Stary Bóg żyje/całość

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Joseph Eduard Konrad Bischoff
Tytuł Stary Bóg żyje
Podtytuł Opowiadanie historyczne dla ludu katolickiego
Wydawca Księgarnia T. B. Garus
Data wyd. 1872
Druk Teodor Heneczek
Miejsce wyd. Bytom
Tłumacz Norbert Bonczyk
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
STARY BÓG ŻYJE


OPOWIADANIE HISTORYCZNE
DLA LUDU KATOLICKIEGO
przez
Konrada de Bolanden.
ZA POZWOLENIEM AUTORA I WYDAWCY
na język polski przetłomaczył
Ks. N. Bontzek.


„Niebiosa moim tronem a ziemia podnóżkiem nóg moich.”
Jezai. r. 66, w. 1.


BYTOM w Górnym Szlązku.
Nakładem księgarni T. B. Garus.


Druk Teodora Heneczek w Niemieckich Piekarach.

1872.








Treść: Powieść niniejsza opisuje w jasném, dobitném i zajmującém opowiadaniu historycznie udowodnioną opiekę Najwyższego nad jego namiestnikiem na ziemi. W końcu przychodzi do niezbitego twierdzenia, że wszystkim przyszłym prześladowcom katolicyzmu i Papieża Bóg wszechmogący jeden i ten sam los zgotuje, jak to od założenia kościoła po wszystkie czasy bywało i za dni naszych się dzieje.


