Przejdź do zawartości

Kilka słów o kobietach/Rozdział II

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Eliza Orzeszkowa
Tytuł Kilka słów o kobietach
Rozdział Rozdział II. O wychowaniu kobiet
Pochodzenie Kilka słów o kobietach
Wydawca S. Lewental
Data wyd. 1893
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skan na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ II.
O wychowaniu kobiet.
I.

Wychowanie, pojęte w znaczeniu rozwijania i doskonalenia wszystkich władz człowieka, składa się z trzech części, ściśle ze sobą związanych: fizycznéj, umysłowéj i moralnéj. Trzy te części wychowania odpowiadają trzem władzom istoty ludzkiéj, jakiemi są: ciało, umysł i serce. A tak nieubłaganą jest w tym względzie logika natury, że zwichnięcie lub niedołężność jednéj z tych władz osłabia lub rozburza i unicestwia dwie inne.
Człowiek, niedołężny fizycznie, wyjątkowo tylko miewa niezłomną moralną dobroć i dobrze rozwiniętą siłę umysłową; zły moralnie nie dochodzi nigdy do szczytu rozumu; nierozsądny nie może być prawdziwie i stale dobrym.
W tém ścisłém połączeniu władz ludzkich i wzajemném ich na siebie wpływie uwydatnia się nierozerwalny związek ciała i ducha ludzkiego. Strona fizyczna przedstawia ciało, moralna i umysłowa — duszę. Siła i zdrowie ciała jest podstawą zdrowia i mocy duszy, a wzajemnie duch silny i zdrowy podtrzymuje i wzmacnia ciało. Prawda to dobrze znana, ale niezupełnie jeszcze uznana.
W wychowaniu mężczyzn strona fizyczna, moralna i umysłowa postępowały prawie równolegle. Niekiedy jedna z nich wzmagała się kosztem innéj, według ducha i potrzeb czasu lub miejsca. Sparta, naprzykład, przedewszystkiém wielbiła i kształciła ciało; średniowieczne i scholastyczne wychowanie miało na celu tylko duszę. Pomimo jednak te czasowe i miejscowe zboczenia, równowaga wracała wkrótce i, jakkolwiek niezupełnie doskonałe i rozwinięte, trzy czynniki: fizyczny, umysłowy i moralny, wchodziły i wchodzą w pewnéj mierze w zakres wychowania mężczyzny.
Nie idzie za tém, aby wychowanie mężczyzn doskonałém było wszędzie i zawsze.
Dziś jeszcze, z wyjątkiem małéj liczby krajów, w których otrzymało już ono właściwy kierunek i wszelki rozwój możebny przy obecnym stanie światła ludzkości, wszędzie indziéj zresztą istnieją niedostatki i błędy, nienaprawione jeszcze, ale już poczute przez ogół i ukazywane przez ludzi, ściśle i wyłącznie kwestyą tę badających.
Lecz z wychowaniem kobiet rzecz się ma daleko gorzéj. Dla nich — wszystko, co już jest dobrém w wychowaniu mężczyzn, nie istnieje jeszcze całkiem, albo istnieje w bardzo wyjątkowy i niedoskonały sposób; wszystko, co w niem złe, stokroć bywa gorszém.
Od samego początku społeczeństw ludzkich w rozwoju kobiet zaniedbywano zawsze któréjkolwiek strony ich istoty.
Już-to fizyczne siły kobiety od samego początku dziejów widzimy zaniedbane, wyjąwszy Spartę, w któréj znowu kobieta była uważana, nie za ludzką istotę, ale za narzędzie do tworzenia ludzi. Spartankę kształcono i potęgowano fizycznie, nie dlatego, aby na téj podstawie rozwijała się jéj duchowa istota, ale, aby fizyczny dobry jéj ustrój pomagał do zdrowego ustroju rodzących się z niéj synów. Część celu fizycznego wychowania kobiety Spartanie wzięli za cel cały; moralna strona nietylko zaniedbana, ale poniżona i zdeptana była w lacedemońskich kobietach, a umysłowa właściwie nie istniała wcale, ani u mężczyzn, ani u kobiet, w narodzie, którego jedyną nauką było prowadzenie wojny, jedyną sztuką zręczne złodziejstwo.
Zresztą w żadnym innym kraju historya nie przedstawia nam dbałości o fizyczny rozwój kobiety. Wprawdzie i kształcenie duchowéj jéj istoty mało znajduje miejsca w myślach i dziełach filozofów, pedagogów i prawodawców; są jednak gdzieniegdzie ślady, iż się nią, choć pobieżnie, choć zawsze z rodzajem lekceważenia i mnóztwem trwożnych zastrzeżeń, zajmowano. Ale ciało kobiety o tyle tylko obchodziło ludzkość, o ile było piękném lub brzydkiém, o sile zaś, o zdrowiu jego pedagodzy i prawodawcy wszelkich czasów nie myśleli. Nigdzie, oprócz Sparty, nie widzimy w historyi, aż do najnowszych czasów, zakładów gimnastycznych dla kobiet.
Nigdzie nie znajdujemy dla nich swobody ruchu, możliwości ćwiczeń fizycznych, właściwych dla ich organizmu, hygienicznych warunków mieszkań i pokarmu. Owszem, u większéj części narodów starożytnych uważano kobietę za istotę nieudolną z natury, częstokroć szkodliwą społeczeństwu i tolerowaną w niém tylko z przyczyny, że bez niéj ludzkość nie mogłaby przedłużać swego istnienia. Jako więc taką, usuwano ją od społeczności, oddawano pod wszechwładne panowanie mężczyzny, trzymano w ciasnych obrębach zamkniętych mieszkań, w których brakło jéj wszelkiéj możebności ruchu i fizycznych ćwiczeń, a nawet zdrowego powietrza.
Co więcéj, w imię źle pojętéj piękności zewnętrznéj, uważanéj za jedyną kobiet zaletę, w wielu krajach kaleczono i krzywiono członki, odmawiano użycia słonecznych promieni, sztucznie a zgubnie kształtowano ich organizm.
Grecy i Rzymianie, bardziéj postępowi w wyobrażeniu o kobietach od Indyan i Egipcyan, więżą je przecie w zamkniętém Gineceum, z którego wydalać się im wolno w pewnych tylko oznaczonych porach, pod zasłoną, krokiem mierzonym i nakazanym przez zwyczaj.
Wschód zamyka kobiety w haremach i pogrąża fizyczne ich władze w dusznéj atmosferze niewoli, ozłoconego zbytkiem próżniactwa, i podniecanych niém namiętności. Chińczycy, w imię dziwacznie rozumianéj piękności, kaleczą im stopy tak, że już przez życie całe lektyki muszą je zwalniać od chodzenia, a powszechnie znajoma jest historya tego króla egipskiego, który, chcąc się okazać wspaniałomyślnym dla kobiet, pozwolił im swobodnie przechadzać się po ulicach miasta, pod warunkiem, aby nie czyniły tego inaczéj, jak w obuwiu, jednocześnie zaś wydał rozkaz do wszystkich szewców swojego państwa, aby żaden z nich, pod karą śmierci, nie sporządzał kobiecego obuwia.
To téż starożytne kobiety Wschodu i Południa rozwijają się wątle i niewyraźnie, na tle dziejów przeszłości wyglądają więcéj jako cienie ludzkie, niż jako ludzie, a pogwałcona i zwichnięta w nich strona fizyczna tak tamuje postęp ich ducha, że wyjątkowo tylko podnoszą się na wyższe stopnie moralności i umysłowości, ogólnie zaś toną w zepsuciu lub nicości zupełnéj.
Średnie Wieki, dając chrześcijańskiéj kobiecie więcéj wolności, dały jéj téż więcéj fizycznego hartu i zdrowia. Dzielna i żywotna natura kobiet anglosaksońskich, normandzkich i gallijskich, dźwignęła je z pierwotnego upośledzenia. Zresztą zmieniły się zasady rządzące światem; śród wielkich burz i przesileń, wstrząsających społeczeństwem w pierwszych wiekach naszéj ery, powstało mnóztwo pojęć i popędów ludzkości, nieznanych dawniéj całkiem, lub znanych zaledwie drobnéj garści nielicznych wybranych. Kobieta chrześcijańskiego Zachodu szerzéj i swobodniéj odetchnęła. W wojowniczéj i romantycznéj téj epoce nierzadkiemi bywały zjawiska kobiet-rycerek, odzianych ciężką zbroją, harcujących na koniu, ponoszących trudy wojenne, — co wszystko potrzebowało pewnego a niemałego zasobu sił i zdrowia. Albo znowu ze strusiem piórem, owiewającém jéj harde czoło, na koniu, z naciągniętym łukiem w ręku, kobieta średniowieczna przebiegała szerokie przestrzenie, zapuszczała się w gęstwiny leśne, wzrokiem ścigając śmiały lot sokoła, goniącego pod niebem ofiarę, która za chwilę miała być dotknięta śmiertelnym ciosem jéj strzały. Albo znowu, troskliwa o swoję zewnętrzną piękność, odgaduje najważniejsze warunki hygieny, wstaje ze wschodem słońca, kąpie się w zimnéj wodzie, jeździ konno, strzeże się silnych wzruszeń i daje światu zjawiska takie, jak Diana de Poitiers, albo Ninon de Lenclos, w sześćdziesiątym roku życia piękne aż do zdobywania serc królewskich.
Przykłady te jednak kobiet, tak silnych i zdrowych fizycznie, że mogły wojować, oddawać się nużącym uciechom myśliwskim, lub do późnéj starości przechowywać piękność i świeżość ciała, stanowiły tylko wyjątki, które właśnie dlatego tak nas uderzają i dziwią, że były wyjątkami. To zdrowie fizyczne pewnéj części kobiet średniowiecznych nie było skutkiem stale przyjętéj w wychowaniu ich zasady, ale raczéj wypadkowém, jakby przemijającém zjawiskiem, pochodzącém częścią z grubości obyczajów ówczesnych, częścią z rycerskiego, awanturniczego i miłosnego ducha epoki. Daremnie chcielibyśmy w Średnich Wiekach szukać zakładów publicznych, mających na celu fizyczne kształcenie kobiet, albo przynajmniéj pewnych o tym przedmiocie teoryi, — nie znaleźlibyśmy ich w dziełach ówczesnych myślicieli i prawodawców. Nic podobnego nie istniało naówczas, rozwój zaś fizyczny małéj części ówczesnych kobiet był dziełem wypadku, a nie przemyślanéj zasady, skutkiem instynktowego parcia epoki, a nie poczutéj i uznanéj przez ogół potrzeby.
Ponieważ zaś wszystko, co wypływa, nie z zasad, opartych na stałych i pewnych pojęciach, lecz z trafu lub ślepego instynktu jednostek, nie posiada warunków dla stałego bytu i nie zapuszcza głęboko korzeni w grunt społecznego ustroju, więc i te wyjątkowe zjawiska pewnego wydoskonalenia się fizycznego kobiet zniknęły wraz ze zniknięciem ze świata ducha awanturniczości, wojnomanii i obyczajów obozowych.
Rozwijanie w wychowaniu kobiety strony umysłowéj i moralnéj również widzimy w przeszłości niedostateczne, najczęściéj spaczone, niekiedy brak zupełny rozwoju. W pewnych epokach pojawiały się wprawdzie kobiety, wielkie siłą moralną i umysłową; ale naprzód: były to samodzielne zjawiska, świadczące o człowieczeństwie kobiety, objawiającém się bez żadnéj zewnętrznéj pomocy, owszem, pomimo zapór i przeszkód mnóztwa; następnie: w zjawiskach tych obie strony ducha, moralna i umysłowa, rzadko posiadały równowagę i postępowały równolegle, najczęściéj zaś jedna przeważała, a nawet pochłaniała drugą. Tak naprzykład Aspazye i Diotymy greckie a potém rzymskie hetery, oprócz piękności, posiadały znakomity rozum, przez który jedna z nich stała się doradczynią i przyjaciółką Peryklesa, inna pojętną i na zawsze sławną uczennicą szkół filozoficznych, inne jeszcze były pełnemi wdzięku i rozumu towarzyszkami tak sławionych starożytnych Rzymian. Kiedy rzymskie matrony, pogrążone w upośledzeniu i nieudolności, prowadziły nędzny żywot we wzgardzie u swoich mężów, kiedy stanowisko ich było tak podrzędne, iż nie miały prawa otwierać dowolnie spiżarni i piwnic swoich domów, (tych ostatnich dla tego, aby się nie upijały zbyt często, piszą historycy); świetne hetery jaśniały pięknością, dowcipną rozmową, oświatą, muzyką i poezyą i temi przymiotami swemi pociągały do siebie mężów nierozwiniętych i poniżonych matron, przykuwały ich do siebie powabem sztuk, nauk i wykształconego smaku, — królowały, słowem, nad królującymi światu Rzymianami.
Ale Hetery owe, w których objawia się znakomity rozwój umysłowy kobiet starożytnych, były istotami, pozbawionemi wszelkiego moralnego zmysłu, należącemi do każdego, kto większym potrafił otoczyć je zbytkiem, gotowemi zawsze ukazać się z czarą przy ustach w orszaku bogini miłości, obnoszonéj po Rzymie śród tłumów ludzi, albo zasiąść na okrytych purpurą łożach wkoło stołów biesiadnych i z rozwianemi włosami wzniecać i podsycać szalone bachanalie. Kobietom owym umysłowy rozwój potrzebny był, nie dla samego siebie, nie dla doskonalenia i podnoszenia ich człowieczéj natury, ale dla przywabienia Rzymian, znudzonych pierwotną prostotą i nieudolnością matron, dla zadowolenia chciwości i zmysłowości.
Strona moralna leżała w nich odłogiem, zgłuszona rozigranemi namiętnościami. A było tak dla tego, że rozwijanie kobiecego umysłu nie było wówczas zasadą stałą, nie płynęło z przekonań i poczutych potrzeb ogółu, ale służyło wyjątkom za środek do osiągnięcia osobistych, najczęściéj złych, celów.
Mądre kobiety greckie takiemi samemi były, jak rzymskie, pod względem moralności. Rozwiązła ale uczona Aspazya odwiodła Peryklesa od jego cnotliwéj lecz nieokrzesanéj żony, a w rozmowach Sokratesa jest ustęp, opisujący, jak, w czasie sławnych przechadzek tego filozofa pod sklepieniami przysionków, jeden z uczniów jego doniósł mu o przybyciu do Aten sławnéj z rozumu i piękności kurtyzanki. Sokrates, odłożywszy na stronę powagę filozofa, udał się do niéj, a rozmówiwszy się z nią o filozofii, zapowiedział, iż odtąd często ją z uczniami swymi nawiedzać będzie. „Jeśli nie z próżnemi rękoma przychodzić będziecie, wielce będę wam rada” — odrzekła mądra kobieta starożytnéj Grecyi.
Tak w starożytności z jednéj strony istniała głęboka ciemnota, połączona z bezwiedzą i bezmyślną moralnością matron, z drugiéj — widziano oświecone sztuką i nauką umysły, obok najwyuzdańszego moralnego rozpasania, heter i kurtyzanek. Po jednéj stronie stanął rozwój umysłowy świetny, ale zgubny, bo na złych oparty zasadach; po drugiéj moralność chwiejna i bez zasługi, bo bezwiedna i przymusowa.
Z rozdziału tego wynikło, że matrony pozazdrościły Heterom hołdów im składanych i zaczęły je naśladować w tém, co było u nich zewnętrznego. Poczęły na wzór Heter malować brwi i policzki, zlewać wonnemi olejkami swe ciało, odkrywać piersi, drogiemi szpilkami zdobić włosy.
Zaczęły téż osypywać różami purpurowe łoża wkoło biesiadnych stołów i do malowanych ust nieść puhary z upajającym trunkiem. Wszystko to jednak nie do twarzy im było, gdyż, przybrawszy zewnętrzną postać Heter, nie posiadały tego, co w tych ostatnich stanowiło samę istotę powabu, jakiemu ulegali Rzymianie: nie posiadały oświaty ich i talentów. Przekształcone matrony owe były bodaj piérwszemi wzorami kobiet, które w naszych czasach otrzymały przezwisko Lwic, a które od pierwowzorów swoich przejmują to tylko, co w nich zewnętrzne i najgorsze, zapominając, iż nie mają czém, tak jak tamte, okupić śmieszności i usterków swoich.
Tymczasem, gdy namnożyło się w Rzymie takich niezgrabnie naśladowniczych matron, zgasła przy nich świetność Heter prawdziwych.
Śmieszność nieumiejętnych naśladownic śmiesznością okryła umiejętność pierwowzorów, i jak niemoralność Heter pochłonęła bezmyślną moralność matron, tak w ciemnocie tych ostatnich zagasło fałszywe i nietrwałe, bo jednostronne, światło piérwszych.
Po kobietach greckich i rzymskich nastąpiły kobiety Chrześcijanki.
Jedynie może w całych dziejach ludzkości Chrześcijanki piérwszych wieków połączyły w sobie rozwój moralny i umysłowy. Idea zbawcza, poetyczna, mówiąca o wielkości maluczkich i bogactwie ubogich, przeniknęła zarazem serca ich i umysły, ona to wychowała je moralnie i umysłowo, przez nią doświadczały one uczuć wzniosłych aż do bohaterstwa, nabywały rozumu wielkiego aż do mądrości. W epoce téj Perpetua i Felicyta, dwie młode dziewice, silne miłością i przekonaniem zarazem, w imię idei swojéj odrzucały wszystkie rozkosze, jakiemi świat rzymski otaczał młode i piękne patrycyuszki, i przyjmowały śmierć męczeńską w arenie pełnéj zwierząt rozjuszonych. Przedstawiały one przykład strony moralnéj, podniesionéj w kobiecie do bohaterstwa, do najwznioślejszego z poświęceń: poświęcenia za ideę. W tym samym czasie mądra i cnotliwa Paula uczyła się po grecku, po łacinie i po hebrajsku, aby z pomocą tych języków módz posiąść wiedzę ówczesną, do któréj były one jedynym kluczem. Marcella ubiegała się z Ojcami Kościoła o lepsze w tłómaczeniu najzawilszych miejsc Pisma; Eustachya była doświadczoną i umiejętną doradczynią i towarzyszką prac Św. Hieronima. W zepsutym i ciemnym świecie ówczesnym, Chrystyanizm stworzył kobiety-bohaterki i kobiety-mędrce; bez pomocy prawodawstwa i zakładów publicznych, wychowywał on kobiety moralnie i umysłowo, mocą miłości i wielkich pojęć, które w nim tkwiły.
Wszakże i ten moralny i umysłowy rozwój pierwszych Chrześcijanek nie miał jeszcze dość trwałych podstaw w przekonaniach i pojęciach ogółu, aby mógł zakorzenić się w społeczeństwie i zostać stałą zasadą, kierującą kształceniem dalszych pokoleń. Kiedy Chrystyanizm zapanował światu, nie potrzebował już ofiar męczeńskich, przestał być porywającą nowością, a może i pewne ujemne, wynikłe z zetknięcia się z ludźmi, objawił strony; zapał rozogniający umysły i serca gasł stopniowo, a wraz z nim zagasło nagłe i krótkotrwałe wyniesienie się kobiet nad poziom poprzedni. Wyniesienie się to było chwilowe i miejscowe, wynikło z prądów epoki, tak jak siła fizyczna kobiet średniowiecznych wynikła z awanturniczości i grubych obyczajów czasu, w jakim się objawiała. Gdy więc minęły pierwsze wieki Chrystyanizmu, znowu ciemność zstąpiła na świat kobiety, moralność rozprzęgła się z rozumem, kobiety poczęły znowu postępować po drogach omackiem, blade i nikłe, bez gwiazdy przewodniéj.
I szły tak omackiem przez całe Wieki Średnie, nie kierowane żadną stałą i powszechną zasadą.
Niekiedy, jak jasne świeczniki, błyskały śród téj mglistéj pomroki kobiety bohaterki, jak Joanna Montfort, Joanna d’Arc, Jadwiga; niekiedy na dworach królewskich ukazywały się strojne wielką pięknością, ozdobione dowcipem i talentami, a imiona ich były: Diana de Poitiers, Maintenon, Montespan, du Barry. Ale od końca pierwszych wieków Chrześcijaństwa aż do najnowszych czasów, kobiety, łączące w sobie rozwój władz moralnych i umysłowych zarazem, kobiety, któreby słusznie nosić mogły nazwę ludzi w całém wyrazu tego znaczeniu, były tak nieliczne, że nam, patrzącym dziś na nie przez odległość wieków, wydają się one jak na tle ciemném z rzadka rozsiane jasne punkta.
Czego więc przez tak długi przeciąg czasu brakowało kobietom do pełnego rozwinięcia szlachetnéj natury ludzkiéj? Czy na przeszkodzie ku temu stała słabość ich fizycznéj budowy? Nie; bo rycerki i kobiety myśliwe Średnich Wieków dowiodły niepomiernego zdrowia i zasobu sił fizycznych.
Czy brakowało im władz duchowych, aby mogły sięgnąć po szeroką wiedzę i oświatę?
Podobnemu twierdzeniu zadają fałsz imiona Aspazyi, Diotymy, pierwotnych chrześcijanek, Pauli i Eustachyi, polskiéj Elżbiety, Kazimierza Jagiellończyka żony a mądréj matki czterech królów, kardynała i świętego, — imiona Blanki kastylskiéj, Elżbiety angielskiéj, Heloizy i innych, że już nie wspomnimy o kobietach najnowszych czasów.
Więc może poczucia moralne kobiet nie mogą podnieść się do umiłowania wzniosłych pojęć i nieudolne są natchnąć ich pięknemi czynami?
Kto piérwszy zrozumiał boską naukę, głoszoną usty Chrystusa, i najżywiéj się w niéj rozmiłował, jeśli nie kobiety: Magdalena, Marya, Marta i inne, o których wspomina Pismo! Wszakże ilość pierwszych chrześcijanek, mężnie i z radością przenoszących śmierć męczeńską za umiłowaną ideę, nie ustępuje ilości mężczyzn, którzy za nią walczyli i taką samą polegli śmiercią!
Wszystkie te światłe gwiazdy kobiecego nieba i wiele innych jeszcze, znanych każdemu, komu nie są obce dzieje ludzkości, wywołane z cieni przeszłości, stają na świadectwo potęgi, złożonéj przez naturę w piersi kobiecéj; wszystkie one dowodzą, że kobietom ani sił fizycznych, ani moralnych i umysłowych nie braknie zdolności do podniesienia się w uczuciach i myślach, według wszelkiéj możebnéj miary człowieczeństwa.
Dla czegóż więc kobiety podobne były rzadkiemi zjawiskami tylko, a ogół tonął w nieokrzesaniu lub obyczajowym bezładzie?
Dla czego obok téj duchowéj arystokracyi kobiecéj nie widzimy mniéj bohaterskiéj chociażby, ale oświeconéj i wysoko umoralnionéj, massy kobiet, któreby brały udział w wyrabianiu się i pochodzie społeczeństw zarówno z mężczyznami?
Do przyjęcia w siebie oświaty i podzielenia z mężczyzną berła społecznéj działalności brakło kobietom, nie wrodzonych sił i zdolności, ale powszechnego przez ludzkość uznania w nich człowieczeństwa; brakło im powszechnie uznanéj przez prawodawstwo i przez obyczaje zasady, iż wobec światła, praw i obowiązków człowieczych, są one równemi mężczyźnie istotami, i z zasady téj wpływającego wychowania, któreby jednocześnie i równolegle rozwijało fizyczne, umysłowe i moralne ich władze.
Wychowanie takie nie było w duchu ani starożytnych, ani średniowiecznych, ani nawet pierwszych wieków nowożytnych czasów. Wskutek tego zaniedbania, przez wszystkie czasy marniały najpiękniejsze zdolności umysłów i najszlachetniejsze porywy serc całéj massy kobiet, a świat tracił nieobrachowaną sumę dobra, która, nieuprawiona, zaniedbana, zbyt często nawet krzywiona i na błędne prowadzona drogi, odłogiem leżała w głowach i piersi niewiast, albo zamieniała się w zgubne dla ludzkości żywioły. Prawdy te od niedawna dopiéro wniknęły w przekonania najoświeceńszych społeczeństw. W pewnych, wysoko pod względem oświaty stojących krajach, jak Stany Zjednoczone, Anglia, a poczęści Niemcy i Francya, wielkich już pod tym względem dokonano rzeczy; ale gdzieindziéj wszystko prawie jest jeszcze do zrobienia, zaszłe zaś od niedawna odmiany niby na lepsze są bardziéj pozorne, niż rzeczywiste i nieraz bywają dla kobiet o tyle zgubniejszemi od dawnego stanu rzeczy, o ile zgubniejszą jest fałszywa i dla przyczyn próżności dawana oświata od zupełnéj ciemnoty, która przynajmniéj nie tłumi wrodzonych dobrych instynktów tam, gdzie one istnieją, i nie ściera jedynéj zalety nieoświeconego całkiem człowieka — prostoty.
Spójrzmy, naprzykład, z uwagą wkoło siebie, a ze smutkiem się przekonamy, że w wychowaniu naszych kobiet, oprócz nielicznych wyjątków, strona fizyczna jest w zaniedbaniu zupełném, umysłowa spaczona, niedostateczna i dla błahych a zgubnych rozwijana celów, moralna piastowana wprawdzie troskliwie, gorliwie apostołowana, lecz wskutek słabości fizycznéj i umysłowéj nieprzynosząca bynajmniéj pożądanych owoców.

