Strona:Eliza Orzeszkowa - Kilka słów o kobietach.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niéj, aby wiedziała, co to jest ludzkość, miłość, aby znała siebie i życie.
Słuszne to wymagania, lecz w jakiż sposób zadowolić je może kobieta, gdy nie zostawiono jej ani czasu, ani swobody do poznania tego wszystkiego? Treść własnéj istoty, własne skłonności, wady, niedostatki i zalety, zbadać ona mogła, chyba przygotowując się do spowiedzi rachunkiem sumienia; ale wtedy widok konfesyonału taką ją trwogą przejmował, że o całéj filozofii grzechów swoich zapomi­nała i uczyła się ich tylko na pamięć, jak ongi katechizmu z szaro oprawnéj książki.
Ludzkość i miłość, ich naturę i istotę, poznać mogła tylko z romansów, które czytywała otwarcie lub ukradkiem.
To téż wystawia sobie miłość nieinaczéj, jak à la Cardoville, a ludzkość według niezbyt trafnie najczę­ściéj malujących ją utworów literatury pięknéj.
Potém, jeśli na tym, gorzéj niż nieznanym, bo błędnie ujrzanym, gruncie, zbłądzi, poślizgnie się i za­chwieje, ludzie krzyczą: o zgrozo! i kamieniami ją obrzucają. Lecz dlaczego, na wzór Chińczyków, krępowali jéj stopy, jeśli chcieli, aby prosto i silnie stąpała po świecie? Zwyczaj! — powiadają, — tradycya! Tak zupełnie mówią i Chińczycy, ale są sprawiedliw­si, bo nie kamienują swoich kobiet za to, że ich nogi kalekie, gdy je takiemi uczyniono im od kolebki.