Ijola/Akt trzeci
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Ijola |
Podtytuł | Dramat w czterech aktach z czasów średniowiecza |
Wydawca | Księgarnia H. Altenberga |
Data wyd. | 1906 |
Miejsce wyd. | Lwów |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Przedsionek kościelny, w głębi zamknięty kratą, w której szeroko rozwarte drzwi. Przez kratę widno w poprzek przebiegającą ciemną nawę gotyckiego kościoła. Gdzieś na lewo, przed niewidocznym wielkim ołtarzem, płonie lampa. W słabym migotliwym blasku drżą długie cienie smukłych kolumn, — tu i ówdzie na ścianie błyśnie obraz złocony. — W przedsionku jest jasno od porannego słońca, padającego przez witraże u góry. — Na prawo i lewo w ścianach — nagrobki rycerzy. Drzwi jedne — od przodu. — W głębi, pod ścianą z prawej strony ustawiono czerwonem suknem okryte siedzenia. Zajmują je klasztorni DOSTOJNICY w tej chwili; O. HILGIER, opat, między nimi, i O. DAMAZY, zakonu inkwizytor. Obok za stołem DWÓCH ZAKONNYCH PISARZY — nad plikiem aktów, z gęsiemi piórami w ręku. — Po przeciwnej stronie kupią się znakomitsi z RYCERSTWA Kunowego. Jest też RYCERZ obcy, w zbroi z orlemi skrzydłami. — Kilku PACHOŁKÓW na przedzie — pod ścianą z lewej. — Wśród nich, pod STRAŻĄ, w cieniu jakiegoś grobowca, stoi WALA z rękoma w tył związanemi. GRABIA KUNO
na wzniesieniu obok dostojników zakonnych — purpurowym płaszczem odziany — stoi, pięścią o stół się wsparłszy — i kończy przemowę:
Otóż te poszlaki O. HILGIER.
Ciężkie oskarżenie, KUNO.
Bardziej gorzko dla mnie mówić przed wami... Odetchnął głęboko. Po chwili znów mówi:
Mógłbym ja ci wprawdzie mógłby żal łacno zaślepić me oczy, O. HILGIER.
Rycerzu! jeśli tu można przebaczyć, KUNO wskazuje ręką dokoła.
A te groby ciche? O. HILGIER.
Może jest niewinna... KUNO.
Oby to Bóg dał! Lecz wy rzecz zbadajcie. Jeślim się mylił i oskarżał lekce, O. HILGIER.
Niech się tedy stanie, KUNO spojrzał w głąb kościoła:
Właśnie ją wiodą... Cofa się i siada.
Wprowadzają MARUNĘ. W biały strój jest odziana, jako w noc z łoża była wyszła. Włosy rozpuszczone opadają jej na barki i na ramię jedno odkryte i przewiązane opaską, na której lśnią ślady krwi. Blada jest i z trudnością trzyma się na nogach. Chwiejny jej krok podtrzymuje MEDYK zamkowy i GERTA z drugiej strony obok niej postępująca.
GŁOSY wśród mnichów.
Grabina! — Maruna! — — Szeptają między sobą, — niektórzy poglądają w głąb kościoła, dając sobie jakieś znaki.
O. HILGIER.
To jest wasza żona, panie... Niektórzy z MNICHÓW poglądają znów w głąb, ku wielkiemu ołtarzowi, gdzie stoi posąg Maryi, szepcąc między sobą.
O. DAMAZY.
Nie o to tu idzie... Zwraca się do Maruny.
Przystąpcie bliżej...MEDYK.
Miejcie zmiłowanie, O. HILGlER.
Czy wiecie, pani, po co tu stajecie? MARUNA
po chwili milczenia — słabym głosem:
Czy wiem? — Od dziś dnia, od dzisiejszej nocy O. DAMAZY.
Jesteś oskarżona, MARUNA.
Co?! O. DAMAZY.
...żeś wychodziła GERTA.
A! MARUNA.
Kto się ważył rzucić taką potwarz Rozgląda się — spostrzega męża.
I ty tu, panie? — i słuchasz spokojnie, KUNO.
