Strona:PL Wyspiański - Akropolis.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Och, zbyłem z głowy lęku;
tak nuży, kosę dzierżyć w ręku,
wieczyście, wiecznie w dłoni, —
a krew bije do skroni.
Ach, — spokój w myśl wstępuje.
Ach lubość, lubość czuję.
Jeszczem rzeźki, — pogonię!
Pogonię, jeszczem jary;
zmogę starość, — żem stary.
Krew do ciała napływa,
żyw jestem, — krew porywa!
Słysz! — siądziemy na konie
i pogonim lotami na błonie
ku górom, — ponad rzeki.

ANIOŁ 4

Przed świtem trza tu być.

TEMPUS

Czas jest i świt daleki.
Noc jasna, jasna noc.
Polecim het, — het — w lot.

ANIOŁ 4

Jak wyjdziesz ztąd?

TEMPUS

Jak? — Kto ma klucze wrot?

ANIOŁ 4

Żaden z nas.

TEMPUS

Więc gdzie są!?