanie bliziutko natarli w szeregach.
Hektor tamże pokonał dwóch mężów do boju świadomych,
W jednéj powózce siedzących, Menestha i Anchialosa.
Stanął bliziutko podchodząc i świsnął dzidą świecącą,
To téż ugodził Amfia Selaga syna, co w Pajzie
Mieszkał w dostatku na włościach obszernych, lecz los go zapędził,
Na sojusznika, pomiędzy Priama i jego potomstwo.
Tak że dzida cienista głęboko do brzucha się wryła.
Gruchnął o ziemię padając. Prześwietny Ajas przyskoczył
Broń zabierając, Trojanie sypnęli na niego dzidami,
Świecącemi ostremi, o tarcze się liczne odbiły.
Z trupa; lecz więcéj nie zdołał ozdobny rynsztunek z ramienia
Ściągnąć i zabrać, albowiem prażyli go gęsto strzałami.
Zląkł się nareszcie strasznego impetu mężów Trojańskich,
Którzy odważnie i licznie natarli naprzód z dzidami;
Odepchnęli od swoich; natenczas się cofnął z przestrachem.
Krwawe znoje ponoszą w pośrodku walki okrutnéj.
Tlepolema potomka Herakla, dzielnego wielkiego,
Los napędził okrutny ku Sarpedonowi boskiemu.
Syn i wnuczek Diosa co chmury skinieniem gromadzi,
Wtedy pierwszy Tlepolem odezwie się z mową do niego:
„Jakaż cię zmusza potrzeba Sarpedzie władyko Lykijski
Wciskać się tu bojaźliwie, boć walki świadomy nie jesteś?
Zeusa, albowiem ci wiele brakuje do miary tych mężów,
Którzy z Diosa pochodzą, z prastarych ludzi pokoleń.
Innym to był, jak mówią, potomek Herkulesowéj
Siły, mój ojciec, odważny jak lew i w boju zuchwały;
Tylko z sześcioma łodziami, i mało licznym narodem,
Gród Ilionu rozburzył i wszystkie ulice spustoszył.
Lecz ty podłe masz serce i wojsko twoje marnieje.
Wcale jak sądzę pomocy dla Trojan z ciebie nie będzie,
Ale mej dłoni ulegniesz i bramy Hadesa przebędziesz.“
Lykijczyków dowódca Sarpedon mu rzeknie w odpowiedź:
„Prawdą ci jest Tlepolemie, że zburzył on świętą Ilionę,
Wskutek lekkomyślności świetnego Laomedonta,
Koni wzbraniając się wydać, dla których z daleka on przybył.
Ale ci tu zapowiadam, że śmierć i koniec okrutny
Z mojej cię ręki dosięgnie; zwyciężon moim oszczepem
Chwałę mi dasz, a duszę sławnemu z koni Hadowi.“
Podniósł do góry; zaś onych oszczepy ogromne zarazem
Z rąk wyleciały! Sarpedon tamtego ugodził w pośrodku
Szyi, zaś włócznia bolesna takową na wylot przeszyła;
Groźne ciemności natychmiast zasłoną mu oczy pokryły.
Trafił tak silnie, że włócznia w impecie takową przebiła
I do kości się wryła; lecz ojciec odwrócił zagładę.
Sarpedona boskiego co żywo druhowie usłużni
Wyprowadzili z potyczki; ciężyła mu dzida co za nim
Dzidy klonowéj z nogi wyciągnąć, by stąpał swobodnie,
W takim pośpiechu i w takich się znajdowali opałach.
Łydookuci Achaje z przeciwnej strony Tlepolma
Wynosili z potyczki; zobaczył to boski Odyssej,
Zastanawiał się tedy w swej duszy i sercu jak czynić,
Czyli iść w pogoń za synem Diosa co gromi z łoskotem,
Czyli też pierwej licznych żywota Lykiów pozbawić.
Lecz przeznaczoném nie było Odyssie wielkodusznemu,
Jego zaś umysł Athene do Lykiów tłumu zwróciła.
Więc Alastora porywa, następnie Kojrana i Chromia,
Alkandrosa i Halia, Prytana i Noemona.
Jeszczeby więcej był Lykiów zmordował boski Odyssej,
Więc do pierwszych pospieszył świecącą miedzią okryty,
Grozę niosący Danajom; ucieszył się jego przybyciem
Syn Diosa Sarpedon, i rzeknie mu słowy smutnemi:
„Synu Priama nie dozwól, bym tutaj na pastwę Danajom
W mieście waszém, ponieważ już nie jest mi przeznaczoném,
Abym wróciwszy do domu i drogiéj ziemi ojczystéj,
Lubą małżonkę ucieszył i maluczkiego synaczka.“
Rzekł; nie odezwał się wcale Hektor o hełmie grzywiastym,
Mógł odeprzeć Argejów i wielu życia pozbawić.
Sarpedona boskiego coprędzej waleczni druhowie,
Usadowili pod bukiem Diosa egidodzierżcy;
Wtedy mu dzidę klonową z pachwiny wydobył na zewnątrz
Wreszcie mu ducha zabrakło i ciemność na oczach zawisła;
Wkrótce jednak odetchnął, a chłodny powiew Boreja
Przydmuchując ożywił mu siły tak srodze znękane.
Wobec Aresa Danaje i w śpiż okutego Hektora,
Ani do walki się biorą, lecz ciągle w tył się cofają,
Kiedy spostrzegli że Ares pomiędzy Trojany się wmięszał.
Męża któregoż najprzód, którego w ostatku pokonał
Hektor Priama potomek i Ares ukuty ze śpiżu.
Kopijnika Trechosa, Aitola i Oinomaosa,
Ojnopidesa Helena, Oresbia o pasie złocistym,
Któren w Hylei mieszkając, zarządzał wielkim majątkiem,
Koło zatoki Kefizos, a przy nim licznie wokoło,
Onych ujrzawszy bogini Here o białych ramionach,
Jako Argejskie narody w potyczce niszczyli okrutnéj,
Szybko Athenę zagadnie rzucając jéj lotne to słowo:
„Przebóg! o córo potężna Diosa co trzęsie egidą!
Jako że gród Ilionu warowny zburzywszy powróci,
Jeśli przystaniem, by Ares okrutny tak dokazywał.
Zatém naprzód i my do walki się srogiéj wmieszajmy.“
Rzekła, nie była przeciwną promiennooka Athene.
Here, najstarsza bogini, wielkiego córa Kronosa;
Hebe do wozu pospiesznie stósuje kola spiżowe,
Ośmiosprychate, koliste, wkładając na osie żelazne.
Niezużyte są dzwona, złociste atoli na wierzchu
Piasty zaś były ze srebra toczone, w cyrkiel gładziutko.
Na złocistych i srebrnych siedzenie pasach wisiało,
Dwie zaś literki nakoło całego się wozu ciągnęły.
Z przodu wystaje srebrzysty dyszel, na końcu którego
Złotem dziergane przywiąże; pod jarżmo Here prowadzi
Szybkie rumaki, by w zgiełk i walkę z odwagą się rzucić.
Zaś Athene córa Diosa co trzęsie egidą,
Miękkie odzienie ze siebie spuściła w ojcowskiéj komnacie,
Potém zaś chiton przywdziawszy Diosa co chmury gromadzi,
Zbroi się w pełny rynsztunek na opłakaną potyczkę.
Kutasami zdobioną egidę na ramię zarzuca,
Groźną, bo wkoło niej wieńcem się trwogi znamiona gromadzą;
Tamże i głowa Gorgony, strasznego potworu, okropna,
Przerażająca, godło Diosa co trzęsie egidą.
Hełm osadziła na głowie, grzywiasty poczwórnie zagięty,
Złoty, a wystarczający by wojsko stu grodów obronić.
Dużą ciężką i dzielną, poskramia nią mężów odważnych
Hufce, na których się córa strasznego ojca pogniewa.
Here zaś szybko batogiem rumaki do ruchu pobudza.
Bramy niebieskie się z hukiem rozwarły, trzymają je Hory,
Aby obłoków zasłonę roztwierać, to znowu zamykać.
Prosto przez bramy kierują rumaki ostrogą pędzone;
Kroniona znajdują, gdy siedział z osobna od innych
Bogów, na szczycie najwyższym Olimpu wieloszczytnego.
Zeusa Kronidę możnego zapyta i rzeknie do niego:
„Czyliż się Zeusie nie gniewasz na dzieła zuchwałe Aresa,
Ze tak wiele dzielnego wygubił narodu Achajów,
Marnie losowi na przekór? Na moje strapienie! w spokoju
Draźniąc owego szaleńca co nie zna sprawiedliwości.
Zeusie rodzicu czyż gniewać się będziesz na mnie jeżeli,
Ciężko Aresa dotknąwszy wypłoszę go z walki okrutnéj?“
Rzeknie jéj na to w odpowiedź Kronion co chmury gromadzi:
Która ma zwyczaj go zawsze o ciężkie przyprawić zmartwienie.“
Rzekł; usłuchała Here o białych ramionach bogini;
Konie zacięła; zaś one bez chęci naprzód nie poszły,
Przez sam środek pomiędzy ziemicą a niebem gwiaździstem.
Siedząc na skale i ztamtąd na ciemne morze patrzący;
Tyleż za każdym poskokiem sunęły się rżące rumaki.
Kiedy zdążyli do Troji na brzeg strumieni dwoistych,
Gdzie nurtami się łączą Simoeis a drugi Skamandros,
Z wozu je potem wyprzęgła i mgłą naokoło pokryła;
Potem staraniem Simoisa wyrosła na paszę ambrozia.
One zaś poszły, ruchami podobne spłoszonym gołębiom,
Pragnąc gorąco mężom Argeiskim na pomoc przybywać.
Stali nakoło potęgi Diomeda koni poskromcy
Zbici do kupy, jak lwy co żyją ścierwem surowém,
Albo jak dzikie odyńce, co siły są niepomiernéj,
Wtedy stanąwszy krzyknęła Here o białych ramionach,
Któren tak silnie krzyczał jak innych pięciudziesięciu.
„Wstyd Argeie, wy podli tchórze! pokaźni z postaci!
Póki się tylko do bitwy zabierał boski Achilles,
Nigdy a nigdy Trojanie za bram Dardańskich obręby
Teraz daleko za miastem już walczą przy nawach obszernych“.
Tak powiedziawszy każdemu odwagę i serce wzbudziła.
W stronę Tydejdy się puszcza o sowich oczach Athene;
Tego znajduje książęcia przy wozie i swoich rumakach,
Pot mu bowiem dokuczał z pod szérokiego rzemienia
Tarczy okrągłej; takowy go trawił, trętwiała mu ręka;
Wreszcie ulżywszy rzemienia krew czarną począł obcierać.
Ręką za końskie jarżmo chwyciwszy mówiła bogini:
Tydej, co wprawdzie był drobny postacią, ale wojownik.
Wszakto i wtedy gdy ja mu walczyć nie dozwoliłam,
Ani się gromko rzucać, gdy szedł od Achajów daleko,
Jako poseł do Thebów, do licznych Kadmeionów;
On zaś mając odwagę niezłomną, jak zawsze bywało,
Młodzież Kadmejską po sobie wyzywał i wszystkich zwyciężył
[Łatwo; bo tak dalece na pomoc mu wtedy przybyłam.]
Ale i tobie ja teraz przy boku stać będę i bronić,
Tobie zaś albo mordęga okropna kolana ścisnęła,
Albo cię trwoga niemęzka ogarnia; już więcéj natenczas
Synem Tydeja nie będziesz dzielnego Ojneidesa.“
Odpowiadając jej na to przemówił silny Diomed:
Zatém opowiem ci chętnie to słowo i wcale nie skryję.
Trwoga niemęzka mną wcale lub gnuśność nie owładnęła;
Dobrze jednakże pamiętam zlecenia jakie mi dałaś.
Walczyć mi bowiem zabraniasz naprzeciw bogów szczęśliwych
Walkę poczęła, to miałem ją ranić ostrém żelazem.
Z tego powodu ja sam ustępuję, a również i reszcie
Nakazałem Argeiów, by wszyscy się tu gromadzili;
Widzę ja bowiem, że Ares na czele bitwę prowadzi.“
„Synu Tydeja Diomedzie, najmilszy sercu mojemu!
Tylko się nie bój Aresa i również innego żadnego
Z nieśmiertelnych, albowiem gotowam na twoję obronę.
Owszem wpierw na Aresa pokieruj szybkie rumaki,
Tego szaleńca, istotny z nim kłopot, bo służy dwóm stronom;
Wszak ci on przedtém i mnie i Herze obiecał na słowo,
Walczyć przeciwko Trojanom, Argeiom zaś dopomagać;
Teraz atoli Trojanom pomaga, o tamtych zapomniał.“
Ręką go w tył porwawszy, lecz on ochoczo zeskoczył.
Ona zajęła siedzenie przy boku Diomeda boskiego
Roznamiętniona bogini; trzeszczały osie bukowe,
Pod ciężarem bogini grożącéj i męża pierwszego.
W stronę Aresa co żywo kieruje szybkie rumaki.
Z Peryfanta on właśnie wielkiego zbroje zdejmował,
Najdzielniejszego z Aitolów Ochezia syna świetnego;
Jego to Ares morderczy obdzierał, atoli Athene,
Skoro zaś Ares okrutny boskiego ujrzał Diomeda,
Wtedy on Peryfantesa wielkiego na miejscu zostawił
Leżącego, gdzie wprzód zabiwszy go, życie odebrał;
Potém zaś szedł naprzeciwko Diomeda koni poskromcy.
Ares mierzył przed siebie powyżej jarżma i lejców
Dzidą śpiżową, pragnący tamtego życia pozbawić;
Ręką takową chwyciwszy atoli Pallas Athene,
W bok od siedzenia ją pchnęła i dzida świsnęła nadarmo.
Dzidą śpiżową, lecz Pallas Athene jej dała kierunek,
W dołek brzucha, gdzie końce przepaski ze sobą się schodzą.
Tamże właśnie ugodził i piękną rozdziera mu skórę;
Potém wyciągnął dzidę. Tak wrzasnął Ares śpiżowy,
W boju się potykających, gdy bitwę morderczą prowadzą.
Trwoga dokoła Danajów, a również i Trojan objęła
Zlękłych, tak ryknął Ares, co walki jest nienasycony.
Równie jak niebo czasami gęstemi się chmury zaciemni,
Takim synowi Tydeja Diomedzie się Ares miedziany
Zdawał, gdy razem z chmurami się wznosił w niebo szérokie.
Szybko się dostał do bogów siedziby stromego Olimpu,
Zasiadł obok Diosa Kronidy na duchu strapiony,
I wybuchając żalem w skrzydlate odezwie się słowa:
„Czyliż się Zeusie nie gniewasz gdy patrzysz na dzieła zuchwałe?
Toć my zawsze bogowie najgorsze znosić musiemy,
Jeden przez wolę drugiego, jak ludziom pociechę niesiemy.
Zgubnych zamiarów, co zawsze ma dzieła na myśli szkaradne.
Inni albowiem wszyscy, jak wiele nas bogów w Olimpie,
Tobie jesteśmy posłuszni i każden się ciebie obawia;
Ją zaś nigdy i słowem nie skarcisz, ani też czynem,
Ona to dzisiaj, Diomeda, Tydeja syna, hardego
Nakłoniła, by bogom nieśmiertnym zuchwale się stawiał.
Najprzód on z bliska podrasnął Kiprydę w rękę na zgięciu,
Potem zaś na mnie się rzucił podobny do ducha istnego;
Męki tam znosił w pośrodku strasznego tłumu poległych.
Albobym żył bezsilnym kaléką od cięcia żelaza.“
Srogo na niego spojrzawszy odrzecze Zeus chmurozbiorca:
„Ani mi waż się tu stękać, co zdradzasz jednych i drugich.
Zawsze ci bowiem po myśli i wojna i bitwa pospołem.
Matki masz umysł niesforny, co nigdy nie chce ustąpić,
Hery, którą ja sam z trudnością słowy poskramiam.
Sądzę, że tobie z powodu jéj rady cierpieć przychodzi.
Z mego bo rodu pochodzisz, i ciebie mi matka zrodziła.
Gdyby cię inny kto z bogów tak zuchwałego był zrodził,
Już byś dawno głęboko pod niebianami był leżał.“
Rzekłszy tak Pajeona zawołał by jego wyleczył.
I wyleczył, albowiem śmiertelny go los nie dotykał.
Równie jak mléko choć płynne pod sokiem figowym się szybko
Ścina i wnet ztężeje pod ręką tego co mięsza;
Tak i dzikiego Aresa naprędce ranę zagoił.
Potém się zaś usadowił zuchwale przy Zeusie Kronidzie.
Tamte się nazad wróciły do gmachów Diosa wielkiego
Here Argijska pospołem z Alalkomenajską Atheną,
Powstrzymawszy krwawego Aresa od mężów zabójstwa.
Często się tu lub owdzie w równinie walka odbywa,
Podczas gdy jedni na drugich spiżowe dzidy kierują,
W środku pomiędzy nurtami Xanthosa i Simoenta.
Trojan szeregi przełamał i światło druhom zapewnił,
Męża ubiwszy, co pewnie najlepszy był między Thrakami,
Akamanta Ejssora potomka wielkiego, dzielnego.
Trafił go najprzód w guzik od grzywiastego szyszaka;
Dzida spiżowa; lecz jemu ciemności oczy zakryły.
Potém Axyla pokonał Diomed o głosie donośnym,
Syna Tewthrana, co mieszkał w Arysby domach ozdobnych,
Opływając w dostatki, od ludzi był wielce lubianym;
Ale go żaden z nich nie ratował od smutnéj zagłady,
Piersią go zasłoniwszy; obydwóch zabił Diomed,
Jego i Kalezego pachołka, któren mu końmi
Jako woźnica kierował; obydwóch ziemia pokryła.
Późniéj Pedaza dogonił z Ajzepem; niegdyś ich wodna
Nimfa Abarbarea zrodziła Bukolionowi.
Ten ostatni był synem świetnego Laomedonta,
Rodem najstarszy, lecz jego tajemnie matka powiła;
Jemu zaś była powolną i dzieci bliźnięta zrodziła.
Ich to ciała młodzieńcze pozbawił siły i życia
Syn Mekistesa i cały rynsztunek im obdarł z ramienia.
W boju odważny Polypoit Astyalosa pokonał;
Dzidą spiżową, a Teukros Aretaona boskiego.
Dzidą świecącą powalił Ablera, Antyloch Nestora
Dzielny potomek, Elata zaś król Agamemnon przemożny;
Mieszkał on koło brzegów Satniosa co płynie uroczo,
Zbiegającego; Erypil Melanthia wyzuł z rynsztunku.
Adrestosa następnie Menelaj o głosie donośnym
Złapał żywego; bo konie spłoszywszy mu się na równinie,
Zawadziwszy o gałęź jałowica, powózkę zagiętą
Dokąd i inne rumaki w popłochu tym uciekały;
On zaś sam się na ziemię potoczył tuż wedle koła,
Głową naprzód na twarz w kurzawę. Zatrzymał się przy nim
Menelaos Atrydes trzymając włócznię ogromną.
„Daruj mi synu Atreja, ty okup godny odbierzesz.
Wiele bogaty mój ojciec ma skarbów w zapasie leżących,
Śpiżu i złota i sztucznie wyrabianego żelaza,
Z tego z radością ci ojciec wypłaci okup ogromny,
Tak powiedziawszy onemu nakłonił umysł i serce,
Zaraz go towarzyszowi chciał oddać, by tenże do szybkich
Zaprowadził go łodzi Achajskich; lecz Agamemnon
Biegnąc naprzeciw niego potężnym głosem zawołał:
Masz miłosierdzia? zaprawdę wybornie się z tobą Trojanie
W domu obeszli; lecz z nich ani jeden zguby nie ujdzie
Z naszych rąk; ani ten co go jeszcze matka w swém łonie
Nosi jako niemowle, i taki nie ujdzie, lecz wszyscy
Temi słowami braterskie serce bohater odmienił,
Słusznie gadając, lecz tamten odepchnie ręką od siebie
Adrestosa dzielnego; zaś jego król Agamemnon
A brzuch ugodził; przewrócił się tamten, atoli Atrydes
Nestor zaś do Argejów na cały głos się odezwie:
„Drodzy i dzielni Danaje Aresa cni towarzysze!
Niechże się nikt do łupienia nie rzuca i nie pozostaje
W tyle, ażeby najwięcéj zabrawszy do łodzi się dostał,
Ciała poległych będziecie obdzierać pośród równiny.“
Tak powiedziawszy pobudził odwagę i serce każdemu.
Byliby wtedy Trojanie przez mężnych parci Achajów
Do Iliony wrócili, zwątpieniem wszyscy znagleni,
Ozwał się syn Priamowy Helenos najlepszy z wróżbitów:
„Aeneaszu i ty Hektorze, ponieważ o pracy
Lykiów i Trojan myślicie najwięcéj, bo pierwsi jesteście,
Jak do każdéj wyprawy, tak również do rady i walki;
Wszędzie na koło odchodząc, ażeby w objęcia małżonek
Uciekając nie wpadli, na wrogów naszych uciechę.
Skoro zaś tylko falangi wszelakie w ruch wprowadzicie,
My pozostając tutaj w obroty weźmiemy Danajów,
Ty zaś Hektorze do miasta się udaj i potem napomnij
Twoją i moją matkę, by zgromadziwszy staruszki,
W sowiookiéj Atheny świątyni, na szczycie warowni,
Otworzywszy kluczami świętego bramy przybytku,
Z domowego zapasu; o którą téż dba osobliwie,
Na kolanach Atheny jedwabnowłoséj złożyła;
Niech jéj obieca poświęcić w świątyni wołów dwanaście,
Rocznych, nieujarżmionych, ażeby się zmiłowała
Oby też syna Tydeja wstrzymała od świętéj Iliony
Kopijnika srogiego, strasznego dowódcę pogoni,
Któren jak sądzę ze wszystkich Achajów najodważniejszy.
Nawet bym tak Achillesa rycerzy kwiatu się nie bał,
Dokazuje, i nikt mu siłą dorównać nie może.“
Tak powiedział, a Hektor się bratu nie chciał opierać.
Zaraz wyskoczył z powózki z rynsztunkiem całym na ziemię,
Trzęsąc ostremi dzidami obchodził wszędy szeregi,
Oni się w miejscu zwracają i stają naprzeciw Achajów;
Argejowie się zaś cofnąwszy mordować przestali;
Sądzą albowiem, że któren z bogów od niebios gwiaździstych
W pomoc Trojanom przybywa, tak nagle się oni zwrócili.
„Serca dzielnego Trojanie i sojusznicy przesławni!
Bądźcie drodzy mężami i ciężkiéj pamiętni potyczki,
Podczas kiedy ja pójdę ku Ilion i starcom zapowiem,
W radzie zasiadającym i również naszym małżonkom,
Rzekłszy oddalił się Hektor o powiewającym szyszaku;
Potrącała go brzegiem o szyję i kostki włósiasta,
Skóra ciemna, wisząca wokoło tarczy wypukłéj.
Glaukos Hippolochosa potomek i syn Tydejowy,
Gdy się nareszcie zbliżyli naprzeciw do siebie idący,
Wtedy się pierwszy odezwie o głosie donośnym Diomed:
„Kimże ty jesteś wojaku szlachetny, z ludzi śmiertelnych?
Nigdym cię bowiem nie widział wśród bitwy dla mężów zaszczytnéj
Pełen odwagi, że mojej cienistéj włóczni się stawiasz.
Tylko nieszczęsnych rodziców dzieci się mierzą z mą siłą.
Jeśli zaś nieśmiertelnym ty jesteś i z nieba przybyłeś,
Wtedy co do mnie z bogami, co w niebie, walczyć nie pragnę.
Długo nie istniał, bo śmiał podraźnić bogów niebiańskich;
Któren to kiedyś Dionyza szalejącego piastunki
Do Nyzeja boskiego zapędził; one zaś różczki
Zielem owite cisnęły, przez zabójczego Lykorga
W pianę się morską zanurzył, przyjęła go w łonie Thetyda
Zdjęta obawą, bo strach ją ogarnął na krzyki zabójcy.
Toż się na niego sierdzili bogowie swobodnie żyjący;
Wkrótce go tknął ślepotą syn Krona i już nie na długo
Z szczęśliwymi bogami i ja więc walczyć nie myślę.
Jeśli zaś jesteś z ludzi co ziemi płodami się żywią,
Wtedy się zbliżaj, by prędzéj cię zguba śmiertelna dosięgła.“
Rzeknie mu na to w odpowiedź syn świetny Hippolochosa:
Równie jak liści rodzaje, tak samo ród mężów powstaje.
Liście albowiem na ziemię strącają wiatry, lecz lasy
Nowe puszczają pędy, gdy pora wiosenna powraca;
Tak pokolenia i ludzi, to rosną, to znów upadają.
Powiem ci zkąd pochodziemy; acz wielu to ludziom wiadomo.
W głębi koniorodnego Argosu jest miasto Efira,
Tamże przebywał Syzyf, nad wszystkich mężów przebiegły,
Syzyf Aiola potomek; on spłodził Glauka syna,
Jego bogowie urodą i czarującą męzkością,
Obdarzyli. Lecz Projtos mu w duszy był nieżyczliwym,
Z kraju go bowiem wypędził, bo był od innych Argejów
Najmożniejszym, a Zews mu władzę oddał pod berło.
Skrycie w miłości się łączyć, lecz nie skłoniła do tego
Męża umysłu zacnego dzielnego Bellerofonta;
Ona się wtedy z kłamstwem odezwie do Projta książęcia:
,Albo umieraj Projcie lub zabij Bellerofonta,
Tak przemówiła, lecz król usłyszawszy gniewem zapłonął,
Wzdrygał się on go zabijać, bo w duszy się wielce obawiał,
Lecz do Lykii go wysłał i wróżby złowieszcze dołączył,
W szczelnie zamkniętej tablicy, spisawszy nań wyrok zagłady;
Wybrał się tedy do Lykii pod błogą bogów opieką;
Kiedy zaś w Lykię się dostał i Xantha nurty głębokie,
Przyjął go szczerze i uczcił władyka Lykii obszernéj.
Dziewięć dni go ugaszczał i dziewięć wołów poświęcił.
Wtedy go badać poczyna i żąda wieści obaczyć,
Jakie od zięcia swojego, od Proita posłaniec przynosi.
Gdy się atoli dowiedział o zgubnych zięcia wyrokach,
Żąda od niego po pierwsze, by niezwyciężoną Chimajrę
Z przodu on lew, od tyłu jak smok, a środkiem jak koza,
Buchający okropnie płomieniem ognia silnego.
Jego tedy pokonał ufając znakom od bogów;
Z Solymami powtóre sławnemi się musiał potykać;
Zaś Amazonki po trzecie, do mężów podobne, pokonał.
Wreszcie na wracającego podstępem się chytrym uwzięto;
W Likii obszernéj wybrawszy co było mężów najlepszych
Kazał im iść na zasadzkę. Lecz z nich ani jeden nie wrócił,
Wreszcie atoli gdy poznał go dzielnym i z rodu boskiego,
Tamże jego zatrzymał i córkę mu własną zaślubił,
Władzę królewską mu oddał, i z nim do połowy ją dzielił,
Lykijczycy mu zaś wybornej ziemi kawałek,
Troje Bellerofontowi zrodziła żona potomstwa:
Hippolochosa, Izandra i córkę Laodameję.
Laodameję do łoża zapragnął Zews niezbadany,
Ona powiła boskiego Sarpeda o zbroji miedzianéj;
Wszystkich, pośród Alejskiéj równiny samotnie się błąkał,
Trawiąc siły żywotne i śladów ludzkich unikał];
Syna zaś jego Izandra do walki Ares najskorszy
Zabił, gdy tamten wyprawę na sławnych Solymów gotował;
Mnie zaś spłodził Hippoloch, od niego mój ród ja wywodzę;
On to mię wysłał do Troji i napominał usilnie,
Żeby się zawsze najlepiej sprawować, nad innych celując,
Oraz imienia praojców nie skalać, którzy o wiele
Z tego ja rodu pochodzę i takiem się szczycę krewieństwem.“
Tak opowiadał, ucieszył się Diomed o głosie donośnym.
Dzidę z zamachem wepchnął do ziemi obficie rodzącéj,
Potém zaś mową przyjazną zagadnie pasterza narodów:
Boski albowiem Ojneusz dzielnego Bellerofonta,
Kiedyś w pałacach ugaszczał i dni dwadzieścia zatrzymał,
Ci zaś piękne goścince pomiędzy sobą mieniali:
Od purpury świecącą przepaskę Ojneusz darował,
Pozostawiłem go w mojem domostwie, wybrawszy się w drogę.
[Już nie pamiętam Tydeja, bo mnie jeszcze bardzo małego
Pozostawił, gdy naród Achajów zginął pod Thebą].
Przyjacielem więc jestem dla ciebie w pośrodku Argosu,
Unikajmy nawzajem pocisków naszych śród walki;
Wielu mi Trojan zostanie i sojuszników przesławnych,
Których mi bogi pozwolą pokonać, i w biegu dosięgnąć,
Tobie zaś wielu Achajów, byś zabił kogo potrafisz.
Wszyscy, że się rodową przyjaźnią nawzajem szczyciemy.“
Oni więc po tych słówkach, skoczywszy z powózek na ziemię,
Dłońmi nawzajem się łączą, i wierność poprzysięgają.
Kronid wtedy przytomność umysłu Glauka pomięszał,
Złotą, wartości stu wołów, na miedź wartości dziewięciu.
Hektor atoli gdy przybył do bramy Skajskiej i buka,
Zaraz małżonki Trojan i córki się zbiegły dokoła
Zapytywując o braci, o synów, i blizkich pokrewnych,
Wszystkim z kolei; nad wielu głowami wisiała żałoba.
Kiedy zaś do wspaniałego Priama domu się dostał,
Opatrzonego gankami gładkiemi — w pośrodku zaś jego,
Było pięćdziesiąt komnat o ścianach z gładkiego kamienia,
Priamowi mieścili przy zaślubionych małżonkach.
Naprzeciwko dla córek tożsamo z wnętrza dziedzińca
Było komnat pokrytych dwanaście z gładkiego kamienia
Jedna tuż koło drugiej stawiane; w takowych zięciowie
Tamże on spotkał matkę dobrocią słynącą, gdy właśnie
Szedła do Laodycei, swych córek najurodziwszej;
Ona go bierze za rękę, wygłasza słowo i mówi:
„Czemuż o synu z okropnéj uchodząc walki przybyłeś?
Siejąc postrach po mieście; zapewne cię serce skłoniło
Wszedłszy na szczyty grodu do Zewsa ręce podnosić.
Chwilę zaczekaj aż wina jak miód słodkiego przyniosę,
Byś Diosowi na cześć i innym bogom poprzednio
Utrudzonemu mężowi sił wiele wino dodaje,
Kiedy jak ty się umęczył w obronie narodu i krewnych.“
Hektor o powiewającym szyszaku w odpowiedź jéj rzecze:
„Wina co serce pociesza nie dawaj mi matko dostojna,
Ręką nieczystą dla Zewsa wylewać wino złociste
Boję się; ani się godzi Kroniona w chmurach skrytego
Błagać, gdy jestem krwią zbroczony i błotem zbryzgany.
Ty się atoli do świątyń Atheny co łupy gromadzi
Peplum najozdobniejsze i najobszerniejsze wybieraj,
Z tych co się mieszczą w komnatach, i które ci najulubieńsze;
Na kolanach Atheny o pięknych warkoczach je połóż,
Obiecując zarazem w przybytku wołów dwanaście
Ulitowała się Trojan, żonami i dziećmi drobnemi,
Żeby i syna Tydeja wstrzymała od Ilion świętego,
Kopijnika strasznego co wszędy grozi postrachem.
Zatem się udaj do świątyń Atheny co łupy gromadzi;
Czy się też zgodzi usłuchać namowy; bodajby go ziemia
Pochłonęła, bo Zews go na zgubę wielką Trojanom,
Priamowi zacnemu i dzieciom jego wychował.
Gdybym go wpadającego do głębi Hadesa obaczył,
Tak powiedział, lecz ona wracając ku domu na sługi
Woła, by one po mieście zebrały godniejsze niewiasty.
Sama zaś do wykadzonej komnaty sypialnéj pobiegła;
Były tam szaty z purpury złożone, roboty Sydońskich
Kiedyś z Sydonu sprowadził, przebywszy morze szerokie,
W onéj podróży gdy przywiózł Helenę rodu możnego.
Wziąwszy z nich jedną Hekabę w ofierze poniosła Athenie,
Która haftami najdroższą była i razem największą,
Wyszła nareszcie, a wiele staruszek jéj towarzyszyło.
One gdy zaszły do świątyń Atheny na grodu wyżynie,
Zaraz im bramy otwarła Theano o licach uroczych,
Córa Kisseja, małżonka Antenora koni poskromcy;
Wszystkie na głos do Atheny się modlą ręce podnosząc.
Odebrawszy zaś peplum Theano ślicznego oblicza,
Składa je na kolanach Atheny o pięknych warkoczach,
Wznosząc modły błagalne do córy Diosa możnego.
Diomedowe pociski pokrusz i uczyń by onże,
Twarzą padając na ziemię przy bramie Skajskiéj zakończył,
Byśmy ci mogli odrazu w przybytku wołów dwanaście
Rocznych, nieujarzmionych poświęcić, ażebyś nad grodem
Tak ślubując się modli, lecz Pallas-Athene odmawia.
Tak się one wpraszały do córy Diosa możnego.
Do Alexandra pałaców tymczasem Hektor podążył,
Pięknych, sam je zbudował z mężami co wtedy pierwszemi
Oni mu wybudowali sypialnią i gmach i dziedziniec,
Blizko Hektora siedziby i Priama w mieście na wzgórzu.
Dążył tam Hektor Diosa wybraniec z kopią w ręku,
Długą na stóp jedenaście; od przodu proporca świeciło
Jego w sypialni znajduje, gdy czyścił zbroję ozdobną,
Tarczę i pancerz, i łuk opatrywał w kabłąk zagięty;
Z nim Helena Argijska siedziała pomiędzy niewieścią
Służbą, nadzorująca ozdobną służek robotę.
„Dziwny! zaiste nie pięknie urazę chować w pamięci.
Wycieńczają się wojska w obronie miasta i murów
Walcząc; z twego powodu ten zgiełk okrutny potyczki
Wre naokoło grodu; i ty byś innemu wyrzucał,
Ocknij się więc aby miasto na pastwę płomieni nie poszło.“
Na to mu zaś Alexander do bogów podobny odrzecze:
„Kiedy mnie słusznie Hektorze skarciłeś, nie zaś niesłusznie,
Zatem ci wręcz powiadam, a ty mnie słuchaj z uwagą.
Siedzę w sypialni; mym żalom dopiero oddać się miałem.
Teraz atoli mnię żona słodkiemi słowy skłoniła
Bym się do walki gotował; sądzę i ja, że tak lepiéj
Będzie, albowiem kolejno zwycięztwo mężom przysłuża.
Albo téż idź, będę gotów i sądzę, że zdążę za tobą.“
Skończył; nie ozwał się wcale Hektor z powiewnym szyszakiem;
Lecz Helena do niego się z mową odezwie serdeczną:
„Szwagrze niegodnéj kobiety, złowrogiéj, niesławę niosącéj,
Gdzieś tam daleko porwała złośliwa trąba powietrzna
W góry, lub też na bałwany huczącéj groźnie otchłani;
Fala by mnie pochłonęła, nim wszystko się stało jak dzisiaj.
Kiedy jednakże bogowie te klęski postanowili,
Któren by uczuł nienawiść i wszelką hańbę u ludzi.
On nie posiada zaś męztwa żadnego, ani też późniéj
Mieć go nie będzie i sądzę, że skutków tego doświadczy.
Teraz atoli tu wstąp i spocznij na tém krzesełku,
Dla mnie kobiety niegodnéj i grzesznych dzieł Alexandra,
Których tak srogo nawiedził nieszczęściem Zews, że i późniéj
Będziem przedmiotem żałośnych pieśni dla przyszłych pokoleń“
Hektor o powiewającym szyszaku jéj rzecze w odpowiedź:
Już mię bowiem sumienie pobudza, bym lepiéj ochraniał
Trojan, bo w méj niebytności tęsknota ich wielka zdejmuje;
Ale ty jego pobudzaj, bodajby i sam się rozruszał,
Żeby mnie jeszcze dogonił dopóki w mieście zostanę.
Domowników i drogą małżonkę i syna niemowle.
Nie wiem albowiem czy jeszcze bądź kiedy do nich powrócę,
Lub czy bogowie rozkażą bym uległ dłoniom Achajów.“
Rzekł i puścił się w drogę Hektor o hełmie powiewnym.
Lecz Andromachy nie zastał w komnatach, białoramiennéj;
Ona bowiem z dziecięciem i niańką schludnie ubraną
Stała na wieży płacząca i w smutku nieutulona.
Gdy więc w domu nie spotkał małżonki nieskazitelnéj,
„Chodźcie no tu służebnice i wszystko po prawdzie gadajcie.
Gdzież Andromache o białych ramionach wyszła z komnaty?
Czy nawiedziła siostry mężowe i strojne bratowe,
Czyli też wyszła do świątyń Atheny, gdzie teraz i inne
Nadzorczym sumienna mu na to rzeknie w te słowa:
„Kiedy mi każesz Hektorze, bym wszystko jak prawda mówiła,
Ani do sióstr mężowych i strojnych bratowych nie poszła,
Ani do świątyń Atheny, gdzie teraz zebrały się inne
Ale na szczyt się udała Iliony wysoki, słyszawszy
Że upadają Trojanie, a wielką jest siła Achajów.
Wtedy w pośpiechu największym do murów twierdzy pobiegła,
Jakby szalona, zaś niańka chłopaczka za nią poniosła.“
Drogą tą samą wracając przez zabudowane ulice.
Gdy zaś dążąc przez miasto ku bramie doszedł obszernej,
Skajskiéj, (tędy albowiem zamyślał wyjść na równinę),
Tam przybiegła ku niemu bogata, posażna małżonka
Ejetiona co mieszkał w pobliżu Plakos leśnego,
W Tebie pod górą Plakos i mężom Cylickim panował;
Jego to córkę za żonę posiadał Hektor wojownik.
Ona go tedy spotkała, dążyła za nią służąca
Hektorydę miłego, równego gwieździe świecącéj.
Jego nazywał Hektor Skamandrem, lecz inni go zwali
Astyanaxem, bo Hektor sam jeden bronił Iliony.
Jemu się Hektor uśmiechnął w milczeniu na chłopca patrzący;
Zbliża chwytając za rękę i słowem poczyna i mówi:
„Dziwny! kiedyś cię zgubi twe męztwo, ach nie masz litości
Nad niemowlęciem i mną nieszczęsną; ja wkrótce zostanę
Wdową po tobie, bo wnet cię zamordują Achaje,
Skryć się pod ziemię, gdy ciebie mi braknie, bo wtedy pociechy
Żadnej nie będzie, gdy ty przeznaczenia swego dokonasz,
Tylko żałoba, — już nie mam ni ojca ni matki dostojnéj.
Ojca bowiem naszego pokonał boski Achilles,
Thebę o bramach wysokich i zabił Ejetiona;
Broni mu zaś nie odebrał, bo wielce się tego obawiał,
Ale go spalił na stosie z rynsztunkiem całym ozdobnym,
W miejscu mogiłę usypał; wiązami ją poobsadzały
Wszakci też braci siedmioro ja miałam w pałacach ojcowskich,
Oni zaś wszyscy jednego poranku zeszli do Hada,
Wszystkich albowiem zabił Achilles w biegu najszybszy,
Koło ciężko chodzących wołów i białych owieczek.
Tutaj na miejsce sprowadził, zarazem z innemi łupami;
Wkrótce ją wprawdzie on puścił pobrawszy wykup ogromny,
Ale ją w domu ojcowskim Artemis łucznica zabiła.
O Hektorze tyś dla mnie i ojcem i matką dostojną
Teraz nademną się zmiłuj i zostań tutaj na wieży,
Byś nie zostawił chłopaczka sierotą, a wdową małżonkę.
Wojsko przy drzewie figowem uszykuj, bo tędy najłatwiéj
Można do miasta się dostać i ponad murem przeprawić.
Pod Idomena sławnego przewodem i dzielnych Ajaxów,
Z Atrydami pospołem i synem odważnym Tydeja;
Bądź że im ktoś tak objawił co dobrze wróżby świadomy,
Bądź że ich samych odwaga i męztwo ku temu skłoniło.“
„Wszystko i mnie to obchodzi, niewiasto; lecz wielce się boję
Trojan a także Trojanek o długich wlokących się szatach,
Jeźlibym równie jak tchórz z daleka wojny unikał;
Ani mi serce po temu, bom zwykły szlachetnie się sprawiać
Imie chwalebne ojcowskie chowając i własną mą sławę.
Dobrze mi to jest albowiem i w sercu i w duszy wiadomo;
Przyjdzie o przyjdzie ten dzień kiedy zginie święta Iliona,
Priam i wszystek naród Priama kopią dzielnego.
Ani też saméj Hekaby koleje, lub króla Priama,
Ani też braci rodzonych, acz wielu ich padnie i dzielnych
W pośród kurzawy bojowej, zwalczonych wrogów rękoma,
Ile twój los, kiedy któren z Achajów miedzią okrytych
Jeślibyś w Argos będąca dla innéj przędzę trzymała,
Albo też wodę nosiła z Messejdy lub z Hyperei,
Bardzo niechętnie, przymusem do tego srogim znaglona,
Jeśliby ktoś cię ujrzawszy zalaną łzami powiedział:
Koni poskromców, gdy ongi wokoło Iliony się bili!‘
Może to kiedyś powiedzą; ztąd nowe zmartwienie dla ciebie,
Wdowy bez męża, którenby od losu niewoli cię bronił.
Bodaj bym zginął i ziemia mnię pierwéj mogiłą zakryła,
Tak powiedziawszy chciał objąć synaczka Hektor prześwietny;
Dziecko atoli do piersi się niańki starannie ubranéj
Z krzykiem tuliło, postaci drogiego się bojąc rodzica,
Patrząc z obawą na grzywę włosistą, która od szczytu
Na to się ojciec kochany i matka dostojna zaśmieli.
Zaraz atoli swój szyszak zdejmuje Hektor prześwietny
Z głowy i cały błyszczący, ostrożnie kładzie na ziemię;
Syna zaś potem drogiego całując i głaszcząc rękoma
„Zewsie i inni bogowie! przyzwólcie niech takim zostanie
Mój oto syn, by również pomiędzy Trojany celował,
Tak niezużytym był w sile i dzielnie rządził w Ilionie.
Niech o nim kiedyś powiedzą: o wiele jest lepszym od ojca!
Męża strasznego zabiwszy, niech serce matczyne pociesza.“
Tak powiedziawszy go w ręce małżonki drogiéj oddaje,
Syna swojego, lecz ona do piersi woniącej go tuli
Między łzami się śmiejąc. Rozczulił się mąż na ten widok,
„Biedna! smutkowi zbytniemu w swéj duszy się nie oddawaj.
Żaden mnie mąż wbrew losu do Hada wysłać nie może;
Nie ma zaś męża takiego co przeznaczenia uniknie,
Czy on dobry czy zły, jak tylko się raz już urodził.
Koło wrzeciona i przędzy, a sługom nakazuj, by każden
Pracą się swoją zajmował. O boju radzą mężowie
Wszyscy, a ja najwięcéj z mieszkańców miasta Iliony.“
Tak powiedziawszy do góry grzywiasty szyszak podnosi
Często się odwracając i łzy wylewając serdeczne.
Kiedy zaś nazad ku domu Hektora co męże morduje
Obszernego wróciła, i tamże mnogą zastała
Czeladź, natenczas i w nich żałobę wszystkich wzbudziła.
Nie sądziły albowiem, że jeszcze powróci żyjący
Z wojny, uchodząc szczęśliwie potędze i dłoniom Achajów.
Ani się Parys ociągał w pałacu o szczytach wysokich,
Ale przywdziawszy sławny rynsztunek, od miedzi świecący,
Równie jak rumak na stajni, wyobroczony przy żłobie,
Pęty zerwawszy, wybiegnie brykając po płaskiéj równinie,
Przyzwyczajony się pławić w strumieniu uroczo szumiącym,
Łeb zadzierając do góry zuchwale, a grzywa nakoło
Szybko nogami przebiera ku klaczy pastwisku znanemu;
Takoż i syn Priamowy Parys od szczytów Pergama,
Świecąc swoim rynsztunkiem, kroczył podobny do słońca,
Pełen otuchy, a szybkie nosiły go nogi. Pokrótce
Miał się odwracać od miejsca gdzie z żoną poufnie rozmawiał.
Wtedy się pierw Alexander do bogów podobny odezwie:
„Drogi mój, chociaż ci spieszno ja wiele ci czasu zabieram
Przez ociąganie, na czas nie przybywszy jak mi poleciłeś.“
„Dziwny! żaden by człowiek umysłu sprawiedliwego,
Dzieł twych wojennych nie zganił, albowiem jesteś odważny,
Ale się lubisz ociągać i nie chcesz, a jestem strapiony
W duszy i sercu, że słyszę o tobie gadki niegodne
Trzeba nam iść, ułożymy to potem, jeżeli dozwoli
Zews nam kiedyś, by bogom niebieskim, wiecznie żyjącym
Kielich na cześć wolności nastawić w naszych pałacach,
Gdy się nam z Troji wypędzić Achajów zbrojnych powiedzie.
Jego zaś brat Alexander podążał pospołem, a w duszy
Obaj gorąco pragnęli się bić i dzielnie wojować.
Równie jak bóg żeglarzom stęsknionym wiatry pomyślne
Podróżując po morzu, i członki uległy strudzeniu;
Takoż i oni Trojanom stęsknionym się wreszcie zjawili.
Jeden z nich syna zaczepił Areïthooja książęcia
W Arnie mieszkającego Menesthia; maczugę dzierżący
Hektor zaś Ejoneja ugodził ostrym oszczepem
W szyję po brzegu od hełma ze śpiżu i członki rozwiązał.
Glaukos Hippolochida, Likijskich mężów dowódca,
Ifinoosa ugodził oszczepem w potyczce okrutnéj,
W ramię; on z wozu na ziemię wyleciał, osłabły mu członki.
Sowiooka bogini Athene gdy widzi że giną
Takim sposobem Argeie w pośrodku walki okrutnéj,
Pędem ze szczytów najwyższych Olimpu spuszcza się na dół
Spoglądając z Pergamu, dla Trojan zwycięztwa on pragnął.
Tak się oboje nawzajem spotkali przy drzewie bukowém.
Pierwszy się do niej odzywa syn Zewsa możny Apollon:
„Czemuż to z takim zapałem Diosa córo wielkiego,
Czyli to żeby Danajom zwycięztwo w boju stanowcze
Oddać? kiedy już nie masz litości nad zgubą Trojańską.
Gdybyś mnię chciała usłuchać, o wiele by lepiéj się stało;
Dajmy nateraz pokój zamieszkom i wrogiej potyczce
Los Iliony zapadnie; gdy tyle wam w sercu jest miło,
Wam boginiom przedwiecznym ten gród wyburzyć do szczętu.“
Sowiooka bogini Athene mu rzeknie w odpowiedź:
„Niechże tak będzie, godzący daleko; ja sama w tej myśli
Jakże atoli zamierzasz potyczkę mężów zatrzymać?“
Rzeknie jéj na to w odpowiedź syn Zewsa możny Apollon:
„Męzką odwagę pobudźmy Hektora koni poskromcy,
Żeby któregokolwiek sam na sam wyzwał z Danajów
Oni zaś w oburzeniu Achaje miedzią okryci,
Niechaj postawią jednego do walki z boskim Hektorem.“
Rzekł; nie sprzeciwia się temu niebieskich oczów Athene.
Ich zamiary Helenos Priama syn drogi przewidział
Stanął więc koło Hektora i mową do niego się zwraca:
„Synu Priama Hektorze! w rozumie do Zewsa podobny,
Może mnię teraz usłuchasz; wszak bratem ci jestem rodzonym;
Innym każ teraz odpocząć Trojanom i wszystkim Achajom,
Żeby się z tobą mierzył w rozprawie strasznéj oręża;
Nie przeznaczono ci teraz umierać i losu dokonać,
Taki bo głos usłyszałem od bogów co wiecznie istnieją.“
Tak powiedział lecz Hektor ucieszył się wielce tą mową,
W pół za dzidę chwytając, i wszyscy jak jeden stanęli.
