Strona:Stary Bóg żyje.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziedziniec. Monarchowie w głębokiem milczeniu podawają sobie ręce i wchodzą do zamku.
Cisza grobowa panuje około zamku, choć tyle państwa się zjechało. Wszyscy głęboko czuli jak nader ważne sprawy w tym momencie spełnić się miały. Nawet na ostréj zazwyczaj twarzy hrabiego Bismarka można było wyczytać wzruszenie umysłu. Zrzucono z tronu owego wielkiego Mocarza, co przez tyle lat w całéj Europie pierwszy miał głos, co we wszystkich ważnych sprawach narodów i stosunkach politycznych całego świata był kierownikiem. Zdało się, jakoby szum jodłowego lasku, w ogrodzie zamkowym do serc wszystkich obecnych szeptając powiadał, że tu bliski jest Bóg, że tu sądzi i karze.
Po niejakimś czasie otwarły się podwoje pokoju Monarchów. Wyszedł król Wilhelm głęboko wzruszony, a Cesarz wzięty w niewolę odprowadził zwyciężcę aż ku schodom. Tu stanął, głowę wsparłszy na lewéj ręce, w prawéj trzymając chustkę łzami zwilżoną! Król Wilhelm wsiadłszy na konia odjechał, a Cesarz za nim jako jeniec.
„O gdyby cały świat był świadkiem tego widowiska!,“ wołał hrabia Retel stojący przy oknie „Otóż odjeżdża, ztrącony, zajęty, zgromiony zemstą karzącéj prawicy zagniewanego Boga.“