Balladyna/całość

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
>>> Dane tekstu >>>
Autor Juliusz Słowacki
Tytuł Balladyna
Podtytuł Tragedija w pięciu aktach
Pochodzenie Dzieła Juliusza Słowackiego tom II
Redaktor Henryk Biegeleisen
Wydawca Księgarnia Polska
Data wyd. 1894
Druk Drukarnia i litografia Pillera i Spółki
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron



BALLADYNA
TRAGEDIJA W PIĘCIU AKTACH.

KOCHANY POETO RUIN!

Pozwól że pisząc do ciebie zacznę od Apologu, który mi opowiedziano nad Salaminy zatoką.
Stary i ślepy harfiarz z wyspy Scio przyszedł nad brzegi morza Egejskiego, a usłyszawszy z wielkim hukiem łamiące się fale, myślał że szum ów pochodził od zgiełku ludzi którzy się zbiegli pieśni rycerskich posłuchać — Oparł się więc na harfie i śpiewał pustemu morza brzegowi: a kiedy skończył, zadziwił się że żadnego ludzkiego głosu, żadnego westchnienia, żadnego pieśń nie zyskała oklasku. Rzucił więc harfę precz daleko od siebie, a te fale które śpiewak mniemał tłumem ludzkim, odniosły złote pieśni narzędzie, i położyły mu je przy stopach. I odszedł od harfy swojej smutny Greczyn, nie wiedząc że najpiękniejszy Rapsod nie w sercach ludzi, ale w głębi fal Egejskiego morza utonął.
Kochany Irydionie! ta powiastka o falach i harfiarzu zastąpi wszelką do Balladyny przemowę. Wychodzi na świat Balladyna z ariostycznym uśmiechem na twarzy, obdarzona wnętrzną siłą urągania się z tłumu ludzkiego, z porządku i z ładu jakim się wszystko dzieje na świecie, z nieprzewidzianych owoców które wydają drzewa ręką ludzi szczepione. Niech naprawiacz wszelkiego bezprawia Kirkor pada ofiarą swoich czystych zamiarów; niech Grabiec miłuje kuchnią Kirkora; niechaj powietrzna Goplana kocha się w rumianym chłopie, a sentymentalny Filon szuka umyślnie męczarni miłośnych i umarłéj kochanki; niechaj tysiące anachronizmów przerazi śpiących w grobie historyków i kronikarzy: a jeżeli to wszystko ma wnętrzną siłę żywota; jeżeli stworzyło się w głowie poety podług praw Boskich, jeżeli natchnienie nie było gorączką ale skutkiem tej dziwnej władzy która szepce do ucha nigdy wprzód nie słyszane wyrazy, a oczom pokazuje nigdy, we śnie nawet, nie widziane istoty; jeżeli instynkt poetyczny był lepszym od rozsądku który nieraz tę lub ową rzecz potępił: to Balladyna wbrew rozwadze i historyi zostanie królową Polską, a piorun który spadł na jéj chwilowe panowanie, błyśnie i roztworzy mgłę dziejów przeszłości.
Uśmiechnij się teraz Irydionie, bo oto naśladując Francuzkich poetów: powiem ci że Balladyna jest tylko epizodem wielkiego poematu, w rodzaju Ariosta, który ma się uwiązać z sześciu tragedyi czyli kronik dramatycznych. Cienie już różne ludzi nie byłych wyszły ze mgły przedstworzenia i otaczają mnie ciżbą gwarzącą: potrzeba tylko aby się zebrały w oddzielne tłumy, ażeby czyny ich ułożyły się w postacie piramidalne wypadków, a jedną po drugiej garstkę na świat wypychać będę; i sprawdzą się może sny mego dzieciństwa. Bo ileż to razy patrząc na stary zamek koronujący ruinami górę mego rodzinnego miasteczka, marzyłem że kiedyś w ten wieniec wyszczerbionych murów nasypię widm, duchów, rycerzy; że odbuduję upadłe sale i oświecę je przez okna ogniem piorunowych nocy, a sklepieniom każę powtarzać dawne co Sofoklesowskie niestety! A za to imie moje słyszane będzie w szumie płynącego pod góra potoku, a jakaś niby tęcza z myśli moich unosić się będzie nad ruinami zamku. — O! nie mów mi że dzwonków polnych większa ozdoba ruinom niż z tego wieńca myśli w który je ubierze poeta: bo choć róże rosnące na ruinach pałacu Nerona rozwidniły nam pięknie te gruzy: to jednak jaśniéj mi je oświecił ów duch Irydiona któregoś ty pod krzyżem w Kolloseum położył i nakrył złotemi skrzydłami anioła.
Tak więc kiedy ty, dawne posągowe Rzymian postacie, napełniasz wulkaniczną duszą wieku naszego; ja z Polski dawnéj tworzę fantastyczną legendę, z ciszy wiekowéj wydobywam chóry prorockie — i na spotkanie twojéj czarnéj, piorunowéj, Dantejskiéj chmury, prowadzę lekkie, tęczowe i Ariostyczne obłoki, pewny, że spotkanie się nasze w wyższej krainie, nie będzie walką ale tylko grą kolorów i cieni, z tym smutnym dla mnie końcem że twoja chmura większym wichrem gnana, i pełniejsza piorunowego ognia, moje wietrzne i różnobarwne obłoki roztrąci i pochłonie.
Doniosły mi Sylfy, żeś powędrował teraz odwiedzić Etnę czerwoną: posłałem natychmiast Skierkę aby ci na drodze wszystkie pootwierał kwiaty i wszystkie gwiazdy nad tobą zapalił; za to przez wdzięczność, stanąwszy na szczycie Wulkanu, spójrzyj na mórz rozległe błękity, i pomyśl że niedawnemi czasy przez te zwierciadła wędrował okręt mój jak łabędź żaglami nakryty. Powiedz czy nie dójrzysz jakiego rysu na fali, jakiego śladu po zniknionym okręcie? Xięża wtenczas śpiewali hymn do Najświętszéj Panny, a ja stałem z wlepionemi w ogień Etny oczyma, smutny że mnie fala znów tylko do Europy odnosiła. Słuchaj w ciszy powietrznéj, czy echo tego hymnu który mi serce uciszał, nie drga dotąd w kryształowéj atmosferze? Szukaj mojego śladu w powietrzu i na fali, a jeśli o mnie na fali i w powietrzu nie słychać, to znajdź mnie w sercu twojem, i niech ja będę jeszcze z tobą przez jednę godzinę. Wszak darem to jest Boga że my umiémy myślą latać do siebie w odwiedziny.
Rozpisałem się długo, a zamierzyłem był tylko napisać

AUTOROWI IRYDIONA
NA PAMIĄTKĘ
BALLADYNĘ
POŚWIĘCA
JULIUSZ SŁOWACKI.


OSOBY.
PUSTELNIK, Popiel III. wygnany.
KIRKOR, Pan zamku.
MATKA, wdowa.
BALLADYNA  jéj córki
ALINA
FILON, pasterz.
GRABIEC, syn zakrystjana.
FON KOSTRYN, naczelnik straży w zamku Kirkora.
GRALON, rycerz Kirkora.
KANCLERZ.
WAWEL, dziejopis.
PAŹ.
POSEŁ ZE STOLICY GNIEZNA.
OSKARŻYCIEL SĄDOWY.
LEKARZ KORONNY.
Pany — rycerze — służba zamkowa - wieśniacy — dzieci.
OSOBY FANTASTYCZNE.
GOPLANA, Nimfa, Królowa Gopła.
CHOCHLIK.
SKIERKA.  
Za czasów bajecznych koło jeziora Gopła.
AKT PIERWSZY.

SCENA PIERWSZA.
Las blisko jeziora Gopła — chata pustelnika ustrojona kwiatami bluszczem. KIRKOR wchodzi w Saraceńskiej zbroi — bogato ubrany, z orlemi skrzydłami...
KIRKOR (sam.)

Rady zasięgnąć warto u człowieka
Który się kryje w téj zaciszy leśnéj;
Pobożny starzec — ma jednak w rozumie
Nieco szaleństwa: ilekroć mu prawisz
       5 O zamkach, królach, o królewskich dworach,
To jak szalony od rozumu błądzi,
Miota przekleństwa, pieni się, narzeka;
Musiał od królów doznać wiele złego,
Więc teraz został przyjacielem gminu.

(stuka do celi.)

Puk! puk! puk!

GŁOS Z CELI.

Kto tam?

KIRKOR.

Kirkor.

PUSTELNIK (wychodząc z celi.)

       10 Witaj synu...
Czego chcesz?

KIRKOR.

Rady.

PUSTELNIK.

Zostań pustelnikiem.

KIRKOR.

Gdybym podstarzał dziesiątym krzyżykiem,
Możebym w smutne schronił się dąbrowy;
Ale ja młody, pan czterowieżowy,
       15 Przemyślam dzisiaj jakby się ożenić...
Poradź mi starcze?

PUSTELNIK.

Lat dwadzieścia z górą
Jak żyję w puszczy...

KIRKOR.

Cóż stąd?

PUSTELNIK.

Więc ocenić
Ludzi nie mogę — ani wskazać którą
Weźmiesz dziewicę.

KIRKOR.

Te co rozkwitały
       20 Z dzieciństwa pączków, gdyś ty żył na świecie,
Są dziś pannami... czerwony li biały
Pączek na róży, taka będzie róża...
Przypomnij niegdyś najpiękniejsze dziecie,
Białą jak w ręku anielskiego stróża
       25 Kwiat lilijowy — niech jéj słowik śpiewny
Zazdrości głosu, a synogarlica
Wiernością zrówna... gdzie taka dziewica
Wskaż mi o starcze? Mówią że królewny
Słyną wdziękami?

PUSTELNIK.

Nieba! to ród węża,
       30 Żona zbrodniami podobna do męża,
Córki do ojca, a do matek syny;
Jak w jedném gnieździe skłębione gadziny.
O bogdaj piorun!...

KIRKOR.

Nieprzeklinaj.

PUSTELNIK.

Młody
Przeklinaj ze mną — oni klątwy warci.
       35 Bogdaj doznali co pomor i głody!
Bogdaj piorunem napoły pożarci,
Padając w ziemi paszczą rozdziawioną
Proch mieli płaszczem, a węża koroną.
Bogdaj! — Klnąc zbójce potargałem siły,
       40 Wściekłem się jako brytan uwiązany.
Bo też ja kiedyś byłem pan nad pany,
Statysięcznemu narodowi miły,
Żyłem w purpurze, dziś noszę łachmany;
Muszę przeklinać. Miałem dziatek troje,
       45 Nocą do komnat weszli brata zboje,
Różyczki moje trzy z łodyki ścięto!
Dziecinki moje w kołyskach zarżnięto!
Aniołki moje!... wszystkie moje dzieci!

KIRKOR.

Któż jesteś starcze?

PUSTELNIK.

Ja... Król Popiel trzeci...

KIRKOR. (schyla kolano.)

Królu mój!

PUSTELNIK.

       50 Któż mię z żebraki rozezna?...

KIRKOR.

Uzbrajam chamy, i lecę do Gniezna
Mścić się za ciebie...

PUSTELNIK.

Młodzieńcze, rozwagi!

KIRKOR.

Bezprawie gorzéj od Mojżesza plagi
Kala te ziemie i prędzej się szerzy;
       55 Popiel skalany dzieci krwią niewinną,

Niegodny rządzić tłumowi rycerzy.
Niech więc się stanie co się stać powinno
Pod okiem Boga, na téj biednéj ziemi.

PUSTELNIK.

Czy ty skrzydłami anioła złotemi
Z nieba zleciałeś?

KIRKOR.

       60 Na barkach orlicy
Para tych białych skrzydeł wyrastała;
Gdy na rycerskiéj są naramiennicy,
Będziesz li rycerz mniéj niż owa biała
Ptaszyna ludziom użyteczny? ma-li
       65 Gadom przepuszczać rycerz uskrzydlony
Orła piórami?

PUSTELNIK.

O mężu ze stali!
Ty jesteś z owych którzy walą trony.

KIRKOR.

Ty wiesz jak nasza ziemia wszeteczeństwem
Króla skalana. Wiesz jak Popiel krwawy
       70 Pastwi się coraz nowém okrócieństwem...
Zaczerwienione krwią widziałem stawy:
Król żywi karpie ciałem niewolników.
Nieraz wybiera dzięsiątego z szyków
I tnąc w kawały, ulubionym rybom
       75 Na żer wyrzuca; resztę ciał wymiata
Na dworskie pola i czerwonym skibom
Ziarno powierza. Sąsiad ziemię kata
Na pośmiewisko zwie Rusią czerwoną.
Dotąd żyjącym pod Lecha koroną
       80 Bóg dawał żniwo szczęścia nie zasiane,
Lud żył szczęśliwy; dzisiaj niesłychane
Pomory, głody sypie Boża ręka.
Ziemia upałem wysuszona pęka;
Wiosenne runa złocą się, nim ziarno
       85 Czoła pochyli, a wieśniacy garną
Sierpami próżne tylko włosy żyta.
Ta sama Polska niegdyś tak obfita,

Staje się co rok szarańczy szpichlerzem;
Niegdyś tak bitna, dziś bladym rycerzem
       90 Z głodami walczy i z widmem zarazy.

PUSTELNIK.

Ach jam przeklęty! przeklęty! trzy razy
Przeklęty! winien jestem nieszczęść ludu.

KIRKOR.

Jako, ty winien?...

PUSTELNIK.

Z rozlicznego cudu
Korona Lecha sławną niegdyś była,
       95 W niéj szczęście ludu, w niej krainy siła
Cudem zamknięta... oto ja wygnany,
Lud pozbawiłem téj korony.

KIRKOR.

Starcze?...

PUSTELNIK.

Korona brata mego jak liczmany
Fałszywa... moja pod spruchniałe karcze
       100 Lasu wkopana... miałem ją do grobu
Ponieść za sobą.

KIRKOR.

Skądże téj koronie
Cudowna władza?

PUSTELNIK.

Ku ojczystéj stronie,
Wracali niegdyś od Betleem żłobu,
Swięci królowie — dwóch Magów, i Scyta.
       105 Ów król północny zaszedł w nasze żyta,
Zabłądził w zbożu jak w lesie bo zboże
Rosło wysokie jak las w kraju Lecha;
Więc zabłądziwszy rzekł... „wyprowadź Boże!“
Aż oto przed nim odkrywa się strzecha
       110 Królewskiéj chaty — bo Lech mieszkał w chacie —
Wszedł do niéj Scyta i rzekł: „Królu! bracie!
Idę z Betleem, a gwiazda błękitna
Twoich bławatków ciągle szła przedemną,

Aż tu zawiodła.“ — Lech rzekł: „zostań ze mną.
       115 Kraina moja szczęśliwa i bitna,
Jeśli chcesz to się tą ziemicą z tobą
Dzielę na poły“ — Scyta rzekł: „zostanę,
Lecz kraju nie chcę, bo ziemie złamane,
Rozgraniczają się krwią i żałobą
       120 Dzieci i matek.“ Więc razem zostali,
Ale to długa powieść...

KIRKOR.

Mów! mów daléj!

PUSTELNIK.

Więc jako dawniéj czynili mocarze,
Z Lechem się mieniał Scyta na obrączki;
A pokochawszy mocniéj sercem, w darze
       125 Dał mu koronę... stąd nasza korona.
Zbawiciel niegdyś wyciągając rączki,
Szedł do niéj z matki zadumanéj łona;
I ku rubinom podawał się cały
Jako różyczka z liści wychylona,
       130 I wołał caca! i na brylant biały
Różannych ustek perełkami świecił.

KIRKOR.

O! biedny kwiatku! na tóż ty się kwiecił,
By cię na krzyżu ćwiekami przybito?
Czemuż nie było mnie tam na Golgocie,
       135 Na czarnym koniu, z uzbrojoną świtą,
Zbawiłbym Zbawcę lub wyrąbał krocie
Zbójców na zemstę umarłemu.

PUSTELNIK.

Synu!
Bóg weźmie twoją pochopność do czynu
Za czyn spełniony. Wróćmy w nasze czasy.
       140 Gdy mię brat wygnał, uniosłem w te lasy
Świętą koronę...

KIRKOR.

Wróci ona! wróci!
Przysięgam tobie... Lecz...

PUSTELNIK.

Co chcesz powiadać?

KIRKOR.

Nim Kirkor w przepaść okropną się rzuci.
Szukając zemsty — chcę chciałbym cię badać
       145 Na jakim pieńku zaszczepić rodowe
Drzewo Kirkorów, aby kiedyś nowe
Plemię rycerzy tronu twego strzegło?
Kogo wprowadzić w podwoje zamkowe,
Z żony imieniem?

PUSTELNIK.

Tylu ludzi biegło
       150 Z pierścionkiem ślubnym za marą wielkości,
A prawie wszyscy wzięli kość niezgody,
Zamiast straconéj z żebra swego kości.
Postąp inaczéj — ty szlachetny, młody:
Niechaj ci pierwsza jaskółka pokaże
       155 Pod jaką belką gniazdo ulepiła;
Gdzie okienkami błysną dziewic twarze,
A dach słomiany, tam jest twoja miła.
Ani się wahaj, weź pannę ubogą,
Żeń się z prostotą, i niechaj ci błogo
I lepiéj będzie, niżbyś miał z królewną...

KIRKOR.

Tak radzisz starcze?

PUSTELNIK.

       160 Idź synu na pewno
Do biednéj chaty — niechaj żona karna,
Miła, niwinna...

KIRKOR.

Jaskółeczko czarna!
Ptaszyno moja, gdzie mię zaprowadzisz?...

PUSTELNIK.

Słuchaj mię synu...

KIRKOR.

Starcze, dobrze radzisz...
Prowadź jaskółko!

(Odchodzi Kirkor.)
PUSTELNIK (sam.)

       165 O! ci młodzi ludzie,
Odchodzą od nas i wołają głośno:
Idziemy szukać szczęścia. Więc my starce
Cośmy przebiegli po téj biednéj ziemi,
A nigdy szczęścia w życiu nie spotkali,
       170 Możeśmy tylko szukać nie umieli...
Idź! idź! idź starcze do pustelnéj celi...

(chce wchodzić do celi — i zatrzymuje się na progu.)
(Wchodzi Filon, pasterz zamyślony — fantastycznie we wstążki i kwiaty ubrany.)
FILON (z exaltacyą.)

O złote słońce! drzewa ukochane!
O! ty strumieniu, który po kamykach
Z płaczącym szumem toczysz fale śklane!
       175 Rozmiłowane w jęczących słowikach
Róże wiosenne! z wami Filon skona!
Bo Filon marzył los Endymijona,
Marzył, że kiedyś po blasku miesiąca
Biała Bogini, różami wieńczona,
       180 Z niebios błękitnych przypłynie, i drżąca
Czoło pochyli, a koralowemi
Ustami usta moje rozpłomieni.
Ach! tak marzyłem! ale na téj ziemi
Nie ma Dyanny. Samotny uwiędnę,
       185 Jako fijołek — albo kwiat jesieni.

PUSTELNIK.

Co znaczą owe narzekania zrzędne?
Młody szaleńcze, gdzie zimny rozsądek?
Wywracasz świata Boskiego porządek,
A że ty chciwy Akteona wanien,
       190 Czekasz na ziemi anielskiego Bóstwa:
Dla tego tyle zestarzałych panien,
Dotąd się mężów swych nie doczekały;
Szukaj kochanki na ziemi.

FILON.

Świat cały
Napróżno zbiegłem, przeglądając mnóstwa

       195 Dziewic śmiertelnych. Nieraz wzrok łakomy
Śledził z pod złotéj kapeluszów słomy
Żniwiarek twarze podobne czerwienią
Makom zbożowym. Nieraz poglądałem
Na białe płótna, łąk jasną zielenią
       200 Słońcu podane; rojąc serca szałem
Że z bieli płócien, jako z morskiej piany,
Alabastrowa miłości Bogini
Wyjdzie na słońce. Ach! tak obłąkany,
Żyłem na świecie, jako na pustyni;
       205 Nienasycony, dumający, rzewny.
Byłem na dworach, widziałem królewny,
Podobne gwiaździe Wenus co wynika
Wieczorem, z nieba różowego zorzą,
Zaczerwieniona ale bez promyka.
       210 Serca nie mają, a sercem się drożą
Więcéj niż koron brylantami.

PUSTELNIK.

Głupcze!
Niedoścignionych gwiazd szalony kupcze!
Ty co na dworach szukałeś kochanki:
Precz! precz ode mnie kwiecie beznasienny,
       215 Studniom niezdatny jak stłuczone dzbanki,
Światowi, jako słońca blask jesienny
Bezużyteczny. Skoro na tron wrócę,
Zamknę cię w szpital szalonych, lub rzucę
Na bakalarską ławę między dzieci.

FILON.

       220 Mój dobry ojcze! niechaj ci Bóg świeci!
Musisz być chory, gadasz nieprzytomnie.

PUSTELNIK.

Wszyscy szaleńcy zlatują się do mnie,
A wszyscy marzą o królewskich dworach,
Myślą o królach, a kryją się w borach,
       225 I jęczą, jęczą jak oślepłe sowy.

FILON.

Wsadź starcze głowę w strumień kryształowy,
Może ochłonie.

PUSTELNIK.

Woda nie obmyje
Na mojém czole czerwonego pasu.
Widzisz! czy widzisz jak korona ryje?
       230 Dwudziestoletnie życie w głębi lasu
Nie zagoiło rany. Pas na czole,
A drugi taki pas mi serce płata;
Ten od korony

(pokazując na serce.)

Ten od mieczów kata.
O! moje dzieci! o! sieroctwa bole!
O! moja przeszłość!

FILON.

       235 Nudzi mię ten stary,
W głowie ma jakieś bezcielesne mary;
Pewnie oszalał samotnością, postem.

PUSTELNIK.

Cierpienie myśli jest kolącym ostem,
Lecz rzeczywistość... O! ta jak żelazo
Rani, zabija...

FILON.

       240 O tém inną razą
Mówić będziemy, a przekonam ciebie
Że smutek serca...

PUSTELNIK.

Niechaj cię pogrzebie
Mdława istoto. Nic niech nic zabije;
A twój grobowiec zamknie nic.

FILON.

O luba!
Nieznaleziony twój obraz

(pokazując na serce.)

       245 tu żyje!
Nieznalezienie, gorsze niźli zguba;
Jam cię nie znalazł a widzę przed sobą!
Idę do lasu, gdzie będę sam... z tobą...

Błogosławiony wyobraźni cudzie
Ty mnie ocalasz!

(odchodzi w las.)
PUSTELNIK.

       250 Jak szaleją ludzie!

(wchodzi do celi.)



SCENA DRUGA.
Inna część lasu — widać jezioro Gopło.
SKIERKA I CHOCHLIK (wchodzą.)
SKIERKA.

Gdzie jest Goplana, nasza królowa?

CHOCHLIK.

Spi jeszcze w Gople.

SKIERKA.

I woń sosnowa,
I woń wiosenna nie obudziła
Królowej naszéj! woń taka miła!
       5 Czyliż nie słyszy jak skrzydełkami
Czarne jaskółki biją w jezioro.
Tak że się całe zwierciadło plami
W tysiące krążków.

CHOCHLIK.

Za nadto skoro
Zbudzi się jędza, i będzie
       10 Do pracy nas zaprzęgać. To w puste żołędzie
Wkładać jaja motylic — to pomagać mrówkom
Budującym stolice, drogi umiatać
Do mrownika wiodące... to majowym krówkom
Rozwiązywać pancerze aby mogły latać,
       15 To zwiedzać pszczelne ule i z otwartéj xięgi
Czytać prawa ulowe, lub rotę przysięgi
Na wierność matce pszczelnéj, od zrodzonej pszczółki;

To na trzcinę jeziora zwoływać jaskółki,
I uczyć budownictwa pierworoczne matki.
       20 Już zamykać stawiane na ptaszęta klatki,
Nim jaki biedny ptaszek uwięźnie w zapadni,
Na przekor ptasznikowi; już to pani sroce
Ciągle trąbić do ucha naukę: nie kradnij;
Albo wróblowi wmawiać że pięknie świegoce,
       25 Aby ciągle świegotał nad wieśniaczą chatą...
Pracuj jak koń pogański, pracuj całe lato,
A zimą spij u chłopa za brudnym przypieckiem,
Między garnkami, babą szczerbatą i dzieckiem.

SKIERKA.

Bo też ty jesteś leniwy Chochliku!

(patrzy na jezioro.)

       30 Ach patrz na słońca promyku
Wytryska z wody Goplana;
Jak powiewny liść ajeru,
Lekko wiatrem kołysana;
Jak łabędź kiedy rozwinie
       35 Uśnieżony żagiel steru,
Kołysze się — waha — płynie.
I patrz patrz! lekka i gibka
Skoczyła z wody jak rybka,
Na niezabudek warkoczu
       40 Wiesza się za białe rączki,
A stopą po fal przezroczu
Brylantowe iskry skrzesza.
Ach czarowna! któż odgadnie
Czy się trzyma fal obrączki?
       45 Czy się na powietrzu kładnie?
Czy dłonią na kwiatach się wiesza?

CHOCHLIK.

Ona ma wianek na głowie...
Czy to kwiaty? czy sitowie?

SKIERKA.

O nie... to na włosach wróżki,
       50 Uspione leżą jaskółki.

Tak powiązane za nóżki,
Kiedyś, w jesienny poranek,
Upadły na dno rzeczułki:
Rzeczułka rzuciła wianek,
       55 Wianek czarny jak hebany
Na złote włosy Goplany.

CHOCHLIK.

Radzę ci uciekajmy mój Skierko kochany,
Wiedźma gotowa zaraz nową pracę zadać.
Albo obracać młyny skąd woda uciekła
       60 Biednemu młynarzowi, lub każe spowiadać
Leniwego szerszenia nim pójdzie do piekła
Za kradzież słodkich miodów... lub malować pawie.

SKIERKA.

Więc uciekaj... ja się bawię...
Promienie słońca przenikły
       65 Jaskółeczek mokre piórka...
Ożyły — pierszchły — i znikły,
Jak spłoszonych wróbli chmurka.
Królowa nasza bez ducha,
Zadziwiona stoi, słucha;
       70 Nie śmie wiązać i zaplatać
Kos rozwianych, nie wié czemu
Wianeczkowi uwiędłemu
Przyszło ożyć? skąd mu latać?
Goplano! Goplano! Goplano!

(Wchodzi Goplana.)
GOPLANA.

       75 Narwij mi róż Chochliku! poleciał mi mój wianek.

CHOCHLIK.

Już się zaczyna praca.

(Chochlik odchodzi mrucząc.)
GOPLANA.

Czy to jeszcze rano?

SKIERKA.

Pierwsza wiosny godzina.

GOPLANA.

Ach! gdzież mój kochanek?

SKIERKA.

Co mi roskażesz królowo?
Zadaj piękną jaką pracę.
       80 Winąć tęczę kolorową,
Albo budować pałace,
Powojami wiązać dachy,
I opierać kwiatów gmachy
Na kolumnach malw i dzwonów
Lazurowych.

GOPLANA (zamyślona.)

Nie!

SKIERKA.

       85 Chcesz tronów
Z wypłakanych nieba chmurek?
Czy ci przynieść pereł sznurek,
Z owych pereł które dają
Lep na ptaszki, ale mają
       90 Takie blaski, takie wody,
Jak kałakuckie jagody.
Chcesz? lecę na trzęsawice,
Dojrzę — dogonię — pochwycę —
Błędnego moczar ognika;
       95 I zaraz w lilijkę białą,
Oprawię jak do świecznika,
I nakryję białym dzwonkiem
By ci świecił... Czy to mało?
Roskaż pani! co pod słonkiem,
       100 Co na ziemi, wszystko zniosę.
Drzewa, kwiaty, światło, rosę.
Co nad ziemią, w ziemi łonie,
Dźwięki, echa, barwy, wonie,
Wszystko, o czém kiedy śniły
       105 Myśli twoje w jezior burzy
Kołysane.

GOPLANA.

Skierko miły
Ja się kocham.

SKIERKA.

