Wspomnienia Odessy, Jedysanu i Budżaku/Tom II/całość
<<< Dane tekstu >>> | ||
Autor | ||
Tytuł | Wspomnienia Odessy, Jedysanu i Budżaku | |
Tom | II | |
Wydawca | T. Glücksberg | |
Data wyd. | 1845 | |
Druk | T. Glücksberg | |
Miejsce wyd. | Wilno | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Cały tekst | |
| ||
Indeks stron |
ducta supersit.
Ranek przepędziliśmy z P. Skalkowskim na przeglądaniu dokumentów historycznych, tyczących się dziejów Kozaczyzny, na powtórném obejrzeniu sali Bursowéj z jéj pięknemi chińskiemi wazonami, z widokami od ganku na port kwarantanny. Ztąd udaliśmy się potém do Prezydenta Towarzystwa Starożytności i Historji, (o którém stowarzyszeniu niżéj obszerniéj powiemy) a razem Kuratora Naukowego Okręgu M. D. Kniażewicza. Jego staraniom winno wiele wychowanie tutejszéj młodzieży a Towarzystwo Starożytności, wiele ważnych ulepszeń. On, do badań i poszukiwań towarzystwu będąc bodźcem i zachętą, znacznie ich krag rozszerzył; pomnożył także zbiory Muzeum, wielą ciekawemi nabytki, starożytnemi rzeźby, rękopismami, monetami i t. d.
Od niego udaliśmy się do Arcy-Biskupa Gabryela, w podeszłym już, ale jeszcze nie zgrzybiałym wieku, czerstwego i uprzejmego Kapłana; któremu rad byłem złożyć moje uszanowanie, nade wszystko jako troskliwemu miłośnikowi historycznych pamiąlek. On to bowiem zebrał i wydał potém w całości ciekawe dla dziejów Kozactwa opowiadania ustne starego Kozaka Nikity Korża, o Zapoporożu[1]
Przewielebny Arcy-Biskup opowiada w przemowie, jako w latach 1828 do 1831 przebywając w ekaterynosławskiéj Gubernji, razem z saratowskim Biskupem Jakubem, spisali opowiadania sto kilko letniego starca (żył lat sto cztéry) Nikity, a z połączonych opowiadań tych, złożył poźniéj całą xiążkę.
Korż, umarł w Październiku miesiącu 1835 r. (urodził się 1751 roku) zaziębiwszy się zbierając składkę na nową w Michałówce budującą się Cerkiew. Ostatnie lata przebył Korż w Michałówce, we własnym swoim domku, odziedziczonym po dziadach — Zaporożcach jak on, domku bardzo porządnym, osadzonym drzewy i otoczonym maleńkim ruczajem. Wydana przez chersońskiego i tauryckiego Arcy-Biskupa Gabryela xiążka podań ustronnych Korża, zawiera wiadomości o jego życiu, o założeniu wsi Michałówki, o Prawach Zaporoża, o karach, o zwyczajach i obrzędach, o attakowaniu Siczy, początku Ekaterynosławia, podróży Cesarzowéj, Redutach i figurach, dawnych zaporożkich osadach przed atakiem Siczy. Z niéj poczynim tu niektóre wyjątki, jako z książki, która nie prędko, może nigdy, nie będzie nam w całości znajoma; a która objaśnia wielce o bycie Zaporoża. P. Skałkowski korzystał nieco z Korża do swéj historji Nowéj Siczy, Prócz tego Ustne podania Korża, drukowane były w Dzienniku Ministerstwa Oświecenia w latach 1838 i 1839.
W Rossji więc są dosyć znajome, ale u nas (o ile wiemy) wcale z nich jeszcze nie korzystano.
Weźmy naprzód artykuł o prawach Zaporoża. „Prawa i ustawy, powiada Korż, z mocy których Zaporoże sądziło i rozstrzygało spory, były następne, mianowicie. W całéj ziemi zaporożkiéj, po większych wsiach i znaczniejszych punktach, były Pałanki, rodzaj powiatów i sądów powiatowych, w których od wyboru postanawiano trzech członków, zowiących się sędziami albo panami. Piérwszym był Półkownik, drugim Esaula, trzecim Pisarz. W pomoc im, dodawani byli z Siczy trzéj Podpankowie (Podsędkowie) Kozacy; a wszyscy ci członkowie, po upływie lat trzech zmieniali się. Na ich miejsce ustanawiano innych, takim sposobem zaprowadzony był porządek we wszystkieh Pałankach. Potém gdy się sprawa przytrafiła, ot naprzykład tak: gdy dwóch Kozaków, powadziło się albo pobiło, albo jeden drugiemu w sąsiedztwie szkodę zrobił, to jest, bydłem swojem spasł zboże, albo łąkę; albo jaką inną krzywdę wyrządził, a sami się między sobą pogodzić i porozumieć nie mogli; oba tedy, ukrzywdzony i ten co krzywdę uczynił, kupiwszy na rynku po kołaczu idą pozywać się do Pałanki, do któréj należą i proszą u Sędziów sprawiedliwości, a położywszy kołacze na syrno (stół) kłaniają się Sędziom oba razem niziuchno, stają wedle progu i mówią:
— Kłaniamy się wam panowie, chlebem i solą.
A sędziowie poczną ich pytać:
— Jaka wasza sprawa, panowie mołojcy?
Natenczas ukrzywdzony wprzód poczyna:
— Oto panowie, jaka nasza sprawa pokazując na towarzysza — ot ten mnie skrzywdził, tyle a tyle szkody bydłem swojém zrobił, a nie chce zapłacić i wynagrodzić co należy za siano, (albo za wytłoczenie zboża.)
Potém Sędziowie pytają drugiego:
— No, bratku, mów ty, czy to prawda, o co cię obwinia twój towarzysz?
A obwiniony odpowiada:
— To coż panowie! Wszystko to prawda, żem szkodę sąsiadowi zrobił, nie wyrzekam się, ale mu zapłacić nie mogę z przyczyny, bo chce za wiele ode mnie, a szkody nié ma tyle co powiada.
Wtedy Pałanka posyła Podpanków i innych obcych ze starszyzny kozaczéj, dla ocenienia szkody. W kilka godzin powracają do Pałanki i mówią Sędziemu jak prawda; co warta szkoda, naówczas Sędzia obraca się do obwinionego i mówi ma:
— No, coż ty bratku, godzisz się ty zapłacić za szkodę sąsiadowi? albo nie?
A obwiniony znowu się Sędziom pokłoni.
— Ta coż państwo! więcéj bo on chce, niż warto, nie chcę mu płacić, jak wola wasza.
Sędziowie go długo namawiają, dają mu racje, że wszelka cudza szkoda, niesprawiedliwością jest, radzą pogodzić się, a nie trudzić naczelników i starszyzny. Jeżeli poróżnieni zechcą się w końcu pogodzić i jeden drugiemu zadość uczynić, to Pałanka sama zakończa sprawę i zaspokoiwszy ukrzywdzonego, rozpuszcza ich do domów; jeśli zaś obwiniony uprze się i nie zgodzi, to Pałanka odsyła ich obu do Siczy. Wówczas sporni pokłoniwszy się razem pp. Sędziom, odchodzą z Pałanki mówiąc:
— Bywajcie panowie zdrowi!
A Sędziowie im odpowiadają:
— Idźcie z Bogiem.
Przyjechawszy do Siczy, pytają jeden drugiego, do którego wprzód pójdziemy Kurzenia?
Ukrzywdzony powiada:
— Idźmy bracie, do swojego Kurzenia.
— No, dobrze, — odpowiada obwiniony, — chodźmy, — wszedłszy do Kurzenia, stawią się przed Atamanem i mówią mu:
— Zdrów bądź Ojcze!
— Daj Boże zdrowie, panowie mołojcy — odpowiada Ataman, — siadajcie.
— Oj! nie ojcze, nié ma czasu siedzieć, mamy do ciebie sprawę.
— To mówcie jaką tam sprawę macie — prawi Alaman.
Wówczas pokrzywdzony zacznie się żalić, objaśniać o swojéj krzywdzie i wypadku jak co było, jak się sądzili w Pałance; a Ataman wysłuchawszy całéj sprawy, spyta obwinionego:
— Z jakiego ty bratku Kurzenia? — a gdy ten powie, do jakiego należy i nazwie go po imieniu, Ataman krzyknie na chłopców —
— A pójdźcieno, poproście do mnie Atamana, takiego Kurzenia.
Gdy Ataman przyjdzie i spyta piérwszego:
— Po coście mnie bratku wołali?
Ten mu powié:
— Czy to waszego Kurzenia Kozak?
Ataman obróciwszy się do niego:
— Toś ty naszego Kurzenia Kozak?
— Tak ojcze, waszego, — odpowie Kozak z pokłonem, potém piérwszy Ataman, rozpowie drugiemu całą sprawę i zdarzenie Kozaków — i mówi tak:
— A co bracie będziemy robić z tymi kozakami?
Przybyły Ataman pyta ich:
— Wszak to was już i Pałanka sądziła?
— Sądziła ojcze — I pokłonią się razem — Obaj Atamani poczną do zgody zachęcać poróżnionych.
— Pogodzcie się bracia, zaspokojcie jeden drugiego — żeby daléj nie kłopotać starszyzny.
A obwiniony pokłoniwszy się znowu Atamanom, powiada tak:
— To coż, ojcowie, kiedy chce ode mnie zawiele. — Nakoniec Atamani widząc jego upor, pytają go po raz ostatni.
— Coż bracie, nie chcesz go zaspokoić?
— Nie, ojcowie, wola wasza, nie mogę — i kłania się nizko im obu.
— Chodźmyż teraz bracia, wszyscy czteréj do sędziego wojskowego, co to powie Sędzia.
— Dobrze, — odpowiadają Kozacy Atamapom — poczekajcie tylko ojcowie, schodzim na rynek i kupim po kołaczu. — Potém wszyscy czteréj idą do Sędziego wojskowego, a wszedłszy do Kurzenia, naprzód Atamanowie kłaniają się i nazywając Sędziego po imieniu mówią:
— Bywaj nam zdrowy panie dobrodzieju. —
Sędzia nawzajem odpowie:
— Zdrowi bądźcie panowie Atamani, proszę siadać. — Potém sporzący Kozacy, kłaniają się także, kładną kołacze na stół i mówią tak:
— Kłaniamy się wam, dobrodzieju, chlehem i solą. —
— Bóg zapłać, Bóg zapłać, panowie mołojcy, za chleb, za sól, — odpowiada sędzia, a potém pyta Atamanów:
— Co to są za Kozacy wasi, i jaka ich sprawa? — Piérwszy Ataman zacznie opowiadać mu całą sprawę ukrzywdzonego i wypadek z porządku, jak to było i jak ich sądziła Pałanka — Sędzia obróciwszy się do obwinionego pyta go tak:
— Jakżeż ty bracie myślisz z tym Kozakiem? (wskazując na ukrzywdzonego) — kiedy już was sądziła Pałanka, sądzili Atamani, i ja przysądzam za krzywdę zapłacić, a ty się nie zgadzasz przez upor będąc już winnym, wedle sądu wszystkich! Potém długo namawia i przedstawia mu prawne i zwyczajne przyczyny do zgody, ale obwiniony nie chce dać przemodz swego uporu żadną racją i powtarza ciągle, co i w Pałance i Atamanom mówił.
— To coż, dobrodzieju, kiedy chce więcéj niż warto — nie zgoda.
— Więc nie zgoda bratku?
— Nie zgoda dobrodzieju.
— Idzcie panowie Atamani z nim do Koszowego, tam już dla nich będzie ostateczny sąd i koniec.
Natenczas Atamani wstawszy z miejsca pokłonią się Sędziemu razem z Kozakami i powiedzą:
— Bądźcie zdrowi dodrodzieju.
— Idzcie z Bogiem, — odpowie Sędzia, a kozakom doda:
— Zabierzcie z sobą bracia swój chleb ze stołu.
— Ta nie, dobrodzieju! kupim drugi na Bazarze.
— Zabiérajcie, zabiérajcie! — z gniewem powtórzy Sędzia, — a nie zatrzymujcie Atamanów; bo oni nie to jedno mają do robienia. — Nakoniec, wziąwszy Kozacy kołacze swoje, przychodzą z Atamanami do Koszowego, do Kurzenia, wszyscy czteréj razem, i kłaniają mu się:
— Zdrów bądź Panie wielmożny — powiedzą.
A Koszowy im odpowie:
— Zdrowi, zdrowi, panowie Atamani, proszę siadać.
Natenczas Kozacy stojąc we drzwiach u progu, znów się niziuchno Koszowemu pokłonią i kładną kołacze na stół.
— Kłaniamy się Wielmożny Panie, chlebem i solą.
— Dziękuję motojcy za chleb i za sol, — odpowie Koszowy, potém spyta Atamanów:
— Co to za Kozacy wasi, panowie Atamani?
Atamani naówczas poczną rozpowiadać Koszowemu całą sprawę i wypadek ich z porządku, jak było aż do końca; a Kozacy stoją u progu. Koszowy wysłuchawszy sprawy obróci się do obwinionego i powie mu:
— No, jakżeż ty bratku, myślisz zrobić z tym Kozakiem — ukazując na ukrzywdzonego. — Was sądziła Pałanka, sądzili Atamani i Sędzia wojskowy, aż sprawa doszła do mnie, ja o niéj rozsłuchawszy się przyznaję, że Pałanka was sprawiedliwie sądziła, sąd jéj potwierdzam, a ciebie widzę we wszystkiém winnym. Terazże ty mi powiedz, czy myślisz ukrzywdzonemu nagrodzić?
— Nie, Wielmożny Panie, chce za wiele, a ja się na to zgodzić nie mogę.
Nakoniec powtórnie powié mu głośno Koszowy, srogo i gniewnie:
— To jeszcze nie zgoda u ciebie?
— Tak, Wielmożny Panie, nie zgoda, wola wasza. — I pokłoni się nizko.
— Nu, dobrze, kiedyż nie zgoda.
Atamani wstają z miejsc swoich, widząc Koszowego w gniewie, kłaniają mu się razem wszyscy czteréj z Kozakami i żegnając się z Koszowym wedle zwyczaju, wychodzą z Kurzenia, a Kozacy także prawujący się odezwą:
— Bywajcie zdrowi Wielmożny Panic.
— Bywajcie zdrowi panowie mołojcy, a o nas nie zapominajcie — powié nakoniec Koszowy i wychodzi w ślad za nimi z Kurzenia. A gdy wyjdą wszyscy na dwór, Koszowy krzyknie na stróże.
— Warta! kijów.
Stróże biegną i niosą kije oberemkami.
— A! Wielmożny Panie, — zawoła obwiniony.
— Nu kładnij się bratku, my ciebie nauczym jak prawdy strzedz i panów szanować.
— Zlituj się Wielmożny Panie, — zakrzyczy naówczas winny, głosem pod niebiosa.
— Nie, bratku, nie ma zlitowania już, kiedyś taki uparty — Kozacy! na rękach i nogach siadajcie, a kaftan mu na plecy zarzućcie. Stróże, bić go, psiego syna; bić go dobrze kijmi, żeby znał po czomu kiwsz licha. —
A gdy kije gadać z sobą poczną, z jednéj i drugiéj strony, to obwiniony Kozak, milczy już i słucha co mu każą.
— Gdy go dobrze utraktuja, to jest pięćdziesiąt do stu kijów dadzą, naówczas koszowy znowu krzyknie.
— Dosyć!
I stróże, podniosłszy kije na plecy stoją jak żołniérze z bronią na warcie, a Kozacy jeszcze trzymają winnego, siedząc na rękach i nogach, czekając ostatniego sądu. Koszowy pocznie mówić do winnego.
— Posłuchaj bracie, jak ciebie Pałanka osądziła i wiele ukrzywdzony chciał, zapłać mu bez zwłoki, ale tu zaraz w moich oczach.
A ohwiniony zawoła leżąc:
— Słyszę, Wielmożny Panie, słyszę, gotów jestem, spełnię co każecie.
— A co cię nabito, to cierp zdrów, abyś nie bardzo mędrował i nie był uparty, — mówi daléj Koszowy. — Może ci jeszcze dodać kijów.
Naówczas winny ze łzami i łkaniem zakrzyczy:
— O! zlituj się, zlituj się, Wielmożny Panie? będzie i tego ze mnie do śmierci. Nie będę uparty i szanować będę starszyznę.
Nareszcie, gdy się Koszowy uhamuje i przestanie gniewać, każe Kozakom i stróżom swoim co dopełniali rozkazu:
— Nu, dosyć, wstawajcie i Kozaka puszczajcie, a kije na potém schowajcie.
I na tém koniec sądowi i karze na winnego, bez wszelkiego na piśmie śladu, a jeśli winny ma przy sobie pieniądze natychmiast płaci ukrzywdzonemu ile należy. Jeśli nié ma, Koszowy woła Atamana z Kurzenia obwinionego stojącego przy spełnianiu wyroku. — Nu panie Atamanie, przynoś zaraz pieniądze ze swego Kurzenia, zapłać ukrzywdzonemu, a z nim sobie potém porachuj się jak chcesz — masz prawo wyzyskać swoje.
— Ot jakie u nas (dodaje Korż) były sądy i prawa, wedle zaporożskiego zwyczaju i chocby o tysiące, o dziesiątki tysiąców, summy największe chodziło, w tydzień wszystko było skończone, i daléj po sądach już się nie włóczono. Tymże sposobem odsądzano ważne przestępstwa, jako: złodziejstwo, grabież, zabójstwa i inne bezprawia, karę śmierci za sobą wiodące.“
A taka była kara śmierci na występnych, wedle podania Korża:
„Wszyscy Kozacy zaporożcy zwykle należeli do siczowych Kurzeni, w których bywało ich po tysiąc i więcéj, jak wyżéj powiedziano; od nazwiska Kurzenia, naprzykład kaniowski, albo płastunowski, nazywał się Kozak nie tylko ten, który w Kurzeniu na służbie ciągle przebywał, ale i wszelki siedzący na zimowisku, to jest w domu swoim, do tegoż Kurzenia należącym, a zowiącym się od imienia Kurzenia. Kozacy ci po większéj części byli bezżenni, zwali się wyłącznie siromami, a zajmowali się tylko w swobodny czas od służby rybołowstwem i myślistwem; niektórzy zaś byli i żonaci i zajmowali się w swoich zimowiskach rolnictwem, chowem bydła, pszczolnictwem i innemi gospodarskiemi przemysłami. Ci zaś co byli nie żonaci, a mieli swoją własność, także zajmowali się gospodarstwem, mieli zimowiska i czeladź, to jest służących.
Wszyscy zaś Kozacy, żyjący w zimowiskach, bez wyjątku, odbywali służbę do Kurzenia i Siczy należącą, jako: straże, kordony a w czasie wojny szli do bitwy z innymi. Z tych żonatych i mieszkających po zimowiskach, mało było przestępnych, nie żonaci siromy częściéj występki popełniali; to co rybołowstwem albo myśliwstwem zahorują (zapracują) to wszystko pijąc prędko przehulają, a widząc już potém, że nié ma za co pić, a nié ma się zkąd pożywić, zarobek uciekł, grosz przepity, wówczas niechybnie puszczali się na dalszą rozpustę odważnie. Swawola zaś i odwaga, wedle przysłowia: „albo miód popija, albo kajdanami brząka. Gdy siroma dochodził do tego położenia, puszczał się wielkiemi szajkami na zdobycz, zaczynał także rozbijać, grabić. — Oni to rozbijali Czumaków po drogach, grabili kupców na wielkim gościńcu, darli Lachów i Żydów w Polsce, tak, że Lachy porzucali ze strachu domy i osady swoje, a uciekali w lasy do Polski, za Warszawę. Żydzi bez wieści uchodzili, tak się bali tchu zaporożskiego. W tych zaporożskich szajkach, bywał jeden (w każdéj) Watażka, czyli Ataman — Watażków zwali oni jeszcze w swoim języku — „Charakternikami“ to jest: czarownikami, że ich żadna ognista broń, ani kula, ani działo, zabić nie mogło; a gdy bywało drą Lachów na wielkich i bogatych drogach, choć oni na ten przypadek przez ostrożność miewali bardzo wielką liczbę wartowników i zbrojnych straży; — to Watażka, tak oczaruje wszystkich na miejscu, że nikt z nich nie usłyszy, nie zobaczy i jednego Kozaka z jego szajki. A wtedy oni biorą co chcą i powracają do Siczy; a potém dzielą się zdobyczą i część Kozakom, część Watażce, a część na Kureń. Z tego to powodu jak widać niektórzy Atamani kurenni pobłażali im; bo nie każdy Watażka, zebrawszy szajkę, chodził tajemnie za zdobyczą — po większéj części szli za wiedzą Kurenia i gdy bywało wybiera się Watażka za zdobyczą, to prosi u Atamana o Kozaków, a Ataman kurenny przykazuje Watażce:
— Nu bracie, patrzajże, abyś mi Kozaka nie sracił którego, bo uchowaj Boże tego, to i do Kurenia nie powracaj. To jest: kradnij a końce schowaj.
Naówczas Watażka ufny w swoje czary odpowiadał Atamanowi.
— Nie ojcze, będą wszyscy cali.
A tak siromy, do takiego stopnia swawoli ze swego „charakterstwa,“ dochodzili, że po rozbojach, grabieżach i zabójstwach, popełniali także jeszcze straszne, nieludzkie okrucieństwa, że niepięknie o nich i mówić, a což dopiéro pisać. Dochodziły skargi i zażalenia na to do Siczy i do stolicy dla czego potém i Sicz atakowana i zniszczona została, a na przestępnych wówczas, jeśli pojmani będą na kradzieży, grabieży, zabójstwie, sąd krótki. Nie wożą się z nimi po Sądach, zaraz wyrok ogłaszają i karzą w Siczy, albo po Pałankach, w miarę przestępstwa. Jednych wieszają na szubienicy, drugich biją kijmi do śmierci, innych sadzają na pal, innych odsyłają na Sybir. Kradzież i grabież, jeśli się po zaskarżeniu odkryją, a winny pojmany, zwrócić musi Kureń, do którego liczy się winny; a jeśli sam majętności nié ma, a od kary nie uwalnia się wedle umowy, ile wart, tyle ukrzywdzonemu opłacają. Zabójstwo karzą śmiercią zbójcy, jakową karę także wyznacza starszyzna. Piérwsza kara szubienica (w nocie dodaje Korż, że jeśli kobiéta wybrała skazanego na męża, mógł być wolnym od kary) — Szubienice stawiane były w różnych miejscach nad wielkiemi drogani, prawie w każdéj Pałance; a winowajcę wierzchem na szkapie podwiózłszy pod szubienicę, na głowę mu zarzuciwszy stryczek, konia uderzą nahajen, koń się wyrwie, a winny zawiśnie. Innych czasem wieszali do góry nogami, innych za żebro żelaznym krukiem, wisi dopóki kości się nie rozsypią, na przykład i postrach drugim — Zdjąć go niewolno nikomu, pod karę śmierci.
Druga kara, ostry pal, czyli słup drewniany, wysokości na sześć łokci i więcéj, a u góry wetknięty żelazny pręt ostry, na dwa łokcie wysoki, na ten pręt nasadzano przestępcow, żeby wyszedł górą aż pół łokcia z tyłu nad głową, a siedzi na palu póty winowajca, aż wyschnie i uwędzi się, a gdy wiatr powionie, to się kręci w kółko gdyby wiatrak, a kości mu chrzęszczą, póki się rozsypią na ziemię.
Trzecia kara kije zaporożskie. Nie wielkie i nie grube bywały, podobne do cepów, któremi zboże młócą; dębowe albo z innego drzewa twardego wyrąbane. Przestępcę wiążą lub przykuwają do słupa w Siczy lub Pałance na rynku, albo na placu, potém postawią koło niego wszelki napój w stągwiach; jako: gorzałkę, miód, piwo, brahę, nakładną kołaczy, a nakoniec przyniosą kilka oberemek kijów i położą je przy słupie, u nóg winowajcy, przymuszają go jeść, pić, wiele wlezie; a gdy się naje i napije, Kozacy poczynają go bić kijmi, tak, że każdy Kozak co mimo przechodzi, wypije gorzałki albo piwa i powinien go uderzyć kijem raz, a uderzywszy (jak komu trafi się, po głowie, po żebrach) tak mu przypowiada: ot tobie suczy synu, żebyś nie kradł i nie rozbijał, myśmy za ciebie z całego Kurenia płacili. A póty siedzi albo leży winowajca przy słupie, aż go na śmierć zabiją. Czwarta kara, zesłanie. A przez te kary i strach jaki wzbudzały, już za Koszowego Kałnysza zupełnie rozboje ustały, swawola się skończyła, co ja, dodaje Korż, doskonale pamiętam. Ale Sicz przez to nie ocalała. A teraz powiémy jeszcze cokolwiek o zaporożskich obyczajach i obrzędach.
„Obyczaje Zaporoża dziwne, postępki mądre a mowy i koncepta dowcipne, po większéj części na szyderstwo kroją.
1. Zaporożcy wszyscy w ogólności głowy golili zostawując tylko samą czuprynę (to jest pęczek nie wielki włosów, zwany chochoł, zkąd i Małorosjanów zwali pospolicie Chochłami) na wierzchu głowy, która gdy odrośnie długo, że na oczy aż spada, zakręcają za ucho. Czasem ją także zwano osełedcem. Brody także wszyscy w ogólności golili, a wąsy zapuszczali, nie podstrzygając ich nigdy, smarowali i podkręcali do góry ku oczom. Gdy zaś któremu długie i wielkie wyrosły, zakręcali je za uszy, co u nich uważało się za wielką wytworność i stanowiło osobliwą kozacką ozdobę i cechę właściwą.
2. Odzież mieli jednakową wszyscy, wedle porządku, to jest jednobarwną, a mianowicie: kaftan, czerkieskę z wylotami, szarawary sajetowe, bóty safjanowe, pas szalowy i kabardynkę krągłą dokoła i w krzyż obłożoną galonem. W pochodach od złéj pory, mieli włosiane, kosmate burki. Wychodząc lub wyjeżdżając na musztrę, na wielkie cerkiewne święta, albo w gościnę, ubiérali się jak kto mógł, niekiedy bardzo bogato, drogo i różnobarwnie, jak kto sobie chciał; co się zwało po zaporożsku — w żupany. Lubili wszyscy stroić się i czwanić. Co znaczą wyloty, sajeta, safjaniki, szalowy pas i kabardynka, o tém objaśnię następnie. Wyloty — nazywały się rozerznięte w dół rękawy, od pachwiny w czerkiesce. Czerkieska była wierzchna suknia uszyta czerkieskim krojem, zamiast płaszcza służąca, z rękawami, krótsza daleko od kaftana, tak, że go zawsze widać było z pod niéj. Rozpory u rękawów były długie więcéj pół łokcia lub nieco mniéj, i jak te rozpory, rękawy po końcach, tak i cała czerkieska z dołu dokoła była obłożona złotym galonem; wyloty potém zarzucały się w tył na grzbiet, a tam spinały się na maleńkie haftki. Sajetą zwało się sukno najcieńsze i najlepsze angielskie. Safjaniki, bóty od wyrazu safjan, po prostu bóty safjanowe, uszyte z najpiękniejszego czerwonego safjanu. Szalowy pas znaczył jedwabny, od słowa szal, co go tylko pany znają. Zaporożska kabardynka znaczyła czapkę: od nogajskiego Kabarka, dziki zwierz, który żyje nad rzekami w wielkich lasach, może żyć zarówno w wodzie i na ziemi, karmi się rakami, płodzi się i ściele gniazda na lądzie pod krzakami lesnych zarośli. Tego zwierza mnóstwo było w wielkim Ługu, za zaporożskich czasów. Teraz go jest trochę, w dole po nad Dnieprem. Kabarka zupełnie podobna na oko do kota, ale daleko większa, dłuższa a nożki jéj krótsze, na końcu płaskowate i połączone pletwami, jak u kaczki, a ogon bardzo długi i puszysty, jak i skóra cała. Barwę mają stare ciemną, podobną do kuny, młode szarą. To zwierzątko zwało się u Zaporożców — Widricha albo Wydra, a skóra jego była w wielkiej cenie, osobliwie na czapki, płacono ją drogo nie tylko w Zaporożu, ale u Lachow i Żydow. Ztąd wprowadzili we zwyczaj Zaporożcy wszelką czapkę choćby ze skóry jakiéjkolwiek, lub prostego sukna była uszyta, nazywać Kabardynką.
3. Zaporożcy Kozacy do drogi, osobliwie w czasie wojny, w podróżach i wycieczkach, rzadko miewali inny przybór, nad konia, na którym siodło drogie z wyszywanemi czaprakami, z całém kozackiém uzbrojeniem. Z przodu przyszyte były dwa kubury, to jest olstry, czyli futerały skórzane na pistolety, a z tyłu w trokach, przywiązana burka i wszelki inny najpotrzebniejszy przyrząd. Zapasy wojenne i oręż wozili na koniach, jako to: ratiszcze (kopją) szablę i cztéry pistolety, dwa w olstrach, a dwa za pasem. Na piersiach zamiast ładunków do koła się obwijał Kozak szerokim patrontaszem, pełnym we dwa lub trzy rzędy zapaśnemi nabojami, z prochem i kulami. Broni palnéj i dział w bitwie, jazda kozacka nie używała, tylko wówczas, gdy płynęli czajkami lub czynili pod nieprzyjacielskie miasta wycieczki; naówczas i konnica łączyła się z żołnierstwem pieszem i majtkami, używając artylerji i rusznic, wszelkiemi sposoby.
4. Spotkawszy się witając jeden drugiego szczególny mieli zwyczaj Zaporożcy, osobliwie w Siczy i na Zimowiskach. Naprzykład, gdy przyjdzie jednemu do głowy, albo się kilku Kozaków zmówi, pojechać do drugiego w gościnę, na Kureń, albo do Zimowiska, albo za jaką pilną potrzebą jadą, albo gdy po drodze wstępują na nocleg, to się witają i pozdrawiają, naprzykład tak: wjechawszy na dwór gospodarski, siedząc jeszcze na koniach, jeden z nich krzyknie głośno:
— Puhu, puhu! puhu! (to jest zdróweś) Trzy razy, ale wciąż nie przerywając; a gospodarz Kurenia albo Zimowiska odzywa się do niego z okna także.
— Puhu, puhu! ale tylko dwa razy. I przybyły gość odpowiada mu.
— Kozak z Łuhu.
Nakoniec gospodarz w oknie krzyknie — wiążcie tam, gdzie i nasze, to jest: postawcie konie u żłobów, a prosim do chaty... Naówczas gospodarska czeladź natychmiast wybiega z Zimowiska albo Kurenia, przyjmuje od gości konie na swoje ręce, prowadzą do stajni, do żłobu i doglądają ich dopóty, póki przybyli Kozacy u gospodarza goszczą. A gdy potém gość lub goście, wejdą do chaty, przeżegnają się przed obrazami, mówią do gospodarza.
— Ataman, towarzystwo, głową wam. I kłaniają się. Naówczas nawzajem gospodarz się pokłoni i odpowié.
— Głową wam, głową wam. Proszę siadajcie Panowie mołojcy.
Potém poczną zapijać miód, wino, gorzałkę i co jest, a herbaty i kawy i pończu u Zaporożców nie bywało, chyba warenucha, a i to u bogatych, zamożnéj starszyzny kozaczéj. Warenuchę gotowali po połowie wódkę z miodem, dodając pieprzu i suszeniny, to jest, różnych owoców; napój ten u Zaporożców był w wielkiém użyciu i smaku, uważano za najlepsze przyjęcie, jeśli w czyim domu, warenuchą częstowano.
Nakoniec pohulawszy, gospodarz z gośćmi, nagadawszy się, jak potrzeba, pięknie, wołał kucharza i przykazywał mu gotować obiad albo wieczerzę dla gości. Kucharz zaś pytał gospodarza.
— Co każecie gotować?
— Gotuj bracie zaciérkę z wodą, naprędce albo z miodową podléwą, bo to postny dzień; gdy się trafią goście we Środę albo w Piątek, albo w post; a w inne dni, mówi:
— Gotuj zaciérkę z mlékiem, albo z masłem. A gdy goście pohulali dzień, lub dni kilka, myslą wracać do domu, dziękują gospodarzowi tak:
— Bóg zapłać ojcze za chléb, za sól, pora nam rozjechać się po Kureniach do domów, prosimy ojcze do nas, kiedy łaska, a bywajcie zdrowi.
A gospodarz im odpowié:
— Bywajcie zdrowi i wybaczcie panowie mołojcy, czém bogaty, tém rady, proszę się nie gniewać. Poczém goście odchodzą z Kurenia, a czeladź gospodarska podaje im konie nakarmione, napojone i osiodłane. A to był zwyczaj u Zaporożców nie tylko względem przyjaciół i znajomych, ale dla wszystkich obcych ludzi, a gościnność wielce szanowali, surowo jéj spełnienia, wedle starych zwyczajów pilnując. Oprócz tego było u nich też we zwyczaju, że każdy Kozak osobliwie z prostych, to jest: tabunszczyk, pastuch i czaban, opasywał się rzemiennym (skórzanym) pasem, a przez plecy zwieszał haman skórzany, ozdobiony różnemi mosiężnemi, srebrnémi i złocistémi błyskotkami, guzami. W tym hamanie było krzesiwo, krzemień i hubka, na zapas od przypadku, około zaś pasa przywiązany był noż i sztuciec nieodmiennie. Nóż do naprawy i utrzymania łyżki, która się uważała za przybor konieczny; a nie Kozak to był, co się wedle tego nie przybrał, mieli go za nieporządnego i niechlujnego pastucha. Bo naprzykład, gdy pastuch albo czaban zechce pójść albo pojechać ze swego kosza do drugiego sąsiednego Kosza, za potrzebą jaką, a przybywszy tam, zastanie pastuchow nad obiadem lub wieczerzą, mówi im:
— Chléb i sól panowie mołojcy. A oni odpowiadają mu:
— Jemy, ale swój, a ty u proga stój.
— Nie, bracia, dawajcie i mnie miejsce, — odpowiada gość, — Wyjmuje zaraz swoją łyżkę z łyżennika i siada z nimi razem; a naówczas miejscowi czabani chwalą przybyłego gościa i mówią:
— Ot Kozak domyślny i sprawny, wieczerzaj bracie, wieczerzaj. I dają mu miejsce i przyjmują po przyjacielsku. A gdy kto tego zwyczaju nie wie, śmieją się z niego i zowią głupcem. Jeśli zaś przybyły pastuch, albo inny jaki gość, nie zastanie obiadu, ani wieczerzy w jakąkolwiek dnia godzinę, natychmiast Ataman Kosza, pozdrowiwszy się z gościem wedle zwyczaju, przykazuje kucharzowi swemu warzyć zacierkę (tetera) mamałygę albo miłaj i nakarmiwszy gościa pyta:
— Za czém przyszedłeś?
A co znaczy Kosz — tetera i miłaj zaraz wam objaśnię.
W czasy zaporożskie, do attakowania Siczy, nie było nigdy zimy wielkiéj i srogiéj, bydło na stepach latem i zimą koczowało, a od trafiających się chłodnych wiatrów i słoty pastusi mieli kosze i kotarhy. Kosz był podobny do szałasu, oszyty do koła pilścią i postawiony na dwóch kołach, aby się z miejsca na miejsce mógł wygodniéj przenosić, gdzie była potrzeba. W nim była kabica do rozpalenia ognia i pastusi w chłodny czas grzeli się i suszyli, gotowali jadło sobie i swoim psom. Teterę (zaciérkę) gotowali oni z żytnéj mąki lub pszennéj, ale wprzód ją rozczyniali, jak ciasto na chléb. Miłaj a mamałyga wszystko jedno, gotowano go z jaglanéj mąki z wodą, był on bez soli, bo go jedli ze słonym sérem, albo bryndzą, gdy nie było postu, czasem piérwszy gotowali z baraniną. Pieką czasem i placki (Korże) z mąki pszennéj, zowiąc je zahrebamy, dla tego, że je w popiele zagrzebywano, póki się upiekły — Kotyha zwał się u nich wielki wóz (arba) wołowy na cztérech kołach, w którym wozili za sobą wszelkie zapasy pastusze, wodę, żywność, drwa, a gdy na jednym tyrle paszą bydło lub owce zjedzą, szukają lepszéj paszy daléj i tak koczują w stepach latem i zimą, jak dzikie Nogajcy lub Kałmuki.
5. Kozacy zaporożcy, a osobliwie z Siczy, dla swobodnego swego zaporożskiego ducha i wesołego humoru, mieli we zwyczaju i skłonni byli do żartu i szyderstwa, tak, że z najmniejszego zdarzenia, postępku, ruchu Kozaka, zaraz wywiodą coś niezdarnego i dają jeden drugiemu przezwiska, to jest dziwne i śmieszne nazwania, imiona, stosownie do wypadku lub postępku. Tak naprzykład, jeśli jaki Kozak przez nieostrożność spalił Kureń albo Zimownik, nazwali go Palejem, jeśli kto gotując jadło, rozkładał ogień nad wodą, zowią go Paliwodą, gdy który chodzi zgarbiwszy się z choroby lub zwyczaju, zowią Garbaczem, gdy który przeciw zwyczaju, nie zaciérkę warzy sobie na pokarm, ale kaszę, zwą go zaraz Kaszką, albo Kaszowarem. A gdy który bardzo małego wzrostu, zowią go Machiną, ogromnego zaś Malutą, skorego i szybko chodzącego, gdy mu się trafi pośliznąć i upaść, przezwą Slizgaczem, powolnego zaś i opieszale chodzącego Czerepachą, chudego z twarzy i nie mocnego — Gnidą, i tym podobnie, z takiego to powodu i mój ojciec, który od dziadów zwał się Żadan, w Siczy przezwany został Taran, od tarana którym olej wybijaja, a chrzestny mój ojciec Kaczałów, od Kaczałki, którą suknie kaczają, wszystko od trafu. Równie też ja Korż, dostałem nazwanie od Korża (placka) takim sposobem, ja z młodych moich lat byłem bardzo rzeźwy i zwinny; raz jadąc z nowych Kodak do Siczy, w towarzystwie mołojców, mimo wielkiéj mogiły zwanéj Czortomelik, nie daleko Siczy, gdzie teraz Pokrowskie, zachciało się nam pociekawić i wleść na mogiłę, na którą wiodła wązka udeptana ścieżka; a gdysmy weszli na nią i popatrzali z niéj tam i sam, zaczęliśmy na dół się znowu spuszczać. Towarzysze moi poszli ścieżką, ja zaś rzuciłem się wprost, a że mogiła była stroma, a na niéj sucha ślizka trawa, ja zaś obuty byłem w ślizkie także postoły, ośliznąwszy się upadłem z samego wierzchu, bokiem, przewracając się aż do dołu, jak Korż, od tego wypadku, towarzysze rozśmiawszy się, nazwali mnie Korżem i przybywszy do Siczy, objaśnili zaraz wszystkim w Kureniu, moje nazwisko — i chrzestnemu memu Kaczałowi, który rzekł:
— To niechże będzie Korz, bo i mnie Kaczałem za Kaczałkę jedną nazwali, a co na to począć, kiedy tu taki już zwyczaj — Cierp chłopcze, będziesz Kozakiem, a z Kozaka Atamanem. Czasem i z żartu człowiek być może.
6. Teraz powiemy nieco, o porządkach i zwyczajach, które panowały w Siczy i po Kurenjach.
Ile było na liczbę Kureni, tom wyżéj powiedział, było ich więcéj czterdziestu, wszystkie pobudowane w Siczy, i to razem, nie tak jak pospolity Kureń czyli szałas pastuszy buduje się po prostu, ale od siekiery, lub z tartego drzewa. Bo w Wielkim Ługu, lasu było dosyć, a nasze izby były tak obszérne, że po sześćset Kozaków i więcéj, mogło się w jeden Kureń zmieścić w czasie obiadu. Kureń budował się jak jadalna, bez przegródek żadnych i ścianek, tak, że wewnątrz jego, w okrag pod ścianami do samych drzwi, stały stoły, a za stołami także do koła ławy, na których siadali Kozacy do obiadu, a piérwsze miejsce atamańskie, było pod obrazami. Ikony (obrazy) bogate były i ozdobne, okna wielkie i czyste, dokoła w każdym kureniu, wisiały środkiem świeczniki piękne (panikadiła? —) pod obrazami lampy, które na wielkie święta zapalano. Piece wielkie, do pieczenia chleba, stały osobno, nie w Kureniu, ale w osobnym budynku. W Kureniu były tylko hruby, to jest piecyki nie wielkie. Kucharze byli także w osobnym oddziale i gotowali różną strawę; ale piérwsze były — zaciérka, (teterja) Kluski (rubcy), gałuszki i ryba (na stiabło?) swinia głowa do chrzanu, niekiedy i łokszyn na odmianę i t. d. czego używano najpospoliciéj, wedle starego zwyczaju w Zaporożu. Potém, gdy jadło się zgotowało i czas było obiadować, wysypują lub wylewają kucharze w drewniane misy i stawią na stół wszędzie, a za stoły rzędem około mis, przydają różne napoje, gorzałkę, miód, piwo, breczkę w wielkich konwiach, także drewnianych, na nich wieszają czerpaki takież (drewniane), które się po kozacku zwały Michajliki, bo w Siczy kieliszkow i szklanek nie używano. A gdy Kozacy nadejdą z Atamanem do stołu, pomodliwszy się, siada Ataman na piérwszém miejscu w końcu stołu, pod obrazami, potém Kozacy także rzędem dokoła stołów, poczynają jeść; a gdy kucharze podają rybę, to zawsze wedle zwyczaju kładną głowy rybie przed Atamanem. Był to zwyczaj jednaki we wszystkich Kureniach — Po obiedzie modlą się znowu, kłaniają Atamanowi i jeden drugiemu, dziękują kucharzowi — Bóg zapłać bracie, żeś Kozaków nakarmił. Nakoniec Alaman wychodząc z za stołu, kładnie grosz na stół, równie i inni po groszu lub więcéj rzucają i rozchodzą się gdzie któremu trzeba — Pieniądze te zabiera kucharz i kupuje za nie na rynku co potrzeba do kuchni. Jeść gotowali w Siczy, po Kureniach, codzień razy trzy, nie w garnkach, ale w kotłach wielkich miedzianyh lub żelaznych, na kabicy (to jest ognisku) nie w piecu.
7. Siczowi Kozacy zajmowali się wedle zwyczaju i myslistwem i rybołowstwem bo w Wielkim Ługu, w gęstych lasach i nieprzybytych trzcinach około jeziora i limanów, było wielkie mnóstwo dzikiego zwierza, jako to — Jeleni, koz, swiń i lisów, a w stepach także mnóstwo wilków, zajęcy i bobaków; a za kupnem tych skór, przyjeżdzali bywało do Siczy, różni kupcy z Małorossji, z Polski, na jarmarki — Takže i rybołowstwo było u nich wielkie na Dnieprze, na jeziorach i limanach, osobliwie na Teligule, na kimburskiéj kosie, koło Limanu i na Tendrze, takie mnóstwo, że nie tylko Ukraina zaporożska tém się bogaciła, ale i Polska cała i Hetmańszczyzna i inni okoliczni mieszkańcy mieli rybę z zaporożskiego rybołowstwa.
8. Nakoniec, trzeba jeszcze objaśnić i o tém, że Zaporożcy mieli i piękne zwyczaje nabożne, tyczące się Chrześcijańskiego obrządku i poczciwości, między Kozactwem było wielu nabożnych, lubiących przystojność i bogactwo w Cerkwi; osobliwie starzy, co dzień w dzień uczęszczali na wszelkie Nabożeństwo, ozdabiali cerkiewne Ikony, sprawiali bogate chorągwie i krzyże, bogacili skarbce drogiemi kamieniami i wspaniałemi wyrobami, tak, że w całéj Rusi, ledwie gdzie był skarbiec bogatszy od zaporożskich i dostatek cerkiewny większy, a to z przyczyny, że w większej części Kozacy, byli ludzie bezżenni, a bogaci tysiącami, mający wielkie trzody w zimownikach, a po śmierci ich cała majętność, często przekazywana bywała na Cerkiew siczową i Monastér, który był także w Siczy nad samą rzeczką Podpolną. W tym Monastérze był zawsze jeden starszy i dwunastu Zakonników, w liczbie których znajdowali się Jeromonachy i Jerodyakonowie, wedle tamtejszego zwyczaju; a w Cerkwi tak siczowéj jak monasterskiéj, codziennie odprawiało się siedmiorakie nabożeństwo (сѣдмичное алуженіе) i ci Zakonnicy ze starszym, na przypadek smierci którego z nich, albo przemiany, poświęcani byli w kijowskiéj Ławrze. Rzadko jednak wysyłali się ztamtąd do Siczy, oprócz starszego, bo częściéj za dozwoleniem Koszowego albo starszyzny, sam Starszy (przełożony Monastéru) z zaporożskich Kozaków postrzygał na Mnichów. Także i swieccy xięża na Pałankach i innych miasteczkach, gdzie były Cerkwie, wyświęcali się z Zaporożców. Bo między nimi byli i pismienni i pięknego głosu, jak rzadko w Ławrach i po stolicach znaleść podobnych; z téj przyczyny, że w Siczy, było wszelkiej wszelakości dostatek.
Nie tylko z popowiczów, którzy uczyli się wszystkiego wedle porządku, ale i z pańskiego rodu wyuczone dzieci, dorosłszy, przypadkowie (osobliwie gdy się trafiłoco przekroczyć,) ze wstydu i strachu kary; uciekali do Siczy.
