Upominek z prac Stanisława Jachowicza/całość
<<< Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Upominek z prac Stanisława Jachowicza | |
Data wydania | 1902 | |
Wydawnictwo | Jarosław Leitgeber | |
Miejsce wyd. | Poznań | |
Źródło | Skany na commons | |
| ||
Indeks stron |

<<< Dane tekstu >>> | ||
Autor | Stanisław Jachowicz | |
Tytuł | Upominek z prac Stanisława Jachowicza | |
Data wydania | 1902 | |
Wydawnictwo | Jarosław Leitgeber | |
Miejsce wyd. | Poznań | |
Źródło | Skany na commons | |
| ||
Indeks stron |
[5]
UPOMINEK Z PRAC STANISŁAWA JACHOWICZA BAJKI, WYDANIE TRZECIE
[7] Mało jest ludzi, którychby imię było tak znanem i szanowanem jak imię Stanisława Jachowicza. Współcześnie żyjący, patrząc na czyny jego z blizka, wysoko go cenili i dziś jeszcze życie jego, pełne poświęcenia i trudu dla drugich, podziw w nas budzi. Ojcze i Panie! Tyś nas zasmucił [12] On dla nas z sercem ojca i matki [13] Zamiast kwiatów, zamiast wstążki Leoś płakał nad książką, jednak się mozolił; [14] Pewien obywatel z Litwy przyjechał do Warszawy. Miał kilkanaście tysięcy złotych odebrać od bankiera, zajechał więc po nie doróżką. Wziął pieniądze i pojechał za innym interesem. Przybywszy na przeznaczone miejsce, wysiadł, zapłacił doróżkarzowi, a czy przez zapomnienie, czy też, że spuścił się na służącego, pieniądze zostawił w doróżce. Służący nie mógł sobie wystawić, ażeby pan zapomniał o pieniędzach, nie mając przeto wyraźnego polecenia, nie wyjął ich, tymczasem doróżkarz odjechał. Nagle przypomina sobie ów obywatel o pieniędzach, ale gdzie ich szukać? [15] »Chodź piesku!« a ten piesek nazywał się Kruczek, [16] Wkrótce pojętny Kruczek Nie rusz, Andziu, tego kwiatka: Kotka suczkę przestrzegała, [17] Na ci Zuziu pokrzywkę. — Kiedy parzy mamo! »Zeszyj dziurkę póki mała« Telesforek swawolił bez końca, bez miary. [18] Staś na sukni zrobił plamę, Niosło raz dziecię wody dzbanuszek, [19] »Mamo, rzekł Staś, deszczyk rosi, Kotek kulawy szedł sobie drogą, [20] (Zdarzenie prawdziwe). Staś miał brzydką wadę w dzieciństwie... lubił plotki. Gdy tylko zasłyszał jaką nowinkę, biegł zaraz, aby powtórzyć ją dalej. Wszyscy go dlatego nie lubili, bo nieraz narobił w domu niepokoju. [21] Na zamarzniętej sadzawce, w ogrodzie, [22] Piał kogucik: kukuryku! Gdy raz w dzień gorąco było, We dnie każdy ma być czynny, Mateczka tobie ściele łóżeczko, Raz swawolny Tadeuszek [24] Brat. Hej! strzeż się zajączku, rzekło małe dziecię, [25] Piął się chłopczyk na drzewo, co nad rzeką stało, Szedł biedny starzec, wychudły, blady, Do nieba łzawe podnosi oczy; »Czemu się często myjesz?« pytano raz kota. [27] Czteroletni Kostuś R* dostał od ojca na imieniny dukata w złocie. Nie znał on wartości pieniędzy, nie umiał więc tego dukata ocenić, ale że to był dar od taty, miał go za skarb najdroższy. Zawsze go tylko zawijał i odwijał, zawsze go chował przy sobie, zawsze go na dobranoc obejrzał i ucałował. Napróżno najpiękniejsze dawano mu za ten pieniądz błyskotki, raz nawet ślicznego obiecywano konika; daremne usiłowania, droższym nad wszystko był mu dukacik od taty! Dzisiaj to twoje, jutro, kto wie, czyje? [28] Zwierzątkom dokuczać, to bardzo zła wada; Justynko, mówił Ludwiś, czy dobra bułeczka? [29] Były raz dwa kotki: Henryś [30] Adelciu! twa imienniczka Teodorek łapał muszki, Franuś miał śliczne jabłuszko, czerwone; Cóż się stało? — jabłko zgniło.... Pan kotek był chory i leżał w łóżeczku, [32] Pawluś był łakomiec wielki:
Henrysiu! na ci piernik, rzekł przyjaciel domu, [33] Jakież to piękne rodzinne życie, [34] Tupnę sobie nogą, [35] Mama mnie uczyła Jabłuszko. Jabłuszko rumiane! [36] „To złe, to niedobre, to mnie kłuje w zęby, Z dziatkami swemi:
Poznał chłopak, że nie żarty, Kiedy masz co powiedzieć, zastanów się trochę, „Żeby to była taka kłódeczka, „Wyjdź kochanko z ciasnej chatki [39] Raz, kiedy Rózia zapłakaną była, [40] Powiem nauczkę Antosi, [41] „Mój Wiesławku ukochany! Próżne prośby, napomnienia, »Ach ratujcie! ratujcie! wołał pasterz młody, [43] Nieraz o tym człowieku dzieci usłyszycie, [44] Kotek z ostrymi pazury, Prześliczna zgoda była między niemi: Z małym Władysiem wyszedł ojciec w pole, [46] Woźnica, który na drodze, pełnej kamieni, niemiłosiernie gnał konie, spotkał człowieka, idącego z miasta na wieś. Pani miała dowcipną małpkę, która do tego stopnia przywiązała się do niej, że gdy raz wyjechała z domu i zostawiła ją na dni kilka, małpka z tęsknoty żadnego prawie pożywienia przyjąć nie chciała, a w chwilę powrotu swej pani tyle tylko miała siły, że przywlokła się do niej i u jej nóg ostatnie wydała tchnienie. [47] Julcia. [48] Mama. Wieczysta światłość jaśnieje wkoło, Piotruś żwawy, dzielny, śmiały, Postać blada, wysoka, przybliżać się zdaje Kto dał to dzienne światło, [51] Syn prosił matkę o kawałek chleba, to dało powód do następującej rozmowy. Co tu rybek w tej wodzie! [53] Pomiędzy wszystkiemi zwierzętami koń celuje kształtnością i wytwornością we wszystkich częściach swego ciała, obok wielkiego wzrostu. Oczy jego są żywe, otwarte, uszy foremne, grzywa wdzięcznie mu stroi szyję i jest niejako wyrazem jego siły i dumy; długi i gęsty ogon jest ostatnią i niemniej piękną jego ozdobą. [55] »Przyjacielu — rzekł osieł — widzisz te ciężary, — Ja rano wstałem, mówił Wacławek, a nic nie mam. [56] Jutro, jutro! próżniak mruczy, [58] „Wstańcie jutro rano, dzieci ukochane! [59] Hej wstawajcie żwawo, dzieci! Kogut pieje, [60] Skowronek. [61] Otóż noc przespałem, Pamiętaj sobie, mój synku: [62] Poniedziałek ledwie świta, [63] Przypatrz się Piotrusiu krówce wracającej z pastwiska, — mówiła mama, — nieraz o jej pożytkach słyszałeś. Jak poważnym postępuje krokiem, łagodne wejrzenie zawczasu nas uprzedza o jej dobrych przymiotach. — Ale do czegóż te rogi? — Dobra natura o nikim nie zapomniała, i te niewinne zwierzęta mają swoich nieprzyjaciół i im grożą niebezpieczeństwa, mają więc rogi do obrony. Gdybyś widział jak w czasie napadu żarłocznego wilka zbierają się wszystkie [64]w koło, szykują się w porządek i czoło uzbrojone wysuwają przeciw nieprzyjacielowi, poznałbyś dopiero jak i im cząstka potrzebnego dostała się przemysłu. Zanim historya naturalna to zwierzę dokładnie ci opisze, zanim poweźmiesz wiadomość, jak przemysł ludzki nauczył korzystać z niego, tyle ci jeszcze nadmienię, że ten smaczny rosołek, co