W czém? czy w róży
Bezcierniowej? czy w kalinie?
W cztero listnéj koniczynie?
       110 Może w kwiatku: Niech Bóg świeci,
Który posadzi macocha
Na grobie mężowskich dzieci?
Może w Magdaleny nitce
Co bez wiatru leci płocha?
       115 Może w białéj margieritce.
Co piątym listkiem: nie kocha
Zabiła młodą pasterkę?
W czém się kochasz? poszlij Skierkę!
A przyniesie ci kochanka,
       120 I wplecie do twego wianka,
I będziesz go wiecznie miała,
Pieściła i całowała
Do przyszłej wiosny poranka,
Do drugiego kwiatów wieku.

GOPLANA.

       125 Ach! ja się kocham, kocham się w człowieku.

SKIERKA.

To ludzkie czary.

GOPLANA.

Téj zimy, gdym usnęła
Na skrysztaloném łożu, światło mię jakieś
Z głuchego snu gwałtownie ocuciło.
Otwieram oczy — patrzę... płomień czerwony
       130 Jako pożaru łuna bije przez lody,
I słychać głuchy huk. Rybacy to rąbali
Przełomkę biednym rybkom zdradliwę... Nagle
Okropny krzyk — w przełomkę człowiek pada.
Na moje upadł łoże; a czy to światło
       135 Podobne barwie róż które świeciło
W moim pałacu szklistym? czy też prawdziwe
Róże na jego licach śmiercią mdlejące;
Ale się piękny wydał — ach! piękny tak, że chciałam
Zatrzymać go na wieki w zimnych pałacach,

       140 I nie rozwiązać z wieńca ramion, i przykuć
Łańcuchem pocałunków. W tém zaczął konać...
Musiałam wtenczas, ach! musiałam go wypuścić!
Gdybym przynajmniej mogła była go wynieść
Z wody na rękach moich, usta z ustami
       145 Spoić, i życie wlać w ostygłe jego piersi;
Ale ty wiesz co to za męka dla nas,
Kiedy podobne kwiatom, musiemy składać
Rumieniec nasz, i piękne barwy wiosny,
I do kamieni białych podobne leżyć
       150 W głębiach jeziora. Taką ja wtenczas byłam.
Musiałam leżyć na dnie, ani się płocho
Na światło dnia wyrywać. Napół martwego
Wyniosłam drzącą ręką, i przez otwory
W lodzie wybite rzucam: sama boleśnie
       155 Wracam na puste łoże, na zimne łoże;
A serce moje rozdarł okrzyk rybaków,
Którzy witali wtenczas gdy ja żegnałam.
Jakżem czekała wiosny, przyszła nareszcie.
Z miłością w mojém sercu budzę się... kwiaty
       160 To nie przy jego licach — gwiazdy gasną
Przy jego jasnych oczach... Ah! kocham! kocham!

SKIERKA.

Ktoś idzie tutaj lasem.

GOPLANA.

To on! to on! mój miły.
Bądź niewidomym Skierko.

(Skierka odchodzi.)
(Wchodzi na scenę Grabiec — rumiany — w ubiorze wieśniaka.)
GRABIEC.

Ach cóż to za panna?
Ma twarz, nogi, żołądek — lecz cóś niby szklanna.
       165 Co za dziwne stworzenie z mgły i galarety!
Są ludzie co smak czują do takiéj kobiety;
Ja widzę cóś rybiego w téj dziwnéj osobie.

GOPLANA.

Jak się nazywasz piękny młodzieńcze?

GRABIEC.

Nic sobie...

GOPLANA.

Miły! nic sobie!

GRABIEC.

Jakżeś głupia mościa pani —
       170 Nic sobie, to się znaczy, że nic nie przygani
Mojéj piękności... to jest żem piękny. A zwę się
Grabiec.

GOPLANA.

Cóż cię za anioł obłąkał w tym lesie?

GRABIEC.

Proszę co za ciekawość w tym wywiędłym schabku?

GOPLANA.

Proszę cię panie Grabiec!

GRABIEC.

Wolno mówić: Grabku!
Panie Grabku!

GOPLANA.

Któż jesteś...

GRABIEC.

       175 Aśćki panny sługa...
A pytasz kto ja jestem?... to historja długa.
W naszym kościołku stały ogromne organy,
Mój tata grał na dudach: pięknie grywał pjany,
Ale kiedy na trzeźwo, okropnie rzępolił;
       180 Do tego był balwierzem i wieś całą golił,
Golił i grał na dudach, bo golił w Sobotę,
Na dudach grał w Niedzielę; a miał taką cnotę,
Że nie pił kiedy golił, a pił kiedy grywał.
I wszystko szło jak z płatka. Wtém kogut zaśpiewał,
       185 I mój ojciec małżeństwem z żoną los zespolił.
Panna młoda wąs miała, ojciec wąs ogolił,
I wszystko szło jak z płatka. Lecz tu nowe cuda!
Żona grała na dudach, a tatuś był duda;
Grała więc po tatusiu, dopóty grała,
       190 Aż go na cmentarzyku wiejskim pogrzebała.
Ja zaś pośmiertne dzieło pana organisty,
Jestem, jak mówią, ojca wizerunek czysty,

Bo lubię stary miodek i kocham gorzonnę,
I uciekam od matki...

GOPLANA.

Słowa jego wonne
       195 Przynosi wiatr wiosenny do mojego ucha...
O luby! ja cię kocham...

GRABIEC.

Coż to za dziewucha?
Obcessowo zaczyna. Wprawdzie to nie dziwy.
Ilekroć przez wieś idę, to serca jak śliwy
Lecę pod moje nogi... wołają dziewczęta:
       200 Panie Grabku! Grabiątko, niech Grabiec pamięta
Że jutro grabim siano — pomóż Grabku grabić.
A to znaczy że za mnie dala by się zabić,
I to że się na sienie dadzą pocałować.

GOPLANA.

Czy mię kochasz mój miły...?

GRABIEC.

Ha?... trzeba skosztować...
Naprzykład... daj całusa...

GOPLANA.

       205 Stój!... pocałowanie
To ślub dla czystych dziewic. Na dziewiczém wianie,
Za każdym pocałunkiem jeden listek spada.
Nieraz dziewica czysta i smutkami blada,
Dla tego że spadł jeden liść u serca kwiatu,
       210 Nie śmie kochać i daje pożegnanie światu,
I do mogiły idzie nigdy nie kochana.

GRABIEC.

Coś Waćpanna jak mniszka.

GOPLANA.

Raz pocałowana
Będę twoją na wieki — i ty mój na wieki...

GRABIEC.

Ha pocałunek bliski a ten mój daleki.

(całuje.)
GOPLANA.

O mój luby!...

GRABIEC.

       215 Dalibóg... pfu!... pocałowałem
Niby w pachnącą różę... pfu... róża jest ciałem,
Ciało jest niby różą... niesmaczno!...

GOPLANA.

Mój drogi!
Więc teraz co wieczora na leśne rozłogi
Musisz do mnie przychodzić. Będziemy błądzili
       220 Kiedy xiężyc przyświeca, kiedy słowik kwili,
Nad fala szklistych jezior, pod wielkim modrzewiem
Będziemy razem marzyć przy xiężycu...

GRABIEC (do siebie.)

Nie wiem
Co odpowiedzieć babie...

GOPLANA.

Ty smutny? ty niemy?
O! my z sobą będziemy szczęśliwi!

GRABIEC.

Będziemy,
Lecz nie wieczorem — i nie przy jeziorze...

GOPLANA.

       225 Czemu?

GRABIEC.

Bo ja nie lubię wody jak wściekły.

GOPLANA.

Mojemu
Kochankowi rwać będę poziomki, maliny.

GRABIEC.

Lecz ja nie lubię malin... a kiedy dziewczyny
Niosą dzbanek na głowie, nieraz zrzucam dzbanek,
Ale to nie dla malin.

GOPLANA.

       230 Lecz ty mój kochanek...
Ty musisz lubić kwiaty... Więc przyjdź co wieczora

GRABIEC.

A to już tego nadto!... co za nudna zmora!
Nie przyjdę w żaden wieczór...

GOPLANA.

Dla czego?

GRABIEC.

Za borem
Pewna dziewczyna czeka na Grabka wieczorem.

GOPLANA.

Dziewczyna?

GRABIEC.

Tak... dziewczyna...

GOPLANA.

       235 Czy piękna dziewczyna?

GRABIEC.

Ha?... co pannie do tego?... zwie się Balladyna.

GOPLANA.

Siostra Aliny?... córka wdowy?... ale ona
Złe ma serce...

GRABIEC.

Waćpanna widzę coś szalona...
Nie wierzę w babskie dziwy, sądy i przestróżki.
       240 Wszystkie dziewczęta które mają małe nóżki
To mają piękne usta i serca — a właśnie
Ona piękną ma nóżkę...

GOPLANA. (zapalając się.)

Niech słońce zagaśnie
Jeśli mi ciebie kto wydrze kochanku.
Ty jesteś moim! moim! moim wiecznie!
       245 Choćbyś miał xiężyc za ślubny pierścionek,
Choćbyś miał xiężyc, to ja go rozłamię,
Zagaszę xiężyc który cię prowadzi
Do pocałunków, do kochanki domu.
Ach bądź mi wiernym! błagam cię! zaklinam!
       250 Na twoje własne szczęście. Ach! zaklinam!

Bo zginiesz luby... nie... razem zginiemy,
Ale ty zginiesz także gdy ja zginę...
Więc nie chcę zginąć, abyś ty nie zginął.
Przynajmniéj dzisiaj nie chodź tam wieczorem,
       255 Przynajmniéj dzisiaj nie chodź tam... ja każę...

GRABIEC.

A któż ty jesteś co każesz?

GOPLANA.

Królowa!
Królowa fali Goplana.

GRABIEC.

Ej!... w nogi!
Jezus Marya! a tom popadł w biedę,
Szatana żona chce być moją żoną.

(Grabiec ucieka.)
GOPLANA. (sama.)

       260 Niech słońce gaśnie! niechaj gwiazdy toną,
W bezdrożne niebo! niechaj róże więdną!
Co mi po słońcu, po gwiazdach, po kwiatach.
Wolę je stracić niż kochanka stracić.
Co mam potęgi, co nadprzyrodzonéj
Siły nad światem; to obrócę na to
       265 Aby to serce podbić i mieć mojém...
Skierko! Chochliku!....

(Skierka przybiega.)

Czy słyszałeś Skierko
Moją rozmowę z kochankiem? aniołem?

SKIERKA.

Nie karz... ciekawość... szczera moja skrucha.
       270 Biały powoju kwiatek uszczyknąłem
I końcem różka włożywszy do ucha
Słyszałem... przez kwiat...

GOPLANA.

Gdzie Chochlik?

SKIERKA.

Leniwy
Ciągnie się z wiankiem...

(wchodzi Chochlik z wiankiem.)
GOPLANA.

A wstydź się Chochliku!
Patrz coś ty narwał chwastu i pokrzywy,
       275 Brzydkich piołunów, koniczyn, trawniku.

SKIERKA.

Pozwól mi Pani niech ja go wysiekę
Za taki wianek...

CHOCHLIK.

Ej!... ja cię urzekę...

GOPLANA.

Słuchajcie mię cicho djabliki...
Oto Chochło polecisz za moim kochankiem;
       280 Idź przy nim, przed nim, za nim, jak skoczne ogniki,
I błąkaj po murawach, tak, by przed porankiem
Nie trafił do mieszkania — ani do téj chaty
Gdzie mieszkają dwie piękne dziewczęta — dwa kwiaty,
Córki wdowy... Rozumiesz... a o wschodzie słońca
Tu miłego przyprowadź.

CHOCHLIK.

       285 Będę go bez końca
Błąkał i sadzał w błocie.... cha! cha! cha! cha! cha! cha!

(odchodzi Chochlik.)
GOPLANA.

A ty mój Skierko, leć na mały mostek
Gdzie jest mogiła samobójcy stracha.
Ukryj się w łozy zarostek.
       290 Za godzinę, przez ten mostek
Będzie jechał pan bogaty,
Ustrojony w złote szaty,
Jak do ślubu — bez oręży,
I kareta złotem błyska,
       295 I pięć rumaków w zaprzęży;

Cztery karych, i klacz biała
Przodem lecąc iskry ciska.
A na mostku wypróchniała
Leży belka drżąca, śliska.
Czy rozumiesz?

SKIERKA.

Wywrócić?

GOPLANA (skłaniając głowę.)

       300 Lecz nie szkodzić żywym
Ani ludziom ni koniom.

SKIERKA.

A potém?

GOPLANA.

Tego pana w płaszczu złotym,
Hymnem wiatru czułym, tkliwym,
Zaprowadzić aż do chaty
       305 Gdzie mieszka uboga wdowa,
I dwie młode córki chowa.
Uczyń tak, by pan bogaty
Wziął tam żonę i we dwoje
Odjechał złotą karetą.
       310 Luby Skierko! dziecie moje!

SKIERKA.

Dziewczyna będzie kobietą.
Nim dwa razy słońce zaśnie,
Nim dwa razy xiężyc zgaśnie.

(odlatuje.)
GOPLANA. (sama.)

Więc rozesłałam Sylfy; niechaj pracują
       315 Na moje szczęście. Teraz nie idzie o to
Aby wojskami kwiatów zdobywać niwy;
Nie kwiatów strzedz mi teraz, nie tęcze winąć,
Ani słowiki uczyć piosenek, ani
Budzić jaskółki wodne... kocham!... ginę!...
       320 A jeśli on mię kochać nie będzie? cała

W mgłę się rozpłynę białą, i spadnę łzami
Na jaki polny kwiat i z nim uwiędnę.

(Rozpływa się w powietrzu.)


SCENA TRZECIA.
Chata Wdowy.
WDOWA i córki jéj BALLADYNA i ALINA wchodzą z sierpami.
WDOWA.

Zakończony dzień pracy, moja Balladyno
Twoje rączki od słońca całe się rozpłyną
Jak lodu krysztaliki. Już my jutro rano
Z Alinką na poletku dożniemy ostatka;
       5 A ty moje dzieciątko siedź sobie za ścianą...

ALINA.

Nie! nie, nie, jutro odpoczywa matka,
A my z siostrzycą idziemy na żniwo.
Słoneczko lubi twoję główkę siwą
I leci na nią, by natrętna osa
       10 Do białych kwiatków; ani go od włosa
Liściem odpędzić; że też nigdy chmurki
Bóg nie nadwieje, aby cię zakryła
O! biedna matko!

WDOWA.

Dobre moje córki
Z wami to nawet ubożyzna miła,
       15 A kto posieje dla Boga nie straci.
Zawsze ja myślę, że wam Bóg zapłaci
Bogatym mężem... a kto wie? a może
Już o was słychać na królewskim dworze?
A my tu żniemy, aż tu nagle z boru
       20 Jaki królewic — niech i kuchta dworu
Albo koniuszy — zajeżdża karetą...
I mówi do mnie — podściwa kobieto
Daj mi za żonę jedną z córek — Panie!

Weź Balladynę, piękna jak dziewanna —
       25 Tobie się także Alino dostanie
Rycerz za męża... ale starsza panna
Powinna prędzéj zostać panną młodą.
W rzeczułkach woda goni się za wodą.
Mój królewicu żeń się z Balladyną.

BALLADYNA.

       30 Gdzie ty mój grzebień podziałaś Alino,
Co ty tam słuchasz jak się matce marzy.

ALINA.

Wiesz Balladyno że to jéj do twarzy
Kiedy śni głośno, kiedy się uśmiécha.

MATKA (do Balladyny.)

Dobrze ty mówisz! chata taka licha,
       35 A mnie się marzy Bóg wie nie co... Ale
Bogu się także w wiekuistéj chwale
Musi coś marzyć.. A gdyby też Bogu
Chciało się matce dać złotego zięcia...

BALLADYNA.

Ach! słychać jakiś turkot na rozłogu,
       40 Jedzie gościńcem dwór jakiegoś xięcia.
Pięć koni... złota kareta... ach kto to?...
Jedzie aleją.. Jak to pięknie złoto
Między drzewami błyska... Ach! mój Boże
Co im się stało?... śród naszego mostu
       45 Powóz prrr... stanął... i ruszyć nie może...

WDOWA.

Pewnie chcą konie napoić...

BALLADYNA.

Ot właśnie
Pan poi konie na drodze po prostu...

WDOWA.

Ha! jeśli pić chcą...

ALINA.

Już słoneczko gaśnie,
Trzeba zapalić sosnowe łuczywo....

BALLADYNA. (biegnąc od okna.)

       50 Ach lampę zaświeć... ach lampę... co żywo...
O gdzie mój grzebień?

(Słychać pukanie do drzwi.)
WDOWA.

Cóż to?... co?... ktoś puka...
Otwórz Balladyno...

BALLADYNA.

Niech siostra otworzy...

WDOWA.

Prędzéj otwórzcie... ktoś do chaty stuka.

ALINA.

Ach ja się boję...

WDOWA.

Niech wszelki duch Boży
       55 Boga wychwala... ja odemknę chatę...

(patrzy przez dziurkę od klucza.)

O jakie stroje złocisto bogate.

(otwiera.)

Czy w imie Boga?...

(Kirkor wchodzi.)
KIRKOR.

Tak, z Boga imieniem.
Proszę wybaczyć, ale nad strumieniem
Mostek pod mojém załamał się kołem,
Szukam schronienia...

WDOWA.

       60 Proszę po za stołem
Mój królewicu siadać — proszę siadać.
Chata uboga — raczyłeś powiadać
Że powóz... O! to nieszczęście! — Dziewczęta!
To moje córki jasny królewicu —
       65 A to już dawno człowiek nie pamięta
Takich przypadków, chyba przy xiężycu
Młynarz co jechał przeszłéj wiosny.

BALLADYNA.

Matko
Dosyć — daj panu mówić...

(Wchodzi Skierka niewidzialny dla Aktorów.)
KIRKOR.

Przed tą chatką
Słyszałem dźwięki luteń... czy to córki
Wasze grywają na lutni?

WDOWA.

       70 Przepraszam —
Nie... królewicu...

SKIERKA.

Z niewidzialnéj chmurki
Sympatycznemi kwiaty poukraszam
Obie dziewice, bo moja królowa
Nie powiedziała do któréj nakłonić
       75 Serce Kirkora... Muzyka echowa
Zacznie hymnami powietrznemi dzwonić;
A wieniec kwiatów taką woń rozleje,
Że serce tego człowieka omdleje,
Że jedném sercem dwa serca pokocha.

(Wkłada wieńce kwiatów na głowy dziewicom — słychać muzykę.)
WDOWA.

       80 Może królewic chce odpocząć trocha...

KIRKOR (z zadziwieniem i niespokojnością.)

Odpocząć, kiedy dźwięki takie cudne
Słyszę... Dziewice, wasze są to pieśni?...
Słyszę śpiewanie...

ALINA.

Czy się panu nie śni?
Tu w chacie... cicho...

KIRKOR.

Ach jakże mi nudne
Wspomnienie zamku pustego!...

SKIERKA (na stronie.)

       85 Czar działa...

KIRKOR.

Z jakich kadzideł ta woń się rozlała?...
To spewna wasze wieńce uroszone
Łzami wieczora, dają takie wonie?

BALLADYNA.

Lecz my nie mamy wieńców.

(Wchodzi sługa Kirkora bogato ubrany.)
SŁUGA.

Naprawione
Koło w powozie...

KIRKOR.

       90 Wyprządz z dyszla konie,
Ja tu zostanę...

(sługa odchodzi.)
WDOWA.

Cóż to za zjawienie?
Królewie w chacie! Na jakiém on sienie
Spać będzie?... Jemu listki róży cisną...

KIRKOR (do siebie.)

Prawdę wróżyłeś pustelniku stary!
       95 Gdzie okienkami dwie różyczki błysną,
Gdzie dach słomiany...

SKIERKA (do siebie.)

Zakończone czary...

KIRKOR (do Wdowy.)

Słuchajcie matko! na świat wyjechałem
Szukać ubogiéj i cnotliwéj żony;
Dalej nie jadę, bo tu napotkałem
       100 Cudowne bóstwa... O! gdybym dwa trony —
Ach powiem raczéj... gdybym miał dwa serca!
Lecz zdaje mi się że dwa serca noszę...
Dwóma sercami o dwie córki proszę;
Ale Bóg jedną tylko wziąść pozwala
       105 I do ślubnego prowadzić kobierca;
Więc trzeba wybrać... Czemuż losu fala
Rozbiła serce moje o dwie skały?

Ach czemu oczy moje nie wybrały
I nie powiodły czucia. Dziś nie umiem
Wybrać...

WDOWA.

       110 Ja ciebie panie nie rozumiem?...

KIRKOR.

Proszę o rękę jednéj z córek... może
Słyszałaś kiedy o hrabi Kirkorze,
Co ma ogromny zamek, cztery wieże,
Złocisty powóz, konie i rycerze
       115 Na swych usługach?... Otóż Kirkor... to ja...
Proszę o jedną z córek...

WDOWA.

Córka moja?...
Ja dwie mam córki — ale Balladyna...

KIRKOR.

Czy starsza?

WDOWA.

Tak jest... a młodsza Alina
Także jak anioł....

KIRKOR (do siebie.)

Jaki wybór trudny
       120 Starsza jak śniegi — u téj warkocz cudny
Niby listkami brzoza przyodziana;
Ta z alabastrów — a ta zaś różana —
Ta ma pod rzęsą węgle — ta fijołki —
Ta jako złote — na zorzy aniołki,
       125 A ta zaś jako noc biała nad rankiem.
Więc jednéj — mężem drugiéj być kochankiem;
Więc obie kochać, a jedną zaślubić?
Lecz którą kochać? którą tylko lubić?...
Niech się przynajmniéj z ust różanych dowiem
Która mnie kocha?...

(do dziewic.)

       130 Moje smugłe łanie
Czy mnie kochacie?

BALLADYNA.

Ach! ja ci nie powiém
Nie... ale nie śmiem wymówić — tak panie —
Ale ty zgadniesz choć będę milczała,
Zgadnij rycerzu.

KIRKOR (do Aliny.)

A ty różo biała?

ALINA.

Kocham...

KIRKOR.

Obiedwie kochają.

WDOWA.

       135 Zapewne
Że muszą kochać!... tożby to dopiéro
Gdyby nie kochać rycerza co szczerą
Mógłby za żonę wziąść sobie królewnę,
Piękny i śmiały.

KIRKOR.

Któraż z was dziewice
       140 Będzie mię więcej kochała po ślubie?
Jak będzie kochać? lubić co ja lubię?
Jak mi rozchmurzać gniewu nawałnice?

BALLADYNA.

O panie! jeśli w zamku są czeluście,
Z czeluści ogień bucha, a ty każesz
       145 Wskoczyć — to wskoczę. Jeśli na odpuście
Xiądz nie rozgrzeszy, to wezmę na siebie
Śmiertelne grzéchy któremi się zmażesz.
Jeżeli dzida będzie mierzyć w ciebie,
Stanę przed tobą, i za ciebie zginę...
Czegoż chcesz więcéj?...

WDOWA.

       150 Weź! weź Balladynę.
Szczera jak złoto.

KIRKOR (do Aliny.)

A ty młodsza dziewo
Co mi przyrzekasz?

ALINA.

Kochać i być wierną.

KIRKOR.

Ach nie wiém któréj oddać rękę lewą
Jako szwagierce — a któréj z pierścionkiem.
       155 O! gdybym ujrzał tę gwiazdę przedsterną
Co wiodła króle do dzieciątka żłobu,
Serce mam jedno a ciągnie do obu.
Którą odrzucić? któréj być małżonkiem?
Obie kochają, więc niesprawiedliwość
       160 Poniesie jedna, jeśli wezmę drugą.
W obojgu jedna prostota i tkliwość,
W obojgu miłość jednaką zasługą...
Którą tu wybrać?...

ALINA.

Jeśli mnie wybierzesz
Szlachetny panie, to musisz obiecać
       165 Że mię do zamku twojego zabierzesz
Z matką i siostrą... Bo któż będzie matce
Gotować garnek? kto ogień rozniecać?
Ona nie może zostać w biednéj chatce,
Kiedy ja będę w pałacach mieszkała.
       170 Patrz ona siwa jak różyczka biała.
O! widzisz panie... musisz także ze mną
I matkę zabrać...

KIRKOR.

O! jakąż tajemną
Roskoszą serce napełnia... o miła...

WDOWA.

Lecz Balladyna to samo mówiła
       175 W sercu i w myśli... Wierzaj mi rycerzu
I Balladyna kocha matkę starą.

KIRKOR.

Jużem był wybrał i znów mi w puklerzu
Dwa serca biją...

BALLADYNA.

Byłabym poczwarą,
Niegodną twojej ręki, ale piekła,

       180 Żebym się matki kochanéj wyrzekła.
Prócz matki, siostry, wszystko ci poświęcę.

KIRKOR.

Oślepionego chyba losu ręce
Wskażą mi żonę...

SKIERKA (śpiewa do ucha Wdowy.)

Matko w lesie są maliny,
       185 Niechaj idą w las dziewczyny.
Która więcéj malin zbierze,
Tę za żonę pan wybierze.

WDOWA.

Coś matce staruszce
Przyszło do głowy... Mój ty królewicu,
       190 Jeśli pozwolisz twéj pokornéj służce,
To ci poradzi piękny krasnolicu.
Oto niech rankiem idą w las dziewczyny,
A każda weźmie dzbanek z czarnéj gliny:
I niechaj malin szukają po lesie,
       195 A która pierwsza dzban pełny przyniesie
Świeżych malinek, tę weźmiesz za żonę.

KIRKOR.

Wyborna rada... O! złota prostoto!
Ty mi dasz szczęście niczém nieskłócone,
Dnié roskoszami przeplatane z cnotą.
       200 Tak moja matko... niech o słońca wschodzie
W las idą córki z dzbankami na głowie.
A my w lipowym usiądziemy chłodzie;
Która powróci pierwsza, ta się zowie
Hrabini Kirkor... Sądź sam wielki Boże.

WDOWA.

       205 Królewic znajdziesz w téj chateczce łoże,
Pachnące siano zakryte bielizną.
Wierzaj mi panie, żabki się nie wślizną
Do twego sianka... proszę do alkowy.

KIRKOR (klaszcze, wchodzi sługa.)

Przynieś z powozu puhar kryształowy,
       210 Wino i zimne żubrowe pieczywo...

(sługa odchodzi.)

Bądźcie mi zdrowe piękne narzeczone...

(odchodzi do alkowy poprzedzany przez Wdowę.)
ALINA.

Siostrzyco moja... o! jakież to dziwo,
O! jakie szczęście!

BALLADYNA.

Jeszcze nie złowione,
To szczęście siostro może nie dla ciebie...

ALINA.

       215 O! moja siostro... wszakże to na niebie
Jeśli nie słońce, to gwiazdy nad głową:
Jeśli nie będę panią Kirkorową,
To będę pani Kirkorowéj siostrą.
A tobie jutro trzeba wziąść się ostro
       220 Do tych malinek, bo wiész że ja zawsze
Uprzedzam ciebie i mam pełny dzbanek.
Nie wiem czy na mnie jagody łaskawsze
Same się tłoczą... czy tam... twój kochanek...

BALLADYNA.

Milcz!...

ALINA.

Ha siostrzyczko? a ja wiém dla czego
Malin nie zbierasz...

BALLADYNA.

       225 Co tobie do tego?

ALINA.

Nic... tylko mówię że jabym nie chciała
Rzucić kochanka ani dla rycerza,
Ani dla króla... a gdybym kochała,
Wzajem kochana, rolnika, pasterza,
To jużby żaden Kirkor...

BALLADYNA.

       230 Nie chcę rady
Od głupiéj siostry...

(słychać klaskanie za chatą — Balladyna zapala świéczkę i ukrywszy ją w dłoni wychodzi.)
ALINA.

Ha zaklaskał w borze —
Wyszła ze świeczką... O! mój wielki Boże
Co tam pan Grabek powié na te zdrady.
Bo też ta siostra chce iść za Kirkora,
       235 A jam widziała na kwiatkach ugora,
Ba! i pod naszą osiną słyszałam
Sto pocałunków... przebacz mi o! Chryste
Że sądzę miłość, któréj ach! nie znałam...

(klęka.)

Widzisz mój Boże! ja mam serce czyste,
       240 A przysięgając nie złamię przysięgi...
Boże! ptaszęta u twojéj potęgi,
Mogą uprosić o wiszeńkę czarną,
Jaskółkom w dziobek dajesz muszkę marną.
Jeśli ty zechcesz Boże mój jedyny,
       245 Gdzie stąpię... wszędzie czerwone maliny...

