Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/312

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Starzec byłby jak owe ludzi milijony
Których nigdy na świecie nie spotkałam. Myśleć!
       35 Że ta sama godzina trwożnych myśli pełna
Byłaby jak wczorajsze godziny, i może
Spokojniejsza; bo wszakże wiele by się strachu
Przez jeden dzień zatarło tajemniczą ciszą.
Teraz wszystko na nowo odradza się z twarzą
       40 Okropniejszą. — Zazdroszczę téj co dzisiaj rano
Mną była.

(Kostryn zbliża się.)
KOSTRYN.

Pani! od Grafa przysłant
Z darami goniec — na rozkazy czeka...

BALLADYNA.

Dary od męża? zawołaj człowieka.
Niech je tu złoży. Stój... czy tobie znany
       45 Ów żebrak który mieszka w lesie, stary?

KOSTRYN.

Pustelnik?

BALLADYNA.

Nie wiem czemu się nawinął
Na myśl... gdzie goniec z przysłanemi dary?
Zapewne drogie?

KOSTRYN.

Pan Graf zawsze słynął
Szczodrobliwością... i był nakształt słońca
       50 Co wszędy żywne rozsypuje blaski...

BALLADYNA.

Ciekawa jestem nowéj męża łaski.
Zawołaj zaraz... zawołaj tu gońca.

(Kostryn odchodzi.)

Gdyby te dary, gdy nie przerażona
Myśl — Na co było pytać się Kostryna
O tego starca?

(Wchodzi Kostryn i Gralon.)