Tak Agamemnon i zbrojnym Achajom siąść nakazuje;
Również usiadła Athene i srebrnołuczysty Apollon,
Przemienieni oboje w postacie sępów żarłocznych,
Mając uciechę w mężach; siedziały ich gęste szeregi,
Oszczepami, tarczami i szyszakami sterczące.
Równie jak fala na morzu się marszczy pod wpływem Zefiru,
Kiedy zawieje na nowo i morze się pod nim zaczerni;
Hektor natenczas do jednych i drugich mowę obraca:
„Posłuchajcie Trojanie i łydookuci Achaje,
Żebym powiedział do czego mnie umysł w duszy nakłania.
Przysiąg naszych Kronides o władzy wysokiéj nie stwierdził,
Póki wy nie zdobędziecie Iliony o wieżach obronnych,
Lub téż sami przy łodziach po morzu bieżących zginiecie.
Między wami są pierwsi z Achajów całego narodu;
Jeśli odwaga którego do walki ze mną nakłania,
Taki mój zamiar a Zews pomiędzy nami niech świadczy.
Jeśli mnię dzidą spiżową o długim proporcu pokona,
Niechaj zabrawszy rynsztunek do łodzi go niesie obszernych,
Ciało zaś moje niech wróci w domostwo, ażeby Trojanie
Jeśli zaś ja go zwyciężę i sławy użyczy Apollon,
Wtedy zabrawszy mu zbroję zaniosę do świętej lliony,
By ją spalić w świątyni Apollina w dal godzącego,
Ciało zaś oddam napowrót do statków ozdobnych wiosłami,
Oraz usypać mogiłę nad Hellespontem szerokim;
Wtedy opowie niejeden i z ludzi przyszłych pokoleń,
W nawie z licznemi wiosłami po morzu płynąc głębokiem:
,Oto wysoka mogiła wojaka już dawno zmarłego,
Może to kiedyś powiedzą, i sława mi nigdy nie zginie.“
Tak powiedział; a wszyscy w milczeniu głębokiém zostali;
Było im wstyd odmówić a przyjąć się obawiali.
Późno dopiero Menelaj się podniósł i zabrał do słowa,
„O wy pyszałki prawdziwe, Achajki, a nie zaś Achaje!
Jakaż to będzie hańba i plama niewymazana,
Jeśli żaden z Danajów naprzeciw Hektora nie stanie.
Bodaj byście się wszyscy na ziemię i wodę zmienili,
Przeciw niemu ja sam się uzbroję, albowiem nad nami
Losy przewagi zawisły przez wiecznych bogów trzymane.“
Tak powiedziawszy na siebie przywdziewa zbroję ozdobną.
Wtedyby o Menelaju dla ciebie kres życia nastąpił
Żeby nie przyskakując porwali królowie Achajów;
Jakoż i sam Agamemnon Atryda pan wiele możny,
Chwycił za prawą rękę i słowo zabrawszy powiedział:
„Szał, Menelaju cię boski ogarnia; na czegóż ci trzeba
Ani też chciéj z nienawiści się z mężem lepszym potykać,
Z Priamidą Hektorem, którego niejeden się boi.
Nawet Achilles unika w bitwie dla mężów zaszczytnéj
Z nim się potykać, a przecież o wiele nad tobą celuje.
Przeciw niemu zaś męża innego postawią Achaje.
Chociaż on wielce zuchwałym i walki nienasyconym,
Sądzę że ugnie on kolan ochoczo, ażeby uciekać
Od zaciętéj potyczki i srogiéj orężem rozprawy.“
Mówiąc rozsądnie; usłuchał go tamten, a jemu następnie
Ucieszeni druhowie zdejmują zbroję z ramienia.
Nestor z pomiędzy Argeiów powstaje i słowo zabiera:
„Przebóg! wielkie nieszczęście Achajską ziemię dotyka!
Dzielnie Mirmidonami rządzący radą i słowem,
Który mnię z wielkiém zajęciem w domostwie swém wypytywał,
Kiedyś o pochodzenie i ród każdego z Argeiów.
Żeby usłyszał, iż dzisiaj się wszyscy Hektora lękają,
Żeby mu dusza z członków uchodząc wróciła do Hada.
Bodajem Zewsie, Atheno, Apollinie możny, był jeszcze
Młodym, jak wonczas gdy bitwę nad Keladontem staczali
Wojsko zebrane Pylejskie i wprawni do dzidy Arkadzi,
Na ich czele się bił Erythalion do bogów podobny,
Zbroję Areïthoosa książęcia na sobie dźwigając,
Arejthoosa boskiego, co miał od maczugi przydomek,
Takim go bowiem nazwali mężowie i strojne kobiety,
Ale maczugą żelazną szeregi zbrojne rozbijał.
Jego to Lykoorgos chytrością pokonał, nie siłą,
W ciasnym przesmyku, a tam, od zguby go nie ochroniła
Pałka żelazna, wtedy Lykorgos wpierw uderzywszy
Zbroję zaś którą mu Ares miedziany był kiedyś darował,
Wydarł i późniéj takową w zamieszkach dźwigał Aresa;
Kiedy atoli Lykorgos postarzał się późniéj w domostwie,
Erythalionie ją oddał w użytek druchowi miłemu;
Oni tak wielce się bali i drżeli, że żaden nie stanął;
Mnię zaś pchała odwaga by ciężkiéj walki się podjąć
Z taką otuchą; a wiekiem najmłodszym byłem ze wszystkich;
Staję z nim tedy do walki, Athena mi sławy nie skąpi,
Kiedy zaś leżał jak długi, zajmował placu niemało.
Żebym to jeszcze był młodym i siły miał nienaruszone;
Zaraz by miał z kim walczyć Hektor o hełmie grzywiastym.
Z między was chociaż liczycie najlepszych ze wszystkich Achajów,
Zgromił ich tak staruszek; lecz z nich dziewięciu powstało.
Pierwszy wystąpił na plac Agamemnon książe narodów;
Po nim silny Diomed potomek Tydeja powstaje;
Obaj Ajaxy z kolei, siarczystéj pełni odwagi;
Merion, odwagi téj saméj co Enyal mężów morderca;
Później za niemi Erypil syn Ewajmona szlachetny;
Thoas nareszcie Andrajma potomek i boski Odyssej.
Wszyscy oni pragnęli z Hektorem się boskim potykać.
„Teraz losami z kolei wybierzcie na kogo zapadnie;
Losem wybrany pocieszy Achajów na łydach okutych;
Ale i sam się ucieszy w swéj duszy, jeżeli zwycięzko
Wyjdzie z okrutnéj potyczki i srogiéj orężem rozprawy.“
Potém rzucili je w hełm Atrydy Agamemnona.
Wojsko się całe modliło i ręce do bogów podnosi;
Wtedy mówili do siebie w niebiosa szérokie się patrząc:
„Zeusie niech los na Ajaxa lub syna Tydeja zapadnie,
Tak powiadali, a losy pomięszał Nestor Gereńczyk;
Z hełmu wyskoczył zaś los Ajaxa, jak sobie życzyli;
Wtedy go keryx obnosząc, wszędy pomiędzy tłumami
Z prawéj począwszy, najlepszym z Achajów wszystkim okazał.
Kiedy atoli po tłumach obnosząc na tego natrafił,
Któren swe godło do hełmu był rzucił, Ajax prześwietny,
Wtedy on rękę podsunął, a keryx mu z blizka je rzucił;
Okiem rzuciwszy on godło swe poznał i w duszy się cieszył.
„Drodzy! poznaję zaprawdę mój los i sam się raduję
W duszy, bo sądzę, że pewno zwyciężę Hektora boskiego.
Dosyć na teraz, bo przywdziać mi trzeba zbroję wojenną.
Wy tymczasem błagajcie Diosa, pana Kronidę.
Lub otwarcie, bo zgoła nikogo się tutaj nie boim;
Wszakże przeciwko méj woli do tego mnie gwałtem nie pędzą,
Ani podstępem wojennym, albowiem na fryca takiego,
Sądzę żem się w Salaminie, nie rodził ani wychował.“]
Wtedy mówili do siebie w niebiosa szérokie się patrząc:
„Zewsie rodzicu! co w Idzie panujesz, najlepszy, największy!
Daj Ajaxowi zwycięztwo, by sławę szlachetną pozyskał.
Chociaż więc i Hektora miłujesz i masz go w opiece,
Tak mówili, lecz Ajax uzbraja się miedzią świecącą.
Ale gdy w pełny rynsztunek na całém ciele się odział,
Wtedy pospieszył podobnie, jak Ares kroczy ogromny
W bitwę pomiędzy mężów dążący, których Kronides
Również i Ajax ogromny powstaje zapora Achajów,
Na pochmurném obliczu z uśmiechem, a nogi od spodu
Zamaszyście rozkroczył i dzidą cienistą potrząsał.
W niego się patrząc Argeie radości chlubnéj są pełni,
Hektorowi samemu zaczęło serce bić w piersi;
Ale już czasu nie było się cofać i w tłumy napowrót
Wojska się chować, albowiem on sam był walkę wywołał.
Zbliżył się Ajax unosząc tarczę śpiżową jak wieża,
Z wszystkich rymarzy najlepszy, co w Hyle dom zamieszkiwał.
Rzutką mu tarczę wyrobił złożywszy do kupy skór siedem,
Z wołów dobrze pasionych, po ósme zaś miedzią obłożył.
Ajax syn Telemona takową unosząc nad piersią,
„Zatém obecnie Hektorze sam na sam dokładnie się dowiesz,
Jacy to dzielni mężowie znajdują się w liczbie Danajów,
Nawet i prócz Achillesa o sercu lwiem, niszczyciela.
Lecz on leży przy giętych okrętach po morzu bieżących,
Ale i nas stać na to, by tobie czoło postawić,
Wielu nas takich; lecz ty zaczynaj rozprawę i walkę.“
Hektor o hełmie powiewnym ogromny w odpowiedź mu rzecze:
„Boski Telamończyku Ajaxie dowódco narodów!
Albo niewiastę, któréj nieznane są dzieła wojenne.
Dobrze mi znaną jest walka i mężów pokonywanie;
Umiem na prawo, i umiem na lewo tarczą z wyschniętéj
Skóry kierować, i ona do walki mi służy niezłomnéj;
Umiem i w ręcznéj potyczce ze srogim pohulać Aresem.
Nie chcę ja skrycie atoli na tak mężnego szermierza
Godzić, i owszem otwarcie próbuję czy trafić się uda.“
Rzekłszy to jednym zamachem wypuścił dzidę ogromną
W pokład śpiżowy najwyższy co ósmy tarczę otaczał;
Miedź niezużyta płatając sześcioro pokładów przebiła,
W siódméj atoli wołowéj utkwiła skórze. Następnie
Ajax rodu boskiego puściwszy dzidę cienistą
Dzida hartowna na wylot przez tarczę przeszła świecącą,
Oraz i pancerz misterny na wskróś impetem przebiła,
Aż nareszcie chitonu poniżéj żebra dosięgła
Dzida; lecz on się zwróciwszy uniknął zgonu czarnego.
Wpadli na siebie, podobni do lwów ze ścierwa żyjących,
Albo do leśnych odyńców o niepospolitéj potędze.
Wtedy po środku tarczy Priamid oszczepem uderzył,
Miedzi atoli nie złamał, bo koniec w tył mu się zagiął.
Przeszła tak silnie, że pędem zaczepkę tamtego wstrzymała,
W szyję go tylko drasnęła i czarna krew się polała.
Walczyć jednakże nie przestał Hektor o hełmie powiewnym,
Ale cofnąwszy się dłonią żylastą porwał za kamień,
Rzucił nim w siedmioskórną potężną tarczę Ajaxa,
W środek na samą wypukłość, aż miedź nakoło zabrzękła.
Ajax chwyciwszy z kolei za kamień o wiele ważniejszy,
Puścił go zakręciwszy ostatka sił dobywając,
Członki mu nadwerężył; na wznak się tamten pochylił,
Przygnieciony przez tarczę, lecz podniósł go nazad Apollon.
Byliby teraz mieczami z bliskości na siebie natarli,
Żeby nie Keryxowie Diosa posłańcy i ludzi,
Idaj i Talthyb, obaj mężowie rozumem dojrzali;
Między nich w środek swe berła stawiają i mówić poczyna,
Keryx Idajos roztropnej i światłéj rady świadomy:
„Drodzy synowie nie bijcie się dłużéj i nie potykajcie;
Jeden i drugi wyborny kopijnik, widzieli to wszyscy
Ale zapada już noc, a dobrze i nocy się poddać.“
Syn Telamoński Ajax mu rzeknie na to w odpowiedź:
„Nakaż Idaju ażeby i Hektor to samo powiedział;
Niechże on zacznie; usłucham jeżeli mu również po myśli.“
Hektor o hełmie powiewnym mu na to wielki odrzecze:
„Kiedy Ajaxie ci bóg wielkości użyczył i siły
I rozumu, bo w kopii z Achajów jesteś najlepszy,
Dzisiaj; później się znowu bić będziem aż dajmon wyrokiem,
Sprawę rozsądzi i jednym lub drugim użyczy zwycięztwa.“
Teraz już noc zapada, i nocy dobrze usłuchać;
Tybyś wszystkich Achajów pocieszył nakoło okrętów,
Ja zaś do miasta wielkiego Priama króla się udam,
Aby Trojan pocieszyć i szaty wlokące Trojanki,
Które za mną błagając w przybytku się bożym zebrały.
Między sobą zaś dary wspaniałe obaj zamieńmy,
,Patrzcie walczyli ze sobą z powodu waśni zajadłéj
Ale się przy rozstaniu napowrót przyjaźnią złączyli.‘
Tak powiedziawszy darował mu szablę we srebro okutą,
Razem i pochwę oddając i pas do wieszania rzemienny;
Tak się obydwa rozeszli, do wojska się jeden Achajów
Udał, drugi zaś w tłumy Trojańskie. Cieszyli się wielce,
Kiedy ujrzeli żywego i wychodzącego bez szwanku,
Z pod Ajaxowéj potęgi i rąk jego niezwyciężonych;
W drugiém zaś wojsku Ajaxa do Agamemnona prowadzą
Łydookuci Achaje, zwycięstwem uradowanego.
Kiedy atoli w namiotach Atrydy się wszyscy zebrali,
Wtedy im wołu poświęcił narodów król Agamemnon,
Jego obdarli ze skóry i rozebrali ze wszystkiém;
Pokrajawszy dokładnie i drobno wsadzili na rożna,
Potem starannie upiekłszy napowrót z rożen ściągnęli.
Wreszcie ustali z robotą i ucztę przygotowawszy,
Uczcił Ajaxa szczególnie długiemi sztukami krzyżówki
Bohaterski Atrydes potężny król Agamemnon.
Kiedy atoli napitku i jadła mieli do syta,
Wtedy staruszek najpierwszy swój zamiar objawiać poczyna,
Zatem się do nich odezwie z życzliwą mową i radą:
„Królu Atrydo i wy ze wszystkich Achajów najlepsi!
Wielu niestety zginęło Achajów bujnokędziernych,
Których krew poczerniałą nakoło bystrego Skamandra
Zatém ze świtem należy Achajom walki zaprzestać;
Sami wszyscy gromadnie przywieziem tutaj poległych
Wołów i mułów zaprzęgiem, a potém trupy spalemy,
[Trochę opodal okrętów, by kości każden dla dzieci
Koło stosu mogiłę jedyną wynieśmy w równinie,
Wspólną dla wszystkich; a przy niéj wybudujemy naprędce
Baszty wysokie, co będą dla statków i zmarłych obroną;
Do nich urządzim i bramy co szczelnie się będą zamykać,
Zewnątrz, zaś poza niemi wybierzmy fossę głęboką,
Która biegnąc nakoło powstrzyma jazdę i wojsko,
Żeby nas kiedyś nie zgniotła Trojanów dumnych zaczepka.“
Tak przemówił a wszyscy książęta się na to zgodzili.
Odbywała się wielce burzliwa przy gmachach Priama.
Miedzy niemi roztropny Antenor zagaił rozprawy:
„Posłuchajcie Trojanie, Dardany i wy sojusznicy,
Żebym powiedział co w piersi mi dusza mówić nakaże.
Oddać napowrót Atrydom, bo teraz wierne złamawszy
Przyrzeczenia walczemy, i nie mam nadziei, by wyszło
[Nam to na lepsze, jeżeli stósownie działać nie będziem.]“
Tak powiedziawszy napowrót usiadł, a po nim powstaje
Któren mu odpowiadając w skrzydlate odezwie się słowa:
„Antenorze zaprawdę nie mówisz dla mnie życzliwie;
Pewno byś umiał i lepsze niż takie słowo doradzić.
Jeśli zaś mówisz naprawdę i z przekonania szczérego,
Wobec Trojan atoli co końmi harcują ogłaszam,
Wypowiadam otwarcie, że nigdy niewiasty nie oddam;
Skarby zaś, któreśmy z Argos do domu naszego zabrali,
Gotówem oddać wszystkie i jeszcze z mojego dorzucić.“
Syn Dardana Priamos do bogów rozumem podobny,
Usposobiony życzliwie przemówił do nich i radził:
„Posłuchajcie Trojanie, Dardany i sojusznicy,
Żebym powiedział co w piersi mi dusza mówić nakaże.
Pamiętajcie o straży, by każden był w pogotowiu;
Lecz ze świtem Idajos niech idzie do łodzi obszernych
By Agamemnonowi i Menelajowi Atrydom,
Słowo Parysa ogłosić, bo kłótnia przez niego powstała;
Walki nieszczęsnéj zaprzestać, aż ciała poległych spalemy;
Późniéj atoli się znowu bić będziem aż dajmon wyrokiem
Sprawę rozsądzi i jednym lub drugim zwycięztwa użyczy“.
Rzekł; słuchali z uwagą i byli posłuszni rozkazom.
Z rankiem Idajos atoli do łodzi obszernych podążył.
Druhów Aresa Danajów znajduje w pełnéj naradzie
Koło Agamemnona sterniczéj łodzi; zaś do nich,
W środku stanąwszy odezwie się Keryx o dźwięcznym głosie.
Priam i wszyscy Trojanie szlachetni wydali zlecenie,
Donieść (jeżeli to będzie przyjemném dla was i miłém)
Wam Alexandra słowa, z powodu którego ta wojna.
Ile zaś Alexander w okrętach głębokich do Troji
Chętnie oddaje wszystkie i jeszcze, ze swego dorzuci;
Zaś Menelaja sławnego małżonkę młodziuchną uwolnić
Wzbrania się, nawet chociażby Trojanie mu tak nakazali.
Przytém zlecono mi wam oznajmić to słowo, czy chcecie
Późniéj się znowu bić będziem, aż między nami rozsądzi,
Któren z bogów i jednym lub drugim użyczy zwycięztwa“.
Tak powiedział, a wszyscy zostali w milczeniu głębokiém.
Późno dopiero się ozwał Diomed o głosie donośnym:
Ani Heleny, albowiem wiadomo jest nawet i głupim,
Jako niedługo dla Trojan nastąpi chwila zagłady“.
Rzekł, a synowie Achajscy krzyknęli wszyscy ochoczo,
Pochwalając te słowa Diomeda koni poskromcy.
„Sam usłyszałeś Idaju to słowo synów Achajskich,
Jakie zlecenie ci dają, a mnię się to samo podoba.
Co się zaś tyczy spalenia poległych, zabraniać nie myślę;
Żadnéj albowiem zwłoki nie wolno przy ciałach poległych,
Grżmiący Hery małżonek niech świadkiem będzie umowy“.
Tak powiedział i berło ku wszystkim bogom podnosi;
Lecz Idajos napowrót się udał do świętéj Iliony.
W zgromadzeniu siedzieli Trojanie i Dardaniony,
Idaj; on idzie z powrotem i swoje poselstwo odprawił
W środku stanąwszy; więc oni się szybko przygotowują,
Jedni by zwozić poległych, a drudzy po drzewo do lasu;
Z drugiéj zaś strony Argeie od łodzi o rzędach wiosłowych,
Kiedy zaś nowym promieniem rzuciło słońce na pola,
Z Okeanu o fali łagodnéj, a nurtach głębokich,
Wolno do nieba się wznosząc, spotkali się jedni z drugiemi.
Tam na placu niełatwo każdego męża rozpoznać;
Łzy wylewając gorące na wozy wszystkich ponieśli.
Wielki Priamos lamentów zabronił, a zatém w milczeniu
Na palące się stosy dźwignęli trupy żałośnie;
W ogniu je zaś spaliwszy odeszli do świętéj Iliony.
Na palące się stosy dźwignęli trupy żałośnie;
Potém je w ogniu spaliwszy do łodzi obszernych odeszli.
Jeszcze nie świta jutrzenka i noc się szarzy na niebie,
Kiedy się naród wybrany Achajów przy stosie zgromadził;
Wspólną, a w jej pobliżu stawiają mury warowne
Z wysokiemi basztami, obrona dla statków i dla nich.
Do nich i bramy zrobili dokładnie dopasowane,
Żeby pod niemi dla jazdy dogodną drogę urządzić;
Długą, széroką, a dołem spiczaste pale ubili.
W taki się sposób krzątają Achaje bujnokędzierni.
Koło Diosa siedzący bogowie gromorzutnego,
Dziwią się dziełu wielkiemu Achajów miedzią okrytych.
„Znajdzież się Zewsie rodzicu pomiędzy ludźmi na ziemi,
Choćby i jeden co bogom zamiary i myśli odsłania?
Czyli nie widzisz, jak znowu Achaje bujnokędzierni
Wymurowali mur przy okrętach, a fossę nakoło
Będą z tego mieć chwałę gdzie tylko zaświta jutrzenka,
W zapomnienie zaś pójdzie co ja i Foibos Apollon
Z takim stawiali mozołem dla Laomedonta dzielnego“.
Zews co chmury gromadzi mu na to z gniewem odpowie:
Żeby to inny z bogów takiego się lękał zamiaru,
Któren o wiele od ciebie jest słabszym potęgą i dłonią;
Ale twa sławka zachowa się wszędy gdzie świta jutrzenka.
Zatem więc, gdy napowrót Achaje bujnokędzierni
Mur wyburzywszy takowy w całości rzucisz do morza,
I napowrót ogromne wybrzeże piaskiem pokryjesz,
Wielka natenczas Achajów budowa zginie bez śladu“.
Oni tak o tém wszystkiém pomiędzy sobą mówili.
Bili więc woły nakoło namiotów i jedli wieczerzę.
Z Lemnos okręty do lądu przybiły wino przywożąc,
Mnogie, które wysyłał Jezona syn Euneos;
Jego to Hypsypila zrodziła po dzielnym Jezonie.
Przysłał osobno Jezonid lepszego wiader aż tysiąc.
Kupowali więc wino Achaje bujnokędzierni,
Jedni za ważną miedź, za świecące żelazo zaś inni,
Reszta za skóry, znów inni w zamian za same bydlęta,
Potém przez całą noc Achaje bujnokędzierni
Ucztowali, a w mieście Trojanie i sojusznicy.
Zews atoli rządzący przez noc im zgubne zamiary
Knuje grżmiąc przeraźliwie, aż blada ich trwoga ogarnia;
Wypić, nim na ofiarę pokropił możnemu Kronidzie.
Potém poszli wypocząć i z łaski snu korzystają.
Wtedy zaś bogów na radę zwoływa Zews gromolubny,
Na krawędzi najwyższej Olimpu wieloszczytnego.
Sam odzywa się do nich, a wszyscy bogowie słuchają:
[Żebym powiedział co w piersi mi dusza mówić nakaże]
Niechże mi żadna bogini niewieścia i żaden bóg męzki,
Nie próbuje przeszkodzić méj mowie, lecz wszyscy zarazem
Niechaj się godzą, ażebym co prędzéj ukończył te dzieła.
Idącego Trojanom na pomoc albo Danajom,
Ten do Olimpu schłostany wstydliwie nazad powróci;
Albo téż jego porwawszy wyrzucę w ciemny Tartaros,
Właśnie tam gdzie najgłębsza pod ziemią się otchłań znajduje;
Tyle pod Hadem głęboko jak niebo dalekie od ziemi;
Pozna on ile ja jestem od wszystkich bogów możniejszym.
Ale spróbujcie bogowie żebyście wszyscy wiedzieli;
Linę ze złota na szczycie niebieskim uczepcie a potem
Nie ściągniecie i wtedy ze szczytu niebios na ziemię
Zewsa najwyższą potęgę, chociażby z wysiłkiem największym.
Żebym zaś kiedyś i ja pociągnąć zechciał naprawdę,
Z morzem i samą ziemią bym was do siebie pociągnął.
Związał, wtedyby znowu to wszystko w powietrzu wisiało.
Tyle ja znaczę pomiędzy bogami a tyleż u ludzi“.
Tak powiedział, a wszyscy w milczeniu głębokiém zostali,
Dziwiąc się jego słowom, bo z wielką potęgą przemawiał.
— „O Kronidzie rodzicu nas wszystkich i panie najwyższy!
Wszakci nam dobrze wiadomo, że siła twa niezwyciężona;
Ale jednakże bolejem nad kopijnikami Danajów,
Którzy groźnemu losowi przybywszy tutaj ulegną.
Ale choć radę podamy Achajom na własną ich korzyść
Żeby nie wszyscy ginęli z powodu gniewu twojego“.
Uśmiechając się do niéj odrzecze Zews chmurozbiórca:
„Nie bój się Tritogeneja córeczko droga; w méj duszy
Rzekł i do wozu rumaki zaprzęga spiżem okute,
Szybko bieżące, złotemi grzywami przyozdobione;
Złoto sam przyodziewa na ciało i chwyta za batóg
Złoty, wybornie spleciony i siada na swoją kolaskę.
Środkiem pomiędzy ziemią i niebem gwiazdami zasianém.
Dobił do Idy we źródło obfitej, macierzy zwierzyny,
Do Gargaru, bo tamże ma gaik i ołtarz woniący.
Tam bieguny zatrzymał śmiertelnych ojciec i ludzi
Sam zaś pomiędzy szczytami usiędzie w dumie radośnéj,
Spoglądając na Trojan miasto i łodzie Achajskie.
Oni do strawy się biorą Achaje bujnokędzierni,
W pośród namiotów pospiesznie i zaraz potém się zbroją.
Liczbą słabsi; lecz pragną i tak się w bitwie potykać,
Koniecznością zmuszeni w obronie dziatek i niewiast.
Wszystkie rozwarły się bramy i wysypały się wojska
Piesze i zbrojne na wozach; i wielka wrzawa powstała.
Zetkną się tarcze ze skóry, oszczepy i mężów odwaga,
W miedź uzbrojonych, atoli o guzach tarcze wypukłych
Jedne do drugich się zbliżą i wrzawa okrutna powstaje.
Słychać zarazem lamenty i krzyki zwycięztwa od mężów,
Póki świtała jutrzenka i dnia świętego przybywa,
Póty wzajemnie pociski leciały, padały narody.
Potem gdy słońce do środka w niebieskiém kole dobiegło,
Wtedy ojciec do góry podnosi wagi złociste;
Trojan koni poskromców i miedzią okrytych Achajów;
Waży je biorąc za środek; dzień zguby Achajów zapada.
[Losy albowiem Achajów ku ziemi obficie rodzącéj
Ciążą, atoli Trojan w obszerne się niebo podnoszą].
Znaki ogniste pomiędzy Achajskie narody; lecz oni
Zlękli się widząc, a wszystkich ogarnia trwoga śmiertelna.
Nie śmiał już Agamemnon pozostać, Idomen, tak samo,
Nie wytrzymali téż obaj Ajaxy, Aresa druhowie;
Mimo swéj woli, bo koń był raniony; ugodził go strzałą
Alexander bohater, Heleny mąż pięknowłoséj,
Po łbie wysoko na miejscu, gdzie pierwsze koniom wyrasta
Włosie na czaszcze, a rana najbardziéj bywa śmiertelną.
Resztę zaś koni popłoszył w uprzęży miedzianéj się plącząc.
Ledwo staruszek rzemienie od konia oderznął bocznego
Szablę do góry podnosząc, gdy szybkie Hektora rumaki
Nadbiegają do zgiełku, Hektora dzielnego woźnicę
Żeby go bystro nie dojrzał Diomed o głosie donośnym;
Wtedy na cały głos wrzasnąwszy pobudza Odyssa:
„Z boga Laertiadesie zrodzony, przebiegły Odyssie!
Dokądże tyły podając tak lecisz, jak podły w potyczce?
Naprzód, ażeby od starca odeprzeć męża dzikiego“.
Rzekł, nie usłyszał go boski Odyssej co wiele przecierpiał,
Ale go minął biegając, ku łodziom obszernym Achajów.
Syn Tydeja choć sam, do przednich szeregów się wmięszał;
I do niego zwrócony w skrzydlate odezwie się słowa:
„Starcze sędziwy zaprawdę cię młodsi wojacy naparli;
Tobie już siły nie starczą i wiek cię podeszły obciąża;
Już niedołężny woźnica i szkapy twoje kaleki.
Jako wprawione są Trosa rumaki, by szybko w równinie
Tędy lub owdzie się zwracać w pogoni, albo w ucieczce,
Które ja kiedyś Eneji zabrałem, groźnemu wodzowi.
Twoje zaś niechaj pachołki pilnują, a memi natenczas
Poznał, ażali mój oszczep się w dłoni rozhulać potrafi“.
Rzekł, nie sprzeciwił się jemu bohater Nestor Gereński.
Nestorowych rumaków zatenczas woźnice pilnują
Dzielni, Sthenelos, a z nim Ewrymed hartu męzkiego.
Nestor chwycił rękoma za lejce od złota kapiące,
Zaciął rumaki, i szybko w pobliżu Hektora stanęli.
Nań gdy obces nacierał oszczepem wymierzył Tydejda,
Ale go chybił, lecz za to usługującego woźnicę,
Trzymającego za lejce, ugodził w pierś po brodawce.
Spadł z powózki na ziemię, a w tył się cofnęły rumaki
Szybkonogie; na miejscu postradał i duszę i siły.
Serce Hektora się żalem okrutnym o giermka burzyło,
O towarzysza, i zaraz woźnicy szuka dzielnego.
Długo téż koniom nie brakło dozorcy, bo szybko wynalazł
Archeptolema dziarskiego Ifity syna; w powózkę
Kazał mu szybko zaprzężną wyskoczyć, i lejce powierzył.
Może do Ilion by byli ich wparli, podobnie jak owce,
Żeby nie dojrzał bystro śmiertelnych ojciec i bogów.
Groźnie atoli zagrzmiawszy wypuścił jasne pioruny
Uderzając na ziemię na prost Diomeda rumaków;
Aż się konie przelękłe pod wóz nachylają w popłochu:
Z rąk wyleciały Nestora ozdobne lejce na ziemię;
Trwoga przejęła go w sercu i do Diomeda przemówi:
„Kieruj Tydejdo na odwrót rumaki o silném kopycie.
Zews Kronides nateraz daruje sławę onemu
Dzisiaj; potém i nam z kolei gdy zechce udzieli.
Żaden człowiek atoli Diosa nie wstrzyma zamiaru,
Nawet i najdzielniejszy boć on o wiele możniejszym“.
„Wszystko to starcze zaprawdę mówiłeś wedle słuszności;
Ale mi srogie strapienie dosięga umysłu i serca;
Kiedyś albowiem Hektor na radzie Trojan opowie:
,Uciekając przedemną Tydejda w okręty się schronił.‘
Rzeknie mu na to w odpowiedź bohater, Nestor Gereński:
„Cóż to wyrzekłeś o synu Tydeja z odwagi znanego.
Choćby i Hektor powiedział, że jesteś bezsilnym i tchórzem,
Toby mu nie uwierzyli Trojanie i Dardaniony,
Którym ubiłeś w potyczce wspólników łoża kwitnących“.
Tak powiedziawszy na odwrót skierował rączo rumaki
Wpośród zgiełku potyczki; za niemi Trojanie i Hektor
Z wrzawą nadprzyrodzoną sypali straszliwe pociski.
„Czcili cię wielce Tydejdo Danaje co końmi harcują,
Krzesłem zaszczytu, mięsiwem i kielichami gęstemi;
Teraz cię wzgardą ukarzą, boś jak niewiasta się sprawił.
Ruszajże podła laleczko, albowiem za mojém ustępstwem,
Nie uprowadzisz w okrętach; i pierwéj zgubę ci zeszlę“.
Tak powiedział; Tydejda w umyśle rozważał wątpliwie,
Czyli nawrócić rumaki by obces walkę rozpocząć.
Trzykroć się zastanawiał w umyśle przytomnym i sercu,
Wróżbę Trojanom podając walnego w bitwie zwycięztwa.
Hektor na Trojan zawołał dobywszy głosu całego:
„Likijczycy, Trojanie i z blizka walczący Dardanie!
Bądźcie mężami drodzy i walki na ostro pamiętni;
Sławy i całéj przewagi, a zgubę Danajom gotuje;
Głupi, którzy ten oto warowny mur wymyślili,
Lichy, nietrudny do wzięcia; co męztwa naszego nie wstrzyma.
Łacno albowiem rumaki wybrane rowy przesadzą.
Niechajże mi w pogotowiu trzymają ogień palący,
Żebym zapalił okręty płomieniem, a samych Argeiów
[Pozabijał w okrętach, gdy w dymie przytomność utracą]“.
Tak powiedziawszy na konie zawoła i głosem je pędzi:
Teraz opiekę nagrodźcie staranną, co miała nad wami
Andromache córeczka zacnego Ejetiona.
Ona wam zawsze najpierwej pszenicę pożywną sypała,
[Również i wino mięszała do picia gdy była ochota],
Teraz pędźcie mi naprzód co żywo, ażebyśmy wzięli
Tarczę Nestora, o któréj aż w niebie wieści roznoszą,
Jako że cała ze złota i takież od wnętrza ma drążki;
Zaś Diomedzie z ramienia porwiemy, koni poskromcy,
Żebyśmy tyle zdobyli, to myślę, że wtedy Achaje
Jeszcze téj nocy by wsiedli na szybkobieżące okręty“.
Tak on dumnie przemawiał; zgniewała się Here dostojna
Aż na tronie się trzęsła i wielkim ruszyła Olimpem;
„Przebóg o lądotrzęsco potęgi szérokiéj, na widok
Zgonu Achajów, czyż tobie się serce w duszy nie kraje?
Wszakże ci oni do Ajgów i Heliki dary zwozili
Mnogie i pocieszające, więc pomóż im do zwycięztwa.
Trojan zgnębić i Zewsa szérokogłośnego zatrzymać,
Toby dopiero się martwił siedzący samotnie na Idzie“.
Wielce zagniewan odrzecze jéj na to ziemią trzęsący:
„Hero w twéj mowie zuchwała, o jakież to słowo wyrzekłaś.
Zewsa Kronidy powstawał, boć wielce góruje potęgą“.
Oni tak o tém wszystkiém pomiędzy sobą mówili.
Miejsce w pobliżu okrętów, pomiędzy murami a rowem,
Pełném było zarówno i koni i mężów z tarczami
Hektor Priama syn, gdyż Zews go chwałą obdarza.
Byłby on wtedy zapalił płomiennym ogniem okręty,
Gdyby nie Here dostojna Atrydę w sercu natchnęła,
Któren i tak już czynny, Achajów raźnie pobudził.
Wielki swój płaszcz z purpury podnosząc w ręce żylastéj;
Stanął przy ciemnym okręcie Odyssa, o brzegu wysokim
Umocowanym na środku; by zewsząd go można usłyszeć.
[Bądź ze strony Ajaxa Telameńczyka namiotów,
Ustanowiła, ufając odwadze i sile ramienia;]
Wtedy zawołał, by wskroś Danajskich szeregów był słyszan:
„Wstyd niedołęgi wierutne, Argeie napozór waleczni!
Gdzież się przechwałki podziały, gdy mieliśmy się za najlepszych,
Z wołów o rogach wysokich zjadając mięsiwa dostatkiem,
Połykając kielichy pieniące się winem do brzegu;
Wtedyby każden był stu, lub dwustu Trojanom w potyczce
Placu dotrzymał, a teraz jednego nie warci Hektora
Zewsie rodzicu czyż kiedyś którego z królów przemożnych
Tak napawałeś goryczą i chwałyś go wielkiéj pozbawił?
Twierdzę albowiem żem nigdy ołtarza twojego nie minął,
Wspaniałego, w okręcie wiosłowym tutaj się wlokąc;
Dążąc do tego by Troję warowną wywrócić do szczętu.
Zatem to jedno życzenie mi spełnij o Zewsie przemożny,
Żebyś nam chociaż uciekać dozwolił i zguby uniknąć,
Nie dopuszczając by tak Achaje Trojanom ulegli.“
Przystał by naród się całym pozostał i zguby uniknął.
Orła mu zatem posyła, najlepszéj on wróżby jest znakiem,
Trzymającego w szponach koźlątko, płód łani lękliwéj;
Przed ołtarzem Diosa prześlicznym koźlątko wyrzucił,
Oni poznawszy, iż ptak rzeczywiście od Zewsa przyleciał,
Raźniéj skoczyli w Trojańskie szeregi by walczyć ochoczo.
Wtedy się nikt nie poszczycił z Danajów, choć wielu ich było,
Jako że końmi rączemi wyprzedził syna Tydeja,
Przed innemi Trojanom porywa męża zbrojnego,
Fradmonidę Agela, co końmi uciekać zamierzał;
W plecy mu wepchnął dzidę, gdy właśnie w tył się odwracał,
W środek pomiędzy ramiona i piersi mu przeszył na wylot.
Za nim tuż Agamemnon i brat Menelaj Atrydzi,
Zaś Ajaxowie za niemi spieszyli z odwagą zaciętą,
Po nich Idomen, a z nim towarzysz Idomeneja,
Merion, odwagi téj saméj, co Enyal mężów morderca;
Tewker dziewiąty wystąpił i łuk naciągał sprężysty,
Stanął atoli za tarczą Ajaxa Telamończyka.
Ajax niekiedy swéj tarczy uchylał, a wtedy bohater
Śledził oczyma; gdy kogoś ugodził strzałę puściwszy
On zaś nazad wracając jak dziecko do matki się tulił
Ku Ajaxowi, a ten go tarczą przykrywał świecącą.
Kogóż tam z Trojan pierwszego uprzątnął Tewker waleczny?
Najpierw Orsilochosa, Ormena i Ofelestę,
Amopaona, Polyaimonidesa i Melanippa;
[Wszystkich jednego po drugim na ziemię powalił rodzącą].
Jego ujrzawszy się cieszył narodów książe Atrydes,
Niszczącego z pod łuku tęgiego szeregi Trojańskie;
„Tewkrze Telamończyku najdroższy, władyko narodów!
Zawsze tak strzelaj, ażebyś na chwałę Danajom posłużył,
Oraz i Telamonowi, co z mała cię chował jak ojciec
W domu cię swoim pilnując, aczkolwiek jesteś nieprawym;
Ale ci to zapowiadam i tak z pewnością się stanie.
Jeśli mi egidodzierżca dozwoli Zews i Athene,
Miasto wybornie stawiane Iliony zburzyć do szczętu,
Wtedy pierwszemu po sobie zaszczytną doręczę nagrodę,
Albo niewiasta, co łoże przy tobie będzie zajmować“.
Tewker nieskazitelny mu rzeknie na to w odpowiedź:
„Najsławniejszy Atrydo, dlaczego mnię naglisz, acz pilno
Mnie jest samemu? zaprawdę o ile sił tylko starczy,
Odtąd łukiem pracując kolejno mężów zabijam.
Ośm wypuściłem strzał zakończonych ostrzem podłużném,
Wszystkie utkwiły w ciele mołojców, jak Ares odważnych;
Tego jednego nie zdołam ugodzić sobakę wściekłego“.
Wprost na Hektora, łaknęło mu serce by jego ugodził.
Ale go chybił, natomiast Gorgythia nieskazitelnego,
Syna dzielnego Priama ugodził w piersi pociskiem;
Jego to matka poboczna z Ajzymy wzięta rodziła,
Równie jak główki makowe na stronę w sadzie się chylą,
Obciążone owocem, zwilżone dészczem wiosennym,
Takoż i jemu się głowa schyliła pod hełmu ciężarem.
Jeszcze w tém inną strzałę wypuszcza Tewker z cięciwy
Ale i wtedy go chybił; odwrócił takową Apollon;
Archeptolema natomiast woźnicę dzielnego Hektora,
Dążącego do walki ugodził w piersi w brodawkę.
Z wozu wyleciał, a konie w popłochu w tył się cofnęły,
Serce Hektora żal srogi obejmie o swego woźnicę,
Ale go tam pozostawił jak leżał, acz gorżko strapiony,
Bratu zaś Kebrionowi co blizko stał nakazuje,
Lejce pochwycić rumaków, a tenże chętnie usłuchał.
Głosem ryknąwszy straszliwie i dłonią chwyciwszy za kamień,
Wprost na Tewkra naciera pragnący z duszy go trafić.
Tamten atoli z kołczana wyjąwszy strzałę kończystą,
Do cięciwy przykłada, lecz wtedy go Hektor ugodził
Dzieli obojczyk, a rana zazwyczaj bywa śmiertelną;
Tam godzącego na niego kamieniem uderzył spiczastym,
I cięciwę mu zerwał; na zgięciu mu ręka zdrętwiała;
Stanął i padł na kolana, i łuk mu z ręki wyleciał.
Ale nadbiega co żywo i tarczą go swoją przykrywa;
Dwaj ulubieni druhowie schyliwszy się potém ku niemu,
Syn Echiosa Mekistes i bogom podobny Alastor,
Ciężko stękającego ponieśli do gładkich okrętów.
Oni więc parli Achajów naprosto fossy głębokiéj;
Hektor pomiędzy pierwszemi nacierał ufając swéj sile.
Równie jak pies zajadłego lwa, lub odyńca dzikiego
Chwyta od tyłu zębami, szybkiemi ścigając nogami,
Takoż i Hektor Achajów dogania bujnokędziernych,
Wciąż zabijając ostatnich w szeregu; lecz oni pierzchali.
Kiedy zaś po za fossę i ostrokoły przebiegli
Uciekając, a wielu Trojańskim dłoniom uległo,
Jedni na drugich wołając i wszystkich niebian wzywają,
Ręce podnosząc do góry i każden usilnie się modli;
Hektor zaś obróciwszy dokoła grzywiaste rumaki
Miał wejrzenie Gorgony lub męże mordercy Aresa.
Zaraz więc do Atheny lotnemi odzywa się słowy:
„Przebóg, egidodzierżcy Diosa córo, czyż nigdy,
Nawet w ostatku nad zgonem Danajów się nie zlitujemy?
Oni losu ciężkiego spełniwszy miarę, pod rzutem
Hektor Priama potomek, już wiele on złego dopełnił“.
Rzeknie jéj na to bogini o sowich oczach Athene:
„Bodajby tenże zaprawdę postradał życie i siły,
Pod Argeiów rękoma skruszony w ziemi ojcowskiéj;
Srogi i zawsze złośliwy, zawada méj nienawiści.
Tego mi zaś nie pamięta, że bardzo często mu syna
Zmordowanego w zapasach Erystesowych zbawiłam.
Wtedy on błagał ze łzami do nieba, lecz mnię to wyprawił
Żebym to wtedy już była w umyśle rozumnym poznała,
Kiedy go wysłał do Hada o bramach szczelnie zamkniętych,
Żeby sprowadził z Erebu Hadesa kundla groźnego,
Byłby się pewno nie schronił przed Styxa nurtami bystremi.
Która mu pieści kolana i ręką za brodę ujęła,
Domagając się pomsty dla grodobórcy Achilla.
Nazwie on późniéj mnię znowu swą drogą o sowich oczętach.
Teraz dla nas rumaki zaprzęgaj o silnych kopytach,
Pójdę się bronią na wojnę opatrzéć, ażebym widziała,
Czy téż Priama synalek o hełmie Hektor powiewnym,
Będzie się cieszył, gdy my się ukażem w bitwy granicach.
Wtedy niejeden z Trojan sobaki i ptaki drapieżne,
Rzekła; nie była przeciwną Hera o białych ramionach.
Więc zaprzęga pospiesznie o złotych naczółkach rumaki,
Here najstarsza bogini, wielkiego córa Kronosa;
Egidodzierżcy zaś córa Diosa, Pallas Athene,
Różnobarwną, co sama własnemi uprządła rękoma;
Potém zaś chiton przywdziawszy Diosa co chmury gromadzi,
Całym się zbroi rynsztunkiem na opłakaną potyczkę.
Potém na wóz płomienisty wstąpiła, chwyciła za dzidę,
Hufce, na których się córa strasznego ojca pogniewa.
Here zaś szybko batogiem rumaki do ruchu pobudza.
Bramy niebieskie się z hukiem rozwarły, trzymają je Hory
Którym powierzon jest Olimp i całe niebo szerokie,
Przez takowe kierują swe konie pędzone kolcami.
Kronid ojciec zoczywszy to z Idy zagniewał się srodze;
Zaraz wysyła z poselstwem Irydę o złotych skrzydełkach:
„Ruszaj mi szybka Irydo, napowrót ich zwróć i nie dawaj
Zapowiadam albowiem i na tém z pewnością się skończy;
Sparaliżuję im obum rumaki rącze u wozu,
Same atoli z siedzenia wyrzucę i wozy potrzaskam;
Nawet zaś w latach dziesięciu w okręgu powracających,
Niech Sowiooka zmiarkuje, co znaczy na ojca powstawać.
Tyle zaś żalu do Hery nie czuję ani się gniewam,
Zawsze albowiem przywykła przeszkadzać temu co rzeknę“.
Rzekł; do poselstwa się Iris o wietrznych nóżkach zabiera;
Ona przy wrotach najpierwszych Olimpu wielokątnego
Przytrzymuje spotkawszy i słowo im Zewsa powtarza:
„Dokąd spieszycie? Dlaczego wam serce w piersi się burzy?
Nie dozwala wam Kronid Argeiom pomocy udzielać.
Że wam sparaliżuje u wozu szybkie rumaki,
Same was potém z siedzenia wyrzuci i wozy potrzaska;
Nawet zaś w latach dziesięciu w okręgu powracających,
Nie zabliźnią się rany przez jego pioruny zadane;
Tyle zaś żalu do Hery nie czuje i za złe jej nie ma,
Zawsze albowiem przywykła przeszkadzać temu co rzecze.
Wrogą zaś jesteś, i suką bezwstydną, jeżeli naprawdę
Śmiesz naprzeciwko Diosa ogromną dzidę podnosić.“]
Here zaś do Atheny się z taką mową odezwie:
„Przebóg egidodzierżcy Diosa córo, ja więcéj
Nie chcę wbrew Diosowi, dla ludzi walczyć śmiertelnych.
Niechże pomiędzy niemi ów ginie, a tamten pożyje,
Danajom i Trojanom niech prawa jak zechce nakłada.“
Rzekłszy kieruje na powrót o silnych kopytach rumaki,
Onym zaś Hory wyprzęgły rumaki strojne grzywami;
Przywiązując je potém do żłobu ambrozyjskiego,
Tamte zaś na złocistych krzesełkach miejsce zajęły,
Między innemi bogami, w umyśle lubym strapione.
Zews od Idy swe konie i wóz opatrzony kołami
Ku Olimpowi kierując do bogów siedziby się dostał.
Wóz pod wystawę zatoczył i nad nim oponę rozciągnął;
Potém zaś Zews o szérokiém spojrzeniu na tronie złocistym
Usiadł; pod jego stopami się zachwiał Olimp ogromny.
One samotnie z daleka od Zewsa Athene i Here
On tymczasem rozpoznał co w sercach ważyły i rzecze:
„Czegóż tak zakłopotane jesteście Atheno i Hero?
Nie utrudzone jesteście tak bardzo przez walkę zaszczytną,
Gnębiąc Trojany, dla których nienawiść srogą żywicie.
Ze mną nie pokierują i wszyscy bogowie Olimpu.
Przestrach atoli już was za gładkie pochwycił kolana,
Zanim ujrzałyście wojnę i dzieła okropne wojenne.
Ale wam zapowiedziałem i tak by się było skończyło;
Wrócić byście nie mogły do bogów siedziby Olimpu.“
Rzekł; obruszyły się na to i Here i Pallas Athene;
Blisko przy sobie siedziały, Trojanom biedę gotując.
Wprawdzie Athene cicho siedziała i słowa nie rzekła,
Here zaś gniewu niemogąc pomieścić w piersi wyrzecze:
„Najstraszliwszy Kronidzie, jakie to słowo wyrzekłeś!
