Poszli i na kościele ostawili dymu
powłoczną chmarę; — oplotła kolumny.
Pieśniarze, co śpiewali pieśni Rzymu,
pokłony bijąc u ołtarza-trumny.
Wonne obłoki rozpletły się w mroku,
pajęczą chustą wiążąc w sieć filary.
Przychodzą tutaj na ten dzień Ofiary
raz tylko jeden do roku.
Przychodzą jeden raz tylko do roku,
Ofiarę pełniąc świętą, tajemnicę,
i płoną wszystkie na menzach gromnice.
Czytane są Słowa wyroku.
Jako rzeczono przed tysiącem laty,
tej nocy ma się duch przetworzyć;
przybyć ma Ten, co zbawiać wyrzekł światy
i powstać z martwych i ożyć.
Poszli, — i dymu snują się obręcze
i mrok coraz gęsty pada
i ciemność padła na głazów przełęcze,
aż pełna noc już włada.
Cichość się stała i weszło milczenie
i objęło owe mroki i cienie.
I stał się moment wielki czaru,
gdy zadrgały młoty zegaru
i północ ozwała się z wieży.
Wtedy ci, co w srebrnej odzieży,
na rąk wzniesionych podporze,
dźwigali straszydło-boże,
trumnę, — jarzmo z bark zdjęli
i unieśli nieco i dżwignęli
i umocnili samą na ołtarzu.
Słychać było: — opadł ciężar święty,
umocnion menzą kamienną
a oni się chwycili rączęty,
by odgonić precz larwę trumienną.
Ocknęli się ze snu i patrzą:
ciemno. —
Wtedy jeden młody śrebrzysty
ucałował stułę, którą związan,
podjął ręką strój szerokofałdzisty
i zestąpił.
SCENA 1.
ANIOŁ 1
Czyli sam jestem? O gdzież to bracia moi?
Ugięły się i drgają kamienie u mych stóp.
Cyt. Czyjeś łzy? Ktoś płacze. — Tam ktoś stoi?
O ręce! — Kędy stąpię grób.
Cyt! — Bracie, czy to ty? — To ty!
ANIOŁ 2
(wszedł)
O! Jakże ręce, ręce bolą,
dźwigać we wiecznej męce
trumnisko straszne. Dolo!!
ANIOŁ 1
O ręce, ach, jak bolą.
Ach, a, swobodo!
Siłę poznaję młodą.
Siła we mnie wstępuje.
Ach, a, ramiona! — —
Trumna?
Widziałeś Go w ciernistej koronie,
jak głowę pochylił,
głowę w lokach czarnych, gdzie zasłona.
ANIOŁ 2
Nie śmiem tam pójść, — On kona.
Straszliwe Jego westchnienia
i krew ciecze z rąk i stóp i twarzy
na ołtarz, — gdzie zwisło strzemię.
ANIOŁ 3
Kiedyż się Jego męka skończy?
Jak piersią smutnie dyszy...
Czy On słyszy, — jak my mówimy,
czy On swoje tylko jęki słyszy?
ANIOŁ 4
Czujesz? — — jeszcze kadzideł dymy
ostały woniącą mgłą,
i snują się, jak pajęcza sieć — ?
Ach, świece! Sądziłem, że zaduszą.
Płonąłem w tym ogniu łuny,
słabnący pod ciężarem truny;
w twarz mi świecono.
Ha! Gdyby byli z duszą! — —
O słysz, — — znów Ten z koroną
jęczy. — — Te mgły ku Niemu
idą...
ANIOŁ 2
Nie chodźmy.
ANIOŁ 4
Czemu?
ANIOŁ 3
Nie, nie, nie mogę.
Pierś Jego czarna, sina,
twarz czarna, posiniała
i krew!, o we krwi cała.
Za czarną tą zasłoną
okrutnie dyszący, — — Nie!
Na śmierć Jego patrzeć co dnia.
O ta nad zbrodnie zbrodnia,
co dnia tu męką święcona!
Nie pójdę!! — On tam kona,
z koroną, mrze z koroną! —
Czujesz już w rękach moc — — ?
Że w srebro ciała płynie krew — ?
ANIOŁ 2
Czuję, jak płynie — —
ANIOŁ 1
Mam wolę; — rosnę jako lew.
ANIOŁ 3
Wskrzeszę ducha w godzinie.
Krew płynie. — Siła, — siła!
ANIOŁ 4
Noc przyszła, — wyzwoliła.
Jestem jako spiż i żywy;
na lot, przez jednę noc
szczęśliwy.
ANIOŁ 1
Zbyliśmy jarzma, bracie,
ach, o swobodo, — — —
Wiecie, co czynić macie!? Wyciągają wedłuż ramion skrzydła, których pióra dźwięczą i szeleszczą; w mchach rosną brzęczące straszydła a pióra głaszczą i pieszczą. Co ku sobie oczy jasne zwrócą, jako gwiazdy mają te oczy, to ku dawnym ruchom zwolna wrócą, w skrzydeł kryjąc się dźwięcznej otoczy. I znów naraz ku sobie stąpili, strzęśli włosów uloczone grzywy, znów się jeden przed drugim pochyli.
Złomy pomruk wydały straszliwy.
Przystanęli. — Słuchają. — Już idą,
kędy, skryty za złomów filarem,
grób przygasłej Ankwicza pamięci:
Amor ze zgaszonym ogarem
u stóp słupa, — w sen głazu ujęci. —
Przystanęli. — I rąk wzniesień czarem
napierśnic zatrzęśli egidą.
Kamień naraz oto stał się żywy.
SCENA 2.
NIEWIASTA Z POMNIKA ANKWICZA
O strato!
O strzaskana kolumno!
O trumno,
czyliżeś wszystko szczęście skryła?
O lato!
O skoszone zboże;
któż to cię wiąże w snopy
i rzuca snopy na wicher?
Skąd ten wicher dmie — co porywa?
O burzo — zawiejo straszliwa,
zabijasz; Na śmiertelne łoże
rzuciłaś pełń młodzieńczych lat!
O śmierci, — gdzieżeśkolwiek przeszła,
pustość ostawiasz chat.
O łzy wy moje — ukropy.
O żalu, żalu,...
Pójdzie, kto słucha!
Kto słucha, pójdzie za mną!
We świt, w blaski, het w łuny.
My jesteśmy zwiastuny.
PANI
Czyli słowa twe nie złudą kłamną?
Czyli słowa twe prawdą?
ANIOŁ 3
Są siłą!
Słowa moje niezłomne.
Śpiż i krew moje ciało;
na tę noc żywe wstało,
jako ty wstałaś żywa.
Zapomnij, — bądź szczęśliwa.
Zapomnij!!
PANI
Ja szczęśliwa?!! —
Gdzie lutnia moja, co śpiewa?
ANIOŁ 3
Nie trzeba lutni już.
Gdy chcesz, — echo wyśpiewa,
co chcesz. Tylko się wsłuchaj.
Słyszysz, tam, ptak trzepoce.
Słyszysz, — łopocą drzewa
we wichrze tam od pola — ?
Czyste. — Spojrzyj mi w oczy.
Patrzaj po moim stroju,
poznaj, lilje przejrzyste.
ANIOŁ 4
Daj rękę.
ANIOŁ 1
Idź w pokoju!
SCENA 6.
ANIOŁ 1
Jakoż się wyrzec tej miłości?
Uciekłem z objęć krasnolicy.
Przysiągłem. — Jak dochować śluby,
gdy żądza ciągnie do zguby — ?
Kocham, — uciekłem, — kocham, żądam,
daremno ogień w piersi tłumię;
żądam a żądzy nierozumię
i ze wstydem po niej poglądam.
Idzie. —
Och, zbyłem z głowy lęku;
tak nuży, kosę dzierżyć w ręku,
wieczyście, wiecznie w dłoni, —
a krew bije do skroni.
Ach, — spokój w myśl wstępuje.
Ach lubość, lubość czuję.
Jeszczem rzeźki, — pogonię!
Pogonię, jeszczem jary;
zmogę starość, — żem stary.
Krew do ciała napływa,
żyw jestem, — krew porywa!
Słysz! — siądziemy na konie
i pogonim lotami na błonie
ku górom, — ponad rzeki.