Ja cię sam oskarżam! MARUNA po chwili:
Panie, daj pokój igraszkom, bom ja się KUNO.
To nie są igraszki! MARUNA.
Na jakiej podstawie KUNO.
Jeśliś jest niewinna, MARUNA.
To jest już zniewaga, KUNO.
To próżne słowa... MARUNA.
Więc ty daj dowody! KUNO.
Świadczy ta rana na twojem ramieniu MARUNA
pogląda ze zdumieniem na skaleczoną rękę.
Tyś mnie zranił, panie? KUNO.
Czyś nie wychodziła MARUNA do Gerty z lękiem:
Babo! co to znaczy? GERTA
zdławionym szeptem — do siebie:
Klątwa! RYCERZ
z orlemi piórami występuje na środek.
Mnie pozwólcie wczoraj jej mało życia nie pozbawił, O. HILGIER zwraca się do grabiny.
Racz powiedzieć, pani, MARUNA ze szczerem zdumieniem:
Nie wiem, — nie pamiętam. RYCERZ.
Pani! myśl zbierzcie! Przestrach i zemdlenie GERTA.
Może tak było? co? wspomnij — gołąbko! MARUNA
zaprzecza powolnym, ale stanowczym ruchem głowy.
KUNO.
Złą pono drogę obrałaś, małżonko! MARUNA.
Mnie nie potrzeba wymówek, bom czysta! KUNO.
To się pokaże! GERTA.
Czemu ją ty krzywdzisz, MARUNA chwyta ją za ramię.
Obcy słuchają! GERTA niezważając, mówi dalej:
Czyś się ty zapytał, Nikto jej twarzy nie obaczył nawet, KUNO.
Zamilcz, wściekła babo, Zwraca się do żony:
I cóż ty, grabino, MARUNA zimno:
Żeś mnie sponiewierał KUNO z szyderstwem:
Kiedy tak mówisz, dumna, wnet bym wierzył, Wskazuje ręką na stojącego w kącie grobowca Walę.
MARUNA ogląda się, — patrzy.
Wala!KUNO.
Znasz go, pani! WALA
postępując krok naprzód — z lękiem:
Nie, nie! Nie wierzcie! MARUNA wyniośle:
A! godnych masz świadków! O. DAMAZY do Wali:
Czy trwasz i dzisiaj przy tem oskarżeniu, WALA milczy.
GERTA.
Z jego gadania to całe nieszczęście? Przyskakuje do Wali.
Ty, ty! ty psiaku! Ja ci oczy wydrę! MARUNA powstrzymuje Gertę.
Daj mu pokój, babo. — Zwraca się do Wali.
No mów, mów, Wala! Kłam, gdyś raz już zaczął, WALA milczy.
KUNO.
Wczoraj szczekałeś, jak pies, — czemuż dzisiaj WALA milczy.
O. DAMAZY.
Jeśli nie odpowiesz, WALA milczy.
PISARZ.
Przy śledztwie także ust nie chciał otworzyć... KUNO.
Czyś ją znał dawniej? WALA milczy. MARUNA.
Nim łgać zaczniesz, powiedz KUNO.
Bezwstydnaś, zaiste, MARUNA zraca się do męża.
Ty mi, panie, wstyd zabrałeś, O. DAMAZY.
Raczcie milczeć, pani! — Zwraca się do Wali:
Czy wiesz co o tem, jakoby grabina WALA.
Zełgałem wczoraj.O. DAMAZY.
Możesz tedy przysiąc, WALA po chwili wahania:
Dajcie krzyż. Przysięgnę! PISARZ podaje Wali krzyż, jeden ze STRAŻNIKÓW rozcina mu więzy.
KUNO
unosi się na siedzeniu i patrzy nań badawczo.
WALA kładzie dłoń na krzyżu.
Na krzyż przysięgam, na mękę Chrystusa, O. DAMAZY.
To grzech tak przysięgać! KUNO zrywa się.
On wie, że winna! on zna jej kochanka! WALA.
Wiedźcie na męczarnie, KUNO daje znak, — jeden z PISARZY powstaje. PACHOŁKOWIE biorą Walę pod ręce, aby go wyprowadzić.
MARUNA z mimowolnym wykrzykiem:
Wala! — WALA ogląda się, — przystaje.