Wszakci nam dobrze wiadomo, że siła twa niezwyciężona;
Ale jednakże bolejem nad kopijnikami Danajów,
[Zatem się wprawdzie od wojny wstrzymamy jak nakazujesz,
Tylko choć radę podamy Achajom na własną ich korzyść,
Żeby nie wszyscy ginęli z powodu gniewu twojego.“]
Odpowiadając jéj na to przemawia Zews chmurozbiórca.
Poznasz jeżeli zechcesz, o Hero bystrego wejrzenia,
Mszczącego Argejskich dzidowców liczne szeregi.
Nie ustanie albowiem od walki Hektor potężny,
Zanim się szybkobieżący Pelejon z okrętów nie ruszy,
W ścisku okropnym potykać, przy Patroklosie poległym].
Takie już jest przeznaczenie. O ciebie nie troszczę się wcale
Że się gniewasz, a nawet chociażbyś do granic ostatnich
Ziemi dotarła i morza, gdzie siedzą Japetos i Kronos,
Ani téż wiatry ucieszą, wokoło zaś Tartar bezdenny.
Niechbyś aż tam się dostała wędrując, i wtedy o twoje
Dąsy ja nie dbam, albowiem już nie ma zuchwalszéj nad ciebie.“
Rzekł; nie ozwała się wcale o białych Here ramionach.
Ciemną noc zaciągając na ziemię pokarmy rodzącą.
Przeciw Trojan życzeniu zagasło światło; Achajom
Trzykroć zaś pożądane zapadły nocne ciemności.
Trojan atoli naradę prześwietny Hektor zgromadził,
W miejsce gdzie wolne od trupów się pole ukazywało.
Z wozów zeszedłszy na ziemię słuchali słowa co mówił
Hektor od boga lubiany, trzymając kopią w ręku,
Długą na stóp jedenaście; od któréj proporca świeciło
Na niéj tedy oparty, w te słowa do Trojan przemawia:
„Posłuchajcie Trojanie, Dardany i sojusznicy;
Teraz myślałem, że statki zniszczywszy i wszystkich Achajów,
Będziem się nazad wracali do Ilion wiatrami owianéj;
Naród Argeiów i statki u brzegu morza głośnego.
Teraz atoli nam trzeba się godzić z nocnemi cieniami,
I przygotować wieczerzę; lecz wy grzywiaste rumaki
Wyprzęgajcie od wozów rzuciwszy im obrok dostatni;
Spiesznie, a razem i wina co serce pociesza przynieście,
Strawy do tego z domostwa i drzewo na kupę zbierajcie,
Byśmy przez całą noc, aż nowa zaświta jutrzenka,
Mnogie palili ogniska i łuna do nieba sięgała;
Nie zechcieli uciekać po łonie morza obszerném.
Żeby przynajmniej bez troski na statki nie siedli bezpiecznie;
Niechże dopiero się w domu wyleczy od srogich pocisków
Ugodzony, to strzałą, lub dzidą ostrokończystą,
Lękał koni poskromcom gotować Aresa łzawego.
W mieście od bogów lubiani keryxy niechaj ogłoszą,
Żeby się młodzież, i starce o skroni szronem okrytéj,
Rozłożyli po mieście przy wieżach stawiania boskiego;
Ognie wielkie założą; i straż bezustanną zachować,
Żeby zasadzką do miasta nie weszli gdy wojska nie będzie.
Niechaj tak będzie Trojanie szlachetni jako zalecam
[Słowa, które mówiłem za zdrową niech radę obstoją,
Mam zaś niepłonną nadzieję w Diosie i innych niebianach
Że mi się uda wypędzić tych psów złym losem zesłanych.
[Których nam przeznaczenie przyniosło na ciemnych okrętach].
Miejmy się więc na baczności przez całą noc bez ustanku,
Będziem przy gładkich okrętach pobudzać srogiego Aresa.
Będę ja widział, czy mnię Tydejda odważny Diomed,
Od okrętów ku murom odeprze, lub czyli ja śpiżem
Jego zabiję, i krwią zbroczone łupy odniosę.
Nadstawioną wytrzyma; lecz sądzę, że między pierwszemi
Będzie leżał zabity i liczni przy nim druhowie,
Kiedy nam w dniu jutrzejszym zaświta słonko. Bodajem,
Tak był nieśmiertelnym i młodym po wszystkie czasy,
Jako że dzień obecny Argeiom zagładę przyniesie“].
Tak się Hektor odezwał; krzyknęli na zgodę Trojanie.
Oni konie wyprzęgli z pod jarżma spocone, i potém
Przywiązują linkami każden do wozu swojego;
Spiesznie, a razem i wina co serce pociesza przynieśli.
Strawy do tego z domostwa i drzewo na kupę zebrali.
[Hekatomby zupełne dla nieśmiertelnych gotują],
Z których woń od równiny do nieba wiatry podnoszą
Nie chcą, bo wielce im była Iliona znienawidzona
Jakoż i Priam i naród Priama do kopji dzielnego].
Tamże z otuchą na miejscu dzielącém wojska od siebie,
Całą noc przesiedzieli, przy licznie palących się ogniach.
Odznaczające się świecą, gdy cisza powietrze zalega;
[Szczyty i strome wyżyny się wszystkie uwydatniają,
Oraz doliny, zaś ether niezmierny się w niebie rozchodzi];
Wszystkie się gwiazdy ukażą, a pasterz w sercu się cieszy;
Trojan się ogniów paliło, świecących naprzeciw Iliony.
Ognie tysiączne w równinie się palą, a koło każdego
Pięćdziesięciu siedziało przy blasku ognia żywego.
Konie zaś biały jęczmień skubiące spokojnie i szporek
Popłoch boski owładnął przestrachu mroźnego towarzysz;
Bólem nieznośnym zaś wszyscy najlepsi byli rażeni.
Jak dwa wiatry poruszą rybami morze obfite,
Podnoszące się nagle, a wszędy się ciemne bałwany
Wznoszą do góry, za morze przeliczne trawy rzucając;
Takoż i serce Achajom boleśnie się w piersi krajało.
Ciężką na sercu boleścią Atreja potomek przybity,
Żeby imiennie do rady wołali męża każdego,
Byle nie głośno; a sam pomiędzy pierwszemi się krząta.
Zatém na radę zasiedli zmartwieni; lecz Agamemnon
Stanął zalany łzami, jak źródło o wodzie głębokiéj,
Tak on ciężko wzdychając Argejom rzeknie te słowa:
„Towarzysze kochani Argejów książęta i wodze!
Wielki Zews Kronida, nieszczęsnym związał mnię losem;
Srogi, co kiedyś napewno zaręczył mnię i zapewnił,
Teraz mi zawód okrutny gotuje i każe bym wracał,
Z hańbą do Argos napowrót, straciwszy tyle narodu.
[Takoto Zews przemożny podoba sobie uczynić,
Który już tylu miast szczyty do góry nogami przewrócił,
Teraz co mówię słuchajcie i wszyscy zgódźcie się na to;
Uciekajmy z okręty do drogiéj ziemi ojczystéj,
Nie zdobędziemy już bowiem Troji szérokoulicznéj.“
Tak przemówił; a wszyscy zostali w milczeniu głębokiém.
Późno się wreszcie odezwał Diomed o głosie donośnym:
„Tobie się najprzód Atrydo nierozważnemu sprzeciwię;
Taki bo zwyczaj o królu, w naradzie; nie gniéwaj się o to.
Moją odwagę niedawno zganiłeś wobec Danajów,
Wszystko to jest Argejom, tak dobrze młodym jak starym.
Jedném ciebie obdarzył syn Krona niezbadanego;
Razem ci z berłem nadawszy, byś był nad wszystkich szanowan,
Ale odwagi, co jest największą potęgą, ci nie dał.
Byli nieskorzy do wojny i tak bezsilni, jak twierdzisz?
Jeśli atoli nakłania cię serce, ażeby powracać,
Wracaj, otwarta ci droga, i blizko na morzu okręty
Stoją, które z Mykeny za tobą liczne przybyły.
Póki nie zniszczym Iliony; jeżeli zaś inni tak samo
Będą uciekać z łodziami do drogiéj ziemi ojczystéj,
Wtedy Sthenelos i ja będziemy walczyli, aż końca
Troji się doczekamy, przybywszy za boskim wyrokiem.“
Pochwalając te słowa Diomeda koni poskromcy.
Między niemi powstawszy się Nestor witeź odzywa:
„Synu Tydeja nietylko w potyczce jesteś walecznym,
Ale i w radzie pomiędzy rówiennikami najpierwszy;
Ani się tobie sprzeciwi; lecz mowy niedokończyłeś.
Młodym ci wprawdzie jesteś, i mógłbyś synem być moim
Wiekiem ostatnim, a jednak przemawiasz bardzo rozsądnie
[Wobec książąt Argejskich i wszystko do rzeczy mówiłeś].
Wszystko wypowiem i przejdę, i pewno nikt mojéj mowy
Lekko ważyć nie będzie, chociażby i król Agamemnon.
[Niechaj będzie wyzutym z ogniska rodu i prawa
Każden co dąży do wojny w narodzie, żałobę niosącéj].
Zatém wieczerzę gotujmy; niech wartownicy się każden
Koło fossy gromadzą na zewnątrz muru wybranéj.
Wszystko to nakazuję młodzianom, atoli następnie
Stanij na czele Atrydo, bo z książąt jesteś najpierwszym.
Napełnione masz winem namioty, co łodzie Achajów
Codzień od strony Thrakii, na morzu przywożą szérokiém;
Wszystkich możesz ugościć, bo nad wieloma panujesz.
Kiedy się wielu zgromadzi, usłuchaj tego co lepszą
Rady rozumnéj i zacnéj, bo wrogi w pobliżu okrętów
Liczne palą ogniska; czyż można z tego się cieszyć?
Noc zaś obecna wojska przyprawi o zgubę lub zbawi“.
Rzekł, wysłuchali go wszyscy uważnie i robią co kazał.
Z Thrazymedem Nestora synem, pasterzem narodów,
Koło potomków Aresa, Jalmena i Askalafosa,
Z niemi się wybrał i Merion, Afarej i sławny Dejpyros,
Wreszcie im boski Lykomed Krejonta syn towarzyszył.
Młodych postępowała, z tęgiemi w rękach dzidami.
W środek pomiędzy fossę i mur zaszedłszy usiedli;
Tam zapalili ogniska i każden wieczerzę gotował.
Starców atoli Atrydes, przedniejszych z Achajów prowadzi
Oni do przygotowanéj sięgają rękoma zastawy.
Wreszcie gdy jadła i picia wszelkiego mieli do syta,
Wtedy staruszek najpierwszy swój zamiar objawić poczyna;
Nestor, którego się rada i wprzód najlepszą zdawała;
„Najsławniejszy Atrydo Agamemnonie władyko!
Z tobą zakończę i z tobą rozpocznę, z powodu że wielu
Królem jesteś narodów, i masz udzielone od Zewsa
Berło i sprawiedliwość, ażebyś im przewodniczył.
Oraz innego zamiary wykonać, gdy dusza mu każe
Ku dobremu przemawiać; od ciebie zależy co pocznie.
Powiem atoli co mnię się wydawać będzie najlepszém.
Nikt albowiem od téj nie wynajdzie lepszéj porady,
Odkąd ty, od boga zrodzony, Bryzeidę młodą
Achillowi na złość z namiotu jego porwałeś,
Przeciw zdaniu naszemu; bo wtedy ja tobie zaprawdę
Odradzałem usilnie, lecz ty w umyśle schardziałym,
Obraziłeś, i dar zaszczytu porwałeś. Na teraz
Zastanówcie się jakby namową jego ugłaskać,
Szlachetnemi darami i słowy pełnemi słodyczy.“
Odpowiada mu na to narodów król Agamemnon:
Zawiniłem i sam nie zaprzeczam. Od wielu narodów
Więcej jest wart ten mąż, co go w sercu Zews umiłował,
Któren go tak uszanował i zgnębił naród Achajów
Kiedy atoli zgrzeszyłem nędznego pociągu słuchając,
Zatém wobec was wszystkich bogate dary wymienię:
Siedm trójnogów nowiutkich i dziewięć złota talentów,
Naczyń świecących dwadzieścia, do tego dwanaście rumaków,
Tłustych, wygrywających, co biegiem zebrały nagrody.
Ani mu téż nie zabraknie złota wartości wysokiéj,
Które w nagrodzie przyniosły o tęgich kopytach rumaki.
Siedem dołożę i kobiet, wytwornych robót świadomych,
Z Lesbii, które gdym ongi pokonał Lesbos obszerny,
Te mu daruję, a z niemi tamtę co kiedyś zabrałem,
Młodą Bryzejdę i na to przysięgę składam prawdziwą,
Żem jéj łoża się nigdy nie tykał i z nią się nie łączył,
Jako jest zwyczaj u ludzi pomiędzy niewiastą i mężem.
Miasto szérokie Priama bogowie dozwolą pokonać,
Niechaj okręty do syta napełnia złotem i miedzią
Przy wsiadaniu, zaś kiedy łupami Achaje się dzielić
Będziem, niechaj wybierze Trojańskich kobiet dwadzieścia,
Gdy zaś, w Argos Achajski, wybraną ziemię powrócim,
Zięciem niechaj mi będzie, na równi go uczczę z Orestem,
Któren, mój ulubieniec, się w pełnym chowa dostatku.
Córki mi trzy się rodziły w domostwie wybornie stawianém,
Której pożąda niech bierze za lubą, i wiana nie dając,
Niechaj prowadzi do domu Peleja, dołożę dostatków
Tyle, jak nigdy jeszcze w wyprawie córce nie dano.
Miast zaludnionych obficie siedmioro na własność mu nadam,
Fery co słyną świętością i gęsto zarosłą Antheję,
Pięknie leżącą Ajpeię i sławny z winnic Pedazos.
Wszystkie nad morzem, o miedzę od piaszczystego Pylosu.
Tam zamieszkują mężowie bogaci w bydlęta i trzodę,
Przypadające mu z berła obfite znosząc daniny.
Wszystko dla niego to zrobię, jeżeli gniewu zaniecha.
Niech się zwycięży (bo tylko Hades przebłagać się nie da;
To téż go ludzie ze wszystkich bogów najwięcéj nie cierpią);
Oraz o ile dojrzałym się szczycę wiekiem przodować.“
Nestor, witeź Gereński, w odpowiedź na to mu rzecze:
„Najsławniejszy Atrydo i władco Agamemnonie!
Gardzić nie można darami co Achillesowi przeznaczasz;
Do namiotów co prędzej Peleusa syna Achilla.
Zatém ja ich wypatrzę, zaś oni niech będą posłuszni.
Niechaj Fojnix od bogów lubiany wystąpi na czele,
Wielki Ajas następnie, a wreszcie boski Odyssej;
Ręce wodą pokropcie i ciszę nabożną nakażcie,
Żeby Diosa przebłagać, a może będzie mieć litość.“
Tak powiedział: a wszystkim się spodobały te słowa.
Zaraz im wodę na ręce keryxy obficie nalali;
I począwszy od prawej kolejno wszystkim rozdają;
Pokropiwszy na cześć i wypiwszy co stało ochoty,
Z Agamemnona Atrydy namiotu się wybierają.
Mnogie im daje zlecenia, bohater Nestor Gereński,
By się starali przebłagać nieskazitelnego Pelejdę.
Poszli więc obaj nad brzegiem szumiących groźnie bałwanów,
Ziemiodzierżcy co lądem potrząsa niemało ślubując,
Żeby z łatwością przekonać wyniosłą, myśl Aeakidy.
Grającego znaleźli ku serca pociechy na lutni,
Pięknéj, roboty misternéj, koziołek był na niéj ze srebra;
Z łupów takową był zabrał, gród Ejetiona zburzywszy;
Duszę takową pokrzepiał, o sławie mężów śpiewając.
Wyczekując gdy śpiewać przestanie wnuk Ajakosa.
Postąpiwszy ku niemu, na czele boski Odyssej,
Zatrzymali się przed nim. Zdziwiony powstał Achilles
Z lutnią zarazem, i krzesło na którém spoczywał opuścił.
Z niemi się tedy witając przemówił szybki Achilles:
„Witam was jako najdroższych mi gości; nieszczęście jest wielkie,
Ale choć zagniewanemu, z Achajów jesteście najmilsi.“
Tak powiedziawszy za sobą prowadził ich boski Achilles,
Do Patrokla się zaraz odezwał co siedział w blizkości:
„Większy nam tutaj krater Menojtia synu zastawiaj,
Wina lepszego namięszaj i kielich przygotuj każdemu.
Męże najulubieńsi pod moją strzechę przybyli.“
Tenże stolnicę od mięsa do blasku płomienia przysunął,
Na niéj comber barana i kozy pasionéj rozłożył,
Również i wieprza paśnego krzyżówkę od sadła kapiącą.
Automedon potrzymał, a krajał boski Achilles.
Boski zaś Menojtiades rozniecił ogień potężny.
Potém kiedy się ogień wypalił i zgasło zarzewie,
Głownie do kupy zebrawszy nad niemi rożna rozciągnął,
Które oparłszy na widłach, dar boży soli przymięszał.
Chleba nabrawszy Patroklos każdemu na stole w koszykach
Pozastawiał ozdobnych, podzielił zaś mięso Achilles.
Potém swe miejsce zająwszy naprzeciw boskiego Odyssa,
Koło przeciwnéj ściany, Patrokla wzywa by bogom
Oni do strawy gotowo leżącéj sięgają rękoma.
Wreszcie gdy jadła i picia wszelkiego mieli do syta,
Ajas Foinixowi dał znak. Zrozumiawszy Odyssej
Pełnym wina kielichem wypija w ręce Achilla:
Tak w obozie, w namiotach Agamemnona Atrydy,
Jakoż znowu i tutaj; albowiem obfita zastawca
Stoi przed nami, lecz nam o biesiadę miłą nie chodzi;
Ale, od boga zrodzony, gdy klęskę okrutną widziemy,
Łodzie wiosłami zdobione, jak ty nie uzbroisz się w męztwo.
Blizko ci bowiem okrętów i muru stanęli obozem
Duszy wyniosłéj Trojanie i sojusznicy przesławni,
Liczne palący ogniska w szeregach, i mówią że na tém
Zews Kronida do tego przychylne im znaki objawia,
Grzmiąc od prawéj; a Hektor ze swojéj dumny odwagi,
Diosowi ufając straszliwie się miota i nie dba,
Ani o bogów i ludzi, lecz wściekłość ogarnia go sroga.
Grozi albowiem że utnie wysokie dzioby okrętów,
One zaś w ogniu niszczącym popali, atoli Achajów
Koło okrętów pokona, przed dymem uciekających.
Tego się wielce obawiam w méj duszy, ażeby mu groźby
Zginąć w Troji, z daleka od koniorodnego Argosu.
Zatém jeżeli masz wolę, to późno choć synów Achajskich
Marnie ginących wyratuj od natarczywości Trojańskiéj.
Żal by ci późniéj samemu pozostał, bo nie ma już środka
Staraj się żebyś Danajom odwrócił grożący dzień zguby.
Drogi mój, wszakże ci tak twój ojciec Pelej zalecił
W onym dniu kiedy z Fthyi do Agamnona cię wysłał:
,Niechaj ci dziecko kochane odwagi Athene i Here
Naucz się w sercu powściągać, bo dobroduszność jest lepszą;
Zwady co myśli złośliwe poddaje unikaj, ażeby
Czcili cię więcéj Argeje zarówno starzy jak młodzi!‘
Stary cię tak napominał, nie baczysz; atoli choć teraz
Dary wspaniałe położy, jeżeli gniew twój porzucisz.
Jeśli mnię tedy zechcesz usłuchać to ja ci wyliczę,
Jakie ci dary w namiocie obiecał król Agamemnon;
Siedm trójnogów nowiutkich i dziesięć złota talentów,
Tłustych, wygrywających, co biegiem zabrały nagrody.
Biednym nie będzie ten mąż, któremu to się dostanie,
Ani mu téż nie zabraknie złota wartości wysokiéj,
Które Atrydzie przyniosły w nagrodach rumaki bieżące.
Z Lesbii, które gdy ongi zdobyłeś Lesbos bogaty,
Sobie zatrzymał, urodą niewieści ród przewyższały.
Wszystkie ci zwraca, w ich rzędzie i tamtę co wtedy ją porwał,
Młodą Bryzejdę, i na to przysięgę składa prawdziwą,
Jako jest zwyczaj u ludzi pomiędzy niewiastą i mężem.
Wszystko to będzie odrazu gotowe, jeżeli zaś kiedy,
Miasto wspaniałe Priama bogowie dozwolą pokonać,
Statek natenczas do syta napełniaj złotem i miedzią
Będziem, wtedy wybieraj Trojańskich kobiet dwadzieścia,
Najurodziwszych co będą po jednéj Helenie Argejskiéj.
Kiedy zaś w ziemię wybraną Argosu powrócim Achajów,
Żebyś jego był zięciem, na równi cię uczci z Orestem,
Córki mu trzy się rodziły w domostwie wybornie stawianém
Chryzothemis, Laodyka i trzecia Ifianassa;
Którą z nich zechcesz zabieraj; za lubą, i wiana nie dając,
Możesz do domu Peleja sprowadzić, dołoży dostatków
Miast zaludnionych obficie siedmioro ci nada na własność,
Kardamylę, Enopę, jak Irę w pastwiska obfitą,
Fery co słyną świętością i gęsto zarosłą Antheję,
Pięknie leżącą Ajpeję i sławny z winnic Pedazos,
Tam zamieszkują mężowie bogaci w bydlęta i trzodę,
Którzy cię pewno darami zarówno jak boga czcić będą,
Przypadające ci z berła obfite znosząc daniny.
Wszystko dla ciebie to zrobi, jeżeli sierdzenia zaniechasz.
Również on sam, jak i dary, to przecież nad resztą Achajów
Zlituj się, marnie ginących wśród wojny, zaś oni jak boga
Będą cię czcić, bo dla nich szlachetną chwałę pożyszczesz.
Nawet Hektora byś teraz pokonał, co pewno do ciebie
Jemu, z pomiędzy Danajów ile ich łodzie przywiozły.“
Rzeknie mu na to w odpowiedź najszybszy biegiem Achilles:
„Z boga zrodzony Laertiadesie przebiegły Odyssie!
Twego żądania ci muszę odmówić zupełnie otwarcie,
Byście to jeden, to drugi mi nie dokuczali skargami.
Równie ja bowiem onego nie cierpię, jak bramy Hadesa,
Któren w sercu inaczéj ukrywa, a mówi inaczéj.
Ale ja tobie powiadam, co mnię się wydaje najlepszém.
Ani kto inny z Danajów, bo danku się nie ma żadnego,
Za walczenie z mężami wrogiemi bez przerwy i folgi.
Równy ma los nieczynny, jak ten co walczy gorąco,
I tak samo szacują, czy tchórza, czy męża dzielnego;
Na co mi zresztą się przyda, gdy w duszy przeniosłem cierpienia,
Wciąż moje życie narażać i ustawicznie być w boju.
Jak pisklętom bez skrzydeł podaje ptak pożywienie,
Które dopiero co złapał, choć jemu samemu brakuje;
Oraz i krwawą dobę niejedną w boju przebyłem,
Z waszych małżonek powodu z wrogami się potykając.
Miast zaludnionych dwanaście z okręty mojemi zdobyłem,
Pieszo zaś jedenaście po żyznéj krainie Trojańskiéj;
Potém Agamemnonowi Atrydzie takowe oddałem
Wszystkie, lecz on pozostając w tyle na szybkich okrętach
Odebrawszy, cokolwiek rozdzielił, a wiele zatrzymał.
Dary jednakże zaszczytu książętom i mężnym darował;
Zabrał, i lubą bogdankę zatrzymał; przy niéj spoczywając
Niech się ucieszy; lecz na cóż się zdało Argejom z Trojany
Walczyć? i na cóż narodu zebrawszy tyle sprowadził
Tutaj Atrydes? czyż nie dla pięknowłoséj Heleny?
Jedni Atrydzi? toć każden mąż zacny i dobrze myślący,
Swoją miłuje i ma ją na pieczy, tak samo jak oną
Miłowałem serdecznie, choć pozyskałem ją bronią.
Teraz wyrwawszy mi z rąk mój udział i mnię oszukawszy,
Z tobą natomiast Odyssie i z książętami innemi,
Niechaj się stara od łodzi odwrócić ogień palący.
Wszakże już bardzo wiele dokazał bez mojéj pomocy,
I warownię wystawił i mur naokoło pociągnął,
Ale i tak nie potrafi potęgę Hektora mordercy
Wstrzymać. Tak długo, jak ja się biłem w szeregach Achajów,
Nigdy się Hektor nie ważył za murem walki poczynać,
Ale się tylko do Skajskiéj bramy i buku przybliżył;
Teraz atoli gdy nie chcę potykać się z boskim Hektorem,
Jutro dla wszystkich bogów i Zewsa ofiary sprawiwszy,
Kiedy zładuję okręty i w morze takowe zaciągnę,
Będziesz widział, jeżeli zechcesz i to cię obchodzi,
Moje okręty, a w nich wiosłującą dzielnie załogę.
Jeśli pomyślną żeglugę użyczy lądem trzęsący,
Wtedy na trzeci dzień do Fthyi żyznéj dobiję.
Mam podostatkiem majątku com tutaj przybywszy zostawił,
Oraz i piękne kobiety i stali szarawéj niemało,
Które losami zyskałem; lecz dar co sam mi był wręczył,
Nazad odebrał zuchwale, potężny król Agamemnon,
Syn Atreja (donieście mu wszystko jak tutaj polecam,
Jeśli którego z Danajów się kiedyś omamić spodziewa,
Zawsze podłością się rządząc); atoli nie zdoła co do mnię,
Chociaż ma duszę sobaczą, otwarcie w oczy mi spojrzyć;
W jego zaś radzie udziału nie pragnę, odmawiam i w czynie;
Nie oszuka mnię słowy; dość na tém. Niechże spokojnie
Idzie do zguby, bo zmysły mu Zews rządzący odebrał.
Wstrętne mi są jego dary i wcale ja nie dbam o niego.
Choćby mi dziesięć, a nawet dwadzieścia razy dał tyle,
Nawet i to co posiada Orchomen i Theby egipskie,
Gdzie po domach największe bogactwa znajdzie leżące,
Gdzie sto bram się otwiera, a z każdej potrafi dwadzieścia
Mężów odrazu wyruszyć na koniach i z całym taborem;
Nawet i tém Agamemnon zamysłu mego nie wzruszy,
Zanim odpłaci zupełnie obelgę co duszę zakrwawia.
Agamemnona Atrydy zaś córki poślubić nie pragnę;
Nawet chociażby urodą Kiprydę złotą zwalczyła,
Ani jéj tak nie zaślubię; niech inny ją pojmie z Achajów,
Któren mu będzie stosownym, i większym odemnie książęciem.
Jeśli mnię bowiem wybawią bogowie i wrócę do domu,
Wtedy Pelej z pewnością mi sam niewiastę zaślubi.
Córki wysokich panów, rządzących licznemi grodami;
Którą z nich zechcę, za drogą poślubić mogę małżonkę.
Wtedy, o wieleż to razy ma dusza męzka tęskniła,
Żebym pojąwszy małżonkę za towarzyszkę dobraną,
Ale to dla mnię żywota niewarte, chociażby to wszystko,
Ile jak mówią się w mieście ozdobném Ilionie mieściło,
Dawniéj za czasów pokoju, nim przyszli synowie Achajów;
Nawet i tyle co próg łucznika zawiera kamienny,
Można ci bowiem zabierać i woły i paśne bydlęta,
Łupem pozyskać trójnogi i płowogrzywiaste rumaki,
Życie atoli człowieka zaborem napowrót nie wróci,
Ani téż łupem, jak tylko uciecze przez zębów zaporę.
Że dwojaką mnię Kiery do śmierci drogą poniosą.
Jeśli tutaj zostawszy oblegać będę Ilionę,
Wtedy przepadnie mój powrót, lecz sława mi wieczna zostanie;
Jeśli zaś wrócę do domu i drogiéj ziemi ojczystéj,
Będzie i nie tak prędko granicę śmierci przestąpię.
Miałbym ochotę i reszcie tę samą radę udzielić,
Żeby do domu wracali, bo zguby się nie doczekacie
Iliony wysokiéj, bo Zews daleko widzący
Teraz atoli wróciwszy, książętom Achajów odnieście
One poselstwo, (bo taki jest urząd zaszczytny starszyzny);
Żeby w rozumie innego, lepszego sposobu szukali,
Któryby zdołał okręty wybawić, i naród Achajski
Któren obecnie obrali, jak długo trwam w moim gniewie.
Foinix tutaj niech z nami zostając użyje spoczynku,
Żeby w okrętach do drogiéj ojczyzny ze mną powrócił
Jutro, jeżeli tak zechce; przymusem go nie uprowadzę“.
Dziwiąc się jego wyrazom, bo dziwnie potężnie przemawiał.
Późno dopiero się stary odezwał Foinix wojownik
Łzy wylewając gorące, bo bał się o łodzie Achajskie.
„Jeśli Achillu prześwietny w umyśle powrót na prawdę,
Ognia strasznego nie myślisz, bo gniewem ci serce nabrało;
Jakże bym mógł drogie dziecię przez ciebie być tu opuszczonym
Sam? Wszak z tobą mnię stary wojownik Pelej wysyłał,
Kiedy w dniu onym cię z Fthyi do Agamemnona wyprawił,
Ani téż sejmu, gdzie męże znakomitemi zostają.
W takim on celu mnię wysłał bym ciebie wszystkiego nauczył,
Mową za ciebie się wstawiał i dzielnie czynami pomagał.
Z tego powodu przez ciebie me dziecko drogie bym nie chciał
Zdjąwszy brzemie starości, że młodym napowrót zostanę,
Takim jak pierw gdym opuścił Helladę o pięknych kobietach,
Ojca zawiści się bojąc Amyntora Ormenidesa;
Któren się na mnię pogniewał o pieknowłosą kochankę.
Moją matką. Lecz ona mnię wciąż na klęczkach błagała,
Żebym z kochanką się łączył, by starca znienawidziła.
Tak uczyniłem posłusznie; lecz ojciec jak tylko zmiarkował,
Strasznie przeklinał i srogie przyzywał na mnię Erynye,
Drogie dziecie spłodzone; bogowie spełnili wyklęcie,
Groźny podziemny Zews i straszna Persefoneia.
[Zamierzałem ja wtedy go zabić ostrém żelazem,
Ale mój gniew jeden z bogów powstrzymał i w duszy przypomniał,
Żebym w narodzie Achajskim za ojcobójcę uchodził].
Wtedy zupełnie mi serce się w duszy na to wzdrygało,
Wobec zagniewanego rodzica w domu przebywać.
Wprawdzie obecni krewniacy i druhy się wielce starali,
Wiele też bydląt i ciężko chodzących wołów rogatych
Bili, a wiele pasionych wieprzów o jędrnej słoninie,
Rozciągnięto by w ogniu Hefaista je potem wyparzyć,
Z dzbanów staruszka do tego toczono miodek bez miary.
Zatém na wartę kolejno stawali i nigdy nie gasnął
Ogień, jeden pod gankiem dziedzińca ogrodzonego,
Drugi zaś na przedsionku, na prosto drzwi do sypialni.
Kiedy atoli nadeszły dziesiątéj nocy ciemności,
Otworzywszy wyszedłem i kratę dziedzińca przebyłem,
Łatwo się kryjąc przed mężów i kobiet służebnych wartami
Potém uszedłszy daleko przez włości Hellady obszerne,
Do urodzajnej Fthyi zdążyłem, trzodami obfitéj,
Tak się do mnię przywiązał, jak dziecię swe ojciec jedyne
Kocha w starości spłodzone, dziedzica wielkiego dostatku;
On mnię bogactwy obsypał i liczny naród mi poddał;
Tam Dolopami rządząc na Fthyi granicy mieszkałem.
Całém cię sercem kochając, bo nigdy z innym nie chciałeś
Ani do stołu się udać, lub smacznie w komnacie zajadać,
Zanim ja sam cię na swoich kolanach nie posadziłem,
Zeby ci mięso pokrajać, nakarmić i wino podawać.
Kiedyś wino w dziecinnéj niesforności wypluwał.
Takem się wiele dla ciebie nacierpiał i wiele umęczył,
Myśląc sobie, że kiedy własnego potomstwa bogowie
Nie użyczyli, ja ciebie Achillu do bogów podobny
Hardą więc duszę Achillu poskramiaj, bo nie powinieneś
Serce mieć twarde, wszak nawet bogowie się dadzą nakłonić
Których przecież jest większa, i cześć, potęga i cnota.
Nawet i onych kadzidłem i pokornemi ślubami
Wskutek błagania, gdy czasem kto zgrzeszył albo przekroczył.
Wszakże istnieją i Prośby, Diosa córy wielkiego,
Kulejące, skurczone, lękliwie z pod oka patrzące,
Które za winą przychodząc, takowej uważnie pilnują.
Wszystkie o wiele prześciga, i spieszy po całéj ziemicy
Ludziom na szkodę; lecz one napowrót złe załagodzą.
Zatém kto córy Diosa szanuje, gdy doń się zbliżają,
Temu pomogą skutecznie, i prośby wysłuchać umieją;
Wtedy błagają do Zewsa Kronidy podchodząc, by wina
Towarzyszyła onemu, aż srogą odpłaci pokutą.
Zatém Achillu i ty się przychyl, by córy Diosa
Cześć odebrały, co serca i reszty szlachetnych skłaniają.
Jeszcze Atreusa syn, lecz wciąż namiętnie się gniewał,
Wtedy zaprawdę bym ja ci nie radził byś gniew porzuciwszy,
Bronił Argejów od zguby, acz wielce by byli w potrzebie;
Dzisiaj zaś wiele ci daje natychmiast, a późniéj przyrzeka,
Achajskiego narodu wybrańców, a którzy i tobie
Są z Argejów najmilsi; więc nie udaremniaj ich mowy,
Ani téż drogi; co pierwéj, to gniew twój nie był niesłuszny.
Takoż i ongi nas wieść o mężów doszła zacności,
Jako się podarunkami i słowy dawali nakłamać.
Zdawna ja takie zdarzenie pamiętam, lecz rzecz ta nie nowa,
Jak się działo; i wszystkim obecnym tu lubym opowiem.
Bili się między sobą Kureci i dzielni Ajtole,
W Kalydony uroczéj obronie stawali Ajtole,
Kiedy Kureci w pożodze wojennéj ją niszczyć pragnęli.
Tamtym zaś złototronną Artemis wiele szkodziła,
W gniewie, że z pola żyznego jéj plonów nie ofiarował
Jednéj jéj niepoświęcił, Diosa córze wielkiego,
Przez niepamięć lub winę, bo zaślepionym był w duszy.
Rozgniewana bogini, co w strzałach sobie podoba,
Silnéj tuszy odyńca o kłach potężnych nasłała,
Wiele z gruntu na ziemię wywrócił drzew rozłożystych
Z korzeniami do góry i z kwieciem na owoc kwitnącym;
Aż nareszcie go ubił Ojneja syn Meleagros,
Z wielu grodów myśliwych mężów i psów zgromadziwszy,
Tak był ogromnym, i wielu na srogi stos poprowadził.
Ona w około niego wznieciła kłótnię i wrzawę,
O kudłatą skórę i łeb odyńca dzikiego,
Między Kuretów i dzielnych Ajtolów niezgodę rzuciwszy.
Wtedy się ciągle Kuretom źle działo i nigdy nie mogli,
Poza murami dotrzymać, aczkolwiek wielu ich było.
Kiedy zaś Meleagra ogarnął gniew, co każdemu
Umysł w piersi rozdyma, a nawet zupełnie rozsądnym;
Przy Kleopatrze, nadobnéj małżonce swojéj spoczywał,
Którą zwinna Marpessa, Ewena córka zrodziła
Z ojcem Idasem, co z ludzi był najsilniejszym na ziemi
Dawnych, (to téż się nawet na władcę z łukiem porywał,
Wtedy jéj w zamku ojciec i matka nadała dostojna
Alkyony przydomek, z powodu że własna jéj matka,
Równym jak nieszczęśliwy Alkyon losem dotknięta
Gryzła się, kiedy ją porwał Apollo zdala godzący);
Matczynemi przekleństwy zrażony, bo ciągle od bogów
Z płaczem takowych żądała z powodu braci zabójstwa.
Uderzała téż często rękoma ziemię żywiącą,
Przywoływując Hadesa i straszną Persefoneję
Śmierci na syna ściągnąć; w ciemności chodząca Erinys
Głos usłyszała z Erebu, bo serce ma nieubłagane.
Wkrotce téż hałas i wrzawa przy bramach powstaje, gdy lecą
Na wieżyce pociski. Błagają go wtedy Ajtolscy
Żeby się ruszył do walki za wielką ręcząc nagrodę;
Tam gdzie pola najlepsze-na Kalydońskiéj równinie,
Każą mu sobie wybierać przepyszny ziemi kawałek,
Pięćdziesięciu stajanek, w połowie na winne ogrody,
Prosił go wtedy usilnie sędziwy Ojnej wojownik,
Aż na próg wyszedłszy sypialni wysoko leżącéj,
Kołatając do szczelnéj bramy i syna błagając;
Wiele się naprosili dostojna matka i bracia;
Którzy mu byli najmilsi i najwierniejsi ze wszystkich;
Ale i wtedy umysłu mu w piersi nie nakłonili;
Zanim gęstemi pociski trafiono sypialnię, i baszty
Szturmem zdobyli Kureci i gród zapalili obszerny.
Zaklinając ze łzami, wylicza wszystkie cierpienia,
Jakie spadają na ludzi, gdy w mieście bywają zamknięci;
Mężów mordują a miasto w perzynę ogień obraca,
Porywają dzieciątka i żony fałdzisto przybrane.
Zabrał się więc i na ciało przywdziewa rynsztunek świecący.
Tak on wtedy Ajtolów od pory nieszczęścia obronił,
Męztwa słuchając własnego; lecz darów mu wcale nie dali,
Licznych i sercu przyjemnych, a zgubę za darmo odwrócił.
Bóg cię do tego nie skłania mój drogi; bo byłoby gorzéj
Bronić palących się już okrętów; lecz wzamian za dary
Ruszaj; bo czcić cię będą zarówno jak boga Achaje.
Jeśli bez darów albowiem morderczą bitwę podejmiesz,
Rzeknie mu na to w odpowiedzi Achilles biegiem najszybszy:
„Starcze ojcowski Foinixie, od boga zrodzony, nie trzeba
Takiéj mi chwały, bo sądzę, że wyrok Zewsa mnię uczcił,
Któren służyć mi będzie przy giętych okrętach, jak długo
Zaś co innego ci powiem i dobrze to chowaj w pamięci;
Duszy mi więcéj nie trudź twym płaczem i twemi skargami,
Bohaterowi Atrydzie na korzyść, a tyś nie powinien
Jego miłować, byś mnię co cię kocham wstrętnym nie został.
[Króluj na równi ze mną, i chwały połowę dostąpisz].
Oni odejdą z poselstwem, a ty pozostawszy się połóż
W łożu miękkiém; a kiedy zaświta jutrzenka będziemy
Radzić ażali w swą stronę wróciemy lub téż pozostaniem“.
Fojnixowi by łoże zgotować, ażeby coprędzéj
Tamci o wyjściu z namiotu myśleli, a w tém Telamończyk
Ajas do bogów podobny, się do nich z mową odezwie:
„Boski Laertiadesie przebiegły wielce Odyssie!
Na téj drodze dopniemy, a jak najprędzéj odpowiedź
Zanieść potrzeba Danajom, aczkolwiek niedobrze wypadło,
Którzy zapewnie tam siedzą czekając. Atoli Achilles
Duszę wyniosłą w piersi do dzikiéj passyi nastroił;
Którą, wysoko nad innych go czciliśmy zawsze przy łodziach;
Niemiłosierny; wszak nawet z powodu brata zabójstwa
Przyjął okup niejeden, lub syna własnego co zginął;
Taki natenczas po ciężkim okupie w ojczyźnie zostaje,
Kiedy mu wynagrodzono za krzywdę, lecz ciebie złośliwém
Nieporuszoném bogowie umysłem w piersi natchnęli,
Z jednéj dzieweczki powodu. Wszak siedem tobie najlepszych
Obiecujemy, i wiele prócz tego. Ty serce łagodne
Z ludu całego Danajów, i pragniem dla ciebie wyłącznie
Przyjaciółmi pozostać, jak wielu nas jest Achajów“.
Rzeknie mu na to w odpowiedź Achilles biegiem najszybszy:
„Boski Telamończyku Ajaxie przywódco narodów!
Ale mi serce od gniewu nabiera, gdykolwiek pomyślę
O tem, jak wręcz haniebnie w narodzie Argejskim się ze mną
Obszedł Atrydes, jakżeby z niegodnym jakim przybyszem.
Zabierajcie się teraz i opowiedzcie poselstwo;
Zanim Hektor bohater Priama syn doświadczonego,
Aż do namiotów i łodzi się Myrmidonów dostanie,
Zabijając Argejów i ogniem okrętów nie spali.
Sądzę albowiem, że koło méj łodzi i mego namiotu,
Tak powiedział, a każden podjąwszy kielich dwuręczny,
Pokropiwszy, do łodzi powracał, na czele Odyssej.
Towarzyszom atoli i służkom Patroklos nakazał,
Dla Fojnixa wygodne zgotować łoże co prędzéj.
Skóry, dywany i lnu przędziwa wielkowłosiste.
Tam się starzec ułożył i czekał na boską jutrzenkę.
W kącie atoli namiotu wygodnym się przespał Achilles,
Przy nim leżała niewiasta z Lesbosu przyprowadzona,
Z drugiéj się strony położył Patroklos, a miał on przy sobie
Strojną Ifidę, Achilles mu boski ją kiedyś darował,
Skyrę zdobywszy wysoką Enyeja miasto bogate.
Kiedy zaś do namiotów Atrydy tamci wrócili,
I to jeden to drugi witając powstawszy pytają;
Pierwszy ich badać zaczyna narodów król Agamemnon:
„Gadajże cenny wysoko Odyssie ozdobo Achajów;
Chceli on bronić okrętów od kieski ognia srogiego,
Doświadczony cierpieniem, Odyssej mu rzeknie w odpowiedź:
„Agamemnonie narodów królu Atrydo przesławny!
Wcale nie myśli tamten zawiści poskramiać, i owszem
Pełen jest gniewu i tobie odmawia, i twe podarunki.
Jakim sposobem wybawisz okręty i naród Achajski;
Sam zaś grozi, że razem z jutrzeką przyświtającą,
Wciągnie do morza okręty na dwie kołyszące się strony;
Również powiedział, że innym to samo doradzić zamierza,
Iliony wysokiéj, bo Zews daleko widzący
Dłońmi ją swemi ochrania, zaś wojska nabrały odwagi.
Tak powiedział, powtórzą i ci co się ze mną wybrali,
Ajas i dwoje Keryxów, obydwaj wielce roztropni.
Żeby w okrętach do drogiéj ojczyzny mu towarzyszył
Jutro, jeżeli tak zechce, przymusem go nie uprowadzi“.
Tak powiedział, a wszyscy w milczeniu głębokiém zostali
[Dziwiąc się jego słowom, bo bardzo potężnie przemówił].
Późno dopiero przemówił Diomed o głosie donośnym:
„Agamemnonie narodów królu, Atrydo przesławny!
Bodajbyś nigdy dzielnego Pelejdy nie był zaklinał,
Dary tysiączne mu dając; i tak on hardym pozostał;
Dajmy onemu nareszcie już pokój, niech sobie powraca,
Albo zostaje; na nowo on będzie walczył, gdykolwiek
W piersi odwaga mu każe, bądź Bóg mu serce pobudzi.
Wy atoli uczyńcie, jak mówię i wszyscy słuchajcie;
Strawą i winem, bo na tém odwaga i siła zależy.
Kiedy zaś piękna, o palcach różowych powstanie jutrzenka,
W kupie trzymaj usilnie i wojsko i konie przy łodziach,
Ducha dodając i sam potykaj się między pierwszemi“.
Podziwiając tę mowę Diomeda koni poskromcy.
Pokropiwszy więc winem udali się każden w namioty
Tam spoczywali na lożach i daru sennego użyli.
Całą noc spoczywali zmorzeni snem błogodajnym;
Agamemnona atoli Atrydę pasterza narodów
Błogi nie objął sen, bo wiele w duszy rozważał.
Ciągłe i nieustanne ulewy lub grady gotując,
Albo zadymkę co biało uprawną rolę pokrywa,
Bądź w zapowiedzi ogromnéj paszczy wojennéj goryczy;
Tak Agamemnon raz po raz dusznemi wzdychał piersiami
Zwłaszcza dopiero, gdy oczy w Trojańską wlepił równinę,
Mnogim dziwował się ogniom, co przed llioną gorzały,
Odgłosowi piszczałek i trąb i wrzawie wojennéj;
Kiedy atoli na łodzie i wojska spojrzał Achajów,
Zewsa błagając, a piersią łaknącą chwały oddychał.
Taka na tedy się rada najlepszą w duszy wydała,
Żeby nasamprzód się udać do Nelejskiego Nestora,
Czyby téż z nim pewnego nie zdołał ukuć zamiaru,
Wyprostowawszy się więc na piersiach się odział chitonem;
Pod błyszczące swe stopy nawiązał piękne postoły;
Potém zawiesił na ramię czerwono połyskującą
Skórę ze lwa, co do nóg mu spadała, i chwycił za dzidę.
Sen na powiekach nie spoczął), z obawy by nie ucierpieli
Argejowie, co z jego powodu na torach wilgotnych,
Przypłynęli do Troji by wojnę przedsiębrać zaciętą.
Plecy szérokie nasamprzód lamparta skórą przyodział,
Wsadził na głowę i dłonią żylastą za dzidę uchwycił.
Spieszy by zbudzić własnego brata, co dzielnie Argejom
Wszystkim panował, i w ludzie zarówno jak bóg był szanowan.
Jego znajduje gdy zbroję ozdobną na ramie przywdziewał,
Pierwszy go tedy zagadnął Menelaj o głosie donośnym:
„Czemu się zbroisz mój drogi w ten sposób? czy z druhów którego
Między Trojany chcesz wysłać na zwiady? obawiam się wielce,
Ze nikogo nie znajdziesz co tego by dzieła się podjął,
W noc ambrozyjską; zaprawdę by wielce był nieustraszonym“.
Rzeknie mu na to w odpowiedź potężny król Agamemnon:
„O Menelaju potrzeba nam rady, jak mnię tak i tobie,
Mądréj, któraby zbawić i wyratować zdołała
Nakłaniając się więcéj zaprawdę ofiarom Hektora.
Nigdym albowiem nie widział i z opowieści nie słyszał,
Żeby tak wiele zgubnego mąż jeden za dnia dokonał,
Ile od bogów lubiany uczynił Hektor Achajom,
[Dzieła wykonał, co długo jak sądzę będą Argejom
Ciążyć na duszy, tak wiele Achajom złego nabroił].
Więc Idomena co prędzéj, a z nim Ajaxa przywołaj,
Szybko bieżąc ku łodziom, a ja do Nestora boskiego
Wydać rozkazy drużynie świętéj co stoi na warcie.
Jemu albowiem najwięcej ufają, boć jego syn własny
Stoi na czele straży i Merion Idomeneja
Giermek, bo głównie im poruczono dozór nad strażą“.
„Jakże mi więc twemi słowy polecasz i nakazujesz?
Czy mam z niemi pozostać czekając na ciebie aż przyjdziesz,
Czyli téż spieszyć napowrót zleciwszy dokładnie co każesz?“
Odpowiada mu na to narodów król Agamemnon:
Idąc do siebie, bo wiele się drożyn w obozie krzyżuje.
Wołaj, gdzie się obrócisz i do czuwania zachęcaj,
Męża każdego po jego nazwisku rodowém witając,
Cześć każdemu oddając; a w duszy nie bądź wyniosłym.
Od urodzenia nas takiém brzemieniem złego nawiedził“.
Tak powiedziawszy odesłał brata, zleciwszy dokładnie,
Sam zaś wybrał się szukać, Nestora pasterza narodów;
Jego przy ciemnéj łodzi w pobliżu namiotu znajduje
Tarcza i dwoje oszczepów i hełm od miedzi świecący.
Gibka przepaska w blizkości leżała, którą się starzec
Przepasywał gdy w bitwę, trawiącą życie, się zbroił,
Wojsko prowadząc, bo smutnéj się nie poddawał starości.