często obiad zaczyna, te posilne mięsne potrawy, to wyśmienite masełko i wyborny serek, wszystko to mamy od krówki. Nie kończy się na tem: trzewiki i buciki nasze, grzebyczek Rózi, pęcherze, na których uczysz się pływać, wszystko poczciwa krówka dostarcza. Pies z kogutem podróżowali razem, noc ich zaszła. Kogut usiadł na wierzchołku drzewa, a pies położył się pod spodem w pniu wydrążonym. Nade dniem zaczął kogut piać podług zwyczaju. Na ten głos przybiega lis do niego. »O! jakże ty pięknie śpiewasz, rzecze z przymileniem, żebyś to zeszedł do mnie, uściskałbym cię za to serdecznie.« — »Dobrze, odpowie kogut, ale przebudź tam pierwej mego odźwiernego, on śpi pod drzewem...« Lis chciał coś przemówić, ale pies przebudzony porwał go i udusił... Człowiek roztropny umie sobie poradzić. [65] Rózia chciała wziąć Antolce jabłko z komody, ale ją wyraźnie coś przestrzegało, aby tego nie czyniła. Nie widziała nikogo przy sobie, niczyjego nie słyszała głosu, a jednak nie śmiała sięgnąć po jabłuszko. [66] Chociem brzydki, chociem czarny, Nie straszcie mną dobre matki, Jaskółeczko ukochana, [68] Jutro Boże Narodzenie, [69] Macie, dzieci, dość uciechy Uczono czytać młodego chłopczyka, który wcale nie był przywyczajony do myślenia. Nauczyciel wziął do przeczytania wyraz: świeca. — Sam przeczytał pierwszą zgłoskę świe — i zapytał: czego tu jeszcze brakuje?... lichtarza, odpowiedział nierozważny uczeń. [70] Ubogi rolnik, ojciec sześciorga niedorosłych dzieci, orał ziemię w pocie czoła. Stroskany rzekł sam do siebie: »mój Boże! zbielały mi już włosy na głowie, Bóg mnie może wkrótce do siebie powoła, kto będzie ojcem mych dziatek, kto da chleba sierotom?!« [72] Otóż masz łabędzia — mówił ojciec do Władzia — przypatrz się dobrze temu pysznemu ptakowi. Z jaką to on wspaniałością płynie po tym stawie, nie zamącając wcale jego wód powierzchni. Jak rozpościera swoje skrzydła srebrzyste, jak zanurza swoją szyję długą i wygiętą! [74] ją śpiewają). Dalej, dalej, dalej! [75] Dzieci. Ach, ach, ach! Czteroletnia Józia słyszała od mamy, że jak się kto bardzo przelęknie, to mu serce bije, wziąwszy zatem zegarek do ręki, zawołała zmartwiona: „Ach, mamo! czegoś się przeląkł bardzo zegarek; tak mu serce bije.“ [77] Jasio powrócił ze szkoły, położył książki na swojem miejscu i poszedł do ogrodu. Stanęły mu łzy w oczach, bo przypomniał sobie, że nie mógł wszystkiego zrozumieć, co wyjaśniał nauczyciel. [79] Biedny wieśniak, rozliczne wytrwawszy przypadki, Niezadługo założył gospodarstwo nowe; W starym się gołębniku gołębie gnieździły, [81] Zapewne już nieraz widzieliście wiewiórkę, ale nie możecie powiedzieć, iżbyście ją znali dokładnie. Jej śmiałość, żwawe obroty, podobały wam się bez wątpienia, lecz nie zwróciliście uwagi na jej przyrodę. Jestto zwierzątko z pozoru bardzo przyjemne, łatwo się daje obłaskawić, ale bywa czasem bardzo złośliwe i ukąszenie jego daje się uczuć boleśnie. Jeżeli więc dla zabawki swojej chować ją zechcecie, bądźcie ostrożni: nie dowierzajcie jej mince uprzejmej i grzecznej postawie. Co się to znaczy? powiedz wiewióreczko! [84] Jeszcze w zielonej skórce, Próżne twoje zabiegi, próżne twe mozoły, [85] Matka. Jasiu! nie zbliżaj się do ulów. Jaś. Jednak to są dziwne stworzenia. Wiedzą, jaki sok wydobywać z roślin i kwiatków. Pracują gorliwie; nie cierpią próżniaków, wypędzają ich z ula. „Dzień dobry, siostro kochana!