Teraz wrócim do Monastéru zaporożskiego. Zwał on się także Grodkiem albo Twierdzą, bo w nim było wiele budowli zaporożskich panów (gdzie Koszowy mieszkał) a na przypadek napadu nieprzyjacielskiego, wystawiony był jak forteczka i dokoła obwarowany działami, na wysokim wale ustawionemi; oprócz tego grodek ten otaczała prawie zewsząd rzeczka Podpolna, tak, że z jednéj tylko strony, suchą nogą był wjazd w ogromną basztę, w któréj ciagle Kozacy straż trzymali. Cerkiew monastérska i siczowa były drewniane i powierzchownie nie pokaźne. Obie nie ogrodzone i niczém nie opasane. Przy siczowéj Cerkwi, była wielka i wysoka dzwonnica, ale osobno i oddzielnie od Cerkwi, ze czterema wielkiemi oknami, w kilórych stały armaty, dla obrony od napaści, a równie i cerkiewnych obrzędów. Z tych dział w wielkie Święta jako Wielkanoc, na Trzy Króle (Bohojawlenie) i w Święta cerkiewne, strzelano. W te dni uroczystych Świąt osobliwszy był widok cerkiewnych obrzędów, a obyczajów i zwyczajów kozackich. Naprzykład powiem:
Na dzień Trzech Króli (Bohojawlenie) wszyscy Kozacy siczowi, ze wszystkich Kureni bez wyjątku, z zimowników i folwarków, gdzie który był, zbiérali się na musztrę i szli do Cerkwi ubrani, uzbrojeni zupełnie, z całą strzelbą wojenną na Jordan piechota i konnica każdego kurenia, coraz inne i ozdobne znamiona wiozą na pięknie i dziwnie strojnych koniach. Całe wojsko ubrane w najlepsze i najbogatsze suknie. A gdy się zjadą do Cerkwi, to taka ich mnogość, że zalegną nie tylko dokoła Cerkwi całą przestrzeń, ale i cały siczowy rynek bardzo obszerny. A całe wojsko stoi, konni i piechota rzędami, z gołą głową, aż się skończy Liturgja, po skończeniu jéj, wychodzi duchowieństwo z Cerkwi, przełożony naprzód z krzyżem, za nim Jeromonachy parami, niosą Ewangelje i Ikony, w błyszczących pięknych strojach, idą święcić wodę, za nimi zaporożskie wojsko z chorągwiami i działami, postępuje rzędem. Doszedłszy do rzeki stają porządnie jak piérwéj. Potém, gdy się skończy święcenie wody, a starszy pocznie wedle zwyczaju zanurzać Krzyż w wodę, z dział i małych rusznic palą Kozacy razem, tak silnie i głośno, że się ziemia trzęsie i pokrywają się wszyscy dymem jak mgłą, że jeden drugiego nie widzi. Ale po chwili rozejdzie się dym z wiatrem, a puszkarze czekają trzykrotnego zanurzenia Krzyża i po skończeniu obrzędu zaczynają palić co wlezie z dział; a potém tłum cały rozchodzi się, każdy do siebie i tak się wszystko kończy”. —
Nie możemy tu więcej robić z Korża wyjątków, ale to, cośmy wyżéj przywiedli, okaże łatwo, jaką przysługę uczynił przewielebny Arcy-Biskup Gabryel, wydaniem tak zajmujących pamiętników kozaczych, najlepiéj może, bo po prostu a żywo i dobitnie malujących Kozaczyznę. Jest to w Literaturze, podobno jedyny pomnik tego rodzaju, z całą prostotą i szczerotą, z całą, że tak powiem rubasznością kozaczą, malujący stare Zaporoże, owe dziwne zjawisko, którego początek nigdy dostatecznie wytłumaczony być nie może, i pomimo tysiąca przypuszczeń, pozostanie jedną z historycznych zagadek. To pewna że pierwsze zjawienie się Kozactwa w XVI wieku, już musiało być poprzedzone wypadkami, o których tylko z następstw hypotetycznie sądzie można.
Tegoż dnia udałem się dla obejrzenia pałacu Hrabiego Worońcowa, ale na nieszczęście, wśród bardzo miłego towarzystwa, jakie się na ten ogląd zebrało, trafiła nam się jedna pani, zbyt dla nas rozumna i zbyt wielka znawczyni wszystkiego. To, całą nam wyprawę popsuło. Była to jedna z tych postaci w naszym kraju bardzo pospolitych, które spotykamy wlokące za sobą nudy, wzgardliwie patrzące na wszystko i uśmiéchające się z litością na to: co u nas widzą. Kilka podróży za granicę, ubrało naszą panią w tę aureolę złocistą wyższości, którą nam biedakom, przyświécać chciała. Była w Londynie, była w Paryżu, siedziała długo w Wenecji i Florencji, i jakże podobna, aby potém znalazła u nas cokolwiek godnego siebie i zepsutego wytwornemi pokarmy, podniebienia? Mogłaż inaczéj wszystko, jak z pogardliwém wejrzeniem i usmiéchem znawcy przyjmować? Z minką pewną siebie, zarozumiałą i szyderską spoglądała do koła zimno, a chcąc się popisać sama i dać popisać równie nieznośnéj i równie uczonéj córeczce, wzięła na się od początku rolę szydzącego Cicerone.
Z wysokości owéj wzgardy, rzucała nam, tłumowi, drogie objaśnienia, bez których bylibyśmy się wybornie obeszli — darzyła nas swemi cielęcemi uwagami, przyprawnemi usmiéchem złośliwym, postrzeżeniami artystycznemi — niestety, — jakiemi! Zdało się jéj, że była obowiązana do artystycznych wiadomości i znawstwa, tak długi czas przebywszy we Florencji — i coż nam na mocy tego wygadywała! Niestety! musieliśmy z pokorą słuchać Damy, któréj się zdało, że dziwnéj mądrości, erudycji i wiadomości, dawała dowody. Boże broń wszystkich oglądających cokolwiek bądź, od towarzystwa Kobiét, co były we Florencji, Londynie i Paryżu i mają sobie za obowiązek znać się na wszystkim i bredzić o wszystkiém, co zobaczą.
Na dziedzińcu worońcowskiego pałacu, który stoi jedną stroną ku morzu obrócony, z widokiem na daleki Euxyn i oba porty; — są dwa małe działa ze zdobytych przez Hrabiego w Warnie, darowane mu, przez Najjaśniejszego Pana. Wchodzi się przez sień piękną, ale skromną, do billardowego naprzód (jeśli dobrze pamiętam) pokoju, ozdobionego obrazami. Tu nasza wielce uczona przewodniczka, poznała od razu, plac Ś. Marka w Wenecji i wraz z niemiłosiernie paplającą córką, poczęły nam biédnym palcami pokazywać jakiś dom, w którym mieszkały i sławne piombi. To rozumne tłumaczenie rzeczy, tłumaczenia nie potrzebujących; popsuło mi wszystko. Byłbym zapłacił gdyby się pozbyć można było naszéj mądréj turystki, trzy po trzy ze wzgardą plotącéj, cokolwiek wedle jéj przekonania, podnieść ją i wielkie o niéj wyobrażenie nam, tłumowi, dać miało.
Oprócz dwóch widoków Wenecji, które tłumacząc popsuła nam, a które są wcale ładne, jest w tym pokoju wielki portret en pied Króla szwedzkiego, darowany Hrabiemu Worońcowi przez niego samego na pamiątkę. Na drugiéj scianie nie wielki obrazek wyobrażający okręt z połamanemi maszty, wśród ciemnego nieba, przewrócony na boki, zalany falą spienioną, podpis pod nim przypomina, że na tym statku dnia czwartego Października 1828 r., Cesarz J. M. z Hrabią Worońcowem znajdował się w wielkiém niebezpieczeństwie. Okręt nazywał się Marja. Są tu i inne jeszcze obrazy, powiększéj części dość piękne — Portret Pitta. W następnym pokoju ozdobionym czterema portretami: Piotra W. Katarzyny II, Alexandra I. i Panującego nam Najjaśniejszego Pana; — na podstawie z czarnego marmuru z bronzami, stoi wybornéj roboty (przez Lebure) naczynie srébrne złociste (vermeill), kształtu starożytnéj wazy, ofiarowane na znak wdzięczności Hrabiemu Worońcowi przez wojsko, którém dowodził w czasie zajęcia Francji. W wielkim recepcjonalnym salonie, który przepyszne drzwi z taflami, naśladującemi lapis lazuli i bronzami, przeniesione tu z michajłowskiego Dworca — zdobią; znajduje się (jedna z najpiękniejszych ozdób) komin wielce szacowny z mozaiki en pierres fines; także z michajłowskiego. Dworca, którego cenę pokazujący pałac, posuwają niezmiernie wysoko. Na tle ciemném, wypukło wychodzą ptaki, kwiaty i owoce, pięknie bardzo i szczęśliwie wyrobione. Nasza uczona pani, która była w ojczyznie mozaiki, dowodziła z doskonałem lekceważeniem, że komin ten nie wart więcéj nad kilkadziesiąt dukatów — Smiech mnie porywał i złość razem. Po coż tu ona przyszła??
W Salonie tym są obrazy niektóre bardzo ładne. Nasza pani-cicerone, zwróciła uwagę ukochanéj córki na portret Rembrandta, (w istocie bardzo piękny) mnie zastanowiły maleńka Madonna ze spiącem dziecięciem Jezus, męczeństwo jakichś dwóch mnichów, dziwnego kolorytu i kilka innych.
Przechodziliśmy potém szereg zawsze smakownie i wytwornie przybranych salonów i bibliotekę, z któréj wyjście do gabinetu w oranżerji już znajdującego się.
Była to piérwsza biblioteka (a tu ich jesli się nie mylę, trzy naliczyłem podobno) bo przy każdym apartamencie oddzielnym jest inna, znać że dostojny właściciel lubi mieć xięgi pod ręką. W biblioteczce téj fortepjanik i piękne bardzo w pośrodku na podstawie wysokiej z bronzami, naczynie porfirowe, dar Króla JMci szwedzkiego, dla Hrabinéj. Oranżerja, otoczona dokoła, galerją bieżącą, w górze, na któréj w kilku miéjscach są altany do spoczynku i siedzenia różne; jest jednym z najpiękniejszych w pałacu lokalów. Na dół między drzewa wiodą wschody, a w górę po galerji przechadzając się, można się poić wonią kwiatów, patrzać na nie i razem na morze.
Jak tu musi być pięknie wieczorem, gdy galerja oświecona, a xiężyc nad morzem. Na jednym końcu galerji w murze są czarne kamienie z napisami złotemi, przywiezione ze zdobytéj Warny — i meble podobno z Hiszpanji — Różne marmurowe i kamienne ozdoby, wyrabiane w kopalnach krymskich Hrabiego, jeśli się nie mylę, w Symforopolu. — Galerja bieżąca po nad oranżerją, ozdobiona jest pnącemi się bluszczami i kwiatami.
We wspaniałym apartamencie Hrabinéj, wychodzącym także na oranżerją, mnóstwo naczyń chińskich i japońskich, stare przepyszne meble z medaljonami porcelanowemi i bronzami. Nasza przewodniczka zapewniała z usmiéchem, że to są imitacje tylko starych mebli! Dwa wielkie okna w części kolorowe, zawierają w sobie staroswieckie cztéry szyby, jedna z nich z dalą 1584 r. (nie pamiętam dokładnie) ma na sobie Zgorzelca brandeburskiego. I tu i w pokojach już przebieżonych przez nas, spotykaliśmy gęsto, kosztowne i piękne chińskie naczynia. Na dwóch wielkich wazach podobnych widziałem dorobione herby orleańskie, musiały być nabyte we Francji, z sukcessji po sławnych Egalité, wielkość ich zastanawiająca, chociaż w Odessie zacząwszy od Bursy w wielu miejscach znajdziesz te drogie osobliwości.
Apartament, w którym Hrabia pracuje, poprzedzony biblioteką, z gabinetem przytykającym do niego i zawierającym portrety różnych osob z familji, jest niezmiernie zastanawiający. Widok z tych pokojów na zawsze piękne morze. W gabinecie Hrabiego ogromny stół zajmuje środek dokoła różne pamiątki. Xiążki, biuściki; ale najpierwéj uderzają dwa czy trzy wizerunki Wellingtona, z których jeden bronz bardzo ładny: zdobi komin. Wzięła z niego assumpt młoda córka naszéj uczonéj pani, do wyrecytowania naiwnego jak lekcji, całéj anegdoty, o posągu Wellingtona w Londynie.
Czułem na widok tego pokoju, prawdziwe wzruszenie, które mi psuło, nieznośne szczebiotanie turystek, pokój ten człowieka tak znakomitego jak H. Worońcowa, tak powszechnie uwielbianego i ukochanego, przejmował mnie przywodząc na myśl, tyle dobrych, tyle szlachetnych uczynków przytomnego tu jeszcze duchem Hrabiego. Chciałem dójść z pozostałych tu sprzętów i odgadnąć tajemnicę téj tak pełnéj, pięknéj exystencji, którą otaczają błogosławieństwem całego miasta, całego kraju; która znaczy lata swoje dobrodziejstwy cichemi, użytecznemi przedsięwzięciami i pozyskaniem serc coraz większéj liczby; — serc wszystkich, co mają szczęście ku niéj się przybliżyć.
Jakżem żałował, że Hrabia był w podróży i żem go choć zdaleka zobaczyć nie mógł. Kilka razy spotkałem tu jego szlachetne rysy, w portrecie przez sławnego Lawrence malowanym i kopjach z niego, ale to co mogłoby wystarczyć prostéj ciekawości, nie wystarczało prawdziwéj czci i uwielbieniu. Tak znakomitego męża, o którym jeden jest tylko głos czci, uwielbień i pochwał nic dość było widzieć martwy tylko wizerunek.
Obok gabinetu pracy, jest, jakem powiedział z jednéj strony biblioteczka, z drugiéj pokoik pełen portretów ukochanych osob. W tym gabinecie ogromny teleskop do poglądania na morze. Uważałem tu między rysunkami, z których każdy musi być wspomnieniem, mały jeden portrecik z napisem.
Хочу жить
Чтобы басъ любить,
„Chcę żyć, aby was kochać“
Portrecik len wyobraża dziécię.
W pokoju pracy Hrabiego, stał jeszcze postument, na którym zwykle stoi w czasie bytności gospodarza portret ulubionego mu X. Wellingtona; świadek tylu pięknych czynności, tylu dobrych uczynków, tylu urządzeń rozumnych. Widok na z tych okien przecudny.
W apartamencie dzieci, na górze, bardzo skromnie urządzonym a miłym, jest portret Hrabiego gdy był młodym, w szafirowéj sukni z xiążką w ręku. Uderza on wyrazem łagodności i dobroci, któréj całe życie poźniejsze tyle dało dowodów. Tu w podłodze jest inkrustowany kompas, przypominający młodym, jak prędko czas leci. W pokoju sypialnym Hrabiostwa są biusty familijne. Środek jego przedziela firanka; w stronie Hrabinéj jest klęcznik i za zasłoną stary familijny bogaty Ikon na kilka kompartymentów podzielony, w złocistych ramach.
Tu (i na dole) jest kilka widoków, cudnéj piękności pałacu i ogrodu w Ałupce. Pałac to morskim smakiem przepyszny.
Widoki tej krymskiej rezydencji Hrabiego, w czarującem położeniu, sztuką ozdobionéj i z kosztem wielkim wzniesionéj, wydane są sztychowane za granicą i litografowane w Odessie przez P. Bassoli. Jakże mi żal było, żem nie mógł do Krymu dojechać.
Naczynia marmurowe których tu pełno, są po większéj części w Krymie także robione, fabryki symforopolskiej. W ogólności pałac Hrabiego Worońcowa łączy w sobie wielką wspaniałość i przepych dobrego tonu z wygodą, angielskim Comfortem i wdziękiem. Znać tu wielkiego pana i człowieka piérwszych towarzystw, co ma szlachetne upodobanie w Sztukach, Literaturze; co lubi wszędzie gdzie oko jego ma spocząć, trafić na coś pięknego lub wiążącego się ze wspomnieniem. Portrety familijne dowodzą uczucia przywiązania do rodziny — dzieła sztuki i biblioteka, świadczą o ludziach pojmujących życie ze strony, z jakiéj je widzi umysłowie wykształcony swiat. Ale jakże mam sądzić o pałacu, który widziałem pustym, smutnym; okrytym nadzianemi wszędzie zasłonami — i bez życia? Wcale on inny w czasie pobytu gospodarza, wydawać się musi — Człowiek, co taką miłością ku sobie i taką czcią potrafił natchnąć wszystkich co go otaczają, o którym jeden jest tylko głos uwielbienia u wyższych i najniższych, którego znają i kochają wszyscy w Odessie; — pojmujecie jak ożywiać musi swojém obliczem pogodném, łagodném, spokojném, usmiechającém się, to miejsce dziś podwójnie puste, gdy go tu nié ma.
Zeszliśmy przez oranżerją w ogródek, ale jak wszędzie prawie w Odessie, pył pojadł kwiatki, słońce je popaliło, nie były swiéże jak nasze, zielone jak nasze i drzewka co je ocieniały, miały tę fizjonomję miejskim drzewom właściwą, smutną, mizerną, i chorą. Żal mi zawsze drzew, którym rosnąć każą w mieście, patrząc na nie widzisz, jak im tu niewygodnie i ciężko żyć.
Nasza przenudna pani, ciągle jeszcze szczebiotała wzgardliwie aż do wyjścia, ona mi tak popsuła odwiedziny pałacu Worońcowa, że postanowiłem odwiedzić go raz drugi, aby swobodniéj i bez tego szatańskiego a głupiego negacyjnego uśmiéchu, przejrzeć na nowo wszystko, co tu jest godném widzenia.
Po co nasi panowie, nasze panie jeżdżą za granicę? żeby powrócić do kraju nie lepszemi i milszemi, ale wzgardliwemi, smiésznemi tylko. Jadą tam udawać Hrabiów i magnatów, powracają małpować rozumnych i uczonych dla tego, że widzieli Muzeum florentskie, i gawronili na arcydzieła, których nie starali się ani pojąć, ani potrafili uczuć. Ta pani, nigdy, jak słyszałem, nie chodzi na Operę w Odessie, dla tego, żeby się nie skompromitować i nie dać zapomnieć, że słyszała ją w Neapolu i Medjolanie, że słyszała w Paryżu — Tamburini, Rubini i Garcia. Biédna pani —! Całe życie pluje i nudzi się dla tego, że raz w życiu wyrwała się daléj od drugich i widziała więcéj, niż pojąć i ocenić mogła.
Mieliśmy i druga towarzyszkę, co także znała Włochy i arcydzieła i mieszkała długo za granicą — ta jednak szczérze wyznawała co jéj się podobało i nie szukała chluby z mniemanego znawstwa — Ta druga była prawdziwie dobrze wychowaną, gdy piérwsza — ale dajmy już jéj pokój. Mamy jéj bardzo dosyć.
W ogrodzie pałacowym nad morzem, wznosi się w półkrag kolumnada otwarta, do któréj wchodzi się po stopniach, nieco wzniesionych. Tu Cesarzowa Pani w czasie swego pobytu w Odessie, kilka razy przepędziła wieczór i piła herbatę. Widok ztąd piękny na oba porty, kwarantannę, Bursę i dalekie morze. Wyszedłszy z pałacu Worońcowa przechadzałem się po nad morzem na bulwarze. Wieczor był zachwycający. Całe niebo okryte dziwnie barwnemi obłoki — w oddaleniu siniawe chmury, bliżéj zachodu nad Peresypem złociste, jasne, zachodzące słońce, rzucało blaski jaskrawe na morze. Swieciły fale, złociły się maszty okrętów i jasno malowany na ciemném niebie — Bulwar, bursa, budowy wszystkie na tle granatowém chmur, oświecone silnie, pałały czarodziejsko. Nad portem i kwarantanną, nad morzem rozwita ogromna wstęga tęczowa po chmurnych niebiosach, odbijała cudownie. Widoku tego nigdy nie zapomnę — Odmalować go nie podobna, opowiedzieć, mniéj jeszcze, ale może z was komu trafiło się patrzeć oczyma uczucia, na obraz podobny, a zapamięta go na zawsze. Ile tu barw na ziemi i niebie, ile zmian w tych barwach, jak wspaniałe stało sobie łożysko zachodzące i żegnające nas słońce!
Wtém poczęły umiérać jasne, złociste swiatła gmachów i okrętowych masztów, wszystko ciemniało, promień się jeszcze ostatni przesuwał po morza powierzchni, złocąc fale nieco wzniesione. Na wschodo-południu ciemniało, na zachodzie czerwienić poczęło, i wystrzał armatny z brandwachty zamknął majestatycznie ten czarujący widok oznajmując, że słońce już się nie ukaże, że zaszło nie za chmurę, ale za widnokrąg naszéj, wiecznie kręcącéj się ziemi.
Zwyczaj ten strzelania z brandwachty o wschodzie, zachodzie i południu, będąc w czasie pięknych dni jakby powitaniem i pożegnaniem słońca; ma w sobie coś poetycznego. Ale nie mylmy się — cel tych wystrzałów, należy do najczystszéj prozaicznéj potrzeby porządku. One oznajmują otwarcie i zamknięcie portu, otwarcie i zamknienie do wyjazdu, rogatek tamożennych. Co się tyczy południa, wystrzał ten reguluje służbę na okrętach w porcie stojących, w których wedle zwyczaju, wszystko jest wyrachowane co do godziny i minuty.
Siódmą już kąpiel brałem w morzu, zawsze mi po nich dosyć słabo. Morze było czyste, spokojne, piękne, a zimne, jak prawie wszystko co jest bardzo a bardzo piękném, naprzykład — kobiéty. Na dnie morza, widać było piasek biały, zieleniejący nieco w oczach od koloru wody i całe smętarze połamanych drobnych różnofarbnych muszelek; tego biédnego ludu morza, który wody wyrzucają na ląd, na zabawę starym i dzieciom. W pośród nich, na dnie po białawym piasku, rozścielały się dziwnych kształtów — algi. Widziałem jedną u nóg moich, była to zupełnie rozczochrana rudawo-brunalna broda morskiego olbrzyma, leżąca na piasku, i lekko poruszana nicznaczném kołysaniem wody, pokręcone w długie rozwite nieporządnie warkocze. Wiatr napędzał od morza innych dni, te dziwne niemniéj polypy tak poetycznie zwane serca morskie, białe, przezroczyste jak galareta a jednak ruchami swémi, jakby konwulsyjnemi zdradzające iskrę organicznego życia. O! przyrodzenie, ogromna xięga tajemnic pełna! gdzież nié ma życia? Drga ono w akacji nad brzegiem morza rosnącéj, w polypie i morzu samém i we mnie, a ten polyp co się razem z morzem porusza na fali jego, co się z niém jednoczy, co część jego niejako składa; wybornie nazwany sercem morskiém — jaki stopień na wielkich wschodach i w stopniowaniu istot zajmuje? — Przedostatni? — Ostatni? W morzu samém ile to tajemnic, ile żyjątek? Cały świat, wszystkie królestwa, wszystkie klassy organizacji odrębnych stopniowanych, począwszy od wieloryba do muszelki, koralu, polypa i ostrygi.
Człowiek co czas jakiś przemieszkał nad morzem, co przywykł na nie patrzeć codzień, wieczorem z rana — i podziwiać się jego fizjonomji pełnéj charakteru, zawsze jednéj a codzień odmiennéj, może gdy go nie ujrzy zatęsknić za niém; może mu go zabraknąć, jak braknie nagle przyjaciela, któremu się codzień dłoń ściskało.
Postać ulic Odessy, odkrywa, że tak powiem (używając terminu dziś wielce używanego i stosownego wszędzie) fizyologię miasta. Wszystkich tu narodów próbki zobaczysz, począwszy od brudnego Turka, aż do Włocha z długim, czarnym włosem, do Greka w krymce ponsowéj, do Karaima w tatarskim swym stroju przechadzającego się po ulicy i do Europejczyka, któremu skroił sukienki wedle wzoru od Humana z Paryža. — P. Lenclé lub Tembuté, najmodniejsi krawcy w Odessie; na mocy mody, pozwalający sobie pół roku robić frak, który doszedłszy właściciela znajduje się ciasny i przestarzałym krojem.
Tam widzisz Rusina z długą brodą ciemną i w szarafanie przedpiotrowych czasów z przyciętémi włosami, daléj Greka Albańczyka w spodniczce białéj, granatowéj kurtce z wylotami, czarnych pończochach i trzewikach, pąsowéj czapeczce z ogromnym sinym na ramię spadającym kutasem jedwabnym; — to znów Turka oszarpanego w brudnym zawoju, gawroniącego na kobiéty po ulicach, to karaimki w tureckich szarawarach, spencerach, pasach, czapeczkach i dziewczęta z włosami posplatanémi w drobne koski wyglądające z pod czapeczki, (u zamężnych przykryte); — to znów Żydówki i Żydów w pół tylko przestrojonych po europejsku, w jarmułkach jednak i czółkach zmodyfikowanych tylko na jakiś stroik nie rażący excentrycznością — to Bulgarki w czarnych spodnicach, granatowych switach, — to Niemców w kurtkach, trzewikach i kapeluszach, z porcellanowémi fajkami.
Wszystko to kręci się, chodzi, mięsza, nic się sobie nie dziwując, nie śmiejąc z siebie i przyjmując się wzajemnie za konieczność. Jednakże tak jest śmieszna przewaga, tak zwanego europejskiego stroju, że codzień nikną przed nim, zawojowane, narodowe ubiory. Widziałem wielu Greków, którzy woleli z tandety wzięte surduty i fraki, niż swój malowniczy strój własny; których już tylko czerwona z kutasem czapka odznaczała; kobiéty, które Greczynkami tylko pozostały zawojem nieforemnie zlepionym z chustki muślinowéj, na głowie. Szkoda, prawdziwie szkoda, że nasz niepojęcie prozaiczny strój tak się wszystkim, niezmiernie pożądanym i naśladowania godnym zdaje. Za lat pięćdziesiąt, sto, znikną narodowe stroje; a mówcie co chcecie, z niémi wiele narodowości cech, niewidzialną nicią do nich przywiązanych. Szkoda narodowych ubiorów, bo ten co je zastępuje, tak sucho i pospolicie brzydki. — W Odessie jednak długo jeszcze zapewne, pozostanie ta rozmaitość ubiorów, co ją od innych miast naszych odróżniać będzie.
Ogniskiem ruchu w Odessie, jest mianowicie kilka ulic — Bulwar naprzód, plac około Bursy w pewne pory dnia i tygodnia, potém nadewszystko ulica Richelieu, włoska de Ribas — Bazary: grecki, stary i t. d. Między Teatrem a ulicą Richelieu począwszy; zjawia się największy ruch i życie przed magazynami najpiękniejszemi, wzdłuż ulicy Richelieu ciągnącémi się i wabiącémi tu przybyłych i miejscowych nieustannie. Tegoż rodzaju ruch panuje, w tak zwanym Palais-Royal. Jest to po za Teatrem zaraz zabudowany w czworogran pięknie, kwadrat sklepów rozmaitych, rodzaj wytwornego Bazaru, około którego przejście wyściełają asfaltowe chodniki, oświecają lampy, a środek zajmuje ogródek z kwiatów i młodych jeszcze drzewek. Gdzie się przecina ulica Richelieu i poczyna pod nawieszonémi namioty tak zwany grecki Bazar, panuje ruch inny, około straganow i sklepow korzennych, inny znowu, gdzie się kupują zapasy kuchenne, i t. p. Koło magazynów, Kawiarni, Casino, Hotelu, Autone’a Palais-Royal, Teatru, ruch ten na pozor najwytworniejszy. Tu kobiéty, tu młodzież, tu lepsze towarzystwo, biegnące zabawić się po dziecinnemu w magazynach, świecących szkłami, bronzami, porcellaną, cackami dla młodych, cackami dla starych. W tym rzędzie są i Automne (piérwszy Kucharz Odessy un Caréme au petit pied, ale niewyśmienitą wcale częstujący strawą) i Sauron Księgarnia, także dość mało zaopatrzona w nowości i Vede, Roubaud, Stieffel inni galanteryjnicy, składy sukien, materji i wszelkich wyrobów, i pani Guerin, zapowiadająca po drodze, daléj mieszkającą Pani Tomasini, wyrocznię mody tutejszą (Mlle Aubert) — która jako wyrocznia, dość jest droga, dość opieszale zaspokajająca swoich klientów i dość wzgardliwie ich traktująca, gdy tysiącami rubli nic sypią. Jest to wada wszystkich w Odessie krawców i modniarek, co wiele mając roboty, o nią bardzo dbają. Kawałek ten ulicy, przed Casino, przed kawiarnią Stefana, ciągle zajęty powozami, nieustannie huczy, grzmi, szumi i żyje, ale natomiast co daléj już, to ciszéj a ciszéj, aż do miejsc, gdzie zupełnie pusto i głucho, jak na wsi. Bo wszystkiego dostaniesz w Odessie, ruchu, wrzawy, ciszy i spokoju — co chcesz.
Jedną z właściwości Odessy (jeśli to właściwością nazwać można) są rozsypane po rogach ulic i dość gęsto także po ulicach samych, co kilka kroków szynczki, tutaj nazwane wedle jednostającego wyrażenia szyldów — Cantina con diversi vini (napisy najczęściéj tu włoskie, tak i po rogach ulic, znajdziesz Strada Richelieu, Via etc.) Szynczki te winne, na rozmaite są stopy i skale. Wchodzi się do nich w głąb po schodkach, mniéj więcéj czystych i stromych. Widok wnętrza sklepionego lochu, zachwyciłby Hoffmana, godnie mogąc służyć za tło do nie jednéj jego powieści, poczynajacéj się od wazy pończu lub butelki wina. Piwnice te nizko zaokrąglone, dokoła otaczają ogromne pipy, oxefly, beczki, beczułki z winem, romem, wódką, poustawiane pod ścianami.
Cava (czy Cantina) dzieli się na dwie lub trzy izby, wszędzie umeblowane jednostajnie beczkami, do których co chwilę przybiegają chłopcy ze szklankami na tacach, podstawują, i napełniają, odszrubowawszy kran.
W piérwszej izbie główna ściana za komtuarem otoczonym balaskami, osławiona przyjemnie flaszami wódki i jamajskiego romu. Tu siedzi jegomość, który dyryguje z wysokości, szczegółową przedażą. Sam gospodarz nieco daléj przy beczkach, czoło z potu pracowitego ociéra. A co za nieoszacowane grupy, oświécone kilką świéczkami z długiemi knoty, wśród cieniów tam i sam porozrzucane, w kapeluszach, w czapkach na bakier, popodpiérane nad stoliczkami, ukazują się w głębi mroku. Wszyscy palą fajki lub cygara, niektórzy grają, zapach wina, romu, wódki, przepełnia powietrze, rozmowy ożywione naturalnie trunkiem, w tylu i tak rozmaitych językach, postaci tak różne i często tak przy swéj trywjalności dobitne i malownicze. Ciekawy to doprawdy widok i ma coś w sobie tak hoffmanowskiego, że kto czytał powieści biédnego niemieckiego poety, przypomni sobie mimowolnie owe szynkownie niemieckie, będące często teatrem piérwszych ich scen. Pije tu pospólstwo, a niekiedy mieszczanie rzemieślnicy, średnia klassa miejskiéj populacji; w większéj jednak liczbie tych szynkowni, przedają tylko wina bessarabskie i krymskie, a te jako tanie, a nie wyśmienite, przeznaczone są wyłącznie dla ludu.
Przybył do portu próżny na balaście joński Bryg: Milcjades.
Rano poszedłem do Pana Alex. Skalkowskiego, z którym znowu przejrzawszy niektóre ciekawe dokumenta historyczne u niego znajdujące się; udałem się pod jego przewodnictwem dla widzenia sali Casino handlowego. Z powierzchowności domu w którym się ona znajduje, zaledwie się domyślić można tak wielkiego i pięknego lokalu wewnątrz. Napis tylko nade drzwiami świadczy, że tu jest Casino Commercial. Jestto piérwsza i najstarsza sala balowa w Odessie, bo w niéj jeszcze dla Xięcia Richelieu bale dawano. Wejście do Casino odznaczają dwa biédne lwy en stuc, przez ciemne sionki wchodzi się potém, do dość rozległéj, owalnéj sali, którą oświécają dwa rzędy okien, ze dwóch stron. Wsparta jest na wysokich kolumnach odsunionych od ścian, na których bieży dokoła galerja. W głębi był buffet; na podniesieniu odpowiadającém galerji w dole, stały między kolumnami a oknami stoliki i krzesła. Toż w pośrodku. Na stolikach porozrzucane gazety. Kurjer handlowy genueński, wenecki, Gazeta Lyold, Debata, Allgemeine i nasz nawet petersburski Tygodnik. O sali téj, jako zbudowanéj przez Kawalera Rainaud, Konsyljarza handlowego, obok któréj dawniéj zgromadzała się Bursa, a w lecie w niéj saméj — wspomina w swéj podróży de Castelnau.
Tu miałem przyjemność spotkać i poznać czcigodnego starca, Bulgara, Pana Bazylego Apryłowa, który na szkoły i podniesienie oświaty w swoim kraju zapisał cały majątek, do cztérech kroć stu tysięcy złotych naszych wynoszący. Blady, schorzały, cierpiący na nogi, z łysą głową staruszek, postradał znać najdroższy skarb — zdrowie. Uprzejmie wypytywał mnie o naszą Literaturę, o pisma perjodyczne, o jutrzenkę Pana Dubrawskiego wychodzącą w Warszawie; widać było, że go ruch słowiański i Literatura wszystkich dyalektów naszych, serdecznie obchodziły. — Nadesłał mi potém wydane przez siebie w Odessie dzieło, pod tytułem: Jutrzenka Nowo-bulgarskiéj oświaty.[2].
W pismie tém wyjaśniającém nieco z przeszłości bulgarskiéj, a szczegółowo wyświecającéj usiłowania zacnych ziomków i szanownego Apryłowa samego, dla rozwinienia oświaty w Bulgarji, wiele jest bardzo zajmujących szczegółow — o szkole gabrowskiéj, matce nowych w Bulgarji tego rodzaju zakładów. Sama też książka na korzyść szkoły gabrowskiéj wydana. Uczone przypiski i dokładny spis rzeczy, czynią to dziełko dla badaczy Słowiańszczyzny bardzo zajmującą; bo prostuje wiele omyłek, w wiadomościach tyczących się Bulgarji i przeszłości historycznej Bulgarów.
Na ulicę wyszedłszy spotkałem poubiéranych jak zwykle, na Sabbat, Karaimów tutejszych. Noszą się oni podobnie jak Tatarzy krymscy: suknia zwierzchna szeroka, czarna, pod nią kaftan krótki po pas, haftowany po brzegach bogato; pod nim suknia jasna, biała lub perłowa w drobne kwiatki albo paski, długa do pięt, ściśnięta pasem, z obcisłemi rękawy, rozcięta z boku i oszyta sznurkami. Czapka wysoka, czarna, barankowa, wąsy bez brody — pas wzorzysty, broni nie noszą żadnéj.
Po obiedzie wracając z pałacu Worońcowa, który na nowo odwiedzałem, gdyż mi moją piérwszą bytność zupełnie owa rozumna i uczona turystka popsuła, trafiłem także w ulicy na kilku ubogich Greków, ale bulwar pełen był i czerniał od żydów, którym wyłącznie w Piątki i Soboty służy za miejsce przechadzki. Większa część Izraelitów i Izraelitek nosi się tu już, jak wszyscy, jarmułki tylko u starych się pokazują, a pewien jakiś ubiorek zmodyfikowany u Żydówek na głowie, zdradza pochodzenie, nie tyle już je cechując, co naszych żydowskich kobiét perły, załóżki i inne zwykłe przybory. Młode żydziuki z tutejszéj izraelickiéj szkoły, czepiali się syllabizując na podstawie posągu Xięcia Richelieu.
O Żydach tutejszych, w dość znacznéj liczbie Odessę i jéj okolicę zamieszkujących, mamy świeżo wydaną przez P. Finkel broszurę,[3] z któréj wyczerpnąć możemy, trochę wiadomości, o stanie téj klassy ludności. Autor książeczki sam z tutejszych Izraelitów pochodzący, najlepiéj o nich wiedzieć mógł i najłatwiéj pisać.
Szkoła Izraelitów w Odessie, jedną jest z najpiérwszych w kraju, tego rodzaju Zakładów, w widoku podniesienia oświaty między Żydami, założona i utrzymana. Dobroczynne jéj skutki, już i teraz czuć się dają.
Żydów w Odessie liczą do dwunastu tysięcy, ale z przybylcami razem, osiedlonych zaś i stale tu mieszkających, mezkiéj płci 5562, a żeńskiéj 3426, ogółem, 6988, reszta przybyła z głębi naszych prowincji i z Austrji.
Kupieckich rodzin 197 (788 dusz), mieszczan 6,200. Ilu z nich należy do kupiectwa, wpisanych do Gildy różnych, ilu Notarjuszów birżowych i morskich, maklerów, brakarzy, mówiliśmy pisząc o handlu.
Żydzi tutejsi zajmują się oprócz bankierstwa i birżowych obrotow, wszelakim handlem, najgłówniéj płodów surowych, zboża, z Bessarabji i Chersonu skupowanego, a przedawanego w Odessie.
Z za granicy kupują towary angielskie i francuzkie, wprost lub z drugiéj ręki, czasem z Niemiec przez Brody. Znaczny wiodą handel herbatą — Wewnątrz kraju wywożą oliwę, bawełnę, bakalje. Drobnych ich sklepów liczą w Odessie (1842 r.) dwieście dwadzieścia ośm, a towarów w nich na cztérykroć sto tysięcy rubli srébrnych. Rzemiosłami też i przemysłem różnym się zajmują. Wszystkich majstrów rachowano 278, a czeladników 355. — Zajmują także miejsca Kommissantów po domach handlowych, dozorców po magazynach i przy wymiarze zbóż, najmują się dniowo do różnych zatrudnień. Żydówki nie mięszając się do handlu, tylko domem się zatrudniają i gospodarstwem.
Trzy są Synagogi w Odessie, ale z powodu złéj ich budowy, w stanie ruiny grożą upadkiem; i pozamykane zostały. Jedna oprócz tego mała prywatna, na wzór nowych w Niemczech, w któréj bardzo piękny śpiew choralny, ściąga często w Sobotę ciekawych przybylców. Dwie Bethamidrasz (szkoły) i z przyczyny zamknięcia Synagog, do trzydziestu domów modlitwy.
Dochód ogólny żydowskiego Bractwa (communauté) wynosi do trzydziestu dwóch tysięcy rubli srébrnych, z tych podatki rekrutowe i inne expensa wspolnie się zaspakajają. Na wychowanie młodzieży i zakłady naukowe wiele tu wyłożono. W roku 1842 w Odessie było Nauczycieli i Bakałarzów starych, po staroświecku uczących (melamdim) i nowo-europejską oświatę mających, w ogóle stu cztérnastu, uczniów po szkołach i szkółkach (chedarim) mężczyzn 1421, Kobiét 457, razem 1878. Naukowe zakłady, kosztują w rok 23,726 rubli srébrem, oprócz prywatnych domów nauki. W roku 1842, w elementarnych szkółkach (dardeke) gdzie uczą początków Biblji (jakich jest dwadzieścia ośm) było uczniów 580; — w piérwszéj szkole elementarnéj Talmud-Tora 220 uczniów, w szkołach, w których uczą po rusku i po niemiecku (trzech) — 74. II. W szkołach biblijnych (arwuwim) gdzie uczą Biblji i Talmudu (24) uczniów 177. We dwóch szkołach, gdzie uczą języków i Arytmetyki tylko siedmiu. III. W szkołach (szesnastu) talmudycznych, uczniów 78. IV. W szkołach powszechnych dwóch, uczniów 250. V. W pensjach przez Chrześcijan utrzymywanych uczniów ośmiu. VI. W Gymnazjum uczniów 22. W Lyceum Richelieu 5, a w ogóle uczących się w siedmiudziesiąt sześciu Zakładach osob 1421.
Autor powiada, że Żydzi w Odessie, z początku, jako z różnych stron i krajów z różnemi pojęciami i interessami, obyczajami i przesądy przybyli, nie mieli w sobie jedności ducha. Każdy żył, myślał, sobie i dla siebie. W roku 1826 nastała szczęśliwa dla tutejszych Izraelitów epoka, w któréj założono szkołę, lękając się jednak, aby od niéj nie odstraszyli się Izraelici i na razie nie odstręczyli. W tym celu ustanowiona Kommissja 1826 roku dnia 6 Października, odkryła szkołę, piérwszą w Rossji, tego rodzaju. Tegoż miesiąca złożono na nią summę pięciu tysięcy rubli assygnacyjnych. Przy otwarcia szkoły było tylko 63 uczniów, dzieci założycieli i gorliwszych a oświeceńszych. Podzielono ich na trzy klassy. Lepszy zarząd dochodów, dozwolił spłacić zaległości i ustanowić w bractwie porządek. Na Mołdawance urządzono Szpital izraelski, o sześciudziesiąt łóżkach; we własnym, na ten cel nabytym domu. Na utrzymanie jego, szło w rok 6,200 rubli srébrnych z dochodów miejskiego Bractwa i od Żydów okolicznych.
Nakoniec powiększono i ulepszono Zakłady szkolne. W roku 1838 było już klass sześć, w których dawano jezyki: rossyjski, niemiecki, staro-hebrajski, Literaturę tychże języków; francuzki, Jeografja, Historją powszechną i rossyjską, prawo handlowe, naukę Arytmetyki zastosowaną do handlu i buchhalterja, kalligralja, i t. d. W żeńskiéj szkole założonéj 1835 roku, w roku 1838 dawano oprócz języków, naukę robot kobiecych. Liczba uczniów wynosiła w obu, do czterech set. Co rok wpisuje się około ośmiudziesiąt uczniów i 50 uczennic, także od 1826, wyszło już około 1560 uczniów i 400 uczennic. Autor nasz dodaje uwagi, jaki wpływ na tutejsze izraelskie towarzystwo, na obyczaje, wywarły założone szkoły. Wygnanie z Odessy starych Rabinów chassidimskich, było powodem utworzenia przysłowia — że o cztéry mile od Odessy goreje Gehenna. — Ale pomimo przysłowia powolnie wytępiają się przesądy, oświata górę bierze, a dla nauki młodzież i całe izraelskie rodziny, przybywają tu z głębi kraju. Taki postęp w izraelskiém społeczeństwie wielką chlubę przynosi tym, co go piérwsi spowodowali; i wytrwałością swą niewyrachowanych skutków, piękną otwarli przyszłość.
Zastanowiłem się na Bulwarze, dla przypatrzenia się schludnemu tutaj izraelskiemu gromadzeniu, winszując mu w duchu, postępu i życząc go współbraciom dalekim, ciemnym dotąd i w swéj ciemnocie upartym. Kobiéty i mężczyzni czysto byli, a nawet wytwornie poubiérani, osobliwie zaś kobiéty, które strojne w chustki kosztowne, materjalne suknie, koronki i blondyny, przechadzały się około posągu Richelieu. Postrzegłem także Turka, piérwszego w życiu i piérwszego w Odessie: miał on na głowie duży biały zawoj, pokrywający myckę czerwoną, i kaftan granatowy do kolan, szarawary szerokie ciemne, nogi bose i papucie czerwone. Stał w wielkiém uroczystém zadumaniu i podziwie przy posągu Xięcia: piérwszy to raz zapewne widział posąg i nie wiém tam jakie dzikie myśli, chodzić mu musiały po głowie, na widok tego bezbożnego giaurów dzieła, które za bałwochwalstwo uważał, wzdragając się na nie.
Wieczór się zbliżał, na morzu stanęła w oddaleniu mgła, coraz się zgęszczająca, wkrótce Euxyn połączył się tym wyziewem, w jedną całość z niebem, tak, że rozpoznać, gdzie się jedno kończyło, a drugie zaczynało, nie było można. Na zachodzie błyszczało jeszcze rumiane niebo, poprzerzynane złotemi i lila chmurami, w górze odcinającemi się na czystém lazurowém tle. Na morzu cicho stały statki, a otoczone mgłą wyglądały z niej jakby zawieszone w powietrzu. Wieczor był dziwnie piękny, i wcale od poprzedzających odmienny.
Miałem przyjemność tegoż dnia spotkać się z uczonym P. Karolem Kaczkowskim, który przed ośmnastą laty wydając swój Dziennik podróży do Krymu, oglądał i opisywał Odessę przed nami. Jakże ją teraz znalazł zmienioną na korzyść i wzrosłą!
Korzystając z nieporównanéj uczynności P. A. A. Skalkowskiego, poszedłem rano w Niedzielę, obejrzeć zbiór dendrologiczny i naturalnych płodów Gubernji tutejszych, założony podobno, wedle projektu P. A. J. Fabre w roku 1827. Naprzód jednak słówko, o samym gmachu bursowym, który jednym bokiem do morza, frontem do bulwaru, trzecim do placyku, czwartym do ogródka, przytyka. Główny front ma perystyl o dwóch rzędach, po za sobą idących, przedstawujący dwanaście kształtnych kolumn. Dach Bursy płaski: dwa skrzydła z wielkiemi oknami pól-okrągło zakończonemi zamykają z obu stron budowę wcale piękną i proporcjonalną. Na wschodkach do niéj wiodących z jednéj strony lew, z drugiéj wilczyca z białego marmuru, zdobią wejście. Są one dobréj roboty. Trzymają tarcze z krzyżami maltańskiemi. Nabyte zostały do Bursy z sukcessji po synu Hetmana Razumowskiego. — Bursa widziana z bulwaru jest jednym z najpiękniejszych gmachów w Odessie, odpowiada ona, stojącemu w drugim końcu pałacowi Hrabiego Worońcowa. Sala wewnątrz, dla zgromadzeń bursowych i balów, wytwornie bardzo ubrana. Zastałem ją jeszcze tak samo prawie urządzoną, jak była w roku 1957, na przyjęcie Najjaśniejszych Państwa, w dniu 6 Września.