ANIOŁ 4
Przed świtem trza tu być.
TEMPUS
Czas jest i świt daleki.
Noc jasna, jasna noc.
Polecim het, — het — w lot.
uściskiem weżweź siostrzanym.
Bądź ty duchem kochanym,
z którym ja noc tę żyję!
Cóż tobie trudy cudze?
I cóż tobie łzy czyje?
Cóż tobie, ta co była, męka?
Próżno się dusza nęka.
Nie siostro, nie myśl o tem.
Ja sama, zadumana
byłam nademną i nad tobą:
i myślę: pocóż my żałobą
kajamy się, zadumą — ?
Pójdź siostro, kumo,
rzuć księgę, księgę rzuć;
zobaczysz, — co będziem same czuć
za siebie, przez się, — żywe,
nie pamiętne, szczęśliwe! —
KLIO
Mogęż ja być szczęśliwą?
PANNA
Będziesz, tę jedną noc.
Rzuć księgę, zyskasz moc,
moc świętą zapomnienia.
KLIO
Siostro, jesteś z kamienia.
PANNA
Krew płynie, będę żywa!!
Ty ze mną chodź — w świątynię;
jako druchny, boginie
Obłok się nad widownią
unosi, — oczy mgleją,
znikają myśli z oczu
Światło w źrenic przeźroczu!
Oczy mam nieprzytomne.
Zapominam —
PANNA
Nie pomnę.
(chwilę milczą) (patrzące ku kaplicy na grobowiec Sołtyka)
KLIO
A ona?
PANNA
Ani drgnęła.
Wieko oburącz dzierży, skrzydlata,
odwrócona od nas i od świata;
w świat inny patrzy: w oczy orła,
z tych oczu orlich oczyma
czyta i orła duchem trzyma
w zaklętym ruchu.
Powietrza świeży wiew,
gdy wionie na grobowce,
na trupy, czyli własną?wstaną?
KLIO
Nie powstają umarli.
Gdy ginie jedno życie,
już drugie nowe zakwita;
upada, ziarna sieje;
tak z życiem ich się dzieje.
Umarli, — nie powstaną.
Ciała się skruszą w prochy.
Pełne tych ciał te lochy.
Dziś z ciał tych mnogich pył,
żadnych już nie ma sił,
by wstał i znowu był.
Rajem powrót do kraju.
gdy na wyższe się duchy przetworzą.
Inne wśród żywych idą
odrodzone, ród mnożą,
skazane w powrót służby
i te są, jako drużby,
które naród prowadzą człowieczy.
Dusza taka się leczy.
To miłość nami władna.
Pocałuj. — Ujmij ramieniem.
Krew we mnie jest; — pragnieniem
przejęta, — k’tobie się garnę.
Kochaj, — a wszystko inne marne.
Kochaj.
WŁODZIMIERZ
Muszę zapomnieć.
PANNA
Zapominaj.
WŁODZIMIERZ
Kochanko!
Cyt, — muszę oprzytomnieć.
PANNA
Miecz ten złóż pod pancerzem.
WŁODZIMIERZ
Miecza pozbyć?
PANNA
W kochaniu,
my ślub miłośny bierzem.
Czy mnie żądasz?
Pod skejskim donżonem, na blankach, na murach
pancerni przysiedli stróżowie;
łby wsparli na szpadach, na srogich kosturach,
na czatach na zamku w Krakowie.
Śpią króle i dziewy i córy królewny,
posnęli wojewodowie;
wąsate swój odzew wołają wyśpiewny,
na czatach na zamku w Krakowie.
Noc w mieście głęboka; Skamander połyska,
wiślaną świetląc się falą
a stróże wąsale ściskają mieczyska
i hasłem zawodnem się żalą.
To pojrzą ku stołpom, to patrzą do dwora,
czy nuta dobiegnie wołania!wołana?
czekają wielkiego witezia Hektora,
czekają swojego hetmana.
SCENA 1.
STRAŻNIK 1
Czuwajcie.
STRAŻNIK 2
Czuwajcie.
GŁOS
Hola.
PAŹ
Echo płynie od pola,
od Skamandru echo przybiega
i ginie w murach miasta.
Pozazdrościł Pelidzie kobiety
i mówią, że ją odbierze.
STRAŻNIK 2
Cóż Achill?
PAŹ
Achill, jak zwierze,
Rzekł, że nie będzie się bił.
STRAŻNIK 1
To królewski najstarszy zły?
PAŹ
Zły. Kpił.
STRAŻNIK 2
Cyt. — Panicz idzie ze swoją.
STRAŻNIK 1
Tfy!
Ci ino wiecznie broją.
Dwa pieścidła.
PAŹ
Myślisz, że zbrzydła?
Ona jeszcze ponęty większe
przybrała; gesty i słowa miększe
i calutka go oczarowała;
i taka jest, co każdego zwycięża
i budzi w nim chuć męża.
Patrzcie....
Chciałbym mieć tę gładką kobietę.
Co mi tam lice.
Zazdrośne mi się zdają te błyskawice
Hektora, — jak on to tak ogromnie szeroko
broni naszego dwora
i wie, że nie ujdzie zgonu...
O ty jedyna moja chlubo,
o ty jedyna obrono,
rozstać chciałbyś się z żoną
kochającą i odbiedz dziatek
i nas u kresu latek
ostawić samych? — Zgubo!
Iljonu zguba twoja myśl!
HEKTOR
Moja wola!
Walczyć!
PRIAMUS
Za nas? Za miasto?
HEKTOR
A czemże wy jesteście?
Ten podły gach z niewiastą,
co się stroi w robrony
fircynela, — wam miły; —
to ja mam moje siły
dla was ważyć?
Ze swoją przeszli pono
tędy i tamtą stroną
wrócą. — Żegnajcie.
(poszedł ku pałacowi).
SCENA 4.
PRIAMUS
O jak pięknie nucą
zegary wież od miasta,
Hej, posłuchaj niewiasta.
Lubisz słuchać tych godzin.
Ocknij się.
HEKUBA
Spominam dzień urodzin
naszego pierworodnego, —
jak go wzięłam raz pierwszy na ręce
a dzisiaj on rycerzem!
PRIAMUS
W męce,
we wiecznej męce ducha.
Jakowejś władzy górnej słucha
i ognie ma w sobie i żądze
i serce zamknął na wrzeciądze,
do których się nikt nie dobierze.
Gwiazdy świecą nad ziemią.
My świecim drugie gwiazdy.
PARYS
Czas przystanął.
HELENA
Noc cicha.
PARYS
Słyszysz? — Starzec oddycha.
Starcem być się nie zgodzę.
Chcę mrzeć młody.
HELENA
Ja chcę moją zachować urodę.
PARYS
Ujmij, jeszcześ urodna.
HELENA
Ja twych uścisków głodna;
dla nich rzuciłam Spartę
okryłam dom żałobą;
żądze te nieprzeparte
porwały mnie ku tobie;
wiem że nieprawość czynię,
wiem że źle, że źle robię;
ale kocham, — pożądam
A ona to się jeszcze rumieni,
w swem oddaniu rumieńsza niż róże,
których wieniec nosi u skroni.
PRIAMUS
No a czy wy wiecie, że wasza głupota to jest nasze nieszczęście?
PARYS
A czy to nie jest właśnie wasza cnota,
że my możem być głupi dowoli
pod osłoną waszego majestatu woli
i majestatu siły.
HEKUBA
I ja tak myślę.
PARYS
Tacy, co na roli
pracują, są, — są i wojenni
są w rzemiośle, we wszelkiem najemnicy dzienni.
Wszystkich masz ojcze, wszelakich,
byś wzrok cieszył, — stać cię i na takich,
jak my: — zupełnie boskich,
spokojnych i beztroskich.
HEKUBA
I ja tak myślę.
PARYS
Gdybym walczył, to mógłby mnie kto zranić,
mimo mojej biegłości, ot przypadek.
Niech więc Hektor, gdy zechce mnie ganić,
pamięta, — żem zrównoważony więcej, niż on. — [88]
HELENA
Chodźmy już.
PRIAMUS
Idźcie już dzieci.
HEKUBA
Niech was strzegą Bogi, pieścidła moje.