I.
Papież w więzieniu.

Działo się roku 1813. W pokoju cesarskiego zamku w Fontaineblau stoi piętnastoletni młodzieniaszek pełniący służbę pazia, czyli najbliższego sługi nadwornego. Ubiór jego błyszczy się od złota, postać ujmująca pięknością twarzy i szybkością obrotów; widać że łatwo mógł się podobać samemu Napoleonowi, który tego potomka sławnéj z pobożności rodziny hrabiów Retel powołaniem na dwór cesarski zaszczycił. — Ale cóż to że młodzieniaszek tak smutny — nawet widać że płacze, bo jedna łza po drugiéj z bladego lica spada na ubiór złotem haftowany? Tak jest, płacze! lecz ani najmniejszym ruchem niezdradza smutku wewnętrznego. Stoi prosto, jak żołnierz staréj gwardyi cesarskiéj. — W pokoju pobocznym przez drzwi uchylone widać — przyczynę smutku młodzieńca Józefa. Tam w krześle spoczywa starzec dziwnéj powagi. Biała jego sutanna aż do stóp sięgająca, bez wszelkiego znaku godności, zanadto ubogą się wydaje wśród wykwintnego przepychu pokojów cesarskich. Ślady długich i wielkich cierpień głęboko poorały bladą i wychudłą twarz jego, — oczy głęboko wklęsłe, lecz jakiś nadziemski święty pokój w nich jaśnieje. — Cierpi staruszek, ale cierpi spokojnie, wiedząc że taka jest wola boska. Ten więc widok rozrzewnia duszę przypatrującego się przez drzwi młodzieńca. Spogląda na godnego starca, którego cichość i pokój jedynym są odporem przeciw prześladowaniom mocarza Napoleona.
Ręce jego niby do modlitwy złożone, głowa ku piersi nachylona, ale twarz jaśnieje promieniem wewnętrznego pokoju, wynikającego z przekonania o przytomności boskiéj.
Józefowi zdaje się, jakoby modlitwa staruszka była wszechmocną, głębokie milczenie w około panujące, zda się być milczeniem świątyni, w którą się mieszkanie cesarskie zamieniło. — Hrabia Retel spogląda, milczy z świętą czcią przypatrując się starcowi i namiestnikowi Chrystusowemu — głowie kościoła św. bo staruszek ów jest Papież Pius VII. od czterech lat więzień Napoleona I.
Nagle tętęt szybkiego kroku przerywa dumanie młodzieńca. — Słucha — odgłos chodu przez otwarte drzwi się zbliża, drobne stąpanie po kobiercach pokojowych niecoś przycichło, — tu w momencie jakiś Pan w złoto-haftowanym ubiorze marszałka wstępuje. Wśród komnaty stanął, uderzony widokiem modlącego się Papieża.
Pan ów jest niskiego wzrostu, włosu czarnego, rysy nabrzmiałéj niecoś twarzy są przyjemne, ale broda bez zarostu zanadto występująca, mówią że to znak żelaznéj woli, wejrzenie bystre, przenikliwe, rozkazujące: to zwyciężca Europy; Napoleon I.
Brzękając szablą stawa Napoleon przed wielkim więźniem swoim. Pius VII. dźwignął głowę, podniósł się i z uśmiechem przywitał ciemiężyciela swego.
Usiadł cesarz na krześle przez sługę przysuniętem.
„Przebacz Ojcze święty! że Mu pobożne rozmyślanie przerywam,“ mówi Napoleon, krótki ukłon czyniąc; „ale interes ważny — zgoda ma być między Cesarzem a Papieżem; czy Wasza Świątobliwość po spokojnem namyślaniu się sądzi, że wnioski wczorajsze przezemnie podane zgadzają się z interesem Waszéj Świętobliwości?“
„Być może, iż zgadzają się z interesem moim osobistym, ale nie z powinnością Papieża“ — odrzekł Pius VII.
„Wasza Cesarska Mość wypuścisz mię z ciężkiéj niewoli, w któréj już od czterech lat cierpię — wypłacisz Papieżowi dwa miliony rocznéj renty — więc dobrze! — ale dziedzictwa Piotra św., kraju kościelnego Wasza Cesarska Mość wydać niechcesz i Rzym zatrzymujesz; na takie zrabowanie dziedzictwa Piotra św. zezwolić niemogę. Kiedy miłosierdzie Boże mnie niegodnego na stolicę piotrową podniosło — złożyłem ową przysięgę, którą każdy Papież zaprzysiądz musi — że nigdy niezezwolę na zrabowanie dziedzictwa Piotrowego. Wolę umrzeć we więzieniu, niż złamać przysięgę i zdradą splamić sumienie moje.“
„A ja nigdy niezwrócę com zwycięzkim orężem zabrał“ — odparł dumnie Cesarz. Potem dodał, niby zarzuty Papieżowi czyniąc: „Wasza Świętobliwość powinna by być dla mnie wdzięczną! We Francyi rewolucya wiarę zdeptała — duchowieństwo wymordowała albo z kraju powyganiała, stolice biskupie zburzyła, kościoły spustoszyła. — Ja to wszystko do pierwotnego porządku przywróciłem. Na stolicach apostolskich znowu zasiedli biskupi, do trzody opuszczonéj znów wrócili pasterze, więc mnie tylko ma kościół do podziękowania, że jeszcze istnieje we Francyi. A mnie, co Wiary bronię i strzegę, mnie Papież niedowierza? To nieroztropnie, to niewdzięcznie — i nawet — dodał groźno — to niebezpiecznie!“
Łagodnem okiem spojrzał Namiestnik Chrystusów na dumnego i nieubłaganego zwyciężcę, łagodność jaśniała w obliczu jego.
„Cesarzu — odrzekł spokojnie Papież — przed Bogiem tylko zamiar popłaca, w którym kto coś czyni. Jeżeli Wasza Cesarska Mość jedynie z miłości ku Bogu stałeś się obroną Wiary w Francyi, Bóg to zapłaci. Jeżeli zaś Najjaśniejszy Cesarz był tylko narzędziem wszechmocnéj ręki boskiéj, tedy nagrody żadnéj żądać nie możesz.“
Nierozumię Waszéj Świętobliwości, odrzekł Napoleon. „Czy wolno mi prosić, o jaśniejsze wytłomaczenie? —
„Jeżeli prosto, bez ogródki odpowiem, wiem że Cesarza rozgniewam, odrzekł Pius VII. aleć Wasza Cesarska Mość ma prawo dowiedzieć się prawdy od Papieża. Chociaż w więzieniu, nawet w niebezpieczeństwie śmierci, namiestnik Chrystusów święte swe zadanie pełnić musi, a tem zadaniem jest, świat uczyć prawdy i prowadzić go drogą zbawienia.
Tu milczał chwilę, namyślając się, któremby słowem najłagodniejszem powiedzieć prawdę Cesarzowi, znając jego dumę i burzliwość!
Napoleon milczał w oczekiwaniu, ale w niecierpliwości bębnił palcami po poręczach krzesła; z oczu jego sypały się iskry gniewu na świętobliwego starca. Młodzieniec szlachetny Józef Retel stał w przedpokoju, każde słówko téj pamięci godnéj rozmowy w serce wpajając.
„Zdaje mi się, że Waszéj Świętobliwości, nader wielką trudnością jest, powiedzieć Cesarzowi złotą prawdę“ — wyrzekł zniecierpliwiony Napoleon!
„Otoż — już mówię, Cesarzu! krótko jak mogę“ zaczął Papież! „Wasza Cesarska Mość zna dobrze przyczynę rewolucyi, która Francyę w tak straszny sposób spustoszyła. Od lat przeszło pięćdziesięciu po nieszczęśliwym tym kraju rozlał się szkodliwy jad najobrzydliwszych nauk bezbożnéj filozofii i dziennikarstwa. Tak nazwani ludzie uczoni, sami nie wierząc ani w Boga, ani w wieczność — bezkarnie śmieli swe zasady ogłaszać w książkach i gazetach, wykładać nauki swoje po szkołach i domach publicznych; drwili sobie w pismach i słowach z wiary św. z pobożności ludu, tych tylko nazywając mądrymi i oświeconemi, którzy równie jak oni sami, niewierzyli ani w niebo ani w piekło, ani w nieśmiertelność duszy, albo w sąd po śmierci. Takie właściwie pogańskie zasady truły najprzód ludzi wyższych stanów, potem zaraziły jadem swym lud prosty. Wytępiono więc wiarę, lud niemiał Boga, niesłuchał kościoła — pełnił zbrodnie największe — niebojąc się nikogo, gdyż w nic niewierzył, ustał więc wszelki ład rządu krajowego! — Bezliczne tłumy ludzi szatańskiéj złości mordowały niewinnych, paliły kościoły, burzyły zamki, bez wszelkiéj litości i miłosierdzia, bez względu na płeć albo na wiek nieszczęśliwych ofiar, słowem zdało się, że koniec świata nastąpił. Wtedy wystąpiłeś Najjaśniejszy Panie na poskromienie burzy; Bóg dał Waszéj Cesarskiéj Mości nietylko odwagę i siłę lecz i rozum do pojęcia tego, co potrzeba było czynić. Znów nastał porządek! — Ponieważ Wasza Mość się przekonałeś, że religia jest fundamentem wszelkiego porządku, że ludzie nie będą słuchali głosu zwierzchności świeckiéj, jeżeli nieznają posłuszeństwa ku przykazaniom boskim, dla tego przywołałeś wygnanych kapłanów nazad, i rozkazałeś, aby wyuzdanych Francuzów uczyli przykazania boskie pełnić i świętych przepisów wiary znowu się trzymać. Grzeszne nauki dawniejsze uczyniły Francyę nieszczęśliwą, wykorzeniając z serc ludzkich wszelką wiarę i obyczajność; więc mądrze sobie postąpiłeś, gruntując panowanie swoje na wskrzeszeniu wiary katolickiéj w swych krajach, gdyż ona jest źródłem wszelkiego porządku i szczęścia narodów.“
„A! teraz zrozumiałem, co Wasza Świątobliwość mówi,“ odrzekł z szyderczym uśmiechem Cesarz: „To moje Rządy opierały się jedynie na własnéj méj korzyści — a nie na pobożności. Więc ja od Boga nagrody spodziewać się niemogę, bom nie czynił nic dla Boga tylko dla samego siebie? — Niechże i tak“ — mówił Napoleon daléj: — „Toć prawda, że ludzie wiary trzymać się muszą, boć nie podobna jest rządzić narodem nie mającym religii. Nigdy niezezwolę, by wiarę chrześciańską prześladowano i publicznie z niéj wyszydzano — tego żaden roztropny mąż stanu nie dopuści — bo kto podkopuje wiarę narodów, która jest fundamentem pomyślności — na tego niegdyś cała podmulona budowa państwa się obali! Dla czegóż więc Wasza Świętobliwość waha się uczynić pokój ze mną, który jestem obrońcą Wiary chrześciańskiéj.“