Główne czoło Bursy, jak powiada autor opisu téj uroczystości, przypominało nieco Dworzec alexandrowski[4].
Urządzeniem wnętrza Bursy zajmowała się wyznaczona do tego Kommissja. Dwa miesiące czasu wystarczyły na dokończenie robot koniecznych, na przyjazd Najjaśniejszych Państwa. Wielka sala bursowa, gdzie się kupiectwo zgromadza, przeznaczona była na tańce, ale ją wytwornie przystrojono. W zagłębieniu jéj półkulistém, postawiono wówczas piękne chińskie naczynia, wsparte na wyzłacanych drewnianych gruppach, pięknéj włoskiej rzeźby. W przestrzeni perystylu od kolumn do ściany wejścia, urządzono tymczasową salę jadalną drewnianą, ubraną w bandery okrętowe i trofea. Emblema te przypominały handel, przemysł, kupiectwo. Piętnaście luster ją oświecało a na trzysta dwadzieścia osob nakryte były stoły. Lustra wyobrażały srebrne kotwice (herb Odessy) z festonami z traw morskich, obwiniętemi złotemi sznury, jakby dopiéro je z dna morskiego wyciągnięto. Oprócz dwóch sal wspomnianych urządzone były pokoje, do ubrania dla Cesarzowéj Jéj Mości. Jeden z nich dla spoczynku, w guście maurytańskim wyobrażał altanę, całą ubraną w gałęzie swiéże winnéj latorośli, na których wisiały dojrzałe grona, w miejscu dywanu rozesłano cienką egyptską wzorzystą matę, umyslnie z Konstantynopola przysłaną. W niszach gruppy marmurowe. U wejścia stały dwa drzewa pomarańczowe, okryte owocami, naprzeciw ściana obwieszona była szalami tureckiemi, a jakby na straży stały dwa marmurowe aniołki. Bursa i okoliczne gmachy, oswiecone były wspaniale.
Rysunki wszystkich tych upięknień, dawał architekt Toricelli, a dekoracje malował Kowszarów, z widoków wydanych przez P. Bassoli, pokazuje się, że uroczystość ta, wielce być musiała wspaniała, a gmach wytwornie przybrany. Na górném piętrze Bursy znajdują się gabinety mineralogiczny i dendrologiczny, które oglądałem, w nich czasowo ustawione są tu grupy drewniane, wyżéj wspomniane, które są do zbycia i mają kosztować podobno, do 20,000 franków, każda z nich podtrzymuje prześliczną wazę chińską, te grupy przez jednego z kupców przywiezione z Genui, czas jakiś zdobiły dolną salę, a teraz lu stoją tymczasowie, wszystkie drewniane, rysunek ich dobry, wykonanie staranne, trochę tylko manjerowane.
Muzeum płodów przyrodzenia Nowo-Rossji składa się głównie ze dwóch oddziałów; zbioru minerałów i skamieniałości, złożonego staraniem Urzędnika gornictwa Kulszyna, który w geognostycznym celu objeżdżał całą Nowo-Rossją i Bessarabją, zgromadzając te próbki skał, petryfikacji, węgla ziemnego i t. d. — i gabinetu dendrologiczncgo, drzew Nowo Rossji i Bessarabji. Myśl P. Fabre urządzenia gabinetu z samych płodów tutejszych prowincji jest wyborna i warta naśladowania, ale dla czegoby nie dodać gabinetu zoologicznego, ptaków, zwierząt, i t. d. W siedmiu szafach mieszczą się próbki drzew ekaterynosławskie, chersońskie; bessarabskie, tauryckie. — Dwie szafy dla porównania zawierają próbki drzew z Kaukazu. Między niémi Znajdujemy, krom znajomych nam próbek, mnóstwo wegetacji cieplejszéj strefy, terebynthu, palmy, orzecha włoskiego, winogradu i. t. d. Każda próbka jest podwójna, w stanie naturalnym i ogładzona do politury; z etyketą, numerem i klassyfikacją. Porządek wielki i układ, ułatwiają obejrzenie — Klassyfikacja według Linneusza. Widziałem tu oczeret z Dunaju, gruby na kilka cali i bardzo twardy, ułamki kości Mammuta, skamieniałéj, znacznéj wielkości mniejsze kości kamieniem oblane, muszle, polypy i t. d. W szesnastu (jeśli się nie mylę) szafach mieszczą się próbki marmurów, skał, węgla kamiennego, kamieni drogich, słowem: wszystkich ciał kopalnych z tychże prowincji i Kaukazu. Pokazywano mi tu perły krymskie, ametysty, stalaktyty z Krymu także, kryształy różnych wielkości i formacji, exemplarze są bardzo piękne i doborne, układ systematyczny, utrzymanie staranne.
Myśl piérwiastkowa takiego miejscowych płodów zbioru, warta jest naśladowania wszędzie i największych pochwał. Konserwatorem Gabinetów jest P. A. A. Skalkowski. W lokalu tym zbiéra się na posiedzenia swoje, Towarzystwo gospodarskie południowéj Rusi.
Wieczorem przebiegłem bulwar; — ożywiał go nowy napływ ludności, nowy niedzielowy ruch. Dwa razy w tydzień zwykle, gra muzyka wojskowa u posągu Richelieu, a naówczas na placyku przed nim, zbiéra się mnóstwo powozów, bulwar zapełnia ogromny ścisk przechadzających się osób wyższego towarzystwa i klassy średniéj. Tu znajdziesz pewnie znajomych (jeśli ich masz) tu najświéższe stroje, najmodniejsze kapelusze. Scisk niekiedy bywa taki, że ciągle łokciami się rozpierając ledwie przez ten ruchomy tłum różnobarwny, szastający się, przeleść można. Wojskowi, cudzoziemcy, officerowie od flotty, kobiéty, starcy, dzieci, wyrostki; żywo rozmawiając, żywo się wzdłuż bulwaru przechadzają. Mężczyzni jak wszędzie tak i tu palą cygara. Nie darmo Köhl uważał, że w Odessie wszystko pali cygaro co żyje, począwszy od zwoszczyka, aż do człowieka lepszych towarzystw, od żyda faktora, do jaśnie wielmożnego panka podolskiego, przybyłego dla przedaży pszenicy. Tak jest w istocie, na ulicy spotykasz wszystkich z cygarami w ustach swobodnie krążących, a niebieski dymek ulatujący, zewsząd ci do nosa dochodzi.
Dwa razy w tydzień, w wieczornéj godzinie, bulwar jest zbiegowiskiem najlepszéj części ludności miejskiéj. W innych dniach rządcy przechodnie, bawią się tu dzieci, odpoczywają starcy i niańki z piastunami swemi na rękach, wychodzą patrzać na zielone morze. Ale z tego tłumu który tu gromadzi zwyczaj, moda, a nie potrzeba przechadzki i widoku (bo czemuż tak mało osób w dni powszedne?) nikt na morze nie patrzy, wszyscy na siebie. Krzyżują się rozmowy, podobne do rozmów u podnoża wieży Babel.
— Comesta Signor buon giorno —
— Wir fuhren bis spät in die Nacht hinein, mussten aber doch endlich einkehren, denn so eben —
— La mer, madame, la mer, comment la trouvez-vous! merveilleuse — n’est-ce pas? Vous voyez la mer pour la première fois?
— A pszenica tylko po dwanaście — Jaka? Biała — ja mam czerwoną — spodziéwają się jednak — jak się masz (to nasi).
— Какъ проживаетѣ Иванъ Александровичь — Вы здѣсь! — Въ добромъ-ли здравіи? — Слава Богу —
— How do you do? my dear —
A Grek przerywa po nowo-grecku, a Turek po turecku, a Karaim po tatarsko-nogajsku, a Czerkies w jednym z licznych dyalektów Kaukazu, a Bóg wié wielu jeszcze, każdy narodowym językiem. Pomimo téj tak wielkiéj rozmaitości języków, które posłyszeć można, właściwie jest tylko kilka panujących. Język urzędowy ludu i magistratury, jest naturalnie ruski; język handlu zagranicznego, jak na całym Wschodzie, tak i tu — włoski; język lepszych towarzystw francuzki, język rzemieślniczy najpowszechniéj niemiecki. — Jednym ze trzech wyżéj cytowanych, to jest ruskim; włoskim lub francuzkim, wszędzie i zawsze rozmówić się można, bo tu nawet szewcy mówią po francuzku. Dodajmy, że dla wielkiéj ilości Włochów, a raczéj dla użycia najpowszechniejszego języka tego na Wschodzie, a związków Odessy choć nie bezpośrednich ze Wschodem dla handlu; włoski język jest tu w wielkiém używaniu, na równi z francuzkim, po magazynach można się wszędzie rozmówić po francuzku; zdarzyło mi się nawet z krawcem, szewcem i stolarzem, choć nie byli Francuzi, rozmawiać tym językiem.
Na wieczorną herbatę, byliśmy proszeni PP. Skalkowscy i ja, przez Arcy-Biskupa Gabryela. Przyjął nas szanowny starzec, w apartamencie na górze, skromnie ale czysto i bardzo wdzięcznie urządzonym, właśnie jak przystało, dla wysokiego stopnia osoby, duchownego stanu.
Przechodząc widziałem z loży, z któréj się różnokolorowe okno na Kaplicę otwiéra; pałacową arcy-biskupią Kaplicę, przybraną świéżo, smakownie i wytwornie. Ikonostasy jak z igły zdjęte błyszczały bronzami i jasnémi kolory; Kaplica nic zbyt mała i bardzo jasna.
Herbatę piliśmy na balkonie wychodzącym w ogród zasadzony akacjami — Za ich splecionémi gałęźmi, widać było świecące morze i dalekie okręty. U stóp balkonu stały w wazonach wielkie drzewa cytrynowe. — Pałacyk ten w końcu prawie miasta, naprzeciw portu praktycznego, a raczéj niżéj jeszcze wystawiony, zaczęty był przez piérwszego tutejszego Arcy-Biskupa, potém sprzedany Potockim; a po Hr. Alex. Potockim przeszedłszy do Rządu, przeznaczony został znowu, na rezydencję arcy-biskupią. Ugoszczeni byliśmy herbatą, konfiturami i owocami. Rozmowa toczyła się o ogromie Słowiańszczyzny i przyszłych jéj losach. Pomnożył nasze towarzystwo przybywający z Krymu Grek, były Marszałek powiatowy, który rozpowiadał o nieurodzaju na gruszki. Owoce w Krymie jak wiadomo wielki przedmiot handlu i dochodów właścicielom ziemi stanowią i niektóre sady po 30 i 40 tysięcy rubli biorą za jabłka krymskie, a na jeden stary orzech włoski, trafia się dwóch czasem dziedziców; co po połowie dzielą z niego dochody.
Przyniesiono nam tu obraz malowany przez tutejszego Zakonnika, co się nigdy malować nie uczył; kopjowany z oryginału znajdującego się u Hrabi Worońcowa. Tenże sam Zakonnik zbudował igłę zakończającą dzwonnicę terazniejszego Soboru, choć się także i Architektury nie uczył. Wszystko to świadczy o wielkiéj zdolności, dodajmy, że to już człowiek nie młody. Z ogrodu arcybiskupiego wesoło na wysokim brzegu morskim rozesłanego, zajętego winnemi, akacjowemi i innemi plantacjami, piękny widok na morze, z urwiska stanowiącego punkt najbardziej wystający i najeżonego skałami. Na prawo bieleje pałac Hrabiego Worońcowa, wyżéj u brzegu także, na wzgórzu stojący, i kolumnada przyległéj gallerji o któréj wyżéj mówiłem; dalej cały bulwar widać, a w lewo morze, porty i pełen życia brzeg morski.
Pożegnawszy łaskawego gospodarza, który mi obiecał udzielić ciekawych wydanych przez się Pamiętników Korża, wróciliśmy już dobrym zmrokiem na bulwar, spotykając co chwila rozjeżdżających i rozchodzących się z przechadzki. Ulice się roiły, muzyka jeszcze brzmiała, i nie wiem na jaki znak (bo słońce dawno już było zaszło) dał się słyszeć długo rozchodzący się wystrzał działowy na morzu.
W przód nim postaramy się czytelnikom naszym zdać sprawę ze starożytności, znajdujących się w tutejszém Muzeum Towarzystwa Historji i starożytności, czujemy się w obowiązku, powiedzieć słów kilka o powstaniu i składzie samego Towarzystwa, które wybiérając niezasłużenie i zbyt dla nas pochlebnie za czynnego Członka, zniewoliło nas, do okazania mu choć tym sposobem, naszéj prawdziwéj ku niemu wdzięczności.
Klassyczna ziemia, na któréj stoi Odessa, ziemia opisywana przez Herodota, znana Grekom i Rzymianom, zasiana szczątkami greckich emperjów, bogata w starożytne, jedyne może u nas zabytki, sama już zmuszała ludzi do poszukiwań i badań, do pracy w przedmiocie dawnych dziejów, nastręczając ciągle nowe powody zastanawiania się, nowe do rozwiązywania zagadki. Herodot, Demostenes, Dion Chryzostomus, Strabo, Seymnus Chius, Arrian w Peryplu, Pomponius Mela, Ptolemaeus, Ammian Marcellin i wielu innych, już o téj ziemi pisali, wspominali, albo z widzenia ją i przebywania, albo z opowiadań znając.
Tu, lub blizko, na téjże ziemi, którą terazniejsza południowa Rossja zajmuje, stały wedle wyliczenia uczonego Prof. Murzakiewicza[5] porty, miasta, osady, emperje: Sindorum portus, Gangama, Achillcon, Phanagorae, Corocondama, Parthenium, Myrmecium, Panticapacum (Kercz) Nymphacum, Acra, Theodosia, Scytho-Taurorum portus, Lampas, Criu-metopon, Symbolorum-portus, Chersonesus, Etenus, Tamyraca, Cercinitorum portus, Taphros, Achillidos, Dromon, Olbia, Ippolai promontorium, Alector, Odissos, Scopelos, Istrianorum-portus vel Fisca, Idiacon, Niconia, Tyra; Wyspy: Borystneones i Leuce, baszta Neoptolema i t. d.
Nic dziwnego, że miejsca, które zwiedzającym co krok starożytność przypominały, do poszukiwań o niéj, podbudzać musiały. Poczęli je przed założeniem Towarzystwa i położyli piérwsze zasługi i zachęcając do zachowania drogich zabytków; Xiąże Potemkin, kilóry dnia 21 Grudnia 1786 roku, po zawojowaniu Krymu, zalecił Gubernatorowi tauryckiemu, poszukiwanie dawnych monet i medalów; — w roku 1806, Hrabia Seweryn Potocki (Kurator Okręgu naukowego charkowskiego) i w roku 1810 Admirał Margrabia de Traverzi — Ci zwrócili uwagę na starożytności miejscowe i rozpoczęli poszukiwania, które zbogaciły Muzea Uniwersytetu charkowskiego i czarnomorskiego hydrograficznego Depo, w marmury, płaskorzeźby, medale. Część tego ostatniego zbioru weszła do Muzeum odesskiego. W roku 1810 pierwsze Muzeum w Teodozji, założył Broniewski.
Poszukiwania Panajodora Nikowuko i Köhlera, zachęciły Blaramberga, który za cel wyłączny badań, obrał sobie odwieczną Olbje.
Po Blarambergu na wspomnienie zasługuje Adjutant X. Richelieu, Stempowski. Był on tak szczęśliwy, że mu się w saméj Odessie, kilka starożytnych pamiątek dobyć udało. On wedle artykułu P. M. Gr.[6] — piérwszy oznaczył położenie dawnego Istrjon Limon, dzisiejszéj Odessy, niewłaściwie tém imieniem nazwanéj, gdyż Odyssos dawne, wcale nie tu położoném było, jako nizéj objaśnimy. Stempowski ogłosił ze swych prac najważniejszą — Poszukiwania nad dawną Geografją brzegów morza czarnego[7].
Castelnau w swoim Rysie historycznym[8] wzmiankuje o starożytnościach znajdowanych w tym kraju. W roku 1808 w powiecie elizawetgradzkim, wiosce Wukowary, chłopi w Kurbanie stepowym wykopali dwa skrzydła ptasie z drzewa wyrobione, obwinięte listkiem złotym. Takąż rybkę tamże; drzewo zgniło, ale złoto dobrze się zachowało. Tenże pisze o Babach na Kurhanach stepu między Dnieprem a morzem azowskiém, o medalach w stepie pod Odessą, rzymskich srebrnych i bronzowych, znajdowanych około Odessy u źródeł Jeligułu; w Akkermante, na Bessarabji, Krymie i Chersonie, Olbji, Kaffie, Sudaghu; o genueńskich starożytnościach w Kerczu (Panticapea) marmurach i napisach, lwach marmurowych, gryffonach na drzwiach fortecy w Tamanie, o sławnym tamże napisie o którym rozprawiał Köchler, i t. d. i t. d.
Za przybyciem Hrabiego Worońcowa do Odessy, Stempkowski podał mu memorjał względem poszukiwań starożytności, jakie naprzód czynić należało. To było krokiem poprzedzającym zakład Muzeów w Kerczu i Odessie. Muzeum odesskie w latach 1828 i 1829 zbiorem Tepliakowa pommożone, monetami Dołżnikowa, Muzeum Blaramberga (w części) zbiorami Stempkowskiego i innych zostało. Przybyły doń dary Hr. Worońcowa, St. Potockiego, Hrabinéj Worońcowéj, Xięcia Kantakuzina, Marini, Sazonów, Lewszyna, Minczaki, etc. W roku 1828 i 1829, w czasie wojny z Turcją znalezione w Bulgarji i Rumelji przez Tepliakowa, Gnedicza i Sokołowskiego monety i kamienie, weszły także do odesskiego zbioru.
Towarzystwo miłośników Historji i starożytności odesskie, w roku 1839 dopiéro założone zostało przez PP. A. Sturdzę, D. M. Kniażewicza (terazniejszego Prezydenta) A. Fabre, nieodżałowanéj pamięci M. Kirjakowa i M. Murzakiewicza Prof. (teraznieszego Sekretarza Towarzystwa). Założenie Muzeum uprzedziło zawiązanie się Towarzystwa: pod którego wiedzą dziś zostaje; zatwierdzone bowiem zostało w roku 1825 d. 19 Lipca; w początkach zawiadował niém Blaramberg.
Towarzystwo starożytności, natychmiast po zawiązaniu się swojem, zajęło się najgorliwiej, już to poszukiwaniami miejscowemi, już zbieraniem zabytków starożytności, już wreszcie rozprawami tyczącémi się dawnéj tego kraju historji; które odczytywane na posiedzeniach publicznych, już częściowo kosztem Towarzystwa wydrukowane, złożą Tom piérwszy jego Mémoires, będący pod prassą — Część znaczną tego tomu 1. mamy już w ręku, drugą widzieliśmy prawie gotową u Professora M. Murzakiewicza. Towarzystwo zawiązane w roku 1859, w ciągu kilku lat trwania swojego, wiele bardzo, powiedzieć można, uczyniło; tém więcéj, gdy zważymy jak w początkach, gdzie tyle jest do zrobienia, gdzie do poczęcia wszystko, ciężko jest działać skutecznie. Dowodem czynnego zajęcia są, jak zaraz opowiemy, sprawozdania i wydane rozprawy.
Liczba członków towarzystwa, jest nieograniczona Statutem<ref>Reglement de la Societé Oddessienne d’histoire et d’antiquités Odessa 1842 8.<ref>. dzielą się oni na rzeczywistych (czynnych) honorowych i korrespondentów. Wybór ich czynią na posiedzeniu towarzystwa, za propozycją trzech członków czynnych. Kandydat winien pozyskać najmniéj dwie trzecie głosów za sobą. Członek co roku obowiązany jest złożyć rozprawę w przedmiocie starożytności lub historji. Członkowie założyciele mają dwa głosy. Oprócz korrespondentów i honorowych członków, są jeszcze emulatorowie, prezydent honorowy i t. d. Towarzystwo czynnego Prezydenta wybiéra z między siebie na lat trzy, Vice-Prezydenta na lat dwa. Sekretarza także na dwa lata. Bibliotekarza i Podskarbiego. Posiedzenia dzielą się na zwyczajne i nadzwyczajne, uroczyste.
Piérwsze wedle oznaczenia Prezydenta, co roku najmniej sześć razy odbywać się powinny. Na nich czytają rozprawy, sądzą o przedmiotach tyczących się starożytności, historji, i t. d. Artykuły mające się drukować, wybiérają się większością głosów. Towarzystwo w razie potrzeby, wysyła swych członków na miejsca, gdzie chce czynić poszukiwania. — Jego Cesarzewiczowska Mość Następca Tronu, przyjął stowarzyszenie to, pod swoją opiekę.
Wedle ostatniego sprawozdania uczynionego w r. 1842, po dzień 14. Listopada[9]. Towarzystwo składało się ze stu dwóch Członków, z tych honorowych dziewięciu, czynnych 61, Korrespondentów 29, emulatorów 3. W liczbie innych, liczą się za granicą mieszkający uczeni: Kopitar, Hauka, Karadzicz, Kollar, Gay, taurycki Mufty Seit-Dżemił Effendi. W ciągu ostatniego roku trzydzieści rozpraw przedstawionych zostało Towarzystwu. Z tych ważniejsze: Przekłady tatarskich i tureckich jerłyków przez Negri — O wschodnich monetach VIII, IX i X. w. przez Grygorjewa. — O obrzędach ślubnych w Bessarabji, Baljanowa. — Sprawozdanie z podróży po Słowiańszczyznie, Nadieżdina. — Dokumenta tyczące się rewolucji tureckiej w latach 1820—1829 (po francuzku) zebrane przez Jakoweńka. Seytja herodotowa, Nadieżdina. Tegoż rozbiór Scytji Lindnera. — Rozbiór podróży Köhla przez Kniażewicza. — Archeologja wołoska Giki — Biografja Blaramberga przez Zielenieckiego.
W ciągu roku wydrukowano piérwszy tom Mémoires, którego piérwszy oddział dopełniono. Towarzystwo, lokal dla siebie przeznaczony w gallerji murowanéj przy Bursie, ukończyło. Najwięcéj zajmującą z podróży odbytych przez członków; była bez wątpienia wycieczka Prof. Murzakiewicza na wyspe Fidonissji, której opis towarzystwo wkrótce ma ogłosić. O wyspie téj niżéj obszerniéj powiemy. Stan Biblioteki i Muzeum najlepiéj takie sprawozdanie objaśni — Liczono w nich xiąg 583 tomów, planów i kart 16, rysunków 43, jeden obraz; w Muzeum starożytności sztuk sto dziesięć, napisów greckich 12, rzymskich tylko jeden, posagów i posążków dwanaście, plaskorzeźb pięć, amfor i naczyń starożytnych dwadzieścia dziewięć, lamp ośm, gemm pięć, różnych odłamków trzydzieści kilka. Odcisków kamieni rzniętych (pierres gravées) z górą trzy tysiące. W Gabinecie monet dwa tysiące kilkaset starych i nowszych, złotych, dziesięć, srebrnych około czterechset, miedzianych i brązowych, dwa tysiące, ołowianych kilka.
Nie rozciągamy się dla braku miejsca nad uprzedniemi pracami Towarzystwa; z wydanych zaś kosztem jego rozpraw, wspomnimy tylko ważniejsze. — Opisanie kuficznych monet X wieku, znalezionych w riazańskiéj Gub. w r. 1859 — dopełnione przez Grigorjewa, uczonego młodego Orjentalistę. — Herodotowa Scytja Nadieżdina i opis Muzeum P. M. Murzakiewicza, Część 1. o położeniu miasta Uglicza. Pieresieczenia, przez Nadieżdina. Rzut oka na oczakowski okrąg w 1790—1840. latach przez A. Skalkowskiego.
Wejdźmy nareszcie do Muzeum, mieszczącego się we dwóch salach gallerji położonéj przy Bursie. Z tych piérwsza większa zakończona półkolem, ubrana w herby czterech wielkorządztw tutejszych, w trofea z chorągwi i buńczuków (siedem, danych przez Portę mołdawskiemu xięciu Suzzo, a przywiezionych przezeń w r. 1821 do Kiszeniewa, skąd dostały się tutaj), w portrety Generałów serbskich Chorwata i Szewicza, założycieli piérwszych osad w Nowo-Serbji. W pośrodku jest stół i siedzenia dla Towarzystwa. Nad krzesłem Prezesa zawieszony jest obraz olejny cerkiewny Bogarodzicy, kopja ze sławnego pokrowskiego (Pokrowa Bożéj Matieri) z Cerkwi pokrowskiéj w Siczy zaporożskiéj (gdzie teraz Siolo pokrowskie w Ekaterynostawskiém, blizko Niżu.) Na tym obrazie jest portret któregoś Koszowego zaporożskiego. Ozdoby malowane na murach sali, do koła gzémsu bieżące, dość pięknie wykonane, wzięte są z dawnych monet i naczyń, wyobrażają sceny z życia Scytów. Zdziwiło mnie, że nakrycie głowy scytyjskie, jak je tu wyobrażono, zupełnie podobne jest kształtem do czapki ludu litewskiego.
Od sieni już wszystko oznajmuje Muzeum — kilka starych posągów, z których jeden w rodzaju zwanych Babami, nieforemnych słowiańsko-wschodnich nad kurhanami stawianych (podobny do znajdującego się w Tulczynie) kilka nagrobków tatarskich i żydowskich tu stoi. W saméj sali otoczeni jesteśmy szczątkami staro-greckiemi, wprawdzie nie najpiękniejszéj epoki Snycerstwa, ale historycznie i artystycznie nawet, zajmującémi.
Za szkłem, w szufladach, rozłożone są monety różne i karty (chartes). Zbiór monet ruskich, (gdzie dwa ruble siekane) nie wielki jeszcze. Ze starych kart i rycin — Tabula Russica 1744, wyobrażająca piórem rysowany Monastér na górze Athos. Autograf mołdawski z r. 1405, serbski 1254, hebrajski IX wieku. Ten ostatni dla papiéru na którym pisany, nie zdał mi się na piérwszy rzut oka autentycznym.
W kilku w kształcie xiąg tekach, zawarta jest liczna Daktyllotheka (empreintes des pierres gravées) nabyta po Razumowskim. Zbiór ten wielki, dla saméj obszerności swojéj, na uwagę artystów zasługuje. Nie wiemy czy dołączone są do niego jakie objaśnienia i opisy.
Odłamków mniéj więcéj całkowitych posagów greckich, nagrobków, napisów, posążków, bronzów, wielka dosyć jest liczba; wszystkie odkopane w Bulgarji, Olbji, Tauryce, lub okolicach Odessy — Ogromna płaskorzeźba barbaro-scytyjska jakiegoś króla konno wyobrażająca, kamień grobowy Christa Prolomacha wystawujący we dwóch podziałach powrót jego do domu z wyprawy i smierć, zastanawiają. Z niektórych zabytków, których tu opisywać nie będę, zdjąłem rysunki.
Z drobniejszych szczątków, są tu figurynki brązowe z Kerczu, złote ozdoby grobowe także ze staréj Pantikapaci, amfory, diolas, lampy różnych kształtów i dość grubéj roboty, łzawnice szklanne, rączki od Diotas z napisami, figurki małe gliniane, paciórki szklanne, żelezca od strzał, naczynia i t. d.
Płaskorzeźby w ogólności nie są, jakieśmy rzekli, z pięknych czasow Sztuki Greckiej, ale wszystkie napisami lub ksztalty nawet zajmujące, na wszystkich jest typ grecki, widny mimo niedbałéj exekucji grubego wyrobu i zniszczenia, jakim te pamiątki leżąc w ziemi, uległy. Jeden czy dwa kamienie noszą wyraźne napisy świadczące o związkach dawnych greckich tutejszych kolonji: czytamy na nich obok siebie imiona Olbji, Odyssos i t. d. Kapitele rzezane kolumn, odłamıki naczyń w rodzaju etruskich, małe bronzy różnych lat i wartości artystycznéj, składają resztę Muzeum. Są tu także dwa kamienie egyptskie, przysłane przez Clot-Bey’a.
Obok tych dawnych pomników, uderzyło mnie w kącie stojące, uszkodzone trochę marmurowe popiersie Zygmunta III, dosyć pięknéj roboty. Jakim szczególnym trafem ono się tu dostało? Na jednéj ze ścian piérwszéj sali, jest dobra i ciekawa rycina, wyobrażająca śmierć X. Potemkina.
Po piérwszem tém i pobieżnem tylko obejrzeniu głównych przedmiotów Muzeum, udaliśmy się z moim łaskawym przewodnikiem p. A. Skalkowskim do Biblioteki publicznéj, gdzie także znajdują się starożytności ze zbioru Blaramberga. Uczony P. M. Murzakiewicz, zajmujący się obecnie uporządkowaniem Biblioteki miejskiéj, którą objął w zupełnym nieładzie po Włochu Spada; przyjął nas uprzejmie i ukazał co było godném zastanowienia. Zbiór starożytności nabyty przez miasto po Blarambergu, a poźniéj pomnożony, przedstawia wiele rzeczy widzenia godnych; znajdują się tu całkowite lampy starożytne z łańcużkami i przetyczkami, statuetki z gliny wypalanéj. Kości słoniowéj, kamienie nagrobkowe greckie, kamienie egyptskie, polychromy, okryte napisami hieroglyficzneni, amfory, diotas i mnóstwo rączek z napisami, pochodzących z Olbji. Tu się przechowuje i zbiór monet po Blarambergu. Miasto poświęciwszy jednorazowie summę 25,000 rubli na zakład Biblioteki, corocznie przeznaczyło na ten cel jeszcze po 1500. r. Między osobliwościami nowożytnemi Gabinetu jest prosty lichtarz blaszany sławnego Filantropa Howarda.
Oprócz pochodzących z Olbji szczątków starożytnych, są tu i z Włoch przywiezione Etruski i posążki.
Szkoda, że oba zbiory Biblioteki i Muzeum połączyć się nie mogą; pożądaném by to było dla obu. Zapewne Towarzystwo pomyśli kiedy o nabyciu starożytności znajdujących się przy Bibliotece publicznéj.
Biblioteka uboga jeszcze w podróże i dzieła Słowiańszczyznę obchodzące, uboga w dzieła pomocnicze do nauki języków wschodnich; ma natomiast nabyte przez dawnego Bibliotekarza dzieła chińskie, będące tylko przedmiotem ciekawości. Jest nadzieją, że P. Murzakiewicz zajęty uporządkowaniem Biblioteki, zapewni jéj swojém staraniem postępy i zbogacenie na przyszłość. Nikt nad niego lepiéj nie potrafi, o ile środki pozwolą zbogacić tego zbioru.
Z xiąg ciekawych i rzadkich uważałem tylko, podróż Barbara edycji Alda i Ptolomeusza, edycji Serveta.
Biblioteka mieści się w wielkiéj dosyć sali, w gmachu nie daleko posągu X. Richelieu na Bulwarze (gdzie i inne miejskie dykasterje) lokal bardzo zdaje się być wygodny i na terazniejszy stan Biblioteki dostateczny — Z salą, łączy się Gabinet, a poprzedza ją przedsień.
Jak wszędzie, tak tu, formując Bibliotekę początkowo, plan jej naznaczyć wypadało. Niepodobieństwem jest myślić o wielkim encyklopedycznym zbiorze, gdy środków ku zgromadzeniu go braknie; natomiast pewne oddziały Biblioteki szczególną winny zwrócić uwagę. Takim powinienby być oddział Literatur słowiańskich, oddział podróży, krajoznawstwa i nauki języków wschodnich. Cudzoziemcy przybywający do Odessy, mogliby tu oswoić się nieco ze Słowiańszczyzną i lepiéj ją poznać.
J. G. Köhl (często cytowany turysta) odwiedzając tutejszą Bibliotekę i zbiór starożytności przy niéj znajdujący się, wspomina, nie wiem od kogo o tém usłyszawszy, o dwóch nogach, pochodzących jakoby od tronu królów scytyjskich — nie możemy domyślić się z czego powstał ten imaginacyjny tron. Dwie łapy kamienne znajdujące się tu, nie jednakowe, obłamane i zapewne różnego pochodzenia, muszą być szczątkiem jakiego Gryffa starożytnego z Tauryki. Radzibyśmy posłyszeć, jakim sposobem można dowieść, że to są nogi od tronu królow Scytji??
Tu miejsce mówiąc o uczonych badaczach, o dochowanych starożytnych wspomnieniach, powiedzieć nieco, o dawnych osadach greckich, nad brzegami morza czarnego; przedmiocie, niezmiernie zdaniem naszém zajmującym, a tém bardziej interessującym, że go ciągłe badania pracowitych szperaczy, dosyć już wyjaśniły. Historja Taurydy dawnością swą, nie ustępuje żadnéj innej, podania ściągające się do brzegów Euxynu, w dalekiéj i ciemnéj gasną starożytności. Dziewięć wieków exystowała Olbja u brzegów Dniepru i Bohu, a pamięci jéj już nié ma i ledwie ślady małe posady zostały.
Nie piérwszy to raz, życie się silne rozwija na tej ziemi; liczne handlowe osady greckie, poprzedziły nas tutaj; poprzedzili znacznie potém przybyli Genueńczycy i Weneci, nareszcie Tatarzy. Ale jako o jednéj z najdawniejszych i najznakomitszych, mówmy naprzód o Olbji.
Wiadomości nasze o téj osadzie z notat Blaramberga po większéj części, jako najbogatszego wyczerpnięte są źródła; dodaliśmy tylko do nich, co naprędce dało się uzupełniającego wynaleść.[10].
Monety i starożytności olbijskie, jakeśmy wyżéj powiedzieli, przeszły poźniéj częscią do Biblioteki publicznéj, częścią do Muzeum odesskiego. — Rękopisma także tego uczonego, są podobno własnością Towarzystwa starożytności.[11].
Olbia, Olvia, Olbiopolis, założona została u zbiegu rzek Dniepru i Bohu, nad wodami Borysthenesa, w VII wieku przed Chrystusem, przez Milezyjczyków (wychodźców z Miletu). Założenie téj emporji zaszło w czasie Monarchji Medów. Eusebius odnosi początek Olbji do drugiego roku 31 Olympjady, około 655 lat przed Chrystusem (na dziewiętnasty rok panowania Tulliusa Hostiliusa w Rzymie.)
Dano początkową nazwę Miletopolis, ale ta się nie utrzymała; poźniéj zwano ją na przemian Olbją lub miastem Borysthenitów, z powodu położenia u zbiegu rzek Borysthenesa i Hypanis, których połączone Limany, zlewają się z morzem nie daleko dawnego portu Olbji. Ślady ruin tego wielkiego niegdyś i handlowego miasta, dają się postrzegać teraz jeszcze na prawym brzegu Bohu, wedle najpowszechniejszego mniemania, będącego dawném Hyppanis. Ruiny te najbliżéj się dziś znajdują, od sioła zwanego ilińskie i porutin’a, w uroczysku zwaném Sto mogił. Nazwisko Olbiopolis, jedynie postrzegać się daje, na nielicznych monetach i napisach; najczęściej jednak nazwę tę skracano na Olbja. Całkowite nazwanie czyta się na medalach Autonomach, na cesarskich najczęściéj skrócona.
Herodot nie wspomina o Olbji, pisze tylko o mieście Borysthenitów, i o tém, jako Grecy tu osiedli, zowią sąsiednych Scythów, Borysthenitami, a sami siebie Olbjopolitami. Plinius zwie to miasto Olbiopolis; Olbją Pomponjus Mela i Strabo. Rozmaicie wyobrażany na monetach typ Apollina, wystawujących na odwrocie godła tego bóstwa: łuk, lirę, symbole właściwe, oznaczające pomyślność kolonji, kłosy znaczące zbiór obfity zbóż (o których dostatku pisze Herodot) i godła rybołowstwa — upoważniają domysły, że Apollo, opiekun Miletu, był tu także czczony czcią szczególną, pod nazwaniem — Olbio-Ergos, zkądinąd mu już właściwą, a oznaczającą twórcę szczęścia, albo dawcę bogactw. Coby mogło być powodem nazwania miejsca i przyjętego miana dla Emporji u Borysthenesu.
Wyborne urodzajne ziemie i połów ryb (bez kości, jak je mianuje Mela) usprawiedliwiałyby to Rybołowstwo i dziś jeszcze w Limanie bużnym, u slóp ruin Olbji, nie zaniedbane.[12]
Herodot zowie Seytami Georgjanami[13] czyli rolnikami, ludy zajmujące się uprawą roli, zamieszkujące okolicy dość obszerną, nad lewym brzegiem Dniepru. Ci Georgjanie zasilali swemi płody miasto Olbję.
Aroteres[14] Herodota czyli rolnicy, zamieszkujący część górną Dniestru, ożywiali handel Ophius’y, którą Plinius Zowie Tyras; a która wedle jéj położenia na prawym brzegu rzeki, mogła być terazniejszym Akkermanem; — i Nikonium, może gdzie dziś, niewłaściwie nazwany Owidiopol.
Za czasów herodotowych, miasto Olbja, już była w stanie kwitnącym, w wielkiéj pomyślności epoce; utrzymując się tak wedle wszelkiego podobieństwa przez kilka wieków aż do wielkiego najścia Daków, czyli Getów, którzy zniszczyli te okolice, wkrótce po panowaniu Mithrydata Eupatora i rozciągnęli spustoszenia wzdłuż Euxynu, aż do Apollonji w Tracji.
Królowie scytyjscy mieszkali wedle Herodota w krainie około Olbiopolis. Nieszczęśliwy Scytes, syn Greczynki z miasta Istrus[15] wedle niego pobudować kazał w Olbji gmach z białego kamienia, który wyznaczył na mieszkanie kobiécie Borysthenitce, zaślubionéj tutaj. Scyles stał się ofiarą swego przywiązania do Greków i wszystkiego co było greckiém; a wtajemniczenie go do Mysterji bachusowych, kosztowało mu tron i życie. Wypadek ten dziwnie przypomina śmierć mądrego Anacharsysa, Filozofa, który także był synem i bratem Królów scytyjskich jak Scyles, synem Greczynki; zdradzony gdy oddawał cześć i składał ofiarę Cybeli, przebity strzałą w lesie hylejskim, nie daleko terazniejszego Chersonu, z drugiéj strony Borysthenu — Na domiar podobieństwa, Scyles przez brata swego Króla Saulios, a Anacharsys, przez brata także Octomades’a, który po nim w Scytji panował, zabity został.
Poźniejsi pisarze od VII. do XI. wieku przed Erą naszą do Diona Chryzostoma, cytują tylko Olbją, opisując miasta nad morzem czarném położone, obszerniéj się nad nią, nie rozwodząc. Strabo zwie ją sławném targowiskiem, czyli wielkiem miastem handlowém.[16]
Za czasów tego Geografa, miasta Panti, Kapea, Phanagoria, i Dioscurias, były głównemi targami na niewolników. U Scythów jak u innych ludów koczujących, exystowała niewola. Wojując z ludami Kaukazu, z branców wojennych, czyniono niewolników. Główne punkta handlu niémi, były zbiegowiskami różnych ludów. Takiem być musiało i Olbiopolis. Targowisk podolnych, liczy Strabo do siedmiudziesiąt, do Dioscurias. (dziś Ischouria).
Handel zbożowy najzyskowniejszy, miał swoje składy w Olbji, zostającéj jak Teodozja z téj przyczyny w ciągłych stosunkach z Athenami, których niewdzięczna ziemia nic nie rodziła i wyżywić mieszkańców nie mogła.
Sciagani korzystnym handlem futer i skór, greccy kupcy, rozciągali potém handel swój, zapuszczając się w głąb kraju, w ziemię Budynów i Gelonów, kędy już także helleńscy kupcy osiedlali się w mieście z drzewa zbudowaném, drewniane też mającém Świątynie. Tam były składy futer, które odprzedawano Trakom i Melanchlenom; ludom wewnątrz Scytji zamieszkałym.
Przypuszczając wedle podań Herodota, zaprowadzenie karawan handlowych u ludów, znających wnętrze Azji, jako u Skolotów, i związki handlowe w odległych epokach, między mieszkańcami brzegów Euxynu i Indją, dokąd Hippomalgi czyli Nomady (Hamaxolii) szli z wozami; — karawany te nie daleko Olbji formujące się, musiały przechodzić lesistą część Hylei, po nad azowskiém morzem, do brzegów Tanais. Przeszedłszy rzekę u ujscia jéj, wchodziły na wielki step astrachański — przebywając potém, w kierunku północnym, kraje sarmackie, dochodzili do Budynów i Gelonów, gdzie odpoczywali we wspomnianych wyżéj miastach drewnianych. Niektórzy szli stąd w kierunku północo-wschodu i przebywali siedmio-ósmio dniowy step aż do Tyssagetów i Ircenów, nad granice Syberji, używając w drodze dla rozmówienia się z siedmią ludami, które spotykali, siedmiu tłumaczów. Przeszedłszy góry uralskie wchodzili w step Kirgizów i Kałmyków. Tu była, okolica Semipalatna, schronienie; którego mieszkańców, nazywano kapłanami argipeeńskiemi (Kałmucy).
Chociaż Herodot nie tłumaczy powodów tej tak długiéj wędrówki, zdaje się, że tam Karawany musiały się spotykać z innemi Karawanami Wschodu i mieniać towary. Zresztą nie ma wątpliwości, że Grecy znali dobrze Issedonów i Massagelów i ich miny złote.
Stosunki handlowe, mniéj więcéj dowiedzione, portów Enxynu z Baktrjaną i Indjami, przez Cyrus, Arax, morze kaspijskie i Oxus, poźniéj zawiązane, a do nas tu nie należące, wspomnimy tylko. Morze kaspijskie za czasów Herodota musiało już być przebywane, gdy ten pisarz, podając jego długość i szerokość, dzieli je na pewną liczbę dni żeglugi.
Stosunki Olbji z miastami i kolonjami greckiemi, Azji i Europy, dowodzą się monetami Aten, wyspy Eubei, Beotji, Macedonji, Tracji, Taurydy, Paflagonji, Pontu, znajdowanemi w ruinach Olbji, a nadewszystko w Limanie Bohu, gdy wiatry odnosząc wody rzeki ułatwiają poszukiwanie ich wieśniakom okolicznym, w mułach i glinie ziemi, osuniętéj z wysokości, na której stało miasto. Ziemia ta ciągle się obrywa i opada.
Psephisme czyli postanowienie (wyrok) przez radę i lud Olbiopolis uczynione, mocą którego przyznano złoty wieniec Archontowi Eponymowi Theoklesowi synowi Satyrusa, zmarłemu nim skończył urzędowanie; — cytuje miasto będące w stosunkach z Olbją, które zarówno chciało uczcić pamięć Theoklesa i wieniec mu podobny przyznało[17]. Napis ten wnioskując ze kształtu liter, pochodzi z piérwszego wieku przed Chrystusem, z czasów przed napadami Gotów, którzy wkrótce potém najechali Olbję i inne miasta nadeuxyńskie, aż do Apollonji.
Ten napis dowodzi, że stosunki ówczesne Olbji, były ograniczone do miast nad Propontidą i Euxynen, wyjąwszy metropolis Milet. Oto w jakim porządku cytuje miasta Psephisme: Heraklea, Tomi, Milet, Chersones, Nikomedja, Byzancium, Prusa, Istrus, Sinope, w końcu Pana, która zdaje się zależała od Byzancium, jeśli to nie omyłka pisarza ΠΑΝΩΝ zamiast ΤΙΑΝΩΝ co najpewniej być może.
W czasach Retora Djona, w okolicy Olbji zapewne na brzegu lewym Limanu dnieprowego, równie jak dziś znajdowało się wiele soli, którą kupowały narody barbarzyńskie, także Grecy i Scytowie mieszkający w Chersonezie tauryckim.
Ryby, które tak często trafiają się na monetach Olbji, musiały także stanowić ważny artykuł jéj handlu.
Wedle Diona Retora, Olbiopolici wcale się nie zajmowali Literaturą, żyjąc sami wśród dziczy, grecki ich nawet język był popsuty, co dowodzą napisy, będące mieszaniną różnych dyalektów. Używali Kalendarza ateńskiego, gdy w Pantikapei, macedoński był przyjęty. Czytali i kochali się w Homerze, uczyli się Platona, Swidas cytuje Polidoniusa z Olbiopolis, Sofistę, Historyka i Geografa, który kontynuował Polybiusa: Scholiasta Denisa Geografa czyli Periegela, przywodzi Menandra Borysthenitę.
Cynik Bion, naprzód uczeń Kralesa, potém Teofrasta Perypatetyka, był z miasta Borysthenitów, to jest Olbiopolis. Sektator bezbożnéj nauki Teodora, którego ohydne zasady roznosił, zostawił jednak maxymy niektóre wyborne, zachowane nam przez Diona Laërcjusa.
Olbiopolici niektórzy uczyli się na pamięć Iljady i śpiéwali ją idąc do boju, czcili nad innych Achillesa, wznosili mu świątynie, mieli igrzyska na część jego ustanowione i zwali go ΠΟΝΤΑΡΧΣ, czyli panem Pontu, składali mu ofiary: (ΧΑΡΙΣΤΗΡΙΑ, dowodem czego są dwa napisy z Gabinetu Blaramberga. —
Ze świątyń w Olbiopolis, różnym bóstwom poświęconych, jedna wzniesiona była Jupiterowi, i ta służyła za miejsce schadzki zgromadzeń, gdy się na narady zbierano w sprawach publicznych, pisze Dion Chryzostomus.