PARYS
(do Heleny)
Czy pójdziesz na pokoje?
HELENA
Nie, wprost do łóżka.
PARYS
Myślę to samo.
HELENA
Pa — a!
PARYS
Pa -- a mamo!
PRIAMUS
Ostań zdrów.
HELENA
Służka.
SCENA 5.
PRIAMUS
Ty, która żyjesz wspomnieniami, powiedz mi, jakże ci się lepiej wydaję; czyli ten, co jestem dziś, czyli ten, jaki byłem ongi?
Wiek zmiany swoje przynosi a te drudzy widzą wyraźniej; więc i ty widzieć możesz.
HEKUBA
Nie dbam nic na to, co widzę.
PRIAMUS
Patrzysz ino w przeszłość; ja ino ku temu patrzę, co przyjdzie, im dalej, im dalsze, tem mnie milsze i duszy mojej. I jakoż zbliżymy się k’sobie, we dwie rozbieżne myślą idąc strony?
HEKUBA
Podaj mi rękę.
PRIAMUS
Był to most ku naszemu zrozumieniu wzajemnemu.
HEKUBA
Cieszą cię dzieci moje?
PRIAMUS
Nie, — to już minęło.
HEKUBA
Radują cię dzieci dzieci moich?
PRIAMUS
Nie, — to już minęło.
Świat ich się zamknął,
mój stoi otworem.
Ja widzę dalej, het po za ich żywot,
który się zdaje krótki.
Tej nocy żyjem, ocknieni, marzący
i wieczność ciągnie nas oboje;
ciebie ku wiekom, co były, —
mnie ku wiekom, wiekom, które będą.
A oni, ci żyjący
oni swoje moce i siły
tej jednej zużyją nocy
i w naszych oczach poginą.
HEKUBA
Rzekłeś. — Czas znaczy się godziną.
Na wieży, — słyszysz — — — biją.
(Biją zegary wież z różnych epok) (na dalekich kościołach Krakowa:)
(I. Od strony Wisły:)
Dzwoń dzwoneczku dzwoń
srebrem w srebrny głos,
niesiesz się nad toń
nad wiślany wrzos.
Graj dzwoneczku graj.
Fiołeczku woń,
niesiesz się nad toń,
we wiślany maj.
Toń dzwoneczku toń
we wiślaną toń;
fijołeczku woń.
Idzie maj nad błoń.
(II. Z wieży zegarowej; Kowale:)
Czas już czas:
Młotem bijem cztery razy
metalowy dzban.
Tęcze Ciebie owiją
zanim zapłoną jutrznie.
Ty weźmiesz w piersi włócznie.
(Od wieży niższej maryjackiej; dzwon:)
Maryjo!
(Od wieży wyższej maryjackiej:)
CHÓR
Biała czysta lilijo,
o przenajświętsza Panno,
zaświeć gwiazdę poranną.
(Od wieży niższej maryjackiej; dzwon:)
Maryjo!
(IV. Z wieży wyższej maryjackiej, hejnał:)
Hej aż po skłon
nad kwietną ruń, na pole
skrzydlaty leć sokole,
skrzydła zatocz w półkole,
nad śpiące bramy polatuj.
Pani z gwiazdą na czole,
w błękitów drogiem odzieniu,
na złocistym wieży pierścieniu,
na złocistej u wieży koronie
przystanęła gdzie grają.
Chorągwie na przestrzeni
iskrzą łuną promieni.
Pani tuli gołębie przy łonie;
Anioły ma w orszaku.
Hej polatuj, złocisty ptaku,
hej polatuj, za tobą śpiewają.
Hej ponad las,
na pole, błonie, na błoń,
na kwietną, kwiecistą darń
ptaku przemocny fruń
na strojną ruń
i wołaj zagrodnikowi
i wołaj zagrodnice
niech sierpy ostrzą na świt.
Pani cała w promieniach
nastąpiła na rogi-księżyce.
Żegnaj mi mężu i kochanku,
olbrzymie w złocie dźwięcznych zbrój.
Powrócisz mi ty o poranku?
HEKTOR
Iść muszę, kędy sztandar mój,
kędy proporzec załopoce;
przeznaczeń wicher go podrywa;
tam wiem, że Bóg Hektora wzywa,
bym szedł i walcząc przetrwał noce.
Żegnaj kochanko, żono miła.
Wiem, jaka moja moc i siła
wiem, jaka wola, ostań doma.
ANDROMAKA
Godzina żadna niewiadoma.
HEKTOR
Wracałem zawdy, jutro wrócę
o szarym, bladym pierwszym świcie,
ciało na pastwę sępom rzucę,
na pastwę krukom moje życie
a duchem k’tobie lgnę jedyna.
Pozostań — ty, — wychowaj syna.
Synu, żalę się twojej stałości,
już zdala oszczepy mi widne,
i ramiona co łamią twe kości
i wydzierców bezprawia ohydne.
HEKTOR
Widzieć, ojcze, ten tasak, co siecze,
co ku mojej chyli się zbroi.
Ostań, patrzaj, żałosny człowiecze,
jak za ciebie męże giną twoi.
Za ojczyznę, za dworzec i żonę,
za me dzieci i bratów i syny.
Bądźcie zdrowe miłoście stracone,
wstańcie w oczach waszych moje czyny.
Bądźcie zdrowi za murów ostoją,
bądźcie zdrowi ukryci w komnatach.
Wasz ja rycerz ostałem przed Troją
waszym bogiem powrócę po latach.
PRIAMUS
Bywaj zdrowy mój synu przemiły,
w tobie całą pokładam nadzieję,
wszystkie losy złożyłem w twe siły,
wielkie serce w twej piersi goreje.
HEKTOR
Ojcze, głos twój, idący z wysoka,
siły mi tęgie odbiera.
Ojcze, patrzaj, oto noc głęboka.
Ojcze, patrzaj, jak Hektor umiera.
O urodziwa płaczko,
dziewo Apollinowa,
urągliwa biadaczko,
szczęśliwa, nieszczęśliwa.
Padnij przy mem kolenie,
utul się przy mem łonie,
o mym szepnij mi zgonie,
co rzekło przeznaczenie?
KASSANDRA
Apollo, matko moja,
mateńko moja stara,
pytać mi jego wara;
patrz, jeszcze stoi Troja,
jeszcze mocne jej mury,
jeszcze męże we zbroi,
jeszcze tańczą twe córy,
przez dwadzieścia pokoi.
Jeszcze grają lutnisty,
jeszcze gędzą harfiarze,
jeszcze płoną ołtarze,
a dym się wije czysty.
HEKUBA
Córko, masz mi powiadać,
o mym stosie, o doli;
skoro będę w niewoli,
nademną będziesz biadać.
KASSANDRA
Matko, budzisz mię w słowie,
w niewoli byłam w wieży
w tej starganej odzieży,
gdzie mnie więżą królowie.
Królów złamię niewolę,
pęta moje rozkuję,
matko, ogień mam w czole,
Apollina moc czuję.
Hej, Apollu, grot pali,
grot w mej piersi wrażony,
krucy będą krakali
ponad zamek zburzony.
(wstała)
Nie będzie już dla was dnia,
ani słońca, ni zorzy;
ni tej zorzy rumiennej promieniem,
ni tego słońca z ramieniem
złotem.
(do Andromaki)
Nie wyglądaj męża z powrotem!
(w zapamiętaniu)
Hej krucy! lećcie wielkim zawrotem,
rozwińcie mroczne skrzydła,
posiadajcie na blanki, na fosy;
widzowie zaciekawieni,
jak tam w ogniowej czerwieni
Ilijonu ważą się losy;
jak rycerze z pancernem odzieniem
kruszą na tarczach młoty!
(goni Andromakę)
Chwytajcie tę szaloną,
co wyszła patrzeć na obroty
walczących. — Komuś ty żoną?
a bracia twoi chórem
posiedli, jak czarne mrowie
przypory zamczyska.
Na księżycowej mietle
roją się w świetle.
A ty, kochanku, krakaj
a gdy ujrzysz rycerzy, to zapłakaj.
Pancerz pod mieczem gra.
KRUK
Kra-a, kra-a, kra-a.