II.

Zadaniem wychowania fizycznego jest, nie zepsucie i rozwinięcie tego, co w człowieku z natury już jest dobrém, lecz poprawienie, o ile być może, tego, co w nim z natury niedołężne i słabe. Osiągnięcie tych dwóch celów polega na dobrém i właściwém skierowaniu wszelkich fizycznych żywiołów, które podtrzymują i otaczają egzystencyą dziecka; takiemi zaś są: pokarm, sen, ruch, temperatura, a także pierwsze wrażenia, jakie od otoczenia swego otrzymują zaledwie rodzące się w dziecięciu władze uczucia jego i myśli.
Jędrzéj Śniadecki w książce swéj „o fizyczném wychowaniu dzieci” czas fizycznego hodowania dzieli na trzy epoki: niemowlęctwo do lat dwóch, dziecięctwo do lat siedmiu lub ośmiu, młodzieńczość do pory objawienia się pewnych oznak dojrzałości. Fizyczne hodowanie dziecka w pierwszéj epoce, to jest w niemowlęctwie, jeśli nie zupełnie, to głównie ogranicza się do niezepsucia tego, co z natury dobrze jest w dziecku ukształtowaném.
W porze téj rozwijanie i kształcenie w bardzo zacieśnionych pozostaje granicach.
Ztąd jednak wnosić nie należy, aby zadanie hodujących miało być w téj pierwszéj epoce dziecięcego życia małéj wagi, albo łatwe i lekceważenia godne. Piszący o tym przedmiocie lekarze i fizyologowie baczną zwracają w pismach swych uwagę na sposób hodowania niemowląt.
Śniadecki najdłuższy rozdział swego dzieła poświęca téj właśnie epoce. Thierry w wybornéj książce Rady dla matek (Conseils aux mères) obszernie się nią zajmuje w rozdziale Pierwotny rozwój (Premier developpement). Froebel w swych Ogrodach znalazł miejsce dla niemowląt, noszonych dopiéro na ręku piastunek; że już pominiemy liczne, o tym przedmiocie traktujące dzieła, specyalnie medyczne.
Organizm niedawno narodzonego dziecka jest tak wątły i słaby, iż nie zepsuć go, nie przeszkodzić jego wrodzonym funkcyom i nie nadwerężyć ich w jakikolwiek sposób, jest rzeczą trudniejszą, niż się zrazu wydawać może.
A ponieważ dla utrzymania jakiegokolwiek organizmu w zdrowiu i całości i dla uchronienia go od uszkodzeń, potrzebna jest dokładna znajomość i tego organizmu, i wszelkich żywiołów, co, otaczając go, potężne nań wywierają wpływy; ponieważ, daléj, w wieku niemowlęctwa jedynemi opiekunkami dziecięcia, oprócz bardzo wyjątkowych wypadków, są matki: wynika ztąd konieczna dla matek potrzeba wyrozumowanéj i na wiedzy opartéj znajomości dziecięcego organizmu, oraz zewnętrznych żywiołów, które nań wpływają.
Jakim sposobem matki dojść mogą do téj znajomości organizmu swych dzieci i umiejętności rozpoznawania: co dla nich jest szkodliwém a co zbawienném? Znajdą się zapewne tacy, którzy odpowiedzą: wszystkiego tego nauczy je serce. Zapewne: miłość macierzyńska jest potężném i wzniosłém uczuciem, ale sądzimy, że, przy dzisiejszym stanie umysłowości ludzkiéj, można twierdzić, bez narażenia się na spłonięcie w ogniu dla heretyków rozpalonym, iż matki, oprócz wrodzonéj im dla dziecka miłości, w celu zapoznania się z organizmem, powierzonym ich opiece i nabycia umiejętności stosowania do niego wpływów zewnętrznych, potrzebują pomocy: anatomii, przez którą zapoznają się ze wszystkiemi częściami organizmu swego dziecka; fizyologii, która daje im widziéć części te w działaniu; hygieny, wskazującéj prawidła, jakie rządzić mają pokarmem, snem, ruchem, temperaturą otaczającą dziecię. I nietylko fizyologia ciał zdrowych powinna być znajoma matkom, ale i fizyologia patologiczna, czyli nauka o działaniu organów, będących w stanie uszkodzenia i choroby. A znowu, żeby w hodowaniu niemowlęcia zachować trafnie hygieniczne warunki, niezbędną jest znajomość głównych przynajmniéj praw fizyki i chemii, na których polega nauka hygieny.
— Czy podobna! — zawoła mnóztwo głosów — anatomia, fizyologia, hygiena, chemia, fizyka! a może jeszcze pewne znajomości farmaceutyki na wypadek naglącéj choroby dziecka lub nieobecności lekarza? Ależ to cały szereg nauk ścisłych, których nabywanie wymaga wiele pracy i jest wyłącznym przywilejem mężczyzn!
Możnaż naukowemi faktami, liczbami i znakami obciążać i zaciemniać myśl niewiasty, która powinna być tak czystą, jak kropla rosy porannéj, tak pokorną, jak dziecię, tak napowietrzną, jak mgła różana, co się pod obłokami unosi! Słuchajcie, co mówi wielki Molière:

„Qu’une femme en sait toujours assez,
Quand la capacité de son esprit se hausse
A connaître un pourpoint d’avec un haut de chausse.”