(Siada na ławie i usypia.)
SKIERKA (śpiewa.)

Niech sen szczęścia pozłacany
Zamyka oczy dziewczyny...
A ja lecę do Goplany...

(odchodzi.)
ALINA (przez sen.)

Wszędzie maliny! maliny! maliny...


KONIEC AKTU PIERWSZEGO.


AKT DRUGI.

SCENA PIERWSZA.
Las przy jeziorze Gople — Wschód słońca.
CHOCHLIK i GRABIEC w czerwone błoto trzęsawic uwalany — i dobrze podpity.
GRABIEC.

Nie pójdę krokiem daléj.

CHOCHLIK.

Ale to już blisko
Do twojego domostwa.

GRABIEC.

Moje czarne psisko
Nie wierzę tobie... bo mię błąkasz — sadzasz w błocie
I wykręcasz ogonem... Nie... mój czarny kocie
       5 Chciałem ciebie pogłaskać a ogień wytrysnął...
Spać chcę.

CHOCHLIK.

Zażyj tabaki...

GRABIEC (trzymając się dębu.)

Patrz dąb mię uścisnął
I nie dziw, dąb przyjaciel grabiny... Mój dębie
Wierz mi że cię szacuję, co w sercu to w gębie.

CHOCHLIK.

Chodźmy daléj...

GRABIEC.

Znalazłem dęba przyjaciela;
       10 Choćbyś mi raj pokazał gdzie Bóg wróble strzela,
To nie porzucę dębu co się cały chwieje,
I potrzebuje wsparcia. — Patrz biedaczek mdleje.
Tu psie! tutaj z latarnią! zgubiłem dębinę.
Ha! dąb uciekł... nie poznał mnie... obrosłem w trzcinę
Siedząc w błotach noc całą...

CHOCHLIK.

Chodź do karczmy.

GRABIEC.

       15 Na to
Masz ze mnie przyjaciela — na to jak na lato...
Nie... to już nie przystoi... jeśli karczma dama
Kocha mię jak ja kocham... to nadejdzie sama...
Głupstwo chodzić do dziewcząt... Skąd ty masz tabakę?

CHOCHLIK.

Od pana Lucyfera.

GRABIEC.

       20 Ty mi świecisz Bakę.
Psie mój miły poszukaj zająca — a strzelę.

CHOCHLIK.

Czém?...

GRABIEC.

Gromem... Cośmy z tobą dobrzy przyjaciele,
Przepraszam ciebie bardzo żem cię zawiódł w błota,
Siedzieliśmy w kałuży po uszy jak cnota,
       25 I kichali — kichali... mój nos w nos waćpana.

CHOCHLIK.

Pamiętasz co nam trzcina mówiła?

GRABIEC.

Kochana!
Przyszła na pomoc...

CHOCHLIK.

Trzcina ratowała dudę...

GRABIEC.

Ja zawsze obwiniałem trzciny o obłudę...

CHOCHLIK.

Chodź daléj...

GRABIEC.

Spać chcę...

CHOCHLIK.

Lepiéj wleź na dąb...

GRABIEC (śpiewa.)

       30 Na dębie
Siedzą gołębie,
Na stawku pływają kaczki...
Jeżeliś przyjacielem, to zanieś do praczki
Moje spodnie...

CHOCHLIK.

Co? jak to? chcesz spać bez szlafmycy?

GRABIEC.

       35 Nie chcesz?... to idź do djabła kocie czarownicy.

CHOCHLIK.

Dobréj nocy...

GRABIEC.

Dobranoc... dobranoc psie miły.
Szedłbym jeszcze do karczmy ale nie mam siły.
Dobranoc...

(zasypia.)
CHOCHLIK.

Co za głupie stworzenia ci ludzie!
Spił się, cały w czerwonéj umazgał się rudzie,
       40 I śpi, niech sobie teraz nadchodzi Goplana.

(Goplana wchodzi ze Skierką.)
GOPLANA.

Gdzie on? ach zasnął... Niech zorza różana
Pierwsze mu blaski na oblicze rzuci;
Lecz niech się zorza na poły zasmuci,
I płaczem rosy słońce tak przesłoni,
       45 Aby łagodne powiek nie raziło...
A ty Chochliku weźmij z hojnéj dłoni
Twoją nagrodę...

CHOCHLIK (biorąc dar.)

Orzech świstun, zgniłą
Pełny tabaką... dzięki ci królowo,
Przez dwa dni będę częstował hiszpanką
Chłopstwo pijane...

GOPLANA (do Skierki.)

       50 Któraż jest kochanką
Kirkora?...

SKIERKA.

Obie...

GOPLANA.

O szalona głowo!

SKIERKA.

Przyjdą do lasu szukać malin obie,
Ja ci mówiłem...

GOPLANA.

Poradź mi co zrobię?

SKIERKA

Spuść się na czarne Balladyny serce;
       55 Zazdrość widziałem w maleńkiéj iskierce,
Więcéj niż zazdrość...

GOPLANA.

Cóż robiły w nocy?

SKIERKA.

Alina Boskiéj wzywając pomocy
Usnęła cicho marząc o malinach;
A Balladyna zapaliła świecę
       60 I wyszła, bo ktoś zaklaskał w osinach.
Leciałem za nią śledzić tajemnicę
Nocnéj przechadzki... Jako mgliste mary,
Szła po murawach i drząca i cicha:
A płomyk świécy przez różowe szpary
       65 Białych paluszków, jak z róży kielicha,
Błyskał i gasnął, to błyskał to gasnął.
Zbudził się ptaszek w osinach i zasnął,
Tak cicho przeszła wietrznemi poloty,
Tak cicho przeszła... Ćmy wianuszek złoty

       70 Zwinął się, leciał nad dziewicy głową.
Stanęła... słucham... ona ciche słowo
Wmięszała w szmery listeczków osiny...
Ktoś odpowiedział.....

GOPLANA.

Może Balladyny
Drużka?...

SKIERKA.

Nie pani.

GOPLANA.

Kto?

SKIERKA.

Mamże powiedziéć?

GOPLANA (pokazując na śpiącego Grabka.)

On?

SKIERKA.

Tak...

GOPLANA (do Chochlika.)

       75 Chochliku... kazałam ci śledzić,
Przeszkodzić.

CHOCHLIK.

Djabeł kochankom przeszkodzi.

GOPLANA.

Zamknij Chochlika Skierko w muszli żabiéj
I na jezioro puść by kota w łodzi.

CHOCHLIK.

O! pani pani lepiéj ty mię zabij...

GOPLANA.

       80 Zabić nie mogę lecz mogę ukarać...

SKIERKA.

Pójdź Panie Chochło o łódkę się starać.

(Chochlik przekrzywiając się jak krnąbrne dziecko odchodzi za Skierką.)
GOPLANA (sama.)

Więc on ją widział... on ją widział nocą;
Przekleństwo! wczoraj widział ją w osinie.

Niechaj te gwiazdy nigdy się nie złocą
       85 Co im świeciły! Niech ten miesiąc ginie!
Niechaj anielskiéj drogi mléczne stopnie
W proch się rozsypią!... On był tam? — okropnie.
Żeby ta dziewa jedno mi spojrzenie
Przedała dzisiaj za brylanty światów...
       90 Jak go ukarać? ach ja się zamienię
W błękitny powój i węzłami kwiatów
Na śmierć uścisnę... O nie... z tego wianka
Kochanek żywy wyjdzie, a kochanka
Rozpłomieniona miłością omdleje.
       95 Jak go ukarać?... Niechaj wrośnie wszystek
W płaczącą wierzbę, korą się odzieje.
Niech się na drzewie skłoni każdy listek,
Jakoby smutny przewinieniem spadał
I płakał... Luby gdy cię tak zobaczę,
       100 Że będziesz płaczem na płacz odpowiadał,
To będę płakać ach! że wierzba płacze.

(Skierka wraca.)
SKIERKA.

Zamknięty w muszli po strumykach skacze,
I na jezioro wyjeżdża w powozie
Nieboszczki żaby.

GOPLANA.

Wytnij rózgę w łozie.

(Skierka podaje Goplanie pręcik.)

       105 Obudź się teraz! obudź się kochany!
Powiédz dla czego?...

GRABIEC (senny.)

Spię... bo jestem pjany.

GOPLANA.

Powiédz dla czego jak miłośny słowik
Piosnką wieczora?...

GRABIEC (śniąc na pół.)

Podaj mi borowik
I włóż pod głowę za puduszkę... a nie?
       110 To idź do stawu rybo, koczkodanie.

GOPLANA.

Więc poznaj władzę Goplany!
Wrośnij w ziemię, i z téj ziemi
Wyrośnij korą odziany,
liściami płaczącemi.

(Grabiec tonie w ziemię, wierzba na tém miejscu wyrasta.)

       115 Rośnij wierzbo płacząca;
Skarz się gdy ptaszek trąca,
Gdy cię strumyk podrywa;
Kiedy wietrzyk rozniesie,
Twoje listki po lesie.
       120 Skierko! przyszlij słowika niech téj wierzbie śpiéwa
Słowa miłośne, i niech ją nauczy
Kochać i płakać;
Ale niech żaden dziób kruczy
Nie śmie nad nią smutnie krakać
       125 Pieśni pogrzebu,
Bo ta wierzba nie umarła.

SKIERKA.

O! jakże pięknie listki rozpostarła!
Jak się kłania kwiatom, niebu.
Wierzba wyrosła z człowieka,
       130 I piękniejsza niż był człowiek.

GOPLANA.

Niechaj teraz kochanek Balladyny czeka,
Niechaj sękowém okiem z pod korzanych powiek
Upatruje dziewicy...

SKIERKA.

Widzę dwie dziewczyny.
Niosą na głowach czarne dzbanki z gliny,
Szukają malin.

GOPLANA.

       135 Skryjmy się w gęstwiny.

(Goplana i Skierka kryją się — Alina wchodzi z dzbankiem na głowie.)
ALINA.

Ach pełno malin — a jakie różowe!
A na nich perły rosy kryształowe,

Usta Kirkora takie koralowe
Jak te maliny... Fijołeczki świeże
Wzdychacie próżno, bo ja nie mam czasu
       140 Zrywać fijołków bo siostrzyczka zbierze
Dzban pełny malin i powróci z lasu
I weźmie męża; a ja z fijołkami
Zostanę panną... Choćbyście wy były
       145 Fijołki moje złotemi różami,
Wolę maliny.

(śpiewa szukając malin.)

Mój miły! mój miły!
Złoty wielki pan.
Mojemu miłemu
Niosę malin dzban.
       150 Bo on woli mój kochanek,
Taki pełny malin dzbanek,
Niż zbożowy łan. Oh!
Niż zbożowy łan.

(odchodzi w las.)
(Wchodzi Balladyna z dzbankiem na głowie.)
BALLADYNA.

Jak mało malin! a jakie czerwone
       155 By krew. — Jak mało — w którą pójdę stronę?
Nie wiem... a niebo jakie zapalone
Jak krew... Czemu ty słońce wschodzisz krwawo?
Noc wolę ciemną niż taki poranek....
Gdzie moja siostra... musiała na prawo
       160 Pójść i napełnić malinami dzbanek;
A ja śród jagód chodzę obłąkana,
Jakąś rospaczą, i łzy gubię w rosie.

ALINA (z głębi lasu.)

Siostrzyczko moja! siostrzyczko kochana!
A gdzie ty?...

BALLADYNA.

Jaki śmiech w Aliny głosie.
Musi mieć pełny dzbanek...

(Alina wchodzi.)
ALINA.

       165 Cóż siostrzyczko?

BALLADYNA.

Co?...

ALINA.

Czy masz pełny dzbanek?

BALLADYNA.

Nie...

ALINA.

Bladyno
Cóż ty robiłaś?

BALLADYNA.

Nic...

ALINA.

To źle różyczko...
Ja mam dzban pełny mniéj jedną maliną.

BALLADYNA.

Weź tę malinę z mego dzbanka.

ALINA.

Miła!...
       170 Siostrzyczko moja, powiedz, gdzieżeś była?
Wyszłyśmy razem, miałaś dosyć czasu;
Wszak ja ci siostro nie ukradłam lasu.
Dlaczegoż teraz z taką białą twarzą?
I z przyciętemi ustami...

BALLADYNA.

Wyłażą
       175 Z twojego dzbanka maliny jak węże
Aby mię kąsać żądłami wymówek.
Idź i bądź panią! siostra się zaprzęże
Jak wół do pługa, będzie tłoczyć oléj
Z kolących siemion i z brzydkich makówek.

ALINA.

       180 A wstydź się siostro... proszę cię nie boléj
Nad mojém szczęściem.

BALLADYNA.

Cha! cha! cha!

ALINA.

Co znaczy
Ten śmiech okropny? siostro! czy ty chora?
Jeżeli wielkiéj doznajesz rospaczy
To powiédz... Ale ty kochasz Kirkora?
       185 Ty bardzo kochasz? Siostro! powiédz szczerze?
Bo widzisz rybko, są inni rycerze,
Jak będę panią to ci znajdę męża...

BALLADYNA.

Ty będziesz panią? ty! ty!

(dobywa noża.)
ALINA.

Balladyna!...
Co ten nóż znaczy?...

BALLADYNA.

Ten nóż?... to na węża
W malinach...

ALINA.

       190 Siostro jesteś blada, sina.
Kalinko moja! co tobie? co tobie?
Czemu ty blada? ach! jak to okropnie!
Przemów choć słówko! Usiądźmy tu obie,
I mówmy z sobą otwarcie, rostropnie,
Jak dwie siostrzyczki.

(siadając na murawie.)

       195 Ja kocham Kirkora,
Ach nie dla tego że Kirkor bogaty,
Że wielki rycerz, pan możnego dwora,
Że ma karetę złotą, złote szaty;
A jednak miło mi że chodzi w złocie,
       200 Że miecz ma jasny, służebników krocie:
Bo to jak rycerz w bajce, co się rodzi
Z wielkiego króla i w lesie znachodzi
Jakąś zaklętą królewnę.

BALLADYNA. (wstając z pomięszaniem.)

Och!...

ALINA. (wstając.)

Miła!...
Co tobie?...

BALLADYNA. (ze wzrastającém pomięszaniem.)

Gdybym cię siostro zabiła.

ALINA.

Co też ty mówisz?...

BALLADYNA.

       205 Daj mi te maliny!...

ALINA.

A kto wie siostro? gdybyś poprosiła,
Pocałowała usteczka Aliny.
Możebym dała?... spróbuj Balladynko...

BALLADYNA.

Prosić?...

ALINA.

Inaczéj żegnaj się z malinką.

BALLADYNA. (przystępując.)

Co?...

ALINA.

       210 Bo też widzisz siostro że ten dzbanek,
To moje szczęście, mój mąż, mój kochanek,
Moje sny złote i mój ślubny wianek,
I wszystko moje...

BALLADYNA (z wściekłością natrętną.)

Oddaj mi ten dzbanek.

ALINA.

Siostro?...

BALLADYNA.

Oddaj mi... bo!...

ALINA. (z dziecinném najgrawaniem się.)

Bo... i cóż będzie
       215 Bo?... Nie masz malin więc suche żołędzie
Uzbierasz w dzbanek — czy wierzbowe liście?...

I tak... ja prędzéj biegam, i przez miedzę
Ubiegnę ciebie...

BALLADYNA.

Ty?...

ALINA.

A oczywiście
Że ciebie w locie siostrzyczko wyprzedzę...

BALLADYNA.

Ty!

ALINA.

       220 O! nie zbliżaj się do mnie z takiemi
Oczyma... Nie wiem... ja się ciebie boję.

BALLADYNA. (zbliża się i bierze ją za rękę.)

I ja się boję... połóż się na ziemi...
Połóż! ha!

(zabija.)
ALINA.

Puszczaj!... oh!... konam...

(pada.)
BALLADYNA.

Co moje
Ręce zrobiły?... O!...

GŁOS Z WIERZBY.

Jezus Marya...

BALLADYNA. (przerażona.)

       225 Kto to?... zawołał ktoś?... czy to ja sama
Za siebie samą modliłam się?... Żmija,
Kobiéta, siostra — nie siostra. Krwi plama
Tu — i tu — i tu

(pokazując na czoło plami je palcem.)

I tu. — Któż zabija
Za malin dzbanek siostrę?... Jeśli z bora
       230 Kto tak zapyta? powiem — ja. — Nie mogę
Skłamać i powiem ja! — Jakto ja?... Wczora

Mogłabym przysiądz że nie... W las!... w las!... w drogę,
Wczorajsze serce niechaj się za ciebie
Modli. — Ach jam się wczoraj nie modliła.
       235 To źle! źle! — dzisiaj już nie czas... Na niebie
Jest Bóg... zapomnę że jest, będę żyła
Jakby nie było Boga.

(odbiega w las.)
(Goplana i Skierka wchodzą — Alina leży zabita.)
GOPLANA.

Ach okropność,
Ludzie tak siebie zarzynają nożem.
Nie wiem jak ludzka poczyna rostropność
       240 W takiém zdarzeniu?... My duchy nie możem
Znać owych ziółek, które rany leczą;
A ona ciepła, może jeszcze żywa?
Pustelnik nieraz ziółka w lesie zrywa,
Więc może, gdyby miał koło niéj pieczą,
       245 Do życia wróci... Ach Skierko mój drogi
Sprowadź tu pustelnika.

(Skierka odbiega.)

Wy ciernie i głogi,
Jeżeli zabójczyni padnie na kolana,
Bądźcie pod jéj kolanami.
Niech leci wiatrem ścigana,
       250 Przerażona strumyka mruczącego łzami
Jak siostry płaczem...

(patrząc w las.)

Widzę tego pasterza co się zwie tułaczem
Wygnanym z kraju szczęścia i po całym świecie
Szukał próżno kochanki... dziś kocha się w kwiecie,
       255 W słońcu, w gwiazdach... w jutrzence... niech ujrzy to ciało.

(odchodzi w las.)
(Wchodzi Filon patrząc w niebo.)
FILON. (z emphazą.)

Poco mi świecisz małżonko Tytana
Twarzą co przeszła z różowéj na białą?...

Poco mi świecisz Febie? Tyś do rana
Miłością konał na Tetydy łonie;
       260 A teraz puszczasz rozhukane konie,
I z szat wilgotnych srebrną trzęsiesz rosę,
Szczęśliwy Febie!... Tam blada Dyanna,
Patrząc na twoje czoło złotowłose,
Przed Endymjonem kryje się w błękicie,
       265 Do głębi serca promieniami ranna..
Miłość — to światło, to niebo, to życie!
A jam nie kochał! o biada mi! biada!

(Spostrzega ciało Aliny.)

Cóż to za bóstwo?... Jak marmury blada!
Nie żywa?... Boże! a taka podobna
       270 Do nieśmiertelnych Bogiń — i nie żywa —
Jak nad nią płacze ta wierzba żałobna?
A moja dusza na marzenia tkliwa
Łez dla niéj nie ma?... Samotność popsuła
Źródło łez moich!... Jaka postać cudna!...
       275 Jak ona wczoraj musiała być czuła!...
Jak do niéj wianek przypadał weselny!
Jak mogła kochać!... A dziś!... śmierć obłudna
Życie wydarła, a wdzięk pośmiertelny
Na moją zgubę nie żywéj nadała...
       280 O! mój aniele! ty śmierci kochanka!
O! jak miłośnie twoja ręka biała
Ujęła czarny dzbanek... z tego dzbanka
Płyną maliny, a z alabastrowéj
Piersi wytryska drugi taki strumień,
       285 Piękniejszy barwą od krwi malinowéj.
Ach! twój zabójca od dwu będzie sumień
Ścigany za te dwa strumienie krwawe...
Nie... to zwierz leśny musiał zabić ciebie,
Człowiek by nie mógł — Boże... oto rdzawe
       290 Leży żelazo — to człowiek!... Ach w niebie
schronienia przed tłumem tych ludzi.
Spij moja luba! ciebie nie obudzi
Ten pocałunek... a mnie niech zabije...

(Całuje usta umarłéj i podnosi nóż... Pustelnik nadbiega.)
PUSTELNIK.

Stój! stój zabójco — On żelazo kryje
Do swoich piersi...

FILON.

       295 Ojcze! patrzaj na nią!
Znalazłem przecie kochankę... nie żywą.

PUSTELNIK.

Czyjeż to miecze takie kwiaty ranią?
Któż te pustynie krwią czerwieni żywą?
Czy tu Król Popiel zawitał i plami
Białe lilije naszych lasów?...

FILON.

       300 Łzami
Krew tę obmyję...

PUSTELNIK.

Wstydź się łez...

FILON.

Ach ona
Umarła... patrzaj tu! tu! tu!... niebieski
Kwiatek — znak śmierci śród białego łona...
Gwiazdeczka śmierci...

PUSTELNIK.

Ty młody i rzeski,
       305 Podnieś umarłą i weź na ramiona;
Ja ci pomogę dźwigać lekkie ciało.
W celi mam ziółka...

FILON.

Ty duszę omdlałą
Krzepisz nadzieją; ty podajesz ramię
Duszy nieszczęsnéj, która się już kładła
       310 W mogiłę żalu... pozwól że ułamię
Gałązkę z wierzby pod którą upadła,
Kochanka moja okropnie zabita...
Tum ją zobaczył — tu pokochał — stracił
Wprzód nim pokochał... Ach w przeszłości świta
       315 Szczęście stracone; jam się nie zbogacił.
A skarb znalazłem...

(urywa gałązkę z wierzby.)
GŁOS Z WIERZBY.

Nie trącaj bom pjany...

FILON.

Ta wierzba gada...

PUSTELNIK.

W lesie są szatany.
Ja znam się z niemi; nieraz mi do celi
W okna stukają...

FILON.

W lesie są anieli,
Ale umarli...

PUSTELNIK.

       320 Chodź z twoim Aniołem...

(Filon bierze na ramiona ciało Aliny i odchodzi z pustelnikiem)
(Goplana i Skierka wychodzą z gęstwin)
GOPLANA (wskazując na wierzbę.)

Przeklęci ludzie! jakim oni czołem
Śmieli ułamać gałąź tego drzewa?
On musi cierpić...

SKIERKA.

Ach coś się wylewa
Gorzkiego z rany... to zapewne woda
       325 Z ziarnek pszenicy ogniem wymęczona,
Którą ci ludzie piją...

GOPLANA.

Łza stracona...
Ach każdéj łezki brylantowéj szkoda,
Kiedy nie dla mnie płynie ze źrenicy.
Jutro ty będziesz wolny mój kochanku;
       330 Jutro wymawiać będziesz okrutnicy,
Że cię dręczyła z ranka do poranku...
Ukryj się Skierko — patrzaj Balladyna
Zbłąkana w lesie tu nadchodzi, sina,
Okropnie blada z rozpuszczonym włosem.
       335 Ja twarz zakryję i pod wierzbą siędę;

Będę mówiła do niéj siostry głosem;
I obłąkaną gryść będę... gryść będę...

(Skierka odchodzi.)
BALLADYNA. (wbiega na scenę obłąkana.)

Wiatr goni za mną i o siostrę pyta,
Krzyczę... zabita — zabita — zabita.
       340 Drzewa wołają... gdzie jest siostra twoja?...
Chciałam krew obmyć... z błękitnego zdroja
Patrzała twarz jéj blada i milcząca...
O... gdzie ja przyszła?... to wierzba płacząca...
Ta sama... gdzie ja — Siostra moja!... żywa!...

GOPLANA.

Siostro...

BALLADYNA.

       345 Okropném wołasz mię imieniem?
Trup... trup... na mnie białą dłonią kiwa...
Wszystkie mi włosy przesiękły sumnieniem
I ciągną nazad wstając z głowy — Ale
Nogi przykute...

GOPLANA.

Czy ci smutne żale
       350 Nie mówią siostro żeś ty źle zrobiła?...
I gdyby siostra twoja żyła?...

BALLADYNA.

Żyła?

GOPLANA.

Mogłażbyś ty ją zabić po raz drugi?

BALLADYNA.
(szukając koło siebie.)

Zgubiłam mój nóż.

GOPLANA.

Ach nie dosyć długi,
Nóż twój był siostro...

BALLADYNA.

To nie moja wina.

GOPLANA.

       355 Siostro! lecz jeśli przebaczy Alina?...
Jeśli zapomni... i powie: siostrzyczko
Miałam sen taki do chaty wieczorem...
Nim wyszłaś w ciemne osiny ze świeczką,
Przyjechał rycerz; rycerz był upiorem,
       360 Upior dwie siostry pokochał szalenie,
I obie wysłał na maliny;... śniłam
Że gdyśmy zaszły w głuche lasu cienie,
Siostra mnie nożem... W tém się obudziłam...
Chodźmy do wróżki niech sen wytłómaczy...

BALLADYNA. (zamyślona.)

       365 To sen... ach prawda... i mnie się wydaje
Że to sen siostro...

GOPLANA.

Ten sen nic nie znaczy...

BALLADYNA.

To sen...

GOPLANA.

I tylko matka nas połaje,
Żeśmy się długo zabawiły w borze.

BALLADYNA.

A rycerz...

GOPLANA.

Zniknął... to sen...

BALLADYNA.

Być nie może...
       370 Co? ha okropnie, rycerz jak sen zniknął?

GOPLANA.

Ale ja żyję...

BALLADYNA.

Bogdajbyś umarła!
To sen... to sen — ha?... rozum już przywyknął
Do twojéj śmierci. Skorobym otarła
Krew z mojéj ręki... byłabym szczęśliwa.

GOPLANA. (odkrywa twarz)

       375 Bądź nią szatanie! twa siostra nie żywa.

BALLADYNA.

O wielki Boże! a ty co za widmo?...

GOPLANA.

Bańka z kryształu którą wichry wydmą
Z błękitu fali... i barwami kwiatu
Malują zorze — Ale bądź spokojną,
       380 Ja nie wyjawię tajemnicy światu.
Zostawię ciebie przeznaczeniem spojną
Z ręką rycerza, i ze zbrodni ręką;
A ręka zbrodni daléj zaprowadzi.
Usychaj wiecznie tajemnicy męką.
       385 Każda malina może ciebie zdradzi.
Ta wierzba ciebie widziała,
Korą wyśpiewa...
Lękaj się drzewa!
Lękaj się kwiatu!
       390 Każda lilija albo róża biała,
I na ślubie i po ślubie,
Będzie plamami szkarłatu
Na wszystkich liściach czerwona.
Idź... weź ten dzbanek... ja ciebie nie zgubię.
       395 Ale natura zbrodnią pogwałcona
Mścić się będzie — idź do chaty.

(Balladyna bierze z rąk Goplany dzbanek Aliny i odchodzi milcząca.)

Odeszła i splamione krwią obmyje szaty.
Ale na czole plama zostanie czerwona;
Nie ostrzegłam jéj, próżno byłoby ostrzegać,
       400 Ta plama nie zejdzie z czoła. —
Ja zaś idę po fali kryształowéj biegać,
Rzucę ten ciemny obraz zbrodni, w jasne koła
Zwierciadlanego Gopła... O blasku miesiąca
Wrócę słuchać jak szumi ta wierzba płacząca.

(odchodzi.)

SCENA DRUGA.
Ganek przed chatą wdowy ocieniony lipą.
WDOWA i KIRKOR siedzą na ławie.
KIRKOR.

Nie widać córek...

WDOWA.

Wrócą panie! wrócą
Jedna za drugą jak dwie gąski białe,
Jedna za drugą. Ach łzy mi się rzucą
Ze starych oczu, na Chrystusa chwałę,
Gdy je zobaczę...

KIRKOR.

       5 Któraż pierwszą będzie?
Czy Balladyna?

WDOWA.

Pewnie Balladyna.
Wszak ona pierwsza w kościele i wszędzie
Pierwsza... z organem piosenkę zaczyna.
Alina także pierwsza.

KIRKOR.

Więc Alina
Może powróci?

WDOWA.

       10 Ha! może Alina,
Bogu to wiedziéć...

KIRKOR.

Czy wiesz moja stara,
Żem niespokojny o twoje dziewczęta...

WDOWA.