HEKTOR i AJAS
(występują na dolnem okolu) (cali srebrni, złociści w księżycu) (łyskają mieczem i tarczą) (sieczą)
KASSANDRA
Hej, Wisłą płynie kra,
Kochanku patrzaj, krakaj.
KRUK
Kra-a, kra-a, kra-a.
KASSANDRA
Hej spływa wodą kra.
Wiosna, — kto jej doczeka — ?
Drzewa a kierz się w liście
postroją na jej przyście...
To pamiętacie, jak ściany kościoła,
w dalekiej Flandryi wydziergana zdobi
gobelinowa „HISTORIA JACOBI“.
Nasampierw scena, jako ojciec woła
syna starszego i rzekł: niech sposobi
koźlę, — a zanim ten z powrotem zdoła,
już brat go ubiegł. Więc indziej sen sługi
bożego w Bethel i orszak ów długi
aniołów, jako idą po drabinie.
Jak Bóg mu kazał na śnie, tak on w czynie
to spełnił, wstawszy. Zaś ówdzie spotkanie
z Rachelą, gdy się owce u źródeł poją.
Jak ją objął uściskiem i nazywał swoją
siostrą. Więc Laban go do dom przyjmuje
i starszą córkę dać mu obiecuje.
Ta się historya rozegra przed wami,
w wyblakłych, sutych strojach gobelinów,
na wielkich stopniach między kaplicami,
kędy bram dwoje. — Izaak się wlecze,
na długich kijach oparty barkami.
Wiedzie ze sobą starszego ze synów
Ezawa. — Oto teraz tak doń rzecze:
SCENA 1.
IZAAK
Synu mój.
EZAW
Owom ja.
IZAAK
Widzisz, żem się zstarzał, a nie wiem dnia śmierci mojej. [113]Weźmi broń twoją, sajdak i łuk a wynijdź na pole: a gdy polując co ugodzisz, uczyń mi stąd potrawę, jako wiesz wolę moją i przynieś, abym jadł i aby błogosławiła tobie dusza moja, niż umrę.
EZAW
(odchodzi)
IZAAK
(oddala się)
JAKÓB
(wchodzi)
JAKÓB
(idzie za matką)
SCENA 2.
REBEKA
Słyszałam ojca twego gadającego z Ezawem bratem twoim i mówiącego mu: przynieś mi z łowu twego a uczyń potrawę, abym jadł i błogosławił ci przed Panem, pierwej niźli umrę.
Teraz tedy, synu mój, przestań na radzie mojej: a szedłszy do trzody, przynieś mi dwoje koźląt, co lepszych, abym z nich uczyniła potrawy ojcu twemu, których rad pożywa.
Które, gdy mu przyniesiesz a naje się, abyć błogosławił pierwej niźli umrze.
JAKÓB
Wiesz, iż Ezaw brat mój jest człowiek kosmaty a ja goły.
Jeśli się mnie dotknie ojciec mój, a poczuje, boję się, [114]aby nie mniemał, żem chciał z niego szydzić, i przywiodę na się przekleństwo miasto błogosławieństwa.
REBEKA
Na mnie niech będzie to przekleństwo, synu mój, i tylko słuchaj głosu mego a szedłszy przynieś, com rzekła.
JAKÓB
(oddala się)
EZAW
(wchodzi) (ze sajdakiem i łukiem) (zatrzymuje Jakóba)
REBEKA
(oddala się)
SCENA 3.
EZAW
Gdzie spieszysz bracie?
JAKÓB
Mać kazali.
Kędyż ty spieszysz?
EZAW
Ojciec każe.
Cóż się frasujesz?
JAKÓB
Wstyd mnie pali.
Czyli ty bracie mnie zgadujesz?
EZAW
Wiem, że cię mać nademnie chwali,
lecz ciebie za to nie winuję.
W pole, hej w pole, — w lot — na łów!
Obłoki gońcie, — wichrze wiej,
do borów gnam, do kniej.
Rzeźki się czuję, silny, zdrów.
Ojcze, ułowię zwierza! Hej!
Gnaj wichrze, hej, obłoku leć!
Szczęśliwa gwiazdo, świeć mi, świeć.
Będę panem!
Hej, słudzy moi, ze mną w lot
na łów, na łów, na bór.
Zadmijcie w róg!
(zadął w róg) (słychać granie rogów zewsząd) (oddala się) (za nim służba i domownicy) (prowadzą psy gończe) (zbrojni w łuki i oszczepy) (przechodzą).
SCENA 5.
JAKÓB
(wchodzi)
REBEKA
(zbliża się ku niemu, niosąca stroje)
Oto szaty dla ciebie niosę.
Co najprzedniejsze wybierałam.
Nadziej to na się.
Wstań ojcze, a raduj się z łowu syna twojego, aby mi błogosławiła dusza twoja.
IZAAK
Któżeś ty jest?
EZAW
Jam jest syn twój pierworodny Ezaw.
IZAAK
Któż tedy ono jest, który mi dawno łów ugoniony przyniósł i cieszyłem się ze wszystkiego pierwej, niźliś ty przyszedł i błogosławiłem mu i będzie błogosławionym.
EZAW
Mój brat oszustem, was okłamał!
IZAAK
Przyszedł rodzony twój zdradliwie
i sprawił, żem twą prawdę złamał,
Przyszedł rodzony twój zdradliwie i wziął błogosławieństwo twoje.
EZAW
Podszedł mię już oto drugi raz; pierworodztwo moje przedtem wziął a teraz powtóre podchwycił błogosławieństwo moje.
Izali niezostawiłeś i mnie błogosławieństwa?
IZAAK
Panem-em go twoim postanowił, i wszystkę bracią jego poddałem mu w niewolę; zbożem i winem umocniłem go a tobie potem, synu mój, co dalej czynić mam?
EZAW
Izali jedno tylko masz błogosławieństwo ojcze?
IZAAK
W tłustości ziemie a w rosie niebieskiej z wierzchu będzie błogosławieństwo twoje. Z miecza żyć będziesz a będziesz służył bratu twemu. Ale przyjdzie czas, kiedy zrzucisz i rozwiążesz jarzmo jego z szyje twojej.
(odchodzi) (wyprowadzony przez sługi)
EZAW
Przyjdąć dni żałoby ojca mego i zabiję Jakóba brata mego.
Przeto teraz, synu mój, słuchaj głosu mego a wstawszy uciecz do Labana brata mego, do Haran.
I pomieszkasz z nim przez mały czas, aż się uspokoi zapalczywość brata twego i przestanie rozgniewanie jego i zapomni tego, coś mu uczynił. Potym poślę i przyprowadzę cię tu ztamtąd. Przecz obydwu synów dnia jednego mam postradać?
IZAAK
(wchodzi wprowadzony przez sługi)
JAKÓB
(usuwa się w bok)
REBEKA
Tęskno mnie żyć dla córek Hetejskich; jeśliże nie pojmie Jakób żonę z narodu tej ziemie, żyć niechcę.
Nie pojmuj żony z narodu Chananejskiego, ale idź i udaj się do Mezopotamii Syryjskiej, do domu Bathuela, ojca matki twojej i weźmij sobie ztamtąd żonę z córek Labana wuja twego. A Bóg wszechmogący niech ci błogosławi i niech cię rozrodzi i rozmnoży, abyś był na mnóstwo ludzi.
A niech ci da błogosławieństwa Abrahamowe i nasieniu twemu po tobie, abyś osiadł ziemię pielgrzymowania twego, którą obiecał dziadowi twemu.
(oddala się) (wyprowadzony przez sługi)
REBEKA
(uściskała syna) (oddaliła się za domownikami)
JAKÓB
(został sam) (zstępuje ze schodów.) (U najpierwszego stopnia przysiadł), (głowę złożył wspartą o węgar pierwszej bramy) (zasnął)
Na zegarze wybija godzina,
na zegarze godzina uderza,
czas się świętych przejawów poczyna,
czas Niebios i Ziemi przymierza.
Rozwierajcie się podwoje Syonu!
Na ściężaj stają wrota.
5. Przed tobą złości, żądze;
nasycisz twoje usta. 6. Za tobą zawarto wrzeciądze
i noc przed tobą pusta. 5. Łask źródło dla cię spłynie;
ty łaską żyjesz chwili. 6. Szczęście twe mrze w godzinie.
