Strona:Eliza Orzeszkowa - Kilka słów o kobietach.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jeśli zaś nikomu nie wydaje się rzeczą naganną i poniżającą godność kobiety pokazywanie pięknych ramion na balu, pięknego głosu na koncercie i silnych poczuć na scenie; czemuż ukazanie najszla­chetniejszéj części istoty ludzkiéj, rozumu, miałoby sprzeciwiać się niewieściéj skromności? Co zaś do pokory, to cnota ta, jeśli nie płynie z rozumnego uznania małości jednostki wobec wszechświata i wszechwiedzy, jest brakiem osobistéj godności albo fałszywém skromnisiowstwem, niegodném opieki tak szanownych osób, jak biskup Dupanloup.
Zresztą — i w tém leży jądro kwestyi — należy rozważyć; czy pielęgnowanie tak fałszywie nazwanéj tu skromności i pokory, da w przyszłości kobiecie chleb powszedni? Czy, gdy jest ubogą, pokora dostatecznym dla niéj będzie pokarmem, mieszkaniem i odzieniem?
Czy przez brak umiejętności i możności pracowania skromność nie poniesie większych szwanków, niż te, jakieby jéj zadać mogła gruntowna nauka i publiczne nauki téj prezentowanie na egzaminach? Przy zastanawianiu się nad temi usiłowaniami niby pobożnych osób, podejmowanemi w celu stłumienia umysłowości kobiet na korzyść ich cnót podaniowych, mimowoli przychodzi na myśl wiersz Molière'a o ludziach, którzy:

„W pobożném uniesieniu, powszechnie chwaloném,
Mordują bliźnich swoich ostrzem poświęconém”.