Przejdź do zawartości

Ignacy Daszyński: życie, praca, walka/całość

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Henryk Swoboda; Kazimierz Czapiński (przedmowa)
Tytuł Ignacy Daszyński
Podtytuł życie, praca, walka
Wydawca Towarzystwo Uniwersytetu Robotniczego
Data wyd. 1934
Druk Drukarnia Spółki Nakładowo-Wydawniczej „Robotnik”
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron



HENRYK SWOBODA
IGNACY
DASZYŃSKI
ŻYCIE
PRACA
WALKA
WARSZAWA1934


NAKŁADEM ZARZĄDU GŁÓWNEGO
TOWARZYSTWA UNIWERSYTETU ROBOTNICZEGO
SKŁAD GŁ. KSIĘGARNIA ROBOTNICZA, UL. CZERWONEGO KRZYŻA 20.
Nr. 15.




Ignacy Daszyński jako Marszałek Sejmu (1928 — 30).

Przedmowa

Ignacy Daszyński, wódz proletarjatu polskiego, jest założycielem T. U. R. — Towarzystwa Uniwersytetu robotniczego w Polsce. Przez dziesięć lat stał na czele tej instytucji, jako Prezes Zarządu Głównego. Dopiero warunki, które zmusiły Go do przebywania całemi latami poza siedzibą Zarządu, poza Warszawą, spowodowały ustąpienie z naczelnego posterunku. Zarząd Główny tedy postanowił przedstawić najbliższemu walnemu zjazdowi T. U. R. wniosek obrania Daszyńskiego honorowym prezesem T. U. R. Postanowił ponadto wydać pracę, przedstawiającą Jego życie, prace i zasługi.
Książka tow. H. Swobody, którą właśnie czytelnik ma w ręku, jest wykonaniem tej decyzji Zarządu.
Rzecz prosta — ta książka tylko w swej części, a nawet cząstce zajmuje się czysto oświatową pracą Daszyńskiego. Aczkolwiek kładzie On duży nacisk na momenty oświatowe i ogólno-kulturalne w ruchu robotniczym, zwłaszcza w Polsce już niepodległej, to jednak był i jest przedewszystkiem politykiem klasy robotniczej. Daszyński — to wielki rozdział w dziejach polskiego Socjalizmu; to poważny rozdział w historji Polski. Dlatego też praca Swobody nabiera szczególnego znaczenia dla czytelnika: śledząc życie Daszyńskiego, śledzimy dzieje polskiego Socjalizmu i Polski wogóle. Trzeba to przyznać autorowi — daje materjału bardzo wiele. Każdy z nas, starszy czy młodszy, przypomni sobie niejedno lub pozna fakta, których nie znał. Poznajmy swój dzień wczorajszy, aby tem lepiej pokierować jutrzejszym!
Daszyński był jednym z twórców masowego ruchu socjalistycznego w Małopolsce, w dawnej „Galicji“ i na Śląsku. W trudnych warunkach szlacheckiego panowania, klerykalnej reakcji i c. k. prześladowań tworzył i wykuwał silną, zjednoczoną proletarjacką organizację.
Był „puryfikatorem“ („czyścicielem“) — jak się wyraził niegdyś znany „galicyjski“ krytyk — opłakanych, zatęchłych stosunków, dawnej szlachecko-biurokratycznej „Galicji“. Demaskował nadużycia, chłostał obłudę, budził sumienia, porywał ludzi do walki, ku wielkim ideałom.
Jest mówcą jedynym, niezrównanym — ludowym i parlamentarnym. Trudno wśród najwybitniejszych mówców socjalistycznych świata wymienić kilku podobnych… Słuchał go w napięciu parlament dawnej Austrji. Wsłuchiwał się w piękną formę, w spiżowy głos i bogatą treść Sejm niepodległej Polski. A lud pracujący łowi na wiecach każde Jego słowo, wzywające do boju o Socjalizm.
Jest publicystą zasłużonym, pełnym temperamentu, który przez długie—długie lata kierował „Naprzodem“; potem „Trybuną“ czy „Pobudką“. Pisał aktualne pamflety polityczne i popularne broszury ludowe.
Był gospodarzem skrzętnym w Partji, zwracającym uwagę na każdy szczegół, na każde kółko w skomplikowanym mechanizmie organizacyjnym.
I dlatego właśnie był dobrym wychowawcą mas robotniczych, bo uczył je nie łatwego frazesu, lecz twardej odpowiedzialności za każdy krok, za każdy czyn. Uczył je rzetelnie oceniać warunki i przeszkody, systematycznie rozbudowywać gmach zjednoczonej siły proletarjackiej. Jeszcze dziś w całej pełni możemy w Małopolsce obserwować dodatnie organizacyjne skutki tej „Szkoły Daszyńskiego“.
Ale wszystkie te środki i metody podporządkował Daszyński jako polityk, tym wielkim celom politycznym, ku którym prowadził proletarjat. Była to początkowo demokratyzacja „Galicji“ (i Austrji) i zdobycie większych praw i lepszych warunków dla tamtejszego proletarjatu; była to potem niepodległość Polski, pojętej jako Polska ludowa, z silnym pierwiastkiem socjalistycznym (rząd lubelski); jest to przekształcanie tej zdobytej Polski w duchu demokratycznym i socjalistycznym oraz utrwalanie jej bytu niepodległego, gdy była zagrożona (rok 1920, najazd bolszewicki).
O tych wszystkich etapach niezmordowanej pracy opowie nam szczegółowo i bezstronnie tow. Swoboda. Podkreślamy jednak już w przedmowie ostatni (z dotychczasowych) etap polityczny: gdy Ignacy Daszyński został wybrany marszałkiem Sejmu i gdy dzieje Polski postawiły go na czołowym posterunku, jako obrońcę demokracji polskiej. Z męstwem i godnością spełnił Swe zadanie — marszałek — Daszyński. Odegrał rolę doniosłą i sławną! I choroba Jego obecna — to przecież rana honorowa odniesiona w tych pamiętnych ciężkich denerwujących bojach!
Wydawcy — Zarząd T. U. R. — wiedzą więc dobrze, że Daszyński był przedewszystkiem działaczem politycznym. Niemniej przeto nacisk na pracę kulturalną w masach proletarjatu i chłopstwa kładł duży zawsze, zaś szczególnie wówczas, gdy się przekonał jak brak oświaty i kultury hamuje i demoralizuje życie publiczne w Polsce niepodległej. W końcu roku 1922 — po znanych wypadkach grudniowych przy wyborze prezydenta Narutowicza — wystąpił z projektem założenia T. U. R. I niebawem założył T. U. R.
Gorąco nawoływał do energicznej pracy oświatowej w masach pracujących. W artykule „Robotnika“ jeszcze przed I zjazdem T. U. R. Daszyński pisał:

…„ Jakże ubożuchna jest jeszcze praca tego rodzaju w Polsce! Jak mało placówek oświatowych wśród dziesiątków i setek tysięcy robotników! Całe miasta, całe okręgi nietknięte. Analfabetyzm, nietylko tych co czytać nie umieją, ale i tych co niby czytają, a toną w głupocie niewiedzy i ciemnocie, jest jeszcze niemal powszechny“.

Albo w innem miejscu:

…„Klasa robotnicza bez oświaty nie zdobędzie żadnego wpływu w społeczeństwie; nie utrzyma zdobyczy osiągniętych w sprzyjających niegdyś warunkach; nie pokona demagogji oszukańczej, która ją rozbija na zwalczające się obozy. Nie wyrwie się robotnik z kajdan niewoli społecznej i politycznej, jeżeli umysł jego będzie ciemny, a dzieci jego będą miały rynsztok ulicy za miejsce zabawy. Kto głosi wielką walkę wyzwoleńczą klasy pracującej, a nie da jej oświaty, ten buduje na bagnie“.

Zagajając pierwszy zjazd T. U. R. 1 listopada roku 1924 w Warszawie, Daszyński trafnie scharakteryzował podwójny charakter pracy T. U. R.:

…„Przystępując do pracy oświatowej wśród rzesz robotniczych, musimy spełniać podwójną pracę, gdyż w Polsce, w latach niewoli—
nie było nawet tej burżuazyjnej ciasnej oświaty, którą na zachodzie mają „z łaski pańskiej“ masy ludowe. Nasza oświata robotnicza musi być wszechstronna i tem większe mamy wskutek tego trudności: powinna zastępować szkołę ludową, a jednocześnie — musi to być oświata socjalistyczna, nie mająca nic wspólnego z nauką burżuazyjną; oświata, która rozwija leniwą myśl człowieka i zbliża chwilę wyzwolenia klasy robotniczej z okowów kapitalistycznych…“

Tak wielki polityczny wódz polskiego proletarjatu, Daszyński, stanął na czele także oświatowej akcji proletarjackiej. Opiekował się T. U. R. — jako jego prezes — przez dziesięć lat bez przerwy, wchodząc nawet w detale drobniejszych prac bieżących. Nawet wówczas, gdy — jako Marszałek Sejmu — staczał walki najcięższe, zawsze miał czas do przewodniczenia posiedzeniom T. U. R.
Dziś T. U. R. — mimo ciężkiej bieżącej doby kryzysu politycznego i gospodarczego — rozwinął się w poważną, wielką instytucję, pokrywającą swemi oddziałami całą Polskę. Niechże pamięta polski proletarjat, komu zawdzięcza powstanie swojej organizacji oświatowej! Niech przypomni sobie życie, prace i walki Ignacego Daszyńskiego!
Praca tow. H. Swobody, nie wyczerpując naturalnie dotychczasowego życia Tego, kto był Epoką, niech będzie HOŁDEM, złożonym swemu PREZESOWI HONOROWEMU przez T.U.R. w imieniu zorganizowanego proletarjatu polskiego, walczącego o Socjalizm.

Kazimierz Czapiński.

I. Młodość i początki rozwoju ideowego

Gdy Ignacy Daszyński rozpoczynał swą polityczną działalność, socjalizm w Polsce miał już za sobą około dziesięć lat pracy i rozwoju. Były to jednak dopiero skromne początki. Przeważnie socjalizm tkwił jeszcze na etapie roboty kółkowo-propagandystycznej. W jednym tylko zaborze rosyjskim dokonano wysiłku stworzenia socjalistycznego stronnictwa politycznego, powołano do życia partję „Proletarjat“, ale właśnie w chwili, gdy Daszyński miał wystąpić na scenę historji, partja ta kończyła swój żywot wśród tragicznego skrzypu szubienic i wśród dotkliwych represyj. A potem nastąpił okres rozbicia na małe, bezsilne grupki. W zaborze pruskim dość obiecujące początki ruchu socjalistycznego zostały zahamowane przez bismarkowskie ustawy antysocjalistyczne i surowe wyroki sądów ferowane przeciw socjalistom polskim. W zaborze austrjackim, który miał stać się na długi czas głównym terenem działalności Daszyńskiego, ograniczano się podówczas do roboty w kółkach studenckich i robotniczych przy akompanjamencie szykan policyjno-sądowych. Socjalizm w Polsce stał jeszcze wszędzie w przededniu wielkiego ruchu masowego, który pozwoli mu odegrać swą rolę historyczną. Powstanie i rozwój tego ruchu są ściśle związane z nazwiskiem Daszyńskiego.
Pod względem ideologicznym socjalizm ówczesny obracał się jeszcze w sferze mgławic. Poglądy na cele, zadania i drogi socjalizmu krystalizowały się dopiero powoli, wśród walk, doświadczeń i zawodów. Unosiły się jeszcze opary utopizmu. Błąkano się jeszcze na bezdrożach między socjalizmem, a anarchizmem. Wahano się między zupełną negacją hasła niepodległości narodowej, a uważaniem go za pępek całego programu. Szerzył się jakiś mistycyzm rewolucji społecznej. Ulegano złudzeniom apolitycyzmu i ekonomizmu. Obok nowoczesnych pojęć walki klasowej tułały się hasła blankizmu, narodowolstwa i narodniczestwa. Przed socjalizmem polskim stało wielkie zadanie sformułowania swego programu i taktyki, jako podstawy dla rozwinięcia potężnego ruchu klasy robotniczej. W tym momencie przełomowym przechodzenia z błędnych ścieżek na drogę skrystalizowanych idei i poglądów stanął właśnie Daszyński w ruchu socjalistycznym. W owym procesie krystalizacyjnym przypadnie mu rola czołowa.
Epoka, w której przyszło Daszyńskiemu wystąpić była epoką trudną. Był to okres szczytowy reakcji popowstańczej. Ugoda święciła swój wielki tryumf. Romantyzm epoki powstań wypalał się i wygasał wśród powszechnej obojętności. Zaprzestanie walki dorastało do godności ideału. Celem wysiłków była praca organiczna, praca nad przekształceniem polskiego ustroju pańszczyźnianego na ustrój nowoczesnego kapitalizmu. Otwierał się okres kilku dziesiątków lat bez walki. Do głosu dochodziło pokolenie bez wielkich ambicyj i celów. Nigdy od czasu upadku państwa polskiego reakcja nie była tak długą i tak zupełną. Nigdy nie było tak ciężko żyć człowiekowi, którego duszę ożywiał pęd ku wolności i sprawiedliwości, W okresach, gdy koło nas dojrzewa bunt, nie trudno stać się rewolucjonistą. Ale gdy zawiśnie nad nami czarna, nieprzenikniona noc reakcji, gdy świt daleko, a wydaje się, że nigdy nie powstanie, gdy sama myśl walki jest przeklętą, bunt zrodzić może się tylko z własnego, twórczego wysiłku płomiennej duszy. Trzeba potęgą swego wzroku przedrzeć się przez mrok nocy i dojrzeć dalekie jutro, trzeba odczuć gdzie pod zamarzłą powłoką płynie nurt historji, trzeba umieć walczyć bez słońca. Takim rewolucjonistą, wbrew rzeczywistości, stanie się Daszyński. Słuszność przyzna mu dopiero przyszłość.
Epoka, w której przypadło mu żyć była epoką niesłychanie zacofanych stosunków politycznych i społecznych. W żadnej z dzielnic polskich lud nie zdobył sobie jeszcze praw politycznych, ani ludzkich. O wszystko trzeba było dopiero walczyć. W jednym z zaborów panował carski despotyzm, w drugim ustawy wyjątkowe przeciw ruchowi robotniczemu, w trzecim klasa pracująca była jeszcze pozbawioną wszelkiego wpływu na losy państwa. Na wyzysk nigdzie jeszcze nie kładziono wędzideł. Kraj, w którym Daszyński będzie działać, był krajem klasycznej nędzy. Egoizm klas posiadających nie miał sobie równego. Tu i ówdzie rozwijały się już metody wyzysku kapitalistycznego w najbezwzględniejszej formie. Wszędzie roztaczały się rządy szlachetczyzny, rzucające ponury cień na życie wsi polskiej. Gwarancją trwałości tego systemu było pogrążenie ludu polskiego w mrokach beznadziejnej ciemnoty, a straż nad nią sprawował klerykalizm. Walce o przekształcenie tych stosunków Daszyński poświęci swe życie.
Ignacy Daszyński urodził się dnia 26 października 1866 r. Przyszedł na świat w małem miasteczku kresowem Zbarażu, na galicyjskiem Podolu, w pobliżu granicy rosyjskiej. Pochodził z obdarzonej licznemi dziećmi rodziny urzędniczej. Ojciec jego, Ferdynand Daszyński, był urzędnikiem starostwa, człowiekiem znanym z uczciwości i prawości charakteru. W szóstym roku życia zaczął Ignacy uczęszczać do miejscowej szkoły O.O. Bernardynów i był bardzo dobrym uczniem. Nie długo jednak dane mu było zażyć spokojnego życia w małym, otoczonym kwiatami domku rodzicielskim. Miał zaledwie dziewięć lat, gdy stracił ojca. Dalsze jego dzieciństwo i młodość nie upływały wśród dostatku. Bardzo szybko musiał zapoznać się z życiem z najpoważniejszej jego strony.
Matka, Kamila z Mierzeńskich Daszyńska, przeniosła się po śmierci męża do Stanisławowa. Tam zaczęło się życie skromne i ciężkie, wśród niedostatku i braków. Daszyński zaczął wkrótce uczęszczać do gimnazjum. Już począwszy od pierwszej klasy musiał utrzymywać się z korepetycyj, gdyż inaczej o kształceniu się nie mogło być nawet mowy. Przez szereg lat nie miał wogóle podręczników szkolnych i musiał uczyć się z książek swych uczniów. Kilka godzin dziennie biegał po lekcjach, za zarobione pieniądze odziewał się, a czasem nawet dokładał do utrzymania domu. Nie był pieszczonym przez życie. Od małego dziecka musiał ciężko borykać się z losem. Charakter jego urabiał się w twardej walce o byt.
W tym czasie zaczęło się także kształtować jego oblicze ideowe. Wielki wpływ wywierał w tej mierze na niego starszy brat Feliks Daszyński. Do gorących głów młodych chłopców znalazły najpierw dostęp idee patrjotyczne. Nie był to jednak odświętny patrjotyzm w sensie ówczesnych ugodowców. Patrjotyzm młodych Daszyńskich czerpał swe soki z dziejów walk powstańczych i rewolucyjnych, wyrastał z atmosfery dymiących pobojowisk, i rewolucyjne i bojowe krzesał w nich pierwiastki. Był to patrjotyzm integralny, bezkompromisowy, wyrażający się w marzeniach o walce zbrojnej z wszystkimi zaborcami i w najbezwzględniejszem potępieniu wszelakiej ugody. Wielu ideami wzbogaci się w przyszłości świadomość Daszyńskiego, podłoże jego rewolucyjności się pogłębi, ale ten pierwiastek zostanie w nim nazawsze.
W r. 1880, Ignacy Daszyński miał wtenczas 14 lat, obaj bracia wzięli czynny udział w manifestacji patrjotycznej w dzień zaduszny. Feliks napisał wiersz skierowany przeciw ugodzie z Habsburgami, a Ignacy odhetografował go i rozrzucił wśród młodzieży na cmentarzu. Represje nie kazały na siebie czekać. Feliks został aresztowany, a Ignacego, jako współwinnego, pociągnięto również do karnej odpowiedzialności. Ostatecznie jednak wobec dziecinnego wieku Ignacego prokurator odstąpił od oskarżenia, a Feliksa sąd przysięgłych uwolnił. W każdym razie było to pierwsze namaszczenie rewolucyjne. Obaj bracia zdobyli sobie markę buntowników, spokojne, kołtuńskie mieszczaństwo zaczęło od nich się odsuwać, a matka wylewała łzy, lękając się o przyszłość ukochanych dzieci. Jasnem było, że droga karjery urzędniczej, jedyna w ówczesnej Galicji, nie dla nich jest stworzona.
Za owych stanisławowskich, gimnazjalnych czasów młodzi Daszyńscy postawili też pierwsze kroki w dziedzinie życia organizacyjnego. Weszli w skład tajnej organizacji uczniowskiej o charakterze patrjotycznym. Członkowie związku pracowali nad swem wyrobieniem fizyczno-militarnem pod kątem widzenia przyszłego powstania i czytali wspólnie książki, zwłaszcza arcydzieła literatury. Pod względem ideowym organizacja miała początkowo charakter radykalno-patrjotyczny bez żadnego programu społecznego. Lecz wkrótce ideologja młodzieży zaczęła się krystalizować. Zwrotem w życiu organizacji było zbratanie się z młodzieżą ukraińską. Zbratanie to odbyło się na tle idei słowiańszczyzny, opartej na podłożu idei słowiańskiej wspólnoty gminnej. Stanowiła ona pomost do socjalizmu, o którym konspiratorzy stanisławowscy mieli bardzo niejasne pojęcie. Emisarjusze kółka wysłani do Lwowa i Krakowa z owym programem komunizmu słowiańskiego, zetknęli się z tamtejszymi socjalistami i wrócili wkrótce do Stanisławowa z kufrem literatury socjalistycznej, którą młodzi chłopcy zaczęli gorączkowo pochłaniać. Niebawem bracia Daszyńscy i większość ich kolegów została pozyskana dla socjalizmu. Był to rok 1882. Odtąd życie Daszyńskiego było nierozerwalnie związane z ideą socjalistyczną. Jego gorące serce, pełne namiętnego protestu przeciw okropnej, krzywdzącej, niesprawiedliwej rzeczywistości, znalazło wreszcie drogę walki. Na drodze tej zostanie już przez całe życie.
Tymczasem miało się już ku końcowi jego życie szkolne. Zadenuncjowany przez kolegę za wykład o rewolucji 1848 r., który wygłosił na pauzie do kolegów, został, choć był w nauce pierwszym z uczniów, wydalony z gimnazjum.
Rozpoczął teraz pracę samouka. Dla wielu działaczy okres wyjścia z normalnego toru szkolnego był płodny w skutki. Waryński po usunięciu go z instytutu technologicznego rzucił się w wir książek. Podobnie Daszyński zagrzebał się w lekturze dzieł naukowych. Kilka najbliższych lat poświęcił pracy nad sobą. Budował podwaliny dla przyszłych lat walki. Może nawet chwilowo ucierpiała na tem jego czynna działalność, natomiast pogłębiła się podstawa na której się opierał. Urosła i wzbogaciła się jego świadomość socjalistyczna. Uzbroił się w potężną broń wiedzy i teorji. Stał się głęboko przekonanym socjalistą i ugruntował swą wiarę na niewzruszonym fundamencie nauki.
Lata najbliższe były jednak równocześnie latami ciężkiego borykania się z losem. O kontynuowaniu nauki szkolnej nie było mowy, bo go do żadnej szkoły przyjąć nie chciano. Zaczął się okres tułactwa i nędzy. Po krótkim pobycie we Lwowie znalazł się w Drohobyczu na posadzie pisarza u adwokata z pensją 12 guldenów miesięcznie. Poznał to środowisko bezlitosnego wyzysku i nędzy, zaczął pracować wśród tamtejszych robotników i chłopów, nawiązał kontakt z pierwocinami ruchu socjalistycznego. Tu stawia też pierwsze kroki na polu pracy publicystycznej. Pisze do miejscowej radykalnej gazety artykuły i notatki o losie robotnika borysławskiego.
Z Drohobycza przeniósł się do Lwowa. Podstawą jego egzystencji były lekcje, udzielane dzieciom biednych rzemieślników. Zarabiał znów 12 guldenów i mieszkał w wilgotnej izbie z czeladnikami szewskimi. Później wynajął sobie z bratem Feliksem wspólny pokoik i razem znosili nędzę. Pracował dalej nad sobą, chłonął chciwie wiedzę. Zajął się także pracą agitacyjną wśród młodzieży szkół średnich i założył kółko socjalistyczne. A wszystko to odbywało się wśród nieopisanej nędzy. „Ileż to zim, pisze o tych czasach, przechodziłem w dziurawych butach, w płaszczyku letnim, głodny, wiecznie zaziębiony i kaszlący!“ Nędza wreszcie zmusiła go do opuszczenia Lwowa. W roku 1886 przyjął miejsce guwernera w dworku podolskim i poznał zkolei stosunki wsi wschodnio-galicyjskiej, klasyczny wzór bezlitosnego wyzysku. A potem zaczęła się tułaczka, nad Dniestrem, nad Bugiem, na Huculszczyźnie. Włóczył się nieraz bez grosza, bez pożywienia, śpiąc pod gołem niebem i mdlejąc z głodu. Poznał na sobie wszystkie cierpienia i upokorzenia nędzy.
Jesienią 1887 roku Daszyński przeniósł się do Krakowa. Postanowił stanowczo ukończyć przerwane studja. Na pewien okres czasu przerwał inne prace. Złożył jako ekstern egzamin dojrzałości i w roku 1888 zapisał się na uniwersytet krakowski, jako słuchacz wydziału filozoficznego. Poświęcił się całkowicie nauce i studjom uniwersyteckim, w luźnym tylko pozostając kontakcie z życiem politycznem młodzieży. Związek z ruchem socjalistycznym utrzymywał przez brata Feliksa, który w owym czasie brał bardzo czynny udział w życiu młodzieży socjalistycznej w Zurychu. Sam jednak podówczas czynnie nie pracował poza udzielaniem pomocy w przemycaniu nielegalnej literatury do zaboru rosyjskiego. Spowodowało to wytoczenie w kwietniu 1889 roku przeciw niemu postępowania karnego przez władze krakowskie z oskarżenia o należenie do tajnej zagranicznej organizacji socjalistyczno-rewolucyjnej, o próby stworzenia tego rodzaju organizacji w granicach Austrji i o rozpowszechnianie nielegalnych wydawnictw.
W czasie tym jednak, gdy go oskarżono, Daszyńskiego nie było już w Krakowie. Ciężkie warunki życia zmusiły go znowu do przerwania studjów i przyjęcia guwernerki. Zaopatrzywszy się w paszport na obce nazwisko udał się wiosną 1889 roku do Królestwa, gdzie otrzymał pracę u rodziny Gniazdowskich w Czarnostowie, pow. makowskiego, gub. łomżyńskiej. W ślad za nim poszły jednak informacje o jego sprawie krakowskiej. W kwietniu 1889 r. żandarmerja warszawska otrzymała poufną wiadomość o jego prawdziwem nazwisku, miejscu pobytu i ciążącem na nim oskarżeniu. Mniej więcej w tym samym czasie przysłano władzom żandarmskim szereg cyrkularzy departamentu policji z Petersburga, polecających aresztowanie w razie schwytania kilku socjalistów polskich, o których były informacje, że mają być wysiedleni z Szwajcarji. Wśród nazwisk tych były nazwiska Aleksandra Dębskiego, Gabrjela Narutowicza i Feliksa Daszyńskiego. Żandarmerja była przekonana o identyczności Daszyńskiego zadenuncjowanego z Krakowa z owym Daszyńskim polecanym jej opiece z Petersburga. W nocy z 14 na 15 maja przystąpiono do aresztowania. Daszyńskiego odwieziono do Pułtuska, gdzie zamknięto go do więzienia. Był to początek jego karjery więziennej. W Pułtusku przebywał przeszło pół roku. Prowadzone przez ten czas śledztwo wykazało, że w ręce władz rosyjskich wpadł Ignacy Daszyński, a nie poszukiwany Feliks. Oskarżono go z art. 318 i 917 rosyjskiego kodeksu karnego. Śledztwo jednak oprzeć się mogło tylko na doniesieniach otrzymanych od krakowskiego sędziego śledczego. Prokurator Warszawskiej Izby Sądowej Turau na tej podstawie i na podstawie schwytanych listów Daszyńskiego sformułował wniosek, że należał on bezwątpienia do zagranicznej organizacji rewolucyjnej i że zamierzał podobną działalność prowadzić i w obrębie państwa rosyjskiego, że jednak wobec wczesnego aresztowania nie zdołał tego zamiaru urzeczywistnić. Wobec tego prokurator zaproponował rozstrzygnięcie sprawy na drodze administracyjnej. Dnia 11 listopada 1889 roku zapadła decyzja departamentu policji powzięta w porozumieniu z ministerstwem sprawiedliwości. Zgodnie z tą decyzją postanowiono, że „Ignacy Daszyński, jako nieprawomyślny obcokrajowiec podlega bezpowrotnej wysyłce zagranicę“. Ze względu zaś na śledztwo prowadzone przeciw Daszyńskiemu w Krakowie postanowiono wydać go rządowi austrjackiemu. Przewieziono go z Pułtuska do Warszawy, a z Warszawy do Będzina i dnia 12 grudnia 1889 roku wydano go na punkcie granicznym Granica — Szczakowa władzom austrjackim. W Krakowie zamknięto go do więzienia św. Michała. Po sprawdzeniu jednak, że sprawa jego została umorzona, wypuszczono go na wolność. Przesiedział wtenczas razem w więzieniu 7 miesięcy.
W Krakowie popasał niedługo. Natrafił akurat na zaburzenia akademickie, skierowane przeciw rektorowi. Wziął w nich czynny udział i w oczach zebranej młodzieży strzaskał biust rektora. Jego karjera akademicka była skończona. O otrzymaniu pracy nie było nawet mowy. Otwierała się perspektywa najzupełniejszej nędzy. A tu przychodzi wiadomość, że brat i najlepszy przyjaciel Feliks umiera w Szwajcarji na suchoty. Wszystkie ciosy waliły się na jego głowę. Daszyński decyduje się opuścić kraj. Najpierw udaje się z początkiem 1890 roku do Davos, do brata i widzi go poraz ostatni. Stamtąd jedzie do Paryża. Po paru tygodniach otrzymuje tam wiadomość o śmierci Feliksa. Ból jego niema granic. Wzmacnia on w nim postanowienie, z którem opuścił kraj. Decyduje się wyjechać za morze i szukać pracy w Ameryce Południowej. Idzie zakupić bilet okrętowy. Wieczorem wyjedzie do Havru, gdzie wsiądzie na statek. Był to moment przełomowy w jego życiu.

