Strona:Stary Bóg żyje.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wstępującego Józefa Retel, spotrzegłszy nadzwyczajne jego wzruszenie.
„Przypadkowo bawię w mieście, Najjaśniejszy Cesarzu! albo raczéj dziwne to rozporządzenie opatrzności boskiéj że tu jestem!“ Tu Napoleon wlepił oczy w Hrabiego, który na skinienie Cesarza usiadł na krześle.
„Zdaje mi się że drogi mój Hrabia w wielkich kłopotach; — czy jakie nieszczęście grozi?“
„Mnie bynajmniéj“ ale Waszéj cesarskiéj Mości, Jego rodzinie, ba nawet całéj Francyi wielkie grożą niebezpieczeństwa!“ Tu w martwéj twarzy Cesarza zatliła się iskierka życia, zadumienie okryło na moment twarz zwyczajnie nieruchomą.
„Przebacz Mości Cesarzu — że wierność i przywiązanie zniewoliły mnie do oświadczeń, które z obyczajami nadwornemi bynajmniéj się nie zgadzają!“
„Hrabia Retel nie potrzebuje się wymawiać,“ rzekł z zaufaniem Napoleon III. „znam gorliwość i wierne przywiązania Pana, których dawne, liczne dowody Panu dają prawo należeć do grona cesarskiéj rodziny. Proszę więc wprost powiedzieć, cóż Pana niepokoi?“
„Najjaśniejszy Cesarz zamyśla opuścić Papieża! Chce świętego Ojca całego świata katolickiego bez obrony wydać w ręce nieprzyjacielskie!“
Napoleon zamrużył oczy, a tak siedząc nieruchomo za stołem, zupełnie podobien był do posągu kamiennego obleczonego w ubiór Cesarza.