“ Gdy się przypadkiem [89] Raz się pudel z brytanem spotkał niespodzianie. [90] Wpadła w strumyk pszczółka mała, Wypił szklankę wody, Józia powiedziała; [91] (Zdarzenie prawdziwe). Niedaleko Gdańska żył ubogi kowal, który wyrabiał skówki do statków, nazywane żabkami. Szczupłe miał dochody, a przecież był zawsze wesoły, śpiewał lub świstał sobie przy robocie. Przejeżdżał tamtędy bogaty Anglik, a że ludzie z tego narodu zwykle są ponurzy, smutni, nie mógł się więc wydziwić jak biedny rzemieślnik może się tak weselić. Idzie do niego i wdaje się w rozmowę. Zawsze się lepiej skromność w szczęściu wyda: [93] Szedł chłopczyk z książkami, bardzo mu ciężyły, [94] Wtem leci jaskółka, a chłopczyk ją goni, O! jakże to wasze przyjemne jest życie! [96] Władyś, dostawszy dwa złote od swego ojca, szedł cały zatopiony w myślach nad użyciem tych pieniędzy. Stawają mu przed oczami rozmaite przedmioty, zarówno przyjemne, zarówno pożądane. Waha się w wyborze. Wtem uderza go krzyk żałosny. Patrzy i spostrzega małego chłopca, którego rzewny płacz i załamywanie rąk okazywały, że go jakieś wielkie spotkało nieszczęście. Byłto jeden z tych rzeźniczków, wysełanych przez panów swoich na miasto z gorącemi kiełbaskami. Zatrzymuje go jakiś nieuczciwy człowiek i każe sobie pokazać kiełbaski. Ochoczy chłopak wykłada kiełbaski na talerz. Nieznajomy zabrawszy ośm sztuk, przewraca na ziemię biednego chłopaka, a nim ten zdołał się podnieść i zawołać o ratunek, oszust już zniknął. Wiosna! wiosna! śliczne czasy! Lato! lato! w niem upały, [100] Kozy miewają maść rozmaitą, rogi w tył zagięte, niby pomarszczone, u kozła czasem nadzwyczajnie wielkie; broda kosmata szczególną postać tym zwierzętom nadaje. [102] Dzika koza jest bydlęciem, lubiącem okolice skaliste. Znajduje się w Europie na Alpach, a w Azyi na górach Kaukaskich, Tauryckich oraz w Persyi, Indyi i Japonii. Ma wyższy wzrost i więcej siły niżeli domowa koza, a bardzo wielkie rogi; gruba szyja i kolor kasztanowaty najwidoczniej różnią ją od kozy domowej. (w skróceniu). W Chinach prawo skazuje urzędników za przeniewierstwo na ucięcie obu rąk. Zdarzyło się, iż ubogi człowiek, utrzymujący ze swej pracy całą rodzinę, został posądzony o kradzież i skazany na taką karę. Wtem staje syn jego przed sądem, w obliczu samego cesarza. [103] »Synu, mówiła matka, chcesz być moją chwałą: [104] Kiedym wyjeżdżał z domu, matka ukochana, »Świat ci się otwiera nowy, »Patrz, mamo!« I dziecię mamie [106] Wypadek, o którym mówić będziemy, zdarzył się u Eskimosów, mieszkających na końcu Ameryki północnej. Dwoje ludzi tego narodu, mąż i żona wraz dziecięciem, przeprawiali się łódką przez rzekę wezbraną. Na samym środku rzeki pęd wody zagrażał im wielkiem niebezpieczeństwem. Mała łódź, zanadto obciążona, zanurzała się z nimi i trzeba było koniecznie ująć ciężaru; wszystkich troje unieść nie mogła. Powstaje między żoną a mężem sprzeczka, kto z nich ma życie swoje dla dziecięcia poświęcić. »Ja, rzekł mąż, bo dziecię jeszcze jest małe, nie może się obyć bez matki; żyj dla niego i mów mu czasem o ojcu, gdy cię już zrozumieć potrafi.