To i ja właśnie... jakaś niby mara
W głowę mi wlazła. Choć nikt nie pamięta
       15 Aby na wiosnę kiedy być nie było
Malin... a gdyby się też przytrafiło
Że nie ma malin... tak marzyłam wczora
Nim sen przyleciał... gdyby też śród bora
Nie było malin? — potém sama sobie

       20 Mówiłam... głupiaś... wszakże koń przy żłobie
Gdy nie ma owsa to zajada siano,
Jeśli dziewczęta malin nie dostaną,
To nazbierają poziómek — Wy króle,
Może wam w zamkach nie znać się co ziomka,
       25 A co malina, co siano a słomka,
A co są dziuple, a co pszczelne ule.
Wam tylko złoto, złoto, zawsze złoto...

KIRKOR.

Ach nie wierz temu... nieraz my zgryzotą
Trapieni w zamkach dnie pędzimy liche.
       30 Stokroć matko wolę twoje ciche
I wiejskie życie... Miło na tym ganku
Czekać wieśniaczéj małżonki, jak lubo
Kołysze sercem ten powiew poranku;
Ty taka dobra choć masz szatę grubą.

WDOWA.

       35 To mój świąteczny przecie ubior — proszę!
Cycowa suknia! tylko w święto noszę
Takie ornaty... Wraca Balladyna...

KIRKOR.

Gdzie?

WDOWA.

O! nie widać... lecz matce wiadomo.
Patrz panie! oto jaskółeczka sina
       40 Zamiast wylecić, kryje się pod słomą,
I cicho siedzi... Gdyby zaś Alina
Wracała z gaju, tobyś to mój panie
Usłyszał w bełkach szum i świegotanie,
Jedna za drugą pyrr... pyrr... lecą z gniazdek
       45 Do téj dziewczynki, i nad nią się kręcą,
Niby chmureczka małych, czarnych gwiazdek,
Nad białą gwiazdką...

KIRKOR.

Dla czegoż się nęcą
Ptaszki do młodszéj córki?...

WDOWA.

Któż to zgadnie?...
Idzie Bladyna widzisz?...

KIRKOR.

Jak jéj ładnie
Z tym czarnym dzbankiem na głowie.

(Balladyna wchodzi ze spuszczoną głową.)

       50 Dziewico!
Oddaj mi dzbanek, ja ci zaś na wzajem
Daję pierścionek...

(Bierze dzbanek. Balladyna odwraca głowę — Kirkor kładzie na jéj palec pierścionek.)
WDOWA.

Brylanciki świécą...

KIRKOR.

Oby nam życie było słodkim rajem.
Idź do komnaty, starym obaczajem
       55 Niechaj ci warkocz zaplatają swatki,
Niechaj świeżemi przetykają kwiatki,
A za godzinę, drzącą, uwieńczoną,
Wezmę z rąk matki, i będziesz mi żoną.
Kareta czeka, po xiędza pojadę.

(odchodzi Kirkor.)
BALLADYNA.

Och!

WDOWA.

       60 Czegoż wzdychasz? i coś niby blade
Usteczka ściskasz?...

BALLADYNA.

Matko moja droga,
Nie wiem jak wyznać?

WDOWA.

Cóż córeczko miła?
Czy ty już drząca od łożnicy proga
Chciałabyś uciec jak sarneczka?...

BALLADYNA.

Siła
Złego mam donieść...

WDOWA.

Co?

BALLADYNA.

       65 Ach! nie dasz wiary?
Ale Alina — Ach... ta siostra młoda
I tak kochana — Ach jaka jéj szkoda!

WDOWA.

Co córko?

BALLADYNA.

Bo też psułaś ją bez miary.
Twoja to wina że dziś...

WDOWA.

Mów bo skonam.

BALLADYNA.

       70 Lękam się mówić, może nie przekonam
Ślepéj miłości, matki przywiązania.
Lecz któżby myślał że ta młoda łania
Ucieknie...

WDOWA.

Córko... Alina?

BALLADYNA.

Uciekła...

WDOWA.

Gdzie... jak? z kim? — Boże! Matki się wyrzekła.

BALLADYNA.

       75 Ach przewidziałam dawno że tak będzie,
Jakiś obdarty młokos chodził wszędzie
Za tą dziewczyną, szeptał jéj do ucha.
Napominałam. — Wiesz jak ona słucha
Kazań od siostry? I dziś... z nim uciekła...

WDOWA.

       80 Wyrodne dziecko!... Więc idź aż do piekła!
Nie pomyślałaś na te stare oczy
Że będą płakać... dobrze, bo nie będą
Płakać po tobie — Bo matka ma smoczy
Płód zamiast serca, można serce krajać,
       85 To się kawałki węża znowu sprzędą
Jak płótna kawał... Chciałabym ją łajać...
Przeklinać... dręczyć — Ot wiesz... że te oczy
Jak noże ot tak... wlepiłabym w łono,
Jak noże... tylko bez téj łzy co mroczy.
       90 Możebyś ty mnie widziała szaloną,
Ale co płakać... Nie! nie! nie!

(płacze łkając.)
BALLADYNA.

Mój Boże!
I tak zasmucić!...

WDOWA.

O! i tak zasmucić!

BALLADYNA.

Zasmucić matkę starą?...

WDOWA.

O! mój Boże!
Tak starą... Ale ona może wrócić.
       95 Kto wie!... Nieprawdaż ona wrócić może?
Jak sama kiedy siądzie przy oświatce
Nocą... pomyśli: gdzie matka? a jużby
Serca nie miała żeby też o matce
Nie pomyślała nigdy...

BALLADYNA.

Idą drużby...

(słychać weselną muzykę.)
WDOWA.

       100 Jak oni grają smutnie i wesoło...
Ty teraz skarbem moim... daj mi czoło
Niech pocałuję... Cóż to! jakaś plama
Jak krew czerwona?

BALLADYNA (z przerażeniem.)

Krew?...

WDOWA.

To od maliny
Może... daj... zetrę...

BALLADYNA (ścierając.)

Matko... zetrę sama.

WDOWA.

Jeszcze jest...

BALLADYNA (trąc czoło.)

Teraz?...

WDOWA.

       105 Jeszcze — jak rubiny
W twoim pierścionku, pięknie sobie świeci.

BALLADYNA (na nowo usiłując zetrzeć.)

A teraz?...

WDOWA.

Jeszcze jest... by na osieci
Listek czerwony...

BALLADYNA.

O! o! to okropnie!

WDOWA.

Daj mi tu czoło, a zetrę rostropnie.
Może to ranka...

(wspina się na palcach.)
BALLADYNA.

       110 Matko nie dotykaj
Téj plamy...

WDOWA.

Czy cię boli?...

BALLADYNA.

Nie — nie boli...

WDOWA.

Przyniosę wody z pod owéj topoli
Gdzie piją wróble...

(Wdowa odchodzi.)
BALLADYNA.

Plamo krwawa znikaj!...

(Wchodzą swaty i drużki, ustrojeni, z muzyką; zbliżają się do Balladyny, ta odwraca twarz.)
SWATY (śpiew.)

Nie odwracaj czoła
       115 Wstydliwa dziewczyno;
Mąż na ciebie woła
Młodziutka kalino.
Nie odwracaj czoła...

DZIEWICE (śpiewając.)

Chcą nam ciebie wydrzéć swaty;
       120 Niech cię bronią białe kwiaty
Twego wianka...

SWATY (śpiew.)

Kwiaty ciebie nie obronią,
Ni białością, ani wonią,
Od kochanka...

(Dziewice podają Balladynie kosze z kwiatami.)
BALLADYNA.

       125 Precz! precz — Odkąd zaczęły kwitnąć białe róże
Z czerwonemi plamami?... Wynieście te kosze...

(Balladyna ucieka do chaty.)
JEDNA Z DZIEWIC.

Pogardziła kwiatami które ja przynoszę,
Ja dawna przyjaciółka.

JEDEN Z MLODZIEŃCÓW.

Patrzcie w pyłu chmurze
Błyska złota kareta, jedzie Kirkor z xiędzem.

DRUGI Z MŁODZIEŃCÓW.

       130 Przy téj karecie słońce zdaje się mosiędzem.


KONIEC AKTU DRUGIEGO.


AKT TRZECI.

SCENA PIERWSZA.
Dom wdowy dopalający się — przed pogorzeliskiem garstka wieśniaczego ludu.
PIERWSZA KOBIÉTA.

Oj widzicie jak djabły ludziom szczęście noszą,
Ta nędzarka, ta wdowa ze swoją kokoszą,
W złotéj karecie błotem na nas biednych bryzga.

DRUGA KOBIÉTA.

Oj prawda że to gorzko, nam się to wyślizga
Co się drugim dostało.

STARZEC.

       5 A ja wam powiadam
Że staruszka podczciwa, sam nasz ojciec Adam
Mógłby wziąść za żonę, lepiéj mu przypadła
Niż Ewa...

PIERWSZA KOBIÉTA.

Bo bez zębów, jabłek by nie jadła.

STARZEC.

Pamiętajcie że ona ubogie leczyła,
       10 Ty sama co tu wrzeszczysz, moja Pani miła,
Już by cię dawno szatan pojął do swej chwały
Gdyby nie ta staruszka.

DRUGA KOBIÉTA.

I mój Stasiek mały
Także jéj winien życie, więc jéj nie zazdroszczę,

Dalibóg nie zazdroszczę; wóz sianem wymoszczę,
I pojadę w zamczysku odwiedzić staruszkę...

DZIEWCZYNA.

I Balladynie miło będzie widzieć drużkę.
Pojadę z tobą matko.

DRUGA KOBIÉTA.

Jak chcesz moje dziécie?
To narwijże róż polnych i bławatków w życie,
Na wianek dla téj pani.

STARZEC.

Oj! nie jedź kobiéto!
Widzisz ten pożar?

DRUGA KOBIÉTA.

       20 Cóż stąd — że słomą podbitą
Chatę spalili — cóż stąd?

STARZEC.

Widać że się wstydzą
Chaty, słomy, bławatków i nas...

PIERWSZA KOBIÉTA.

Na to zgoda,
A mówiłam że oni z biednych chłopków szydzą.

STARZEC.

Dajcie im święty pokój.

DZIEWCZYNA.

A ta panna młoda
       25 To zadzierała nosa!... Widzieliście wczora.
Wstążkę czarną na czole miała zamiast wianka
Wszystko by się odróżnić... a w kosach równianka
Nie z białych róż, ze złotych... Twarz niby upiora
Blada... A uśmiech hardy; a kiedy się śmieje
To ząbków ani widać.

DRUGA KOBIÉTA.

       30 Nim słońce dogrzeje
Jedźmy dziewczyno wozem do zamku Kirkora...

DRUGA DZIEWCZYNA.

Nie jedź! nie jedź!...

DZIEWCZYNA.

Nie jadę.

DRUGA KOBIÉTA.

Stara wóz wymości
I pojedzie... Jak do nich mówić po godności?

STARZEC.

Grzecznie mówić.

DRUGA KOBIÉTA.

Pojadę.

DZIEWCZYNA.

Tego im i trzeba,
       35 Każą ci na dziedziniec wynieść kawał chleba,
A ty się kłaniasz nisko jak wieko u skrzyni;
A pani z okna plunie — Ha! mościa grabini
Przyniosłam ci kosz jajek — Wiecie wy że ona
Była już na grabinię z dawna przeznaczona,
       40 Bo miała wziąść za męża Grabka pijanicę
Wiecie o tém? na Boga... to nie tajemnice,
Zwąchali się z Grabiczem — to dziw gdzie on siedział?
Nie było go na ślubie.

PIERWSZA KOBIÉTA.

Może się dowiedział...
I poszedł do jeziora z rospaczy.

DZIEWCZYNA.

Nie łatwo
Wisusowi utonąć...

PIERWSZA KOBIÉTA.

       45 Otóż Grabice pędzi
Z lasu, jak zwykle wiejską otoczony dziatwą,
Niby kania od wróblów...

(Grabiec wpada na scenę, za nim tłum dzieci.)
DZIEWCZYNA.

Niech z wami gawędzi,
Jeśli dotąd nie nie wié nie mówcie o niczem;
Narwę grochu na wianek.

(odchodzi.)
DZIECI.

Z Grabiczem! z Grabiczem!
Tańcujmy! tańcuj Grabku!

GRABIEC.

       50 Precz bachury!

STARZEC.

Gdzieżeś to bywał? czemu tak ponury?

GRABIEC.

Co? gdziem ja bywał?

DZIEWCZĘTA.

I coś robił?

GRABIEC.

Rosłem.

DZIEWCZĘTA.

Co ty powiadasz?

GRABIEC.

Rosłem.

DZIECI.

On był osłem!
Grabiec był osłem...

GRABIEC.

Milcz przeklęty tłumie,
       55 Bo mi się zdaje że liściami szumię.
Gdybym przynajmniéj miał tyle gałązek
Co miałem wczora; nie szczędził bym wiązek
Na wasze plecy.

DZIECI.

Co pan Grabek plecie?...

GRABIEC (do starca.)

Powiedz mi starcze? czy to można w lecie?...
       60 Czy można to być? — dotąd korą świerzbię! —
Być wierzbą?...

STARZEC.

Wierzbą można zostać wierzbie,
Ale Grabinie to nie...

GRABIEC.

A ja byłem
Wierzbą...

STARZEC.

Co mówisz?...

GRABIEC.

Mówię co mówiłem.
Bogdaj was djabeł pozamieniał w łozy
       65 Córki téj wierzby, i piekielne kozy
Wypuścił na was... Ale ja w rospaczy;
Ja byłem wierzbą...

STARZEC.

Jednak to coś znaczy...
A byłeś w karczmie?

GRABIEC.

W przód nim wierzbą byłem,
To byłem w karczmie.

STARZEC.

I piłeś?

GRABIEC.

A piłem...

STARZEC. (śmiejąc się.)

       70 Więc to sen panie Grabku wierzba owa!...

GRABIEC (pokazując na pogorzeliska.)

A gdzie ta chata?

DZIEWCZYNA.

Jaka?

GRABIEC.

Ta, gdzie wdowa
Żyła z córkami?...

DZIEWCZYNA.

A toż chata stoi...

GRABIEC.

Gdzie?

DZIEWCZYNA.

Ty pijany!....

GRABIEC.

Gdzie?

DZIEWCZYNA.

Tu!...

GRABIEC.

Niech was poi
Rosą djablica jak mnie napoiła,
Jeśli tu chata...

DZIEWCZYNA.

       75 Chata się zmieniła
W twój nos czerwony, kiedyś ty się zmienił
W płaczącą wierzbę.

GRABIEC.

Bogdaj cię ożenił
Sztokfisz w habicie z djabłem — a gdzie ona?...

DZIEWCZYNA.

Kto?...

GRABIEC.

Balladyna?

DRUGA DZIEWCZYNA. (wchodzi z grochowym wiankiem)

Także przemieniona
       80 W ten grochowy wianuszek, w grochowy wianuszek.

(Rzuca na głowę Grabkowi wianek.)
DZIECI.

Cha! cha! cha! groch na wierzbie rośnie zamiast gruszek.
Cha! cha! cha! panie Grabku! Grabku gdzieś ty bywał?
A tu słowik kochance mężulka wyśpiéwał...

DZIEWCZYNY.

A pan Grabek był wierzbą!

DZIECI.

Grabek rosnął w lesie!

DZIEWCZYNY.

       85 A żoneczka w złocistéj smyknęła kolesie,
Cha! cha! cha!

DZIECI.

Żeń się Grabku z miotłą czarownicy!
Cha! cha! cha!

STARZEC. (bierze Grabka za rękę.)

Chodź do karczmy, przy miodu szklanicy
Ja ci wszystko opowiem.

(wyprowadza Grabka.)
DZIECI. (lecąc za Grabkiem.)

Gil, wróbel i wierzba
Śpiewały na grabinie — a on rzekł jam wierzba.
       90 Nuż z niego kręcić dudy... Smyknęła dziewczyna!
Cha! cha! cha! wierzba, wierzbie, wierzbiątko, wierzbina.

(Dzieci i cały tłum wychodzą za Grabkiem.)



SCENA DRUGA.
Sala pyszna w zamku KIRKORA.
BALLADYNA wchodzi zamyślona w bogatej szacie — z wstążką czarną na czole.
BALLADYNA. (sama.)

Więc mam już wszystko... wszystko... teraz trzeba
Używać... pańskich uczyć się uśmiechów,

I być jak ludzie którym spadło z nieba
Ogromne szczęście... Wszakże tylu ludzi
       5 Większych się nad mój dopuścili grzechów
I żyją. — Rankiem głos sumnienia nudzi,
Nad wieczorami dręczy i przeraża;
A nocą ze snu okropnego budzi...
O! gdyby nie to!... Cicho — Mur powtarza:
O! gdyby nie to...

(Wchodzi Kirkor zbrojny z rycerstwem...)
KIRKOR.

       10 Moja młoda żono!
Jakże ci w moim zamczysku?...

BALLADYNA.

Spokojnie.

(Wchodzi Fon Kostryn.)
KOSTRYN.

Rycerze zbrojni czekają przed broną.

BALLADYNA.

Grabia! dla czego tak rano i zbrojnie?

KIRKOR.

Kochanie moje odjeżdżam...

BALLADYNA.

Gdzie?

KIRKOR.

Droga!
       15 Przysiągłem święcie taić cel wyprawy.

BALLADYNA.

Odjeżdżasz! ach ja nieszczęsna!...

KIRKOR.

Na Boga!
Nie płacz najmilsza... bo ci będzie łzawy
Głos odpowiadał nie rycerskiém echem...
Ani mię trzymaj przymileń uśmiechem,
       20 Bo moje oczy olśnione po słońcu
Drogi nie znajdą... Niech pierś uniesiona
Ciężkiem westchnieniem z krągłego robrońcu

Czarów nie rzuca, niech twoje ramiona
Wiszą ku ziemi jak uwiędłe bluszcze.

BALLADYNA. (Rzucając się na szyję.)

       25 Gdzie jedziesz? Mężu...? ja ciebie nie puszczę!
Dla czego jedziesz? czyś poprzysiągł komu?

KIRKOR.

Sobie przysiągłem.

BALLADYNA.

Bogdaj ogień gromu
Bóg rzucał tobie przed konia podkową;
Może piorunem twój koń przerażony,
       30 Piorunem w bramę powróci zamkową.
Więc ty na długo chcesz zaniechać żony?

KIRKOR.

Za trzy dni wrócę...

BALLADYNA.

Czyś ty kiedy liczył
Ile w dniu godzin? ile chwil w godzinach?

KIRKOR.

Niechaj wié człowiek że mu Bóg pożyczył
       35 Życia na krótko, niechaj odda w czynach
Co winien Bogu.

BALLADYNA.

Lecz ty winien żonie
Pozostać z żoną...

KIRKOR.

Nic mię nie zatrzyma,
Muszę odjechać — daj mi białe skronie.

(całuje w czoło.)

Przed ludzi okiem ty wiesz że prawdziwe
       40 Pocałowania dają się oczyma,
A biedne usta tak jako pierzchliwe
Jaskółki, muszą w lot z białego kwiatka
Chwytać miodową pocałunku muszkę: —
Bądź zdrowa żono... Gdzie nasza matka?

       45 Może śpi jeszcze, pożegnaj staruszkę;
Nie mogę czekać.

(odprowadzając na stronę.)

W skarbcu masz pieniążki,
Szafuj... i baw się... — daj mi czoło białe,
Jeszcze raz... — żono! nie lubię téj wstążki,
Czoło należy do mnie, czoło całe,
Rozwiąż tę wstążkę...

BALLADYNA.

       50 Mężu uczyniłam
Ślub.

KIRKOR.

Ślub po siostrze... tak... lecz gdy powrócę,
To wiedz się z Bogiem, ale mi się wyłam
Z takiego ślubu...

BALLADYNA.

Tak...

KIRKOR.

Bo się pokłócę
Z tobą kochanko... i to nie na żarty. —
       55 Bądź zdrowa. — Chamy na koń! — niechaj warty
Czuwają w zamku...

(do Balladyny.)

Wspominaj mnie...

(odchodzi Kirkor i wszyscy prócz Balladyny.)
BALLADYNA. (sama.)

Mężu!
Odjechał... poco? Gdzie? — Sumnienia wężu,
Ty mi powiadasz: oto mąż odjechał
Szukać Aliny... ona w grobie — w grobie?
       60 Lecz jeśli znajdzie grób? — Tak się uśmiechał
Jakby chciał mówić: przywiozę ją tobie,
A zdejmiesz wstążkę jak przywiozę.

(Fon Kostryn wchodzi.)
KOSTRYN.

Pani!...
Hrabia zaklina abyś mu przez okno
Posłała uśmiech...

(Balladyna staje w oknie i uśmiecha się.)

Mężowie żegnani
       65 Żon uśmiechami, sami we łzach mokną.

BALLADYNA (odchodząc od okna.)

Pojechał...

(do Kostryna.)

Któś ty rycerzu?...

KOSTRYN.

Dowodźca
Warty zamkowéj. —

BALLADYNA.

Nagrodzę ci hojnie
Czujność i wierność...

KOSTRYN.

Nie potrzeba bodźca
Temu kto służy rycersko i zbrojnie
       70 Tobie grafini... Otośmy dostali
Zamkowi temu obronę tajemną;
Ach! my oboje będziemy czuwali,
Ja nad Aniołem — ty Anioł nade mną.

BALLADYNA.

Jak się nazywasz?

KOSTRYN.

Fon Kostryn...

BALLADYNA.

Nie z Lachów?

KOSTRYN.

Z niemieckich xiążąt rodzę się.

BALLADYNA.

       75 Wygnany?

KOSTRYN.

Jak biedny ptaszek z pod płonących dachów
W lot się puściłem... dziś obcy... nieznany
Własnéj ojczyznie, sługa w obcym kraju;
Niech to nie będzie mojém potępieniem,
Ty także obca...

BALLADYNA.

Co?

KOSTRYN.

       80 Ty jesteś z raju.

(odchodzi.)
BALLADYNA. (sama.)

Jak się ja prędko poznałam spojrzeniem
Z tym cudzoziemcem — Ja mu nic nie winna —
Szukałam okiem przerażoném w tłumie
Kogoś — Wierzyłam że tu być powinna
       85 Bratnia mi dusza... dusza moja... z moją...
Zacząć — jak? spojrzeć — jeżeli zrozumie
Przemówić — Dziwnie że się ludzie boją
Ludzi jak Boga i więcéj niż Boga. —
Będę odważną z ludźmi...

(Wchodzi wdowa ubrana jak w 2-gim akcie w świątecznym ubiorze.)
WDOWA.

Córko droga!
       90 Co to się stało, Królewic odjechał?

BALLADYNA.

Cóż stąd?...

WDOWA.

Nazajutrz po ślubie zaniechał
Żoneczki młodéj... czyś go zagniewała?
To by źle było! Jakże ty dziś spała
Gołąbko moja? wszak mówią że trzeba
       95 Pamiętać zawsze sen na nowém łożu.
Otóż ja śniłam że do mnie aż z nieba
Przyszła Alina, ot tak niby w morzu
Płynąc w obłoczkach... i rzekła

BALLADYNA.

Różaniec
Mów lepiéj matko.

WDOWA.

Czy ty chcesz kaganiec
Włożyć na usta matce?

BALLADYNA.

       100 Matko stara,
Zamek nie chata, tu zatrudnień chmara,
Tu nie snów słuchać...

(wchodzi sługa.)
SŁUGA.

Jakaś tam hołota
Stoi przed bramą i wykrzyka hardo
Aby ją puścić przez zamkowe wrota.
       105 A straż złożoną na krzyż galabardą
Zamknęła bramy... Ta chłopianka stara
Z drabiniastego woza bez ustanku
Krzyczy żołnierzom: powiedz mój kochanku,
Matce Kirkora żony, że Barbara
       110 Jéj przyjaciółka zjeżdża w odwiedziny.

WDOWA.

To moja kuma... jakie tam nowiny?...

BALLADYNA.

Odprawić ten wóz.

WDOWA.

Balladyno?...

BALLADYNA.

Matko!
Czy ci się sprzykrzył zamek?... dobra droga,
Możesz odjechać z tą starą...

WDOWA.

Co?... klatką?
       115 Tym drabiniastym wozem? — A na Bga
Córko co mówisz?

BALLADYNA.

O! to żarty... żarty...
Każ matko wóz ten wyprawić...

WDOWA. (z westchnieniem.)

Wyprawcie. —
Powiedzcie że śpię.

BALLADYNA. (do sługi.)

A jeśli uparty
Wóz nie odjedzie, rozumiecie — warty
Czuwają w zamku...

WDOWA. (do sługi.)

       120 Tylko nie nabawcie
Biedy... to stara.

(sługa odchodzi.)

Prawda córko moja,
Gdyby przyjmować, toby tu jak z roja
Sypało chłopstwo — Niechaj nas kochają
Z daleka — prawda? Córki rozum mają,
       125 Ty nie głupiutka; kiedy zaczniesz prawić,
To xiędza nawet nie zrozumie głowa.
Moja córuniu! każ ty przecie sprawić
Sukienkę matce, bo już ta cycowa
Ma blade kwiatki, a jak tu kobiécie
       130 W szarak się ubrać? Córko! moje życie!

BALLADYNA.

To jutro matko przypomnij — A tobie
Staréj kobiécie lepiéj nie wychodzić
Z ciepłéj komnaty...

WDOWA.

Ach nudno jak w grobie
Tak saméj siedziéć... Czy ty chcesz zagrodzić
Zamek matuli?...

BALLADYNA.

Nie — nie...

WDOWA.

       135 Balladyna
Kocha mię? prawda córko? A malina

Na twojém czole? ta plama... o! pokaż...
Czy boli ciebie? Ty nigdy nie kwokasz
Kurko choć boli... a to może boli?..

BALLADYNA.

Dosyć już matko...

WDOWA.

       140 Woda z pod topoli
Obmyć nie mogła... o! córko kochana...
To jakaś dziwna i okropna rana,
Bladniesz by o niéj wspomnieć...

BALLADYNA.

Więc dla czego
Wspominasz matko?...

WDOWA.

To z serca dobrego...
Z dobrego serca...

BALLADYNA.

       145 Wierzę! wierzę! wierzę!
Matko idź teraz do siebie na wieżę.

WDOWA.

Do mojéj ciupy?...

BALLADYNA.

Tam ci jeść przyniosą...
I pić przyniosą...

WDOWA.

I pić jak ptaszkowi?...

BALLADYNA.

Idź matko!

WDOWA.

To już z moją siwą kosą
       150 Będę się bawić... Tylko służalcowi
Każ mi jeść przynieść... nic zapomnij...

(odchodzi.)
BALLADYNA. (sama.)

Piekło!
Mieszam się — bladnę... Ja się kiedyś zdradzę

Przed matką, mężem... Wszystko się urzekło
Na moją zgubę. Ludzie jako szpaki
       155 Uczone mowy przez okropną władzę
Sprawiedliwości, nie myśląc o mowie,
Tak mówią jakoby tajnemi szlaki
Dążyli ciągle w głąb serca. Surowie
Kładą sędziego pytanie: czyś winna,
       160 Krętemi słowy... Matka, mąż, oboje,
I mąż i matka — ta kobiéta gminna
Trzeba ją kochać, to matka.

(Kostryn wchodzi na scenę.)
KOSTRYN.

Pokoje
Kazałem suto osnuć w złotogłowy.
Dziś dzień poślubny... dziś na dwór zamkowy
       165 Zjadą się liczne pany i rycerze
Wasale twoi...

BALLADYNA.

Trzeba zamknąć wieżę
Gdzie mieszka moja — mamka — ona chora
Snu potrzebuje.

KOSTRYN.

Jakto — ta potwora
Mlekiem poiła twoje usta śliczne?
       170 Ach nie!... Ta chyba Bogini niebieska
Co na błękity lała drogi mleczne;
Tak, że się każda białych piersi łezka.
W gwiazdę mieniła, i dziś ludziom płonie;
Ta sama chyba na śnieżystém łonie
Ukołysała ciebie...

BALLADYNA.

       175 Mój rycerzu
Złote masz usta...

KOSTRYN.

Ty dyamentowe
Serce — Kazałem na Gopła pobrzeżu
Zapalić smolne beczki i ogniowe

Słupy; do ognia weselnego lecą
       180 Weseli goście. Czy pochwalasz Pani?

BALLADYNA.

Czyń jak przystoi.

KOSTRYN.