„Wasza Cesarska Mość żądasz, by Papież stał się zdrajcą wiary właśnie w tym momencie, w którym zowiesz się obrońcą téj wiary,“ — odrzekł Pius VII.
„Nie jestem zdania Waszéj Świątobliwości!“ rzekł Napoleon, „bo to nie stoi w piśmie św., że Papież ma być oraz królem jakiegoś kraju. Przeciwnie uważam że takie królowanie jest wielką przeszkodą, by Papież duchowne swe powinności mógł sumiennie wypełniać! Złóż Ojcze św. to ciężkie brzemię panowania świeckiego, i żyj sobie wolny pod opiekuńczemi skrzydłami orła francuzkiego!“
„Wolnym?“ a w pazurach orlich, Najjaśniejszy Panie! odrzekł z bolesnym uśmiechem Papież. „Właśnie mój los jest jasnym dowodem tego, że Papież tylko jest wolny we własnym kraju. Niemoże głowa kościoła Chrystusowego być poddaną któregokolwiek Monarchy, boćby ten zawsze nadużywał téj zależności głowy kościoła, na korzyść politycznych zamiarów. Dla tego to właśnie opatrzność boska tak sporządziła, że Papież wolno może kierować całym kościołem, będąc panem we własnym kraju!“
„Zaprawdę — to rzecz osobliwa!“ dodał z szyderczym uśmiechem Bonaparte. „Królowie całéj Europy posłuszni są na skinienie moje, wszystkie narody podbiłem sobie orężem zwycięzkim — są mi poddane — jedyny starzec ten, który jest zarazem moim więźniem gardzi przyjaźnią moją!“
„Najjaśniejszy Panie! Dla mnie starego człowieka będącego w niewoli Twojéj, przyjaźń Cesarza zaiste jest zaszczytem, aleć ja jako Papież muszę Cesarzowi powiedzieć: Czego Wasza Cesarska Mość odemnie wymaga jest nieprawością, a to dwojaką — bo najprzód mnie okradasz, a następnie żądasz, abym ja, jako obrońca prawa i sprawiedliwości grabież Twą potwierdził.“
„Doskonale! zaprawdę wybornie!“ — zawołał z urazą ów dumny! „Snać namiestnikowi Chrystusa jedynie zdaje się być pozwolonem Cesarzowi grubijaństwo w oczy powiedzieć.“
Najjaśniejszy Panie! Mocno ubolewam jeżeli szczerą prawdę grubijaństwem nazywasz!
„Jeszcze lepiéj!“ zawołał w zarozumieniu Pan Europy, nagle podnosząc się z krzesła. „Skończmy o téj sprawie, Panie Papieżu! Gardzisz moją przyjaźnią — skosztujesz więc gniewu mego!“
„Najjaśniejszy Panie!“ odrzekł pokornie Papież, „groźby i prześladowania Twoje składam do stóp ukrzyżowanego Zbawiciela. — Jemu polecając osądzenie sprawy mojéj i pomszczenie się za nią, sprawa moja jest zarazem sprawą Jego!“
„Głupstwo i ponaciągane wymysły!“ odrzekł z pogardą Cesarz. „Bóg, którego namiestnikiem się być mniemasz, jest tylko urojeniem ludzi zabobonnych i prostaków.“
„Cesarzu!“ zawołał Papież z ręką ku niebu wzniesioną, „przestań! stary Bóg jeszcze żyje!“
„Co to ma znaczyć?“ Zapytał Napoleon.
„Ten który niegdyś rzekł: „Niebo stolicą moją, a ziemia podnóżkiem nóg moich,“ — jest tu przytomny, słyszy bluźnierstwa Twoje!“
„Niechcę kazania, Panie Papieżu!“ zawołał oburzony Napoleon. „Cóż to ma znaczyć, że stary Bóg jeszcze żyje? Czy może jaką groźbę?“
„Tak jest — groźbę i ojcowskie napomnienie.“
„Może Wasza Świątobliwość chcesz powiedzieć, że Bóg w reszcie wypełni ową klątwę, którąś na mnie włożył?“
„Klątwę ogłosiłem według ustaw kościelnych na świętokradzcę Napoleona Bonapartę, Cesarza Francyi. Przed Bogiem Najjaśniejszy Panie wszyscyśmy równi. Także i książęta powinni przestrzegać przykazań boskich!“
Śmiał się szyderczo Napoleon, gniewliwie przechadzając się głośnem stąpaniem.
„Ha-ha! tak do mnie mówić! To znowu przywiléj namiestnika Chrystusowego!“
„Nie przywiléj, lecz powinność namiestnika Chrystusowego“ odrzekł z przyciskiem Papież „bo któż Mocarzy tego świata ma napominać jeżeli nie Papież?“
„Dosyć, dosyć!“ zawołał Bonaparte, machając rękami; „Mylisz się Papieżu co do czasu, nasz wiek nie jest owém wiekiem grubéj ciemnoty, w którym sobie Papież roszczył prawo panowania nad królami.“
Znów przechadzał się po sali — niepokój i gwałtowne zniechęcenie opanowało ducha jego.
„Stary Bóg jeszcze żyje, — rzekłeś Wasza Świętobliwość. „Więc — czego się to Papież spodziewa od tegoż staruszka?
„Nie od staruszka, lecz od Boga wszechmocnego, wiernego, spodziewam się, że on spełni obietnice swoje,“ odrzekł Pius VII.
„A cóż Wam to obiecał ten Wasz wszechmogący i wierny Bóg?“
„Że będzie obroną i opieką naszą, że nas nieopuści i że będzie z kościołem aż do skończenia świata;“ odpowiedział Papież uroczyście.
„Tedy wam bardzo wiele obiecał ten wasz Pan Bóg — zobaczemy. — Ja z tego Boga i namiestnika jego nie jestem zadowolniony. Być może że ja ogłoszę nową wiarę w krajach moich podług mego zdania, a głową jéj niebędzie namiestnik Chrystusa, lecz sam Cesarz.
„Cesarzu, nie znasz słabych sił Twoich i za nadto, za wysoko oceniasz swoją potęgę.“
„Ja w Europie wszystko mogę co chcę“ wołał dumny zwyciężca. „Tylko uporu starego starca, który się ma za namiestnika jakiegoś starego Boga, przełamać nie potrafię. Jakkolwiek bądź niech umrze nieugięty w więzieniu.“
Tu postawa i twarz Papieża, oburzeniem przenikniona dziwnéj jakiéjś nabrała uroczystości.
„Mości Cesarzu! z dowodów historycznych wszystkich upłynionych wieków racz się dowiedzieć — która to ręka wszechmocna zgniecie wielkość Twoję.“
Z zadziwieniem spojrzał Cesarz na uroczysto-gromiącą postać Papieża, który stał przed nim jak prorok starego zakonu, jaśniejący nad zwyczajną światłością, a ten Cesarz który jednem spojrzeniem stotysięczne wojska do męztwa i zwycięztwa zapalał, który strachem napełniał serca najdzikszych nawet żołnierzy — ten Cesarz — bojaźliwie spuścił oczy ku ziemi!
„Proszę mówić daléj, słucham!“ rzekł z maleńkiem ukłonem.
„Wasza Cesarska Mość grozi“ — mówi Papież daléj „że rozkaże Papieża wtrącić do więzienia, kościół Chrystusów prześladować i zniweczyć, a wymyślić nową jakąś religię według własnego upodobania. Czego Najjaśniejszy Pan dopiąć pragnie — o tem już dawno mocniejsi jeszcze Panowie daremnie marzyli. Cesarze rzymscy władzcy, całego okręgu ziemi, przez trzysta lat prześladowali kościół Chrystusów, zabijali Papieży, męczyli wiernych, a cóż zyskali ci wszechwładni Monarchowie przez to trzechsetletnie prześladowanie, najkrwawsze dręczenie i męczarnie dwunastu milionów Chrześcian? Właśnie to, czego niechcieli. — Nauki Chrystusowéj nie wytępili — przeciwnie — wszystkie prześladowania i katowanie były dla rozkrzewienia wiary chrześciańskiéj czasem najstósowniejszym środkiem, albowiem ze krwi świętych męczenników nowi chrześcianie powstali. A to dla czego? Otóż dla tego, że ten stary Bóg, któremu Cesarz właśnie złorzeczyć się ośmielił, wierny był w obietnicach swoich, broniąc kościół swój, iż go bramy piekielne nie zwyciężyły! Gdzież są teraz owi Mocarze? Dawno zginęli — runęły ich złote stolice, rozsypały się przepyszne ich nagrobki — niema już państwa rzymskiego — niema cesarzów, — niema nawet wiary pogańskiéj — tylko kościół prześladowany stoi! Także i w średniowiecznych czasach niejeden Cesarz podniósł groźną rękę przeciw stolicy Piotrowéj, rozpoczął walkę z kościołem — ale toż samo ramię boskie, co strzeże kościoła, skruszyło tych dumnych nieprzyjacieli. Sam nawet Najjaśniejszy Panie wtrąciłeś do więzienia Papieża Piusa VI. poprzednika mojego, umarł w niewoli z rozkazu Waszéj Cesarskiéj Mości. Także i ja jęczę w niewoli już od lat czterech, oj cierpiałem niezmierną przykrość, często już myślałem, że śmierć litościwa zakończy niedolę moję — aleć żyję. — Tak jest, żyję, bym był naocznym świadkiem, jak ręka starego Boga zetrze Mości Cesarza. Miara Twoja jest przepełniona, koniec Twój — proszę pamiętać — koniec Cesarzu będzie taki, jaki był wszystkich prześladowców kościoła, aż dotąd.“
Zmęczony wzruszeniem usiadł Papież, Cesarz stał z założonemi rękami, dziko i groźno spoglądając na czcigodnego starca.
Paź stojący w przedpokoju drżał na całém ciele, zdało mu się, iż Ojciec św. stał przed nim jakoby jaśniejąca istota innego świata. Widok zaś Napoleona był straszny, jak widok ducha ciemności.
„Toć śmiała próbka krnąbrnéj zuchwałości arcykapłańskiéj,“ — wołał rozjuszony gwałtownik — „stary Bóg gromi tylko głupich błaznów, ale nie Mocarzów jako ja! Ale Ciebie Panie Papieżu zgniecie grom gniewu mojego.“
To rzekłszy w zapalczywości wyszedł z komnaty.
Następującéj nocy Napoleon spać niemógł, ciągle przechadzał się po sypialnym pokoju, szepcąc coś dla siebie; te jednak słowa hrabicz w przedpokoju czuwający rzetelnie zrozumiał: „Stary Bóg? — Mnie zgnieść? Co? mnie pokonać? Ha, ha! Ja się nie dam! Ja stawię opór staremu Bogu. Mnie wszystkie przykłady dawnych czasów bynajmniéj nie obchodzą! Ja się sprzeciwię całéj przeszłości dziejowéj! —