Obchodzenie swiąt dyonizjackich, czyli bachusowych, o których pisze Herodot, w miejscu opisującém śmierć Scylesa króla Scytów, dowodzi exystencji świątyni Bożka tego w Olbji. Cytują także Swiątynie Cerery na promontorium Hippolcon, niżéj Olbji, na przeciwnym brzegu Bohu. Ołtarz czyli trójnóg z czapkami Dioskurów na medalach tego miasta, dowodzi czci Kastora i Polluxa, albo może być tylko śladem stosunków Olbji z Dioskurias. Brama zwana wrotami Epidauru; zdaje się gdzieś w blizkości oznajmować świątynię Eskulapa, co mogłaby potwierdzać płaskorzeźba olbijska, wystawująca ofiarę temu Bożkowi czynioną.
Apollon Ithypore, czyli drogi prawéj, (atrybut Apollina Archegetesa założyciela i przewodzcy wszelkich kolonji u Greków) miał też świątynie w Olbji, któréj napis zachowany w Nikołajewie wspominający o odnowieniu; dowodzi exystencji.
Co się tyczy Sztuki, szczątki Architektury do nas doszłe, kilka płaskorzeźb i posągów obłamanych dosyć pięknego stylu, a bardziej jeszcze liczne roboty gliniane, których kawałki są czasem cudnie wypracowane; dowodzą, że Olbiopolici nie zostali w tyle od innych kolonji greckich w Azji i Europie, pod tym względem. Monety ich, po większéj części wytrzymują porównanie z monetami innych miast greckich. Co się tyczy robót glyptycznych, kornalina wystawująca w wyżłobieniu (en creux) Fortunę, gorsza jest w porównaniu, od robót garncarskich Olbji. Garncarze bowiem byli bardzo wprawni i umieli nie tylko wytworne dawać naczyniom kształty, ale i różnego koloru i rodzaju, pokosty, poléwy, emalje. Między niémi daje się spostrzegać podobna, do poléwy zwanej purpuriną.
O administracji Kolonji téj, nigdzie nic nie mamy pewnego, domyślać się tylko porzeba, z napisów Dekretów czyli Psephisme miasta, o sposobie zarządu. Dekreta te (postanowienia) wychodziły od Rady i Ludu (Η ΒΟVΛΕΚΑΙ Ο ΔΗΜΟΣ.)
Archontowie o których wspominają liczne szczątki inskrypcji, musieli być w liczbie pięciu, z tych piérwszy, dawał jako Eponymos, imię swoje fastom miasta. W napisach (ΕΠΙΓΡΑΜΜΑΤΑ) towarzyszących ofiarom (ex voto ΧΑΡΙCΤΗΠΙΑ ί ΑΝΑΘΗΜΑΤΑ) są częste wzmianki o Strategach (najczęściéj w liczbie pięciu, czteréj podlegali jednemu najwyższemu) czyniących ofiary Apollinowi opiekunowi; zapewne po jakim zwycięztwie (albo z innego jakiego powodu) ofiary te były: naszyjnik złoty, posąg zwycięzstwa takiż, albo na podstawie srebrnéj — Składały one dziękczynienie za pomyslność miasta i własne Strategów ocalenie. Ci Strategowie jak ich imię pokazuje, byli to naczelnicy wojenni; władza ich jednak zdaje się, rozciągała się do pewnych części administracji w czasie pokoju nawet.
Psephisme Olbiopolitów na cześć obywatela imieniem Protogenesa, daje datę czyli chronologiczny fakt, z czasu, kiedy ofiarnikami byli Herodos, potém Plistark. Mówi ono o Archontach, i o siedmiu mężach.
(οι ΕΠΤΑ Septemoiri) składających jakąś Radę, nie wiadomo jednak jaką.
Zbiór rączek (anses) od Diotos, czyli Amfor odłamanych z napisami, które pozbiérał Blaramberg, daje wielką ilość imion Astynomów. Nie wiadomo o ile znaczeniu tego wyrazu, odpowiadała ich władza (ἅσν miasto νόμος prawo, rząd) i czy ich obowiązki podobne były do Astynemów ateńskich, którzy wyłącznie naglądali na muzykę i śpiewaczki, kobiéty grające na różnych instrumentach. Może być że mieli funkcje podobne do Edylów kurulskich w Rzymie.
Napis na tablicy marmurowéj znalezionéj w Olbji, przekonywa także o exystencji przełożonych nad targami publicznemi, czyli Agoranomów; którzy (w liczbie czterech) składali ofiarę Hermesowi czyli Merkuremu targowemu (ΗΡΜΕΙ ΑΓΟΡΑΙΩ) posąg srébrny zwycięztwa. Napisy innych psephismów (postanowień) dowodzą pięknych czynów Obywatelskich; Teoklesa, Herosona Protogenesa i objawiają o ofiarach tego ostatniego dla ojczyzny, a razem o wdzięczności Olbiopolitów i czci, jaką mieli dla dobroczyńców miasta. Wieniec złoty postanowiony dla innych, psephisme młodemu Dadusowi synowi Tumbagusa po jego śmierci, w chwili pogrzebu przez Radę i Lud Olbji; przekonywają jaką cenę przywiązywano do talentów i moralnych przymiotów, nawet w młodzieży; co z nich jeszcze użytku dla społeczeństwa, uczynić, czasu i zręczności nie miała.
Dekret Byzantinów, daje nam pochwały na jakie zasłużyli obywatele Olbji Ababus i Orontes syn jego, jest razem pamiątką czci, jaką im wyrządzili Byzantyjcy.
U Makrobiusa znajdujemy, że gdy jakiś Zopyrion obległ Olbję, mieszkancy otwarli swą xiegę obywateli i zapisali do niéj niewolników i obcych nawet przyjezdnych.
Psephysma Protogenesa mówi o zniszczeniu swiéżem barbarzyńców, i wytępieniu niewolników i obcych, nazwanych w napisie Mixellenas, którzy osiedleni byli na wysokościach blizkich Olbji i połączyli się dla obrony tego miasta, z jéj mieszkańcami, i obywatelami. Okolica ta już za czasów herodotowych zamieszkana była przez Greków obcych, którzy zmięszali się potém ze Scytami i pożenili z kobiétani tego narodu.
Po porcie Borysthenitów, powiada Herodot, piérwszy lud który spotykany, są Callipidi Greko-Scyci. Callipidi za czasów Pomponjusa Meli rozciągali się do rzeki Axias, (zdaje się Teligut dziś tylko Liman, jako i Berezan, który ma być Rhodanem v. Rhodus Pliniusa).
Obraz stanu biednéj, zniszczonéj Olbji, rozwalonych jéj murów obronnych i zupełnéj ruiny, w epoce napisu tego, całkowicie się zgadza z opisem Diona, i zdaje się nie wiele być poźniejszym od mowy jego. Betor ten w początku panowania Trajana, znalazł ulice Olbji rozwalone i rozsypane, mury nizkie i słabe, wieże daleko od mieszkań odsunięte, świątynie i gmachy z posągami potłuczonemi i popsutemi.
Napis na cześć Prologenesa syna Herosena, wzmiankuje o odbudowaniu kosztem jego dwóch wież, (których dziś widne jeszcze ruiny —) i części murów miasta. Posady tych dwóch wież nazwanych w napisie Cathetoor i Posios, nie dawno jeszcze exystowaly, ale chłopi kamienie z nich na swoje budowy pobrali i zostały tylko pagórki gruzu, jakby dwie mogiły. W okolicy saméj mnóstwo tumulus (mogił) dały temu uroczysku terazniejsze nazwanie Sto-mogil (Сто могилъ) Tenże napis wspomina bramy zwane Amaxitos (czyli wozowe) i Epidauru etc.
W mowie Diona Chryzostoma, noszącéj nazwę Oratio Borysthenica, którą poczyna od opisu podróży do Olbji czyli miasta Borysthenitów i przywoszi między innemi, szczegóły rozmowy swojéj z dwóma tamtejszymi mieszkańcami, z których jeden musiał być Strateges, Astynomos, lub innym jakim urzędnikiem; i drugim, któremu wielką powagę i wziętość u swoich przyznaje, zowiąc go Rhoson czyli Heroson. Oprócz napisu, w którym wspomniany jest Heroson (ΗΡΟΣΩΝ) Archont, Psephysma wzmiankowane czyni wiadomo o usługach Herosona ojca Protogenesa, pod względem spraw skarbu publicznego i innych. Przypuszczając że Heroson Diona i napisu, są jednym, (co być może) napis datowałby z panowania Antoninów. Antonius Pius wspomagał Borystenitów, tak, że z pomocą jego mogli uzyskać zwycięztwo nad nieprzyjaciółmi i wziąść od nich zakładników.
Julius Capitolinus, który o tém pisze: wzmiankuje tylko Tauro-Seytów, ale zdaje się, że Galato Skordyski pomięszani z innemi ludy barbarzyńskiemi zamieszkującemi Sarmację europejską, uczynili przymierze ze Scyrrami na zagładę Olbji. Podobno że sami Galaci, półwiekiem wprzód zrabowali miasto Istrus, założone razem z Olbją.
Psephysma nasze mówi o tém połączeniu Galatów ze Scyrrami, którego skutków lękali się już Olbiopolici. — Seyrrowie (ΣΚΙΡΟΙ) wedle Jornandesa należeli do plemienia Alanów. Te ludy, koczujące, nastąpiwszy w naszych południowych stronach, po Sarmatach Jazygach, którzy przeszli do terazniejszych Węgier za panowania Trajana; wypedzeni sami ztąd zostali przez Gotow, (którzy około końca III wieku po Chrystusie, budowali łodzie na Dniestrze i Dnieprze i niémi puszczali się na grabieże aż do Azji mniejszéj.) Odtąd nie ma już mowy nigdzie o miastach greckich Tyras i kolonji Borysthenitów; bo co pisze o Olbji Ammian Marcellin (wspominając i o Teodozji, jakby exystowała za jego czasów). Stephan byzantyjski, Prokop i Jornandes, jest oczéwiście przepisane tylko z dawniejszych.
Wedle chronologji Euzebiusa założenie Olbji, wypadłoby na drugi rok 51 Olympjady, to jest: 655 lat, przed Erą naszą. Z drugiéj strony, gdybyśmy przypuścili, że Seylax z Kariandu w swoim Peryplu nie mówi o Olbji, dla tego, że nie exystowała w czasie expedycji Darjusa do Scytji — trzebaby dowieść, że ten Scylax, autor podróży w koło znanego wówczas świata, był tymże, który żył za Darjusza syna Histaspa (co się nie godzi z rzeczami w Peryplu wzmiankowanémi, bo w nim mianuje Ateńczyka Callistratesa, który żył poźniéj po Darjuszu, mówi o Datonie w Tracji, zbudowanym przez niego w czasie wygnania pod panowaniem Darjusa Notha). Data więc piérwsza założenia Olbji, zda się pewniejsza.
Epokę upadku drugiego i ostatniego, to jest wyjścia ztąd Greków, okazują w pewien sposób monety, jakie się w Olbji znajdują (poźniejsze monety olbijskie, stają się imperjalnemi, począwszy od czasów Septima Severa) — kończą się one na Alexandrze Sewerze i Julji Mammea. Trwała więc Olbja IX wieków, a kwitła aż do najścia i zniszczenia Getów czyli Daków, w VI wieku po założeniu swojém. Potém znowu się w niéj Grecy osiedlili powtórnie, ale widać z Diona Chryzostoma i napisów, że nie dościgli już dawnego stanu świetności.
Psephysma Protogenesa wzmiankuje króla barbarzyńców Setafarna (CΑΙΤΑΦΑΡΝΟΣ) któremu dań płacili Olbiopolici; Dion mówi o Zameczku (zowie go Alector), klóry należeć miał do królowéj sarmackiéj. Zameczek ten musiał być położony (wedle opisu miejsc) gdzie Baterja Hassan-Paszy w Oczakowie.
Rzadki medal gabinetu Blaramberga dowodzi, że Król Scylurus, zwyciężony potém przez Diophantesa, dowodzcę Mitrydata, zmusił Olbiopolitów, bić monetę ze swym wizerunkiem.
Ze wszystkiego tego widzimy, czém była Olbja, i jakie jéj znaczenie w rzędzie kolonji brzegów morza czarnego — Bez wątpienia była ona główném targowiskiem, składała się z Greków i Greko-Scytów, osiadłych tu i nieco zbarbaryzowanych, a jednak tęskne oczy ku Matce ojczyznie zwracających, zachowujących jéj zwyczaje, jéj (choć połamany) język. Rządzona przez Archontów, Strategów, Astynomów, broniona w razie napadu przez wszystkich, nawet przez obcych, którym niebezpieczeństwo dawało prawo obywatelstwa, zniszczona wreszcie podwojnym zalewem Getów-Daków. W pomnikach Sztuki olbijskich, znać oddalenie od Grecji[18]. Garncarskie nawet roboty, które tak chwali Blaramberg, (może nawet za nadto) nie wiele się odznaczają. Juno, gliniany posążek w Bibliotece, exekucji wcale nie pięknéj, pomysłem tylko draperji zastanawia i układem ich.
Przebywszy rozmaite koleje, kolonja ta wreszcie znikła zalana ludami barbarzyńskiémi co ją otaczały. Zapewne w ostatnich czasach exystencji, zmniejszona ludność grecka, która dawniéj barbarzyńców ustraszała, zmniejszony handel, który szanować Olbiopolitów nakazywał dla własnego interessu; ułatwiły ostateczną zagubę osady.
Zrobim tu uwagę, mówiąc o Olbji, że w położeniu miejsc starożytnym znanych i przez nich opisywanych, że nawet na przestrzeni od Dniepru do Dniestru, którą my tutaj szczególnie na uwadze mamy; nié ma jeszcze nic pewnego i stałego w sposobie determinowania, gdzie leżały miasta i osady, jak które nazywano rzeki. Swiéżo P. Nadieżdin wywrócił powszechnie przyjęte mniemanie o Borysthenesie i Hippanisie.
Za Hippanis bierze on Teligół (soloua woda po turecku) a Boh właściwy dotąd zwany Hippanis, lącząc w jedno z Borysthenem; gdyż tak wedle P. N. uważać mieli te rzeki i nazywać starożytni.
Hyppothezy P. Nadieżdina bardzo uczonemi dowody poparte, nie zdają się nam jednak ostatecznie rzeczy rozstrzygać.
Gdy mowa o starożytnych osadach, weźmijmy jeszcze Perypl Arriana i wejrzyjmy na miejsca od Dniepru do Dniestru leżące[19] objaśniając, gdzie mianowicie nazwy starożytne i do czego stosowały się.
— „Od Eona pisze Arrian, do rzeki βορυςθεωης 15 stadjów. Przy Borysthenie, płynąc w górę, stoi miasto greckie Olbia. ὈΛβια.
Od Borysthenu do nie wielkiego, nie zaludnionego Ostrowu 60 stadjów. (Borysthen Insula, teraz Berczan, po turecku Ada. Grecy pontyjscy poświęcili go Achillesowi. Swiątynie i odłamki napisów świadczyły i świadczą o czci oddawanej Ακίλλει Πονταπκηί Tu znaleziony kamień o którym wyżéj cytowaliśmy zdanie Blaramberga; wnoszącego, że Berczan, należał do territorium Olbjopolitów).
„Ztąd do Ὀδησσὸς 80 stadji; w Odessos jest port dla okrętów. (Z tych zapewne słów, ktoś nieuważnie i prędko wniosł, że terazniejsza Odessa, była gdzie Arrian kładnie stare Odessos, ale miejsce to jest wyżéj. Tu opuścił Arrian wielki Liman, u zbiegu rzek Berczan i Sassyk, znajomy Plinjuszowi, pod nazwą sagarykskiego Zalewu. O Odessos pisze Plinius (X. IV. c. 26.) „daléj za Tyraz (Dniestr) jest Aksiaki, naród nazwany od rzeki, za nim rzeka Rodos, zalew sagarykski, port Ordessus“ Rzeka Aksiak stanowi dziś teligulski Liman, z którego lewej strony, był Odissos, czyli Ordessus, nie daleko wsi Koblewki o 45 werst od Odessy terazniejszéj. — Tu Arrian znowu wedle bezimiennego autora Peryplu, opuszcza o 160 sladjów od Odissos, grecką osadę Skopelos, która wychodzi na terazniejszą stację pocztową dofinowską od Odessy o 18 wiorst blizko ujścia Limanu, mały Adżalik.)
„Za Odyssos jest port Istrian (Ἰστριανῦν) do którego jest 250 sladji (To jest wlaściwie miejsce gdzie był Chadzi Bey, a potém stanęła Odessa. Ptolomeus mieści tu miasto dawne Fiska, Blaramberg i Stempkowski, widzą miejsce kotwicowe (anerage) dla greckich okrętów i zowią z Arrianem, portem Istrjan.)
„Za tém następuje port Isiakon (Ἰςιᾳκῶν) do niego 50 stad. (Arrian znowu tu opuscił Dniestr (Tyras — (Tyres Herodota) miasta tu stojące Nikonion, Ofiuzę vel Tyras (gdzie dziś Akkerman i Owidiopol), wsi, osady Ermonaxos i Neoptolema Basztę. O Nikonji i Ofijuzie ma Strabo (X. VII. 306) „płynąc w górę rzeką Tyras o 140 stadjów spotyka się miasta Nikoria na prawym, a Οσιεδα na lewym brzegu, ale mieszkańcy tutejsi liczą tylko od ujścia rzeki do miasta 120 stadjów. Gdzie Hikonja teraz zle nazwany Owidiopol, gdzie Ofjuza, Akkerman.
Świadczy Seymnus Chius i Plinius (X. IV. c. 11.) Stefan byzantyjski, ze Ofjuza zwała się Tyras od rzeki tego imienia guzie i Herodot mieści Tyritów (X. IV c. 51.) To nazwanie spotyka się na monetach ΤΥΡΑΝΩΝ.
O wsi Ermonaxos i Neoptolema baszcie, pisze Strabo (X. VII. 506.) „przy ujściu rzeki Tyras jest Baszta którą zowią Neoptolema. (Ποργος νεοπτολεμε) i wieś Ermonaktos (κώνβ ερμώνακτος)
Tak biorąc tylko przestrzeń od Dniepru i Oczakowa, znajdujemy — Alector, gdzie Oczaków, Olbja, wyspę Borysten i Berczan; Odyssos, osadę Skopelos, Fiska, Nikonion, Ofiuzę v. Tyras, Ermonaxos i haszlę Neoptolema.
Iluż to przemianom uległy te miejsca, ile już ludów karmiły; ile razy puste i zaludniane na przemian, handlowe i barbarzyńskie, oświecone i dzikie. Jakże ta ziemia nié ma zajmować silnie każdego, kto ją dolknie stopą?
W Peryplu wydanym przez Jana Potockiego, opisanie tutejszych wybrzeży[20] począwszy od Mauro-Castro-Moncastro (Białogród-Akkerman) step między Dniestrem a Kagalnikiem zwano i pisanych na starych mappach Liginestra — La Ginestra — Langistra, Lasmestra, Lazinesta — Zinesta; zapewne od la Sinestra (lewa strona Dniestru, dalszy step — Flor d’Lisso — Flor de lix (wedle Potockiego między Kujalnikiem a Teligołem) daléj jeszcze Barbarese (Barbarexe) między Teligołem a Bohem — Grote de Toni, około Głubokiéj — Porto di Bovo i t. d. Perypl ten nic nas prawie o stanie kraju, w czasie gdy tu osady genueńskie zastąpiły greckice nie naucza, i zkądinąd także, mało bardzo o tém wiémy. Najlepszém w tym przedmiocie, co do Krymu mianowicie, dziełem, jest wydane przez tylekroć wspomnianego tu już Prof. Murzakiewicza — O osadach genueńskich w Krymie.[21].
Czém w ostatku stepy te i wybrzeże były za posiadania ich polsko-litewskiego, jużeśmy wyżéj nieco napomknęli. — To pewna, że Polska nie mogła skorzystać z kraju, który chwilowo tylko posiadła. Całe usiłowanie Rządu i prywatnych obywateli: Jazłowieckich, Koniecpolskich, Wiśniowieckich, rozbijało się o przeciw działające siły Turcji — Morze stało puste bez handlu; a jeśli Polacy wiedli swoją pszenicę do Cypru, to chyba za pozwoleniem i w czasie pokoju z Turcją. A Polska z Portą nigdy prawie w przyjaznych stosunkach lat kilku nie wytrwała, bo Tatarzy i Kozacy, byli szkopułem o który rozbijały się wszystkie traktaty. — Polska też zaprzątniona innemi sprawy; wiecznie w boju z sąsiadami, nie mogła nigdy zwrócić baczności na ważność posiadanéj ziemi i silnie się wzrostem jéj zaprzątnąć. Prywatni posiadający tu ziemie, mniéj jeszcze uczynić mogli, sami tu nie mieszkając. Tak posiadanie polsko-litewskie, nie wydało tu prawie owoców, nie odznaczyło się postępami i siłą organizującą. Głuche wzmianki o wysyłaniu pszenicy podolskiéj do Cypru, dowodzą tylko, że korzystano z chwil swobodniejszych: ale po zdobyciu Konstantynopola, położenie tych prowincji, coraz a coraz krytyczniejszém się stawało. Tatarzy niegdyś przez Olgerda wyciśnieni ze stepu za Dniestr i Dniepr, znowu potém na mało zaludniony step wciskać się zaczęli. — Napróżno w Daszkowie (Oczakowie) trzymano straże, próżno pilnowano się od Podola, zakreślano granice i sypano kopce. Tatarzy naprzód za opłatą ze stadami się wcisnąwszy, posypawszy mogiły, założywszy zimowiska w Bałkach, już ztąd wyparować się nie dali; a to powolne zdobycie, koleją czasu przeszło w posiadanie prawie bezsprzeczne. Jeszcze w XVI wieku Zygmunt I. dopominał się Oczakowa, rościli Koniecpolscy i Jazłowieccy pretensje do nadanych im ziem; ale wkrótce ze wzmagającą się zuchwałością tatarską ustąpić w milczeniu musieli, a bogdajby Tatarzy tylko spokojnie tam siedzieć chcieli, chętnieby im i stepu i morskich wyrzeczono się brzegów.
Była jednak chwila od XIV do XV w., w któréj step ten będący pod polskiém władaniem zakwitał. Koniecpolskich osady na sotnie liczyły wsi i miasta, Jazłowieccy W XV w. upierali się o Chadži Bey z przysypiskami i ze świadectw pisannych widno, że w chwili téj, która stanowila między Polską a Tatary — kto de facto step obejmie; Polska już się zabiérała zaludniać go, i byłaby zaludniła, gdyby nie tysiączne inne zajęcia rozprzęgające jéj siły, na wszystkie strony, wojny i ruchy.
Między przyczynami dla których Polska skorzystać z posiadania stepu i brzegów morza czarnego nie mogła, ani upewnić tu swego panowania; — należy dodać nieszczęsną formę rządu i zbyt wielką władzę i siły prywatnych ludzi, co często szli przeciw myśli jego. Step w ręku i posiadaniu możnych panów polskich, tém samém zależał najpiérwéj od nich; a jak skoro oni nie mogli lub nie chcieli utrzymywać się w nim przeciw Tatarom, ciągle wojując — musiał pójść w końcu w ręce Nogajów.
Tak się i stało nareszcie. W początkach XVII wieku, już nie myśląc o opłacie dani, Ordy nie pastwisk szukały w stepach między Dnieprem a Dniestrem, ale rozwinęły swoje zimowe auły po bałkach, zajęły kraj i spoglądały na Podole, na Ruś polską, bo im ztąd wygodnie na nie napadać było. — Ztąd trzema szlaki chodziły tatarskie zagony w Polskę i Litwę.
Trzy te szlaki napadów tatarskich, na Ukrainę i Podole, Ruś[22] były: kuczmański, czarny Szlak i tak zwany wołoski. Schodziły się one pode Lwów (Ili u Turków zwany) Kuczmański od Oczakowa (u Turków Dniepr i Oczaków zwał się Uzu) na Czapczakléj, Sawrań, Kodemę, przez Kuczmań rzekę do Bohu wpadającą, przez Szarawkę wiódł do Lwowa czarny od lasu czarnego w polach po lewéj stronie Dniepru, gdzie się Tatarzy przeprawiwszy przez Dniepr taili póki się zebrali wszyscy — na Tarhowisko, Tomahówkę, Czerkasy, Kaniów, Kijow, Cudniów, Połonne, Zastaw, Łuck, Sokal do Lwowa. Wołoski szlak ode Lwowa na Buczacz, Skałę, Zynków, przez stepy około źródeł Uszycy, Drwań i Ruszawę, przez Dniestr w Wołoszczyznę, (Bessarabją) Budżak. Sarnicki pisze, że ustanowiony był strażniki, co pilnował ukazania się Tatarów i dawał o nich znać Hetmanom polskim. Inni wzmiankują o wielkiej nawale ptaków, które ze stepów wygnane, ruszając się dawały znać o Tatarach na Podolu i Ukrainie. Piérwsze Kozactwo o którem wspominają dzieje polskie, zdaje się na odparcie Tatarów wyłącznie przeznaczone, między Oczakowem a Bialogrodem czatowało; pod Oczaków sam zapędzało się na karawany Tatarów i Turków zasiadając i one napadając.
Była chwila, że Polska może się pozbyć mogla na zawsze nie miłych i wiecznie grożących swą swawolą sąsiadów, gdy dla widoków polityki, sam Sułtan w r. 1532 wzywał króla Zygmunta I. do połączenia się z nim wspólnego przeciw Carzykowi perekopskiemu; o czém Król do panów Rad koronnych pisał listy, ale to na niczem spełzło[23]. Nie mamy tu potrzeby przypominać, że gdyby duch Witolda ożywiał jego następców, władza jaką on pomimo klęski odniesionéj nad Worsklą, uzyskać potrafił nad Tatarami; mogłaby ich utrzymać w podległości Polsce i Litwie, podległości, która exystowała do czasów Kazimierza Jagiellończyka, wedle świadectwa Chalcondylasa.
Beauplan w swym opisie Ukrainy, zostawił nam[24] nieco wiadomości o stanie stepu, którego historja nas zajmuje „Jezioro Teligul, powiada on, ma ośm mil długości, a szerokości siódmą lub ósmą część mili i Peresyp od natury tu wysypany na morskim brzegu, nie daje mu łączyć się z niém. Jezioro to tak obfite w rybę, że stojąca woda, śmierdzi od niéj nieznośnie.
„Jezioro Kujalnik, leży od morza nie dalej nad dwa tysiące kroków, także obfite w ryby jak i teligulskie. Rybacy przybywają tu daléj, niż o pięćdziesiąt mil, łowić karpie i szczupaki wielkości niezwykłej.“
„Białogród leży u Dniestru i t. d. Opisuje potém Kilję i Budżak. Beauplan zostawił nam także, najlepsze z owego czasu opisy Tatarów, ich sposobu życia, obyczajów, napadów; a chociaż znać w nim czas w którym pisał i właściwe mu przesądy, niemniej jednak opisanie Beauplana daje ważne i później potwierdzone o Nogajcach wieści.
„Tatarowie“ pisze on, „jak psy i inne zwierzęta, rodzą się slepi (mniemanie to już z pogardy poszło, już z maleńkich oczu tatarskich) wzrostu są mniéj niż średniego (najwyżsi z nich u nas byliby ludźmi zwykłego wzrostu); wszyscy w ogólności są zbudowani krępo i silnie, brzuch tłusty, plecy szerokie, szyja krótka, głowa ogromna, twarz prawie okrągła, łeb goły, oczy czarne i wązkie, nos krótki, gęba nie wielka, zęby białe jak kość słoniowa, płeć smagława, włos czarny jak smoła, a gruby jak na końskiéj grzywie; krócej mówiąc: rysy ich twarzy, wcale odmienne od naszych. Tatara poznasz na pierwsze wejrzenie ze wzrostu i powierzchowności — podobni są do Karaibów i Indjan żyjących w Ameryce przy Maranian. Wszyscy są żołniérzami tęgimi i odważnymi, przywykli od dzieciństwa gardzić trudem i niewygodą, od siedmiu lat porzucają swoje Kantary (jurty na dwóch kołach) spią pod gołem niebem, a jedzą tylko to, co ubiją strzałami, nie dostając nic od rodziców. Tak od dzieciństwa nauczywszy się strzelać celnie, we dwunastym roku, już ciągną w pole, przeciw nieprzyjacielowi. Tatarki codzień kąpią swe dzieci w słonéj wodzie, ażeby im skóra zgrubiała, i stała się nieczułą na chłód w przypadku przeprawy w zimie przez rzeki.
Tu mowa o dwóch pokoleniach Tatarów: Nogajach i Krymcach. Ostatni, jakeśmy mówili, mieszkają na półwyspie morza czarnego, znanéj pod nazwiskiem tauryckiéj Scytji.
Nogajcy dzielą się na większych i mniejszych Nogajców, i ci równie jak drudzy nie znają wygod życia społecznego, koczują miedzy Donem a Kubaniem; niektórzy uznają nad sobą władzę Chana krymskiego; drudzy podlegają Moskwie, inni są zupełnie niepodlegli. Nogajcy nie tak są szlachetni jak Krymcy, ale Krymcy nie tak odważni, jak Tatarowie budżaccy.
Odzież tatarską stanowią: kurtka bawełniana, koszula pokrywająca ciało na pół stopy niżéj pasa, szarawary czasem sukienne, częściéj pstre bawełniane. Możniejsi noszą pstry bawełniany kaftan, a na wierzch jego wdziewają kaſtan sukienny, podbity lisiem albo sobolem futrem; głowę pokrywają futrzaną czapką, bóty noszę czerwone safjanowe, ale bez ostróg. Prości Tatarowie narzucają na plecy kożuch barani, który zimą noszą szerścią wewnątrz, a latem na dészez szerscią na wierzch. Spotkawszy ich w tém odzieniu niespodzianie w polu, zlękniesz się myśląc, żeś przydybał białego niedzwiedzia, co się przypił do końskiego grzbietu. Tak samo używają oni czapek baranich.
Tatarowie uzbrojeni są szablą, łukiem i kołczanem z ośmnastu do dwudziestu strzał, u pasa wiszą: nóż, krzesiwo do robienia ognia, szydło i pięć lub sześć sążni rzemiennych sznurów, do wiązania jeńców. Każdy z nich ma norymberską bussolę (??) Dostatniejsi tylko noszą kołczugi, reszta idzie na wojnę, jak stoi. Są bardzo odważni, i zręczni na koniach, choć zle na nich siedzą, zginając kolana dla krótkich strzemion. Konny Tatarzyn podobny jest do małpy, siedzącéj na psie gończym. Z tém wszystkiém zręczność i zwinność Tatarów, są zadziwiające.
W całym pędzie biegnąc, przeskakują ze zmęczonego konia, na powodowego i tak uciekają od nieprzyjaciół. Koń nie czując na sobie jezdzca, natychmiast przebiega na prawo i równa się do linji, aby pan w przypadku potrzeby, mógł znowu wskoczyć na niego. Tak to ich konie panom służyć umieją. Tatarskie konie prócz tego znoszą prawie nie do uwierzenia trudy. Niezgrabne tylko i brzydkie na oko ich bachmaty (tak nazywają je Tatarzy) są w stanie przebiedz bez oddechu dwadzieścia lub trzydzieści mil. Gęsta grzywa i ogon zamiatają ziemię — Wszyscy w ogólności Tatarowie niższego stanu, nie wyjmując koczujących, karmią się nie chlebem, który tylko u nas będąc jedzą, lecz kobylem mięsem, przekładając je nad wołowe, i koziem a owczém, (baraniny nie znają).
Należy tu dodać, że Tatar zarzyna na pokarm, tylko chorego konia, który się już na nic nie przydał. Nawet gdy koń sam zdechnie z jakiejkolwiek choroby, Tatarzyn pewnie, nie wzdrygnie się zjeść padło. W czasie pochodów tenże pokarm mają, po dziesięciu się składając. Biorą oni konia wymęczonego i ubijają: jeśli mają mąkę, rozmieszają ją ręką z krwią końską (tak jak u nas na kiszki) potém kładną tę mięszaninę w kocioł, gotują i jedzą jak najwyborniejszy przysmak. Mięso rozrąbują na cztéry części, trzy ćwierci rozdaja, a jedną zadnią cwierć zostawują dla siebie. Rozerznąwszy część mięsistszą, na wielkie kawały; na cal lub półtora grube, kładną po jednym na grzbiet koński pod siodło i zaciągnąwszy mocno popręgi, pędzą się dwie lub trzy godziny, jadąc daléj z towarzyszami i potém zdejmują siodło, przewracają mięso, moczą w pianie, którą palcami zgarniają ze zmęczonych koni, aby mięso nie utraciło soczystości, i znowu siodłają konia, znowu jadą przez dwie lub trzy godziny; poczém wysmienita potrawa, dla nich gotowa.
Pozostałe części gotują w kotle z nie wielką ilością soli, nie szumując w przeciwnym bowiem razie, zdaniem Tatarów, mięso traci soczystość i pożywność. Oto czém się te narody karmią. Czystą wodę piją tylko wówczas, gdy na nią natrafią, co rzadko się zdarza; w zimie używają tylko sniegowéj. Murzowie to jest szlachta i inni zamożni Tatarowie, którzy mają klacze, piją kobyle mléko, zamiast wódki i wina. U nich nic nie przepada. Końskiem sadłem przyprawują jęczmienną, prosianą i hréczaną kaszę; ze skóry zręcznie plotą sznury, robią siodła, uzdy i nahajki, którémi w miejscu ostróg poganiają konie. Zostający w domu Tatarzy jedzą mięso owcze; kozlęce, kurze i inną żywność; swininy nie cierpiąc jak Żydzi. Z mąki gdy jej dostaną, pieką placuszki; ale najzwyczajniejszą ich potrawą, jest kasza jaglana, jęczmienna lub hreczana. Proso, jęczmień i hreczkę sieją sami, a inne ziarna, przywożą od sąsiadów. Owoców u nich mało, ale miodu dosyć, ten bardzo lubią; z niego przygotowują nie warzony napój, który robi mocne rznięcie w żołądku. Miejscy Tatarzy daleko są cywilizowańsi, pieką chleby podobne do naszych; warzą z jęczmienia hreczkę, gęstą jak mléko, napój upajający, piją i wódkę przywożoną z Konstantynopola.
Biédniejsi zamiast hreczki używają innego napoju; zmięszawszy w garnku krowie mléko z owczém i koziém, biją na masło, a maślankę rozlewają w naczynia i piją. Napój ten codzień się prawie robi, bo prędko kwaśnieje. Zresztą Tatarowie są dość trzezwi, soli używają mało, za to mocno korzeniami przyprawują jedzenie, osobliwie pieprzem. Prócz tego, jak mieszkańcy Madagaskaru, robią jeszcze napój następującym sposobem: gotują mięso z małą ilością soli, jak wyżéj rzekłem, nie szumuja; dodają do tego Szurb, a gdy zechcą pić, odegrzewają. Gdy myślą się uraczyć pieczenią, nasadzają całe jagnię na rożen i pieką je, potém rozecinają w kawałki, długości stopy, szerokie na cztéry cale.“
Jeszcze słowo z Beauplan’a, o napadach tatarskich na ziemie nieprzyjacielskie, ich grabieżach i zabiéranie w połon Chrześcijan.
„Odebrawszy od Sułtana rozkaz wtargnienia do Polski. Chan zbiéra do 80,000 jezdców, jeśli sam ma zamiar napaść ziemie nieprzyjacielskie, jeśli wysyła tylko Murzę, daje mu 40 do 50,000. Pochody ich zawsze się przedsiębiorą zimą, a zazwyczaj w początku Stycznia, żeby na drodze nie spotykać przeszkód, aby rzeki i błota nie utrudniały przepraw.
Przed poczęciem pochodu, robią przegląd wojska, które potém zaraz w drogę się wybiera. Należy wiedzieć, że chociaż Krym położony jest pod 46-47 stopniami szerokości, jednakże stepy na północ od niego, pokryte są śniegami całą zimę aż do Marca. To wygodne jest dla Tatarów, śmiało się bowiem puszczają w pochod z nie kutemi końmi, których kopyt śnieg broni, inaczéj rozbiłyby się o zamarzłą ziemię, co się przytrafia w czasie gołoledzi. Murzowie i bogatsi przywiązują rzemieniem do nóg koniom kawałki rogu krowiego, ale ta podkowa nie długo się trzyma i koń ją łatwo gubi. Dla tego Tatarzy boją się zim bezśnieżnych i gołoledzi, gdy i podkute konie ich, trudno wówczas iść mogą. Dzienna droga Tatarów nie wielka, najwięcéj zwyczajnie sześć mil francuzkich. Powoli idą ku granicy, rozrachowują czas i układają się tak, aby powrócić do Krymu przed puszczeniem rzek, bez szkody. Dla pokrycia ruchów swoich i uniknienia przed Kozakami, którzy czatują w stepie, równie gdy się zjawi nieprzyjaciel, robią trwogę. Tatarzy przechodzą stepy jarami, nocą, nie rozpalając w obozie ognia, a dla wieści i dostania języka wysyłają konnych, poruczając roztropniejszym i doświadczeńszym pojmać nieprzyjaciela. Front tatarskiego wojska, zajmując od 800 do tysiąca kroków, składa się ze stu jezdzców; to jest trzechset koni (każdy Tatar prowadzi z sobą dwa konie). Na 80,000 Tatarów, bywa około 200,000 koni, a wojsko to zalega blizko pięciu mil kraju. O trzy lub cztery mile od granicy, wypoczywają, dzielą wojsko na trzy oddziały. Dwa pozostają w tyle, jeden dzieląc się stopniowo na coraz mniejsze części, rozbiega się na wszystkie strony po wsiach i miasteczkach, na mil ośm i dziesięć otacza, zabiera co napadnie, bydło, konie, owce, ludzi, sprzęty bogatsze, nie zabijając tylko tych, co się bronią. Swinie w jedno miejsce spędzają i palą.
Tym czasem wielki, ze dwóch części złożony korpus wojska postępuje, mniejsze garstki zwracają się do niego, zajmują stanowiska, a świéże, wybiegają na rabunek. Unikają spotkania z wojskiem polskiém, które jest dla nich zawsze klęską, im chodzi nie o bitwę ale o rabunek. Nałupiwszy wracają w stepy, gdzie się znowu, zwłaszcza, jeśli pobici byli, szykują i porządkują. Dzielą tedy łupy. Beauplan narysował tu nie wielą słowy, okropny ten obraz niedoli i gwałtów, jakie się popełniają przy podziale; powtarzać go tu nie chcemy. Drobnych chłopców obrzezawszy bisurmanią. Jeńcy jedni do Krymu, drudzy do Stambułu, inni do Natolji wysłani. Często dwa tygodnie czasu wystarcza na zabranie 50,000 ludu. Zatém Tatarzy w mniejszéj liczbie czynią wycieczki, aby nie łatwo wytropieni zostali, używają owszem wszelkich dla zakrycia się sposobów. Dzielą wojsko swe o trzydzieści lub dwadzieścia mil od granicy na dziesięć oddziałów, wysyłają połowę, po tysiąc koni, ale nie daléj jak na milé, półtoréj, utrzymują czaty pilne dokoła. Wracają rożnémi drogami, dla nie zbłąkania się pilnując rzeczek i strumieni. Wycieczki te trwają krótko i nie posuwają się nad kilka mil w głąb kraju. Kozacy aby się ubiedz im nie dali, idą zwykle taborem, to jest: stawią dwa rzędy wozów, po dziesięć na czele i z tyłu zostawując, sami z rusznicami, kopjami, kosami, zamykają się we środku na ćwierć mili dokoła rozsyłając czaty. Skoro nieprzyjacielu znać dadzą do Taboru, ruszają, a cała wygrana zależy od tego, kto kogo niespodzianie zajdzie. Opis, jaki Beauplan daje napadu na tabory, do których Tatarzy nie zbliżając się, zdaleka tylko strzały puszczając, w pięciuset ludzi, sześciudziesiąt zamkniętych w taborze dobyć nie mogą — daje miarę odwagi ich i wprawy wojennej. Tatarom zawsze nie o zwycięzlwo i bój, ale o łup chodziło.
Chytrze umieli oni ślad swój w stepie ukrywać; dzielą się na kilka oddziałów i rozchodzą się w cztéry strony przeciwne, daléj postępując, każda znowu część dzieli się na cztéry, te jeszcze na cztéry i tak daléj, aż pozostanie tylko garstka kilkunastu. Garstki te potém kierując się w dobrze znanym stepie, zbiegają w jedno miejsce. Kozacy zaś ścigający, dla mnóstwa wybitych w różnych kierunkach dróżyn, dójść śladu nie mogą. Tym czasem Tatarzy spoczywają gdzie w Bałce, w paszę i wodę dostatniéj, a potém puszczają się w drogę znowu.
Sposób przebywania rzek a mianowicie Dniestru był taki. Konie ich wprawne są do pływania; wybierają brzegi, gdzie są przystępne i nie przepaściste; zbiérają potém trzcinę lub łozy, robią dwa pęki na trzy stopy długie, a na dziesięć do dwunastu cali grube. Te oddalone są od siebie na stopę i spojone dwoma drążkami. Jeden koniec powroza przywiązują do tych pęków, drugi do końskiego ogona, na tę tratew kładną kulbakę, łuk, kołczan, odzież przymocowują i z kańczukiem w ręku wchodzą do rzeki, trzymając się jedną ręką grzywy i cugli, drugą płynąc i popędzając konia. Tak się na drugi brzeg dostają. Tym sposobem niekiedy płyną szeregiem na pól mili szerokim. W wyprawach ich niekiedy znajdują się i kobiéty[25].
Z postronnych poźniejszych świadectw o Tatarach, wielce są ważne wiadomości, podane przez naocznego świadka Barona de Tott, który zwłaszcza sposób ich życia, obyczaje i t. d. wybornie opisał. Musimy tu dla dopełnienia obrazu, małych z niego udzielić wyciągów[26].
Oto naprzód opis stepów zajmowanych przez Nogajców, które Tott wielekroć przejechał z Chanem i Mirzami, już to polując na zające i kuropatwy, już towarzysząc Chanowi, na wyprawę pod Bałtę.
„Rowniny nogajskie,“ powiada on, „są tak płaskie i otwarte (mowa tu o Budżaku i jedyssańskim stepie, między Dnieprem a Dniestrem), iż nam się horyzont zdawał otwarty ze wszech stron. Nié ma tam żadnéj nierówności, żadnego nawet najmniejszego krzaczka, któryby widok urozmaicał; i przez cały dzień nie postrzegliśmy nic, chyba kilku Nogajców konno, których oko bystre moich Tatarów postrzegło już głowy, gdy wypukłość ziemi okrywała jeszcze resztę ciała — przejeżdżali się oni pojedyńczo. Byłem ciekawy wiedzieć, jaki mógł być cel ich przejazdki i dowiedziałem się, że ten narod, miany za włóczęgę dla tego, że mieszka pod namiotami, ma jednak swoje sadyby w parowach, na osiem, dziesięć sążni głębokich, które przerzynają równinę od północy ku południu i rozciągają się więcéj niż na 30 mil wzdłuż, a pół ćwierci mili w szérz. Strumienie płyną środkiem tych parowów (bałki) i kończą się w południowéj stronie w małych jeziorach, które łączą się z morzem czarném. Nad témi strumieniami stoją rzędem namioty Nogajców i szopy, w których ma schronienie bydło, tego pastérskiego narodu. Każdy właściciel ma swój znak osobny, który wypala żelazem na lędźwi koni, wołów i wielblądów, owce znaczone kolorami na wełnie, mają ciągle na oku i nie dają im się bardzo oddalać od mieszkań; inne zaś trzody złączone w kupy osobne, wyganiają na wiosnę w równiny i zostawują je tam, aż do zimy. Za zbliżeniem się dopiéro téj pory roku, zaganiają je nazad do szop swoich. To to było przyczyną, dla któréj owi Nogajcy jezdzili po polu, szukając trzód swoich, gdyśmy na nich trafili. Ale co jest w tém osobliwego, to to, że Tatarzyn, gdy wyjedzie szukać trzód w równinie, która od jednego parowu do drugiego, zawsze prawie ma dziesięć do dwunastu mil w szérz, a trzydzieści wzdłuż, — nie wié nigdy, w którą stronę ma się udać, i nie zastanawia się nawet nad tém, kładzie tylko worek jagieł prażonych, aby miał czém żyć przez miesiąc cały, zazwyczaj wystarcza mu na to, ośm do dziesięciu funtów jagieł. Gdy się w żywność opatrzy, wsiada na konia, jedzie i nie zastanawia się aż o zachodzie słońca, pęta konia, daje mu się paść, sam posila jagłami, zasypia, a gdy się obudzi, ze dniem jedzie daléj. W czasie drogi, uważa znaki różnych trzód i zjechawszy się z innymi Nogajcami, opowiada im, gdzie co widział, wzajemnie dowiadując się od nich, o trzodzie, któréj szuka.“
Jakie było ubóstwo, a raczéj dobrowolna prostota Tatarów, tenże Tott opowiada daléj: — „Wyjąwszy odzienie Sułtana Bessarabji i Mirzów (szlachtę) którzy choć nie bogaci, lubią jednak jakiś zbytek i wytworność, wszystkie sprzęty u Talarów, dogadzają tylko, saméj koniecznéj potrzebie. Okna nawet szklanne znajdują się tylko w mieszkaniu Xiązęcia wspomnionego; we wszystkich innych mieszkaniach na zimę wprawiają w okna ramy papiérowe, które wyjmują na lato, aby oddychać wolném powietrzem i mieć widok ustawiczny na morze czarne, które widać bardzo zdaleka.