II. W ogniu walk i prac nad stworzeniem partji socjalistycznej

Był to również okres przełomowy w dziejach socjalizmu polskiego. Wstępny okres jego dziejów, propagandystyczno-kółkowo-spiskowy, ma się już wyraźnie ku końcowi. Zasady jego ideologji i metod walki dochodzą coraz bliżej do stanu dojrzałości. Szereg dotychczasowych złudzeń się rozwiewa. Ustala się pogląd o konieczności prowadzenia walki politycznej i oparcia jej na konkretnym programie żądań społecznych, politycznych i narodowych. Potrzeba stworzenia w tym celu socjalistycznej organizacji politycznej nasuwa się coraz natarczywiej. Ruch socjalistyczny w Polsce będący dotychczas raczej ruchem awangardy robotniczej zaczyna okazywać tendencje przekształcenia się w ruch masowy. Przełomem pod tym względem było święto 1 maja. Po raz pierwszy obchodzono to święto właśnie w czasie pobytu Daszyńskiego w Paryżu. Pierwszy raz wtenczas danem mu było ujrzeć masowe, potężne wystąpienie proletarjatu. Z gazet dowiedział się jednak, że i w Polsce dnia tego robotnik dał znak życia. W tym samym Lwowie, w którym przed kilku laty widział zaledwie małą grupkę socjalistów, cztery tysiące robotników stanęło na zgromadzeniu. W Warszawie, przez którą przed kilku miesiącami przewożono go wśród ciszy i spokoju, kilka tysięcy robotników opuściło warsztaty pracy. W okręgu bielskim były strajki i lała się krew. Ruszyło się coś w tej Polsce, którą przed kilku tygodniami opuścił w nastroju przygnębienia i smutku.
W chwili, gdy otwierały się takie perspektywy i powstawały szerokie możliwości pracy, trzeba było ludzi zdolnych do pokierowania ruchem. A takich nie było zadużo. Od czasu śmierci Waryńskiego socjalizm polski nie miał wodza. Waryński był zresztą obdarzony wszystkimi wartościami wodza okresu spiskowo-konspiracyjnego. Daszyński był już od 8 lat przekonanym socjalistą. Od ruchu socjalistycznego trzymał się jednak trochę zoddala, czynnej roli dotychczas nie odgrywał. Może w dotychczasowych formach walki nie znajdował ujścia dla swego gorącego temperamentu i żądzy walki. Potrzebował szerokiego rozmachu i pełnego oddechu ruchu masowego. Zbliżała się chwila, kiedy mógł odegrać swą rolę. Towarzysze, którzy go znali, ubolewali, że chce opuścić Europę. Na kilka godzin przed odjazdem spotkał kilku towarzyszy. Zaczęli go gorąco odwodzić od myśli wyjazdu i nakłaniać do pozostania, kreśląc plany przyszłości.
Daszyński zmienił zamiary. Postanowił kontynuować studja na zagranicznym uniwersytecie i wrócić do kraju, aby stanąć do pracy. Decyzja ta zaważyła na całem jego dalszem życiu. Odtąd rzuca się w wir pracy i walki, oddaje się całkowicie służbie dla idei socjalistycznej, poświęca się jej bez reszty, całą duszą i całem sercem. Nazwisko jego zrasta się z socjalizmem w nierozerwalny związek.
Z Paryża udał się zatem natychmiast do Zurychu i zapisał się w poczet słuchaczy uniwersytetu. Obok studjów zajął się i pracą polityczną, założył stowarzyszenie socjalistyczne robotników polskich „Zgoda“ i prowadził robotę agitacyjną wśród młodzieży polskiej. Zdecydowawszy się jednak stanąć do pracy pragnął dla niej szerszego terenu. Po kilku miesiącach postanowił wrócić do kraju, aby poświęcić się tam wyłącznie robocie. We wrześniu 1890 roku opuścił Zurych, i zatrzymawszy się po drodze w Krakowie, udał się do Lwowa.
Teraz staje po raz pierwszy u wielkiego warsztatu pracy politycznej, aby go już nigdy nie opuścić. Pozostanie tym razem we Lwowie około 10 miesięcy. Lwów był podówczas głównem środowiskiem socjalizmu polskiego w zaborze austrjackim. Nie było tam jeszcze jednak wtenczas organizacji politycznej. Ruch cały skupiał się koło dwóch pism socjalistycznych, które tam wychodziły, koło „Pracy“ i „Robotnika“. Między obu tem organami i opierającemi się o nie grupami, panował antagonizm. Daszyński, który wszedł w skład redakcji „Pracy“, uważał za najważniejsze zadanie doprowadzenie do powstania partji socjalistycznej, która przystąpiłaby do stworzenia poważnego ruchu socjalistycznego w tej dzielnicy. W tę stronę też skierował główne swe wysiłki. Skupił najpierw koło siebie najpoważniejsze jednostki z obu grup, tworząc w ten sposób rodzaj kierownictwa politycznego partji. Następnie, w połowie grudnia 1890 roku zorganizował publiczny wiec, który oparł robotę partyjną na ruchu masowym. Na wiecu tym referował sprawę powszechnego głosowania, hasło, które w najbliższem piętnastoleciu miało stać się ośrodkiem walki politycznej. Po kilkutygodniowej gorączkowej pracy agitacyjnej udało się mu wreszcie doprowadzić do założenia we Lwowie organizacji socjalistycznej w postaci stowarzyszenia oświatowo-zapomogowego „Siła“ (połowa marca 1891 r.). Wkrótce założono podobne stowarzyszenie w Stanisławowie, a w lecie 1891 roku powołano i w Krakowie do życia „Siłę“. Partja socjalistyczna występuje już odtąd jako realny czynnik w życiu politycznem, wyciskając na niem coraz silniej swoje piętno. Socjaliści lwowscy wzięli również czynny udział w odbywających się podówczas wyborach parlamentarnych, przychylając szalę zwycięstwa na rzecz demokraty. Daszyński uczestniczył też w akcji wyborczej. Po raz pierwszy w roku 1891 przemawiał we Lwowie na wiecu dnia 1 maja. Policja zakazała po wiecu pochodu. Socjaliści urządzili jednak pochód 3 maja, jako odrębna kilkutysięczna grupa ogólnego pochodu, z przypiętemi czerwonemi kokardami pierwszomajowemi i z transparentem z napisem: „Partja robotnicza“. W przededniu święta majowego wydał Daszyński swą pierwszą broszurę polityczną pod pseudonimem „Żegota“ p. t. „O partjach politycznych w Galicji“. Broszura uległa konfiskacie.
W drugiej połowie czerwca 1891 roku Daszyński stanął jako oskarżony przed sądem krakowskim pod zarzutem należenia do tajnego stowarzyszenia. Po trzytygodniowej blisko rozprawie został uwolniony. Lato 1891 roku spędził Daszyński na kongresach, najpierw z końcem czerwca był na kongresie socjalistów austrjackich w Wiedniu, a potem w drugiej połowie sierpnia udał się jako delegat na socjalistyczny kongres międzynarodowy do Brukseli. Tam uczestniczył w dyskusji nad wnioskiem holenderskim, zalecającym w razie wojny wywołanie strajku wojskowego. Daszyński zwalczał ten wniosek, gdyż ułatwiałby on zwycięstwo krajów reakcyjnych w rodzaju Rosji, gdzie strajku takiego by nie było. Nawiązał też kontakt z socjalistami polskimi innych zaborów, który wyraził się w złożeniu deklaracji o jednolitości polskiego ruchu socjalistycznego.
Z kongresu brukselskiego Daszyński nie wrócił do Lwowa, ale udał się na nową placówkę. Objął w Berlinie redakcję polskiego pisma socjalistycznego, „Gazety Robotniczej“, która była zasadniczo przeznaczona dla zaboru pruskiego, ale nie pomijała i spraw innych zaborów. Wśród ówczesnych pism przeznaczonych dla agitacji krajowej było to pismo najpoważniejsze. Daszyński postawił je na wysokim poziomie. W szeregu wstępnych artykułów, jakoteż w dziale polemicznym, zatytułowanym „Wolne listy“, wyświetlił najważniejsze zagadnienia w duchu nowoczesnego ruchu socjalistycznego, zagadnienie stosunku socjalizmu do patrjotyzmu, do religji, do wojny, do sprawy chłopskiej i in., kładąc podwaliny taktyki polskiego socjalizmu w dobie najbliższej. Praca dziennikarska będzie odtąd jednym z głównych warsztatów jego pracy. Już wtedy okazał w niej wszystkie swe wartości, jasność myśli, nieodpartą logikę, realne ujmowanie zagadnień, styl zwarty, cięty, zaprawiony subtelną ironją. Pobyt w Berlinie dał mu też możność bliższego zapoznania się z niemieckim ruchem socjalistycznym.
Pobyt ten trwał pięć miesięcy. Z końcem stycznia 1892 r. Daszyński, który przebył właśnie ciężką chorobę, udał się do Lwowa na odbywający się tam w dniach 31 stycznia, 1 i 2 lutego pierwszy kongres socjalistyczny Galicji i Śląska. Kongres nadał dotychczasowej „partji robotniczej“ nazwę „partji socjalno-demokratycznej“, stwierdził szybki wzrost socjalizmu w tej dzielnicy, który się wyraził w uczestnictwie na kongresie 48 delegatów reprezentujących 11 miejscowości, i zakreślił wskazania taktyczne i polityczne dla partji. Ten ostatni punkt referował właśnie Daszyński. Agent rosyjskiej żandarmerji, obserwujący kongres, doniósł swym mocodawcom, że „duszą całego kongresu był znany agitator Ignacy Daszyński, który przybył na kongres z Berlina, jako delegat tamtejszej „Gazety Robotniczej“. On ożywiał cały kongres“. Między innymi oświadczył, że za wolność Polski socjaliści z pewnością prędzej będą walczyć, niż polska szlachta.
Po ukończeniu kongresu Daszyński zamierzał wrócić do Berlina. W drodze powrotnej został jednak 2 lutego 1892 roku na dworcu krakowskim aresztowany i osadzony u św. Michała. Wytoczono mu tym razem sprawę o artykuły pisane w „Gazecie Robotniczej“. Siedział około 10 tygodni w śledztwie, poczem sprawę umorzono wobec niemożności udowodnienia mu autorstwa artykułów. Po wyjściu z więzienia Daszyński osiedlił się z powrotem we Lwowie, gdzie znów przez szereg miesięcy kierował robotą. Redagował tygodnik socjalistyczny, miał proces prasowy zakończony wyrokiem uwalniającym, wydał jednodniówkę „Pamiątka 1 Maja“, przemawiał na zgromadzeniu ludowem 1 Maja. W okresie tym musiał toczyć też ciężką walkę z grupą anarchizującą, która oderwała się od partji i zwalczała ją w sposób nieprzebierający w środkach. W czerwcu 1892 r. uczestniczył Daszyński w III kongresie ogólno-austrjackim w Wiedniu. Tam złożył deklarację, że socjaliści polscy wobec węzłów łączących ich z polskim ruchem socjalistycznym innych zaborów nie mogą związać się ściśle z organizacją austrjacką, zapewnił jednak o współdziałaniu z nią „w interesie międzynarodowej socjalnej demokracji“.
Zimą 1892—1893 r. zdrowie Daszyńskiego tak się pogorszyło, że był zmuszony na dwa miesiące pojechać w Karpaty. Stamtąd nie wrócił już do Lwowa, ale przeniósł się do Krakowa, gdzie od lutego 1893 roku objął redakcję „Naprzodu“, który od roku już tam się ukazywał. W Krakowie system represyjny przeciw socjalistom był znacznie ostrzejszy, niż we Lwowie, panosząca się tam reakcja klerykalno-stańczykowska starała się bezskutecznie zdusić socjalizm przy pomocy represyj policyjnych. Daszyński rozpoczął przeciw niej bezwzględną walkę prasową i wiecową, i smagał ją bez litości. „Naprzód“ był bezustannie konfiskowany, Daszyński raz za razem stawał przed sądem. Z końcem marca 1893 roku zwołano do Krakowa drugi kongres socjalistyczny. Na kongres zjechało się 50 delegatów. Policja jednak kongres rozpędziła, a Daszyński jako jeden ze zwołujących odsiedział za to 5 dni w areszcie. Kongres jednak mimo wszystko odbył się w lokalu redakcji „Naprzodu“. W sierpniu 1893 roku Daszyński uczestniczył w kongresie międzynarodowym w Zurychu.
W październiku 1893 roku przeniósł się z Krakowa z powrotem do Lwowa, gdyż obecności jego wymagał stan tamtejszej organizacji. Pozostanie tam przez kilka miesięcy i wprowadzi rozwój organizacji lwowskiej na normalne tory. Tam wyszła w roku 1894 z druku druga jego broszura pod pseudonimem Żegoty p. t. „Krótka historja rozwoju partii socjalistycznej w Galicji (od 1 maja 1890 do 1 maja 1894)“. W broszurze tej m. in. uzasadnia stanowisko socjalizmu wobec patrjotyzmu: „Tam, gdzie klasy wyższe używają i nadużywają patrjotyzmu dla stłumienia ludowego ruchu klasowego i do osłonięcia niesprawiedliwości społecznej, tam socjaliści bez wahania zdzierają tę maskę z twarzy obłudników; gdzie patrjotyzm jest wyrazem dążeń do niepodległej i wolnej ludowej Polski, tam wkrótce oni staną na czele jako patrjoci w najlepszem tego słowa znaczeniu“. Zgodnie z tem partja postanowiła obchodzić uroczyście stuletną rocznicę powstania kościuszkowskiego. Dnia 8 kwietnia 1894 r. odbyło się we Lwowie uroczyste zgromadzenie ludowe, na którem przemawiał Daszyński. Wykazując ludowy charakter powstania stwierdza, że ideę wolności i niepodległości przejął dziś proletarjat. „Niema i nie będzie zgody między despotyzmem a proletarjatem polskim!“ — woła. „Opuszczeni w tej walce przez nasze klasy posiadające, szukamy dla ludowej Polski sojuszników wśród proletarjatu zachodniej Europy“ oświadcza, i wiąże dążenia robotnika polskiego z międzynarodowym charakterem ruchu socjalistycznego. Kończy wreszcie żądaniem praw politycznych dla ludu, a przedewszystkiem powszechnego prawa wyborczego.
Począwszy bowiem od jesieni 1893 r. walka o reformę prawa wyborczego doznała wielkiego ożywienia w związku z wysuniętym przez rząd Taaffego projektem reformy. Daszyński z całą namiętnością, z całym temperamentem i energją rzucił się w wir walki o powszechne prawo głosowania. Walka ta w ciągu najbliższych kilkunastu lat będzie głównie wypełniać jego życie. Zaczęła się ożywiona kampanja wiecowa i demaskowanie posłów „demokratycznych“, którzy odegrali w tej walce bardzo smutną rolę. Z końcem marca 1894 r. udał się Daszyński do Wiednia na czwarty kongres austrjackiej socjalnej demokracji, specjalnie poświęcony taktyce walki o prawo wyborcze. Na kongresie tym zostało rzucone hasło strajku powszechnego.
Na wiosnę 1894 roku Daszyński wrócił do Krakowa i objął z powrotem redakcję „Naprzodu“. Będzie to odtąd na kilkadziesiąt lat stałe miejsce jego zamieszkania. W połowie sierpnia 1894 r. we Lwowie odbył się trzeci kongres socjalistyczny Galicji i Śląska przy żywym udziale Daszyńskiego. Omawiano sprawę strajku powszechnego w walce o reformę wyborczą, sprawę programu wiejskiego, sprawę 10-godzinnego dnia pracy. Daszyński referował sprawę stosunku do mieszczańskiej demokracji i zaatakował tę ostatnią bardzo ostro. W sprawie tej wydał specjalną broszurę p. t. „Bankructwo demokracji galicyjskiej“. Czwarty kongres odbył się we wrześniu 1895 roku w Nowym Sączu i wykazał wzrost partji i zwiększenie natężenia walki politycznej.
Z końcem lipca 1896 r. Daszyński jest znów delegatem na kongresie międzynarodowym, który tym razem został zwołany do Londynu. Bierze udział w pracach komisji akcji politycznej i podpisuje wspólną deklarację polskiej delegacji, stwierdzającą, że „robotnicza Polska jest w naszych sercach jedną i niepodzielną“.
W r. 1896 Daszyński odsiedział karę 6-tygodniowego więzienia. Była to szesnasta skolei sprawa polityczna w jego życiu.

W ciągu najbliższych lat sprawa reformy wyborczej stała wciąż na pierwszym planie życia politycznego Galicji. Pierwszy etap walki skończył się jesienią 1896 r. Ówczesny premjer austrjacki Badeni przeprowadził częściową reformę, polegającą na stworzeniu t. zw. kurji powszechnej. Obok 353 posłów wybieranych przez dotychczasowych uprzywilejowanych wyborców miano wybierać 72 posłów w głosowaniu powszechnem. Był to pierwszy wyłom, przez który klasa robotnicza przedostać się mogła do udziału w życiu politycznem. Otwierała się perspektywa zdobycia trybuny parlamentarnej dla dalszej walki o prawa.
III. W walce z reakcją galicyjską