II.
Cesarz w niewoli.

Dwa lata późniéj ten sam Cesarz Napoleon, niezwyciężony niegdyś Pan Europy, jęczał w więzieniu na wyspie św. Heleny. Puste to i odludne miejsce! Gdzie niegdzie tylko kawałek roli, nadto licho uprawionéj — prócz tego ani znaku ubarwionéj łąki, albo lasku z cieniem ożywiającym — dokoła tylko wysoko sterczące skały, ślady zgasłych wulkanów, zaprawdę, istotne więzienie, aż dreszcz przechodzi.
Zaraz nad brzegiem stoi wierzba, pod któréj lichutkim cieniem Cesarz często szukał ochłody. Tam siedzi — siedzi długo, a milcząc patrzy na morze rozlane bez granic.
Dzisiaj Napoleon nader smutny. Jenerał Bertrand, jedyny przyjaciel i nieodstępny towarzysz Cesarza w nieszczęściu, i paź hrabia Józef Retel, ze smutkiem i z obawą spoglądają na zachmurzone czoło uwięzionego Cesarza. On właśnie podniósł głowę i spojrzał na młodzieńca.
„Józefie, wszak ty byłeś przytomny w zamku Fontaineblau, kiedy mi Pius VII. mój przyszły los przepowiedział?“
„Tak, Najjaśniejszy Cesarzu, byłem przytomny.“
„Czy pamiętasz jeszcze owe zdarzenie?“
„I owszem Panie, nigdy mi nie zniknie z pamięci! W tenczas bowiem zdało mi się, jak gdyby Papież nie był człowiekiem zwyczajnym.“
„Czemże?“
„Namiestnikiem boskim na ziemi!“
„Dobrze mój chłopcze! z czego sobie w tenczas zadrwiłem, w to teraz wierzę, zaiste namiestnik Boga na ziemi!“
Tu milczał, spoglądając zamyślony na morze!
„A pamiętasz jeszcze treściwie co w tenczas Papież mówił?“
„Pamiętam Najjaśniejszy Cesarzu! Ojciec św. rzekł: Stary Bóg jeszcze żyje. Potem dowodził z wypadków historycznych starych i nowszych czasów, jak to Bóg karał Panów pogańskich i chrześciańskich, za prześladowanie kościoła i Papieży zaczem jednak kościół i papieztwo istnieje.“
„Cóż jeszcze Józefie, cóż więcéj“ nalegał Napoleon, widząc że młodzieniec w obawie milczy.“
„Że stary Bóg i Waszą Cesarską Mość zgniecie, jeżeli Najj. Pan nieprzestanie dręczyć kościoła, gdyż Bóg spełni obietnicę swoją, którą dał w obronie kościoła i namiestnika swego na ziemi.“
„Tak, prawda!“ potakiwał głową nieszczęśliwy Cesarz.
„Miara nieprawości Waszéj już przepełniona, mówił Pius — że zginie Cesarz, jak wszyscy gnębiciele kościoła poginęli.“
Oh, Papież nie był fałszywym prorokiem — tronu mego nie obalili ludzie, lecz Bóg wszechmocny to sprawił. Biada mi nierozumnemu, gdyż tak pomyślne powodzenie moje dalece zaślepiło mnie, żem nie poznał jak dobitne, jak jasne dowody stawia historya osiemnastu wieków przed oczy, że i największa potęga rozbija się o opoką Piotrową. Zaprawdę, żyje stary Bóg, aby zgnieść wszystkich nieprzyjaciół namiestnika swego!
„Niechcę przeczyć temu, Najjaśniejszy Cesarzu,“ rzekł Bertrand: „że owa wcześna i niesłychanie ostra zima w Rosyi z rozkazu bożego wojska nasze zniszczyła, — lecz nie to nas zwyciężyło — tylko bitwa przegrana pod Lipskiem.“
„Panie jenerale!“ rzekł Napoleon; „Cóż w tem przeciwnego? wszak Panem zwycięztwa jest Bóg. Odludna ta wyspa wśród morza nieograniczonego uczy mię mądrze myśleć, klęski moje otwarły mi oczy! Moje nieszczęścia, moje wygnanie, moja niewola: to wszystko kara za to, żem prześladował głowę kościoła. Dobrze mówił Pius, że wszechmocny obrońca stolicy Piotrowéj strąci mnie z tronu.
Tu milczał Bertrand; Cesarz zwiesił głowę i milczał. Po długiéj chwili milczenia mówił daléj:
„Podczas gdym wojnę toczył z Egiptem, pochlebiałem Egipcyanom, chwaląc wiarę Machometa wypierając się wiary w Jezusa — dzisiaj gotów jestem przysięgać, że wierzę w Bóstwo Jezusa Chrystusa. Tak, on z rodu Izraelita — jak mniemano, Syn ubogiego cieśli — uczył, że jest Bogiem, że jest istotą najwyższą, że stwórcą świata, na dowód tego czyni cuda, niezliczone. Ale ja nie domagam się cudów — skutki nauki Jezusowéj dobitniéj mi dowodzą Bóstwo jego, aniżeli cuda. Podziwiamy, czyny bohaterskie Aleksandra Wielkiego, ale czemże są wszystkie zwycięztwa Aleksandra, bo chociaż porównane ze zwycięztwami Chrystusa! Niczem — cały świat zwyciężył, zwycięztwa jego były tylko chwilowe, przemijające, znikły bez śladu. Ale Jezus pozyskał sobie nie jeden tylko kraj, lecz wszystkich ludzi całego świata, a zwycięztwa Jego trwają już ośmnaście set lat, i podobno istnieć będą aż do sądnego dnia! — A cóż to u każdego człowieka pozyskał sobie Jezu? — oto część człowieka najszlachetniejszą duszę i serce. Czego mędrzec od zwolenników swoich, czego Ojciec od dziatek, mąż od żony, brat od brata często daremnie żąda, t. j. miłości szczeréj, serdecznéj miłości, to zjednał i pozyskał sobie Jezus u milionów ludzi już przez ośmnaście wieków! Niejestże to cud nad cudami? Aleksander i Cezar i Hanibal nie dopięli tego szczęścia pomimo wszelkiéj potęgi talentu. Zawojowali cały świat i świat ich się lękał, ale ani jeden człowiek ich nie miłował. Jakóż zaś Chrystus! — Jemu należą i dla Niego z miłości biją serca tylu milionów Chrześcian przez ośmnaście set lat. Miliony chętnie umierały śmiercią męczeńską z miłości ku Niemu. Miliony chętnie biorą jarzmo na barki swoje. Miliony z miłości dla Niego zrzekają się wszelkich rozkoszy tego świata. I któżby jeszcze, patrząc na takie cuda Chrystusowe mógł wątpić, że On jest słowem, które świat stworzyło?“ —
„Rozmyślając nad tem,“ dodał jenerał Bertrand, „zaiste przyznać trzeba, że to cud nieustanny, to ciągłe istnienie kościoła Chrystusowego, który się domaga od ludzi najprzykrzejszego zaprzania się samych siebie.“
„Wiesz Panie jenerale“ — mówił daléj Napoleon, „że ja jako igraszką kierowałem armijami, które za mnie szły w ogień? Aleć musiałem być przytomny, musiałem ich zachęcać budzącem spojrzeniem, głosem do męztwa zagrzewającym; ale téj tajemnicy nie posiadam, bym mógł imię i miłość moję w sercach ludzkich uwiecznić. Teraz jestem w niewoli. Gdzież są dawni przyjaciele? dawni pochlebcy i ulubieńcy? Wy dwaj tylko, wiecznéj pamięci godni za wierność waszą, wy tylko dzielicie niedolę moję! O już chwilkę tylko, a to ciało moje będzie pastwą robactwa, rozsypie się w proch! Jakaż różnica między mojem nieszczęściem, a wiecznem królestwem Chrystusa, którego ogłaszają, miłują, wielbią po całym świecie. On żyje w sercach milionów po wszystkie czasy. I któż powie, że Chrystus umarł! niejestli to życie? Zaiste to cudowne królestwo Chrystusowe jest najczystszem dowodem bóstwa Jego. Jeżeli zaś on jest Bogiem, to i kościół dziełem boskiem, a więc go broni ręka boska, bramy piekielne niezwyciężą go! O gdybym wszystkim, którzy nad tym światem panują, mógł powiedzieć: „Czcijcie namiestnika Chrystusowego, nieurażajcie go, nie zasmucajcie Papieża, bo was zniszczy podniesione ramię gniewu boskiego, bo Bóg jest obrońcą stolicy Piotrowéj!“
Tu milczał Cesarz. Zaszumiał wietrzyk w gałęziach wierzby, a uwijające się fale oceanu potakiwając łamały się u stóp skalistéj wyspy!