MARUNA
robi w pierwszej chwili ruch, jakby chciała podejść ku niemu, — spotkawszy się jednak z jego wzrokiem, zatrzymuje się i cofa. — Chwila milczenia.
WALA opuszcza powoli głowę.
MARUNA
której rysy przybierają napowrót wyraz wyniosłej, prawie szyderczej dumy.
Złóż zeznanie. WALA milczy.
GERTA.
Myślisz, że milcząc, naprawisz tę krzywdę, MARUNA.
Daj pokój. Do Wali:
Oszczędź sobie męki, — WALA.
Jagna! — MARUNA.
Ja księżna! — KUNO do Wali:
Uczynisz zeznanie? WALA potrząsa głową przecząco.
KUNO.
Wieść go na męki! — STRAŻ wyprowadza WALĘ. Towarzyszy im jeden z PISARZY.
KUNO.
Czy nie wyda głosu, O. HILGIER do Maruny:
Jeżeli w męczarni MARUNA.
Jestem niewinna! KUNO.
To słyszymy ciągle... MARUNA.
Czysta ja wyjdę z tych twoich obieży, Odwróciła się tak, że wzrok jej padł w głąb kościelnej nawy. Urywa nagle: dostrzegła tam posąg — w jarzących świec blasku. Patrzy nań osłupiałemi oczyma; pobladłe wargi szepcą bezwiednie:
O Boże! — Figura Maryi... Milknie i chwieje się na nogach. MEDYK podbiega i podtrzymuje ją, aby nie upadła.
GERTA z przerażeniem:
A! nie patrz! nie patrz tam, gołąbko! O. HILGlER.
Zamilkliście, pani... MARUNA.
Może ja winna... GERTA z lękiem:
Wy jej nie słuchajcie! O. DAMAZY.
Więc się przyznajecie? MARUNA.
Nie wiem nic... Jeśli winą jest pragnienie, O. HILGIER.
Dziwne to słowa, które powiadacie.GERTA do Maruny:
A jam mówiła: strzeż się ty księżyca, O. DAMAZY.
Ty wiesz coś, babo! GERTA.
Juści wiem, a pewno! KUNO.
Nie pleć głupstw, babo. Masz-Ii co powiedzieć... GERTA przerywa mu:
Hej! młodą żonkę wziąłeś sobie, panie, O. DAMAZY.
A więc przyznajesz, że tam była wina? — GERTA.
Czy ja przyznaję? Nie! — Ja jeno mówię: MARUNA.
O, babo! o, babo! GERTA.
Nie! niema jawy! nie przyjdzie! to sen był... Zwraca się do sędziów:
Dajcie ją, błagam! — dajcie mi ją, sędzie! — Po chwili:
Nie chcecie prośby posłuchać, więc ja was przeklnę! KUNO.
Dość tego!GERTA.
O! wy mną nie gardźcie! KUNO.
Hej! służba! PACHOŁKOWIE przyskakują do Gerty.
GERTA szamocąc się z pachołkami:
Nadarmo, nadarmo! MARUNA.
Puście ją! — O. DAMAZY.
Do lochu GERTA.
Przeklęci! przeklęci! Milknie, uderzona w zęby przez pachołka, który wreszcie z pomocą drugiego wywleka ją z kościoła. MARUNA do siebie:
O, Boże, Boże, niechże się to skończy. KUNO do pisarza:
Czy przesłuchano służbę i straż, jako poleciłem? PISARZ.
Wielce mętne i niewyraźne ich odpowiedzi. Jedna z dziewek służebnych kasztelanowej wyznała, że zaszedłszy kilkakrotnie po nocy do komnaty pani, w łożu jej nie zastała. Nie widział jej jednak nikt wychodzącej i nie wiadomo jaką drogą by mogła... Straż opowiada... O. DAMAZY.
Co? PISARZ.
... ale zdaje się, że ta rzecz nie ma z naszą sprawą związku. Otóż straż powiada, a także z dziewek niektóre, że widywano w księżycowe noce na gzymsie muru między zamkiem a klasztorem — upiora... Szmer między mnichami.
GŁOSY.