Daszyński wraz z całą partją rzucił się w wir kampanji wyborczej. Kurja powszechna mimo wszystkich swoich braków dawała bądźcobądź prawo głosowania najszerszym masom. Powstawały olbrzymie możliwości rozwinięcia ruchu masowego. Młoda partja okazała niezwykłą energję, rozmach i zapał. Rozrzucono setki tysięcy odezw i wydawnictw socjalistycznych, wydawano specjalną „Gazetę Wyborczą“, urządzono setki wieców i zgromadzeń, przeorano gruntownie grunt galicyjski agitacją socjalistyczną. Czasy kółek i spisków były już daleko, socjalizm stawał się w tym kraju potężnym czynnikiem świadomości politycznej. Droga do mas została znalezioną. Ruszono też na wieś. Dotychczas partja socjalistyczna ograniczała się do agitacji wśród robotników miejskich. Nowa ustawa wyborcza jednak utworzyła w kurji powszechnej okręgi mieszane miejsko-wiejskie, co miało zmniejszyć szanse socjalistyczne. Dla socjalistów stanowiło to hasło do wkroczenia na wieś.
Kandydatura Daszyńskiego została wysunięta w okręgu krakowskim. Był to olbrzymi okręg obejmujący Kraków i cztery powiaty: krakowski, liski, podgórski i skawiński z blisko 50 tysiącami wyborców. Daszyński rozpoczął niezmordowaną pracę agitacyjną. Z niesłabnącą energją objeżdżał najdalsze zakątki swego okręgu, coraz to z innego miejsca rozbrzmiewało jego mocne słowo. Ogółem w okręgu krakowskim odbyło się 183 zgromadzeń wyborczych. Przeciwstawiono Daszyńskiemu kandydatury ludowca i konserwatysty — galicyjskiego księcia. Agitacja socjalistyczna była paraliżowana wszystkiemi środkami. Mimo to masy ludowe, robotnicy, chłopi, żydzi — wszystko szło z zapałem za Daszyńskim.
Wybory odbyły się 11 marca 1897 roku. Wynik ich był olbrzymim tryumfem Daszyńskiego i całkowitym pogromem przeciwników, głoszących wszędzie nieuniknioną klęskę socjalistów. Na 29.758 oddanych głosów Daszyński otrzymał 22.214, a więc 74%. Głosował za nim nietylko cały niemal Kraków, ale również masowo wieś, która mu dała około 13 tysięcy głosów. Taką większością nie został wybrany żaden socjalista w całej Austrji. Tysiączne tłumy na wieść o wyborze chwyciły go na ramiona, niosąc go w tryumfie.
Daszyński rozpoczynał okres swej wielkiej pracy parlamentarnej. Wkraczał na trybunę, z której głos jego miał rozbrzmiewać na cały świat w obronie najżywotniejszych interesów polskiej klasy pracującej. Reprezentował na tej trybunie nietylko jedną dzielnicę, ale całą Polskę. Słusznie bowiem zapowiedziała delegacja polska na międzynarodowym Kongresie w Londynie: „Zdobycie bodaj jednej trybuny parlamentarnej w Europie da wolność słowa całemu proletarjatowi polskiemu“. Daszyński szybko wykazał na terenie parlamentarnym wszystkie swe wartości. Jego mocne, odważne słowo zdobyło sobie niezwalczoną siłę. Okazał się z miejsca pierwszorzędnym mówcą parlamentarnym, którego potędze słowa trudno było się oprzeć. Był słuchany, jak nikt inny. Mówił jasno i rzeczowo, z mów jego biła siła przekonania i wiara w słuszność swych słów. Jego dźwięczny, mocny, energiczny głos uderzał, jak grom i smagał, jak biczem, a jeżeli było potrzeba, dźwięczał dowcipem i drgał ironją.
Mandatu poselskiego nie traktował, jako ukoronowania swych zasług. Był to dla niego teren walki, do której rzucił się z całym zapałem i z całą siłą swego gorącego temperamentu. Było to przypięcie mu ostróg rycerskich, w których mógł stanąć do wielkiego boju. Wydostawał się ze świata małych utarczek z kacykami prowincjonalnymi i represjami policyjnemi na pole potężnych walk politycznych, dla których był stworzonym. Znajdował teren godny siebie i swych zdolności. Głos jego wreszcie będzie mógł rozbrzmieć szeroko. Znajdzie miejsce dla rozmachu, miejsce, skąd weźmie rozpęd do skoku.
W parlamencie austrjackim nie wszedł, rzecz prosta, do Koła Polskiego, symbolizującego politykę ugodowo-reakcyjną, ale wstąpił do klubu posłów socjalno-demokratycznych, liczącego 14 posłów. Mimo, że wśród nich było tylko 2 polaków, Daszyński stanął na czele klubu i kierował jego polityką w czasie całej kadencji parlamentarnej.
Zaraz na pierwszem posiedzeniu parlamentu Daszyński wystąpił do walki. Jeszcze przed ukonstytuowaniem się izby zabrał głos i wystąpił z wnioskiem o wypuszczenie na wolność posła, uwięzionego już po wyborach. I rzecz tę przeprowadził. Następnie przypuścił atak na rząd za nadużycia wyborcze i zgłosił wniosek o wybór komisji dla zbadana zarzutów. W obszernej mowie przedstawił mnóstwo dowodów, wskazujących w jaki sposób w Galicji przeprowadzono wybory. Galicja była bowiem w owym czasie klasycznym krajem nadużyć wyborczych, dokonywanych przez administrację i podległe jej organa. Daszyński poświęcił w ciągu swej pracy parlamentarnej wiele wysiłków dla walki z tą plagą i niemiłosiernie demaskował wszystkie gwałty i oszustwa. W r. 1897 wydał w Krakowie broszurę p. t. „Wybory galicyjskie przed sądem parlamentu“, zawierającą jego mowę parlamentarną.
Głównem jednak zagadnieniem w czasie owej sesji parlamentarnej była walka z rządem Badeniego. Ów galicyjski hrabia doszedł do rządów jako człowiek silnej ręki. Miał on na sumieniu gwałty wyborcze w Galicji, stosował represje wobec ruchu robotniczego i rozwiązał organizację kolejarzy. Badeni miał przeciwko sobie w parlamencie silną opozycję. Położenie socjalistów było trudne. Opozycja zwalczająca Badeniego nie budziła sympatji. Prowadzili ją niemieccy liberali, którzy byli wszak nacjonalistami i odnosili się wrogo do dążeń klasy robotniczej. Bezpośrednią przyczyną ich walki opozycyjnej było wydanie przez Badeniego rozporządzeń językowych, korzystnych dla Czechów. Ale czy można było popierać Badeniego? Cały system jego rządów domagał się najostrzejszej walki przeciw niemu. Socjaliści postanowili pójść na tę walkę. Daszyńskiego nie mógł wstrzymać wzgląd na to, że Badeni był polakiem i prowadził politykę w interesie słowian. Wystąpił też z całą stanowczością przeciw Badeniemu.
Walka ta szybko doszła do dramatycznego napięcia. Opozycja posługiwała się obstrukcją. Przyszedł jednak moment, kiedy Badeniemu zależało na szybkiem przeprowadzeniu odnowienia ugody austrjacko-węgierskiej. Wtedy postanowił złamać obstrukcję. Pod przewodnictwem polaka Abrahamowicza wśród piekielnego hałasu przeprowadzono w parlamencie wniosek o obostrzeniu regulaminu. Nowy regulamin upoważniał do usuwania posłów z sali posiedzeń. Opozycja niemiecka chciała ograniczyć się do złożenia protestów. Socjaliści pod wodzą Daszyńskiego postanowili zaprotestować czynnie. Na najbliższem posiedzeniu, 26 listopada 1897 r., grupa posłów socjalistycznych rzuciła się na trybunę prezydjalną, wydarła Abrahamowiczowi papiery i spędziła go z trybuny. Daszyński zajął jego miejsce i chwyciwszy mosiężny przycisk, groził nim zbliżającemu się wiceprezydentowi Izby. Prezydjum Izby zostało zatem obsadzone przez socjalistów. Wtenczas wprowadzono na salę 80 policjantów w pełnym rynsztunku, którzy przemocą wynieśli posłów socjalistycznych na korytarz. Daszyński z towarzyszami wrócili jednak natychmiast na salę i usłyszeli, jak Abrahamowicz, przewodniczący pod osłoną policji, wykluczył ich z powołaniem się na nowy regulamin. Posłowie socjalistyczni zaprotestowali i odmówili opuszczenia sali. Zjawia się natychmiast policja i ponownie wynosi ich z sali i gmachu. Nazajutrz posłowie socjalistyczni z Daszyńskim na czele chcą wejść do parlamentu, ale nie wpuszczono ich do gmachu. Przed parlamentem zebrały się tłumy ludu i Daszyński wygłosił do nich mowę. Tłum porwał go na ramiona i ruszył pochodem. Wtenczas przypuszczono na tłum szarżę konnej policji. Zaburzenia uliczne w Wiedniu i innych miastach wstrząsnęły stanowiskiem rządu. W trzy dni potem rząd Badeniego upadł. Daszyński zaś wrócił do Krakowa i zorganizował akcję wiecową w kraju, aby wyjaśnić mu, dlaczego obalił premjera polaka i słowianofila.
W r. 1897 Daszyński wziął udział w dwóch kongresach socjalistycznych. W czerwcu odbył się w Wiedniu VI Kongres austrjackiej socjalnej demokracji, na którym przyjęto zasadę istnienia w Austrji odrębnych partyj socjalistycznych dla każdej narodowości z zachowaniem ich stałego związku i wspólnych kongresów. Na kongresie owym Daszyński złożył sprawozdanie z działalności frakcji socjalistycznej w parlamencie. Wiktor Adler w związku z zaostrzeniem sprawy narodowościowej, spowodowanem rozporządzeniem Badeniego, stwierdził, że tylko socjalizm jest w stanie zagadnienie to rozwiązać. „Wydawało się czemś nowem, mówił, gdy tow. Daszyński oświadczył w parlamencie: „Jestem polakiem i jestem socjalistą. To jest rozwiązanie“.
We wrześniu we Lwowie obradował V Kongres socjalnej-demokracji Galicji, Bukowiny i Śląska z udziałem 83 delegatów. Kongres wykazał poważny wzrost i rozwój partji, która ogarnęła już wszystkie ważniejsze środowiska zaboru austrjackiego. Daszyński referował na kongresie sprawozdanie klubu poselskiego i mówiąc o walkach, które posłowie socjalistyczni stoczyli, skończył stwierdzeniem: „Ale z tej walki wyszliśmy z honorem!“
Po upadku Badeniego nastąpiło pewne uspokojenie. Wkrótce sesja parlamentu została zamknięta. Korzystając z przerwy parlamentarnej, uknuto projekt pozbawienia Daszyńskiego mandatu. Z pominięciem różnych formalności wyznaczono przeciw niemu termin rozprawy sądowej za wygłoszoną w czasie akcji wyborczej mowę w Tyńcu. Chciano go szybko zasądzić i pozbawić w ten sposób mandatu poselskiego. Daszyński jednak, wiedząc na co się zanosi, wyjechał do Szwajcarji i spędził ten czas w Zurychu. Wtenczas chwycono się innego środka, ogłoszono w gazetach i przybito w sądzie „pozew publiczny“, wzywający go do stawienia się w ciągu 30 dni. W razie przeciwnym tracił prawa obywatelskie, a więc i mandat. Pozew ten udało się jednak obalić, przerwa parlamentarna się skończyła i Daszyński wrócił do piastowania mandatu i do walki.
Po walce z Badenim przyszła kolej na walkę z namiestnikiem Galicji, hr. Leonem Pinińskim, którego mianował rząd Thuna na to stanowisko. Piniński przeprowadził wiosną 1898 r. zawieszenie nad kilkudziesięciu powiatami Zachodniej Galicji stanu wyjątkowego i sądów doraźnych. Formalną przyczyną tego zarządzenia były zaburzenia antysemickie, faktycznie cały jednak ciężar wyjątkowych przepisów spadł na ruch robotniczy, który chciano w ten sposób zniszczyć. Zamknięto działalność 29 stowarzyszeń socjalistycznych, zwinięto prasę socjalistyczną, zakazano wszelkich zgromadzeń. Gdy partja 29-go czerwca 1898 r. zorganizowała obchód dla uczczenia Mickiewicza z powodu setnej rocznicy jego urodzin z udziałem delegatów z Królestwa, Piniński nie pozwolił masom robotniczym udać się pod pomnik wieszcza. Daszyński z trudnością wymusił na policji zezwolenie na dopuszczenie tam delegacji z wieńcami i to tylko pod naciskiem grożącego przelewu krwi. Na terenie parlamentarnym przystąpił Daszyński do stanowczej walki przeciw stanowi wyjątkowemu. Zgłosił wprost wniosek o postawienie rządu hr. Thuna w stan oskarżenia. Wygłosił dwie wielkie mowy, będące jednym wielkim aktem oskarżenia przeciw rządom szlacheckim w Galicji i przeciw skandalicznym nadużyciom administracji. W mowie swej z 22 listopada 1898 r. przedstawił straszliwy obraz nędzy ekonomicznej i kulturalnej tego kraju. Wykazał, że odpowiedzialność za to ponosi rządząca wszechwładnie i niepodzielnie kasta szlachecka. „Na kogo więc spada wina? — zawołał. — Z kim mamy rachunki załatwiać? Gdzież mamy szukać nieprzyjaciela? Tam, gdzie go nam cyfry wskazują, gdzie go nam każą szukać fakty i historja, w tej kaście wyzyskiwaczy, w napiętnowanej kaście, która ojczyznę w gruzy rozbiła i sprzedała“. W związku z jednym z okrzyków hr. Dzieduszycki wyzwał go na pojedynek. Daszyński odrzucił pojedynek, oświadczając, że uważa go „dla socjalisty za nonsens, a dla hrabiego katolika za zbrodnię“.
Wniosek Daszyńskiego upadł, stan wyjątkowy został stopniowo zniesiony, a Piniński pozostał na stanowisku do r. 1903, kiedy obaliła go interpelacja Daszyńskiego, ujawniajaca kompromitujące hrabiego fakty. Tak walczył Daszyński z rządami szlacheckimi, rujnującymi ten nieszczęśliwy kraj.
Walka parlamentarna prowadzona przez niego wyjątkowo intenzywnie, nie wyczerpywała jego energji. Równocześnie redagował „Naprzód“, zamieniony w owym czasie na pismo codzienne, i prowadził niezmordowaną kampanję agitacyjno-uświadamiającą na setkach wieców i zgromadzeń. Każdą wolną chwilę spędzał na objeżdżaniu kraju i nawiązywaniu żywego kontaktu z masami. Na wiece Daszyńskiego przychodziły tysiące i dziesiątki tysięcy ludzi, słuchając jego wspaniałych mów, które jak błyskawica rozjaśniały im sytuację. Jego wysoka, szczupła, wyprostowana postać na trybunie, jego wymowa spokojna, prosta, ale paląca, jak ogień, tworzyły obraz prawdziwego trybuna ludu. Posłuchajmy, jak pisze o mowie Daszyńskiego przeciwnik polityczny, narodowy demokrata, który w owym czasie był obecny na którymś z wieców we Lwowie. „Przemówienie o charakterze wiecowo-agitacyjnym było świetne. Wygłaszał je urodzony mówca z gestami Antonjusza, przemawiającego nad zwłokami Cezara. Nie brak tu było niczego — ani grozy sytuacji społecznej, nabrzmiałej zagadnieniami jutra, ani miękiego liryzmu, współczującego niedoli ludu pracującego, ani ostrych pomruków groźby w stronę warstw posiadających, a w szczególności szlachty, która rządzi krajem, poniewierając interesami włościan i robotników, ani syków rzeczywistej, czy dobrze udanej nienawiści… Jeżeli dodać do tego świetną mimikę, to wrażenie mogło być i było rzeczywiście zgoła niecodzienne… Muszę przyznać, że i ja byłem tą mową olśniony. Nie słyszałem jeszcze do owej pory, a i długo potem mówcy, tak doskonale umiejącego głosem, gestem i treścią tego, co mówi, panować nad słuchaczami, podniecać ich namiętności i prowadzić ich za sobą“. Ta niesłabnąca nigdy, wytrwała i niezmordowana działalność Daszyńskiego odegrała olbrzymią rolę w uświadomieniu politycznem mas ludowych tego kraju.
Nie należy sobie wyobrażać, że Daszyński swoją rolę wodza polskiego socjalizmu pojmował tylko jako rolę mówcy i publicysty. Trzymał on rękę na pulsie całego ruchu, myśląc zarówno o zasadniczych, jak i najdrobniejszych rzeczach, zarówno o wielkiej polityce, jak i o organizacyjnej i technicznej stronie roboty. Jako przywódca partji, jako kierownik polityki klubu poselskiego, jako redaktor „Naprzodu“, czy innych pism, które wydawał w różnych okresach swego życia, nie tylko nadawał ogólny kierunek, ale interesował się najdrobniejszymi szczegółami, wchodził dokładnie w sprawy techniczne i administracyjne, osobiście pilnował, aby wszystko było należycie wykonane i zrobione. Był nie tylko wodzem, był i pieczołowitym, troskliwym gospodarzem ruchu, za który czuł się odpowiedzialnym.
W styczniu 1899 r. uczestniczył Daszyński w pracach VI Kongresu socjalnej — demokracji galicyjskiej, który odbywał się w Krakowie. Kongres wykazał, że partja wyszła zwycięsko z okresu stanu wyjątkowego. Daszyński podniósł myśl skupienia wszystkich żywiołów postępowych dla walki z szlachetczyzną o reformy ekonomiczne i kulturalne. W tym duchu wydał potem broszurę p. t. „Szlachetczyzna a odrodzenie Galicji“. We wrześniu 1899 r. uczestniczył w VII Kongresie austrjackiej socjalnej-demokracji w Bernie. W ciągu roku 1899 Daszyński organizował akcję wiecową przeciw rządzeniu krajem przy pomocy t. zw. § 14 konstytucji austrjackiej, który pozwalał rządowi rządzić bez parlamentu, i rozpoczął kampanję o powszechne prawo głosowania do gminy i do sejmu krajowego.
Pierwsze miesiące r. 1900 musiał Daszyński poświęcić niemal całkowicie walce strejkowej na Śląsku. Około 70 tysięcy górników rewiru ostrawsko-karwińskiego stanęło do walki o ośmiogodzinną szychtę, w miejsce dotychczasowej 11-godzinnej. Daszyński kierował na miejscu akcją, podtrzymywał masy w walce i bronił ich sprawy na gruncie parlamentu. Po 12 tygodniach ofiarnej walki strejk został zakończony obietnicą rządu wprowadzenia szychty 9-godzinnej.
Równocześnie musiał Daszyński zająć się kampanją wyborczą do sejmu galicyjskiego. Partja postawiła jego kandydaturę w opróżnionym okręgu lwowskim. Wybory odbywały się na podstawie prawa wyborczego ograniczonego i jawnego, co ułatwiało teroryzowanie wyborców. Kandydatura Daszyńskiego miała zatem charakter demonstracyjny. Mimo to jednak przy głosowaniu, które odbyło się w marcu 1900 r. otrzymał około 1900 głosów, a kontrkandydat przeszedł 2800 głosami.
W r. 1900 uczestniczył też w kongresie międzynarodowym w Paryżu.
Koniec r. 1900 upłynął pod znakiem nowych wyborów parlamentarnych. Parlament został rozwiązany jesienią 1900 r., a wybory miały się odbyć 13 grudnia. Dla władz była to nowa sposobność, aby zgnębić Daszyńskiego procesami i uniemożliwić mu zdobycie mandatu. Wytoczono mu na każdy wypadek dwie sprawy. W październiku za manifestację teatralną przeciw sztuce antysocjalistycznej otrzymał cztery tygodnie. W listopadzie za wyrzucenie agenta, chcącego skonfiskować „Naprzód“, dostał znowu trzy tygodnie. Obrońcy jednak udało się odroczyć uprawomocnienie wyroków do chwili nowych wyborów.
Daszyński kandydował znowu w Krakowie z V kurji. Wybory odbywały się przy akompanjamencie oszustw i nadużyć. W okręgu Daszyńskiego tysiące wyborców pozbawiono prawa wyborczego. Daszyński został jednak ponownie wybrany. Otrzymał 15 tysięcy głosów, gdy jego przeciwnicy skupili razem 9 tysięcy głosów. Czas, dzielący go od zebrania się nowego parlamentu, musiał jednak spędzić w więzieniu, gdzie kazano mu odsiedzieć jeden z zapadłych wyroków, opiewający na 4 tygodnie. Potem mógł już bez przeszkód rozpocząć swoją drugą kadencję parlamentarną, która będzie trwać prawie 7 lat.
Pierwsze lata owej kadencji były latami pewnego zastoju politycznego. Dla Daszyńskiego upłynęły te lata wśród żmudnej pracy organizacyjnej i w codziennej walce, skupiającej się koło zagadnień chwili politycznej. Nie było jednak w tym okresie wielkich kampanij politycznych.
Daszyński prowadzi dalej niezmordowaną walkę przeciw rządom szlacheckim. Dnia 13 maja 1901 r. wygłasza w parlamencie mowę, w której atakuje z całą energją i namiętnością politykę szlachty galicyjskiej, której rezultatem jest bezrobocie i nędza. Kreśli straszny obraz życia wyzyskiwanego bezlitośnie chłopa. „Co uczyniliście jednak, woła pod adresem szlachty, wobec tego smutnego, historycznego faktu, wobec tej, idącej na marne masy ludzkiego mięsa, które jest przecież bogactwem narodowem?! Prześladowaliście lud szykanami, nie przeprowadziliście w sejmie, w którym ciągle siedzicie przez 40 lat, żadnej reformy, a jeżeliście kiedyś z jakąś reformą wystąpili, to tylko z taką, która wywoływała oburzenie w całym kraju. Wy nie umiecie o tych smutnych stosunkach powiedzieć prawdy i dziwicie się, że tutaj chłopi, rusini i wszyscy, którzy przyszli z ludu, gardzą wami i nienawidzą was, jako tyranów i katów ludu, jako klasę, która w swym egoiźmie zaszła tak daleko, iż nie potrafi nawet uratować i zabezpieczyć samego życia ludu, iż przypatruje się obojętnie, gdy z żył narodu wypływa krew strumieniami, gdy tysiące chłopów ucieka w dalekie kraje, mając dla swej ojczyzny tylko przekleństwo… Przyjdzie kiedyś czas, kiedy każdy sobie powie: albo lud zginie z głodu, albo muszą przyjść inne rządy. Wasze rządy muszą być usunięte…“
W czerwcu 1902 r. we Lwowie wybuchł strejk budowlany. Przeciw strejkującym wezwano wojsko, które użyło broni. Padło pięciu zabitych robotników, 200 osób zostało rannych, setki pobitych i potratowanych. Daszyński zgłosił wniosek nagły, domagając się śledztwa i surowego ukarania winnych. Wniosek odrzucono. W tymże czasie w Borysławiu nastąpił wybuch gazu, który spowodował tragedję śmierci 20 robotników. Daszyński wystąpił znów z nagłym wnioskiem, w którym wykazał winę przemysłowców, którzy mimo ostrzeżeń prasy socjalistycznej nie zastosowali środków ochronnych.
W lecie 1902 r. wybuchł strejk rolny we Wschodniej Galicji. Ten strejk 120 tysięcy chłopów ukraińskich i polskich wysunął się na czoło ówczesnego życia politycznego. Socjaliści wystąpili z całą energją w obronie bezgranicznie wyzyskiwanego proletarjatu rolnego. Daszyński objechał Galicję Wschodnią i na szeregu wieców piętnował bezlitosny wyzysk, którego dopuszczała się szlachta podolska. Dnia 28 października postawił w parlamencie wniosek domagający się wyboru specjalnej komisji dla zbadania nadużyć. Nakreślił przeraźliwy obraz nędzy i wyzysku. Stwierdził, że Koło Polskie, które domagało się wojska i policji przeciw strejkującym, nie może odmawiać mu prawa obrony ukraińskich chłopów przed wyzyskiem polskich panów. „Nie można i nie wolno polskiego narodu, oświadczył, uważać za jedno z tą garścią obszarników we wschodniej Galicji. W walce klasowej stoję po stronie proletarjatu, po stronie ludu pracującego obu narodów”. Zaatakował nacjonalistyczną politykę szlachty w stosunku do ukraińców. „Czyż dlatego, wołał, abyście wy mogli załatwiać swoje geszefty, abyście mieli taniego robotnika, mandaty, abyście bez pracy, inteligencji, znajomości fachowej mieli przewagę w kraju i w państwie, ażeby kilku macherów miało wpływy, — czyż dlatego mają się obydwa narody poróżnić, ma naród nasz wciągnąć się w hecę antyrusińską, mamy potracić wszystkich przyjaciół na świecie i przysporzyć sobie dookoła wrogów? I cóż nam za to dajecie? Swoją bezużyteczność, nieudolność, swój analfabetyzm i brak kultury! Co nam daje tych kilka sesek rodzin szlacheckich, zamieszkałych we Lwowie i w Wiedniu po oddaniu majątków w dzierżawę żydom? Czy dają nam kulturę, władzę, zdolność do rozwoju? Nie. Za ich geszefty mają nadstawiać karku robotnicy, chłopi, mieszczanie. Dla ich geszeftów mamy zwalczać rusinów! Panowie, jest to polityka głupca, porażonego ślepotą…” Mowa wywarła wielkie wrażenie.
W lipcu 1904 r. rozpętała się akcja strejkowa w Borysławiu i całym przemyśle naftowym pod hasłem 8-godz. dnia pracy i szeregu innych żądań. Daszyński znów udał się na miejsce walki, odbył szereg olbrzymich zgromadzeń i podtrzymywał imponującą solidarność strejkujących. Strejk został wygrany. Szereg żądań robotniczych przyjęto, a w parlamencie udało się później socjalistom przeprowadzić ośmiogodzinną szychtę.
Obok tych wielkich akcyj w obronie robotników i chłopów Daszyński prowadził w tym okresie konsekwentną walkę przeciw nadużyciom i obskurantyzmowi administracji. W szeregu interpelacyj i wniosków wydobył na światło dzienne skandaliczną praktykę zakazywania naukowych odczytów (o Koperniku, o krążeniu wody w przyrodzie, o gwiazdach), cenzury teatralnej („Wesele” Wyspiańskiego) i pierwszorzędnych arcydzieł literatury polskiej (Żeromski, Kasprowicz). Była to mrówcza praca nad wprowadzeniem do tego kraju odrobiny postępu i świeżego powietrza.
Na parlamentarnej trybunie uważał się Daszyński za przedstawiciela nietylko jednej dzielnicy, ale całej Polski. Gdy zatem w r. 1901 rozegrały się w zaborze pruskim oburzające wypadki we Wrześni, Daszyński wystąpił w parlamencie wiedeńskim z głosem stanowczego protestu.
Na okres ten przypadły dwie akcje wyborcze, w których Daszyński wziął czynny udział w charakterze kandydata.
We wrześniu 1901 r. stanął do walki wyborczej do sejmu galicyjskiego, tym razem z kurji miejskiej w Krakowie. Mimo głosowania jawnego i pozbawienia robotników prawa głosu, otrzymał ponad 1200 głosów, ale nie przeszedł. Natomiast w maju 1902 r. został wybrany do Rady Miejskiej m. Krakowa, w której przez szereg lat prowadzić będzie walkę o reformę wyborczą, o prawa pracowników miejskich i o nowoczesny rozwój miasta.
Okres ten zaznaczył się również udziałem Daszyńskiego w szeregu kongresów i konferencyj partyjnych. Z końcem czerwca 1901 r. odbył się we Lwowie VII Kongres Polskiej Partji Socjalno-Demokratycznej Galicji i Śląska (ta nazwa była już wtedy przyjętą). Daszyński wygłosił sprawozdanie parlamentarne i wykazał nicość całej opozycji pozasocjalistycznej i absolutną niemożność współdziałania z nią. Kongres wyraził mu jednomyślnie pełne zaufanie. Z końcem października 1901 r. wziął udział w konferencji partyjnej okręgu krakowskiego. W listopadzie zaś tegoż roku udał się do Wiednia na VIII zjazd austrjackiej socjalnej demokracji. Kongres ów przeprowadził rewizję programu partji, przyczem Daszyński uczestniczył w pracach komisji programowej. I tu złożył również sprawozdanie z działalności frakcji parlamentarnej, broniąc jej przed zarzutem oportunizmu.
W styczniu 1902 r. był na kongresie galicyjskich związków zawodowych w Przemyślu, biorąc żywy udział w obradach. Jesienią 1902 r. odbywał się w Monachjum zjazd niemieckiej socjalnej demokracji. Zjazd ten budził w Polsce szczególne zainteresowanie, gdyż miał on rozstrzygnąć spór między P. P. S. zaboru pruskiego, a niemieckimi socjalistami na Górnym Śląsku. Chodziło o wystawienie polskich kandydatów socjalistycznych w okręgach o przeważającej polskiej ludności robotniczej, a poza tem kryło się wogóle zagadnienie odrębności polskiego ruchu socjalistycznego. Daszyński postanowił zabrać głos w tej sprawie. Na kongresie osobiście nie był, ale wydrukował przed jego obradami artykuł w „Sozialistische Monatshefte“, który rozdano wszystkim delegatom. „Temat mego artykułu, pisał, wydaje się pewnym kołom przestarzałym, brzmi dla niektórych uszu burżuazyjnie. Zwłaszcza, gdy pisze o tem polak. Z góry już wiadomo, że będzie pisał za niepodległością swego kraju…“ „Socjalna demokracja, stwierdził, musi stosunki proletarjatu polskiego i niemieckiego uregulować na miejscu jasno, sprawiedliwie i rozumnie. A uregulowanie to może się odbyć jedynie na podstawie formalnej równości obu partyj… Pewny jestem, że na gruncie równości rosnąć będzie i solidarność i że obie strony bardzo łatwo się będą z sobą porozumiewały“. „Walka polskiego proletarjatu przeciw wyzyskiwaczom, konstatował, należy do najcięższych i najzażartszych w Europie, co bynajmniej nie przeszkadza, że towarzysze polscy z naciskiem stawiają żądanie niepodległości Polski, jako konieczności politycznej i społecznej“. W ten sposób Daszyński występował jako przedstawiciel całości polskiego ruchu socjalistycznego. Gdy zajdzie potrzeba nie omieszka również zabrać głosu w sprawach socjalizmu w zaborze rosyjskim.
W styczniu r. 1903 w Przemyślu odbył się VII Kongres P. P. S. D. Daszyński, jak zwykle, zdawał sprawozdanie parlamentarne. Tym razem zajął się głównie sprawą koncepcji wyodrębnienia Galicji. Wykazując złe i dobre strony tego projektu, położył główny nacisk na kryjące się za tem niebezpieczeństwo uwstecznienia życia wewnętrznego Galicji i stwierdził, że socjaliści tylko w takim razie poszliby na wyodrębnienie, gdyby przeprowadzono reformę wyborczą i rozwiązano sprawę współżycia polsko — ukraińskiego. Zasadę solidarności proletarjatu polskiego i ukraińskiego podkreślił także w dyskusji nad zagadnieniem strajków rolnych.
W maju 1903 r. wziął udział w konferencji żydowskiej P. P. S. D. we Lwowie, która miała rozstrzygnąć sprawę ewentualnej odrębności ruchu żydowskiego. Daszyński oświadczył się przeciw odrębności. „Wyodrębnienie się, oświadczył, byłoby nieszczęściem dla proletarjatu żydowskiego, byłoby powrotem do starodawnego ghetta“. Olbrzymia większość oświadczyła się za tem stanowiskiem. Wreszcie w sierpniu 1904 r. Daszyński uczestniczył w międzynarodowym kongresie w Amsterdamie.
Kongresy, zjazdy czy konferencje to były dni świąteczne. Szare dni codzienne wypełniała nieustanna praca wiecowo-zgromadzeniowa. A obok tego praca publicystyczna. Daszyński pisywał stale do codziennego „Naprzodu“, zasilał pozostałą prasę socjalistyczną, wydawał broszury. W r. 1900 wyszła w Krakowie z druku broszura Daszyńskiego „Pogadanka o socjaliźmie“, stanowiąca zwięzły, jasny i popularny wykład podstaw socjalizmu i obalenie najpowszechniej używanych argumentów przeciwników. Broszura ta stanowiła przez długie lata niezastąpione narzędzie agitacji i ukazała się w całym szeregu wydań. W r. 1902 wydał w Krakowie szkic socjologiczny: „O formach rządu“, studjum ustrojowe zawierające historyczny przegląd najważniejszych form politycznych.
Wśród mozolnej, żmudnej, bezustannej pracy minął spokojny okres pierwszych kilku lat dwudziestego stulecia. Tymczasem zaczęła się zbliżać burza wielkich wydarzeń.