III.
Napoleon III. nieprzyjacielem Papieża.

Działo się roku 1864. W cichym gabinecie pałacu swego w Paryżu siedzi hrabia Józef Retel, zatopiony w czytaniu listów. Dawny młodzieniaszek sługa pięknéj postaci, wyrósł już na Pana, na męża pełnego czci i powagi. Napoleon III. Cesarz Francyi, wielce cenił hrabiego dla tego, że był niegdyś sługą w szczęściu i towarzyszem w nieszczęściu wielkiego wuja Cesarza Napoleona I. Należał on niejako do grona rodziny cesarskiéj, która w rzeczach ważnych mądréj rady jego słuchała. Przeciwnie zaś Cesarz niemógł hrabiego do przyjęcia jakiejś godności albo urzędu nakłonić, on ze wszystkich takich zaszczycających zleceń się wymawiał. Żył — jak to mówią — tylko dla siebie, dla żony i dziatek swoich w zaciszu domowem, wiele czytał, wiele się uczył — ale w życiu publicznem i zbytkach stolicy nie miał upodobania.
„Francya znowu postępuje jakąś ślizką drogą!“ — ostrzegał często Cesarza. „Dziennikarstwo znowu pełne swawoli i zgorszenia. Czytający nie znajdzie w nich nic o Bogu — chyba szyderstwa tylko przeciw wierze i cnocie — a więc gazety jak dawniéj znowu trucizną. Gdyby teraz żył ś. p. wielki wujaszek Waszéj Cesarskiéj Mości, już ze względu na dobro publiczne takim wybrykom położyłby tamę!“
Poznać z tąd, że cnotliwy hrabia jedynie dla tego niechciał przyjąć urzędu w kraju, by się nie stał uczestnikiem niecnotliwych zasad tego Pana, który Francyi panował. Lato przepędzał hrabia w dobrach swoich, że zaś dzisiaj wśród upału w miesiącu Lipcu bawi w Paryżu, to dla tego, że chciał zakupić jakiś obraz właśnie ukończony, słynący z przedmiotu malowidła, jako i z biegłości sztuki. Zaraz drugiego dnia pobytu w Paryżu otrzymał hrabia list, którego treść największą obawą go napełniła! Ręce jego drżały, szeroko rozdarte oczy z bladéj twarzy wyglądające, ciągle patrzą na przeczytany dopiero list, jakoby go połknąć chciały — znów kładzie list na bok, to chłodzi gorące czoło zimną drżącą ręką — usiada — nieruchomy jak bez życia.
Czy to być może — bąknął po chwili? — Nie — to nie prawda! I znowu czyta. — Nareszcie zadzwonił na lokaja. „Czemprędzéj zaprzągać!“ — rozkazuje śpieszącemu słudze!
Ubiera się spiesznie, wsiada do powozu, jedzie wprost do pałacu Cesarskiego. Przyjechawszy wysiada, śpieszy przez długie krużganki i szeregi pokojów przepysznéj piękności, wstępuje nareszcie do gabinetu Napoleona.
U stołu siedział pisząc człowiek otyły średniego wzrostu. Twarz jego nadzwyczaj blada — nawet pożółtawa, bez ruchu, bez śladu jakiegokolwiek wyrazu, bez życia, zupełnie martwa, myślałbyś że to gipsowy posąg, tak zimna, nieczuła. Gęste wąsy sięgały aż pod spodnią wargę, jak gdyby chciały zakryć coś niepięknego. Oczy małe, jakiemś niemiłem spojrzeniem rażące, niekiedy chytro czatujące, niekiedy — zupełnie się kryjące za powiekami, słowem, jedno spojrzenie na tego człowieka napełniało każdego jakąś obawą, nawet bojaźnią. Był to Napoleon III. wtenczas na najwyższym stopniu szczęścia i potęgi, bo Rossyą zbił i upokorzył, Austryą zwyciężył, na gruzach kilku zdeptanych państw włoskich utworzył Królestwo Włoskie, opanował Rzym, podał projekt do zrabowania kraju kościelnego i na złupienie stolicy piotrowéj zezwolił. Cały świat w milczeniu słuchał na rozkazy Mocarza; a gdy brwi tylko zmarszczył Napoleon, truchleli królowie, myśląc że pewna wojna!
„Ah! to mój kochany Hrabia w Paryżu? to miła niespodzianka,“ tak witał Bonaparte wstępującego Józefa Retel, spostrzegłszy nadzwyczajne jego wzruszenie.
„Przypadkowo bawię w mieście, Najjaśniejszy Cesarzu! albo raczéj dziwne to rozporządzenie opatrzności boskiéj że tu jestem!“ Tu Napoleon wlepił oczy w Hrabiego, który na skinienie Cesarza usiadł na krześle.
„Zdaje mi się że drogi mój Hrabia w wielkich kłopotach; — czy jakie nieszczęście grozi?“
„Mnie bynajmniéj“ ale Waszéj cesarskiéj Mości, Jego rodzinie, ba nawet całéj Francyi wielkie grożą niebezpieczeństwa!“ Tu w martwéj twarzy Cesarza zatliła się iskierka życia, zadumienie okryło na moment twarz zwyczajnie nieruchomą.
„Przebacz Mości Cesarzu — że wierność i przywiązanie zniewoliły mnie do oświadczeń, które z obyczajami nadwornemi bynajmniéj się nie zgadzają!“
„Hrabia Retel nie potrzebuje się wymawiać,“ rzekł z zaufaniem Napoleon III. „znam gorliwość i wierne przywiązania Pana, których dawne, liczne dowody Panu dają prawo należeć do grona cesarskiéj rodziny. Proszę więc wprost powiedzieć, cóż Pana niepokoi?“
„Najjaśniejszy Cesarz zamyśla opuścić Papieża! Chce świętego Ojca całego świata katolickiego bez obrony wydać w ręce nieprzyjacielskie!“
Napoleon zamrużył oczy, a tak siedząc nieruchomo za stołem, zupełnie podobien był do posągu kamiennego obleczonego w ubiór Cesarza.
„Któreż to mamidła są powodem, że hrabia takich wypadków się lęka?“
„Otrzymałem list od przyjaciela, w którym mi o grożących tych niebezpieczeństwach donosi!“
„Jak się zowie ten przyjaciel“?
„Przebacz Najjaśniejszy Panie, że przyjaciela mego nie narażę na niełaskę Twoję.“
„Pytałem się tylko z ciekawości — odrzekł obojętnie Napoleon, wiedząc że przyjaciel hrabiego Retel nie może być nieprzyjacielem moim, zasługującym na niełaskę moję. Z resztą co dzisiaj jeszcze tajemnicą — to jutro głosić będą dzienniki całego świata t. j. ugodę między mną a Włochami zawartą. Prawdać, że według téj ugody, za dwa lata wojsko Francuzkie Rzym opuści, ale nikt niepowinienby tego tłomaczyć, jakobym ja Papieża wydał w ręce nieprzyjaciół.“
„Zaklinam Najj. Pana i błagam, aby takiéj ugody nie zawierał“ — prosił z zapałem hrabia Retel. „Wiadoma Waszéj Cesarskiéj Mości nienawiść i zawziętość wszystkich tajemnych związków włoskich przeciw Papieżowi i kościołowi. Skoro więc wojska nasze z Rzymu wyruszą, w tenczas wszyscy nieprzyjaciele jednomyślnie rzucą się na Piusa IX.“
„Napoleon III. sam wprzód, niż usiadł na tronie Francyi, był członkiem owych tajemnych związków rewolucyjnych — znał doskonale ich dążności, wiedział więc, że Retel mówi prawdę, a jednak udawał, jak gdyby go niedorzeczność tych słów oburzała.
„Nie pojmuję co hrabia mówi? Przecie wojska nasze niemogą na wieki strzedz Papieża, bo właśnie z tąd wynika zazdrość całéj Europy — że Francya podjęła się bronić stolicę Piotrową. To już musi ustać! Papieża dzielniéj bronić będzie świętość urzędu i wysoka godność osoby jego, jak oręże całéj Francyi.“
„Przebacz — proszę Najjaśniejszy Cesarzu! Nieprzyjaciele wiary katolickiéj nieuważają ani na święty urząd, ani na godność osoby Papieża, oni go nienawidzą. Skoro więc nasi żołnierze Rzym opuszczą, musi iść Ojciec św. do więzienia, może nawet na śmierć męczeńską, a właśnie to będzie nieszczęściem wielkiem dla Mości Cesarza i rodziny cesarskiéj i całéj Francyi.
„Aleć też hrabia nader dziwnie stan rzeczy pojmuje! Dla czegoż to miałoby tak być? Jakiemże to prawem miałby się łączyć los Papieża z losem mojéj rodziny i całéj Francyi?“
„To rzecz bardzo prosta. Gdyby wuj Najjaśniejszéj Mości nie był prześladował Papieża i kościoła, nie byłby umarł na wygnaniu!“
„Kochany Retel“ odrzekł Napoleon! „sposób myślenia Pana, jest dzisiaj dla mnie zagadką. Czy Pan myślisz, że Monarchowie Europy dla tego wojnę z wujem moim prowadzili aby Papieża uwolnić?“
„Bynajmniéj Najjaśniejszy Panie, tego nie myślę, wiedząc iż nie ludzie strącili wuja, lecz tylko sąd tego Boga, który wszechmocną ręką broni i Papieża i kościół. Książęta zprzymierzeni byli tylko wykonawcami kary boskiéj!“
Cesarz poglądał na hrabiego i milczał, jak gdyby wątpił o zdrowym rozumie jego.
„Może Cesarskiéj Mości nie do uwierzenia, co ja dziś mówić się ośmielam, ale mam na wszystko dowody!“ —
„Czy wolno prosić o nie?“
„I owszem, z radością Cesarzu!“ Tedy zaczął hrabia opowiadać wszystko, co owego wiekopomnego dnia powiedzieli sobie Pius VII. i Napoleon I. w zamku Fonteneblo. Cesarz słuchał z wielką ciekawością.
„Po licznych przykładach wyjętych z historyi wszystkich wieków“ — kończył hrabia Retel — któremi Pius VII. dowodził, jak to Pan Bóg wszystkich gnębicieli papieztwa zgromił i zniszczył, napominał nareszcie Ojciec św. wuja Waszéj Cesarskiéj Mości słowami tak pełnemi wymowy i zapału — że ich na wieki niezapomnę. Jak dziś widzę postać świętego staruszka, stojącego przed Cesarzem, któremu z uczczeniem tak prorokował: „Jeszcze żyje stary Bóg, doczekam ja tego, jak także ręka boska Waszę Mość zniweczy. Miara nieprawości Waszéj już się przepełniła; koniec Twój wnet nastąpi, a będzie taki, jakim był wszystkich prześladowców kościoła. „Taką przyszłość przepowiadał Pius VII. a co prorokował, spełniło się w drugim roku potem.“
„Zaprawdę! nadzwyczajnie,“ rzekł Napoleon. Lecz to trafunek tylko, to przypadkowo się stało że następne niepowodzenia i koniec Napoleona I. był niejako podobny do proroctwa Papieża!“
„Przepraszam Najj. Panie to nie trafunek, nie stało się to przypadkowo, bo świat nie stoi na trafunkach, lecz na rządach boskich. Nie wolno tu wątpić, że to sąd boży, gdyż już tyle razy w przeciągu tylu wieków z jednakich przyczyn jednakie skutki wynikały.“
„Niestety, mój miły Hrabio“ mówi oburzony Napoleon. „Ja nie mam téj pobożnéj wiary w rządy boskie, którą jesteś przejęty!“
„Cesarzu! Napoleon I. we Fonteneblo także nie dowierzał — ale na wygnaniu na wyspie św. Heleny uwierzył! Czy Najjaśniejszy Cesarz pozwolić raczy, abym tu przytoczył te słowa, które wielki Napoleon I. na wygnaniu swojem zwykł był mawiać?“
„Wiesz Hrabio jak wysoko cenię najmniejsze słowko nieśmiertelnego Cesarza!“ odrzekł Bonaparte.“
„Otóż takie westchnienia wychodziły często z serca jego: Monarchowie, czcijcie namiestnika Chrystusowego, nie urażajcie, nie zasmucajcie Papieża, bo was zniweczy podniesione ramię gniewu boskiego, bo Bóg jest obrońcą stolicy Piotrowéj!“
„Tak wszystkich Monarchów napominał Cesarz na wyspie wygnania swego, a ja, Cesarzu mam to szczęście, że mogę w obecnych dniach nieszczęśliwych, te westchnienia najpotężniejszego niegdyś męża Waszéj Cesarskiéj Mości przypominać.“
„Podobno wielkie cierpienia w niewoli bystry rozum Cesarza osłabiły,“ nadmienił Napoleon.
„Wuj Najj. Pana był przeciwnego zdania — odparł Retel — bo mawiał, że dopiero nieszczęście otwarło mu oczy!“
„A jednak zdania jego niezgadzają się z prawdą. Na świecie inaczéj się dzieje, jak on sądził. Rosya n. p. już długi czas prześladuje katolików i Papieża czemuż jéj Pan Bóg nie karze!“
„To prawda, Panie. Ale i to prawda, że Rosya nigdy jeszcze Papieża z Rzymu nie wygnała, do więzienia nie wtrąciła, w ręce nieprzyjaciół nie wydała. Daléj — niech Wasza Cesarska Mość uwzględnić raczy, iż wielka jest różnica między Rosyą a Francyą, Rosya jest krajem narodu jeszcze na pół dzikiego, nie katolickiego, ale Francya jest kraj katolicki i cywilizowany. Rosya niewierzy w Papieża, więc też nie jest od Boga powołaną bronić kościoła.
Ale Francya ma tę powinność, jest więc za to odpowiedzialną. Wreszcie bystre oko Waszéj Cesarskiéj Mości zaiste już spostrzegło — że i w Rosyi surowy sąd boży już się zaczyna. Jeszcze ona nie wygrała! — Zobaczymy co ją czeka za jéj uporczywe odłączenie się od prawdy wiecznéj, za jéj prześladowanie świętego Pasterza narodów!“
„Hrabio, nieczuję się być powołanym o takie rzeczy przepierać się z Panem“ —
„Nie tylko Wuj Najj. Pana“ — mówił z uniesieniem Hrabia Retel, „lecz inny jeszcze, także potężny Monarcha nowszych czasów twierdził, że prześladowanie kościoła katolickiego niezgadza się z dobrem narodów. — Był to król pruski Fryderyk, którego niektórzy Wielkim zowią. Wiadomo Waszéj Cesarskiéj Mości, że Fryderyk II. był życzliwy Wierszopisom. Co więc z dobitnością chciał wpoić w serca potomków, to napisał wierszami. Otóż w testamencie jego znajduje się wiersz następujący:

Nie prześladuj Jezuitów,
Świętéj sprawy Męczenników,
I szanuj duchowne stany.
Nie groź bronią Papieżowi,
Niech panuje kościołowi,
Przeciwnie, będziesz karany. —

„Król pruski niepisał testamentu dla mnie,“ odrzekł krótko Napoleon. „Dajmy téj sprawie pokój. Dziękuję Panu za tyle dowodów życzliwości!“
„Ale ja błagam Najj. Pana abyś nie patrzał obojętnie na to, co się w świecie dzieje,“ wołał Hrabia, dręczony obawą. „Te ugody na Papieża — o których Najjaśniejszy Cesarz myśli, wielkie klęski sprowadzą na ubogą Francyę. Mocno jestem przekonany, że to prawdą, co powiedział Pius VII. we Fonteneblo, czego się i Wuj Cesarza poźniéj doznał: Za to, że Francya przegrzeszyła się przeciw stolicy Piotrowéj, skarał ją P. Bóg wkroczeniem wojsk nieprzyjacielskich do kraju. Że zaś Bóg jest nieodmienny, więc za równe grzechy, równie znowu karcić będzie. Jeżeli Francya dopuści, aby obecnego Papieża Piusa IX. zrabowano, opuszczono, uwięziono albo nawet zabito — co jednak bez dopuszczenia Waszéj Cesarskiéj Mości stać się nigdy nie może, tedy“ —
Tu zatrzymał się Hrabia i milczał. —
„I cóż — tedy?“ — nalegał Napoleon.
„Tedy znowu wojska nieprzyjacielskie spustoszą Francyą. Wasza Mość podzieli los Wuja na wygnaniu!“
Znów przymrużył Napoleon oczy i znów był nieruchomy jak posąg. Potem dodał zimno: „Źle zna hrabia Retel obecny stan świata — Francya ma pierwszy głos w Europie!“
„Nie zapominaj o tem Najjaśniejszy Panie, że stan świata jest odmienny, że nie ludzie, lecz Bóg wszechmocny nim kieruje!“
„Już dosyć hrabio! Dziękuję!“
„Cesarzu, choćbym dziś miał ściągnąć niełaskę i gniew Waszéj Mości Cesarskiéj na siebie, jednak powtarzam prośby moje. Nie podaj Najjaśniejszy Panie, Papieża w ręce nieprzyjaciół! Stary Bóg jeszcze żyje! Pomnij na słowa Twego Wuja: „Nie urażajcie, nie dręczcie Papieża, bo was zniszczy karzący palec wszechmocnéj ręki boskiéj, broniący stolicy Piotra św.!“
Powstał z krzesła Cesarz i zimnym ukłonem i skinieniem ręki odprawił hrabiego.
„Stary błaźnie!“ mruczał potem rozgniewany Napoleon. — „Jeżeli przez niepomyślne okoliczności, przez zawikłania, nieszczęśliwe wypadki i trafunki — wielki zamiar Napoleona I. się nie udał, czyliż dla tego koniecznie i mój zamiar się nie uda? Jakbym miał na szkodę moich obliczeń w brew korzyści mojéj podpierać spruchniały tron papiezki? O nie! Z postępem czasu nastały inne pojęcia! Choćby ustawy czasów przeszłych były najchwalebniejsze, najgodniejsze zasady — muszą upaść, muszą runąć przed potęgą rozwijających się nowych zasad i nowych porządków. Żaden rozumny człowiek nie będzie ożywiać obumierającéj instytucyi, a głupi ten, któryby w te rozsypujące się szczątki chciał wlać nowe życie!“
Siedział jeszcze chwilę zadumany potem wziąwszy pióro pisał daléj.