Proch są ci, co wierzyli. 5. Co zechcesz, zyskasz prośbą
i wnijdziesz w chwałę siły. 6. Zagrodzęć Raju groźbą,
by węże cię strwożyły.
7. Przemożesz siły wrogie,
ramieniem męża złamiesz. 8. Twe władze za ubogie;
potęgę twoją skłamiesz. 7. Gdy k’tobie twarzy schylę,
niebo ukażę z proga. 8. Pod stopy rzucę dyle,
goździem zakrwawi noga;
byś znał, że idąc w trudzie,
nie sięgniesz drogi szczytu. 7. Uczynięć pierwszym w ludzie;
dam poznać sytość bytu.
2. Szczodrą Twą łaską Panie
przywrócisz mnie do łona
i dasz Twe królowanie,
gdy ciało w trwodze skona.
1. A gdy już mnie wyżeniesz
ze szczytów Twego domu,
choć pozwól kęs mi przysiąść
u bram Twych, tu u złomu.
4. Gdy zechcesz, wszystko może
żywototwórcza władza.
Porzucam nędzy łoże,
gdy moc mię Twa odradza. 3. Gdy moc mię Twoja strąca,
za przeznaczeniem muszę,
w przepaść dusza idąca
Ulituj mojej dusze.
6. Tak nowe co dnia budzisz. 5. Tak co dnia męką trudzisz. 6. Tak z nocy Twe wywodzisz. 5. Tak szczęściem zwodnem łudzisz.
8. Tak czynisz mnie potęgą,
którym był marnym pyłem. 7. Tak wijesz żywot wstęgą,
żem pył, gdy siłą byłem;
na nicość obrócony,
ku szczytom gdy dążyłem. 8. Świetność mi wracasz znowu,
na Twe zwołujesz trony,
bym z Tobą w królowaniu
zapomniał, co przebyłem.
I znów świątyni wrota zwarte na żelaznych wrzeciądzów zapory.
Jakób powstał i oczy otwarte
dłońmi przetarł i podniósł się skory
i dzban, gdzie oliwy zawarte,
ujął w dłonie, napełnił zeń czarę.
Na wezgłowie wylał na ofiarę,
na ów kamień, gdzie czas prześnił spory,
owo miejsce Bethel, gdzie miał leże.
A już przyszli ku miejscu pasterze.
PASTERZE
(się gromadzą) (wsparli głowy na kijach, wyczekujący)
JAKÓB
Owoż co pod kamieniem tym wielkim?
PASTERZE
Źródło czyste.
JAKÓB
Bracia, a skąd-eście?
PASTERZE
Z Haran.
JAKÓB
Znacieli Labana, syna Nachorowego?
PASTERZE
Znamy.
JAKÓB
Zdrówli?
PASTERZE
Zdrów. A oto Rachel, córka jego, idzie ze stadem swojem. [132]
JAKÓB
Jeszcze nie czas gnać stada do owczarniej; napójcie pierwej owce a tak je zasię na paszą żeńcie.
PASTERZE
Niemożemy, aż się wszystkie stada zgromadzą. I odwalimy kamień z wierzchu studnie, abyśmy napoili stada.
RACHEL
(wchodzi)
JAKÓB
(odwala kamień) (ukazuje się źródło czyste)
RACHEL
(się płoni)
JAKÓB
(całuje ją)
SCENA 11.
JAKÓB
Dziewczę, twe usta.
RACHEL
Usta twoje.
JAKÓB
Chylisz się ku mnie pełny kwiecie.
RACHEL
Pij słodycz kwiatu, mężu miły.
Zdaleka ku nam snać idziecie?
że wichry go przygonią,
że jego przyniosą wołanie.
JAKÓB
Rachelo!
RACHEL
Gdy gnałam stada,
w wodę krynic patrzę ustaloną,
czyli ujrzę krasej mojej twarzy
i człowiek, co za mną się schyli,
z głębin wody pojrzy ku mnie zjawion,
mój będzie mąż.
JAKÓB
Od ojców jestem wyprawion,
bym szedł przed dom Bathuela,
macierzy ojca i pana.
RACHEL
Gdy dzisiaj nadeszłam zrana,
oto studnię zakryli
kamienia ciężką przywałą,
a moje tam skryte oblicze
pod głazem żywe ostało.
Tyś kamień odwalił strumienia,
tyś mnie zawołał z imienia;
patrz, jako obraz mój znika
pod wody szklącą topielą,
jak kręgi się farbią i dzielą
od świateł mdłego promyka.
Gdy patrzyłam ku polom i skałom,
ku słońcu przez kierz topoli,
gdzie ptacy trzęśli śpiewem gałęzie,
cale rannym oddani chorałom, —
a pasterze stada wodzą po roli,
flety wiążąc w rzemienne uwięzie,
pieśń wodzą ku bożym chwałom,
upatrywałam, czyli
przybysz się zjawi z tej strony
i wołaniem zawoła mnie żony,
gdy się słońcu gałązki rozdzielą.
JAKÓB
Rachelo!
RACHEL
Panie mój z woli.
JAKÓB
Rachelo, — Rachelo, — Rachelo.
LABAN
(w otoczeniu niewiast i mężów wyszedł z podwojów katedry i przystanął na progu).
Nie jest to we zwyczaju u nas, abyśmy pierwej młodsze za mąż wydawali.
Wypełni czas twego złączenia; a dam ci drugą za pracą, którą mi będziesz służył.
RACHEL
(wchodzi)
JAKÓB
(się oddala)
LABAN
(się oddala)
SCENA 15.
RACHEL
Tobie mąż, mnie kochanek,
bom ja jego wybrana,
gdy u źródła usta me całował,
u przeczystej krynice
a to wyrzekł, jako umiłował
mnie niewiastę jedyną.
LIA
Dzieci mu dałam.
Chocia byłam kochana nierównie
cześć ci zachował dla mnie samej,
bom mać jego narodu.
RACHEL
Równie, jak ty, go miałam
i nie stanie się, by mnie poniechał
dla dzieci płodu twojego.
Koral na ustach moich
i gwiazda z ócz mi zaświeci
a mąż do ulubionej powróci
dla miłosnego głodu
i ja go napoję i nasycę, bom jest jego.
Wesele w dom mój wnidzie,
radość zagości ubłagana,
jestem umiłowana,
dzieci mu dam w miłości,
z łaski i wolej Pana.
Dom mój w naród urośnie
w kwiatów wiosennej pysze,
w słońca promiennem lecie,
w żywotów słonecznej wiośnie.
Ja mać pierwsza w narodzie.
LIA
Słowo nad tobą Pana.
Skoroś umiłowana,
siostro przysięgnij zgodzie.
JAKÓB
(wchodzi) (niewiastom dał znak, by odeszły)
LABAN
(podąża za Jakóbem)
SCENA 16.
JAKÓB
Puść mię, abym się wrócił do ojczyzny i do ziemie mojej.
Daj mi żony i dzieci moje za któremci służył, że pójdę; ty wiesz posługę moję, którąmci służył. [145]
LABAN
Niechaj najdę łaskę przed obliczem twojem.
Skutkiemem doznał tego, iż mi błogosławił Bóg dla ciebie.
Postanów zapłatę twoję, którą dać mam.
JAKÓB
To wiesz, jakomci służył, a jako wielka była w rękach moich majętność twoja. Małoś miał pierwej, niżem przyszedł do ciebie, a teraz stałeś się bogatym i błogosławił ci Pan na przyjście moje. Słuszna tedy rzecz jest, abym też kiedy swój dom opatrzył.
LABAN
Cóż ci mam dać?
JAKÓB
Nie chcę nic! ale jeśli uczynisz, czego żądam, będę jeszcze pasł bydła twego; A cokolwiek płowego, blachowanego i pstrego będzie, tak między owcami jako i między kozami, będzie zapłata moja.
I odpowie mi jutro sprawiedliwość moja, kiedy umowy czas przyjdzie przed tobą. A wszystko, co nie będzie pstre, ani blachowane, ani płowe, tak między owcami jako i kozami, złodziejstwo mi zadadzą.
Widzę twarz ojca waszego, że nie jest przeciw mnie, jako wczora i dziś trzeci dzień; lecz Bóg ojca mego był ze mną.