Do Atrydy przemówił i słowy go badać poczyna:
„Któż to w pośród obozu do łodzi samotnie przybywa,
W ciemnéj śród nocy gdy inni śmiertelni snem spoczywają?
[Szukali tenże którego ze swych towarzyszów lub muła?]
Odpowiada mu na to narodów król Agamemnon:
„Synu Neleja Nestorze, ozdobo chwalebna Achajów!
Poznaj Agamemnona Atrydę, którego nad wszystkich
Zews w kłopotach do reszty utopił, jak długo mi oddech
Włóczę się tak bo mi sen na powiekach błogi nie spocznie,
Ale mi ciąży na duszy i wojna i smutek Achajów.
Wielce się bowiem obawiam z powodu Danajów, a męztwo
Nie ma stałości, niepokój mnię dręczy, a serce nieomal
Jeśli i ty co zamyślasz, bo sen i ciebie unika,
Więc odrazu ku strażom udajmy się na dół, by widzieć,
Czyli téż trudem wojennym znużeni już się nie oddali
Spoczynkowi samemu, o wartę już wcale nie dbając.
Czyli nawet śród nocy uderzyć nie zamierzają“.
Nestor witeź Gereński mu rzecze na to w odpowiedź:
„Agamemnonie narodów królu, Atrydo przesławny!
Przecież nie wszystkie zamysły rządzący Zews Hektorowe
Ze mu dokuczy bieda i wielka, jak tylko Achilles
Serce nareszcie szlachetne od gniewu odwróci srogiego.
Pójdę ja chętnie za tobą, lecz pójdźmy obudzić i innych,
Syna Tydeja sławnego z oszczepu, tak samo Odyssa,
Żeby to ktoś za niemi udawszy się zwołał ich tutaj,
Bogom równego Ajaxa i księcia Idomeneja;
Łodzie ich bowiem stoją najdaléj i wcale nie blizko.
Ale co do Menelaja zacnego, choć wielce mi drogim,
Bowiem zasypia, zaś pracę na ciebie nakłada jednego.
Tożby powinien się starać i wszystkich mężów naczelnych
Błagać; bo nie do zniesienia nas teraz napiera potrzeba.“
Odpowiada mu na to narodów król Agamemnon:
Często się bowiem opuszcza, i nie chce brać się do dzieła,
Nie, ulegając gnuśności, lub z braku rozumu zdrowego,
Tylko się na mnię ogląda i mego czeka wezwania.
Teraz atoli się pierwéj obudził i do mnię się udał,
Idźmy więc obaczemy zapewne tamtych przy bramach,
Między wartami bo tamże im poleciłem się zebrać“.
Nestor witeź Gereński mu rzecze na to w odpowiedź:
„Kiedy tak, to go żaden nie zgani, a każden z Argejów
Tak powiedziawszy chitonem się przyodziewa na piersiach;
Pod błyszczące swe stopy przywiązał piękne postoły,
Potém na sobie w około przypina oponę podwójną,
Purpurową, obszerną, o spodzie z wełny włosistéj.
I pospieszył ku łodziom Achajów miedzią okrytych.
Najpierw Odyssa co sprytem Diosa jest godzien samego,
Starzec obudził ze snu, Gereński Nestor wojownik,
Głośno wołając. Dotknęło go w sercu odrazu wezwanie,
„Czegóż się tak przy okrętach w obozie samotnie błąkacie,
W ambrozyjskiéj śród nocy? i jakaż was nęci potrzeba?“
Nestor witeź Gereński mu rzecze na to w odpowiedź:
„Boski Laertiadesie, przebiegły wielce Odyssu!
Ale idź z nami, by innych obudzić, do których należy,
Radę doradzić, czy mamy uciekać, czyli téż walczyć.“
Rzekł; do namiotu wracając przebiegły wielce Odyssej,
Tarczę świecącą na ramię zarzucił i poszedł za niemi.
Po za namiotem pod bronią, a w koło niego druhowie
Spali z tarczami pod głową, zaś ich oszczepy w porządku
Stały na sztorc na proporcach zatknięte; a śpiżem dokoła,
Równie jak światło Diosa igrały. Wśród tego bohatér,
Pod głowami zaś miał ułożony kobierzec ozdobny.
Zbliżył się witeź Gereński Nestor i jego rozbudził
Potrąciwszy go piętą, poruszył i łajał odrazu:
„Wstawajże synu Tydeja; czy myślisz noc całą przechrapać?
Blizko okrętów obozem, i małe ich miejsce przegradza?“
Tak powiedział; a tamten ze snu się ocknął odrazu,
I zwrócony do niego w skrzydlate odezwie się słowa:
„Rzeźki staruszku ty nigdy od pracy się nie uchylasz.
Którzyby mogli przecież obudzić z królów każdego
Wszędy zachodząc? lecz ty nieugiętym jesteś o starcze“.
Odpowiada mu na to Gereński Nestor wojownik:
„Wszystko to moje dziecko wyrzekłeś wedle słuszności.
Wiele, niejeden z nich obchodząc by mógł nawoływać;
Teraz atoli okrutna potrzeba Danajów przygniata.
Sprawa ta bowiem dla wszystkich Achajów na ostrzu stanęła
Noża, czy smutny upadek, czy pozostanie przy życiu.
Obudź, (bo jesteś młodszym), jeżeli się o mnię turbujesz“.
Tak powiedział, a tamten zarzucił na ramię lwią skórę,
Płową, ogromną do kostek schodzącą i chwycił za dzidę.
Spiesznie odeszedł i tamtych zbudziwszy prowadzi bohatér.
Straży dozorców już wtedy we śnie pogrążonych nie widzą,
Lecz obudzeni, przytomnie pod bronią wszyscy siedzieli.
Równie jak psy niespokojnie nad bydłem czuwają w zagrodzie,
Przysłuchując się bestyom okrutnym, co w pośród górzystéj
Psów i myśliwych i wszelkiéj do spania ochoty pozbawia;
Takoż i dla nich sen błogi zupełnie od powiek uciekał,
Czuwających śród nocy złowrogiéj, bo wciąż obróceni
Ku równinie słuchają, czy nadciągają Trojanie.
[Zatem się do nich zwróciwszy, lotnemi słowy przemawia:]
„Tak moje drogie dziateczki, czuwajcie, niech sen mi nikogo
Nie obejmie, by ztąd dla wrogów uciecha nie była.“
Tak powiedziawszy za rów pośpieszył; puścili się za nim
Z niemi zarazem i Merion i dzielny potomek Nestora
Poszli, bo ich przywołano, by wspólnie do rady zasiedli.
Przeprawiwszy się więc przez fossę wybraną usiedli
W miejscu, gdzie wolném od ciał poległych się ukazywało
Pognębiwszy Argejów, gdy noc zapadła ciemnością.
Tam zasiadłszy słowami pomiędzy sobą radzili.
Pierwszy się do nich odezwał Gereński Nestor wojownik:
„Drodzy nie znajdzież się mąż, co sobie samemu ufając,
Czyby którego z wrogów, co w tyle pozostał nie chwycił,
Albo się chociaż dowiedział, co między Trojany się mówi,
Jako pomiędzy niemi stanęła narada; czy myślą
Tutaj pozostać z daleka, przy łodziach, czyli do miasta
Żeby się tego wszystkiego dowiedział i do nas bez szwanku
Wrócił, natenczas do niebios by jego chwała dosięgła,
Między ludźmi wszystkiemi, i piękną by dostał nagrodę;
Ile ich bowiem na statkach naczelnem kieruje dowództwem.
Matkę z jagnięciem (a będzie to nieporównanym dostatkiem);
Zawsze zaś będzie obecnym na ucztach i każdej biesiadzie“.
Tak przemówił, a wszyscy zostali w milczeniu głębokiém.
Wtedy się do nich odezwał Diomed o głosie donośnym;
Żeby do wrogów obozu się udać w blizkości będących,
Trojan, gdyby jednakże mi drugi mąż towarzyszył,
Większa by była odwaga i zawsze by śmieléj się poszło.
Kiedy się bowiem samowtór wychodzi, to jeden, to drugi,
To mu rozum stępieje i postanowienie zesłabnie“.
Rzekł, a wielu pragnęło się z Diomedem wybierać.
Obaj Ajaxy pragnęli Aresa dzielni druhowie,
Pragnął i Merion i syn Nestora miał wielką ochotę,
Pragnął i doświadczony Odysséj w tłumy Trojańskie
Wniknąć, zawsze mu bowiem odwagą serce pałało.
Zatém się do nich odezwał narodów król Agamemnon:
„Synu Tydeja Diomedzie, dla serca mego najdroższy!
Któren się tobie wydaje najlepszym, bo wielu ich pragnie.
Tylko się w sercu twém nie obawiaj, lepszego mijając,
A ze względu na wstyd nie wybieraj druha gorszego,
Rodem się powodując, chociażby i godność miał wyższą“.
Znowu się do nich odezwał Diomed o głosie donośnym:
„Jeśli żądacie odemnie, bym sam towarzysza wybierał,
Jakżebym zatém zdołał o boskim Odyssie zapomnieć,
Któren zawsze gotowe ma serce i męzką odwagę,
Jeśli on ze mną pójdzie, to nawet z ognistych płomieni
Cali powrócim oboje, bo wszędzie się znaleźć potrafi.“
Rzeknie mu przygód świadomy Odyssej boski w odpowiedź:
„Ani pochwalaj zbytecznie Tydejdo, ani też zganiaj,
Ale my idźmy, bo noc już urosła, i blizko jutrzenka;
Gwiazdy już schodzą, a większa już pora nocy minęła,
Z dwojga jéj części, a trzecia już ledwo nam pozostaje“.
Tak powiedziawszy groźnemi się odziewają zbrojami.
Miecz obosieczny (bo swój na okręcie był pozostawił),
Oraz i tarczę, a hełm na głowie mu dobrze osadził,
Bez grzebienia i grzywy, skórzany, co się kapicą
Zowie, a głowy dorodnych mołojców od razów ochrania.
Oraz i miecz, a hełm na głowie mu szczelnie osadził,
Wyrobiony ze skóry; od wnętrza liczne rzemienie
Silną tworzyły plecionkę, a zewnątrz kły bielusieńkie,
Dzika srogiego stérczały, gęsto po całéj powierzchni
Z Eleonu go niegdyś Awtolykos łupem wydobył,
Amyntora, Hormena potomka domostwo złupiwszy;
Tenże go Amfidamancie z Kythery w Skandeję darował,
Amfidamas go dał Molosowi gościnnym podarkiem,
Wtedy zaś dobrze się nadał, by głowę Odyssa ochraniać.
Kiedy więc oni przywdziali na siebie groźny rynsztunek,
Poszli, pozostawiwszy na miejscu wszystkich najlepszych.
Z prawej strony im czaplę zesłała blizko przy drodze
Dojrzeć po ciemnéj nocy, lecz tylko ją z głosu poznali.
Ptakiem tym się ucieszył Odyssej i błagał Athenę:
„Słuchaj mnię egidodzierżcy Diosa dziecko, co zawsze,
W każdéj wyprawie przy boku mi stałaś nie wyjdziesz mi z myśli,
Dozwalając bym nazad powrócił do sławnych okrętów,
Wielkie dzieło spełniwszy co wyjdzie na zgubę Trojanom“.
Po nim atoli ślubował Diomed o głosie donośnym:
„Teraz posłuchaj i mnię przemożne dziecko Diosa.
Podczas Thebańskiéj wyprawy gdy posłem szedł od Achajów.
Zbrojnych Achajów on wtedy nad brzegiem Azopa opuścił,
Niosąc poselstwo przyjazne do wojowniczych Kadmeiów
Tamże; atoli wracając dokonał dzieła okropne,
Wspierajże teraz i mnie życzliwie, i mną się opiekuj.
Tobie zaś woła rocznego poświęcę o czole szerokém,
Nieużytego, co nigdy pod jarżmo go ludzie nie wprzęgli;
Tego poświęcę ja tobie i rogi złotem obłożę“.
Śluby więc uczyniwszy dla córy Diosa wielkiego,
Jak dwa lwy z pośpiechem po ciemnéj nocy kroczyli,
Między mordami, trupami, i bronią i krwią poczerniałą.
Również i Hektor odważnym Trojanom nie dał zasypiać,
Ile ich było pomiędzy Trojany książąt i wodzów.
Onych tedy zwoławszy dowcipną radę podaje:
„Któren, że tego się dzieła podjąwszy dokonać jest gotów,
Za podarunek wspaniały? nagrodę stanowczo zabierze.
Jakie najlepsze się znajdą na szybkich okrętach Achajów,
Którenby tego się podjął; dla siebie zaś chwałę pozyszcze;
Chodzi, by podejść ku szybkim okrętom i tam się dowiedzieć,
Czyli czuwają na szybkich okrętach zarówno jak przedtém,
Układają pomiędzy sobą ucieczkę i niechcą
Nocne odbywać straże, znużeni okrutną robotą“.
Tak powiedział, a wszyscy w milczeniu głębokiém siedzieli.
Między Trojany był pewien Dolon Ewmeda potomek,
Niepoczesnéj postawy, atoli rączy w bieganiu;
Był on synem jedynym pomiędzy pięcia siostrami.
Tenże natenczas Hektora i Trojan mową zagadnął:
„Serce i męzka odwaga Hektorze do tego mnię skłania,
Ale z berłem do góry mi złóż uroczystą przysięgę,
Jako że wóz bogaty zdobiony miedzią i konie
Oddasz, które dźwigają nieskazitelnego Pelejdę.
Patrzéć na darmo nie będę przeciwnie waszym nadziejom.
Wreszcie do statku Atrydy, gdzie pewno czekają najlepsi,
Naradzając się w radzie, czy walczyć, czyli uciekać.“
Rzekł, a tamten za berło chwyciwszy dłonią, przysięgał:
„Niechaj wie o tém Zews, mąż Hery grżmiący donośnie,
Z Trojan, tylko ty jeden, jak mówię, się niemi poszczycisz“.
Tak powiedziawszy na fałsz zaprzysiągł, a jego pokusił.
Zatém co żywo na ramię zagięte łuki zarzucił,
Wierzchem zaś popielatą wilczycy skórą się odział,
Potém zaś od obozu ku łodziom pośpieszył; lecz nie miał
Wrócić napowrót z okrętów, by wieść Hektorowi oznajmić.
Kiedy zaś był już opuścił rumaków tłumy i ludzi,
Drogą pospieszał ochoczo; lecz wtedy Boski Odyssej
„Cóż to za mąż od obozu Diomedzie, ku nam się zbliża;
Nie wiem, czyli to szpieg co nasze okręty ogląda,
Czyli téż myśli obdzierać ciało którego z poległych.
Ale dajmy mu pokój, niech pierw się zapuści w równinę
Łacno, znienacka podchodząc, a jeśli nas biegiem uprzedzi,
Zawsze od strony obozu ku łodziom napędzić możemy,
Nacierając dzidami, by czasem ku miastu nie uszedł“.
Tak się więc umówiwszy za drogą między trupami
Kiedy już tak był daleko, jak skład wyorany mułami
Sięga, (są one bowiem w pociągu sporsze od wołów,
Zrychtowany pług ciągnących w nowiznie głębokiéj),
Wtedy nadbiegli, zaś on usłyszawszy hałas przystanął.
Goniąc od Trojan obozu, bo Hektor mu każe powracać.
Kiedy ich tylko rzut włóczni lub mniej od niego przedziela,
Wtedy on wrogów rozpoznał i chyże ruszywszy kolana,
Począł uciekać, zaś oni się szybko w pogoń wybrali.
Gonią zajadle, z uporem jelenia lub w polu zająca,
W pośród lesistych pagórków, a tamten becząc ucieka;
Takoż Tydejda natenczas i grodoburca Odyssej,
Przecinając mu odwrót ku swoim gonili bez przerwy.
Uciekając ku łodziom, Athene Tytejdzie na razie
Ducha dodała, by inny z Achajów miedzią okrytych,
Pierwszym się rzutem nie szczycił, zaś on jako drugi nastąpił.
Godząc na niego oszczepem odezwie się dzielny Diomed.
Nie na długo unikniesz, okropnéj od mojéj prawicy“.
Rzekł i dzidę wypuścił, rozmyślnie męża chybiając;
Po nad prawem ramieniem gładkiego oszczepu kończyna
W ziemi utkwiła, a tamten przystanął srodze zlękniony;
Bladość ogarnia mu twarz; zadyszeni go tamci dognawszy
Uchwycili za ręce; on wtedy się z płaczem odzywa:
„Nie odbierajcie mi życia, zaś ja się wykupię, bo w doma
Wiele mam złota i miedzi i wyrabianego żelaza;
Jeśli się dowie, że jestem przy życiu w okrętach Achajskich.
Rzeknie mu na to w odpowiedź przebiegły wielce Odyssej:
„Nabierz odwagi, a śmierć niechaj ci na myśli nie stoi;
Ale mi teraz opowiedz i wszystko po prawdzie wyrzeknij,
W ciemnéj śród nocy, gdy inni śmiertelni snem spoczywają.
[Czyli zamierzasz którego z poległych na placu obdzierać?]
Albo też czyli cię Hektor na zwiady wysłał wszystkiego
Ku obszernym okrętom? lub samli z umysłu to czynisz?“
„Wielce na moją niedolę mi Hektor ducha nastroił;
Któren mnię końmi dzielnego Pelejdy o giętkich pęcinach,
Udarować obiecał i wozem od miedzi świecącym;
On to namówił, bym w ciemnéj śród nocy jak lot mijającéj,
Czyli téż są w pogotowiu na szybkich łodziach jak dawniéj,
Albo téż czy pokonani pod naszych dłoni przewagą,
Knują pomiędzy sobą ucieczkę i nie chcą już więcéj,
Nocne straże odbywać, mordęgą okropną znużeni“.
„Zapragnęło twe serce wielkiego daru naprawdę,
Ajakidy dzielnego rumaków, które niełatwo
Ludziom śmiertelnym poskromić się dadzą, lub wprzęgnąć do wozu,
Innym wyjąwszy Pelejdy, którego bogini zrodziła.
Gdzieś pozostawił Hektora pasterza narodów gdyś wyszedł?
Jego rynsztunek wojenny gdzie leży, gdzie stoją rumaki?
Jakże są uszykowane Trojanów obozy i straże?“
[Co uradzili pomiędzy sobą i co zamierzają,
Nazad się wrócą, ponieważ Achajów pobili w potyczce?]
Dolon Ewmeda potomek, odrzecze mu na to w odpowiedź:
„Chętnie ci wszystko wypowiem dokładnie i z prawdą zupełną.
Hektor tedy wśród mężów co zwykle stawają do rady,
Zdala od zgiełku; co straże, o które mnie pytasz o wodzu,
Nie wyznaczono ich wcale by strzedz i pilnować obozu.
Gdzie się ogniska trojańskie znajdują, i którym konieczność,
Tam na baczności się mają i napominają do straży,
Odpoczywają, Trojanom zleciwszy straże odbywać;
Tamci albowiem nie mają w blizkości małżonek i dzieci“.
Odpowiadając mu na to przebiegły Odyssej odrzecze:
„Jakże więc, czyli pospołem z Trojany co końmi harcują
Rzeknie mu na to w odpowiedź Dolon Ewmeda potomek:
„Chętnie opowiem ci wszystko dokładnie i z prawdą zupełną:
Pajanowie z łukami giętemi i Karzy nad morzem,
Również i Lelegowie, Kawkony i mężni Pelasdzy.
Frygów konne oddziały i zbrojni na wozach Meoni.
Ale dlaczegóż mnię tak dokładnie badasz o wszystko?
Jeśli wy bowiem pragniecie się dostać do Trojan obozu,
Nowo przybyli Thrakowie są dalej, ostatni z kolei;
Jego zaś konie piękniejsze i większe, niż kiedy widziałem,
Bielsze od śniegu, a biegiem w zawody z wiatrem iść mogą;
Złotem zaś jego powózka i srebrem zdobiona misternie;
Zbroja téż jego jest złota, ogromna, aż dziwo oglądać,
Nie przystoi, lecz ona dla bogów jest nieśmiertelnych.
Teraz atoli mnię wiedźcie do szybkobieżących okrętów,
Albo téż mnię związawszy zostawcie tu w srogich okowach,
Żebyście obaj poszedłszy się mogli o mnie przekonać,
Srogo na niego spojrzawszy odrzecze silny Diomed:
„Nie przypuszczaj mi tylko Dolonie w duszy ucieczki;
Dałeś nam dobrą nowinę, boś w ręce nasze się dostał.
Żebyśmy ciebie zaś teraz zechcieli uwolnić i puścić,
Albo na zwiady lub może, by zbrojnie przeciwko nam stawać.
Jeśli zaś z mojej prawicy polegniesz i życie utracisz,
Wtedy już nigdy na późniéj Argeiom zawadą nie będziesz“.
Rzekł; a tamten zamierzał żylastą ręką za brodę
Ciąwszy go mieczem i oba ściągacze mu przeciął od razu,
Jeszcze zaś mówiącego się głowa z kurzem zmięszała.
Oni mu hełm obłożony łasicą z głowy zdejmują,
Wilczą skórę i łuk sprężysty i dzidę potężną;
W ręku podnosi wysoko i słowo ślubując wyrzeka:
„Raduj się tém o bogini, bo ciebie najpierwszą w Olimpie,
Między wszystkiemi bogami będziemy sławić; lecz teraz
Pokaż nam drogę do mężów Thrakijskich obozu i koni.“
Złożył ją na tamaryskę i znak widzialny położył,
Trzcinę zebrawszy i jasno zielone gałązki drzewiny,
Żeby się z miejscem nie minąć wracając śród nocy pochmurnéj.
Więc się naprzód puścili po zbrojach, krwi i pożodze,
Oni znużeni mordęgą zasnęli, a zbroje ozdobne
Koło nich były złożone na ziemi, w dobrym porządku,
Trzema rzędami, a konie parami stały przy każdym;
Rhezos w pośrodku spoczywał, a przy nim szybkie rumaki,
Jego nasamprzód ujrzawszy Odyssej Diomedzie pokazał:
„Oto jest mąż Diomedzie, i jego to stoją rumaki,
Jako nam Dolon powiedział, któregośmy oba zabili.
Zatém do dzieła! odwagę stanowczą okazuj; nie trzeba
Albo ty mężów zabijaj, a ja pomyślę o koniach“.
Rzekł, sowiooka Athene tamtego natchnęła odwagą;
Rżnął na prawo i lewo, bezecne jęki powstały
Ludzi żelazem zakłutych, od krwi zbroczyła się ziemia.
Na owieczki lub kozy i rzuca się na nie zajadle;
Tak i na mężów Thrakijskich się rzucił syn Tydejowy,
Póki dwunastu nie zabił. Atoli przebiegły Odyssej
Zaraz jak tylko Tydejda którego mieczem uśmiercił,
Ważąc sobie w umyśle, by piękno-grzywiaste rumaki
Mogły z łatwością przechodzić, i żeby ich strach nie ogarnął,
Wskutek deptania po trupach, bo nieprzywykłe do tego.
Wreszcie gdy syn Tydejowy do księcia gromady się dostał,
Stękającego, bo sen złowrogi przy głowach mu stanął,
[Nocy téj, w syna Onejdy postaci, za sprawą Atheny].
Przygód świadomy Odyssej, zatenczas rumaki sprężyste,
Rzemieniami do kupy związawszy z tłumu wypędził,
Zabrać do ręki zapomniał z siedzenia ozdobnej powózki;
Wreszcie świsnął po cichu na znak Diomedzie boskiemu.
Tamten atoli rozważał, co najzuchwalszego uczynić;
Czy uchwyciwszy za wóz, gdzie leżał bogaty rynsztunek,
Czyli téż jeszcze co więcéj Thrakijców życia pozbawić.
Podczas gdy o tém rozważał w umyśle, natenczas Athene
Tuż koło niego stanąwszy zagadnie boskiego Diomeda:
„Myśl o powrocie, o synu Tydeja wielkodusznego,
Żeby zaś inny kto z bogów czujności Trojan nie zbudził“.
Rzekła, lecz on bogini mówiącéj przestrogę zrozumiał,
Więc natychmiast rumaków dosiada, pogania Odyssej
Łukiem; i pędzą obaj ku szybkim okrętom Achajskim.
Kiedy obaczył Athenę idącą za synem Tydeja;
W gniewie na nią, spuściwszy się w tłumy Trojan przeliczne,
Zbudził męża radnego u Thraków Hippoboonta,
Rheza krewniaka zacnego; lecz ten ocknąwszy się ze snu,
Oraz i mężów co drgali śród straszliwego konania,
Głośno się skarżyć poczyna za miłym druhem wołając.
Wszczęły się krzyki u Trojan i wrzawa niewypowiedziana,
Nadbiegających gromadnie; gdy dzieła okropne zoczyli,
Tamci atoli gdy doszli gdzie szpiega Hektora zabili,
Szybkie tam konie zatrzymał Odyssej od bogów lubiany;
Zaś Tydejda na ziemię skoczywszy, rynsztunek zbroczony
W ręce Odyssa oddaje, a sam dosiada rumaka,
[Ku obszernym okrętom, bo tam się dostać pragnęły].
Nestor pierwszy usłyszał tentent i tak się odezwie:
„O moi drodzy Argeiów królowie i wodze naczelni!
Mylę się, albo téż słusznie powiadam? lecz dusza mi każe.
Byleć to był Odyssej, a z nim odważny Diomed,
Którzy tak szybko od Trojan na dzielnych gonią rumakach.
Ale się w duszy okropnie obawiam, by co ich nie zaszło,
Najdzielniejszych z Argeiów śród wrzawy Trojan wojennéj“.
Oni się więc na ziemię spuścili, a tamci radośnie
Prawą witali ich dłonią i serdecznemi słowami.
Pierwszy ich tedy zapyta bohater Nestor Gereński:
„Powiedzże wielce sławiony Odyssu, ozdobo Achajów,
Trojan? chyba wam dał je kto z bogów co w drodze napotkał?
Wielce zaprawdę podobne do jasnych słońca promieni.
Wprawdzie się zawsze z Trojany potykam, i nigdy jak mówię
Nie pozostaję przy łodziach, acz stary już jestem wojownik;
Ale ja sądzę, że bóg spotkawszy was niemi obdarzył;
Obu was bowiem chmurny miłuje Kronid i córka
Egidodzierżcy Diosa niebieskooka Athene.“
W odpowiedzi mu na to przebiegły Odyssej odrzecze:
Łatwoby wedle woli bóg lepsze, niżeli te oto,
Mógł podarować rumaki, boć oni o wiele możniejsi.
Konie staruszku, o które się pytasz, co tylko przybyły,
Thrakijskiego zawodu, lecz pana ich dzielny Diomed
Trzynastego zaś szpiega pojmaliśmy blizko okrętów,
Jego na zwiady albowiem ku obozowi naszemu
Hektor wyprawił, a z nim i inni waleczni Trojanie“.
Z temi słowami przez rów przepędził konie sprężyste,
Kiedy zaś do Tydejdy namiotu pięknego przybyli,
Powiązali rumaki rzemieniem gładko skrajanym,
Koło końskiego żłobu, gdzie również konie Diomeda
Stały, o szybkich nogach jedzące słodką pszenicę;
Złożył Odyssej, do chwili złożenia ofiary Athenie.
Sami następnie z mnogiego się potu obmyli, do morza
Wszedłszy, nogi i szyję oraz i biodra dokoła.
Fala gdy morska następnie im pot obfity ze skóry
Wtedy się w wannach gładziutkich nurzając kąpać zaczęli.
Potém się obaj umywszy i nasmarowawszy oliwą,
Do wieczerzy zasiedli i Pallas Athenie w ofierze,
Pełnym nabrawszy kraterem, wylali wina słodkiego.
Wstała, by nieśmiertelnym zwiastować światło i ludziom;
Zews niezgodę wypuścił do szybkich okrętów Achajskich
Srogą, wojenne godła potężnéj dłoni dzierżącą.
W środku będącą, by módz na obie się strony odzywać,
Albo w stronę Ajaxa namiotów, Telamonidesa,
Albo Achilla, gdyż oni okręty gładkie na krańcach
Przymocowali, rachując na męztwo i dłoni potęgę.
Głośno; każdego z Achajów ogromną siłą natchnęła
W sercu, żeby się bić i bezustannie potykać.
[Im zaprawdę się wojna wydała słodszą, niżeli
Powrót w obszernych okrętach do lubéj ziemi ojczystéj].
Sam zaś przywdział na siebie od miedzi zbroję świecącą.
Koło goleni nasamprzód pasuje szyny stalowe,
Piękne, gwoździkami srebrnemi na kostce zdobione.
Zaś następnie i pancerz do piersi przystosowuje,
Z Kypru albowiem usłyszał o wieści, dlaczego Achaje
Zamierzali w okrętach popłynąć wyprawą do Troji.
W takim go celu darował, królowi chcąc się przysłużyć.
Dziesięć pasów się na nim ciągnęło ze stali niebieskiéj,
Smoki niebieskie od niego stérczały wysoko pod szyję,
Z każdéj strony po troje, do tęczy podobne, co Kronid
W chmurze usadził na znak dla ludzi mową mówiących.
Szablę na ramię zarzucił; w takowéj złote guziki,
Srebrna, gwoździkami srebrnemi zdobiona misternie.
Chwyta za tarczę kunsztowną, co męża całego okrywa,
Piękną, wiło się na niéj miedzianych kół dziesięcioro,
Wewnątrz atoli się mieści cynowych guzów dwadzieścia,
Wreszcie straszliwe Gorgony oblicze się wiło dokoła,
Z groźném wejrzeniem, a przy niéj mieściły się Bojaźń i Trwoga.
Pas do wieszania był srebrny, a na nim wyobrażony
Smok drgający ze stali, mający trzy głowy, co w różne
Hełm z guzami czteroma nałożył na głowę, zdobiony
Końskim ogonem, a buńczuk powiewał groźnie z wierzchołka.
Chwycił za dwoje oszczepów potężnych z okuciem miedzianém,
Ostrych, a blask od miedzi wysoko do nieba się wzbijał;
W celu uczczenia książęcia Mykeny złotem obfitéj.
Swemu woźnicy następnie wydaje każden rozkazy,
Żeby w porządku rumaki ustawić tuż koło rowu;
Sami zaś pieszo walczący pod bronią i w pełnym rynsztunku
Uprzedziwszy o wiele konnicę, nad rowem się kupią,
Konni zaś tuż po za niemi ruszyli. Pobudził złowrogą
Wrzawę Kronides, a z góry wypuścił rosę kroplami
Krwi zaprawioną z eteru, dlatego że wtedy zamierzał,
Z boku drugiego Trojanie na miejscu wyniosłém równiny,
Koło wielkiego Hektora i Polydamanta bez skazy,
Oraz Eneja się łączą, którego jak boga szanują.
Z niemi trzech Antenorydów, Polybos i boski Agenor,
Hektor pomiędzy pierwszemi podnosił tarczę gładziutką.
Równie jak między chmurami zabłyśnie gwiazda złowroga,
Jasno świecąca, i znowu zatapia się w czarnych obłokach;
Takoż i Hektor co chwila pomiędzy pierwszemi się zjawia,
Świecił jak błyskawica Diosa co trzęsie egidą.
Równie jak w polu żniwiarze naprzeciw siebie stojący,
Kładą w pokosy, na łanach człowieka w błogim dostatku,
Złotą pszenicę lub jęczmień, a garście gęste padają;
Biją się z żadnéj strony nie myśląc o podłéj ucieczce.
[Liczbą w potyczce się głowy równały, lecz oni jak wilki
Żrą się. Niezgoda jękami brzemienna widokiem się cieszy;
Ona jedyna z bogów, towarzyszyła walczącym,
W swoich pałacach siedzieli, na miejscu gdzie każden domostwo
Pięknie miał wybudowane w szczelinach obszernych Olimpu.
Wszyscy gniewali się srodze na ciemno chmurnego Kronidę,
Że Trojanom użyczyć wojennej sławy zamierzał.
Zdala od innych osobno się rozsiadł w dumie radośnéj,
Spoglądając na miasto Trojańskie i łodzie Achajów,
Na łyskanie się miedzi, zabitych i zabijających].
Póki stawało poranka i święty dzionek się zwiększał,
W porze zaś kiedy rąbiący dębinę jedzenie gotuje,
W lasu głębokich parowach, bo ręce już dosyć pomęczył
Drzewa wzniosłe spuszczając, a praca mu w duszy się przykrzy,
Zaś błogiego pokarmu pragnienie go w duszy dotyka;
Nawoływając po hufcach na druhów. Ze wszystkich Atrydes
Pierwszy nacierał i chwycił Bianora pasterza narodów,
Jego, następnie zaś druha Ojleja co końmi harcuje.
Tenże z powózki skoczywszy naprzeciw niego się stawił;
W czoło, przyłbica miedziana nie powstrzymała oszczepu,
Któren przeszywszy takową i kości do mózgu się dostał,
Cały się mózg rozprysnął, i tak wojownika pokonał.
Zatém ich tam Agamemnon zostawił książe narodów,
Daléj pędząc Izona i Antyfona rozbraja,
Dwóch Priamowych synów, bękarta i prawowitego,
W jednéj powózce będących; nieprawy końmi kierował,
Z boku zaś walczył Antyfos przesławny; ich kiedyś Achilles
W czasie gdy owce pasali, pojmawszy, lecz puścił za wykup.
Wtedy Atreja syn Agamemnon pan wiele możny,
W piersi ponad brodawką ugodził oszczepem jednego;
Mieczem Antyfa zaś uciął nad uchem i zwalił z powózki.
Poznał ich; widział ich bowiem już dawniéj przy szybkich okrętach,
Kiedy ich z Idy sprowadził Achilles w biegu najszybszy.
Równie jak lew chyżonogiej łani młodziutkie koźlątka
Łatwo zgruchotał, chwytając w paszczękę ostremi zębami,
Ona zaś, chociaż przypadkiem znajduję się blizko, nie zdoła
Zbawić ich; samą albowiem ogarnia trwoga okropna;
Szybko się zatém przedziera przez gęste zarośla i lasy,
Spiesznie, potem oblana pod zwierza strasznego napaścią;
Z Trojan, bo również i oni przed Argeiami pierzchali.
On zaś Hippolochosa i w boju dzielnego Peizandra
Antymachosa bitnego chłopaków, któren to głównie
Złota od Alexandra przyjąwszy i dary wspaniałe,
Jego to dzieci oboje pochwycił możny Atrydes,
W jednéj siedzące powózce, rumaki wspólnie trzymali
Szybkie; lecz uszły im z rąk od złota lejce świecące,
Konie skoczyły spłoszone, Atrydes jak lew się naprzeciw
„Daruj nam synu Atreja, to godny wykup odbierzesz;
W Antymachosa domostwie jest wiele skarbów leżących,
Śpiżu i złota i sztucznie wyrabianego żelaza,
Z tego z radością ci ojciec wypłaci wykup ogromny,
W taki to sposób ze łzami błagali wspólnie książęcia,
Słowy słodkiemi lecz głos usłyszeli niemiłosierny:
„Jeśli wy Antymachosa dzielnego synami jesteście,
Któren to kiedyś w naradzie Trojańskiéj chciał Menelaja,
Zabić na miejscu i nazad nie puścić do mężów Achajskich,
Odpokutujcież na teraz szkaradną zbrodnię ojcowską.“
Rzekł i Pezandra przemocą z powózki rzucił na ziemię,
Pchnąwszy go dzidą w piersi, lecz tenże na wznak się przewrócił.
Ręce mu obciął szabli zamachem i głowę z ramienia,
Potém tołubem jak tłuczkiem zakręcił w pośród zamieszki.
Tych pozostawił, a sam gdzie najgęściéj się hufce miotały,
Tamże pospieszył, a za nim i reszta zbrojnych Achajów.
Konni na konnych (nad niemi wysoko się wznosi kurzawa
Z placu, miotana grżmiącym łoskotem kopyt rumaków)
Srogiém wojując żelazem. Zaś Agamemnon potężny
Ciągle mordując naciera, rozkazy Argeiom wydając.
Wszędy go wiatr wirujący roznosi, a gęste zarośla
Wykorzenione padają przez ognia potęgę zmienione;
Takoż pod Agamemnonem Atrydą głowy padały,
Trojan w ucieczce, i wiele rumaków o szyjach wysokich,
Pozbawionych woźniców przytomnych; lecz oni po ziemi
Rozciągnięci leżeli, dla sępów milsi niż kobiet.
Z pośród pocisków Zews wyprowadzi Hektora i kurzu
Z pośród zabójstwa mężów i krwi i wrzawy bojowéj;
Mimo Ilosa mogiły starego Dardanidesa,
Pędzą ci środkiem równiny mijając drzewo figowe,
Dążąc ku miastu, lecz on ustawicznie wołając podąża,
Syn Atreja z rękoma dzielnemi od krwi zbroczonemi.
Tamże się opamiętali i jedni na drugich czekają.
Jeszcze zaś w pośród równiny pierżchali do krówek podobni,
Które wystraszył lew, co wpadł na podój wieczorny,
Wszystkie; lecz zguba okropna dla jednéj się sztuki pojawia;
Najprzód, potem zaś krew i jelita wszystkie pochłania;
Tak Agamemnon Atrydes przemożny gonił za niemi;
Wciąż ostatniego w szeregu mordując; lecz oni pierżchali.
[Wielu padało na twarz, lub w tył zlatywało z powózek
Kiedy atoli myśleli do miasta i muru stromego
Szybko się dostać, natenczas rodziciel bogów i ludzi
Zasiadł sobie na szczytach Idy we źródła obfitéj,
Z nieba zeszedłszy, a gromy pioruna trzymał oburącz.
„Ruszaj mi szybka Irydo i wieść Hektorowi tę zanieś.
Póki uważa, iż pasterz narodów król Agamemnon,
Walczy pomiędzy pierwszemi i mężów szeregi rozbija,
Póty niech w tył ustępuje, a wojsku innemu nakaże
Kiedy zaś pchnięty ów dzidą, lub strzałą będzie trafiony,
Wtedy niech skoczy na wóz, a ja mu siły użyczę,
Żeby zabijać aż dójdzie do statków zdobionych wiosłami,
Póki nie zajdzie słońce i święte ciemności zapadną“.
Lecz ze szczytów Idajskich do świętéj Iliony się spuszcza.
Syna Priama dzielnego znajduje, Hektora boskiego,
Stojącego przy koniach i wozie dokładnie zrobionym;
Blizko stanąwszy do niego się szybka Iryda odezwie:
Zews mnię ojciec wysyła, by tobie te słowa powiedzieć.
Żebyś tak długo jak ujrzysz pasterza narodów Atrydę,
Walczącego na przedzie, jak mężów niweczy szeregi;
Pótyś od bitwy się cafał, a wojsku innemu nakazał
Kiedy zaś pchnięty on dzidą, lub strzałą będzie trafiony,
Wtedy byś skoczył na wóz, a siłą obdarzy cię Kronid,
Żeby zabijać, aż dojdzie do łodzi wiosłami zdobionych,
Póki nie zajdzie słońce i święte ciemności zapadną“.
Hektor atoli z powózki z rynsztunkiem skoczył na ziemię;
Trzęsąc ostremi dzidami obchodził wszędy po wojsku,
Napominając do walki i straszną potyczkę zagrzewał.
Oni się czołem zwrócili i przeciw Achajom stanęli;
Wszczyna się walka, stanęli do siebie, a w tém Agamemnon
Pierwszy się rzucił, w zamiarze by w bitwie wszystkich wyprzedzić.
Teraz powiedzcie mi Muzy, co w domach Olimpu mieszkacie,
Któren téż pierwszy naprzeciw Agamemnona się stawił,
Syn Antenora Ifidam dorodny, postaci olbrzymiéj,
Rodził się w Thracyi o skibach szérokich, a w bydło obfitéj.
W domu wychował go Kissej od maluczkiego chłopiątka,
Dziadek po matce, co spłodził Theanę o licu uroczém.
Nadal przy sobie go trzymał i córkę swoją mu oddał;
Prosto z sypialni po ślubie na pozew Achajów podążył,
Z dwanaściorgiem okrętów zagiętych co za nim płynęły.
Równoleżące okręty następnie w Perkocie zostawił,
On to się stawił naprzeciw Agamemnona Atrydy.
Gdy się wzajemnie zbliżyli naprzeciw siebie idący,
Wtedy nie trafił Atrydes i dziryd mu bokiem się zwrócił;
Lecz Ifidam w przepaskę, poniżéj pancerza ugodził,
Giętkiej atoli przepaski nie przebił, bo wprzód mu się ostrze
Dzidy wygięło jak ołów spotkawszy na srebrne okucie.
Dzidę chwyciwszy w dłoń Agamemnon pan wiele możny
Silnie ku sobie pociągnął, jak lew, i z ręki onemu
Tamten padając na miejscu śpiżowym snem się położył,
Biedny, od prawéj małżonki daleko, w obronie swych ziomków,
Nie doczekawszy się nawet jéj dzięków, choć wielce obdarzył.
Najpierw darował sto wołów, a potém tysiące obiecał
Wtedy mu Agamemnon Atrydes rynsztunek zabrawszy,
Odszedł niosąc do tłumów Achajskich bronie ozdobne.
Jego zoczywszy Koon, przesławny między mężami,
Z Antenorydów najstarszy, okrutna żałoba mu oczy,
Stojąc na boku z oszczepem przed boskim Atrydą ukryty,
W środek poniżéj łokcia go w samą rękę ugodził;
Przeszło zupełnie na wylot żelazo dzirydu gładkiego.
Z trwogą się cofnął na chwilę narodów książe Atrydes,
Owszem Koona zaczepił oszczepem od wiatru stwardziałym.
Tamten zaś Ifidamanta braciszka z ojca jednego,
Ciągnie odważnie za nogi i krzyknie na wszystkich najlepszych;
Ciągnącego atoli w zamieszce pod tarczą wypukłą,
Potém nad Ifidamantem stanąwszy mu głowę ucina.
Tak Antenora synowie pod króla Atrydy potęgą
Przeznaczenie spełniwszy do domu zeszli Hadesa.
On atoli następne szeregi mężów przebiega,
Póki mu krew gorąca się z rany się jeszcze sączyła.
Później gdy rana mu zaschła i krew ustała się sączyć,
Ostre boleści przeszyły Agamemmona potęgę.
Równie jak srogie cierpienie kobietę rodzącą przeszywa,
Hery potomstwo co ciężkie boleści porodu przynoszą;
Takoż i ostre boleści się w duszę Atrydy wżerają.
Zrywa się więc do powózki i nakazuje woźnicy
W stronę obszernych okrętów kierować, bo cierpiał na duszy.
„Drodzy, Argejów mężowie i naczelnicy dostojni!
Brońcież mi teraz okrętów po morzu obszerném płynących
Od straszliwej potyczki, bo Zews rządzący mi nie dał
Cały ten dzień z Trojany się bez ustanku potykać“.
W stronę obszernych okrętów, puściły się one ochoczo.
Piana im spływa na piersi, od spodu się błotem zbryzgały,
Utrudzonego Pana od walki daleko unosząc.
Hektor atoli ujrzawszy, iż w tył Agamemmon się cofnął,
„Likijczycy, Trojanie i z blizka walczący Dardani!
Drodzy, mężami bądźcie, i siły okrutnej pamiętni.
Mąż najlepszy się cofnął, a sławy mi wielkiej użyczył
Zews Kronida; lecz wy rumaki sprężyste puszczajcie
Słowy takiemi pobudził odwagę i serce każdemu.
Równie jak czasem psiarnią o zębach świecących, myśliwy
Szczuje po kniejach odyńca dzikiego, lub lwa zajadłego;
Przeciw Achajom tak samo poduszcza Trojan odważnych
Żądny zaś chwały pomiędzy szeregi pierwsze skoczywszy,
W zgiełk największy się rzuca, podobny do wichru górnego,
Któren spadając z impetem czarnemi zamiata bałwany.
Wtedy któregoż pierwszego, a kogóż na końcu rozbroił
Więc nasamprzód Azaja, Opita i Autonosa,
Syna Klitysa Dolopa, Ofeltia i Agelaosa,
Ajzymnosa, Orona i Hipponoosa bitnego.
Onych to wodzów Danajskich pochwycił, atoli następnie
Wirującego Notosa, szeroką zawieją wpadając;
Wielce się fale ogromne miotają, a piana od góry
Pryska przed wiatru podmuchem co wszystko do koła rozwiewa;
Głowy tak samo leciały w narodzie z impetu Hektora.
Może by nawet okrętów Achaje dopadli w ucieczce,
Żeby na syna Tydeja Diomeda nie krzyknął Odyssej:
„Synu Tydeja czyż mamy porzucić mężną potyczkę?
Chodźże tu bliżej mój drogi, stój przy mnie, boć wstydem by było,
W odpowiedzi mu na to Diomed silny odrzecze:
„Pozostanę ja chętnie i będę się trzymał, lecz krótko
Będzie tu naszéj pociechy, albowiem Zews chmurozbiórca,
Prędzej Trojanom niż nam zamyśla użyczyć zwycięztwa“.
Pchnąwszy go w lewą brodawkę oszczepem, atoli Odyssej
Tegoż władyki woźnicę Meliona bogom równego.
Po tém ich pozostawili, zupełnie do walki nie zdolnych;
Sami zaś w tłumie zamieszkę wszczynają, jak dwoje odyńców,
Trojan tak samo nawrotem mordują; atoli Achaje
Odetchnęli radośnie od strachu przed boskim Hektorem.
Tam pochwycili powózkę i z ludu najlepszych dwóch mężów,
Synów obojga Meropa z Perkoty, co lepiéj nad wszystkich
Ciągnąć na wojnę co ludzi wyniszcza. Lecz oni go wcale
Nie usłuchali, bo Kiery do smutnéj ich wiodły zagłady.
Onych to właśnie Tydejda z oszczepu sławny Diomed
Duszy i życia pozbawił i wydarł piękny rynsztunek;
Walkę na równo roztoczył pomiędzy niemi Kronion,
Z Idy się patrząc, lecz oni zażarcie bitwę prowadzą.
Właśnie téż pchnął Agastrofa oszczepem syn Tydejowy,
Pajonidesa dzielnego po biodrze; nie było zaś przy nim
Trzymał je giermek na stronie, lecz on się pieszo puściwszy,
Walczył pomiędzy pierwszemi dopóki życia nie stracił.
Zoczył to Hektor pomiędzy hufcami odrazu i z krzykiem
Rzucił się na nich, a za nim spieszyły Trojańskie falangi.
Szybko więc rzeknie Odyssie co właśnie czekał w pobliżu:
„Otóż toczy się ku nam ta plaga, Hektor okropny,
Dotrzymywajmy więc placu i tutaj stańmy zaporą“.
Rzekł i zamachem ogromnym wypuścił włócznię donośną,
W sam wierzchołek szyszaka, lecz miedź się od miedzi odbiła,
Pięknej nie drasła skóry, tamtemu wstrzymała przyłbica
Z trojga pokładów, rogata, co był mu Apollon darował.
Szybko się Hektor wycofał daleko i w tłumy się wmięszał;
Wsparł się, a wtedy ciemności dokoła mu oczy zakryły.
W czasie gdy syn Tydejowy pospieszył za rzutem oszczepu,
Nawskróś pierwszych szeregów, gdzie w ziemi takowy był utkwił,
Wtedy Hektor odetchnął i wraz do powózki wskoczywszy,
Nacierając oszczepem odezwie się dzielny Diomed:
„Znowu uciekłeś od śmierci ty psie! zaprawdę już blizko
Złe cię podeszło, lecz teraz cię jeszcze wybawił Apollon;
Pewnie się modlisz do niego gdy w szczęk oszczepów się wdajesz.
Jeśli kiedyś i mnie kto z niebian przyjdzie na pomoc.
Teraz ja wsiądę na innych, którego pochwycić się uda.“
Rzekł i z Pajonidesa dzielnego ściąga rynsztunek.
Alexander atoli Heleny mąż pięknowłoséj,
Wsparty na pomnik, stojący na ręką sypanéj mogile,
Syna Dardana Ilosa, dawnego władyki narodu.
Właśnie gdy ów Agastrofa dzielnego chwytał misiurkę,
Żeby ją ściągać z piersi, a tarczę świecącą z ramienia,
Puścił, a strzała na darmo mu z ręki nie wyleciała;
W prawą go stopę ugodził; na wylot ją strzała przeszywszy
W ziemi utkwiła, a tamten radośnie i głośno się śmiejąc
Wyskakuje z zasadzki; i dumną odzywa się mową:
Ciebie w sam dołek trafiwszy nakoniec odebrał ci życie.