IV.
Napoleon III. zdetronizowany w niewoli.

W pięć lat późniéj hrabia Retel bawił u przyjaciela swego Ditmur w pałacu Belwi niedaleko Sedanu.
Napoleon III. wypowiedział Niemcom wojnę. Cała Francya wróżyła wojskom swoim chwalebne zwycięztwa. Wszyscy niemal ufali w pomyślność swego oręża, jedyny hrabia Retel coś innego prorokował — był pełen smutku i obawy. — „Nasi niezwyciężą — to rzecz niepodobna!“ mówił w smutnem przeczuciu. „Nieprawości wielkie ciężą na Francyi i Cesarzu — a Bóg jest sprawiedliwym sędzią!“ Żyje mściciel wszelkiéj nieprawości.
„Józefie niepojmuję Cię,“ — odrzekł Ditmur. „Wojska nasze śpieszą z zapałem do boju, spodziewają się, że za kilka tygodni przekroczą rzekę Ren, i z tryumfem wnijdą do Berlina, — a ty dziwaku przepowiadasz nieszczęścia i klęski!“
„Ja mam słuszne powody mego twierdzenia, kochany Bernardzie! Napoleonowi tak się powiedzie, jak się wszystkim wiodło, którzy Namiestnika Bożego prześladowali, dręczyli, zdzierali!“
A — ! to mój Józef znów przypomina sobie ową rozmowę Papieża Piusa VII. z Napoleonem I. we Fonteneblo, która na młodzieńcze serce jego tak głębokie sprawiła wrażenie! zawołał właściciel zamku, niby żartując. „Nie przeczę temu, że Bóg ztrącił z tronu Napoleona, dla tego że Papieża wtrącił do więzienia, a kościołem chciał sobie rządzić jak własnym domem swoim; ale czy owe smutne wypadki koniecznie powtórzyć się muszą? Przyjacielu, na cóż ta lękliwość?“
„Stary Bóg żyje — kochany Ditmurzel“ odrzekł hrabia z powagą. — „Jako Bóg najwyższy nieodmiennym jest w istocie swojéj, jako jest niebieskim obrońcą stolicy Piotrowéj, tak z pewnością potężne ramię jego zgniecie wszystkich chytrych nieprzyjaciół i ciemiężycieli téj świętéj stolicy!“
„Jeżelić tak, tedy kara Boska najprzód na Włochy paść musi i na ich króla.“
„Właśnie nie tak, Przyjacielu! Włochy wprawdzie będą się zbliżać do swego upadku, bo co kto sieje, będzie też żął, — aleć przecie nie Wiktor Emanuel jest początkiem i sprawcą rewolucyi we Włoszech i zrabowania kraju kościelnego, tylko Ludwik Napoleon, Cesarz Francyi!“
„Podług mego zdania Napoleon III. mniéj zawinił przeciw Papieżowi jak Napoleon I.“ odrzekł Pan Ditmur. „Przecie nasz Cesarz bronił Papieża — a teraz ma być karany?“
„Bronił? Mój Boże!“ westchnął hrabia. „Także i Pan miałbyś się mylić sądząc, że pozorne i tylko dla złudzenia świata rozporządzone wspieranie Papieża jest jakąś cnotą Napoleona III. że to pochodzi z serca i poczucia religijności lub szacunku dla stolicy apostolskiéj? Napoleon III. więcéj szkodził sprawie papiezkiéj, niżeli Napoleon I. Prawda, że pierwszy Napoleon zabrał w niewolę Papieża, ale to uczynił jawnie; trzeci zaś Napoleon postępuje sobie chytrze, podstępnie, z przebiegłością, a skutkiem tych chytrości jest obecne zrabowanie Ojca św. Przypomnij sobie Bernardzie. Już przed wielu laty na rozkaz Cesarza głosiły wszystkie dzienniki, że Papież nie może być Panem kraju kościelnego. Nawet sam Cesarz niegdyś w cały świat puścił pisemko mające dowodzić, że lepiéj byłoby dla Papieża i dla kościoła katolickiego; gdyby Ojciec św. zrzekł się kraju kościelnego, a zostawił sobie tylko swój pałac z ogrodami.
Czyliż niepopierał Cesarz zaborczego rządu Emanuela w téj grabieży na państwie kościelnem dokonanéj? Więc Napoleon III. jest protektorem wszystkich tych zaborów świętokradzkich, oraz przyczyną tych nieprawości, które teraźniejszy smutny stan Papieża i niepomyślny los Francyi spowodowały.“
„Podobno prawdę mówisz!“ rzekł Ditmur, „bo odtąd, kiedy Napoleon z Włochami ową niesprawiedliwą ugodę zawarł, odejmując Piusowi IX. opiekę jaką miał od Francyi, jedno nieszczęście po drugiem trafia panowie jego.“
„Jakżem ja zaklinał i błagał wtenczas Napoleona, aby téj ugody niepodpisywał!“ odrzekł Retel — „Wszystko nadaremno! Cesarz niewierzy, żeby Bóg miał się starać o powodzenie sprawy katolickiéj, — aleć wnet się przekona, że stary Bóg żyje, władający potęgą i gniewem na wszystkich gnębicieli kościoła katolickiego. Cesarz rzeczywiście bardzo zdradziecko sobie postąpił.“
„Ale, przebacz Józefie, jeżeli tu idzie o sprawę katolicką, jak ty mówisz, jakże mogłaby sprawiedliwość boska cały kraj karać za grzechy jednego panującego winowajcy? zapytał Ditmur. —
„Jaki Pan, taki kram — jaki Cesarz, taki lud“ — odrzekł hrabia Retel. „Lud Francuski powinien był Cesarza przymusić, aby panował po chrześciańsku, lecz tego nie uczynił; — Francya na wszystkie grzechy Napoleona milczała, maleńka tylko cząstka narodu występowała przeciw niemu, ale i to daremnie! Któż siał i rozszerzał w kraju niedowiarstwo i truciznę obyczajów? Znów Napoleon III. Jego to sprawa, że dziennikarstwo miało wolność drukowania i rozpowszechniania dzieł treści tak zepsutéj i bezbożnéj, jak owe pisma wolnomyślnych filozofów przed pierwszą rewolucyą. Szkodliwy wpływ Napoleona zatruł nawet wojska Francuskie w ten sposób, że już nie są chrześciańskie; u nas oficer, wierzący jeszcze w Boga, i pełniący publicznie powinności katolika, nie dopnie i nie otrzyma wyższego stopnia w armii — więc też oficerowie i żołnierze w nic nie wierzą, istotnymi są poganami; słowem, Napoleon III. Francyą zepsuł i zniszczył! Nie jestże to prześladowaniem kościoła? Gdybym już dawno nie był wiedział, że prześladować kościół i rozlewać krew publicznie, mniéj szkodzi sprawie wiary, jak prześladowanie tajemne — rządy Napoleona dobitnie by mnie o tem były przekonały. Francya bardzo zgrzeszyła, zboczyła z drogi przykazań boskich, za to będzie karana! Stary Bóg żyje!“
Józefie, tyś podobno dla tego tak smutny że trzech masz synów przy wojsku — więc obawa klęski wojsk naszych trapi Cię jako Ojca i jako obywatela. Ale bądź dobréj myśli, mój przyjacielu! Ufajmy w waleczność żołnierzy i dzielność Jenerałów naszych.“
„Waleczność i dzielność talentu niepomogą, gdzie Bóg najwyższy gromi i karze“ — odrzekł smutno hrabia Retel. „Choćby Niemcy przeciw nam niewysłali żołnierzy, lecz armię dzieci — jednak przegramy! Ty się śmiejesz? — Zobaczymy!“
Smutne przeczucia hrabiego spełniły się niestety! Wojska niemieckie odniósły świetne zwycięztwa pod Weisenburgiem, pod Wört, pod Saarbrüken, zwyciężyły w zaciętych, krwawych bitwach pod Mec. Potem garnęły się zewsząd wojska i połączyły się pod Sedanem. Tam stoczono bój zacięty i okropny. Od grzmotu i huku kilkunastu set armat aż ziemia drżała, a powietrze się zaćmiło. Drżał także i zamek Belwi, w którym Ditmur i przyjaciel jego hrabia Retel się znajdowali. Ditmur był pełen wielkiéj bojaźni, nie tak zaś hrabia Retel, którego głęboki smutek połączony był z pobożnem poddaniem się pod wyroki boskie. „Niech się dzieje święta wola boża!“ wzdychał często. „Oby Bóg raczył synów moich bronić, a ojczyznę drogą, zdeptaną, wskrzesić do nowego życia!“
Raniutko drugiego Września Ditmur przez francuskiego oficera odbiera uwiadomienie, że Cesarz Napoleon i król Pruski zejdą się na zamku Belwi.
„Najjaśniejszy Cesarz około dziesiątéj tu przybędzie“ — kończy oficer swe poselstwo, siada na konia i pędzi daléj.
Ditmur wpada do pokoju Józefa!
„O Mój Boże — wystaw sobie przyjacielu — Cesarz skazuje mi, że tu dzisiaj przybędzie! Ma tu się spotkać i naradzać z królem pruskim — a ja do przyjęcia Monarchów bynajmniéj nie jestem przygotowany. Wszystkie zapasy żywności, które tu były — już zabrane, ostatnia butelka wina wypróżniona. Przyjacielu cóż radzisz? — powiedz cóż ja ubogi mam począć?“ Hrabia Retel został spokojny, w ponurem zatopiony dumaniu, jak gdyby go ta nadzwyczajna wieść bynajmniej nie obchodziła.
„Mój Bernardzie! kogóż to tu zamyślasz uraczyć? — dla kogóż to te przygotowania chcesz czynić?“ zapytał spokojnie — „Czy dla Cesarza? Wierzaj mi, Cesarz niczego nie potrzebuje w téj godzinie, w któréj się detronizacya i uwięzienie jego spełnia!“
Ditmur omdlewając oparł się na krześle.
„O mój Boże, mój Boże!“ — wołał załamując ręce; „Tu w moim domu — tu Cesarz Francyi oddać ma szpadę dumnemu zwycięzcy! O hańbo, o nieszczęście!“ Tu zasłonił rękami twarz swoją i gorzko płakał.
„Uspokój się mój Bernardzie!“ cieszył hrabia Retel! „Tak się stać musiało! Wypadek, którego wnet świadkami będziemy, jest nader smutny i upokarzający, ale zarazem poważny, wiekopomny, spełnia się tu bowiem sąd sprawiedliwości Najwyższego. Tak, tak, obrońca stolicy Piotrowéj, — stary Bóg żyje!“
Zajechał powóz przed zamek, za nim świetny orszak licznych jezdzców. Napoleon oparłszy się o rękę Jenerała wysiadł z powozu. Miał na sobie uniform marszałkowski, ale był bardzo cierpiący, bardzo smutny. Zdało się, że przez jednę noc się zestarzał. Właściciel zamku Pan Ditmur, przywitał zacnego gościa kilku słowami. Napoleon dziękował obojętnem skinieniem głowy, osłabiony na ciele i duszy, ledwo stojąc na nogach, chwiejnym krokiem postępował po schodach do pokoju, który dla niego urządzono. Nagle stanął, patrzał w głąb pokoju, gdzie wysoką osobę jemu się kłaniającą zobaczył.
„Czy w istocie Pan jesteś hrabia Retel?“ — pyta z niezwykłem wzruszeniem Cesarz.
„Jestem Retel Najjaśniejszy Cesarzu.“
„Pan dzieliłeś z wujem moim wygnanie i niewolę!“ Tu położył rękę na czoło i milczał.
„Najjaśniejszy Panie!“ wołał hrabia, przejęty nadzwyczajnością téj wiekopomnéj chwili, „umieram od okropnego ciosu spełniającego się słowa pisma św., że straszna jest rzecz wpaść w ręce sprawiedliwego Boga.“
„Tak jest hrabio! Pan masz prawo tak ze mną mówić, gdyż i w największem szczęściu mojem niezamilczałeś mi przykréj prawdy. O gdyby wówczas proźby za papieżem i przestrogi Pana niebyły się stały daremne, niebyłbym ja tu teraz! Spełnia się to, co Wuj mój zwykł był mawiać. „Nie urażajcie, nie prześladujcie Papieża, bo was zgniecie karzący palec wszechmocnego obrońcy stolicy Piotrowéj.“ Los mój obecny nowym jest dowodem téj świętéj prawdy.“
To mówił Cesarz półgłosem, stał jeszcze na chwilkę, potem z trudnością postępując wszedł do jednego z otwartych pokojów, gdzie czekał na zwyciężcę swego. Niektórzy z cesarskiego orszaku zostali na podworcu; gorzkie uczucia napełniają ich serce; smutni! to stoją, to się przechodzą, albo spoglądają ku oknom górnego piętra zamkowego, gdzie spostrzegają niekiedy Napoleona bardzo zmienionego na twarzy, który pod gromem nieszczęścia i smutku widocznie wzdychał. Czas bardzo wolno mijał. — Króla pruskiego jak niema tak niema — już cztery godziny czekał Napoleon; było to wiecznością dla niego! Już wybiła druga po południu. — W tém nagle pędzi pułk huzarów; już przybyli, już szykują i rozstawiają czaty obsadzają ogród zamkowy, zdala słyszeć huk bębnów i okrzyki żołnierzy. — Nareszcie zjawił się król zwyciężca z bardzo licznym i świetnym orszakiem książąt i panów. Napoleon wychodzi z pokoju swego, idzie naprzeciw aż na dziedziniec. Monarchowie w głębokiem milczeniu podawają sobie ręce i wchodzą do zamku.
Cisza grobowa panuje około zamku, choć tyle państwa się zjechało. Wszyscy głęboko czuli jak nader ważne sprawy w tym momencie spełnić się miały. Nawet na ostréj zazwyczaj twarzy hrabiego Bismarka można było wyczytać wzruszenie umysłu. Zrzucono z tronu owego wielkiego Mocarza, co przez tyle lat w całéj Europie pierwszy miał głos, co we wszystkich ważnych sprawach narodów i stosunkach politycznych całego świata był kierownikiem. Zdało się, jakoby szum jodłowego lasku, w ogrodzie zamkowym do serc wszystkich obecnych szeptając powiadał, że tu bliski jest Bóg, że tu sądzi i karze.
Po niejakimś czasie otwarły się podwoje pokoju Monarchów. Wyszedł król Wilhelm głęboko wzruszony, a Cesarz wzięty w niewolę odprowadził zwyciężcę aż ku schodom. Tu stanął, głowę wsparłszy na lewéj ręce, w prawéj trzymając chustkę łzami zwilżoną! Król Wilhelm wsiadłszy na konia odjechał, a Cesarz za nim jako jeniec.
„O gdyby cały świat był świadkiem tego widowiska!,“ wołał hrabia Retel stojący przy oknie. „Otóż odjeżdża, ztrącony, zajęty, zgromiony zemstą karzącéj prawicy zagniewanego Boga.“






