Władyś, dostawszy dwa złote od swego ojca, szedł cały zatopiony w myślach nad użyciem tych pieniędzy. Stawają mu przed oczami rozmaite przedmioty, zarówno przyjemne, zarówno pożądane. Waha się w wyborze. Wtem uderza go krzyk żałosny. Patrzy i spostrzega małego chłopca, którego rzewny płacz i załamywanie rąk okazywały, że go jakieś wielkie spotkało nieszczęście. Byłto jeden z tych rzeźniczków, wysełanych przez panów swoich na miasto z gorącemi kiełbaskami. Zatrzymuje go jakiś nieuczciwy człowiek i każe sobie pokazać kiełbaski. Ochoczy chłopak wykłada kiełbaski na talerz. Nieznajomy zabrawszy ośm sztuk, przewraca na ziemię biednego chłopaka, a nim ten zdołał się podnieść i zawołać o ratunek, oszust już zniknął.
W tej chwili przystąpił Władyś do rozpaczającego chłopca, a dowiedziawszy się o smutnej jego przygodzie, szczerze litował się nad nim. „O! ja nieszczęśliwy, — wołał chłopiec ze łkaniem, — co ja teraz pocznę? jak ja się pokażę w domu? czyż pan uwierzy mojemu nieszczęściu? ach! wypędzi mnie z domu, a ja sierota zostanę bez przytułku...“