Wielce dowcipnym był zapewne komedyopisarz francuzki w zdaniach swych o zakresie, w jakim wedle niego zamknąć się powinien umysł kobiecy: smutne wszakże skutki nieumiejętności kobiet, dziś już dobrze poznane, nic wspólnego nie mają z komedyą, a wesołość, jaką w nas wzbudzić może dowcip Molière’a, znacznie umiarkowaną być musi widokiem mnóztwa dzieci, chorujących i umierających od niewłaściwie udzielanego im pokarmu, kaleczonych i skrzywionych przez nieumiejętne spowijanie, wprawianych w chroniczne słabości jedynie wskutek niezdrowéj temperatury.
Komuż nie zdarzyło się widziéć najlepszych nawet i najczulszych matek, karmiących swe niemowlęta bez miary i potrzeby, — krzyk ich, pochodzący z naturalnéj potrzeby dziecięcéj wydawania głosu, lub z niewiadomych im dolegliwości, przypisujących głodowi, a przez to co chwila i najniepotrzebniéj podających im pokarm?
Ta źle zastosowana ilość pokarmu przyprawia dzieci o chorobę i nieraz o śmierć, a przyczyna złego leży w tém, że matki nie znają u swych dzieci organów trawienia, nie wiedzą, w jaki sposób i jakiém stopniowém działaniem organa te zamieniają żywność na potrzebne dla organizmu soki i błony, — nie znają, słowem, anatomii i fizyologii. — To samo, co z ilością, dzieje się i z jakością pokarmu.
Śniadecki naucza, że jeśli matka własną piersią nie udziela pokarmu dziecięciu, w doborze zastępczyni swéj w tym obowiązku wielkie powinna zachować ostrożności; że do silniejszego lub wątlejszego organizmu dziecka powinien być zastosowany wiek i cały skład fizyczny mającéj je karmić kobiety; że nareszcie do sześciu przynajmniéj miesięcy dziecię nie powinno znać innych, jak kobiece mleko, pokarmów, a potém ma się do nich przyzwyczajać stopniowo i łagodnie, przez pośrednictwo zwierzęcego mleka, mięsa białego i potraw zawierających w sobie jak największą ilość białka. Przepisy te są naturalnie wywnioskowane z dokładnéj znajomości dziecięcego organizmu i procesu, jaki każdy pokarm odbywać w nim musi. Tymczasem, nieumiejętne matki, mimo całéj miłości dla dziecka, i właśnie nawet przez miłość, niekierowaną rozumem i wiedzą, ileż razy rozmijają się z przepisami temi, i jak ilością, tak i jakością pokarmu, pozbawiają zdrowia lub życia istoty, dla których dobra oddałyby chętnie własne zdrowie i życie!
Zarzucić kto może, iż wiele przecie dzieci wychowuje się zdrowo, chociaż ich matki nie posiadają wyrozumowanéj umiejętności fizycznego hodowania. Tak bywa w istocie; ale przypisać to należy szczęśliwemu trafowi, a tam, gdzie idzie o zdrowie i życie człowieka, o podstawę dla jego umysłowéj i moralnéj strony, zdawanie się na traf niezupełnie jest godziwém, w epoce szczególniéj, w któréj wysoko już udoskonalone światło nauki podaje środki rozumnego rządzenia tym trafem. Gdzież zresztą jest pewność, że dziecię, zdrowe nawet napozór, przez błędy, jakim uległo pierwotne jego hodowanie, nie utraciło pewnéj części siły fizycznéj, jaką by w przeciwnym razie posiąść mogło? że w organizmie jego nie powstały zarody fizycznych cierpień, niewidzialne zrazu, ale mające potém objawić się w różnych dolegliwościach i chorobliwych skłonnościach ciała? Nad tą potrzebą wyrozumowanych zasad dla matek zastanowimy się dłużéj w miejscu, gdzie będzie mowa o umysłowém wychowaniu kobiety; tu zaś kobietom, które są już matkami i zanadto kochają swe dzieci, aby w hodowaniu ich chciały się zdawać na traf ślepy lub natchnienie serca, czującego ale niemyślącego, radzimy udawanie się po zbawienne rady do prac ludzi uczonych i kompetentnych w tym przedmiocie, jak np. Jędrzéj Śniadecki, Thierry i inni téj miary pisarze.
W epoce niemowlęctwa wychowawcy nie czynią jeszcze znacznéj różnicy między dziećmi dwóch płci, wady więc i niedostatki téj pierwszéj hodowli bywają obu płciom wspólne. A że mamy tu na celu wykazanie torów, jakiemi postępuje, nie w ogólności wychowanie wszystkich dzieci, ale w szczególności wychowanie kobiet, przestajemy zatém na uczynionéj uwadze o potrzebie dla matek znajomości nauk, które-by mogły zapoznać je z organizmem fizycznym dziecka i jego potrzebami, i przechodzimy do drugiéj epoki, zwanéj przez Śniadeckiego epoką dzieciństwa.
Zaledwie dwoje różnéj płci dzieci opuszcza kolebkę i poczyna chwiejne jeszcze stawiać kroki, wychowawcy mówią do jednego: będziesz mężczyzną! do drugiego: będziesz kobietą!
„Będziesz mężczyzną, — a więc ucz się być wytrwałym na chłód i na głód, strzeż się skarg i łez, bo one ci nie przystoją, używaj co najwięcéj fizycznych ćwiczeń, aby jak najlepiéj rozwinąć siłę ciała, bądź poufałym ze zwierzętami i palną bronią, nabieraj, słowem, co najwięcéj hartu i wytrzymałości, gdyż cnotą twoją ma być odwaga, ozdobą — siła.”
„Będziesz kobietą, — staraj się więc siedziéć najciszéj w najcieplejszym kąciku, unikaj tchnienia wiatru lub promienia słońca, trzymaj się prosto, mów cichuteńko, przechadzaj się powoli, spożywaj słodycze, roń łzy przy każdéj wydarzonéj sposobności, z krzykiem przestrachu uciekaj od zwierząt, mdléj z obawy na widok broni palnéj, gdyż cnotą twoją ma być nieśmiałość, ozdobą — słabość i łzy.
Natura, powiadają, tworząc kobietę fizycznie słabszą od mężczyzny, przez to samo zdaje się już wskazywać, że wyrabianie w kobiecie siły fizycznéj sprzeciwia się jéj celom, że siła ta ma pozostać wyłączną własnością mężczyzny, a za to kobieta otrzymuje w dziedzictwie wdzięk, — niestety, smutny wdzięk słabości!
Ależ w takim razie słabość ducha byłaby téż nieodstępną właściwością kobiet; bo w zdrowém tylko ciele zdrowo rozwija się dusza, a jakież zdrowie może być trwałém bez należytego rozwoju sił fizycznych? Lecz mądra natura nie mogła tak fatalnego losu naznaczyć kobiecie. Prawdą jest, że kobieta rodzi się już słabszym od mężczyzny udarowana organizmem, ale témbardziéj należy dokładać wszelkich usilności, aby nie utraciła by najmniejszéj cząstki sił, jakie natura posiąść jéj pozwala. W klasach ludzi ubogich, w których potrzebną jest tak kobieca, jak męzka, ciężka fizyczna praca, w których hodujący nie znają wykwintnych pojęć o wdzięku kobiecéj słabości i nie mają czasu na kształcenie sztucznego tego wdzięku, widzimy kobiety po większéj części zdrowe i silne, zahartowane na wszelkie zmiany temperatury i sposobu życia, zaprawione do prac trudnych, cięższych nieraz od zajęć, którym się oddają mężczyźni. Kopią one ziemię, żną, noszą ciężary, chodzą boso po śniegu i z odkrytą głową śród deszczu, rodzą dzieci prawie bez cierpienia, i tak mało rujnują się fizycznie funkcyami macierzyństwa, że widywano wieśniaczki, na drugi lub trzeci dzień po urodzeniu dziecka, krzątające się około gospodarstwa domowego, a niekiedy nawet i pracujące w polu.
Innaż-by natura tworzyła kobiety ludowe, a inna te, które się rodzą w wyższych sferach społecznych? Nikt zapewne nie przypuszcza tego, a wszyscy wiedzą, że siłę fizyczną i hartowne zdrowie swoje kobiety z ludu zawdzięczają dzieciństwu, wystawionemu na wszelkie próby i zmiany powietrza, pełnemu swobody i ruchu.
Wprawdzie pomiędzy dziećmi u ludu śmiertelność bywa wielką i częstą, pochodzi to przecież wyłącznie z nieumiejętności lub ubóstwa matek, które w piérwszym razie nie umieją, w drugim nie mogą doglądać dzieci, położyć stosownych granic w stykaniu się ich z otaczającemi je żywiołami, przynosić im nakoniec lekarskiego ratunku w chorobach. Ogólnie zaś w wyhodowanych już dziewuchach, podziwiać potrzeba rozwój i potęgę kształtów, muskularność, siłę i zdrowie, tryskające z twarzy i postaci. A nieraz, w tym fizycznym rozwoju swoim, kobiety tak dorównywają mężczyznom, iż w każdéj, by najcięższéj pracy, mogą iść z nimi w zawody — co téż i czynią.
W klasach dostatnich i tak zwanych oświeconych, kobiety z każdém, zda się, pokoleniem stają się słabszemi, bardziéj podległemi chorobom, a dziś smutny ten stan tak się stał powszechnym, że kobieta zdrowa, z niezepsutym i nieosłabionym organizmem, jest prawdziwą rzadkością. Niekiedy, przy bladéj wprawdzie cerze i wiotkiéj postaci, zdrowie towarzyszy kobietom w najpierwszéj młodości; ale przy pierwszém wstrząśnieniu fizyczném lub moralném, odstępuje ją — kobieta choruje i starzeje się przed czasem, bo na przebycie życia z całém brzemieniem różnych jego dolegliwości sił jéj nie stało. Gdzie zobaczyć dziś można piękne i długie włosy u kobiet, białe i zdrowe zęby, świeżą i czerstwą cerę, którą obok zdrowia do późnych lat zachować można? Gdzie ten moralny piękny spokój w czynnościach i słowach, który utrzymać się zdoła tylko obok nienadwerężonego systematu nerwowego i w nieobecności cierpień fizycznych?
Na to powiedzą niektórzy: kobiety klas dostatnich nie posiadają zapewne zdrowia i sił kobiet ludowych, ale za to są oświeconemi, wiele umieją.
Po zastanowieniu się nad tym argumentem ujrzymy, że właśnie to umysłowe światło, udzielane w pewnych klasach kobietom, jest jedną pobudką więcéj do jak najstaranniejszego kształcenia jéj strony fizycznéj, bo niezawodném jest, iż w dzisiejszym stanie społeczeństw ludzkich, im człowiek więcéj wié i rozumuje, tém więcéj ma do przeniesienia w życiu moralnych cierpień, smutków i zawodów, którym nie podoła źle ukształcony, nadwerężony i osłabiony organizm fizyczny. „Człowiek jest igrzyskiem losu; los ten jest zawsze dziwaczny, a na nieszczęście zawsze potężny. Ten go tylko pokonać może, kto z nim walczyć umié, kto ma tyle mocy ciała i umysłu, iż wszystkie jego pociski wytrzyma, kto ma tyle tęgości, iż się nigdy nie ugnie. Ale ta tęgość, ta prawdziwa wielkość jest tém potrzebniejsza, im człowiek wyższe w towarzystwie zajmuje szczeble: bo los tak jest dumny, że po wyniosłe tylko i harde zwykł sięgać karki” (Jędrzéj Śniadecki: O wychowaniu dzieci). Zresztą tych, którzy fizycznemu zdrowiu kobiet ludowych przeciwstawiają oświatę kobiet klas wyższych, możnaby zapytać: jakie zasoby istotnego światła posiadły te ostatnie w zamian zdrowia pierwszych? Nauczyły się one mówić obcemi językami, wyliczać na pamięć prawidła katechizmowéj moralności, wydobywać z fortepianu „coś nakształt muzyki”. Ale czy z tego skarbca mądrości zaczerpną siłę i umiejętność dla poskramiania swoich buntujących się nerwów, spokojnego zniesienia życia, które cierpieniami różnego rodzaju rozstrajać będzie żywotne nici ich organizmu, jak twarda ręka ostrém dotknięciem rozstraja struny arfy?...
Głównemi żywiołami, od których skierowania lub użycia zależy dobre lub złe, trafne lub błędne hodowanie dziecka w drugiéj epoce jego życia, są: pokarm, ruch, temperatura.
Co do pierwszego: jeżeli dla chłopca hodujący uważają za stosowne pokarmy grube i posilne, to dla dziewczynki przeciwnie powinny być one w ich mniemaniu delikatne, lekkie i przeważnie słodkie. Panienka jadać powinna niewiele, nietyle, ile potrzebuje jéj organizm, ale ile przystoi.
Od dziecięctwa kształcąc ją na istotę idealną, powiewną, co najmniéj delikatną i szczupłą, jadło ukazują jéj jako potrzebę grubéj materyalnéj natury człowieka, konieczną wprawdzie, ale mogącą ulegać znacznym modyfikacyom, wedle płci jedzącego. Można widziéć kobiety, przez całe życie nieużywające pewnych gatunków mięsa, z obawy uszkodzenia swéj cery, i inne, które wstydzą się jeść wobec ludzi, mianowicie wobec mężczyzn. A do tych potwornych śmieszności, niebędących bez wpływu na ich zdrowie i siły, zaprawiane były one od dziecięctwa.
Ogólnie uznaném jest prawidłem, że chłopcom, hodującym się na mężczyzn, nie należy przyzwyczajać się do łechcących podniebienie i rozstrajających systemat żołądkowy przysmaków.
Lecz małe dziewczynki wzrosną przecie na kobiety. A dla kogoż, jeśli nie dla kobiet, pracują cukiernicy całego świata?
Fizyologowie i lekarze nie czynią jednak pod tym względem różnicy pomiędzy dwiema płciami, ale — któż zważa na rady tych pedantów? Babki i prababki nasze miały zawsze tradycyjne swoje szafki z przysmakami dla małych dziewczynek, a jednak wyhodowały nas jako tako. Dla czegoż więc starym trybem nie miałybyśmy postępować rutyną prababek?
Ale babki i prababki nasze żyły w czasach, w których organizm człowieka nie był tak dokładnie znajomy, i szczupły zakres ówczesnéj w téj gałęzi wiedzy zwyczaj zamykał przed umysłem kobiety; rządziły się więc popędami czułości, niekierowanemi rozumem i nauką. Dziś posiadamy wiedzę, opartą na fizyologii i hygienie, a pouczającą nas, że organizm wzrastającego dziecka potrzebuje nabywania coraz nowych soków, których z tradycyjnych przysmaków zaczerpnąć nie zdoła. Kto zna cokolwiek fizyologią, wié dobrze, iż w organizmie dziecka krew z większą szybkością krąży, niż u człowieka, który już doszedł pełni rozrostu, że zatém krew ta, częściéj stykająca się z atmosferą, co chwila traci pewne składowe części swoje i odzyskiwać je musi przez użycie pewnych stosownych ku temu pokarmów; że włókna i błony dziecka, tworząc się i wzrastając, potrzebują coraz większych zasobów: białka, tłuszczu, cukru, krochmalu i t. p. materyałów, z których składa się ciało ludzkie, a które zawierają się przeważnie w pokarmach mięsnych i roślinnych. Kto czytał Traktat o żywności Moleschotta, wié, że, według różnicy wieku, położenia, zajęć, usposobień umysłu, dla każdego człowieka inne pokarmy są najwłaściwszemi, że coraz innych używać ma rolnik, artysta, uczony, starzec, młodzieniec i dziecię. Śniadecki w dziele swém O fizyczném wychowaniu dzieci obszernie naucza, jakich dzieciom udzielać należy pokarmów, lecz o tradycyjnych przysmakach niéma u niego wzmianki bez różnicy płci.
A kto ma czytać Moleschotta i Śniadeckiego, w celu dowiedzenia się o sposobie najwłaściwszego żywienia dzieci? Naturalnie, matki, bo w epoce dziecięctwa, jak w poprzedzającém ją niemowlęctwie, oprócz rzadkich wypadków, jedyną opiekunką dziecka jest matka.
Ale tu przedstawia się trudność niezmierna.
Kobiety, będące już matkami, nie mają najczęściéj dostatecznego o naukach ścisłych pojęcia, nie posiadają umysłowego przyzwyczajenia do skupienia na długo myśli swéj około rzeczy ważnéj i poważnéj, lecz przeciwnie przyzwyczajone są do łatwego ślizgania się po przedmiotach lekkich i drobnostkowych. Wprawdzie, przy dobréj woli, pracy i przy zdolnościach umysłowych, wrodzonych naszym kobietom, możnaby wiele przezwyciężyć trudności i nabyć nareszcie wyrozumowanego i na wiedzy opartego pojęcia o tém, co dziecku szkodliwém jest, a co pomocném.
Ależ właśnie, aby dojść do tak pożądanego celu, trzeba pracy, a więc czasu, a tu czasu tak mało, taki brak!
Oto, naprzykład, powiada jedna z matek: Nie mam czasu na uczenie się i kształcenie umysłu mego dla korzyści mych dzieci, bo winnam dziś oddać kilka wizyt i być na tańcującym wieczorze. Wszak to są przecie obowiązki towarzyskie! Inna znowu: Nie mam czasu na czytanie i naukę, bo czeka mię kilkogodzinne posiedzenie w spiżarni, a następnie długie krzątanie się po domu bez żadnego wyraźnego celu. Możnaby wprawdzie daleko prędzéj załatwić się ze spiżarnią i, bez żadnego uszczerbku dla domowego gospodarstwa, bezcelowy spacer po domu całkiem wyrzucić z programatu dnia; ale... wszak to obowiązki gospodarskie! Trzecia jeszcze matka odpowié: Nie mam czasu gruntownie wniknąć w potrzeby mojego dziecka, bo dziś właśnie czterdziestogodzinne nabożeństwo, jutro spowiedź, pojutrze nieszpory i procesye!
Ale... może-by nie było grzechem, mniéj cokolwiek modlić się ustami a więcéj czynem i myślą, podniesioną wysoko a pracowitą? O herezyo! święte są przecie obowiązki religijne!
Więc cóż się stanie z umiejętném hodowaniem dzieci, jeśli na wyuczenie się go czasu nie staje?
A serce? a tradycya? Jak nas wyhodowały nasze matki, tak my nasze córki wyhodujemy; jak one, nic nie umiejąc, przeczuły, co potrzebném jest ich dzieciom, i my przeczujemy! Wprawdzie niezupełnie jesteśmy zdrowe, mamy słabe nerwy, przedwcześnie utraciłyśmy zęby i włosy, każda zmiana powietrza, każde użycie grubszego pokarmu wprawia nas w przeróżne choroby; ale... snadź, już tak a nie inaczéj natura utworzyła kobietę i niéma widać na to rady!
Matki, które w ten sposób zapełniają sobie czas i rozumują, dają w samych sobie nowy dowód, jak bardzo, jak koniecznie, jak niezmiernie potrzebne jest kobietom szersze, gruntowniejsze umysłowe wykształcenie, któreby im z innéj strony ukazało obowiązki towarzyskie, gospodarskie i religijne, a powinności i starania macierzyńskie nauczyło opierać na innéj nieco podstawie, niż chorobliwa nieraz czułość serca i tradycyjny obyczaj. Wszakże, mimo błędów i usterków, systemat żywienia mniéj jeszcze jest rażącym i nie tak ogólnie nagannym i błędnym, jak zastosowanie drugiego żywiołu fizycznego życia do rozwoju dziewczynek: ruchu.
Tu nie trzeba już wzywać świadectwa fizyologii, bo sam zdrowy rozsądek dostatecznie zdaje się wskazywać, że ruch swobodny, ćwiczenie fizyczne, jak to: bieganie, gimnastykowanie się, dźwiganie ciężarów, znakomicie pomagają dziecku do łatwiejszego i potężniejszego rozwoju członków i siły w całym organizmie. Prawidło to wszakże, lubo powszechnie prawie znane, bardzo rzadko zastosowywaném bywa w wychowaniu dzieci płci żeńskiéj.
Wszakże, chcąc wydać sąd bezstronny, w tym już względzie należy uniewinnić część wychowujących osób i podzielić dzieci i rodziców, po pierwsze: na mieszkańców miasta i wsi, powtóre: na mieszkańców miasta bogatych lub dostatnich i takich, którzy nie posiadają dostatecznych majątkowych środków dla dostarczenia dzieciom swoim, w mieszkaniu lub po-za niém, przestrzeni, potrzebnéj dla ćwiczeń fizycznych.
Mieszkańcy wsi bez wyjątku i mieszkańcy miast posiadający obszerne mieszkania, podwórza i ogrody, jeżeli przykuwają swoje małe córki do miękkich sprzętów, nie pozwalają im używać otwartego powietrza, z obawy, aby nie opaliły się latem, a w zimie się nie przeziębiły, jeżeli nie dają ich rękom innego ćwiczenia, jak wyszywanie na kanwie lub niechętne najczęściéj uderzanie w klawisze fortepianu — tacy rodzice sami winni są temu, jeśli w następstwie córki ich wzrosną z postacią drobną i nierozwiniętą, z organizmem słabym, niezdolnym do zniesienia zmian temperatury lub losu.
Mnóztwo kobiet dziś dorosłych przypomina sobie pewno owe smutne chwile dziecięctwa swego, w których, przykute do stolika rozkazem starszych, nad książką, któréj treść niezrozumiałą jeszcze była dla ich biednéj dziecięcéj głowy, machinalnie powtarzały prawidła gramatyki francuzkiéj, albo słowa katechizmu „O żalu przyrodzonym lub nadprzyrodzonym” lub o tém, że „Bóg jest w niebie, na ziemi i na każdém miejscu.” Za oknem niebo błękitniało pogodą, ptaki świergotały radośnie, słońce z zewnątrz przenikało do pokoju i obfitemi promieniami zalewało stół, zarzucony nienawistnemi kajetami i nienawistniejszym jeszcze zaplamiony atramentem. Natenczas wszystkie fizyczne i duchowe władze dziecka rwały się ku temu słońcu, ku téj pogodzie, które do niego tak wesoło zaglądały przez okno, pragnęły biegania po téj rozkwitłéj zielenią murawie, za temi białemi motylami, co rojem unosiły się nad uśmiechnioném barwami kwieciem, i biedne dziecię, patrząc z pod oka na wszystkie te wzbronione mu rozkosze, czuło zapewne wtedy „żal przyrodzony.” I może, gdyby mu wolno było swobodnie wybiedz na świat Boży, poigrać z motylami, pocieszyć się kwieciem i słońcem, lepiéj niż z klasycznéj szarooprawnej książki poczułoby i pojęło ono obecność Boga w niebie, na ziemi i na każdém miejscu. Ile dziecko, tak uwięzione i przykute do książki przemocą, w bardzo niestosownéj ku temu porze swego życia, skorzystać może z niedołężnie najczęściéj udzielanéj mu nauki, wiedzą wszystkie kobiety, które, dojrzewając, zaglądały do skarbca zebranych w dziecięctwie wiadomości i, pragnąc kształcić swój umysł, zmuszone były rozpoczynać naukę ab ovo, jak gdyby Chapsal, Noel i tutti quanti wcale dla nich dotąd nie istnieli. Ale w fizycznéj stronie istoty swojéj dotkliwie poczuły one pewno skutki owego sztucznego więzienia, stworzonego dla nich w imię nauki, źle pojętéj i nie w porę udzielanéj. „Jak tylko dziecię odwykło od piersi, używa już niektórych zwyczajnych nam pokarmów i chodzić zaczyna, całe wychowanie aż do skończenia 7 roku, albo do stracenia pierwszych zębów i nabycia drugich, powinno być najściśléj fizyczne i tylko fizyczne.
„Krótko mówiąc, piérwszą tę młodość należy całkiem poświęcić wzmocnieniu ciała, a wszystkim przyrodzonym władzom cielesnym pozwolić rozwijać się i bujać w zupełnéj wolności.
„Na to albowiem w tak ważném przedsięwzięciu ciągle pamiętać potrzeba, że wszystkie czynności odbywają się u nas za pomocą pewnych narzędzi czyli organów, w budowie ich czyli organizacyi jest zakład i siedlisko naszych władz i przymiotów. Od zupełnego zaś i dokładnego rozwinięcia się i wydoskonalenia tych władz zależy cała nasza doskonałość, najistotniéj wprawdzie fizyczna, ale po części i moralna.
A przeto, co tylko tamuje, osłabia, opóźnia lub z przyrodzonego toru sprowadza wzrost i organizacyą, to wszystko szkodzi, nietylko zdrowiu i władzom fizycznym ale nawet władzom umysłu i serca“ (Jędrzéj Śniadecki „O fizyczném wychowaniu dzieci”).
Wszakże, jak powiedzieliśmy wyżéj, nie wszyscy rodzice są w możności dostarczenia dzieciom swym dość szerokiéj przestrzeni do rozwinięcia całego fizycznego ruchu, jakiego wymaga organizm tych dzieci. Niebogaci mieszkańcy miast, zmuszeni zamykać się w ciasnych mieszkaniach, posiadających zwykle bardzo szczupłe i niezbyt czyste podwórka, przy najlepszéj nawet woli i zrozumieniu potrzeb dziecka, zmuszeni są więzić je w ciasnych ścianach, w których zamyka ich skromność posiadanych zasobów.
Niemałym wprawdzie sposobem ratunku są w takich razach ogrody i place publiczne, wszakże przedstawiają one wiele bardzo ważnych niedogodności. Ażeby dziecię mogło w miejscach tych używać ruchu, musi być przez kogoś doglądane; matka niezawsze miewa czas na to, piastunka za drogo może kosztuje. Następnie zwyczaj, moda, próżność macierzyńska wprowadziły w użycie staranne i wyszukane dla dzieci ubiory, na które niezamożni rodzice zdobyć się także nie mogą, a bez których rodzicielska, mianowicie macierzyńska, próżność, ukazać dzieci nie chce.
Nareszcie są pewne dzielnice miast, tak odległe od miejsc przeznaczonych na przechadzki, że częste tam prowadzenie dzieci staje się dla wielu matek zupełną niemożnością, ze względu na niedostatek czasu, albo słabe zdrowie. Smutna to rzecz i przynosząca więcéj szkody młodym pokoleniom, niżeli napozór zdawać się może.
W końcu przeszłego stulecia urodził się w Niemczech człowiek, obdarzony przez naturę gorącém sercem i wspomagającym to serce jasnym a głębokim umysłem. Człowiek ten rozmiłował się w młodych pokoleniach i za cel nauk swych i prac postawił sobie — jak najczynniéj przyłożyć się do trafnego tych pokoleń wychowania.
Nazywał się on Fryderyk Froebel, a systemat, jaki wyszedł z przejętego miłością dla dzieci jego serca i oświeconego długoletnią pracą umysłu, gdyby został wszędzie przyjęty i zastosowany do wychowania, zaradziłby niedogodnościom, wynikającym z rozmaitych położeń społecznych, często nieprzyjaznych dobremu fizycznemu hodowaniu dzieci. Każdy, kto chce trochę zajmować się kwestyą wychowania, zna ten systemat, zwany: Ogrodami Froebla. Zakłady Froebla zwane są ogrodami dla tego, że w ogrodach pomieszczone, allegorycznie zaś mają taką nazwę, iż dziecię ma się w nich, jak roślina, według praw natury rozwijać swobodnie. W ciągu niewielu lat powstało pięćdziesiąt instytucyi, urządzonych podług tego systematu, w Hamburgu, Dreznie, Lipsku, Weimarze, w Turyngii, w Hanowerze i innych miejscach. Tenże sam systemat zastosowuje się również do ochronek dla klas wyrobniczych i ubogich, których to szczególnie ma przysposabiać do pracowitego życia (Ksawera Kuwiczyńska, „Dziecinne ogrody”).