V.
Proroctwo hrabiego Retel.

Zawarto pokój. Niemieckie wojska wracały z Francyi, a zajęte hufce francuzkie z Niemiec do swéj Ojczyzny.
Hrabia Retel zamieszkiwał folwark na wsi o kilka mil od Paryża odległy. Okolice niegdyś piękne i bogate spustoszyła krwawa wojna. Pola potaraszone, domy zgruchotane i spalone, wszędzie zniszczenie i nędza.
Mianowicie widok zamków i pałaców bogaczy paryzkich był nader zasmucający. Rozkosz, próżność, przepych, zniewieściałość, lubieżność, złe nałogi napełniły te wille wszystkiem, co tylko zły smak i zepsucie wymyślić może, aby najobrzydliwszym chuciom i namiętnościom swywolnych Paryżan dogadzać. Tam dniem i nocą grzeszono przeciw Bogu i cnocie. Te rozkoszne zamki stały się schronieniem wyrodków Sodomy i Gomory, więc też dzielić musiały los spustoszenia jak te miasta, choć nie przez deszcze siarczystego ognia, to przez najsmutniejsze zdarzenia nieszczęśliwéj wojny. Znikła rozkosz, ustały huczne biesiady, a dawni mieszkańcy tych zamków znajdowali się albo za granicą, albo cierpieli głód w Paryżu. Tam to z chciwością połykali obrzydliwe mięso psów, kotów i szczurów ci sami, którym przedtem najwyborniejsze łakotki i wymysły całego świata zaledwie smakowały. We wspaniałych niegdyś zamkach rozgościli się żołnierze niemieccy, którzy z początku przepych tych budowli podziwiali, potem jednak ściśnieni tęgą zimą najdroższe sprzęty domowe, meble w piecach palili na ogrzanie zziębłych członków. Na jedwabnych i aksamitnych kobiercach paryskich niewieściuchów urządzono sobie łożyska; w salach złotem i śrebrem ozdobionych, umieszczono konie, które niestety z weneckich lustrów i zwierciadeł nieumiały korzystać. Sodomski Paryż, źródło zarazy i jadu całego świata, niezmiernie zgruchotano, bo najprzód spadały nań bomby wojsk niemieckich, potem kule ogniste Francuzów samych, aż nareszcie zaród piekielny, tj. najniegodziwsza część mieszkańców paryzkich, w szatańskiéj jakiéjś wściekłości własne swe miasto ogniem pustoszyć zaczęła.
To wszystko było dopuszczeniem zemsty boskiéj!
„Wierny jest Bóg na wieki,“ rzekł hrabia Retel, „tak wypełnia obietnice i groźby swoje! On, który pierwszych naszych rodziców wygnał z raju, — który ziemię przeklął za grzechy ludzkie — który potopem wygładził mieszkańców ziemi, — który stolice Monarchów rozsypał i jednem słowem narody zniweczył, — ten dał się także Francyi znać, że jeszcze żyje. Jak niegdyś Filistynów zesłał na grzeszących Izraelitów, tak zesłał obecnie Niemców na wyrodną Francyą. O ubogi kraju, czy to boskie napomnienie zrozumisz? Czy w nieszczęściu poznasz palec boży, i znowu nawrócisz się do Boga?“
Tak mawiał często hrabia Retel, nieszczęśliwy, gdyż z trzech jego synów jeden tylko z wojny powrócił — smutny bo patrzeć musiał na wielkie nieszczęście Ojczyzny. Smutek jego był wielki ale większa jeszcze jego nienawiść przeciw Prusakom, bo codziennie czytał w dziennikach francuzkich nowe wieści o barbarzyństwie i srogości niemieckich żołnierzy. O Prusakach osobliwie pisano, że nieznają miłosierdzia, bez litości zabijają niemowlęta i starców — podpalają domy, gwałcą niewiasty; nowo zaś ogłoszonego Cesarstwa niemieckiego nienawidził dla tego, że jest bezustanném niebezpieczeństwem wolności Francyi.
Tak śród smutku i nienawiści hrabia Retel pędził życie swoje, coraz mniéj mówił, coraz był smutniejszy, nigdy niepokazał się uśmiech na posępnéj twarzy jego.
Naraz zdało się, że na nowo ożył. Dzienniki przyniosły z Niemiec wiadomości, które go wielce pocieszyły. Czytał bowiem w gazetach francuzkich o jakichś nowych sekciarzach niemieckich, którzy niechcieli wierzyć w nieomylność nauczającego Papieża, a których rządy niemieckie popierają. Czytał także, o zabronieniu wydawania i czytania dzienników katolickich w Alzacyi i Lotaryngii, że sprawa katolicka w tym od Francyi oderwanym kraju jest pod rządem niemieckim prześladowana. Im częściéj hrabia takie wieści czytał, tem bardziéj się rozweselał.
Pewnego dnia prosił jedynego syna swego, by z nim jechał do Tiwoli, miejsca niezbyt odległego, do którego zchodzić się zwykli oficerowie niemieccy na wzajemne zabawy.
„Do Tiwoli? co to znaczy Ojcze?“ pytał syn zadziwiony.
„Zapomniałeś Ojcze, że w Tiwoli po południu zwykle pełno oficerów niemieckich!“
„Właśnie też dla tego tam pojedziemy,“ odrzekł hrabia, „aby się dowiedzieć prawdy w rzeczy nader ważnéj.“
Wyjechali Ojciec i syn do Tiwoli, usiedli w ogrodzie u stołu, przy którym kilku oficerów ochoczo się bawili.
Stary hrabia, biegły w języku niemieckim, przyłączył się do nich. Roztropnym sposobem potrafił rozmowie dać ten zwrót, który najmocniéj go zajmował, i w krótce zaczęto rozmawiać o stosunkach nowego Cesarstwa niemieckiego do sprawy katolickiéj.
„Bez wątpienia zamyśla rząd nasz,“ twierdził pewien pułkownik, „w krajach niemieckich założyć narodowy kościół, nową wiarę. — Szkodliwy wpływ Rzymu koniecznie ustać musi.“
„Ja także jestem tego zdania,“ odrzekł major „bo wszystko co z Rzymu pochodzi, zawsze szkodziło Niemcom. Dawni Cesarze Niemieccy ciągle z Papieżami żyli w niezgodzie, bo Papiestwo chciało panować nad Cesarstwem. Nasze nowe Cesarstwo tym bezustannym swarom wten sposób zapobiegnie, że się od Rzymu odłączą.“
„A jakżeby się to stać mogło?“ pytał z największą ciekawością hrabia. — „Przecie w Niemczech żyje kilkanaście milionów katolików; — czyliż oni przystaną na to, by ich od głowy kościoła oderwano?“
„Katolicy muszą się zastosować,“ odpowiedział surowo pułkownik. „Potężny rząd wszystko może, a rząd państwa niemieckiego czuje się dosyć silnym aby sobie nowy kościół utworzył — taki, jakiego w nowym Cesarstwie potrzeba.“
„Książe Bismark, to człowiek bystry, i roztropny mąż stanu,“ rzekł z uśmiechem hrabia Retel. „Ale w ośmnastowiekowéj walce z kościołem katolickim największe rozumy i najpotężniejsi monarchowie polegli bez wyjątku. Mniemałbym, że Bismark niepopełni tego błędu, by miał zaczepiać kościół katolicki.“
Na te słowa śmiali się oficerowie.
„Nieznam ja zamiarów kanclerza niemieckiego,“ dodał rotmistrz, „ale wiem, że te religijne zaczepki w niemieckim kraju już się zaczęły. Oto rządy niemieckie utrzymują w publicznych urzędach, nawet popierają i bronią takich profesorów, którzy z przyczyn religijnych przez swych biskupów z kościoła katolickiego musieli być wyłączeni. Tym exkomunikowanym profesorom pozwala rząd uczyć w szkołach katolicką młodzież, mimo zakazu ze strony biskupów i Papieża, którego nieomylność zaprzeczają. Więc biskupi zabraniają, a rządy zachęcają i pensyę płacą jak dawniéj profesorom i kapłanom z kościoła wykluczonym. Sądziłbym, że te wypadki nie są niczem innem, jak rzeczywistą już rozpoczętą wojną między rządem świeckim a kościołem.“
„I owszem!“ wołał ucieszony hrabia — „ale czy te wiadomości dzienników są rzeczywistą uzasadnioną prawdą!“
„Tak jest, niewątpliwa prawda“ — odrzekł pułkownik „wszystkie dzienniki niemieckie donoszą o tem.“
„Tutaj Panie Hrabio, proszę czytać z łaski swojéj,“ rzekł major, rozkładając numer gazety przed nim.
Rozciekawiony Hrabia czytał z rozjaśnioną od radości twarzą i z wielkiem zajęciem.
„Bez wątpienia!“ zawołał. „W niektórych państwach niemieckich walka z kościołem już się rozpoczęła. Jakże się ta rzecz skończy i jaki wynik będzie?“
„Duch narodowości niemieckiéj nad Rzymem odniesie zwycięztwo,“ odpowiedział pułkownik. „Panowanie papieztwa w Niemczech wnet się skończy na zawsze, nikt go więcéj nie wzbudzi. Najdaléj za dziesięć lat będzie Cesarz niemiecki jedyną duchowną i świecką głową wszystkich Niemców, jak Car w Rossyi. Pobożniuchy i zwolennicy Papieża albo powymierają, zostaną wydaleni lub się nawrócą i zmądrzeją, a kościół powszechny niemiecki zaspokoi wszystkie artykuły duchowne, których i tak mało tylko będzie potrzeba w narodzie oświeconym, jakim jest istotnie naród niemiecki!“
„Więc jeden kościół narodowy? — nowa wiara dla Niemców?“ powtarzał hrabia, „zdaje mi się jeżeli się nie mylę, że Napoleon I. te same miał zamiary, wszak i on chciał Francyą oderwać od Rzymu i nowy narodowy kościół wymyślić dla kraju swego, ale nieprzewidziane wypadki przeszkodziły wykonanie planu. Stracił tron i panowanie — umarł w niewoli, a my katolicy mamy jeszcze biskupów i kapłanów we Francyi, a Papieża w Rzymie, jak przedtem.“
„To dla tego“ odrzekł pułkownik „że ówczesne stosunki nie były jeszcze dojrzałe dla kościoła narodowego i ludzie jeszcze nie byli tak oświeceni, aby przyjąć tak zbawienne wnioski; ale dzisiaj inaczéj — przynajmniéj w Niemczech. Zewsząd odzywają się głosy, wymagające wiary, któraby się z obecną oświatą zgadzała. Z tąd to pochodzi owe ogólne oburzenie przeciw zarozumiałości Papieża, który się twierdzi być nieomylnym nauczycielem i takiemi baśniami dumienia krępuje. Bunt już wszędzie powstaje, i wnet nastąpi czas, w którym Niemcy od Rzymu zupełnie odpadną.“
„Dla mnie to jest nowością bardzo ciekawą!“ rzekł rozweselony hrabia Retel; „Ale jakże wy to sobie w Niemczech tłomaczycie nieomylność Papieża, proszę Panów? Cóż wy sobie pod tem słowem myślicie? Jakie pojęcia mają w Niemczech o nieomylnym urzędzie nauczycielskim Papieża?“
„Myślimy to, co to słowo „nieomylność“ w sobie zawiera“ odrzekł major. „Nieomylny Papież może wymyślić nowe artykuły wiary, ogłaszać za prawdę od Boga objawioną co tylko chce, może przez wyklęcie i wyłączenie z kościoła wszystkich katolików zmusić, żeby w najgłupsze brednie uwierzyli.“
„Proszę jeszcze niezapomnieć i o tem“ — dodał pułkownik — „że Papież rości sobie prawo zrzucać z tronu tych Monarchów, którzy jego dumnéj rady niechcą słuchać. Skoro się Świętobliwości Papieża upodoba, jakimu kacerskiemu narodowi wojnę wypowiedzieć — muszą wojska katolickie jego rozkaz pełnić!“
„A wiele to pieniędzy składać muszą ubodzy katolicy Papieżowi pod śliczném nazwiskiem: „szeląga św. Piotra“ czyli „Świętopietrza,“ odezwał się rotmistrz, „a nikt nie śmie się oprzeć temu zdzierstwu, bo skoro nieomylny Papież rozkaże, każdy musi słuchać rozkazu jego, tak jak głosu własnego sumienia.“
Z największem zdziwieniem słuchał hrabia, jak sobie to rycerstwo niemieckie nieomylność papiezką tłomaczyło — były to zdania tak głupie, tak niedorzeczne, że mu trudno było wstrzymać się od śmiechu.
„Przyznam,“ mówił do nich, „że słusznie się gniewają poczciwi Niemcy na tego Papieża z jego nieograniczoną zarozumiałością.“
„Ja zaś“ dodał rozgniewany pułkownik — „niepojmuję, jak ten rzymski pop ośmielić się może z dzisiejszéj cywilizacyi i z wielkiego oświecenia narodów, tak niewstydnie się urągać; wszelką władzę, wszystkie prawa, przywileje, które dotąd należały rządom — uważa Papież za swoje, zaprawdę, rozpiera się ów księżyna, jak nowy jakiś Bóg.“
„A więc nie Papież, lecz rząd świecki jest takim nowym bogiem? Czy tak Pan mówi?“ zapytał z ciekawością hrabia.
„Prawda, że wymówiłem słowo: „Bóg“ — ale to nie znaczy, jak gdybym z tém pojęciem łączył religijną łatwowierność prostaków i głupców. — Każdy żak szkolny, ba małe dzieci wiedzą, że takiego Boga niema na świecie. Iżem zaś Boga wspomniał, to w tem znaczeniu, że najwyższa władza i najwyższe prawa znajdują się jedynie w rękach rządu — więc rząd, t. j. król albo Cesarz słusznie ma prawo ogłosić nową wiarę, zgadzającą się z obecnemi potrzebami narodów, t. j. może utworzyć kościół narodowy.“
„Słusznie, moi Panowie! zgadzam się zupełnie z Waszem zdaniem,“ odpowiedział Retel. „Jeżeli bowiem naród Niemiecki zdetronizował starego Boga, toć musi koniecznie i wiara w tego Boga i jego religia ustać. Jeżeli zaś krajowy rząd jest nowym Bogiem niemieckim, tedy tenże rząd zarazem ma prawo nową jakąś wiarę ogłosić, zupełnie według smaku i potrzeb poczciwych Niemców. Panowie, niemyślałem, nie byłbym uwierzył, żeby Niemcy już tak daleko w cywilizacyi postąpili!“
Oficerowie zadowolnieni byli z téj grzeczności hrabiego, niepoznali, że sobie tylko kpił z nich.
„Zwycięztwo dążności niemieckiéj jest zupełne,“ wołał dumnie major. „Niemiecka potęga, siła i niemiecki duch ma pierwszeństwo nie tylko w sztuce wojennéj, lecz we wszystkiem!“
„Ale z kądże to pochodzi Panowie!“ pytał hrabia, „że żołnierze niemieccy podczas wojny tak jasne dali dowody wiary w Boga, tak piękne przykłady pobożności? Cała Francya podziwiała ich modlących się, śpieszących do kościołów, cisnących się do spowiedzi i do stołu pańskiego, myśmy téj pobożności i przykładnemu sprawowaniu się wasze zwycięztwa przypisywali. Mówiono u nas — że nasze wojska ciągle bitwy przegrywają, bo są bezbożne, niechrześciańskie, bo w Boga nie wierzą — Niemcy zaś dla tego zwyciężają, bo są bogobojni, pobożni i cnotliwi!“
„To tylko złudzenie“ mówił pułkownik. — „Nasze zwycięztwa z religijnością żadnego związku niemają. Nieprzeczę jednak, że jeszcze i w Niemczech lud prosty jest bardzo zabobonny, ale ta wiara, która teraz u nas nastąpi, wszystkich z choroby tego głupstwa wyleczy.“
„Gdyby tylko tenże głupi, prosty lud zechciał i był tak łaskaw, wiarę w starego Boga, zamienić na wiarę w boską potęgę rządu“ — żartował hrabia. „Obawiam się jednak, że zwycięzki zawsze Bismark nie posiada tyle sił, by miliony tegoż prostego ludu do nowéj owczarni nowego Boga — rządu, wpędzić zdołał. Więc daremna byłaby praca, szkoda pieniędzy; boć lud bogaty, oświecony, niepotrzebuje ani Boga ani kościoła, a lud prosty mocno się trzyma starego Boga. Nawet chciejcie Panowie uwierzyć, że stary Bóg, niebędzie cierpiał współzawodnika — nowego Boga, obok siebie. Błyskawice i gromy gniewu jego zdruzgocą i rozburzą nowy kościół nowéj wiary; na jego skinienie rozpadnie się takie Cesarstwo które się przeciw niemu zbuntowało!“
Oficerowie siedzieli jeszcze jak w osłupieniu, słysząc te słowa; zaczem Staruszek powstawszy wsiadł do powozu i odjechał.
Syn hrabi z całéj téj rozmowy nierozumiał ani słówka. Podziwiał tylko Ojca, że z tak wielkim zapałem rozmawiał z oficerami nieprzyjacielskimi, zadumienie jego teraz doszło do najwyższego stopnia, gdy się dowiedział o przyczynie wesołości kochanego Ojca.
„Nie pojmuję cię, Ojcze kochany! Jakże możesz się cieszyć z prześladowania kościoła naszego?“
„Ja się nie cieszę z prześladowania kościoła naszego, przeciwnie — opłakuję takowe kochany Karolu“ — odpowiedział hrabia Retel. „Przyczyna radości mojéj jest zupełnie inna. Jeżeli bowiem dzienniki niemieckie prawdę piszą, jeżeli dążności rządów niemieckich takie są, jak oficerowie niemieccy głoszą: więc wnet nowe Cesarstwo niemieckie zacznie wojnę z wszechmocnym obrońcą kościoła katolickiego i stolicy papiezkiéj. Więc ta sama ręka, która zgniotła wszystkich nieprzyjacieli papieztwa, wszystkich burzycieli kościoła, ta ręka roztrąci także i Niemcy! O Nierozumni! Czy oni myślą, że Bóg najwyższy z krajem Niemieckim łagodniéj sobie postąpi? Co się w przeciągu ośmnastu set lat najpotężniejszym mocarzom nieudało — tj. wyniszczyć kościół Chrystusów i namiestnika jego, to się ma Niemcom udać O — dumny narodzie niemiecki! Stary Bóg jeszcze żyje! Daléj, na szturm! — wojuj z opoką Piotrową, prześladuj kościół — tak bowiem ty sam wykonasz wyrok zguby twojéj. Bóg spełni daną obietnicę, że bronić będzie Papieża i kościoła; aż do skończenia świata bramy piekielne go niezwyciężą!“
Po krótkiéj jaździe stanął powóz przed zamkiem hrabiego. Wielkie wewnętrzne wzruszenie niedobry wpływ wywarło na staruszka, przeszło siedemdziesiąt i trzy lata liczącego. Następującego dnia niebezpiecznie zachorował. Kazał prosić do siebie kapłana, potem zawołał córki swoje i syna na ostatnie pożegnanie się z nimi.
Karol wobec wszystkich głośno czytał ową pamięci godną rozmowę Papieża Piusa VII. mianą z Napoleonem I. we Fonteneblo, którą hrabia Retel, będąc jeszcze sługą pokojowym Cesarza, dosłownie był napisał — a któréj teraz, umierając, słuchał z uwagą.
„Moje dzieci!“ rzekł potem słabym głosem. „O ile możecie, przyczynajcie się wszelkiemi siłami do moralnego i religijnego odrodzenia się Francyi. Z najpokorniejszem posłuszeństwem wypełniajcie przykazania boże. Nie zapominajcie nigdy, że na wieki żyje stary Bóg, jedyny, wszechwładny, najpotężniejszy Pan całego świata, który swoją potęgą nieograniczoną zarówno kieruje jak losami narodów tak życiem każdego z osobna. Jemu służcie w bojaźni i drżeniu — Temu; którego tronem są niebiosa, i którego podnóżkiem jest ziemia!“
To wymówiwszy spuścił głowę na pościel. Hrabia Józef Retel skonał!





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Joseph Eduard Konrad Bischoff i tłumacza: Norbert Bonczyk.