Przejdź do zawartości

Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/331

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
PIERWSZY ZE SZLACHTY.

O czém ona gada?

BALLADYNA.

Mów ze mną przez stół — Niech mi jaki człowiek
Da rękę — ja się boję —

PIERWSZY ZE SZLACHTY.

       265 Czy słyszycie
Jak ząb jéj dzwoni o ząb z przerażenia?

BALLADYNA.

Idź... potępiona — odnieś skąd przyniosłaś
Ten dzbanek pełny czegoś, co się rusza
Jak to co w grobie — Czy powieszonego
       270 Na zamku wieży przed latami trupa
Cień padł do sali i stoi na nogach
Nie oddychając — O! precz... widmo białe
Zarżniętéj —

(Cień znika.)
PIERWSZY ZE SZLACHTY.

Jaka woń malin! czujecie?

DRUGI ZE SZLACHTY.

Powietrze pełne malin...

BALLADYNA (padając.)

O! umieram!

KOSTRYN.

       275 Wody!... héj wody! Ja szaty rozdzieram,
Lejcie tu na pierś — niech służebne wnidą.

(Wchodzą kobiety.)

Wynieście panią...

(wynoszą Balladynę)

Raczcie wstać od stołu,
Pochodnie gasną. Napełnia ohydą
Ten stół splamiony, resztki chleba, wołu.
       280 Czy chcecie rzucać ogryzione koście
Wzajem na siebie jak czynią Duńczycy?...
Proszę do komnat — Wy stoły wynoście;