Wieże się oświecą
Jasnym kagańcem, i tylko wybrani
Goście do zamku mają być przyjęci.
Właśnie dziś jakiś prostak bez pamięci
       185 Wdzierał się tutaj, kazałem go psami
Poszczwać za wrota... Śmiałek nad śmiałkami,
Psóm odszczekiwał ciągle że znał ciebie,
A w takich ustach to bluźnierstwo srogie.

BALLADYNA.

Któż by to mógł być?

KOSTRYN.

Ktoś z tych co po chlebie
       190 Pańskim się włóczą, i szaty ubogie
Łatają nitką wyskubaną z płaszcza
Panów, gdy nadto blisko przypuszczają
Taką hołotę... wyszczekana paszcza.
O! ty go nie znasz... twe usta nie mają
       195 Zgłosek na takie imie — jakiś gbura —
Grabiec...

BALLADYNA.

Co Grabiec? Tego chłopstwa chmura
To jak szarańcza.

KOSTRYN.

Przebacz im Grabini.
Królowa kwiatów na próżno obwini
Chłopianki ulów, że koło niéj brzęczą.
       200 Albo się obwiń niewidzialną tęczą
Przed ludzi okiem; albo znoś cierpliwie
Nasze wejrzenia.

BALLADYNA.

O! ty syn xiążęcy
Mieszasz się próżno z temi co na niwie

Wiejskiéj wyrośli... z tysiąca tysięcy
       205 Możesz być pierwszym, byleś tajemnicy
Umiał dochować.

(Kostryn przyklęka i całuje kraj szaty.)

Chodźmy do skarbnicy
Zaczerpnąć nieco złota, aby godnie
Gości przyjmować...

KOSTRYN.

Poniosę pochodnie.

(Kostryn poprzedza z pochodniami Balladynę — wychodzą.)



SCENA TRZECIA.
Las przed chatą Pustelnika.
KIRKOR zbrojny — PUSTELNIK z koroną w ręku.
PUSTELNIK.

Kirkorze oto złocista korona.
Więc może kiedyś za twoją pomocą
Wróci na Gniezno, i nie zakrwawiona
Błyśnie ludowi.

KIRKOR.

Widzisz jak ją złocą
Promienie słońca; dobra wróżba.

PUSTELNIK.

       5 Boże
Świeć naszéj sprawie... Dam ci jedną radę.
Młodziutką żonę pojąłeś Kirkorze?

KIRKOR.

Pełna prostoty, spokojny odjadę.

PUSTELNIK.

Wtenczas w kobiecie całą ufność kładę,
       10 Jeżeli wolna od wad matki Ewy.
Doświadcz ją. Poszlij zapieczętowaną
Skrzynię małżonce, i srogiemi gniewy

Zagroź, jeżeli znajdziesz rozłamaną
Pieczęć małżeńską.

(Wynosi żelazną skrzynkę.)
KIRKOR.

Dobrze, niech tak będzie.
       15 To moja pieczęć, dwie złote żołędzie
W paszczy dzikowéj. Pójdź sam wierny sługo.

(wchodzi sługa.)

Zanieś to żonie, a jakkolwiek długo
Będę się bawił, niechaj nie otwiera,
Bo ja tak każę.

(sługa odchodzi.)

Ona taka szczera!
       20 Ach ty mi szczęścia pokazałeś drogę,
Czynami tylko zawdzięczyć ci mogę.
Żegnaj mi starcze... Królem cię powitam.

PUSTELNIK.

Na twojém czole już zwycięstwo czytam.

KIRKOR.

Na koń rycerze!

(odchodzi Kirkor. Słychać tentent oddalających się koni.)
PUSTELNIK.

Czemu się ten rycerz
       25 Dwudziestą laty pierwéj nie urodził...
Byłem na tronie, to kraj cały płodził
Same poczwary; jak niezdatny snycerz
Który w kamieniach szuka ludzkiéj twarzy
I czyni ludziom podobne kamienie,
       30 Ale bez duszy... Czyli przyrodzenie
Nim stworzy, długo o stworzeniu marzy,
Długo probuje, naprzód tworząc karcze,
A potém ludzi jak Kirkor.

(Wchodzi Filon — fantastycznie ubrany.)
FILON.

O! starcze!
Gdzie jest kochanka moja?

PUSTELNIK.

Nie ożyła.

FILON.

       35 Ach to mi pokaż dzie leży mogiła
Serca mojego?.. Niechaj widzę jakie
Kwiaty wyrosły z posianéj nadziei.
Blade być muszą...

PUSTELNIK.

O! wieczna płacznico!
Czemu bezczynny błądzisz w leśnéj kniei?
       40 Biegnij z Kirkorem, twoje złote włosy
Odziéj żelazną rycerza przyłbicą;
I na tę szalę która ludzkie losy
Waży na ziemi, rzuć ziarko makowe
Twojego życia... może los przeważy.

FILON.

Gdzie jéj mogiła?... gdzie?

PUSTELNIK.

       45 Gliny surowe
Pierś już wyjadły, a po białéj twarzy
Robactwo łazi...

FILON.

O nie! ona w ziemi
Jako rzek Nimfa na glinianym dzbanku
Dłonią oparta, dzban malinowemi
       50 Leje gwiazdami, i w różowym wianku
Trzyma zaklętą na malin ruczajek
Białą jéj postać... zbudzić się nie może;
Oczki aż listkiem niezapominajek
Z grobu wyrosną, w rubinowe zorze
       55 Mogiły patrzą gwiazdami błękitu.
W grobie się błyszczy.

PUSTELNIK.

W grobie tyle świtu
Co nad kołyską marzeń.

FILON.

A cień blady
Nieraz tam błądzi gdzie zwieszone smutnie
Nad grobowcami brzozy jako lutnie,
       60 Od słowikowéj trącane gromady,
Płaczą i szumią listkowemi struny.
Nieraz ją srebrno uplączą piołuny,
Nieraz rozkwitły zatrzyma bławatek;
Nieraz jak dziecko staje — i westchnieniem
       65 Zdmucha cykoryi opuszony kwiatek.
Ciało jéj leży pod zimnym kamieniem;
Duch na promykach xiężycowych pływa,
I nieraz płocho te kwiatki obrywa,
Co każdym listkiem liczą szczęścia chwile.
       70 Ale powiedz starcze... więc ludzie w mogile
Marzą o szczęściu?...

PUSTELNIK.

Umrzyj, to się dowiesz.
A jeśli wrócisz z grobu, to opowiesz
O tych marzeniach sumnieniem zbrodniarzy;
A może będą spali cicho w łożu...

FILON.

       75 Pójdę... i stanę na leśném rozdrożu.
Jeżeli jaka jaszczurka zielona
Pobiegnie w prawo, to w grobie się marzy...
Jeśli na lewo... to człowiek — nic — kona
I nie śni...

(odchodzi Filon.)
PUSTELNIK.

Ileż rodzajów nędzarzy
       80 Na biédnym świecie — ziemia, to szalona
Matka szalonych — któż to znowu?

(Balladyna wbiega prędko.)

Kto ty?...

BALLADYNA.

Pani z bliskiego zamku.

PUSTELNIK.

Czego żądasz?

BALLADYNA.

Wiém że znasz ziółek lekarskie przymioty,
Że leczysz rany.

PUSTELNIK.

Zdrowo mi wyglądasz.
Pokaż zranione miejsce.

BALLADYNA.

Starcze!

PUSTELNIK.

       85 Lekarz
Powinien widzieć...

BALLADYNA.

Czy ty mi przyrzekasz
Wyleczyć?

PUSTELNIK.

Pokaż tę ranę?

BALLADYNA.

Na czole.
Patrz! ha... co?

PUSTELNIK.

Niby miesiąc w mglistém kole
Krwi... twoja rana... czerwona i sina.
       90 Powiedz mi jaka, jaka straszna wina
Przyczyną?

BALLADYNA.

Żadna.

PUSTELNIK.

Lekarz musi wiedzieć
Wprzód nim wyleczy.

BALLADYNA.

Czerwona malina
Splamiła czoło.

PUSTELNIK.

Musisz mi powiedzieć
Kiedy to było?

BALLADYNA.

Wczora.

PUSTELNIK.

Wczora rano?

BALLADYNA.

Tak.

PUSTELNIK.

       85 Daj mi rękę posłuchać uderzeń
Twojego serca — Czy pod zapłakaną
Wierzba nie rosły maliny? Mów śmiało;
Żądam od ciebie spowiedniczych zwierzeń.
Czy ta malina była kiedyś białą?
       90 A tyś ją może sama sczerwieniła?
Przyłóż do serca tę co się zraniła
Malinę...

(odpycha ją gwałtownie.)

Biada tobie! serce twoje
Wydało...

BALLADYNA.

Starcze!

PUSTELNIK.

Tyś siostrę zabiła!

BALLADYNA.

Nie — nie — masz złoto — jeszcze tyle troje
Przyniosę...

PUSTELNIK.

Słuchaj za co płacisz?

BALLADYNA.

       95 Nie wiem...

PUSTELNIK.

Ta rana ciebie piekielnym zarzewiem
Pali... ha?...

BALLADYNA.

Pali...

PUSTELNIK.

I spałaś dziś?

BALLADYNA.

Spałam.

PUSTELNIK.

Z tą raną?...

BALLADYNA.

Starcze, ja nic nie wyznałam.

PUSTELNIK.

Nie! o przeklęta! a za coś płaciła?

BALLADYNA.

Za twoje leki.

PUSTELNIK.

       100 Bogdaj rana gniła,
Aż cienie śmierci na całą twarz padną;
A moje ziółka piekłu nie ukradną
Żadnego bolu...

BALLADYNA.

Starcze, biada tobie!

PUSTELNIK (z ironią.)

Co? ty mi grozisz, kiedy ja chorobie
       105 Obmyślam leki? czary piekieł trudzę
Aby tę ranę zmazać z twego czoła.
Chcesz? siostrę twoję umarłą obudzę.

BALLADYNA.

Obudzisz?

PUSTELNIK.

Siostra niech siostry zawoła,
Umarła wstanie i tę ranę zmaże.
Chcesz?

BALLADYNA.

       110 Gdybym miała trzy wybladłe twarze,
Na każdéj twarzy trzy straszniejsze plamy,
Wolę ją nosić aż do Boga sądu
Niż...

PUSTELNIK.

Milcz zbrodniarko! teraz my się znamy
Do głębi serca... Niechaj z tego trądu
       115 Lęgną się w mózgu gryzące robaki,
W sumnieniu węże; niech kąsają wiecznie,
Aż umrzesz wewnątrz, a zgniłemi znaki
Okryta, chodzić będziesz jako żywe
Trupy... precz! precz! precz! ty musisz koniecznie
       120 Czekać co Boga sądy sprawiedliwe
Uczynią z tobą... A coś okropnego
Bóg już przeznaczył, może jutro spełni.
Może odmówi chleba powszednego,
Może ci włosy kołtunami zwełni,
       125 Potém zabije niewyspowiadaną
Ogniem niebieskim... Biada! jutro rano
Na murach zamku ujrzysz Boga palec.
Ty jesteś jako zjadliwy padalec,
A jeszcze gorszą plamę masz wyrytą
       130 Na twojém sercu niż na twojém czole,
Co... Czyś ty martwa... Obudź się kobiéto...
Obudź się... słuchaj.

BALLADYNA (jak ze snu.)

Co to? ha! wyrzekłeś
Że siostra moja zbudzi się?... ja wolę
Umrzeć — Dla czego ty się starcze wściekłeś?
Biada ci! Biada!

(ucieka.)
PUSTELNIK.

       135 W smutnéj lasów ciszy
Zbrodnia jak dzięcioł w drzewa bije suche;
A cięcie noża daje takie głuche
Echo, jak topor kata kiedy rąbie
Głowy na pniaku. Bóg to wszystko słyszy,
       140 Wszystko zamyka w téj okropnéj trąbie,
Co kiedyś będzie na sąd wołać ludzi.

(Słychać śmiéch w lesie.)

Wszelki duch! w lesie śmieją się szatani!
Wiedźma Goplańska z djablików orszakiem

Śmieszy ponure dęby, a z płaczących
Brzóz się najgrawa.

(Słychać odgłos łowów i psów łajanie.)

       145 To łowiec umarły
Mglistemi psami mgliste pędzi tury,
Błyskawicowym wichrem oślepione.
Pójdę... i łowy przeżegnam niech giną
Na wieki wieków... Lecz to nie rozsądek
       150 Sąsiedztwo djabłów mienić w nieprzyjaciół.

(Słychać dzwony podziemne.)

Cóż to? zalane przed wiekarni miasta,
Wołają z Gopła do Boga o litość
Płaczem wieżowym... Może jaki krzyżyk
Wieży sodomskiéj między liliami
       155 Widać na fali?... pójdę — nie wytrzymam —
Pójdę przeżegnać miasto potępione;
Może spokojne pod modlitwą starca,
Snem cichym zaśnie w pogrobowéj fali;
Jak potępiony człowiek za którego
       160 Dziécie się modli.



SCENA CZWARTA.
Las jak poprzednio.
SKIERKA i CHOCHLIK.
CHOCHLIK.

Poleciał... głupi jak wrona.

SKIERKA. (bierze porzuconą na kamieniu koronę)

Patrz oto starca korona.
Niechaj na włosach Goplany,
Od xiężycowych promyków
       5 Błyska jak wianek ogników
Związany włosem, i wlany
W gniazdeczko złotych warkoczy.

CHOCHLIK.

Patrz, nasza pani tu kroczy.

(Grabiec i Goplana wchodzą na scenę.)
GRABIEC.

Moja najmilsza wiedźmo, deszczowa panienko
       10 Tobie jezioro łożem, a chmura sukienką;
Gdy po lesie przechodzisz, każdy kwiat i drzewo
Wołać by cię powinien, chodź panno ulewo!
Oraczowi by ciebie mieć nad suchą niwą.
A gdybym ja był kwiatkiem, gorczycą, pokrzywą,
       15 Albo rumiankiem; wtenczas wieczną tobie miłość
Przysiągłbym, i w małżeńską wstąpiłbym zażyłość.
Ale ja na nieszczęście nie kwiat, ani ziele;
Człowiek mięsny panienko; a moje piszczele
Skórę wychudłą podrą jak ostre nożyce,
       20 Jeśli je mgłą napoję, gwiazdami nasycę.
Więc kłaniam uniżenie.

GOPLANA.

O! biada mi, biada!
Dziś moja róża na pieńku opada,
Dziś jakiś rybak otruł złotą stynkę
Pieszczotę moję; dziś miłą ptaszynkę
       25 Co mi śpiewała nocą nad jeziorem,
Na srebrnéj brzozie, chłop zabił toporem,
I drzewo zrąbał...

GRABIEC.

Dzisiaj mnie sowito
Wierzbami pod zamczyskiem Kirkora obito,
To prawdziwe nieszczęście, plecy świerzbią — Ale
       30 Skoro w tym zamku biją, a karmią wspaniale,
Gdy z odkręconych dziobków li rynien w rynsztoki.
Płynie jasna gorzałka; więc każą wyroki
Abym przystał na służbę do kuchni Kirkora.

GOPLANA.

Co? zawsze do niéj! do niéj!... Jeszcze wczora
       35 Widziałeś serce téj kobiety. Miły,
Czego zażądasz? władzy, bogactw, siły,
Zmienionéj twarzy; chociażby kamyka

Co sprawia cudem że przed ludźmi znika
Człowiek jak widmo rozpłynione we śnie:
       40 Wszystko mieć będziesz. Jakże mi boleśnie
Czarami twoje zakupować serce! —
Chcesz li mieć owe skrzydlate kobierce
Co noszą ludzi gdzie myślą zażądać?
O! miły, powiedz?... Czy pragniesz wyglądać
       45 Jako ów rycerz zjawiony na chmurze
Szykom Lechitów? w złocie i lazurze
Od stóp do głowy.

GRABIEC.

Więc od stóp do głowy
Miłoby mi wyglądać jako król dzwonkowy,
W koronie, z jabłkiem w lewéj, z berłem na prawicy.

(na stronie.)

       50 Jak się teraz wywikła wiedźma z obietnicy?

(głośno.)

Niech mam berło, koronę, płaszcz, złote trzewiki,
Od stopy aż do głowy jak pan król...

GOPLANA.

Djabliki!
Lećcie u zorzy
Prosić purpury,
       55 Pereł u róży,
Szafiru u chmury,
U niebu błękitu,
A złota u świtu:
A może gdzie zawieszona
       60 Na niebie tęczowa nić,
To tęczę wziąć na wrzeciona,
I wić i wić i wić.

(Odbiegają Skierka i Chochlik.)
(do Grabka.)

O jakiéj zamarzysz postaci
Zakreślony w czarów kole;
       65 Taką, moc Goplany, da ci
Postać, szaty, rysy, dolę...

GRABIEC.

W mojéj myśli dzwonkowe szastają się króle.

GOPLANA (zakreśla koło.)

Stój cicho, nie wychodź z koła.
Słyszysz jak szumi puszcza wesoła,
       70 Jak po gałązkach sosen, leszczyny,
Zlatują na dół śpiewne ptaszyny,
Złociste wilgi, gile, słowiki.
Z niemi ciekawe słońca promyki
Spływają do nas przez listki drżące.
       75 Ale się wkrótce niebo zachmurzy,
We mgle przelecą złote miesiące,
I gwiazdy blade, jak tuman burzy
Z błyskawicami.

(Skierka i Chochlik niosą szaty i koronę.)
SKIERKA.

Wszystko gotowe.

GRABIEC (poziewa.)

A! a! spać chcę...

GOPLANA.

Pochyl głowę,
       80 Zaśnij — obudzisz się skoro.
We śnie cię duchy ubiorą,
Na marę twego marzenia.

GRABIEC (kładąc się.)

Cudy... Dobranoc panie Grabku... do widzenia
Na tronie... dobréj nocy synu organisty,
       85 Polecam się pamięci, i afekt strzelisty
Łączę...

(poziewa)

A! a! a! cudy...

(zasypia)
GOPLANA.

Czuwajcie nad sennym,
Ja czary piekieł zamówię.

(Ściemnia się — czerwone chmury przechodzą i widma otaczają Goplanę odwróconą.)
SKIERKA.

Okryć go płaszczem promiennym,
Wdziać mu złociste obuwie,

(Sciemnia się zupełnie — Na głowie Goplany pokazuje się półxiężyc.)

       90 Perła rosy z płaszcza kapie;
Zbierz te perełki po trawie,
I znów przyszyj na rękawie.

CHOCHLIK.

Król dobrodziéj w dobre chrapie,
Na drugi bok się przewraca.

SKIERKA.

       95 Goplano, niech światło wraca,
Już się twój miły przetwarzył.

(Goplana daje znak — xiężyc z jéj czoła znika — i światło wraca.)
GOPLANA. (patrząc na śpiącego.)

Jaką on sobie dziwną postawę wymarzył.

(Grabek wstaje z ziemi jak król dzwonkowy.)
GRABIEC. (poziewając.)

A — a — a — a — dobry dzień... a — piękna pogoda,
Co to? włosy na brodzie — Djabła! — siwa broda,
       100 Co to znaczy? w co znowu przewierzgnęły biesy?
Jaki płaszcz! — jakie dziwne na piersiach floresy.
Śniło mi się... Dalibóg nie wiém co się śniło,
Karczma podobno, piwo z beczek się toczyło,
I był potop, w potopie pływałem jak ryba.
       105 Sztuczka djabła! zrobili ze mnie wieloryba,
Lewiatana w złocistym płaszczu, z brodą siwą.
Ha! chodź tu moja wiedźmo, moje szklanne dziwo,
Powiedz, kto mnie tak złotem i broda ozdobił?
Powiedz co się zrobiło ze mnie?

GOPLANA.

Król się zrobił.

GRABIEC. (Sięga do głowy, znajduje koronę.)

       110 Więc niech sie nie odrabia to co już zrobione.
Sięgnęła ręka głowy, znalazła koronę.
Cudy...

GOPLANA.

Nosisz prawdziwą koroną Popielów...

GRABIEC.

Widzę że służy ludziom do tych samych celów
Co czapka, kryje uszy. A to?

(pokazuje berło drewniane.)
GOPLANA.

Berło twoje.

GRABIEC.

       115 Jak chcesz, miły węgorzu, ja sobie uroję
Że to berło; niech oko rozumowi sprzyja
I powié że to berło... Skąd wy tego kija
Wzięli djabliki moje?

CHOCHLIK.

Gdy cię Grabkiem zwano.

GRABIEC. (ze wzgardą.)

Nie mów mi o tym Grabku.

CHOCHLIK.

Gdyś był wczora rano
       120 Obywatelem lasu, wierzbą: z królo-drzewa
Filon ułamał gałąź.

GRABIEC.

I ta ręka lewa
Nosi tę samą korę, którąm ja porastał,
I ta kora jest berłem... Ha! to będę szastał
Tym berłem po grzbiecinach. — Ach wielka mi szkoda
       125 Że się do nieba dostał ojciec golibroda,
Wrazby oszastał długie kędziory na brodzie.
Moja wiedźmo co chodzisz jak święta po wodzie,
Nie możesz ty mię z łaski swojéj brody zbawić?
Nie?... basta... jaki balwierz potrafi się wsławić
       130 Na téj królewskiéj brodzie — Ha... a jeszcze warto
Dać mi jabłko do ręki, a z dzwonkową kartą
Będę chodził po świecie jako ze zwierciadłem.

SKIERKA.

Na jabłko królewskie skradłem
Chłopakom z bliskiego sioła
       135 Bańkę z mydła! a dokoła
Tak piekło słońce, że z głową,
I z nogami, w kryształową
Siadłem kulkę — Lecę, lecę...
W tém banieczka moja złota,
       140 Na błękitnéj siadła rzece;
I konik polny — niecnota!
Kiedy pod tęczowém szkiełkiem
Usnąłem spokojnie w łódce:
Zbił ją gazowém skrzydełkiem
       145 I uciekł... a ja rozespan,
Na niebieskiéj niezabudce
Ocknąłem się...

GRABIEC.

Djabliku, to znaczy że jespan
Głupi jak but... bo jabłko, choć jabłko królewskie,
To jabłko, nie zaś żadne migdały niebieskie.

(Chochlik daje mu jabłko.)

       150 Dzięki składam waszeci — dobre... a czy winne?

(kosztuje.)

Więc mam wszystko, co król ma. Ach! ach! A gdzie gminne
Szołdry? poddani moi, którym ja panuję?...

GOPLANA.

Wszystko co na téj ziemi moją władzę czuje:
Ptaszyny, drzewa, rosy; tęcze, każdy kwiatek,
Jest twojém...

GRABIEC.

       155 Trzeba zaraz nałożyć podatek.
Słuchajcie mnie... a kodex niech będzie wykuty
W spruchniałéj jakiéj wierzbie. Odtąd brać w rekruty,
I żubry i zające, i dzikie i łosie.
Kwiaty jeżeli zechcą kąpać listki w rosie,
       160 Niech płacą, rosę puszczam w odkupy żydowi;

Niech mi wódką zapłaci. Każdemu szpakowi
Kazać nie myśleć wtenczas kiedy będzie gadał...
Zabronić aby sejmik jaskółczy usiadał
Na trzcinach i o sprawie politycznéj sądził.
       165 Wróblów sejmy rozpędzić; ja sam będę rządził
I wieszał i nagradzał... Jaskółkom na drogę
Dawać paszporta, w takich opisywać nogę,
Dziób, ogonek i skrzydła i rodzinne znaki.
Odtąd nie będą dzieci swych posyłać ptaki
       170 Do niemieckich zakładów, gdzie uczą papugi;
Wyjęte sroki, które oddają usługi
Waźne mowie ojczystéj. Z cudzych stron osoby
Jak to: kanarki... śledzić. Na obce wyroby
Nakładam cło... od łokcia tęczy wyrobionéj
       175 W kraju słońca, xiężyca, białéj lub czerwonéj
Albo fioletowéj, byleby jedwabnéj,
Płacić po trzy złotniki... a od sztuki szwabnéj
Płótna z białych pajęczyn...

GOPLANA.

O czém gadasz drogi?

GRABIEC.

Oo? króluję... króluję — skarb łatam ubogi.
       180 Róża płaci od pączka, od kalin kalina,
Od każdego orzecha zapłaci leszczyna,
Czy to pusty czy pełny... mak od ziarek maku,
Nie od makówek. Głowa n§a mnie nie dla znaku...

GOPLANA.

Zostawiam ci Chochlika, Skierkę, nie...
       185 Niechaj zrywają kwiaty, a strzęsioną różą
Osypią kiedy zaśniesz. Bądź zdrów, do wieczora.
Będę ciebie czekała nad brzegiem jeziora,
I płacząc piosnką płaczu wabiła słowika.

(odchodzi Goplana.)
GRABIEC.

Aż mi lżéj że ta rybia galareta znika.
Héj poddani.

(do Chochlika.)

Ty jesteś królewskim ministrem
       190 Boś głupi.

(do Skierki)

A ty drugi djable z oczkiem bystrem
Błaznem, śmiesz mię łajdaku, aż z radości pęknę.
Ministrze gdzie mój powóz?

CHOCHLIK.

Cztery konie piękne,
Czarne — xiężycowemi wierzgają; podkowy:
       195 I wóz na ciebie czeka Mefistofelowy;
Ale nie mów Goplanie...

GRABIEC.

Dla czego?

CHOCHLIK.

Bo ona
Nie chce pożyczać z piekła.

GRABIEC.

Szalona! szalona!
Jeśli djabeł pożycza bierz, bo takie wozy
Oszczędzają ci butów...

(do Skierki.)

Ty będziesz wiozł z kozy.
       200 Minister za forysia... teraz jechać pora.

SKIERKA.

Gdzie Król jedzie?

GRABIEC.

Na ucztę ślubną do Kirkora.

(odchodzą wszyscy.)


SCENA PIĄTA.
Sala w zamku KIRKORA.
KOSTRYN.
KOSTRYN. (sam.)

Za pustelnika celą drzewami ukryty
Słvszałem tajemniczą spowiedź téj kobiety.
O! szczęście! — teraz panem złotéj tajemnicy;
Mógłbym ją z pałacowéj rozkrzyczéć wieżycy,
       5 Albo mojemu panu wiernie opowiedzieć,
Albo okropną powieść wyrazami cedzić
Jako piasek klepsydry, w pani trwożne ucho,
Aź zobaczę skarbnicę tego zamku suchą
Jak czoło Araratu... Wraca Balladyna.
       10 Mogę mieć ją i skarby — Szczęśliwa godzina.

(staje na stronie.)
BALLADYNA. (wchodzi głęboko zamyślona.)

O wszystkiém wié ten człowiek stary... powié drzewom,
Drzewa będą rozmawiać o tém w głuche noce,
Aź straszna wieść urośnie. O! biedneż wy myśli,
Jak dzieci nierozumne cieniów się lękacie.
       15 Ten starzec słowa moje łączy, składa, zbiera,
I mówi: być nie może... ta kobieta młoda
Nie zabiła. A jeśli nie, jeżeli pewny;
A któż w taką rzecz może uwierzyć jak w pacierz...
Ale jeśli uwierzył — jeśli przechodniowi
       20 Zbłąkanemu opowie straszną zbrodnię pani,
Nim wymówi nazwisko, zlęknie się jak prostak
Zemsty możnego pana. — A może — jeżeli
Dobre ma serce starzec, na końcu języka
Znajdzie litośną radę: Na co ludziom szkodzić?
       25 A może już zapomniał, a ja nierozsądna
Myślę, o czém ten starzec myśleć już poprzestał...
Bo i czémże ja jestem aby mną się ludzie
Zajmowali, śledzili, chcieli gubić? — Piekło!
Tysiącem słów nie mog zabić tego słowa:
       30 On wié — Na cożem poszła do tego człowieka?
Straciłam się; szatańska ręka mnie zawiodła.
I pomyśleć? że gdyby nie te odwiedziny,

Starzec byłby jak owe ludzi milijony
Których nigdy na świecie nie spotkałam. Myśleć!
       35 Że ta sama godzina trwożnych myśli pełna
Byłaby jak wczorajsze godziny, i może
Spokojniejsza; bo wszakże wiele by się strachu
Przez jeden dzień zatarło tajemniczą ciszą.
Teraz wszystko na nowo odradza się z twarzą
       40 Okropniejszą. — Zazdroszczę téj co dzisiaj rano
Mną była.

(Kostryn zbliża się.)
KOSTRYN.

Pani! od Grafa przysłant
Z darami goniec — na rozkazy czeka...