IV. Rewolucja przeciw caratowi i walka o powszechne prawo głosowania

Wstrząs rewolucyjny nie nastąpił na bezpośrednim terenie pracy i walki Daszyńskiego, nastąpił w sąsiedniej dzielnicy rozbiorowej. Ale jednolitość polskiego ruchu socjalistycznego była wtenczas już tak wielką, że kordony graniczne nie mogły wstrzymać najgłębszego współodczuwania spraw, które z natury swego wielkiego znaczenia miały charakter ogólnopolski. Gorączkowe tętno ruchu rewolucyjnego objęło całą polską klasę robotniczą. Wreszcie rewolucja w państwie carów nie przeminęła bez bezpośrednich skutków dla krajów sąsiednich, wzmogła i tam walkę i wywołała również doniosłe przemiany. Nie trudno doszukać się związku między walką rewolucyjną w Rosji i Królestwie Polskiem, a walką o powszechne głosowanie w Austrji i Galicji.
Wybuch wojny japońsko — rosyjskiej stanowił początek tego okresu. Już od samego początku wojny było dla socjalistów polskich widocznem, że stawia ona przed sferami rewolucyjnymi w Polsce wielkie możliwości. Dnia 28 lutego 1904 r. przemawiał już Daszyński w tej sprawie w Krakowie na wielkiem zgromadzeniu ludowem. Uzasadniał na wstępie platformę antywojenną międzynarodówki socjalistycznej. Specjalny nacisk położył na konieczność przeciwstawienia się wszelkiej interwencji na korzyść Rosji. „Solidarnie z proletarjatem całego świata, wołał, protestujemy dziś przeciw temu, aby oficjalna Europa uzbroiła choćby jedną kompanję wojska na pomoc caratowi!“ „W naszem społeczeństwie, oświadczył, chyba tylko serce zupełnie spodlone mogłoby życzyć zwycięstwa caratowi“. Napiętnował frazeologję powstańczą burżuazji. „Wszak teraz może do tych ludzi przyjść robotnik i powiedzieć: Przecież od was nauczyłem się, że mam pójść do powstania! A co oni na to odpowiadają? Idź do wojska rosyjskiego, siedź cicho i nie ruszaj się!“
Określił stanowisko socjalistów: „Trzeba jednak jasno odpowiedzieć na pytanie: czy my głosimy konieczność wzięcia zbrojnego udziału w obecnej wojnie? Nie przeceniamy naszych sił, więc odpowiadamy, że na razie nie. Ale nie wyzbywamy się nadziei, że może wkrótce Europa rzuci swe miecze na szalę wojny. Nie wyrzekamy się ani jednej korzyści ruchu zbrojnego. Wiemy, że wojna wszelaka jest klęską dla ludzkości, że cały jej ciężar spada na barki proletarjatu — a jednak obiecujemy, że z każdego położenia korzystnego dla nas bez wahania skorzystamy. Nie spokój za wszelką cenę jest naszym ideałem, lecz tylko tak długo, jak długo ten spokój jest dla nas korzystny, gdy przestanie być dla nas korzystnym, wezwiemy lud, by skorzystał z sytuacji, która się da stworzyć może w ciągu kilku miesięcy… Uświadamiamy lud, ażeby wiedział, że miejsce jego jest nie po stronie Rosji, lecz po stronie najzaciętszych wrogów caratu!… Gdy przyjdzie czarna godzina, gdy klęska spadać będzie za klęską, kto wie, czy w naszych słabych rękach nie będzie w owej godzinie cios ostatni. Nigdy nie trzeba rezygnować!… Dlatego co żyje w naszym narodzie, nie rezygnuje, będzie czekało chwili, w której może nasza słaba siła przeważyć będzie mogła szalę na śmierć caratu!“
W takich warunkach, kiedy przed klasą robotniczą stawały najpoważniejsze zagadnienia, okazało się rzeczą niezbędną silniejsze zespolenie polskiego ruchu socjalistycznego. Z końcem października 1904 r. odbywały się w Krakowie obrady IX Kongresu P. P. S. D. Na kongresie tym Daszyński umotywował wniosek stwierdzający ścisłe braterstwo i moralny sojusz, w jakim partja pozostaje z P. P. S. zaboru rosyjskiego i pruskiego. Dyskusja nad tym wnioskiem stała się głównym ośrodkiem obrad kongresu. Na kongresie znalazła się grupa, której nie odpowiadało wyraźnie niepodległościowe stanowisko P. P. S. i która pragnęła, aby partja zachowała neutralne stanowisko wobec kierunków istniejących w Socjaliźmie zaboru rosyjskiego. Daszyński uzasadnił sojusz z P. P. S. w mowie, która przekonała kongres. „Przy każdym kroku naprzód, jaki partja nasza robiła, mówił, zawsze słyszeliśmy głosy, że to zdrada naszych zasad. Gdy partję z konspiracyjnej przekształciliśmy na jawną, przystosowaną do warunków konstytucyjnych, niektórzy starzy towarzysze — konspiratorzy wołali: to zdrada! Nazywaliśmy się z początku skromnie partją robotniczą; gdy przyjęliśmy nazwę partji socjalno — demokratycznej, znowu ozwały się głosy: to zdrada, to już nie będzie partja robotnicza! Gdy potem przybraliśmy nazwę polskiej partji socjalno — demokratycznej, znowu wołano: zdrada! Nie róbcież więc tego rodzaju dziecinnych zarzutów, z których za kilka lat sami będziecie się śmieli. Obecne zarzuty są właśnie takie same. Chcemy, aby wiedziano, że socjaliści polscy dążą do zjednoczenia się bez względu na kordony w jedną całość. Na to odpowiadacie: to zdrada, my jesteśmy „galicyjscy“ socjaliści i o niczem więcej wiedzieć nie chcemy“… „Podniesiono tu jeden bardzo na pozór marksistowski argument, ciągnął dalej, mówiąc o haśle niepodległości, że warunki ekonomiczne są przeciwko nam; nie rządy: rosyjski, pruski i austrjacki, tylko warunki ekonomiczne, które sobie chodzą po świecie, więc nic nie możemy na to poradzić. Gdyby Marks słyszał to rozumowanie, wyrzekłby się takich rzekomych swoich uczniów. Więc jakto? Że świniopasy serbskie mają niezależny byt państwowy, że istnieją takie państwa, jak Czarnogóra, Rumunja, jak Austrja — to warunki ekonomiczne tego wymagają, a my mamy pecha, bo nie mamy protekcji u warunków ekonomicznych. Nie blamujcie wielkiej i pięknej teorji Marksa. Czy nie rozumiecie, że gdyby partja nasza stała się partją simpleksów, nie mógłbym się dać wybierać, bo czy na trybunie parlamentarnej, czy na tej tu trybunie w radzie miejskiej, głoszę wobec całego świata: my bronimy praw narodowych, my dążymy do niepodległości Polski“. Na kongresie owym Daszyński wygłosił również mowę przeciw separatyzmowi żydowskiemu, przeciw wyodrębnieniu żydowskiego ruchu socjalistycznego.
Przewidywania Daszyńskiego, którym dał wyraz w mowie krakowskiej z początkiem 1904 r., sprawdziły się. Klęski, które spadły na Rosję, spowodowały wybuch ruchu rewolucyjnego. W dwa tygodnie po owych obradach kongresowych, w Warszawie doszło do pierwszej demonstracji zbrojnej na placu Grzybowskim. Wkrótce płomień rewolucji ogarnął całą Rosję i Królestwo Polskie. Daszyński stał się na terenie, na którym działał, zapalonym szermierzem rewolucji. Wniósł jej sprawę na trybunę parlamentarną w mowie, którą wygłosił 26 czerwca 1905 r. Mowa ta została wydrukowana, jako broszura p. t.: „Rewolucja w Królestwie Polskiem“. Na szeregu wieców budził uczucia solidarności z ruchem rewolucyjnym. Na jednym z nich, 2 lutego 1905 r. w Krakowie, po spaleniu pod pomnikiem Mickiewicza portretu cara, policja szarżowała tłum. Daszyńskiego policja za nogi ściągnęła z pod pomnika.
Daszyński nie ograniczał się do roli widza patrzącego z zewnątrz na wypadki. Uważał się za uczestnika całości polskiego ruchu socjalistycznego. Gdy zaszła potrzeba zabrał głos, tak jak niegdyś w sprawie socjalizmu zaboru pruskiego, tak teraz w sprawach socjalizmu zaboru rosyjskiego. Kierownictwo P. P. S. w owym czasie, opierając wszystkie swe rachuby na rewolucji rosyjskiej, schodzić zaczęło z platformy niepodległościowej, na drogę haseł konstytucyjno-autonomicznych. Daszyński postanowił wystąpić do Centr. Kom. Rob. P. P. S. z listem otwartym. Ogłosił go 4 stycznia 1906 r. Stwierdza niemożność rewolucji rosyjskiej kierowania ruchem rewolucyjnym innych narodów. Narody te mają wyższą kulturę, ruch rosyjski jest rozbity na kilka kierunków, a hasło rosyjskiej republiki socjalistycznej nie zaspokoi żądań innych narodów. „Programowo i teoretycznie, stwierdza Daszyński, rzecz ta da się rozwiązać tylko przez śmiałe i otwarte postawienie niepodległej republiki polskiej, jako celu dla narodu polskiego… Cały dotychczasowy rozwój narodu i naszej partji dążył do tego usamodzielnienia się zupełnego, do stanięcia na własnych nogach, krótko mówiąc do niepodległości… Wszystko to nie przeczy oczywiście ani na jotę międzynarodowemu braterstwu, ani rewolucyjnej solidarności między walczącymi zastępami rewolucji…“ W dalszym ciągu występował przeciw nadużywaniu broni strajku generalnego. W przyszłości będzie żałował, że ten ostatni moment poruszył publicznie. List ten wywołał olbrzymie wrażenie i szereg głosów polemicznych. Daszyński odpowiedział nowym listem otwartym z datą 30 stycznia 1906 r. „Dlaczegóżby robotnik i chłop, pyta, który gotów, zdaniem Waszem, umrzeć za „konstytuantę“, nie miał umrzeć za wolność swego narodu? Jeżeli wołacie o walkę zbrojną celem złamania rządu, dlaczegóżby kule tego samego karabinu w ręku robotnika polskiego, nie miały wyszyć na dziejach naszych hasła niepodległości…? Kto jest przekonanym socjalistą, kto wierzy, że proletarjat ma chwycić podczas rewolucji w swoje dłonie dyktaturę nad całym narodem, ten musi postawić jasno i bez wahania hasło niepodległości…“ Wzywa, aby „hasło wolności po kraju rozkołysać, niech dzwoni, niech zmarłych opłacze, żywych powoła, pioruny wrogie przełamie!“ W r. 1907 wydał Daszyński w Warszawie w tymże duchu broszurę p. t.: „Polityka proletarjatu“ — uwagi o taktyce rewolucyjnej w Polsce.
Krytycy jego listu otwartego ironizowali, dlaczego Daszyński siedzi w Krakowie, a nie jest w Warszawie. Tymczasem w owym czasie Daszyński nie ograniczał się do akcji solidarności z rewolucją w zaborze rosyjskim, ale stał właśnie w ogniu walki o powszechne prawo głosowania. Wstrząs rewolucyjny pobudził do ruchu i masy ludowe w Austrji. Socjalna Demokracja postanowiła wznowić walkę o reformę wyborczą i po zdobyciu kurji powszechnej pokusić się teraz o powszechne głosowanie do całej izby. Rozpoczęła się wielka, potężna akcja polityczna. Dnia 22 września 1905 r. odbyła się w Wiedniu konferencja partyjna poświęcona sprawie walki o reformę wyborczą. Daszyński przekonał konferencję, że jedynym środkiem zwycięskiego przeprowadzenia akcji jest zaatakowanie dynastji. Wiedział od czasu akcji przeciw Badeniemu że dynastja jest bardzo czuła na takie ataki i łatwo wtenczas ustępuje.
W dwa tygodnie potem Daszyński zgłaszał już w parlamencie wniosek socjalistyczny w sprawie reformy wyborczej. Mowa jego wywarła olbrzymie wrażenie. Niemiecka gazeta burżuazyjna pisząc o tej mowie dodaje: „Czego jednak druk oddać nie może — to płomiennej namiętności tonu, podburzającej siły głosu, rozmachu i gestu mówcy, który jako mówca i tym razem odniósł wielki sukces“. Przeciw Dzieduszyckiemu, mówcy Koła Polskiego zwalczającemu reformę, Daszyński wydał ostry list otwarty: „Mówiłeś jak krzywdziciel kraju, jak wróg Polaków i Rusinów, jako reprezentant jedynie i wyłącznie szlacheckich przywilejów, jako prawdziwy potomek owego zniesławionego regimentarza Dzieduszyckiego, o którym tak wymownie pisał Słowacki, każąc swojemu księdzu Markowi przybić do stołu tureckim nożem obie zdradzieckie ręce Twego przodka“. Stwierdziwszy, że Koło Polskie zmusiło zwolennika reformy do wyjścia w czasie głosowania za drzwiami, oświadcza: „To się u Was nazywa Ekscelencjo „solidarnością narodową“. U nas to się nazywa Targowicą“.
Odtąd zaczyna się wielka akcja wiecowa. Daszyński wciąż przemawia, prowadzi demonstracje, walczy. Odbywa wiece w kraju i we Wiedniu. Z początkiem listopada 1905 r., w czasie kongresu socjaldemokracji w Wiedniu, prowadzi uliczną demonstrację i dostaje się pod szarżę policyjną. Kilkudziesięciu uczestników manifestacji zostało rannych, Daszyński został wyciągnięty z tłumu i zaciągnięty do komisarjatu policji. Wpływ wypadków rosyjskich na wydarzenia austrjackie był wyraźny. Gdy w czasie wzwyż wzmiankowanego kongresu przyszła wiadomość o nadaniu konstytucji przez cara, na sali zrozumiano, jak pisze historyk austrjacki, że „Austrja nie może być bardziej rosyjską od Rosji“. Wyraził to i Daszyński w swej nowej mowie parlamentarnej w sprawie reformy wyborczej. Na twierdzenie, że Austrjacy nie mają powodu naśladować Rosji, bo nie zostali przez Japończyków pobici, odpowiada: „A ja powiadam: tak jest, zostaliście przez Japończyków pobici! Tam, gdzie rosyjski absolutyzm w Europie pobity został przez Japończyków i obalony, pobite zostały także wszystkie inne absolutystyczne żywioły w Europie zachodniej. Te ciosy, które w Azji wschodniej spadły na carat, muszą odczuć i odczują wszystkie małe cary w Europie panujące“.

W doskonałym i pełnym wspaniałej ironji wywodzie historycznym obalił argument historyczny Dzieduszyckiego, jakoby powszechne prawo wyborcze w 1848 r. we Francji wywołało rzeź czerwcową. Wykazał, że wielka rewolucja francuska była bezpośrednim wynikiem systemu kurjalnego, że rewolucja 1848 r. wybuchła z powodu odmowy reformy wyborczej. Z ironją potraktował też politykę Koła Polskiego, które potępiło rewolucję w Królestwie, a teraz nazwało jej zdobycze
Ignacy Daszyński jako poseł do parlamentu austrjackiego.
wejściem na drogę wolności. „Droga wolności! — zawołał — Was na tej drodze nie widziano, a jeżeli się kiedyś na tej drodze pokażecie, to tylko pchani, za uszy ciągnięci przez rewolucyjny ruch ludowy w Polsce…“ Zakończył mowę słowami: „Dziś, albo nigdy możemy wywalczyć nasze prawo i wywalczymy je“. Mowy Daszyńskiego poświęcone reformie wyborczej zostały wydane jako specjalne broszury.

Rok 1906 był również całkowicie poświęcony walce o powszechne prawo głosowania. Trybuna parlamentarna, wiece, zgromadzenia, demonstracje wypełniły cały ten czas. X Kongres P. P. S. D., który odbył się z końcem maja 1906 r. był w przeważnej swej części również poświęcony tej sprawie i oświadczył się za strajkiem powszechnym dla poparcia w razie potrzeby walki o reformę wyborczą.
Jesienią 1906 r. udało się wreszcie przełamać opór i obalić wszelkie reakcyjne pomysły pogorszenia reformy. Potężny ruch mas, rozkołysanych sąsiednią burzą rewolucyjną, zmusił dynastję, rząd, większość parlamentu, czynniki dotychczas wrogie reformie, do zgodzenia się na powszechne głosowanie. Z końcem stycznia 1907 r. reforma wyborcza stała się faktem dokonanym. Zwycięstwo to było zwycięstwem zorganizowanej klasy robotniczej, było jednak także osobistem zwycięstwem Daszyńskiego, który dla tej myśli żył, pracował i walczył przez szereg lat, który w walkę tę włożył całego siebie.

