Przejdź do zawartości

Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
GOPLANA.

O mój luby!...

GRABIEC.

       215 Dalibóg... pfu!... pocałowałem
Niby w pachnącą różę... pfu... róża jest ciałem,
Ciało jest niby różą... niesmaczno!...

GOPLANA.

Mój drogi!
Więc teraz co wieczora na leśne rozłogi
Musisz do mnie przychodzić. Będziemy błądzili
       220 Kiedy xiężyc przyświeca, kiedy słowik kwili,
Nad fala szklistych jezior, pod wielkim modrzewiem
Będziemy razem marzyć przy xiężycu...

GRABIEC (do siebie.)

Nie wiem
Co odpowiedzieć babie...

GOPLANA.

Ty smutny? ty niemy?
O! my z sobą będziemy szczęśliwi!

GRABIEC.

Będziemy,
Lecz nie wieczorem — i nie przy jeziorze...

GOPLANA.

       225 Czemu?

GRABIEC.

Bo ja nie lubię wody jak wściekły.

GOPLANA.

Mojemu
Kochankowi rwać będę poziomki, maliny.

GRABIEC.

Lecz ja nie lubię malin... a kiedy dziewczyny
Niosą dzbanek na głowie, nieraz zrzucam dzbanek,
Ale to nie dla malin.

GOPLANA.

       230 Lecz ty mój kochanek...
Ty musisz lubić kwiaty... Więc przyjdź co wieczora