BALLADYNA.

Dary od męża? zawołaj człowieka.
Niech je tu złoży. Stój... czy tobie znany
       45 Ów żebrak który mieszka w lesie, stary?

KOSTRYN.

Pustelnik?

BALLADYNA.

Nie wiem czemu się nawinął
Na myśl... gdzie goniec z przysłanemi dary?
Zapewne drogie?

KOSTRYN.

Pan Graf zawsze słynął
Szczodrobliwością... i był nakształt słońca
       50 Co wszędy żywne rozsypuje blaski...

BALLADYNA.

Ciekawa jestem nowéj męża łaski.
Zawołaj zaraz... zawołaj tu gońca.

(Kostryn odchodzi.)

Gdyby te dary, gdy nie przerażona
Myśl — Na co było pytać się Kostryna
O tego starca?

(Wchodzi Kostryn i Gralon.)
GRALON.

       55 Przezemnie Gralona
Kirkor pozdrawia...

BALLADYNA.

Zdrów.

GRALON.

Zdrów jak malina.

BALLADYNA.

Czy mąż ci kazał taką osłodzoną
Przynieść odpowiedź?...

GRALON.

Graf dał polecenie
Abym tę skrzynię z pieczęcią czerwoną
       60 Przyniósł do zamku, i nakazał żenie,
Tobie Grafini, abyś nie ruszała
Pieczęci jego, ni kłódek u wieka,
Aż sam powróci...

BALLADYNA.

Bogdajbym skonała
Jeśli rozumiem głos tego człowieka!
Powtórz.

GRALON.

Graf Kirkor...

BALLADYNA.

       65 Wiem — Ale dla czego
Skrzynię okutą, i przysłaną w darze,
Kazał mi chować aż do dnia sądnego
Zamkniętą...

GRALON.

Mówił pan: bo ja tak każę...
Nic więcéj...

BALLADYNA.

Głupcze! Twoją głowę ciasną
       70 Nosisz na karku w skorupie blaszanéj,
Aby w niéj wróble jak w dziurawym garnku
Gniazda winęły — Skrzyni okowanéj

Nie ruszać? Ha! ha! w Kirkora podarku
Widzę nieufność, nie zaś wierną miłość.
Ty podły chłopie,

(do Gralona)

       75 Choć długa zażyłość
Łączy cię z panem; nie miałbyś odwagi
Ruszyć téj skrzyni? bo ty chłosty, plagi,
Czujesz na grzbiecie... Ale ja! małżonka,
Jeżeli zechcę... Gdyby mi szepnęła
       80 Mucha... ha gdyby cichego skowronka
Głosek podszepnął: otwórz, a od dzieła
Szatan odpędzał ognistemi skrzydły,
To wiész ty podły służalcze obrzydły
Że wola moja?

KOSTRYN.

Grafini...

BALLADYNA.

Ty może
       85 Chcesz przypominać że mój mąż ma prawo?
Więc niech doświadcza! co mi tam... Mój Boże
Gdybym ja była jak inne ciekawą,
To... Ale wy mnie nie znacie, przysięgam!
Ja tak trwożliwa, że nawet w ogrodzie
       90 Po jabłko z drzewa upadłe nie sięgam.
Jeśli mąż zechce, o chlebie i wodzie
Żyć będę, zawsze wesoła jak wrona,
Na cudzym płocie. Anim teraz w złości,
Masz stary.

(do Gralona.)

Oto złotówka czerwona,
       95 Weź ją i przepij, albo przegraj w kości,
I goń za panem; powiedz że go czekam
Z niecierpliwością, że łzy po nim ronię;
Że jedwabiami złotami wywlekam
Szarfę dla niego. Gdzieżeś ty Gralonie
Odjechał Pana?

GRALON.

W nad Gopłańskim borze

BALLADYNA.

Nie zatrzymywał się nigdzie po drodze?

GRALON.

U pustelnika stanął w celi.

BALLADYNA.

Boże!
U pustelnika... Mów — ja ci nagrodzę
Za każde słowo garścią złota — ale
       105 Chcę wiedziéć wszystko... rozumiesz? wspaniale
Nagrodzę ciebie, ale mów otwarcie.
Choćby co było okropnego — powiedz...

GRALON.

W borze przez głucho sarosły manowiec
Pan jechał przodem na koniu lamparcie,
       110 A my gęsiora jechali za panem...
W tém nagle pański koń dał w górę słupa,
Jakby się spotkał z ognistym szatanem.
A pan Graf z konia: rzekł... czuć w lesie trupa...

BALLADYNA (z przerażenia.)

I z konia zsiadł... i...

GRALON.

Krzyknął: za mną służba,
       115 I pieszo z mieczem pod wierzbę poskoczył.
Na mchu trup leżał — a piersi mu toczył
Wianek żelaznych gadzin...

BALLADYNA.

O!!!

GRALON.

To wróżba
Naszéj wyprawy: rzekł Graf... Oto leży
Przed nami ścierwo zabitego tura.

BALLADYNA (oddychając.)

Ach!

GRALON.

       120 Dobra wróżba dla mężnych rycerzy
Mówił Graf Kirkor... my krzyknęli urra!
I znowu na koń...

KOSTRYN.

Mówiłeś Gralonie
Że trup pod wierzbą? a na białém łonie
Trupa żelazne leżały gadziny?

GRALON.

Na ścierwie tura.

KOSTRYN.

       125 Nieszczęśliwa łania!

GRALON.

To był tur samiec.

KOSTRYN.

Gdzie wierzba się kłania?
Po nad strumieniem? gdzie rosną maliny?
Wszak tak?...

GRALON.

Tak panie.

KOSTRYN.

Blisko starca chaty?

GRALON.

Tak...

KOSTRYN.

I ty mówisz że tur rosochaty
Leżał pod wierzbą?

GRALON.

Tak.

KOSTRYN.

Przysiąż!

GRALON.

       130 Dla czego?

KOSTRYN.

Bo ja przysięgnę na szatana złego
Że nie tur... ale — Broń kłamstwa żelazem!

(do Balladyny dobywając miecza)

Tego człowieka trzeba zabić.

BALLADYNA (z pomięszaniem.)

Trzeba.

KOSTRYN (napadając.)

Broń się —

GRALON (broniąc się.)

Co znaczy?

(Biją się — Balladyna zdejmuje miecz ze ściany i zachodząc z tyłu zabija Gralona.)
BALLADYNA.

Masz!

GRALON.

O jasne nieba!...
Zbrodnia!!!

(kona.)
KOSTRYN.

       135 Grafini, napadliśmy razem
Na tego starca: czy wiész co to znaczy?

BALLADYNA.

Wiém! o mój Boże!

KOSTRYN.

Ja biorę połowę
Twojego strachu, tajemnic, rospaczy.

BALLADYNA.

Co teraz robić Kostrynie?

KOSTRYN.

Mieć głowę...


KONIEC AKTU TRZECIEGO.


AKT CZWARTY.

SCENA PIERWSZA.
Sala w zamku KIRKORA — Uczta — Przez okna widać błyskawice. GRABIEC ubrany jak król siedzi na pierwszym miejscu — BALLADYNA, KOSTRYN, SZLACHTA, SLUŻBA ZAMKOWA. CHOCHLIK i SKIERKA stoją za krzesłem GRABKA.
JEDEN ZE SZLACHTY.

Zdrowie jasnego króla!

GRABIEC (do Chochlika.)

Podziękuj ministrze.

CHOCHLIK (ze śmiesznym głosem.)

Król dziękuje.

GRABIEC.

Mój błaźnie, każ niech pieczomistrze
Przynoszą nowe danie...

SKIERKA.

Już kuchta zamkowy
Nie ma nic na półmisek prócz cielęcéj głowy,
       5 Lecz ta niedopieczona, na królewskim karku.

GRABIEC.

Widziałem dwa chodzące pawie na folwarku,
Upiec je i dać na stół, ja poczekam na nie.

KOSTRYN.

Służba przed jasnym królem, na ostatnie danie
Postawcie złotnikami napełnioną tacę.

GRABIEC (biorąc z tacy złotniki, rozdaje Chochlikowi, Skierce — a potém sam napełnia kieszenię.)

       10 Ministrze za rok usług z góry ci zapłacę,
A nie drzyj tak poddanych; tobie miły błaźnie
Za tysiąc żartów, złotnik; spraw nam śmiechu łaźnię,
Tobie także za ciężkie płacę panowanie.
A to — to mi schowajcie jutro na śniadanie...

BALLADYNA.

       15 Honor to dla mnie że gość tak dostojny
Raczył nawiedziéć mój zamek i stoły.
Pijcie panowie!

(do Kostryna który ją za rękę ściska, mówi cicho.)

Chłopcze! siedź spokojny
Na Boga! patrzą — odgadną — zginiemy.

(do innych.)

Pijcie panowie! Panie Chrząszcz z Jemioły
       20 Pij waść — Dla czego Pan Gryf siedzi niemy?
Proszę wynaleść wesołą rozmowę.

PIERWSZY ZE SZLACHTY.

Mówmy o herbach.

GRABIEC.

Ja mam w herbie króla
Złote trzewiki, koronę i głowę.

PIERWSZY ZE SZLACHTY.

Ja mam dwie trzaski.

DRUGI ZE SZLACHTY.

A ja mam poł ula.

PIERWSZY ZE SZLACHTY.

A ty grafini?

BALLADYNA.

Ja?...

KOSTRYN.

       25 Pani! wszak byłaś
Xiężniczką możnéj Trebizonty.

GRABIEC.

Proszę!!!
Najświętsza Panno! co ty narobiłaś
Xiążąt na ziemi! Miałaś aśćka grosze?

BALLADYNA.

Ja? — o! wspomnienie! Wuj nielitościwy
       30 Wygnał mię z państwa, zagrabił dzielnicę;
Przez niego bracia moi królewice
Zamordowani.

GRABIEC.

Proszę! co za dziwy!
Ktoby uwierzył?...

BALLADYNA.

I mnież odmówicie
Wiary? — nie proszę o pożałowanie.
       35 Ach ja szczęśliwsza, ja uniosłam życie;
Lecz matka moja! — Matkę moją Panie,
Zamurowano w pałacu framudze.

GRABIEC.

Biedna starzyzna!

BALLADYNA.

Ale ja was nudzę
Opowiadaniem tego co mię boli.
       40 Proszę pić! proszę! Gdzie krajczy? podstoli?
Niech daje wina... Wy czar dolewajcie,
Bądźcie weseli...

GŁOS SŁUGI ZA KULISĄ.

Stój matko!

GŁOS WDOWY ZA KULISĄ.

Puszczajcie!

BALLADYNA.

Gdzie ja się skryję?

WDOWA (wpada przebijając się przez służbę i staje śród sali — dygając pomięszana.)

Kłaniam pięknie moi
Rycerze. — Córko! ha to si nic godzi
Zapomnieć o mnie.

BALLADYNA.

Co się babie roi?
Co to za stara kobiéta?

WDOWA.

Wy młodzi
Hulacie? dobrze — Ale też o matce
Warto pomyśleć — A to mnie jak w klatce
Zamknięto — stara czeka, czeka, czeka —
       50 Ani przysłała kawałeczka chleba.
A to głód córko! A przynajmniéj mleka
Kropelkę dajcie, wszak tu manna z nieba
Padać nie będzie dla biednéj staruszki.

BALLADYNA.

Co to się znaczy? to jakaś szalona.

WDOWA.

       55 A daj mi córko te złote dzbanuszki,
Matce się pić chce.

BALLADYNA.

Czemu tu wpuszczona
Ta stara?...

KOSTRYN.

Wziąść ją! idź z Bogiem — Mój królu,
To obłąkana.

WDOWA (do Balladyny.)

A powiedz matulu
Do twojéj matki, nie nazywaj, stara —
Stara, ta stara —

BALLADYNA.

       60 Wziąść ją! wyprowadzić!

GRABIEC.

Cha! cha! cha — jaka to chłopska maszkara,
Dajcie jéj pokój; trzeba ją posadzić
Z nami do stołu.

WDOWA.

To mi to pan dobry!...
Widzicie! dajcie ławkę niech usiędę.

       65 Tak, tak, tak trzeba mój rycerzu chrobry
Czcić starą matkę — Czy to ja uprzędę
Piękniejszą sobie suknię z pajęczyny?
To wina mojéj kwoczki Balladyny
Że ja w łachmanach, rada, czy nie rada.
       70 Niech się nie dziwi żaden z was acanów
Że ot

(pokazując na suknie)

nie złoto, lecz kilka łachmanów
Ze starych kości, na proszek opada;
Proszę wybaczyć córce mojéj...

BALLADYNA.

Piekło!
Jak tu wpuszczono tę żebraczkę wściekłą?
       75 Powiedz jak weszłaś do złotych pokoi?
Ja ciebie nie znam...

WDOWA.

O! święci anieli!
Nie znasz?... ty matki nie znasz? matki twojéj?

GRABIEC.

Cha! cha! cha — uszy królewskie weseli
Taki rozhowor...

WDOWA.

Powtórz córko, śmieléj,
       80 Ty matki nie znasz? twojéj własnéj matki.

BALLADYNA.

Czy wy ją znacie panowie? powiedźcie
Co to za wiedźma?

WDOWA.

Świećcie mi! ach świećcie
Niebieskie gwiazdy! — Wy mi bądźcie świadki
Jeśli z was który ojcem?... O ty jędzo!
       85 Ach okropnico córko! to ja ciebie
Nie znam.

BALLADYNA (do Kostryna.)

Każ, niech ją za wrota przepędzą,
Szczeka za głośno.

WDOWA.

Urodziłam z siebie
Trumnę dla siebie — o Boże! mój Boże!...

(Służalce na znak dany przez Kostryna chwytają za ręce wdowę.)

Puszczajcie! córko! niech pomyśli — córko!...
       90 O córko! pomyśl — ale tam na dworze
Ciemno, deszcz pada, a piorun pod chmurką
Czeka na siwy mój włos by uderzył.
Patrzaj przez okno — grom nie będzie wierzył
Jak mię zobaczy samą w taką burzę,
       95 Że ja nie jestem jaką zabójczynią
Co się po nocy błąka...

(Ciągną ją na znak gniewliwy Balladyny.)

Powiem chmurze
Niech bije w zamek gromem! Nie targajcie,
Ja pójdę sama — Świat teraz pustynią
Dla staréj matki...

BALLADYNA.

Chleba kawał dajcie.

WDOWA.

       100 Bodaj cię chleb ten zadławił! zadławił!
O! nie targajcie; bo i tak podarta
Sukienka moja — wiatr się będzie bawił
Z łachmanem staréj matki. O! to czarta
Córka; nie moja! nie moja! nie moja!

(Wychodzi — wyprowadzona przez służbę.)
BALLADYNA (po długiém milczeniu.)

       105 Czemuście smutni? Wszak pod uczty koniec
Ludzie szczebiocą co język przyniesie.
A wy milczycie jak w zamczysku zboja?

(Słychać tentent.)

Co to za tentent?

SŁUGA.

Przybył Grafa goniec.

BALLADYNA.

Niech wejdzie...

(Goniec wchodzi.)

Jakie od męża nowiny?

GONIEC.

Pan Graf pozdrawia...

BALLADYNA.

       110 A kiedy z powrotem?

GONIEC.

Burza go w blisklém zaskoczyła lesie.
Konie ognistym przerażone grzmotem
Grzęzły po bagnach; sosny się jak trzciny
Gięły z okropnym hukiem i łoskotem.
       115 Nie można było dotrzeć do zamczyska,
I pan Graf czeka w pustelnika celi,
Aż się ta burza wygrzmi i wybłyska.

BALLADYNA.

Cożoście z panem nowego widzieli?

GONIEC.

Pan Graf pomyślnéj dokonał wyprawy.
       120 Zaledwieśmy wjechali w Gniezneńskie ulice,
Kala czerwonéj bramy spotkaliśmy orszak
Rycerzy uzbrojonych; na ich czele Popiel
Jechał konno. Koń jego dumny piął się nieraz,
I zawieszał w powietrzu żelazne kopyta
       125 Nad głowami pokornie klęczącego ludu.
Wtem Kirkor — któżby myślał? Kirkor samotrzeci
Chwyta dłonią koniowi królewskiemu cugle,
Krzycząc: srogi tyranie! trzema zabójstwami
Doszedłeś aż do tronu; idź w piekło! To mówiąc
       130 Mieczem rozciął przyłbicę ukoronowaną.
I za szaty chwyciwszy podniósł, wstrząsnął trupa,
I ludowi pokazał. Lud z razu oniemiał;
Potém w niebo ogromnym uderzył okrzykiem,
Nie można było wiedziéć pochwalał czy ganił.
       135 Nagle się cały ku nam rzucił szumną falą,
Chwila — a już nas jako trzy maleńkie mrówki

Zalał, strzaskał, zdruzgotał. Kirkor jedną ręką;
Trzymał trupa; a drugą swój miecz zakrwawiony.
My zaś, jego rycerze, pełniąc rozkazanie,
       140 Mieczów nie dobywali. Wtem tłok ludu jako
Bałwan rzucony wiatrem, zniżył się kolanem
Przed olbrzymią postawą Kirkora i wołał:
Niech żyje ludu mściciel! Kirkor król niech żyje.

BALLADYNA.

Co mówisz Kirkor królem?

GONIEC.

Racz końca wysłuchać.
       145 Gdy lud głosił go panem, Kirkor miecz błękitny
W trupiéj ocierał szacie; widać że głęboko
Dumał jakiemi słowy myśl wyrazić zdoła.
Nakoniec rzekł: O! Lachy, ja nieznany rycerz.
Nie mogę przesławnemu władać narodowi;
       150 Com uczynił, czyniłem nie dla wyniesienia
Głowy mojéj, czyniłem to dla szczęścia ludu.
Jam stworzony do ciszy wiejskiéj i prostoty,
Dla mnie za ciężką nawet była godność Grafa,
I zniżyłem ją szczeblem pojąwszy w małżeństwo
       155 Zamiast jakiéj królewnéj ubogą chłopiankę;
Ona zamiast herbowych znaków, połączyła
Z herby mojemi dzbanek pełny malin; ona
Nic podobna królowéj; ani państwa pany
Zechcą chłopianki dzieciom na przyszłość podlegać.

BALLADYNA.

       160 Niegodne kłamstwo! kłamstwo! to kłamstwo!

GONIEC.

I daléj
Kirkor tak rzecz prowadził: Ogłoście po kraju
Bezkrólewie; a kto się na zamku pokaże
Uwieńczony prawdziwą koroną Popielów,
Koroną w któréj znany brylant żmije-oko
       165 Między dwóma rubiny, na trzech perłach leży,
Tego królem obierzcie. Lud zgodnym okrzykiem
Przyzwolił na tę mowę i osierocony
Czeka, aż się ukaże król, dziedzic korony.

GRABIEC (na którego wszyscy patrzą.)

Czemu ci ludzie patrzą na mnie jak gawrony.

SZLACHTA.

       170 Klękajmy wszyscy przed tym ukoronowanym,
On królem...

GRABIEC.

Co ja królem? gdybym nie był pjanym
Upiłbym się z radości. Los głupi jak rura!
Wyskoczyłbym ze skóry, gdyby moja skóra
Nie była teraz skórą królewską.

SZLACHTA.

Żyj długo...

GRABIEC.

       175 Sto lat! Sto lat żyć będę; wziąłem skórę drugą
Jak wąż — jak wąż panowie mam oko z brylanta.
Puściłbym się po sali z grafinią kuranta,
Gdyby nie godność, prawda? która siedzieć każe.
Tak się w mój tron złocisty królowaniem wrażę
       180 Że nie oderwą ludzie od tronu człowieka.
Proszę! co za dziw!

BALLADYNA (do Kostryna.)

Słyszysz jak burza się wścieka,
Dzwonią deszczowe rynny. W téj okropnéj burzy
Słyszę głosy płaczące...

KOSTRYN.

To krzyk nocnych stróży.

BALLADYNA.

Nie, to są jakieś głosy inne, jęk ze świata
       185 Umarłych — Léj mi wina. Wszystko się tak splata
Że chyba się powiesić.

GRABIEC.

Teraz po obiedzie
Trzeba wymyślić wesołą zabawę.
Każcie tu wpuścić kuchenne niedźwiedzie
Co kręcą; rożnem: niech tańczą.

PIERWSZY ZE SŁUG.

Kulawe,
Pan Graf podstrzelił je...

GRABIEC (do Chochlika.)

       190 Więc ty ministrze
Weź moje berło wierzbowe i na nim
Graj jak na dudzie — a zatykaj bystrze
Dziurki palcami, jeśli pomysł nowy
Dążący prosto ku uszczęśliwieniu
       195 Przyszłych poddanych wymknie ci się z głowy
Przez głupie wrota. Słuchajcie w milczeniu...
Graj!

CHOCHLIK.

Co grać panie?

GRABIEC.

Kładź palec na dziury,
To berło z mojéj wykręcone skóry
Wié co ja lubię.

SKIERKA.

Graj! ja do wtoru
       200 Zawołam echa ciemnego boru
Co rzecz widziały.

(Chochlik gra na flecie smutną pieśń wiejską, a zamięszane głosy w powietrzu poczynają śpiewać.)
(śpiew)

Obie kocha pan;
Obie wzięły dzban;
Która więcéj malin zbierze,
       205 Te za żonę pan wybierze.
Cha! cha!...

(pieśń niknie jak echo.)
BALLADYNA.

Co to się znaczy? kto śpiewał, i taką
Pieśń skończył śmiechem?

KOSTRYN.

Cyt... to przywidzenie!

BALLADYNA.

Ktoś śpiewał...

(do Chochlika)

Proszę graj.

(do Kostryna)

A ty Kostrynie
       210 Patrz w twarze ludzi, a jeśli dostrzeżesz
Z których ust wyjdzie pieśń, powiedz — obmyślę
Co z tym człowiekiem stanie się...

(do Chochlika)

Dudarzu
Zagraj mi jeszcze wieśniaczą balladę,
I obudź echa wiszące nademną
       215 W kopule sali — Objaśnić pochodnie.

(Chochlik gra.)
ŚPIEW DUCHÓW.

Tobie szatan stróż,
Włożył w rękę nóż;
Siostra twoja rwie maliny.
A ty? a ty? Nóż twój siny
       220 Poczerwieniał krwią... O!...

(pieśń kończy się echowemi jękami.)
KOSTRYN.

Przestań, grafini mdleje.

BALLADYNA.

Nie... ja żywa...
Śpiewajcie... jeszcze — Objaśnić pochodnie...

(Chochlik gra.)
ŚPIEW DUCHÓW.

Na twéj czarnéj brwi,
Niby krople krwi.
       225 Kto wié z jakiéj to przyczyny?
Od maliny? lub kaliny?
Może... cha!...

(pieśń kończy się echem.)
BALLADYNA (daje znak ręką.)

Daléj...

PIERWSZY Z PANÓW.

Co znaczy takie obłąkanie
W oczach Grafini? Czy prosta piosenka
       230 Którą wieśniacy przy grabionem sianie
Nucą na fletniach, tak ją biedną nęka.

BALLADYNA.

Daléj!...

PIERWSZY Z PANÓW.

Obudźcie tę kobiétę bladą.
Ona zasnęła i śpi z otwartemi
Oczyma...

KOSTRYN (do Balladyny.)

Pani!...

PIERWSZY Z PANÓW.

Rozkaż niech ją kładą
       235 W gorące łoże, skościała jak drewno...

(Grom bije głośny... Balladyna budzi się.)
BALLADYNA.

Co ze mną było?... Jak ja okropnemi
Sny przerażona.

(do Kostryna)

Słuchaj ty... ja pewno
Gadałam we śnie. Czy we śnie gadałam?...

KOSTRYN.

Nie...

BALLADYNA.

Bogu dzięki. Ale gdy ja spałam
       240 Wyście musieli rozpowiadać głośno
O czém okropném?

(do gości)

Proszę pijcie! — widzę
Że lepiéj zrobię usiadłszy za krośno
Niż przy puharach.

GRABIEC (budząc się.)

Przepraszam panowie.

BIESIADNICY.

Za co?

GRABIEC.

Przepraszam i bardzo się wstydzę
Że byłem zasnął.

(pije)

       245 Zamku pana zdrowie!

BIESIADNICY.

Zdrowie Kirkora!

GRABIEC.

Poczciwy! poczciwy!
Zamiast panować woli jeść maliny.
Każcie niech jaki leśnik, lub myśliwy,
Pójdzie do boru i malin przyniesie.

BALLADYNA.

Straszne zachcenie...

GRABIEC.

       250 W pod zamkowym lesie
Muszą być słodkie maliny i duże
I smakowite, skoro Kirkor woli
Dzban takich malin, niż meszty papuże,
I płaszcz królewski — Każ niech nam podstoli
       255 Malin dzban poda na pokosztowanie.

BALLADYNA.

Odwagi!... nic się gorszego nie stanie.
Słyszałam echa grobowych rozwalin,
Ujrzę czy więcéj prócz słów co wyrzucą
Wzruszone groby — Malin! dajcie malin!

(Pokazuje się cień biały Aliny z dzwonkiem malin na głowie.)

       260 Czułam cię dawno w powietrzu — a teraz
Widzę — Jak błyszczą oczy twoje? Biała!
Ja się nie lękam — widzisz — ale ty się
Nie zbliżaj do mnie...

PIERWSZY ZE SZLACHTY.

O czém ona gada?

BALLADYNA.

Mów ze mną przez stół — Niech mi jaki człowiek
Da rękę — ja się boję —

PIERWSZY ZE SZLACHTY.

       265 Czy słyszycie
Jak ząb jéj dzwoni o ząb z przerażenia?

BALLADYNA.

Idź... potępiona — odnieś skąd przyniosłaś
Ten dzbanek pełny czegoś, co się rusza
Jak to co w grobie — Czy powieszonego
       270 Na zamku wieży przed latami trupa
Cień padł do sali i stoi na nogach
Nie oddychając — O! precz... widmo białe
Zarżniętéj —

(Cień znika.)
PIERWSZY ZE SZLACHTY.

Jaka woń malin! czujecie?

DRUGI ZE SZLACHTY.

Powietrze pełne malin...

BALLADYNA (padając.)

O! umieram!

KOSTRYN.

       275 Wody!... héj wody! Ja szaty rozdzieram,
Lejcie tu na pierś — niech służebne wnidą.

(Wchodzą kobiety.)

Wynieście panią...

(wynoszą Balladynę)

Raczcie wstać od stołu,
Pochodnie gasną. Napełnia ohydą
Ten stół splamiony, resztki chleba, wołu.
       280 Czy chcecie rzucać ogryzione koście
Wzajem na siebie jak czynią Duńczycy?...
Proszę do komnat — Wy stoły wynoście;

Wy z pochodniami poprzedzajcie króla,
Gdzie dlań usłano w przybocznéj wieżycy
       285 Łoże puchowe — Jutro się rozhula
Zamek i będzie wesoły jak wczora.
Lecz na dziś dosyć... Panowie spać pora.
Proszę porzucać puhary i ławy —
Jak ciężko Lachy odpędzić od strawy
       290 I od napoju; wiszą by pijawki
Na uszach dzbanka, przy muzyce czkawki.

(Podczas téj mowy wynoszą stoły. Grabiec wyprowadzony przez służbę z pochodniami, za nim wszyscy biesiadnicy i Kostryn wychodzi ostatni.)



SCENA DRUGA.
Las przed celą pustelnika. Burza trwa.
PUSTELNIK I KIRKOR.
KIRKOR.

Chroń się starcze do celi, burza tobie z głowy
Okradnie siwe włosy. Ludzie i zdarzenia
Kradną... złodziéj płaszcz zedrze, a nędza koszulę.
Trzeba wszystkiemu zbrójną ręką się opierać...
       5 Lecz smucisz się zawcześnie — bo ja ci przysięgam
Że zginę, lub zkradzioną koronę odzyskam.
Oto choć bliski domu, mógłbym za godzinę
Z ust żony pocałunków tysiąc wziąć na drogę,
I napić się jak ptaszek, w różanym kielichu
       10 Dziobiąc rosy perełki: wolę téj roskoszy
Zaniechać, a do Gniezna zaleciawszy nocą,
Lud zebrać — i obwieścić wszystkiemu gminowi,
Jakoś ty dziedzic prawy, bezecną kradzieżą
Dobra twego postradał. Potém zaś trębaczom
       15 Każę głosić po kraju i mieście, że kto się
O tron Laehów zgłaszając pojawi na zamek,
Uwieńczony prawdziwą koroną Popielów,
Temu ja fałsz zarzucam; takiemu na czole
Mieczem wypiszę słowo zasłużone: złodziéj...