V. W przededniu wielkiego wstrząsu wojennego

Po upadku ruchu rewolucyjnego w zaborze rosyjskim i po zwycięskiem zakończeniu kampanji o reformę wyborczą nastąpił znów kilkuletni okres politycznego spokoju. Spokój nie oznaczał jednak zastoju. Życie ówczesne, zwłaszcza życie socjalizmu polskiego rozwijało się pod znakiem zbliżających się wielkich wydarzeń. Rozpoczął się ten okres od pierwszych powszechnych wyborów parlamentarnych, które odbyły się 17 maja 1907 r. Daszyński kandydował w jednym z okręgów krakowskich, na Wesołej i w wiejskim okręgu Biała. W kampanji wyborczej wziął żywy udział nie tylko w swoich okręgach, ale odbywał wiece w całej Galicji. Dla zwalczenia socjalistów, a zwłaszcza Daszyńskiego, używano środków najbardziej niewybrednych. Wtenczas to właśnie rzucono słynny argument wyborczy, że Daszyński jada gruszki po 10 koron sztuka. Wszyscy zblokowali się przeciw socjalistom. Pieniądze w tych wyborach odgrywały olbrzymią rolę. Nadużycia również. Ostatecznie jednak socjaliści polscy odnieśli sukces zdobywając 6 mandatów. Daszyński został jednak obalony w obu okręgach i zamiast do parlamentu musiał pójść odsiadywać karę 3 tygodniowego aresztu. W kilka miesięcy później jednak Tadeusz Reger ustąpił mu mandatu i 16 grudnia 1907 r. Daszyński został wybrany w okręgu frysztackim przez górników śląskich 6.300 głosami przeciw 2.300.
I znów zaczęła się praca parlamentarna. Dnia 3 kwietnia Daszyński wygłosił mowę w sprawie kontyngentu rekruta. Wystąpił za skróceniem służby wojskowej i ostro napiętnował metody znęcania się nad żołnierzami. „Izba ludowa, oświadczył wśród oklasków, nie powinna znieść, aby takie tortury jeszcze w wojsku istniały“. Protestował też przeciw używaniu wojska w razie zatargów politycznych i ekonomicznych, przeciw temu, aby armja dawała „bezpieczeństwo workowi pieniężnemu i wyzyskowi“. Gdy na porządku dziennym znalazł się wniosek ukraiński w sprawie nadużyć wyborczych, przemówił dnia 21 maja 1908 r. W mowie tej zajął stanowisko w sprawie polsko-ruskiej i wystąpił ostro przeciw polityce narodowej demokracji, opierającej się na nacjonaliźmie, moskalofiliźmie i neoslawizmie. Kończył się już bowiem okres jego walk z stańczykami, których rola polityczna po wprowadzeniu powszechnego głosowania się zmniejszyła, zaczynał się okres walki z narodową demokracją, reprezentującą ideologję polskiej burżuazji. Postawił sprawę polsko — ukraińską na szerszym tle, nie tylko galicyjskiem, w zrozumieniu jakie znaczenie ma to zagadnienie dla przyszłości polskiej. „Galicja, mówił, nie jest niczem innem, jak próbnem polem dla ukształtowania stosunków obu narodów, Polaków i Rusinów. Dlatego nie zapominajmy, że nie chodzi tu jedynie o 4 miljony Polaków i 3 miljony Rusinów, lecz że musimy liczyć się także z 14 miljonami Polaków poza Austrją i z 25 miljonami Rusinów. A ktoby dziś sądził, że ta miljonowa masa Rusinów jest bezwładną, ten niechaj wie, że i dla tej masy przyjdzie dzień obudzenia się, że i dla niej zaświeci słońce wolności. Dlaczegóż więc chcecie tę miljonową masę zrobić wrogami Polaków?… My Polacy mamy najważniejszy interes w tem, ażeby uzyskać sprzymierzeńca przeciw Rosji, abyśmy mieli brata i przyjaciela we Wschodniej Galicji, a nie wroga“. Mowa ta ukazała się również jako broszura. W szeregu artykułów zwalczał też tendencje filorosyjskie i panslawistyczne. Niemniej zwalczał zakusy germanizacyjne. W r. 1908 wygłosił szereg odczytów przeciw hakatystycznej polityce uwłaszczeniowej. Prowadził też żywą akcję przeciw polityce germanizacyjnej na Śląsku Cieszyńskim, urządzając szereg wieców i wygłaszając w tej sprawie mowę parlamentarną w czerwcu 1908 r.
Zwycięstwo hasła reformy wyborczej zachęciło do wszczęcia nowej walki o powszechne prawo głosowania do sejmu galicyjskiego. W czerwcu 1908 r. odbył się w Krakowie XI Kongres P. P. S. D., który wysunął to hasło. Jesienią, gdy zebrał się sejm, partja urządziła w tej sprawie we Lwowie wielką manifestację przed sejmem, Daszyński na czele delegacji zaniósł do sejmu żądania. Potem jednak policja rzuciła się na tłum, raniąc i tratując. Kampanja o reformę wyborczą do sejmu galicyjskiego nie dała do końca rezultatu pozytywnego.
Na rok 1909 przypada kilka wystąpień Daszyńskiego. Dnia 17 marca przemawiał w parlamencie przeciw aneksji Bośni i Hercegowiny. Przewidywał jednak możliwość wojny z Rosją. „Wówczas możnaby powiedzieć, mówił, że doszłoby nietylko do wojny austrjacko — rosyjskiej, lecz do powszechnej wojny europejskiej. Poruszając ten temat nie chcę bynajmniej odgrywać roli proroka, ale mam prawo panom powiedzieć, że w danym momencie o wojnie i pokoju, o szczęściu i niedoli ludów, o ich przyszłości rozstrzygać będą jeszcze inne czynniki oprócz cesarzy i królów, oprócz dyplomatów i ministrów i oprócz parlamentów“.
W innej z swych mów z tego czasu zaatakował ostro czeskiego polityka Kramarza. Przeciwstawił jego moskalofilstwu solidarność z rewolucją przeciw carowi. „Ta solidarność z ludem, który walczy o prawa ludzkie, to współczucie z walczącymi, którzy ofiarowują swoje życie na szubienicy, jest czemś o wiele piękniejszem i szlachetniejszem dla nas, aniżeli uczucia solidarności rasowej, wygłaszane tu przez d-ra Kramarza“. W innej mowie zarzucił mu znów krzywdę polskich dzieci na Śląsku Cieszyńskim. Na terenie parlamentarnym Daszyński zwalczał dalej politykę podatków pośrednich min. Bilińskiego i atakował ostro rząd Bienertha.
Zajęcia parlamentarne nie przeszkadzają Daszyńskiemu uczestniczyć w innych pracach. Współdziała żywo w pracach nad organizacją Związku Walki Czynnej, jako organizacji rewolucyjno-niepodległościowej gotującej robotników i młodzież do przyszłych walk. Utrzymuje żywy kontakt z kierownictwem ruchu socjalistycznego zaboru rosyjskiego, które przeniosło się podówczas do Krakowa, z emigrantami, których otacza opieką. Jeden z nich opowiada w swych wspomnieniach, jak Daszyński do nich przemawiał: „Tam w Rosji uczono was strzelać i stawiać barykady, tu u nas uczycie się myśleć po socjalistycznemu“. W marcu 1909 roku Daszyński z całym klubem poselskim polskich socjalistów wystąpił z listem do frakcji socjalno-demokratycznej w Dumie, zarzucając jej, że nie poparła wniosku o dopuszczaniu Polaków w Królestwie do posad sądowych.
W lipcu 1910 r. Daszyński stanął na stanowisku udziału partji w uroczystościach grunwaldzkich. Przemówił wtenczas na starym rynku krakowskim: „Tylko niepodległość narodowa, oświadczył, jest drogą do zbratania, do solidarności wszystkich ludów!… Może ani jeden z nas tu zebranych nie wejdzie do ziemi obiecanej, do Polski zjednoczonej, niepodległej, Polski ludowładczej i szczęśliwej, może nas od niej dzielą otchłanie ofiar, morza łez naszych i strugi krwi naszej, to wiemy jednak, że spokojem nigdy do niej nie wejdziemy“. Po uroczystościach wyjechał Daszyński do Kopenhagi, aby uczestniczyć w międzynarodowym kongresie socjalistycznym. Stamtąd nie wrócił do kraju, lecz udał się do Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej na kilkumiesięczny pobyt i objazd agitacyjno-wiecowy wszystkich polskich ognisk robotniczych. Zaczął od Nowego Yorku i okolic, potem odwiedził Baltimore, Filadelfję, Waszyngton, miasto słynnych rzeźni Chicago, Pensylwanję, Cleveland, Detroit, miasto hut Pittsburg, wagonów Pullman, Milwaukee (miasto browarów), Buffalo, Boston. Uczestniczył w zjeździe socjalistów polskich w Bridgeport. Zebrał około 1000 dolarów na fundusz „Naprzodu“. Przemawiał także do robotników niemieckich i żydowskich. Objazd ten trwał od połowy września do początku grudnia 1910 r., poczem Daszyński wrócił do Europy. W powrotnej drodze przemawiał jeszcze w Bremie na zgromadzeniu polskich robotników.
Wrócił do Krakowa. Tam odrazu musiał wystąpić w obronie młodzieży akademickiej, która prowadziła akcję przeciw powierzeniu katedry nauk społecznych ks. Zimmermanowi, klerykalnemu obskurantowi, i uwolnił ją od „oblężenia“ przez wojsko. Na terenie krakowskiej rady miejskiej znów zaatakował energicznie radnego hr. Wodzickiego za udział w sprzedaniu rządowi pruskiemu majoratu rydzyńskiego.
Wiosną 1911 r. został rozwiązany parlament austrjacki. Wybory rozpisano na połowę czerwca. I znów Daszyński wziął energiczny udział w kampanji wyborczej. Tym razem został wybrany już w pierwszem głosowaniu w 2 okręgach, w Krakowie na Wesołej i w okręgu wiejskim Kraków, Podgórze, Wieliczka, Dobczyce. Partja odniosła poważny sukces, zdobywając 9 mandatów. Były to ostatnie wybory Daszyńskiego za czasów zaborczych. W związku z temi wyborami wytoczono mu znów sprawę sądową. Była to czterdziesta i ostatnia sprawa, jaką ściągnął na siebie za rządów austrjackich.
W nowym parlamencie przemawiał w sprawie wyborów w Drohobyczu, gdzie użyto wojska i padło 28 zabitych i przeszło 100 rannych, przemawiał 10 października 1911 r. przeciw polityce drożyźnianej i kartelom. W r. 1912 przemawiał w sprawie reformy wojskowej, wykazując konieczność demokratyzacji armji i protestując przeciw używaniu wojska przeciw robotnikom i chłopom.
Rok 1912 był rokiem zwrotnym. Wysunął on niebezpieczeństwo wojenne z taką wyrazistością, że musiało się ono stać najbardziej realnem zagadnieniem politycznem. Wojna na półwyspie bałkańskim otwierała przed Europą wielkie perspektywy. Myśli i praca Daszyńskiego obracają się odtąd głównie koło tego zagadnienia. Dnia 21 października 1912 r. przemawiał on w Krakowie na zgromadzeniu ludowem. Stwierdził, że w razie wojny: „fabryki staną, setki tysięcy robotników z rodzinami zostaną bez utrzymania i będą miały do wyboru: albo pod płotem konać z głodu, albo dostać broń i walczyć o wolność!… I już dziś oświadczamy, że nie pozwolimy nikomu decydować o nas bez nas, że decyzja o naszym losie do nas należeć będzie!“ Dnia 30 października przemawiał na ten temat w parlamencie. „Nie prowokujemy wojny, mówił, z pewnością nie chcemy się stać podpalaczami pokoju Europy w tej ciężkiej chwili. Ale jeśli furja wojenna pustoszyć będzie naszą ojczyznę, jeśli się stanie ta rzecz najstraszniejsza, że się Polakom każe strzelać do Polaków, wtenczas panowie nie możecie się spodziewać, żeby naród polski pozostał obojętnym widzem zawieruchy wojennej na polskiej ziemi. Nie chcemy być bezwładnym łupem, któregokolwiek mocarstwa wojującego, ani też bezwładnem narzędziem jakiejkolwiek dyplomacji! Jeśli ważyć się będą na polskiej ziemi losy Polski, to my wpłyniemy na rozstrzygnięcie wojny świadomie i z całą siłą… A jeśliby górne warstwy narodu polskiego, przeżarte niewiarą i dziejowo rozbrojone, miały tamować ten ruch, goniąc za bladym promykiem łaski cesarskiej, to polski lud pracujący sam stoczy tę walkę potężną, aż zmartwychwstanie zjednoczony i niepodległy z pośród drużyny narodów“. Z początkiem listopada 1912 r. Daszyński był na kongresie austrjackiej socjalnej demokracji. Tam również zapowiedział, że jeżeli wojna wybuchnie: „zrobimy wszystko, aby skierować uwagę ludu na jego własną sprawę, na to, że krew co ma być przelaną, winna być przelaną nie w interesie panujących, lecz w interesie wolności i przyszłości tego ludu!“
Z końcem listopada 1912 r. znalazł się Daszyński w Bazylei na kongresie międzynarodówki socjalistycznej, zwołanym wobec niebezpieczeństwa wojennego. W tumie bazylejskim przemawiał z ambony do olbrzymiego zgromadzenia. W czasie kongresu zainicjował konferencję przedstawicieli wszystkich kierunków polskiego socjalizmu, aby doprowadzić do porozumienia na podstawie hasła walki z caratem o niepodległość. Konferencja nie dała rezultatu. Był też w Zurychu i wygłosił odczyt o konieczności walki zbrojnej z caratem.
W ruchu niepodległościowym uczestniczył coraz czynniej. Popierał żywo ruch strzelecki. Przyczynił się w wysokim stopniu do zalegalizowania tego ruchu w obrębie Austrii. Min. Spr. Zagr. Aerenthal pisał 7 lipca 1911 roku do Min. Spr. Wewn.: „Tylko dzięki wpływom posłów Daszyńskiego i Diamanda udało się przekonać władze policyjne w Krakowie o zupełnej apolityczności tego związku i jego oddziałów, dzięki czemu i jedynie na tej podstawie udało mu się uzyskać zatwierdzenie statutów przez władzę“. W partji zaś przeprowadził uchwałę zalecającą tworzenie wszędzie kół robotniczych Strzelca.
Dnia 10 listopada 1912 r. wziął udział w Wiedniu w konspiracyjnym zjeździe przedstawicieli stronnictw niepodległościowych z Królestwa i Galicji. Na zjeździe postanowiono utworzenie Tymczasowej Komisji Skonfederowanych Stronnictw Niepodległościowych, kierowniczy organ polityki niepodległościowej aż do wybuchu wojny. Daszyński wszedł do komisji jako reprezentant P. P. S. D. i pracował w niej przez cały czas jej istnienia. Był też autorem pierwszej jej odezwy.
Tymczasem chwilowo zażegnano niebezpieczeństwo wojny. Na czas kilku miesięcy powróciły normalne stosunki. W lipcu 1913 r. Daszyński kandydował znów w Krakowie do Sejmu galicyjskiego i zdobył 1280 głosów, ale jeszcze raz przekonał się, że przy takim systemie wyborczym socjalista do Sejmu dostać się nie może. Wkrótce jednak grzmoty grożącej burzy, która chwilowo się oddaliła, zagrzmiały znów z całą siłą. Burza nadciągała nieodwołalnie.

VI. Ku niepodległości

Wojna nie spadła na Daszyńskiego, jako coś niespodziewanego. Lepiej od kogokolwiek rozumiał jakie niosła ona w sobie konsekwencje i możliwości. Postanowił też iść ku nim z całą stanowczością i energją. Nie mógł, jak wszyscy wtenczas, przewidzieć wyniku wojny, ale punktem wyjścia była dla niego wyraźna polityka antyrosyjska. Wieść o ultimatum zaskoczyła go w Trenczynie, gdzie miał zacząć leczyć swój reumatyzm. Natychmiast udał się do Wiednia, zetknął się ze sferami rządowemi i odbył konferencję z socjalistami niemieckimi i czeskimi, ustalając z nimi platformę antyrosyjską. Z Wiednia wrócił do Krakowa. Tam zastał go wybuch wojny. Dnia 4 sierpnia zaproponował prezydentowi Krakowa Leowi rozszerzenie składu Tymczasowej Komisji, ewentualnie utworzenie rządu. Wraz z Piłsudskim odbył konferencję z przywódcami konserwatystów i demokratów. Stronnictwa te zajęły jednak stanowisko wyczekującej bierności. Piłsudski postanowił zatem wkroczyć 6 sierpnia w granice Królestwa. Daszyński oświadczył, że będzie mu towarzyszyć. Dnia 8 sierpnia przybył do kwatery Piłsudskiego do Miechowa i został mianowany zastępcą komisarza wojskowego na Miechów i pow. miechowski. Zabawił tam jednak tylko kilka dni, gdyż 14 sierpnia musiał wrócić do Krakowa, gdzie nastąpić miały ważne posunięcia polityczne. Przez dwa dni toczyły się narady przedstawicieli wszystkich polskich stronnictw zaboru austrjackiego. Ostatecznie postanowiono utworzyć Naczelny Komitet Narodowy i zorganizować legjony, które będą w związku z Austrją walczyć przeciwko Rosji. Daszyński wszedł do N. K. N. i został jego wiceprezesem.
Platformą polityczną N. K. N. była walka przeciw Rosji i odbudowanie Polski w tej czy innej formie w związku z Austrją, czyli t. zw. austropolskie rozwiązanie. Na tej platformie zeszły się z sobą dwie grupy stronnictw, stronnictwa niepodległościowe, którym sojusz z Austrją w tem stadjum wojny wydawał się najlepszem wyjściem i stronnictwa austrofilskie, które powodowały się w pierwszym rzędzie lojalnością wobec Austrji. Stronnictwa moskalofilskie (narodowa demokracja i podolacy) szybko wycofały się z N. K. N. Współpraca między austrofilami a niepodległościowcami miała tak długo rację bytu, póki w miarę wypadków wojennych nie wytworzył się konflikt między polityką rządu austrjackiego, a dążeniami obozu niepodległościowego. Daszyński reprezentował w N. K. N. politykę stronnictw niepodległościowych. W pierwszym okresie wojny, w ciągu dwóch jej pierwszych lat, wierzył w możliwość rozwiązania austrjackiego. Uważał, że N. K. N. powinien skłonić rząd austrjacki do konsekwentnej polityki w tym kierunku i zapewnić opiekę legjonom, jako przyszłej armji polskiej. Tymczasem austrofilska większość N. K. N. ograniczała się do wyrazów bezwarunkowej wierności dla Austrji i dynastji, i nie umiała zdobyć się na wywarcie na rząd żadnego silniejszego nacisku. W takich warunkach wytworzyła się w N. K. N. opozycja, której przewodził Daszyński, opozycja prąca do takiego nacisku, domagająca się obrony legjonów i porozumienia z Królestwem. Gdy jednak po klęsce Rosji i w miarę rozwoju polityki austrjackiej nadzieje na austropolskie rozwiązanie coraz bardziej się zmniejszały, a później dalszy przebieg wojny zaczął otwierać perspektywę całkowitego wyzwolenia, Daszyński uczynił krok naprzód i z programu minimalnego przeszedł na maksymalny, stając się chorążym idei zupełnej niepodległości.
W pierwszych miesiącach wojennych, był to okres klęsk austrjackich, Daszyński był czynnym koło sprawy zjednoczenia niepodległościowej Polskiej Organizacji Narodowej z Królestwa z N. K. N. W tej sprawie odbył kilka konferencyj w Cieszynie, Frysztadzie, Jabłonkowie i Wiedniu. Rzecz została przeprowadzona. Ze względu na wypadki wojenne musiał potem pozostać pewien czas w Wiedniu, gdyż odmówiono mu prawa przyjazdu do twierdzy krakowskiej. W czasie tym zajął się wysyłaniem emisarjuszy do Królestwa. Jeździł też stamtąd w styczniu do Berlina.
Wreszcie w lutym 1915 r. zezwolono mu na powrót do Krakowa, gdzie oddał się pracom nad odbudowaniem rozbitej przez wojnę partji i nad wydawaniem „Naprzodu“. Prace te dały dobre wyniki. W marcu udał się nad Nidę do I Brygady, aby odwiedzić syna i nawiązać bezpośredni kontakt z legjonami. Potem wrócił do swych prac w Krakowie i 1 maja zorganizował tam, mimo warunków wojennych, uroczystość święta robotniczego. Tymczasem nastąpiła zwycięska ofensywa państw centralnych w Galicji i Królestwie, co otworzyło nowe perspektywy dla sprawy polskiej. W lipcu 1915 r. był Daszyński w Stockholmie dla odbycia konferencji z jednym z polityków z Królestwa, inż. Łempickim. W kilka tygodni później Warszawa była już w ręku Niemców. Daszyński czyni wysiłki, aby tam się dostać. Udaje się w tym celu do Berlina, gdzie otrzymuje przepustkę i z początkiem września przybywa do Warszawy. Przed ćwierć wiekiem wywieziono go z niej jako więźnia. Teraz carat był pokonanym i zaczynała się niewiadoma okupacji. Pozostał tu przez kilka tygodni, przemawiał na Woli na zgromadzeniu robotniczem P. P. S., urządził kilka konferencyj z przedstawicielami stronnictw ludowych dla ustalenia ich konsolidacji.
Z końcem września wrócił do Krakowa. Klęska Rosji i dostanie się klucza sprawy polskiej w ręce państw centralnych stawia przed polityką polską zagadnienie aktywnego działania. Obóz niepodległościowy domaga się od państw centralnych wyraźnych oświadczeń, uzależniając od tego dalszy werbunek. Departament Wojskowy N. K. N. pod kierownictwem Wł. Sikorskiego tymczasem dąży do wzmożenia werbunku i ma oparcie o większość N. K. N. Daszyński prowadzi energiczną walkę z Sikorskim.
W owym czasie, wobec konieczności konsolidacji polityki polskiej, powstało zagadnienie wstąpienia socjalistów do Koła Polskiego. Daszyński korespondował w tej sprawie z Piłsudskim, który doradził wstąpienie. Przed ostateczną decyzją udał się Daszyński osobiście do Piłsudskiego. W listopadzie 1915 r. był w Warszawie, a stamtąd udał się do obozu w Kołkach nad Styrem. Tam omówiono ostatecznie sprawę wstąpienia do Koła Polskiego. Decyzję tę zatwierdziła partja w styczniu 1916 r. W marcu w Wiedniu nastąpiło dokonanie tego faktu. Po osiemnastu latach parlamentarnej zawziętej walki socjaliści polscy w obliczu wyjątkowej sytuacji zdecydowali się zmienić swą taktykę. Jednym z pierwszych kroków Daszyńskiego w Kole było przeprowadzenie wniosku, że naród polski domaga się stworzenia niezależnego państwa polskiego złożonego z Królestwa i Galicji w związku z Austrją. Prowadził też ciągłą walkę z polityką werbunkową Departamentu Wojskowego. W ciągu roku 1916 bywał też Daszyński kilkakrotnie w Warszawie. W sierpniu przemawiał tam w rocznicę stracenia Traugutta. W listopadzie mówił do chłopów, sprowadzonych dla uczczenia Beselera, a rezultat był ten, że Niemcy potem nie chcieli go przez rok wpuszczać do Warszawy. Udał się też w roku 1916 do Budapesztu do premjera Tiszy, aby go pozyskać dla koncepcji austropolskiej, ale wysiłek ten był bezskuteczny.
Począwszy od wiosny 1916 roku szanse austropolskiego rozwiązania zaczęły coraz więcej maleć. Znalazło to ostateczny wyraz w listopadowym manifeście obu cesarzy, który orzekał stworzenie Polski z okrojonego Królestwa. Galicji zaś obiecano autonomję. Daszyński przekonywa się o nierealności dotychczasowej polityki. Staje zatem na stanowisku zasadniczej idei niepodległościowej, która zwolna znajdować będzie coraz szersze uzasadnienie w sytuacji wojennej. W maju 1917 r. zgłosił w Kole Polskiem wniosek stwierdzający, że „rezultatem wojny na ziemiach polskich ma być, wedle żądania narodu polskiego i wedle sprawiedliwości dziejowej, niepodległe państwo polskie, utworzone z ziem polskich i cały naród jednoczące“. W kilka dni potem poparł na Kole sejmowem wniosek, że „jedynem dążeniem narodu polskiego jest odzyskanie niepodległej i zjednoczonej Polski z dostępem do morza“. Jeszcze raz dał się na krótko skłonić do wiary w dobrą wolę Austrji i na żądanie min. Czernina zgodził się w przemówieniu parlamentarnem z polecenia Koła Polskiego skomentować ostatnie słowa powyższej uchwały w sposób ścieśniający. W przyszłości uznał to za wielki błąd polityczny. Wkrótce otrząsnął się z wszelkich złudzeń. I gdy w kilka miesięcy później w delegacjach austro-węgierskich Koło Polskie miało głosować za zaufaniem dla Czernina, Daszyński domagał się stanowczo, aby we wniosku umieścić także żądanie przyłączenia Górnego Śląska do Polski. Czernin to odrzucił i Daszyński za wnioskiem nie głosował.
Otwarcie w roku 1916 sesji parlamentarnej otworzyło przed Daszyńskim szersze możliwości polityczne, niż w pierwszym okresie wojny. Zwłaszcza przy końcu wojny trybuna parlamentarna mogła odegrać poważną rolę. Była to jedyna trybuna, z której polski obóz niepodległościowy i polski socjalizm mógł przemówić do Europy. W czerwcu 1916 r. Daszyński zgłosił i uzasadnił interpelację w sprawie pokoju i domagał się od Austrji ogłoszenia swych warunków pokojowych. W kilka tygodni potem, w lipcu, pojechał znów do Stockholmu na konferencję stronnictw socjalistycznych, zwołaną dla ustalenia zapatrywań obozu socjalistycznego na sprawę pokoju. Po drodze zatrzymał się w Berlinie, gdzie odbył konferencję z posłami polskimi z zaboru pruskiego, a także z przywódcami socjalistów niemieckich, z którymi starł się, gdyż oni godzili się najwyżej na autonomję Poznańskiego. W Stockholmie wyraził swe poglądy w memorjale: „My, polscy socjalni demokraci, członkowie Międzynarodówki, pisał tam, oświadczamy, że żądamy wolnej, niepodległej, zjednoczonej Polski jako rezultatu wojny światowej“.
Po powrocie do kraju oddał się głównie akcji obrony rozbitych przez okupantów legjonów, obrony legjonistów i obrony ich wodza Piłsudskiego, więzionego przez Niemców. Prowadził tę akcję w parlamencie, w Kole Polskiem, nawet na Radzie Miejskiej m. Krakowa, wszędzie zgłaszając szereg wniosków. Walki jego toczone z komendą legjonów ściągnęły na niego żądanie o zadośćuczynienia od Sikorskiego, Zagórskiego i Stan. Downarowicza. I tym razem odrzucił pojedynek jako sposób załatwiania sporów politycznych.
Dnia 3 października 1917 r. przemawiał w parlamencie przeciw polityce niemieckiej rabowania żywności z ziem polskich i przeciw nadużyciom cenzury wojennej. Z końcem 1917 r. udało mu się dostać do Warszawy. Odbył tam konferencję z Radą Regencyjną i Kucharzewskim, jej premjerem, i starał się ich skłonić do żądania przedstawicielstwa w mających toczyć się w Brześciu rokowaniach z rewolucyjnym rządem rosyjskim. Nie dało to rezultatu.
Gdy wrócił do Wiednia był na audjencji u cesarza Karola i odmalował zakłopotanemu monarsze obraz nadużyć i ucisku w niemieckiej okupacji. Dnia 22 stycznia 1918 r. przemawiał w parlamencie. Stawiał sprawę jasno. O stosunku do Austrji oświadczył: „Chcemy żyć w bardzo wielkiej przyjaźni z tem państwem, ale chcemy polskiego państwa i chcemy jako Polacy, jako polska część, przejść do niepodległej, zjednoczonej Polski“. Z ław niemieckich padł okrzyk, że Niemcy uratowały Polskę. Daszyński odparł: „Jeżeli, powiedzmy, wpadłem w wodę, a przychodzi wybawca i wyciąga mnie z wody, ale mnie nie chce puścić, lecz przetrzymuje mnie i mówi: uratowałem cię, będziesz teraz moim niewolnikiem i będziesz mi służył — to ja się modlę do Boga: niech on mnie już dłużej nie ratuje… Uratowano nas w ten sposób, że teraz rozlega się w całym kraju krzyk wygłodzonego ludu: Dosyć ratowania!“ — i zawołał na końcu: „Precz z okupantami! Znieść okupacje równolegle z rosyjską demobilizacją! Rzeczywiste samostanowienie polskiego ludu na podstawie Sejmu, przygotowanego przez powszechne głosowanie ludowe!“
Zawarcie pokoju brzeskiego wywołało burzę w całej polskiej opinji. Ugodowcy musieli umilknąć. „Objąłem w tych dniach moralną komendę nad Kołem przy powszechnej na to zgodzie“, pisze Daszyński. Ułożył ostry protest Koła. Odmówił wszelkiej rozmowy w tej sprawie z min. Czerninem, a jednemu z dyplomatów oświadczył wprost: „Powiedz pan cesarzowi, że przez taką politykę straci koronę“. Zorganizował akcję protestacyjną i wspaniale udany manifestacyjny strajk powszechny. Dnia 20 lutego 1918 r. przemawiał w parlamencie: „Odpowiedzią naszą, oświadczył, będzie wyciągnąć stąd dwie nauki: że nie wolno w przyszłości sprawy narodów łączyć z interesami dynastji i że dnia 9 lutego 1918 r. zgasła gwiazda Habsburgów na polskim firmamencie“. Wreszcie wbrew Kołu Polskiemu głosował z socjalistami polskimi przeciw budżetowi.
W maju 1918 r. w Krakowie odbył się XIV kongres P. P. S. D., na którym referował udział partji w ruchu zbrojnym i sytuację polityczną. Politykę partji w czasie wojny opisał w specjalnej pracy wydawanej w Krakowie w 1918 r. p. t. „Cztery lata wojny“.
Dalsze wypadki szły już w szybkiem tempie. Wypadki wojenne wytrącały coraz silniej klucz do rozstrzygnięcia sprawy polskiej z rąk państw centralnych. Dnia 2 października 1918 r. przedłożony został izbie wniosek Daszyńskiego i kilku innych posłów stwierdzający, że sprawa ta zostanie rozstrzygnięta na kongresie pokojowym przy udziale przedstawicieli narodu polskiego. Nazajutrz Daszyński wygłosił w parlamencie austrjackim ostatnią swą mowę. Było to podzwonne dla upadającej bezapelacyjnie Austrji. „Zrabowano nam całą wiarę, mówił o Austrji, i zdarto gałąź po gałęzi, liść po liściu, aby z niej zrobić straszydło na wróble, przykład dla narodów na przyszłość, ażeby Austrji nie ufały, aby na Austrji nie budowały!… Pytam Panów z całym spokojem: jakiem prawem Austrja i Niemcy wzięły na siebie uzurpacyjną decyzję w polskiej sprawie? Gdzie jest międzynarodowa podstawa tego prawa? (Okrzyk: To prawo wojny!). Tak, to prawo wojny, oparte na przemocy. Na podstawie zwycięstwa miecza chciano ukonstytuować naród na całą przyszłość, aby ta konstytucja odpowiadała interesom obu mocarstw centralnych. Zrabowano wszystko: nasze lasy, nasze konie i krowy, nasze drzewo i żelazo, nasze maszyny, przemysł i handel, wszystko to zawleczono do Niemiec“. Mówił dalej o zamiarze narzucenia Polsce jakiegoś operetkowego króla, tak jak Litwie narzuca się jakiegoś Mindowego II, a Finlandji jakiegoś niemieckiego generała. Generał ten „nie umiejący ani słowa po fińsku, uczy się nagwałt wymawiać: „dzień dobry, lub dobranoc“. — Prawdopodobnie powie wkrótce to ostatnie“. Tak i Ludendorff chce Polskę uszczęśliwić królem. „Dziękuję panu Ludendorffowi, mówił, ale śmiem zapytać, czy niema innych zmartwień? Czy nie ma innych koron do obrony? Czy nie ma bliższych koron, bo wszak tam u niego w domu jest wiele — niektórzy mówią, za wiele — koron i królów. Więc niechaj nas nie uszczęśliwiają królem, któryby w 24 godziny po ustąpieniu Prusaków z kraju musiał pakować swe manatki i nie koleją — bo to byłoby niebezpieczne — lecz aeroplanem uciekać do Niemiec“.
W Delegacjach wniósł 15 października wniosek domagający się rozgraniczenia polskich ziem od Austrji. Na wieść, że w Niemczech socjalista Scheidemann został ministrem napisał do niego list otwarty, w którym żądał uwolnienia Piłsudskiego i Sosnkowskiego z więzienia.
Tymczasem każdy dzień przynosił coraz większe wyjaśnienie sytuacji. Z końcem października 1918 r. nie było żadnych wątpliwości co do tego, jaki obrót rzeczy wezmą. Po trzydziestu latach usilnej, niezmordowanej walki politycznej, Daszyński stanął w przededniu urzeczywistnienia jednej z przewodnich idei, o które walczył, idei niepodległości.