Zakłady te, według metody Froebla urządzone, mają na celu wychowanie dzieci szczególniéj od wieku lat dwóch do siedmiu, to jest przez ciąg téj właśnie epoki, którą Śniadecki położył za drugą w egzystencyi dziecka i nazwał właściwą epoką dziecięctwa. Każdy z zakładów tych składa się z kilku sal, otoczonych ogrodem.
W ogrodzie dzieci przepędzają cztery do pięciu godzin dziennie, zabawiając się grami, ułożonemi przez Froebla, uprawą ogrodu, sadzeniem i pielęgnowaniem roślin, doglądaniem ptaków, zostających tam w klatkach.
Wszystkie gry, jakiemi się zabawiają, połączone są z gimnastyką i skierowane ku rozwojowi organizmu. Jedne z nich nadają sprężystość i siłę nogom, inne rozwijają ramiona i ręce, inne jeszcze uczą zręczności w poruszeniach.
Pewne grupy dzieci igrają na rozesłanych słomianych matach, inne bawią się śród gorącego od słonecznych promieni piasku, a każde z nich posiada oddaną sobie do uprawy malutką cząsteczkę ogrodu, kopie ją, obsiewa, niecierpliwie oczekuje na niéj kwiatu lub owocu, pomaga w pracy innym i samo wzywa do pomocy towarzyszy. Słowem, w ogrodzie tym dziecię pełną piersią używa powietrza i swobody, kąpie się w całéj pełni życia, jakiéj potrzebuje wzrastający jego organizm, hartuje się i mężnieje. Nie dość na tém. Froebel w systemacie swoim rozwiązał zadanie pogodzenia swobody i ruchu dziecięcia z potrzebą rozwijania jego umysłu stopniowo, ze ścisłém zastosowaniem do naturalnych pojęć i zdolności jego wieku.
Tak, naprzykład, dozorczynie zakładu, trzymając na ręku najmłodsze, dwu-albo trzyletnie dzieci, prowadzą ich drobne paluszki po piasku, rysując niemi różne kształty i znaki, w które wpatrując się, dziecię uplastycznia w umyśle swoim wiele rzeczy, jakie wprzódy jakby przez sen widywało. Dzieci cokolwiek starsze, hodowaniem zwierząt i doglądaniem roślin zbliżają się do natury, nabywają pojęć o zjawiskach zwierzęcego i roślinnego życia, przywykają do zatrudnienia, spełnianego z pewnym wytkniętym celem.
Wspólnie pomagając sobie w tych zajęciach, drobnemi owocami swéj pracy oddając przysługi innym, czynem uczą się wspólnéj miłości, niebędącéj czém inném, jak miłością bliźniego. Następnie, gdy po kilkogodzinnych podobnych zabawach przechodzą z ogrodów do sal, znajdują tam nowe zabawy, w które Froebel umiał włożyć pierwsze pojęcia nauk, tak trudnych, a jednak tak potrzebnych i rozwijających umysł, jak: geometrya i matematyka. Zabawy te uczą dzieci pojmowania barw, kształtów, liczb, miary i ruchu, zaczynając od pojęć najprostszych i stopniowo przechodząc do zawikłanych i trudnych.
Najmłodsze dzieci zaczynają od bawienia się sześciu piłkami odmiennych kolorów, którym dozorczynie nadają coraz inne pozycye i poruszenia. Następnie dziecię otrzymuje drewnianą kulę, walec i sześcian, a po wielu stopniowaniach, w których głównie posługują sześciany geometryczne, zabawa matematyczna dochodzi do rozdzielania sześcianów na mnóztwo części, z których dzieci układają litery abecadłowe, rozmaite wzory, uczące je zastosowywania linii, symetryi i liczby.
Rozłożone w ten sposób sześciany służą też do budowania różnych kształtów, jak: domków, kapliczek, sprzęcików, co wszystko daje dziecięcemu umysłowi pojęcie o prostokątach, ostrokątach, płaszczyznach i t. d.
W dalszym ciągu podaje się dzieciom cienkie pałeczki, które one łamią, liczą i tym sposobem uczą się arytmetyki aż do ułamków.
Wyrabiają téż różne tkaniny ze słomy, wykłuwają igłą na papierze rozmaite desenie, a wszystkie te zabawy i zatrudnienia zarazem przynoszą tę niezmierną korzyść, iż nie nużąc i nie męcząc dziecka, owszem sprawiając mu przyjemność i dla rąk dostarczając ćwiczeń, zaprawiając jego umysł do zastanawiania się i kombinacyi, przynoszą mu pojęcia o pięknie i symetryi i uczą je tych samych początkowych nauk, które w inny sposób udzielane sprawiają tyle mozołu i cierpienia.
W systemie Froebla jest jeszcze jedna strona, uderzająca oryginalnością pomysłu i głębokiém wniknięciem w naturę i potrzeby dziecka.
Wszystkim, wyżéj opisanym, grom i zajęciom dzieci towarzyszy śpiew, a ku temu są umyślnie ułożone pieśni, śpiewane przez dozorczynie i same dzieci. W grach wszystkie poruszenia wywoływane i tłómaczone są śpiewem; pierwszą naukę barwy, kształtu i ruchu, wykłada się za pomocą śpiewu. Piłka, sześcian, kula i pałeczki, służące do układania cyfr i liter przemawiają do dzieci pieśnią; pieśnią brzmią im rośliny i ptaki, w ogrodach, pieśń unosi się nad stołami, przy których pracują drobne ich ręce i głowy.
Dziwnie piękną i trafną była ta myśl Froebla: przemawiania do dzieci językiem melodyi. Nie jest to owa sucha i nużąca nauka gry na fortepianie, która, rozpoczynana za wcześnie i zbyt często udzielana niedołężnie, nuży dziecię i zraża je do sztuki. Do śpiewów w ogrodach Froebla służy prosta a śpiewna melodya, którą z łatwością i upodobaniem pochwytuje słuch dziecięcy. Są to pieśni, złożone ze słów prostych a nauczających, które za pomocą dźwięku mile wnikają w umysł dziecięcia, aby w nim już pozostać.
Śpiewanie to unosi się nad całą metodą fizycznych i umysłowych ćwiczeń jak tchnienie poezyi i miłości, przypomina piosenki matek nad kolebkami dzieci, jest miękką i artystyczną stroną rozumowego a utylitarnego wychowania.
Jeżeli uczona kombinacya rozwoju fizycznego z umysłowym dowodzi głębokich studyów i światłéj myśli Froebla, śpiew, ogarniający harmonią całość jego metody, jest świadectwem jego ciepłego, jeśli można się tak wyrazić, macierzyńskiego serca. Przy śpiewie tym niejedno zapewne piękne i dobre natchnienie zrodziło się w sercu wsłuchanego weń dziecka; niejeden może zaród złéj namiętności zgasł w jego piersi, ukołysanéj łagodną nutą pieśni, opiewającéj mu świat barw, kształtów, roślin: wszystkiego, słowem, na czém dotąd bezwiednie zatrzymywały się jego oczy.
Zakłady, w rozmaitych krajach urządzone według systematu Froebla, za przewodnice i dozorczynie mają same kobiety, i to bardzo młode najczęściéj. W Niemczech zadania tego podejmują się majętne nawet osoby niezamężne, a przedstawia to korzyść niemałą dla społeczeńswa, bo wprowadza kobiety, mające być kiedyś matkami, w świat dziecięcy, poucza je własności i potrzeb istot, którym podobnych będą z czasem jedynemi i naturalnemi opiekunkami.
Ogrody Froebla, chociaż głównie przeznaczone dla dzieci do lat siedmiu, przyjmują jednak i starsze; korzystają z nich niekiedy i takie nawet, które uczęszczają już do szkół.
Utrzymują, że nauczyciele szkół niemieckich znajdują więcéj pracowitości, pożytecznych przyzwyczajeń umysłowych i umysłowego rozwoju u dzieci, które się wychowywały w Ogrodach, niźli u innych. Takiém samém zamiłowaniem do pracy i wyćwiczeniem pojętności w dzieciach swych cieszą się matki, których córki z zakładów tych wracają.
Wielce byłoby pożądaną rzeczą, aby wyborne pomysły niemieckiego pedagoga jak najprędsze i najszersze znalazły u nas zastosowanie[1].
Tymczasem, nim dla klasy uboższych mieszkańców miast otworzą się liczne zakłady, w których dzieci ich będą mogły rozwijać się fizycznie i wzrastać swobodnie śród natury i ruchu, ci, którzy przebywają po wsiach, lub posiadają w miastach obszerne mieszkania, podwórza i ogrody, powinni nie spuszczać z uwagi tego, że ruch swobodny, ćwiczenia fizyczne, działanie słońca, potrzebne są dla przyszłego zdrowia ich dzieci bez różnicy płci, i że, według słów Śniadeckiego: „co tylko hamuje, osłabia, opóźnia lub z przyrodzonego toru sprowadza wzrost i organizm, to wszystko szkodzi nietylko zdrowiu i władzom fizycznym, ale nawet sercu i władzom umysłu.” (O fizyczném wychowaniu dzieci). Trzecim a niemniéj ważnym czynnikiem fizycznego życia dziecka jest temperatura, jaka je otacza. Mniéj potrzeby pożywczych pokarmów, mniéj konieczności ruchu dowodzić trzeba, niż zbawiennych skutków przyzwyczajenia dziecka do wszelkich odmian powietrza. Śniadecki dla niemowląt już radzi częste odmiany temperatury, a w epoce dzieciństwa najusilniéj zaleca przyzwyczajanie dzieci do chłodu, upału i wilgoci. Według zdania lekarzy, ciepło w pokojach dziecinnych nie powinno przenosić dwunastu stopni.
Pod tym zresztą względem, jak i w wielu innych razach, dzieci okazują same zadziwiająco trafny instynkt.
Widzimy je nieraz gwałtownie wyrywające się na chłód i niepogodę. Według zdania kompetentnych, nie należy przeszkadzać im w tych popędach. Niestosownie odziane czynią zadość tym wrodzonym instynktom natury, objawiającym się zarówno w dziewczętach, jak w chłopcach.
Jak ostatnim, tak i pierwszym, posłuży to do nabycia hartu, uchroni je w przyszłości od licznych chorób, tak często doskwierających kobietom wskutek najlżejszéj zmiany temperatury, uczyni je zdolniejszemi do walczenia z żywiołami, z któremi każda, choćby największym otoczona blaskiem, w ciągu życia do czynienia miéć musi.
W tém wszystkiem jednak należy względem dziewczynek zachowywać pewne ostrożności, potrzebne dla przechowania ich zewnętrznego wdzięku. Wzgląd ten, jak się to napozór zdawać może, nie wypływa bynajmniéj z pobudek próżności, jedną bowiem z ważnych części wychowania fizycznego kobiety jest, obok rozwijania w nich siły i zdrowia, samém tém rozwijaniem właśnie wspomagana troskliwość o utrzymanie w nich i zewnętrznéj piękności. Piękność kobiety, przy złém i nietrafném fizyczném, umysłowém i moralném wykształceniu, staje się szatanem próżności, lekkomyślności i złych podszeptów, ale, przy dobrém skierowaniu władz cielesnych i duchowych jest znowu wzniosłą, szeroką, moralizującą, estetyczną stroną ludzkości.
Uszlachetniona rozumem i uczuciem piękność ta w posiadaniu rozumnéj i zacnéj kobiety jest talizmanem, który zakląć może wiele złych a obudzić wiele dobrych potęg téj ziemi. Lekceważyć jéj nie można, a trzeba tylko dać ją pojąć kobiecie w prawdzie jéj i szlachetném znaczeniu.
Fizyczną piękność kobiety wychowujący widzą najczęściéj w pieszczotliwości i drobności form, i w mających niby podnosić jéj świetność gałgankach. Przeciwnie jest: piękność prawdziwa zasadza się na sile i harmonii kształtów, bogactwie zdrowia, na rozwinięciu wszystkich części organizmu aż do krańców należnego i naturalnego rozwoju. Według klasycznych pojęć o pięknie, wszystkie w kobiecie kształty i kończyny organów, nie krępowane, ale ćwiczone ruchem i swobodą, winny rozwinąć się do naturalnéj wielkości; skóra ma być cienka i sprężysta, ale niekoniecznie alabastrowa lub kropli krwi pozbawiona napozór. Do tak rozwiniętych kształtów, do tak w porządku utrzymanéj skóry na twarzy i rękach, jeśli przyłączy się blask oczu, towarzyszący zwykle zdrowiu, giętkość i lekkość postaci, będąca wynikiem fizycznych ćwiczeń, odbywanych w dzieciństwie, białość zębów i bogactwo włosów, niezepsutych chorobami, kobieta, choćby o nieregularnych rysach nawet, przedstawi typ plastycznéj piękności fizycznéj. Niech tę Galateę, doskonale urobioną dłutem niezepsutéj natury, ożywi niebieski promień myśli i uczucia, a przez nią i dla niéj niejeden powstanie Pigmalion, mistrz w różnych dziedzinach działalności i umysłowości ludzkiéj.
Nie należy ukrywać przed małą dziewczynką, że się dba o jéj wdzięk zewnętrzny, ale należy dać jéj zawczasu poznać, na czém wdzięk ten zależy. Owszem, niech kobieta wié od dzieciństwa, że piękność jest miłym podarunkiem, otrzymanym przez nią od natury, którego stracić ani zepsuć jéj niewolno; ale niech wié zarazem, że dla przechowania i rozwinięcia tego daru ma być zdrową, dobrą i rozumną, że ku temu nie o kosztowność i bogactwo stroju starać się powinna, ale o dzielność i zdrowie ciała, o bogactwo i pełny rozwój władz ducha.
Po latach siedmiu rozpoczyna się dla dziecka trzecia epoka: dzieciństwo jeszcze, ale coraz szybszym krokiem zbliżające się do młodzieńczości. W téj porze umysł zaczyna pracować z większą niż dotąd siłą, i w dziecku wyraźnie już ukazują się cechy charakteru i umysłu, które staną się własnością człowieka, — dziewczynki mianowicie fizycznie i moralnie rozwijają się w téj epoce bardzo szybko.
Jeżeli pod względem moralnym i umysłowym cała przyszłość dziecka zależy od tego, jak je w tym czasie nauczają i wychowują, strona fizyczna i tu również niepoślednią gra rolę.
Kształcenie umysłowe zabiera wprawdzie pierwsze miejsce, ale organizm fizyczny ma także swoje potrzeby, którym zadość uczynić wypada pod karą zupełnéj często bezowocności starań na korzyść umysłu wyłożonych.
Trudno, niepodobna już nawet, zostawić w tym czasie dziewczynce tak zupełnéj swobody, jakiéj używać miała prawo w pierwszém dziecięctwie; niemniéj jednak rozwijanie zdrowia, siły i sprężystości członków za pomocą ćwiczeń fizycznych nie przestaje być nieodzowném wymaganiem organizmu.
Dla zadosyćuczynienia wymaganiu temu, pedagodzy podają środki następne: przechadzki, gimnastykę, tańce, kąpiele zimne, naukę pływania. Najprostszém i dla wszystkich najprzystępniejszém, a zarazem wielce korzystném ćwiczeniem jest przechadzka bez względu na porę roku, a nawet stan temperatury.
Jeżeli w przechadzkach dzieci mają rozumnych przewodników, oprócz fizycznéj i umysłową wielką korzyść odnieść z nich mogą.
Na wsi, w długich i częstych wycieczkach, przypatrzą się naturze w całém bogactwie i rozmaitości jéj objawów, począwszy od wiosennego pierwiosnka aż do zimowego szronu, brylantowym blaskiem pokrywającego lasy; — w mieście oznajomią się ze zbiorowiskiem ludzi rozmaitych postaci i położeń, oswoją się z tą mieszaniną bogactwa i nędzy, pracy i próżniactwa, interesów i pośpiechów, które są sprężynami ruszających się po miastach tłumów.
I błędne byłoby mniemanie każdego, ktoby sądził, że dziewczynie mniej niż chłopcu potrzebném jest oznajomienie się z naturą i społecznemi objawami.
Przecież nie w zamknięciu haremu, ani w murach klasztornych żyć jéj przyjdzie w przyszłości, ale śród téj natury i między tymi ludźmi pracować ona będzie, działać, cieszyć się, kochać i cierpiéć.
Niech więc zawczasu patrzy na wszystko i wszystkich, a plony spostrzeżeń i nowych pojęć, jakie zbierze na tych przechadzkach, przyniosą pożytek dla jéj ducha taki, jaki przez ruch fizyczny zdobędzie sobie dla ciała.
Drugi rodzaj ćwiczeń fizycznych jest, na nieszczęście, mniéj łatwym do udzielania dorastającemu dziecku.
Gimnastyka kobieca różni się, w pewnych przynajmniéj szczegółach, od gimnastyki męzkiéj. Aby przyniosła całkowitą korzyść, jaka z niéj wypłynąć może, powinna być systematyczną, stosowaną według różnych prawideł, czerpanych znowu z różnych pojedyńczych kompleksyi i organizacyi. Dla takiego gimnastykowania dzieci potrzeba wyłącznych, ku temu urządzonych, zakładów.
Są kraje, w których zakłady gimnastyczne dla dzieci zostały już powszechnie przyjęte i urządzone: Niemcy mianowicie celują w tym względzie, Berlin posiada podobny zakład pierwszorzędny w Europie.
U nas jeszcze, z wyjątkiem Warszawy, zakładom gimnastycznym, tak jak Ogrodom Froebla, życzyć należy najprędszego powstania.
Tymczasem zaś wychowujący powinni jako tako domową gimnastyką zastępować brak pożądanych zakładów.
Są przynajmniéj pewne ćwiczenia bardzo przystępne, niewymagające skomplikowanych przyrządów, dające się urządzić w każdém miejscu. Takiemi są: przeskakiwanie przez sznur, podnoszenie ciężarów, zawieszanie się na horyzontalnie umieszczonym w górze drągu, nadawanie rękom różnych położeń i t. p. Szczegółowe wskazówki dla uskutecznienia tych ćwiczeń znaleźć można w wielu książkach pedagogicznych, jak np. Rady dla matek Thierrego.
Gdy mowa o tańcu, tym trzecim sposobie fizycznych ćwiczeń dla dorastających dziewczynek, mimowoli zwraca się uwagę na to, iż mało kto uczy dziewczęta tańców z myślą o fizycznéj korzyści, ale ogólnie ćwiczenie to uważane jest za pole do popisu, a przynajmniéj za środek do popisywania się kiedyś. Zobaczymy późniéj, że to samo zgubne pomieszanie celów i środków gra wielką a nieszczęśliwą rolę i w innych gałęziach wychowania.
Występuje tu znowu kwestya piękności kobiecéj. Zręczność ruchów, elastyczność ciała i lekkość w poruszaniu całą postacią, nabywane przez naukę tańczenia, przynoszą zapewne pożytek nietylko rozwojowi zdrowia i sił, ale i piękności zewnętrznéj. Wszakże nie można dość często powtarzać, iż należy uczyć kobiety być pięknemi, nie dla popisu, nie dla pochwały, ale przez miłość dla samego piękna, przez wewnętrzne jego poczucie i pojęcie o estetyczném na świecie zadaniu kobiet.
Naukę pływania zalecają bardzo lekarze i pedagodzy, jako zbawiennie wpływającą na hart fizyczny, zdrowie i dobrze pojętą piękność kobiety; ale ponieważ mniejszości tylko dostępną ona być może, zastąpić ją tedy wypada, o ile można, ćwiczeniami gimnastycznemi i zimnemi kąpielami.
Jest jeszcze jedna strona fizycznego wychowania, bardzo zaniedbana u kobiet, a tą jest wzbudzanie w kobiecie fizycznéj odwagi za pomocą oswajania jéj ze wszystkiém, do czego sama poczuwa instynktowy wstręt lub obawę. Tak naprzykład rzeczą jest zupełnie przyjętą, że kobieta obawia się zwierząt, owadów, burzy, grzmotów, ciemności, umarłych, przechylania się powozu z boku na bok w czasie podróży i rozmaitych podobnych rzeczy, a wszystkie te dziwactwa usprawiedliwiane bywają słabością nerwów lub wrodzoną do czegoś odrazą. Co do słabości nerwów, samo przez się wynika, że przy zachowaniu wszystkich rozumnych warunków: pokarmu, ruchu, temperatury, fizycznych systematycznych ćwiczeń, słabość ta będzie istniała tylko wyjątkowo, a wrodzony do czegokolwiek wstręt, jeśli się i zdarza kiedy, trafnemi usiłowaniami stłumionym być może.
Szczególniéj niedorzeczna obawa ciemności i umarłych, które tak często zdarza się spostrzegać u kobiet, bywa skutkiem mistycznego kierunku, nadawanego ich umysłom od niemowlęctwa prawie, grożeniem im różnemi potwornemi dziadami i cyganami, a jeszcze bardziéj opowiadaniem im bajek o umarłych, upiorach, czarownikach, straszliwych cudach i t. d.
Nic nie może być zgubniejszém fizycznie i moralnie, nad takie grożenie dzieciom potworami i bawienie ich przestraszającemi bajkami.
Groźby te i bajki uderzają o słaby mózg dziecięcy, rozstrajają nerwy i wstrząśnieniami, jakich dziecię doświadcza przy ich słuchaniu, osłabiają cały organizm: następnie mącą one pojęcia i na całe życie nadają umysłowi kierunek mistyczny, bardzo zgubny, bo wprowadzający go w świat zaziemski i bajeczny, a zasłaniający przed nim prawdę, na któréj poznaniu zależy cała jego moc i wartość; nareszcie bywają przyczyną hallucynacyi, rozegzaltowania wyobraźni, nadzwyczajnych widzeń i objawień, paraliżujących zdrową działalność podległego im człowieka i szerzących błąd pomiędzy nieoświeconemi lub łatwowiernemi umysłami.
Takiego-to rozegzaltowania wyobraźni i mistycznego umysłowego kierunku wynikiem była przerażająca historya sławnych już w XIX wieku, „świętych” Anny Katarzyny Emmerich w Niemczech i Maryi Dominiki Lazzari we Włoszech. Mistycyzm, posunięty do szaleństwa, tak im rozstroił fizyczne organizmy, że całe ich życie było jednym ciągiem spazmatycznych konwulsyi, a całe ciało pokryło się ranami, w których łatwowierni dojrzeli łaskę cudu. Naturę i przyczynę tych szczególnych zjawisk uczenie wytłómaczył Alfred Maury w książce pod tytułem: La magie au moyen âge, z któréj łatwo przekonać się można, że Katarzyna Emmerich i Dominika Lazzari były nieszczęśliwemi istotami, obałamuconemi przez mistyczny kierunek umysłu, a przytém dotkniętemi fizyczną hysteryczną chorobą, jaka z kierunku tego wynikła, i wskutek w błąd wprowadzającemi umysły innych.
Jeżeli grożenie dziecku różnemi dziwolągami i opowiadanie mu o rzeczach nadprzyrodzonych a przerażających niekażdą kobietę doprowadzić może do nieszczęsnego stanu, jakiemu uległy dwie „święte”; toć jednak każde dziecię, dorósłszy, mniéj lub więcéj odczuwa złe ich wpływy, i albo wewnętrzną pracą, która wiele zużywa woli, otrząsać się z nich musi, albo na całe życie pozostaje z niegodnością i śmiesznością, które wynikają z urojonych obaw i niedostatku fizycznéj odwagi.
W ogóle należy dziecię jak najmniéj wprowadzać w świat nadprzyrodzony, bo filozofii, która zawiera się w pewnych o świecie tym pojęciach, zrozumiéć ono nie może, a to tylko uderzy jego umysł i zwróci uwagę, co rozpalająco działa na wyobraźnią i szkodliwie wstrząsa fizycznym organizmem.
A dla uspokojenia, zabawienia i umoralnienia dziecka czyliż nie piękniejszą jest stokroć każda wdzięczna piosenka matki albo słodkie słowo przestrogi, ubrane w obrazową formę i spływające na dziecię wraz z macierzyńską pieszczotą, niż owe opowieści o świętych, zstępujących z nieba, i Piotrowinach, powstających z grobu, które przejmują dziecię grozą i przestrachem, a których przenośni i filozofii zrozumiéć ono nie zdoła?
Ale natomiast najpilniéj oswajać trzeba dziecię ze światem dotykalnym i przyrodzonym, z tém wszystkiém, śród czego żyć mu przyjdzie w ciągłem zetknięciu. Niech nie lęka się ono ani zwierząt, ani owadów, ani gromów, niech, o ile to jest możebném, posiądzie tę fizyczną odwagę, która, połączona z moralném męztwem, stanowi piękne znamię człowieczeństwa i tak dzielnie wspomaga fizyczne i moralne zdrowie.
Wszystko, cośmy tu w krótkości i pobieżnie powiedzieli o fizyczném wychowaniu kobiety, da się streścić w kilku wyrazach, będących w tym względzie rodzajem pia desideria.
1) Trzeba, aby matki hodowały niemowlęta, nie machinalnie, powodując się tylko natchnieniami serca, obałamuconego nieraz samą siłą macierzyńskiéj miłości, tradycyą lub kaprysem, ale aby spełniały te ważne zadania z wiedzą tego, co czynią, z wyrozumowaném pojęciem każdego względem niemowlęcia postępku.
2) Aby pokarmy, udzielane dziewczynkom po wyjściu ich z niemowlęctwa, były lepiéj niż dotąd stosowane do istotnych potrzeb ich organizmu.
3) Aby dziewczynka, od chwili, w któréj zaczyna chodzić o własnych siłach, posiadała zupełną swobodę ruchu do lat 7 lub 8, a potém, aby godziny systematycznych i przywiązujących do miejsca nauk były dla niéj przeplatane godzinami przechadzki, gimnastyki, tańców, wszelkich jedném słowem, ćwiczeń, wzmacniających i rozwijających ciało.
4) Aby w oswajaniu dzieci ze zmianami temperatury wychowawcy nie czynili tak wielkiéj, jak dotąd, różnicy pomiędzy dziećmi obu płci.
5) Aby piękność zewnętrzna, rozwijaną była w kobiecie od dziecięctwa, nie jako środek, ale jako cel, nie jak błyskotka, ale jak estetyczna strona ludzkości. Ku temu służyć mają, nie gałganki i sztuczne ozdoby, ale należyty rozwój wszystkich władz cielesnych, umysłowych i moralnych.
6) Aby unikać wszystkiego, co może wzbudzić w dziewczynce nerwową, chorobliwą lękliwość, a rozwijać w niéj przeciwnie jak największą odwagę fizyczną.
7) Aby ogół wychowujących przejął się tą myślą i przez gruntowne zapoznanie się z istotą natury ludzkiéj nauczył się téj prawdy, że tylko na podstawie dobrego fizycznego wychowania budować można umysłowy i moralny rozwój; że słabość lub skrzywienie téj podstawy w niwecz obróci całą budowę, choćby z największym wystawioną mozołem; że natura w nieubłaganéj swéj logice tak ściśle połączyła troiste władze, składające jedność istoty ludzkiéj: ciało, umysł i serce, iż z zaniedbania jednéj z nich wynika niezbędnie kapitalna szkoda dla dwóch innych.