I bracia widywali... PISARZ ciągnie dalej.
Jedna z dziewek opisywała go nawet, — ma to być biała, trupia postać z zielonemi oczyma, zionąca ogniem... KUNO.
I pewni są, że to upiór?! PISARZ.
Przysięgają na to. Ale to, jak rzekłem, nie należy, zda się, do rzeczy... O. DAMAZY.
Tak, to jest inna sprawa, nie mniej smutna... O. HILGIER.
Niechaj Bóg będzie grzesznikom miłościw. PISARZ ciągnie dalej:
To wszystko. Więcej nie można się było niczego dowiedzieć. Siada napowrót.
O. HILGIER po chwili:
Nie pojmuję zgoła Szmer między mnichami. JEDEN Z OJCÓW.
Niema świadectw... DRUGI.
Dowodów niema... INNY.
Ja nie widzę winy... INNY.
Lecz są poszlaki... INNY.
Rzecz dziwnie zawiła... O. DAMAZY.
Strzeżcie się, bracia, przedwczesnego sądu! — Zwraca się do Maruny.
Odpowiedz nam, pani... MARUNA.
Dajcie mi pokój! nie męczcie mnie dłużej! O. DAMAZY.
A jednak musisz... MARUNA.
Nie muszę! nie będę! RYCERZ występuje na środek.
Czcigodni ojcowie tej jasnej dłuższej męki poniżenia, MARUNA z mimowolnym lękiem — do siebie:
Jak obraz Maryi... RYCERZ ciągnie dalej:
A kto inaczej utrzymuje, tedy O. HILGIER.
Niech Bóg rozstrzyga!GŁOSY wśród mnichów.
Niechaj Bóg wyroczy! O. DAMAZY po chwili, skłaniając głowę przyzwalająco:
Niech Bóg wyroczy! RYCERZ zwraca się do grabi, który siedzi niemy ze schyloną głową.
Czy słyszycie, panie? Zwraca się do zgromadzonych rycerzy.
Na sądy boże wzywam was, rycerze, Milczenie.
KUNO powstaje i powtarza patrząc na rycerstwo swoje:
Kto rękawicę podniesie rzuconą? KLUCZNIK który pojawił się był podczas pierwszych słów rycerza we drzwiach kościelnych, odzywa się naraz wśród ogólnej ciszy:
Ja!Wszystkie głowy zwracają się ku niemu, on zaś wchodzi na środek przedsionka i mówi, skłaniając się przed sędziami:
Darujcie, ojcowie czcigodni a sędziowie dzisiaj, daruj mi i ty, panie jasny, któremu życie całe wiernie służyłem, — darujcie mi, że tak nierychło przychodzę... Aleć ja nie sam, — przywiodłem synaczka, Wskazuje na CZTERECH LUDZI w głębi nawy kościelnej, którzy wnoszą na marach ciało zabitego chłopięcia.
O. HILGER.
Trupa przynosisz? i po co — człowiecze? KLUCZNIK.
By pomsty wołał — ze mną razem, ojcem! MARUNA.
Heno! — Chce się zbliżyć ku ciału.KLUCZNIK.
Nie tykaj, pani, tego trupa! MARUNA.
Kto zabił? KLUCZNIK.
Ty! — pani! MARUNA.
Co? moje oczy? KLUCZNIK.
I twój grzech! RYCERZ.
Ten człowiek KLUCZNIK nie zważając na słowa rycerza, ciągnie dalej, zwrócony do Maruny:
Patrz! krwawa Rzuca na nią skrwawioną chustkę.
MARUNA cofa się.
Boże! — co to znaczy? KLUCZNIK.
Aż nazbyt sama dobrze wiesz, co znaczy! MARUNA.
Milcz, sługo! pani ja tu jestem twoja, KLUCZNIK.
Nie! Bóg na niebie pan mój! — a to drugi, Ja ciebie nie znam, przybłędo w tym zamku, Zwraca się do rycerza.
Rycerzu, z krajów dalekich przybyły, RYCERZ.
Niech mnie Bóg broni, abym się zawahał. KLUCZNIK.
Siły moje Pan Bóg skrzepi, RYCERZ.