„Byłem tak ostrożny,“ pisze daléj, „żem się zaopatrzył w chleb w Kiszelu. Jest to zbytek którego Nogajcy nie znają prawie, łakomstwo ich nie dopuszcza im także często karmić się mięsem, choć je bardzo lubią. Ciekawy byłem czém téż oni żyją i chciałem żeby mi przydali swoją najzwyczajniejszą potrawę, do tych, które dla mnie gotowano. Mirza, któremum się do mojéj ciekawości przyznał, uśmiéchnął się na to i wysłał jednego Tatara rozkazując aby zebrał wszystko, coby mogło zadość uczynić mojéj ciekawości. Człowiek ten powrócił wkrótce niosạc mały worek mąki z prosa prażonego, dwie kulki białe wielkości jajka, twarde jak kréda i tygiel żelazny. Przyprowadził także młodego Nogajca, dosyć licho ubranego, który uchodził za najlepszego kucharza w całej Ordzie. Uważałem pilnie, jak się do gotowania przybierał. Napelnił on naprzód garnek wodą, której mogło być pół garnca, wsypał potém weń około sześciu łótów mąki jaglanéj prażonéj, przystawił naczynie do ognia, dobył łopatki z zapasa; otarł ją o rękaw, mięszał na okół w jedną stronę póki nie zawrzało; naówczas wziął jedną z owych białych kulek (był to sér z mléka kobylego osolony i wysuszony) kazał ją pokruszyć na małe kawałki, włożył je w swoją potrawę, nie przestawał mięszać w tęż samą stronę, poléwka gęstniała, on mięszał daléj, do końca z natężeniem siły póki potrawa nie będzie tak gęsta jak chleb pieczony bez drożdży i wtedy wyjął łopatkę, włożył ją za pas, wywrócił garnek na rękę i podał mi wałek ciasta w listki do kupy zwinięty. Czém predzéj jadłém go i w samej rzeczy ta potrawa bardziej mi smakowała, niżelim się mógł spodziewać.
Skosztowalem także mléka kobylego, które byłoby mi się pewnie dobre zdało, gdyby nie uprzedzenie, od którego nie podobna mi się było obronić.
Baron de Tott, opisuje daléj, pożercze napady szarańczy w stepie, na pola prosa napadającéj; sposób łapania koni, za pomocą kija, na którego końcu jest kruczek ze sznura. Ten zarzucają na łeb koniowi, pędząc w pośrodek stadniny oklep konno, zakiełzawszy ledwie szkapę, kawałkiem przez pysk przesunionego powrozu.
Opis mieszkania Krim Geraja, Chana tatarskiego, dać może wyobrażenie innych sadyb i mieszkań nogajskich w stepie.
„Drewniane kratki, które się składają i rozkładają łatwo, służą zamiast muru okolnego, bywają one do półpiątéj stopy wysokie. Dwa końce téj kratki, oddalone od siebie na dwie stopy, dają wejście do Namiotu; dwadzieścia żerdek które się w górze jednym końcem schodzą do kupy, a drugim trzymają owéj kratki, są wiązaniem kopuły i utrzymują dach. Dach jest to kaptur z kuczbai lub pilści, od którego spuszczone kapy okrywają ogródkę z góry: dołem jest także okrycie z podobnéj materji. Pas przyciska dokoła to pokrycie, a trochę ziemi lub śniegu natłoczonego spodem, nie dopuszcza powietrzu przewiéwać dołem, co razem przytwierdza namioty bez żadnych sznurów i masztów. — Staranniejszéj budowy namioty, mają w górze koło, do niego przyczepiają się żerdki, otworem zaś wychodzi dym, i można bezpiecznie ogień zapalić. Taki był namiot Chana, że sześćdziesiąt osób mogło dokoła w nim usiąść wygodnie, okrążając ognisko. Wewnątrz oprócz obicia z materji czerwonéj miał do koła siedzenie. Dwanaście mniejszych namiotów otaczały xiążęcy, służyły one za schronienie dla dworu i służby —“
Oto jak opisuje de Tott, widok zgromadzonego wojska tatarskiego, gotującego się na wyprawę:
„Pagórek mały na któryśmy nazajutrz natrafili po drodze, podczas gdy wojsko wyciągnąwszy się na równinie postępowało w szyku; wzniecił w Krym Giraju ciekawość przypatrzenia się z niego wojsku swojemu. Kazał się tedy zatrzymać. Udałem się za nim na ten wzgórek, a kolor ciemny burek tatarskich przy białości śniegu, sprawiał że się nic przed okiem naszém nie ukryło. Można było rozeznać po sztandarach pułki różnych prowincji i uważałem, że choć bez rozkazu pewnego, wojsko to urządziło się samo dwadzieścia szeregów i wyciągnęło dosyć prosto. Każdy Sułtan Seraskier z małym swoim dworem formował małą kupę przed oddziałem. Środek piérwszego szeregu, gdzie się znajdował sam Chan, wystawiał korpus odsadzony dość liczny, którego rozporządzenie czyniło widok prawdziwie militarny. — Czterdzieści kompanji, każda od pięciudziesiąt konnych maszerowały naprzód dwiema kolumnami, mając we froncie po czterech ludzi, a z boku po dwadzieścia sztandarów. Już za nimi następował wielki koniuszy mając z sobą dwanaście koni powodowych i sanki nakryte, za któremi szła jazda, otaczająca Chana. Tu dopiéro jeden Emir niósł sztandar Proroka, obok którego były dwie chorągiewki zielone: w tyle powiéwały proporce Ihnat-Kozaków, którzy ze swemi rotami zamykali straż Chana.
„Nohajcy, dodaje Baron de Tott[27] nie znają u siebie tych różnic własności ziemskiéj (jakie zaprowadzone są w Krymie i Bessarabji) naród ten pastuszy, jedynie swym dobytkiem zaprzątniony, daje trzodom wolność bujania po stepach i wyrzniętych tylko granic od sąsiednych Ord przestrzega. Wszakże jeśli Mirzowie nohajscy mają wspolność gruntów ze swymi lennikami, jeśli nawet jakąś hańbę upatrują w zabawach rolniczych, nie przeto jednak mniéj znaczą. Schroniwszy się podczas zimy w doliny, w których ordami mieszkają, wybiéra każdy ze swego Aułu czynsz w bydle i wymierzonéj na nie żywności, a gdy przyjdzie wiosna i czas zasiewu, wynoszą się z rolnikami w stepy, obierają miejsca na role, dzielą je między swych gburów.“ Panszczyzna którą Tott upatrzył w Krymie, nieznana była Nohajcom.
Oto jeszcze wiadomości o Nogajcach ciekawsze może od poprzedzających, bo niewydane dotąd. Wyczerpnięte przez A. Skalkowskiego z zaporożskich Archiwów i przez tegoż nam udzielone.
Dnia 25 Marca 1755 roku, byli wysłani od Kosza zaporożskiego, dwaj Kozacy: Damjan Zawadowski i Łukjan Porochnia (poźniej ważny Starszyzna kozacki) z listem do nogajskiego Seraskiera Szechbaz-Giraj-Sułtana (nogajskim Seraskierem, per excellentiam zwał się tylko jedyssański.) Ci powracając z za Dniestru i będąc na wyżynach kujalnickich, u samego Kajmakana w nowo założoném siole zwaném palejowe jezioro, od osadniczego Wasila, dowiedzieli się: że kujalnicki i teligulski Murzowie z innymi Tatarami Nogajcami, między sobą sekretnie naradzają się i spikają na Sułtana swego Szechbaz-Giraj-Sułtana; że chcą poddać się Rossji, z przyczyny, że on wojując w ciężką zimę przeciw Czerkiessom, nie mało ludzi i koni potracił. Od znajdującego się zaś w Han-Kiszła-Sultana (budżackiego) przez tumacza jego Iwana Stefanowicza (Kozaka) słyszeli, że nowy Sułtan Osman wstępując na tron, wstawszy z siedzenia, obróciwszy się ku ruskiéj stronie, podniosł rękę w górę i wyjąwszy obosieczny miecz z pochew uderzył nim o ziemię; że rozkazał posłać we wszystkie kraje znakomitych, wysoko urodzonych posłów, a do Rossji prostych ludzi.“
Taka jest relacja kozacka. Wspomniony w niéj tłumacz Stefanowicz Kozak takie miał znaczenie u Tatarów, że ruscy wielkorządzcy posyłali doń z listami i podarkami, ilekroć odzywali się do Sułtanów.“
1753 r. kwietnia 15, General-Major Jan Hlebów, dowodzący twierdzą elizawetgradzką (dawniéj zwana twierdzą ś. Elżbiety) prosił Pułkownika buhhardowskiej Pałanki, o wysłanie dwóch Kozaków zaporożskich, dla przeprowadzenia do budżackiego Seraskiera Sułtana z listami, wyprawionych, husarskiego Wachmistrza Bazylego Grossuła i sotskiego Atamana Szerśfuka, do piérwszéj tatarskiéj straży. Ci Kozacy już byli wyznaczeni, ale tegoż dnia, objeżdczyk kauszańskiego Kajmakan Alabet-Murzy, objeżdczyk Ordy nogajskiej, Nakazny Murza, Mołokaj Murza, z trzydziestą innymi towarzyszami, przejechawszy na tę stronę rzeki Bohu, przeciw Gardu, objawili, że są objazdem tatarskim. Do nich tedy Wachmistrz począł mówić po nogajsku, prosząc, aby się spuścili niżéj i wzięli go z sobą; ale na to się nie zgodzili. Pułkownik posłał (Maxym Taran) na uczczenie ich po sąsiedzkiéj przyjaźni wódki, ryby pieczonéj i tytuniu. Poczém wzięli z sobą Wachmistrza i Atamana; ale Murza Mołohaj pytał Wachmistrza:
— Kto was chciał prowadzić do tatarskiéj straży?
Naczelnik odpowiedział, że dwóch Zaporożców i dwóch kompanijców (regularnych małoruskich Kozaków).
Na co Mołohaj klnąc zakrzyczał, że Zaporożców i kompanijców byliby wyrznęli i nazad nikogo nie puścili, a samego tylko Wachmistrza poprowadzili daléj bezpiecznie, że u nich są rozkazy, aby Zaporożców, skoro w granice tatarskie wkroczą, wyrzynać — Z tego można wnosić, iż gdyby Kozacy Wachmistrza przeprowadzali, byłaby ich w stepie budżackim wszystkich spotkała śmierć niechybna.“
Tegoż roku dnia 14 Lutego; kapral husarski Jan Chereskuł, od tegoż wielkorządzcy Hlebowa, do budżackiego Seraskier-Sułtana wysłany, tak opisywał podróż swoję: — „Wyjechawszy z danemi mu listami i minąwszy uroczysko Zaporożski Gard, przeprawiwszy się przez rzekę Boh, jawił się do tatarskiéj straży, od Gardy o trzydzieści wiorst, tu wziął przewodnika od dowodzącego Murzy, i puścił się stepem do miasteczka Bołkow (Bolta?) na czarne wody (Kara-su?) i Brosy(?) z najemnym z Bołkowa Tatarem, aż do Białogrodu. Tu jawił się do tureckiego Paszy, od niego zostawiwszy tu kompanijskich Kozaków swoich, odprawiony z jednym Turkiem, do budżackiego Seraskier-Sułtana do miasteczka Han-Kiszła, nie daleko jezior słonych przy Dunaju, od Białogrodu o 150 wiorst, nad morzem czarném. Przybywszy tu, pismo oddał; po przeczytaniu przez tłumacza, Seraskier począł Chereskuła pytać, o twierdzę ś. Elżbiety, jéj wielkość, ilość wojsk, a gdy Chereskuł odpowiedział, że twierdza nie wielka, a wojska trochę tylko dla straży, i dla utrzymania na wodzy złych ludzi, hajdamaków; Seraskier rzekł: „Szkoda, że twierdza na naszéj ziemi zbudowana, brak tylko żebyście i w Gardzie postawili twierdzę —“ Chereskuł na to odczwał się; — Że twierdza ś. Elżbiety nie blizko granicy, bo od niéj do Gardy, dopiéro czwartego dnia przyjechał. — Na drugi dzień Chereskuł z dwóma listami, jednym do seraskierskiego Bimbaszy, mieszkającego w Bolkowie od Gardu dni dwa drogi (w tym liście kazano mu dośledzić zabójstwa przez Tatarów dopełnionego na dwóch nowo-ruskich osadnikach;) drugim do Hlebowa, odprawiony nazad z jednym Murzą i dwunastą Tatarami. — Bimbasza ten (w Bałcie?) obiecał zabójstwa dośledzić, winnych połapać, a Chereskuła z listem i przewodnikami, do Gardu odesłał: — W drodze nic nie widział prócz koczujących Tatarów (budżackich) około Akkermanu; zbożowe magazyny dawne przeprowadzano wewnątrz miasta, słyszał i widział Tatarów wybierających się na Czerkiesów. Od pisarza przy budżackim Seraskier-Sułtanie, zwanego Iwan Stefanowicz, któremu postane były od Hlebowa „czerwonce“ słyszał, że torgowicki Gubernator Rusiecki nie dawno u nich był z wieściami i doniesieniami o stanie Nowo-Serbji, że do Nowo-Serbji posłany był pułk Dragonów; i przywiozł pisma od polskiego Rejmentarza. Co w tych listach było, pisarz nie wiedział, bo były po łacinie — Równie i Kommisarz humański, często o stanie kraju donosi — Tenże powiedział mu, że Chan wysłał szpiegiem do Nowo-Serbji przez Polskę tamecznego żyda, który ma przyjechać z Polski z towarami bawełnianemi i bakalja. Ubiera się po grecku i nazywa się Grekiem. Chereskuł słyszał od Chrześcijan w Budżaku i oczakowskim obwodzie, że Tatarzy bali się nowo-serbskich osad, i dla tego nawet niektórzy greccy Kupcy, myślą się wynosić do Rossji.[28].
Oto jest krótki rys wypadków z ostatnich czasów exystencji Tatarów w stepach tutejszych, wyjęty z artykułu P. Skalkowskiego.
W końcu Sierpnia 1769. r. Rumianców objął dowodztwo nad piérwszą armją czynną przeciw Turkom w Bessarabji i za Dunajem działająca, a na jego miejsce głównodowodzącym drugą armją, naznaczony został Generał en chef Hrabia Panin. Wojska jego rozłożone były w Nowo-Rossji i Obwodzie oczakowskim, czynnie działając naprzód przeciw krymskim wojskom które wtargnęły do Rossji, potém w Budżaku przeciw dniestrowym twierdzom Akkerman i Benderowi, ważnym naówczas punktom. Pod jego dowodztwem było i wojsko zaporożskie, w liczbie ośmiu tysięcy z górą ludzi, pod przewodnictwem koszowego i najwyższej starszyzny. Hr. Panin, pokonał większą część Ord krymskich nogajskich i wziął Bender. Gdy nadeszła zima, trzeba było zaprzestać dalszéj wojny. Tym czasem Hr. Panin otrzymywał zewsząd wieści o zniszczeniach przez Tatarów Nogajców poczynionych w Nowo-Rossji; takież skargi dochodziły od Zaporożców, na szkody poczynione w ich pałankach. Kozacy donosili o stanie Nogajców, ich krokach i zamiarach; z których jawnie się okazowało niebezpieczeństwo, jakiemu ulegała Nowo-Rossja od Tatarów. Podane projekta oddzielenia naprzód, następnie podbicia Tatarów nogajskich; to było piérwszym krokiem, na zniszczenie Chaństwa krymskiego. Poczęto za pomocą Kozaków starać się o oderwanie Talarów od Turcji. —
W czasie oblężenia Benderu 25 Lipca 1770 roku, przybył do Hr. Panina Nogajec Tikaj-Aga ze starszyzny Ordy jedysanskiej, z listem podpisanym przez pięciu Murzów głównych — Islem-Murze, Mamaj-Murzę, Timur-Sullana Murzę i Dinum — Chadži Murzę z jedysańskiéj ordy, a Dżam-Mambel Murzę od budżackiej (akkermańskiéj). W tym liście objawiali, gotowość do czynienia układów z Rossją. Otrzymano wkrótce i drugie pismo, na którém podpisani byli, oprócz tych pięciu, jeszcze dwudziestu siedmiu innych budżackich i dwudziestu jedysańskich Murzów.
Naznaczono termin układów, dla których zesłani.
Murza Bej-Oglu Mambet.
Osman-Szach-Oglu Machmet.
Tikaj-Aga. —
Czobak Aga
Mukaj Aga; a z akkermańskiej Ordy:
Chan Mambet Beik-Oglu, Dżam Mambet Murza.
Ala-Murzyk-Oglu Czobar Murza i Chadżrutun Chadżi.
Kurbak Ali Kiulbaszi.
Ciągnęły się umowy, gdy nadszedł trzeci list podpisany przez dziesięciu jedysańskiej a jedenastu budżackiéj starszyzny.
Tym czasem Bender został wzięty dnia 16 Września 1770 r. a kampanja skończona. Hr. Panin dla deputatów oddał z jeńców wojennych 809 ludzi, Nogajców płci obojéj, połapanych w Bessarabji. Do Tatarów posłany Radzca Piotr Weselicki, który poźniéj był rezydentem przy ostatnim Chanie krymskim.
Nakoniec Tatarzy poddali się Rossji. Uwiadomił o tém Panin, Gubernatora Nowo Rossji Wojkowa, że Tatarzy dla koczowania przeprawią się przez Dniestr i tymczasowie przebywać będą od Kamieńca po morze azowskie, w kraju dawnych ich koczowisk.
Xżę Prochorowski, dowodzący przednią stražą kazał przygotować kozakom ludzi, łodzie i promy, dla przeprawienia Tatarów. Oznajmiono także iż przeprawiać się mieli do Krymu przy Kizikermenie i w okolicach, pod dowodztwem naczelném Dżam-Mambet Murzy. Na miejsce główne przebywania wyznaczono im lewy brzeg niższego Dniepru (północną część wielkorządztwa tauryckiego) od Kozaków wyznaczono na przyjęcie i przeprowadzenic Tatarów Alexego Sukura z jedenastą łodziami i 165 ludźmi. Tatarzy przeprawiwszy się przez Dniestr, mieli iść przez piasczany Bród i most samarski. Prócz Murz i 809 ludzi wprzód wydanych deputatom w Benderze, weszło na nowe koczowisko 11,794 dusze. Dany list do Kozaków aby Tatarów wychodzących na pastwiska za linja perekopską nie uciskali. Po zawarciu Traktatu (1771) którym się ostatni Chan krymski poddał Rossji (Szehin-Giraj) Cesarzowa JM. pisala 1772 r. do Głównego Naczelnika Ordy nogajskiéj Džam-Mambet Beja i jedysańskich Murz, zostawując ich pod władzą wybranego Chana i obiecując zachować przy dawnych prawach, swobodach i zwyczajach. List ten pisany był przez odjeżdżających ze stolicy, posłów Ordy jedysańskiéj.
1774—1805 — Poddanie się Tatarów nogajskich pociągnęło za sobą opanowanie Krymu. Tatarzy wystraszeni zajęciem półwyspu, odpadli od wybranego przez Portę Chana Selim Gireja, który uciekł do Konstantynopola, i przyjęli za Chana Szohin Gireja syna Achmet-Gireja-Sułtana. Wybór ten przygotowany był przez Rossją — Zawarta umowa z Chanem, do któréj wyznaczeni od niego i Nogajców pełnomocnicy. Traktat ten podpisany w Karasubazar dnia 1 Listopada 1772. On był zasadą traktatu z Turcją zawartego w Kuczuk Kainardżi w r. 1774 1021 Lipca — nim uznano niezależność Chaństwa krymskiego, od Porty ottomańskiéj. Twierdze krymskie w ręku tureckim zostające, oddano Rossji na zawsze, jako Kinburn, Kerez i Jeni-Kale, zapewniono swobodną żeglugę na Dnieprze, Donie i morzach azowskiém i czarném. —
Wypełnienie tego traktatu, tylą było najeżone trudnościami, że sprowadziło nową wojnę; nareszcie zniesienie Chaństwa całkowite, którego rządów słaby Chan utrzymać nie mógł, Nogajcy koczowali wówczas między Donem a Kubaniem, na starych koczowiskach kirgizkich i kubańskich Ord do roku 1783.
Po zajęciu Krymu, los ich się odmienił; projektowano przenieść koczowiska ich na północ, w stepy uralskie na koczowiska wielkiéj ordy Kozaków kirgizkich. Nogajcy bojąc się tego, nagle uciekli ku Kaukazowi. Potemkin widząc omyłkę swoję, udał się o pomoc i wpływ do jednego Murzy jedysańskiego Bajazet-Beja usiłując tych Tatarów nazad do Rossji wrócić. Za staraniem Bajazet Beja około tysiąca rodzin nogajskich powróciły (w czarnomorski kraj) Wkrótce za ich przykładem poszły jeszcze dwa tysiące familji. —
W 1790 r. wedle projektu Potemkina ażeby Tatarów Nogajców przeprowadzić na lewy brzeg mołocznych Wód (tauryck. Gub. Pow. melitopolski); — osadzono ich od ujścia rzeki Berdy do morza azowskiego na stepie pobrzeżnym, do ujścia Limanu czyli jeziora Mołocznego; a ztąd w górę lewą stroną rzeczki mléczne wody, po nad brzegami Kuru Dżujuszan i t. d. do wyżyn rzeki Tokmak. Tu było około 285,000. dziesięcin ziemi dobréj i 68,000 mniéj dobréj do uprawy gospodarskiéj, dla osadzenia ich.
W roku 1793 po wzięciu Anapy przez Hrab. Gudowicza, zabrano w okolicy do 1500 familji Tatarów nogajskich (4331 męzkiéj płci, a 5595 żeńskiéj) i tych odprawiono na mléczne wody. Takim sposobem wszystkich Nogajców w południowej Rossji zabranych, bylo w końcu XVIII w., do 4500 familji, a 14,000. dusz.
Naczelnikiem ich mianowany Nogajec Bajazet-Bej. (Radzca Dworu) W roku 1801. podał on od Tatarów Nogajców, do Cesarza Pawla I. prośbę:
— O oswobodzenie ich od podusznéj opłaty i rekruta, z obowiązkiem utrzymywania swoim kosztem tysiąca ludzi wojska na posługę cesarską; — o dozwolenie mu przypisania do swoich Nogajców dawniéj wyszłych a koczujących koło Kubania na kaukazkiéj linji i za granicą (w Turcji) — o nadanie im ziem. —
Na takową prośbę nastąpiła odpowiedź łagodna i rozkaz Wielkorządzcy Michelsonowi, aby się starał, przywieść ich z koczujących, do stanu osiadłych stale i rolą się zajmujących. — Poczęte między 1790 a 1796 rokiem starania, o przywiedzenie do skutku stałego ich osadzenia i przywiązania do zajęć rolniczych, trwały bezustannie.
W r. 1805 wielkorządzca chersoński Andrzej Rosenberg najmocniej się starał skłonić Nogajców, do obrania innego sposobu życia. Podał on ciekawą notę (1804 r.) o Nogajcach pozostałych Rządowi. Zapytano i śledzić kazano, czy rolnikami, czy Kozakami raczéj, mogli być Tatarzy. Pokazało się, że z poduszczeń tylko Bajazet-Beja Tatarowie rwali się do służby wojskowéj, ale na żądanie władzy, gotowi przenieść się gdzie im wskażą i zająć rolnictwem. Zdaje się, że jeden Bajazet-Bej, nie wiadomo w jakich widokach, starał się utrzymywać Tatarów w powołaniu wojskowém; ale wysłani umyślnie z poleceniami, przebiegli Auły i przekonali się, że łatwo było zmienić tryb życia Tatarów, do rolniczego ich skłaniając zajęcia. W tym czasie, jak się okazuje z doniesień wysłańców, Tatarzy wiedli jeszcze dawne koczujące życie, rozrzuceni po stepie, bydło ich tułało się bez schronienia; wpływ Bajazel-Beja na nich był bardzo wielki — Grabieże, kradzieże, dopełniały się gęsto w okolicy Koczowisk.
Nogajcy zażądali od Rządu, potwierdzenia praw w roku 1801 przez Cesarza Pawła im nadanych, razem z Kirgizami. — Kirgizy już byli osadzeni od Perekopu do brzegu Siwaszy; wprzód i oni koczowali w dziewięciu miejscach, na dwóchset kibitkach (dusz 1200).
Między Nogajcami, podług ówczesnych doniesień, było więcéj stu familji Murzów, żyjących w Aulach, bez różnicy, jak prosty lud. W jednych Aulach mniéj, w drugich było ich więcéj; czasem po jednemu, lub nawet żadnego, Nogajcy wcale ich nie szanowali, i nic nie byli obowiązani im dawać, chyba jeśli co chcieli z dobréj woli. Dla zebrania swoich zbóż, Murzowie gromadzili tłoki. Niektórzy Nogajcy, żywili ich i dawali siano i obrok dla koni. Spisano auły i ludność nogajską; w koczowiskach ich na mlécznych wodach, okazało się ogółem tylko 17,202 dusz. Cały zbiór roczny z roli wynosił 44,358 czetwerti.[29].
Dziesięcia Esaułów, tyluż pułkowych sotników i dziesięciu pułkowych chorążych, zgodziło się osiedlić stale i rolnictwem zająć, oprócz stronników Bajazet-Beja. Bajazet-Beja oddalono od koczowisk tatarskich, a naczelnikiem ich naznaczono Trewogina. Było to dnia 15 Listopada 1804 roku.
Przegląd poźniejszy koczowisk, okazał, że mało jeszcze zajmowali się rolnictwem i wiele bardzo ziemi pustowało. Prosili pomocy, obiecując szczerze się zająć gospodarstwem. Projektowano dla osiedlenia ich, postawić Meczety kosztem skarbu, pokopać studnie i t. p. tym zaś, coby się oświadczyli osiąść, dać wszelką pomoc. W ten sposób poczyniono rozporządzenia. W roku 1806 uczyniony popis ludności nogajskiej, okazał 8,504 dusz, mniéj o 918 dusz od r. 1804[30].
Ze spisu tego, stan Ord osiedlonych w Krymie widoczny.
W końcu 1806 roku nastąpiła wojna z Turcją; wojsko pod dowodztwem Generala Michelsona, weszło na Bessarabją. X. Richelieu, piętnastéj piechotnéj dywizji Dowodzca, posunął się ku Białogrodowi. —
Wybrani czteréj Kommissarze dla ułatwienia związków z Ordą budżacką i zawiązania stosunków z Tatarani — Begam-Aga, Uljel-Aga, Muszu Czelebiu Mrass Czelebia; i tłumacz Brygadjer Katarżi.
Oto jest doniesienie tego ostatniego.
17. Listopada stawiliśmy się przed benderskim trzybuńczucznym Paszą — Hassan-Paszą; objawiając mu życzenie Generała Meyendorfa, aby wojska nasze przyjęte były do twierdzy benderskiéj, bez oporu jego strony i ze strony wojsk tureckich znajdujących się w Benderze. Pytał o liczbę wojsk, które przeprawiły się za granicę. Mówiłem mu, że przeciw Chocimowi naznaczony oddział 30,000 ludzi, pod dowodztwem Jen. Majora Essena, na Mohilew 75,000 pod wodzą Gener. Jazdy Głównodowodzącego Armją Michelsona, na Dubossary 50,000 pod naczelnictwem Gen. Jazdy Barona Mejendorfa, a na Majak 30,000 pod Komendą xięcia Richelieu. Oprócz tego około 40,000 Kozaków i Kałmyków, 200 dział różnéj wielkości.
Hassan odpowiedział, że chociaż wie o przyjaznych stosunkach Turcji z Rossją i chciałby wpuścić przez Mołdawję wojska, i przyjąć je w Benderze, ale nie mając na to wyraźnego od Porty rozkazu, nie może na to pozwolić, mimo grożącéj mu liczby wojsk. Objawił nam, że zamknie bramy i będzie się bronić w Benderze. Ostatecznie więc Turcy nie dali nam zająć Benderu i życzyli iść wojskom mimo.“
P. Katarzi z wybranymi Nogajcami i P. Kotlarewskim, udali się do Ord budżackich. Znaleźli tłumnie zgromadzone na wieść o zbliżaniu się ruskiego wojska. Zgodzili się przyjąć wojska ruskie po przyjacielsku, i dali zakładników z każdej części koczowiska, to jest okręgu — Wszyscy budżaccy Tatarzy, prócz siedmiu osad pod Izmajłem lękających się Turków, poddali się Rossji.
Niżéj powiemy, jaki był stan budżackiéj Ordy.
W r. 1807. Murza budżacki Bey-Arelan pierwszy z tysiącem pięciuset familjami, oświadczył gotowość wyniesienia się ztąd do Krymu. Za jego przykładem poszli inni. Jedyssańcy też w liczbie 7,000. zgodzili się wyjść i osiedlić w Krymie — Cesarz JM. na żądanie Tatarów, naznaczył im dowodzcą Chadżi-Giréj Murzę.
1807. r. 16 Maja począł się przechód Tatarów za Dniestr na noworossyjską stronę, gdzie przez majakską przeprawę przeszło 1198 familji, to jest 2342 dusz męz. i 2568 žens. (4,909 Jedyssańców) — przez przeprawę w Parkanach (koło Benderu) 813 płci męz. a 681. żen. ogółem 1494. artabekskiego to jest budżackiego plemienia — ogółem 6404. dusz. Około 12 Września przybyli już nad Mleczne wody i tam przysięgę przed swoim Mułłą na wierność złożyli — Co się tyczy ich powodzenia w Krymie i dalszych dziejów, le już do nas nie należą.
Tak trwało do 1812, osadzanie Tatarów. W traktacie bukarestskim powiedziano (w punkcie 811,) że wolno ma być Talarom jedysańskim z Bessarabji do Rossji wyszłym, powrócić do Turcji, zastrzeżono tylko indemnizację kosztów poniesionych, na przeniesienie ich. W skutek tego 10. Września 1812 roku, przebywający w Nikołajewie Kapitan Pasza Seid Abdulłach-Pasza, uwiadomił xięcia Richelieu, że polecił spełnienie VII punktu Traktatu Kommissarzowi Porty, trzybuńczucznemu Paszy-Achmetowi. Achmet Pasza do Tatarów na Mleczne wody wysłał Dżan-Temir Beja, z zapytaniem, którzy zechcą powrócić do Turcji. Wyszło ich wówczas 3,000 ludzi w 1892 kibitkach, ze 100,000 bydła, dnia 7 Listopada 1812 r. Zima sroga napadła ich w drodze, tak; że z 25 na 26 Listopada tylko co wszyscy nie pomarzli, u Martwych wód. Ludzi i bydła zginęło mnóstwo. Dopiéro w r. 1813 w Styczniu, przeszli Dniestr i 9 Lutego zdani wystanemu od porty Kapidzi Baszy, Chadżi Osman Adze — Wyszło ich wtedy za granicę Murz i starszyzny 255, Mułłów 185, ludu 2861; ogółem 3199 dusz płci obojéj.
Taki był los ostateczny Tatarów i taki koniec ich potegi; długo straszni dla Polski, zwyciężeni sami przez się, rozbici, osłabli, opuścili wreszcie kraj zajmowany tak długo, tak, iż jedna w nim dusza nie została z dawnych mieszkańców. Jest to fakt historyczny dziwny i największego zastosowania godny. Z tego powodu niech nam wybaczono będzie żeśmy się nad nim obszerniéj zastanowić musieli. — Dopełniając obrazu tego, włączymy tu jeszcze wiadomość o stanie Tatarów w czasie zajęcia Krymu, jako należącą do naszego przedmiotu; biorąc za przewodnika P. A. A. Skalkowskiego.[31].
Chociaz granica Krymu opierała się na Dnieprze naprzeciw zaporożskich siół i grodków, step nogajski, koczowisko Ord podwładnych Chanom, było sieniami jego, i łączyło się z Krymem nieprzerwanemi węzły. W Krymie za Chanów było już gospodarstwo rolne, ogrody, winnice, sady oliwne, hodowla bydła i handel z Turcją i Zaporożcami; ale niémi zajmowali się najwięcéj Chrześcianie tu zamieszkali: Grecy, Ormianie i Żydzi a najmniéj Muzułmanie. Reszta ludności pilnowała wojennego rzemiosła, dyszała wojną.
W końcu XVIII w. między 1770 a 1780 laty, Chaństwo krymskie, składające się z tauryckiego półwyspu, prowincji Taman, części Kubanu, Czerkassji i koczujących w koło Krymu i Bessarabji Ord nogajskich; bylo poddane Turcji: służyło jéj za przednią czatę do najazdów na Ruś i Polsko — Chanowie mieli tytuł Chanów wielkich Ord krymskich, białogrodzkich, budżackich, nogajskich, czerkieskich i t. d.; ale już nie używali dawnego swego tytułu — Chanów wielkiéj Ordy i wielkiego Jurtu, kapczackiego stepu, krymskiego państwa licznych i niezliczonych Tatarów, licznych i niezliczonych Nogajców. — Z Krym Giréj Chanem zmarłym 1769 duch dawny Chanów następców Ali Czyngisa, umarł. Ostatnim czynem Krym Gireja był najazd na Nowo Serbją, któréj osad Turcja się lękała. To podbudzilo Rossją do zwrócenia uwagi na Chaństwo krymskie.
Zająwszy po pokoju w Kajnardżi zawartym 10. Lipca 1774. fortece — Kinburn, Kerez, Jeni-Kale, uczyniwszy drogę Dnieprem i Donem do Morza czarnego, oparłszy granice na Bohu, zostawiwszy tylko Turcji kęsek kraju, stepu teraz noworossyjskiego na Koczowisko Ord nogajskich, Rossja przystąpiła do spełnienia dawnych swych planów. Zamiarem jéj było, albo zupełnie zniszczyć Chaństwo Girejów, albo przynajmniej odwrócić niebezpieczeństwo zawsze od niego zagrażające, napadów i najazdów.
Porta zmuszona była uznać Taurydę, tak niezawisłą jak była przed wzięciem Kaffy przez Mahometa II. dozwalając jéj zostać pod opieką Rossji. (Traktat Kiuczuk-Kajnardżi) — Był to krok ważny. Tym czasem naród powstał przeciw Chana Szehin-Gireja, do czego Turcja pomogła swémi intrygi, Rossja starała się ukrócić bunt i oddać Chanowi rządy.
W roku 1774 31 Maja, Potemkinowi nadano wielkorządztwa noworossyjskie i azowskie. Począł on, nie wyjeżdżając ze stolicy, od zniszczenia Zaporoża, z niego zaraz i części Nowo-Rossji, tworząc Wielkorządztwo azowskie (pod Krymem) założył Cherson. Na miejscu Zaporoża stanęły osady grożące granicom Krymu, od Perewołocznéj do Limanu. Z dwóch stron od Hercza i Kinburn przechód na morze był swobodny; tę drogę obrał sobie Xżę Potemkin.
Przeszedł 1785 rok. Znowu w Tamanie bunt przeciw Rossji i Szehin-Gireja. To był znak do rozpoczęcia działań, i Xżę Potemkin rozkazał Gener. Porucznikowi Suworowowi i Michałowi Potemkinowi zająć Taman i ziemie kubańskie; — ale Balmenowi (który stał w Kizikermenie) wejść do Krymu, a Vice-Admirałowi Kłokaczewowi (dowodzącemu flotą na morzu azowskiém) zebrać okręty i wszystkiemi siłami (oprócz potrzebnych dla obserwacji w Kerczu) wejść do portu Achtiar (Sewastopol). Manifest 8 Kwietnia 1785 roku, ogłosił abdykację Chana i wzięcie pod berlo Rossji pólwyspy Krymu, wyspy Taman i całéj prowincji kubańskiéj. Turcja traktatem 10 Czerwca, przyznała to zajęcie. Jaki był stan Krymu w epoce zawojowania jego? to objaśnia P. A. Skalkowski w pracy, z któréj wyciąg dajemy. Materjałami do niej były — Sześć foljantów rozkazów Xcia Potemkina — część opisu tauryckiego obwodu, uczynionego w roku 1809. Opis Krymu Generała Poruczn. Barona Igelstroma w roku 1783.
Ostatni materjał, jest podstawą całéj rozprawy; dopełniając się innemi wzmiankowanemi.
Cały Krym w epoce zajęcia, dzielił się na sześć Kajmakaństw, czyli prowincji; które się zwały:
1. Bachcze-Saraj.
2. Ach-Meczet.
3. Kara-su-Bazar.
4. Kozłow. (Eupatorja).
5. Kefin (Teodozja).
6. Perekop.
Nogajskie stepy za Perekopem, choć należały do Chaństwa; ale koczujące ordy Tatarów i Kirgizów, nie składały prowincji. Dowodzili im Seraskierowie z rodu Girejów i Murzowie.
Kajmakaństwa dzieliły się na Kadałyki czyli Powiaty — W sześciu Kajmakaństwach, wszystkich wsi było 1474, w nich chat Tatarów i nie wiele Żydów, 14,323 (Karaimi byli i Rabbiniści)[32].
Po wielkiéj ztąd emigracji Chrześcijan, Greków i Ormian w roku 1779, zostały całe wsi pustkami, po miastach domy w rozwalinach. Takich wsi, będących już własnością Chanów, było więcéj pięciudziesiąt (52) a w nich pustek więcéj dwóch tysięcy (2,157).
Miasta: Ak-Meczet miało 308 domów, Bacheze-Saraj — 1432 i t. d., w ogóle cztéry tysiące kilkaset. Żydzi w jednym tylko Bachcze-Saraju jako stolicy nie mieszkali, ale aż w Czufut-Kale o dwie wiorsty — Greków i Ormianów, bylo po miastach górą półtora tysiąca domów. W Jeni-Bazar sami mieszkali Muzułmanie.
Oprócz Krymu koczujące Ordy za perekopską linją: Kirgizy i Nogajcy; rozdzielone były w dziewięciu miejscach[33]. Koczowiska te w stepie zbliżały się do Siwacza (Gniłe morze) dość daleko od terazniejszych osad nogajskich.
Ludność Krymu w 1785 wynosiła: Tatarów 54,956 — Żydów 1407 — Kirgizów 426. Ogółem 56,769 dusz. Tatarzy tutejsi dzielili się na Nogajców, Stepowych i Górali.
Nogajcy byli potomkami tego pokolenia Mongołów, które pod wodzą Czingis-Chana; najechało Ruś i Krym. Koczują oni na linji kaukazkiéj i nad Achtubą, w szałasach z drzewa i trzciny, obciągniętych wojłokiem, w poprzek trzy do czterech łokci mających. Te budy, gdy Orda przechodziła na inne miejsce, podejmowano i stawiano na wozach. Nie mieli oni między sobą Kniaziów (Bejów) tylko Murzów (szlachtę). Najznakomitsze rodziny były: Subau-Kazy i Jedy-Oglu — powierzchowność ich: wzrost średni, twarz kałmykowata, oczy małe, uszy wielkie, czarny włos, nos mały i spłaszczony. Nosili tułuby czyli kaftany sukienne, czapki różne (barankowe, małe Kabardynki) pokrywające głowę do uszu, zszyte z klinków. Dziewczęta czerkieskie czapki, zamężne zawitkę jak Czerkieski. Kobiéty swobodnie obcowały z mężczyznami. Żywią się kobylem mięsem i mlékiem; czego już Krymcy prawie nie używali.
Do zajęcia Krymu przez Rossją (jakeśmy wyżéj powiedzieli) nogajskie Ordy: kubańska, budżacka, jedysańska, jedyczkalska, džambujułucka, koczowały w stepach od Dunaja do Donu. Część ich osadzona w roku 1770 na równinach od Dniepru do Perekopu, ale do roku 1783, uciekli za Kuban. W roku 1790, Nogajcy znowu przeszli do Krymu i pod wodzą Bajazet-Beja, rozłożyli koczowiska nad mlecznemi wodami.
W latach 1804 — 1806, przyłączyli się do nich w większej liczbie jedno-plemienni. Piérwsze próby przywiązania ich do ziemi, rozdaniem gruntów, narzędzi rolniczych i t. p. uczynione, dosyć się powiodły. — Największe w tém zasługi położył Generał Rosenberg 1804. X. Richelieu 1806, z pomocą Hrabiego des Maison.
Drudzy Tatarowie byli krymscy w stepie aż po góry osiedli. W Perekopie zamieszkali zachowali wiele śladów mongolskiego pochodzenia. Zajmowali się chowem bydła. Budowali się, dla niedostatku kamienia, z cegły surówki, opalali Kiziakiem; daléj ku górom pomięszani z Turkami, mniéj kałmycko-mongolskiego pochodzenia zachowali cech.
Trzecie plemię tatarskie i mieszkańcy południonych dolin tauryckich gór, lud pomięszany z dawniéj zamieszkałymi w Krymie. Powierzchowność odmienna: brody gęstsze, jaśniejsze włosy — U Turków uważają się za potomków nie swego plemienia, ale za dawnych mieszkańców; zowią ich Tat. Różnią się od stepowych, ubiorem. Domy ich na wpół w górach, w pół z kamieni — dachy płaskie ziemią wybite, tak, że po nich przechadzać się można — pracowici, trudnią się ogrodnictwem, sieją len i tytuń.
Grecy krymscy częścią dawni tutejsi mieszkańcy, częścią pochodzący z Archypelagu Arnauci w Bałakławie (1783) i okolicach, kupcy i mieszczanie w Kerczu i Jeni-Kale (1775) — Piérwszych (Arnautów) używają do straży brzegów, aby do nich okręty mogące przynieść czumę; nie przybijały w czasie burzy lub dla wody.
Cyganów w r. 1790 było 3,200 ludzi. O wyjściu Tatarów z Krymu, po zajęciu go przez Rossją, Pallasa i innych podania, przesadzają, około tysiąca tylko rodzin, po większej części Mulłów wyszło do Taman i Turcji. Chrześcian w Krymie w r. 1783 było dwanaście tysięcy, a tak cała ludność Krymu około 1780 wynosiła 70,269, i na oboją płeć rachując około 140,000.
W 1783 r. było 40 Cerkwi całych, a trzydzieści kilka rozwalonych, i kilka Monastérów. W Massandra Hr. Worońcowa, został stary, nizki, mały murowany Monastér.
w pięciu pokoleniach było 202 Murzów (szlachty). Dzielili się oni na dwie Klassy, na tych, co pochodzili od potomków zawojowanego w Krymie ludu, ktorzy się szlachectwa zasługami dobili i na zwyciężców. Chan był z familji Girejów, potomków Czyngis-Chana. Z téjże familji wybierani byli Kalhe i Nuradin Sulmanowie.
Z dawnych familji byli: Murzowie sziryńscy (mieli swego Kalhę wybiéranego ze starszych w rodzie.)
— Barun-Murzowie, Mansur Murzowic, Argia Murzowie i t. d. Z tych siedmiu familji niezawisłych od nikogo, członkowie nie wstępowali w służbę chańską, poddani ich tylko służyli Chanom. Dochody ich były: z ziemi własnéj i chowu stad, dziesięciny ze zbiorów zboża i od stad poddanych, opłaty (nie wielkie) od Greków, Ormjan i Żydów. Pobiérali także płacę od Chana, a zatém byli już choć nie służąc mu, w pewnéj od niego zawisłości.
Oprócz tych siedmiu, były i inne familje Murzów. Duchowieństwo bardzo liczne, trzymające się Meczetów i Tekie, to jest bożnic miejskich Medresów (szkółek duchownych) i Mekteb (szkół zwyczajnych.)
Wszystkich Meczetów w Krymie, było półtora z górą tysiąca, Tekie dwadzieścia kilka, Medresów 25, Mehteb 35. —
Mufti głowa duchowieństwa brał około czterech tysiący lewów (2400 rubli) w rok i Kazi-asker (Sędzia duchowny) główny tyleż. Przy Bujuk-dżami, to jest głównym Meczecie w Kaffie było: Jeden Chatib to jest główny Mułła, dwóch mniejszych Mułłów, czterech Muezzinów (wołających na modlitwę) jeden Kajium (stróż) Wszyscy brali po 120 r. na utrzymanie; a na Meczet 108, (w Kaffie) w Sudak’u tylko 35 r.
W bachcze-sarajskim Meczecie, jeden Chatib, dwóch Mułłów, sześciu Muezzinów, trzech Kajjum, jeden Mutefell (starosta), trzydziestu Dewrichun (codzienny lektor Alkoranu), dziesięciu Déwrichun czytających Alkoran, tylko w Ramazan, jeden Kursu-Szeih (kaznodzieja), jeden Kiutiub Chane Muchafysz (Starszy przełożony nad Biblioteką,) młodszy jeden Deresam (nauczyciel).
Inni duchowni mieli oprócz płacy, dochody z podarków przynoszonych przez Pielgrzymów, dawano im także dawniéj zboże w naturze i mięso, co się zwało Zikiał, to jest: sorokowina. Była to czterdziesta część zbioru. Gdy kto umarł bezpotomnie i Chan po nim dziedziczył, Duchowieństwo brało także czterdziestą część. Za Szchin-Gireja dochod ten upadł.
W Bachczi-Saraju, były trzy groby Chanów (Turbéj) a przy nich dwóch Turbedar, to jest stróży grobów. Groby te są po dziś dzień.
Przychody Chaństwa stanowiły:
Z perekopskich wrót, z jezior solnych i dochodu miejskiego, słonego jeziora Airczu, kozłowskiéj Tamozni, hałakławskiéj, jeziora w Sari-Kermen i t. d. 215,000 r. Z dzierżawy trunków w r. 1780, okolo 24,000. Z Rybołowstwa w Dnieprze 1000 opłaty, od żydowskich winogradów 1000, z opłaty od górali i t. d. w ogóle z główszczyzną od Żydów i Cyganów, podatkiem od bydła, pszczół, dochodem solnym, zyskiem na biciu monety i t. p. 345,612 r.