III.

Po tém pobieżném określeniu sposobu wychowania fizycznego, wypada zastanowić się nad kształceniem ducha kobiety, nazywaném zwykle kształceniem umysłowém i moralném.
Dosyć jest jednéj chwili namysłu, aby dojść do przekonania, że tak jak zdrowy rozwój ciała powinien być podstawą skutecznego i trafnego rozwijania umysłu, tak znowu na tym rozwoju umysłowym wspiera się cała moc i wartość istoty moralnéj człowieka.
W wychowaniu kobiety, obok zaniedbanéj strony fizycznéj i niedostatecznych, a co najgorsza, błędnych, z fałszywém pojęciem rzeczy czynionych o rozwój umysłu zabiegów, moralizowanie wybujało niezmiernie, a jednak dla braku stosownych podstaw zbyt często pożądanych nie przynosi owoców.
Bo czémże jest moralna strona kobiety? — tém samém, co i mężczyzny. Zamyka w sobie pojęcia: dobroci, prawości, energii czynu. A jakąż siłę i rękojmię trwałości mają przymioty te, gdy nie są oparte na samowiedzy działania i przekonaniach?
Niech zaświadczy o tém każdy, kto się spotykał z owemi owieczkami dobroci, gotowemi przy lada draśnięciu swe krogulcze pokazać szpony, z owymi rycerzami prawości, którzy na widok interesu, dogadzającego ich chciwości lub miłości własnéj, przemieniają się w naśladowców Spartan, trzymających się zasady: „kraść byle zręcznie!”, z owymi lwami energii, którzy na widok trudności, lub niebezpieczeństwa, przemieniają się w barany, biegnące ze schylonym łbem za beczącém jednogłośnie stadem. Kto przypatrzył się tym wszystkim okazom menażeryi ludzkiéj, ten przekonać się musiał, że wszystkie cnoty bezwiedne, nieoparte na świadomości ich potrzeby i znaczenia, i na powstałych z téj świadomości przekonaniach, są mydlanemi bańkami, które każdy podmuch wiatru w mętną pianę zamienia, — są może dowodem dobroci natury ludzkiéj ale zarazem i jéj słabości, gdy nie jest opartą na światłéj kierowniczéj myśli, — są piękną, lecz krótko trwającą, illuzyą.
Zwierzęce skłonności, egoistyczne instynkta podszeptujące wciąż człowiekowi rady, ku własnemu interesowi go skłaniające, plątaniny społeczne, stawiające go w różnych, częstokroć trudnych i zawikłanych położeniach, stanowią możne przyczyny, ciągnące go ku złemu. Aby oprzéć się tym podszeptom i pociągom, trzeba człowiekowi pewnego a niezachwianego punktu oparcia się, czyli zasad. A zasady te — to przekonania, to światło rozumu, to rozwój umysłowy, będący jedyną opoką, na jakiéj wesprzéć się może człowiek, pod którego stopami grunt drży, poruszany jego własnemi i otaczających go ludzi namiętnościami.
Dla tego, ażeby dziecko odnosiło korzyść z moralnego wychowania, trzeba, aby jasno widziało, dla czego tak a nie inaczéj ma postępować. To dla czego ma towarzyszyć myśli ludzkiéj od kolebki do grobu; bez niego niéma prawdziwéj i trwałéj dobroci ni prawości.
Ale, aby dziecię umiało odpowiedziéć sobie na to dla czego? — które wciąż myśli jego nasuwać należy w dzieciństwie, które wciąż samo przez się nasuwać mu się będzie w latach późniejszych, należy oznajamiać je ze stosunkiem wzajemnym wszystkich na świecie rzeczy, z naturą i potrzebami wszystkiego, co dziecię wkoło siebie spostrzega, należy skłaniać myśl dziecka do rozwagi, kombinacyi i wniosków, słowem: rozwijać je umysłowo.
Dobry lub zły kierunek rozwoju umysłowego, na którym ma spocząć warstwa moralności przyszłego człowieka, zależy od trafnie lub nietrafnie użytych trzech warunków nauczania: czasu, jakości i celu, czyli od tego: kiedy dziecię się uczy? czego i dla czego?
Mężczyzna, aby wykształcić się umysłowo i nabyć zapasu wiedzy, dostatecznego na to, aby mu ona była wsparciem moralném i materyalném zapewnieniem egzystencyi, uczy się do lat dwudziestu, niekiedy i najczęściéj do dwudziestu kilku.
Kobieta, która również jak on jest członkiem społeczeństwa, obowiązanym do poniesienia wszystkich jego cierpień i powinności, która więc, również jak on, potrzebuje posiadać w sobie dźwignię i pociechę moralną i punkt oparcia materyalny, uczy się do lat 17, często do 15 zaledwie.
Wprawdzie nauka rozpoczyna się dla niéj wcześniéj niż dla mężczyzn, nie równoważy to wszakże bynajmniéj strat i pożytków, bo wczesne to uczenie się szkodzi częstokroć fizycznéj stronie, a nietylko umysłowéj, nie pomagając do wzrostu, ale niekiedy tłumiąc ją, lub całkiem paraliżując przez wczesne znudzenie, zniechęcenie i machinalne nabycie wiadomości, które tylko dokładnie zrozumiane korzyść przynosić mogą. Wzamian za kilka najlepszych lat od 17 roku życia do 20 i daléj, w których umysłowe kształcenie swe potęguje i uzupełnia mężczyzna, kobietom dają na zdobywanie wiedzy dziecięce i najniewdzięczniejsze dla umysłowéj pracy lata od 5 do 10 roku.
Krótki ten zakres czasu, przeznaczonego na naukę dla kobiety, dobrym i stosownym był niegdyś, kiedy kobiety, zostając cale życie małoletniemi, przez całe téż życie zamknięte w ściśle zakreśloném domową i gospodarską sferą kole, nie potrzebowały, oprócz bardzo wyjątkowych razów, ani przekonań do oparcia się pokusom i stawienia mężnego czoła cierpieniom, tak osobistym, jak społecznym, ani umiejętności i energi dla zdobycia sobie materyalnego bytu.
Zakres ten stosowny był wtedy, gdy, przy prząśnicy lub kołowrotku, kobieta spędzać mogła spokojnie porę oczekiwania na powrót z wojaczki męża, który sam zaledwie czytać umiał, a który, wróciwszy, nie czuł potrzeby, ani podzielenia się z nią myślą światłą, ani wezwania jéj porady, a często i pomocy, w człowieczych swych lub obywatelskich działaniach.
Stosownym mógł być on i wtedy, gdy, w dostatkach i pomyślności opływająca, społeczność nasza, każdéj z kobiet zapewniała byt materyalny zbytkowny, a przynajmniéj wygodny, potrzebując od niéj wzamian tylko pięknéj twarzy, aby przyświecała świetnym zebraniom, i uprzejmego szczebiotania o niczém, aby uprzyjemniała goszczenie w salonach.
Ale zmieniły się czasy. Zamknięcie kobiety w sferze codziennych tylko zatrudnień i salonowego szczebiotania należy już do przeszłości, a potrzeby i pojęcia ludzkości coraz więcéj ją wprowadzają w świat szerokich społecznych myśli i działań. Dziś mężczyzna myślący i działający potrzebuje miéć w niéj nietylko gospodynię, zatrudnioną powszedniemi życia potrzebami, ale żonę w prawdziwém i najwyższém słowa tego znaczeniu, to jest towarzyszkę, przyjaciołkę, współpracownicę w przedsięwziętém dziele.
Jeśli kobieta nie jest żoną, potrzebuje zapasu myśli, wiedzy i energii, aby znaleźć sobie cel życia i to spokojne szczęście wewnętrzne, jakie człowiek o własnych siłach w piersi swéj wytworzyć może, aby zapracować sobie na byt powszedni, na ten kawałek codziennego chleba, którego brak pogrąża w przepaść moralnéj nawet, nietylko materyalnéj, nędzy. A jeżeli jeszcze kobieta jest matką! Niech się znajdzie pióro mistrza i określi, czém w społeczności naszéj — w społeczności dzisiejszéj, jest, a czém powinna być matka.
Imię to od początku świata znaczyło wiele, dziś znaczy ono stokroć więcéj jeszcze.
Dawniéj matka dawała dziecku życie fizyczne, a w moralnym zakresie wlewała w nie tylko religijną wiarę: dziś, ile jest w mowie ludzkiéj świętych imion, wszystkie z jéj ust w myśl dziecka spłynąć powinny; ile jest na świecie wiar i miłości, służących w życiu za opokę, wszystkie ma posiąść matka, aby dziecię, gdy oderwie się od jéj łona i w daleką podróż życia pójdzie, wziąć je od niéj i unieść z sobą mogło.
Więc, jako towarzyszka myślącego i działającego mężczyzny, jako matka dzieci, powołanych do trudnych a wielkich zadań społecznych, jako nareszcie człowiek, potrzebujący celu życia i umiejętności działania, aby to życie utrzymać w moralnéj godności i materyalnym dostatku, kobieta weszła w obywatelstwo świata i zarówno z mężczyzną potrzebuje wiedzy.
Potrzebuje ona wiedzy, aby brakiem umysłowego rozwoju nie odtrącić męża od domowego ogniska i nie stać się dla niego kulą u nogi, zamiast pomocy; aby umiéć dzieci swoje wychować w równowadze fizycznéj, moralnéj i umysłowéj; aby miéć cel życia, gdy nie zostanie żoną ni matką; aby zdobyć kawałek chleba, gdy jest ubogą.
Potrzebuje ona wiedzy na to jeszcze, aby nie runęła mozolnie zbudowana wieża jéj moralności; aby cierpienia życia, równoważone spokojem, płynącym z myśli światłéj, nie podkopały fundamentu jéj fizycznego zdrowia.
Spojrzmy teraz na cały ten zakres potrzeb i działań dzisiejszéj kobiety, i na to, jakie ważne miejsce zajmuje w nich wiedza, i powiedzmy: czy do 15 lub 17 lat roku życia kobieta ma dosyć czasu do zdobycia całego potrzebnego wiedzy téj zapasu.
Chcąc się o tém dostatecznie przekonać, zwrócimy uwagę na drugie pytanie, zadane dzisiejszemu umysłowemu kształceniu kobiety, i zobaczywszy już, kiedy się uczy kobieta, zobaczmy czego się ona uczy?
Tu wszakże, rozważając kierunek, jakim postępują umysły kobiet, rozdzielić je należy na dwie klasy: 1) Kobiety bogate, sposobiące się na delikatne kwiatki i świetne królowe salonów; 2) Kobiety niebogate lub całkiem ubogie, sposobione na dobre gospodynie, a w razie nie wyjścia za mąż, na nauczycielki.
Biorąc pod rozwagę kierunek umysłowy kobiet, w ten sposób podzielonych, dojdziemy do rozwiązania dwóch zarazem pytań: czego się uczą kobiety? i dla czego się one uczą?
Bo wedle różnicy celu, dla jakiego uczą się kobiety bogate i niebogate, zachodzi pewna różnica w rodzaju udzielanych im nauk, różnica drobna wprawdzie, nieprowadząca wcale do ważnych rezultatów, niemniéj jednak zasługująca na uwzględnienie.
Już-to głównym ogólnym celem uczenia się jednych i drugich jest wielka sprawa zdobycia sobie męża. Bogate wszakże panny, niezależne od własnych umiejętności, ku temu posługujących, posiadają znakomite słowo posiłkowe: „posag” — mniéj potrzebują zręczności w gonitwach małżeńskiéj ślepéj babki. Za to konieczném jest dla nich zdobycie sztuki błyszczenia, za któréj pomocą mogłyby przez całe życie, a raczéj przez całą młodość, godnie spełniać zadanie królowania w świecie na sposób Merowingów.
Innych celów uczenia bogatych kobiet trudno jest zaprawdę dopatrzyć, to téż nomenklatura udzielanych im nauk nie utrudzi niczyjéj pamięci. Nazwy tych nauk, wymienione porządkiem według przypisywanéj każdéj z nich wagi i niezbędności, są następujące: jeden lub dwa języki obce, muzyka na fortepianie, maniera, wyszywanie na kanwie, haftowanie na batyście, taniec, nomenklatura geograficzna, chronologia historyczna, rachunki, doprowadzone aż do czterech działań arytmetycznych, z których jeszcze ostatnie, dzielenie, jako najtrudniejsze, wątpliwe zajmuje miejsce.
Oto i wszystko. Niekiedy tylko jeszcze, jak się wyraża Pellatan, „żądna chluby matka rzuca swoją córkę w naukę języka angielskiego lub włoskiego,” ale najczęściéj „ten wielojęzykowy zbytek zostawia się hrabinom i guwernantkom.”
Niekiedy także wspaniały ten szereg umiejętności powiększa się nauką śpiewu lub rysunku i wielce nawet pożądaną jest zwykle rzeczą, aby młoda osoba mogła błysnąć w salonie wokalném wykonaniem jakiéj aryi, albo zebranym gościom ukazać wiszący na ścianie malowany bukiet lub pejzaż, jako dzieło rąk swoich. Okazy te posiadanych przez młodą osobę talentów mogą zdobyć jéj jaką świetną partyą w postaci młodego mężczyzny, noszącego przy sobie słowo posiłkowe „majątek;” a do tego pochyli przed nią czoła mnóstwa wielbicieli, sposobiących się lub sposobionych na magistrów salonowéj filozofii, i doktorów praw obojga płci.
W kształceniu kobiet niebogatych, z powodu różnicy położenia, a zatém i po części celów uczenia się, drobne zachodzą różnice.
Piérwsze w nim miejsce znajdują zawsze języki obce, a mianowicie francuzki, i gra na fortepianie.
Ale maniera, zastosowana do saloników lub po prostu do pokojów, zamiast do salonów, jest daleko mniéj skomplikowaną i wymagającą; haftowanie na kanwie ustępuje przed użyteczniejszą umiejętnością szycia; nomenklatura geograficzna i chronologia historyczna, pozostając tylko nomenklaturą i chronologią, bywają przecież w obszerniejszych udzielane rozmiarach; arytmetyka przechodzi granice ułamków i dochodzi niekiedy do reguły trzech.
A oprócz tego panna niebogata, otoczona najczęściéj niebogatymi téż ludźmi, aby między nimi znaléźć męża, posiadać winna pewne uzdolnienia praktyczne, jakiemi są: chodzenie z kluczykami, urządzanie herbaty i t. p. okazy gospodarskich umiejętności.
Wychowujący ją przypuszczają niekiedy, lubo z odrazą i obawą, słuszną nawet poniekąd, iż pomimo tak starannego i wszechstronnego jéj wychowania, może nie znajdzie się nikt, ktoby dla niéj zapalił pochodnię hymenu. W takim razie będzie ona nauczycielką. Czy dla tego powinna się więcéj uczyć? Nie. Bo wprawne mówienie obcemi językami i gra na fortepianie są dostatecznym patentem doskonałości guwernantki, a jeśli jeszcze w konserwacyi potrafi ona zacytować parę dat historycznych lub parę nazwisk geograficznych, imponujących odległością miejsca, będzie uważana za wzór guwernantek.
Nauczycielstwo zresztą nigdy, a przynajmniéj rzadko bywa wytkniętym celem umysłowego kształcenia kobiety. Nie przeszkadza ono istnieniu jedynego, wielkiego, wszystkie inne pochłaniającego celu, jakim jest wyjście za mąż; przyjmuje się je jako epokę przejściową, którą przebyć trzeba jako tako; nim się dojdzie do celu upragnionego, nigdy niespuszczanego z oka. W taki więc sposób rozumiejąc nauczycielstwo, wychowujący nie zadają sobie wcale trudu wnikania w przywiązane do niego powinności, w granice wiedzy, jakiéj ono wymaga.
A jak trudno jest dopatrzyć innych celów uczenia kobiety bogatéj nad zdobycie męża i błyszczenie w salonach, tak i celami wychowania kobiet niebogatych są: znowu to samo zdobycie męża, a w najgorszym razie nauczycielstwo, jako prezerwatywa od głodowéj śmierci, potrzebna, dopóki się nie zjawi upragniony Messyasz.
Są zapewne, i w znacznéj liczbie ludzie, najzupełniéj zadowoleni z takiego stanu rzeczy, przekonani, że wiedza, udzielana dotąd kobietom, jest zupełnie dostateczną, może i zbyteczną nawet.
Tacy dzielą się na dwa obozy. Jedni pożyczywszy okularów od doktora Tém-gorzéj, uważają kobietę za istotę nieudolną z natury, któréj przywar wrodzonych nic poprawić i moralnéj godności nic podnieść nie zdoła. Inni, spojrzawszy na kobiety przez szkiełka doktora Tém-lepiéj, okrzyknęli je tak doskonałemi, anielskiemi z natury istotami, że dość im wrodzonéj piękności, mianowicie wrodzonéj dobroci i miękkości serca, aby spełnić mogły godnie swoje na ziemi zadanie. Ale ci, którzy, wolni od pesymistycznych i optymistycznych poglądów, patrzą na kobiety oczyma zdrowego rozsądku, przez chwilę tylko potrzebują przyjrzéć się opłakanym skutkom, jakie przynosi kobietom a zatém i społeczeństwu, to nie w porę, niedostateczne i błędnie pojęte ich kształcenie, aby wyrzec: czy i jakich należy użyć środków ku poprawieniu zła.
„W imię rodziny i jéj zbawienia, w imię macierzyństwa, małżeństwa i domowego ogniska, winniśmy dopominać się dla kobiet o męzkie i poważne wychowanie. Bo nareszcie dajmyż stanowcze określenie szanownym mianom żon i matek. Nikt zapewne z większym od mego szacunkiem nie schyli czoła przed temi gospodarskiemi czynnościami codziennemi, podrzędnemi na pozór, wzniosłemi w istocie, bo zawierającemi się w słowach: myśléć o innych!
„Ale czy te czynności stanowią już całe zadanie, jakie ma do spełnienia kobieta?
„Aby żoną być i matką, dosyć-że jest umiéć zarządzić obiadem, przypilnować sługi, czuwać nad dobrobytem domowych? Dosyć-że jest kochać i modlić się? Nie. Jest to wiele, ale nie wszystko. Trzeba jeszcze przewodniczyć i wychowywać, a zatém: umiéć. Bez wiedzy niéma matki, prawdziwéj matki; bez wiedzy niema żony, prawdziwéj żony.
„Nie idzie za tém, abyśmy wszystkie córki nasze kształcili na astronomów lub fizyków, ale winniśmy silnie zaprawiać władze ich myślenia przez zetknięcie się umysłów z nauką; powinniśmy uczynić je zdolnemi do pojęcia wszystkich idei ich mężów, wszystkich nauk, jakie będą otrzymywać ich dzieci.
„Często słyszéć się daje wyliczanie szkodliwych skutków uczenia kobiety, a nigdy prawie nikt nie zwraca uwagi na śmiertelne niebezpieczeństwo ich nieuctwa.
„Wykształcenie umysłowe stanowi węzeł między małżonkami; nieuctwo sprawia między nimi rozdział. Wykształcenie jest pociechą, nieuctwo męczarnią. Brak wykształcenia rozwija w kobiecie tysiące wad, tysiące błędów. Dlaczego naprzykład ta lub owa kobieta śmiertelnie się nudzi? Bo nic nie umié. Dlaczego tamta zalotna jest, kapryśna, próżna? Bo nic nie umié. Dlaczego inna jeszcze oddaje na błyskotki owoc długiéj a ciężkiéj pracy męża? dlaczego rujnuje go zaciąganemi długami? dlaczego pociąga do zabaw, które go nudzą i męczą. Bo nic nie umié, bo na pokarm jéj duchowi nie dano żadnéj pożywnéj myśli, bo świat pojęć wielkich i pięknych zamknięty jest przed nią. Dla niéj więc świat próżności i bezładu... Nie jeden mąż, który szydzi z nauki w stosunku jéj do kobiet, przez nią zbawionym byłby od hańby.” (Er. Legouvé: Histoire morale des femmes).
A jeśli tak opłakane są skutki nieuctwa żon, matek i gospodyń, cóż dopiéro mówić o kobietach, które tych nazw pożądanych nigdy nie posiadały? Cóż mówić o takich, które burzami życia pozbawione rodzinnego ogniska, idą przez świat samotne a słabe, łamiąc się z sobą, ludźmi i twardemi koniecznościami życia?
Z tego wszystkiego zaś widzimy, że wychowanie umysłowe kobiety nietylko zdobycie męża i możność błyszczenia powinno miéć na celu, ale, że zadaniem jego jest: uczynić z kobiety przedewszystkiém człowieka, człowieka z jasną i szeroką myślą, z uzdolnieniem do pracy i z mocą do samoistnego życia. Widzimy, że niedość jest uczyć kobietę dlatego, aby ona mogła podobać się i wyjść za mąż, ale aby po wyjściu za mąż umiała być żoną, matką, gospodynią i obywatelką.
Rozważywszy więc trzy pytania zasadnicze, zwrócone do sposobu umysłowego wychowania kobiety: 1) kiedy uczą się kobiety? 2) czego się uczą? 3) dlaczego się uczą? — inaczéj odpowiedziéć niepodobna jak tylko: 1) kobiety uczą się za krótko, 2) za mało, 3) dla ciasno pojętych lub błędnie wybranych celów.