I same wiecie, iżem ze wszystkich sił moich służył ojcu waszemu.
Ale i ojciec wasz oszukał mnie i odmienił zapłatę moję po dziesięćkroć; a przedsię niedopuścił mu Bóg, aby mi szkodził.
I odjął Bóg wszystek dobytek ojca waszego, a dał mnie.
I rzekł Anioł Boży we śnie do mnie:
Jakóbie!
A jam odpowiedział: owom ja.
Który rzekł:
Jamci jest Bóg Bethel, gdzieś namazał kamień i ślubiłeś mi ślub.
Teraz tedy wstań a wynijdź z tej ziemie, wracając się do ziemie narodzenia twego.
RACHEL
Izaż jeszcze mamy jaką cząstkę w majętności i w dziedzictwie domu ojca naszego?
LIA
Izaż nas za obce nie poczytał i przedał i zjadł zapłatę naszę.
Ale Bóg odjął majętności ojca naszego i podał je nam i synom naszym.
(Słudzy i domownicy Jakóbowi niosą skrzynie ładowne i toboły, i przechodzą w kierunku od strony kaplicy królowej Zofii ku stronie kaplicy Jagiellońskiej). (Za nimi podąża Jakób i dzieci Jakóbowe). (W ślad za niemi pojawia się Laban. Z przeciwnej strony biegnie ku niemu sługa).
SCENA 18.
SŁUGA
Człowiek, któremu zawierzyłeś mienie twoje i dobytek twój i córki twoje za żony dałeś, opuścił twój dom kryjomie, pobrawszy z majętności twej i oto ucieka przed tobą, jako zbrodzień i winowajca.
LABAN
Co mówisz, jest-że tym człowiekiem Jakób, któremu najbardziej zawierzyłem, i którego za syna przyjąłem, córki moje jemu ostawując?
SŁUGA
Ten ci jest Jakób. Przez rzekę się przeprawił i ku górze podąża.
LABAN
W pościg za nimi!
(zwraca się ku głębi) (stuka do wrót)
SCENA 19.
JAKÓB
(przed wrota wychodzi i wrota za sobą zawiera)
LABAN
Czemuś tak uczynił, żeś krom wiedzenia mego zabrał córki moje, jakoby mieczem poimane? [148]Przecześ bez wiadomości mojej chciał uciec, ani dać mi znać, żebym cię był odprowadził z weselem i z pieśniami i z bębny i z cytrami?
Nie dopuściłeś, abym pocałował syny moje i córki.
Głupieś uczynił.
A teraz wprawdzie możeć ręka moja złem oddać; ale Bóg ojca waszego wczora mi rzekł: Strzeż, abyś nie mówił przeciw Jakóbowi nic przykrego.
Niech tak będzie. Chciałoć się jechać do swoich i pragnąłeś domu ojca twego. Czemużeś pokradł Bogi moje?
JAKÓB
ZemŻem odjechał bez wiadomości twojej, bałem się, byś mi mocą nie pobrał córek twoich. A co mię w złodziejstwie pomawiasz: u kogokolwiek najdziesz Bogi twoje, szukaj; cokolwiek twego u mnie najdziesz, to weźmi.
LABAN
(staje przed wrotami katedry) (wrota się otwierają)
SCENA 20.
RACHEL
(po za wrotami, siedząca na ziemi,) (skrzynie ze skarbami przykryła skórami zwierząt, na tych tobołach przysiadłszy)
Niech się nie gniewa pan mój, żeć przed tobą powstać nie mogę, bo według obyczaju niewieściego teraz na mię przypadło.
JAKÓB
(staje za Rachelą)
Prze którą winę moję i który grzech mój takieś się zapalił za mną i wymacałeś wszystek sprzęt mój? [149]Cóżeś nalazł ze wszystkiej majętności domu twego? Połóż tu przed bracią moją i przed bracią twoją a niech rozsądzą między mną a tobą.
I potożem przez dwadzieścia lat był z tobą?
Owce twoje i kozy twoje były niepłodne; nie jadłem baranów trzody twojej.
Anim ci porwanego od zwierza pokazował, jam wszytkę szkodę nagradzał. Cokolwiek kradzieżą ginęło, na mnieś ścigał.
We dnie i w nocy cierpiałem gorąco i zimno i niepostawał sen na oczach moich. I takem ci przez dwadzieścia lat w domu twym służył; czternaście za córki a sześć za trzody twoje. Odmieniałeś też po dziesięćkroć zapłatę moję.
By był Bóg ojca mego Abrahama a bojaźń Izaaka nie była przyszła, snaćbyś mię był teraz puścił nagiego. Na utrapienie moje i na pracę rąk moich wejrzał Bóg i strofował cię wczora.
LABAN
Córki moje i synowie i trzody twoje i wszystko to, co widzisz, moje jest. Cóż mam czynić synom i wnukom moim?
Pójdź-że tedy a uczyńmy przymierze, aby było na świadectwo między mną a tobą.
Niechaj widzi i sądzi Pan między nami, gdy odejdziemy od siebie.
Jeźli będziesz trapił córki moje i jeśli pojmiesz insze żony nad nie, niemasz tu inszego świadka mowy naszej oprócz Boga, który obecnie patrzy.
Kamień niech będzie na świadectwo, jeślibym abo ja przeszedł ten idąc do ciebie, abo ty przeszedłbyś, myśląc mi co złego. Bóg Abrahamów i Bóg Nachorów niech rozsądzi między nami.
(wstąpił kędy leżą i śpią syny i córki Jakóbowe)
Nie zajrzę szczęściu waszemu, niech rośnie;
jak wielkie drzewo niech się rozrasta,
jako kwiat niech się w pełni rozwija
i słonecznym cieszy się pokojem.
A ty bądź onemu żona i niewiasta,
stróżka wierna i wierniejsza służebna,
niźli ojcu twemu byłaś kiedy.
Żyj z nim społu przyjęta miłośnie
a mnie wspomnij, którym we starości
gonił cię, twojej spragniony wierności.
Bóg Abrahamów niechaj nas rozsądzi,
czy dziecko czyli ojciec twój starzec tu błądzi.
Niemasz cię w sercu mojem.
Przyjm me ostatnie dziś pocałowanie.
Ty łzy te moje jeden widzisz, Panie!
(pocałował syny i córki) (błogosławił im) (odszedł)
Tak rzeczecie panu memu Ezawowi.
To mówi brat twój Jakób:
U Labana byłem gościem i mieszkałem aż do dnia dzisiejszego.
Mam woły i osły i owce i sługi i służebnice i ślę teraz poselstwo do pana mego, abym nalazł łaskę przed obliczem twojem.
SŁUGA
Rozdzielcie lud we dwa hufce, który ze mną jest.
Także trzody i owce i woły i wielbłądy na dwa hufca.
Jeźli przyjdzie Ezaw do jednego hufca a porazi, — tedy hufiec drugi, który zostanie, będzie zachowany.
SŁUDZY
(odeszli)
SCENA 22.
JAKÓB
(uklęka)
Boże ojca mego Abrahama i Boże ojca mego Izaaka. Panie, któryś mi rzekł: wróć się do ziemie twojej i na miejsce narodzenia twego, a uczynięć dobrze. Mniejszy jestem, niż wszytki zmiłowania Twoje i prawda Twoja, którąś wypełnił słudze Twemu.
O lasce mojej przeszedłem ten Jordan, a teraz ze dwiema hufcami się wracam.
Wyrwi mię z ręki brata mego Ezawa, bo się go bardzo boję, by snać przyszedszy nie pobił matki ze synami. [152]Tyś rzekł, żeś mi miał dobrze czynić i rozmnożyć nasienie moje jako piasek morski, który przez mnóstwo zliczon być nie może.
SCENA 23.
SŁUDZY
(zewsząd zeszli się i otoczyli Jakóba)
JAKÓB
Oddzielcie z tego, co mam, dary Ezawowi bratu memu.
Kóz dwieście, kozłów dwadzieścia, i owiec dwieście i baranów dwadzieścia; wielbłądzic źrebnych ze źrebięty ich trzydzieści, krów czterdzieści i byków dwadzieścia i ośląt ich dziesięć.