Wolno było wwozie do Krymu sukno i tkaniny jedwabne (ale nie wyszywane złotém i srébrem) futra, bawełnę, len, za opłatą od 2 do 10 procentów w naturze, na tamożni. Wino, wódki ruskie i francuzkie, piwo angielskie, za opłatą, miód, syrop cukrowy (hekmek) oliwę, kawe, herbate, tytunie, podobnież. Handel nie wielki z Rossją, Zaporożem, Turcją, na anatolskich statkach się odbywał. Główny dochod stanowiła sól. Wojsko utrzymywał i opłacał Chan, ale kraj obowiązany był dostarczać pewną liczbę żołniérzy. Nogajskie Ordy stawały całe do boju. Rozchody wynosiły około 230,936 lewów czyli 138,561 rubli.
Piérwszym po Chanie był Kałha-Sułtan następca tronu, chociaż prawo mianowania Chanów, było w ręku Sułtanów tureckich.
Drugim Nurreddin Sułtan, następca na przypadek śmierci lub oddalenia Kałhi. Oba wybierani byli z rodu Girejów, familji Chana.
Trzeciemi Sułtanowie z rodu Girejów. Służyli oni wojskowo przy Chanie i naznaczani bywali Seraskierami nogajskich Ord: budżackiéj, jedysańskiéj, jedyczkulskiéj, dżambujłuckiéj i kubańskiéj.
Czwartym z rzędu był Or-bej, dowodzca twierdzy Or-Kap (Perekop) z rodu Girejów.
Piątym chański Wezyr.
Szóstym Muſty — Kazy-Asker.
Siódmym wielki Aga (Minister Policji).
Ósmym wielki Kaznadar.
Dziewiątym, piérwszy Defterdar, (wielki Podskarbi).
Jedenastymi — Bejowie: szyriński, mansurski, szlachta, i t. d.
Niższe miejsca zajmowali: Nureddin (namiestnik W. Agi); Defterdarowic, Silichter (miecznik) Kintibi Diwan (Sekretarz Rady) — Ak-Madżi-Bej (Dozorca Haremu, ) Kajmakanowie, naczelnicy miast i Ord nogajskich, Murachasowie reprezentanci Murzów przy dworze Chana. Baszbuliuk-basza (naczelnik sztabu).
Najniższe: Kadi (Sędzia) Muszelim (Rządzey) Serdari, Dyzdari, pisarze Mennicy, Tamożni, pisarze Kajmakanów i t. d. — Utrzymanie žon i dworu Chana kosztowało 85, 336 rubli — Tak naprzykład Ułu-Chanowa brała 4680 r. Melek-Sułtan-Chanowa i Dżanet Sułtan-Chanowa tyleź i t. d.[34].
Pallas, który w latach 1793 i 1794. zwiedzał ordy Nogajców kubańskich[35]. pisze, że u nich był zwyczaj, iż złodziejowi wziętemu na uczynku gorącym, obcinano rękę i nogę a krewni obowiązani byli kipiącém mlékiem lub tłustością krew zatamować i wziąść go do siebie. Tenże[36] o resztach Nogajców między Berdą a Mołocznémi Wodami pisze, że mieli woły małe, konie mizerne, owce tłusto-ogoniaste. Trzy ich tu pokolenia cytuje — jedyssańskie, którego głową był (1793—1794) Bajazet-Bej od Rządu wyznaczony, nad Mołoczną obozujący. — Dżambujułuckie, (Ułus t. i.) nad Karsakiem, — jedyczkulskie nad Berdą. Liczy ich wszystkich do 5,000 Jedysańców 3,425, Jedyczkułców 533. Dzambujułuckich 1,103. Murzów, powiada on, są u nich dwie znakomitsze familje — Suban-Kasi i Edci-Oglu.
Chaty ich z pilsni, średnicy cztéry lub półpiąta łokcia, przewożące się całkiem na wozach. Ta Pallas czyni uwagę, że Pomponius Mela, mieści nad morzem azowskiém Scytów Hamaxobiów (mieszkających na wozach) — W chacie były klapy do wypuszczania dymu z niéj, za pomocą sznurka przytwierdzonego do klapy — Sciany obite matami z trzciny, drzewo używane na rusztowanie chat stare i liche. Ubiory ze skór baranich i sukna, czapki małe krągłe barankowe, u kobiét wysokie czerkieskie z zasłonami. Opłacają posagi za żony, ale ich nie zamykają jak na Wschodzie, żyją mięsem końskiém i mlékicm kobylém, i t. d.[37]
Po obiedzie u szanownego Dra. Siezieniewskiego, ożywionym miłą rozmową o wielkim naszym poecie, i młodszych jego latach, improwizacjach przy fajce i winie z oczyma w jeden punkt wlepionémi; jakby we snie magnetycznym i zapomnieniu całego świata (cytowano tu jego wiérsze żartobliwe, o dwunastu pracach pewnego P. A. —); poszedłem na Teatr francuzki — Les mémoires du Diable, przyjęte z wielkiemi oklaski. Potrzeba aktorom oddać sprawiedliwość, grali prawie wszyscy bardzo dobrze, ale nie tą nową metodą naturalności i prawdy, jakiéj przyjście przeczuwamy; któréj żądamy — starą tradycyjną, z przesadą właściwą jéj i pewnemi przyjętemi formuły, na wyrażenie pewnych stanów duszy i sytuacji. Sama sztuczka nie wiele warta; ale w grze było wiele życia; a w dramacie, wiele tych zużytych i pospolitych środków zrobienia wrażeń, które mimo swego zużycia, nigdy nie chybiają.
Cały dzień zszedł mi na bieganinie, na odwiedzinach, przeglądaniu zebranych dla mnie przez P. Skalkowskiego, książek o Odessie i kraju tutejszym. Wieczorem byłem znowu w Teatrze, ale na ten raz trafiłem na Operę Donizettego Marino Faliero; w któréj Duet pierwszego Aktu między Berlendysą i Marini (dwa bassy) barkarola i finał trzeciego Aktu szczególnie mnie uderzyły.
Pomimo silnego wiatru, puściłem się ku kanatnéj Ulicy, dla odwiedzenia krewnych. Wielu z mieszkańców nawet Odessy, nie wié o kanatnéj Ulicy, a dorożkarz co mnie wiózł, sądząc że Kanatna wszędzie gdzie Kanaty (liny okrętowe) wiążą, zawiozł Bóg wie dokąd; musiałem aż wysiadłszy sam szukać napisu i jakoś mi się udało wynaleść, zapomnianą uliczkę.
W inszych miastach ulice oddalone od ruchu i życia miejskiego, od ogniska są ciasne i brudne. Tego nie znajdziesz w Odessie, która jest cała zbudowana wedle danego planu i podzielona w kwadraty (oprócz przedmieść) Wszędzie więc równie szerokie są ulice, z tą tylko różnicą, że nie brukowane jeszcze i puste; a otaczające domki, w miarę jak się oddalamy od Ulicy Richelieu będącéj najożywieńszą; od portu — ostawione są staremi nizkiémi budowami i wcale prawie puste. Gdzie niegdzie magazyn ogromny, z gankiem o wschodkach od ulicy, z długim szeregiem okien drewnianemi lub żelaznemi balasy obwarowanych, przerywa sznur domków i murków różnych kształtów porysowanych, nizkich, krytych, jeszcze dranicami lub tarcicami, co okazuje, że bardzo już dawno stanęły; murowanych z nie dobrze spojonych i nie ogładzonych kamieni, a przeto już ku schyłkowi się mających.
Gdzie niegdzie zieloya akacja, stojąca u drzwi domu, ocienia go trochę; tam i ówdzie szynczek z wywieszonym napisem: —
{{c|CANTINA.
znak jaki rzemieslniczy skromny, — jednostajność przerywają. Czumacy tłumami leżą u wrót Magazynów zbożowych.
Ale ku Kanatnéj, coraz a coraz mniéj ruchu i życia — We dwóch przecięciach ulic, jadąc w tę część miasta, postrzegłem wspaniałą Cerkiew ś. Michała a w drugiéj ogromny młyn murowany i dalekie plantacje akacji. W ulicach pusto było i cicho. — Dzieci biegały swobodnie nie lękając się roztratowania i puszczały białego Latawca nad głową moją. Nikt nie jechał, nikt nie szedł, choć to był już wieczór, nikt powietrzem chłodniejszém nie wyszedł odetchnąć na progu. Cisza ta tém bardziéj była uderzająca, że o kilkaset kroków daléj, zbytek życia i ruchu — a tu smętarne milczenie i martwe tylko żółte ściany, jak gdyby pustych domostw. Domy téj części miasta cale inną jakąś pierwiastkową, naiwną mają fizjonomję. Znać ani architekta nie było, gdy się budowały, ani czasu myślić o tém, żeby były ładne, pobudowały się na prędce, rozdzielając szerokiemi placami otoczone murami, dziś już się walącemi. Gdzie niegdzie na miejscu rozwalonéj, staréj, (to jest około pięciudziesiąt najdaléj lat mającéj) budowy, stawi się w mgnieniu oka, jak tu zwyczaj z ogromnych brył kamienia, wspanialszy daleko gmach. W kilka miesięcy, wyrasta z ziemi, podchodzi do góry, pokrywa się i nie długo czekając zamieszkuje. Spodziéwamy się jednak, że terazniejsze budowy, dłużéj nad pięćdziesiąt lat potrwają??
Wziąwszy codziennym zwyczajem, dwie nieuchronne morskie kąpiele, resztę dnia poświęciłem znowu poszukiwaniom i nauce. Oto jest skutek poszukiwań, który da lekki rys terazniejszego stanu Odessy. Poźniéj powiemy o historji miasta, co licząc dopiéro pięćdziesiąt lat bytu, już ma przecie historję, mogącą się na epoki rozłożyć i już esystencję swą dzieli na fazy postępu, doszedłszy dziś do bardzo wysokiego stopnia pomyślności, w któréj tylko trwania i stopniowego do czasu wzrostu, życzyć jéj należy. Prosimy tylko aby przebiegając ten rys stanu Odessy w r. 1840, nie zrażali się nasi czytelnicy, drobnemi szczegółami i cyframi.
Cyfry nie malują wprawdzie; ale poświęciwszy wielką część dziennika obrazkom, czujemy potrzebę uzupełnienia go; czémś od szkiców miejscowości posilniejszém, w przekonaniu, że nam to za złe wziętém być nie może.
Aż nadto podróżnych powierzchownie oglądając wszystko, wyręcza się humorem z obowiązku pracy; my choć trochę pracą chcemy zastąpić łatwą humorystykę dzisiejszych Turystów, i przetykamy jedno drugiém. Nasze podróżne notatki zdadzą się nie jednemu dziwną mięszaniną, ale kto wejdzie w położenie pisarza, co i malowaćby chciał i trochę nauczyć, wymówi go zapewne. Jedna część dzieła drugą objaśniając i dopełniając, obie mieniając się wzajemnie, czynią dla czytelników znośniejszemi. Zresztą plan na oko porządniejszy, doprowadziłby nas tylko do rozbicia xiążki, na dwie połowy, z których jednéj jako dodatku, niktby może tknąć nie chciał — a tak — ale dajmy temu pokój, a wracajmy do rzeczy.[38].
Odessa założona, w r. 1794 na nowo zdobytéj ziemi, nad morskim brzegiem, u dwóch rzek wielkich Bohu i Dniestru, sąsiadująca z bogatemi prowincjami zachodniémi, skorzystać umiała ze szczęśliwego położenia swojego. Exystencja i pomyslność Odessy zwracają szczególną wszystkich uwagę. Są co utrzymują, że miasto to, rychło powstałe, rychło też upaść może, nic mając sił własnych w sobie; P. Skalkowski stara się dowieść przeciwnie, że Odessa w saméj sobie znaleść może rękojmię przyszłości. Podstawą tego twierdzenia, są następujące daty.
Pomimo że przemysł rolniczy; w mieście handlowem głównéj roli grać nie może, jednakże i ten nie jest zupełnie zaniedbany, Ze 42,629 dziesięcin ziemi, pod okręgiem miejskim zajętych; rolnictwo uprawia około 14,000. Resztę zalega samo miasto, przedmieścia, sady i chutory, wygony i trzynaście wsi tu należących. Oto są zbiory z lat kilku.
W r. | 1832. | Siano zboża | 5,339. | czetw. — zebrano | 12 601. |
— — | 1833. | (nieurodzaj) | 5,000. | — — — | 3,990. |
— — | 1835. | — — | 2,500. | — — — | 8,900. |
— — | 1836. | — — | 2,828. | — — — | 12,790. |
Ziemi gatunek gliniastéj, ciężkiéj, i częste posuchy, tamują wzrost rolniczego przemysłu; miasto zmuszone jest żyć kupném zbożem. W r. 1830. ustanowione Towarzystwo rolnicze południowéj Rossji, pod naczelnictwem Hr. Worońcowa, przyłożyło się wielce do rozwinienia gospodarstwa. — Zasługują na szczególną uwagę sady i chutory niektórych członków Towarzystwa, PP. Roubaud, Schmidta, Renaud, Chorwata, Sonntaga. Piérwszy tu ogród winogradowy założony w r. 1798, przez Majora greckiego Bataljonu Sporiti. Winograd przywieziony z Akkermanu.
W r. 1807 było już dziewięć winnic w r. 1812 osiemnaście w 1822 sto dziesięć, w 1852 trzysta dwadzieścia kilka w 1859 pięćset górą. Chociaż winnice przez dwie zimy 1837 i 38 wymarzły; liczą jednak teraz górą pięć miljonów winnych latorośli, sprowadzonych z Francji, Hiszpanji i z nad Renu. W r. 1827, dały one piętnaście tysięcy górą wiader wina, w 1832 białego 6675 a czerwonego 2867 w 1835. około trzydziestu tysięcy wiader.
Do dwóch tysięcy pudów winogradu przedaje się gronami. — Pędzono także wódkę z winogradu. Wino tutejsze podobne jest do mołdawskiego. Xiąże Gagarin i P. Roubaud, robili próby dobrego i mocnego wina. — Do Gospodarstwa okolic i miasta Odessy, należą ogrody owocowe, chów bydła, zasadzanie lasów, dochody z nabiału, mąki, krup i t. d. Ile winogradów tyle jest i owocowych sadów dających z owoców (oprócz warzywa) po kilka tysięcy rubli dochodu (2,000. Arguzina Cortazzi). Niektórzy gospodarze, odebrali nawet nagrody od rządu; drudzy zajmują się wyłącznie szkółkami drzew owocowych, lesnych i kwiatów (Louisville, Desmet. Herman, Nozzolini, Desavize etc.)
Ważny dochod stanowi woda słodka, niektóre studnie czynią po tysiącu rubli — Partje Czumaków płacą ją na noclegach, razem z wypasem, płacą rozwożący po mieście. Woda z fontann bowiem jest szkodliwa, a nie wszystkie domy mają Cysterny.
Z potrzebnych na utrzymanie miasta zapasów żywności, trzecią część dostarcza samo miasto.
Wyrobnicy dniowi, w liczbie około 10,000 dusz obojéj płci, zarabiają od półtora rubla, do 50 kopiejek, Kamieniarze, wydobywają kamień na gruntach miejskich, całe osady okoliczne z téj pracy się utrzymują; Chutory: usatowy, sucholimański, kujalnicki, żyją z niego. Mieszkańcy ich pod kujalnickim i chadżibejskim Limanami, wyrzynają pieczary całe, gdzie kamień piłują lub biją — Całe miasto z tego materjału powstalo. Przemysł ten z powodu mnożących się budowli, bardzo jest korzystny.
Słudzy (około 10,000) bardzo drogo są płatni; toż tak zwani Prykaszczyki, Mesureurs et cribleurs des blés, których do dwóchset się znajduje, ludzie pracujący w portach (nakładający pszenicę na łodzie) — Łodziarze w portach — stojący, przewożący towary na zagraniczne okręty; takich z większemi łodziami było 78, z mniejszeni barkami dwudziestu — Tu doliczyć należy doróżkarzy i bryczkarzy do dwóchset, furmanów i biudiużników (przewożących towary na wozach o dwóch kołach) — kilkuset; woziwodów rozwożących wodę z fontann Małéj i baszkowskiéj, z wodnéj Bałki i t. d.
Rzemieslników i fabrykantów nie braknie także Odessie; — znaczniejsze są fabryki mebli, modnych fraszek, fortepianów, makaronu, konfitur i t. d. Cechów dwadzieścia pięć ruskich, niemieckich i żydowskich, w nich razem majstrów i czeladników, około półczwarta tysiąca. Wyrabiają prócz tego liny okrętowe (w dość znacznéj ilości) cegłę, mydło, świéce, tytunie, i t. p.
W czasie zawojowania tego kraju (w 1789 1794.) wszyscy właściciele ziemi i rolnicy zachodnich prowincji i Nowo Rossji, wyjąwszy może Kryn i okolice Taganrogu, i Chersonu, wyprawiali swoje płody do Rygi i Gdańska, zkąd na powrót dostawali zagraniczne towary. Ważną wówczas rolę grały Brody i Berdyczew. Następnie otwarcie portu przy chadżibejskiej twierdzy, przykład Hr. Prota Potockiego i innych obywateli podolskich, wyprawujących karawany zbrojne do Odessy, pomimo strachu zadniestrowych Tatarów — podbudziły do zwrócenia tu handlu. Powiedzieliśmy wyżéj, jak się wzmagał i wzrastał handel Odessy.
W roku 1802 nadano przedłużenie terminu uwolnienia od podatków, większą ilość ziemi pod wygony, sady, ogrody, i dziesiątą część dochodów tamożni, na budowy miejskie. W roku 1803, zamiast dziesiątéj przeznaczono na ten cel piątą część.
Główne bankowe interessa tutejszych domów, są z Paryżem, Marsylją, Londynem, Wiedniem, Triestem, Liwurną, Konstantynopolen, rzadzéj z Amsterdamem i Genua, najrzadzéj z Hamburgiem. Wewnątrz kraju z Petersburgiem, Moskwą, Warszawą i Berdyczowem, summa obrotow bankowych, dochodzić może (1837 roku) do dziesięciu miljonów.
Wewnątrz miasta handel zamienny na produkta i konsumpcyjna wyprzedaż na stepie nie małą — od lat dziesięciu, domy wspanialsze się wzniosły, sposób życia się ulepszył, a zatém i potrzeby zwiększyły i sprzedaż towarów zbytkowych pomnożyła. Nie ma, czegoby w Odessie dostać nie można (wyjąwszy może nowych nót, książek, przedmiotów Sztuki i do Sztuki należących) angielskie wyroby są w największej liczbie.
Ludzie z handlu żyjący są: Kupcy trzech gild, Maklerowie birżowi i morscy, Notarjuszowie, szyprowie (okrętów tutejszych domów handlowych, jako Marazli, Janopulo, Mauro, i t. d.)
Odessa oprócz Cerkwi ruskich, greckiéj ormiańskiéj, Kościoł ma katolicki, ewangelicki, synagog kilka Rabinistów i Karaimów. W roku 1807 wystawiona soborna Cerkiew. Od 1837 roku, Katedra chersońskiego, tauryckiego Arcy-Biskupstwa i główne Seminarjun Nowo-Rossji, przeniesione do Odessy; założony Szpital miejski, żydowski, podróżnych, dom dla ubogich, żeńskie Towarzystwo Opieki biédnych. W roku 1804 fundowane handlowe Gymnazjum, w 1811 szlachecki Instytut dla chłopców i dziewcząt, w roku 1817 Lyceum nazwane imieniem X. Richelieu, które w 1835, otrzymało niektóre przywileje uniwersyteckie; ustanowione przy niém Gymnazjum, szkoła powiatowa i cztery parafjalne. — Oprócz nich są szkółki Greków, żydowskie płci obojéj, katolicka przy Kościele naszym i luterska, Instytut szlachecki panien, miejska szkoła panieńska pod opieką Najjaśniejszéj Pani, 2 mezkie i 6 żeńskich pensji; dóm siérot i szkoła siéroca, Sala Ochrrony; wszystkich zakładów naukowych i dobroczynnych dwadzieścia kilka, a uczących się przeszło dwa tysiące.
Od piérwszego Kwietnia 1820, począł wychodzić Messager de la Russie Méridionale w 1827. Odesski Kurjer w językach ruskim i francuzkim, od 1832, dwie osobne gazety, ruski — Wiestnik i francuzka Journal d’Odessa. — Oprócz tego wychodziły Almanachy, brosziury, przez Towarzystwo rolnicze wydawane i dodatki do Kurjera. Te przestały się ukazywać z wyjazdem Professora Rosberga wydawcy. Drukuja się też codziennie portuta po włosku, z wymienieniem przybywających i odplywających okrętów, wyrażeniem ich Kapitanów, towarów, wielkości, i t. d.
Ruch umysłowy w ostatnich latach ohjawił się zakładani: w 1830 Towarzystwa Gospodarstwa wiejskiego południowéj Rossji; w roku 1823 i 1835 założeniem Muzeum noworossyjskich starożytności i Publicznéj Biblioteki; sztucznych wód mineralnych (wedle metody Berzeliusa) w roku 1827 z projektu A. J. Fabre, Muzeum płodów naturalnych Noworossji, w roku 1838 projektem historycznego Archiwumi, w 1839 ustanowieniem Towarzystwa Historji i Starożytności, i t. d.
Od 1827. r. ciągle już drukować poczęto w Odessie, ulepszono Typografję miejską. Założone drukarnie, przy greckiej szkole dla xiąg greckich, i przy Sztabie Inspektora jazdy, osiedlonéj. Od 1836 do 1838, wydrukowano więcej niż ośmdziesiąt xiąg w językach: ruskim, francuzkim, łacińskim, włoskim. Około czterdziestu ludzi zajętych jest przy drukarniach. — Trzy Litografie, Lewszyna, Bigatti i Klenoffa pracują; wydane przez nie widoki i rysunki (oprócz litografowanych, przez Bassoli) nie wielkiego ukształcenia artystycznego dowodzą.
Muzyka tu daleko popularniejsza i powszechniéj od Malarstwa pojęta i ulubiona. Opera włoska utrzymuje się od 1812 r. na którą miasto daje 60,000 rubli rocznie. Aktorów jest około stu, pobierających od 9,000 do 1200 rubli. — Liczba fortepianów w mieście nie wyrachowana — Malarzy kilku (ale miernych) dekorator jeden (dobry) trzech snycerzy; cztéry xięgarnie: ruska, niemiecka i dwie francuzkie (w nowe xiążki nie bardzo bogate) — Oprócz tego stare xiążki po Bazarach i sklepach się przedają — W r. 1831 przywieziono na przedaż xiąg, do 25,000 tomów w 1835 30,000.
Biblioteka publiczna, którą dawniéj zarządzał Spada, teraz Prof. Murzakiewicz, poczęta w r. 1828, przez Głowę miasta Lewszyna, wydawcę tutejszego Kurjera. Gazeta z powodu wojny wschodniéj, miała wiele czytelników i znaczny dochód, tak, że uczyniła do 40,000. r. — Lewszyn uprosił u Hr. Worońcowa pozwolenie ofiarowania na Bibliotekę publiezna 20,000 rubli, a 10,000 na Typografję miejską; resztę oddał na różne dobre uczynki, druk pożytecznych xiąg i t. p.
Ludność miejska, rozmaicie się zmienia, powiększa i zmniejsza, z powodu przybyłych dla handlu i czasowo przemieszkujących[39] odłączywszy tych i wojskowych na 42,000 dziesięcin ziemi, wypada 85,000 ludności.
Ze statystycznych obrachunków P. Skalkowskiego pokazuje się, że od r. 1850. do 1840. przybyło ludności 21,880.
Kupiectwo (corps de commerce) stanowi massę nie jednorodną, i dotąd spoić się w całość nie mogącą, dla różności narodów, wyznań i obyczajów. „Co dziwnego,“ powiada cytowany, „że Karaim albo Sefer ormiański (bankier) nie umie się zbliżyć do brodatego ruskiego Kupca, albo wymuskanego negocjanta zachodniéj Europy, do bogatego Greka całe dni przesiadującego w Casino na podkurczonych nogach — Cudzoziemcy oprócz Słowian są tu: Grecy, Francuzi, Włosi, Niemcy, Anglicy, Karaimi, Hiszpanic, Hollendrzy, Belgowie, Turcy, Ormjanie, Duńczycy i Rumuni — Ze Statystyki jednak kupiectwa okazuje się, że ledwie szósta część kapitałów objawionych, jest cudzoziemska, a i ta coraz się zmniejsza — W ludności, którą za zbiegowisko różnych narodowości uważają powszechnie, właściwie cudzoziemska, jest tylko część dziesiąta.
Kupiectwo piérwszéj gildy, znacznie się umniejszyło, a to z powodu usunionych prerogalyw początkowo służących Kupcom, nadanych im dla zachęcenia; i całkowicie już wnoszącéj się opłaty od Gildy, która wprzód o połowę zmniejszoną była. — Z tego powodu kupcy pozapisywali się do drugiéj i trzeciéj gildy. W r. 1840 skończyły się czasy ulgi; obcym mniéj nad piérwszą gildę kapitału mającym, zabroniono wpisywać się i handlować, musiało więc nastąpić nieuchronne, choć zapewne chwilowe tylko kryzys. Żydzi kupcy od 1837 do 1842 — ponmożyli się.
Okrag miasta Odessy, obejmuje w sobie chutory, to jest osady: dalnicki, Tatarkę, Usatowe, Mały Kujalnik, wielką Fontannę czyli Monastér, krzywe Chutory, nierubajskie, fominowe, gnilakowe, chłodne, sucholimańskie i burłackie.
Opatrują Odessę w żywność, prócz okolic, Noworossja, Krym i Bessarabja — Ztąd mianowicie i z Turcji, dostarczają drzewa opałowego.
Epoki ważne dla handlu, są chwilami największego życia w Odessie. Czasem w Marcu przybywa nagłe po sto razem okrętów, a naówczas w porcie, w mieście, ruch panuje największy; pakunki na Tamożniach, ścisk na rogatkach, ulice pełne, snują się kupcy, maklerowie, krążą wozy, wrzawa, zgiełk.
Toż, gdy dobra poczta zwiastuje nieurodzaj w dalekim kraju — każdy śpieszy kupować, ładować, wyprawiać. Drugą chwilą ważną, jest Wrzesień, po zbiorze zbóż gdy tłumy Czumaków ściągają się do Odessy, leżą obozami dokoła magazynów i o niczém nie słychać, nic nie widać, prócz pszenicy i Czumaków.
W ostatnich czasach ogromnych prac kosztem skarbu w portach dokonano, w kwarantannie i na wybrzeżach i bałkach porobione móle kamienne formują port bezpieczny jeden; nowy poczęty, dla utrzymania portów w należytéj głębokości zabezpieczenia od nanoszonych piasków — Czoła obu molów najeżone są baterjami, na przypadek wojny.
Ogromne wschody wiodące z Bulwaru ku morzu, ukończone zostały i wyłożone kamieniem przywiezionym z Triestu. Jedna z arkad pod temi olbrzymiemi wschody, służy za przejazd od kwarantannowego portu, do praktycznego. Góra osadzona drzewy z krzewami dla ozdoby.
Wybrukowanie grzezistéj i utrudniającéj komunikację i przewóz towarów Bałki, czyli wąwozu, do kwarantanny wiodącej w r. 1840; przez Generała Achlestyszewa, aresztantani dokonane, liczyć się powinno, do najużyteczniejszych dla Odessy prac.
Wystawienie kwadratu sklepów za teatrem, zwanych Palais-Royal, ozdabią tę część miasta i ułatwia nabycie towarów, które we 44 Magazynach są skupione. Dokoła bieży asfaltowy trotuar, a środek zajmuje ogródek. — Wkrótce miasto ma być oświecone gazem, wedle projektu i planu architekta Lyceum Richelieu P. Falka. Cztéry parochody angielskie ciągłą utrzymują komunikację z Krymem i Konstantynopolem.
Życie w Odessie ani opisaném, ani osądzoném absolutnie być nie może, każdy tu bowiem żyje jak mu się podoba, i jak mu najwygodniéj. Nikt się do drugich nie stosuje, chyba o tyle o ile mu z tém miléj, i lepiéj. W lecie gorąco jest nieznośne, w zimie burze i wichry uprzykrzone, a domy nie tynkowane i nie szczélne, nie wiele od chłodu chronią. Przyzwyczajonemu wszakże do klimatu i do tych warunków bytu, wyśmienicie i z gorącem i z zimnem żyć można, jak wszędzie, a może lepiéj niż gdzie indziéj, bo swobodniéj. Zebranie tu różnych narodowości i zwyczajów sprawia, że każdy wedle upodobania żyć może, nie stosując się do drugich, a nikt mu tego za złe nie poczytuje, jak nie mają za złe ubrania narodowego Grekom i Turkom. Zima, w czasie któréj sami są tu mieszkańcy Odessy i obywatele blizkiego kraju, przechodzi wesoło na tańcach w sali bursowéj, Balach i Koncertach.
Bal w wigilię Nowego Roku, jest jednym z najwytworniejszych. Dzień ś. Jerzego Grecy przepędzają na swoich chutorach. Inne dni poświęcone przejazdkom i zabawon, są 24 Czerwca na ś. Jana Chrzciciela, na 1 Maja i na Ś. Trójcę.
Dziś chodziłem wedle zwyczaju podróżnych, obejrzeć jeden z najpiękniejszych domów tutejszych; o piękne tu wcale nie trudno, wszyscy bowiem posiadacze domów, tak wytwornie przy łatwości nabycia ozdób i wszelkich zbytkowych sprzętów je urządzają, że każdy dom, zwłaszcza z przedniejszych, wart jest oglądania. Rzadko w stolicach, taki przepych — w czasie kąpieli, znaczna bardzo część domu najmuje się i to powraca z czasem nakłady; a na zimę znowu przybywające tu rodziny z Rossji, Bessarabji, Multan, drogo płacą za wygodne i pięknie urządzone mieszkania. Domy tutejsze są nie na krajowéj, ale na zagranicznéj stopie wytworu. Łatwo o takie, w których sali jadalnéj krzesełka same i stoły, kilka tysiçey rubli kosztują; w innych wszystkie meble sprowadzane z Paryża, fortepiany angielskie — Trudnoby się tego spodziéwać w mieście zajętém handlem i z handlu żyjącém, ale tak jest. — Dwa są w Odessie fortepiany Erarda; a jeden z nich u Bankiera Izraelity. — W proporcja przepysznych znaczniejszych domów, idą mniejsze, najmniéj do wytworności pretensji mające, a jednak wcale smakownie ubrane w mahonie, laki, zwierciadła, chińszczyzny, porcellany francuzkie i bronzy. Ile mi się tylko zdarzyło widzieć różnych domów w Odessie, na rozmaitych ulicach, w różnych zakątach, wszędzie znalazłem przepych wielki, zbyteczny, szkodliwy nawet i nie potrzebny.
Ale bo też tu życie nie na skalę innych miast naszych, pieniądz nabywa się dosyć łatwo, ceni się mniéj a znaczenie rubla (assygnacjami) jest stosunkowo odpowiedne naszemu w domu u nas złotemu polskiemu. Słudzy są płatni bardzo drogo, dla powszechnie dającego się czuć ich braku — pobiérają od 150 do 600 rubli i więcéj — wszystko tedy w miarę. Zagadką tylko jest życie urzędników nie więcéj płatnych niż gdzie indziéj, a utrzymywać się zmuszonych wedle miejscowych warunków. Dodajmy, że nigdzie urzędnicy niżsi i wyżsi nie są bezinteresowniejsi.
Domy mieszczan i Kupców są wszystkie prawie niezmiernie smakownie urządzone. Te które odwiedzałem szukając mieszkania, zadziwiły mię nawet wytworen, ozdobnością. Najmniéj piękne, jeszczeby u nas uszły za najwytworniejsze. Styl budowli (zwłaszcza nowszych) piękny, prosty, smakowny; wnętrza mu zupełnie odpowiadają. Jednym z najexcentryczniejszych, jest gotycki, roskoszny domek, stojący nie daleko balki, którą się jedzie do kąpieli, należy on do Xiężnéj Kantakuzenowéj (z domu Renaud), drugi podobnyż gotycki, na Peresypie; innych wiele po mieście rozsypanych. Omijam szczegóły, które zajmować nie mogą, wejdźmy tylko do jednego z domów, uważanych, za najpiękniejszy po pałacu worońcowskim; położonego na Bulwarze (jak wszystkie piękniejsze budowy) — domu Marji Naryszkinowéj (z domu X. Czetwertyńskiéj) Powierzchowność jego skromna nie zastanawia wcale, niklby się pod nią nie domyślił zbytku, zamkniętego tak niepozornemi drzwiami, nie odróżniającémi się od innych na Bulwarze — Wewnętrzne urządzenie zadziwia z dziedzińca dość ciemnego i ciasnego, podwójne z włoskiego marmuru białego wschody wiodą do górnych apartamentów. Wchodzi się przez salę billarową przedzieloną kilką kolumnami o kapitelach verde anticho, na dwie części.
Wśród tych kolumn stoi podtrzymywana przez bronzową figurę ogromna czasza malachitowa. W téj części pokoju, do któréj się następnie przechodzi, ozdobionéj portretami X. Naryszkina i Xiężnéj z dziecięciem, konin ładny marmurowy, konsole pokryte kamieniami malachitowemi, meble sliczne i kształtne — Portrety swą wartością artystyczną, dystynkcji apartamentu wcale nie zdają się odpowiadać, zwłaszcza portret xięcia.
Następująca wielka sala, jasniejąca białością i złotem przepyszna, zajmuje całą domu szerokość. Lustra, kandelabry, Konsole, krzesła, wszystko z bronzu złoconego, naczynia i kominki z alabastru i marmuru białego. Jest to najwytworniejszy salon w całym domu, nie wielkim, ale ze starannością największą urządzonym. Z téj sali wchodzi się do mniejszéj podłużnéj, którą otacza w górze gallerja zamykająca biblioteczkę. Wejście na nią po krętych, ciasnych i niewygodnych wschodkach. Tu na kominie i stoliku kilka pięknych statuetek bronzowych, główek, grup. — Jest tu i wzór maleńki z kości słoniowéj, pomnika dla Minina i Pożarskiego, wystawionego. Osobna galerja za tą salą położona, zawiera głowy, popiersia i posążki marmurowe dawne, kopje z dawnych i nowe, w przewożeniu wielce uszkodzone, bardzo jednak zastanawiające i jedyny tego rodzaju zbiorek w Odessie stanowiące. Druga podobna galerja przeznaczona na obrazy, dotąd nie rozwieszone, w pośrodku stojące — Znać z nich artystyczny gust właścicielki. — Ze stu około sztuk jest kilka, może kilkanaście ładnych, a kilkadziesiąt dość ciekawych. Są tu, jeżeli mamy wierzyć nadpisom na ramach — Łukasza z Leidy (małego formatu zmartwychwstanie) Jean’a de Bruges, ładny nie wielki obrazek, i kilka jeszcze pierwiastkowéj szkoły niemieckiéj — piękny Palamedes jeden, kilka starych włoskich, kilka pejzażów dobrych, jedna bardzo piękna Madona — ale za to kopji nie mających wartości i bazgranin dość dużo, dla powiększenia liczby wtłoczonych.
Na dole w apartamencie pani, portrety: Katarzyny Cesarzowéj, Alexandra, Pawła i biusta tychże — kilka familijnych także portretów. Jest tu i piano Erarda, którego nam jednak (z resztą bardzo sprawiedliwie) otworzyć nie chciano.
23. Lipca. Ranek spędziłem znowu u Pana Skalkowskiego, na przeglądaniu z nim ciekawych aktów zaporożskiego Archiwum i innych w jego ręku znajdujących się dokumentów. Oglądałem tu rozmaite pieczęcie kozackich Pałanek, wyobrażające albo konnego Kozaka z kilką literami dokoła, wyrażającémi palankę, albo (na większych) Kozaka w polsko-kozaczém ubraniu pieszo, stojącego z rusznicą i całém uzbrojeniem. Archiwa kozackie, bogaty plon dla historji ostatnich czasów obiecujące, tém się szczególnie odznaczają, że w nich zawiera się niezmierna liczba prostych a pełnych kolorytu relacji ustnych. Oprócz bowiem rozkazów (Ordynansów) rozporządzeń i t. p., pełno jest sprawozdań wysłańców, w różne strony rozsyłanych na zwiady, których opowiadania słowo w słowo spisywano potém, gdy za powrotem sprawy z czynności zdawali.
Tego rodzaju dwa czy trzy dokumenty, wyżej mówiąc o Bałcie i Tatarach przywodziliśmy. Tu dołączamy jeszcze jeden mający interess miejscowy odesski, o założeniu przez Turków twierdzy w Chadżi-Beju, wynaleziony w czasie naszego pobytu przez P. Skalkowskiego i nam przez niego łaskawie udzielony (19 Lipca). — Oto ciekawy ten dokument w wierném tłumaczeniu.[40].
1765 roku wojska zaporożskiego Sędzia wojskowy Paweł Hołowaty (gdyż naówczas nie było koszowego w Siczy, jeździł on do stolicy za sprawami Zaporoża) w tajemném doniesieniu Hr. Rumiańcowi podanym 30 Czerwca 1765 roku — świadczy, jak następuje:
Posyłany od Kosza Wojska zaporożskicgo za Boh rzekę do Kauszan do Chana krymskiego Selim-Gireja z listami, wojskowy tutejszy tłumacz, Konstanty Iwanow, dzisiaj powróciwszy ze zwiadów, stawił się w Koszu i objawił co następuje: że jadąc do kauszan, dowiedziawszy się na pewne, iż Chana krymskiego tam nié ma, oddał listy na trzecim Kujalniku leżącym nie daleko Dniestru, jedyssańskiéj Ordy Seraskierowi Sułtanowi Adil-Girejowi, synowi Selim-Gireja Chana — który tam miał stanowisko. A od będących przy nim tłumaczów, dowiedział się że Chan krymski, w samym końcu przeszłego miesiąca Maja, pojechał do Carogrodu lądem, z nie wielkim dworem, za rozkazem Porty, z którym przysłany był umyślnie Kapidżi Pasza. I z nim Chan pojechał, ale go wkrótce spodziewają się na powrót. Opowiedzieli mu także ci tłumacze, że myslą, czy nie będzie przysłany od Porty inny Chan, to nie wiadomo, dla czego byłby wezwany terazniejszy. Z Kujalnika zaś Iwanow powracając z listami odpowiedzi od Sułtana, przejechał do Oczakowa, we wszystkich tatarskich koczowiskach i nigdzie w tamtych stronach, wojennego nowego przyboru i ludu i przygotowań nie widząc. Za Oczakowem zaś ku Białogrodowi o 50 werst od Oczakowa, nad morzem, budują twierdze, której imię dano:
Jeni-dunia (sie) t. j. Nowy świat. Wprzód zaś była tam wioska i nazywała się Kużdabéj (Chadżibéj) Ta zaś twierdza poczęła się budować tego roku na wiosnę a budują ją Wołochy; na którą kamień ze stepu od rzeczek i bałek okolicznych zwożą. Także od przybyłych w Oczakowie, z Krymu Greków i ze Stambułu na statkach Reizów (Reiz-reis-Szyper, Kapitan, dowodzca okrętu) dla ciekawości dowiedział się; że Turcy z Gruzińcami mają spór i dla tego wielkie wojsko tureckie wyprawione do Anatolji przez Porte i nie dawno, przed czlerdziestą dniami zamiast tureckich leżących nad brzegami morza czarnego, z Warny dwa, z Pirgusa (Burgaz) trzy okręty wojenne, a na nich wojska Arnautów i Bośniaków do dwunastu tysiący wyprawioGruzińcy i kusatbasy (Kizilbaszi) wzięli jakoby nie dawno dziewięciu tureckich paszów, z wielkiem wojskiem w niewolę, a, że Gruziócy w potyczkach nad Turkami biora górę, jeden z będących przy Stanicy sułtanskiej w Kujalniku, w wielkiem mnóstwie Murzów pytał nawet Iwanowa. — Słychać, że w Gruzji jest posiłkowe wojsko ruskie, bo gdyby go tam nie było, Gruzińcyby się nieoparli sile wojsk tureckich, a Iwanów odpowiedział mu: że wszystkie wojska ruskie, leżą rozłożone w Rossji, i nigdzie za granicę się nie poruszały. A nie słychać w jedysańskiej Ordzie, którą on przez wszystkie prawie jéj Auły przejechał do Oczakowa, także i w Oczakowie i nigdzie w tamtéj stronie, niebezpiecznéj choroby, o której nic nawet nie mówią, wszędzie spokojnie i zdrowo.“ —
24 Lipca. Przepędziłem nad xiążkami ucząc się Historji Krymu i Noworossji. Tegoż dnia poznałem się z Professorem Linowskim, autorem rozprawy o bessarabskich miejscowych prawach, z której przywiedziemy nieco niżéj, mówiąc o Bessarabji. — poznałem także miłego i uczonego P. E. Jacobi.
Wieczorem morze ukazało mi się znowu dotąd z niewidzianą przeze mnie fizjonomją — oświecał je xiężyc, a pod jego światłem drżącem, fantastycznie malowały się stojące w porcie okręty. O! ileż to różnych obrazów w jednym morza kawałku — Ląd, nigdy, ani tyle, ani tak dziwnie mienić się nie może. Ktoby pod względem malowniczym tylko uważał morze, mógłby xiążkę o niém napisać, a tysiąc obrazów stworzyć. Nie dziwi mnie wcale, że nagle tylko morze malując P. Gudin, tak rozmaitym być umie i tyle tworzy.
25. Lipca. Była Niedziela, zacząłem naturalnie od kościoła. Udałem potém do General Gubernatora Naczelnika miasta, Achlestyszewa, który uprzejmém przyjęciem i miłą rozmową, zajął krótką chwilę odwiedzin. Towarzysz mój powiedział Generałowi, że będę pisał o Odessie i dodał — prośmy, niech o nas dobrze pisze — Niech tylko pisze prawdę, odpowiedział General — i miał zupełną słuszność, Odessa nic lęka się prawdy, a żądać może tylko, aby jéj oddano sprawiedliwość.
Tegoż dnia poznałem się z tutejszym Professorem wschodnich języków, uczonym, wielkich nadziei młodzieńcem, P. Grigorjewem, który wydał: Opis monet kuficznych, wyżéj przez nas wspomniany. Jest on uczniem Instytutu petersburskiego i naszego ziomka P. Sękowskiego, którego z wielką czcią wspomina. Mówił mi P. Grigorjew, że w Odessie zakład Instytutu wschodnich języków, nigdy wielkich korzyści dać nie może, dla małych tu i rzadkich bardzo stosunków ze Wschodem. W istocie ledwie jednego czy dwóch Turków, w ciągu kilku miesięcy zdarzy się widzieć w Odessie.
Dészcz, który nas złapał na Bulwarze, rozpędził i do domów zagnał. — Chmury zaciągały niebo, xiężyc skrył się za niemi, a niepojęte morze, znowu nowe przy burzy i błyskawicach, oświecone niémi stanęło. —
Przymuszony pozostać w domu, wieczór poświęciłem xiążkom znowu, mianowicie tutaj, a tutejszym kraju wydanym. Są one w tak wielkiej liczbie i dowodzą tak silnego zajęcia umysłowego, naukowego, że Odessa w tym względzie, może między miastami ruskiémi, dzisiaj pierwszeństwo trzyna. Ten ruch i życie, w znacznéj części popędowi danemu przez dwa towarzystwa Starożytności i Gospodarstwa południowego, Rossji, przyznać należy; wszakże ruch ten w pięćdziesiąt-letniem mieście, wielce zastanawia. Prac własciwie literackich, mało wychodzi — historycznych i historyczno-statystycznych najwięcéj; także w przedmiotach nauk przyrodzonych, prawa i t. d. Maleńkich brosziur o Odessie, o kraju, rozpraw o starożytnościach, historycznych śledzeń mnóstwo; każde wydarzenie ważniejsze, ma historyka jednego przynajmniéj, czasem dwóch i więcéj. Tak nieszczęśliwa Czuma, najdokładniéj historyczno-medycznie opisaną została, i t. p. Nic lepiéj nie dowodzi i uznania swéj własnéj ważności i zamiłowania w umysłowéj pracy niepospolitego. Drukarnie są w ciągłym ruchu. Nie będziemy tu wykazywać stanu Literalury, który czytelnik znajdzie wyłuszczony starannie i Athenaeum[41] dodamy, że z Professorów Lyceum i innych Zakładów naukowych, z ludzi jakkolwiek dotykających nauki, mało jest, coby w swoim przedmiocie nie wydali książek. Nie podobna nie dziwić się razem i nie pochwalać.
Z przewodnikiem moim, łaskawym P. Skalkowskim i Drem Karolem Kaczkowskim przedsięwzięliśmy obejrzeć Kwarantannę i wyznaczywszy sobie dzień, pośpieszyliśmy zebrać się rano, ażeby nam w téj wycieczce słoneczna nie dokuczała śpiekota; jam jednak wprzód pobiegł do morza, aby nie opuścić kąpieli.
