Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
SKIERKA.

Leniwy
Ciągnie się z wiankiem...

(wchodzi Chochlik z wiankiem.)
GOPLANA.

A wstydź się Chochliku!
Patrz coś ty narwał chwastu i pokrzywy,
       275 Brzydkich piołunów, koniczyn, trawniku.

SKIERKA.

Pozwól mi Pani niech ja go wysiekę
Za taki wianek...

CHOCHLIK.

Ej!... ja cię urzekę...

GOPLANA.

Słuchajcie mię cicho djabliki...
Oto Chochło polecisz za moim kochankiem;
       280 Idź przy nim, przed nim, za nim, jak skoczne ogniki,
I błąkaj po murawach, tak, by przed porankiem
Nie trafił do mieszkania — ani do téj chaty
Gdzie mieszkają dwie piękne dziewczęta — dwa kwiaty,
Córki wdowy... Rozumiesz... a o wschodzie słońca
Tu miłego przyprowadź.

CHOCHLIK.

       285 Będę go bez końca
Błąkał i sadzał w błocie.... cha! cha! cha! cha! cha! cha!

(odchodzi Chochlik.)
GOPLANA.

A ty mój Skierko, leć na mały mostek
Gdzie jest mogiła samobójcy stracha.
Ukryj się w łozy zarostek.
       290 Za godzinę, przez ten mostek
Będzie jechał pan bogaty,
Ustrojony w złote szaty,
Jak do ślubu — bez oręży,
I kareta złotem błyska,
       295 I pięć rumaków w zaprzęży;