Przejdź do zawartości

Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/340

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
SCENA PIĄTA.
Sala taż sama.
KOSTRYN (wchodzi zbrojno z dobytym mieczem.)

Drzwi otworzone. Teraz mię fortuno
Prowadź i pomóż ze złotego cielca
Jak Jazonowi złote obciąć runo,
A ja przysięgam, że choć syn wisielca,
       5 Będę na tronie jako syn książęcy;
Dziś sługa gorszych, jutro pan tysięcy
Lepszych odemnie — Cyt — To puhacz huczy
Na wieży zamku. — Idźmy na drabinę —
Wszystko gotowe. Mam pęk cały kluczy
       10 Od bram zamkowych, płachtami obwinę
Konia podkowy — i z ową koroną
W pochmurnéj nocy jak duch czarny zginę;
A co nad wszystko, z cudzołożną żoną
Rozbrat na wieki. O! szatanie prowadź!

(Chce iść na wieżę i we drzwiach spotyka się z powracającą Balladyną.)

Kto to?

(cofa się z przestrachem)
BALLADYNA.

Ja.

KOSTRYN.

       15 Sama — w ciemnościach — co znaczy?
Słyszałem jakiś jęk, szedłem ratować.

BALLADYNA.

Przynieś mi światła; niech światło zobaczy,
Jak ja okropnie muszę być czerwona.
Skończyłam — Kogo ty ratować chciałeś?
       20 Już zdaje mi się że ta burza kona,
Ustało błyskać. — To i ty słyszałeś
Ten jęk okropny?... aż tu było słychać?!
To dziwnie! Kiedy przestawał oddychać
Raz westchnął. — Idź ty po światło Kostrynie.
Idź na dół.

(Kostryn wychodzi)