Przejdź do zawartości

Strona:Stary Bóg żyje.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   5   —

Nagle tętęt szybkiego kroku przerywa dumanie młodzieńca. — Słucha — odgłos chodu przez otwarte drzwi się zbliża, drobne stąpanie po kobiercach pokojowych niecoś przycichło, — tu w momencie jakiś Pan w złoto-haftowanym ubiorze marszałka wstępuje. Wśród komnaty stanął, uderzony widokiem modlącego się Papieża.
Pan ów jest niskiego wzrostu, włosu czarnego, rysy nabrzmiałéj niecoś twarzy są przyjemne, ale broda bez zarostu zanadto występująca, mówią że to znak żelaznéj woli, wejrzenie bystre, przenikliwe, rozkazujące: to zwyciężca Europy; Napoleon I.
Brzękając szablą stawa Napoleon przed wielkim więźniem swoim. Pius VII. dźwignął głowę, podniósł się i z uśmiechem przywitał ciemiężyciela swego.
Usiadł cesarz na krześle przez sługę przysuniętem.
„Przebacz Ojcze święty! że Mu pobożne rozmyślnanie przerywam,“ mówi Napoleon, krótki ukłon czyniąc; „ale interes ważny — zgoda ma być między Cesarzem a Papieżem; czy Wasza Świątobliwość po spokojnem namyślaniu się sądzi, że wnioski wczorajsze przezemnie podane zgadzają się z interesem Waszéj Świętobliwości?“
„Być może, iż zgadzają się z interesem moim osobistym, ale nie z powinnością Papieża“ — odrzekł Pius VII.