Wtedyby wreszcie Trojanie od klęski tej odetchnęli,
Którzy się ciebie, jak lwa beczące kozy, lękają.“
Nieustraszony mu na to powiada waleczny Diomed:
Żebyś to czołem do czoła na ostro się ze mną spróbował,
Pewnieby siła i liczne pociski cię nie uchroniły;
Teraz coś tylko mi stopę podrasnął daremnie się chełpisz.
Nic o to nie dbam, jak żeby niewiasta lub dzieciak mnie zranił;
Będzie inaczej z mojego pocisku, choć troszkę uchwyci,
Strzała kończysta zaświśnie i szybko do zmarłych go złoży.
Rozdrapane do koła policzki będą małżonki,
Osierocone dziateczki, lecz on krwią ziemię zbroczywszy
Rzekł, a sławny kopijnik Odyssej blisko podchodząc,
Stanął przed niego; a tamten usiadłszy z tyłu kończystą
Strzałę wyciągnął z podeszwy, okrutna go boleść przeszyła.
Wchodzi napowrót w powózkę i nakazuje woźnicy
Został się sam Odyssej kopijnik i przy nim nikogo
Nie pozostało z Argeiów, bo strach był wszystkich ogarnął;
Zakłopotany więc bardzo wyrzecze do duszy wyniosłej:
„Biada mi, cóż ja tu pocznę? wstyd wielki jeśli z obawy
Mnie samego, bo innych Danajów popłoszył Kronion.
Czemuż atoli mi lube to wszystko serce przekłada?
Wiemci ja bowiem, że tchórze najchętniej stronią od walki,
Kto się zaś w bitwie odznacza, to temu wielce należy
W ciągu jak o tem rozważał w umyśle i duszy statecznej,
Wpadły na niego szeregi Trojańskie tarczami sterczące,
Otoczyli do koła i własną zagładę gotują.
Równie jak w koło odyńca myślistwo dziarskie i psiarnia
Ostrząc swe kły bieluteńkie pomiędzy twardemi szczękami;
Zewsząd ku niemu się rzucą, a zębów zgrzytanie się daje
Słyszeć, lecz oni dotrwają na razie, choć grozi postrachem;
Takoż i wtedy nakoło Odyssa boskiego Trojanie
W ramie wysoko ugodził natarłszy ostrym oszczepem;
Później atoli Thoona i Ennomosa rozbroił;
Cherzydamanta następnie, gdy z wozu na niego nacierał,
Dzidą w pobliżu pępka pod tarczę mierząc wypukłą
Tych pozostawił a potem Charopa dzirydem przeszywa,
Hippazydę, co bratem Sokosa był rodu zacnego.
Spieszy dla brata z pomocą Sokos do bogów podobny;
Stanął bliziutko podchodząc i słowy takiemi wybuchnie :
Albo się dzisiaj pochwalisz, jak dwojga Hippaza potomków,
Mężów tej miary zabiłeś i bronie wydarłeś zwycięzko,
Albo też moim oszczepem ugodzon życie postradasz.“
Tak powiedziawszy uderzył po tarczy gładko wykutej.
Również i łuski pancerza roboty misternej przeszyła;
Całą mu skórę na żebrach obdarła; lecz Pallas Athene
Przeszkodziła, by włócznia dostała się w męża jelita.
Poznał Odyssej że pocisk na miejsce śmiertelne nie trafił,
„Człeku nieszczęsny! zaprawdę okropna cię zguba dosięgnie.
Wprawdzie mi przeszkodziłeś do walki przeciwko Trojanom,
Ale ci tu zapowiadam, że śmierć i czarna zagłada
Ciebie w tym dniu oczekują; zwalczony pod moim oszczepem,
Rzekł; a gdy tamten uchodził ażeby ucieczką się chronić,
W plecy mu wepchnął dzidę gdy właśnie w tył się odwracał,
W środek pomiędzy ramiona i piersi mu przeszył na wylot.
Runął z łoskotem, a boski Odyssej dumnie poczyna:
Otóż i śmierci los cię uprzedził goniący, nie uszłeś.
Biada ci, wcale już tobie ni ojciec ni matka dostojna
Oczów po śmierci nie zamknie, lecz owszem ptastwo żarłoczne
Będzie cię szarpać dokoła gęstemi skrzydłami szeleszcząc,
Z temi słowami Sokosa mężnego dzidę potężną
Na wierzch ciała wydobył i z tarczy wypukło rzeźbionéj;
Kiedy wyciągał buchnęła mu krew i cierpiał na duszy.
Wielkoduszni Trojanie gdy krew Odyssa ujrzeli,
Szybko więc w tył się wycofał i na towarzyszów zawołał.
Potém zakrzyknął po trzykroć, co tylko mu piersi starczyło
Wołającego po trzykroć usłyszał waleczny Menelaj.
Szybko się więc do Ajaxa co stał w blizkości odezwie:
Głos od strony Odyssa, w cierpieniu stałego, mnie doszedł,
Taki zupełnie jak żeby odosobnionemu Trojanie
Gwałt zadawali a odwrót odcięli w gorącej potyczce.
Zatem puszczajmy się w tłumy, boć jego należy obronić.
Chociaż jest dzielnym; Danaje by wielce za nim tęsknili“.
Rzekłszy to puścił się naprzód, a za nim dążył mąż boski.
Wkrótce Odyssa znajdują niebianom miłego, a w koło
Parli Trojanie, jak bure w górzystym lesie szakale
Strzałą, z cięciwy ugodził; on wprawdzie mu lotem się wymknął,
Biegnąc dopóki miał jeszcze krew ciepłą i niosły kolana.
Później atoli gdy szybka do reszty zmogła go strzała,
W górach dopadły go bestye krwiożercze i szarpią w kawały
Zabójczego, pierzchnęły szakale a tamten pożéra;
Takoż i wtedy wokoło Odyssa dzielnego, sprytnego,
Mnodzy natarli Trojanie, odważni, atoli bohatér
Wywijając oszczepem od dnia zagłady się bronił.
Stanął tuż przy nim; Trojanie na wszystkie strony pierżchnęli.
Wtedy Odyssa Menelaj waleczny wyrwał od zgrai
Biorąc za rękę aż końmi woźnica blizko podjechał.
Ajas na wojsko trojańskie wpadając pochwycił Dorykla
Potém zakłuwa Lyzandra, Pyraza, nareszcie Pylarta.
Równie jak pełny czasami w równinę strumień wypada
Potokami górskiemi wezbrany i dészczem Diosa,
Wiele on drzew młodocianych, i wiele sosien wyniosłych
Tak dokazywał w równinie natenczas Ajas prześwietny,
Łamiąc rumaków i ludzi szeregi. Jeszcze zaś Hektor
Tego nie wiedzał, bo walczył po lewém skrzydle utarczki,
Koło wybrzeży strumienia Skamandra, gdzie właśnie najwięcej
W miejscu gdzie stali Arejczyk Idomen i Nestor potężny.
Tamże się Hektor uwijał okropnych dzieł dokonując,
Dzidą i sztuką jeżdżenia, i niszczył młodzian falangi;
Boscy Achaje i wtedy nie byliby w tył się cofnęli,
Machaona dzielnego, do bitwy uczynił niezdolnym,
Strzałą o szpicu potrójnym trafiwszy po prawém ramieniu.
Wielce o niego się zlękli Achaje pełni otuchy,
Żeby go nie pochwycono przy zwrocie szali wojennej.
„Synu Neleja Nestorze ozdobo wielka Achajów!
Wsiadaj co żywo na twoją powózkę, przy Tobie Machaon
Siądzie, i konie sprężyste co prędzej nakieruj ku łodziom;
Mąż co świadomy leczenia o wiele ważniejszy od innych,
Rzekł, nie sprzeciwił się temu Gereński Nestor bohatér.
Swojéj powózki dosiada co prędzéj, a z boku Machaon
Siada, potomek Asklepia lekarza bez żadnéj przygany.
Konie pogania batogiem, a one puściły się chętnie
Kebrionej tém czasem zuważył popłoch u Trojan;
Stojąc przy boku Hektora i słowa do niego wyrzecze:
„Ucieramy się tutaj Hektorze z tłumami Danajów,
W kresie ostatnim potyczki okropnéj, a inni tém czasem
Zaś Telamończyk Ajax naciera, poznaję go dobrze,
Tarcza mu bowiem szeroka wystaje nad ramię; i my téż
Pędźmy w tę stronę powózkę i konie, gdzie teraz najwięcéj
Konnych i pieszych się tłoczy, złowrogą bójkę prowadząc,
Tak powiedziawszy zacina o pięknych grzywach rumaki
Trzaskającym batogiem, zaś one plagi poczuwszy
Szybko poniosły powózkę pomiędzy Achajów i Trojan,
Miażdżąc trupy i tarcze. Od krwi się osie od spodu
Po nich albowiem od kopyt rumaków krople tryskały,
Oraz od kół obręczy. On pragnął zanurzyć się w tłumy
Mężów, i złamać je w swoim zapędzie; zaprawdę on popłoch
Zgubny Danajom gotuje, i chwili od kopii nie spocznie.
Dzidą i mieczem, bryłami kamieni ogromnych miotając;
Z Telamończykiem Ajaxem jednakże potyczki unikał,
Żeby mu Zews nie wyrzucał że z mężem się lepszym potykał.
Ojciec w niebie rządzący Kronides Ajaxa zatrwożył.
Potém obejrzał się w koło i z trwogą uciekał, jak zwierze,
Często zwracając się w tył i zaledwo kolany ruszając.
Równie jak lwa płowego od szczelnéj bydła zagrody,
Odegnały psy czujne i sielska wieśniaków gromada,
Nocą bez przerwy czuwając; lecz on do ścierwa znęcony
Rzuca się, nic atoli nie wskóra, bo gęste oszczepy
Lecą na niego rzucane nieustraszonemi rękoma,
Oraz palące się szczypy, zaś on choć odważny się boi;
Takoż i wtedy się Ajax potulnie od hufców Trojańskich
Zwrócił, choć wielce niechętnie, bo bał się o łodzie Achajskie.
Równie jak osioł nad polem nie zważał na malców, lecz krokiem
Idzie ospałym, bo liczne już kije o niego złamano;
Okładają kijami, lecz siła ich jeszcze dziecinna,
Wreszcie go z biedą wypędzą jak trawy się nażarł do syta
Takoż i wtedy Ajaxa duższego Telamończyka
Hardzi Trojanie i z dala zwołani sojusznikowie,
Ajax na chwilę czasami o mężnym oporze pomyślał,
Nagle się odwracając i powstrzymywał falangi
Trojan koni poskromców, to znowu poczynał uciekać.
Wszystkim atoli przeszkodził do szybkich się dostać okrętów,
Przystawając, lecz dzidy z potężnych dłoni lecące,
Jedne w ogromnej tarczy utkwiły z impetu silnego,
Wiele padając w pół drogi, nim skórę mu białą drasnęły
Sztorcem na ziemi stanęły, pragnące się ciałem nasycić.
Boski Erypil, i widział że gęste go trapią pociski,
Szybko przy boku mu stanął i gładkim rzuciwszy oszczepem,
Apizaona dosiągnął, Fazyadę wodza narodów,
W samą wątrobę pod piersi i wnet go życia pozbawił;
Gdy Alexander natenczas go ujrzał do bogów podobny
Zdzierającego rynsztunek z Apizaona, łukiem natychmiast
Erypilosa wziął na cel i strzałą go w łytkę ugodził
Prawą, złamała się trzcina i łytkę boleśnie obciąża.
Potém donośnie zakrzyknął Danajom by wszędy go słychać:
„O moi drodzy Argeiów książęta i wodze naczelni!
Stójcie zwracając się czołem, Ajaxa od strasznéj zagłady
Brońcie, bo już ulega pociskom; i nawet nie sądzę,
Koło Ajaxa skupiajcie wielkiego Telamończyka“.
Ranny Erypil ich tak napominał; lecz oni się przy nim
W liczną zebrali gromadę schylając tarcze na ramie,
Z podniesionemi dzidami. Przeciwko nich Ajax wychodzi,
Tak więc oni walczyli na kształt błyszczących płomieni.
Z pośród równiny uniosły Nestora Nelejskie rumaki
Potem oblane, wiozące Machaona wodza narodów.
Jego zobaczył i poznał Achilles boski najszybszy;
Patrząc na straszną robotę i walki zgiełk opłakany.
Szybko do druha swojego Patrokla odezwie się słowem,
Głośno z okrętu wołając, a tamten z namiotu usłyszał;
Wyszedł, jak Ares nieledwie; zaczęła się wtedy mu zguba.
„Czego mnię wołasz Achillu i cóż ci odemnie potrzeba?“
Rzeknie mu na to w odpowiedź Achilles biegiem najszybszy:
„Boski Menojtiadesie mojemu sercu najmilszy!
Sądzę że teraz Achaje do kolan mych składać z prośbami
Idźże Patroldu od bogów lubiany i pytaj Nestora,
Kogo to z mężów rannego prowadzi w zgiełku potyczki.
Z tyłu zupełnie podobnie do Machaona wygląda,
Asklepidy, lecz męża oblicza dostrzedz nie mógłem,
Tak powiedział; Patroklos usłuchał drucha miłego;
Szybko więc ku namiotom i łodziom Achajskim pospieszył.
Tamci atoli stanąwszy u Nelejadesa namiotu,
Sami się zaraz na ziemię obficie rodzącą spuścili,
Z wozu. Oni zaś pot z chitonów obciérać poczęli,
Stojąc do wiatru nad morza wybrzeżem; atoli następnie
Do namiotu wstąpiwszy na miękkich poduszkach zasiedli.
Im Hekameda o pięknych warkoczach napitek wmięszała;
Córkę Arsinoesa o duszy wyniosłéj; Achaje
Byli ją dali starcowi, bo w radzie nad wszystkich celował.
Ona im tedy nasamprzód wygodnie stół przysunęła,
Piękny i gładki z nogami ze stali, a na nim stawiła
Oraz i miód jasnożółty i kaszę z jęczmienia świętego;
Przytém zaś puhar wspaniały, co z domu go przywiózł staruszek,
Gwoździkami złotemi okuty; stérczały po bokach
Cztéry uszka, a dwie gołębice w około każdego,
Inny by ledwo potrafił ten puhar dźwignąć ze stołu,
Kiedy był pełny, lecz Nestor acz stary bez trudu go wznosił.
W takim to im namięszała niewiasta postaci niebiańskiéj,
Wina Priamnejskiego, do tego zaś tarłem miedzianém
Potém do picia zaprasza, gdy przygotowała napitek.
Kiedy wypili do syta, i ciężkie zgasili pragnienie,
Rozmowami się bawią nawzajem do siebie gadając;
Wtedy przy wrotach się zjawił mąż boskiéj postaci Patroklos.
Biorąc za rękę wprowadził i do siadania go znaglił.
Ale starcowi Patroklos odmówił i tak się odezwał:
„Siadać niemogę staruszku zrodzony od bogów, nie skłonisz.
Gniewu się męża obawiam co mnie tu wysłał na zwiadę,
Oraz poznaję że jest to Machaon pasterz narodów.
Z tém do Achillesa słowem powracam poselstwo odbywszy;
Dobrze ci bowiem wiadomo staruszku boski, że tamten
Srogim jest mężem i łacno choć niewinnego winuje.“
„Czegóż Achilles tak bardzo się troszczy o synów Achajskich,
Ilu ich jest ugodzonych strzałami? czyż niewie on dobrze,
Jakie zmartwienie powstało w obozie? albowiem najlepsi
Leżą w okrętach strzałami ranieni i pokaleczeni.
Ugodzonym Odyssej kopijnik, a z nim Agamemnon;
[Ugodzonym tak samo Erypil w łytkę pociskiem]
Tego zaś ostatniego z potyczki wyprowadziłem,
Strzałą ugodzonego z cięciwy. Atoli Achilles
Chceli on czekać aż prędkie okręty przy morskiém wybrzeżu,
Mimo woli Argeiów zapłoną płomieniem od wrogów,
My zaś polegniem rzędami? bo siła moja już nie jest
Taką, jak przedtém bywała przy członkach gibkich i czerstwych.
Jako za bójki, pomiędzy Elejczykami, a nami,
W skutek rabunku wołów, gdym zabił Itymoneja,
Syna Hipeirochosa bitnego co mieszkał w Elidzie,
Szkody méj poszukując. Lecz on w obronie swych bydląt,
Padł jak długi, a chmary wieśniaków ze strachu pierżchnęły.
Zboża wtedy z równiny zabraliśmy kupę ogromną,
Wołów stadeł pięćdziesiąt i tyleż owiec gromadek,
Tyleż trzód wieprzów, i kóz na stepach tabunów pięćdziesiąt;
Wszystkie kobyły, z nich wiele źrebięta miały przy sobie.
Wszystko zapędziliśmy do Nelejskiego Pylosu,
W nocy do miasta przybywszy; ucieszył się Nelej na sercu
Że się gracko udało młodemu, gdy szedłem do boju.
Wszystkich, którym w Elidzie się należała nagroda;
Wtedy gdy zeszli się rajcy Pylosu, obdzielać zaczęli,
Wielom albowiem Epeje zadosyćuczynić musieli,
Boć i my acz nieliczni cierpieli krzywdę w Pylosie.
Kilka lat wprzódy i wtedy polegli co było najlepszych.
Było nas bowiem dwanaście Neleja zacnego potomków;
Jeden ja z nich pozostałem, a inni wszyscy zginęli.
Wtedy to dumnie się wznosząc Epeje miedzią okryci,
Starzec z tych łupów dla siebie owieczek dostatnią gromadę
Trzysta, i stado bydląt wyłączył, a z niemi pastérzów.
Miał bo i on niepomierną w Elidzie szkodę wetować,
Z czwórki rumaków powodu zwycięzkich, pospołem z uprzężą,
Ścigać się; one atoli narodów krół Augeasz
Zabrał i wypchnął woźnicę o konie sturbowanego.
Starzec o słowo takowe i dzieła gniewem przejęty,
Mnóstwo dla siebie wyłączył, a resztę ludowi zostawił
My zaś wszystko skończywszy, w pobliżu miasta ofiary
Poświęciliśmy bogom, lecz tamci trzeciego dnia wszyscy
Nadciągnęli, tak oni, jak mnóstwo koni sprężystych,
Kupą ogromną, a z nimi się dwóch Molionów zbroiło,
Leży daleko na wzgórzu wyniosłym gród Thryoessa,
Koło Alfeja na krańcu Pylosu o brzegach piaszczystych;
One to Miasto poczęli oblegać pragnący je zniszczyć.
Ale gdy całą równinę przebiegli, do nas Athene
W nocy, i wcale nie gnuśny zebrała naród Pylejski,
Owszem do walki gotowy. Co do mnie bronił mi Nelej
Żebym się zbroił do walki i schował moje rumaki;
Mówił albowiem żem jeszcze wojennych dzieł nie świadomy.
Chociaż i pieszo walczyłem, bo w bój mię wiodła Athene.
Płynie tamtędy rzeka Minejos, co w morze się rzuca,
Blizko Areny, tam świętej oczekiwaliśmy jutrzenki
Jazda Pylosu; piechota całemi narody napływa.
Zdążyliśmy w południe do świętej rzeki Alfeja.
Tamże dla Zewsa złożywszy możnego ofiary wspaniałe,
Alfejowi buchaja i byka Pozejdonowi,
Jałowicę z pastwiska dla modrookiej Atheny,
Potem się zaś do spoczynku zabrali każden pod bronią,
Koło wybrzeży strumienia. Lecz wielkoduszni Epeje
Miasto do koła obiegli, pragnący zniszczyć do szczętu.
Pierwej atoli czekała ich straszna robota Aresa.
Rozpoczęliśmy walkę błagając Athenę i Zewsa.
Kiedy zawrzała Pylejów z Epejczykami potyczka,
Pierwszy ja męża chwyciłem i konie sprężyste zabrałem,
Kopijnika Muliona; on zięciem był Augeja,
Która się znała na ziołach wszelakich co rosną na ziemi.
Kiedy się naprzód posuwał trafiłem go dzidą spiżową;
Padł na murawę, a ja wskoczywszy na jego powózkę
Między pierwszemi stanąłem. Lecz wielkoduszni Epeje,
Męża, dowódcy ich jazdy, co w boju był zawsze najlepszym.
Wtedym się miotał, do burzy o gromach złowieszczych podobny;
Wozów pięćdziesiąt zabrałem, a koło każdego po dwoje
Mężów chwyciło kurzawę zębami pod moim oszczepem.
Żeby nie ojciec ich obu, potężny ziemią trzęsący,
Był ich z potyczki wybawił, okrywszy mgłami gęstemi.
Wtedy to Zews Pylejczykom użyczył męztwa wielkiego;
Gnaliśmy bowiem za niemi tak długo w obszernéj równinie,
Aż pognaliśmy końmi do łanów pszenicznych Buprazia,
Blizko Alejzia, i skały Oleńskiéj, gdzie leży pagórek
Tak nazwany, zkąd wojska napowrót zwróciła Athene.
Ostatniego ubiwszy na placum zostawił, a nasi
Wszyscy zaś z bogów, Zewsa a z mężów Nestora chwalili.
Takim ja byłemci, byłem pomiędzy mężami. Lecz Achill
Sam chce tylko z odwagi korzystać; zaprawdę ja sądzę,
Będzie on później wielce żałował, jak naród przepadnie.
W onym to dniu gdy z Fthyi do Agamemnona cię wysłał,
My zaś będący wewnątrz i ja i boski Odyssej,
Wszystko dokładnie w komnatach słyszeli, jak tobie zalecał.
Myśmy albowiem przybyli do domów Peleja zamożnych,
Wtedyśmy bohaterskiego Menojtia, w domu zastali,
Oraz Achilla i ciebie. Lecz stary Pelej bohatér
Tłuste udźce wołowe zapalił Zewsowi groźnemu,
W ostrokole dziedzińca, i podniósł puhar złocisty,
Wyście się koło wołu krzątali; my właśnie natenczas
W progach podwoi stanęli; zmięszany powstał Achilles,
Biorąc za rękę wprowadził i do siadania nas znaglił,
Wszystko gościnnie przystawił, jak gościom uczynić należy.
Rozpocząłem ja mowę z doradą by poszliście z nami;
Wyście gorąco pragnęli, a tamci was napominali.
Stary Pelej synowi Achillesowi zalecał,
Żeby najlepiéj się sprawiał i zawsze nad innych celował;
,Synu mój, wyższym od ciebie jest urodzeniem Achilles,
Starszym ty jesteś, lecz on o wiele cię siłą przewyższa.
Zatem go słowy mądremi namawiaj i dobrze doradzaj,
Kieruj nim także; zaś on cię usłucha we wszystkiem co słuszne!’
Możesz powiedzieć dzielnemu Achillesowi by słuchał.
Kto wie, może téż jemu za boga pomocą nakłonisz
Duszę namową? a rada przyjaźni bywa skuteczną.
Jeśli zaś w głębi on serca proroctwa pragnie uniknąć,
Niechajże wyśle choć ciebie, a z tobą niech idą szeregi
Myrmidonów, by jakaś nadzieja Danajom zabłysła;
Tobie zaś pięknéj zbroi do bitwy niechaj użyczy,
Żeby Trojanie za niego cię biorąc potyczki złowrogiéj
Mogli odetchnąć; choć krótkie by w bitwie było wytchnienie.
Łacno by niezmęczeni znużonych mężów zdołali
Wrzawą odeprzeć ku miastu od statków i naszych namiotów“.
Tak powiedział i lube mu serce w duszy poruszył;
Kiedy atoli do statków Odyssa boskiego z pośpiechem
Zdążył Patroklos, gdzie ich narada i sąd się odbywał,
W miejscu gdzie ustawione ołtarze były dla bogów,
Tamże w drogę mu zaszedł Erypil syn Ewajmona,
Ustępy wał z potyczki, a pot wilgotny mu spływał
Po ramionach i głowie, i krew się z rany okropnéj
Czarna sączyła, przytomność atoli go nie opuściła.
Jego ujrzawszy się syn Menojtia dzielny zlitował,
„O nieszczęśni Danajów królowie i wodze naczelni!
Tak że to macie z daleka od krewnych i ziemi ojczystéj,
W Troi nasycać biegłe sobaki tłuszczem świecącym!
Teraz atoli mi powiedz Ewrypilosie waleczny,
Czyli już jego dzirytem zwalczeni strawili swe siły“.
Ranny Erypil w odpowiedź mu na to rzeknie te słowa:
„Nigdzie boski Patroklu ratunku dla dzielnych Achajów
Niema, lecz wszyscy polegną na koło ciemnych okrętów.
Leżą w okrętach ranni i pokaleczeni przez dłonie,
Trojan, a tychże przewaga niestety ciągle się zwiększa.
Teraz atoli mnię ratuj prowadząc do statku ciemnego;
Z łytki wyciągnij mi strzałę, i czarną krew mi z takowéj
Drogą, któréj jak mówię cię robić Achilles nauczył,
Jego zaś uczył Chejron z Kentaurów najsprawiedliwszy.
Biegli albowiem lekarze Machaon i Podalerios,
Jeden o ile wiem się ranny położył w namiocie,
Drugi w równinie Trojańskiéj ostrego probuje Aresa“.
Rzeknie mu na to w odpowiedź Menojtia waleczny potomek:
„Gdzież doprowadzą te dzieła? i cóż Erypilu zrobiemy?
Spieszę ja do Achilla strasznego by słowa mu zanieść,
Ale i tak nie opuszczę cię tutaj w tym stanie znękania“.
Rzekł i pod piersi chwyciwszy prowadził pasterza narodów
Do namiotu; podesłał mu skóry wołowe towarzysz,
Tam gdy jego rozłożył, z pod łytki wykroił mu nożem
Wodą mu letnią opłukał i korzeń gorzki przyłożył,
W rękach utarłszy, co ból poskramia, i tenże mu wszystkie
Odjął boleści, przyschnęła mu rana, a krew się wstrzymała.
Leczył Ewrypilosa rannego, a tamci się bili,
Argejowie z Trojany kupami. Lecz nie miał już więcéj
Przekop obronić Danaów, i mur szeroki na brzegu,
Rowem obwiedli (lecz ofiar wspaniałych bogom nie dali),
Żeby im szybkie okręty i liczne łupy wojenne
Wewnątrz obraniać; lecz mimo go woli bogów stawiali
Wiecznych, to téż nie długo miał stać on nienaruszonym.
Króla Priama zaś miasto nie było jeszcze zburzone,
Póty i mur ogromny Achajów stał nieporuszony.
Później atoli gdy z Trojan polegli wszyscy najlepsi,
Z wielu Argejów zaś — jedni polegli, a inni zostali,
Poczém Argeje w okrętach do drogiéj ojczyzny zdążyli;
Wtedy postanowili Pozejdon a z tymże Apollon
Mur rozburzyć, strumieni potęgę nań zesyłając.
Ile ich jest, co z gór Idajskich płynie ku morzu,
Grenikos i Ajzepos, a niemniéj boski Skamander,
Wreszcie Simoïs, gdzie wiele szyszaków i tarczy skórzanych
Nagle runęło w kurzawę wraz z rodem mężów półbogów;
Ujścia ich wszystkich odwrócił zarówno Fojbos Apollon,
Lał bezustannie Zews, by co prędzéj do morza je wrzucił.
Sam zaś ziemią trzęsący, z trójzębem w rękach, na czele,
Podwaliny wszystkie z kretesem do morza wyważył,
Belek i ciężkich kamieni, co z pracą stawiali Achaje;
Potem zaś wielkie wybrzeże napowrót przykrył piaskami,
Mury zniszczywszy, a rzeki skierował by nazad wracały
W swoje koryta, gdzie przedtém urocze wiły się nurty.
Tak to mieli postąpić, Pozejdon i możny Apollon,
Koło warownych murów, i belki na wieżach trzeszczały
Obrzucane. Argeje gwałceni chłostą Diosa;
Do głębokich okrętów przyparci nieśmieli się ruszać,
Pełni obawy Hektora, strasznego dowódcy pogoni;
Równie jak czasem w obławie myśliwych mężów i psiarni,
Dzik albo lew się obraca dufając zuchwale swéj sile;
Oni się sami nawzajem do czworoboku szykując,
Czołem do niego stawają, i wypuszczają przeliczne
Wcale nie lęka, nie boi, aż w końcu go zgubi odwaga;
Często się zwraca próbując przełamać mężów szeregi,
Kędy zaś obces naciera, cofają się przed nim myśliwi;
Takoż i Hektor po tłumach się zwracał i towarzyszów
Nie odważyły się chyże; i z głośném rżeniem na stromym
Brzegu jak wryte stanęły, bo rów ich szeroki odstraszał;
Z bliska zaś ani przesadzić, lub krokiem przejechać nie było
Łatwo, bo brzegi spadziste po całéj długości sterczały
Opatrzone palami, co wbili synowie Achajscy,
Gęsto i wielkie, na silną od wrogich mężów zaporę;
Tędy nie łatwo by konie zaprzężne do wozu z kołami
Przeszły, namyśla się więc piechota czy tego dokaże.
„Dzielny Hektorze i Trojan przywódcy i sojusznicy!
Brakiem rozwagi by było przebywać rów na rumakach.
Trudny on bardzo do przejścia, bo pale ostre na brzegu
Sterczą, a tuż za niemi się wznoszą mury Achajów.
Konnéj, i sądzę że na téj węziźnie na szwank się wystawią.
Jeśli w umyśle złowrogim zupełnie tych zniszczyć zamierza,
Grżmiący wysoko Zews, a Trojan pragnie popierać —;
Pragnąłbym wielce natenczas, by zaraz to wszystko się stało,
Jeśli atoli się zwrócą i pogoń z ich strony się zacznie,
Od okrętów, a my wpadniemy w przekop głęboki,
Wtedy ja sądzę, że nawet posłaniec w możności nie będzie
Dostać się nazad do miasta, przed siłą zwróconą Achajów.
Nasi giermkowie niech konie na brzegu przekopu trzymają,
Sami zaś pieszo walczący pod bronią i w pełnym rysztunku,
W ślady Hektora pójdziemy gromadnie, atoli Achaje
Nie zdołają się trzymać gdy zguba nad niemi zawisła“.
Zatem odrazu z powózki z rynsztunkiem zeskoczył na ziemię.
Reszta zaś Trojan bynajmniéj nie pozostała w powózkach,
Ale się wszyscy ruszyli ujrzawszy Hektora boskiego.
Późniéj zaś każden swojemu woźnicy rozkazy wydaje,
Rozstawiają się zatém i siebie nawzajem szykując,
W pięciu stanąwszy oddziałach za naczelnikami zdążają.
Którzy ciągnęli z Hektorem i z Polydamantem szlachetnym,
Liczbą i męztwem na więcéj celują i głównie pragnęli
Trzeci za niemi podążył Kebrion; a koło powózki,
Hektor zostawił innego niższego wartością niż Kebrion.
Parys, Agenor i Alkath oddziałem drugim dowodził;
Trzecim atoli Helenos i bogom równy Dejfobos,
Azios Hyrtaka potomek; z Arysby go konie przyniosły
Wielkie, ogniste, od brzegów Selleonta strumienia.
Czwartym oddziałem dowodził Anchiza potomek ogromny,
Enej, a razem z nim synowie dwaj Antenora,
Sojusznikami sławnemi dowodził atoli Sarpedon;
Asteropaja dzielnego i Glauka do siebie przydzielił,
Oni mu bowiem stanowczo zdawali się być najlepszemi
Między innemi, lecz po nim, bo on nad wszystkich celował.
Obces na hufce Danajów ruszyli, w nadziei że tamci
Nie zdołają wytrzymać, lecz wpadną do ciemnych okrętów.
Wtedy to inni Trojanie i sojusznicy przesławni
Rady Polydamanta nieskazitelnego słuchali;
Koni na miejscu zostawić, jakotéż sługę woźnicę;
Ale z powózką zamierzał ku szybkim ruszać okrętom.
Niemiał on już niebaczny przed losem złowrogim uchodząc,
Ciesząc się swoją uprzężą i wozem, od strony okrętów
Pierwéj albowiem go Mojra z imienia złowroga pokryła,
Z Idomeneja oszczepu świetnego Deukalidesa.
Trzymał się bowiem na lewo od statków, którędy Achaje
Zwykli byli powracać z równiny z wozami i końmi;
Wrót nie zastał zawartych i skobel nie zasunięty,
Lecz je rozwarte trzymali mężowie, by z druhów którego
Z bitwy uciekającego módz schronić pośród okrętów.
Tędy on prosto rumaki kierował, a za nim dążyli
Nie zdołają wytrzymać, lecz wpadną do ciemnych okrętów;
Głupi; właśnie przy bramie znaleźli dwóch mężów najlepszych,
Hardych, z Lapithów rodu mołojców, przywykłych do boju;
Ten był Pejrithoosa potomek odważny Polypojt,
Oni to obaj przy wejściu obozu o wrotach wysokich,
Stali podobnie jak dęby o szczytach wyniosłych na górach,
Wytrzymujące wichurę i całodzienne ulewy,
Które głęboko do ziemi wpuszczone korzenie trzymają;
Impet Azya wielkiego wstrzymali nieustraszeni.
Tamci zaś prosto na mury warowne, do góry podnosząc
Suche tarcze ze skóry, dążyli z krzykiem ogromnym,
W ślady za Azyem książęciem, Jamenem i również Orestem,
Pierwsi zatenczas już byli Achajów łydookutych
Napominali w obozie, by dzielnie bronić okrętów;
Kiedy atoli zoczyli do muru się dobywających
Trojan, a wrzawa i popłoch się wszczęły ze strony Danajów,
Równie jak para odyńców zajadłych, co w jarach lesistych
Stawia się nacierającéj obławie psów i myśliwych;
Z boku wypadną i knieję podszytą łamią w impecie,
Wykorzeniając ze szczętem, a kłami dzwonią okropnie,
Takoż i jasna miedź, co im piersi okrywa dzwoniła,
Od pocisków morderczych, bo z męztwem okrutném się bili,
Górną poparci załogą i własnym siłom dufając.
Tamci zaś kamieniami ze szczytów rzucają warownych
Łodzi. Tak samo jak płaty śniegowe się sypią na ziemię,
Kiedy je wicher gwałtowny czarnemi kołysząc chmurami,
Kłęby gęstemi wypuszcza na ziemię obficie rodzącą;
Takoż i z rąk się pociski sypały, zarówno Achajów
Kiedy w nie kamień uderzy, tak samo i tarcze wypukłe.
Wtedy zajęknął żałośnie i w biodro się własne uderzył
Azios Hyrtaka potomek i rzeknie z urazą to słowo:
„Zewsie rodzicu zaprawdę kłamliwym zupełnie się dzisiaj
Naszą odwagę wytrzymać zdołają i dzielną prawicę.
Oni zaś równie jak osy pośrodku gibkie i pszczoły,
Które kiedy na drodze skalistéj gniazdo usłały,
Z dziury głębokiéj się wcale nie ruszą, lecz w obec myśliwych
Takoż i oni, choć tylko we dwoje od bramy ustąpić
Niechcą, za nim nie będą zabici lub wzięci w niewolę“.
Tak powiedział, lecz serca Diosa tą mową nie skłonił,
W duszy on bowiem Hektora zamierzał sławą obdarzyć.
Ale mi trudno to wszystko, jakżebym był bogiem obwieścić,
Wszędy albowiem przy murze kamiennym powstawał okropny
Ogień. Atoli Argeje choć zatrwożeni, z potrzeby
Stają w obronie okrętów. Bogowie się w duszy martwili
Daléj zaś walkę i straszne zniszczenie Lapici prowadzą].
Wtedy syn Pejrithoosa odważny w boju Polypoit,
Dzidą ugodził Damaza przez hełm o miedzianéj przyłbicy;
Nie wytrzymała śpiżowa ochrona, lecz owszem na wylot
W środku pomięszał ze krwią i tak walczącego pokonał;
Późniéj atoli Pylona i Ormenosa rozbroił.
Syna zaś Antimachosa Leontej, Aresa potomek,
Hippomachosa ugodził, oszczepem w przepaskę trafiwszy.
Antifatesa nasamprzód, natarłszy nań środkiem przez tłumy
Z blizka zupełnie ugodził, zaś on na wznak się przewrócił.
Później atoli Menosa, Jamena, a wreszcie Oresta,
Wszystkich z kolei powalił na ziemię obficie rodzącą.
Młodzież co szła za Hektorem i Polydamantem nadeszła;
Było ich wiele najlepszych i oni to głównie pragnęli
Mury przełamać i ogniem podpalić szybkie okręty.
Zastanawiali się jednak na brzegu przekopu stanąwszy.
Sęp górnolotny, co pędził od skrzydła lewego szeregów,
Węża o łusce czerwonéj niosący w szponach strasznego;
Żył on i jeszcze się rzucał i nie zaprzestał obrony,
Trzymającego albowiem zębami w piersi pod szyją
Rzucił bólami zmuszony i w środku tłumów upuścił;
Potem za wiatru podmuchem uleciał z okrzykiem wrzasliwym.
Zlękło się wojsko Trojańskie ujrzawszy węża zwinnego
Leżącego w pośrodku, znak egidodzierżcy Diosa.
„Zawsze mi zwykłeś Hektorze przyganiać w ciągu narady,
Chociaż uczciwie doradzam; boć nie przystoi mi wcale
Będącemu z pospólstwa od rzeczy się wtrącać, ni w radzie,
Ani téż w boju, lecz twoją potęgę zawsze pomnażać;
Daléj nie idźmy ażeby się bić z Danajami przy łodziach.
Sądzę albowiem że tak się zakończy, jeżeli naprawdę
Ptak ów na wróżbę dla Trojan nadleciał, gdy mieli przechodzić,
Sęp górnolotny, co pędził od lewéj strony szeregów,
Jeszcze żywego; odrzucił go w dal zanim wrócił do domu,
Nie dokazawszy go unieść, by dać go swoim orlętom.
Takoż i my jeżeli przez wrota i mury Achajów
Siłą potężną wtargniemy, a placu ustąpią Achaje,
Wielu albowiem z Trojan zostawim, których Achaje
Spiżem żywota pozbawią w obronie okrętów stawając.
Takby z pewnością osądził wróżbita, co mądrze w umyśle
Znaki tłómaczy i któren w narodzie wiarę znajduje“.
„Polydamancie nie miło mi wcale, co tutaj powiadasz;
Mógłbyś inną, a lepszą, od téjże rady wymyśleć.
Jeśli atoli naprawdę z namysłem to powiedziałeś,
Tedy zapewne bogowie cię pozbawili rozumu,
Rady, na którą przyzwolił i którą mi sam przyobiecał;
Ty zaś radzisz by ptaków o skrzydłach szeroko rozwartych
Słuchać, lecz o takowe ja niedbam, ani się troszczę,
W prawąli ciągną stronę ku słońcu i jasnéj jutrzence,
My zaś owszem wielkiego Diosa ufajmy zamiarom,
Któren nad ludźmi wszystkiemi i nieśmiertelnemi panuje.
Jedna jest wróżba najlepsza, a tą, obraniać ojczyznę.
Czegóż to tak się obawiasz i bitwy i strasznéj potyczki?
Koło okrętów Argejskich, to nie ma obawy byś zginął;
Braknie ci bowiem odwagi wojennéj co wroga wytrzyma.
Jeśli zaś będziesz potyczki unikał, lub kogoś innego
Namówiwszy słowami od walki będziesz odwodzić,
Tak powiedziawszy na czele prowadził, a inni szli za nim
Z krzykiem ogromnym; lecz Zews, co w gromach sobie podoba,
Z szczytu Idajskich gór poruszył wicher burzliwy,
Któren pędził kurzawę na statki; atoli Achajów
Jego to znakom pomyślnym i własnym siłom ufając,
Wielką warownię Achajów przełamać usiłowali.
Gzymsy od wieży zdzierają i niszczą zapory, a szkarpy
Wysunięte drągami podważą; Achaje takowe
Wyburzywszy takowe sądzili że mury Achajskie
Złamią; lecz z placu Achaje bynajmniéj ustąpić nie chcieli,
Ale tarczami ze skóry do koła gzymsy zakrywszy,
Z wierżchu takowych na wrogów pod mur podchodzących rzucają.
Wszędy obchodzą do koła, by męztwo Achajów pobudzić,
Łagodnemi jednego, innego ostremi słowami
Karcą, którego tylko niechętnym widzą do boju:
„O moi drodzy! z Argejów kto celującym lub średnim,
W boju mężowie; na teraz dla wszystkich działanie gotowe;
Sami to wreszcie najlepiéj widzicie. Niech nikt się do tyłu
Nie odwraca ku statkom, gdy hardą groźbę usłyszy;
Owszem, naprzód odważnie i jedni drugich pilnujcie,
Byśmy zaczepkę odparłszy do miasta wrogów zagnali“.
Głośno tak obaj krzyczeli by walkę Achajów ożywić.
Równie jak płaty śniegowe w tumanach gęstych padają
Pośród dnia zimowego, gdy Zews rządzący stanowi
Wiatry uciszył i sypie bez przerwy, aż wreszcie zakryje
Szczyty gór niebotycznych i strome wierzchołki krawędzi,
Trawą zarosłe równiny i pola uprawne rolnika,
Nawet zatoki i brzegi sinego morza przypruszy,
Z góry się zmrokiem okrywa gdy burze Diosa nadchodzą;
Tak z przeciwległych szeregów kamienie gęsto leciały
Jedne na Trojan, te znowu od Trojan na wojsko Achajskie
Wypuszczane, a łoskot nad całym murem się wznosił.
Nie przełamali bramy warowni i wielkiéj zasuwy,
Gdyby nie syna własnego Sarpeda Kronid rządzący,
Był na Argejów wypuścił jak lwa na bydło rogate.
Zaraz on tarczę przed siebie podnosi gładką zupełnie,
Środkiem zaś kilka pokładów z wołowych skór zestósował
W koło złotemi drutami na poprzek je umocowawszy;
Taką przed siebie podnosząc i dwoje oszczepów dźwigając,
Naprzód się rzucił, jak lew uchowany w górach, co łaknie,
Żeby się dostać do bydła i szczelne napadać zagrody;
Wtedy chociaż i przy nich napotka czujnych pasterzy,
Z oszczepami i psami, mających pieczę o trzodzie,
Wcale nie myśli bez próby się dać wypędzić z zagrody,
Bywa ugodzon na wstępie od zwinnéj ręki oszczepem;
Takoż i Saperdona boskiego odwaga znagliła
Szturm do warowni przypuścić i gzymsy basztowe przełamać.
Szybko się zatém obraca do Glauka Hippolochidy:
Miejscem wyższém, potrawą i kielichami pełnymi,
W Lykii, a wszyscy się na nas jakoby na bogów patrzyli?
Czemu na włościach obszernych mieszkamy nad Xantha brzegami,
W piękne ogrody zasobnych i rolę pszeniczkę rodzącą?
Pierwszym stanąć odważnie do walki wrzącéj gorąco;
Żeby tak o nas gadali w pancernych hufcach Lykijskich:
,Nie bez chwały zaprawdę nad Lykią rządy sprawują
Nasi książęta, i darmo tłustemi bydlęty nie żyją,
Żyje w nich dusza, gdyż między Lykiami są pierwsi do walki’.
Drogi mój, żebyśmy mogli potyczki téj unikając
Nigdy się nie postarzeć i nieśmiertelnemi pozostać,
Ani ja sam bym nie chciał potykać się między pierwszemi,
Teraz atoli (wszak zawsze czyhają Kiery tysiączne
Śmierci, a ludziom nie dano przed nimi się schronić lub uciec),
Idźmy, by sławę dla innych pozyskać lub własną dla siebie“.
Rzekł, a Glaukos się na to nie zwyrócił i nie był od tego.
Ich ujrzawszy przestraszył się syn Peteona Menesthej,
W jego to basztę albowiem dążyli gotując zagładę.
Wypatruje wzdłuż muru Achajów, czy kogo nie ujrzy
Z wodzów, któren by zgubę od niego i druhów odwrócił;
W miejscu stojących i Tewkra co szedł ostatni z namiotu,
Blizko; lecz jego wołanie nie mogło być wcale słyszane,
Taki był hałas, a wrzawa się aż do niebios unosi,
Od uderzeń pocisków na tarcze i hełmy grzywiaste,
Usiłowali stojący, przemocą je złamać i wtargnąć.
Raźno więc ku Ajaxowi wysyła keryxa Thoota:
„Idźże boski Thoocie i biegnąc Ajaxa przywołaj,
Raczéj nawet ich obuch, i to z wszystkiego najlepszém
Tak albowiem natarli wodzowie Likijscy, a zawsze
Idą gwałtownie na przebój, gdy ciężka nadchodzi rozprawa.
Jeśli zaś onym i tam się praca i bitwa gotuje,
Niechże choć sam Telamończyk waleczny Ajas przybywa,
Rzekł; usłyszawszy to keryx rozkazom nie był przeciwny,
Szybko więc pobiegł ku murom Achajów miedzią okrytych;
Stanął przy boku Ajaxów i tak się odrazu odezwie:
„Ajaxowie Argejów dowódcy miedzią okrytych!
Udać się tamże, by troszkę w robocie przyjąć udziału;
Lepiéj wy obaj, bo to z wszystkiego będzie najlepszém,
Szybko się tam albowiem gotuje okropne zniszczenie;
Ciążą na nas okrutnie wodzowie Likijscy, a zawsze
Jeśli zaś również i tutaj się praca i walka gotuje,
Niechże choć sam Telamończyk waleczny Ajas przybywa,
Tewker zaś łuku świadomy niechaj się do niego przyłączy“.
Rzekł, a nie był do tego nieskorym syn Telamona;
Zaraz do Ojliadesa w skrzydlate odezwie się słowa:
W miejscu stanąwszy Danajów pobudźcie by ostro się bili;
Ja zaś udam się tamże i wezmę udział w potyczce;
Późniéj powrócę ja nazad, jak tamtych skutecznie wspomogę“.
A do niego się Tewker braciszek rodzony przyłączył;
Z łukiem zagiętym Tewkra pośpieszył Pandion za niemi.
Kiedy do baszty Menestha zacnego, od wnętrza wzdłuż muru
Lecąc przybyli (zaprawdę znaleźli ich w wielkiej potrzebie),
Naczelnicy oddziałów Likijskich i dzielni wodzowie;
Starli się więc ze sobą do walki i wszczęła się wrzawa.
Syn Telamona Ajax nasamprzód męża pokonał,
Druha Sarpedonowego Efikla wielkodusznego,
Leżał ogromny, przy gzymsie najwyżéj; niełatwo by człowiek
Wzniósł go do góry oburącz, chociażby i w sile młodości,
Z ludzi żyjących dzisiaj; lecz on go dźwignął i rzucił;
Hełm o czterech guzikach zgruchotał i kości połamał
Ztoczył się z baszty wysokiéj, a z gnatów życie mu uszło.
Tewker Glauka silnego, potomka Hippolochosa,
Strzałą ugodził, gdy tamten na mur wysoki się wdzierał,
W miejsce gdzie ramię obnażył; od dalszéj walki go wstrzymał.
Rannym jego nie ujrzał, i słowy dumnemi nie zelżył.
Wielce się zmartwił Sarpedon gdy Glaukos placu ustąpił,
Zaraz jak tylko zmiarkował; lecz mimo to walczyć nie przestał;
Ale Alkmaona syna Thestora oszczepem trafiwszy,
Upadł na twarz a zbroja od miedzi ozdobna brzęczała.
Wtedy Sarpedon chwyciwszy za gzymsy dłonią potężną
Szarpnął, puściły zupełnie calutkie, a mur się od góry
Cały odsłonił; dla wielu do przejścia drogę otworzył.
W pas go ugodził świecący na piersiach, od tarczy co męża
Całkiem okrywa, lecz Zews na teraz Kiery od syna
Swego odwrócił, by tenże przy łodziach sterniczych nie zginął.
Ajas go w tarczę pchnął przyskakując, atoli na wylot
Od zapory cokolwiek ustąpił, atoli bynajmniéj
Jéj nie opuścił, bo w duszy spodziewał się chwałę pozyskać
Zatém się odwracając na boskich Lykiów zawoła:
„Czemuż o Lykijczycy od strasznéj walki stronicie?
Żebym ja sam się przedarłszy do statków drogę otwierał;
Spieszcie więc za mną, albowiem łatwiejszém jest dzieło gdy wielu“.
