Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/295

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zagroź, jeżeli znajdziesz rozłamaną
Pieczęć małżeńską.

(Wynosi żelazną skrzynkę.)
KIRKOR.

Dobrze, niech tak będzie.
       15 To moja pieczęć, dwie złote żołędzie
W paszczy dzikowéj. Pójdź sam wierny sługo.

(wchodzi sługa.)

Zanieś to żonie, a jakkolwiek długo
Będę się bawił, niechaj nie otwiera,
Bo ja tak każę.

(sługa odchodzi.)

Ona taka szczera!
       20 Ach ty mi szczęścia pokazałeś drogę,
Czynami tylko zawdzięczyć ci mogę.
Żegnaj mi starcze... Królem cię powitam.

PUSTELNIK.

Na twojém czole już zwycięstwo czytam.

KIRKOR.

Na koń rycerze!

(odchodzi Kirkor. Słychać tentent oddalających się koni.)
PUSTELNIK.

Czemu się ten rycerz
       25 Dwudziestą laty pierwéj nie urodził...
Byłem na tronie, to kraj cały płodził
Same poczwary; jak niezdatny snycerz
Który w kamieniach szuka ludzkiéj twarzy
I czyni ludziom podobne kamienie,
       30 Ale bez duszy... Czyli przyrodzenie
Nim stworzy, długo o stworzeniu marzy,
Długo probuje, naprzód tworząc karcze,
A potém ludzi jak Kirkor.

(Wchodzi Filon — fantastycznie ubrany.)
FILON.

O! starcze!
Gdzie jest kochanka moja?