Dość tego! Zwraca się do Maruny:
Jasna pani, MARUNA.
Dolę, moją dolę? RYCERZ.
Tak... MARUNA
rozgląda się, coby mu podać, naraz spostrzega chustkę, którą rzucił był na nią Klucznik. Podejmuje ją i wyciąga ku Rycerzowi:
A więc macie! to jest moja dola!RYCERZ cofa się mimowolnie.
Wy mi dajecie chustę — i na chuście MARUNA.
Strach jej wam, rycerzu? RYCERZ.
Biorę ją. Pan Bóg patrzy w wasze serce. KLUCZNIK.
Najczystsza!? — wkrótce Pan Bóg to pokaże! Ruch między obecnymi; wszyscy zwracają twarze w głąb nawy kościelnej.
O. HILGIER.
Posąg Maryi...KLUCZNIK.
Czyście się przyjrzeli KUNO.
To jej kochanek? O. DAMAZY
powstał, — usta ma zaciśnięte, blade, — oczy uporczywie na posąg zwrócone, — kładzie dłoń na ramieniu kasztelana.
Cicho, panie, cicho! GŁOSY wśród mnichów i rycerstwa.
Tak jest, tak! to ona! O. HILGIER.
Rozumiem teraz! — stare moje oczy... Zwraca się do braci zakonnych.
Niech tu zaraz przyjdzie JEDEN Z BRACI wychodzi. MARUNA.
Boże... O. HILGIER do odźwiernego:
Gdzie on noc przepędził? ODŹWIERNY.
Leżał tutaj krzyżem, KUNO.
To on był! — Małom butem nie nadeptał... O. HILGIER.
Panie! PISARZ.
Oto go wiodą... MARUNA
spostrzegłszy w głębi zbliżającego się Arnę:
O, Boże! — Cofa się mimowolnie.ARNO wchodzi — w habicie — ze spuszczoną głową, jakby senny, wprowadzony przez jednego z braci zakonnych. Pobladł był od wczoraj, — policzki mu zapadły, w oczach ma blask gorączkowy. Wszedłszy, staje tyłem do Maruny, tak że jej nie widzi.
O. HILGIER.
Mój synu, ARNO obojętnie:
Nie znam. O. HILGIER.
Zwróć oczy, stoi tu za tobą, ARNO
odwraca się i wznosi oczy na Marunę, i w tejże chwili rzuca się w tył z przestrachem.
Ijola! MARUNA z radosnym wybuchem:
To ty? mój...! Żyjesz! — to nie sen? to prawda? ARNO prawie nieprzytomnie:
Toś ty jest? ty jasna? Rzuca się ku niej.
O! teraz nic mnie z tobą nie rozłączy, KUNO
mieczem zasłania mu drogę.
Precz! — MARUNA.
Arno! ARNO.
Nie śmiem oczom wierzyć... O. HILGIER.
Nie śnisz już, niestety, — ARNO.
Więc to była jawa? Gwałtownym ruchem zdziera habit z siebie.
Precz ta suknia mnisza!GŁOSY MNICHÓW.
Grzech! święta szata... ARNO przypada do stóp Maruny.
Znów jestem człowiekiem! MARUNA.
Tak, mój! mój jesteś... Zwraca się do sędziów.
I na cóż czekacie? O. HILGIER.
Więc się nie wypierasz, MARUNA.
Nie! nie! — Miewałam! Nie wiem, jak to było, RYCERZ.
Pani! jam przed chwilą MARUNA.
Jakże chcesz, panie, abym ja przeczyła RYCERZ.
Więc znasz tego człeka? MARUNA.
Tak! duszą oddała! KLUCZNIK.
I cóż wy, rycerzu? RYCERZ
po chwili milczenia wyciąga z pochwy miecz, opiera końcem brzeszczotu o posadzkę i naciskając rękojeść oburącz, łamie.
Miecz mój złamany! Zwraca się do Maruny:
Bądźcie zdrowa, pani! któregom nigdy nie podniósł za życia Wychodzi pospiesznie z kościoła.
Wśród obecnych głuche milczenie.
MARUNA
do Arny, który cofnąwszy się nieco od jej nóg, patrzy teraz ze zdumieniem na to, co się dokoła dzieje:
Patrz, wszyscy już mnie opuścili... ARNO.