Tak powiedział, zaś oni przejęci naganą władyki,
Z drugiéj zaś strony Argeje wzmocnili swoje szeregi,
Z wnętrza warowni i wielkie się dzieło dla nich przedstawia;
Ani Lykiowie waleczni albowiem niemogli Danajów
Mury złamawszy, otworzyć wolnego do statków przystępu,
Ani też zbrojni w dzidy Danaje Lykiów niemogli
Ale jak wzdłuż granicy dwóch ludzi zacięcie się spiera,
W rękach miary trzymając, na wspólnéj miedzy granicznéj,
Stojąc na małym kawałku o równą cząstkę się kłócą;
Takoż i tych przegradzają strzelnice tylko, a z góry,
Skórą wołową obszytych, i lekko zwrotnych tareczkach.
Wielu rany poniosło na ciele od spiżu srogiego,
Kiedy któremu w odwrocie się plecy z pod tarczy odkryły
W ciągu potyczki, a wielu na wylot przez tarczę raniono.
Były zbryzgane z stron obu, Trojańskiéj, tak samo Achajskiéj.
Ale i tak nie zdołali ucieczki wywołać Achajów;
Oni się bowiem trzymali, jak wagi uczciwa kobieta
Trzyma, zarazem ciężarki i wełnę do góry podnosząc
Między onymi tak samo się walka na równi ważyła,
Póki się Zews nie zgodził na sławę przeważną Hektora
Priamidesa, co pierwszy się dostał do murów Achajskich.
Krzyknął donośnie na Trojan, by zewsząd go można usłyszeć:
Mury i ogień żarzący zaniećcie pośród okrętów“.
Mówił on tak zagrzewając, uszami wszyscy słyszeli,
Prosto kupami na mury się rzucą, atoli następnie
Aż na gzymsy się wdarli trzymając ostre oszczepy.
Blizko przy bramie, od spodu okrągły, atoli od wierzchu
Ostro kończysty, i dwóch najtęższych z ludu mocarzy
Łatwo na wóz ciężarny by z drogi go dźwignąć nie mogli,
Z ludzi dzisiejszych; lecz on go acz sam z łatwością kołysał
Równie jak łacno pasterz podnosi runo z barana
Biorąc obiema rękoma, i mało go ciężar utrudza,
Takoż i Hektor za kamień chwyciwszy niósł prosto ku wrotom
Zamykającym bramę, dychtownie i silnie wpuszczonym,
Ciężkie zasuwy, spojone do kupy czopem jedynym.
Podszedł, stanął bliziutko, i wsparłszy się w środek ugodził,
Dobrze się rozkraczywszy, by darmo pocisku nie puścił;
Obie zgruchotał zawiasy, a kamień wleciał z łoskotem
Nie utrzymały, a wrota na obie rozpadły się strony
Pod naciskiem kamienia. Wskakuje Hektor prześwietny,
Z twarzy do nocy pospiesznéj podobny; od miedzi się świecił
Groźnéj, która mu ciało okrywa, a dwoje rękoma
Chyba kto z bogów gdy wskoczył do bramy z płomieniem w źrenicy.
Głośno na Trojan zawołał krzątając się w pośród zamieszki,
Żeby na mury wchodzili, zaś oni rozkazu słuchali;
Jedni odrazu na mury się wdarli, a reszta przez same
W stronę obszernych okrętów i wrzawa powstała niezmierna.
Tamże ich pozostawił, by pracę i nędzę znosili
Bezustannie; a sam odwrócił swe oczy świecące
W bok, spoglądając na Thraków ziemicę co końmi harcują,
Mlekiem żyjących, i Abiów najprawszych z ludzi na ziemi.
W stronę zaś Troi już wcale nie zwrócił oczów świecących;
W duszy albowiem nie sądził, by któren miał z nieśmiertelnych
Przybywając pomagać Trojanom, albo Danajom.
Siedział on bowiem, z podziwem na walkę i bitwę się patrząc,
W górze na saméj krawędzi najwyższéj Samos leśnego
Thrakii, bo ztamtąd najlepiej się całą Idę widziało,
Widny był gród Priamowy i liczne Achajów okręty.
Ulegających Trojanom, i strasznie na Zewsa się gniewał.
Z góry skałami sterczącéj się na dół spuścił od razu,
Szybko nogami stąpając; ogromne się lasy i góry
Trzęsły pod nieśmiertelnemi stopami gdy kroczył Pozejdon.
Aigów; tamże miał piękne domostwa w głębinie zatoki,
Złote, zbytkownie stawiane i nieużyte na zawsze.
Wszedłszy zaprzęga do wozu rumaki z podkową spiżową,
Szybkolecące, złociste im grzywy po szyi spływały.
Złoty, roboty wykwintnéj i skoczył na swoje siedzenie;
Pędził po fali; wesoło do niego potwory skakały
Wszędy z kryjówek, bo pana nie zapoznawały swojego;
Rozstąpiło się morze z uciechy, zaś one leciały
Konie zaś lekko skaczące zaniosły go w łodzie Achajskie.
Kędyś tam wielka pieczara się mieści w głębinie zatoki,
W środku pomiędzy Tenedem, a Imbrą skałami sterczącą;
Tam zatrzymał swe konie Pozejdon lądem trzęsący,
W miejsce obroku, do nóg zaś pęty złociste przywiązał,
Twarde nierozwiązalne, by tamże czekały bezpiecznie
Pana powrotu, a sam do wojska się udał Achajów.
Zbici do kupy Trojanie, podobnie jak burza, lub ogień,
Głośno wołając i wrzeszcząc. Tuszyli że statki Achajów
Wezmą i koło takowych zabiją wszystkich najlepszych.
Ale Pozejdon trzęsący ziemicą i lądy dzierżący,
Nawoływa Argejów z głębiny morskiéj wychodząc,
Pierw do Ajaxów poczyna i tak już skorych do bitwy:
„Ajaxowie możecie wybawić naród Achajski,
Jeśli pomnicie odwagi, a nie zaś mroźnéj bojaźni.
Wcale ja się nie obawiam gdzieindziej dłoni niezbitych
Wszystkich albowiem powstrzymać zdołają zbrojni Achaje;
Tamże atoli się głównie jakiego szwanku obawiam,
Gdzie ten wściekły do ognia podobny dowodzi na czele,
Hektor, co przemożnego Diosa się szczyci być synem.
Żeby tamtemu się stawić odważnie i resztę przynaglić;
Pewno choć strasznie naciera, zdołacie onego od statków
Szybkich odeprzeć, chociażby i sam Olympijczyk go wspierał.“
Rzekł, i Ennozygajos, dzierżący lądy ich berłem
Dodał ich członkom gibkości, tak w nogach jak w rękach od góry.
Potém w postaci sokoła szybkiego do lotu się zabrał,
Któren ze szczytu stromego wysokiéj skały się wznosząc,
Puszcza się po nad równiną by ptaka innego doganiać;
Z obu go pierwszy rozpoznał Olejczyk Ajas najszybszy,
Szybko się więc do Ajaxa Telamończyka odezwie:
„Słuchaj Ajaxie, ponieważ ktoś z bogów co dzierżą Olimpem,
Równy postacią wieszczowi nakazał nam walczyć przy łodziach
Dobrze albowiem ja z tyłu poznałem po nogach i stopach
Ruchy odchodzącego; z łatwością się bogów poznaje),
Przecież i mnię samemu gorąco się dusza odzywa,
W łubem sercu, by mężnie do walki stawać i bitwy,
Syn Telamona Ajas mu na to rzeknie w odpowiedź:
„Takoż teraz i mnię u drzewca ręce niezbite
Drżą z pragnienia, i we mnie się męztwo zbudziło, a spodem
Rwą się kolana do biegu i pragnę, choćby sam jeden
W takim to oni sposobie pomiędzy sobą mówili,
W rzeźwéj ochocie do walki przez boga im wlanéj do duszy.
Ziemią trzęsący témczasem Achaj ów od tyłu pobudził,
Którzy przy szybkich okrętach cokolwiek ducha nabrali.
Obok zaś tego strapienie przejęło ich duszę na widok
Trojan, którzy tłumami przez mury wysokie wkroczyli.
Patrząc się na nich, z pod brew strumieniem łzy wylewają;
Bowiem sądzili że zguby nie ujdą; lecz ziemią trzęsący,
Najpierw do Tewkra, następnie do Lejta przystąpił z rozkazem,
Do Peneleja dzielnego, Thoasa i Deïpyrosa,
Do Antylocha i mistrza pobudki wojennéj Meriona;
Nawołując się do nich odezwie lotnemi słowami:
Rachowałem w potyczce, że nasze okręty zbawicie;
Jeśli i wy się uchylić od boju strasznego myślicie,
Wtedy ten dzień się objawi, że przyjdzie ulegnąć Trojanom.
Przebóg! dziwo ja wielkie zaprawdę oczyma oglądam,
Żeby Trojanie do naszych się łodzi dostali; toż dawniéj
Byli do łań bojaźliwych podobni, co w pośród zarośla
Służą tylko za strawę dla wilków, szakalów i rysiów,
Tak się ino błąkają, bezsilne, nie gwoli potyczki;
Nigdy wytrzymać nie chcieli statecznie, chociażby cokolwiek.
Teraz daleko za miastem przy łodziach się biją obszernych,
W skutek podłości dowódzcy lub opieszałości narodów,
Które przez gniew na onego nie myślą stawać w obronie
Chociaż atoli sam jeden i słusznie winę ponosi
Bohaterski Atrydes, przemożny król Agamemnon,
Z tego powodu że szybkonogiego Pelejdę obraził,
Mimo to nam nie wypada niechętnie stawać do walki.
Wy zaś wcale nie pięknie stronicie od srogiéj potyczki,
W liczbie najlepszych będąc w obozie; co do mnie bym niechciał
Z takim się mężem potykać, którenby walki unikał,
Będąc tchórzem; atoli co na was to w sercu się gniewam.
Taką niedołężnością; niech każdy ma w sercu przytomny
Wstyd i naganę, boć już powstała walka ogromna.
Hektor o głosie donośnym już dawno się bije przy łodziach,
Dzielny i bramy wchodowe przełamał i silną zasuwę“.
Koło więc obu Ajaxów się uszykowały falangi
Dzielne, którym by nawet sam Ares nic nie zarzucił,
Ani Athene co ludy porusza; bo właśnie najlepsi
Hufcy zwartemi stanęli naprzeciw Hektora i Trojan,
Tarcza się z tarczą ścierała, z szyszakiem szyszak, mąż z mężem;
Hełmy grzywiaste guzami się błyszczącemi stykają
Chyłkiem ku sobie, tak szczelnie naprzeciw siebie stanęli;
Spisy ze sobą się splotły drgające w rękach odważnych;
Tłumnie natarli Trojanie, na czele Hektor dowodził
Pchając się naprzód, jak toczy się na dół odłamek od skały,
Kiedy go potok wezbrany od brzegu urwał stromego,
Z deszczem ulewnym złamawszy zuchwale posady opoki;
Lasy; lecz on bezustannie się toczy, aż wreszcie na płaską
Wpada równinę, już wtedy nie krąży acz pchany zamachem;
Takoż i Hektor z początku się chwalił że aż po nad morze
Łatwo się przedrze pomiędzy namioty i statki Achajskie,
Stanął choć bardzo się zbliżył. Na przeciw synowie Achajscy
Wywijając szablami i obosiecznemi dzidami,
Mężnie go w tył odparli, aż przestraszony się cofnął.
Krzyknął więc głośno na Trojan by zewsząd go można dosłyszeć:
Tylko wytrwajcie; już długo nie zdolni mnię wstrzymać Achaje,
Chociaż w czworobok jak wieże do bitwy hufce szykują;
Sądzę atoli że pierzchną pod dzidą, jeżeli naprawdę
Z bogów najlepszy mię wiedzie, mąż Hery grzmiący donośnie“.
Pełen otuchy Deïfob w szeregach kroczył Trojańskich,
Syn Priama trzymając przed sobą tarczę gładziutką,
Lekko nogami przebierał i suwał ukryty pod tarczą.
Wtedy na niego Merion wymierzył oszczepem świecącym,
Gładką zupełnie, atoli takowéj nie przebił, bo pierwéj
Długa się dzida w proporcu złamała; Dejfobos atoli
Tarczę wołową od siebie odsunął, bo w duszy się lękał
Spisy Merioneja dzielnego; a zatém bohater
Dwojga, zwycięztwa co uszło i połamanego oszczepu.
Szybko więc bieży ku stronie namiotów i statków Achajskich
Żeby dzirydu poszukać długiego co został w namiocie.
Reszta tymczasem walczyła i wrzawa powstała okropna.
Imbrę dzielnego, syna Mentora obfitującego
W stada; on mieszkał w Pedajos nim przyszli synowie Achajscy,
Z córą Priama nieprawą żonaty, Medezykastą;
Kiedy zaś potem Danajów okręty przybyły wiosłowe,
Mieszkał z Priamem, a ten zarówno go z dziećmi szacował.
Telamończyk natenczas pod ucho go dzidą ogromną
Pchnął i dzidę wyciągnął, a tamten runął jak sosna,
Która ze szczytu pagórka widnego zewsząd z daleka,
Zwalił się tak aż zbroja od miedzi ozdobna zabrzękła.
Rzucił się Tewker na niego z pragnieniem by zbroję mu zedrzeć,
Hektor na powstającego uderzył oszczepem świecącym;
Tenże to zoczył i ledwie uniknął włóczni spiżowéj;
Któren do walki przybywał, trafiła dzida na piersi;
Runął z łoskotem, a zbroja na koło niego brzęczała.
Rzucił się Hektor by szyszak, co szczelnie do skroni przylegał,
Zedrzeć z głowy dzielnego wojaka Amfimachosa;
Dzidę świecącą, nie drasnął mu skóry, bo cały był miedzią
Groźną okryty, lecz w guzik środkowy tarczy trafiwszy,
Odparł go siłą ogromną, a tamten w tył się wycofał
Z dala od obu poległych; wywlekli ich wtedy Achaje.
Atheńczyków dowódcy i w tłumy Achajskie zanieśli;
Imbrę zaś Ajaxowie, gorący do walki okrutnéj.
Jak dwa lwy koźlątko wyrwawszy z pod psów o spiczastych
Zębach, unoszą je szybko przez knieję i gęste zarośla,
Takoż i jego wysoko unosząc Achajscy pancerni,
Zbroję mu zdarli, a potem z miękkiego karku mu głowę
Odciął Ojleja syn, przez złość o Amfimachosa;
Odwracając się potém jak kulę ją rzucił przez tłumy,
W sercu natenczas Pozejdon okropnym gniewem zapłonął,
Widząc że zginął mu wnuk wśród srogiéj wojennéj rozprawy.
Zatem pośpieszył ku stronie namiotów i statków Achajskich,
Żeby Danajów pobudzić, i biedę gotuje Trojanom.
Powracający od druha, co właśnie z utarczki niedawno
Przybył, raniony spiczastem żelazem na zgięciu kolana.
Jego ponieśli druhowie, on zaś go zleciwszy lekarzom
Szedł do namiotu, bo jeszcze się myślał w bitwie potykać.
Z głosu Androjmonowemu synowi Thoancie podobny,
Który na całéj Plewronie i Kalydonie górzystym
Rządził Aetolczykami, jak bóg szanowany w narodzie:
„Idomeneju królu Kreteńców, i gdzież się podziały
Kreteńczyków dowódca Idomen mu rzeknie odpowiedź:
„Dzisiaj Thoancie już nikt nie zawinił z mężów, o ile
Sądzić mogę, boć wszyscy jesteśmy walki świadomi.
Podły strach się nikogo nie czepił i żaden lenistwu
Musi to być wedle woli Kroniona wszechpotężnego,
Żeby zginęli bez wieści z daleka od Argos Achaje.
Ty zaś Thoancie, boć dawniéj umiałeś wrogom się stawiać,
Często też innych pobudzasz gdzie widzisz że któren ustaje;
Lądem trzęsący Pozejdon mu na to rzeknie w odpowiedź:
„Niechby ten mąż Idomenie już nigdy się nazad nie wrócił
Z Troi, lecz tutaj dla psów na igraszkę niechaj zostanie,
Którenby dnia dzisiejszego z namysłem stronił od bitwy.
Spieszyć, żebyśmy zdziałali coś użytecznego choć dwojgiem.
Mężów siła skupiona podoła skutecznie, choć słabych,
My zaś przywykli jesteśmy i z walecznemi się ścierać“.
Rzekłszy to bóg się napowrót do zgiełku mężów obrócił;
Zbroję ozdobną przyodział na ciało i chwycił za dzidy;
Spieszy podobny do gromu jasnego, za który Kronion
Dłonią chwyciwszy wypuszcza z Olimpu jaśniejącego,
Jako przestrogę dla ludzi; on blaskiem przyświeca przezroczym;
Dzielny zaś jego towarzysz Merionej go wtedy napotkał,
Jeszcze w blizkości namiotu; bo biegł by dzidę spiżową
Przynieść; do niego przemówi potęga Idomenejowa:
„Szybki Molosa potomku Merionie z druhów najdroższy!
Jesteśli ranny i ostrze pocisku czy ciebie udręcza,
Czyli téż niesiesz mi jaką nowinę? co do mnie to wcale
Siedzieć w namiocie nie pragnę, lecz owszem spieszę do walki.“
W odpowiedzi mu na to Merion roztropny odrzecze:
Pójdę zobaczyć czy jaka ci włócznia w namiocie została,
Żeby ją wziąść bo ta się złamała co pierwéj ją miałem,
Wtedy gdy w Deïfobosa godziłem tarczę dumnego“.
Kreteńczyków naczelnik Idomen odpowie mu na to:
Ustawionych w namiocie przy ścianach słońcem olśnionych,
Łupy Trojańskie co wziąłem zabitym; bo niemam zwyczaju
Stojąc z daleka od mężów zajadłych się w bitwie potykać.
Toteż mam włóczni dostatkiem i tarcz ozdobionych guzami,
W odpowiedzi mu na to Merion roztropny odrzecze:
„Mam ja i w moim namiocie i koło okrętu ciemnego
Wiele zdobyczy Trojańskich, lecz nie dość blizko by zabrać.
Twierdzę o sobie tak samo, że niezaniedbuję odwagi,
Staję, gdy tylko się kłótnia i wrzawa rozpocznie wojenna.
Może już prędzéj dla innych Achajów miedzią okrytych
Jestem nieznany gdy walczę, lecz ty mnię już znać powinieneś.“
Kreteńczyków dowódzca Idomen odrzecze mu na to:
Żebyśmy teraz przy statkach zebrali się wszyscy najlepsi
Do zasadzki, gdzie męztwo najlepiéj się ludzi poznaje,
Gdzie się pokaże kto tchórzem, a któren jest mężem odważnym,
(Lice albowiem tchórza zmieniają się tak albo owak;
Ale przycupia na jednéj lub drugiéj się nodze kiwając;
Serce zaś w piersi mu bić gwałtownie poczyna z obawy,
W oczekiwaniu śmierci i zęby mu dzwonią od strachu;
Męża zaś odważnego nie zmienia się cera, i zbytnie
Błaga on owszem by w bitwie okrutnéj co prędzéj brać udział);
Wtedy by dłoni i męztwu twojemu nikt nie chciał przyganić.
Chociażbyś bowiem w potyczce ranionym został lub ciętym,
Strzała by pewno nie padła na kark lub plecy od tyłu,
Wówczas gdy obces nacierasz do zgiełku przednich szeregów.
Dosyć na teraz, już o tém nie mówmy jak dzieci niemądre,
Gapiąc się, żeby też kto nas obrażony nie zganił;
Zatem się spiesz do namiotu i chwytaj za dzidę potężną“.
Szybko z namiotu zabrawszy spiżowy tęgi swój oszczep,
Poszedł za Idomenejem, gwałtownie skory do bitwy.
Równie jak Ares do bitwy zabiera się, męże niszczący,
Kiedy mu Strach towarzyszy, syn drogi, dzielny i śmiały,
Oni się z Thracyi pomiędzy Efyrów zbrojnie wybrali,
Albo Flegejów o sercach szlachetnych, lecz razem nie chcieli
Obu wysłuchać, bo jednych wyłącznie sławą obdarzą;
Również Idomen i Merion dowódcy obaj narodów,
Wtedy się pierwszy do niego Merionej z mową odezwie:
„Dokądże Deukalidzie w zamieszkę uderzyć zamyślasz?
W prawąli stronę obozu całego, lub więcéj do środka,
Czyli téż w lewo? bo sądzę że nigdzie do tyla nie zbywa
Kreteńczyków naczelnik Idomen w odpowiedź mu rzecze:
„Między łodziami w pośrodku są także inni w odwodzie,
Obaj Ajaxy i Tewker, najlepszy z pomiędzy Achajów
W sztuce strzelania, a dzielny do ostatecznéj rozprawy;
Priamidesa Hektora, aczkolwiek jest silnym ogromnie.
Ciężko mu będzie, acz pragnie gorąco walczyć zacięcie,
Tamtych przezwyciężywszy odwagę i dłonie nietknięte,
Statki zapalić, jeżeli nie sam nareszcie Kronides
Syn Telamona Ajas ogromny nie pierżchnie przed mężem,
Jeśli on tylko śmiertelny i żywi się ziarnem Demetry,
Jeśli go zdolne porazić, bądź spiż, bądź wielkie kamienie.
Nawet by przed Achillesem nie zboczył co łamie szeregi,
My się ku lewéj obozu trzymajmy, żebyśmy co prędzéj
Znali, czy sławę dla siebie pozyszczem lub inni nad nami“.
Rzekł; do Aresa szybkiego podobny zaś dzielny Merionej,
Szybko prowadził, aż doszli do boju, gdzie tenże go pędził.
Jego i towarzysza wspaniale zbrojami okrytych,
Nawoływając po tłumach ku niemu się wszyscy ruszyli.
Wspólna więc bitwa powstała nakoło sterniczych okrętów.
Równie jak burze nastają, pod wiatrów siłą świszczących,
Te zaś do kupy zmiatając kurzawę w kłęby podnoszą;
Takoż i walka ich wspólna się toczy, a w duszy pragnęli
Pośród tłumów nawzajem mordować się ostrem żelazem.
Walka żywoty niszcząca sterczała długiemi dzidami,
Blask śpiżowy, co strzelał od miedzią świecących szyszaków,
Oraz od świeżo czyszczonych pancerzy i tarczy lśniejących,
Mężów gromadnie bieżących; zaprawdę by mężne miał serce,
Ktoby z uciechą tę pracę oglądał, a ducha nie stracił.
Bohaterskim wojakom gotują klęski straszliwe.
Zews dla Hektora i Trojan zamierza bowiem zwycięztwo,
Szybkonogiego Achilla chcąc uczcić, lecz mimo to niechciał
Żeby pod Ilion zginął z kretesem naród Achajski,
Między Argejów przychodząc Pozejdon zaś ducha dodawał,
Skrycie dobywszy się z morza sinego, bo ciężko żałował,
Ulegających Trojanom, i srodze na Zewsa się gniewał.
Wprawdzie im wspólny był ród i pochodzenie tożsame,
Z tego powodu unikał otwarcie tamtych popierać,
Lecz potajemnie w szeregach zagrzewał do męża podobny.
Oni więc kłótni zawziętéj i walki wspólnéj koleje
Łączą węzłami je wiążąc, i strony obydwie otoczą,
Wtenczas Idomen, choć szronem okryty, Danajom dowodząc,
Między Trojany wpadając wywołał popłoch okropny.
Othryjoneja bowiem pokonał, co świeżo z Kabezu
Nadciągnąwszy się stawił na sławne do wojny wezwanie;
Z cór Priamowych, i wiana nie żądał, a wiele przyrzekał,
Jako że z Troi przymusem odeprze synów Achajskich.
Zgodził się na to staruszek Priamos i jemu obiecał
Oddać ją, on zaś walczył spuszczając się na przyrzeczenie.
Hardo nacierającego ugodził, nie przydał się pancerz
Z miedzią, co miał go na sobie, lecz dzida w brzuchu utkwiła;
Padł z łoskotem, a tamten wygłasza chełpliwie te słowa:
„Othryonesie, ze wszystkich bym ludzi cię chwalił najbardziéj,
Priamowi Dardana synowi, co córkę ci przyrzekł.
Mogliśmy tobie to samo przyobiecawszy dotrzymać,
Mogliśmy tobie poręczyć najlepszą z córek Atrydy,
Którą byś pojął za żonę z Argosu, gdybyś tak samo
Teraz chodź za mną do statków po morzu bieżących, żebyśmy
Pomówili o ślubie, nie będziem teściami skąpemi“.
Tak powiedziawszy, go wlecze za nogę wśród zgiełku strasznego
Wojak Idomen. Tamtego by pomścić Azyos przybywa,
Parskającemi powoził woźnica; on pragnął ugodzić
Idomeneja; lecz tenże go wprzódy ugodził oszczepem,
W szyję pod brodą i spiżem na wylot zupełnie go przeszył.
Padł, zarówno jak pada, czy dąb czy topól srebrzysta,
Ścięli świeżo ostrzonym toporem na belkę do statku;
Takoż i on przed powózką i końmi runął jak długi,
Z wrzaskiem okropnym, chwyciwszy rękoma za krwawą kurzawę.
Jego zaś giermek przytomność utracił choć zwykle mu służy;
Końmi nawrócić, więc jego Antyloch radośny do boju
Dzidą ugodził pośrodku i przeszył, nie chronił go pancerz
Z miedzi co miał go na sobie, lecz dzida mu w brzuchu utkwiła.
Z jękiem westchnąwszy wypada z powózki wykwintnéj roboty;
Pędzi od hufców Trojańskich do łydookutych Achajów.
Wkrótce do Idomeneja przystąpił z blizka Dejfobos,
W złości o zgon Azyosa i rzucił oszczepem świecącym!
Tamten atoli na czasie zoczywszy uniknął spiżowéj,
Którą się chronił, skórami byczemi i miedzią świecącą
Zaokrągloną, poprzeczne ją w środku sztabiki ściągały;
Skręcił się pod nią, a dzida po nad nim świsnęła spiżowa;
Tylko że tarcza gdy dzida trąciła ją w biegu, wydała
Owszem on Hypserona Hippazy potomka ugodził
W samą wątrobę i zaraz kolana siły pozbawił.
Strasznie się chełpić poczyna Deïfob głośno wołając:
„Już naprawdę nie leży tu Azyos bez pomsty, lecz sądzę,
Będzie się w duszy radował, bom jemu posłańca zgotował.“
Tak powiedział, Argejów bolały te słowa chełpliwe,
Głównie zaś Antylochosa dzielnego duszę wzburzyły;
Mimo to acz zasmucony z opieki druha nie puszcza,
Jego następnie schyliwszy się dwaj szlachetni druhowie,
Syn Echiosa Mekistes, a również boski Alastor
Niosą do łodzi obszernych okropnie stękającego.
Ducha tymczasem nie tracił Idomen, i ciągle do tego
Albo też runąć samemu Achajów chroniąc od zguby.
Ajzyjetaja boskiego natenczas, potomka miłego,
Alkathoosa wojaka (on zięciem był Anchizesowi,
Z jego bo córek najstarszą poślubił Hippodamaję;
W zamku; albowiem nad całém rówieśnic gronem jaśniała,
Wdziękiem, pracowitością i zmysłem, dlatego ją późniéj
Mąż najlepszy poślubił, co był w Ilionie obszernéj).
Jego to wtedy Pozejdon przez Idomeneja pokonał,
Niemógł się bowiem ni w tył wycofać lub na bok usunąć,
Ale podobnie jak słup, albo drzewo co strzela do góry
Stał nieruchomie, i wtedy go w piersi oszczepem ugodził
Wojak Idomen, i chiton spiżowy nakoło mu złamał,
Wtedy zadźwięczył on głośno pryskając nakoło oszczepu.
Upadł z łoskotem a dzida pośrodku serca utkwiła,
Które przez bicie gwałtowne aż dzidy proporcem zatrzęsło;
Wkrótce zaś potém potężny go Ares żywota pozbawił.
„Jakże o Deïfobosie, czy sądzisz iż słusznym rachunkiem
Trzech za jednego zabiłem? boś ty tak samo się chełpił;
Dziwny! występuj że teraz i sam naprzeciw mnię stawaj
Żebyś obaczył że jako Diosa potomek przybywam;
Minos atoli spłodził potomka Dewkalia dzielnego;
Mnię zaś spłodził Dewkalion, bym rządził narodem przelicznym
W Krecie obszernéj, a teraz mnię tutaj zaniosły okręty,
Tobie na zgubę i waszéj ojczyźnie i innym Trojanom“.
Czyli którego z Trojan przywołać na pomoc walecznych,
Wycofawszy się w tył, czy samemu hazardu próbować.
Wówczas gdy tak się namyślał, rozumiał że będzie najlepiéj
Iść ku Aeneaszowi; znajduje go w tylnych szeregach
Któren go między mężami nie cenił, acz wielce dzielnego.
Blizko więc jego stanąwszy w skrzydlate odezwie się słowa:
„Rajco szlachetny u Trojan Eneju, należy ci teraz
Pomścić szwagra twojego, boć strata cię winna obchodzić.
Jako szwagier w domostwie cię chował, w twych latach dziecinnych;
Jego zaś teraz Idomen kopijnik zbroi pozbawił“.
Tak powiedział i w sercu tamtemu pobudził odwagę.
Zatém na Idomeneja się wybrał z pragnieniem do walki.
Owszem dotrzymał, jak w górach odyniec odwadze dufając,
Stawia się w obec hałasu groźnego szczujących go mężów,
W kniei głębokiéj samotnie, a szczecią barki najeżył;
Ślepia oboje mu zaszły płomieniem, a kły o drzewinę,
Również dotrzymał Idomen kopijnik i wcale nie zboczył,
W obec Eneja co silnie nacierał, lecz krzyknął na druhów,
Askalafosa, Dejpyra i Afarejosa zoczywszy,
Antylochosa, Meriona, świadomych pobudki wojennéj;
„Drodzy pomóżcież mnie samotnemu, bo wielce się lękam
Eneasza do biegu rączego, co na mnie naciera;
Któren wprawiony jest wielce, by męża w potyczce rozbrajać,
Ma zaś młodzieńczą świeżość, co siłę stanowi największą.
Szybko by sławę zwycięztwa pozyskał lub na mnie by spadła“.
Tak powiedział, a wszyscy jednego będący zamiaru,
Licznie do kupy się zbiorą schylając tarcze na ramie.
Z drugiéj zaś strony Eneasz na towarzyszów zawołał,
Którzy z nim wespół Trojany dowodzą, atoli następnie
Sypie się naród, jak owce idące w ślad za baranem
Z paszy ku wodzie, a pasterz się w sercu swojem raduje;
Takoż i serce Eneja się w piersiach uradowało,
Koło Alkathoosa natenczas w pobliżu walczyli
Oszczepami długiemi, a miedź pancerzy na piersiach
Strasznie dźwięczała od wspólnych uderzeń wśród zgiełku potyczki;
Dwaj mężowie waleczni najbardziej nad innych celują
Obaj pragnący nawzajem się ostrém kaleczyć żelazem.
Pierwszy Eneasz oszczepem się zmierzył na Idomeneja
Ale na czasie zoczywszy uniknął on dzidy spiżowéj;
Dzida Eneja natenczas impetem rzucona się w ziemię
Ojnomaosa Idomen w sam środek brzucha ugodził,
Pancerz wypukły zdruzgotał, a miedź przez kiszki na wylot
Przeszła, on padłszy w kurzawę rękoma za ziemię uchwycił.
Kopią o długim proporcu Idomen z trupa wyciągnął,
Zedrzeć z ramienia, albowiem leciały nań zewsząd pociski.
Walczącemu albowiem już nogi nie dopisywały,
Niemógł więc biedz za pociskiem i cofać się szybko nie umiał.
W zwartych szeregach od dnia zagłady się chronić podołał,
Wówczas gdy wolno się cofał, wymierzył nań dzidą świecącą,
Deïfobos, bo ciągle do niego żal cierpiał okrutny,
Ale i wtedy go chybił, lecz Askalafosa ugodził,
Syna Enyalosa; przez ramię włócznia potężna
Ares o głosie straszliwym się wtedy o tém nie dowiedział,
Że mu własny potomek w okrutnéj zginął potyczce;
Wtedy on bowiem na szczytnym Olimpie pod chmury złotemi
Siedział, Diosa wstrzymany zamiarem, gdzie także i inni
Koło Askalafosa natenczas w pobliżu walczyli;
Z głowy Askalafosa Deïfob szyszak świecący
Zerwał, lecz Aresowi szybkiemu podobny Merionej,
Przyskakując oszczepem go w ramie uderzył, że z dłoni
Przyskoczywszy zaś nagle Merionej do sępa podobny,
Z ręki poniżej łokcia wyciągnął włócznię potężną;
W druhów gromadę się cofnął, a Deifobosa Polites,
Jego rodzony brat objąwszy rękoma w pół ciała,
Szybkich, które na niego za zgiełkiem utarczki czekały,
One a również powózkę ozdobną woźnica pilnował;
Zaraz go tedy ku miastu ponieśli stękającego
Z bólów, a krew ze świeżo ranionej ręki płynęła.
Kaletorydę natenczas Eneasz Afarejosa,
W gardło gdy tenże nacierał uderzył oszczepem kończystym;
Głowa się jemu na stronę zwiesiła, zsunęły się za nią
Tarcza i szyszak, a śmierć objęła go życie trawiąca.
Przyskakując ugodził i żyłą główną mu przeciął,
Która po całym grzbiecie się ciągnie i karku dosięga;
Przeciął takową zupełnie, a ten się powalił w kurzawę
Na wznak, ręce zaś obie ku druhom kochanym wyciągnął.
Oglądając się w tył; bo zewsząd na koło Trojanie
Żgali w széroką paiżę świecącą, lecz nigdzie nie mogli
W środek się dostać, by skórę zadrasnąć morderczém żelazem
Antylochowi, bo zewsząd Pozejdon lądem trzęsący
Nigdy się bowiem zdaleka od wrogów nie trzymał, lecz na nich
Zwracał się, dzidy bez ruchu nie dzierżył, lecz ciągle takowa
Kręgiem kołuje, a ciągle w umyśle przytomnie rozważał,
Czyli dzirydem celować, czy z blizka podjąć potyczkę.
Azyadesa; on w tarczę ugodził ostrém żelazem
Blisko natarłszy, atoli kończynę siły pozbawił
Czarnokędziorny Pozejdon, bo życia mu zabrać nie dawał.
Utkwił więc oszczep na miejscu, jak słup opalony do koła
Szybko się w druhów gromadę wycofał uchodząc przed śmiercią.
Merion za uciekającym podążył i spisą ugodził
W środek pomiędzy pępek i przyrodzenie, gdzie Ares
Najdotkliwiéj okrutny dotyka nieszczęsne ludziska;
Drgał podobny do wołu, którego w górach pasterze
Mimo oporu wiciną związawszy, przymusem prowadzą;
Takoż i on się wił ugodzony, lecz wcale nie długo,
Póki mu z ciała nie wyrwał oszczepu w bliskości stanąwszy
Deïpyrosa Helenos uderzył mieczem po skroni,
Wielkim Thrakijskim i jednym zamachem przyłbicę mu odciął;
Ona rzucona upadła na ziemię, a którenś z Achajów
Gdy się pod nogi walczących stoczyła z ziemi ją podniósł;
Żal Menelaja Atrydę o głosie donośnym ogarnął;
Na Helena więc z groźbą się rzuca, dzielnego władykę,
Dzidą kończystą machając, a tamten łuku naprężył.
Oni ku sobie podchodzą, Menelaj ostrym dzirydem
Syn Priamowy następnie po piersiach strzałą ugodził
W pancerz wypukły, lecz gorżka odbiła się strzała daleko.
Równie jak z szufli szerokiéj na dużém obszerném klepisku,
Centkowany ciemnawo się bób albo groszek odbija,
Takoż od Menelaosa pancerza, sławy chciwego,
Silnie odbiwszy się gorżka daleko strzała odleci.
Menelaos następnie, o głosie donośnym Atrydes
W rękę co łuk przytrzymuje ugodził tamtego, na wylot
Tamtem się w druhów gromadę wycofał przed śmiercią uchodząc,
Rękę po boku zwiesiwszy i ciągnął za sobą oszczepem;
Z ręki wyciągnął takowy Antenor umysłu wielkiego,
Tę zaś przewiązał sznurkiem dokładnie z wełny kręconym,
Prosto na Menelaosa chciwego sławy Pizandros
Natarł; jego złowroga do śmierci Mojra zawiodła,
Menelaju ku tobie, by w ciężkiéj zginął potyczce.
Oni zaś kiedy nawzajem ku sobie idący się zbliżą,
W tarczę atoli Pizander Atrydy sławy chciwego
Trafił, lecz blachy miedzianéj na wylot przebić nie zdołał;
Tarcza albowiem széroka wstrzymała, lecz jemu w proporcu
Pękła spisa; już w sercu się cieszył nadzieją zwycięztwa.
Skoczył ku Pejzandrowi, lecz ten z pod tarczy za piękną
Chwycił stalową siekierę, na toporzysku oliwném,
Długiém i gładkiém i wtedy odrazu na siebie uderzą.
Pierwszy go rąbnął w guzik od grzywiastego szyszaka
Ciął po nad nosem, aż kości zgrzytnęły, zaś oczy oboje
Spadły sączące się krwią na ziemię pod nogi w kurzawę;
Zwinął się, padł a tamten stanąwszy piętą na piersiach
Zbroje mu zdzierać poczyna i słowo radośne wygłasza:
Dumni Trojanie potyczki okropnéj nienasyceni!
Niema już hańby zaprawdę i ciężkiéj sromoty, co na mnie
Nie bylibyście rzucili, sobaki podłe; toż w sercu
Zewsa grżmiącego się gniewu srogiego nie obawiacie,
Wyście mi młodą małżonkę i siła zasobu drogiego
Zagrabiwszy odeszli, choć ona gościnnie przyjęła;
Teraz atoli pragniecie do statków po morzu bieżących,
Ogień trawiący zarzucić i zabić wojaków Achajskich;
Zewsie rodzicu wszak mówią, że jesteś rozumem najwyższym,
Między bogami ludźmi, a tegoś wszystkiego dopuścił.
Takim dla mężów zuchwałych się okazujesz łaskawym,
Dla tych Trojan umysłu hardego, co nigdy nie mogą
Można ci bowiem wszystkiego mieć dosyć, i snu i miłości,
Śpiewu słodkiego i tańca parami przyzwoitego;
Prędzéj by ktoś mógł pragnąć się temi do zbytku nasycić,
Niźli wojny, lecz bitwy Trojanie są nienasyceni.“
Oddał go towarzyszom nieskazitelny Menelaj;
Sam zaś idąc napowrót w szeregi pierwsze się wmięszał.
Rzucił się przeciw niemu syn Pylajmena książęcia,
Harpal, któren za drogim rodzicem na wojnę do Troi
Tenże więc w środek tarczy Atrydy ugodził oszczepem
Z bliska; atoli nie zdołał na wylot przebić żelazem;
Szybko się w druhów gromadę wycofał przed śmiercią uchodząc,
Oglądając się w koło by ktoś go żelazem nie zranił.
Trafił i w prawą pachwinę ugodził, atoli kończysta
Strzała pęcherz na wylot przebiwszy pod kością wylazła.
Klapnął na miejscu i między rękoma cnych towarzyszy
Ducha wyzionął i leżał na ziemi podobnie do glisty
Paflagonie szlachetni starannie się druhem zająwszy
Na powózkę go wnieśli i wiodą do świętej Iliony,
Smutni, a między niemi szedł ojciec łzy wylewając,
Zemsty atoli za syna się nie doczekał zmarłego.
Bywał u niego w gościnie, w narodzie Paflagończyków;
W żalu więc za towarzyszem wypuścił strzałę śpiżową.
Był tam niejaki Ejchenor, wróżbity syn Polyeida,
Możny dostatkiem i zacny, w Koryncie dom zamieszkiwał,
Często mu bowiem wróżył staruszek zacny Polejtes,
Albo że ciężkiej chorobie ulegnie we własnem domostwie,
Albo że zginie przez Trojan pomiędzy Danajów łodziami;
Przeto zarówno unikał wyrzutu przykrego Danajów,
Jego to w szczękę pod uchem ugodził, i szybko mu dusza
Członki opuści a groźna ciemnica go śmierci objęła.
W taki to sposób walczyli podobnie do ognia w płomieniu.
Zewsa lubieniec zaś Hektor nie wiedział i nie był świadomym,
Wojska przez siłę Argeiów i szybko Achajów się sława
Wzmogła, bo tak usilnie Pozejdon ziemią trzęsący
Męztwo Argeiów pobudził, i własną ich siłą popierał;
Ale się trzymał gdzie wprzódy przez bramę i mury przeskoczył,
Tamże leżały okręty Ajaxa i Protezylaja,
Z morza sinego na brzeg wysadzone, a właśnie w tem miejscu
Mur postawiono najniższy, dlatego tamże najbardziej
W bitwie zacięcie się bili, tak oni jak zbrojne powózki.
Lokry, Fthiowie i męztwem świecący Epejczykowie,
Ledwo przed nacierającym trzymając okręty, lecz wcale
Spędzić od siebie niemogli Hektora jak płomień szybkiego;
Również i męże Atheńscy wybrani, a niemi dowodził
Feidas i Stiehos i Bias odważny, atoli Epejów
Meges i Fyleid prowadzi, Amfion a wreszcie i Drakios.
Fthyjczykami zaś Medon dowodzi i dzielny Podarkes;
Tenże był synem nieprawym Oïla boskiej przyrody,
Od ojczyzny daleko w Fylace, bo zabił człowieka,
Ezyjopidy macochy krewnego, a żony Oïla;
Tamten zaś Ifiklojosa był synem Fylakidesa;
Oni to zbrojni w pancerze Fthyjami dzielnemi dowodząc,
Rączy Oïla potomek Ajax nie pragnął się wcale,
Nawet i troszkę oddalać od Telamończyka Ajaxa;
Ale jak ciemnopłowe dwa woły za pług doskonały
Z równą pociągną ochotą i ogniem, a w miejscu gdzie rogi
One stósownie od siebie rozdziela gładkie jarzemko
Pospieszające po skibie, i skład aż do miedzy wyciągną;
Takoż ci krocząc pospołem, trzymali się blisko przy sobie.
Wiele za Telamończykiem dążyło szlachetnych i dzielnych
Kiedy znużenie i pot mu kolana ogarniać zaczyna.
Ojlejadzie zacnemu Lokrowie nie towarzyszyli,
W zwartych szeregach, albowiem niechętnie do walki stawali;
Przytem niemieli szyszaków śpiżowych z końskiemi grzywami,
Ale swym łukom i silnie kręconym z wełny cięciwom
Wierząc, na Troję ciągnęli, a niemi to później strzelając
Pociskami gęstemi łamali Trojańskie szeregi.
Pierwsi tedy na przedzie w rynsztunku zbrojnie i strojnie,
Tamci z po za nieb strzelając skrywali się, tak że w potyczce
Wytrwać niemogli Trojanie, bo strzały im szyki mięszały.
Byliby wtedy ze wstydem od strony namiotów i statków,
W tył się cofnęli Trojanie ku Ilion wiatrami owianej,
„Słusznej zaprawdę porady Hektorze słuchasz niechętnie,
Przeto że bóg ci głównie poruczył dzieła wojenne,
Sądzisz że w radzie tak samo każdego innego przewyższasz.
Przecież byś nigdy nie zdołał wszystkiemu zarazem poradzić!
[Taniec innemu, drugiemu zaś sztukę śpiewania i grania];
Innych zaś Zews wszechwiedny rozumem w sercu obdarzył
Zbawczym, z którego tak wielu z pomiędzy ludzi korzysta;
Wielu wybawił, lecz sobie samemu najwięcej jest świadom.
Wojny ogniwo płomienne na wszystkie cię strony otacza;
Wielkoduszni Trojanie dostawszy się wreszcie na mury,
Jedni cofnęli się z bitwy pod bronią, a reszta się bije,
Słabsi naprzeciw liczniejszym, porozpraszani po statkach.
Byśmy o każdej potrzebie się naradzili pospołem:
Czy się rzuciemy przebojem na wielowiosłowe okręty,
Jeśli nam bóg zwycięztwa użyczyć zechce, czy teraz
Mamy się cofnąć bez szwanku od statków. Co do mnie albowiem
Zrównać, tembardziej że mąż niezużyty w bitwie przy łodziach
Siedzi, a sądzę że już nie na długo od walki się wstrzyma“.
Skończył Polydam a Hektor przyzwolił na radę bezpieczną.
[Z wozu natychmiast na ziemię zeskoczył w pełnym rynsztunku],
„Polydamancie ty tutaj zatrzymaj wszystkich najlepszych,
Ja zaś tamże pospieszę by w bitwie się srogiéj potykać;
Wkrótce ja tutaj powrócę, jak tamtym zapowiem dokładnie“.
Rzekł, i rzuciwszy się naprzód podobny do góry śnieżystéj,
Ci się naokoło Panthoidy mężnego Polydamanta
Wszyscy pospiesznie gromadzą, Hektora głos usłyszawszy.
On zaś Deïfobosa i siłę Helena książęcia,
Adamanta Azyady i Azya syna Hyrtaka,
Wcale ich wszakże nie zastał bez szwanku i nienaruszonych;
Jedni albowiem leżeli przy łodziach sterniczych Achajskich,
Ducha mężnego oddawszy pod siłą dłoni Argeiów,
Inni zaś wewnątrz twierdzy z cięciami lub ranni od strzały.
Alexandra, małżonka Heleny o pięknych warkoczach,
Druhów zachęcającego i wołającego do bitwy,
Blizko więc jego stanąwszy sromotnem zagadnie go słowem:
„Podły Parysie, odważny z pozoru, latawcze, dziewkarzu!
Gdzie Azyades Adamant, gdzie Azyj Hyrtaka potomek?
Gdzie Othryonej się podział? zaprawdę od szczytu się wali
Ilios wyniosła; na teraz i twoja się zguba gotuje“.
Aleksander do bogów podobny mu rzeknie w odpowiedź:
Może być że kiedyindziej zanadto stroniłem od walki;
Aleć i mnie zupełnie bezsilnym matka nie rodzi.
Bowiem od czasu gdyś walkę szeregów przy łodziach pobudził,
Odtąd stanąwszy na placu dajemy się w znaki Danajom
Zdaje się że Deïfobos i siła Helena książęcia
Z placu musieli ustąpić od długich ranni oszczepów,
W rękę obydwaj, atoli odwrócił im zgubę Kronion.
Teraz ty prowadź gdzie tylko odwaga i męztwo ci każe,
Żeby nam brakło odwagi, o ile siły wystarczą.
Walczyć atoli nad siły, choć jakby kto pragnął nie zdoła“.
Temi słowami bohater braterskie serce nakłonił.
Spieszą więc gdzie najwięcej zamieszka wrzała i bitwa,
Falka, Orthaja i bogom równego Polyfetesa,
Synów Hippotiona, Askania, Palmysa, Moryna;
Oni z Askanii o skibie szerokiej przybyli w odwodzie
Rano, w dzień pierwej, a wtedy do walki ich pędził Kronion.
Która pod grzmotem ojca Diosa ku ziemi spadając,
Z hukiem straszliwym do morza się rzuca i wewnątrz ogromne
Fale szumiące piętrzy na morzu wzburzonem szeroko,
Pianą kipiące brzuchate, to w tył to naprzód je ciska;
Śpiżem okryci świecącym dążyli za swymi wodzami.
Hektor na czele prowadził, jak Ares co męże morduje,
Syn Priama, dźwigając przed sobą tarczę gładziutką,
Obwarowaną skórami i silnie miedzią okutą;
Wszędy na koło szeregów próbował puszczając się naprzód,
Czyby gdzie nie ustąpiły gdy w tarczę skulony nacierał,
Ale nie zachwiał odwagi w Achajów piersiach walecznych.
Pierwszy go Ajax wyzywa suwając krokiem potężnym:
Myślisz? toż nie jesteśmy tak bardzo walce obcymi,
Tylko że srogim biczem Diosa jesteśmy zgnębieni.
Pewno ty żywisz w duszy nadzieję że nasze wyniszczysz
Statki, lecz przecież i nam do obrony gotowe są dłonie.
Będzie zdobytym i wkrótce zniszczonym dłońmi naszemi.
Mówięć atoli że bliska już chwila, gdy będziesz w ucieczce
Błagał ojca Diosa i innych bogów nieśmiertnych,
Żeby grzywiasty twój rumak sokoła w locie prześcignął,
Jeszcze tak mówił gdy ptak od prawej nadleciał mu strony,
Orzeł o górnym locie; przyklasnął naród Achajski
Raźnie z otuchą dla wróżby; zaś Hektor prześwietny odrzecze:
„Cóżeś powiedział Ajaxie chełpliwy i próżny gaduło!
