Przejdź do zawartości

Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/370

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
BALLADYNA.

Od rana
Siedzę na sądach, a żaden z nędzarzy
       310 Tak nie pracuje długo i tak znojnie.
Już noc panowie.

KANCLERZ.

Nie... te czarna chmura
Wisi nad zamkiem. Poradź się spokojnie
Twego sumnienia, czego wartą córa
Dla któréj matka taką śmiercią kona?

BALLADYNA.

Wy ją osądźcie.

KANCLERZ.

       315 Niech twoja korona
Przybierze blasku sądem sprawiedliwym.
Ona zaprawdę winna ogniem żywym
Być obrócona na węgiel piekielny.
Osądź ją...

WSZYSCY.

Osądź.

KANCLERZ.

Jak Bóg nieśmiertelny
Winna jest sądu.

WSZYSCY.

       320 Pociąć ją na ćwierci.

KANCLERZ.

Radź się sumnienia i sądź.

BALLADYNA. (po długiem milczeniu.)

Winna śmierci!

(Piorun spada i zabija królowę — wszyscy przerażeni.)
KANCLERZ.

Król kobiéta, piorunem Boskim zastrzelony,
Zamiast w koronacyjne bić w pogrzebu dzwony.


KONIEC.