Nie mogę myśli zebrać... Więc ta zjawa, MARUNA.
I cóż ci o to kto ja jestem! Twoja O. HILGlER.
To jest zamku pani, ARNO z przerażeniem:
Maruna?! O. DAMAZY.
...o wiarołomstwo oskarżona, jakoż MARUNA z krzykiem:
Ty nie wierz! Zwraca się do sędziów.
Litości, sędzie! małżonku, litości! ARNO.
O Jezu! Maryjo! KLUCZNIK.
Ojcowie, trzebaż wam jeszcze dowodów? że się ta pani oknem wykradała ARNO zrywa się.
Kłamstwo! GŁOSY wśród obecnych.
Ten upiór! — Straż... dziewki... KLUCZNIK.
Tak! upiór, co życie ARNO.
To kłamstwo, powtarzam! PISARZ wchodzi.
Człek na mękach skonał. Chwila głuchego milczenia.
KLUCZNIK.
I on zmarł przez nią! —ARNO.
Co to? co? kto taki? MARUNA.
Boże! nie pytaj! Zostaw mnie! uciekaj... KUNO.
Czy nic nie wyznał? PISARZ.
Zęby ściął, nie jęknął O. HILGIER.
Wieczny odpoczynek... KLUCZNIK.
Na nią krew spada! Przez nią zmarł ten człowiek, ARNO.
Co? Wala! KLUCZNIK.
Zwał ją imieniem dawnem: Jagna!ARNO.
Chryste! MARUNA.
Czy on ci o mnie mówił? Nie wierz! ARNO jak nieprzytomny:
Jagna — Maruna — Ijola... Już nie wiem... Urywa nagle i rozgląda się w koło.
Ojcowie! mówcież, mówcie, co to znaczy...? MARUNA z krzykiem:
Ja czysta jestem! Wierz — na miłość Boga — ARNO wybucha szaleńczym śmiechem:
Ha, ha, ha! ty czysta! Z błędnym śmiechem rzuca się na ziemię u podnóża filaru.
MARUNA.
Śmiejesz się? Śmiech ten mnie zbudził. Sen minął, KUNO.
Tak jest. — Milczenie. KLUCZNIK odchodzi ku marom w głębi.
Pójdź, synku. Jesteś już pomszczony. Wychodzi wraz z ludźmi, dźwigającymi mary.
MARUNA zmienionym głosem:
Dlaczego tak wszyscy siedzicie o cóż wam idzie? Co dnia go zdradzałam KUNO.
Płacz już nie pomoże! Powstaje i wśród ogólnego milczenia zwraca się do Arny.
Idź stąd, rzeźbiarzu! Złożyłeś świadectwo, Zwraca sie do sędziów.
Ojcowie, dość my już słyszeli... O. DAMAZY.
Wstrzymaj się, panie! Sprawa nieskończona! O. HILGIER.
Cóż jeszcze więcej możemy tu mówić? O. DAMAZY.
Tak, nie dość jasna. Wy o wiarołomstwo O. HILGIER.
Nie wiem... O. DAMAZY.
Lecz ja wiem. Posłuchajcie jeno: GŁOSY.
To prawda! — Człowiek spadłby tam niechybnie! MEDYK.
Dajcie mi mówić! — Oddawna już chciałemwtrącić tu słowo... Baczcie, to choroba, O. DAMAZY.
Może tam na wschodzie ARNO.
Boże! GŁOSY.
O, zgrozo! O, grzechu! KUNO.
Do czego O. DAMAZY nie zważając:
Tak! to grzech i zgroza! Czyli wam nie brzmią w uszach jeszcze słowa, NIEKTÓRZY Z MNICHÓW
żegnają się z przestrachem, inni szepcą:
Niechaj Bóg będzie nam grzesznym litościw... O. DAMAZY.
On tam umiera dzisiaj, a wy wiecie, Wskazuje ręką na Marunę.
GŁOSY przerażone.
Sukkubus! zgroza!Wszyscy odsuwają się od MARUNY, która stoi oniemiała, nie rozumiejąc zgoła, co się w tej chwili około niej dzieje.