Kwarantanna tutejsza, instytucja stojąca na straży nieustannéj, przeciw chorobie okropnéj mogącéj wkroczyć tędy do kraju, doprowadzona w skutek udoskonaleń stopniowych do wysokiego rzędu tego rodzaju Zakładów, Znawcy poczytują ja, za daleko wyższy, od wszystkich znanych w Europie tego rodzaju Zakładów. Utrzymywana z wielką pracą i kosztem i staraniem ciągłém, nieustannie się ulepsza; a pomimo zaspokajającego ze wszech miar jéj stanu, wysłano i teraz Kommissję do Syrji, dla wyprobowania, sposobu oczyszczania towarów i rzeczy za pomocą podniesionego do wysokiego stopnia, ciepła. Kommissja ta; która szukała choroby w interessie ludzkości i nauki, powróciła właśnie w czasie mojego pobytu do Odessy, przekonawszy się, że oczyszczanie ciepłem, jest zupełnie dostateczne, z wielu względów tańsze i łatwiejsze, od dawnego za pomocą gazów i wyziewów różnych, wody i kwasów.
Na brzegach morza czarnego, Kwarantanna oddawna ustanowioną została, ale nie od razu stanęła na takim, na jakim dzisiaj jest stopniu. Reuilly w 1803 roku wspomina o nędznym jéj stanie, gdyż naówczas składały ją nieco murow kamiennych, magazyzynów z drewnianémi okiennicami, i nagiéj góry do któréj była przyparta. Jednak już w latach 1798 dnia 8 Maja i 1800 7 Lipca, piérwsze urządzenia i Ustawy wydane zostały, urzędnicy wyznaczeni do Kwarantanny w Odessie, Dubossarach, Kozłowie, Sewastopolu, Kerczu i Bugazie.[42].
Autor rozprawy o handlu i żegludze na morzu czarném[43] 1805 roku, powiada, że Kwarantanna tutejsza urządzona była na wzór marsylskiéj. Sicard w 1812 uważał ją jeszcze za bardzo niedostateczną i postępy dopiéro notował. J. Castelnau maluje Kwarantannę, jako skutecznie ulepszoną dopiéro, razem z innémi tutaj zakłady, w roku 1803. Przed 1803, powiada on, budowy jéj stały po większej części w ruinach, Kazarmy bez dachu, drzwi i okien, zbudowane z drobnych kamyczków gliny i błota. Naczelnik miasta Lewszyn, zwiedziwszy najlepsze tego rodzaju Zakłady w Europie, najwięcéj się przyczynił do udoskonalenia kwarantanny odesskiéj[44]. Tak z postępów w postępy doszła ona do tego, czém jest dzisiaj i zasługuje na uwagę podróżnego pod wszystkiemi względy. Köhl, który nie jednokrotnie w swéj podróży dał dowody uprzedzenia i złéj woli, oddaje jéj sprawiedliwość i rozciąga się z jéj opisem. Zdaje się nam, że co wolno było cudzoziemcowi i nam zapewne dozwoloném będzie — Opiszemy więc wycieczkę naszą.
Ranek, chociaż gorący dzień zwiastowal, ale go chłodził wietrzyk powiewający od morza jeszcze, po nocnéj śrogiéj burzy, która nas kilka godzin w nocy trzymała rozbudzonych bijąc do okien z szumem potokami dészczu. Ranek jasny był i pogodny. Zeszliśmy górą od Bursy, mimo domu Xcia Gagarina Naczelnika kwarantanny, na wzgórzu panującém nad morzem; — na tak zwaną Kwarantanny Bałkę, to jest wąwoz czy rozgół, wiodący do portu kwarantanny, gdzie nie dawnemi jeszcze czasy topiły się za lada dészczem furmanki; a dziś za staraniem Generała Achlestyszewa, wybrukowano doskonale granitowym kamieniem sprowadzonym z Malty — daléj na Strada Polacca (Ulicę polską) do portu idącą, którą się sunie tysiące powózek próżnych i obładowanych pszenicą, węglem, cukrem i t. d. z kwarantanny wychodzącemi wszelkiego rodzaju towarami. Ruch tu panuje nieustanny, zgiełk ciągły: — ale nie ruch to wytworny miasta samego, tylko zajęcie się handlowe, niespokojne, lękające się utracić drogiéj chwili dnia. Wozy się toczą pośpiesznie, ludzie krzyczą, morze szumi, a nad głowami wyiskrzone słońce piecze; wiatr silny wieje niosąc pyły na piersi — Pod namiotami rozciągnioncmi po stronach, przy budynkach; przedają dla robotników w porcie napoje, owoce, chleby, żywność wszelką. — Krzyżują się wszelkiego stanu i narodów ludzie, idący do portu; na łodzie, do kwarantanny, do Magazynów zbożowych. Grecy, Turcy, Ruscy, Żołniérze, Czumacy ukraińscy, żydzi.
Minąwszy pięknéj budowy, niemniéj otoczony ruchem, Tamożnią morską, stojącą po nad groblą (jettée) idącą w morze ku portowi Kwarantanny; weszliśmy w ulicę wysadzoną akacjami przez bramę, do porządnie wybrukowanego piérwszego oddziału kwarantanny. Kwarantanna razem wzięta, jest prawie całém miasteczkiem oddzielném, do wielkiego przytuloném miasta. U dołu, po pod górą, nad samym brzegiem morskim we właściwéj kwarantannie, są domy, traktjery, kaplice angielskich protestantów i katolików, sklepy i t. p. Wszystko to prawie w morzu już nad samém wybrzeżem, po nad którém rozciąga się długa baterja broniąca portu kwarantanny. Ogromne statki przypierają tu do samych grobli dla reparacji i ładunku.
W piérwszym kwartale, w ogromnych linjach Magazynów, porządnie murowanych, złożone są towary piérwszéj Klassy, które czumy nie przyjmują i nie przenoszą zarazy. Tu z jednéj strony przyjmują od morza, Oczyszczają starannie z włókien nici, worków, sznurków i wszystkiego coby chorobę przeprowadzić mogło, a potém obmywszy wodą, lub tak jak są — oddają na drugą stronę, handlowi. Każdy z tych magazynów, jak wszystkie budowy w kwarantannie, jest przedzielony na dwoje wzdłuż, a dwie te jego połowy, przegradza linja neutralna. Po oczyszczeniu dopiero wyrzucają towary za tę linję do tak zwanej kwarantanny praktycznej. W tym pierwszym oddziale złożone są bakalje, węgiel ziemny, rzeczy wszelkie nie potrzebujące oczyszczenia, lub oczyszczające się dostatecznie wodą morską. Spotykaliśmy tu furmanki ładowne wielkiemi dylami mahoni, ołowiem, weglem. — Wszędzie porządek i czystość największa, a ruch nieustanny.
Przez drugie wrota wstąpiliśmy do drugiego Kwartału, gdzie w pięknie ocienioném podwórku, nad samém morzem, leży tak zwane Parlatorio. Tu jest dóm Dyrektora Kwarantanny i tu zasiada codzień Kommissja, a na wysokim maszcie, w czasie gdy rozpoczyna swe czynności, wywieszają wielką czerwoną flagę. Parlatorium jest to galerja nad morzem w arkady gotyckie, ocieniona akacjami. W każdéj arkadzie drewniane balaski od góry do dołu, od strony morza i od strony lądu; we środku aby nic przerzucić nie można było gęsta siatka dróciana. Tu od morza z okrętów zostających w Kwarantannie przybijają łódki, z drugiéj strony przychodzą z miasta osoby pragnące się widzieć z nic mającémi jeszcze prawa wejść do środka przez te kraty rozmawiają z sobą. Listy z miasta idące rzucają się w opieczętowany i zamknięty drewniany lufcik, listy z portu w osobném biórze oczyszczają, kolą lub rozpieczętowują, okurzają nad wyziewami soli, manganezu i opiłków, a potem dopiero na miasto rozdają. Tuśmy już w biórze listów, postrzegli z drugiéj strony za siatką i kratą żołniérzy z wnętrza kwarantanny, z odznaczająceni ich czerwonemi rękawami sukni. Urzędnicy (Kommissarze) mają na ubraniu ponsowe szarfy z prawego ramienia na lewe.
W Parlatorio zastaliśmy kilka osób przez kraty rozmawiających, kilka innych oczekując zapewne na przybycie z okrętów, znajomych lub potrzebnych, przechadzało się pod drzewami. Może z powodu rannéj dość godziny, osób tu było nie wiele, ruch mały.
Grzeczny i pełen uprzejmości Dyrektor kwarantanny, daléj nas przeprowadzał, pokazywał wszystko i objaśniał sam, przewodnicząc wycieczce po jego państwie. Weszliśmy w oddział drugi, gdzie się już znajdują towary, złożone także w ogromnych Magazynach, na dwie jak tamte, części przedzielonych, potrzebujące oczyszczenia za pomocą pary: te się po oczyszczeniu przewietrzają, a dopiéro po pewnym przeciągu czasu wydają na stronę praktyczną. Składy wszystkie, mieszkania, magazyny, wszędzie są przecięte wzdłuż linją neutralną i kratami. Najtrudniejszą do oczyszczenia, bo najlatwiéj zarazę przyjmującą, jest bawełna w balach przywożona, którą właśnie widzieliśmy już wydawaną do użycia. Bawełna rozdrabiać się musi na drobne części i dopiéro oczyszczać, aby pierwiastek puryfikujący, przeszedł ją wszędzie i przejął całkowicie. Za przybyciem Dyrektora, uderzono we dzwonek i przez otwarte drzwi na korytarz dzielący kwarantannę od części praktycznéj, ujrzeliśmy przygotowane paki, do których oczyszczania przybiérano się. Dozwolono nam tylko zdaleka zajrzeć do kwarantanny, ale wchodzić, nikomu daléj nad część praktyczną, nie wolno. Paki przychodzące pod pieczęcią Konsulów ruskich, nie ulegają kwarantannie, oddzielają się tylko z płótna i sznurów i wypuszczają do praktyki.
Wdzierając się pod górę, którą szeroka droga prowadzi do trzeciego kwartału — podróżnych, szliśmy za Dyrektorem, dla obejrzenia co pozostawało najciekawszego może, Góra stroma, naga i miejscami poobrywana.
Znowu przez trzecią bramę, weszliśmy na obszérne podwórze, obsadzone tu i ówdzie akacjami; po lewej jego stronie poczynają się cele podróżnych, a przed każdą z nich oddzieloną drogą neutralną od praktycznéj części, jest parlatorium, obwarowane kratką drewnianą z dwóch stron. Tu z sobą rozmawiaé mogą, ci, co już wysiadują kwarantannę i ci co do nich przychodzą z miasta.
Na prawo stoją dawne domki i budowy podobne opuszczone, dziś służące za mieszkanie straży wojskowéj. — Doszliśmy z Dyrektorem do drzwi, z których drugiéj strony pokazał się w ezerwonój szarfie Kommissarz. Z jego raportu dowiedzieliśmy się, że było 91 osób kwarantannę wysiadujących. Tu pokazano nam już, w samej kwarantannie pokoje, gdzie przebywała Hr. Worońcowa i zostawiła na pamiątkę pobytu chwilowego, piękną, szytą na kanwie poduszkę. W tym apartamencie odbywają kwarantannę Ambassadorowie i inne znakomitsze osoby. Opowiadano nam tu o Ambassadorze angielskim — Sir, — jego obejściu i niegrzeczności, które nie dowodzą wcale wyższego ukształcenia i poloru. Pobyt jego tutaj, był męką dla wszystkich.
Nie daleko ztąd, jest już ostatni kwartał, Część czumna, gdzieśmy także zajrzéć mogli, z powodu, że chorych i podejrzanych nawet, wcale natenczas nie było — Wchodzi się przez nowe wrota w obmurowany dziedziniec, wysokim zewsząd obwiedziony parkanem, murami, fossą: po drodze wysypanej małemi kamykami i żwirem. Nad samém morzem widać wznoszący się bastjon; widok stąd na port i morze prześliczny, ale smutny. U stop naszych w rozdole lekko wgłębionym, na zielonej darni, był smętarz czumnych i tych co umiérają w Kwarantannie. Kilka Krzyżyków i biała kolumna P. Julien, nie dawno tu zmarłego, świecą zdaleka, na ziemi porytéj mogiłami — daléj widać oba porty i szérokie jasne morze. Od smętarza i dziedzińca znowu mur wysoki dzieli własciwy kwartał czumny, w którego obszernym dziedzińcu, są domki i zabudowania na dwie części podzielone — w lewo zaczumionych prawdziwie, na prawo podejrzanych o zarazę. Tuż są kuchnie i wszystkie potrzebne budowy. U samych wrót przy wejściu wznosi się wysoko maszt, z którego dają sygnały flagami, gdy czego z kwartału potrzebują — doktora, lekarstwa, żywności i t. p. Z drugiej strony, stół wielki, na którym kładną żywność dla czumnych; wielkie widły żelazne do wyrzucania ciał umarłych, zapowietrzonych i ich rzeczy. — miejsce to u wrót gdzie żywność podają, szerokim placem oddziela się jeszcze od samych pomieszkań. Teraz pusto tu było i cicho, ale strach jeszcze pozostał i krążył zda się nad pustką — Ile tu okropnych scen odegrało się, ile może niespodzianych radości — dla małéj liczby ocalonych.
Ludzie posługujący w Kwarantannie, a osobliwie w Kwartale czumnym w czasie zarazy, zowią się Mortusami, chociaż podobno najmniéj umierają, gdy tylko zachowają się ostrożnie, nie zrzucają rękawic i cératowych swoich, oliwą napuszczanych ubiorów. Opowiadano nam tu jednak o dziecięciu zaczumioném, około którego nie ostrożnie chodząc, cztérech ludzi umarło zarażonych — dziécię wyżyło i żyje — Jest coś przejmującego, przykrego w widoku ostatniego Kwartału, począwszy od zagrody smętarz zamykającej — Góra pusta, bez drzew, mury szare z dachy czerwonemi, budowy puste, poschła murawa na mogiłach, zdaleka morze bez końca!
Ileż to starań, zabiegów, troskliwości drobnostkowéj, baczności ciągłéj potrzeba, aby téj klęski nie wpuścić do kraju.
Cztérech doktorów przywiązanych jest do Kwarantanny. Jeden z nich ciągle w niéj zamknięty, a zmieniają się co trzy miesiące. Trzy miesiące tu siedzieć, patrzać na miasto i nie módz wyjść do swoich, wielka zaiste ofiara.
Ażeby wytłumaczyć dokładniéj urządzenie Kwarantanny, dodać potrzeba, że ludzie z okrętów nie chcących komunikować się z miastem samém, zostających tylko czas jakiś w porcie, mają na dole w Kwarantannie miejsce, gdzie swobodnie przesiadują, mieszkają, modlą się (jest to bowiem całe miasteczko) nie wchodząc do właściwego miasta; ztamtąd odjeżdżają nazad, jeśli czternastu dni w kwarantannie nie przebędą nie dostawszy się do Odessy, którą tylko widzieć mogą zdaleka. W parlatorio mogą tylko zobaczyć się z osobami znajomemi lub potrzebnemi; a gdy żądają wejść do miasta, natenczas odbywają ścisłą już Kwarantanne, bez któréj nikogo nie wpuszczają.
Köhl opisując w swojéj podróży odwiedziny w kwarantannie; dosyć obszernie[45] przyznaje ten zakład, za jeden z najlepszych w swoim rodzaju, powiada on, że każdy okręt skądkolwiek przybywający, naprzód w przystani zatrzymuje się, przed tak zwaną Brandwachtą. Posyłają do niego officera od kwarantanny, dla rozpoznania i dania raportu o nim. Jeżeli okaże się, że przychodzi wprost z jakiego portu ruskiego, natychmiast wpuszczony bywa do portu praktycznego. Jeśli z Bosforu, pozostaje dni czternaście, licząc od daty opuszczenia Bosſoru, na kotwicy w przystani obserwowany, nie komunikując się z kwarantanną nawet, ani przez ludzi, ani wyładowując towary, ponieważ zaś sama przystań odesska, zwłaszcza w jesieni nie bardzo jest bezpieczna; wydzielają na te dni czternaście obserwacji część portu kwarantanny. — Dzień zaś wyjścia z Bosforu oprzysięga cały ekwipaž okrętowy; składając przysięgę i na to że od wyjścia z Bosforu, nie przybijał do żadnego z portów turcekich i Azji mniejszéj. Dają mu potém straż i tak pozostaje obserwowany przez dni czternaście. Po upływie tego czasu, który służy do przekonania się, że objawionej choroby nie ma na okręcie; wchodzi dopiéro statek do kwarantanny właściwej en pratique, wyładowuje towary do Magazynów dla oczyszczenia, a ludzie jego, mogą rozpocząć kwarantannę. Tu podróżni resztę dni czterdziestu wysiadują w celach; o których mówiliśmy, lub komunikują się tylko z miastem, przez kratę parlatorium, jeśli kwarantanny siedzieć nic chcą. Towary nie przenoszące zarazy są: Bakalje (cukier, kawa) zboże, drzewo, płyny i t. d. zarazę przyjmujące — skóry, bawełna, płótna i nici. Opisaliśmy jak z niémi w Magazynach do oczyszczania służących postępują. Wiele ułatwienia obiecuje w tym względzie, nowy sposób — oczyszczania przez ogrzewanie; nie wiémy tylko, czy się do wszystkiego bez zepsucia da zastosować. To co powiada Köhl o Mortusach, że oni się wybierają z sądzonych na Syberję, że chodzą w czarnych skórach odziani i w kajdanach zupełny fałsz — Ludzie ci, nie wybierają się oddawna z osądzonych, są najęci i płatni, dobrowolnie ofiarując się do usług przy kwarantannie, dla zarobku, nie noszą kajdan, bo tu i skazani nawet na roboty w porcie więźniowie, nie są zakowani. — Jest to fantastyczny dodatek autora, dla ubrania obrazka.
Z Kwarantanny powracając, udałem się do portu Kwarantanny, gdzie ruch i żywe zajęcie, jak zawsze, znalazłem. Ogromne numerowane łodzie, z wierzchu całkiem pokryte, z dwóma tylko otworami, osmoloném płótném zawieszonemi, ładowały się pośpiesznie pszenicą. — Ludzie biegali z worami na plecach, zrzucali je i zaraz po nowe wracali. — Tak nasypane łodzie, ciągną się już bez ludzi, sznurami, do okrętów w kwarantannie stojących i tam wyładowują. Tym sposobem nié ma żadnéj komunikacji między częścią praktyczną portu, a okrętami stojącemi w porcie — Smolne, okryte płótnami smolonémi, ciągnione na osmolonych linach łodzie, sprowadzić zarazy, gdyby nawet na okrętach była, nie mogą.
Gdyśmy tu byli — ciągnąc za sobą szklistą brózdę po morzu i wstęgę dymu czarnego z komina buchającą, przypłynął z Konstantynopola statek parowy, jeden ze czterech, które Rząd w Anglji zakupił, dla regularnych komunikacji na morzu czarném z Konstantynopolem i Krymem. Widok z portu na bałkę, którą idzie tak zwana strada pollaca, na piętrzące się miasto, na bulwar — wcale piękny; ale nie najpiękniejszy jednak z tylu różnych, które tu mamy do wyboru.
Tu miejsce, gdyśmy mówili o staraniach czynionych dla ochronienia miasta i kraju od Czumy, powiedzieć jeszcze nieco o czumie w Odessie; gdyż mimo téj troskliwości, okropna zaraza kilkakroć już wkradała się i potrzeba było całéj czujności Naczelników, całego poświęcenia się użytych ku temu osób, aby nie wpuścić klęski daléj i nie dać jéj się rozszérzyć.
Jedną z najstraszniejszych i najpiérwszą była Czuma 1812 roku, która, jakby pomocnica wojsk Napoleona, wpadła na nie znające jéj dotąd miasto. Wkrótce po zawartym pokoju z Portą[46], gdy stosunki z krajem zadniestrowym i Turcją otwarły się, a okręty muzułmańskie poczęły zawijać do portów morza czarnego, w początku Sierpnia, do niesiono Xięciu Richelieu, że w Odessie niezwykła objawiła się śmiertelność — prędko odkryła się smutna prawda. Sierpnia 26, Mauromichali Naczelnik policji, dostał polecenie wezwania lekarzy, aby się przekonali co to była za choroba, jaki rodzaj zarazy. — Nastąpiło to z powodu wieści, że w Teatrze, gdzie mieszkali aktorowie, na rynkach i po różnych miejscach, zachorowało nagle i umarło ośm osób, z jednéj i jednostajnie objawiającéj się jakiéjś choroby. Lekarz główny Kwarantanny Rizenko, piérwszy wyrzekł straszne słowo: Czuma! — a mimo sporów o to, wielkie i tém większe było podobieństwo, że ta choroba właśnie panowała w Stambule, za Dunajem i za Kubaniem.
Xiąże Richelieu wątpił jeszcze, ale okazało się, że choroba istotnie już była w mieście i tak sroga, że od 26 do 30 Sierpnia umarło już trzydzieści osób, a od 1 do 12 Września po dwadzieścia codzień ginęło, ze wszelkiemi znakami zarazy, nie licząc w to małéj liczby chorych i starców, naturalną śmiercią schodzących. Richelieu lękał się smutnéj prawdy objawić, ale złe nadto było widoczném i ukryć je dłużéj nie podobna. Urzędownie nakoniec ogłoszono o Czumie, zalecono ściśle przestrzegać przepisów Kwarantanny, otoczono linją kwarantannowej straży, całą za-bohską część chersońskiéj Gubernji (oczakowski Obwód) a Odessę w szczególności, tak, że stąd nikt już wypuszczonym być nie mógł, jako z miejsca podejrzanego (contumaces) nie odbywszy najściślejszéj Kwarantanny. Natychmiast kraj ten, ze 100,000 mieszkańców złożony, między Bohem, Dniestrem, Kodymą i Podolem, odłączony został od wszelkich związków z sąsiednemi prowincjami i stał się jedną wielką Kwarantanną.
Naczelnicy morscy, wyprawili strojne Barkasy za Boh, dla nie dopuszczania rybołostwa, i urządzenia przepraw przeciw Mikołajewa w Korenicha, z zachowaniem przepisów Kwarantanny. Podobne straże urządzono także, na Bohu przeciw Wozneseńska, w Hołcie i Bałcie blizko wsi, gdzie Czuma objawiła się wprzód jeszcze, niż w Odessie.
Nastąpiło to z przyczyny, że miasto zostało dopiero zamknięte d. 13 Września, ale zaraza już wyniesiona była z Odessy i rozeszła się po sąsiednym kraju. W Odessie od 20 Września do 18 Października umarło z zarazy 958 osób, a podejrzanych było 200.
Wszystkie porty morza czarnego prócz Odessy i Teodozji zamknięto dla okrętów przychodzących ze Stambułu, gdzie straszliwa Czuma panowała.
W tych trudnych okolicznościach, objawił się heroiczny charakter Michała Kirjakowa, który poświęcając siebie i familję swoję, zamknięty z zarażonymi, oddał się cały ratowaniu ich. Przedsięwzięte przez niego środki wspolnie z kilką innemi osobami, przyłożyły się najsilniéj do ocalenia miasta, od ostatecznéj zagłady.
W Teodozji panowała tak straszliwa Czuma jak w Odessie. Tu już (w Odessie) liczba ofiar od początku do końca Października doszła do 1,200, a 16 Listopada, do 1720, końca już widać nie było. Cale prawie miasto zostawało w podejrzeniu, a niepodobieństwo zaparcia wszelkich wewnątrz kommunikacji, rozszerzało chorobę. Nakoniec ustanowiono powszechną kwarantannę — Spalono wszystkie ziemlanki, w których była zaraza, w tak zwanych Bałkach Kwarantanny i wojennej, załoga wyprowadzona za miasto, w obóz obwarowany, a wielu osobom, dozwolono także w otoczonych zamieszkać chutorach. Cała Odessa w Kwarantannie objawiona; poczęło się to dnia 22 Listopada i ciągnęło 46 dni. Domy od domów nawet pooddzielano na dni trzydzieści, a potém gdzie się okazała zaraza, jeszcze trzymano pod strażą.
Oprócz starań nieskończonych, koszta były ogromne, bo trzy czwarte ludności karmić było potrzeba.
Xiąże Richelieu narażając się sam objeżdżał i oglądał wszystko, nie zważając na niebezpieczeństwo, porę i złe drogi; cały kraj staraniem swém okrywając. Każda wieś, miejsce, słoboda, gdzie się tylko okazała Czuma, zostały z osobna otoczone. Niedostatek żywności z powodu przerwanych stosunków, wkrótce się objawił, głód poczynał grozić; taki, że X. Richelieu prosił o pozwolenie użycia pszenicy złożonej w Magazynach handlowych. W smutnym tym stanie, skończył się dla Odessy rok 1812.
Trwało przerwanie wszelkich komunikacji do 13 Lutego 1813 roku, i dopiero wówczas Kwarantannę zdjęto, miasto otworzono. Epidemja dotknęła oprócz Odessy, Tyraspol i Olwiopol, cztery kolonje, czterdzieści dziewięć wsi i pięć Kwarantann chersońskich. W saméj Odessie, zmarło obojéj płci 2,655 osób, a w ogóle w kraju całym, około 5,000.
Castelnau[47] opisuje jak świadek naoczny smutny stan Odessy, w czasie Czumy. Podaje on także wiadomość, jak się tu zaraza dostała. Dymitr Czerepa, Grek, syn Atanazego, wyszedłszy z Kwarantanny, zamieszkał w domu Atanazego Poliso Bakali krewnego swego. Po kilku dniach Czerepa ojciec wyszedł z Kwarantanny i zastał już syna umiérającego. Konstanty Adamiew, krewny Poliso, umarł 19 Sierpnia, brat jego Spiro wyszedł z domu i umarł 15 t. m. Nikt w Odessie, nie domyślał się jeszeze Czumy.
12 Sierpnia 1812 roku, Tancerka odesskiego Teatru, umarła po 36 godzinach słabości, oznaki jej choroby, nie zostały uznane za Czumę; we trzy dni umarła druga, a trzecia zasłabła. Richelieu przybywszy z Krymu, miał odjeżdżać do wojska, ale się wstrzymał, bo go zatrwożyła śmierć dwóch kobiet przy Teatrze i jednego aktora. Zaczęto pilnie dośledzać, zamknięto Teatr, Kościoły, Sądownictwa, Tamożnie 26 Sierpnia. Oto jak Castelnau opisuje stan miasta w téj smutnéj chwili.[48].
Tu się przedstawia okropny, rozdzierający obraz — ulice puste, cisza głucha, zastąpiła tę żywą czynność, tak konieczną i ciągłą w mieście handlowém; — bojaźliwi lękają się oddychać powietrzem, zapalają ognie u drzwi domów, palą rozmaite kadzidła, jakby zaraza była w powietrzu, we wszystkich dziedzińcach rozwieszone suknie, w oknach, na balkonach — W każdéj ulicy stoi po dwóch konnych, przejeżdżają się wolno, ze stron przeciwnych i strzega. Ci, którzy mają bilety wyjścia, spotkawszy się nie mówią do siebie chyba zdaleka i ostrożnie; listy, które roznoszą, wtykają po okadzeniu na kij rozłupany w jednym końcu — Nie biorą ich do rąk, póki nie okadzą znowu — Wszystkie oznaki powierzchowne przyjaźni ustały, każdy się drugiego lęka, uważa go troskliwie, boi się wypytywać, lękając się dowiedzieć o śmierci krewnego, przyjaciela — wszystko przenosi w duszę nieustannie powtarzające się przykre i bolesne wrażenie.
Widok ten okropny, urozmaica się tylko coraz straszniejszemi rysy. Wóz, na którym powiewa chorągiewka czerwona, oznajmuje zarażonych, których wywożą wozy z czarnemi flagami oznaczają trupów zmarłych z Czumy, wiezionych na smętarz — ludzie okryci cératami lub osmoloném płótnem, natarci oliwą, obwarowani tysiącznemi sposoby, wiodą te wozy. Ich strój ciemny, czarny, obrzydliwy, dodaje nowéj barwy temu obrazowi zniszczenia. —“
Taka była klęska 1812 roku. Po niéj powtórzyła się jeszcze w roku 1829, nakoniec znowu raz ostatni dotknęła Odessę w 1837 roku.[49].
W roku 1837 dnia 22 Września, do odesskiej przystani zawinął chersoński statek — Samson i zarzucił Kotwicę w oddaleniu niejakiem od Brandwachty. Szyper (naczelnik) Akim Alexiejew, objawił zesłanym urzędnikom Kwarantanny, że przed dwóma tygodniami, będąc w tureckiém miasteczku Isaczku, schwycił zarazę, przez żonę Helenę, która zachorowawszy, gdy już Samson odpływał, zmarła w czasie żeglugi i siódmy już dzień; zwłoki jéj leżały w Kajucie. Opatrzono ciało, pokazały się na niém znaki sine, ale że one mogły pochodzić z pobicia, do którego sam mąż się przyznawał, mówiąc, że ją parę razy uderzył za to, że chodziła na brzeg do znajoméj sobie kobiéty, nie uważano na nie.
Myśl, że swój pobój, mógł dla uniewinnienia się mąż składać na Czumę, ze strachu aby nie był karany za niego, wpłynęła silnie na sąd o ciele umarłéj, Medyków wezwanych. Jednak ludzie na statku będący nie dotykali ciała i wynieść je nawet w Odessie ze statku nie chcieli. Pochowano zmarłą, wyniesioną przez odważniejszego Szeremetjewa na smętarz Kwarantanny. Statek pozostał tylko w podejrzeniu, a część ekwipażu, zajęła się przewożeniem ciężarów z piérwszego Kwartału Kwarantanny praktycznéj. Do 6 Pazdziernika nic się nie okazało. Zachorowało dwóch majtków, a ludzi wszystkich zaraz przeprowadzono do Kwartału czumnych.
Nie daleko dworku, z którego ciężary wywożono, mieszkał Nadzorca Iwan Isajew z zółniérzami Kwarantanny i Podoficerami. Nie wiadomo jak — zapewne przez odzież Mortusów co grzebali Helenę, dostała się tu Czuma d. 7 Pazdziernika i żona Isajewa zachorowała, a 10. t. m. umarła. Ciało miało znaki zarazy, ale ich jeszcze za Czumę nie wzięto. Z początku otoczony został domek, ale wkrótce uwolniony od straży, a ciało pochowane uroczyście, ze wszelkiemi obrzędami publicznemi. Isajew miał z tego powoda u siebie wiele gości, rozdał im część odzienia i obówia żony, futerko, półbóciki i chustka, poszły w troje rąk, — i przeniosły z sobą Czumę. Szczęściem zaraza, która nie wiedzieć jak wyszła z Kwarantanny, dostała się do ludzi ciągle pracujących i to na odkrytém powietrzu.
Isajew umarł d. 20 Pazdziernika — nie uznano jeszcze Czumy, ale nagłą śmierć jego różnie tłumaczono. Przypomniano sobie jednak, że 19 zachorowało dwóch w Kwarantannie ludzi i odprawiono ich do Lazaretu. Opatrzono dóm Isajewa, znaleziono w nim mnóstwo podejrzanych. W towarnéj Kwarantannie, posługacz także jeden podejrzany się znalazł.
Następnych dni — straszliwa prawda coraz się jawniéj okazywać zaczęła, wiedziano, że Czuma rozszérza się przez ludzi w Kwarantannie pracujących i mieszkających w Nowéj Słobódce Rozkidajłówce i na przedmieściu Mołdawance. Po domach tych ludzi, 22 i 24, odkryto mnóstwo osób, ze znakami zarazy. Czumny Kwartał był pełen. Naczelnik miasta Lewszyn, kazał otoczyć podejrzane domy, wezwał mieszczan dla narady i rozporządził wszystkiém. Otoczono całą Kwarantannę, a 22, miasto już uznano zapowietrzoném. Tym czasem doszła wieść o Czumie do Hr. Worońcowa, który bawił natenczas w Krymie; natychmiast chciał on wracać do Odessy, ale okazało się, że statek parowy Piotr W. który tu przybył, nie był także od podejrzenia wolny, bo z jego ekwipażu jeden człowiek na Czumę zachorował i pozostał w Odessie. Hrabia więc pojechał lądem i stanął w Odessie d. 25 Pazdziernika. Natychmiast najstaranniéj poczęto się zatrudniać miastem — podzielono je na Kwartały, domy osobno pootaczano, wyznaczono kommisarzy, lekarzy; słowem: uczyniono co tylko doświadczenie i troskliwość radziła ale nie przyszło to bez wielkich poświęceń i trudności. Hrabia Worońców przez cały ten czas krytyczny był na stanowisku swojém: codziennie na posiedzenia Kommissji zjeżdżał do Bursy. Zamknięto Kościoły, ustanowiono przedaże żywności osobne, poczęto otaczać Kwartały miasta zarażone, w które chustki i rzeczy pierwszéj ofiary, rozniosły Czumę. Lud, który rzadko pojmuje tego rozdzaju ostrożności, zamiast współdziałania, prawie się opierał skutecznie przedsiębranym środkom: z największą więc przyszło działać trudnością; a jednak z pożądanym skutkiem; gdyż na ten raz ofiary w miarę niebezpieczeństwa wcale nie były liczne i choroba nie wyszła za miasto. Odessa cała zamknięta została w Kwarantannie i za rogatki nic nie wychodziło prócz pieniędzy oczyszczonych octem, i chleba pieczonego po ostygnieniu. Targi pod nadzorem policji otwarte były od wschodu słońca do dziesiątéj godziny. Codzień konmissja zbiérała się pod prezydencją Hr. Worońcowa o 11 godzinie. Do przyjazdu Hrabiego z Krymu, pięć domów w mieście i pięć na przedmieściu otoczonych już było. Dwdziestego siódmego okazała się choroba w mieście, w domu pokrowskiéj Cerkwi, gdzie ją zaniosła chustka. Trwało to do 24 Lutego — ośmdziesiąt dni do ostatecznego oczyszczenia miasta, które po nabożeństwie dziękczynném otwarto nareszcie.
Zachorowało w tym przeciągu czasu osob 123, wyzdrowiało tylko 17 umarło 108[50]
Dr. Andrzejewski podaje za znaki Czumy objawiającej się, upojenie jakieś, odurzenie, ruchy krzywe, wzrok obłąkany, kolor twarzy zółto ciemny, czerwony, plamisty, szum w głowie, tępienie zmysłów, senność — potém, opuchnienie na szyi białawe, rosnące szybko, bolące, narywające, gorączkę, guzy w pachwinach, karbunkuły i t. d. Bardzo mało osób z téj choroby wychodzi, daleko większa część zarażonych umiéra. O sposobach ratowania Czumnych, są artykuły tegoż Dra Andrzejewskiego w odesskiéj Gazecie.
Smiesznie to zapewne będzie, gdy się tu wdamy w przypuszczenia, w materji nam obcéj; jak wiele jeduak innych zarazliwych słabości, Czuma zdaje się nam być zpowodowaną, niewidzialnemi żyjątkami. One to tak niszczący wpływ wywierają na ciało ludzkie; tém straszliwsze, że niewidzialne, nie dały się jeszcze dociec nauce, ale przez analogię sądząc i z symptomatów słabości wnosząc, zarówno Syphilis jak Czumę i wiele innych chorób mybyśmy uznali skutkiem niewidzialnych Akarusów. — Kiedyś może badania odważnych lekarzy, sprawdzą to, dziś zuchwałe zapewne przypuszczenie.
Dzień po burzy pozawczorajszéj, jeszcze chłodny, z wiatrem przejmującym, gwałtownym — ostatnia wieczorna kąpiel, tak mnie ostudziła, żem się nie odważył już zrana dla wiatru i chłodu pójść do morza. Ranek przebyłem w domu; miałem też przyjemność widzieć u siebie kilka osób, z któremi mile na gadaninie pół-naukowej, pół wesołéj, przepędziłem tych kilka godzin. Godziny tak lecą! Po obiedzie wyjechaliśmy z kochanym moim przewodnikiem na chutory, za miasto, gdzie dotąd jeszcze nie byłem.
W miarę jak się oddala od właściwego miasta (chociaż Chutory liczą się jeszcze w okręgu jego) ku tak zwanym Chutorom[51] zmienia się zupełnie jego fizionomja i przygotowywa nas nieznacznie do przejścia na wiejską prawie ciszę. Coraz puściéj, domy choć zawsze porządne, ale coraz niższe, spokojnie w szerokich ulicach wiatr się przechadza pod boki z pyłem wziąwszy, gdzie nie gdzie tylko zastanowi nowy wznoszący się piątrowy budynek — coraz mniéj wytwornych magazynów galanterji, rzadka Cantina, szynczek, szyld szewiecki.
Tu za to gęsciéj niż w środku miasta, magazyny zbożowe kilkopiątrowe lub tylko o jedném piętrze, które odrębną fizjonomję nadają ulicom i przyczyniają się niekiedy do pozornego opustoszenia; bo prócz kilku chwil przywózki i wywózki, milczenie i cisza, tam, gdzie te wielkie składy zboża zalegają długie linje, wystawując na ulice swoje okna kraciaste i ganeczki.
Magazyny zbożowe rozsypane po całém mieście, są jedną z właściwości Odessy; spotykasz je obok najwytworniejszych domów; oprócz Bulwaru i części ulicy Richelieu, wszędzie ich pełno. Niektóre (np. dawniéj Sobańskich) wyglądają jak pałace, inne jak przepyszne domy, inne jak bardzo porządne kamienice. Są one wszelkiej wielkości i formy, a od czasu jak wzbroniono stawienie ganków zalegających część ulicy, odznaczają się tylko swemi pustemi oknami. Czasem pod témi magazynami zalega tłum czumackich wozów, potem znowu cisza i spokoj; ludzi tylko kilku, przeryzowuje zboża, otworzy okiennice i pójdzie. Dziwiło mnie, że pomimo tak znacznej ludności żydowskiej, na przedmieściach mało bardzo spotykałem Żydów, więcej daleko powózek burłackich, wiozących kamień tłuczony, węgiel i t. p. Ulice jednak, po większej części (oprócz portu i kilku środkowych) były puste, coraz a coraz bardziej, twarzą swą, mimo regularności budowli, oznajmujące, kończące się miasto. Mijaliśmy szeroką jadąc drogą, w prawo ciągnące się jeszcze daleko ulice, proste, długie, na których końcach i środkach błyszczały kopuły sobornéj, greckiéj, michajlowskiéj Cerkwi, mijaliśmy balkony kamienie pozawieszane na różnych wysokościach, aż nareszcie w lewo ukazał się w kształcie Zameczku, z basztami wystawiony Ostróg; na prawo jakiś czarny zasmolony budynek, dawniéj Tamożnia; daléj za nim w głębi smętarz z zielonym dachem Kaplicy, a przed nami odkrył się obszerny plac otoczony bulwarami osadzonemi akacją, która zielonym wiankiem dokoła całe opasuje miasto, przecina je w różnych kierunkach i zasiewa zielonością step, w którym rozsypane są Chutory.
Na obszernym przed nami placu — rynku, stały wozy z drzewem, węglem, różnym materjałem drewnym i t. p. Wysokie z drzewa i słomy szałasy, pokrywały różne tu sprzedające się zapasy żywności; aż ogromne sterty fantastycznych kształtów i mury z czarnych cegieł Kiziaku powznoszone — zamykały oddalenie. Przed każdym z takich toków Kiziaku, siedzieli — mężczyzni i kobiéty sprzedające je. Jest to opał uboższéj, większéj części miasta, która ani węgla, ani drzewa nié ma za co kupić.
Zaraz za tym rynkiem, począł się ten wielki w stepie ogród, pokrajany akacjowemi ulicami prześlicznemi, choć je nizko podrosłe drzewa ocieniają — pozastawiany świecącemi z za zielonych drzew pałacykami, domkami, łąkami, basztany, — składający Chutory. Chutory dzielą się ze swego położenia, na dwie klassy, na chutory stepowe (de la plaine) i nadmorskie — Ostatnie, są najpiękniejsze.
Przejeżdżaliśmy naprzód kilka piérwszych, począwszy od ogromnego tak zwanego Ogrodu botanicznego, niezmierną przestrzeń ziemi, szkółkami dębów, akacji, klonów, topoli, zajmującego. Nawet kilka sosen chérla tu, na tak nie stosownej dla nich, czarno-gliniastéj ziemi stepowéj. U wejścia do ogrodu botanicznego jest piękny domek szwajcarsko-hollenderskim (prawdziwie nie wiém jakim) zbudowany smakiem, który ztąd ładnie wygląda.
Tak tu łatwo o piękne budowle! Nie wiem czemu, chociaż te same materjały się znajdują w wielu innych miejscach, tu jednak najsmakowitsze budowy — we środku lasku zwanego ogrodem botanicznym, poprzerzynanego ulicami i ścieżkami, a zajmujące go nie wiém wiele tysięcy dziesięcin ziemi — są domki dla ludzi posługujących, dla Dyrektora, Kawiarnia nawet. Ogród to publiczny.
Utrzymania jego pochwalić nie podobna; zastałem go w stanie widocznego opuszczenia. Podróżny Köhl, którego szczególne widać stosunki wiązały z Dyrektorem Zakładu tego, Nordmannem, zbytecznie tu się znowu rozciągnął z pochwałami, wcale nie zasłużonemi.[52].
Powiada że ogrod ma zawiérać nie mniej nad cztéry miljony drzew różnych lat, a wedle niego z pół miljona w jednéj zimie on, przez wielkie mrozy zginęło. Myśmy także postrzegali wielkie zniszczenie, ale czy to zima, czy po prostu zaniedbanie było temu przyczyną, nie wiém. Köhl, powiada daléj, że plantacje w stepie, cierpią niezmiernie od posuch, braku rosy w jesieni, od braku wody w blizkości (co słuszna) od srogich zim i burz zimowych, a nareszcie od wielce szkodliwych pokładów ziemi wapiennych, które w całym stepie, leżą zaraz pod humusem. Humus jednak od łokcia do półtora zajmuje wedle tegoż P. Köhla, a dopóki korzenie drzew w nim rosną, póty drzewa idą dobrze, gdy dojdą do pokładów wapiennych, zaczynają schnąć, chorzéć i przestają wzrastać, a nareszcie giną. — Co daléj pisze Köhl, że najstarsze drzewa (jak jemu powiadano) w Odessie, mają tylko po lat dwadzieścia ośm; jest przesadzoném i niedokładném. Koło Małéj Fontanki są drzewa dość stare z tureckich jeszcze czasów; podobne im, wybornie rosnące widziałem na wzgórzach w chutorze Razumowskiego i Richelieu (naczelnika miasta.) Przecież nie wszystkie rodzaje drzew puszczają korzenie w głąb, a są niektóre, co się rozściełają po ziemi, lub nie głęboko wszedłszy.
P. Köhl utrzymuje absolutnie, że step dla wyżej wyjaśnionych przyczyn, nigdy zadrzewić się nie da, a nawet uważa, że step ten nigdy lesnym nie był; bo — (dodaje) lasy nad-dniestrowe i nad-dnieprowe nigdzie i teraz na krok w step nie wychodzą, co pokazuje, że step i dawniej zawsze był nagi. — Gdyby tak nawet być miało, to nie dowodzi, żeby przy staraniu nie mógł drzew stosownych do natury swéj ziemi wydawać.
Co się tyczy wszystkich twierdzeń w tym przedmiocie P. Köhla, jakkolwiek głębokie mogą być jego wiadomości specjalne w tej gałęzi; nie trzymamy z nim wcale i wolimy mieć nadzieję, że się step da zasadzić. Już akacje, topole, wierzby i tamarysy, wybornie się udają, może poźniéj znajdzie się więcéj podobnych drzew i krzewów, co się zaaklimatować dadzą. Tu miejsce napomknąć nieco, o usiłowaniach sadownictwa i lesnictwa miejscowych i przytoczyć niektóre szczegóły w tym przedmiocie, czerpane ze źródeł autentyczniejczych od P. Köhla.[53].
Step tutejszy, powiada M. Kirjakow, składa się z obszérnéj równiny, przeciętéj licznemi jarami (bałki) ciągnącemi się po większéj części z północy na południe, do których przytykają, przerzynając je, bałki poprzeczne w różnych kierunkach. Trzy rzeki większe: Dniepr, Dniestr i w pośrodku Boh, z rzeczkami w nie wpadającemi, znajdują się w systemacie wodnym stepu tego. Rzeki i bałki pokazują biegiem swym, pochylenie stepu ku południu, to jest ku morzu. Wyższe części stepu tego z pobiegu Taśminy, Wysi, Sienuchy i Dniestru, pokryte są zaroślami, między którémi dąb panuje. Granicą wegetacji dębowej na południu jest pokład granitowy, leżący nad Bohem i Dnieprem, formujący porohy na tych rzekach i pokład będący wedle Geologów, przedłużeniem gór karpatskich. Za tym pokładem poczyna się step, gdzie już nie spotykamy granitu. W tych częściach, to jest około Chersonu, Odessy i Ananiewa, dąb nigdzie nie rośnie dziko, jeden tylko i to rzadko napotykamy dziko rosnący brzost (wiąz — ulmus campestris) W alexandryjskim, wyższéj części bobrynieckiego i części tyraspolskiego Powiatów, klimat jest wyborny, lasy już osłaniają od wiatrów. W tyraspolskim las opasuje Dniestr i idzie po nad jego brzegami, ciągnąc się na południe daléj, niż we wschodniej części prowincji. Dębu tu najwięcej, także lipy, klonów, grabów zmięszanych z osiną, sosen nie ma zupełnie. Zarosłe między Kryłowem a Alexandrją, Elizawetgradem, Nowo-Mirgrodem i Nowo-Archangielskiem są resztą ogromnych lasów, których ostatkami są tak zwane Czarny Las i Czuma. Wytrzebienie tu lasów pociągnęło za sobą skutki, dla klimatu szkodliwe.
