Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/336

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Królu! złoty panie!
Każ córce która ma złota obfitość
Niechaj mnie kocha.

(wstaje)

A król z tronu wstanie
       90 I zaprowadzi mnie do serca córki.
O! o! o!

(płacze)

Wiesz ty, za szkaplerza sznurki
Wieszałam się na sosnie skrzypiącéj, za garło,
Drzewo się ułamało...
Głupia — ślepa, wybrałaś gałązkę umarłą,
       95 Gałązkę — córkę drzewa — Żelazna gadzino,
Nie zlitowałaś się ty matki wdowy?
A jabym żyła chleba okruszyną
W twoich pałacach! Niechby twoja ręka
Sypiąc gołąbkom w trawę żer perłowy
       100 Nie odganiała od pszenic ziarenka
Zgłodniałéj matki. — Wygnać w las! na burze!
Wypędzić matkę! upadłam w kałużę
I grom czerwony wyjadł z powiek oczy,
Wyjadł do szczętu...

PUSTELNIK.

Oślepłaś?...

WDOWA.

Mózg toczy
       105 Okropna ciemność. Miałam przed wieczorem
Tyle światłości, że mogłam za borem
Rozróżnić białe słońce od xiężyca
A teraz...

(Błyska.)
PUSTELNIK.

Jakto i ta błyskawica
Nie świeci tobie.

WDOWA.

Wzrok ludzi nie strzeże
       110 Od Boga ręki — co mi dziś po wzroku.
A wiesz ty? wiesz ty że ja teraz wierzę,
A nie wierzyłam dawniéj — że co roku