       20 Módl się więc za mnie starcze, aby mi Bóg żywy
Dał zwyciężyć na szrankach — i czekaj z powrotem.

PUSTELNIK.

Niech cię Bóg błogosławi.

KIRKOR (klaszcze, wchodzi żołnierz.)

Wsiadać na koń! lotem
Trzeba spieszyć do Gniezna.

(Rycerz wychodzi)
PUSTELNIK.

Słuchaj! ja ci radzę
Wróć do zamku, odpocznij, po dalszéj rozwadze
Obaczysz co przedsięwziąć.

KIRKOR.

       25 Ja starcze leniwy,
Dzisiaj odrobić chcę całą pańszczyznę;
A odrobiwszy całą, żyć szczęśliwy
Z drogą małżonką. Całą ci ojczyznę
Włożę na barki; a gdy będziesz dźwigał
       30 Rzeczy i ludzi, to ja się zakopię
W zamku spokojny... Niechby mi dościgał
Sad owocowy, niechbym małe chłopie,
Dzieciątko moje, na rękach kołysał,
O to się módl... Ty mi zaś co roku
       35 Z tronu do chaty listy będziesz pisał.
Niechaj raz na rok spadnie mi z obłoku
Biały gołąbek i pod skrzydełkami
Przyniesie powieść, pełną tych wielkości
Co budzą uśmiech i sen pod lipami
       40 Dają smaczniejszy... Król mi pozazdrości
Żony i dziecka i lipy i chłodu,
I snów pod lipą i złotego miodu. —
Żegnaj mi! żegnaj! Nim słońce zaświeci
Będę w stolicy. Hop! hop! na koń dzieci!

(Kirkor wychodzi. Słychać tentent oddalających się.)
PUSTELNIK (sam.)

       45 O! Boże! Boże! Wolę niech do Gniezna wraca,
Niżby miał do tych piersi szlachetnych przycisnąć

Krwawą swoję małżonkę. Bogdajbyś ty nigdy
Nie znał Kirkorze z jakiéj matki się urodzą
Dzieci twoje. Bogdajby za pierwszą nagrodę
       50 Bóg uczynił cię wdowcem nim ojcem uczyni.

(słychać głos Wdowy)
WDOWA (za sceną.)

Biedna ja! biedna!

PUSTELNIK.

Co to za wołanie
Tak pełne płaczu?

WDOWA (za sceną.)

O biedna, ja biedna!

(Wdowa wchodzi jak ślepa szukając drogi ręką.)
PUSTELNIK.

Jakaś kobieta jak łachman w łachmanie,
W noc tak okropną, ślepa sama jedna!

(do Wdowy)

Skąd moja matko?

WDOWA.

       55 Matko? O! na Boga
Tak nie nazywaj córko niegodziwa!
Matka? psia matka!

PUSTELNIK.

Skąd idziesz uboga?

WDOWA.

Ja nie uboga — Siwa, siwa, siwa
Jak gołąbeczek. — Nie wiesz co się stało?!
       60 Grafini moja córka wielka pani,
A ja na wietrze z głową taką białą
Mówię piorunem bijcie! bijcie we mnie!
I nie chcą słuchać... A w zamku zebrani
Pijaki sobie winszują wzajemnie
       65 Że córka moja pije, wielka pani. —
Czy ty rozumiesz? — Ma zamek i wieże —
Grafini —

PUSTELNIK.

Jak się córka twoja zowie?

WDOWA.

Zowie się córką. Ale ja nie wierzę
Ażeby ona miała oczy w głowie,
       70 Oczy co płaczą. — W taką zawieruchę!
W takie pioruny, na deszcz wygnać matkę!
Co ją karmiła, co piersi ma suche,
Starością suche — a włos taki biały
Jak co świętego.

PUSTELNIK.

Chodź pod moją chatkę,
Ty drżysz od zimna! chodź!

WDOWA.

       75 I zamek cały
Do niéj należy, wielki jak pół świata...
Widzisz!... Grafini?!

PUSTELNIK.

Chodź!...

WDOWA.

Tu będę czekać,
Czy córka moja wié gdzie twoja chata?
A kto wie? może, jak pies zacznie szczekać
       80 Na jaki łachman, to wspomni o matce,
I każe szukać po świecie — Być może!
Wszak Bóg ma litość?

PUSTELNIK.

Chodź przepłaczesz w chatce
Tę noc burzliwą, a gdy błysną zorze
Ja cię powiodę do wielkiego Króla;
       85 Do nóg się rzucisz błagając o litość
I...

WDOWA.

Powiem jemu... ja biedna matula
Do nóg się rzucam.

(klęka)

Królu! złoty panie!
Każ córce która ma złota obfitość
Niechaj mnie kocha.

(wstaje)

A król z tronu wstanie
       90 I zaprowadzi mnie do serca córki.
O! o! o!

(płacze)

Wiesz ty, za szkaplerza sznurki
Wieszałam się na sosnie skrzypiącéj, za garło,
Drzewo się ułamało...
Głupia — ślepa, wybrałaś gałązkę umarłą,
       95 Gałązkę — córkę drzewa — Żelazna gadzino,
Nie zlitowałaś się ty matki wdowy?
A jabym żyła chleba okruszyną
W twoich pałacach! Niechby twoja ręka
Sypiąc gołąbkom w trawę żer perłowy
       100 Nie odganiała od pszenic ziarenka
Zgłodniałéj matki. — Wygnać w las! na burze!
Wypędzić matkę! upadłam w kałużę
I grom czerwony wyjadł z powiek oczy,
Wyjadł do szczętu...

PUSTELNIK.

Oślepłaś?...

WDOWA.

Mózg toczy
       105 Okropna ciemność. Miałam przed wieczorem
Tyle światłości, że mogłam za borem
Rozróżnić białe słońce od xiężyca
A teraz...

(Błyska.)
PUSTELNIK.

Jakto i ta błyskawica
Nie świeci tobie.

WDOWA.

Wzrok ludzi nie strzeże
       110 Od Boga ręki — co mi dziś po wzroku.
A wiesz ty? wiesz ty że ja teraz wierzę,
A nie wierzyłam dawniéj — że co roku

Ptaszki jaskółki nim pójdą za morze,
Stare, zgrzybiałe, biedne matki duszą.
       115 Tak, tak, tak... ludzie prawdę mówić muszą.
Żebrząc po świecie piosenkę ułożę;
Groszową piosnkę o jaskółkach czarnych
Co duszą matki — proszą! w ptaszkach marnych
Taka nielitość! wygnać matkę starą,
       120 Głodną, na cztery wichry targające
Za siwe włosy.

PUSTELNIK.

Podczciwych tysiące
Padają na tym świecie złych ofiarą.
Gdybym ja ciebie wziął za nieszczęść świadka?

WDOWA.

To i ty matka... i ty także matka?
       125 Nie pójdę z tobą bo się będziem kłócić
O piękność imion naszych córek — moja!
Ach gdybyś ty mię z grobu chciał ocucić
Wołaj Bladina — Pójdę szukać zdroja
I pić jak wróble zadzierając główkę
       130 Do pana Boga — dzięki mu, dał wody.

(śpiewa mrucząc)

Stara miała jedną krówkę,
I chacinę i ogrody
I dwie córki...

(odchodzi w las.)
PUSTELNIK.

Po kraju całym szukać każę
Téj matki — okropny sąd wydam na dziecko.

(odchodzi do celi.)



SCENA TRZECIA.
Noc — błyska — Sala bez światła w zamku Kirkora.
SKIERKA i CHOCHLIK wychodzą z drzwi któremi wyprowadzono po uczcie Grabka.
SKIERKA.

Nasz pan usnął tam na wieży
I śpi głęboko; ja lecę
Nim się ta burza uśmierzy
Kąpać się w błyskawicach.

CHOCHLIK.

Ja wyprawiam hecę
       5 W stajni gdzie nad wrotami nie przybito sroki,
Czy wiesz że na téj wieży puhacz jednooki
Zaprosił mnie na ucztą; będzie patrzał krzywo
Jeśli pogardzę udem zadziobanéj myszy.

SKIERKA.

Ja matkę bociana siwą
       10 Lecę nakarmić; nie słyszy
Na prawe ucho i ślepa;
Wczoraj od chłopskiego cepa
Uratowałem niebogę...
Polecę, czekać nie mogę.
       15 W taką burzę biedna stara
Może z przestrachu umarła.

CHOCHLIK.

Co to za huk?...

SKIERKA.

To burza drzwi zawarła.

CHOCHLIK.

Cyt... ktoś idzie...

SKIERKA.

Jakaś mara
W bieli... przez okno wylecę...

(wylatuje przez okno.)
CHOCHLIK.

       20 Za nim! na koniach w zamku wyprawować hecę.

(wylatuje.)



SCENA CZWARTA.
Sala taż sama.
BALLADYNA (sama, wchodzi w nocnym ubiorze z nożem w ręku.)

Nic mogłam spać, nóż leżał przy mnie, wzięłam.
W koszuli — wstyd! gdyby cię kto zobaczył
W koszuli z nożem w ręku? Jak tu ciemno!...

(idzie ku wieży.)

Cyt!... jakiś szmer? — Wiatr mi zagasił świécę...
       5 To przywidzenie — nic nie słychać, zamek cały
Głęboko śpi... Lecz jeśli śpi ten człowiek
Z otwartą tak powieką?... to co? to co?
Jeżeli dziś nie zrobię rzeczy, jutro
Żałować będę, wiem, żałować będę.
       10 Wiatr zamknął za mną drzwi; a ja myślałam
Że jaki ciemny duch zamykał za mną;
I dotąd nie spojrzałam w tamtą stronę,
Jakbym się bała spotkać czém okropnem.

(ogląda się)

A widzisz nie ma nic, nic nie ma. Ciemne
       15 Powietrze, mgła; żadnych nie widać mar.

(Błyska)

Wszelki duch Boga chwali! Jaka to była
Błyskawica czerwona! jak wszystkie ściany
Widziałam białe — Cyt — Nie słychać nic —
Spiesz się! — Lecz jeśli żar błyskawic lunie
       20 Na moją twarz, gdy będę z nożem stała
Nad nim; to co? — Ogień pokaże tobie
Miejsce gdzie masz uderzyć. — O! błyskawice
Stwórzcie czerwony dzień na łonie nocy,
Bądźcie mojego czynu słońcem. — Idę.

(wychodzi na wieżę.)



SCENA PIĄTA.
Sala taż sama.
KOSTRYN (wchodzi zbrojno z dobytym mieczem.)

Drzwi otworzone. Teraz mię fortuno
Prowadź i pomóż ze złotego cielca
Jak Jazonowi złote obciąć runo,
A ja przysięgam, że choć syn wisielca,
       5 Będę na tronie jako syn książęcy;
Dziś sługa gorszych, jutro pan tysięcy
Lepszych odemnie — Cyt — To puhacz huczy
Na wieży zamku. — Idźmy na drabinę —
Wszystko gotowe. Mam pęk cały kluczy
       10 Od bram zamkowych, płachtami obwinę
Konia podkowy — i z ową koroną
W pochmurnéj nocy jak duch czarny zginę;
A co nad wszystko, z cudzołożną żoną
Rozbrat na wieki. O! szatanie prowadź!

(Chce iść na wieżę i we drzwiach spotyka się z powracającą Balladyną.)

Kto to?

(cofa się z przestrachem)
BALLADYNA.

Ja.

KOSTRYN.

       15 Sama — w ciemnościach — co znaczy?
Słyszałem jakiś jęk, szedłem ratować.

BALLADYNA.

Przynieś mi światła; niech światło zobaczy,
Jak ja okropnie muszę być czerwona.
Skończyłam — Kogo ty ratować chciałeś?
       20 Już zdaje mi się że ta burza kona,
Ustało błyskać. — To i ty słyszałeś
Ten jęk okropny?... aż tu było słychać?!
To dziwnie! Kiedy przestawał oddychać
Raz westchnął. — Idź ty po światło Kostrynie.
Idź na dół.

(Kostryn wychodzi)

       25 Dziwnie krew pachnie odemnie...
Stało się — stało; teraz nadaremnie
Żałować rzeczy. Stało się — przeminie.
Z nas wszystkich kiedyś będą takie trupy.
Swiecy! — mój cały zamek za błysk swiecy!

(Kostryn wchodzi bez światła)
KOSTRYN.

       30 Wszystko śpi w naszéj ceglanéj fortecy,
Nawet zagasły latarniowe słupy
Przy bramie zamku. Czy służbę rozbudzić?

BALLADYNA.

Nie budź nikogo; myślałam zabrudzić
Ręce po łokieć. Dziwną pachnę wonią.

KOSTRYN.

Wzięłaś koronę?

BALLADYNA.

       35 Nie... stój, pójdę po nią,
Ja się nie lękam. Wiem gdzie stoi łoże.

(wychodzi Balladyna na wieżę.)
KOSTRYN.

Straszna odwaga. Omal tobie Boże
Nie podziękuję, że mi ona kradnie
Czyn ten okropny... Chciałbym na jéj czole
       40 Zobaczyć jaką barwą lwica bladnie.

(Balladyna wraca bez korony.)
BALLADYNA.

Próżno w ciemnościach macałam po stole,
Ten stół miał jakieś rysy zimnéj twarzy.
Może to nie był stół...

KOSTRYN.

Ty stój na straży,
Ja pójdę szukać...

BALLADYNA.

Stój... nie idź — wszak ja się
       45 Nie lękam siebie — Nawet nie żałuję...

(Kostryn wychodzi na wieżę.)

Ja wiem że zwykle Lachom żal po czasie
Zawraca głowy, i sen cichy truje.
Może się teraz trup czerwony snuje
Przed ludzi śpiących oczyma, a oni
       50 Przez sen żegnają krzyżem cichą marę. —
Schodzi po wschodach; jak te szczeble stare
Trzeszczą...

(do Kostryna który wchodzi z koroną.)

Znalazłeś... ty coś trzymasz w dłoni?

KOSTRYN. (ponuro.)

Tak.

BALLADYNA.

Daj. Nie! nie! nie! nie zbliżaj się do mnie
Bo będę wołać ratunku od ludzi...
Stój tam.

KOSTRYN.

       55 Co znaczy? mówisz nie przytomnie.

BALLADYNA.

Stój tam, bo krzyknę, zamek się obudzi,
Stój tam z daleka, aż w tobie przeminie
Ta myśl... W powietrzu ją czuć... o! Kostrynie
Chciałeś mię zabić, serce twoje biło
       60 Głośno, jak moje bije gdy zarzynam.

KOSTRYN.

Jeślim to myślał, na wieki przeklinam
Ów zakąt mózgu gdzie się urodziło
Szalone dziecko.

BALLADYNA.

Chodź tam do komnaty...
A namowiéjmy się po cicho razem
Co jutro czynić...

(Rozwidnia się trochę.)
KOSTRYN.

       65 Doniosły mi czaty
Że Kirkor wrócił do Gniezna, żelazem
Grożąc takiemu coby się z koroną
O tron upomniał...

BALLADYNA.

To nic... będę miała
Ludzi i miecze; a za moją stroną
       70 Będzie ta tłuszcza ludzi omal cała
Karmiona w zamku... Kirkor nie poskromi
Złotego deszczu. — Cyt —

KOSTRYN.

Nic, to na dworze
Wróble świegocą.

BALLADYNA.

Jakto już dzień? Boże!
Jak biała światłość... mdło mi! mdło mi! mdło mi!

KOSTRYN.

       75 Idź prześpij szarą godzinę poranku,
Ja sam obudzę gdy słońce zaświeci.
Staniesz w rycerzy uzbrojonych wianku.
Jakoś to będzie — wojsko nam się skleci.
Daj klucz od skarbu, będę mierzył garcem
Przekupne złoto.

BALLADYNA.

       80 Skończ także ze starcem
Co mięszka w celi — a nas tylko dwoje
Będzie wiedziało.

KOSTRYN.

Ty ciężarna; troje.

BALLADYNA.

Jakto i dziecko noszone w żywocie
Będzie wiedziało — Idź! — w biednéj istocie
       85 Nieurodzonéj taka tajemnica.
Ty się najgrawasz? jeśliby tak było
Jak ty powiadasz; czy ja szalenica
Porodzić żywe? Lecz nie — będzie żyło,
Dziecko nic nie wie...

KOSTRYN.

Niechaj moja lwica.
       90 Spać się położy — i zbudzi się świeża
Do nowych czynów, w przyłbicy rycerza.

(wychodzą.)

KONIEC AKTU CZWARTEGO.


AKT PIĄTY.

SCENA PIERWSZA.
Poranek na leśnéj łące.
SKIERKA i CHOCHLIK.
SKIERKA.

Jak po burzy ranek świeży!
Byłem u matki bociana
I nakarmiłem.

CHOCHLIK.

Ja na zamku wieży
Ucztowałem u sowy. Gdzie pani Goplana?

SKIERKA.

       5 Znów polecę po rozłogach,
Polecę łąką i borem;
Kwiatki postawię na nogach,
Rozczeszę żyto na grzędzie:
Zatrzymam się nad jeziorem,
       10 Zawołam labu! labusie!
I dwa Goplany łabędzie,
Po wód błękitnym obrusie,
Przypłyną do mnie z ajeru;
Garsteczką złotego żeru,
       15 Śnieżne ptaszęta przysypię:
I znów lecę pod leszczynę,
Gdzie łania Goplany szczypie

Błyszczącą deszczem krzewinę;
I tęcze nad nią zawieszę,
       20 I różę nad nią rozwinę;
I znowu daléj pospieszę
Na skrzydłach babki konika.

(Przypływa tuman mgły rannéj, oświecony tęczą; z pod bramy kolorow wychodzi Goplana.)
GOPLANA.

Chodźcie mnie uścisnąć aniołki,
Bo Goplana na wieki wam znika.
       25 O! zapłakane fijołki!
Róże moje bądźcie zdrowe.

SKIERKA.

Co ty śpiewasz?...

GOPLANA.

Niestety! niestety!
Piosenkę pożegnania.

SKIERKA.

Jeszcze oczerety
Nie gną się od jaskółek, jeszcze dnie wiosnowe.

GOPLANA.

       30 Polecę w okropną krainę,
Gdzie sosny i śniegi sine,
Gdzie słońce jak gasnący żar;
Gdzie xiężyc jak twarz tych mar
Co z grobu wychodzą na cmentarz.
       35 Anioł kar za mną popłynie
Krzycząc mi w duszy: pamiętasz
O róż i malin krainie.
Bądźcie zdrowi! bądźcie zdrowi!
Poplątałam ludzkie czyny,
       40 Tak że Bogu mścicielowi
Trzeba wziąć grom i opuścić
Na ludzkie dzieła i winy...

SKIERKA.

My cię nie chcemy opuścić
Goplano! Goplano! Goplano!

GOPLANA.

       45 Puszczajcie biedną, wygnaną,
Kiedyś wam o mnie zaśpiewa
Piosenkę obca ptaszyna
Usiadłszy na gałązce płaczącego drzewa.
Bądźcie zdrowi! moja wina
       50 Że wygnana w północ lecę.

CHOCHLIK.

Jeszcze ci w drodze poświecę,
Jak hajduk biegnąc z ognikiem.

GOPLANA.

Dziś długim związane szykiem
Na północ lecą żórawie,
       55 Uczepię się tego wianka,
I w powietrzu się przepławię,
Jak biedna dziewic równianka
W błękitne rzucona fale.

SKIERKA.

O biada! o biada! o biada!

GOPLANA.

       60 Próżne żale! próżne żale!...

(pokazuje w głąb lasu)

Tam szarfa żórawi spada
Na łąki błyszczące rosą;
Gdy się żórawie podniosą,
Uchwycę się szarfy końca
       65 I w błękit polecę blada,
Blada jak miesiąc od słońca,
Lekka jak liść co opada.
Lecz nad mury Gnieznieńskiemi
Lecąc, zaśpiewam smutne pożegnanie ziemi.

(Wychodzi — Skierka i Chochlik lecą za nią.)



SCENA DRUGA.
Pod murami Gniezna wał.
KIRKOR z dobytym mieczem, ze skrzydłami orlemi na barkach wchodzi na czele wojska — Chorągwie rozwinięte — trąby grają.
KIRKOR (do Rycerzy.)

Człowiek co się o berło Lachów upomina
Nie chciał wystąpić w szranki, jak podła gadzina
Kryje się, a zebrawszy, co mówię! ten podły
Obietnicami, złotem, zakupiwszy sobie
       5 Mnogich stronników... rycerz z nieznanemi godły,
Walką chce tron owładnąć, i na moim grobie
Stanąć jako na pierwszym szczeblu królowania.
Mnodzy rycerze nasi, (niech nas Bóg ochrania
Od takiego szaleństwa i takiéj ślepoty)
       10 Mnodzy nasi rycerze przeszli pod namioty
Jasnego oszukańca, lecz Bóg patrzy z nieba
W serca ludzkie; nam zdrajców przekupnych nie trzeba,
Skoro przybędzie Popiel, po którego w lasy
Posłałem trzech rycerzy, z orlemi hałasy
       15 Rzucićmy się na złoty obóz samozwańca.

(Do rycerzy stojących na murach.)

Wy zamykajcie bramy... Niech z każdego szańca
Na pole walki patrzą mnogie samostrzały...
Gdybym ja przegrał, zginął, to jeszcze te wały
Długo bronić się mogą... Niech wam siwe głowy
       20 Przypomną w chwile strachu, że mur południowy
Najsłabszy, że tam trzeba postawić mur ludzi.
Ale da Bóg że miasto jutro się obudzi
Wolne od zgrai łotrów.

RYCERZE.

Zwyciężysz Kirkorze!

KIRKOR.

Jeśli Bóg da... ah! kiedyż ja przyłbicę złożę!
       25 Kiedyż wrócę do żony? kiedyż ujrzę koniec
Krwawym sprawom królestwa i rozbojom.

PIERWSZY Z RYCERZY.

Goniec.

(Wchodzi goniec kurzawą okryty.)
KIRKOR.

We trzech wysłani w bory nie przyprowadzacie
Pustelnika Popiela?

GONIEC.

Okropność.

KIRKOR.

Czy w chacie
Nie znaleźliście starca? mów... walka nas czeka.

GONIEC.

       30 W celi nie było starego człowieka;
Lecz na skrzypiącéj gałęzi przed chatą
Trup jego wisiał, na grubym powrozie.
Z białemi włosy i z podartą szatą
Wicher się bawił i trupa kołysał
Jak stara mamka.

KIRKOR.

       35 Trąbić po obozie
Hasło do walki — Los jemu dopisał,
Do śmierci gonił nieszczęściem i zabił:
Nieznaną ręką — Sercęś mi osłabił
Twoją powieścią, spraw się dobrze w boju —
Mówisz że wisiał?

GONIEC.

W pustelniczym stroju
Wisiał przed chatą. Na nieszczęsném drzewie
Wrona krakała...

KIRKOR.

       40 Idźmy! niech w powiewie
Tańczą chorągwie... idźmy! ścisnąć szyki!
Nadzieja w męstwie — Niech zaczną łuczniki!...

(Wychodzi z wojskiem.)



SCENA TRZECIA.
Namiot BALLADYNY.
KOSTRYN i BALLADYNA w zbrojach — z hełmami zapuszczonemi wchodzą na scenę.
KOSTRYN.

Zostań w namiocie, nie wychodź na pole,
Bo jak przeczuwam wkrótce Kirkorczycy
Walkę rozpoczną. Obóz jego w dole,
A nasz na górze jak gniazdo orlicy.

BALLADYNA.

       5 Wiele dusz stanie za chwilę przed Bogiem.

KOSTRYN.

Gdzie młócą żyto, tam plewy z omłotku
Lecą pod niebo. Stój za gumna progiem
I nie rozplątuj znów na kołowrotku
Szczero-sumiennym, zaplątanych pasem
Dziwnéj przeszłości.

(wchodzi żołnierz.)
ŻOŁNIERZ.

       10 Z okropnym hałasem
Idą do boju szyki Kirkorowe.

KOSTRYN.

Królewiczątko moje bądź mi zdrowe!

BALLADYNA.

Czy zwyciężymy?

KOSTRYN.

Śiedź pani w namiocie.
Niechaj cię próżność nie prowadzi w złocie
       15 Na oczy słońca i na łuków żądła.
Bogdajbyś cicho śpiewała i prządła
Szatę królewską lub śmierci koszulę;
To, albo drugie, pewnie ci się przyda...
Ha! ha z proc lecą ołowiane kule,
       20 Patrz jak kolczate... héj giermku gdzie dzida?
I tarcza moja.

(Bierze tarczę i dzidę z rąk giermka i wychodzi.)
BALLADYNA (sama.)

Jeżeli zwycięży
Jak mu nagrodzę? w ziem całéj łonie
Nie znajdę kruszcu na zalanie gardła
Temu Niemcowi. Lecz jeżeli przegra?
       25 Jeżeli przegra, to się wszystko skończy
Chwilą okropną, wszystko się rozwiąże
Jak straszna bajka jakiéj czarownicy;
Przegrała, w piersi przebiła się nożem,
A nóż zatruty był jadem gadziny.
       30 Gdzie ta kobiéta? Obaczyłam w lesie
Babę podobną do roztrzaskanego
Piorunem dębu... kazałam potworze
Z krukami śmierci gonić za obozem
I przynieść jadu czerpanego z węży.

(Stara kobiéta w łachmanach wchodzi, podnosząc zasłonę namiotu.)

Jesteś?

STARA.

       35 Przyniosłam rożek ludomoru.

BALLADYNA.

Daj... i uciekaj do ciemnego boru,
Uciekaj mówię stara czarownico;
A spróbowawszy na kim tego jadu
Zapłacę tobie... precz, bo cię pochwycą
       40 Rycerze moi i na rzece spławią.

(Ucieka stara kobiéta.)

Okropna jędza... Włos by gniazdo gadu
Wisi w postronkach, a oczy się krwawią,
Jak zęby wilcze obroczone w ścierwie.
Nóż ten zatruty piersi mi rozerwie
       45 Jeżeli w ręce męża wpadnę żywa,
I serce moje bijące ukąsi
Jak żądło osy. Już po jednéj stronie
Jadem zmazany okropnie poczerniał,
I zarumienił się rdzą, pozieleniał:
       50 A druga strona jeszcze niedotknięta
Śliną wężową, czysta jak tasaki

Świeżo na krętym brusie pociągnione.
Co słychać?

(wchodzi żołnierz.)
ŻOŁNIERZ.

Panie! wszystko zawichrzone
Na polu walki jak w burzliwéj chmurze.

BALLADYNA.

Czy przegrywamy?

ŻOŁNIERZ.

       55 Na szańcowéj górze
Gdzie rosną brzozy nad źródłem, widziałem
Grafa Kirkora, otoczony wałem
Zabitych ludzi trzyma się i siecze
Jasną siekierą.

BALLADYNA.

Z czémżeś ty człowiecze
Do mnie przysłany?

ŻOŁNIERZ.

       60 Donoszę ci Xiąże,
Że dwiestu ludzi przekupionych wczora,
Przeszło na polu z szeregów Kirkora
Na stronę naszą. Jeśli się rozwiąże
Na lewém skrzydle łuczników gromada
       65 Kupiona złotem, pole będzie nasze.

BALLADYNA.

Jeszcze nie przeszli! opieszała zdrada
Gorsza niż wierność... Idź w bojową kaszę
Z łyżką żelazną, jeżeli w nią wpadnie
Głowa jakiego wodza będziesz panem...
       70 Rozumiesz? można po za góry snadnie
Podejść... zaskoczyć na plecy, — czekanem
Ciąć w łeb stalowy — Idź — bić — i zabijać.

(Wchodzi drugi goniec.)
GONIEC.

Lewe się skrzydło zaczęło rozwijać
I pierzchać w Gniezno... wkrótce walki koniec.
Przy nas zwycięztwo...

BALLADYNA.

       75 Dobréj wieści goniec
Niech ma zapłatę...

(daje pieniądze.)

Czy wódz wrogów wzięty?

GONIEC.