IV.

Stosując stopniowe rozwijanie umysłu do takiego samego rozwijania władz fizycznych, wyraźnie zakreślają się na nauczanie dziewczynki trzy epoki: piérwsza od lat ośmiu do trzynastu, druga od trzynastu do ośmnastu, trzecia od ośmnastu do dwudziestu lub nieco daléj.
W piérwszéj epoce dziewczynka fizycznie i moralnie jest jeszcze dzieckiem. Nauki zbyt systematyczne, zbyt przymuszające do ciągłego siedzenia szkodliwe są jéj ciału, odbywającemu najżywszy proces przerabiania się i wzrostu, niepożyteczne umysłowi, niezdolnemu jeszcze ogarnąć i pojąć żywotnéj treści nauk.
To téż zdobyte przez nią w téj porze wiadomości są zaledwie słabym początkiem dalszego jéj kształcenia.
Od lat trzynastu, i fizyczne, i umysłowe władze dziewczynki wstępują w drugą fazę. Jeszcze dziecko, zaczyna już stawać się dziewicą. Ze stanowiska nawet fizyologicznego, kilka lat życia kobiety od trzynastu do ośmnastu uważane są za odrębną i stanowiącą w sobie pewną całość — epokę.
W epoce téj szybko już rozwija się i kształci ciało, umysł winien już także wejść na szerokie drogi gruntownego a pilnego zdobywania wiedzy. Ale nie dosyć na tém.
W ośmnastym roku życia umysł kobiety, w poprzedzających latach dobrze kierowany i nie wytrącony z dróg właściwych zaniedbaniem strony fizycznéj, dochodzi do pewnego stopnia dojrzałości. W owéj porze, jak ciało jéj ma już pewne stanowcze kształty i zarysy, tak i myśl z większą niż wprzódy łatwością skupia się i rozszerza, analiza i kombinacya, z pomocą uprzednio nabytych wiadomości, potęgują się ciągle. Wszakże jak dla ciała, tak dla umysłu, nie jest to jeszcze stan zupełnéj dojrzałości, ale pewien tylko jéj stopień. Zewnętrzne formy ciała są, zda się, już dojrzałe i rozwinięte, ale wewnętrzny proces fizyczny, nieujawniający się na zewnątrz, nie dochodzi jeszcze do pełnéj siły i rozwoju. Umysł także, szczególniéj po potrafném dotychczasowém kształceniu, wydaje się napozór dostatecznie rozwiniętym, a w istocie musi być jeszcze chwiejnym i słabym.
Tak więc, jak epoka od lat trzynastu do ośmnastu prowadziła stopniowo od piérwszego dzieciństwa do młodzieńczości czyli adolescencyi, druga od ośmnastu do dwudziestu lub daléj prowadzi stopniowo tę piérwszą młodość do młodości dojrzałéj i silnéj, do jedynéj pory, w któréj kobieta stać się może człowiekiem.
Z tego określenia czasu, w jakim odbyć się ma zupełny proces umysłowego kształcenia kobiety, samo przez się wypływa pytanie: czego się ona przez tak długie napozór lata uczyć powinna.
Ludzie bezstronni i rozsądni, którzy nie patrzą na kobiety przez okulary doktorów Tém gorzéj i Témlepiéj, odpowiedzą: wszystkiego.
Wszystkiego, czego się uczą mężczyźni, wszystkiego, co z kobiety uczynić może prawego i rozumnego człowieka, wszystkiego nakoniec, na czém wesprzéć się ma przyszły jéj byt moralny i materyalny. A jedyném ograniczeniem, jedyném prawidłem w tym razie mogą być tylko osobiste zdolności i popędy, albo wyłączne potrzeby, wynikające z położenia i przewidywanych dróg uczącéj kobiety.
Najważniejszemi zaletami umysłu, bez których niepodobna prawie stać się światłym i prawym człowiekiem, są: logika, praktyczność, szeroki na rzeczy pogląd i prostota. A ponieważ mózg dziecka giętkim jest i skłonnym do ukształtowania się według zewnętrznych wpływów, jakich doświadcza, samo z siebie wynika, że te nauki piérwsze w wychowaniu miejsce zająć powinny, których wpływy nagiąć i ukształtować mogą umysł tak, aby posiadał: logikę, praktyczność, szeroki na świat pogląd i prostotę.
Nielogiczność i niekonsekwentność słusznie i często zarzucają kobietom. Być może — i tak jest najpewniéj, że fizyczna często przyczyna, leżąca w delikatniejszym i drażliwszym systemacie nerwowym kobiet, mianowicie, gdy ten nie jest wzmocnionym przez jędrne i silne wychowanie fizyczne, czyniąc je zbyt wraźliwemi, ujmuje im mocy do stosowania myśli i postępków z pewnemi stałemi prawidłami.
Są jednak dowody, że nietylko przez staranne kształcenie i wzmacnianie w nich téj słabéj strony, ale nieraz tylko przez własną intuicyą i samodzielne wysilenia kobiety przychodzą do ścisłéj logiczności pojęć i postępków.
Ale intuicya taka i samodzielność mogą być udziałem tylko szczególniéj bogatą naturą obdarzonych istot, ogół zaś potrzebuje kształcenia téj strony tém staranniejszego, im ona jest słabszą z powodów, wynikających z fizycznego organizmu. A jeśli logika jest linią, w jakiéj idą po sobie przyczyny i skutki w różnych kierunkach, lecz zawsze prawidłowe, toć dla nagięcia umysłu do pojmowania téj linii i nie zbaczania z niéj, czy nie byłaby bardzo pomocną nauka o linii: geometrya?
Ten użytek i wpływ geometryi na umysł musiał w ten sposób zrozumiéć Froebel, gdy położył przed oczy niemowląt jeszcze prawie: kulę, walec i sześcian, a potém za główną osnowę nauki i zabawy dziecięcéj podał ten sam sześcian, rozebrany na mnóztwo części z których układa się mnóztwo kształtów.
W ogrodach Froebla dziecię, przy najpiérwszém otworzeniu się oczu na światło zaledwie powstającéj w niém myśli, spotyka się z geometryą. Nad kolebką zawieszają mu piłkę i uczą je poznawać kierunek czyli linią, w jakiej kołysze się ona w powietrzu.
To kołysanie się w różnych kierunkach piłki nad kolebką i późniejszy sześcian, z którego rozebranych sześćdziesięciu kilku części dziecię uczy się układać przeróżne kształty, wzory, litery, wymownie przemawiają w systematyce Froebla za pożytkiem, jaki dziecięcemu umysłowi przynosi geometrya. Znakomity myśliciel i pełen miłości badacz umysłów dziecięcych uznał widocznie, że nauka ta lepiéj prostuje i koncentruje władze myślenia dziecka, niż gramatyka Chapsala i Noëla.
Po nielogiczności kobietom najbardziéj zarzucają niepraktyczność, to jest: marzycielstwo, nieznajomość rzeczywistości, rojenie światów nadprzyrodzonych, przywiązywanie się do tych kreacyi wyobraźni swojéj tak bardzo, iż odrywa je to od ziemi z wielką szkodą tych, którzy je otaczają. Téj saméj niepraktyczności kobiet przypisują wielką ich skłonność do wierzenia w przesądy i zabobony, w nadzwyczajne zjawiska i tym podobne rzeczy, zasłaniające przed niemi prawdę.
Niepodobna zaprzeczyć, że słaba ta strona bywa w kobietach niezmiernie wybitną i częstą. Ale czyliż nie pochodzi ona z zupełnéj nieznajomości natury i świata, w którym kobieta żyje? Czy, aby jéj zapobiedz, nie należy oznajamiać kobiety ze wszystkiém, co istnieje na niebie i ziemi, z tém, czego dojrzéć nie może, bo istnieje gdzieindziéj, ale o czém wiedziéć i co rozumiéć powinna? Czy nie należy ukazać jéj stosunku wzajemnego tych wszystkich rzeczy, ich istoty, odbieranych i wywieranych wpływów — odkryć przed nią nareszcie tego najwspanialszego i najbardziéj pouczającego obrazu, jaki przed oczyma człowieka roztaczają nauki przyrodnicze?
Dotąd jeszcze większość trwa w tém przekonaniu, że uczenie się fizyologii lub anatomii jest najwyższą nieprzyzwoitością dla kobiety, dla któréj jeden tylko fenomen, wykazany przez piérwszą z tych nauk, ma pewną wartość, a tym jest, że serce znajduje się z lewéj strony piersi.
Z astronomii za dostateczną dla kobiety uznano wiadomość, że ziemia ma kształt kuli z dwóch boków spłaszczonéj, i że gwiazdy są oczyma aniołów, patrzących z góry na ten padół płaczu. W fizyce największe statunkowo uczyniono postępy, boć każda już kobieta mniéj więcéj wie: dla czego w pokoju zimna para z ust wychodzi, zkąd się deszcz bierze, czém są obłoki i t. d.
Wprawdzie wiedziéć, że serce umieszczone jest z lewéj strony piersi, umiéć na pamięć, że ziemia ma kształt kuli, z dwóch stron spłaszczonéj, i rozumiéć, że deszcz pochodzi z nagromadzenia w górnych sferach obłoków, złożonych z ziemskich wyziewów, znaczy niewiele jeszcze posiadać z nauk przyrodniczych. Lecz jakkolwiek mało to jest, toż jednak, wyjąwszy wiadomość o gwiazdach, pojętych jako oczy aniołów lub otwory w niebie, jest to już coś — niby początek tego, co ma być i być powinno. W istocie od pewnego czasu daje się spostrzegać dość wyraźny zwrot w wychowaniu kobiet, prowadzący je ku naukom przyrodniczym, zwrot słaby jeszcze, nieśmiały, a jednak dowodzący, że zaznajomienie kobiety z tém, co ją otacza, za pożyteczne dla niéj, jeśli już nie za konieczne, uważać zaczynamy. A zaprawdę umysł nieposiadający wzniosłéj o naturze wiedzy, wiecznie będzie się błąkał w ciasnym obrębie, nie dosięgnie nigdy możebnéj sobie skali, ani zdobędzie dostatecznéj jasności.
Dopóki człowiek ciekawém i pojętném okiem nie w patrzy się w naturę, wszystko mu będzie obce i nieznane: i to, co widzi, i to, na czém stoi, i to, czego się dotyka, i to, czém jest sam. Nie znając stosunku wzajemnego wszech rzeczy i stosunku swego do wszech rzeczy, nie wiedząc o wpływach, jakich doświadcza, ani o tych, jakie sam wywiera, błąka się w przypuszczeniach, w przesądach błędnych i nierozumnych, często śmiesznych, a często téż i w szkodliwych wierzeniach. Ta ciasnota pojęć zabija go w życiu duchowém, szkodzi mu w życiu codzienném. Przez nią uciskany, umysł jego nic nie zrozumié dokładnie, nie zda sobie sprawy z fenomenów, najpowszedniéj wkoło niego się zdarzających. Dzieje ludzkości zostaną dla niego na zawsze suchą chronologią i ogołoconą ze znaczenia historyą królów i wojen, bo z dziejami ducha narodów wiąże się ściśle znajomość natury, śród któréj rozwijały się one w danych epokach i miejscach, która była bodźcem i piérwszą przyczyną złych lub dobrych działań, składających je jednostek.
Stosunki społeczne będą mu tylko znane z dotykalnéj zewnętrznej strony: filozofii ich nie zrozumié, bo łączy się ona z filozofią całego przebiegu dziejów, niepodobną do pojęcia bez znajomości praw natury.
Potrzeby powszedniego nawet życia kierować on będzie, tłómaczyć i zaspokajać z pomocą rutyny i wedle tradycyi, ślepo przyjętéj i przyswojonéj, szkodliwéj może, bo błędnéj.
Mogą istniéć zapewne dziwnie bogato obdarowane jednostki, które samą intuicyą, niewspomaganą przez naukę i znajomość rzeczy, dochodzą do jasnych poglądów i rozumieją wiele, choć nic nie umieją; ale są to i będą zawsze wielce rzadkie wyjątki, ogół zaś kobiet ulega śmiesznym przesądom i zabobonom, cia­snemu zapatrywaniu się na sprawy świata, nieudolności w zarządzaniu codziennemi potrzebami życia, wskutek zupełnéj nieznajomości nauk przyrodniczych.
Jako gospodynie, do umiejętnego i samodzielnego zarządu domem potrzebują one znajomości piérwszych przynajmniéj prawideł fizyki i chemii; jako matki, do fizycznego wychowania swych dzieci powinny rozumiéć fizyologią, hygienę a może i farmaceutykę; jako obywatelki nakoniec, potrzebują rozumiéć zjawiska i wpływy natury, aby módz zrozumiéć dzieje, bez których filozoficznego pojęcia stosunki społeczne, wzajemne względem siebie pozycye różnych klas ludności, niedostatki i cnoty narodu, którego są obywatelkami, pozostaną dla nich ciemnemi i niezrozumiałemi. Wprawdzie możnaby tu zarzucić, że, mimo małego, żadnego prawie, miejsca, jakie nauki przyrodnicze zajmują w wychowaniu kobiet, bywają między niemi wzorowe matki, gospo­dynie i obywatelki.
Ale takie, albo późniejszą a mozolną, bo własnemi tylko siłami podjętą, pracą, doszły do pewnego wyższego stopnia wykształcenia, albo posiadają intuicyą wyjątkowo bogato obdarzonéj natury; w każdym zaś razie nie stanowią ogólnego prawidła, nie mogą służyć za przykład logicznego następstwa umiejętności i samowiedzy, a najczęściéj moralna ich strona bywa wieżą, wystawioną na filigranowych ścianach, nieodpowiadających strukturą ciężkości wierzchołka, wieżą, która za pogody jaśnieje pod słońcem i piętrzy się dumnie a prosto, lecz przy lada powiewie wiatru runie i w proch się rozsypie.
Obok nauk przyrodniczych i z ich pomocą wielkie miejsce w rozwijaniu umysłu kobiety zająć winny dzieje ludzkości, nie owe przedstawiane chrologicznemi cyframi i abecadłowym spisem imion, ale roztaczane przed umysłem, jako wielki obraz trudnego pochodu narodów ku światłu, i jako źródło i przyczy­ny obecnego ich stanu. Taka nauka historyi może do najwyższego stopnia zająć i rozmiłować w sobie bardzo młody nawet umysł, bo w niéj znajduje się wszystko: filozofia, poezya, dramat, obrazy natury, starcia się namiętności w walkach między różnemi klasami społeczeństwa, — cierpienie, praca, chwała i zbrodnie jednostek.
Młoda wyobraźnia znajdzie w niéj dostateczną karm, pojęcia rozszerzą się i uszlachetnią na widok bezmiernéj przestrzeni, w jakiéj od początku wieków obracał się duch ludzki, wiecznie przykuwany do skały jak Prometeusz, wiecznie, jak on, walczący z Tytanami złych mocy, wiecznie spragniony światła i ściągający je ku sobie z olbrzymiemi trudami.
Taką długą, olbrzymią, tak rozmaitą a jednak tak jednolitą i logiczną w przyczynach i skutkach, przeszłością, tłómaczona teraźniejszość, zrozumiałą stanie się umysłowi, sprowadzi mu tysiąc drobnych natchnień, wskaże mu mnóztwo do umiłowania przedmiotów, postawi go na wysokim szczycie, z którego tłum spółbraci ogarnie on okiem miłości i przebaczenia.
Chcąc poznać historyą w duchu jéj i treści, trzeba wiedziéć najpierw, jakie było geograficzne położenie, jakie topograficzne warunki kraju, na którym powstał naród.
Tu już zaraz objawia się związek nauk przyrodniczych z historyą, przez potrzebę pojęcia wpływów, wywieranych na kształtujące się społeczeństwa przez klimat, naturę gruntu, przez zjawiska natury. Potém należy śledzić rozwój charakteru narodowego, nadawany mu przez nacisk geograficznych warunków i fizyologicznych właściwości narodu, rozwój w nim i postęp światła, to, co mu przeszkadzało i co mu było pomocne, ustrój społeczny, jego przyczyny i jego skutki, zrodzone z niego klęski, wady i cnoty na­rodowe.
A tym wszystkim poszukiwaniom i badaniom, ca­łéj téj drodze, zasianéj trudami pokoleń, ich cnotami, zbrodniami, krwią i łzami, jak jasna pochodnia przyświecają nauki przyrodnicze, tłómacząc czyny człowieka tém, co go otaczało, tém, co w nim samym leżało ukryte, niby ślimaki lub perły w mor­skich głębinach. Fizyologia i psychologia grają tu niezmierną rolę: one-to są ogniwami, spajającemi wypadki w jeden łańcuch przyczyn i następstw, one zastępują owo niepojęte Fatum, jakiém wszystko, co się kiedy działo, tłómaczyli Starożytni.
Całą tę drogę dziejów, wielką, szeroką, a krwawą, niby z latarnią, szukającą najdrobniejszego pył­ku, przebywać należy z wyrazem: dla czego? Żadnego nie wolno opuścić faktu, żadnego społecznego pominąć fenomenu, bez uprzedniego znalezienia odpowiedzi na to pytanie, będące wszelkiéj rozumnéj myśli jądrem i podstawą. A w ten sposób idąc drogą dziejów, dojść można do obecnéj chwili, jasno już oświetlonéj łuną, bijącą z poznanéj przeszłości.
Wtedy przed światłem filozofii dziejowéj pierzchną przesądy i przeróżne egzaltacye; na wiedzy i rozumnéj miłości wsparte przekonania nie będą chwiejne i nie ustąpią przed lada osobistym interesem lub namiętnością.
Kiedy za pomocą i przez wpływ tych wszystkich nauk umysł kobiety nabędzie logiki, praktyczności i szerokiego rozwoju, niech nikt nie lęka się ujrzéć w niéj jednéj z tych mędrczyń niedowarzonych, pedantyzmem, oschłością i pychą nużących i rozśmie­szających wszystkich, co się do nich zbliżają. Znajomą wszystkim jest prawda, że półgłówki zwykle najwyżéj głowy podnoszą.
Trochę nauki czyni zarozumiałych i oschłych, wiele nauki tworzy prostych i kochających ludzi i na­turę. Trochę nauki zrodziło Pytye i lwice, wiele nauki dało światu Heloizę i panią Staël.
Kobieta, która czerpie świadomość swéj godności moralnéj z jasnego i zdrowego umysłu, nie może pogardzać nieumiejętnością innych, bo zna jéj przyczyny, ani pysznić się własną wiedzą, bo wié, że nietylko ta wiedza jéj, ale i ona sama, niczém są w porównaniu do ogromów ludzkości, natury wszech­świata.
Przejęta pojęciem tego ogromu i świadomością cierpień, tkwiących w przeszłości i teraźniejszości ogółu ludzi, patrzéć ona będzie na siebie z prostotą, wkoło siebie z miłością, umysł jéj będzie tak prosty jak myśl dziecka, bo wobec wielkiego światła, jakie ujrzą oczy jéj ducha, siebie samę zobaczy maluczką.
Prostota więc, piękna i niezbędna zaleta prawdziwie oświeconego umysłu, sama już przez się wypłynie z wiedzy, któréj zdobywanie powinno być głó­wną osnową, całą i mocną podstawą umysłowego kształcenia kobiety, mającéj być człowiekiem.
Nie idzie za tém, aby to, co dzisiaj wyłącznie stanowi wychowanie kobiety, miało być całkiem odrzu­cone i zaniedbane. Bynajmniéj, staje już ono tylko na drugim planie i, jak cały kierunek wychowania, otrzymuje inne cele.
Nauka języków obcych pożyteczną jest wielce, dla trzech przyczyn: pomaga rozwojowi umysłu, naginając go do pojmowania kombinacyi i prawideł każdemu językowi właściwych; daje potężne narzędzie pomocnicze do naukowego kształcenia się, przez możność zrozumienia dzieł w obcych językach pisanych; przynosi nieraz przyjemność i praktyczny użytek w życiu, dając możność rozmówienia się z cudzoziemcami.
Nie dla popisów salonowych, ale dla tych trzech, nierównie ważniejszych celów, wielce pożyteczném jest wyuczenie się choćby jednego obcego języka.
Każdy się domyśli, że ważniejszą jeszcze od znajomości języków obcych jest gruntowna znajomość mowy ojczystéj. A zasadzać się ma ona na wniknięciu w ducha języka, który razem z historyą jest poniekąd kluczem do poznania ducha narodu, na wtajemniczaniu się we wszystkie języka tego przemiany i zwroty historyczne, na przyswojeniu sobie mowy czystéj, poprawnéj i ścisłéj.
Drugą składową częścią dzisiejszego kształcenia kobiet są sztuki piękne: muzyka, śpiew, rysunek. Nauczanie ich ma podwójną wartość: pedagogiczną i artystyczną.
Piérwsza polega w muzyce na poznaniu praw rządzących harmonią; w rysunku — na poznaniu praw, rządzących symetryą, linią.
Druga zmierza do wykształcenia w uczącéj się osobie strony technicznéj, mechanizmu sztuki, aby, nabywszy go, pojęcia swe o sztuce mogła wprowadzać w praktykę, za pomocą grania i ryso­wania.
Piérwsza część, pedagogiczna, jako pomagająca rozwojowi umysłu i dająca mu możność pojęcia i po­czucia praw, rządzących pięknem, w każdém wychowaniu, które chce być zupełném, jest pożyteczną, konieczną niemal.
Druga część, artystyczna, jako wymagająca pewnych odrębnych i wrodzonych zdolności, powinna być zastosowaną do wyłącznych a wybitnie objawiających się usposobień uczącéj się kobiety. Znajomość więc prawideł muzyki i rysunku, pojmowanie piękna w nich zawartego, jest po­żyteczną i konieczną prawie rzeczą dla każdéj oświeconéj kobiety; ale grać, rysować, śpiewać z pożytkiem i przyjemnością dla siebie i innych, może taka tylko, która ma wrodzone artystyczne zdolności.
Przymusowe przykuwanie dziewczynki do muzycznego instrumentu lub ołówka, wtedy, gdy naj­mniejszy postęp w sztuce kosztuje ją nieskończenie wiele czasu i trudu, jest zmarnowaniem tego czasu i trudu, które mogłyby z niezmiernie większym pożytkiem być oddane czemu innemu.
Wszak można dać poznać dziecku prawidła i piękno harmonii, nie skazując go na przymusowe kil­kogodzinne granie gam i ćwiczeń, mające je w najlepszym razie doprowadzić do tego, iż potrafi ono wy­dzwonić na fortepianie waryacye, których pod jego ręką nie poznałby sam ich kompozytor.
Wszak można także ukazać uczącéj się prawa rządzące symetryą, linią i barwami, nie przymusza­jąc jéj do nienawistnego, bo bez zdolności ujmowanego, ołówka.
Podobne nauczanie sztuk pięknych, bez pomocy wrodzonych zdolności uczennic, prowadzi za sobą rezultaty takie, że kobieta zajmuje się muzyką, dopóki zmuszoną jest do tego przez zależność i okoliczno­ści, lecz gdy się tylko ujrzy swobodną od przymusu, co prędzéj i na zawsze zamyka fortepian. Trudno zaprzeczyć, że między powodami, skłaniającemi młode panny do jaknajprędszego wychodzenia za mąż, bodaj że gra ważną niekiedy rolę pragnienie uwolnienia się od uprawiania muzyki, którą aż do zamążpójścia uprawiać jest zmuszoną, pod groźbą zasłużenia na nazwę źle wychowanéj panny. Mężatka, bez prezentowania biegłości swéj w muzyce, może ujść za dobrze wychowaną osobę, bo każdy się domyśla, że musiała grać kiedyś, lecz tylko wedle powszechnie przyjętego zwyczaju po wyjściu za mąż zarzuciła muzykę.
W rysunkach zaś kobiety uczące się ich bez zdolności dochodzą także do ważnego rezultatu umiejętności rysowania sobie deseników do haftu, lub malowania niezapominajek w albumach.
Szczęśliwą zapewne jest każda, któréj natura dała wyłączną zdolność do jakiéjkolwiek ze sztuk pięknych, bo w uprawianiu jéj znaléźć może wysokie moralne zadowolenie, wydoskonalenie estety­cznéj strony swéj istoty, a nieraz i podstawę materyalnego bytu.
Ale kto nie urodził się już tak szczęśliwie obdarzonym, w tego przymus i mozolne uczenie się nie wleje świętego ognia, ten musi miéć wyłącznie już w innym kierunku zwrócone zdolności, któremi zająć się i które spożytkować winni ci, co go wychowują.
Zdanie to spotka pewno taki zarzut, że muzyka, wykonywana nawet bez zdolności, może sprawić pewną przyjemność osobie grającéj i innym; że rysunek, posiadany w nizkim nawet stopniu i zdobyty choćby z mozołem, może przynieść pewne praktyczne pożytki.
Ale zważyć należy, czy ta mała przyjemność, czy ten drobny pożytek zdoła wynagrodzić doznane przykrości przymusu i znudzenia, stratę czasu, pieniędzy, często i uszczerbek umysłowy, jaki wynika z nużącego uczenia się przedmiotu, do którego się nie czuje pociągu ni zdolności?
Gdyby ten sam czas, trud i koszt użyte były na nabywanie talentu lub nauki, zgodnych z naturalnym popędem i usposobieniem uczennicy, nauka ta, czy ten talent, nabyty z ochotą, posiadany i umiłowany gruntownie, czy nie więcéj przynieść-by mógł i przyjemności w życiu, i korzyści?
Zresztą, biorąc na uwagę rolę, jaką mają w wychowaniu kobiety muzyka i rysunek, zastanowić się potrzeba nad pytaniem: dlaczego muzyka zajęła w niém przed rysunkiem tak imponujące i tak bez­względne piérwszeństwo?
Młoda osoba, nieumiejąca rysować, może w świecie ujść za dobrze, za świetnie nawet, wychowaną, i jeśli w dzieciństwie nie objawia zdolności do rysunków, wychowujący ją nie trapią się tém zbytecznie i nieraz mają dosyć zdrowego rozsądku, aby przemocą nie skłaniać jéj do gumelastyki i ołówka.
Ale z muzyką rzecz ma się całkiem inaczéj.
Ludzie, pragnący zaczerpnąć wiadomości o stopniu wykształcenia młodéj panny, zapytują: czy gra i jak gra? a jeśli dziewczynka nie okazuje w dzieciństwie zdolności i popędów muzykalnych, wychowujący uważają przyszłość jéj, jeśli nie za zgubioną zupełnie, to przynajmniéj za mocno zagrożoną i, nie zrażając się żadném niepowodzeniem, dopóty męczą i uczennicę, i fortepian, aż z niéj i z fortepianu wydobędą coś nakształt muzyki.
Każdy, kto zna nasze obyczaje i pojęcia towarzyskie, przyzna, iż wszystko to jest szczerym obrazem prawdy. Jakaż jest więc przyczyna tego, że w wychowaniu kobiety stosunek rysunku do muzyki jest, jak dziesięć do stu?
Byłażby muzyka łatwiejszą od rysunku?
Uczennice, wylewające przy fortepianie tyle łez, ile jest nut we wszystkich majorowych i minoro­wych gamach, nie podzielają tego zdania.
Zresztą, tak w naukach, jak w sztukach, tam tylko jest łatwość, gdzie przeszkody są usuwane a tru­dy, jakie przynosi z sobą nabywanie umiejętności, osładzane zdolnością i chęcią.
Miałażby muzyka w późniejszém życiu więcéj od rysunku przynosić przyjemności lub pożytku? Nie dowodzą tego kobiety, zamykające na klucz fortepian nazajutrz po ślubie. I wreszcie wszyst­ko, co się gruntownie pojmuje umysłem i gorąco miłuje sercem, czy jest nauką, czy sztuką jakąkolwiek, jednaką przynosi dozę pociechy i moralnéj korzyści. Więc może nakoniec muzyka jest czémś piękniejszém od rysunku? Ale starożytne muzy wszystkie są sobie równe i niéma pomiędzy niemi starszéj ni młodszéj, piękniejszéj lub brzydszéj; a jeśli ktokolwiek z ludzi w jednéj z nich rozmiłowuje się wyłącznie sercem i myślą, inne nie zstępują dlatego ze swych wysokości, i każda, jak swoję światłość, tak swoich hołdowników i miłośników, posiada.
Po pewnéj chwili zastanowienia się nad tym przedmiotem, łatwo dojść można do wniosku, że muzyka tak znaczne przed rysunkiem otrzymuje piérwszeństwo dlatego, iż lepiéj służy ku jednemu z wielkich celów wszelkiéj nauki kobiecéj — ku popisowi.
Rysunek cichszy jest, skromniejszy. Wprawdzie i jego okazy można rozwieszać po ścianach, albo rozkładać w albumach; ale gdy na album lub obra­zek każdy chwilkę popatrzy i wnet się odwróci i zapomni, muzyka brzmi długo i nietylko uderza uszy słuchaczy, ale i zwraca ich oczy na wdzięczną postać, siedzącą przy fortepianie, lub na drobną rękę, przebierającą klawisze. Pięknie rysować — znaczy to dla młodéj panny zwrócić na prace swoje niedowie­rzającą uwagę kilku znawców i trochę przymuszo­nych pochwał profanów, poziewających skrycie na widok krajobrazu lub malowanego bukietu. Pięknie grać — znaczy błyszczéć w pełném znaczeniu tego wyrazu, chwałą swoją napełniać salon cały, na siebie, na całą osobę swoję zwracać uwagę wszystkich otaczających.
Nigdy rysunek nie może tak publicznie zamanifestować dobrego wychowania młodéj panny, jak muzyka.
A że dobre wychowanie daje się kobiecie nietylko dlatego, aby mogła błyszczéć, ale jeszcze i przedewszystkiém dlatego, aby potrafiła zdobyć sobie męża: do osiągnięcia więc tego drugiego i najważniejszego celu muzyka bywa także dzielnie dopomagającém narzędziem.
Żaden bowiem, choćby najpiękniejszy krajobraz, nie uczyni na sercu młodego mężczyzny tak silnego wrażenia, jak para akordów muzycznych, uderzonych z siłą przejętéj prawdziwém lub sztuczném uczuciem dłoni, a wymalowana w albumie najbłękitniejsza choćby niezapominajka nie umocni się tak głęboko w jego pamięci, jak twarz grającéj dziewicy o oczach wzniesionych w górę, śród zno­wu prawdziwego albo sztucznego muzycznego zachwytu.
Nie chcemy przez to dowodzić, że wszystkie matki lub opiekunki uczą muzyki zależne od siebie młode osoby rozmyślnie i wyłącznie dla tych celów; ale sądzimy, że cele te były źródłem i piérwszą przyczyną pojawienia się dzisiejszéj, tak bezwzględnéj i krzywdzącéj inne nauki i sztukę, manii muzykalnéj.
Teraz mania ta stała się sztuczną i fałszywą potrzebą towarzyską, któréj posługują i którą utrzy­mują w obyczajach rutyna, przesąd, próżność i na­śladownictwo.
„Mówiąc prawdę, pisze Hardy de Beaulieu, nie pojmuję rozmiłowania się dzisiejszego towarzystwa w muzyce fortepianowéj, rozmiłowania, doprowadzonego do takiéj manii, że kobieta, ażeby ujść za do­brze wychowaną, powinna koniecznie długi czas poświęcić studyom tego trudnego instrumentu, bez względu na to, czy ma z natury talent i popęd do muzyki, czy go nie ma. Ogromny ten wydatek trudu, czasu i pieniędzy przynosi w rezultacie to, że większa część kobiet zaniedbuje fortepian zaraz po zamążpójściu i że pozostają mu wiernemi te tylko, które oddawały się muzyce z zamiłowania i doszły w niéj do pewnego stopnia doskonałości.
„Tysiąc więc razy byłoby lepiéj, ażeby uczono grać na fortepianie te tylko młode osoby, które same ukazują wrodzony popęd do sztuki i wytrwałość w jéj zdobywaniu. (L'éducation de la femme).
Tak więc dwie główne części składowe dzisiejszego wychowania kobiet: obce języki i sztuki piękne, nie powinny być usunięte całkiem z programatu poważniejszego i obszerniejszego nauczania, ale mają tylko zmienić miejsce i cel, to jest: stanąć na drugim, nie na pierwszym, planie i służyć, nie do popisu i błyszczenia, ale do ułatwienia umysłowego i este­tycznego rozwoju kobiety.
W ten sposób przygotowana umysłowo kobieta wstępuje w trzecią epokę swego kształcenia się i za­czyna się uczyć dwóch rzeczy: specyalnego zawodu, który, zastosowany do jéj zdolności i społecznego położenia, może jéj zapewnić byt materyalny, i największéj z nauk — nauki ludzi i świata.
Co do potrzeby obierania przez kobiety specyalnego zawodu i kształcenia się w nim, nie odróżniamy bynajmniéj kobiet bogatych od ubogich.
Jedne i drugie powinny posiąść wyłączny jakiś talent, naukę lub rzemiosło, najpierw przez wzgląd na wielką dźwignię moralną, jaką ku jednemu przedmiotowi zwrócone zamiłowanie w życiu przy­nosi, następnie przez wzgląd na niestałość fortuny. Ktoż bowiem bogaty dziś zaręczyć może, iż nim bę­dzie jutro?
