Strona:PL Wyspiański - Akropolis.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

że wichry go przygonią,
że jego przyniosą wołanie.

JAKÓB

Rachelo!

RACHEL

Gdy gnałam stada,
w wodę krynic patrzę ustaloną,
czyli ujrzę krasej mojej twarzy
i człowiek, co za mną się schyli,
z głębin wody pojrzy ku mnie zjawion,
mój będzie mąż.

JAKÓB

Od ojców jestem wyprawion,
bym szedł przed dom Bathuela,
macierzy ojca i pana.

RACHEL

Gdy dzisiaj nadeszłam zrana,
oto studnię zakryli
kamienia ciężką przywałą,
a moje tam skryte oblicze
pod głazem żywe ostało.
Tyś kamień odwalił strumienia,
tyś mnie zawołał z imienia;
patrz, jako obraz mój znika
pod wody szklącą topielą,
jak kręgi się farbią i dzielą
od świateł mdłego promyka.

JAKÓB

Rachelo, — Rachelo, — Rachelo.