W stepie powinienby być, wedle szerokości jeograficznéj, klimat południowéj Europy, tym czasem średnia temperatura Odessy ma tylko stopni 8 a letnia od zimowéj ogromnie się różni. Skwar dochodzi do 30 w cieniu, a zimno do 23° — rzadko jednak. Dészczu spada na 13 cali fran. Mała ilość lasów jest przyczyną i téj zmienności i nierówności i zniżeń temperatury. Ziemia twarda, głęboko potrzebuje być wzruszana do sadzenia. Są nawet ślady, że tu exystowały lasy. P. M. Kirjakow wspomina o lasku brzostowym w Chersońskiém, nad rzeczką Hromokleją, blizko połączenia się jéj z Ingułem, gdzie znaleziony i pyrus malus sylvestris, dziko rosnący. Lasek ten wązko się ciągnie nad Hromokleją. Wsród bałek i nad rzeczkami, jako nad Bohem, w skałach, rosną brzosty krzakowate. Delamarre w końcu XVIII w. podróżujący, tu nie widział jednak, od Benderu do Chersonu ani jednego drzeweczka.
Zwrócono teraz wszelkie usiłowania, na zaprowadzenie drzew — niektóre widocznie się poszczęściły. Od 1792 r. po zajęciu ziemi od Turcji za Bohem, przyswojono tu zupełnie robinia pseudo-acacia i licium barbarum (ткена); a wedle autora łatwoby mogły rosnąć głogi (xiategus oxyacantha) i ligustrum vulgare. Kirjaków proponował akklimatować drzewa rosnące w Ameryce północnej, jako do klimatu i położenia najstosowniejsze.
Wiele już jednak uczyniono sainą tylko oswajając akację, która choć dotąd nie dorasta wielkich rozmiarów, uprzyjemnia swą. zielonością ulice, bulwary i okolice Odessy.
Taką to właśnie ulicą szeroką, po której brzegach zasiewają się same, gęsto wyrastające akacje, jechaliśmy dalej oglądać Chutory, zajmujące ogromne przestrzenie, razem z plantacjami, basztanami, winnicami i t. p. ogrodami dostarczającemi miastu część potrzebnego warzywa, ogrodowiny i owoców. Począwszy od maleńkich domków do pałacyków, wszystkiego tu pełno. Najpierwszy spotkaliśmy Chutor Safonowa z gotyckim pięknego smaku wysokim domem, belwederem, oranżerjami — Zdaleka wydał mi się opuszczony i niedbale utrzymany. Daléj Maurocordato, Papudowa i innych. Wszystko to są Chutory stepowe. Zaszliśmy w ogródek pięknej Villi Papudowa, która wyjąwszy wegetację, przypomina włoskie male Ville. W ogródku całym z akacji, stoją białe marmurowe posążki i roskoszny, czysty domek, ostawiony kwiatami w marmurowych białych wazonach, otacza winnica i sad owocowy. Cicho, pusto tu było, ale miło i swobodnie; powietrze stepu i morza ogniste, żywo cisnęło się do piersi, która mu wystarczyć nie mogła, dysząc pod jego napływem.
Z małego Belwederu, widok był na dalekie morze. — Łódka z rozwitym nad głową białym żaglem, sunęła się po niém nieznacznie — ono siniało daleko i szumiało i połyskiwało.
O cudne, cudne niorze! ani się niém nasycić, ani go zapomnieć, a pokochawszy je, jak wszystko co się bardzo kocha, najczęściéj trzeba porzucić. — Porzucić prędzéj, niżby się chciało. Zeszliśmy z Belwederu i jechali daléj — Obejrzawszy kilka chutorów stepowych, zawsze pałacyki tylko w zielonych akacjowych ogrodach, którym do zupełnéj piękności brak tylko starszych i wspanialszych drzew; zwróciliśmy ku morzu, do chutoru Renaud, sławnego ze swej piękności; gdzie Cesarzowa JMość, jakiś czas przemieszkiwała. Należy on teraz do Xięcia Kantakuzena, ożenionego z panną Renaud.
Chutor Renaud leży nad samém morzem. Zastanowiliśmy się na wzgórzu, które strome, wysokie, poobrywane, spuszcza się ku morzu, jak ostatni ku niemu od ziemi wschód. Tu krętą drożyną puściliśmy się już pieszo pomało wydeptanéj ścieżce. Byliśmy już w ogródku, osłonionym z północy-zachodu, górą, i rozsunionym po nad samym morskim brzegiem. Obejrzeliśmy go już wprzód à vol d’oiseau z góry, z jego drzewy i dachami wystających budowli. Po za zielonością, świeciło, jasnialo, sliczne ukochane morze: cudne morze, które w tej chwili całe zakwitało białą pianą i wzburzone wiatrem coś nam niepojętego szeptało.
Chutor Renaud, najsławniejszy w Odessie ze swego położenia, byłby i jest literalnie niczém, bez brzegu morskiego, do którego przypiéra. Lasek akacji w którym kilka poplątanych ścieżek, domek stary i nie ładny, ale ogródek ozdobny kamiennemi ławki, posążkami, urnami (mocno popsutemi przez niedozór) altankami kilką, ptaszarnią, fontannką, stawkiem błotnistym wody słodkiéj, która stąd ścicka do morza. — Kropla czysta w gorzko-słone przepaści — oto wszystko!
W całym tym ogródku, który urok, jakiby mieć mógł, przez zaniedbanie traci, najcudowniejsze miejsce, to mała zatoczka (erique) gdzie morze obrywając wzgórze skaliste, w dziwnie fantastyczne kształty, poszarpało miękki kamień i bije ciągle, kończąc powoli swoje dzieło zniszczenia. Niektóre obłamki kamieni podziurawionych, poczerniałych od ciągle bijącej w nie fali, stérczą już w morzu na włosku się ledwie trzymając brzegu — inne już od niego odskoczyły i woda je odsłania lub falą zalewa. Obok na piasku drobniejsze szczątki obrywu leżą i nastawiają się bałwanom; — a fala na nie wyrzuca ku brzegowi resztki gdzieś w Krymie i Stambule zatopionych naczyń, obłamki dachówek i rozmaite okruchy, co długo spoczywały w morzu, posuwały się po dnie, aż na świat znowu, na obcym brzegu wyjrzały.
Co to za śliczne ze swemi obrywami, zatoką i dalekim na morze widokien z góry — miejsce! Co za piękny, czegoś smutny, a roskoszny widok — u stop twoich te malowniczo porozrywane wzgórza i skały, czerwonawe, żółtawe i szarawe, o które pieniąc się woda roztrąca; daléj morze nieskończone, przed tobą wysoka góra; a między nią a tobą ogródek zielony. I odchodziłem i powracałem. Mnie, com w życiu oczyma ciała widział tak mało, tak się to wydawało malowne, tak cudnie piękne! Daléj w ogródku już mnie nic tak nie zdziwiło, nie zachwyciło. Stawek wody zgniłéj, blizko wysepki, choć go woda źródlana przecieka, wcale nie ładny — ścieżki, mostki, posążki, piedestały, wydały się bardzo nikczemnemi, po tym cudnym morskim brzegu, którego widok długo mi zostanie pamiętny — Wszystko to małe, doczesne, stare i zgrzybiałe, a tamto wieczne, odwieczne a młode! — Jakby tu miło było siedzieć, dumać, czytać, malować, i patrzać długo a długo, choćby całe życie na morze. Dziecinném się wydaje wszystko co robi człowiek, przy tém co zrobił Bóg; tak się wydaje ogródek — przy morzu. Powietrze zbyt dla osłabionego ostre i wiatr silny od morza zabijający mi oddech, pojący jak wino, odbierający sił resztę, zmusił do powrotu — wracając jeszcze spojrzałem na poobrywany brzeg morza, na cypel ten żółty, na fale białawe i pomyślałem w duchu: przyjdę tu jeszcze — przyjdę.
Wracaliśmy nazad trochę inną drogą, aby zajrzeć do Chutoru najbliższego miasta, położonego też za czumnym Kwartałem — Langeron’a; jak chutor Renaud, u stop góry, na morskim zbudowanego brzegu. Stąd widziałem tylko dach pięknego domku i las akacji, kilka domóstw po bokach. Nie wiém czemu daleko mi się tu prozaiczniéj wydało, choć z tego punktu widać bardzo daleko na morze, i jeden za drugim zielone Chutory, powykręcane obrywy nadbrzeżne, a na prawo miasto w panoramie ogromnéj i prawdziwie zachwycającéj. Widok stąd na Odessę, daje najlepsze ogromu tego, tak nowego miasta, wyobrażenie. Wspaniale piętrzą się różno-farbne dachy, ściany, balkony, mury, mury i mury, a wszystko to tak świeże i białe i czyste, a tak wielkie; najeżone gmachami, kopułami, kolumnami, krzyżami, masztami; wesołe, śmiejące się, prawdziwie jakby pod pendzlem Canalettego wyrosłe; dziecko dnia wczorajszego, dyszące do jutra piersią całą, nadziei pełną.
Szczególne miasto. Jedne domy pięćdziesiąt zaledwie lat mające już znikły, wśród coraz wyżéj, wspanialéj, ogromniéj wznoszących się, pnących do góry nowych gmachów, drugie w ruinach (tych mało) inne jeszcze się budują z czarodziejskim pośpiechem, inne dokonane już a nie zamieszkane jeszcze, inne zbudowane, zasiedlone, a nie potynkowane całkowicie. Tym dodają kolumny, tamtym dorzucają skrzydła, galerje, inne rozciągają w głąb, w szérz, w górę. Domy te wszystkie stawią się po większéj części wyborną Architekturą, bez wysokich dachów, co je prawie zawsze szpecą, z płaskiemi terassy służącemi do cystern — pokryte blachą wyglądają ozdobnie, świéżo, wesoło i przystają doskonale, do ogólnej fizjonomji miasta, w którego żyłach płynie zda się roztopiony, wrzący metal.
Na wjezdzie do miasta postrzegłem długie i liczne budowy nakształt magazynów, była to fabryka lin okrętowych (kanatów, torderie) dowodzą one jak ten przemysł tu ważną gra rolę, kiedy jedynie dla niego budują się takie gmachy. Najstarsze już poczerniały i nizko, poziomo wyglądają przy nowych, coraz świéższych, wyższych, większych i już zajętych. Przejeżdżaliśmy mimo pięknego wiatraku hollenderskiego i mnóstwa pełnych ruchu kletek; aż stanęliśmy, przeciw Cerkwi Archistratego Michała.
Powierzchowność jéj, zwłaszcza zdala, wspaniała, ogromna kopuła wznosi się nad gmachem, w któréj wnętrzu dwadzieścia kilka kolumn umieszczono; — środek Cerkwi tymczasowo tylko przybrany, nié ma co nawet mówić o nim. Za Cerkwią buduje się piękny nie dokończony jeszcze Monastér dziewiczy, będący już na dokonaniu. W piérwszym planie Cerkwi były dwie wielkie gallerje, z obu jéj boków, których potém zaniechano, szkoda, byłyby wiele piękności i spaniałości dodały budowie.
Oglądałem tu ogromne dzwony z tureckich dział odlane, na które Cesarz JMość darował 1,500 pudów spiżu. Jeden największy waży 620, drugi 400 pudów, inne mniejsze; lane są kosztem mieszczan Odessy, przez Wierowkina.
Przebiegłszy kilka ulic, gdzie jeszcze domy, choć bardzo porządne, ale mniejsze i z wiejskim pozorem; znalezliśmy się w gwarze i ruchu ogniska miejskiego.
Cena domów w Odessie, pomimo łatwość ci nabycia materjałów i prędkości budowy z wielkich brył składanéj — jest dość wysoka. Dom mały bez piętra, od 15 do 20,000 rubli, większe na ulicach znaczniejszych, kosztują od 100,000 do dwóchkroć i więcéj.
28. Lipca. Dzień prawie cały zszedł nad xiążkami. Pokazywano mi rękopism, własność Konsula tureckiego Corsi, na pargaminie starym pisany, małego formatu, zdaje się etyopski. — P. Apryłów przysłał mi swoję bulgarską Jutrzenkę, którą z prawdziwą przyjąlem wdzięcznością, jako miłą od szanownego starca pamiątkę — Wieczorem patrzałem długo z baikonu na morze oświecone xiężycem. Ktoż to opisze? kto odmaluje morze, nad którém wisi noc z xiężycem i majestatyczna cisza.? Człowiek tak drży przed tym widokiem, jak przed każdem innem silném wrażeniem — tłumne myśli cisną mu się do głowy a sprawy sobie z nich zdać nie umie?
I są tak biédni, co nigdy na boży świat nie popatrzą nawet, aby się nim cieszyć i roskoszować!!.
29. Lipca. Znowum przesiedział część dnia w domu, nad xiążkami, nad historją Amazonek, Scylów, Taurów i t. d. — Xiążki są martwe przy żywéj naturze, ale gdyby xiążek nie było, wieleby rzeczy w naturze, z uroku swego straciło; bo wiele dodaje wartości uroku — pamiątka. — Anglicy kopali w Indjach, gdzieś tam na territorium któregoś z tych Królików, co ich powoli Kompanja indyjska spożywa, aby się sama przy życiu utrzymała. Jeden Królik na obiad, drugi na wieczerzę. — Kopali tedy Anglicy i wykopali, dużo monet starych. Ucieszyli się wielce zdobyczą, a cieszyli tak głośno, że się o radości ów nie zjedzony jeszcze Królik dowiedział, a mierząc zdobycz oznakami radości, zapragnął widzieć plon Anglików. Przyniesiono mu wór przegniłéj miedzi, na której ledwie były ślady jakichś tam znaków, wór blaszek bez żadnéj istotnéj wartości.
— I jakąż to może mieć cenę! — spytał ów Królik.
— Starożytności — rzekł Anglik.
Król potrząsł głową i wziąwszy w rękę garść ziemi z pod siebie.
— Wszakže to jeszcze starsze, — odezwał się — czemuż do tego żadnéj nie przywiązujecie wartości? — Dowcipna odpowiedź dzikiego, który się jednak widać nie domyslał jeszcze, że i garść ziemi może mieć wysoki szacunek.
Gdyby na nią padla łza czyja, stanęła stopa, wsiąkła krew, zmięszał się z nią popiół, zakopało wspomnienie — i ta garść ziemi wartośćby miała wysoką — Dla Anglików zaś, ziemia i bez tego, jest rzeczą szacowną ale nie garściami brana, milami i krajami.
Wieczorem słuchałem śpiéwu — a samą noc spędziłem — zgadnijcie? — Na Balu — Tak na Balu w sali bursowéj danym na korzyść ubogich, przepysznie oświeconéj, w któréj 400 osób kręciło się przy dzwięku muzyki, a każda z tych osób, wyobrażała jałmużnę. Co za rozmaitość oblicza, wyrazów, charakterów, rysów, twarzy; co mężczyzn, co kobiét brzydkich, poczwarnych i pięknych, co charakterystycznych zjawisk!
Jedna naprzykład — Esmeralda (dla czego nazywano ją Esmeraldą nie wiém) — brwi, oczy, włosy kruczo-czarne, (tak czarne jakby malowane) wiśniowe żywe usta, rumiane jegody, suknia ciemno-czerwona, we włosach sztylet złoty — uderzała strojem dziwnie do fizjonomji przypadającym. Może wieczorne złudzenie dodawalo jéj świeżości i wdzięku. Druga — była to Polka, siedziała w kątku, czarno ubrana, z brylantowym krzyżem na szyi, łańcuchem od lornetki w ręku. Téj ubior czarny, dodawał wyrazu — Piérwsza była ogniście żywa, druga mimo usmiéchu zimno — surowa, a obie piękne. Szkoda, że wiele w obu złudzenia. Za temi następowały mirjady dziwnych, brzydkich, krzywych, okropnie tłustych, strasznie czarnych — Większość, powiedzmy prawdę — była uroczyście brzydka. A mężczyzni! co za brody excentryczne, brodki, wąsy, wąsiska, co za stroje, fraki! Że też nié ma ułomności, glupstwa, dziwactwa, z którémby człowiek na plac dla popisu nie wyjechał — Najodważniejsze głupstwa, zdają się być najpożądańsze — Większą część nocy spędziłem na pytaniach: Kto to taki? Co to za pani? Kto ten jegomość? —
Potém, na rozmowie z P. Murzakiewiczem o Olbji, Kerczu, rzadkich medalach i t. p. z P. Kaczkowskim o Krymie i t.p. —
Co ludzi, co szumu, co fałszu, co wesołości udanych! I wszyscy idą na bal aż do krzywych i ułomnych kobiét, aż do starych drzémiących mężczyzn! — Wielka to jałmużna! jałmużna miłości własnéj.
Dwie młode panienki, córki Snycerza Verneti, exekwowały solowy taniec hiszpański — okryto je oklaskami jak w teatrze — Na balu? — Był to bal dla ubogich — E sempre bene.
30. Lipca. Przeglądałem na z P. Murzakiewiczem Starożytności Biblioteki publicznéj, własność miasta, potém Muzeum starożytności Towarzystwa.
O tych zbiorach mówiliśmy już wyżéj. Biblioteczny zajmuje wszystkie co otrzymał po Blarambergu mianowicie.
W Muzeum starożytności ze żmijowego Ostrowu, wynalezione na miejscu przez P. Murzakiewicza, zasługują na uwagę; także ułamki kamieni, (jeden z napisem Achillesowi przez Olbiopolitan) barbarzyńska płaskorzeźba, jak się domyślają, któregoś króla Scytów (bez napisu) nagrobek Christa Protomacha i drugi z całą figurą w niszy — ozdoby złote z Kerczu, bronzy małe ze żmijowego Ostrowu, z Pantikapei, Olbji, Aten, Azji mniejszéj, Miletu. — W sieniach posąg jakiegoś Cesarza rzymskiego poźniejszych czasów darowany przez Stempkowskiego — etc. etc.
Zrana byłem u Generała Gubernatora zastępującego to miejsce pod niebytność Hr. Worońcowa. P. I. Fiedorowa, który dowiedziawszy się, że chcę być w Białogrodzie i części Bessarabji, z niezwyczajną uprzejmością namówił mnie i zachęcił, abym posunął wycieczkę do Kiszeniewa przez Bender i Warnicę i przez kraj, gdzie sam P. I. Fiedorów, tyle uczynił przez czas swoich rządów, że go od dawnéj Bessarabji, poznać trudno.
Dałem się namówić łatwo i projekt wycieczki, do jutra tylko odłożyłem, łaskawy P. A. Skalkowski, przyrzekł mi towarzyszyć — Mógłżem mieć lepszego przewodnika i tłumacza w kraju, którego historja tyle winna badaniom niezmordowanym P. Skalkowskiego?
Opowiadano mi, że jeden szwedzki Generał, przybył tu nie dawno dla widzenia Benderu, miejsca pamiętnego pobytem i szalonemi wybryki Karola XII. Rozpatrzywszy się w Benderze, pojechał do Warnicy, na miejsce sławnej potyczki z Tatarami i Turkami, to obejrzawszy zamyślił się, — nareszcie plunął i pojechał. Przyjechać umyślnie, aby plunąć na miejsce, gdzie Karol XII najdziwaczniejszą odegrał scenę, mógł tylko Szwed, którego bolało zapewne, że tyle odwagi, siły, życia, wyszafowano bez przyczyny, potrzeby i skutku.
Wieczór spędziłem w Teatrze, grano: Oscar ou le mari qui trompe sa femME — wesołe francuzkie głupstwo P. Scribe, niezmordowanego librecisty i wodewilisty. — Wracając zatrzymałem się na bulwarze cudownej przypatrzyć się nocy — xiężyc świecił nad morzem i w mglistém jego świetle, fantastycznie rosły budowy, okręty, drzewa. Cisza była uroczysta — chciałem pozostać choćby noc całą, nad brzegiem morskim, ale pilno było wybierać się na jutrzejszą przejazdkę, popakować książki, ołówki, papiéry — spodziéwam się widzieć kraj zupełnie dla mnie nowy; nowy dla wielu bardzo, bo ktoż kiedy umyślnie jechał na step bessarabski?? Posady starego Nikonium, Ofiuzy, twierdza akkermańska a na genueńskich szczątkach założona. Bender, Warnica, Kiszeniew, nagrodzą mi spodziéwam się nie wielki trud i nie zawiodą ciekawości, z jaką ku nim pośpieszam.
- ↑ Устное повѣствованіе бывшего Зепорожца, житсли Екатеринославской Губерніи и Уѣзда, селенія Михайловки Никиты Леонтьевича Коржа. Одесса. 1812. 8. 94 стр.
- ↑ Денница Хово-болгарскаго образованія, сочиненіе Василія Априлова, Часть 1-я Одесса, Гор. Тип. 1841 8. 146 стп. и XXII.
- ↑ 1844, 8. 24. str.
- ↑ Воспоминаніе Праздника въ Одессѣ 6. Центября 1837 года бъ Литографіи Кленова.
- ↑ Descriptio Musaei publici Odessani. Pars 1. continens Numophylacium Odessanum, aut. N. Murzakiewicz. Odessa, ex officina Urbis, M. DCCC. XLI. 4.
- ↑ Athenaeum Odd. III. Zesz. II. str. 129.
- ↑ Recherches sur la Géographie ancienne de la côte du pont. Euxin. S. Pelersb. 1826.
- ↑ Essai sur l’histoire etc. T. I. C. XXIII.)
- ↑ 1813. 8. 17. str.
- ↑ Choix des médailles antiques d’ Olbiopolis ou Olbia faisant partie du Cabinet du Conseiller d’Etat de Blaramberg à Odessa, avec XX. planches gravées d’ après les dessins sur les médailles originales, accompagnés d’une notice sur Olbia et d’un plan de l’emplacement ou se voient aujourd’hui les ruines de cette ville. Paris Firmin Didot 1822. 8vo 10. 64. XX. pl.
Antiquités découvertes en différens tems dans les ruines d’ Olbia et conservées dans le Cabinet du Conseiller d’ Etat de Blaramberg à Odessa. I. II. III. Cah. fol. MSS. - ↑ Ażeby dać wyobrażenie jak czasem podróżni traktują najbardziéj zajmujące miejsca, musimy tu przywieść wypis z I. G. Köhla; o Olbji.
„Der Platz, auf dem Olbia, die grösste griechische Handelstadt in diesen Gegenden des Pontus, die ungefähr denselben Handel hatte, den jetzt Odessa betreibt, heisst jetzt — Stomugil, liegt zwei Meilen unter halb Nikolajew am Bug, und ist im Besitze eines Russischen Edelmannes, des Grafen Kuscheleff Besborodko, Die Ruinen sind unbedeutend, und das Wenige was sich an Antiquitäten, Inschriften, Münzen u. s. w. dort vorgefunden hat, befindet sich theils in dem Besitze des Besborodko’s, theils in Nikolajew, theils auf der Stadt-Bibliothek von Odessa gesammelt. — Tu wspomina tylko jedno Psephisma protogenesowe i na tém kończy o Olbji.
Istotnie dawna Olbja jest dziś własnością Hrab, Kuszelewa-Bezborodki. Ten, na wezwanie Towarzystwa Starożytności, które od Najjaśniejszego Pana otrzymało pozwolenie robienia poszukiwań, gdzie mu się zdawać będzie; dał od siebie żądane zgodzenie się z warunkiem, aby murów, na jakie natrafią, nie łamano, i aby połowę znalezionych rzeczy, losem wyciągniętych, oddawano do miejscowego olbijskiego Muzeum.
Wspomnienie o Olbji u Pallasa, Voyage 1793 T. II. p. 440. - ↑ Accipenser Sturio. Acc. Ruthenus. A. Huso. Acc. Stellatus. Pallasa.
- ↑ Ἀπὸ δέ ταύτης ἂνο οίκεονσι Σκύϑαι Τεοργοί.
- ↑ Σκὺϑαι Ἀροτῆρες.
- ↑ Lib. IV. c. 77. 78.
- ↑ Μἒγα ἔμπορεῖον.
- ↑ Napis ten ogłosił Blaramberg w swoich Antiquités grecques du Bosphore.
- ↑ Blaramberg w będącym przed nami Rękopismie, opisuje starożytności olbijskie, jako to: Lampy gliniane (innych dotąd w Olbji nie znajdowano) lampy do stawiania na Lampaderach, lampy ręczne. Infundibulum vel infusorium do nalewania oliwy w lampy w kształcie barana. Na dwóch odłamkach glinianych lamp, Kogut godło czujności. Rączki od Diotas z napisami. Blaramberg słusznie uważa, że gdy dotąd naczyń z rączkami pisanemi, nigdy całych nie znajdowano, ani nawet pokruszonych, ale same tylko zawsze rączki; naczynia od których te rączki pozostały, służyć musiały do jakichś ofiar, przy których je kruszono. Diotas czyli Amfory olbijskie (bez napisów) są z gorszéj daleko gliny od tych rączek i mniéj wytwornéj roboty. Rączki te znaleziono w wielkiéj ilości w miejscu, gdzie być musiało Acropolis olbijskie, nad samym Bohem. Na nich i na ułamkach cegieł znajdują się imiona Astynomów.
Statuetki: wyżéj wspomniana Izys-Juno gliniana (w Bibl. miejskiéj) wypalana, próżna wewnątrz z piedestałem wysoka na sześć werszków, z tyłu ma otwór do przytwierdzenia. Autor ma ten posążek za Izys — Głowa ubrana w Theristrion (palliolum, θεριδτριον tak nazwany dla zakrywania od słońca).
Ułamek marmuru wyobrażający Hekatç i fragment płaskorzeźby z Dianą myśliwą. Fragment płaskorzeźby z gabinetu Bezborodki wyobrażający ofiarę Eskulapowi. — Anaglyf podobny z przedmiotu do poprzedzającego. — Autor tłumaczy przedmiot, wnosząc, że to jest Swiątyuia Eskulapa, do któréj przychodzi familja mająca go wzywać. Fragmenta pater, tarczy naczyń glinianych czerwonych, pokrytych poléwą szklanną sinawą.
Marmur z wyspy achillesowéj — Berczan, z napisem uwieczniającym igrzyska na cześć Achillesa odbyte. Autor utrzymuje z napisu, że wyspa Berczan należała do territorium Olbji, które obejmować musiało więcéj niż emplacement saméj Olbji (Olbją mieści Plinius o 15,000 kroków od ujścia Dniepru w morze.) Mela i Plinius wspominają o grobie Achillesa na wyspie nie daleko ujścia Dniepru. Insula Achillis tumulo ejus viri clara. Plin. L. VII. C. XXIX. Tęż wyspę Leuce zowie Mela L. II. C. VII. Leuce Borysthenis ostio objecta parva admodum et quia Achilles ibi situs est Achillea cognomine. Naruszewicz podobno się myli biorąc za jedno wyspę Berczan z terazniejszą Ficonisa (sic) T. I. pag. 25.
Z podróżnych co zwiedzali Olbję, Castelnau jak i inni żadnego szczegółowego opisu miejsca nie daje, powiada tylko, że smętarz Olbji (wedle pięknego wyrażenia P. Nadeżdina) leży o wiorstę od Ilińskiego nad Bohem.
Fabre w Peryplu Arriana (1836 r. Odessa) oznacza położenie Olbji o 40 werst od Nikołajewa, blizko Ilińska, przy Bałce porutińskiéj. - ↑ Арріана Перипаль Понта Евксинскаго, переводилъ Андрей Фабръ. Одесса 1836. 8.
- ↑ Mémoire sur un nouveau Periple du Pont—Euxin, ainsi que sur la plus ancienne histoire des peutples du Taurus, du Caucase, et de la Scythie par le Comte Jean Potocki à Vienne chez Math, Andr. Schmidt Impr. d. l. Cour. 1796. 4. 41. pp. et 2°
- ↑ Исторія генуэнскихъ поселеніи въ Кримыу. Одесса 1837. 8. 91. str.
- ↑ Sarnicki, An. 368.
- ↑ Czacki. O prawach. T. I. 90.
- ↑ Beauplan, tłum. polskie w Pam. Niemcewicza i tłum ruskie. Описаніе Украйны сочин. Бонлана. С. Петеро. 1832. 8. 179. str.
- ↑ Wapowski, ob. Wojcicki. Obrazy starodawne. Warszawa. 1843 T. II. str. 63 segn. Pisarze polscy o Tatarach mało bardzo podali i to niedokładnych wiadomości, mianowicie dawniejsi. W ciągłych stosunkach z Tatarami, mniéj znaliśmy ich od innych, choć pewnie lepiéj się nam niż komu dali we znaki. Zobacz cytowanych u Wojcickiego, który przywodzi też z roku 1624 10 Lipca list Kantemira z taboru z łąk medyckich (pod Przemyslem) pisany do Króla polskiego, dopominający się o przyrzeczone podarki Sułtanowi i uśmierzenie Kozaków zadnieprskich, a w przeciwnym razie grożący wielkiém kraju zniszczeniem.
- ↑ Pam. histor. polityczny R. IV. C. III. Marzec 1785 str. 201 i nast. Opisy Turkow i Tatarów p. Barona de Tott z franc. na polski tłum. Warsz. 1791 8vo. T. I. II.
- ↑ Baron de Tott. II. 143.
- ↑ Znajdujemy krótkie i niedostateczne wspomnienie o Nogajcach w dziele: — Description de toutes les Nations de l’Empire de Russie. Seconde Collection. Nations Tatares S. Petersb. 1776. 4to fig. pag. 45.
Par la paix conclue en 1774 entre la Russie et la Porte, le Sultan, à la recquisition de la Cour de Russie, déclara libres et indépendans les Tatars de la Horde Criméenne, leurs alliés et ceux qui leur sont tributaires, ainsi que les quatres hordes que nous venons de nommer qui s’étaient mises sous la protection des Tatars Criméens. En même tems les Tatars de Boudziak, les Hordes qui en font partie et qui se trouvent prés de la Mer Noire depuis le Borysthène jusqu’au Dniester et au Danube furent déclarés libres et indépandans.
Pendant la dernière guerre entre la Russie et la Porte, savoir dans l’année 1770, ces deux hordes (Dschisanski, Jedyssan) et Dschambowsklaïski (sic) retournèrent dans leur pays et celles de Yediscskoul et d’Akerman ou de Bielhorod suivirent leur exemple. On les évalue à 70,000 ares(!) c’est à dire à autant d’bemmes en état de manier l’arc.
Podanie to jest wielce (jak zaraz przekonamy) przesadzone. - ↑ Aułow (osad)43.W nich Meczetów43.Kibitekduchownych192.Murzów121.Nogajców4,000 kibitek.
Ludzi w nich duchownych422 p. m. 322. p. ż.Murz254 201.Nogajców (ludu)8,746 — 7,257.Ogółem9,422 — 7,780.Ogółem17,202 dusz.
Toni rybnych12.Stad bydław nich sztuk 40,000.koni8,000.owiec80,000.W roku 1804 posiano pszenicy arnauty2,158jęczmienia —1,360.prosa —825.4,343.
Zebrano tegoż roku arnauty11,858.jęczmienia11,263.prosa21,237.ogółem44,358 czetwerti. - ↑ męz. płci.Orda jedyssańska w I.Akkermanie153.w II.— —143.Alszinbadah320.Sasiktogoni265.I.Burkut232.II.Burkut178.Szawkaj-Maszkir198.Tamirgosz165.Kaslik252.Ajmakta223.Edinoxta277.Dżujut Zuret174.Baurduk194.Eiboa174.Niewkus339.Tuma160.Tujuszka357.Imirtibuł315.Jancburh337.2. Kinezess192.1. Kahacz190.2. Kahacz151.Kakpasa197.Onika153.Bejesuł143.Szeklach165.ogół4,655.
Dżambujłucka Orda. —Mejsyt278.Kailigar122.1. Arhakli131.2. Arhakli141.Aslakeza144.Ormancza158.Achipchoża137.Szekli161.Tohali225.Kondauzli240.Jaczandaszekli185.ogół1,922.
Jedyssańska —Ajatamgała233.Kajżegali 216.Szajkszła 169.Jugartakgała 221.Kajasu-Ogłu 134.Altoguła 215.ogółem1,188.
We trzech razem, 8,501 dusz płci męzkiéj, o 918 mniej od roku 1804.
- ↑ Заниятіе Крыма въ 1783 году. Матепіялы для Истопій Ховопоцційскаго края А. Скальковскаго 8. 44. (Изъ Журнала Министерс. Хар. Просв. 1841. N. IV.) z epigrafem wziętym z nadgrobku w Krymie.
Wszystkie państwa znikają,
Wszystkie mrą narody.
Bóg tylko nieśmiertelny. - ↑
Prowincja Bachcze Saraj — wsi 293 powiatow V. II. Ach-Meczet — — 242 — — IX. III. Kara-su-Bazar — 342 — — IX. IV. Kozłow — 195 — — V. V. Kefin — 233 — — IX. VI. Perekop — 169 — — VI. ogółem 1,474. - ↑ I.Aigra-Kibitek czyli familji30.II.Kolla27.III.Kuicza19.IV.Turkmen36.V.Nagai-Kirgiz22.VI.Dżaj-Kirgiz13.VII.Czaury-us30.VIII.Tant14.IX.Aonrat22.198.
- ↑ Ciekawe są niektóre szczegóły Budżetu tatarskiego Chana.
Na kuchnią szło 4,680 rubli, na konfitury 720 rub, na powozy i konje 1822 r. Dwór składał się z szesnastu jedyseńskich Murzów, jedénastu jedyczkulskich, dziesięciu dżambujłuckich, cztérech Kabardyńców, pięciu Tomańców, óśmiu Zapińców, trzech Emirjurów, jeden Dozorca jeleni w zwierzyńcu Czufut-Kale pod Bakczi-Sarajem — jeden Dozorca sokolich guiazd, jeden Łowczy, jeden dozorca nad łódkami i przyborem morskim, jeden Czeszniczer, jeden Szerbeczi, dwóch Podszerbeczich, jeden Bał. Czugadar (furier) dwudziestu óśmiu Czugadarów, cztérech Szatir, jeden Kapelmejster, Lekarz, Maładži Tiufekdzi, jedénastu chłopców, jeden Kafedżi główny, trzech młodszych. Sekretarz i jeszcze trzech ludzi, z których dwóch ruskich. - ↑ Pallas — Voyage 1793—94. 4to Leip. 1799 T. I. 343-346 etc.
- ↑ Pallas. ibidem T. I. 429.
- ↑ Na zakończenie wiadomości może przydługich o Tatarach, dołączamy tu wielce ciekawą Jeografę Budżaku z roku 1806 z dokumentów miejscowych zebraną i udzieloną nam przez P. A. A. Skalkowskiego, która objaśnia o stanie kraju, w ostatnich czasach posiadania go przez Tatarów.
Geografja budżacko-nogajskich osad (Koczowisk) w niższéj Bessarabji czyli w Okręgu (powiecie) Et-Szań, wsi następujące:
1. Kereid.
2. Szakaj.
3. Toj-tepe.
4. Bajramsza.
5. Enakioj.
6. Bułatdzi.
7. Oda-Baszi.
8. Islam-Aga.
9. Dewedzi.
10. Ramasz.
11. Kebabczi.
12. Sarjar.
13. Machalłe.
14. Kelle-Kazi (Kule Chadżi?)
15. Pakylże.
16. I. Sekty.
17. II. Sekły.
18. Kuru-Dere.
19. Jałoboz.
20. Mankyd.
21. Kaib-Oglu
22. Bebek.
23. Chadziler.
24. Bubeszik.
25. Maszdyr.
26. I. Nakiuz.
27. II. Nakiuz.
28. III. Nakiuz
29. Sydyk.
30. Kozem-Chadżi. 31. Ali-Demir.
32. Džełair.
33. Jedynochto.
34. Syndyk.
35. I. Demir-Kodža.
36. Kadasz.
37. Togliade.
38. Teka-Chadżi.
39. Kazi Aga
40. Besziduł.
41. Sikli.
42. On Iki.
43. Džef-Makyt.
44. Hassan-Chadżi
45. Jusuf. Ali-Chadżi
46. Nukas.
47. Menleli-Aga-Nokus.
48. Tobuk-Nokus.
49. Kelisa.
50. II. Domir-Kodża.
51. Kak-basz.
52. Mamaj
53. Alise.
54. Mustafa-Chadži.
55. Ojmaduja
56. Sake.
57. Alsyn.
58. Undys.
59. Kara-burdys.
60. Tebeti.
61. Esebej.
Wyżéj wyliczone wsi czyli koczowiska znajdowały się na uroczyskach, rzekach i bałkach Ałkały-dere, Adżi-dere — Sarata — Czelebi-Boju. Kuuduk i Cziada.
W Okręgu zwanym Oras Oglu, wsi:
1. Japar-Manzyr.
2. Czukur-Mauzyr.
3. Kosta-Mskali.
4. Czemiszli.
5. Kizilbasz-Kioju.
6. Dżaglama.
7. Sadakły.
8. Boduba.
9. Kanczak.
10. Oraz-dżaby.
11. Abakły.
12. Karłyk.
13. Kokuz.
14. Kajeły-Dżaby.
15. Mirza-Bey.
16. Mahalak.
17. Tiurdiż.
18. Kara-Kioju.
19. Kelimbet-Ogłu.
20. Sara-Ogłu.
21. Bohmaz.
22. Tarakły.
23. Ichtiar Bejn-Kioju.
24. Bady-Osman.
25. Sakade-Sahalak.
26. Es-Myrza.
27. Ak-Suru.
28. Mokuz Kioju.
29. Umur.
30. Batyrszan Kioju.
III. W Okręgu (powiecie) nazwanym Orumbet-Ogłu, następujące osady.
1. Burłak.
2. Karakutaj.
3. Czumaj.
4. Bajtimir
5. Kirk-Batły.
6. Kostam-Ały.
7. Tudyosy.
8. Kazajak-Ały.
9. Uszesz.
10. Baurczy.
11. Badyk.
12. Czobałardżi.
13. Tart-Ogłu.
14. Dżau-Kioj.
15. Czasz-Kyły.
16. Kajat.
17. Bujuk-Kesewli.
18. Kiuczjuk-Kesewli.
19. Kostankały.
20. Kara-Najman.
21. Boszak.
22. Bajmakły.
23. Tarakły.
24. Czukur-Meszin
25. Tart-Ogłu.
26. Jadan-Bajły.
27. Aczik.
28. Beszdin-Ogłu.
29. Besz-Burahan.
30. Szasz-Dioł.
31. Jutmas.
32. Karadža-Burahau.
33. Bobawły.
34. Ters-Kondu.
35. Dekuz-Baj.
36. Kyłyzły.
37. Ak-Buta.
38. Kara-Tudałak.
39. Sułtan-Murat-Ały.
40. Dzen-Baj.
41. Aładwat.
42. Jadur.
43. Ałałyk-Ułu.
44. Kaar.
45. Saandym.
46. Kercid.
47. II. Kapczak.
48. Nełamandżi-Kioju.
49. Kumrad.
50. Meszin.
51. Boz-Diuz.
52. Dżur-Adanyk-Kioju.
53. Tarakły.
54. Besz-Ałma.
55. Czubaladżi.
56. Kondaz.
57. Besz-juz.
58. Ałanły.
59. Badan-Ały.
60. Toma.
61. Duban.
62. Ajdar.
63. Czapcik.
64. Badurczi.
65. Kara-Kumej.
66. Kazajakły.
67. Kidaczin
68. Dudan.
69. Dokuz-baj.
70. Adyran.
71. Besz-kały.
72. Adżi-Kioju.
73. Lejes.
74. Kioju-Chadżi.
75. Kadrały-Chażi.
76. Agamajły.
Koczewiska te leżały w uroczyskach, bałkach, jeziorach i rzeczkach. Salaja — Jałpuchan — Bujuk-jałtu i Ułupka.
IV. W Okręgu izmajłowskim wsi należały do następujących Kazanów (Kotłow — Kocioł jeden znaczył jedno plemię, ludzie jedzący z jednego kotła składali jednotę) — gdyż Tatarzy warzyli swoje jadło razem dla wszystkich, na całą familję.
I. Kazana-Kirgiz. 1. Konrat.
2. Adył-Bejraktar.
3. Saar.
4. Amdżi.
5. Jakub-Adżi.
6. Mambet-Kazadži.
II. Kazana-Dżembulat. 1. Kadaj-Dur.
2. Sarajte.
3. Kalitady.
4. Kazam-Dulak.
5. Orak-Kułade.
6. Aszahat-Zszeszi.
7. Dżumbały-Zszeszi.
8. Batałma.
9. Adery-Batałma.
10. Abdu-Adži.
11. Sołakły.
12. Kuj-bej.
13. Diukardy-taszłyk.
14. Aszra-taszłyk.
15. Kadym-Jusy.
16. Kara-Koj.
17. Sziujut.
18. Bakszały.
III. Kazana-Kinjma 1. Kiuj-Bej.
2. Tatar-Dajczaha.
3. Tarakły.
4. Tam-Teszken.
5. SaamłyDaadżi.
6. Zotioj-Baj.
IV. Kazana-Kelesze. 1. Kajrahły.
2. Karadurt.
Było jeszcze siedm osad w saméj izmajłowskiej twierdzy, ale tych nazwiska niewiadome. Ostatnie rozciągały się na uroczyskach wyżynach i bałkach nad Dunajem: Kodża Kujliju — Kajełu-Buda i Taszłyk.
- ↑ Materjałami były oprócz innych prac P. A Skalkowskiego.
Историческо-Статистическій Опытъ о торговыхъ и промышленныхъ силахъ Одессы. соч. А. Скальковскаго. Од. 1839 8. 88.
Одесса въ 1840 г. — тогожъ (rękopismo). - ↑
Ludność 1840. 1841. męz. żeń. męz. żeń. Duchowni: Arcy-Biskup
Dwóch Archimandrytów37 2 37 — Sług duchownych 65 56 69 57. Sług cerkiewnych 122 75 124 77. Sług monastérskich 47 7 47 47. Szlachty w służbie 459 284 399 292. — bez służby 601 458 508 462. Aktorów, Muzyków przy Teatrze 45 32 45 32. Kupców, Poczetnych Hrażdan 59 56 56 52. — 1. Gildy 118 61 104 58. — 2. Gildy 141 83 123 83. — 3. Gildy 1,361 1,181 1,409 1,139. Mieszczan odesskich 20,846 20,937 23,799 21,401, Obcych. 3,911 3,118 4,018 3,221. Kolonistów. 1,172 1,083 1,389 1,259. We 2-ch ulicach górną i dolną kolonją zwanych, gdzie domy od 1788 r. pozostały. Obcych prócz zapisanych do Gildy 2,288 1,418 2,462 1,636. Wojskowych w służbie 3,251 (36) 3,310 190. Na urlopie. 358 49 920 202. Kantonistów 191 — 186 — Żydów prócz kupców 2,319 2,289 2,288 2,290. Karaimów 108 41 107 42. W ogóle. 37,471 31,294 41,738 32,510. - ↑ W podróży J. B. Chevalier Paris 1800. 2 V. l. — Voyage de la Propontide et du Pont-Euxin etc. T. II. p. 361. Takie jest opisanie przystani Kodjabej.
„La rade de Kodjabej, située entre l’embouchure du Nieper et celle du Niester, à peu prés à distance égale l’une de l’autre paraît sûre et peut recevoir les vaisseaux de ligne. Une tour avec fanal, en indique l’entrée aux bâtimens, mais il serait essentiel de la mieux protéger. Le très petit château actuel, avec sa garnison de 20 ou 25 hommes ne pourrait étre d’aucun effet pour sa defense. Les tartares ont formés auprès de ce château deux villages considérables, l’un plus ancien, l’autre nouvellement construit par ceux qui se trouvent sur les terrains cédés à la Russie, ont mieux aimé les abandonner, que de rester soumis, a cette puissance. La côte entre le Nieper et le Niester, généralement escarpée snr 50 à 60 pieds de hanteur, excepté dans les endroits ouverts par des petits valluns et ruisseaux qui débouchent à la mer ne fournit que quelques anses peu favorables à un débarquement. — Toute cette partie dénuée d’arhres, où l’on ne decouvre de culture qu’auprès des habitations, offre un terrain uni, très plat surmonté seulemont par quelqnes monticules, indices d’anciens tombeaux semblables à ceux de la plaine de Troie etc. - ↑ Oddział III. Zeszyt II.
- ↑ Skalkowski. Chronol. Rzut oka. T. II. 30.
- ↑ Essai historique sur le Commerce et la navigation de la mer noire 1805.
- ↑ Safonów. Opis Czumy.
- ↑ Reisen in Sudrussland Erster Theil 60 I. Da die Quarantäne — Anstalten von Odessa ihrer Anlage nach zu den grossartigsten und vortrefflichsten gehören, die man hat, und da sie jedenfalls manche eigenthümliche Einrichtung und Erscheinung zeigen, deren Vergleichung mit anderen Anstalten interessant sein könnte, so ist es vielleicht nicht unpassend etc.
- ↑ Skalkowski. Chronol. Rzut oka 210. Castelnau.
- ↑ Essai sur l’histoire ancienne et morderne de la Nouv Russie. — T. III. 317.
- ↑ Castelnau. T. III. 326.
- ↑ Описаніе Чумы поцтифшей Одессы въ 1837 году С. Сафонова въ 1838, 8. 134. z Tablicą wystawującą plan Kwarantanny. О Чумѣ постигшей Одеццу въ 1837 году. Сочин. Э. Андеевскаго 1838, 8.
- ↑ Patrz szczegółowie w wyżéj cytowanych opisaniach Safonowa i Andrzejewskiego.
- ↑ Chutor wyraz turecki, oznaczający pomieszkanie wiejskie dacza, campagne.
- ↑ T. I. 74. i t. d.
- ↑ Взглядъ на лѣсоводство и садоводство въ херсонской Губерніи М Кирьякова. С. Петерб. 1836 8. 24 str.