W społecznościach, szczególniéj takich, które częściéj niż inne doświadczają przewrotów i klęsk ogólnych, ileż widzimy kobiet bogatych niegdyś, a popadłych w ubóztwo i przez nieumiejętność za­pracowania sobie na życie skazanych na upokarzają­cą żebraninę albo demoralizującą nędzę! Dawniéj kobieta, która utraciła majątek, albo nigdy go nie posiadała, jeśli nie znalazła zabezpieczenia bytu przez zamążpójście, znajdowała wsparcie i przytułek w domach bogatych krewnych, mieniąc się rezydentką albo panną na respekcie.
Dziś nadszedł wiek taki, że czego kto sam nie zapracuje, tego posiadać nie będzie.
Zmieniły się warunki ekonomiczne i obyczajowe społeczności: minęła pora Rezydentek i panien na Respekcie, a nadszedł czas pracownic. Ale jakże pracować można, gdy się nic gruntownie robić nie umié? a jak umiéć, nie ucząc się? a jakże się uczyć, gdy zwyczaj nakazuje zakończyć uczenie w szesna­stym lub najdaléj siedemnastym roku życia, a potém co najprędzéj wyjść za mąż, lub zająć się specyalnym zawodem poszukiwania męża? Wiele-by się uniknęło bied, nieszczęść i zapóźnych żalów, a nigdy nienagrodzonych wydatków, gdyby każda ko­bieta, dorastając, wniknęła w swoje zdolności i usposobienia, a według nich wybrawszy sobie stosowną jakąś naukę, talent lub rzemiosło, na sumienne i gruntowne wyuczenie się obranego zawodu poświę­ciła pewny dłuższy lub krótszy czas swéj młodości, stosownie do uzdolnienia swego i wymagań studyowanego przedmiotu.
Kto choć trochę zna nasz ustrój społeczny pod względem ekonomicznym i obyczajowym, nie może nie wiedziéć, jak wiele przeróżnych trudności musi spotkać wprowadzenie w czyn takiéj myśli. Usiło­wania jednak pojedyńcze wiele zdziałać mogą, a nad tém, jakie specyalne zawody możebne są dziś i u nas dla kobiet, zastanowimy się w inném miejscu, gdzie będzie mowa wyłącznie o pracy kobiecéj.
Co do potrzeby zdobywania przez kobietę nauki życia, to jest świata, ludzi i ich stosunków przed wejściem jéj na drogę pracy i samoistnéj działalności, wymaga się tu koniecznie pewnego stopnia osobistéj swobody.
Zwyczaj chce, aby panny aż do zamążpójścia były strzeżone, pilnowane, trzymane w najgłębszéj nieświadomości mnóztwa rzeczy, krępowane wolą innych, małoletnie w myślach, mowie i postępkach.
Takie ściśnienie i pilnowanie młodéj osoby rodzi w niéj nieśmiałość i słabość, tak myśli, jak uczucia, paraliżuje na całe życie nieraz samoistne jéj siły, zabija w niéj, lub na czas jakiś przygłusza i wykrzywia, jéj rozwój duchowy, nareszcie zdejmuje z niéj odpowiedzialność za wszystko, co uczyni, i za wszystkie następstwa, jakie ze spełnionych przez nią uczynków wyniknąć-by mogły w przyszło­ści dla niéj i dla innych. Przyznać jednak należy, iż przy obecnym sposobie wychowania kobiet inaczéj postępować z niemi, gdy dorosną, niepodobna; bo chcąc aby ktokolwiek nadanéj sobie swobody użył na korzyść swą, nie na szkodę, trzeba go wprzódy nauczyć jéj używać, trzeba go do niéj przygotować przez danie mu siły myśli i charakteru.
Dziś panny dorosłe, wypadkiem jakim uwolnione od nadzoru i zależności, oprócz wyjątków, bywają smutnemi okazami pseudo-emancypantek, uważających emancypacyą kobiet jako prawo do rozmijania się z przyzwoitością i prostotą.
A ogół, patrząc na te, w istocie niezachęcające, przykłady, zraża się do idei swobody, jakiéj używać powinny młode, lecz już dorosłe, panny, i utrwala się w przekonaniu, że samodzielność kobiety, panny szczególniéj, lubo gdzieindziéj dobre przynosi owoce, na naszym jednak gruncie przyjąć się nie może. A jednak przekonanie to jest błędném. Grunt nasz nie jest tak złym, aby to, co dobre i rozumne, przyjąć się w nim nie mogło.
Ale tu, jak gdzieindziéj, tak wszędzie i zawsze, przywołać trzeba na pomoc pytanie: dla czego?
Dla czego panny, uwolnione od zależności, źle i nierozsądnie używają swobody? Bo nie były do niéj przygotowane stosowném wychowaniem, bo nie nabyły logiki i praktyczności umysłu, szeroko­ści pojęć i siły przekonań, bo nie wiedzą, jakie skutki płyną z jakich przyczyn, bo są marzycielkami, nieznającemi rzeczywistości, bo całym ich światem był od dzieciństwa salon i szafa z suknia­mi, a całą mądrością niezrozumiały im — traktat moralności.
Swoboda osobista panny dorosłéj jest dla niéj pożyteczną i udoskonalającą, ale zarazem jest tylko końcem, uwieńczeniem jéj umysłowego i moralnego kształcenia. Rzecz to więc bardzo prosta i zrozumiała, że gdy kto zaczyna dzieło od końca, nic porządnego nie zrobi, i przeciwnie stworzy coś ku­lawego i potwornego, na co patrząc, ludzie niewglądający w przyczyny kalectwa zrażą się do całéj roboty.
Kobieta, która w dobie dzieciństwa i piérwszéj młodości zdobyła sobie gruntowny zapas wiedzy, wykształciła swój umysł logicznie i praktycznie, nabyła szerokich pojęć i przekonań, powinna iść lub jechać, gdzie się jéj podoba; czytać, co zechce; mówić, z kim i o czém zechce; wybierać sobie ten lub ów zawód, to lub owo zajęcie czy towarzystwo. Niebezpieczeństwo nie grozi jéj ztąd żadne, bo dobry smak, poważne przyzwyczajenia umysłu i miłość pracy, zwrócą jéj zamiłowania i zajęcia ku pożytecznym, a w każdym razie nieszkodliwym rzeczom.
Jeżeli zresztą młoda osoba ma szczęście posiadać dobrych i rozumnych rodziców lub opiekunów, troskliwość ich nie będzie dla niéj zbyteczną. Doświadczenie, połączone z przywiązaniem do niéj, może nieraz skutecznie wesprzéć piérwsze jéj w świecie kroki. Ale troskliwość ta i opieka niepowinny nigdy przekraczać granic rady i przyjaźni, niepowinny zmieniać się w niewolę krępującą swo­bodny rozwój indywidualności.
Niechaj kobieta sama o siłach własnéj myśli idzie między ludzi, patrzy, bada i sądzi; niech sama o siłach własnego serca szuka bratniego dźwięku pomiędzy sercami innych, raduje się, cierpi i kocha.
Ponieważ w przyszłości ma być, nie dzieckiem i lalką, ale człowiekiem, trzeba, aby przed wejściem na drogę ludzkich prac i walk, poczuła się sama sobą, spróbowała swoich sił i zmierzyła je z tém, co ją czeka. A jeśli po dniu, spędzonym śród samodzielnéj pracy i samodzielnego przestawania z ludźmi, przyjdzie wieczorem pod dach rodzinny z głową pełną pytań zadanych życiu i światu, z sercem pełném porywów, zapału, lub — kto wié? — chwilowego zwątpienia i zniechęcenia może; niechaj wtedy rozumny ojciec, kochająca matka, albo starsza siostra, która już część życia przebyła, utuli na swéj piersi jéj płonące ogniem młodości czoło, i niech słodkiém słowem przestrogi, rady lub objaśnienia pomoże jéj rozplątać zagadki, ciążące na umyśle, miarkować zapał, porywający serce.
Szczęśliwą będzie, jeśli, od kolan ojca lub matki odchodząc, albo z uścisku siostry wydobywając ra­miona, poczuje się spokojniejszą i silną na nowo. Nazajutrz, z tym odświeżonym spokojem, z tą orzeź­wioną mocą, niech znowu rozpoczyna dzień pracy i pytań, zadawanych sobie, światu i ludziom.
Kiedy kobieta wychodzi zamąż lub w inny sposób opuszcza dom rodzicielski, świat wymaga od niéj, aby wiedziała, co to jest ludzkość, miłość, aby znała siebie i życie.
Słuszne to wymagania, lecz w jakiż sposób zadowolić je może kobieta, gdy nie zostawiono jej ani czasu, ani swobody do poznania tego wszystkiego? Treść własnéj istoty, własne skłonności, wady, niedostatki i zalety, zbadać ona mogła, chyba przygotowując się do spowiedzi rachunkiem sumienia; ale wtedy widok konfesyonału taką ją trwogą przejmował, że o całéj filozofii grzechów swoich zapomi­nała i uczyła się ich tylko na pamięć, jak ongi katechizmu z szaro oprawnéj książki.
Ludzkość i miłość, ich naturę i istotę, poznać mogła tylko z romansów, które czytywała otwarcie lub ukradkiem.
To téż wystawia sobie miłość nieinaczéj, jak à la Cardoville, a ludzkość według niezbyt trafnie najczę­ściéj malujących ją utworów literatury pięknéj.
Potém, jeśli na tym, gorzéj niż nieznanym, bo błędnie ujrzanym, gruncie, zbłądzi, poślizgnie się i za­chwieje, ludzie krzyczą: o zgrozo! i kamieniami ją obrzucają. Lecz dlaczego, na wzór Chińczyków, krępowali jéj stopy, jeśli chcieli, aby prosto i silnie stąpała po świecie? Zwyczaj! — powiadają, — tradycya! Tak zupełnie mówią i Chińczycy, ale są sprawiedliw­si, bo nie kamienują swoich kobiet za to, że ich nogi kalekie, gdy je takiemi uczyniono im od kolebki.
Dla zwyczaju, dla tradycyi, błądzą i ślizgają się po drogach życia kobiety, ale nie same jedne; pocią­gają za sobą mężczyzn: mężów, kochanków, braci; pociągają za sobą dzieci swoje.
Smutna to zabawa, oblana łzami grzechów i rozpaczy! A jednak możnaby jej uniknąć; ku temu zaś jedyny jest środek, aby kobiety, przygotowane do swobody rozumném wychowaniem, swobodnie rozglądały się po drogach, któremi iść im przyjdzie, nim na którąkolwiek z nich wejdą. Środek to sku­teczny zapewne, ależ co na to zwyczaj i naśladownictwo? trzebaż być przecie każdemu M-eur et M me Tout-le-monde!
Sądzimy więc, iż pominąwszy zwyczaj, tradycyą i rozmaitego rodzaju uprzedzenia, wielce byłoby zbawienném, aby kobiety trzecią epokę swego kształcenia się, od lat 18 do 22 lub 20 przynajmniéj, zapełniły doskonaleniem się w jakimś wyłącznie wybranym zawodzie, poznawaniem siebie, ludzi i świata.
Dla zdania tego przewidziéć można pospolity, banalny zarzut: podobny sposób kształcenia się opóźni porę wychodzenia za mąż kobiety.
Według nas, nie tylko nie jest to zarzutem, ale owszém, argumentem, popierającym sprawę.
Wszakże zobaczmy. Najpierw przedstawiają się oczom wyobraźni naszéj amatorowie pierwiosn­ków. „Jakto! — wołają — panna, mająca lat 22! Ależ to stara panna! Mieliż-byśmy się żenić ze staremi pannami!” Otoż, moi panowie, pytamy was: dla czego panna mająca 22 lata, a nawet i więcéj, ma być uważaną za starą pannę? Czy nie jest już piękną, ładną lub powabną? Chyba nią nigdy nie była, bo jeśli jakimkolwiek zewnętrznym wdziękiem obdarzyła ją natura, mógł on w téj porze jéj życia spotęgować się tylko, ale nie zaginąć i zwiędnąć.
Jeżeli, mając lat 16 była zgrabną, jest niezawodnie zgrabniejszą w kilka lat potém, bo kształty jéj doszły pełni rozwoju; jeśli miała piękne rysy twarzy, są one piękniejsze, bo ożywiły się wyra­zem, jakiego wprzódy koniecznie braknąć im mu­siało.
Czy może nie potrafi już kochać? Ale właśnie teraz dopiéro, teraz jedynie, kochać ona umié w piękném i prawdziwém słowa tego znaczeniu. Wprzódy mogłaby pokochać mężczyznę bezwiednym instynktem, pokochać, nie jego, ale wytworzony przez rozmarzoną i nieznającą natury ludzkiéj wyobraźnię ideał; teraz pokocha nietylko instynktem, ale i myślą, która uszanować potrafi, i sercem, które wiedzie do trwałego przywiązania. Czy nakoniec przedstawia się wam myśl straszna, że panna mająca lat 22 posiada już sformowany charakter, który nagiąć i przerobić wedle woli trudno, wtedy gdy dziecko lat 16, to materyał in crudo, z którego można zrobić, co się podoba? Ale wejdźcież w siebie samych i zobaczcie, czy jesteście dość silni, dość rozumni i wielcy, aby miéć prawo tak dowolnie brać się do przetwarzania człowieka? Bo brać dziecko za żonę dla tego, aby z niej zrobić kobietę według pojęć lub potrzeb waszych, to przetwarzać i tworzyć; a komuż na ziemi Stworzyciel dał prawo samo­wolnego rozrządzania moralném jestestwem bliźniego?
Odebrać indywidualizm człowiekowi — jest to zabić go; skrzywić ten indywidualizm arbitralném naginaniem jest to skrzywić i złamać duszę człowieka.
Zechcecie, naprzykład, aby żona wasza kochała to, kiedy-by ona, z natury własnego serca, kochała tamto; zechcecie, aby wierzyła w to, kiedy-by ona z natury swego umysłu wierzyła w tamto: to uczyni­cie tak, że, nie mogąc kochać i wierzyć przez siebie, nie będzie ona chciała lub nie potrafi kochać i wie­rzyć przez was i zostanie bez żadnéj wiary i miłości, z udaną chyba i kłamaną przed wami. Albo je­żeli ten 16-stoletni materyał pokaże się żelazem lub stalą, i w waszéj kuźni zabraknie ognia i w waszych ręku zabraknie mocy dla nadania mu pożądanéj przez was formy?
A jeżeli jeszcze ten materyał, przerobiwszy się na człowieka, nie ujrzy w was takich materyałów, jakieby posiadać pragnął? Zawołacie: niestałość! lekkość kobieca. Ależ bądźcie konsekwentnymi! Materyał ludzki in crudo nie może być ani stałym, ani poważnym; jeśliście się podjęli uczynić z niego stałego i poważnego człowieka, należało dzieła dokonać, a skoroście tego dokonać nie potrafili, snadź nie było w was materyałów na mistrzów.
Ale oprócz tych amatorów pierwiosnków i materyałów in crudo, którzy pannę lat 22 nazywają starą panną dla tego, że nie posiada na twarzy piérwszego puszku młodzieńczéj cery i że posiada sformowany charakter, oprócz ludzi, tak lekko i tak ubliżają­co zapatrujących się na kobiety, żeby aż zakreślać granice ich młodości tam, gdzie ta młodość zaczyna się dopiéro, znajdą się ludzie myślący i bez przesądów, którzy, dla poważniejszéj nierównie przyczy­ny, sprzeciwią się temu opóźnianiu wieku małżeń­stwa. Spytają oni: jak dla kobiety, która z natury swojéj czułą jest i wrażliwą, kilka lat młodych, gorących przejdzie bez powzięcia żywszego uczucia?
Czy, przy żądanéj szczególniéj swobodzie, miłość nie zjawi się koniecznie, niezbędnie i nie obróci w niwecz całéj teoryi, albo nie wybuchnie gwałtowną a zgubną namiętnością?
Ci, którzy tak pytają, dobrze zbadali potrzebę serca kobiety. Nie mylą się. Kobieta potrzebuje miłości, nietylko w tym gorącym wieku młodzieńczym, ale i w późniejszych latach, i zawsze.
Lecz, aby zaspokoić tę szlachetną potrzebę jéj natury, a zarazem dać jéj możność dokończenia kształcenia się swego, nim wstąpi na drogę człowieczego życia, należy nauczyć ją: przed ukochaniem kogoś, ukochać coś. To coś ma być, naturalnie, nie błyskotką, nie gałgankiem, nie poklaskiem, ale czémś piękném a żywotném, w czém-by i myśl jéj, i serce pożywę znalazły. Niech ukocha naukę jaką, do któréj wyłączny pociąg poczuje; sztukę, jeśli natura obdarzyła ją talentem; wyłączny zawód, w którym się doskonali; wielką jaką ideę, która zapełni i na wzniosłe tory sprowadzi jéj wyobraźnią; zatrudnienia domowe, które zawczasu nauczą ją być gospodynią, matką i panią domu. Niechaj ukocha koniecznie coś bardzo pięknego, coś bardzo poży­wnego dla serca i dla umysłu: a ta miłość dla czegoś przygotuje ją godnie do stałéj i poważnéj miłości dla kogoś, zapełni jéj najrańsze lata i na całe już życie pozostanie jéj wsparciem, skarbem i kiero­wniczą busolą.
Ernest Legouvé w swojéj bardzo pięknéj Historyi moralnéj kobiet, takie podaje środki do zajęcia i zapełnienia serca i umysłu kobiety w latach, w których podlega ona najczęściéj przedwczesnym a zgubnym uczuciom.
„Aby zadowolić w córce swéj potrzebę kochania, którą w niéj postrzega, każda matka powinna wezwać w pomoc jednę z najpiękniejszych władz ducha ludzkiego.
Nie możemy zapewne pozbyć się całkiem naszych namiętności, ale możemy niemi kierować; są one w naszém sercu źródłem żywotném, które wre, tryska i wylewa się mimo naszych usiłowań, ale którego dalszy bieg nasza ręka dowolnie wytykać i pro­wadzić może.
Innemi słowy: można czuć, że złe lub dobre, jakie wynika z namiętności, nie tyle pochodzi od niéj saméj, ile od przedmiotu, na który się ona skupia i wylewa. Ten sam ogień wewnętrzny, który św. Augustyn rzucał w bezrządy zmysłowéj swawoli, podniósł go do najwyższych szczytów duchowéj doskonałości; św. Teresa była wpatrzoną w niebo Heloizą.
Tak więc niech rozsądne matki nie ulegają obawie na widok rodzącéj się w ich córkach potrzeby miłości, i niech nie sądzą, że jedynym możebnym środkiem zadośćuczynienia jéj potrzebie ma być narzeczony.
Młoda dziewica pragnie kochać, kocha, — tém lepiéj; otwórzcie przed nią szerokie pole miłości bli­źniego! Niech dobroczynność nie będzie dla niéj samolubném zadowoleniem dobrego instynktu, jał­mużną mimochodem rzuconą, ale niech się stanie zawodem, codziennym zwyczajem.
Prowadźcie ją do wszelkich zbiorowisk ludzi i tam nie szczędźcie jéj wstrętnych i przerażających widoków — nauka, jaką z nich otrzyma, nie będzie nigdy zbyteczną, bo nigdy dostatecznie umianą być nie może; pokażcie jéj, — jéj, którą od chłodu chro­nią bogate i ciepłe suknie, jéj, która śpi do rana w ciepłém i miękkiém łożu, — pokażcie jéj drobne dziatki w zimie, przededniem rozbudzone ze snu, drżące, spłakane, głodne. Ukażcie jéj w przybytkach chorób młode dziewczęta jéj wieku, dotknięte najróżniejszemi cierpieniami ciała.
Jeżeli piérwszy rzut oka na to wszystko przejmie ją wstrętem, niech to was nie wstrzymuje, bo nie idzie tu o zadowolenie ciekawości, ale o obowiązek, którego ciężka droga zaczyna się dla córki waszéj.
Na widok nędz ludzkich w duszę jéj wstąpi najczystsza i najpłodniejsza ze wszystkich miłości: miłość dla nieszczęśliwych.
Wobec tych twardych, a bolesnych rzeczywistości ustąpią z jéj serca wymarzone cierpienia i sztuczne uczucia. Życie i małżeństwo, które widziała dotąd w postaci snu pięknego, ukażą jéj surowe strony swoje; ukażą jéj stroskanych o chleb co­dzienny mężów, chore dzieci, słabości bolesne. Ma­jąc lat 18, kobieta niczemu nie oddaje się w połowie. Codzienne ćwiczenia się w miłosierdziu, codzienny stosunek z nieszczęściem ludzkiém, po brzegi napełni jéj serce; miłość dla wszystkich uchroni ją od przedwczesnéj miłości dla jednego.
Po miłosierdziu następuje nauka.
Świat oskarża ciągle kobiety o obojętność dla nauk poważnych, a na dowód podaje to, że zaraz po wyjściu za mąż odrzucają one od siebie książki naukowe — zaniedbują nawet nabytych talentów. A jednak dowodzi to tylko ich zdrowego rozsądku. Bo i w czémże obchodzić je może fakt, że Tyberyusz nastąpił po Auguście, albo, że Aleksander urodził się na 350 lat przed Chrystusem? Jaki te gołe fakta i cyfry mają stosunek z ich życiem?
Nauka wtedy tylko posiada wdzięk i może być wsparciem moralném, jeśli przerabia się w umyśle na pojęcia, albo wciela w czyny, bo umiéć inaczéj żyć, to jest inaczéj myśléć i działać. A wycho­wanie umysłowe kobiet jest dla tych celów i za lekkie pod względem przedmiotów nauki, i za kró­tkie pod względem czasu uczenia się.
Nigdy prawie nauczanie kobiety nie ma na celu duchowego ich wydoskonalenia i wpojenia w nie wielkiéj i bezinteresownéj miłości dla nauki lub sztuki; wszystko bywa w niém wyrachowane na powierzchowny efekt.
Nauczyciel historyi wzywany jest dla konwe­nansu, jak nauczyciel tańca, a każda lekcya muzyki jest lekcyą próżności.
Nie dają kobietom przyzwyczajenia do samotnéj pracy, to jest, — nie dają im nic dla serca i umysłu.
I jakże inaczéj być może, gdy kobiety odrywane są od nauki wtedy właśnie, gdy ona dopiéro owoce wydawać zaczyna?
Opóźnijcie porę małżeństwa dla kobiet, a przez to rozszerzycie granice ich umysłowości; przed oczy­ma kobiety roztoczą się wszystkie bogactwa prawdy, cała wspaniałość piękna; wyobraźnia jéj rozwinie się razem z rozumem, a na téj podwójnéj podstawie zbuduje się i ustali jéj moralny charakter.
Streszczamy się: trzeba, aby młoda panienka wchodziła w życie rodzinne wtedy dopiéro, gdy myśl jéj jest już dojrzałą; aby na nowy swój zawód uzbrojoną i wzmocnioną była przez życie miło­sierdzia i pracy; aby fizyczny jéj organizm, doszedłszy pełni rozwoju, zdolnym był do zniesienia oczekujących go trudów; aby nareszcie, po wyjściu za mąż, była żoną i matką, ale nie dzieckiem, to jest, aby w porze zawierania małżeństwa miała lat 22 a nie 18 lub mniéj.”
Przeciwko temu opóźnieniu małżeństwa trzeci jeszcze powstać może zarzut.
Spytają pewno niektórzy, co czynić wypada, skoro kobieta wsześniéj pokocha i ukochaną zosta­nie? Czy należy tłumić to, jéj i kogoś jeszcze drugiego, uczucie dla tego, że nie doszła lat dwudzie­stu dwóch.
Czynić tak byłoby niezawodnie i śmiesznością, i częstokroć zbrodnią. Nikt stanowczo i dokładnie określić nie może dla ogółu kobiet roku, dnia i godziny, w których są one dostatecznie dojrzałe dla zostania żonami i matkami, nietylko w cielesném, ale i w duchowém znaczeniu tych wielkich słów.
Liczba 22 lat nie jest sakramentalną i nieuniknioną, i jeżeli kobieta przez wyłączne osobiste zdol­ności i trafność umysłowego kształcenia się wcześniéj dojdzie pełni dojrzałości, tém lepiéj, bo więcéj będzie miała przed sobą czasu do spokojnego szczęścia i użytecznéj pracy.
Zawsze jednak wczesna ta dojrzałość musi być udziałem wyjątków tylko, a dla ogółu najszczęśli­wiéj jest, jeśli młoda osoba, zajęta pracą, swobodna w zabawach swych i stosunkach z ludźmi, zamiło­waniem kształcenia się w zawodzie obranym zdoła ochronić się od indywidualnéj miłości póty, póki siły jéj fizyczne i moralne nie dojdą do pełni rozwoju i mocy, póki przez nabycie utylitarnéj zdolności pracowania i znajomości siebie saméj i ludzi nie ukończy trzeciéj epoki wychowania swojego.
A jeżeli i przedtém zrodzi się w niéj upodobanie jakieś żywe i mające pewne dojrzałe podstawy, toć nie żyjemy przecie w gorącéj Hiszpanii, ani w południowych Włoszech.
Uczucia naszych kobiet bywają zwykle bardziéj głębokie niż gwałtowne, a jeśli nie są skrzywione marzycielstwem, płynącém z próżnowania i ciemnoty umysłu, nie grożą wcale niebezpiecznemi wybuchami, ale przeciwnie, długo mogą utrzymywać się w spokoju i równowadze.
Dla czegóż więc młodą osobę, która zaledwie powzięła miłość i nie miała jeszcze czasu zapoznać się z własném uczuciem, dla czegóż co najprędzéj prowadzić ją do ołtarza?
Dla czegoż tak pośpiesznie odbierać od niéj słodkie imię narzeczonéj, które, nie wkładając na nią żadnych stanowczych obowiązków, jest na niebie jéj życia niby jutrzenka nadziei, zapowiadająca słońce szczęścia? Narzeczona! — wyraz ten, przez który młode panny rozumieją zwykle podróż po magazynach wcelu sporządzania wyprawy, dobierania sobie do twarzy wieńca ślubnego, robienia przygotowań do zabawy weselnéj, jest jednak wyrazem pełnym powagi a za­razem radości czystéj, radości pełnéj, i wielkiéj cnoty, i wielkiéj myśli.
Będąc narzeczoną, kobieta winna w istocie sporządzać sobie wielką wyprawę sił i ozdób moral­nych, winna w istocie splatać na skronie swoje przepyszny wieniec umiejętności i czystych, serdecznych uczuć, aby do przybytku rodzinnego życia, który się przed nią otwiera, wejść mogła w całéj piękności swojéj, odziana w rozum i świadomą siebie cnotę, uwieńczona najjaśniejszą aureolą prawdziwéj miłości.
Dla obojga młodych narzeczonych przedślubna ta epoka powinna być płodną w wielkie czyny i myśli; jeśli jest inaczéj, nie warci są oni jeszcze rodzinnego życia.
Beatrycze, wyprowadzająca Dantego z przepaści błędów i ziemskich uniesień, i światłością swojego lica wiodąca go stopniami ku niebu, jest symbolem narzeczonéj.
Kiedy, śród widoków mąk piekielnych, poeta, przejęty zgrozą i bojaźnią, drży, twarz odwraca i czuje, że siły go opuszczają na dalszą po piekle wędrówkę, przewodnik jego szepcze mu: zobaczysz Beatrycze! Na dźwięk tego czarownego wyrazu Dante powstaje mężny znowu i znowu silny zapuszcza się w głębie kręgów piekielnych po naukę i oczyszczenie.
Tak młody mężczyzna, wśród pokus i burz, towarzyszących jego młodości, czuje niekiedy, że ugina się i upada, ale błyska przed nim twarz narzeczonéj, małżonki przyszłéj, serce mu szepce: wytrwaj, a ją posiędziesz! a na dźwięk tego czarownego wyrazu powstaje mężny znowu i znowu silny postępuje daléj po drodze prób ziemskich. „Jak każde drzewo z korzenia swojego, tak każda cnota moja z cie­bie początek bierze!” — śpiewa Petrarka do Laury, do téj narzeczonéj duszy swojéj, któréj ręki, jak dowodzą historycy, nigdy ręką swoją nie dotknął.
Czyliż więc złem-by było, gdyby młoda kobieta była narzeczoną przez rok lub dwa lata? gdyby ubrana w piękne miano narzeczonéj, kończyła duchowe doskonalenie się swoje?
Jeżeli myśl jéj światłą jest i zwróconą ku poważnym przedmiotom, a miłość samowiedna i niepłocha: uczucie serca nietylko nie będzie jéj przeszkodą w pracy i rozwijaniu władz moralnych, ale owszém — zachętą i dźwignią.
Niechaj także młody człowiek dłuższém nieco oczekiwaniem przygotuje się do swojéj roli męża i ojca, niech stałością uczucia zasłuży na oddającą mu się stale kobietę. Niech zresztą oboje mają czas wypróbować siły i prawdy miłości swojéj, a gdy po pewnym czasie wzajemnego przypatrywania się so­bie, po długiém wnikaniu we własne serce i myśli, ujrzą tę miłość równie silną i głęboką, a spotęgowa­ną jeszcze wszystkiemi cnotami, całém światłem, jakie w czasie oczekiwania jedno dla drugiego i jedno przez drugie zdobyli; wtedy niech wchodzą do świątyni rodzinnego życia, ze spokojném sumieniem i wzniesioném czołem: nie splamią jéj, ale dołożą do jéj budowy piękny dyament, odłamany z opoki miłości i cnoty domowéj.
Podobny pogląd na miłość i małżeństwo musi koniecznie wydać się odstręczającym i nazbyt surowym tym wszystkim, którzy, jak w jednéj, tak w drugim, widzą igraszkę chwili i sposób zadowolenia chwi­lowéj fantazyi i zachcianki, wszystkim, którzy, nie zaglądając nigdy w głąb’ spraw ludzkich i nie rozumiejąc ich treści, spostrzegają tylko zewnętrzną ich postać i śpieszą pochwycić to, co w nich powabne i słodkie, nie bacząc, że przez nieopatrzność swą na dnie pięknego kwiatu znajdą truciznę.
Przyjętym zaś i potwierdzonym zostanie pogląd ten przez tych, którzy rozumieją wielkość wyrazów: miłość i rodzina, i umieją w nich dojrzéć to, co w istocie szacownemi je czyni: to jest, leżące w nich cele społeczne i nieprzebrane środki doskonalenia się jednostek.
Można przypuścić, że opóźnienie wieku małżeństwa kobiet spotka czwarty jeszcze zarzut, opiera­jący się na potrzebie pomnażania się ludności, któremu ma niby sprzyjać wczesne zawieranie mał­żeństw.
Historya, fizyologia i ekonomia polityczna składają się na odparcie zarzutu tego.
Piérwsza pokazuje Spartan, którzy, chcąc posia­dać największą liczbę i jak najdzielniejszych ryce­rzy, nie wydawali za mąż kobiet swoich, przed skończonym dwudziestym rokiem życia.
Fizyologia dowodzi, że kobieta, zostając żoną zbyt młodo, bywa najczęściéj bezdzietnią, albo ma dzieci słabe i niedołężne; kobieta zaś, która później zostaje matką, daje światu zdrowe i silne, a najczę­ściéj i liczne potomstwo.
W każdym zaś razie zdaje się, że w kwestyi potomstwa najmniéj chodzić powinno o liczbę, a najwięcéj o zdrowie i siłę, jaką posiadać mogą dzieci tylko ze zdrowéj i silnéj, bo dojrzałéj fizycznie, matki; gdyż niezaprzeczoną jest prawdą, że użyteczniej­szym może być światu jeden dzielny człowiek, niż stu niedołęgów. Nareszcie, kto chce się przekonać, w jakiém świetle ekonomiści widzą wzrastanie ludności, i czy tak bardzo je cenią, żeby mu aż poświęcać fizyczne i moralne ludzkości téj zdrowie, niechaj przeczyta Malthusa.
Tak więc wszystkie powyższe zdania, o umysłowém wychowaniu kobiet wypowiedziane, zamknąć można w następnych słowach:
1) Kobiety powinny uczyć się, nie dla popisu i zdobycia męża, ale dla tego, aby posiadły światło i siłę moralną, odpowiednią każdemu położeniu, w jakiém-by je los postawił.
2) Aby kobieta mogła stać się człowiekiem, zdolnym do rozumnego i samoistnego życia, potrzebuje uczyć się dłużéj, niż dziś jest w zwyczaju.
3) Kobieta powinna uczyć się wszelkich nauk, mogących wydoskonalić jéj umysł, a jedyném pra­widłem w tym razie może być osobista zdolność, lub społeczna pozycya, do jakiéj się gotuje.
4) Najpożądańszemi dla kobiety naukami są te, które w niéj wyrobić mogą logiczne i praktyczne pojęcia, szeroki pogląd na rzeczy i prostotę. Bez nauk przyrodniczych i historyi, pojętéj ze stanowiska filozoficznego, wychowanie ani gruntowném, ani rozwijającém pojęcia być nie może.
Po nich pożądane, ale mniéj konieczne, są języki obce.
5) Wykładanie w teoryi muzyki i rysunku pożyteczne jest wszystkim kobietom dla celów pedago­gicznych, ale nauczanie ich ze strony artystycznéj potrzebne jest tym tylko, które do sztuk pięknych wyraźne i wyłączne objawiają zdolności.
6) W trzeciéj epoce wychowania kobieta powinna poznawać siebie, ludzi i stosunki społeczne, a za­razem kształcić się w obranym przez się wyłącznym zawodzie, który-by w późniejszém życiu był i moralném, i materyalném jéj wsparciem.
7) Kobieta powinna wstępować w życie rodzinne, nie pierwéj, aż po dojściu do dojrzałości fizycznéj i moralnéj.
8) Wychowujący kobiety powinni nabywać przekonania, że bez rozwoju umysłowego niéma pra­wdziwego rozwoju moralnego, bez myśli oświeconéj niéma prawdziwéj i trwałéj dobroci, bez rozumu niéma stałéj i samowiednéj cnoty.