« I już się rzucał w rzekę... — »Wstrzymaj się, zawołała żona, czy się zastanowiłeś nad tem, co czynisz? Kochany mężu! Syna naszego już odchowałam i wypiastowałam, a więc może się już obyć beze mnie. Ale któż mu ojca zastąpi? Któż pójdzie na polowanie i na połów ryb, ażeby go wyżywić? Któż go w późniejszym wieku nauczy władać łukiem lub sieć zarzucać? Nie, tyś powinien życie ocalić, a ja umrę.« Z temi słowy, rzuciła się w bałwany rzeki i zniknęła na zawsze. [107] Wielkie rozpoczynam dzieło, Dalej! do roboty dalej! [109] Kiedy Agar z synem swoim Izmaelem błąkała się po puszczy i gdy w dzbanie już wody nie stało, a jej dziecię, pragnieniem zmęczone, skarżyło się bardzo, a tam ni studni ni źródła nie było, rzewnie płacząc, rzekła: »Panie! Ty nie [110]opuścisz niewinnej dzieciny! ja chętnie umrę, a ty miej litość nad moim synem.« »Jakież zamiary zuchwałe! [111] »Wynieść mię w powietrzne szlaki, [112] Lew, dla siły i odwagi swojej królem zwierząt nazwany, bywa zwykle maści płowej, długi jest od 5 do 6 stóp, wysoki bywa na 3 lub 4 stopy. Głowa jego jest wielka i silna, szeroka paszczęka, uzbrojona 14 zębami, język okryty ostrymi kolcami. Gęste brwi ocieniają oczy jego żywe i ognia pełne. Długa grzywa zdobi mu szyję. Łapy jego są krótkie i potężnej mocy, pazury długie i zakrzywione. Postępuje zwolna i z godnością, ale kiedy goni zdobycz, bieży z nadzwyczajną szybkością i robi susy od 12 do 15 stóp długie. Kto nie widział tego cudownego zwierza, wystawić sobie nie potrafi jego postawy wspaniałej i dumnych spojrzeń jego. same przymioty posiada; łatwo ją rozpoznać za pierwszym rzutem oka, bo nie ma grzywy. Okrutna jest i straszna, kiedy małych broni. Lwy żyją do 40 lat. Afryka jest dziś jedną częścią ziemi, gdzie ich jeszcze bardzo wiele. W Azyi są, ale w mniejszej nierównieniżnierównie niż dawniej liczbie. [114] Raz mucha do lwa rzekła: »Znasz ty siłę moją? [115] Lew udawał chorego, chcąc uwieść zwierzęta, Chłopczyk. [116] Rybak na wędce zapuścił robaka; Siedząc na wierzchu domu, rzekł kozieł do wilka [117] Skarżył się lud na biedę; źle mu się zdawało, Widać było nędzarzy, co nie znali złota, Nikt nie chciał być rolnikiem, pola zarastały,
Nie jest to nowiną żadną, Raz u panien igliczka gdzieś się zapodziała; [121] Struś odznacza się podobnie pomiędzy ptakami jak słoń pomiędzy zwierzętami. Jest on największy w rodzie istot latających. Szyja jego jest znacznie wyciągnięta, głowa bardzo mała, obie zamiast pierza pokryte włosem. Oczy [122]prawie tak wielkie jak u ludzi, osłonione powieką i rzęsami. Nogi niezmiernie wysokie, zakończone kopytkami na kształt jak u wielbłądów, ale z ostremi bardzo szponami. Skrzydła jego są zbyt krótkie, a zbyt miękkie pióra, iżby się mógł unosić w powietrzu; używa ich więc tylko jak żagla do przyspieszenia biegu, kiedy wiatr jest przyjazny. Skrzydła te zbrojne są na końcach szponami, które mu służą na obronę przeciw napaści. Przy ulicy Długiej, przed sklepem krawca, była niegdyś wystawiona figura woskowa w kształcie wystrojonego modnisia. Pewnego dnia jakiś ubogi człowiek zdjął przed nią czapkę i prosił o wsparcie. »Co robisz bracie? mówił mu przechodzący, wszakże to osoba z wosku.« Właśnie z drugiej strony ulicy stał dobrze ubrany mężczyzna, udaje się więc do niego żebrak z prośbą o wspomożenie, ale gdy i od niego nic nie dostał, rzecze: »I ten także widzę z wosku.« [124] O, jakże to wspomnieć miło,