VII. W niepodległej Polsce

O chwili tej pisze Daszyński krótko: „Rzecz z Austrją była skończona“. Była tylko kwestja czy czekać teraz spokojnie, aż konferencja pokojowa zadecyduje o losie ziem polskich i zaborcy formalnie oddadzą Polskę Polakom, czy też rozpocząć natychmiast budowę państwa polskiego. Pierwsza z tych dróg była drogą konserwatystów galicyjskich, Rady Regencyjnej i narodowych demokratów poznańskich. Druga była drogą lewicy ludowej i socjalistycznej z Daszyńskim na czele. Tworzenie faktów dokonanych niezależności polskiej zaczęło się w zaborze austrjackim. Dnia 21 października 1918 roku zjechali się w Krakowie posłowie socjalistyczni, ludowi i narodowo-demokratyczni, aby omówić to zagadnienie. Postanowiono utworzyć jakąś tymczasową władzę, która objęłaby rządy w zaborze austrjackim. Dnia 28 października uskuteczniono to, wybierając w tym celu Polską Komisję Likwidacyjną. Daszyński wszedł do prezydjum w charakterze wiceprezesa. Na niego spadł też główny ciężar dokonania rzeczy najważniejszej, a mianowicie odebrania faktycznej władzy od władz austrjackich. Stało się to w trzy dni potem, 31 października. Doraźnie stworzone formacje polskie opanowały cały kraj po San, poddając go władzy Polskiej Komisji Likwidacyjnej. Daszyński stał na stanowisku, że Komisja rządzi bez żadnego pełnomocnictwa od rządu austrjackiego i że nie jest organem warszawskiej Rady Regencyjnej, instytucji czerpiącej swój autorytet z woli rządów okupacyjnych. Zasady te zostały w praktyce przeprowadzone. W ten sposób została wyswobodzona część zaboru austrjackiego. Główny ciężar zagadnienia polegał jednak na tem, co stanie się z zaborem rosyjskim i kto podejmie się roli rzucenia pierwszych podwalin państwa polskiego i jego ustroju. Rada Regencyjna nie miała do tego uprawnień moralnych i rządy jej byłyby rządami reakcji społecznej. To samo można powiedzieć o narodowej demokracji, która myślała o utworzeniu rządu. Tymczasem uderzała na świecie godzina wolności. W chwili takiej nowopowstająca Polska musiała powstać jako republika ludowa.
Inicjatywę likwidacji okupacji i stworzenia państwa polskiego podjęła lewica. Jako najdogodniejszy punkt rozpoczęcia akcji wybrano stolicę okupacji austrjackiej Lublin. Stronnictwa demokratyczne i oddziały P. O. W. rozpoczęły na terenie tej okupacji z powodzeniem akcję rozbrajania wojsk okupacyjnych i usuwania władz. Dnia 6 listopada przybyli do Lublina przywódcy stronnictw lewicowych z Warszawy i wezwali z Krakowa przywódców socjalistów i ludowców. Daszyński natychmiast opuścił Kraków i automobilem udał się do Lublina, gdzie zjawił się 7 listopada po południu. Zapadła decyzja ogłoszenia Polski jako republiki ludowej i utworzenia rządu tejże republiki. Na czele rządu stanął Ignacy Daszyński, jako prezydent ministrów i minister spraw zagranicznych. Nikt inny bowiem nie był więcej od niego symbolem powstającej nowej Polski. On wszak najlepiej reprezentował dwie idee będące kamieniem węgielnym tej Polski, którą chciano w Lublinie utworzyć, niepodległość i wyzwolenie społeczne. Jego nazwisko, jako nazwisko premjera rządu ludowego, nasuwało się samo przez się, było wynikiem logiki ówczesnej sytuacji politycznej. Pierwszą czynnością rządu było wydanie manifestu ogłaszającego niepodległość wszystkich ziem polskich, republikę ludową, usunięcie Rady Regencyjnej, zapowiedź sejmu demokratycznego, niepodległość Litwy i porozumienie z Ukraińcami. Manifest wprowadzał szereg reform, a mianowicie równouprawnienie, wolność sumienia, druku, słowa, zgromadzeń, stowarzyszeń, związków zawodowych i strajków, upaństwowienie donacyj, majoratów i lasów, 8-godzinny dzień pracy. W dalszym ciągu manifest zapowiadał jako program najbliższej przyszłości: wywłaszczenie wielkiej i średniej własności ziemskiej i oddanie jej w ręce ludu pod kontrolą państwową, upaństwowienie kopalń, salin, przemysłu naftowego, dróg komunikacyjnych i dojrzałych do tego dziedzin przemysłu, dopuszczenie robotników do udziału w administracji przedsiębiorstw nieupaństwowionych, ustawodawstwo społeczne, konfiskatę kapitałów spekulacyjnych i powszechne, bezpłatne, obowiązkowe i świeckie nauczanie.
Rząd lubelski opanował okupację austrjacką i rozpoczął ją organizować, i czynił dalej kroki, aby opanować i niemiecką okupację i podporządkować sobie zabór austrjacki. Wypadki tak się złożyły, że rząd ten trwał tylko pięć dni. Ale stworzył on jedną wielką rzecz, dał nowej Polsce program jej przyszłego życia.
Przybycie Piłsudskiego do Warszawy zmieniło gruntownie sytuację. Zarówno okupanci, jak i Rada Regencyjna oddali mu władzę. Rząd lubelski nie musiał jej już zatem zdobywać, jak zamierzał, ale tylko porozumieć się z Piłsudskim. Daszyński na wieść o przybyciu Piłsudskiego natychmiast tegoż dnia rozmówił się z nim telefonicznie (11 listopada) i udał się do Warszawy. Piłsudski postawił żądanie, aby rząd lubelski się rozwiązał. Rząd wahał się krótko i podporządkował się temu żądaniu.
Dnia 14 listopada 1918 r. Piłsudski powierzył Daszyńskiemu misję utworzenia rządu. „Zdecydowałem się, pisze w dekrecie, zamianować prezydentem gabinetu pana posła Ignacego Daszyńskiego, którego długoletnia praca patrjotyczna i społeczna daje mi gwarancję, że zdoła w zgodnej współpracy z wszystkiemi żywiołami przyczynić się do odbudowy dźwigającej się z gruzów Ojczyzny“.
Piłsudski powierzając Daszyńskiemu stanowisko pierwszego premjera odbudowanej Polski postawił dwa warunki, że rząd będzie miał charakter koalicyjny i że nie przeprowadzi przed zejściem się Sejmu żadnych głębokich zmian społecznych. Oznaczało to zerwanie z platformą rządu lubelskiego. Daszyński przez trzy dni i trzy noce prowadził pertraktacje z narodową demokracją z zaboru pruskiego pod wodzą Korfantego. Korfanty domagał się ustąpienia samego Daszyńskiego i najważniejszych tek dla swego stronnictwa. Równocześnie narodowa demokracja urządzała manifestacje przeciw Daszyńskiemu i wołała mu pod oknami: Precz z Daszyńskim! Na szubienicę! A przywódcy narodowej demokracji nachodzili Piłsudskiego i domagali się, aby odebrał misję Daszyńskiemu, a oddał ją Moraczewskiemu. Takim straszakiem było nazwisko Daszyńskiego dla polskiej reakcji.
Daszyński ofiarował Poznańczykom swą dymisję i chciał im zapewnić kilka miejsc w rządzie, tak jednak, aby większość rządu została lewicową. Propozycje jego odrzucono. Daszyński wobec tego utworzył rząd o charakterze lewicowym, sam jednak ustąpił na rzecz Moraczewskiego, nie chcąc utrudnić nowemu rządowi jego sytuacji. W tym momencie, gdy realizowało się jego marzenie o wolnej Polsce podporządkował swą osobistą ambicję całkowicie dla dobra sprawy. Wogóle Daszyński nigdy nie powodował się ambicją ministerjalną. Nigdy nie był łowcą tek. W wyjątkowych tylko wypadkach, gdy wymagała tego powaga sytuacji, decydował się na pracę rządową, aby przy pierwszej sposobności wrócić do swej roboty partyjnej i poselskiej. Ona bowiem najlepiej odpowiadała jego usposobieniu, temperamentowi i pasji czynu i walki. Stawszy się mężem stanu nigdy nie przestał być trybunem ludu. I teraz więc po 5 dniach premjerowstwa lubelskiego i 4 dniach premjerowstwa warszawskiego wraca do Krakowa do pracy politycznej, do walki o Polskę demokratyczną i socjalistyczną. Natychmiast rozpoczął akcję zgromadzeniową.
W grudniu 1918 r. uczestniczył w dwóch kongresach. Z początkiem miesiąca był na kongresie P. P. S. w Warszawie, z końcem grudnia zaś udał się do Pragi na kongres czeskiej socjalnej demokracji. Zetknął się tam z wybitnymi politykami czeskimi, z prezydentem Massarykiem, z premjerem Kramarzem. Z rozmowy z tym ostatnim odniósł wrażenie, że Czechosłowacja gotuje jakieś wystąpienie przeciw Polsce i po powrocie uprzedził o tem Piłsudskiego. Obawy sprawdziły się szybko w postaci napadu wojsk czeskich na polską część Śląska Cieszyńskiego.
W styczniu 1919 r. nastąpił upadek rządu Moraczewskiego. Piłsudski zdecydował się na zlikwidowanie okresu rządów ludowych i na oddanie władzy Paderewskiemu, który przybył do Polski jako mąż zaufania prawicy narodowo-demokratycznej. Było to zakończeniem okresu rewolucyjnego i przejściem do okresu demokratyczno-parlamentarnego. Na czoło wysuwało się zatem zagadnienie wyborów sejmowych. Daszyński, jak zwykle, wziął żywy udział w akcji wyborczej. Kandydatura jego została postawiona w jego starym okręgu, w okręgu Kraków miasto i powiaty krakowski, podgórski i wielicki. Wybory odbyły się dnia 26 stycznia 1919 roku. Lista socjalistyczna, na której czele stało nazwisko Daszyńskiego uzyskała w owym okręgu najwięcej głosów, a mianowicie 46.490 i 3 mandaty. Daszyński wszedł zatem do polskiego Sejmu, aby rozpocząć nowy okres swej działalności parlamentarnej. O tym wyborze swym pisze Daszyński, nawiązując do modnych dziś ataków na parlamentaryzm i rolę posłów: „Wbrew wszelkim teorjom wymyślonym przez tyranów, a powtarzanym przez ich fagasów, czuję wielką w tem dumę i honor, że mnie ludność ziemi krakowskiej dziesiątkami tysięcy głosów wybierała na swego męża zaufania przez całą generację ludzką. Byłem jako poseł i pozostałem człowiekiem ubogim, wpływów rządowych nie posiadałem i nie szukałem; zostawała mi w walce wyborczej praca i agitacja uczciwa, godna przyzwoitego kandydata i przyzwoitych wyborców. Wybierali mnie chłopi i robotnicy w części kraju najbardziej polskiej, bo liczącej 97 procent Polaków. Któż może poniżyć moją godność posła wybieranego w takich warunkach?“
W pierwszym Sejmie polskim stanął Daszyński na czele klubu posłów socjalistycznych, liczącego 33 posłów. Dnia 22 lutego 1919 r. wygłosił swą pierwszą mowę: „Pozwólcie mi, zaczął, że zanim przystąpię do właściwych wywodów, dam wyraz uczuciu, które w tej chwili przepełnia serce, albowiem przemawiam oto z wolnej trybuny Sejmu Republiki Polskiej. Przemawiam w imieniu tych, którzy dotąd pod ziemią tylko walczyć i pracować publicznie mogli. Mam uczucie, jakgdybym dobył się wreszcie na jakiś bity gościniec — i, zdaje mi się, że oto dokonało się spełnienie wielkich marzeń i wielkich czynów — czterech zgórą pokoleń polskich“. A zakończył słowami: „My chcemy Polski wolnej w związku wolnych ludów, będącej warsztatem olbrzymim, warsztatem pracy, ale pracy wolnej, uświadomionej. Przez morze łez, przez morze krwi ku tej Polsce naród polski zmierza, a my z nim“.
Mowa ta zainicjowała okres ożywionej pracy parlamentarnej, pracy w nowem państwie jeszcze niezupełnie ukonstytuowanem, w państwie, w którem tysiące zagadnień wymagało rozstrzygnięcia. Daszyński pracował w dwóch w owej epoce najważniejszych komisjach, w komisji spraw zagranicznych (był jej wiceprezesem), przed którą w epoce nieustalonych granic stały doniosłe zadania, i w komisji konstytucyjnej, decydującej o ustroju nowego państwa.
Najpierw wystąpił stanowczo przeciw wszystkim próbom wprowadzenia do Sejmu posłów mianowanych z dzielnic kresowych, zarówno zachodnich, jak i wschodnich, i przyczynił się do utrwalenia zasady, że Sejm składa się wyłącznie z posłów z wyboru. Następnie rozpoczął akcję przeciw stanowi wyjątkowemu. Dnia 4 kwietnia 1919 r. przemawiał w tej sprawie na plenum Sejmu. „Nieprawdą jest i złudzeniem, mówił, że odjąwszy ludowi prawo zgromadzeń, stowarzyszeń i koalicji, wyleczy się Polskę z jakiejkolwiek rany. Tysiące nowych ran przybędzie do tysięcy ran, które pokrywają organizm Polski“. „Panowie możecie mówić, co chcecie, ostrzegał, jednak gdybyście odebrali nadzieję, że w Polsce zapanuje lud zorganizowany, zapanuje większość chłopów i robotników, zapanuje 90 procent ludności, to doczekacie się jednego z dwojga: albo podniecenia i wstrząśnienia, albo rzeczy o wiele gorszej, mianowicie apatji niewolniczej“. Z końcem kwietnia 1919 r. zgłosił wniosek o uznanie 1 maja oficjalnie jako święta pracy. Dnia 10 maja przemawiał w Sejmie w sprawie złożonego przez rząd projektu konstytucji. Była to wstępna dyskusja nad tem zagadnieniem. „Każda konstytucja, mówił, rodzi się w bólach, każda konstytucja, jeśli ma stygmatyzować nowy ład, musi w sobie nieść znamię buntu przeciw światu staremu“. „Gdzie u was jest jedna choć litera buntu przeciw temu, co w Europie było przed wojną panującem?“ — pytał. „Każda konstytucja, ciągnął dalej, musi mieć w sobie jakąś butę bluźnierczą przeciw starym bogom, a co w tej konstytucji jest? Oto — konkordat, który runął wszędzie w 70 roku!“ Wskazał na konieczność reform społecznych. „Żadne egzorcyzmy, mówił, żadne kazania z ambon, w najbardziej nawet podniosłym tonie utrzymane, nie trafią do chłopa, dopóki nie zobaczy głębokiej przemiany stosunków posiadania i produkcji… To, co się nazywa uspołecznieniem, unarodowieniem, upaństwowieniem społeczeństwa dzisiejszego, to, czego pełne dzisiaj dusze wielkich tłumów ludzkich, to do czego wzdychają wielkie tłumy wszystkich narodów, to, ku czemu dąży krwawy szlak zastępów ludzkich po wojnie, to znikło w naszej konstytucji zupełnie!…“ I zakończył słowami: „Biada nam, jeśliby cios zewnętrzny uderzył w naszą budowę narodu, tak niezwiązaną, jak nie wiąże jej przedłożony projekt konstytucji!“
Dnia 22 maja 1919 roku Daszyński mówił o konieczności sprawiedliwego rozstrzygnięcia sprawy ukraińskiej i sprzeciwiał się jednostronnemu decydowaniu o granicach w Galicji Wschodniej. „Nie możemy, mówił, na Litwie prowadzić innej polityki, w Paryżu innej, a innej jeszcze w Tarnopolu czy Husiatynie. Skoro Polska ma być potęgą przeciw niewoli, niech się stanie potęgą wolności ludów, niech Słowiańszczyzna do niej się garnie, niech na sztandarze jej czyta uspokojenie swoje — wolność, niepodległość, rozwój swobodny… Nie sądźcie, że imperjalizm pokona imperjalizm“. Dnia 20 czerwca 1919 r. przemawiał w sprawie żydowskiej. „Kto chce, oświadczył, z kwestji rasy robić czy to przywilej, czy krzywdę, kto chce jako kryterjum prawa czy bezprawia wziąć rasę czy wyznanie w 20-stuleciu, ten znajdzie się w sprzeczności ze wszystkiemi pojęciami nowoczesnego społeczeństwa, ten znajdzie przeciw sobie prędzej czy później zszeregowany cały świat, który nie na darmo pławił się w męczeństwie i we krwi, aby przebyć piekło walk rasowych i walk religijnych, które powinny należeć wreszcie do niepowrotnej przeszłości“. Dwukrotnie (20 czerwca i 2 lipca 1919 r.) zabierał głos w sprawie reformy rolnej. Wskazał rewolucyjny charakter tej reformy. „Nie prawo odebrało szlachcie francuskiej przeważną część ziemi, stwierdził, — tylko chłop ją zabrał sam, wypędziwszy pana, spaliwszy mu pałac, zrobiwszy z niego emigranta“. „Tak się robi demagogję“ — rozległ się głos na prawicy. „Tak się robi dzieje“ — odparł Daszyński — i zwrócił uwagę na to, że „chłop krwią ziemię swoją dwukrotnie okupił — i ziemi tej stał się prawym, oczywistym właścicielem“. Gdy w czasie głosowania nad zasadami reformy rolnej posłowie chłopscy opuścili Sejm Daszyński wszedł na trybunę i błagał ich, aby Sejmu nie rozbijali. Piłsudski wziął mu to za złe. Dnia 17 lipca 1919 r. przemawiał wreszcie Daszyński w dyskusji budżetowej.
Na ten okres przypadły również ważne prace organizacyjne. Trzeba było w pierwszym rzędzie zjednoczyć partję, rozbitą dotychczas na trzy parttje dzielnicowe. Dokonano tego z końcem kwietnia 1919 r. w Krakowie na XVI kongresie P. P. S. przy żywym udziale Daszyńskiego. Uczestniczył też w kongresach zawodowych Związku Zawodowego Kolejarzy i Związku Zawodowego Robotników Rolnych.
W czasie jesiennej sesji 1919 r. Daszyński przemawiał w listopadzie przeciw rządowi Paderewskiego. Oświadczył, że uważa go za człowieka szlachetnego i za ofiarnego obywatela, który jednak rządzić nie umie i niema planu. Dałby mu wszystkie kwiaty Polski, byleby nie siedział na fotelu ministerjalnym i nie czekał spokojnie na nieszczęścia, które walą się na kraj.
Coraz więcej wysuwała się na porządek dzienny sprawa toczącej się wojny z bolszewikami. Od początku wojny partja zdążała do pokojowego rozstrzygnięcia zatargu. Daszyński wielokrotnie przemawiał w tej sprawie w komisjach sejmowych, na konferencji u Naczelnika Państwa, na Radzie Naczelnej P. P. S., na konferencji ze związkami zawodowemi i w odczytach. Gdy z końcem grudnia 1919 r. rząd sowiecki skierował do Polski propozycję pokojową, a rząd polski nie dał odpowiedzi, Daszyński 8 stycznia 1920 r. zainterpelował w tej sprawie w Sejmie rząd. Do pertraktacyj jednak nie doszło, gdyż rokowania rozbiły się o charakter rozejmu i miejsce obradowania konferencji pokojowej. Na wiosnę zaś wojska polskie rozpoczęły ofensywę kijowską z początku pomyślną.
W drugiej połowie maja 1920 r. odbył się w Warszawie XVII kongres P. P. S. Daszyński referował sprawozdanie klubu poselskiego, wziął żywy udział w pracach nad uchwaleniem nowego programu partyjnego i w dyskusji nad taktyką partyjną.

Wkrótce jednak sytuacja wojenna zaczęła stawać się groźną, aż wreszcie nad Polską zawisło niebezpieczeństwo. Inwazja bolszewicka zapuszczała się coraz głębiej, linja frontu cofała się coraz bliżej ku Warszawie. Partja stanęła na stanowisku organizowania obrony niepodległości, powołała do życia własny werbunek i pułk robotniczy. Platformą polityczną było żądanie powołania w takim momencie do steru rządu robotniczo-chłopskiego. W drugiej połowie lipca zagadnienie stworzenia rządu, odpowiadającego powadze chwili stanęło na porządku dziennym. Piłsudski nie myślał jednak o rządzie robotników i chłopów, ale o rządzie koalicyjnym. W nocy z 20 na 21 lipca
Ignacy Daszyński, jako vicepremjer Rządu Obrony Narodowej (r. 1920).
wezwano Daszyńskiego do Belwederu. Zaproponowano mu nie tekę spraw zagranicznych, jak przypuszczał, ale nieokreślone stanowisko wiceprezesa Rady Ministrów w nowym rządzie. Daszyński nie chciał wejść do takiego rządu i w takiej roli. Piłsudski wywarł jednak na niego nacisk. „Zastrzelę się i powiem, że przez Ciebie“ — zagroził. Daszyński ostatecznie więc przyjął to stanowisko, ale zastrzegł sobie, że będzie miał powierzone pewne określone kompetencje, a mianowicie propagandę zagraniczną i wewnętrzną. Zgodzono się na to, ale potem Piłsudski skreślił propagandę wewnętrzną, zostawiając tylko zagraniczną.