V.

W różnych krajach Europy, we Francyi i Anglii mianowicie, odezwało się w drugiéj połowie XIX wieku mnóztwo głosów, dopominających się o gruntowne i podobne do tego, jakie dziś udzielają mężczyznom, wychowanie dla kobiet. Mill, Buckle, Bucharret, dwaj Legouvé, Pelletan, Hardy de Beaulieu, Ludwik Jourdain, Juliusz Simon, Daubié i mnóztwo innych podjęli się dowieść światu, że zarzucane zwykle kobietom wyłączne wady i nieudolność, o jakie je obwiniano, zawsze mają źródło w nieudolném, błędném, gorzéj niż żadném, bo złém wychowaniu kobiet.
„Zwyczajnie, pisze Hardy de Beaulieu, dowodzą wszyscy, że lekkość charakteru i ciasnota myśli prze­szkadzają kobietom do zdobycia zasobu wiadomości, które poważną i podniosłą treścią byłyby przy­datne umysłowi.
Wygodny to zaiste, a zarazem powszechny zwyczaj, przypisywania wrodzonéj niby niższości kobiet temu, co jest wynikiem wadliwego ich wychowania.” (l'Educ. des femmes).
Pelletan tak się o tém odzywa: „Mówicie, że kobieta mniéj ma od mężczyzny umysłowych zdolności: cóż ztąd wynika? Czy to, że mamy już umysł jéj bez uprawy zostawić? Ależ gdyby nawet niższość ta była istotną, stanowiłoby to nową pobudkę do jak najstaranniejszego kształcenia kobiety, bo przecie medycyna niesie zwykle ratunek najniedołężniejszéj części organizmu.”(La mère).
A w inném miejscu Pelletan dodaje te piękne słowa: „W dniu, w którym kobieta nauczyła się czytać, wyszła już z cieniów i z książką w ręku wstąpiła do przybytku umysłowości ludzkiéj, aby zawrzéć ścisłą znajomość z duchem świata całego. Wtedy niejeden zacofany mędrzec wołał w imię przeszłości: uczyć kobietę czytania! Wielki Boże! i cóż ona czytać będzie! Chyba to właśnie, o czémby wiedziéć nie powinna! Czytanie zmieni złote wieki kobiecéj duszy na wiek fałszywéj wiedzy, uzbroi ją do buntu, otworzy puszkę Pandory!
Oto co mówili naówczas zacofani mędrcy i pragnęli zamknąć książkę w ręku czytelnicy; kobieta jednak czytać nie przestała, a dziś któżby ubolewał nad tém?”
Legouvé następne wyrazy wkłada w usta rozumnego ojca: „Gdy patrzę na młodą córkę moję, gdy w młodzieńczym wyrazie jéj twarzy spostrzegam zapowiedź burzliwéj duszy kobiecéj, niespokoj­ną zadumę widzę w jéj pełném głębi spojrzeniu, — zjęty się czuję trwogą niewymowną, a oświecony miłością ku niéj wołam: pokarmu dla téj myśli młodéj, zdrowego, żywotnego pokarmu! Im więcéj kobieta wrażliwą jest istotą, im łatwiéj władze jéj naginają ku złemu i ku dobremu, tém więcéj i tém usilniéj należy wytwarzać równowagę w niéj saméj poważném i gruntowném wychowa­niem.”

(l'Hist. morale des femmes).
Do tego chóru głosów męzkich dołączają się i głosy kobiece, a tak wymowne, że niedawno Aka­demia Lyońska uwieńczyła na jednym ze swych konkursów piękne dzieło o kobietach panny Daubié. Miss Bucharret napisała „Pomoc własną” dla młodych kobiet na wzór sławnego dzieła Smilesa, pod tym tytułem i lubo mniéj obszerna praca angielskiéj autorki nie ustępuje jednak w niczém pracy Smilesa, a może nawet przewyższa ją pod względem ożywienia i filozoficznych na sprawy ko­biece poglądów.

Spółpracowniczka francuzkiego „Przeglądu dwóch światów”, Dora d’Istria, w książce swéj o kobietach, Des femmes par une femme, utworzyła wspaniałą i systematycznie a zajmująco przedstawioną galeryą portretów znakomitych kobiet wszystkich krajów i wszystkich czasów.
Powszechnie znaną jest niedawna a głośna sprzeczka, która toczyła się we Francyi między mi­nistrem oświecenia, panem Duruy, a biskupem Orleańskim Dupanloup.
Powodowany naciskiem opinii publicznéj i wyraźnie objawiającemi się potrzebami czasu i kraju, minister wydał rozporządzenie, dopuszczające kobiety do zdawania egzaminów na stopnie uniwersy­teckie. Biskup Dupanloup miał pewne powody sprzeciwienia się temu, a jakiemi były te powody, wié każdy, komu nieobcą jest walka tocząca się pomiędzy klerykalném a postępowém stronnictwem we Francyi, i dążenie piérwszego do pochwycenia i zagarnięcia pod swój wyłączny wpływ całego wychowania młodzieży.
Istotne te wszakże przyczyny, dla których partya klerykalna, a na czele biskup Dupanloup, sprzeciwiała się rozszerzaniu wiedzy między kobietami, a zatém i wraz za niém idącemu wyemancypowaniu się ich z pod pewnych wpływów, były objawione w energicznym proteście biskupa przeciw rozporządzeniom ministra. Jego Eminencya fulminował zarzuty swe w imię skromności i pokory niewieściéj. „Nieprzyzwoitą byłoby rzeczą, pisze biskup Orleański, aby młoda niewiasta występowała wobec licznie zgromadzonego towarzystwa, dla zdania egzaminu, aby publicznie prezentowała swoję wiedzę wobec uczonych członków ciała uniwersyteckiego. Sprzeciwiałoby się to dziewiczéj skromności i niewieściéj pokorze!”
Ten, kto przedstawia taki argument przeciw publicznym egzaminom kobiet, jeśli chce być lo­gicznym, powinien ogłosić podobnyż protest przeciw zebraniom publicznym, jakiemi są bale i tańcujące zabawy, przeciw wszelkim artystycznym zabawom, jak koncerty i teatra.
Na balach bowiem kobieta prezentuje swoję piękność; w salach koncertowych i na deskach tea­tralnych talent swój, a zarazem i swoję osobę.
Jeśli zaś nikomu nie wydaje się rzeczą naganną i poniżającą godność kobiety pokazywanie pięknych ramion na balu, pięknego głosu na koncercie i silnych poczuć na scenie; czemuż ukazanie najszla­chetniejszéj części istoty ludzkiéj, rozumu, miałoby sprzeciwiać się niewieściéj skromności? Co zaś do pokory, to cnota ta, jeśli nie płynie z rozumnego uznania małości jednostki wobec wszechświata i wszechwiedzy, jest brakiem osobistéj godności albo fałszywém skromnisiowstwem, niegodném opieki tak szanownych osób, jak biskup Dupanloup.
Zresztą — i w tém leży jądro kwestyi — należy rozważyć; czy pielęgnowanie tak fałszywie nazwanéj tu skromności i pokory, da w przyszłości kobiecie chleb powszedni? Czy, gdy jest ubogą, pokora dostatecznym dla niéj będzie pokarmem, mieszkaniem i odzieniem?
Czy przez brak umiejętności i możności pracowania skromność nie poniesie większych szwanków, niż te, jakieby jéj zadać mogła gruntowna nauka i publiczne nauki téj prezentowanie na egzaminach? Przy zastanawianiu się nad temi usiłowaniami niby pobożnych osób, podejmowanemi w celu stłumienia umysłowości kobiet na korzyść ich cnót podaniowych, mimowoli przychodzi na myśl wiersz Molière'a o ludziach, którzy:

„W pobożném uniesieniu, powszechnie chwaloném,
Mordują bliźnich swoich ostrzem poświęconém”.


Spór ten pomiędzy duchowną a świecką władzą we Francyi, lubo daleko od nas się toczył, nie jest nam ani obojętny, ani obcy.

Prawda, zwycięzka w jednéj stronie świata, silniejszą staje się wszędzie; pobita, słabnie choćby tylko na chwilę.
Narody udzielają sobie wzajem nauki po-przez przestrzeń i czas. Mimo ubiegłych wieków, Rzymskie prawo jest dotąd pierwowzorem nowożytnych administracyi państwowych, a mimo oceanu, dzielą­cego Amerykę od Europy, niejeden promień, rzucający żywe światło na prawdy i stosunki społeczne, przypłynął do nas ze Stanów Zjednoczonych. Jest to duchowa komunikacya ludzi wszystkich czasów i wszystkich miejsc; jest to wielka emanacya ducha całéj ludzkości, rozlewająca się po wszechświecie i po wszechwiekach.
I u nas nie braknie protestów przeciw szerszemu i gruntowniejszemu niż dotąd wychowaniu kobiet, podobnych temu, jaki przed publiczność francuzką zaniósł biskup Orleański.
U nas staną na drodze do wszelkiéj w tym względzie reformy trzy walne przeszkody: tradycya, rutyna, obawa.
Co do pierwszéj, są jeszcze dotąd ludzie, którym bezustannie stoi w oczach klasyczna kądziel i motowidło. Narzędzia te wielce szacowne i potrzebne były wtedy, gdy cały ustrój społeczny był taki, że kobiety mogły spokojnie i użytecznie pędzić istnienie pomiędzy prząśnicą a różańcem!
Ale, aby dziś podobny zakres umiejętności i pojęć starczył im na życie, trzeba-by odbudować warowne zamki z basztami, w których mieszkające kobiety zaledwie-by oddalone echa burz i prac świata słyszały, nie biorąc w nich wcale udziału; trzeba-by ubrać po dawnemu mężczyznę w przyłbicę i kożuch barani, a odebrać mu naukę i ogładę, jakiemi dzielić się chce z towarzyszką swego życia.
Niegdyś królowa i pasterka jednakie miały zajęcia i jednaką miały wiedzę.
Królowa i pasterka równie przędły, zwijały nici, szyły i tkały, bo téż między królem a pasterzem zachodziła różnica więcéj władzy i wypadkowego położenia, niżeli wiedzy i ogłady.
Starożytny kronikarz francuzki, Froissard, uwiadamia nas, iż najpotężniejszy władzca Wieków Śre­dnich, cesarz Karol Wielki, starannie dowiadywał się, ile na kuchnią jego codziennie jaj używano. A któżby, wiedząc o tém, mógł się dziwić, jeśliby małżonka cesarska nic innego nad prząśnicę nie znała? Ale dziś fabryki i rękodzielnie wzięły na siebie zadanie przędzenia, szycia i tkania. Mężczy­zni zdjęli przyłbicę i odrzucili oręż, a ujęli książkę, pióro, skalpel, mikroskop. Zamki o warownych basztach runęły, a z nich kobiety wyszły na świat, to jest pomiędzy walki i prace, z zamkniętych kasztelanek stały się zmuszonemi prądem epoki do czynu obywatelkami.
A gdy się postać wszystkiego na ziemi zmieniła, i stan téż umysłu kobiety zmienić się musiał koniecz­nie i zmienił się — i najzapaleńsi zwolennicy kołowrotka nie zdołają już wytrącić książki z ręki kobiecéj.
Możemy i powinniśmy czcić tradycyą pełném poszanowania wspomnieniem, możemy i powinniśmy czerpać z niéj naukę i naśladować to, co godném naśladowania było, ale oddając cesarzowi co cesarskiego, a Bogu co bozkiego, nie mamy prawa w imię wieków minionych zapoznawać potrzeb wieku, w którym żyjemy.
Fakt to spełniony, że od czasu kołowrotków umysł kobiecy uległ zmianom; wszelkie znów usiło­wania ku powrotowi niepowrotnéj przeszłości są utopią i marzycielstwem, a prawdziwém i rozumném zadaniem może być tylko prostowanie i doskonalenie kierunku myśli kobiety, aby, jak niegdyś z klasycznéj kądzieli palce jéj wysnuwały równą i lśniącą nić lnianą, tak dziś z jéj umysłu i ser­ca roztaczała się gładka i piękna nić spokojnego i użytecznego żywota.
W protestacyach przeciwko reformie wychowania kobiet ważniejszą jeszcze od zamiłowania tradycyi rolę gra rutyna. Rutyna posiada drugie imię, którém jest lenistwo ducha.
Jeżeli człowiek nie chce zadać sobie trudu analizowania i rozważyć, jakie postępowanie byłoby względem zamierzonego celu najzbawienniejszém; jeżeli do umiejętnéj świadomości czegokolwiek nie chce dojść pracą uczenia się i rozważania, — wtedy zrzuca z siebie ciężar odpowiedzialności i postępuje utartą drogą, jaką szli jego przodkowie, nie myśląc, lub nie chcąc myśléć, iż powody, prowadzące po niéj jego przodków, dla niego już nie istnieją.
Rutyna ma jeszcze inne imię, którém jest: ślepe naśladownictwo. Dla tego, że ten lub ów tak czyni, wszyscy nieodbicie tak samo czynić powinni. Dla czego powinni? Nikt nie znajdzie na to rozumnéj odpowiedzi.
Rutyna ma jeszcze jedno imię, jakiém jest lękliwość ducha. Podległy jéj człowiek, lubo pojmuje, że sposób postępowania jego jest błędny, nie zmienia go jednak przez obawę, aby odróżnienie się jego od innych nie ściągnęło na niego czyjéjkolwiek nagany.
Rutyna jest największym wrogiem postępu. Siłę swą czerpie ona z ujemnych stron ludzkiéj natury: lenistwa, naśladownictwa i lękliwości. Analiza i nauka walczą z nią na każdém polu: w rolnictwie, ekonomii społecznéj, piśmiennictwie i towarzyskich stosunkach. W kwestyi wychowania kobiet jest ona téż jedną z głównych do postępu przeszkód. Jak tradycya klasyczną kądziel i wrzeciono, tak rutyna w tym razie fortepian i francuzczyznę za godło sobie przyjęła. Aby módz odeprzéć szkodliwe wpływy rutyny na sprawę wychowania kobiet, trzeba zadać sobie pracę poznania jego złych stron i zdobyć się na samodzielną odwagę wprowadzania nowości. Trzeba przedewszystkiém, aby sumieniem wychowujących był, nie obyczaj publiczny, ale własny ich rozum i oświecona nim miłość dla tych, których wychowują.
Bardziéj niż tradycya i rutyna usprawiedliwioną jest poniekąd obawa, aby takie rozumowe i do utylitarnych celów skierowane wychowanie kobiet nie odjęło im cech kobiecego wdzięku i słodyczy, nie stworzyło wielu, jak się niektórzy wyrażają, mędr­ców w spódnicy z wieczną a nudną mądrością na ustach, z surową zmarszczką na czole, z sercem wyschłém, jak stary zwój pargaminu.
Sądzą niektórzy, że kobieta, która się zaznajomi z fizyką, chemią, historyą, geometryą i społecznemi kwestyami, musi uczynić rozbrat ze słodkim wdziękiem kobiecéj łagodności i prostoty.
Obawa ta więcéj jest godną poszanowania, niż ślepe trzymanie się tradycyi i rutyny, bo z szano­wniejszych wypływa źródeł; niemniéj jednak stanie się całkiem bezzasadną, jeśli naukowe wychowanie kobiet pojęte będzie, nie jako pół-nauka i śmieszne poduczanie wszystkiego potrosze, ale jako nauka w szerokiém i rozsądném znaczeniu tego wyrazu. Kobieta, która umié trochę, może być pedantką; kobieta, która umié wiele, musi koniecznie być prostą i małą we własnych oczach.
Wszak człowiek, zamknięty całe życie w ciasnym obrębie rodzinnego miejsca, gdy nic nie umié, może według słów Mirabeau: brać krańce widnokręgu za koniec świata. Ale ten, co podróżował wiele, wié, że po za jego horyzontem są kraje dalsze i wielkie, wobec których kątek jego rodzinny jest malutkim kuli ziemskiéj punkcikiem.
Co przywiązywać może najbardziéj kobietę do ciszy codziennego życia domowego? Praca, umiłowa­na od młodości, a ozdobiona pojętną i umiejętną myślą. W czasie, gdy mężczyzna długie godziny pędzi za domem, oddany obowiązkom swego powołania, kobieta myśląca, bez znudzenia i niecierpliwo­ści, oczekuje powrotu męża, w towarzystwie swéj myśli, nastręczającéj jéj zawsze miłe i użyteczne zajęcie. Gdy on wraca, ona nie spotyka go z milczącą i niezadowoloną twarzą, ale, rada z dnia spę­dzonego, na ustach ma słowo uprzejme, na czole spokój i łagodność.
W najskromniejsze, najuboższe wnętrze domowe, kobieta myśląca i pracowita potrafi wnieść promień wdzięku i światłości. W mieszkaniu jéj ściany będą bielsze, niż w inném, kwiaty u jéj okna żywszą woń wydadzą, jaśniéj zapłonie lampa na jéj stole.
Kobieta taka bogactwo podniesie do ideału piękności, mierność potrafi przyodziać wdziękiem, a niedostatek nawet ustroi w uśmiech słodyczy i ładu. Poezya prawdziwa, dotykalna, w codzien­ne życie wpleciona, może być udziałem tylko myślącéj i oświeconéj kobiety; poezya innéj jest zbiorowiskiem mrzonek nieprzydatnych nikomu, rozstrajających nerwy, a wybornie zgadzających się z zakurzonemi ścianami mieszkania, szorstkiém obejściem się i nieuczesaną główką.
Szczęśliwszym zapewne może być mężczyzna, którego przy powrocie do domu spotyka żona z książką w ręku, niż taki, dla którego odrywa się od rozważania wdzięków swych w zwierciedle, od zachwycających narad z modystką, lub od marzeń o gwiazdach pojętych jako oczy aniołów, i o boha­terach romansów, pojętych jako kontrast z rzeczy­wistym towarzyszem życia.
Szczęśliwsze w przyszłości mogą być te dzieci, których matka, przejęta wielkiemi prawdami, objawianemi jéj nauką, od pierwszych dni życia, śród macierzyńskich pieszczot i rozmów prawd tych je naucza, niźli te, które od kolebki przywykają do widoku próżnowania i targań się z niego powstałych, albo do zrzędnego łajania służących i narzekań na wszystko, co otacza próżnych a bezmyślnych.
Kobieta z prawdziwie wykształconym umysłem nie zagłębi się nigdy w książkach tak, aby zapomniała o powinnościach swoich, bo rozum bezustannie ukazywać jéj będzie czyn jako cel i naj­piękniejsze uwieńczenie życia.
Kobieta nieumiejętna, jeśli nie będzie mogła zapełnić próżni swego życia tryumfowaniem na salo­nowych rydwanach, a nie poczuje w sobie skłonności do zatrudnienia się gorliwém gospodarowaniem i nieprodukcyjném, lubo cały dzień pochłaniającém, krzątaniem się po domu, zagłębi się niezawodnie w książce, włoży w nią życie swoje, serce, wyobraź­nię, utonie w niéj cała, — ale książka ta będzie romansem. Z książki téj, zamiast pojęć w czyn przerabianych, wysnuje ona cały szereg mrzonek i cho­robliwych pragnień, które przerobią się na znudzenie i niechęć do wszelkiéj rzeczywistości.
W życiu domowém kobieta prawdziwie oświecona nie poczuje odrazy do najgrubszych choćby zajęć, bo rozum nauczy ją téj prawdy, że każda, by najnieponętniejsza i najniższa praca, uszlachetniona celem swym być może; że żyjąc na ziemi, poddać się trzeba ziemskiego życia warunkom. Ale te grube i nizkie zajęcia pod jéj ręką i pod jéj okiem, odzieją się wdziękiem, z jéj myśli płynącym.
Spiżarnia i kuchnia inaczej wyglądają, gdy ich dogląda myśląca kobieta, niźli gdy są pod władzą gorliwéj i nieoświeconéj gospodyni. W domu kobiety myślącéj spiżarnia i kuchnia są zawsze na swojém miejscu, i nie pokazują się tak zawsze i na każdém miejscu, jak w domach gospodyń, które nic po za niemi nie znają.
Są kobiety, które do spiżarni wnoszą woń salonu i inne, które w salonie tchną zapachem spi­żarni.
Kobieta myśląca potrafi zerwanym na polu kwiatem ozdobić włosy swe piękniéj, niż inna dyademem z brylantów, wełniana suknia wdzięczniéj ją stroi, niż inną aksamit i koronki. Szlachetni zape­wne są ci, którzy stojąc na straży szczęścia rodzinnego i kobiecego wdzięku, lękają się o ich niena­ruszalność i pragną usuwać od nich wszelkie szko­dliwe im żywioły; lecz jeśli za jeden z takich uwa­żają gruntowną wiedzę kobiety, śmiało powiedziéć można, iż mylą się i na błędnéj do celów swoich są drodze.
Zresztą, jeśliby z powodu nauki pewna część kobiet mogła uledz jakim szkodom i ujmom, jakież prawo posiadają prawodawcy rodzaju ludzkiego odbierać ogółowi światło, które jest niezaprzeczalnym przywilejem i niepodobném do stłumienia pragnieniem każdéj nieśmiertelnéj duszy? Czyliż mężczyznom wzbronioną jest nauka dla tego, że pewna ich część staje się przez nią pedantami i niemiłymi w obejściu, lub, że dla niéj zaniedbuje powinności ojca i męża? Mężczyzna dąży do światła i czuje się w prawie zdobywania go, nie jako mężczyzna, ale jako człowiek, a takim samym człowiekiem jest i kobieta.
Jeśli zaś dla różnych obaw i względów odebraném ma być kobiecie zdrowe i prawdziwe światło, w takim razie logika nakazuje zdjąć z niéj wszelką odpowiedzialność za czyny jéj i postępki, bo, nie używając praw człowieczych, przestaje ona być obowiązaną do spełniania powinności człowieczych.
Tak, powtórzmy tu raz jeszcze: nie w imię błędnéj emancypacyi kobiecéj, nie w imię fałszywéj mądrości, która odbiera kobiecie wdzięk właściwy i odrywa ją od użytecznéj i obowiązkowéj pracy, ale w imię spokoju rodzinnego i potęgi idei rodzinnéj, w imię godności człowieczeństwa, któréj najsilniejszą podporą jest oświata i praca, w imię niezbywalnego prawa każdéj ludzkiéj istoty do udziału w szczęściu, ze światła płynącém, — wołać potrzeba o naukę dla kobiet.
I jeszcze wołać o nią należy w imię moralności kobiecéj, z któréj płynie moralność publiczna, w imię czystości obyczajów, które w społeczeństwie silniejsze są nad prawa, bo wprzódy od praw istnieją i są ich źródłem. Gdzie umysłowe wychowanie kobiet jest chybione, chybioném jest i moralne, bo tylko myśl światła może dać przekonania silne, tę jedyną opokę wszelkich cnót, a gdzie moralne poczucia kobiet, instynktowo powzięte, instynktem kierują się lub wiarą ślepą, tam w obyczaje publiczne wkraść się musi zepsucie — i biada społeczności! Że ze złych obyczajów powstaną złe prawa i do najniższych szczebli sprowadzą szlachetną naturę człowieczą.


VI.

Niegdyś — przed wieki — ze szczytu góry Oliwnéj spłynęło na świat wzniosłe słowo: miłość. Świat usłyszał wyraz ten wraz z jękiem konania na krzyżu i zrobił z niego słowo: religia. I oto religia jest nauką miłości, miłości zbawczéj i wielkiéj, ale niemniéj, ale raz jeszcze i po sto razy, jest ona także nauką.
A im szersza i wznioślejsza jest ta boska miłości matka, tém szerszą i potężniejszemi zgłoskami pisa­ną być winna księga miłości nauczająca. Książeczka katechizmowa, nad któréj niepojętemi dla nich okre­śleniami męczą młody swój mózg dziewczynki od lat najmłodszych, nie obejmuje jéj — nie pomieści. Na pamięć nauczyć się można dogmatów; treść żywotną trzeba pojąć i odczuć, aby się przez nią umoralnić.
Najwspanialszym wykładem treści téj jest doskonała, wiecznie zgodna i wiecznie piękna natura, najgorętszemi jéj wyrazami są serca ludzkie, poznane w całéj wielkości cnót swych i w całéj nędzy swych cierpień.
Być prawdziwie pobożną — znaczy to kochać Boga i ludzi. Natura objawia wielkość piérwszego, cnoty, cierpienia i same nawet występki serc ludzkich badane w swych źródłach, uczą przebaczać i miłować ludzi.
Aby ujrzéć moc bożą w naturze, trzeba wiele umieć; aby ukochać ludzkość w jéj cnotach a prze­baczyć jéj nędze, trzeba wiele wiedziéć. A umieć i wiedziéć — nie uczą dotąd kobiety. Z szyderskim uśmiechem powtarzają ludzie, że religia kobiet — to pacierz i post, że dla nich formy są wszystkiém, treść niczém najczęściéj. Z równym uśmiechem opowiadają ludzie o nielogicznéj dewocyi kobiet, któréj osnową główną pogańska cześć dla symbolów, w któréj obmowa spędza z ust modlitwę, a czarny woal służy za obsłonkę grzesznych myśli, błądzących po czole. Tak bywa w istocie, ale dla czego tak bywa? Oto dla tego, że do wielkiéj rzeczy wiodą kobiety drogami małostek; w podróży téj karleją one i stają się już niezdolnemi sięgnąć wzrokiem ku aureoli olbrzyma. Form tylko samych uczy się kobieta: formy téż same potém kocha i czci.
Ale gdy na zdrowéj podstawie fizycznego wychowania umysł kobiety rozwinie się szeroko i silnie, gdy następnie umysłem tym wspomagana moralność napełni uczucia jéj i czyny samowiedną i wytrwałą miłością, wtedy w zdrowém i piękném ciele kobiety zdrowa i piękna zamieszka dusza, i cały żywot jéj będzie chwałą Pana na wysokości, a na ziemi szczęściem — ludziom dobréj woli.






  1. Zakład taki znajdował się przy ulicy Królewskiéj w Warszawie, otworzony z początkiem lata 1884 roku, gromadził około trzystu dzieci nader chętnie do niego uczęszczających.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Eliza Orzeszkowa.