Kto nosi cnotę w piersiach, piękny rozum w głowie, [125] Hiena może się nazwać wilkiem afrykańskim. Jest wielkości naszego wilka, lecz postać ma daleko straszliwszą. Gdy jest zła, na całym grzbiecie włosy się jej najeżają i tem straszniejszą się staje. Zgadza się to z jej przyrodzeniem, bo hiena jest zwierzęciem złośliwem, żarłocznem i najzażartszem. Postrzegłszy człowieka, zwłaszcza samotnego, bieży ku niemu. Podróżujący murzyn zastawia się przed nią worem, wypchanym słomą, którego hiena chwyta [126]się zębami z taką zażartością, że daleko ją w ten sposób prowadzić można. Podróżujący murzyni zawsze taki wór z sobą biorą. Hiena szuka zdobyczy wieczorami i w nocy. Napada na różne zwierzęta, dusi je jak wilk i pożera. Wykopuje trupy na cmentarzach, bo nadpsute mięso największym jest dla niej przysmakiem. Są dwa gatunki hieny: pręgowana i pstrokata; pierwsza jest nieco mniejsza od drugiej. Pokazywano ją nieraz do wysokiego stopnia oswojoną. W czasie pięknego poranku biegał wesoły Wiktorek po ogrodzie, wtem spostrzega pączek rozkwitającej róży. „O luby kwiecie, gdybyś ty się lepiej rozwinął, zerwałbym cię dla mamy! Jutro w całej zajaśniejesz piękności, mówił do siebie chłopczyna, jutro przyjdę po ciebie.“ [127] Pilny uczeń wstaje rano; nikt go nie budzi. Ubiera się szybko, żal mu stracić każdą chwilkę. Bierze się do pracy ochoczo, zbiera wszelkie siły, natęża uwagę i nauka idzie do głowy, bo i Bóg dobrym dopomaga chęciom. Czuje słodycz wewnętrzną, wypełniając sumiennie obowiązek, cieszy się myślą, że już więcej umieć będzie niż umiał, że otrzyma pochwałę od nauczyciela, że wydatki rodziców niepróżne, że ich sercom przyniesie pociechę. Z radością [128]spieszy do szkoły, bo wie, że go tam żadna nieprzyjemność nie czeka. Śmiało każdemu współtowarzyszowi spojrzy w oczy, bo przekonany, że żaden nie będzie świadkiem jego zawstydzenia. Już się drzwi otworzyły, wchodzi nauczyciel. Rozpoczyna się nauka. Uczeń oczekuje niecierpliwie zapytania, pragnąłby jak najspieszniej dać dowód swojej pilności. Jakoż zdarza się do tego sposobność. Ujmującem spojrzeniem młodzieńca zachęcony nauczyciel zadaje pytanie. Uczeń odpowiada śmiało, wyraźnie, z pewnością, bez zająknienia. Nauczyciel doświadcza, czy uczeń pytanie gruntownie zrozumiał, czy odpowiedź zgłębiona. Z prawdziwem zadowoleniem przekonywa się o tem. Cieszy się postępem ucznia, daje go innym za przykład. Pilność odniosła nagrodę: bo cóż milszego jak sprawiać pociechę tym, którzy dla nas poświęcają swe siły, swe życie. Błogosławieństwo Boga towarzyszy każdemu krokowi pilnego młodziana. Wraca do domu szczęśliwy, słodkie uczucie napełnia serce jego, miły mu posiłek, miła zabawa, miły spoczynek po pracy. Jakże rozkoszne spotkanie z rodzicami! W ich uściskach już zapomniał o trudach i mozołach. Patrzcie na jego pogodne czoło, na oko wesołe: tam wyczytacie, że miły Bogu i ludziom. [129] Już słońce w okno zajrzało, nasz uczeń jeszcze w głębokim śnie pogrążony. Budzą go, on oczu otworzyć nie może, on głowy podnieść nie zdoła. „Wstawaj! już późno!