W ten sposób powstał rząd Witosa-Daszyńskiego, rząd koalicyjny, na którego czele jednak postawiono w poczuciu powagi chwili chłopa i wodza robotników. Daszyński był autorem deklaracji nowego rządu. W tym ciężkim, trudnym i przełomowym momencie Daszyński reprezentował w rządzie siłę, energję i zdecydowanie klasy pracującej. W ogólnym nastroju paniki odbijało się jego męskie, odważne stanowisko. Niechętny mu naogół Biliński pisze z okazji swej bytności u Daszyńskiego: „Przy tej sposobności stwierdziłem z zadowoleniem, że owego 10-go sierpnia 1920 r. p. Daszyński zapatrywał się na niebezpieczeństwo wojenne z silną dozą odwagi i wiary“. On też najenergiczniej przeciwstawił się wszelkim projektom ucieczki rządu z Warszawy, a gdy zapadła tego rodzaju uchwała, przeprowadził jej cofnięcie. W owych przełomowych dniach sierpniowych zachował pełny spokój i z całem poczuciem wyjątkowej odpowiedzialności kierował sprawami państwa. Dnia 12 sierpnia był z Witosem w Belwederze. Piłsudski wyjeżdżając do armji złożył na ręce rządu rezygnację ze stanowiska Naczelnika Państwa. Zalecił zachowanie w Warszawie spokoju. Minęło kilka decydujących dni. Dnia 16 sierpnia przybył do Daszyńskiego gen. Weygand i przyniósł mu wiadomość o zwycięskim wyniku bitwy pod Warszawą. Daszyńskiego ogarnęło wielkie wzruszenie.
Głównem zadaniem Daszyńskiego było zorganizowanie propagandy zagranicznej. Wydał na te cele 58 miljonów marek i powołał do życia placówki propagandy w całym szeregu ośrodków. Zorganizował też robotę poza frontem bolszewickim.
W miarę sukcesów polskiej ofensywy Daszyński starał się kierować polityką rządu ku zagadnieniom pokoju i dążył do przyśpieszenia toczących się rokowań. Starał się również przeciwstawiać nadużyciom i samowoli okresu wojennego. Energicznie interwenjował w sprawie internowanych w Jabłonnej. Dwukrotnie udawał się na konferencje do kwatery Piłsudskiego — w sierpniu do Siedlec, we wrześniu do Białegostoku.
Jesienią 1920 r. został zawarty pokój preliminarny. Daszyński uważał swoją rolę w rządzie za skończoną. Dla swej pracy w rządzie koalicyjnym znajdował usprawiedliwienie tylko w wyjątkowej sytuacji, w której Polska się znalazła. Z chwilą gdy wracały naogół normalne stosunki nie chciał pozostawać w rządzie, którego charakter koalicyjny nie dawał żadnych możliwości dla prowadzenia polityki zgodnej z interesami mas pracujących. W sensie ustąpienia Daszyńskiego z rządu powzięła uchwałę Rada Naczelna P. P. S. Daszyński był całkowicie zgodny z tą uchwałą. Piłsudski przyjął tę myśl niechętnie i odradzał. Witos specjalnym listem starał się go skłonić do pozostania w rządzie, gdyż ustąpienie jego „przyniosłoby sprawie publicznej niepowetowaną szkodę“. Daszyński jednak wierny swej decyzji wystąpił dnia 4 stycznia 1921 r. z rządu. Niespełna pół roku był ministrem i to wyczerpuje jego karjerę rządową.
I znów nastąpił powrót do pracy parlamentarnej, publicystycznej i organizacyjnej. Był to końcowy okres prac nad konstytucją. Daszyński bierze udział w tych pracach i przemawia w Sejmie w głównej sprawie spornej, w sprawie Senatu. Przemawia też później kilkakrotnie w sprawie wileńskiej. Zabiera głos w dyskusjach budżetowych. W różnych miastach polskich wygłasza szereg odczytów.
Począwszy od jesieni 1919 r. redaguje Daszyński w Warszawie tygodnik „Trybunę“. Pojawia się tam szereg jego artykułów w sprawach wojny i pokoju, w sprawach polityki wewnętrznej i zagranicznej. Pismo to wychodzi aż do końca roku 1921 i upada z powodu trudności finansowych. Artykuły Daszyńskiego ukazują się też w całej prasie socjalistycznej. Wydaje w czasie plebiscytu śląskiego broszurę „Głosy za Polską“ (Kraków 1920 r.), a nadto wychodzą z druku jego mowy — w książce „Z burzliwej doby“ — Lwów 1920 — mowy wygłoszone od października 1918 r. do sierpnia 1919 r. i osobno w broszurze „Precz z reakcją“ (Lwów 1921) mowa z 27 stycznia 1921 r.
W lipcu 1921 r. uczestniczył Daszyński w XVIII kongresie P. P. S. w Łodzi. Wyjaśnia kongresowi swą rolę w rządzie Witos-Daszyński, a następnie przemawia w sprawie zbliżającej się akcji wyborczej. Wybory te nastąpiły jednak dopiero w roku 1922. Dnia 5 listopada wybrano nowy Sejm. P. P. S. otrzymała 906 tysięcy głosów i zdobyła 41 mandatów, co oznaczało pewne, choć nieznaczne wzmocnienie. Daszyński kandydował z listy państwowej i z okręgu Kraków, Chrzanów, Olkusz, Miechów, Uzyskał i tu i tu mandat i zatrzymał mandat okręgowy. Lista okręgowa otrzymała 52.874 głosów i 3 mandaty.
Dnia 9 grudnia 1922 r. zebrało się Zgromadzenie Narodowe dla dokonania wyborów Prezydenta Rzeczypospolitej. P. P. S. wysunęła kandydaturę Daszyńskiego, jako kandydaturę demonstracyjną. Skupiła ona 49 głosów.
Wybór Narutowicza na Prezydenta wywołał znane zajścia. W dniu zaprzysiężenia bojówki narodowo-demokratyczne zatarasowały drogę do Sejmu. Doszło do tragicznych scen. Daszyński szedł na posiedzenie wraz z sędziwym senatorem Limanowskim. Na placu Trzech Krzyży zostali obaj brutalnie zaatakowani przez bojówki. Musieli schronić się do jednej z bram i wytrzymać oblężenie. Z Sejmu przybiegło kilku posłów na pomoc, ale zostali dotkliwie pobici. Tymczasem przybywać zaczęły gromady robotników, wzburzonych wieścią o uwięzieniu w bramie zasłużonych działaczy socjalistycznych. Doszło do krwawych walk, padł jeden z robotników, kilkunastu robotników i studentów zostało rannych. Daszyński i Limanowski zostali uwolnieni od oblężenia i udali się do Sejmu.
Zajścia te, a zwłaszcza to co w kilka dni potem nastąpiło, tragiczna śmierć Prezydenta i objawy zdziczenia moralnego, które w związku z tem w części społeczeństwa wystąpiły, wywarły głęboki wpływ na umysł Daszyńskiego. Ujrzał w tem w pierwszym rzędzie objawy zastraszającej ciemnoty mas, która otwiera drogę najdzikszej demagogji. Jako człowiek czynu wyciągnął z tego natychmiast wniosek: trzeba przystąpić do najenergiczniejszej pracy nad wychowaniem mas, trzeba ciemnocie ludu, wydać najbardziej zdecydowaną walkę. Myśl tę postanowił przyoblec natychmiast w formę organizacyjną. Dnia 21 grudnia 1922 r. zgłosił na Radzie Naczelnej P. P. S. wniosek założenia Towarzystwa Uniwersytetu Robotniczego. Nawiązując do zamachu na Zgromadzenie Narodowe rzucił hasło, że proletarjat musi osiągnąć swe cele innymi środkami niż zamachowcy endeccy. Wniosek, który przeprowadził brzmiał: „Pragnąc walkę o wyzwolenie klasy robotniczej przeniknąć świadomością jej praw i obowiązków, aby wyzwolić robotników z ciemnoty, tej siostrzycy słabości i niewoli duchowej. Rada Naczelna postanawia założyć w najkrótszym czasie Uniwersytet Robotniczy“.
Istotnie w miesiąc potem, dnia 21 stycznia 1923 r. Daszyński przemawiał już na organizacyjnym zjeździe T. U. R., który rzucił podwaliny pod powołanie do życia tej instytucji, która podjęła się zadania stworzenia wielkiej organizacji oświaty robotniczej i wychowania socjalistycznego. Daszyński został przewodniczącym zarządu głównego i na tem stanowisku kierowniczem pozostał przez lat dziesięć, t. zn. do chwili, gdy stan zdrowia zmusił go do wyjazdu na dłuższy czas z Warszawy. W ciągu tego dziesięciolecia praca oświatowa stała się jednym z głównych przedmiotów jego zainteresowania, jednym z czynników, który głównie absorbował jego niezmordowaną energję. Nie przestając pracować w robocie politycznej, był w tym czasie przewodniczącym Rady Naczelnej P. P. S., a przez pewien czas i przewodniczącym Centr. Kom. Wykonawczego partji, poświęcił wiele pracy wznoszeniu tego gmachu oświaty socjalistycznej. W ciągu kilku lat miasta polskie i środowiska robotnicze pokryły się siecią dwustu przeszło oddziałów T. U. R., powstała organizacja młodzieży socjalistycznej, robota zaczęła się przerzucać na wieś, rozwinęła się żywa praca nad ustaleniem metod naukowych, wychowawczych i organizacyjnych oświaty robotniczej. Daszyński, wódz polskiej klasy robotniczej został teraz i jej wychowawcą i nauczycielem. Na szeregu zjazdów T. U. R. — w listopadzie 1924 r. w Warszawie, w listopadzie 1925 r. w Krakowie, w lutym 1927 w Katowicach, w lutym 1929 r. w Krakowie — bierze najczynniejszy udział w ustalaniu dróg i wskazań dla socjalistycznej pracy wychowawczej. Na jednym z tych zjazdów (1924 r.) stał się też Daszyński przedmiotem żywiołowej owacji. Przewodniczący zjazdu oświadczył, że Daszyński jest widomym sztandarem w którego zapatrzone są oczy bojowników i w którego wymierzone są pociski wrogów, że Daszyński to nasz nauczyciel i wódz, który nas prowadził i prowadzi od zwycięstwa do zwycięstwa. Daszyński odparł na to, że człowiek nie może być sztandarem, może nim być tylko idea, w którą wszyscy powinniśmy być zapatrzeni i zakończył wezwaniem: „Wyżej wznieśmy sztandary“. Jakżeż odbijały się te słowa od rozwijającego się podówczas w Polsce kultu jednostki.
W okresie lat 1923 — 1925 Daszyński był zmuszony nieco osłabić swą działalność zewnętrzną. Było to wynikiem nękającej go choroby sercowej, która skłoniła go do kilkakrotnych wyjazdów leczniczych i utrudniła mu pracę parlamentarną. Przez przeciąg dwóch lat nie mógł przemawiać w sejmie i brak jego głosu dał się dotkliwie odczuć. Ograniczał się do wystąpień w komisjach, zwłaszcza w komisji zagranicznej. W tym czasie (1923 r.) zgłosił też wniosek o zniesienie kary śmierci. Jego żywa natura, przyzwyczajona przez tyle dziesiątków lat do niesłychanie intensywnego tempa pracy nie mogła jednak pogodzić się z takimi przymusowymi wywczasami i szukała sobie ujścia w innych działach pracy. O pracy oświatowej, o pracy w T. U. R. była już mowa. Główny punkt ciężkości przerzucił Daszyński w owym okresie na pracę publicystyczną. Obok działalności parlamentarnej i organizacyjnej była i publicystyka dotychczas jednym z najważniejszych terenów jego pracy. Ale nie mógł jej nigdy zbyt wiele czasu poświęcić. Tak jak wielu czynnych działaczy, których porywa wir codziennej pracy politycznej, Daszyński musiał swój talent publicystyczny rozmieniać na drobną monetę aktualnych artykułów i okolicznościowych broszur. Pauza w pracy parlamentarnej pozwoli mu teraz więcej czasu poświęcić tej dziedzinie. I oto w owym okresie powstaje cały szereg jego prac publicystycznych. Daszyński w pierwszym rzędzie przystąpił do pisania swych pamiętników. W krótkim czasie po sobie (r. 1925 i r. 1926) wyszły z druku dwa pierwsze tomy pamiętników, obejmujące okres od dzieciństwa do odbudowania państwa polskiego. Wielkie to dzieło (każdy tom zawiera kilkaset stron druku) stanowi pierwszorzędny materjał zarówno do historji socjalizmu polskiego, jak i do dziejów politycznych Polski tej epoki. Cechą charakterystyczną owych pamiętników jest to, że autor potraktował swą pracę możliwie nieosobowo, że jego historja osobista, ginie w dziejach ruchu. Bo i życie jego nie było życiem osobistem. Jego życiem była partja, sprawa socjalizmu, niepodległość i istotnie byłoby trudnem przeprowadzić granicę między historją człowieka, a historją wielkich wydarzeń politycznych, których był jedną ze sprężyn.
W r. 1925 wydał Daszyński w Warszawie broszurę p. t. „Wielki człowiek w Polsce“. Szkic psychologiczno — polityczny. Broszura ta jest poświęcona osobie Piłsudskiego. Daszyński pisał ją w okresie, kiedy Piłsudski był symbolem demokracji polskiej, kiedy wycofawszy się z życia publicznego mieszkał na ustroniu, otoczony nienawiścią całej reakcji polskiej. Pisze o nim z entuzjazmem, ale jedną z podstaw tego entuzjazmu jest wiara, której daje wyraz, że „Piłsudski nigdy nie myślał o dyktaturze, czem dowiódł wielkości swojej, jako męża stanu“. Gdy późniejsze wypadki zmusiły go do zmiany sądu o Piłsudskim, Daszyński zamierzał wydać nową pracę o nim, ale prace te przerwała choroba. Z początkiem r. 1926 wydrukował Daszyński w Warszawie obszerniejszą broszurę p. t. „Sejm, Rząd, Król, Dyktator. Uwagi na czasie“. W broszurze tej broni zasad republikańsko-demokratycznych, ale widzi ich wady i domaga się ich usunięcia, równocześnie jednak rozprawia się z modnemi złudzeniami monarchistycznemi i dyktatorskiemi. Stwierdza, że dyktatura „może być wstępem do ruchów rewolucyjnych, które mają tę własność, że wiadomo gdzie i kiedy się zaczynają, ale niewiadomo gdzie się kończą“.
Z końcem 1925 r. Daszyński zaczyna wracać do żywszej pracy politycznej i parlamentarnej. Od listopada obejmuje stanowisko wicemarszałka sejmu. Na przełomie lat 1925/1926 uczestniczy w XX kongresie P. P. S. w Krakowie, bierze żywy udział w dyskusji. Powrót do zdrowia nastąpił w przededniu doniosłych wydarzeń dziejowych, w czasie których Daszyńskiemu wypadnie odegrać ważną rolę.