Cały mój żywot, a Herę dostojna by matką mi była,
Żebym był wielbion, jak czczeni Apołlon i boska Athene,
Tak dzisiejszy ten dzionek niech zgubę Argeiom przyniesie
Wszystkim, a ty między niemi polegniesz, gdybyś się ważył,
Będzie ci płatać, a ty sobaki Trojańskie i ptaki
Tłuszczem i mięsem nasycisz, gdy padniesz przy statkach Achajskich“.
Tak powiedziawszy prowadził a tamci za nim dążyli
Z wrzawą straszliwą, a wojska od tyłu krzyczały donośnie.
Walki, lecz czoło stawili napaści Trojan walecznych.
Wrzawa z obu stron dosięgła etheru i światła Diosa.
Więc do Asklepiadesa w skrzydlate odezwie się słowa:
„Zważajże o Machaonie téj sprawy obrót i koniec;
Hałas ochoczéj drużyny albowiem przy łodziach się zwiększa.
Aż Hekameda o pięknych warkoczach ci łaźnię gorącą
Przygotuje i krew od kurzu spieczoną obmyje;
Ja zaś wyszedłszy obejrzę się szybko z obszernéj widowni.“
Rzekłszy to chwycił za tarczę wyborną syna swojego,
Miedzią świecąca, a tenże ojcowskiéj tarczy używał.
Chwycił za dzielny swój oszczep okuty w ostre żelazo,
Stanął po za namiotem i dzieło nieszczęsne obaczył,
Pomięszane tych szyki, a tamtych goniących od tyłu,
Równie jak morze ponuro ciemnieje głuchemi bałwany,
Jakby w oczekiwaniu kierunku szybkiego, co wiatry
Dadzą mu ostre, i w żadną nie toczy się stronę ogromem,
Zanim wybrany od Zewsa stanowczo wiatr nie zawieje;
Stron, czy pójdzie do tłumów Danajów szybko jeżdżących,
Czy téż do Agamemnona Atrydy pasterza narodów.
Podczas gdy tak się namyślał wydało mu się najlepszém,
Udać się wprost do Atrydy. Mordują się tamci nawzajem
Ciężkich od razów mieczy lub obosiecznych oszczepów.
W drodze Nestora spotkali książęta od bogów zrodzeni,
Powracający od statków, ranami od spiżu okryci,
Syn Tydeja, Odyssej a z nim Agamemnon Atrydes.
Wzdłuż morskiego wybrzeża; z kolei najpierwsze na ziemię
Powyciągano, za niemi zaś mury przy stérach wzniesiono.
Wcale niemogło albowiem wybrzeże, aczkolwiek obszerne,
Wszystkie pomieścić okręty i było zbyt ciasno dla wojska;
Otwór zatoki zajęli, ścieśnionéj przylądki stromemi.
Oni to pragnąc obaczyć i bitwę i wrzawę wojenną,
Szedli oparci na dzidach pospołem, a serce zgryzione
W piersiach dźwigali. Staruszek ich wtedy na drodze napotkał
Agamemnon przemożny się z mową do niego odezwał:
„Synu Neleja Nestorze Achajów ozdobo szlachetna!
Czemuż od bitwy trawiącéj uchodząc tutaj przybyłeś?
Boję się żeby straszliwy mi Hektor słowa nie spełnił,
Że nie rychlej od naszych okrętów do Ilion powróci,
Zanim nie spali takowych, a samych nas pozabija.
Tak on wtedy przemawiał, a teraz to wszystko się spełnia.
Przebóg, zaprawdę już inni Achaje łydookuci
Niechcąc się więcéj potykać nakoło sterniczych okrętów.“
Rzeknie mu na to w odpowiedź bohater Nestor Gereński:
„Wszystko się tak skończyło i stało, że nawet odmiennie
Zews z wysokości gromiący niezdołał by jej przeinaczyć.
Jako na silną, zaporę dla statków i równie nas samych;
Tamci przy szybkich okrętach niezmierne bitwy staczają
Bez ustanku i nawet nie poznasz choć jakbyś wyglądał,
W której li stronie Achaje są parci w ciężkiej potrzebie,
Radźmy więc nad tém, jaki by obrót nadać téj sprawie,
Czyli jej rada pomoże; do bitwy was nienamawiam
Puszczać się, rannym albowiem już dalej walczyć nie można.“
Książe narodów Atrydes mu na to rzeknie w odpowiedź:
Mury wzniesione już więcéj nie chronią, ani przekopy
Które tak wiele mozołu nadały Danajom, w nadziei
Nieprzełamanej zapory dla statków i równie nas samych;
Zdaje się zatém że tak się podoba Zewsowi możnemu,
Przewidywałem to, nawet gdy był Danajom życzliwym,
Widzę zaś teraz, że tamtych zarówno jak bogów szczęśliwych
Darzy, a naszą potęgę i dłonie związał w niemocy.
Zatém słuchajcie i jako ja mówię ustąpcie mi wszyscy.
Wyciągnijmy i wszystkie na morze boskie wysuńmy;
Z dala kotwicą na fali je przymocujmy, aż zajdzie
Święta noc, może wtedy Trojańskie wojska przestaną
Walczyć, a później wszystkie okręty puścimy na morze.
Lepiéj ucieczką przed zgubą się chronić niż być uprzedzonym.“
Spoglądając ponuro przebiegły odrzecze Odyssej:
„Cóż to za słowo Atrydo niebacznie ci z ust wyleciało?
Ty nieszczęsny, bodajbyś tchórzliwém innem dowodził
Nadał Zews, by do późnéj starości wytrzymać statecznie
Walki okrutne, aż póki nie zginą wszyscy do szczętu.
Tak to zamierzasz Trojan szerokouliczne opuścić
Miasto, z powodu którego znosiliśmy tyle nieszczęścia?
Słowa, którego by żaden przez usta mąż nie wypuścił,
Któren by wiedział w umyśle jak słusznie gadać przystoi,
Zwłaszcza gdy berło dzierży i taki mu naród podwładny,
Jakim ty jako król nad Argejami panujesz;
Kiedy nam radzisz w pośrodku poczętéj walki i wrzawy,
Statki wiosłowe do morza wyciągać, by coraz to więcéj,
Działo się dobrze Trojanom, mającym już znaczną przewagę,
Zguba zaś nas okropna dosięgła. Bo wtedy Achaje
Ale trwożliwie się będą oglądać i bitwy unikać.
Wtedy by twoja nas rada zgubiła, dowódco narodów.“
Książe narodów Atrydes mu na to rzeknie w odpowiedź:
„Bardzo zaprawdęś mi w sercu dojechał twoją naganą
Synów Achajskich, by w morze wyciągać wiosłowe okręty.
Niechże tu przyjdzie kto teraz nam sposób lepszy doradzi,
Młody czy stary, niczego ja bardziéj sobie nie życzę.“
Wtedy się do nich odezwie Diomed o głosie donośnym:
Chcecie mnię słuchać i gniewem się każdy srożyć niebędzie,
Oto że wiekiem najmłodszy jestem z pomiędzy was tutaj;
Z ojca dzielnego atoli i ja pochodzeniem, Tydeja
Szczycę się, (jego już w Thebach mogiłą ziemia przykryła).
Którzy mieszkali w Plewronie i Kalidonie wyniosłéj,
Agryj i Melas, a trzecim był z rzędu Ojnej wojownik,
Ojciec mojego rodzica, wartością nad innych celował.
On więc także pozostał, lecz rodzic mój w Argos zamieszkał
Jedną z córek Adresta zaślubił i mieszkał w domostwie
Żyjąc zamożnie i miał podostatkiem żyznéj ziemicy,
Pszennej, w koło zaś liczne ogrody z drzewami na grzędach;
Miał i niemało bydełka, a wszystkich Achajów przewyższał
Zatém nie sądźcie bym z rodu był podłym i człekiem niewieścim,
Ani mą radą otwartą nie gardźcie, wypowiem ją zaraz.
Daléj do walki, choć ranni jesteśmy, konieczność przynagla;
Tamże daleko się trzymać będziemy od wrzawy wojennéj,
Będąc w pośrodku zaś innym dodajmy ducha, co przedtem,
Dawszy już folgę odwadze ustali i stronią od walki.“
Tak się odezwał, słuchali go chętnie i skłonić się dali;
Poszli więc spiesznie, przewodził im książe narodów Atrydes.
Ale w postaci starego wiarusa do nich przystąpił;
Prawą chwyciwszy rękę Agamemnona Atrydy,
Mowę ku niemu obraca i w lotne odezwie się słowa:
„Synu Atreja, zapewne Achilla serce złośliwe
Oglądając; bo wcale rozumu i troszkę w nim nie ma.
Bodajby zginął tak samo, a bóg haniebnie go skruszył.
Jeszcze bogowie szczęśliwi dla ciebie złéj woli niemają;
Owszem być może że jeszcze Trojańscy wodzowie i pany
Uciekających ku miastu na odwrót namiotów i łodzi.“
Rzekłszy to krzyknął donośnie po gładkiéj krocząc równinie,
Gdyby to dziewięć tysięcy krzyknęło, lub dziesięć tysięcy
Mężów śród boju, co w sprawie morderczéj na siebie natarli;
Odgłos; atoli każdemu z Achajów odwagę ogromną
Wlał do duszy, by bić się niezłomnie i mężnie potykać.
Here zaś złototronna bogini, stojąca patrzała
Na dół oczyma od szczytu Olimpu, i zaraz poznała
Brata i szwagra zarazem, i w duszy się uradowała.
W tém siedzącego na szczycie najwyższym, w strumienie obfitéj
Idy, Zewsa ujrzała, zawrzała jéj dusza od gniewu.
Wtedy się wypukłooka dostojna Here namyśla,
Taki jéj wreszcie pomysł wydaje się w duszy najlepszym;
Jak najlepiéj się przyozdobiwszy do Idy podążyć,
Czyby téż nie zapragnął podzielić się łożem w miłości,
W obec jéj wdzięków, a potem łagodném i słodkiém uśpieniem
Spieszy więc do sypialni; urządził ją syn jéj Hefajstos
Luby, i szczelne drzwi przystosówał misternie do słupków,
Skrytém zamknięciem, nikt inny go z bogów otworzyć nie zdoła.
Tamże wszedłszy, za sobą przymknęła świecące podwoje.
Skazy wszelakie obmywszy, namaszcza się czystym olejkiem,
Ambrozyjskim milutkim, aż woń się od niego rozchodzi;
Ledwie nim tym tylko poruszy w śpiżowych gmachach Diosa,
Dymek woniący ku ziemi, i w górę się niebios rozchodzi.
Przeczesawszy, rękoma świécące uplata warkocze,
Ambrozyjskie, ze skroni je nieśmiertelnéj odgarnia.
W koło zaś ambrozyjską się szatą obwija; Athene
Z tkanki ją przędła cieniutkiéj i haftem przybrała misternie;
Potém przepaskę zarzuca, zdobiło ją sto kutasików;
W uszka dokładnie przeszyte kolczyki prześlicznéj roboty,
Trójgwiaździste zakłada, wesołym odblaskiem świeciły.
Wszystko to potem bogini wspaniałą pokrywa namiotką,
Do świecących zaś stóp przywięzuje ozdobne postoły.
Wreszcie gdy całym tym strojem odziała swą postać bogini,
Spiesznie wychodzi z sypialni, by Afrodytę na stronę
Z dala od bogów odwołać, i słowem się do niéj odezwie:
Tylko czy mi nieodmówisz, bo żal masz do mnie w twej duszy,
Oto, że ja dla Danajów, a tyś dla Trojan życzliwą?“
Rzeknie jéj na to w odpowiedź Afrodys córa Diosa:
„Hero bogini najstarsza, wielkiego córo Kronosa!
Jeźli je spełnić potrafię, i jeźli możebném je spełnić.“
Z myślą podstępną odpowie jéj na to Here dostojna:
„Daj mi luby twój urok i czary, któremi ty wszystkich
Serca przedwiecznych podbijasz, a niemniéj ludzi śmiertelnych.
Okeanosa, co gniazdem jest bogów i matkę Thetydę,
Którzy mnie w swoich pałacach żywili i wychowywali,
Z ręki mnie Rhei przyjmując, gdy Zews rządzący Kronosa
W ziemi otchłaniach osadził i morza dzikiego pustyni.
Dużo już bowiem czasu minęło jak stronią od siebie,
Od miłości i łoża, bo w duszy na siebie są gniewni.
Żebym to lube ich serca słowami zmiękczyć zdołała,
Oraz do łoża nakłonić by wspólnie miłości zażyli,
Afrodyte o słodkim uśmiechu odpowie jej na to:
„Zgoła mi nie przystoi żądaniu się twemu sprzeciwiać;
W najwyższego albowiem spoczywasz Zewsa objęciach.“
Rzekła i z piersi odpina przepaskę haftami pokrytą,
Mieści się w niéj i miłość, pragnienie i szepty miłosne,
Lube namowy co zmysłów i najrozumniejszych pozbawią.
Tę jéj rzuciła na ręce wygłasza słowo i mówi:
„Oto masz tę przepaskę i w piersi ją schowaj głęboko,
Żebyś napróżno wróciła, gdy czegoś w duszy zapragniesz.“
Rzekła, uśmiecha się Here, wypukłooka dostojna,
Śmiejąc się jeszcze przepaskę następnie w piersi zanurza.
Ona więc poszła do zamku Diosa docz Afrodyte,
Zaszła do Pierji i kraj Emathei uroczéj przebywszy,
Pędzi ku szczytom śnieżystym Thraków co końmi harcują,
Aż do skał niebotycznych i ziemi nie dotknie stopami;
Z wyżyn Athosu na morze falami pieniące się spuszcza,
Tam się spotyka ze Snem rodzonym śmierci braciszkiem,
Chwyta go dłonią za dłoń wygłasza słowo i mówi:
„Śnie potężny co rządzisz bogami i ludźmi wszystkiemi,
Jeśli też kiedyś słuchałeś mych słów, to jeszcze i teraz
Uśpij mi tylko Zewsa pod brwiami oczy świecące,
Skoro się tylko przy jego położę boku w miłości.
Pięknym cię w zamian tronem obdarzę, trwałości wieczystéj,
Złotym; Hefaistos mój syn, na obie nogi kulawy
Żebyś świecące swe stopy mógł na niém opierać przy uczcie.“
Odpowiadając na to, odezwie się do niéj Sen błogi:
„Hero, bogini najstarsza wielkiego córo Kronosa!
Żebyć to kogoś innego z przedwiecznie bogów żyjących,
Okeanosa, co wszystkich jest łonem i pierwszym początkiem;
Ale do Zewsa Kronidy zaprawdę się zbliżyć nie ważę,
Ani go zmorzyć uśpieniem, jeżeli on sam nie rozkaże.
Bowiem za innym już razem nauczkę z twéj rady powziąłem,
Od Iliony odpłynął zniszczywszy miasto Trojańskie.
Wtedy ja umysł Diosa co trzęsie egidą uśpiłem,
Zlawszy się nań łagodnie, lecz ty tamtemu złorzecząc,
Rozhukałaś na morzu huragan wiatrów straszliwych;
Z dala od wszystkich przyjaciół, lecz Zews obudzony się wściekał,
Ciskał bogami po gmachu, a mnie przed innemi wszystkiemi
Szukał, i byłby zniweczył i wrzucił z eteru do morza,
Żeby mnie Noc nie zbawiła, władczyni bogów i ludzi;
Lękał się bowiem, by szybkiéj na przekor Nocy nie zrobić.
Ty zaś namawiasz mnie znowu, by sprawę nieszczęsną poczynać.“
Here wypukłooka, dostojna mu rzeknie w odpowiedź:
„Czemuż o Śnie o tych rzeczach takowe masz w duszy mniemanie?
Jak z Heraklesa powodu swojego syna się gniewał?
Ale ty chodź, ja zaś tobie z Charytek jedną z najmłodszych
Dam w zamęźcie, byś mógł towarzyszką ją swoją nazywać.
[Tę Pazytheję za którą tęskniłeś dniami wszystkiemi].“
„Teraz mi więc poprzysięgnij na Styxa nurt nieskalany;
Jedną ręką się uchwyć za wielożywną ziemicę,
Drugą zaś połóż na morzu świécącém, ażeby nam wszyscy
Bogi podziemne świadczyły, co koło Kronosa się mieszczą;
Tę Pazytheję, za którą tęskniłem dniami wszystkiemi.“
Rzekł, nie odmawia bogini Here o śnieżnych ramionach,
Ale przysięgła jak żądał i bogów nazwała wszelakich
W głębi Tartaru siedzących, co ich Tytanami nazwano.
Poszli oboje i miasta Lemnos i Imbros opuszczą,
Mgłą się zakrywszy, i szybko podróży swéj dokonywują.
Weszli do Idy w strumienie obfitéj, macierzy zwierzyny,
Oraz do Lektos gdzie morze opuszczą; następnie zaś lądem
Tamże się Sen zatrzymuje, nim Zewsa się oczom ukaże,
Wszedłszy na jodłę wyniosłą, co wtedy na Idzie lesistéj,
Jako najwyższa strzeliwszy, przez chmury etheru sięgała;
Tamże on usiadł, głęboko się skrywszy w gałęziach jodłowych,
Bogi Chalkidą go zowią, u ludzi się zowie jastrzębiem.
Here zaś wspina się szybko po stroméj Gargaru krawędzi
W Idzie wysokiéj, i tam ją Zews chmurozbiorca spostrzega.
Skoro ją ujrzał utonął mu bystry umysł w pragnieniu,
Idąc do łoża, tajemnie przed rodzicami drogiemi.
Więc naprzeciwko niéj staje, wygłasza słowo i mówi:
„Hero, dokądże dążąc z Olimpu tutaj przybywasz?
Niema tu twoich rumaków i wozu byś na nim zasiadła.“
„Ziemi żywiącéj granice obaczyć się teraz wybieram,
Okeanosa, co łonem jest bogów i matkę Thetydę,
Którzy mnie w swojém domostwie żywili i wychowywali;
Onych to idę obaczyć, by swary bez końca zagodzić.
Od miłości i łoża, bo w duszy na siebie są gniewni.
Moja powózka u stóp w strumienie Idy obfitéj
Czeka, by nosić mnie wszędzie, po stałym lądzie i falach.
Teraz atoli dla ciebie z Olimpu tutaj przybywam,
Puszczam się w drogę do Okeanosa o falach głębokich.“
Zews co chmury gromadzi odrzecze jéj na to w odpowiedź:
„Hero! wszak znajdzie się czas by się późniéj tamże wybierać;
My zaś oboje miłosnéj zażyjmy rozkoszy na łożu.
Takiem nie zachwyciła i serce mi w piersi podbiła;
[Ani gdym pałał miłością do Ixioneja małżonki,
Która mi Pejrithoosa spłodziła rozumu boskiego;
Ani gdy Akrizyonę Danai córkę kochałem
Ani też córę Fenixa, władyki o sławie szerokiéj,
Która Minosa spłodziła i Rhadamantę boskiego;
Anim Semelę tak kochał, lub w Thebach Alkmenę uroczą,
Która mi syna umysłu dumnego zrodziła Heralda;
Ani gdym kochał Demetrę królowę o bujnych kędziorach,
Ani gdy Letę nadobną, ani gdym pałał do ciebie,]
Nigdy cię tak nie kochałem i luba mną żądza nie wrzała.“
Jemu z umysłem podstępnym odpowie Here dostojna:
Jeśli tak pragniesz w miłości obecnie łoża zażywać,
Tutaj na szczytach Idajskich, co zewsząd widoczne bywają;
Jakże to będzie, jeżeli kto z Bogów przedwiecznie żyjących
Zejdzie nas tutaj leżących i zniósłszy się z bogi wszystkiemi
Z łoża powstawszy; zaprawdę zupełnie by się nie godziło.
Jeźli zaś pragniesz koniecznie i miłem dla serca ci będzie,
Oto masz blizko sypialnią, twój syn ją miły zbudował,
Tamże się idźmy położyć, gdy tak ci tęskno za łożem.“
Rzeknie jéj na to w odpowiedź potężny Zews chmurozbiórca:
„Hero nikogo się z bogów nie lękaj, ani téż z ludzi
Ujrzeć, tak gęstą ja chmurę w około ciebie obtoczę
On co ma światło najtęższe, by w głąb wszystkiego zaglądać.“
Rzekł i ścisnął w objęciach syn Krona swoją małżonkę;
Boska ziemica pod niemi wydała trawki młodziutkie,
Lothus od rosy świeżutki i szafran i miłe hyacynty,
Na niém się oni układli, i chmurką się gęstą przykryli,
Piękną, złocistą, z jéj łona spadała rosa przejrzysta.
Rodzic więc tak nieruchomie spoczywał na szczycie Gargara,
Snem i miłością zwalczony, w objęciach trzymając małżonkę.
Z wieścią przychodząc do Ennozygaja co lądem potrząsa.
Blizko więc przy nim stanąwszy w skrzydlate odezwie się słowa:
„Teraz na prawdę Danajom Pozejdaonie pomagaj,
Sławę téż dla nich pozyskaj, choć chwilę, dopóki śpi jeszcze
Here go zaś namówiła, by z nią w miłości spoczywał.“
Rzekłszy to wrócił napowrót do głośnych ludzi pokoleń;
Jeszcze zaś więcéj tamtego zachęcił by wspierać Danajów.
Zaraz on w pędzie okrutnym skoczywszy do pierwszych zawoła:
Priamidzie, by porwał okręty i sławę pozyskał?
Tak on mniema i chełpi się z tego, z powodu że Achill
Koło głębokich okrętów zostaje w duszy zgniewany.
Bardzo nam jego tak znowu brakować niebędzie, jeżeli
My zostający zagrzewać się będziem, by sobie pomagać.
Ile jest tarczy najlepszych w obozie, i które największe,
Bierzmy, a głowy nasze pokrywszy hełmami dokoła
Świecącemi, a w rękę chwyciwszy oszczepy najdłuższe
Idźmy, ja sam zaś będę dowodził, i wcale nie sądzę,
[Jeśli waleczny więc mąż za małą ma tarczę na ręku,
Niechże ją odda słabszemu a sam się większą zasłania.“]
Rzekł, a tamci z uwagą słuchają i byli posłuszni.
Sami ich więc książęta szykują, choć byli rannemi,
Chodząc pomiędzy wszystkiemi, morderczą broń przemieniają;
Lepszą waleczny się zbroi, a gorszą słabszemu oddaje.
Wtedy dopiero gdy ciało pokryli lśniącém żelazem,
Spiesznie ruszają, dowodził Pozejdon lądem trzęsący;
Groźną jak błyskawica, do któréj wara się zbliżać,
W pośród zamieszki nieszczęsnéj, bo trwoga ludzi przykuwa.
W stronie przeciwnéj zaś Hektor prześwietny Trojan szykował.
Wtedy to kłótnie zaciekłą toczyli do strasznéj rozprawy,
Ten się potyka dla Trojan, Argejom się tamten poświęca.
Morze się z hukiem podnosi w namiotów i łodzi Argeiskich
Stronę, lecz oni na siebie natarli z wrzaskiem ogromnym.
Ani pieniące bałwany nie huczą tak przeciw wybrzeżom,
Ani nie trzeszczą tak strasznie czerwone ognia płomienie
W górskich parowach, gdy pożar posuwa się wpuszczę lesistą;
Nawet i wicher tak silnie wśród niebotycznych nie szumi
Dębów, on co najbardziéj straszliwém się wyciem rozchodzi;
Kiedy z krzykami groźnemi wzajemnie na siebie natarli.
Pierwszy naprzeciw Ajaxa uderzył Hektor prześwietny
Dzidą, bo prosto na niego się był obrócił, nie chybił,
Tam go ugodził, gdzie dwa rzemienie na piersi się schodzą,
One to miękkie mu ciało schroniły. Rozgniewał się Hektor,
Widząc że szybki mu pocisk napróżno z dłoni wyleciał.
Szybko się w zgiełk towarzyszy wycofał przed śmiercią się chroniąc.
Cofającego się zaś Telamończyk Ajas kamieniem
Aż pod stopy walczących rzuconych; jednego dźwignąwszy
W piersi nad brzeżkiem tarczy w pobliżu go szyi ugodził;
Skręcił się kamień od rzutu jak bąk i po ziemi kołował.
Równie jak dąb od gromu rodzica Diosa się wali,
Z pniaka, uchodzi zaś męztwo każdemu, co temu się przyjrzał
Z bliska, bo ciężkie bywają Diosa gromy wielkiego;
Takoż i siła Hektora odrazu padła na ziemię.
Z ręki mu dziryt wyleciał, a za nim się tarcza stoczyła,
Z głośnym okrzykiem radości przybiegną synowie Achajscy,
Mając nadzieję go porwać, i mnogie na niego puszczają
Dzidy, lecz z nich ani jeden pasterza narodów nie zdołał
Pchnięciem lub rzutem ugodzić, bo pierw go junacy zasłonią,
Wódz Likijski Sarpedon i Glaukos nieskazitelny;
Z innych nie lenił się żaden, by jego ratować, lecz nad nim
Tarcze okrągłe trzymali, a towarzysze następnie
Dłońmi dźwignąwszy z potrzeby wynieśli, by zdążył do koni
Z tyłu czekały, z woźnicą i wozem ozdoby świecącym;
One ku miastu go niosą okrutnie stękającego.
Kiedy zaś doszli do brzegu powabnie rzeki płynącéj,
Xantha nurtującego, co rodził go Zews nieśmiertelny,
Lali; on wtedy odetchnął i w górę spojrzał oczyma;
Wsparłszy się na kolanach, buchnęła z niego krew czarna;
Znowu się potém ku ziemi pochylił i oczy mu ciemną
Nocą się zaćmią, bo jeszcze od ciosu był odurzonym.
Jeszcze się bardziéj na Trojan rzucili, pamiętni potyczki.
Wtedy najpierwszy o wiele Olejczyk Ajas najszybszy,
Nadbiegając ugodził kończystym Satnia oszczepem,
Enopidesa, którego młodziutka nimfa zrodziła
Jego to syn Ojleja kopijnik, blizko dopadłszy,
Pchnął niżéj brzucha, przewraca się tamten, a tuż koło niego
Toczą okropną walkę Trojanie przeciwko Danajów.
Jego by pomścić nadbiega Polydam udatny do dzidy,
Syna Areïlykosa; przez ramię dzida potężna
Przeszła, on padłszy w kurzawę rękoma za ziemię uchwycił.
Chełpił się strasznie Polydam i całym głosem zawrzasnął:
„Teraz nie sądzę zaprawdę, że z wielkodusznego Panthojdy
Utkwił on w ciele któregoś z Argejów, i sądzę że na nim
Opierając się zejdzie do wnętrza domu Hadesa.“
Rzekł, Argeje się wielce z przechwałek jego zmartwili;
Głównie zaś w boju dzielnego Ajaxa duszę oburzył,
Szybko więc za odchodzącym wypuścił dzidę błyszczącą.
Wtedy Polydam wprawdzie uniknął Kiery śmiertelnéj,
Na bok sunąwszy; w to miejsce, Archeloch Antenoryda
Został ugodzon, bo jemu bogowie zgon przeznaczyli.
W kostkę najwyższą pacierza i oba ściągacze mu przeciął;
Dużo więc prędzéj się jego głowa i nos i oblicze
Z ziemią zetknęły gdy padał, niż łytki, kolana i nogi.
Wtedy to Ajas ryknął na Polydamanta dzielnego:
Czyż niegodzien ten mąż polegnąć za Prothoenora?
Sądzę że miernym nie jest i pewno go mierni nie rodzą,
Owszem rodzony brat Antenora, co końmi harcuje,
Albo i syn, bo do rodu bardziéj się zdaje podobnym.“
Wtedy Akamas Promacha Bojotyjczyka ugodził
Dzidą, w obronie brata, gdy tamten go ciągnął za nogi.
Nad nim Akamas znęcając się strasznie, na cały głos krzyknął:
„Otoż Argeje co celnie strzelacie i wiecznie grozicie,
Będzie, lecz kiedyś i was tak samo pozabijają.
Patrzcie, jak z waszych spokojnie Promachos, leży złamany
Moim oszczepem; by czasem braterska krzywda nie długo
Oczekiwała pomszczenia; toć męża każdego życzeniem,
Rzekł, Argeje się wielce z przechwałek jego zmartwili.
Głównie zaś Peneleosa mężnego duszę oburzył;
Natrze więc na Akamanta, lecz tenże włóczni nie dotrwał
Peneleosa książęcia; ugodził więc Ilioneja,
Z Trojan ukochał Hermeias, i wielkim dostatkiem obdarzył;
Z nim to matka spłodziła jednego Ilioneja;
Jego to tuż pod brwiami w sam środek oka ugodził;
Zmiażdżył źrenicę ze wszystkiem, a dzida przez oko na wylot
Usiadł, a wtedy Penelej dobywszy miecza ostrego
W samym go karku utopił, odrąbał głowę i z hełmem
Strącił na ziemię; z impetem potężny oszczep utkwiony
W oku jeszcze pozostał, on zaś jak makówkę chwyciwszy
„O tém donieście Trojanie, świetnego Ilioneja
Matce i ojcu drogiemu, niech żale w pałacach rozwodzą;
Równie albowiem Promacha małżonka Alegnoridesa,
Męża drogiego powrotem się cieszyć nie będzie, gdy późniéj
Tak powiedział, a wszystkim od strachu nogi zadrżały;
Każden oglądał się w koło gdzie uciec przed zgubą okropną.
Teraz powiedźcie mi Muzy, co w domach Olimpu mieszkacie,
Któren też pierwszy z Achajów zbroczone rycerskie rynsztunki
Pierwszy więc Ajax syn Telamona, Hyrtysa ugodził,
Gyrtiadesa co Myzów o duszy zuchwałéj prowadził;
Mermerosa i Falka, Antyloch obdarł ze zbroi;
Merion atoli pokonał Morysa i Hippotiona;
Wreszcie zaś Hyperenora pasterza narodów Atrydes,
Trafił poniżéj brzucha, do głębi jelita przecięła
Dzida śpiżowa, lecz dusza przez ranę szeroko zadaną
Uszła pędzona; ciemności zaś jemu oczy pokryły.
Żaden albowiem podobnie w pogoni ścigać nie umiał,
Mężów uciekających, gdy Zews postrachem zagraża.
Uciekając, a wielu Danajskim dłoniom uległo,
Oni się koło powózek wstrzymują w oczekiwaniu,
Z bladém od strachu obliczem, w rozsypce; w tém Zews się przebudził,
Z łoża porwawszy się stanął i widzi Achajów i Trojan,
Pomięszane tych szyki, a tamtych goniących od tyłu,
Mężów Argeiskich, a z niemi Pozejdaona książęcia.
Widzi Hektora w równinie ległego, a przy nim druhowie
Krwią się zalewał, bo wcale nie podły go zranił Achajczyk.
Jego ujrzawszy zlitował się ojciec i bogów i ludzi,
Więc z wejrzeniem ponurem do Hery tę mowę obraca:
„Przebóg ty niepoprawiona Hero! twój podstęp fatalny
Niewiem zaprawdę czy znowu twojego wymysłu podłego
Skutku najpierwéj nie poznasz, gdy ciebie plagami obłożę.
Już nie pamiętasz gdyś w górze wisiała, a do nóg ci wtedy
Dwoje kowadeł przypiąłem, a ręce w pęty okułem
Była zwieszoną; sierdzili się bogi w Olimpie ogromnym,
Ale choć z blizka cię zwolnić nie mogli; pierwszego ja byłbym
Chwycił i po za me progi wyrzucił, dopóki by nie spadł
Aż na ziemię zemglony, żałoba pomimo to ciągła
Jemu ty wraz z Boreaszem i w zmowie z burzami groźnemi,
Błąkać się każesz po morskiéj pustyni w zamiarze złowrogim,
Aż go nareszcie do Koos ludnego miasta wpędziłaś;
Ztamtąd go ja wybawiłem, a potém do Argos napowrót
Przywiedź to sobie na pamięć, byś zaniechała podstępów,
Żebyś wiedziała czy zbawcą ci będzie miłość i łoże,
Którém się podzieliwszy z daleka od bogów mię zwiodłaś“.
Rzekł; zaperzyła się Hera wypukłooka dostojna,
„Niechże posłyszy to ziemia i niebo szérokie na górze,
Oraz i Styxa pieniące się nurty, co przecież największe,
Najstraszniejsze wezwanie dla bogów stanowią szczęśliwych,
Twoja najświętsza głowa i wspólne obojgu nam łoże
Jako nie z mego rozkazu Pozejdon ziemią trzęsący
Gnębi Hektora i Trojan, a stronie przeciwnéj pomaga;
Pewnie więc własne go serce pobudza do tego i skłania,
Że się Achajów zlitował na widok ich klęski przy łodziach.
Żeby się udał tamże, gdzie ty Czarnochmurny nakażesz“.
Rzekła, uśmiecha się na to praojciec bogów i ludzi,
Odpowiadając jéj na to w skrzydlate odezwie się słowa:
„Żebyś ty wypukłooka dostojna Hero na przyszłość,
Wtedy Pozejdon, choć myślą stanowczo mierzy gdzieindziéj,
Szybkoby umysł nawrócił, po twojém i mojém życzeniu.
Ale jeżeli po prawdzie i szczerze o tém przemawiasz,
Idźże więc teraz do bogów czeredy i wołaj by tutaj,
Ona pomiędzy szeregi Achajów miedzią okrytych,
Niechaj bieży i rzeknie do Pozejdaona książęcia,
Żeby od walki się wstrzymał i wracał do swego domostwa;
Niechaj zaś Fojbos Apollon Hektora do walki zagrzewa,
Które obecnie go w duszy térają, atoli Achajów
Niech do ucieczki odwróci, bezsilną w nich trwogę wzbudzając;
Żeby w ucieczce do łodzi Pelejadesa Achilla
Wpadli wielowiosłowych; lecz on im Patrokla swojego
Blizko Iliony, lecz pierwéj Patroklos pokona młodzieży
Wiele przeróżnéj, a zwłaszcza Sarpedona syna mojego,
W gniewie o niego zabije Hektora boski Achilles.
Odtąd ja ciągle odwrotną pogoń od strony okrętów
Stroméj Iliony szturmem nie wezmą za radą Atheny.
Pierwej ja gniewu mojego nie zmiękczę i z innych żadnego
Nieśmiertelnych nie puszczę, by tamże Danajom pomagał,
Zanim synowi Peleja dopełnię jego żądanie,
W on dzień gdy boska Thetyda objęła mnie za kolana,
Zaklinając bym uczcił Achilla co grody wywraca“.
Rzekł; nie sprzeciwia się wcale Here o białych ramionach;
Więc do Olimpu wielkiego ze szczytów Idajskich odchodzi.
Ziemi przemierzył, i w bystrym umyśle sobie rozważa;
Chciałbym ja być tu i owdzie, i wiele zamysłów układa;
Również i Hera pospiesznie, przelotem drogę przebyła;
Staje na stromym Olimpie i wpada na wszystkich zebranych
Wszyscy zerwali się z miejsca i pełnym witają kielichem.
Ona niezważa na innych, lecz z rąk Themidy uroczéj
Kielich przyjmuje, bo pierwsza podbiegła na jéj spotkanie;
Ku niéj się tedy zwróciwszy, w skrzydlate odezwie się słowa:
Musiał cię pewno nastraszyć syn Krona twój pan i małżonek“.
Hera białoramienna w odpowiedź jéj na to odrzecze:
„O to Themitydo bogini nie pytaj; wiadomo i tobie
Jaki onego jest umysł zuchwały i wcale nieznośny.
Potém zaś razem z wszystkiemi nieśmiertelnemi usłyszysz,
Jakie to dzieła złowrogie gotuje nam Zews; ja nie sądzę,
Żeby się wszyscy zarówno ucieszyć mogli, bądź ludzie
Bądź i bogowie, choć teraz niejeden swobodnie ucztuje“.
Posmutnieli bogowie w Diosa domu, lecz ona
Usty się śmiała, choć czoło się wcale pod brwiami ciemnemi
Nie rozjaśniło, i z gniewem się do nich wszystkich odezwie:
„Głupi, co chcemy bezmyślnie naprzekór działać Zewsowi,
Słowy lub siłą! On zdala siedzący się o to nie troszczy,
Ani téż pyta, bo sądzi że między bogami wiecznemi,
Bezwątpienia potęgą i władzą stoi najwyżej.
Więc się gotujcie, że z was każdego klęską nawiedzi.
Zginął już bowiem w potyczce Askalaf syn jego, najdroższy
Z ludzi, a swoim go zowie, tak mówią, Ares porywczy“.
Tak powiedziała, lecz Ares po udzie żylastém spuszczoną
Dłonią się wyciął i z żalem okropnym w te słowa wybuchnie:
Jeśli, by syna pomścić, podążę do łodzi Achajskich;
Choćby i mnie przeznaczono, gdy Zews mnie gromem uderzy,
Leżeć pospołem z trupami pomiędzy krwią i kurzawą“.
Rzekł: nakazał Strachowi i Grozie, by jego rumaki
Wtedyby jeszcze groźniejszy i większy gniew był nastąpił,
Oraz i pomsta ze strony Diosa na bogów nieśmiertnych,
Żeby to nie Athene o bogów się wszystkich lękając,
Była powstała w przedsionku z tronu na którym siedziała.
Dzidę spiżową na bok odstawiła, wyrwawszy z potężnéj
Dłoni, a potem słowami zagadnie strasznego Aresa:
„Gubisz się wściekły, czy zmysły straciłeś? napróżno więc nosisz
Uszy do słuchu, toć chyba i rozum i wstyd utraciłeś!
Która dopiéro co wraca od Zewsa z Olimpu wielkiego?
Chceszli mnogiego frasunku przebraną miarką nabrawszy
W Olimp napowrót zawracać, strapiony, lecz zmuszon do tego,
Razem zaś wszystkim innym zgotować wielkie nieszczęście?
Ale w Olimpie nas potém napadnie z hałasem okrutnym;
Z rzędu każdego pochwyci, czy winien czy téż niewinny.
Wzywam cię więc, byś porzucił żałobę po swoim potomku.
Już niejeden albowiem i siłą i dłonią dzielniejszy
Wszystkich ludzi śmiertelnych ochronić ród i istnienie.
Rzekła; i porywczego Aresa na tronie wstrzymuje.
Here Apollina wtedy na dwór wywołuje z komnaty,
Oraz Irydę, co między nieśmiertelnemi posłuje;
„Zews wam obojgu nakazał coprędzéj do Idy przybywać;
Kiedy zaś przybędziecie w Diosa oblicze spojrzycie,
Żeby wykonać co tylko rozkaże i czynić poleci“.
Tak powiedziawszy, napowrót odeszła Here dostojna;
Dążą ku Idzie w strumienie obfitéj, macierzy zwierzyny;
Zewsa o wzroku szerokim znajdują na szczycie Gargaru
Siedzącego, woniące obłoczki się nad nim roiły.
Oni oboje przychodząc przed Zewsa co chmury gromadzi,
Szybko albowiem zlecenia małżonki drogiéj słuchali.
Naprzód więc do Irydy w skrzydlate odezwie się słowa:
„Ruszaj mi lotna Irydo ku Pozejdaonu książęciu,
Wszystko mu powiedz dokładnie i mylnym posłańcem mi nie bądź.
Potem zaś wracał do bogów czeredy, lub morza boskiego.
Jeśliby zaś słów moich nie słuchał, lecz niemi pogardził,
Niechajże w duszy i w sercu rozważy, iż mimo swej siły
Oprzeć mi się nie poważy, gdy natrę na niego, albowiem
Rodem jam starszy, lecz on bezmyślnie sobie pozwala
Głosić się równym ze mną, którego się inni lękają.“
Rzekł; nie sprzeciwia się Iris, o wietrznych nóżkach leciuchna;
Spieszy więc nadół od szczytów Idajskich do świętéj Iliony.
Mroźnym pędzone powiewem Boreja z pod łona etheru;
Takoż suwając do celu leciała szybka Iryda;
Blizko stanąwszy zagadnie sławnego Ennozygaja:
„Czarnokędziorny mocarzu ziemicy, do ciebie z poselstwem,
Każe, byś wstrzymał się nadal od wszelkiéj potyczki i bitwy,
Potém uchodził do bogów czeredy, lub morza boskiego.
Jeśli zaś jego rozkazu nie spełnisz i będziesz przeciwnym,
Wtedy zagraża ci on, że gotów do walki stanowczéj
Dłoni, bo twierdzi że władzą od ciebie o wiele jest wyższym,
Rodem też starszy, a ty bezmyślnie sobie pozwalasz
Głosić się jemu równym, którego się inni lękają.“
Z gniewem jej na to okropnym odpowie Lądemtrzęsący:
Żeby on mnie, co mu równy godnością, miał gwałtem przymuszać.
Troje nas braci od Krona pochodzi, rodziła nas Rhea,
Zews, ja sam, a trzecim jest Ajdes, podziemiem rządzący,
Trojgiem się wszystko rozdziela, a każden w godności ma udział.
Kiedyśmy losy ciągnęli, Hadowi zaś nocne ciemnice;
Niebem szerokiem zaś Zews wśród chmur i etheru zawładnął;
Ziemia zaś wszystkim jest wspólną, zarówno i wielki Olimpos.
Zatém nie pójdę za wolą Diosa, lecz niechaj swobodnie
Niechże mnie zatém rękoma nie myśli nastraszyć jak tchórza;
Żebyć chodziło o córki lub synów, to snadniejby było
Gromić ich słowy grubemi, spłodziwszy ich sam jako swoje,
Którzy na jego wezwanie go będą słuchać i z musu.“
„Czarnokędziorny mocarzu ziemicy, mamże doprawdy
Zanieść takową odpowiedź Zewsowi, zuchwałą i dumną?
Może się skłonisz? bo skłonne do zwrotu są dusze szlachetnych.
Dobrze zaś wiesz, jak Erynny za starszym zawsze obstają.“
„Boska Irydo, zaprawdę, to słowo na czasie wyrzekłaś;
Dobrze i to się nadarza, gdy poseł uznaje co słuszne.
Ale bo smutek okropny ogarnia mi duszę i serce,
Kiedy on władzą równego, co losem obdarzon tymsamym,
Teraz jednakże, aczkolwiek zgniewany, uległym mu będę;
Ale ci to zapowiadam, i w duszy tę groźbę potwierdzam:
Jeśli on mnie pominąwszy i łupy wodzącą Athenę,
Herę, Hermesa, nakoniec i Hefaistosa książęcia,
Żeby ją zburzyć, i wielką Argeiów sławą obdarzyć,
Wtedy niech wié, że z nami okropną niezgodę mieć będzie.“
Rzekłszy to, naród opuszcza Achajski. Lądemtrzęsący
Sunął do morza, wodzowie Achajscy brak jego uczują.
„Ruszajże Fojbie kochany do miedziokrytego Hektora;
Widzę już bowiem, że mocarz ziemicy Ennozygajos
Uszedł do morza boskiego, naszego gniewu srogiego
Unikając, zaprawdę o walce wiedzieliby wszyscy,
Ale tak dla mnie o wiele zbawienniéj, jak również dla niego
Stało się, że acz się pierwéj pogniewał, na końcu ulegnął
Dłoni mej, sprawa ta bowiem bez trudu nie byłaby przeszła;
Ty zaś chwytając do rąk egidę frendzlami zdobioną,
Miejże zaś, o w dal godzący, na pieczy świetnego Hektora,
Obudź w nim siłę ogromną, tak długo, aż póki Achaje
Uciekając, do statków i do Hellesponta nie zdążą.
Od tej chwili ja sam obmyślę i dzieło i słowa,
Rzekł, nieposłusznie nie słuchał Apollon mowy rodzica.
Spieszy więc z wyżyn Idajskich, w postaci sokoła szybkiego
Chwytającego gołębia, co z ptaków jest lotem najszybszym.
Syna Priama zacnego znajduje, Hektora boskiego,
Druhów około siebie poznając, lecz pot i duszenie
Znikło, bo duch go przebudził Diosa, co trzęsie egidą.
Zdala godzący Apollo do niego się zbliżył i rzeknie:
„Synu Priama Hektorze, dlaczego zdaleka od innych
Ledwo dychając mu na to odrzecze Hektor z przyłbicą:
„Któż to ty jesteś z niebian najlepszy co mnie zapytujesz?
Tożeś nie słyszał, że mnie przy łodziach sterniczych Achajskich,
Jego czeredę gdym gromił, ugodził o głosie potężnym
Już mi się zdało, że w domy Hadesa i w liczbę poległych
Dnia onego podążę, bom prawie już ducha wyzionął.“
Władca o strzale donośnym Apollo mu rzeknie w odpowiedź:
„Dobréj bądź myśli, bo Kronid ci zbawcę znamienitego
Fojba o mieczu złocistym, Apollina, który cię przedtém
Bronił, tak samo ciebie, jak również i miasto wyniosłe.
Naprzód więc, liczne szeregi do walki konne zagrzewaj,
Żeby ku gładkim okrętom pędzili szybkie rumaki;
Całą wyrównam, a w tył bohaterów Achajskich odwrócę.“
Temi to słowy odwagą napełnił pasterza narodów.
Równie jak ogier na stajni, wyobroczony przy żłobie,
Pęty zerwawszy wybiegnie, brykając po gładkiéj równinie,
Parska i łeb do góry zadziera, lecz grzywa nakoło
Karku się jeży, lecz on piękności swojéj dufając,
Szybko nogami przebiera ku klaczy pastwisku znanemu;
Takoż i Hektor pospiesznie zwijając kolana i nogi
Równie jak czasem jelenia z rogami lub kozła dzikiego
Szczują kundle zajadłe i męże wieśniacy gromadnie.
Jego atoli skała stercząca, bądź puszcza cienista
Chroni i więcéj im nie przeznaczono, by jego dogonić;
Włazi im w drogę, i wszystkich przerzuca, choć naprzód dążących;
Również Danaje tak długo kupami ciągle ścigali,
Rąbiąc szablami i kłując spisami obosiecznemi;
Ale jak zoczą Hektora, co kroczył w mężów szeregach,
Wtedy się do nich Thoas, syn Andrajmona odezwie:
Najwaleczniejszy z Eolów, świadomy oszczepu, jak żaden,
Dzielny i w bitwie na rękę; zaś w radzie nie wielu z Achajów
Dotrwa mu, kiedy na słowa szermierkę młodzież prowadzi.
„Przebóg, jak wielkie dziwo oczyma memi oglądam;
Jakto, więc teraz nanowo powstaje umknąwszy przed Kierą
Hektor. Wszak dusza każdego niepłonną miała nadzieję,
Że już zginął pod ręką Ajaxa Telamonidesa.
Który tak wielu z Danajów pozbawił siły w kolanach,
Będzie i teraz to samo jak sądzę, bo pewno bez pieczy
Zewsa grzmiącego by tak na czele nie stawał z otuchą.
Naprzód więc, czyńcie jak mówię i niechaj mnie wszyscy słuchają.
Sami zaś, ilu nas w wojsku, co szczycim się być najlepszymi,
Stójmy, powiedzie się może go wstrzymać obcesem stawając,
Dzidy podnosząc, a sądzę, że wtedy choć pędzi na przebój,
Zlęknie się w duszy, by w zwarte szeregi Danajskie się puścić.“
Zatém wokoło Ajaxa i władcy Idomeneja,
Tewkra, Meriona i Mega, Aresa współzawodnika,
Hufce do walki szykują, co było najlepszych wołając
Obces naprzeciw Hektora i Trojan, atoli za niemi,
Pierwsi uderzą Trojanie gromadnie, na czele był Hektor,
Krocząc szeroko; lecz przed nim posuwa się Fojbos Apollon,
Chmurą po ramię zakryty, dzierżący groźną egidę,
Straszną o brzegu chropawym, promienną, a którą Hefaistos
W rękach takową trzymając na czele narodów dowodzi.
Dotrzymywali Argeje gromadnie placu, i wrzawa
Ostra z stron obu powstała, z cięciwy puszczają się strzały;
Liczne oszczepy zaś lecą przez dłonie odważne rzucane.
Wiele zaś na pół od celu nim skórę białą drasnęły,
W ziemi sztorcem utkwiły, pragnące się ciałem nasycić.
Póki zaś w dłoni bez ruchu egidę trzymał Apollon,
Póty trafiały pociski z stron obu, padały narody.