“ wołają; on: „zaraz, zaraz“ odpowiada. Podnosi głowę, a głowa opada na poduszkę, bo jej nie podźwignęła silna wola, pilność. Natręctwem budzących poruszony, wstaje, ubiera się; ale we wszystkiem przebija się lenistwo. Trwoni czas drogi napróżno, niepomny, że straconej chwili już nie odzyska. Bierze książkę do ręki, ale już za późno, już niema [130]czasu nauczyć się dokładnie, gruntownie. Serce mu bije z bojaźni, myśl smutna wszystko zatruwa, Cóż powie nauczyciel? co powiedzą rodzice? a ten odgłos zakrwawia jego serce. Idzie zwolna do szkoły. Cóż go tam czeka? Nie śmie na pilnych spojrzeć współtowarzyszów, niepilnych nawet się lęka. Każde drzwi otworzenie nowym go strachem przejmuje. I cóż go taką trwogą napełnia? sumienie, sumienie i jeszcze raz sumienie. Wszedł nauczyciel. Pilni na niego śmiałem okiem spojrzeli, nygus w ziemię wzrok zanurzył. Przypadła i na niego odpowiedź. Raz ogniem zapłonie, to znowu blady jak chusta. Język nieposłuszny bełkoce odpowiedź, ale w odpowiedzi niema związku, jąka się... Z politowaniem spojrzał na niego nauczyciel. „Szkoda nakładu rodziców, zawodzisz ich, odpowiesz za to przed Bogiem — wymówił z boleścią — wiek najpiękniejszy trwonisz na niczem, czego się teraz nie nauczysz, później będzie niepodobna.“ Chciał jeszcze karę wymierzyć, ale pilny uczeń wstawił się za nim, i własnym zostawiono go wyrzutom. Widział tylko groźny wzrok nauczyciela i ten obraz pójdzie za nim do domu. Niesmacznym będzie mu posiłek, nie ucieszy go zabawa, nie dozna słodyczy odpoczynku. Jak szedł ponury do [131]szkoły, tak wracać będzie do domu, każdy przechodzący wyczyta z czoła jego niedopełnienie obowiązku. O! niech nie wychodzą rodzice na jego spotkanie, bo smutek ich czeka. Biada nygusom! w młodości bolesne uczucia, w późniejszym wieku niedostatek będzie ich udziałem. Będą narzekali na siebie, ale już zapóźno! Jestem szewczyk na dorobku, [132] Hej, patrzcie, patrzcie dzieciny, [133] Mam szczotki na przedaż, potrzebna rzecz w domu; [134] Tylko mi towaru niechaj nikt nie gani, Z kwiatka na kwiatek przelatał motylek, [135] (w skróceniu). W małym domku, nie pomnę już przy której ulicy Warszawy, żyła uboga szwaczka. Nędza jej była wielka. Mało kto o niej wiedział, ale Bóg, co wszystko widzi, co o każdym pamięta, wiedział o Wojciechowej i o jej sierotach i nie dał im z głodu umrzeć. Kto mi prawdę mówi szczerze, [138] Szedł staruszek ociemniały: [139] Szła ulicą dziecinka, biedna, wynędzniała, Cieszy się już zawczasu myślą pięknej cnoty, „Biedne te rosy kropelki, [141] Bóg nie dał zwierzętom rozumu, ale obdarzył je instynktem, który im zastępuje miejsce rozumu i zdumiewa nieraz rozumnego człowieka. Zwierzę, idąc za popędem instynktu, cudowne buduje rzeczy i czyni wszystko, co natura jego wymaga, choć się tego od nikogo nie uczyło. Młode kaczątko, ledwie się urodzi, puszcza się śmiało na wodę i pływa. Młody