Widziałem sztandar Kirkora zatknięty,
Na małym wzgórku gdzie rosną trzy brzozy;
A trupów szaniec urósł tak wysoko
       80 Około niego, że my pełni zgrozy,
Ani wziąść wodza mogliśmy na oko,
Ani przestąpić umarłego wału.

BALLADYNA.

Jeżeliś pełny męstwa i zapału,
Jeśli chcesz kiesy po wierzch pełnéj srebra;
       85 Idź na ten wzgórek, niech ci trupie żebra
Będą drabiną, postronkami włosy.
Idź i zabijaj...

(słychać okrzyki.)

Co to są za głosy?

(Kostryn wchodzi zbrojny i krwią pomazany.)

A Kirkor?

KOSTRYN.

Zginął...

BALLADYNA (chowając nóż zatruty po jednéj stronie.)

Miałam nóż gotowy...
Winnam ci życie. Naczelników głowy
       90 Niech kat pościna — idź, wydaj roskazy...

(Kostryn wychodzi.)
GŁOSY ZA NAMIOTEM.

Niech żyje wódz nasz Fon Kostryn!

BALLADYNA.

Niech żyje
Wódz wasz Fon Kostryn... powtarzam wyrazy
Jak głupia sroka... rzucę się na szyję
Niemca, i węzłem pocałunków zduszę.

(Kostryn wprowadza poselstwo ze stolicy — jeden z obywateli niesie na tacy złotéj chleb i sól.)
KOSTRYN.

       95 Oto poselstwo z poddanéj stolicy.

BALLADYNA.

Kazałeś wieszać?

KOSTRYN.

Pierwsi buntownicy
Już zgromadzeni pod maćkową gruszę;
A ta się cieszy że do siego roku
Dwa razy będzie nosiła owoce.

BALLADYNA (do poselstwa miejskiego.)

Czego wy chcecie?

(Posłowie klękają.)
POSEŁ MIEJSKI.

       100 Aniele z obłoku!
Do ciebie serca narodu sieroce
Wznoszą się wszystkie, ty bądź kraju panem,
Stolica całym zniżona kolanem
Czeka na ciebie z otwartemi bramy.
       105 Witaj więc! witaj miły hospodynie!
Serca i skarby i wszystko co mamy
Pod nogi twoje strumieniem popłynie,
Boś już zasłużył na wdzięczność narodu,
Skaraniem hersztów którzy nas uwiedli.
       110 Ci nas mękami, karą miecza, głodu,
W mieście trzymali; a nasze zaś serca
Ciebie szukały. Obyśmy dowiedli
Że między nami żaden przeniewierca
Na gniew twój, wielki panie nie zasłużył,
       115 Obyś żył długo, obyś skarbów użył,
Obyś nieszczęsną przyciśnionych dolą
I tu przed tobą klęczących na prochu
Przyjął łaskawie. Chlebem cię i solą
Witamy panie.

BALLADYNA (do Kostryna.)

Czy z tego motłochu
       120 Żaden przeciwko mnie nie nosił broni?

KOSTRYN.

Dwóch językami walczyło po mieście,
Lud namawiając do boju.

BALLADYNA.

Gdzie oni.

KOSTRYN (wskazując.)

Pan Burmistrz Kurjer i Pismo.

BALLADYNA.

Powieście
Obu rycerzy burmistrzów na dzwonie
Wieży zamkowéj.

PIERWSZY Z POSŁÓW.

       125 Panie! w twojém łonie
Kamienne serce.

BALLADYNA.

To wreszcie, to wreszcie
Na wasze proźby ułaskawiam obu.
Wybić im zęby i wyłamać szczęki,
Niechaj nie walczą.

PIERWSZY Z POSŁÓW.

Więc niéma sposobu
       130 Ubłagać ciebie przez łzy ani jęki,
Źelazny panie nasz.

BALLADYNA.

Jestem kobietą.

(Widząc że się cofają z przerażeniem.)

Cóż to? cofnęli się jak od zarazy,
I znów jak wiatrem kołysane żyto
Biją głowami?

PIERWSZY Z POSŁÓW.

Na twoje rozkazy
       135 Czekamy pani, panuj z ludu wolą.

BALLADYNA.

Bez ludu woli... Dajcie mi chleb z solą.
Posłowie ufam drożdżom tego ciasta.
Chodź tu Kostrynie. Winnam ci tak wiele
Źe ci półowa zdobytego miasta,

       140 Półowa kraju, i chleba półowa
Słusznie należy...

(Wyjmuje nóż zatruty po jednéj stronie i rozcina na dwoje chleb.)

Wszystkim się podzielę
A serce weźmiesz całe.

KOSTRYN (klękając.)

O! królowa!

BALLADYNA. (Kosztując chleb widzi że Kostryn je podaną sobie półowę.)

Czyń co ja czynię. Nie lękam się jadu
W chlebie poddanych. Choćby zamiast żyta
       145 Użyli łusek żelaznego gadu,
Smaczną ci będzie żelazem zdobyta
Bułka... Jedz proszę... trzeba ludziom wierzyć.
A teraz każcie z tryumfem uderzyć
W trąby zwycięzkie. Idźmy wojownicy
       150 Do otworzonéj żelazem stolicy.

(Wychodzi oparta na Kostrynie, za nią posłowie i lud.)



SCENA CZWARTA.
Sala królewska w Gnieznie — tron w głębi — KANCLERZ u stóp tronu. PANOWIE państwa. WAWEL dziejopis. — PAŹ — DWÓR.
KANCLERZ.

Wszystko gotowe na przyjęcie pana.
Zasiądźcie teraz ławy po urzędzie,
Przy samym tronie wodzowie i sędzie,
Szafarze zboża, dolewacze dzbana.
       5 Niech wszystkich razem nowy król powita.

(Wchodzi Goniec.)
GONIEC.

Świetny urzędzie wieść przynoszę ważną,
Nasz król, pan nowy — kobiéta.

KANCLERZ.

Kobiéta!

WSZYSCY.

Królem kobiéta!

KANCLERZ.

Niech będzie odważną
Jak była Wanda... niech tak dobrą będzie,
Ale szczęśliwszą.

(Goniec drugi wchodzi.)
GONIEC.

       10 Prześwietny urzędzie!
Królowa weszła już do bram stolicy.

KANCLERZ.

Każcie niech wszystkie serca na dzwonicy
Biją dzień cały, tak jak serca ludu.

PIERWSZY Z PANÓW.

Wieszczbiarz nie może wytłómaczyć cudu
       15 Co się ukazał dzisiaj narodowi.
Lud niespokojny.

KANCLERZ.

Co za cud?

PIERWSZY Z PANÓW.

Nad opis.
Jeżeli chcecie to go wam opowie
I w xięgi wpisze szlachetny dziejopis
Królów na Gnieznie.

KANCLERZ.

Przemądry Wawelu
Czy sam widziałeś?

WAWEL.

       20 Co widziało wielu
Mogę poświadczyć jak świadek naoczny.
Dnia tego, ranek był po stronach mroczny,
Lecz się wyjaśnił ku wschodowi słońca —
Więc jak widziałem prawie sam... od końca
       25 Niebios, skąd błyszczy gwiazda Oriona,
Wyleciał, lecąc sznur źórawi biały,

A na nim wisząc na śnieżne ramiona
Mglista niewiasta.

KANCLERZ.

I wszystko widziały
Twe własne oczy przemądry Wawelu?

WAWEL.

       30 Nie ja widziałem lecz widziało wielu;
Mogę przyświadczyć na rzecz z mego czasu.

PAŹ.

Ja sam widziałem z Goplańskiego lasu,
Za żórawiami lecącą dziewczynę.
Ta na ostatnią orszaku ptaszynę
       35 Padając, białe zawiązała rączki
Za szyję ptaka; a głową do ziemi
Sypała włosów rozwite obrączki
Jasne jak słońce, i tak na warkoczu
Gdy promieniami rozwiał się złotemi
Leżała płynąc.

KANCLERZ.

       40 Trzeba dziecka oczu
Aby na szmatach niebieskiego płótna
Obraz widziały.

(Sciemnia się jak przed burzą.)
PIERWSZY Z PANÓW.

Co to? ciemność smutna
Na tron upadła, i nam na oblicza;
Jak zaćmionego słońca tajemnicza
       45 Zieloność — bladzi staniemy przed panią.

KILKU.

Okropna ciemność.

(Wchodzi strażnik z wieży.)
STRAŻNIK.

Nad blaszaną banią
Królewskich zamków, skąd w niebo wytryska
Igła złocona, okropne chmurzyska
W koło się czarnym owinęły wiankiem,

       50 I coraz grubsze już wiszą nad gankiem
Gdzie ustawiona muzyka królewska.
A cała nieba równina niebieska,
Jakby się z jednéj urągała chmury.

KANCLERZ.

Bijcie we dzwony.

STRAŻNIK.

Łono ma z purpury
Ognistéj...

KANCLERZ.

       55 Deszczu potrzeba, niech pada.

STRAŻNIK.

Na czarnym wozie jakaś jędza blada
Stu żórawiami wywieziona z piekła,
Wężami stado wędrujące siekła,
I kierowała nad zamek do chmury.
       60 Siedzi w mgle teraz, ale jęk ponury
Piekielnych ptaków z mgły się wydobywa.
Słyszycie?

(Słychać jęk z wieży.)
KANCLERZ.

Prawda, jakiś jęk nieznany!

PANOWIE. (zrywając się z ław.)

Okropność!...

KANCLERZ.

Niech się żaden z ław nie zrywa.
A ty strażniku musiałeś być pjany,
       65 I sam stworzyłeś wieść o czarownicy.

STRAŻNIK.

Ja sam widzialem i z lud z okolicy,
I lud Gniezneński...

OKRZYKI (za sceną.)

Niech żyje królowa!

(Balladyna wchodzi w królewskim ubiorze, w koronie. Kostryn w zbroi. Lud...)
KANCLERZ.

Pani niech bedzie poświęconą głowa
Co nam przynosi koronę Popielów.
       70 Witaj i panuj tak mądrze i szczodrze
Ażebyś z Bogiem do najświętszych celów
Lud prowadziła. Przewiąż się na biodrze
Szatą czystości, czoło wznieś do nieba.
Daj łaskę winnym — daj łaknącym chleba.
       75 A wszystkim niechaj rządzi sprawiedliwość.

BALLADYNA (z tronu.)

Cóż mam uczynić?

KANCLERZ.

Praw naszych gorliwość
O dobro ludu stanowi oddawna,
Że król nim siądzie do pierwszego stołu,
Nim da spoczynek strudzonemu czołu,
       80 Które uciska w dzień korona sławna:
Wprzódy na ławie sądowniczéj siada,
I rozwiązuje kryminalne sprawy.

BALLADYNA.

Niech się tak stanie jak wasze ustawy
Każą...

(Kostryn chwieje się i pada.)
PIERWSZY Z PANÓW.

Co to jest! wódz blednie i pada?

BALLADYNA. (przystępując do leżącego Kostryna.)

Co to się znaczy... słabo ci?

KOSTRYN.

       85 Umieram.

BALLADYNA.

Panie mój! drogi!

KOSTRYN.

Precz! jędzo trująca!
Zrzućcie ją z tronu — ja pierwszy otwieram
Grobowiec ciemny dla ludzi tysiąca
Co będą żyli pod nią...

BALLADYNA.

On w malignie...
       90 Wynieść go! wynieść!... ciało jego stygnie...
Niech lekarz jaki uzdrowi go, za to
Połową kraju zapłacę.

LEKARZ.

Już skonał.

(Wynoszą ciało Kostryna, lekarz idzie za nim.)
KANCLERZ.

Pani, okropną zasmucona stratą
Znoś ją cierpliwie. Bóg ciebie przekonał
       95 Na samym wstępie u złotego tronu,
Że przy tych szczeblach stoi widmo zgonu
I czeka na nas.

BALLADYNA. (do siebie.)

Już przeszłość zamknięta
W grobach... Ja sama panią tajemnicy.

(głośno.)

Każcie wojennym brańcom roskuć pęta,
       100 Zastawić stoły na rynkach stolicy,
I dawać co dnia dla żebraków strawę.

KANCLERZ.

Wdzięczność i sława tobie.

BALLADYNA.

Ja o sławę
Nie dbam, a wyższa teraz nad sąd ludu
Będę, czém dawno byłabym, zrodzona
       105 Pod inną, gwiazdą. Życie pełne trudu
Na dwie półowy przecięła korona.
Przeszłość odpadła jak od płytkiéj stali
Którą po stronie jednéj ośliniła
Żmija — półowa jabłka leci zgniła
       110 I czarna jadem. Wyście mnie nie znali
Tak, jak byłam — niech więc lud nie śledzi
Przeszłości mojéj. Wiecie com wyznała,
A resztę wyznam xiędzu na spowiedzi.

Ha jeszcze jedno — poszukajcie ciała
       115 Grafa Kirkora, między gęste trupy.
I na ten wzgórek, gdzie już tylko słupy
Brzóz obrąbanych mieczami się bielą,
Zanieście mary z jedwabną pościelą,
Na téj pościeli przyniesiecie spiące
       120 Zwłoki Kirkom... Niech ludu tysiące
Płacze przy marach tego co z orężem
Poległ mym wrogiem... a był moim mężem —
Zaprawdę mówię, ja po Grafie wdowa.
Lecz niech nie roi bajek tłum gawiedzi,
       125 Co miała wyznać wyznała Królowa,
A resztę powie xiędzu na spowiedzi.
Teraz kanclerzu wywołaj przedemnie
Zbrodniów — na pierwszém siedzę trybunale.
Jeśli fałsz wydam niechaj będzie ze mnie
       130 Gniazdo robaków! niech się ogniem spalę!
Ani mię ujmie dobroć ani trwoga,
Ani odwiodą ludzie, ani czarty.
Przysięgam sobie saméj, w oczach Boga,
Być sprawiedliwą.

KANCLERZ.

Woźni!

WOŹNI.

Sąd otwarty.

KANCLERZ.

       135 Oto jest xięga praw — oto Zbawiciel
Na suchém drewnie krzyża rozpostarty.
Ucałuj xięgę i krzyż.

WOŹNY.

Oskarżyciel.

(staje lekarz zamkowy.)
KANCLERZ.

Ktoś jest?...

LEKARZ.

Królewski lekarz.

KANCLERZ.

O co sprawa?

LEKARZ.

O jado-trucie.

KANCLERZ.

Na kim?

LEKARZ.

Na Kostrynie.
       140 Twój wodz o Pani można i łaskawa
Otruty skonał; wielki rycerz ginie
Od jadu co się zowie ludomorem.
Na jego ciele żelaznym kolorem
Wyszło tysiące plam; skonał otruty.

KANCLERZ.

Kogoż posądzasz?

LEKARZ.

       145 Niech sąd szuka winnych.

BALLADYNA.

Zbrodniarz nieznany? odłożyć do innych
Sądów tę sprawę. Niech ma czas pokuty.

KANCLERZ.

Zwyczajem kraju jest Mościa Królowo
Wydawać wyrok choćby nad nieznanym,
       150 I zawieszony miecz trzymać nad głową
Tajnego zbrodnia, aż będzie schwytanym,
I da nam gardło.

BALLADYNA.

Są jednak zbrodniarze
Wyżsi nad wyrok, święci jak ołtarze,
Niedosięgnieni...

KANCLERZ.

Takich Bóg ukarze.
       155 Do ciebie ziemski wyrok dać należy
Szczero sumienny.

BALLADYNA.

Cóż wyrzekły prawa?

KANCLERZ.

Jeżeli który z szlachty i z rycerzy
Trucizną gorzką na życie nastawa
Równego sobie, i dopełni czynu,
       160 To kara miecza. Jeśli zaś kto z gminu
Otrucie spełni...

BALLADYNA.

Dosyć!...

KANCLERZ.

Sądź Królowo.
Niechaj u ciebie mniéj waży praw słowo,
Niż głos sumnienia.

BALLADYNA.

Skończmy! Otrawiciel
Winien jest śmierci.

KANCLERZ.

Na zamkowym progu
       165 Otrąbić wyrok. A jeżeli mściciel
Kat nie wypełni, zostawiamy Bogu!

(Słychać trąby.)

Niech teraz stanie drugi oskarżyciel.

(Wchodzi Filon z nożem i z dzbankiem malin, ubrany w kwiaty.)

Ktoś jest?

FILON.

Cień tego czém byłem. O! smutki!
Wyście mi pamięć odjęły na wieki
       170 Dręcząc pamięcią. Jako niezabudki
Trącane ciągle od płynącéj rzeki
Znajdują radość w ciągłém kołysaniu
Błękitnéj fali: tak ja bity falą
Płynących smutków, we łzach i w niespaniu
Ulgę znajduję.

KANCLERZ.

       175 Prawodawczą szalą
Nie można ważyć tego człeka mowy.
Tłómacz się jaśniéj.

FILON.

Oto malinowy
Dzbanek, a oto nóż — A te maliny
Były pod głową zabitéj dziewczyny;
       180 Nóż był w jéj piersiach. Niechaj z tego dzbanka
Wypłynie nowy Eurotas płaczu.
Niech zaprowadzi smutnego kochanka
Falą przejrzystą do kochanki grobu,
A ja mu powiem: strumyku, tułaczu,
       185 Dzięki ci wieczne, w grobie dla nas obu
Będzie spoczynek i cichości morze.
Przebacz Apollo! promienisty Boże!
Że łzy Przyszedłem przed ludźmi wylewać,
I smutek z niemi łamać jako chleby.
       200 Przychodzę ludziom smutną pieśń wyśpiewać,
Przyszedłem jako Orfeusz w Ereby
Prosić Plutona by mi wrócił żonę.
Słuchajcie! ona żoną moją była,
Żoną méj duszy, dziś jedna mogiła
       195 Zamyka białe ciało zakrwawione
Tym nożem... patrzcie! Oto na tym dzbanku
Znalazłem martwą, o wiosny poranku,
Zabitą nożem.

KANCLERZ.

W téj zawiłéj skardze
Czuć zbrodni zapach.

BALLADYNA.

Kanclerzu ja gardzę
Szalonych ludzi zaskarżeniem.

KANCLERZ.

       200 Pani!
Sąd winien śledzić do ostatka, ani
Pogardzać smutnym psa na kogo wyciem.
Więc że pasterzu rozstała się z życiem
Twoja małżonka? i znalazłeś ciało
       205 Nożem przebite. Kiedy się to stało?

FILON.

Trzy razy xiężyc i gwiazdy pobladły
Przed Apollinem.

KANCLERZ.

Mów na kogo padły
Twe podejrzenia o zabójstwo krwawe?

FILON.

Ach! Parki! Parki! Parki niełaskawe
       210 Przecięły srebrną nitkę jéj żywota;
Może też z nieba jaka gwiazda złota
Pozazdrościła méj kochance blasku
W oczach, i oczom zawrzéć się kazała.

KANCLERZ.

Gdzież ją znalazłeś?

FILON.

W dumającym lasku
       215 Pod cieniem wierzby rozpłakanéj spała,
Snem nieprzespanym.

KANCLERZ.

Zawikłana sprawa.
Wydaj Królowo wyrok na nieznanych,
Radź się sumnienia.

BALLADYNA.

A jak sądzą prawa?

KANCLERZ.

Za śmierć chcą śmierci.

BALLADYNA.

Z tych pozabijanych
       220 Nie będziem mieli prochu ani ćwierci.

KANCLERZ.

Wydaj sumienny sąd.

BALLADYNA.

Winna jest śmierci.

KANCLERZ.

Winna... Więc sądzisz że zbrodniarz niewiasta.

BALLADYNA.

Sądzę, jak sądzę...

KANCLERZ.

Niech ludowi miasta
Otrąbią wyrok na zamkowym progu.
       225 Katowi zemsta należy lub — Bogu.

(Trąby.)

Niech teraz stanie oskarżyciel trzeci.

(Wchodzi ślepa wdowa, matka Balladyny.)

Ktoś ty jest?

WDOWA.

Wdowa.

KANCLERZ.

Na kogo?...

WDOWA.

Na dzieci
Skargę zanoszę... Mówią że Królowa
Piękna jak Anioł, niechaj ona sądzi...
       230 Miałam dwie córki stara, biedna wdowa,
Żywiłam obie. — Jak to często błądzi
Człowiek na ziemi czekając pociechy —
Młodsza uciekła z pod matczynéj strzechy,
Nie dobre dziecko. Lecz druga — o Boże! —
       235 Królowo moja, ty jak anioł biała
Sądź że ty sama! — Druga poszła w łoże
Wielkiego Grafa: bogdaj bym skonała
Jeśli ja kłamię; Graf ją wziął za żonę. —
Królowo moja bogdaj ci koronę
       240 Bóg wiecznie trzymał na téj mądréj główce,
Osądź! — W téj drugiéj córce jak w makówce
Było rozumu, Graf ją kochał bardzo,
Ale ja matka kochałam jak matka!
Aż tu w jéj zamku już służalce gardzą
       245 Biedną staruszką — cierpię do ostatka
Wzgardę służalców, grób był dla mnie blisko
Aż tu mnie jednéj nocy te córczysko
W obliczu ludzi zaparło się głośno...
A! córko mówię bądź że ty litośną
       250 Dla staréj matki, co już bliska truny.

Była noc straszna i deszcz i pioruny.
Pioruny i deszcz i ciemno i burza,
Córka kazała wypędzić z podwórza
Mnie starą matkę na wichry i deszcze,
       255 W noc i w pioruny i w burzę i jeszcze
Głodną kazała — Niech jéj pan Bóg stwórca
Przebaczy! — Głodną wypędzić z podwórca.
Do lasu... Wiatr mię poniósł za łachmany,
Piorun wypalił oczy. O! różany
       260 Mój królu! złoty mój panie: litości!

KANCLERZ.

Pani ty milczysz? Takiéj nieprawości
Mszczą się okropnie nasze mądre prawa.

BALLADYNA.

Przecięż nie śmiercią.

KANCLERZ.

Lechitów ustawa
Smierć przepisuje na niewdzięczne dzieci.
       265 Niechaj cię xięga naszych praw oświeci,
Czytaj... i czytaj we własném sumnieniu.
A ty staruszko nazwij po imieniu
Wyrodną córkę, a kat ją ukarze,
Chociażby z pierwszym Grafem państwa w parze
       270 Los ją powiązał... Powiedz Grafa miano
I córki imie, a prawa dostaną
Przez mury zamku jéj serca i głowy.

WDOWA.

Co? śmierć na córkę?... Panie bądź mi zdrowy,
Żegnaj królowo, ja wracam do boru,
Będę żyć rosą...

KANCLERZ.

       275 Podług ustaw toru,
Kto zaniósł skargę odstąpić nie może.
Wyznaj...

WDOWA.

Nie! nie! nie!

KANCLERZ.

Wziąć na tortur łoże,
I wszystkie stawy jéj w żelazne kleszcze.
Cóż wyznaj stara...

WDOWA.

Nie panie.

KANCLERZ.

Raz jeszcze
       280 Pytam się ciebie o imie złéj córy.

WDOWA.

Ona nie winna.

KANCLERZ.

Wziąć ją na tortury.

WDOWA. (wydzierając się straży.)

Królowo moja zlituj się! ja stara!
Jabym być mogła matką twoją — Boże!
Ty nic nie mówisz? Nic?... To jakaś mara
       285 Straszna na tronie. Więc ja się położę
Na tych żelazach i skonam, a w niebie
Bóg wam odpuści.

KANCLERZ.

Wygadasz w boleści.

WDOWA.

Panie mój! jasny panie! i u ciebie
Żelazne serce...

(odchodzi ze strażą.)
KANCLERZ.

Praw się trzymam treści.
       290 A za to niech mię wielki Bóg obwini,
Lub uniewinni... A ty monarchini
Wiedz że mam serce pełne łez, goryczy
I przerażenia.

(słychać jęk.)

Co to jest?

ŻOŁNIERZ.

To krzyczy
Stara kobiéta...

KANCLERZ.

I nic nie wydała?

ŻOŁNIERZ.

Nie...

KANCLERZ.

Poczekajmy.

BALLADYNA.

       295 Z mego teraz ciała
Kat zrobił w sercu torturę... rozciąga...
Wody!

(podają pić.)
ŻOŁNIERZ.

Już zdjęta z żelaznego drąga.

BALLADYNA.

Już... powiedziała co w bolach?

ŻOŁNIERZ.

Umarła.

BALLADYNA.

Umarła mówisz?

ŻOŁNIERZ.

Jak ją kat położył
       300 Na tortur kleszczach, to oczy zawarła;
A patrząc na nią ktoby się pobożył
Że to kościany Chrystus był bez ducha.
Każda kosteczka wywiędła i sucha
Przez rozciągniętą skórę wyglądała
Prosząc o litość...

KANCLERZ.

       305 I nic nie wydała?

ŻOŁNIERZ.

Umarła cicho... A na suchéj twarzy
Dwa wykopała dołki śmierć kościana,
I w obu dołkach stoją łzy.

BALLADYNA.

Od rana
Siedzę na sądach, a żaden z nędzarzy
       310 Tak nie pracuje długo i tak znojnie.
Już noc panowie.

KANCLERZ.

Nie... te czarna chmura
Wisi nad zamkiem. Poradź się spokojnie
Twego sumnienia, czego wartą córa
Dla któréj matka taką śmiercią kona?

BALLADYNA.

Wy ją osądźcie.

KANCLERZ.

       315 Niech twoja korona
Przybierze blasku sądem sprawiedliwym.
Ona zaprawdę winna ogniem żywym
Być obrócona na węgiel piekielny.
Osądź ją...

WSZYSCY.

Osądź.

KANCLERZ.

Jak Bóg nieśmiertelny
Winna jest sądu.

WSZYSCY.

       320 Pociąć ją na ćwierci.

KANCLERZ.

Radź się sumnienia i sądź.

BALLADYNA. (po długiem milczeniu.)

Winna śmierci!

(Piorun spada i zabija królowę — wszyscy przerażeni.)
KANCLERZ.

Król kobiéta, piorunem Boskim zastrzelony,
Zamiast w koronacyjne bić w pogrzebu dzwony.


KONIEC.


EPILOG.

PUBLICZNOŚĆ. (wywołując.)

Dziejopis Wawel! Wawel narodu dziejopis.

(Wawel wychodzi kłaniając się.)
WAWEL.

Prześwietna publiczności, oto mój skoropis
Zaczął rzecz wydarzoną wpisywać do kronik.
Przerwaliście mi pracę.

PUBLICZNOŚĆ.

Czyjże jesteś stronnik?

WAWEL.

       5 Jestem sędzia bezstronny i naoczny świadek.

PUBLICZNOŚĆ.

Jakżeś ty piorunowy opisał przypadek,
Powiedz? myśmy widzieli rzecz całą do końca.

WAWEL.

Z ziarnka piasku dójść można do obrotu słońca
Zaciekając się w rzeczy wydarzonéj jądrze.
       10 Królowa jak Salomon panowała mądrze,
Więc musiała być mądrą, przy mądrości cnota.

PUBLICZNOŚĆ.

Panie Wawel zaprędka twych sądów szczodrota,
Było za kulisami stać od pierwszéj sceny.

WAWEL.

Komponowałem wtenczas nad Popielem threny.

PUBLICZNOŚĆ.

Cóż o rodzie królowéj?

WAWEL.

       15 Z historycznych szczytów
Patrząc, ród jéj prowadzę z kraju Obotrytów
Którzy mięsa nie jedzą. Chodź jeden uczonek
Mieni że pochodziła z kraju Amazonek;
Ale ja mu zarzucam fałsz w kroniki nocie,
       20 I dowodzę dowodem i topię go w błocie.
Obaczycie go piórem zabitego w trunie.

PUBLICZNOŚĆ.

Cóż powiadasz na piorun?

WAWEL.

Sądzę o piorunie,
Że kiedy burza bije, trzeba bić we dzwony,
Że gałązka laurowa lepsza od korony,
       25 Bo w laur piorun nie bije, ani głowie szkodzi.

PUBLICZNOŚĆ.

Czy jesteś tego pewny?

WAWEL.

Ten co w laurach chodzi,
Autor niniejszéj sztuki, słusznie wam opowie
Że odkąd nosi wieniec laurowy na głowie
Piorun weń nie uderzył.

PUBLICZNOŚĆ.

Pochlebiasz mój łysy
       30 I królom poetom... idź precz za kulisy...


KONIEC EPILOGU.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Juliusz Słowacki.