Trząsnął, wydając zarazem straszliwy okrzyk, natenczas
Męztwo ich odrętwiało i w boju zaciętym ustali.
Równie jak bydła gromadę, lub owiec stado przeliczne,
Bestyi dwoje popłoszy, co wpośród nocy głębokiéj,
Takoż i strachem zdjęci zesłabli Achaje, bo Fojbos
Popłoch im zesłał, a sławą Hektora i Trojan obdarzył.
Wtedy się z mężem mąż potykał w zmięszanych szeregach.
Hektor wtedy Stychiosa i Arkezylosa pokonał;
Tamten zaś Menestheja dzielnego wierny towarzysz.
Jaza i równie Medonta Eneasz rynsztunku pozbawił;
Jeden z nich był synem nieprawym Ojleja boskiego,
Medon, Ajanta braciszek; był osiedlonym w Fylace,
Eryopidy macochy krewnego, małżonki Ojleja;
Jazos atoli na wodza był Atheńczyków naznaczon,
Zwano w narodzie go synem Sfeloxa, Bukolidesa.
Mekestesa pokonał Polydam, Echiona Polites,
Z tyłu Dejocha zaś Parys ugodził w ramię od góry,
Z przednich uciekającego szeregów, na wylot go przebił.
Oni gdy zbroje z poległych zdzierali, natenczas Achaje
W przekop wybrany głęboko i ostrokoły wpadając,
Hektor wtedy na Trojan zawoła głosem potężnym:
„Naprzód, nacierać na łodzie, zostawić zbroczone rynsztunki;
Kogo zaś zdala od łodzi na innéj stronie zobaczę,
Wnet ja mu tutaj śmierć zgotuję i wtedy go krewni,
Ale go psy wywloką przed mury grodu naszego.“
Tak powiedziawszy, batogiem po grzbiecie zacina rumaki,
Nawoływując Trojan hufcami, lecz oni pospołem,
Wszyscy w okrzyku się łącząc kierują zaprzężne rumaki
Łacno przykopę od fossy głębokiéj nogami strącając,
Zrucił ją na dół do rowu, i tém wyrównał im drogę
Wielką i dosyć szeroką, na tyle jak rzut od oszczepu
Zmierzy, kiedy go mąż, by siły spróbować, wypuszcza.
Dzierżąc egidę promienną; wywraca mury Achajskie
Jakby zniechcenia, zarówno jak dziecko piasek nad morzem,
Które z onego zrobiwszy dla siebie zabawkę dziecinną,
Zaraz napowrót rozruca, rączkami i nóżką się bawiąc.
Wywróciłeś Argejów, a samym porażkę gotujesz.
Oni więc koło okrętów zatrzymać się usiłują;
Jedni na drugich wołają i wszystkich niebian wzywają
Ręce do góry podnosząc, i każden błagał gorąco.
Modlił się, ręce podnosząc w niebo gwiazdami zasiane:
„Zewsie rodzicu! jeżeli ci kiedy w żyznym Argosie
Spalił niejeden w ofierze barana tłustego lub wołu,
Prosząc o powrót, a ty skinieniem głowy przyrzekłeś,
Nie dopuszczając by tak przez Trojan zginęli Achaje.“
Tak błagając się modlił; rządzący mu Kronid wtórował
Grzmotem donośnym, słuchając modlitwy starca z Nelei.
Grzmot usłyszawszy Trojanie, Diosa co trzęsie egidą,
Oni jak fala ogromna na morza przestrzeni szerokiéj,
Piętrząc się wyżéj nad ścianę okrętu, zalewa, gdy wiatru
Pędzi ją siła, gdyż ona powiększa najbardziéj bałwany;
Również Trojanie z krzykami wielkiemi przez mury się wdarli,
Obosiecznemi spisami, z blizkości; jedni na wozach,
Tamci wysoko z pokładów na ciemne wyszedłszy okręty,
Ogromnemi drągami, co w łodziach gotowe leżały,
Składanemi, do bitwy na morzu, z okuciem spiżowém.
Walkę toczyli, lecz jeszcze nazewnątrz szybkich okrętów,
Póty w namiocie przebywał dzielnego Ejrypilosa,
Jego zabawiał rozmową i leki przykładał na ranę
Ciężką, dla załagodzenia okrutnych męża boleści.
Pchają się, wielkie zaś krzyki i klęska Danajów nastaje,
Jęknął żałośnie, następnie po udzie spuszczoną uderzył
Dłonią i z bólem okropnym wyrzeknie słowo i mówi:
„Eurypilu, już dłużéj pozostać tutaj nie zdołam
Niechaj cię giermek tymczasem zabawia, atoli co do mnie
Spieszę do Achillesa, by jego do walki zagrzewać.
Kto wié, może też z boską pomocą pobudzę mu duszę
Moją namową? skuteczna przyjaźni bywa pobudka.“
Mężnie na impet Trojański stanęli, lecz wcale nie mogli,
Chociaż i liczbą słabszych, odeprzeć od szybkich okrętów,
Ani też nie podołali Trojanie Danajskie falangi,
Przełamawszy, w namiotach i statkach do walki wystąpić.
W rękach budowniczego zręcznego, co całéj swéj sztuki
Dobrze świadomy, wprawiony nauką i radą Atheny;
Tak między nimi toczyła potyczka się w mierze téj saméj;
Tamci tu, inni zaś ówdzie przy łodziach się w boju ścierali.
Obaj się silą przy jednym okręcie, atoli niezdolni,
Pierwszy tamtego wypędzić i ogniem statek zapalić,
Drugi zaś jego odeprzeć, gdyż bóg mu drogę torował.
Wtem Kaletora, syna Klitiosa, prześwietny ugodził
Upadł z łoskotem, a z rąk mu wyleciało zarzewie.
Hektor atoli gdy ujrzał krewnego bllizkiego oczyma,
Padającego w kurzawę tuż blisko ciemnego okrętu,
Krzyczy na cały głos na Likijczyków i Trojan:
Nie ustawajcie od walki w tym oto wązkim przesmyku,
Ale ratujcie syna Klitiosa, by z niego Achaje
Zbroi nie zdarli, bo padł w potyczce o morskie okręty.“
Tak powiedziawszy, dzirydem świecącym Ajaxa wziął na cel.
Giermka Ajaxa z Cythery, co przy nim stale zamieszkał,
Męża albowiem był zabił z narodu świętego Kythery;
Jego on w głowę ugodził nad uchem ostrem żelazem,
Stojącego w blizkości Ajaxa; na wznak on w kurzawę
Na to się Ajax przestraszył i rzeknie do brata te słowa:
„Tewkrze mój drogi, zabito nam towarzysza wiernego,
Mastorydesa, którego my dwaj, gdy przybył z Kythery,
Równie jak drogich rodziców w domostwie swem szanowali;
Szybko rażące i łuk przez Fojba Apollina dany?“
Rzekł, usłyszał go tamten i biegnąc do niego się zbliżył,
W ręku trzymając łuk sprężysty i kołczan, co strzały
Mieścił; a spiesznie natychmiast wypuścił strzałę na Trojan.
Druha Polydamanta świetnego Panthojdesa,
Lejce trzymającego, bo konie miał sobie oddane;
Tam je kierował, gdzie hufce najgęściéj się zbiły do kupy,
Chcąc zadowolnić Hektora i Trojan; lecz szybko dla niego
Strzała albowiem bolesna go z tyłu w kark ugodziła;
Wypadł z powózki, przez niego skoczyły bystre rumaki
Próżnym turkocząc wozem. Spostrzega to migiem Polydam
Książe, i naprzód się rzucił naprzeciw lecące rumaki.
Wielce go napominając, by z końmi w blizkości się trzymał
Bacząc na niego, sam zaś do przednich powrócił szeregów.
Innéj dobywa strzały na miedziokrytego Hektora,
Tewcer, i byłby zatrzymał Achajów utarczkę przy łodziach,
Ale nie uszło to wzroku bystrego, co strzeże Hektora,
Boga, lecz sławę odebrał Tewkrowi Telamończykowi;
Silnie bowiem skręconą cięciwę na łuku wybornym,
Zerwał mu gdy ją naciągał, odskoczy mu w stronę przeciwną
Tewcer się na to przestraszył i słowo do brata wyrzeknie:
„Przebóg, zupełnie nam wszelkie zamiary Demon przecina
W naszéj potyczce, ten sam co łuk mi z ręki wytrącił,
Oraz i świeżo kręconą cięciwę zerwał, com rano
Wielki mu na to Ajas odrzeknie syn Telamona:
„Drogi mój, porzuć na teraz i łuk i liczne pociski,
Kiedy nam wszystko bóg udaremnia, zazdroszcząc Achajom;
Ale chwyciwszy do ręki donośny oszczep i tarczę,
Niechże przynajmniéj bez trudu, choć w końcu ulegniem nie wezmą
Naszych wiosłowych okrętow, a zatem daléj do walki“.
Tak powiedział; lecz tamten swój łuk w namiocie położył;
Tarczę atoli o czterech pokładach zawiesił na ramię;
Z grzywą końską, od góry się buńczuk groźnie nachylał.
Chwycił za tęgi swój oszczep okuty ostrem żelazem,
Potem pospiesza i szybko przy boku stanął Ajaxa.
Hektor atoli gdy ujrzał zepsute Tewkra pociski,
„Likijczycy, Trojanie i zbliska walczący Dardany!
Drodzy, mężami bądźcie i bitwy zaciętéj pamiętni
Koło głębokich okrętów, już bowiem widziałem oczyma
Męża dzielnego pociski udaremnione przez Zewsa.
Jednym z nich on bowiem wysokiéj sławy użycza,
Innych atoli uszczupla i swojéj opieki odmawia;
Jakoż i teraz Argejów pozbawia siły, nas broni.
Bijcież się więc gromadami przy łodziach, a któren bądź z waszych
Niechaj umiera; nie wstydem dla niego w obronie ojczyzny
Ginąć, bo żonę i dzieci pozostawuje bezpiecznie,
Dom i dziedzictwo nietknięte, jeżeli kiedy Achaje
Nazad popłyną w okrętach do drogiéj ziemi ojczystéj“.
Z drugiéj zaś strony Ajas na swych towarzyszów zawołał:
„Hańba Argeje; to pewne obecnie, że zginąć nam trzeba,
Albo ratować się siłą i klęskę odeprzeć od łodzi;
Czyliż sądzicie, że łodzie gdy Hektor z przyłbicą zdobędzie,
Czyż nie słyszycie Hektora zagrzewającego narody
Wszystkie, którego zamiarem by statki ogniem zapalić?
Woła, by szli nie do tańca zaprawdę, lecz do potyczki.
Dla nas obecnie lepszego zamiaru i rady nie widzę,
Lepiéj zaprawdę bądź żyć, bądź w chwili zginąć odrazu,
Niźli powolnie i długo się trawić w okropnéj rozprawie,
Tak nadaremnie przy łodziach, przemocą ludzi podlejszych“.
Temi słowami pobudził odwagę i serce każdego.
Wodza Fokeów, lecz Ajas pochwycił Laodamanta,
Naczelnika piechoty Antenorydesa świetnego;
Otosowi z Kylleny Polidam wydarł rynsztunek,
Towarzyszowi Fylejdy, dzielnemu wodzowi Epejów.
Jego więc chybił, albowiem Apollon temu przeszkodził,
Żeby Panthosa potomek miał ginąć w przednich szeregach;
W miejsce zaś jego, Kresmosa ugodził w piersi oszczepem.
Upadł z łoskotem, a tamten mu zbroje zdziera z ramienia.
Lampetydes (co Lampos najlepszy z ludzi go spłodził
Laomedonta potomek, i wprawił do boju krwawego),
On to ugodził oszczepem w sam środek tarczy Fylejdy
Nacierając z blizkości; lecz szczelny go pancerz ochronił,
Fylej sprowadził, z nad brzegów strumienia Selleonta.
Prawem gościnném mu był go Efetes władyka darował,
Żeby go w bitwie nosić dla zabezpieczenia od wrogów,
Pancerz ów ciało potomka od zguby wtedy wybawił.
W guzik okrągły najwyższy ugodził oszczepem kończystym,
Buńczuk, co na nim osadzon, mu zerwał, że cały na ziemię
Upadł w kurzawę, świecący od świeżéj barwy purpuru.
Póty się bił z nim mężnie, i ciągle spodziewał zwycięztwa,
Z dzidą stanąwszy na stronie ukradkiem z tyłu tamtego
W ramie ugodził; przez piersi przeszyła dzida impetem
Silnie rzucona; lecz tamten się głową naprzód obalił.
Obaj rzucili się naprzód, by broń śpiżową mu z ramion
Wszystkim doraźnie, a najpierw połajał Hiketonedesa,
Melanippa silnego; on dawniéj woły barczyste
Pasał w Perkocie, za czasów gdy byli daleko wrogowie;
Kiedy zaś przyszły Danajskie okręty o wiosłach dwurzędnych,
Obok Priama zamieszkał, a tenże go czcił jako synów;
Jego to Hektor strofując, wyrzeka słowo i mówi:
„Takżeto Melanippie się będziem opuszczać? Czyż tobie
Serce się nie przewraca na widok ległego krewnego?
Daléj więc za mną, bo niema co zdala od synów Argejskich
Walczyć, zanim ich pierwéj zabijem, lub oni téż z góry
Stromą Ilionę stracą, i wymordują mieszkańców“.
Rzekłszy to, naprzód się puścił; mąż boski za nim podążył.
„Drodzy, mężami bądźcie i godność w duszy chowajcie;
Siebie nawzajem szanując wpośrodku walki okrutnéj,
Kiedy mężowie ambitni, ratuje się więcéj niż ginie,
Kiedy zaś tchórze, to sławę zarówno jak siły utracą“.
Wzięli te słowa do serca; i jakby zaporą śpiżową
Bronią okrętów, a Zews na takową Trojan przypuszcza.
W tém Antylocha zachęca Menelaj o głosie donośnym:
„Nikt Antylochu krom ciebie jest młodszym z innych Achajów,
Możebyś z Trojan którego, wypadłszy męża ugodził“.
Tak powiedziawszy, napowrót odskoczył, a dogrzał tamtemu;
Z przednich więc skoczy szeregów, i godzi oszczepem świecącym,
Wkoło się oglądając, Trojanie się na to cofają,
Lecz Melanippa hardego, Hiketaona potomka,
Dążącego do bitwy w brodawkę po piersi ugodził.
Pada z łoskotem, ciemności odrazu mu oczy pokryły.
Rzuca się naprzód Antyloch, jak pies, co za kozłem trafionym
Trafił szczęśliwie myśliwy i członki poraził śmiertelnie;
Tak Melanippie do ciebie przyskoczył Antyloch waleczny
Zbroję porywać. Atoli nie uszło Hektora boskiego,
Który się pędem na niego posunął przez krwawą zamieszkę.
Ale on trząsł się podobnie do zwierza co złego nabroił,
Który zabiwszy psa, lub koło bydełka pasterza,
Chroni się, zanim do kupy zebrani mężowie nadejdą,
Również drżał i Nestoryd; na niego Trojanie i Hektor
Stanął dopiero zwrócony gdy druhów dosięgnął czeredy.
Równie Trojanie jak lwy na mięso surowe żarłoczni,
Pędzą ku statkom, Diosa wykonywając zamiary,
Który obudzą w nich ciągle ogromną siłę, a trawi
W duszy albowiem, Hektora zamierza sławą obdarzyć
Priamidesa, by w gięte okręty płomienie okropne
Nieugaszone rzucił, i prośbę Thetydy ze wszystkiem
Nielitościwej wysłuchał: rządzący więc Zews oczekiwał,
Odtąd zamierzał odwrotną od strony okrętów na Trojan
Pogoń gotować, a znowu Danajom sławy przysporzyć.
Z takim zamiarem ku łodziom głębokim ciągle napędzał
Priamidesa Hektora, choć on usiłował bez tego.
Zgubny co w górach pożera, w głębokich kniei zaroślach;
Piana mu wystąpiła na usta, źrenice zaś obie
Ogniem świeciły pod brwiami chmurnemi, nakoło zaś skroni
Groźnie kołysał się szyszak, gdy Hektor w potyczce nacierał,
Zews, i między wieloma mężami jego jednego
Sławą otaczał i chwałą. Już bowiem nie miał on długo
Istnieć, bo dzień przeznaczenia dla niego już przygotowuje
Pallas Athene przez dłonie potężne Pelejdy Achilla.
Tędy, gdzie zgiełk największy i zbroje dostrzegał najlepsze;
Ale i tak nie podołał przełamać, choć pragnął gorąco.
Wytrzymali bowiem do kupy zbici, jak skała
Stroma, wyniosła, w pobliżu sinego morza będąca,
Oraz ogromnym bałwanom, co grzmotem na nią buchają;
Również Danaje Trojanom oparli się nieustraszenie.
On zaś otoczon płomieniem od zbroi w zamieszkę się rzucił,
Wpada w nią, równie jak piana do statku wpada szybkiego,
A pianie zanurza, podówczas gdy wycie wiatru straszliwe
Ciąży wzdymając na żaglach, a z sercem bijącem żeglarze
Trwożą się, czując że tylko na włos się od śmierci unoszą;
Również i trwogą zdjęta jest dusza w piersiach Achajów.
Które w nizinie obszernej, bagnistej łąki się pasą
Tysiącami, wśród nich pastuszek niedobrze świadomy
Walki z potworem, o wołu z krzywemi rogami pożarcie;
Tenże się ciągle kręci pomiędzy wołmi, to z przodu,
Wołu pożera, zaś reszta ucieka; tak samo Achaje
Przed Hektorem w trwodze i Zewsem rodzicem pierzchają
Wszyscy; lecz on Peryfeta, z Mykeny, jednego zabija,
Syna drogiego Kopreja, co Erystheja książęcia
Z niego pochodził, od ojca o wiele gorszego syn lepszy,
Wszelkich przymiotów, tak samo w potyczce jak w biegu celował,
Bystrym rozumem zaś między pierwszymi z Mykenów się liczył;
Wtedy on był dla Hektora powodem do chwały najwyższej.
Długiej po kostki, w ochronie od rzutu dzirydów ją nosił;
Na niej utknąwszy, na wznak się przewrócił; wokoło zaś skroni
Straszny oddźwięk wydała przyłbica gdy zwalił się na dół.
Hektor odrazu to spostrzegł i biegnąc do niego się zbliżył,
Zabił, a tamci nie mogli, choć towarzysza żałując
Bronić go, sami się bowiem lękali Hektora boskiego.
Wtedy się przodem do statków zwrócili, a łodzie wysokie
Są ich schronieniem, co w rzędzie najpierwsze; lecz daléj wróg ściga.
Zbiegnąć, lecz w miejscu stanęli gromadnie koło namiotów,
Wcale się też po obozie nie rozpierzchnęli, bo wstrzymał
Wstyd ich i trwoga, i ciągle otuchy sobie dodają.
Nestor atoli najwięcéj Gereński, zapora Achajów
„Drodzy, mężami bądźcie, niech wstyd wasze serca napełnia,
Przed innymi ludźmi, a każdy niechaj pamięta
O małżonce i dzieciach, dobytku i drogich rodzicach,
Jeśli któremu żyją, bądź też któremu pomarli;
Żebyście mężnie stanęli; a nie próbowali ucieczki.“
Temi słówkami pobudził odwagę i serce każdego.
Z oczów ich wtedy Athene zdejmuje ciemności zasłonę
Nadprzyrodzoną, i światło im zewsząd odrazu zaświta,
Wtedy zoczyli Hektora o głosie donośnym i druhów,
Tych co się w tył usunęli i więcéj już nie walczyli,
Jakoż i tych, co walkę prowadzą przy szybkich okrętach.
Niespodobało się zaś Ajaxa sercu mężnemu
Ale wyszedłszy na statków pokłady i wszędy obchodząc,
Dłońmi osękiem ogromnym do bitwy na morzu, potrząsa,
Zestósowanym skoblami, dwadzieścia i dwoje stóp mierzył.
Równie jak mąż co dowodnie harcować umie na koniach,
Puszcza się z nią na równinie i pędzi ku miastu wielkiemu
Na szerokim gościńcu; z podziwem na niego się patrzą
Liczne niewiasty i męże; lecz bez wytchnienia ów ciągle
Skacze z jednego na drugi zmieniając, w pędzie największym;
Stąpa krokami wielkiemi, a głosem etheru dosięga.
Rycząc głosem okropnym Danajów ciągle zagrzewa,
Żeby namiotów i statków bronili. Podobnie i Hektor
W tłumie nie został Trojan zbrojami szczelnemi okrytych;
Stada liczne napada, co koło strumienia żerują,
Gęsi albo żurawi lub długoszyjastych łabędzi;
Takoż i Hektor na okręt o czarnym kabłąku obcesem
Prosto naciera; potęga Diosa go z tyłu napędza
Wnet się też bitwa gorąca rozwija koło okrętów.
Rzekłbyś że niezmordowani i niezużyci ze sobą
W boju się mierzą mężowie, tak zapalczywie się bili.
Taka zaś myśl walczących zagrzewa: Achaje stanowczo
W sercu każdego zaś z Trojan i w duszy rosła nadzieja,
Że podpalą okręty i mężów Achajskich zabiją.
Z takiem więc postanowieniem nawzajem natrą na siebie;
Hektor za ster się uchwycił od łodzi po morzu bieżącéj,
Troi przyniosła, już nazad nie miała go odwieść w ojczyznę.
Głównie więc koło téj łodzi najlepsi z Achajów i Trojan
Blizko na siebie natarłszy do kupy się zbili; już oni
Nie oczekują zdaleka pocisku dzirydów lub z łuku,
Siekierami ostremi, bądź toporkami walczyli,
Oraz mieczami wielkiemi, lub obosiecznemi spisami.
Wiele przepysznych szabli o rękojeści stalowéj,
Jedne z dłoni na ziemię spadają, lecz inne z ramienia
Hektor atoli za ster uchwyciwszy, już wcale nie puścił,
Kabłąk usilnie rękoma ściskając i Trojan zagrzewa:
„Nieście zarzewie, zarazem powszechne wznosząc okrzyki;
Teraz nam Kronid za wszystkie godnego dzionka użyczył,
Wiele nam zaś dokuczyły przez niedołężność starszyzny;
Którzy mnie zawsze gdy chciałem o łodzie walczyć sternicze
Odwodzili samego, a wojska powstrzymywali.
Ale jeżeli nas wtedy rządzący Zews oczarował
Tak powiedział; lecz oni tém bardziej Argejów naparli.
Wytrwać już Ajas nie może, poturbowany strzałami,
Ale się cofnął cokolwiek, bo sądził że zginąć mu przyjdzie,
W bok na ławę wioślarzy, i pokład opuszcza okrętu.
Trojan odpycha od łodzi, gdy któren z zarzewiem się zbliża,
Ciągle zaś rycząc okropnie Danajskim hufcom nakaże:
„Bohaterowie Danajów, Aresa cni towarzysze,
Drodzy, mężami bądźcie i walki zaciętéj pamiętni.
Albo też mury warowne, by mężów od zguby obronić?
Nie ma w pobliżu miasta opatrzonego basztami,
Któreby wesprzeć nas mogło załogą równoważącą,
Ale my owszem w równinie wybornie Trojan zbrojonych,
W dłoniach więc tylko ratunek, nie zaś w potyczce oziębłéj.“
Rzekł i z wściekłą odwagą naciera oszczepem kończystym.
Któren więc tylko z Trojan do łodzi głębokiéj się zbliżył
Z ogniem żarzącym, po woli Hektora, co pędził ich naprzód,
Ubił on tak dwunastu z blizkości na przedzie okrętów.
Zaś do Achilla Patroklos przystąpił pasterza na rodów,
Łzy wylewając gorące, jak źródło wody głębokiéj,
Które od góry skalistéj wytryska ciemnym strumieniem.
Mową do niego się zwraca i w lotne odezwie się słowa:
„Czegóż bo płaczesz Patroklu podobnie do głupiéj dzieweczki
Która przy matce biegnąc się prosi by wsiąść ją na ręce,
Uchwyciwszy się sukni i przytrzymując śpieszącą,
Do niéj podobny Patroklu i ty drobnemi łzy ronisz.
Maszli co Myrmidonom, lub mnie samemu objawić?
Alboś jakową nowinę sam jeden z Fthyi posłyszał?
Wszakci jeszcze przy życiu Menojtios Aktora potomek,
Gdyby pomarli, najwięcéj ich obu byśmy płakali.
Może się téż Argejów litujesz, dlatego że giną
Koło głębokich okrętów na skutek swéj nieprawości?
Powiedz nie tając w sercu żebyśmy obaj wiedzieli.“
„Synu Peleja Achillu, najwyższy potęgą z Achajów,
Niemiéj mi za złe; boć wielka nadeszła klęska Achajów.
Oni bo wszyscy, ilu ich przedtem było najlepszych,
Leżą w okrętach ranni od strzał lub pchnięci oszczepem.
Pchnięty Odyssej kopijnik wyborny, a z nim Agamemnon;
Strzałą tak samo z łuku Erypil w łytkę ugodzon.
Koło nich mają staranie lekarze wszech leków świadomi,
Rany ich gojąc; lecz ty nieugiętym zostajesz Achillu.
Mężny, nieszczęściem! I jakże w przyszłości kto z ciebie skorzysta?
Jeśli Argejów od zguby haniebnéj nie chcesz obronić?
Okrutniku! toć chyba cię witeź Pelej nie spłodził,
Ani ci matką Thetyda, lecz ciemne cię morze zrodziło,
Jeśli zaś w sercu jakowéj unikasz boskiéj wyroczni,
Lub cię w Diosa imieniu ostrzegła matka dostojna;
Wyprawże mnie przynajmniéj i porucz mi resztę czeredy
Myrmidonów, a może Danajom zbawieniem się staną.
Może też mnie za ciebie Trojanie biorąc, ustaną
W bitwie, a mężni synowie Achajów nareszcie odetchną
Zmordowani; choć krótkie by w boju mieli wytchnienie.
Łatwo świeżemi siłami znużonych mężów impetem
Tak on mówił się prosząc, niebaczny wielce, bo miał on
Sobie samemu zgubę i śmierć i Kiery wyprosić.
Z wielkim gniewem odpowie mu na to Achilles najszybszy:
„Boże mój! z Zewsa zrodzony Patroklu cóżeś powiedział;
Ani dostojna mi matka od Zewsa nic nie doniosła;
Ale się żalem okropnym i dusza i serce napawa,
Kiedy równego sobie mąż jaki pragnie obedrzéć,
Dar wydzierając zaszczytu, dlatego że władzą góruje;
Dziewkę co dla mnię w nagrodę wybrali synowie Achajscy,
Dzidą mą pozyskałem, warowne miasto zburzywszy,
Tę Agamemnon potężny napowrót z rąk mi wydziera
Syn Atrewsa jakoby niegodziwemu włóczędze.
Wiecznie się w sercu mém srożyć; naprawdę tylko mówiłem,
Jako nie prędzéj w zawiści ustanę, aż póki nie dojdzie
Kiedyś do moich okrętów potyczka i hasło wojenne.
Zatém przywdziawszy na ramię przesławne moje rynsztunki,
Jeśli naprawdę ponura otoczy chmara Trojańska
Łodzie w około zuchwale; a tamci do brzegu morskiego
Będą przyparci, i tylko cokolwiek miejsca Argejom
Pozostanie, gdy Trojan gród cały na nich wystąpi
Z blizka świecącéj, od razu w ucieczce by jary głębokie
Napełnili trupami, jak tylko by możny Atrydes
Słuszność mi oddał; zaś teraz już walczą nakoło obozu.
Ani już bowiem w dłoni Diomeda, syna Tydeja
Ani téż głosu Atrydy nie słyszą nawołującego
Usty nienawidzonemi; lecz mordującego Hektora
Brżmią rozkazy do Trojan, a ci z okrzykiem zwycięztwa
Całą zajęli równinę i w boju zwyciężą Achajów.
Mężnie napadnij, ażeby ognistym zarzewia płomieniem
Nie zapalili okrętów i możność powrotu odjęli.
Słuchaj-że, jako ci cel mój mowy do serca zalecam;
Żebyś niepłonną chwałę i sławę dla mnię pozyskał
Nazad wrócili na miejsce i dary wspaniałe przydali.
Kiedy z okrętów ich spędzisz, nawracaj; jeżeli zaś tobie
Sławę pozyskać dozwoli mąż Hery grżmiący donośnie,
Mnię pomijając się nie daj do walki uwieść z Trojany
Ani też rozkoszując w potyczce i strasznéj zamieszce,
Ciągle Trojany mordując do Ilion wojska nie prowadź;
Żeby z Olimpu zaś któren ci z bogów przedwiecznie żyjących
W drogę nie zaszedł; bo tamtych miłuje Apollo godzący;
Łodziom, a tamtych pozostaw, niech dalej się biją w równinie.
Bodajby Zewsie rodzicu, Apollinie, Pallas Atheno!
Żaden z Trojan przed śmiercią nie uszedł, ilu ich żyje,
Ani téż któren z Argeiów, a nam by się ostać udało;
W taki to sposób oni pomiędzy sobą mówili.
Ajas już wytrwać niemoże, przemożą go bowiem pociski;
Pokonywała go wola Diosa i pyszni Trojanie
Swemi razami, okropny wydawał odgłos świecący
W guzy gładziutkie; lecz jemu już lewe ramie od tarczy
Zwrotnéj zdrętwiało, bo na niém ciężyła bez przerwy; lecz oni
Ruszyć go z miejsca nie mogli, choć zewsząd nań lecą pociski.
Ciągle on dyszał okropnie, a pot mu się leje strumieniem
Żeby odetchnąć, bo wszędzie za klęską klęska goniła.
Teraz powiedźcie mi Muzy co w domach Olimpu mieszkacie,
Jako się najpierw płomienie dostały do łodzi Achajskich.
Hektor w Ajaxa dzidę z jaworu, stanąwszy bliziutko,
Przeciął z kretesem; Tak więc Telamończyk Ajas na próżno
Dłońmi tępym oszczepem wywijał, bo zdala od niego
Ostrze śpiżowe o ziemię odbiwszy się z dźwiękiem upadło.
W duszy wyniosłéj Ajas poznaje, trwogą przejęty,
Grżmiący wysoko Zews, Trojanom życzący zwycięztwa;
Cofa się przed pociskami. Rzucają tamci do łodzi
Szybkiéj zarzewie, natychmiast obejmie ją żar niezgaszony.
Wnet aż do steru się płomień rozchodzi; atoli Achilles,
„Powstań z boga rodzony Patroklu co z wozu nacierasz,
Widzę już bowiem przy statkach wrogiego płomienia potęgę.
Bodaj by statków nie wzięli, bo wyjścia już wcale niebędzie;
Zbroję co prędzéj przywdziewaj, zwoływać pójdę ja wojsko.“
Koło goleni nasamprzód pasuje szyny stalowe,
Pięknie gwoździkami srebrnemi na kostce zdobione;
Pancerz atoli następnie do piersi przystosowuje,
Szmelcowany, gwiazdami jaśniący, Ajkidy szybkiego.
Ramię; tarczę nareszcie podnosi dużą i ciężką;
Czoło wyniosłe nakrywa przyłbicą wytwornéj roboty,
Z grzywą końską, od góry się buńczuk groźnie nachylał.
Chwycił za tęgie oszczepy, co dobrze się dłoni nadają.
Wagi okrutnéj, potężnéj; nie dźwignie jéj żaden z Achajów
Inny, lecz tylko jeden Achilles nią władać podoła,
Drzewcem jarzębu z Peliona; co Chajron go ojcu drogiemu
Uciął ze szczytów Peliona by śmierć bohaterom gotować.
Po Achillesie kruszącym szeregi najwyżéj go cenił.
Wiernym dla niego był druhem, by wrogom pogróżki dotrzymać.
W jarzmo ujęte rumaki Awtomed szybkie podaje,
Ksantha i Balia do pary, co z wiatrem pędzą w zawody;
Kiedy się pasła na łące przy falach Okeanosa.
Bokiem nieskazitelnego Pedaza przyprzęga, którego
Gród Ejetiona zdobywszy sprowadził kiedyś Achilles;
Chociaż śmiertelny więc szedł z nieśmiertelnemi rumaki.
W pośród namiotów z rynsztunkiem by zbroić ich; oni jak wilki
Mięsem żyjący surowém, w poczuciu siły okrutnéj,
Kiedy jelenia z rogami zagryzły w górach wielkiego,
Spożywając otoczą z paszczami zakrwawionemi;
Ciemną wodę z powierżchni wązkiemi chlupią języki,
Krwią morderczą napowrót żygając; lecz w piersi ich siła
Nieporuszona zostaje, a w brzuchach im wązko od żarcia;
Myrmidonów tak samo wodzowie naczelni i druhy,
Cisną się; między zaś niemi Arejczyk stanął Achilles,
Zagrzewając rumaki i mężów tarczami okrytych.
Szybkich okrętów było pięćdziesiąt, na których Achilles
Miły Zewsowi do Troi popłynął; a w każdym z nich było
Pięciu atoli on wodzów naznaczył, i tymże poruczył
Rozkazywać; a sam dowodził z władzą najwyższą:
Pierwszym oddziałem dowodził Menesthyj zwrotny w pancerzu,
Sperchejosa potomek strumienia o źródle niebiańskim;
Niestrudzonemu Sperchowi, niewiasta z bogiem się łącząc,
Według zaś wieści Borowi, synowi Periereja,
Ją bo zaślubił otwarcie wspaniałe wiano przydawszy.
Drugim atoli Ewdoros waleczny dowodził, dziewicy
Córka Fylanta; lecz ją pokochał Argi pogromca
Mężny, ujrzawszy oczyma pomiędzy tanecznicami
Ją, w Artemidy gronie przegłośnéj, złoto-strzalistéj.
Zaraz na górną komnatę wyszedłszy się skrycie z nią złączył
Ewdorosem, zarówmo w potyczce jak w biegu najszybszym.
Późniéj gdy Eilejthyja, co bóle rodzącym gotuje,
Wyprowadziła go na świat i słońca ujrzał promienie,
Matkę, władza potężna Echekla Aktorydesa
Jego staruszek zaś Fylas wychował dobrze i żywił,
Przytuliwszy z miłością, jakoby syna własnego.
Trzecim atoli oddziałem Pejzander Arejczyk dowodził,
Majmalides co wszech Myrmidonów o wiele przewyższał,
Stanął na czele czwartego sędziwy Fojnix bohater,
Zaś piątego Alkimed, Laerka syn nieskazitelny.
Wreszcie, gdy wszystkich Achilles pospołem z naczelnikami
W szyki dokładnie ustawił, groźnemi słowy im rzeknie:
Jakie przy szybkich okrętach rzucaliście wojskom Trojańskim,
W ciągu mojego gniewu i każden z was mnie oskarżał:
,Srogi Peleja potomku, snać żółcią cię matka karmiła;
Okrutniku co druhów przymusem więzisz przy łodziach;
Kiedy twą duszę zupełnie okrutna mściwość zajęła!’
Często mi takie wyrzuty zbiorowo czyniliście; dzisiaj
Wielkie się dzieło nastręcza wojenne, za którem tęsknicie.
Zatém kto serce ma pełne odwagi niech walczy z Trojany.“
Ściśléj się jeszcze hufce skupiają, gdy króla słyszeli.
Równie jak ścianę mąż kamieniami glejchuje twardemi,
Wysokiego domostwa by wiatrów potędze się bronić;
Takoż się hełmy stósują i tarcze o brzuchach wydętych.
Hełmy grzywiaste guzami się błyszczącemi stykają,
Chyłkiem ku sobie, tak gęsto w ściśniętych szeregach stanęli.
Ale na wszystkich czele dwóch mężów okutych we zbroje,
Patrokl i Automedon, przejęci jedném pragnieniem,
Wszedł do namiotu pospiesznie i wieko podnosi od skrzynki
Pięknej, misternej, co Thetis o srebrnych nóżkach mu dała,
Żeby ją wziął do okrętu, chitony w nią nałożywszy,
Płaszcze chroniące od wiatrów, i grube dery dychtowne.
Z ludzi nie zakosztował wina o blasku złocistym,
Ani téż bogom w ofierze nie kropił, prócz ojcu Kronidzie.
Taki to puhar ze skrzynki wyjąwszy, oczyścił go siarką
Najprzód, a potem go umył w uroczéj wody strumieniach;
Potém w środku zagrody stanąwszy napojem pokropił
W niebo spojrzawszy; a Zewsa co w gromach lubuje nie uszło.
„Zewsie Pelasgijczyku z Dodony, co mieszkasz daleko,
W zimnej Dodonie panując, a Selly naokoło mieszkają
Jeśli dawniéj me prośby łaskawie raczyłeś wysłuchać,
Mnię uczciwszy, a ciężko skarawszy naród Achajski;
Więc i teraz tak samo życzenie moje mi spełnij;
Będę ja bowiem sam oczekiwać w przystani okrętów,
W bitwę; niech towarzyszy mu sława, o Zewsie rządzący.
Serce mu w piersiach uczyń odważne, ażeby i Hektor
Poznał, czy również i sam nasz giermek się w boju potykać
Zdoła, czyli też wtedy mu tylko nietknięta prawica
Ale jak tylko od statków zamieszkę i bitwę odeprze,
Niechaj mi potém zdrowy do szybkich okrętów powraca,
Z całym rynsztunkiem i z blizka nacierającemi druhami.“
Tak błagając się modlił; a Zews rządzący go słuchał.
Dał mu żeby od statków odeprzeć walkę i bitwę,
Ale się nie przychylił by z bitwy bez szwanku powrócił.
Tak więc ojcu Kronidzie nalawszy i modły skończywszy,
Wszedł do namiotu napowrót i puhar złożył do skrzyni;
Walkę okropną Achajów przeciwko Trojanom oglądać.
Oni zaś razem z Patroklem walecznym zbrojnemi szykami
Naprzód ruszają, by wielkim impetem na Trojan uderzyć.
Wnet się wysypią podobni do ós co gniazdo przy drodze
[Ciągle im dokuczają, mającym gniazdo przy drodze]
Wcale niebaczni; bo wspólną dla wielu szkodę gotują;
Jeśli bo człowiek jakowy spokojnie drogą idący,
One trąci z niechcenia, więc mając serce odważne
Również i Myrmidony pałając odwagą i męztwem,
Z łodzi się sypią i zgiełk się wszczyna okrutny i wrzawa.
Zaś Patroklos na druhów zawołał głosem ogromnym:
„Myrmidony, Pelejdy Achilla wybrani druhowie!
Żebyśmy syna Peleja uczcili, co lepszy o wiele
Z wszystkich Argeiów, przy łodziach; jak również i wojska waleczne;
Niechże Atreja syn Agamemnon się możny przekona,
Ile zawinił pierwszego z Achajów nieumiąc ocenić.“
Wpadli więc szturmem na Trojan gromadnie; wokoło zaś statków
Groźnie się odgłos rozlega na hasło wojenne Achajów.
Kiedy zoczyli Trojanie, Menojtia syna dzielnego,
Jego i towarzysza zbrojami i bronią świécących,
Sądząc, że koło okrętów Pelejon szybkobieżący
Gniewu się w duszy już wyrzekł i znów do zgody powrócił;
Każden się więc ogląda, gdzie uciec przed zgubą okropną.
Pierwszy się zmierza Patroklos i rzuca dzirytem świecącym
Z tyłu za Protezylaja okrętem, wielkodusznego;
Trafił on Pyrajchmena, co zbrojnych na koniach Pajonów
Z Amydony prowadził, od Axia co płynie széroko;
W prawe go ramie ugodził; lecz ten na wznak się w kurzawę
Pajonowie, bo strachu napędził wszystkim Patroklos,
Naczelnika zabiwszy, co zawsze im w bitwie przodował.
Wszystkich wypędził z okrętów i ogień zarzący przygasił.
Statek w połowie spalony zostawił, a tamci pierżchają
Puszczą przez gładkie okręty i gwałt niesłychany powstaje.
Równie jak czasem ze szczytu stromego na górach wysokich
Zews gromadzący pioruny odchyla chmury głębokie,
Wszystkie wychodzą na jaw krawędzie i strome wyżyny,
Takoż Danaje z okrętów odparłszy wrogie płomienie
Odetchnęli cokolwiek; lecz w bitwie przystanku nie było.
Wcale albowiem Trojanie przed mężnych Achajów impetem
Nie uciekali w odwrocie od ciemnych szarych okrętów,
Wtedy się z mężem mąż potykał w zmięszanych szeregach,
Sami wodzowie. A pierwszy Menojtia waleczny potomek
Arelykosa co w tył się odwracał po udzie ugodził,
Dzidą kończystą i śpiżem na wylot udo mu przebił;
Przodem; atoli Menelaj Arejczyk ugodził Thoanta,
W piersi, gdy ten się odsłonił, przy tarczy; rozwiązał mu członki.
Amfiklosa Fylejdes, nacierającego zoczywszy,
Rzutem uprzedził, w pachwinę od góry, gdzie mięśnia najtęższe
Poprzecinała ścięgacze; ciemności mu oczy pokryły.
Z Nestorydów zaś jeden, Antyloch, Atymnia oszczepem
Ostrym ugodził i w dołek mu wepchnął dzidę śpiżową;
Zwalił się naprzód; a wtedy z blizkości Marys oszczepem
Stając przed trupem; lecz wtedy podobny do boga Thrazymed
Rzutem uprzedził, nie chybił i zanim tamten uderzył,
W ramię go trafił; ze stawu i z mięśni rękę wyrwała
Dzidy kończyna, i kości mu pokruszyła z kretesem.
W taki to sposób ci dwaj, pokonani braćmi obojgiem
Razem w Erebie zginęli, Sarpeda szlachetni druhowie,
Sławni z oszczepu synowie Amizodara, co niegdyś
Straszną wykarmił Chimerę, na wielu śmiertelnych nieszczęście.
Złapał żywego, bo w tłumie się wplątał; lecz jego natychmiast
Siły pozbawił, okrutnym go mieczem w kark uderzywszy.
Cała zagrzała się klinga od krwi, lecz oczy oboje
Purpurowa oblekła śmierć i Mojra przemożna.
Wzajem się byli chybili, rzuciwszy obaj daremnie;
Natrą więc znowu na siebie mieczami; natedy więc Lykon
W buńczuk od grzywiastego szyszaka uderzył, lecz szabla
Pękła mu przy rękojeści; Penelej tamtego pod uchem
Jeszcze trzymała, po boku się głowa zwiesiła i skonał.
Merion zaś Akamanta dognawszy nogami szybkiemi,
W prawe ugodził ramie gdy tenże do wozu wskakiwał;
Wypadł z powózki, a chmura na oczach jego zawisła.
Trafił; dzida śpiżowa na wylot przebiła i spodem
Wyszła mu karkiem pod mózgiem, i białe kości skruszyła,
Zęby wybite zleciały i krwią mu oczy oboje
Zaszły zupełnie, lecz on ustami ziejąc i nosem
Każden z tych wodzów Danajskich pokonał wroga swojego.
Równie jak wilki drapieżne na owce lub na koźlątka
Wpadną, by porwać je z trzody, co w górach, na skutek pastérza
Opieszałości poszła w rozsypkę; lecz oni ujrzawszy
Takoż i Trojan Danaje napadli; lecz oni o podłéj
Tylko ucieczce myśleli nie dbając o walną obronę.
Wielki zaś Ajas bez przerwy na miedziokrytego Hektora
Starał się rzucić dzirydem; lecz ten świadomy potyczki,
Pilnie uważał na strzał świstanie i łoskot oszczepów.
Wprawdzie już widział że szala zwycięztwa się w boju chyliła,
Mimo to jednak pozostał i druhów szlachetnych wybawił.
Równie jak chmura z Olimpu do nieba wysoko się wznosi,
Takoż od łodzi z ich strony ucieczka i krzyki powstały;
Nazad się więc przerzucali w nieładzie. Hektora rumaki
Szybkonogie wyniosły z rynsztunkiem, i wojska opuścił
Trojan, co ich mimowoli wstrzymywał przekop wybrany.
Wozy na końcu dyszla złamawszy od panów uciekło.
Gonił za niemi Patroklos wydając żywo rozkazy,
Z myślą złowieszczą dla Trojan; lecz oni krzykami i trwogą
Wszystkie zalegli drożyny, pierzchając w rozsypce; wysoko
Lecą ku miastu sprężyste, od strony namiotów i łodzi.
Patrokl atoli gdzie widział kłębiące się tłumy największe,
Tam się kierował z okrzykiem; pod kółmi padali mężowie
Naprzód głowami z powózek, trzaskały w spotkaniu się wozy.
Wieczne, co darem wspaniałym od bogów Pelej uzyskał,
Rwące się naprzód; on zaś na Hektora w zapędzie odwagi
Pragnie oszczep skierować, lecz konie tamtego uniosły.
Równie jak czarna ziemica od burz ociążeje dészczowych
Kiedy na ludzi zagniewan karami na nich zacięży,
Którzy przemocą w zebraniu fałszywe wydają wyroki,
Prawom gwałt zadawają nie dbając o zemstę niebieską;
Wszystkie ich rzeki bieżące się napełniły wodami,
I do morza ciemnego się walą z jękami głuchemi;
Z góry na łeb; zagrożone są dzieła ludzkie zniszczeniem;
Takoż Trojańskie źrebice biegając dyszą okropnie.
Potem atoli Patroklos odciąwszy pierwsze falangi,
Chcących się dostać nie puścił, atoli w pośrodku pomiędzy
Rzeką i okrętami i murem wysokim obronnym,
Goniąc za niemi mordował, i wielu pomścił poległych.
Wtedy Pronoja nasamprzód ugodził oszczepem świecącym,
Runął z łoskotem; następnie Thestora, potomka Enopa,
Nacierając powtórnie (ten bowiem w ozdobném siedzeniu
Siedział skulony, straciwszy przytomność, a z rąk mu na ziemię
Lejce zleciały); lecz on zbliżywszy się dzidę mu wepchnął
Potem atoli po brzegu powózki go ściągnął, jak czasem
Człowiek na skale wiszącéj siedzący, rybę ogromną,
Z morza na wierżch wyciąga po sznurze, ostrym haczykiem.
Takoż go ściągnął z siedzenia za gębę otwartą oszczepem,
Wnet Erylaja kamieniem nacierającego w sam środek
Głowy ugodził, że cała zupełnie pękła na dwoje
W środku ciężkiéj przyłbicy; on głową naprzód na ziemię
Runął, objęła go śmierci potęga co życie pożéra.
Tlepolemosa, Damastora syna, Echiona i Pyra,
Polymelosa, Argeja potomka, Ewippa, Ifeja,
Wszystkich jednego na drugim na ziemię żywiącą powalił.
Wtedy Sarpedon ujrzawszy drużynę w pancerzach bez pasów
Napominając i karcąc na boskich Lykiów zawołał:
„Wstydź się narodzie dokądże uciekasz? Do dzieła co prędzéj!
Stanę ja bowiem naprzeciw owego męża, bym poznał,
Któren to tak dokazuje i złego tak wiele Trojanom
Rzekł i w pełnym rynsztunku zeskoczył z wozu na ziemię.
Z swojéj zaś strony Patroklos to widząc wyskoczył z siedzenia.
Równie jak sępy o szponach zagiętych i dziubach kończystych,
Czubią się z wrzaskiem okropnym na szczycie skały wyniosłej;
Widząc to zdjęty litością syn Krona niezbadanego,
Mowę do Hery obraca swéj siostry i żony zarazem:
„Biada mi, oto Sarpedon co z ludzi mi najulubieńszy,
Teraz ulegnie losowi pod ręką Menojtiadesa.
Czyli go jeszcze żywego od opłakanéj potyczki
Wyrwać i do bogatéj Lykijskiéj przenieść krainy,
Czyli dozwolić by zginął pod ręką Menojtiadesa.“
Here wypukłooka dostojna rzeknie w odpowiedź:
Męża co jest śmiertelnym i dawno losowi przeznaczon,
Chceszli napowrót od groźnéj potęgi śmierci wyzwolić?
Uczyńże, lecz potakiwać bogowie ci inni nie będą.
Lecz co innego ci powiem, i w duszy o tém pamiętaj;
Zważaj, by później kto inny nie zechciał z bogów tak samo
Syna swojego miłego wyłączyć z ciężkiéj potyczki;
Wielu ich walczy albowiem przy grodzie Priama obszernym
Synów po nieśmiertelnych, co żalem ich srogim napełnisz.
Wtedy go wprawdzie w zapasach potyczki srogiéj pozostaw,
Żeby ulegnął pod ręką Patrokla Menojtiadesa;
Ale następnie, gdy jego opuś