Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W mgłę się rozpłynę białą, i spadnę łzami
Na jaki polny kwiat i z nim uwiędnę.

(Rozpływa się w powietrzu.)


SCENA TRZECIA.
Chata Wdowy.
WDOWA i córki jéj BALLADYNA i ALINA wchodzą z sierpami.
WDOWA.

Zakończony dzień pracy, moja Balladyno
Twoje rączki od słońca całe się rozpłyną
Jak lodu krysztaliki. Już my jutro rano
Z Alinką na poletku dożniemy ostatka;
       5 A ty moje dzieciątko siedź sobie za ścianą...

ALINA.

Nie! nie, nie, jutro odpoczywa matka,
A my z siostrzycą idziemy na żniwo.
Słoneczko lubi twoję główkę siwą
I leci na nią, by natrętna osa
       10 Do białych kwiatków; ani go od włosa
Liściem odpędzić; że też nigdy chmurki
Bóg nie nadwieje, aby cię zakryła
O! biedna matko!

WDOWA.

Dobre moje córki
Z wami to nawet ubożyzna miła,
       15 A kto posieje dla Boga nie straci.
Zawsze ja myślę, że wam Bóg zapłaci
Bogatym mężem... a kto wie? a może
Już o was słychać na królewskim dworze?
A my tu żniemy, aż tu nagle z boru
       20 Jaki królewic — niech i kuchta dworu
Albo koniuszy — zajeżdża karetą...
I mówi do mnie — podściwa kobieto
Daj mi za żonę jedną z córek — Panie!