Idźcie przedemną.
A niech będzie plac między stadem i stadem.
(do jednego ze sług)
Jeźli potkasz brata mego Ezawa a zapyta cię: Czyjeś ty? albo gdzie idziesz? abo czyje to, co żeniesz?, odpowiesz: sługi twego Jakóba, dary te posłał panu memu Ezawowi. Sam też za nimi idzie.
(do innego sługi)
Temi słowy mówcie do Ezawa, gdy go znajdziecie.
(do innego sługi)
I przydacie:
Sam też sługa twój Jakób idzie za nami, mówił bowiem:
Ubłagam go darami, które uprzedzają, a potem go ujrzę, owo się zmiłuje nademną.
Stąpił, — — gną mu się płyty,
w głazy się wrył koturnem.
Krok każdy śladem wyryty.
Czoło rysem pochmurnym
zasępił.
Ręką skinął, żegnaniem wypisał
krzyż na powietrznym szlaku.
I w gwiazdy krzyżowym znaku
drogi za sobą przebyte
potępił.
Skrzydeł czarnych dwoje rozszerzył,
szat czarnych ramieniem ujął, —
postąpił.
Idzie naprzód ku bronie,
gdy mąż mu drogę zastąpił.
Spojrzeniem z mężem się zmierzył,
zaćmił go ócz błyskawicą.
Mąż ułapił onego prawicą
i z dłońmi sprzęgł jego dłonie,
siłą się wsparł i uderzył.
W zapasach z onym się wije.
Tegoż czasu na zegaru dzwonie
młot bije.
z tobą się zmierzę straszliwym,
twego uroku potłumię.
Ty co nie znasz litości
i chadzasz w anielskiej dumie
lotów wielkiemi skrzydłami....
ANIOŁ
Gdy skrzydeł loty mych sięgą
twej żywej u bioder kości,
zapoznasz, ślepiec w rozumie,
mej mocy; w żywe kamienie
zaryjesz się kolanami.
Świadom się staniesz mądrości:
kto panem nad stworzeniami.
JAKÓB
Wyznałeś gończe skrzydlaty,
że idziesz z Bożemi dary.
Nie zwolnię choć zorze płyną,
i farbią niebiosa różami,
aż twemi uświęcisz mię czary
i ręce złożysz modlące
nad moich ziem plemionami.
ANIOŁ
Puszczaj, — za różą słońce
skrzydła me pali purpurą.
JAKÓB
Przewalczę godzinę wtórą.
ANIOŁ
Puszczaj, zmażę cię karą,
Poczujesz dłoń twoją schnącą.
Nie igraj z człowieka wiarą;
w bolu ją znaj żyjącą.
Chociaż powalisz i zmożesz,
zaryjesz do ziemi kolanem,
z gleby powstanie kwitnącą
i poznasz kto ziemi panem:
na czyjem najemstwie stoję.
ANIOŁ
Weźmij część twoję.
(dotknął bioder Jakóba)
JAKÓB
(uklęknął)
Ktoś jest, żeś mię wziął poły
ramieniem nad mężów ramię.
ANIOŁ
Łamię.
JAKÓB
Skąd idziesz, żeś mnie poimał.
Czyli ty zjawisko boże,
żeś mnie na drodze zatrzymał?
ANIOŁ
Trwożę.
JAKÓB
Silisz przeokrutną dłonią,
darmo w ujęciu się zwijam,
twe słowa piorunem dzwonią, —
słabi próżno się bronią.
Godzinę twoją odwlekasz
na zbrodnie, na nowe czyny.
Przez wieki pójdziesz walczący,
jakoś się zmagał ze mną
w bola na byt nieśmiertelny,
w pracy i rąk ciągłym trudzie
i w twoim rozpoznasz ludzie
twój trud i oręż daremny.
Krew płynie szeroką rzeką,
nad bożym zlituj się sługą,
rzec słowo, — idziesz daleko — ?
Skrzydła za tobą się wleką,...
we wieczność — idziesz we wieczność...
Rzec słowo, — ktoś jest — ?
ANIOŁ
Konieczność.
(Od strony prawej wchodzą na proscenium domownicy i słudzy Jakóbowi). (Od strony lewej teatru wchodzą na proscenium domownicy i słudzy Ezawowi). (Przoduje rycerzom swoim:)
SCENA 25.
EZAW
(do Jakóba)
A ci, co zacz są? A jeśli do ciebie należą?
JAKÓB
Drobióżdżek jest, który darował Bóg mnie, słudze
twemu.
SŁUŻEBNICE i SYNOWIE JAKÓBOWI
(skłaniają się przed Ezawem)
LIA
(z dziećmi) (przystępuje i skłania się przed Ezawem)
RACHEL
(z dziećmi) (przystępuje i skłania się przed Ezawem)
Niechciej tak, proszę. Ale jeślim znalazł łaskę w oczach twoich, przyjmij mały dar z ręku moich.
Bom tak widział oblicze twoje, jakobym widział Boże.
A przyjmi błogosławieństwo, którem-ci przyniósł i które mi darował Bóg, dający wszystko.
EZAW
Jedźmy pospołu, a będę towarzyszem drogi twojej.
JAKÓB
Wiem, panie mój, że drobióżdżek młodziusieńki, owce też i krowy cielne mam ze sobą i którym, jeśli gwałt uczynię w chodzeniu, odejdą mi jednego dnia wszystkie stada.
Niech wprzód jedzie pan mój przed sługą swoim; a ja pójdę z lekka za nim w tropy jego, jako obaczę, że należy mój drobióżdżek, aż przyjdę do pana mego do Seir.
EZAW
Proszę cię, niechaj wżdy z ludu, który jest ze mną, zostaną towarzysze drogi twojej. [160]
JAKÓB
Nie trzeba tego; tylko mi tego trzeba, abym nalazł łaskę przed obliczem twojem, panie mój.
EZAW
Tak, widzę bracie, wiodłeś bronie
i dary wiodłeś mi zdradliwe;
z rycerzmi memi szedłem po nie,
bym je uczynił nieszkodliwe
i bym przebaczył, miasto karać,
bo mi za tobą bracie tęskno,
bo widzieć chciałem to przed zgonem,
jako się wielkim cieszysz plonem
lat twojej pracy i wysługi,
jako jest poczet juczny, długi.
Chciałem nasycić me wejrzenie
i rzec ci bracie przebaczenie.
JAKÓB
(klęka)
EZAW
Bracie, ku duszy twojej pragnę.
JAKÓB
Bracie, jakże nędzna jest dusza moja.
EZAW
Poznaję błogosławieństwa dłoń i władzę nad tobą.
Wyznaniem czyści się dusza twoja.
Z organów śpiewnego szczytu
Król spływa w szat pozłocie
na dolę ziemskiego bytu
i harfę dzierży na locie.
Na posadzkę katedry spłynął,
padł twarzą na pawimencie,
trzykrotne wyrzekł zaklęcie,
złociste peplum odwinął,
ustawił harfę na podium,
by począł śpiewne psalmodium.
Na zamku dziejowym zegarze
godzina uderza trzecia.
Królewscy śpią gospodarze;
czuwają nad nimi stulecia.
Stulecia nad nimi płyną
przedranną wcześną godziną.
Jeszcze za chóru różycą
mdlejące gwiazdy im świecą.
Drga jeszcze zegar na wieży,
nim trzecim młotem uderzy.
Uderzył. — Król harfę stroi
i postąpił krokiem od podwoi.
Ustawił harfę na podium
i począł śpiewne psalmodium.
SCENA 1.
HARFIARZ
I. Król jestem i monarcha ludu mojego a pastuch li byłem prostaczy.
Szkarłat mi nadziać na się przyszło a co najkosztowniejszy wziąść ubiór w narodzie moim, którym przódy pacholę skromne li wiązał skór, brzegami [164]strumienia biegnący, gdym pierwszej chwalby k’Tobie się uczył.
II. 1. O święte wody, świętej rzeki
z waszych to piłem źródeł
żar święty, którym żyłem wieki.
2. O święte wody, święta rzeko,
z twoich to piłem krynic
tę pamięć czasów, co się wleką.
3. O źródło czyste, jasne wody,
u twojej żywię strugi
wieczyście jary, wiecznie młody
na trudów żywot długi.