VIII. W obronie wolności

Przewrót majowy przyjął Daszyński z sympatją. Znamy jego zapatrywania o Piłsudskim. Oczekiwał teraz szybkiego rozwoju Polski w kierunku demokracji i postępu społecznego. Szybko jednak zaczął orjentować się w prawdziwym charakterze przewrotu. Już w czasie dyskusji nad zmianą konstytucji uczuł się zmuszonym wystąpić przeciw koncepcjom rządowym idącym w kierunku ograniczenia praw społeczeństwa. Daszyński w swej broszurze, którą wydał przed przewrotem, godził się na potrzebę pewnych reform ustroju parlamentarnego, godził się na zasadę rozwiązalności sejmu, a więc i teraz tę zasadę poparł. Ale rząd domagał się wprost oddania prezydentowi znacznej części władzy ustawodawczej. Daszyński wystąpił zatem do walki z tymi tendencjami, otwierającymi drogę ku dyktaturze. W czerwcu 1926 r. drukował w „Robotniku“ szereg artykułów w tej sprawie. W artykule pod znamiennym tytułem „Ku wszechwładzy rządu“ podnosi, że wady parlamentaryzmu polskiego nie są podstawą do powstania optymizmu co do zalet władzy wykonawczej. „O ile Polska, pisze on, miała złe parlamenty — to miała także, niestety, jeszcze gorsze rządy”. W drugim artykule p. t. „Argument bata“ podniósł, że Polska obraca się wśród dwóch równie szkodliwych ostateczności. Dawniej mówiono „żadnej władzy Piłsudskiemu“, teraz woła się „żadnej władzy Sejmowi“. W lipcu 1926 r. Daszyński po 2-letniej przeszło przerwie stanął znów na trybunie parlamentarnej, aby bronić zagrożonych praw narodu. Stwierdza reakcyjne konsekwencje przewrotu. „Strzały majowe, mówił, wywabiły całe stada wróbli, których dokuczliwy hałas narzuca się życiu publicznemu. Gdyby odrodzenie moralne i naprawa Rzeczypospolitej stały się karykaturą, to gorzko żałowałaby Polska owych ofiar koniecznych, które padły w dniach majowych. Ale masy polskie, to nie stado wróbli. Masy polskie spodziewały się i oczekują dalszych, dalej sięgających skutków majowego przewrotu… Masy ludowe nie rozumieją tego, co się po przewrocie dzieje… Strzały rewolucyjne pobudziły czarne ptactwo do szalonego ruchu. Gawrony reakcyjne otaczają zewsząd ten sejm. Zgodnie z opinją wyrażoną w broszurze oświadczył, że „sejm nierozwiązalny jest zaprzeczeniem demokracji“. Stanowczo jednak wystąpił przeciw oddaniu Prezydentowi części władzy ustawodawczej. Stwierdził, że ważniejsze sprawy państwowe nie mogą być „funkcją kancelaryjną“. Daszyński ostrzegał: „Bo, jak przewrót majowy wyrósł z poczucia, że nieprawości jest za dużo, tak późniejsze przewroty mogą wyrosnąć z poczucia, że bezprawia konstytucyjnego jest za dużo“. „Nie chcemy, kończył swą mowę, żeby zamiast wszechwładzy Sejmu — jednego zła — następowało drugie zło — wszechwładza rządu“.
Dalsza polityka rządu Piłsudskiego rozwiewała wszystkie złudzenia. Daszyński dostrzega coraz wyraźniej grożące niebezpieczeństwo. W rok po przewrocie, w maju 1927 r. wydaje w Warszawie obszerną broszurę p. t. „W pierwszą rocznicę przewrotu majowego. Studjum polityczne“. Stwierdza, że od czasu gróźb rzuconych przez Piłsudskiego parlamentowi „traci lewica społeczna wszelką orjentację co do zamiarów i planów Piłsudskiego“, że oddanie Prezydentowi części władzy ustawodawczej stanowi „dla każdego Sejmu śmiertelne niebezpieczeństwo unicestwienia konstytucyjnego prawa parlamentu“, że dekret prasowy „stawał się narzędziem najdzikszej samowoli rządowej, groźnej dla całej prasy“, że rząd proteguje interesy agrarjuszów i fabrykantów, nie zmienia polityki w stosunku do mniejszości narodowych i idzie na rękę kapitalizmowi. W ówczesnej sytuacji Daszyński nie uważał jeszcze rządu pomajowego za rząd dyktatury Piłsudskiego, ani za rząd faszystowski zorganizowanej partji, twierdził jednak, że Piłsudski wywiera wpływ decydujący i jest za ten wpływ odpowiedzialny przed historją. Konstatuje, że Piłsudski nie spełnił żądania demokracji polskiej „demokratycznego sposobu rozwiązania konfliktu między rządem, a parlamentem i nowych wyborów“. Kończy postulatem „harmonijnego współdziałania władzy ustawodawczej i wykonawczej“.
Obok wzmożonej znów pracy parlamentarnej i oświatowej Daszyński nadal prowadzi energiczną działalność publicystyczną. W „Robotniku“ i „Naprzodzie“ pojawiają się często jego artykuły. Począwszy od jesieni 1926 r. Daszyński rozpoczął redagowanie wielkiego tygodnika socjalistycznego „Pobudki“. Prowadzić będzie to pismo do wiosny 1928 r., aż ważne zadania nie zmuszą go do zaniechania tej pracy.
Na dzień 4 marca 1928 r. bowiem zostały rozpisane wybory do sejmu. Dla Daszyńskiego zaczęła się znowu kampanja wyborcza. Wybory odbyły się przy akompanjamencie nacisku administracyjnego i jaskrawych nadużyć. Daszyński napisał o tych wyborach w „Pobudce“, że przewyższono Badeniego, z którego metodami wyborczymi Daszyński walczył u wstępu swej pracy politycznej, Daszyński został znów wybrany z listy państwowej i z okręgu Kraków, Chrzanów, Oświęcim, Olkusz, Miechów, z którego poprzednio posłował. Lista P. P. S. w owym okręgu skupiła obecnie 77.479 głosów, maksimum głosów, które Daszyński w życiu swem dostał. W stosunku do wyborów z r. 1932, był to wzrost głosów o 50%. Ogółem P.P.S. zdobyła około półtora miljona głosów i 63 mandaty. Poraz pierwszy stał Daszyński na czele tak licznego klubu poselskiego. Był to największy z klubów opozycyjnych. Ponieważ rząd mimo nacisku wyborczego nie uzyskał większości, powstawało zagadnienie, jak ułożą się stosunki między rządem, będącym rezultatem zbrojnego przewrotu, a sejmem, rozporządzającym większością opozycyjną. Przyszłość była wyraźnie najeżona najpoważniejszymi konfliktami. Pierwszy konflikt groził już przy sprawie wyboru marszałka sejmu. Piłsudski wyznaczył jako swego kandydata Bartla. Klub P. P. S. postanowił przeciwstawić mu Daszyńskiego. Był to moment przełomowy w stosunku Daszyńskiego do Piłsudskiego. Ze strony otoczenia Piłsudskiego podjęto próbę skłonienia Daszyńskiego, aby nie przeciwstawiał się woli Piłsudskiego. Sławek skierował do niego jednego z posłów, aby ostrzegł, że radzi mu nie przyjąć kandydatury na marszałka, gdyż marszałka, który obali kandydaturę Bartla Piłsudski będzie źle traktować i prześladować, a niechciałby być zmuszonym tak postępować wobec Daszyńskiego. Daszyński nie cofnął się wobec groźby.
Dnia 27 marca 1928 r. nastąpiło otwarcie sejmu. Zaczęło się od gwałtownej sceny usunięcia przez policję z sali sejmowej krzyczących posłów komunistycznych. Daszyńskiemu stanąć musiała w pamięci owa scena, gdy przed przeszło 30 laty był sam w podobny sposób usuwany z sali parlamentarnej. Znów przypominał mu się okres Badeniego. Przystąpiono do głosowania. Daszyński otrzymał 167 głosów, Bartel 136, reszta głosów rozbiła się między kilku demonstracyjnymi kandydatami. W drugiem głosowaniu padło na Daszyńskiego 206 głosów, na Bartla 141. Daszyński był wybranym. Zaczynał się oto jeden z najważniejszych okresów jego życia. Wybór ten w momencie nieuchronnej walki o prawa parlamentu, walki między zasadą demokracji parlamentarnej, a dążeniem do dyktatury, stawiał go na najbardziej wysuniętem stanowisku, składał w jego ręce kierownictwo akcji obrony godności i praw sejmu. Zdawał sobie z tego doskonale sprawę. Obejmując przewodnictwo oświadczył: „Dramatyczne posiedzenie dzisiejsze zakończyło się wyborem, który przyjmuję i po 30 z górą latach pracy parlamentarnej uważam za najchlubniejsze odznaczenie obywatelskiej służby“. „Jako Marszałek Sejmu, ciągnął dalej, będę strzegł praw i godności tej Wysokiej Izby“. Oznaczało to przyjęcie walki. „Wiem dobrze, mówił mając na myśli rzucone pod jego adresem groźby, że moje urzędowanie marszałkowskie nie będzie funkcją beztroskiego życia“. Nie miał zamiaru jednak walki prowokować i zapowiedział rządowi lojalną współpracę „bez zadraśnięć wzajemnych“. A dodać należy, że po jego wyborze rząd i klub rządowy w sejmie opuścili demonstracyjnie salę. Po posiedzeniu Daszyński rozmawiał z Sławkiem. Nawiązując do jego ostrzeżeń, oświadczył mu, że gdyby był ustąpił wobec tego rodzaju pogróżek, oznaczałoby to dla niego śmierć cywilną, jako człowieka i uczciwego polityka. Sławek odparł, że zachowanie się Piłsudskiego wobec każdego innego marszałka poza Bartlem, wynika z jego ogólnych planów co do parlamentu polskiego. Daszyński odpowiedział, że ani on, ani nikt z ludzi planów tych nie zna i że nie mogą one obowiązywać ludzi nie działających na każdy rozkaz z góry. W dwa dni potem zjawił się u Daszyńskiego Bartel, uściskał go, złożył gratulacje i oświadczył mu, że wybawił go z ciężkiego położenia. Tegoż dnia był Daszyński u Piłsudskiego, ten go rewizytował. Takich wizyt oficjalnych u Piłsudskiego było jeszcze kilka i chwilowo zdawało się że stosunki się ułożyły. W jednej z rozmów Piłsudski oświadczył nawet Daszyńskiemu, że jeden Daszyński w przeciwieństwie do innych go rozumie. W innej rozmowie zapowiedział: „Ja tam coś wam niemiłego napiszę“. Na to Daszyński odparł: „Cóż jeszcze może p. marszałek więcej Polakom powiedzieć po Kaliszu, gdzie są nazwani „narodem idjotów“? „A ja wam jednak coś napiszę!“ oświadczył Piłsudski.
Zapowiedź została zrealizowana. Dnia 1 lipca 1928 r. po zamknięciu sesji sejmowej ukazał się w prasie rządowej wywiad z Piłsudskim, w którym w nadzwyczajnie ostrych słowach zaatakował wszystkie dotychczasowe sejmy i rzucił zapowiedź ewentualnego oktrojowania praw.
Daszyński, jako reprezentant sejmu czuł się zobowiązanym do dania odpowiedzi. Ogłosił w prasie sprawozdanie z dopiero co ukończonej sesji. W dalszym ciągu w kilku jasnych rysach skreślił położenie sejmu. Sejm ma większość opozycyjną, ale nie pozwalają mu stworzyć rządu. Daszyński wskazał, że w tej sytuacji są trzy wyjścia: rozwiązanie sejmu i rozpisanie nowych wyborów, stworzenie większości przez porozumienie stronnictw, i zamach stanu. Tymczasem, stwierdził, „w praktyce wytworzyła się jeszcze jedna oryginalna metoda, którąbym nazwał metodą nie wyciągania konsekwencyj“. „Parlament niemy jest nonsensem“, ciągnął dalej, winien on być „miejscem wolnego słowa“. W związku z rzuconą groźbą oktrojowania praw Daszyński rzucił ostrzeżenie: „Gwałtowne zamachy na konstytucję i na parlament mogą państwo doprowadzić do ciężkich przesileń“.
Jesienna sesja 1928—1928 r. przeszła znowu stosunkowo spokojnie. Daszyński kilkakrotnie musiał z trybuny marszałkowskiej interwenjować. Na początku sesji zaszedł fakt wyzwania z powodów politycznych posła socjalistycznego przez prezesa klubu rządowego na pojedynek. Poseł ów wyzwania nie przyjął, a Daszyński, pozostając wierny zasadzie, którą stosował przez całe swe życie, oświadczył publicznie, że „pojedynek jest prawem zakazany, przez religję jako mord potępiony, przez opinję publiczną w olbrzymiej większości społeczeństwa nieuznany jako właściwy środek załatwiania sporów i różnic, zwłaszcza sporów i różnic politycznych“. W kilka tygodni później Piłsudski przemawiał w komisji budżetowej Senatu. Rzucił tam oskarżenie, że dawne budżety były „wesołe“ i że zna wypadki wydawania pieniędzy z budżetu wojskowego na libacje z dziewczynkami z publicznych domów, urządzane przez ministrów dla posłów. Słowa te wywołały zrozumiałe wzburzenie. Daszyński oświadczył wtenczas w Sejmie, że oczekuje, że zarzutom tym zostanie nadany odpowiedni bieg, że Piłsudski tych złodziei, których wszak ma prawo aresztować, pociągnie do odpowiedzialności i że winowajcy nie unikną zasłużonej kary. Tak jednak się nie stało i żadne konkretne fakty nie zostały ujawnione.
Sesja zakończyła się uchwaleniem budżetu na rok 1929 — 1930 i równocześnie oskarżeniem ministra skarbu Czechowicza przed Trybunałem Stanu za nielegalne przekroczenia budżetowe, sięgające w setki miljonów złotych. Zaraz po zamknięciu sesji Piłsudski ogłosił wywiad p. t.: „Dno oka“, pełen najostrzejszych ataków na sejm i posłów. Daszyński, uważając się za stróża godności parlamentu, odpowiedział publicznie w postaci listu otwartego do ustępującego premjera Bartla: „Ma to być dzisiaj podstawą wychowania parlamentu polskiego: obelga, za którą ma przyjść kij, kopanie, bicie, bat świszczący na ulicach i t. d.“. „Pytam Pana, Panie Prezydencie, pyta Daszyński Bartla, czy uznajesz Pan tę metodę wychowawczą? Czy wychowałbyś już nie swego syna, ale np. swego psa podobnymi sposobami?“ Daszyński ujawnia dalej zakulisowe intrygi polityków obozu rządowego dla skłonienia opozycji do odrzucenia budżetu. „Pchano jednak ten sejm, mówi, aby za wszelką cenę odmówił państwu budżetu! Co miało być potem? Nie wiem!“ Wyjaśnia powody oskarżenia Czechowicza. „Niktby p. Czechowicza o nic nie oskarżał, gdyby pański rząd wniósł był do sejmu ustawę o kredytach dodatkowych za r. 1927 — 28. Pan tę ustawę mógł był przedłożyć sejmowi sto razy. I ustawy tej pan nie przedłożył! Dlaczego? Pan wie: dlaczego, i wszyscy wiedzą: dlaczego… Mogłeś pan unicestwić w samym zarodku nawet myśl o oskarżeniu, ale nie miałeś pan sił tego uczynić“. Wreszcie rozpatruje zarzuty pod adresem Sejmu. I on go nie idealizuje. „Ma on — pisze — jak wszystkie parlamenty — wiele złych, ale i wiele dobrych stron. Jest przedstawicielem narodu, który wzrastał w niewoli, w analfabetyźmie i w nędzy… Szlachetczyzna głęboka w duszach posiała butę i pychę, zbyt łatwo zmieniającą się w zewnętrzną uległość“. „Trzeba nim jednak rządzić sprawiedliwie, kończy, kopanie, bicie, lżenie codzienne, poniżanie i upokarzanie obywateli nie mogą być w Polsce ani nigdzie w Europie, metodą rządzenia“.
W kwietniu 1929 r. Daszyński wyjechał do Paryża na odsłonięcie pomnika Mickiewicza. Na przyjęciu w ambasadzie polskiej rozmawiał z prezydentem Doumergue. Gdy wrócił do Warszawy zastał sytuację polityczną niezmienioną. Powołany do władzy podówczas rząd Świtalskiego, uchodził za rząd silnej ręki wobec opozycji. Tymczasem wobec zaczynających się niepokojących zjawisk kryzysu gospodarczego rząd zachowywał zupełną bierność.
W obozie rządowym były jednak i pewne czynniki pacyfikacyjne. Pewnego dnia wpadł do Daszyńskiego marszałek senatu Szymański i ubolewając nad tem co się dzieje, wyraził pogląd, że jeden tylko Daszyński mógłby z Piłsudskim pomówić. Daszyński wyraził wątpliwość w możność dojścia takiej rozmowy do skutku. Jednak Szymański podjął się roli pośredniczącej. Istotnie dnia 24 czerwca 1929 r. rozmowa taka doszła do skutku w Belwederze. Daszyński przedstawił Piłsudskiemu położenie gospodarcze kraju, ogólną niedolę, ciasnotę gotówkową, zastój budowlany, niski poziom płac robotniczych, spadek cen produktów rolnych, i stwierdził, że walka rządu z sejmem potęguje zło. Przedstawił dwa wyjścia: albo stworzyć większość, albo rozwiązać sejm. Piłsudski nie wziął poważnie obaw gospodarczych Daszyńskiego. „Gdybym był naiwny, albo bardzo, bardzo nierozsądny, powie o tej rozmowie w kilka miesięcy później, tobym popaść mógł w wielką rozpacz z powodu zbliżającej się pełnej ruiny Polski i jej z tego powodu zguby“. Dalszy rozwój kryzysu przyznał jednak rację Daszyńskiemu. Piłsudski odrzucił wszelkie koncepcje zorganizowania współżycia z sejmem. „Sejmem pogardzam, oświadczył, żadnemu sejmowi od pierwszego poczynając nie dawałem pracować… Żądam dwóch rzeczy, po pierwsze, aby posłowie nie byli bezkarni. Nie można żyć, kiedy w kraju jest kilkuset ludzi bezkarnych. Po drugie, aby szereg spraw usunięto z pod rozstrzygnięć Sejmu… Trzeba wiele spraw oddać Prezydentowi, a odebrać Sejmowi… Zmiana Konstytucji i tak się dokona. Projekt konstytucji B. B. zaostrzałem, lecz wyszedł w łagodniejszej formie…“ Daszyński zauważył na to, że zmiana konstytucji wymaga czasu i argumentów, a nie kija… Piłsudski odparł: „A właśnie że kija!“
Rozmowa ta wykazała zupełną nierealność wszelkich koncepcyj porozumiewawczych, stwierdziła ponad wszelką wątpliwość do czego zdąża system rządowy. Sejmowi pozostała tylko walka, a Daszyński jako marszałek tego sejmu rozumiał dobrze, jakie ciążą na nim w tej walce obowiązki. Musiał wytrwać na posterunku do samego końca.
W procesie Czechowicza wystąpił jako świadek i stanął w obronie pogwałconych praw parlamentu.
Zajęcia marszałkowskie nie wstrzymują Daszyńskiego od dalszej pracy publicystycznej. Daszyński w wolnych chwilach pracuje nad wydaniem kilku nowych prac. Pisze studjum o zagadnieniu reformy konstytucji, pisze uzupełniającą broszurę o Piłsudskim, która ma poddać rewizji sądy wypowiedziane w poprzedniej broszurze, w związku z nowymi faktami, które nastąpiły, pracuje wreszcie nad trzecim tomem pamiętników. Późniejsza choroba przerwała te prace przed ich wykończeniem.
Jesienna sesja 1929 r. zapowiadała się zatem burzliwie. Wstępem do niej było odrzucenie przez opozycję propozycji rządu odbycia w sprawach budżetowych konferencji poza sejmem. Piłsudski zareagował na to ostrym artykułem p. t. „Gasnącemu światu“. Daszyński znów odpowiedział artykułem p. t. „Niewczesne żale“. Wyjaśnia, że stronnictwom sejmowym nie szło o kanapową kwestję, gdzie odbędą się narady. „Kwestja kanapowa polega na tem, wyjaśnił, że po 6 miesięcznych wakacjach posłowie pragnęli nie narad w Prezydjum Rady Ministrów, lecz zwołania sejmu“. „Rozumiem, pisze dalej, rozgoryczenie z tego powodu p. premjera Świtalskiego. Wszak był to po 6 miesiącach pracy i urlopu wypoczynkowego — pierwszy krok przezeń uczyniony w kierunku Sejmu“. Nie rozumie natomiast rozgoryczenia Piłsudskiego. Czyż po tylu obelgach, które miotał na posłów, może się jeszcze dziwić, że posłowie nie zechcieli przyjść na konferencję, na której on miał przemawiać.
Tymczasem szybko zbliżał się punkt kulminacyjny w walce między Piłsudskim a sejmem. Daszyńskiego oczekiwała największa próba. Dnia 31 października 1929 r. miało się odbyć otwarcie sesji sejmowej. Na posiedzenie to miał przybyć Piłsudski osobiście i przemówić. Że nie mogło tu chodzić o zwyczajne przemówienie można było łatwo się domyślić. Należało oczekiwać poważnych wydarzeń.
Rozpoczęcie posiedzenia poprzedziło też szereg niezwykłych wypadków. Gdy Daszyński wchodził do sejmu zauważył oficerów, użerających się z strażą marszałkowską. Daszyński zwrócił na to uwagę jednemu z posłów rządowych. Ten odparł: „Dziś mają być wogóle rzeczy dziwne“. Istotnie w chwilę potem, gdy Daszyński wszedł do swego biura, doniesiono mu, że do przedsionka sejmowego wdarło się siłą 120 oficerów. Wkrótce potem otrzymał nową wiadomość, że w pobliskim szpitalu wojskowym znajduje się drugi oddział oficerów. Oficerowie zebrani w sejmie stanowczo odmówili opuszczenia przedsionka. Daszyński wobec tego wysłał list do Prezydenta, zawiadamiając go, że pod szablami i rewolwerami oficerów posiedzenia nie otworzy. W parę minut potem zjawił się w jego gabinecie Piłsudski w towarzystwie dwóch oficerów. „Chcę pana spytać, po co robi pan te hece? — zapytał w podrażnionym tonie. — Czy ja mam długo czekać na otwarcie sejmu? Czemu pan nie otwiera sejmu? Co znaczą te hece?“ Daszyński zachował zupełny spokój. „Czy to, że są panowie oficerowie w sejmie? — zapytał. Piłsudski wyjaśnił, że idzie mu o otwarcie posiedzenia sejmu. Daszyński oświadczył stanowczo: „Pod bagnetami, karabinami i szablami izby ustawodawczej nie otworzę“. W dalszej rozmowie Piłsudski uniósł się, uderzył pięścią w stół i wykrzyknął, że Daszyński mówi „głupstwa“. Daszyński zwrócił mu wtedy uwagę, że jest gościem i że on go obrażać nie może. „Ja jestem tu oficjalnie“ — odparł Piłsudski. „Ja także tu oficjalnie jestem“ — stwierdził Daszyński. Na powtórne zapytanie Daszyński powtórzył: „Pod bagnetami, rewolwerami i szablami nie otworzę“. „To pańskie ostatnie słowo? — zapytał Piłsudski dwukrotnie i dwukrotnie Daszyński — odparł: „Tak jest“. Piłsudski opuścił gabinet, rzucając jakieś obelżywe słowo. Tymczasem nadeszła odpowiedź Prezydenta odraczająca otwarcie posiedzenia. Nie ulega wątpliwości, że Daszyński wówczas uratował Sejm od wydarzeń o nieobliczalnych skutkach.
W dwa dni potem był Daszyński u Prezydenta, po otrzymaniu zapewnienia, że Piłsudski w rozmowie udziału nie weźmie. W czasie dwugodzinnej rozmowy domagał się, albo rozwiązania sejmu, albo też odwołania rządu. „Niemożliwem jest, napisał nazajutrz do Mościckiego, utrzymanie sejmu i poniewieranie nim do ostatnich granic. Godność nietylko posłów, ale całego narodu, widowiska podobnego nie zniesie“. „Na obelgi, dodał, odpowiadam spokojną pogardą“.
W ten sposób skończył się ten incydent, w którym Daszyński okazał stanowczość, zimną krew i pełne poczucie godności. Z tego najtrudniejszego momentu swego życia wyszedł całkowicie obronną ręką.
Ostatecznie rząd chwilowo cofnął się od rozgrywki z sejmem. Rząd Świtalskiego został obalony, przyszedł rząd Bartla, który dostał od sejmu budżet i sesja sejmowa przeszła znów względnie spokojnie. Tylko przy końcu sesji klub rządowy rozpoczął obstrukcję i groził nie dopuszczeniem do odbycia ostatniego posiedzenia, gdyż obawiał się, że sejm poweźmie uchwałę w sprawie przekroczenia kredytów. Gdy jednak obawa ta okazała się płonną, posiedzenie odbyło się spokojnie. Było to ostatnie posiedzenie, na którem danem było Daszyńskiemu przewodniczyć, jako marszałkowi.
Powołano do władzy rząd Sławka. Sejm utrzymano jeszcze przez kilka miesięcy przy życiu, ale nie pozwolono mu się zebrać. Gdy posłowie zgłosili konstytucyjne żądanie zwołania sesji nadzwyczajnej, sesja ta została odroczona przed zebraniem się i zamknięta natychmiast po upłynięciu terminu odroczenia. Nie bez wpływu na takie postępowanie musiał być fakt, że Daszyński na porządku dziennym owego posiedzenia, które się nie mogło odbyć, umieścił drażliwą sprawę kredytów dodatkowych.
W czasie owego okresu prasa rządowa ostro atakowała sejm i osobiście marszałka. Daszyński zareagował na to w czerwcu 1930 r. artykułem zatytułowanym: „Słowo do waletów“. „Czy Pan kazał napisać, pisze o atakach na siebie, czy „walet“ prasowy z własnej pilności napadł? — nie wiem“. „Nie wiem, oświadcza, jak długo żyć mi wypadnie, ale dopóki będę żył, będę siekł z ramienia… oszustów i gwałcicieli wyborczych, karjerowiczów, pasorzytów, „waletów“, co się dobrali do pieniędzy państwowych, do władzy, do wpływów w służbie jednego człowieka, choćby ze szkodą, ze zubożeniem, z rozpaczą ogromnej większości pracującego ludu w Polsce“.
Opozycja straciła ostatecznie wiarę w możność rozprawienia się z systemem autokratycznych rządów na drodze parlamentarnej. Postanowiła odwołać się do społeczeństwa. Dnia 29 czerwca 1930 r. odbył się w Krakowie kongres manifestacyjny zwołany przez sześć stronnictw lewicy i centrum. Kongres ten, który skupił kilkadziesiąt tysięcy ludzi, był wyrazem stanowczego protestu przeciw metodom rządzenia w Polsce zaprowadzonym. Daszyński przysłał na ów kongres słowa solidarności z jego celami. Nazwał siebie „marszałkiem sejmu skazanego na przymusową bezczynność“.
W dwa miesiące potem nastąpiło rozwiązanie Sejmu i Senatu. Zaczął się okres nie mający sobie równego w dziejach parlamentaryzmu. Jeżeli w 1928 r. zapędzono w kozi róg Badeniego, to teraz pozostawiono 1928 r. daleko w tyle, przewyższono go kilkakrotnie.
Brześć, pacyfikacja, uwięzienie przeszło 80 b. posłów, masowe unieważnienie list kandydatów, presja administracyjna, ograniczenia wolności zgromadzeń, represje prasowe, masowe aresztowania, napady bojówek, rozbijanie stronnictw — to główne metody wówczas zastosowane.
Daszyński, który jako marszałek dalej urzędował w czasie akcji wyborczej, uważał za swój obowiązek stanowczo zaprotestować przeciw takim wyborom. Dnia 24 września 1930 r. wystosował list otwarty do Prezydenta Rzeczypospolitej. W liście tym przypomniał, że „władza i godność urzędu… Prezydenta tylko z konstytucji wyrasta i tylko na niej się opiera“ i ostrzegł, że „takiemi metodami długo rządzić nie można“. Stawia żądanie: „uczciwe, legalne bez oszustw i teroru wybory i natychmiastowy powrót do praworządności“. Daszyński uważał za swój obowiązek zwrócić uwagę na konsekwencje stosowania takich metod. „Wola narodu, stwierdził, która nie znajduje swego prawdziwego wyrazu w jego przedstawicielstwie, prędzej czy później musi utorować sobie drogę, choćby w sposób dla państwa niebezpieczny“. Było to wskazaniem nowych dróg, jakie epoka zwycięskiego faszyzmu stawiała przed klasą robotniczą.
Daszyński był czołowym kandydatem listy zblokowanej lewicy i centrum. Prowadził listę państwową i dwie listy okręgowe, w dawnym swym okręgu Kraków, Chrzanów, Oświęcim, Miechów, Olkusz i w okręgu Kraków miasto. Lista w wiejskim okręgu krakowskim została unieważniona. Mimoto na tę unieważnioną listę głosowało około 80 tysięcy ludzi. Daszyński został wybrany w okręgu miejskim krakowskim i z listy państwowej. Zatrzymał ten ostatni mandat i wszedł do sejmu, który dzięki tym metodom wyborczym miał większość rządową.
W otwierającym się nowym okresie walki nie mógł jednak wziąć czynnego udziału. Ciężka choroba zmusiła go do porzucenia na kilka lat swej pracy, która była przez całe życie jego żywiołem.
Ignacy Daszyński ma dziś za sobą przeszło pięćdziesiąt lat służby dla idei socjalistycznej. Jest to linja ideowa i życiowa prosta i logiczna, twarda i niezłomna. Niema żadnego rozdźwięku między młodością, wiekiem dojrzałym, a okresem szczytowym życia. Niema chwiejności i wahań. Pochód życiowy odbyty mocnym, zdecydowanym krokiem z wzrokiem wpatrzonym w jeden cel. Iluż na tej drodze się załamało, ilu odeszło, ilu się cofnęło od walki? Jedni stracili busolę, inni się zmęczyli, inni zasmakowali w korzyściach, których walka dać nie mogła. Daszyński, podobnie jak Limanowski, podobnie, jak garść najbardziej ideowych bojowników, idzie drogą prostą, bez zboczeń na manowce i bez cofania się. Podkładem takiego życia jest głęboka wiara w swą ideę i gruntowna wiedza polityczna. To nie jest konsekwencja zastoju myślowego i bezmyślności. To logika życiowa uparcie pracującej myśli, zawzięcie zdążającej do celu i nie cofającej się przed nieubłaganymi konsekwencjami, do których dochodzi.
Daszyński to mocny charakter, zdecydowana wola i temperament walki. Całe życie jego jest walką. Nigdy jej nie unikał, nigdy nie chciał od niej odpoczywać, wciąż jej szukał. Czy walczył z zacofaniem stańczyków, czy z nacjonalizmem narodowej demokracji, czy z zakusami dyktatury faszystowskiej, zawsze był takim samym. Z tą samą energją i siłą uderza w Badeniego, jak i w tych, którzy go dziś prześcignęli.
W polityce jest realistą. Ideologję i taktykę wgłębia w grunt realnych stosunków i możliwości. Chce walczyć, aby zwyciężyć, a nie dla przyjemności walki. Nigdy jednak nie przekroczy granic, na których kończy się realizm, a zaczyna się kompromis. Nigdy nie zatraca zasadniczego celu. Może wszystko uczynić, aby stworzyć dla walki lepsze warunki, aby uczynić ją skuteczniejszą i płodniejszą, nie zrobi jednak nic, aby uniknąć walki. Walka jest bowiem jego żywiołem. I sztandar jej wznosi zawsze wysoko.
Walka jego życia nie przeszła na próżne. Z walki z zaciekłem zacofaniem i tępym obskurantyzmem galicyjskim z epoki rządów stańczykowskich wyszedł zwycięzcą. W walce o powszechne głosowanie był tryumfatorem. Walka o wolność narodową przyniosła pełny sukces jego najśmielszym ideom. W walce z autokratyzmem i zakusami dyktatorskiemi odniósł pełne zwycięstwo moralne.
Walka o Polskę socjalistyczną toczy się jeszcze.
Daszyński rozpoczął swe życie polityczne w skrajnej nędzy, większość życia spędził w niedostatku i nigdy nie dorobił się niczego, nigdy do tego nie dążył. Gdy rzucano mu śmieszne docinki o gruszkach dziesięciokoronowych, o kamienicach i majątkach ziemskich, które rzekomo posiada, o kurach, które zjada w pierwszorzędnych restauracjach, odpowiadał w tonie żartobliwym, proponując np. odstąpienie prawa własności, tym, którzy wskażą mu te posiadłości. Po kilkudziesięciu latach pracy politycznej, gdy przyszło ratować swe zdrowie, znalazł się w najcięższem położeniu, omal tak, jak kiedyś na początku.
Daszyński nigdy nie dążył do wysokich stanowisk. Z gabinetu ministerjalnego uciekał, jak tylko mógł najprędzej, na trybunę poselską. Stanowiska te piastował zawsze krótko i zawsze w ciężkich i trudnych momentach, kiedy ciężar odpowiedzialności przewyższał stokrotnie rozkosze władzy. Najwyższe jego stanowisko, marszałkowstwo sejmu, było jednym ciągiem wyczerpującej walki o prawa i godność parlamentu.
Niepoślednia jest rola, którą odegrał Daszyński w dziejach polskiego socjalizmu. Przez czterdzieści z górą lat był jego wodzem. On pchnął go na tory nowoczesnego ruchu politycznego, stworzył z niego twórczą potęgę w życiu Polski, ugruntował jego idee i zakreślał mu drogi. Jego życie to historja partji. Historja partji, to historja jego życia. Specjalną kartę stanowi jego rola w dziejach ruchu oświatowego klasy robotniczej. Jako twórca T. U. R, dał robotnikowi polskiemu potężny oręż w jego walce wyzwoleńczej, stał się jego nauczycielem i wychowawcą.
Daszyński, to jedna z czołowych postaci w historji Polski nowoczesnej. Nazwisko jego jest wpisane na tej karcie, gdzie znajduje się słowo: wyzwolenie.
Wyzwolenie narodowe i wyzwolenie społeczne.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Adam Próchnik.