pająk wie doskonale, jak sztuczną uprząść siatkę i jak ją [142]na muchy zastawić. Gąsienica buduje sobie grób kunsztowny bez poprzedniej nauki. Pszczoła swoje komórki z wosku pod miarą ulepia i napełnia je na zimę miodem, którego słodycz wszelkie przechodzi słodycze. Jaskółka bez obawy przy ludzkich mieszkaniach swoje wiesza gniazdo i czuje instynktem porę, kiedy zimne porzucić ma mieszkanie, a kiedy znowu powrócić do niego. Bóg wielki w dziełach Swoich, a człowiek z pokorą powinien schylić głowę na widok tylu cudów w naturze. Kto cię nauczył, powiedz, pszczółko mała, Patrzcie, jakie to sztuczne te pajęcze sieci, [143] Przypatrzcie się jaskółce, Zdarzenie prawdziwe. Raz całe miasto Medyolan było w ruchu; rozszedł się bowiem rozgłos, że anioł zajaśniał w obłoku. Każdy pospieszał w owe miejsce, gdzie najlepiej widzieć można było to nadzwyczajne zjawisko. Wszyscy się zdumiewali; jedni nadzwyczajne przepowiadali wypadki, drudzy, nie wiedząc co o tem sądzić, stali w osłupieniu. I w samej rzeczy widziano wyraźnie anioła pośród obłoków, ubranego w białą, długą, spadającą z ramienia szatę, na której jaśniało światło łagodne, a jednak przenikliwe, wdziękiem tęczy ozdobne. Skrzydła jego były rozpostarte, cała postać jakby ze mgły była utworzona, podobniejsza do jakiegoś żyjącego cienia niż do człowieka; zresztą to zjawisko było zupełnie nieruchome. [145] Wspaniały jest widok gór lodowych w Grenlandyi. Złudzonemu oku przedstawiają one z daleka obrazy rozmaitych dzieł natury i sztuki. To się jawi kościół z klasztorem, to zamek z wieżami i basztami, to znowu okręt o pełnych żaglach, prujący morze. Zdarza się często, że sternik, złudzony odległością i podobieństwem, zbacza z swej drogi i usiłuje się zbliżyć do owego urojonego statku. Czasem pokazują się wielkie wyspy, a na nich płaszczyzny, doliny a zwłaszcza góry. Pewien misyonarz donosi, że w odnodze Dzisko góry lodowe, od wieków trwające, są tak wielkie, że jednę z nich nazwano miastem Amsterdamem, a drugą miastem Harlemem, i że żeglarze przybijali tam z okrętami i składali towary na te wyspy pływające. Trwałość ich jest nierównie większa od lodów pływających, a niemniej ciekawy i wspaniały sprawiają widok. Przedstawiają się tu drzewa z gałęziami, u których w miejsce liści wiszą kosmyki śniegu, tam kolumnady i łuki tryumfalne, ówdzie przedsionki i wystawy z oknami; promienie lazurowego światła powiększają urok i wspaniałość zachwycających obrazów. [147] Człowiek tak mało w życiu potrzebuje! I nie spyta się ciebie: jakieś miała sprzęty, Azor i Wierniś byli dwaj bracia rodzeni, [149] Widziałem, jak nieśmiało raz Alinka mała, Bez gniewu, wyrzutów, łajania, Żyjcie dzieci zgodnie z sobą, [151] Dała mi złotówkę mama, Gdy nadejdzie mroźna zima, Gościnne zwierzę chętnie się podziela, Pytał się Ignaś, roztropny chłopczyna: [153] Na kępie pod Dzikowem, blizko Michocina, Na suchym chlebie przestają dziecinki [155] Troskliwa o los dziecięcia, Schowaj się myszko do jamki głęboko, [156] Ze wszystkich stron pochwały odbierając liczne, W miejscu publicznem była skarbonka przybita, [157] Czas jak strzała szybko leci, [158] Z Bogiem, z Bogiem każda sprawa, |