III. 1. Skargi przedemną głośne płaczą
w wichrowych burz poszumach;
dumam nad niemi, co zaś znaczą
w jękliwych słów zadumach?
2. Hej popod stropy płyną skargi
a wichry het je niosą.
O czyjeż je to szepcą wargi,
czyjem przydane głosom?
3. Głosy to czyje skargę głoszą,
proszalny jęk modlitew?
Słyszę w nim jarzmo, które noszą
i łoskot dawnych bitew.
3. Gdy brat zmęczon i głodny,
gdy brat siły swej prawdy nie czuje;
o zdradliwe rodzeństwo:
wziął ci błogosławieństwo
i kradzieżą się zbrodnią raduje.
VI. 1. Błąkałem się nad brzegiem Jordanu,
płaczący, czyli naród mnie godny;
czylim ja mocen wzróść do stanu,
czyli dostatków stanu głodny?
2. Czyli majętność mię dostojna
nie przybarczy zbytnio brzemieniem,
czy dusza wytrwa byt spokojna,
czy spokojnem zawładam sumieniem?
3. Tak się za naród mój biedziłem,
chowając trwożny czystość myśli
i z wód Jordanu czystych piłem,
modląc się błędny k’Tobie słońce.
Sędzio, anioły swoje wyślij,
niech zejdą ku mnie w skrzydłach gońce.
4. Umocnij ducha, wesprzej ramię,
gdy boskie dałeś znamię.
Oto się naród zszedł na Gody.
Jordanu płyną ciche wody.
VII. 1. Gdy Golijath w szyderstwie drwił
ze Saulowych chłopów orężnych,
jam oto ten z Twej woli był
nad innych stawion mężnych.
X. 1. I ocaliłeś mnie przed Saula mściwym wzrokiem
i uchyliłeś włócznie, którą mierzył.
Ty nad młodzieńca mym czuwałeś krokiem.
Kazałeś, bym w Ciebie wierzył
2. Wierzyłem, że mnie strzeżesz, abym wyrósł
z młodzieńca w męża prorokiem;
abyś mnie ponad Saula królem wyniósł.
Tyś postanowił niezmiennym wyrokiem.
3. Wyroczni Twojej słuchałem od młodu,
gdy Samuel mnie powołał,
bym był śpiewakiem na służbie narodu,
bym Boży śpiewywał chorał.
4. Chóralne tobie nucę granie
w świątyni twojej progu.
Słysz moją harfę, słysz śpiewanie,
król-pieśniarz śpiewam Bogu.
XI. 1. Przeszedłem bólów i zawodów koło,
wszystkiegom się musiał wyrzekać;
troską o gwiazdę mą sępiłem czoło
a ty kazałeś mi czekać.
2. Byłem pod pręgierz szyderstwa wystawion
i stawion w bezczelnych gronie.
Drżałem ku myśli tej, czy będę zbawion,
gdy żar nieprawość schłonie — ?
3. Kazałeś czekać i wytrwać w mocy,
choć giąłeś mię ciężarem,
nad miasta górą wznieś świątynię,
niech Duch mój w niej zagości.
2. I otom Tobie wzniósł gontynę
ze wszystkich kruszców ziemie;
by, jako rzekłeś, gdy ja zginę,
rozmnożył moje plemię.
3. Byś je rozmnażał w pokolenia,
aż wzrośnie naród mnogi,
co Ciebie będzie czcił z Imienia,
Boga nad inne Bogi.
4. Co będzie Tobie służył wiernie,
na Twoją służbę wzięty,
gdy Ty nań pojrzysz miłosiernie,
o Święty, Święty, Święty.
(uklęka) (W głębi, pod arkadami nawy bocznej pojawiła się ze swym orszakiem:)
SCENA 2.
NOC
Ptaki lecą i przystanęły na wodach.
Szumią liście w ogrodach,
drzewa w ogrodach szemrają.
Ptacy polatują, — przystają.
Do okien biją skrzydłem,
szybami okna zachwieją...
Okna zorzą goreją.
Zorza skryta ciemnemi piórami,
ptacy lecą chórami czarni,
polatują nad domem, krakają,
krukowie to szemrają cmentarni.
Zamczysko obsiadło ich mrowie;
polatują, przystają krukowie,
ponad drzewa, na wielkich ogrodach.
Przystanęły nad Wisłą na wodach.
(przesunęła się pod arkady, popod słupami, na których wsparty chorus, i wstąpiła na proscenium)
ORSZAK
(podążał za nią)
NOC
Cyt, uciekajmy, cyt synkowie,
cyt, córy, zwleczcie zwoje szat,
pogaście gwiazdy na płaszczach,
przepadniem w norach, zginiem w paszczach,
hej w groby, cyt —
już świt.
Słyszycie? — Biegną już za wami,
już gonią, już ścigają.
Cyt, gwiazdy mdleją, gwiazdy gasną,
nie patrzcie ku wierzejom drzwi;
ktoś klingą rozciął je jasną.
(milczenie)
Cyt, oto tu przystanek dusz,
tu oto wieczny cień,
tu nas nie spłoszy dzień;
zstąpim do głusz.
Zestąpcie w mrok, zasuniem wieko;
w podziemny idziem byt;
razi nas świt. — Już świt nad rzeką.
Nad Wisłą prysnął świt.
1. Przemknął oczy, patrzy dokoła. 2. Matko, ma koronę u czoła. 4. Harfa jest szczerem złotem. 1. Patrzy znów, przemknął oczy. 2. Matko, stąpił w pomroczy.
NOC
Harfiarzu — piewco Boży.
(zapadają się pod ziemię)
AURORA
(nadbiegła od strony kościoła) (za nią orszak)
SCENA 3.
Kochanku, złoty Febie,
wstawaj na niebie,
ścigaj promieniem, grotem.
Hej gachy, pełńcie kruże,
nektarem pełńcie kruże
za moim szybkim lotem.
Hej, jużem wbiegła w pole,
hej za mną moi gońce,
hej za mną, za mną Słońce
zaryje rydwan w rolę.
Nad rolę, ponad sady
ścigaj grotem promieniem;
biegnę przed tobą włady,
owita róż odzieniem
(nachyla się ku Harfiarzowi)
Starcze, królu, lud zebrał się mnogi
i czeka na twoją harfę;
w róż krasych oplotę was szarfę,
bo mrok was zatulił ubogi.
Pragnący z głodu,
u złomów się Twoich przyparli,
o Panie, wstaną umarli!
Umarli na Twoje Słowo
powstaną, gdy ręką skiniesz.
O Panie, powietrzem płyniesz,
gwiazd niebios dosięgasz głową.
Ulituj się doli narodu,
wołają na mnie.....
CHÓR
Harfiarzu!
HARFIARZ
Staniesz na szczytnym ołtarzu!
Wołają na mnie....
CHÓR
Harfiarzu!
HARFIARZ
Moc Pieśniom wskrzesisz Mocarzu!
CHÓR
Harfiarzu! Harfiarzu! — Harfiarzu!
SCENA 5.
HARFIARZ
XVI. 1. Nie będzie już bólów ni łez.
Przybywasz oto Boży Lwie.
(gromy) (orkiestra i harfa od stropu.) (Słychać:) (jęczący brzęk druzgotanych blach) (trumny srebrnej) (od strony ołtarza Świętego Stanisława.) (Od tejże strony)
APOLLO
(wjeżdża na rydwanie złocistym) (we cztery zaprzężonym rumaki) (białe.) (Piorun) (Jasność)
1. Grajkowie gwarem złotych strun
w płomiennych strug powodzi,
grają orkiestrą w ogniach łun,
bo dzień, bo dzień już wschodzi.
2. Zmartwychwstał Ten, zmartwychwstał On,
co nosi cierń u skroni.
Na ołtarz wszedł, na złoty tron;
po za nim dzień, dzień wschodzi.
3. Skrzypkowie grajcie, harfo brzęcz
w płomiennych zornych falach;
nad domem oto obręcz tęcz.
Hej Jego pierś w koralach.
4. Organy huczą, bije grom,
huragan dmie piorunem.
W pożarach stoi Boży Dom,
nad Swoim, nad Zwiastunem.