ARNO zakrywa oczy.
Przenajświętsza Panno! KUNO zrywa się.
Co wy mówicie!? MEDYK do grabiego:
Miłosierdzia, panie! KUNO hamując się na chwilę:
Skończmy te sądy! — O. DAMAZY.
Teraz się dopiero KUNO grzmiącym głosem:
Ja tu sędzia jestem, O. DAMAZY.
Tutaj cesarska władza już ustaje KUNO.
Ja nigdy tego nie dopuszczę! O. DAMAZY.
Musisz! MEDYK do grabi:
O, panie! ratuj-że ją! ratuj! KUNO.
Jam wiarołomną żonę chciał ukarać O. DAMAZY.
Łudzisz się, panie! Nie tacy się mocni KUNO zwraca się do swoich ludzi.
Hej, moi! wziąć mi zaraz tę kobietę STRAŻ zbliża się ku Marunie, aby spełnić rozkaz.
O. DAMAZY.
A ja zabraniam wam w imię Kościoła STRAŻ cofa się z lękiem.
KUNO do strażników:
Psy parszywe! łotry! Zwraca się do rycerzy:
Hej! rycerze moi! KILKU RYCERZY bierze Marunę między siebie.
O. DAMAZY.
Stójcie!O. HILGIER.
Dość sprzeczki! Ustąpcie, czcigodny KUNO
daje znak rycerzom, którzy wyprowadzają Marunę.
O. DAMAZY.
Przemocą winną wydzierasz sądowi, KUNO.
Co jutro będzie, to jutro pokaże! Wychodzi z resztą rycerstwa. SŁUŻBA postępuje za nim w milczeniu.
O. DAMAZY wyciąga dłoń za odchodzącymi.
Do jutra, panie! do jutra, powtarzam! MNISI wychodzą przeciwną stroną, przez kościelną nawę. W opustoszałym przedsionku pozostaje tylko ARNO i ODŹWIERNY.
ODŹWIERNY
zbliża się po chwili ku niemu i kładzie dłoń na jego ramieniu.
Bracie! wyszli już wszyscy z kościoła i ja chciałbym zamknąć wrota...ARNO
wznosi się, patrzy nań nieprzytomnie.
ODŹWIERNY.
Co wam się stało? ARNO
chwyta go za rękę i mówi obłędnie:
Słuchaj mnie, słuchaj... więc ona... Z nagłym wybuchem:
O Jezu Maryja! więc ja szatana rysy posągowi dałem! — Najświętszej Panny twarz niepokalaną... ODŹWIERNY.
Bracie... ARNO wskazuje w głąb.
Czy widzisz — tam w ołtarzu — pośród świec jarzących — jak się uśmiecha — bezwstydnie — obraz — szatana? Chwieje się cały — rękami drze koszulę u szyi.
ODŹWIERNY.
Boże, zmiłuj się nad nami! Ja nic nie widzę! ARNO.
Patrz! patrz! — Czy słyszysz? mówi: Przezemnie ludzie ginęli! uwodziłam dzieci, młodzieńców, mężów i starców! w piekło ich ciągnęłam, krwawemi usty duszę z nich wypijałam! aż wreszcie — świętej postać przyjąwszy — uwiodłam serce głupiego rzeźbiarza — i stać teraz będę w ołtarzu — zwycięska, — i będę zbierać modły ludzkie, ażeby nie szły do nieba! — To moja wina! moja! moja wina! i mój grzech straszliwy! ODŹWIERNY.
Uspokój się, bracie... ARNO.
Ha! widzisz! śmiechem znów się krzywią lica... ODŹWIERNY.
To wam się zdaje... płomień świec tylko się chwieje... ARNO.
Drwi ze mnie, drwi, żem ja ją miał za anioła — i kochał... Znowu, patrz, znowu... Ha! — Porywa z ziemi ułomek miecza, zostawiony przez rycerza obcego i rzuca się w głąb kościoła. Słychać głuche uderzenie i łomot spadającego drzewa.
ODŹWIERNY z przerażeniem:
Co robicie! O Jezu! Rozłupaliście posąg, już poświęcony! To świętokradztwo!ARNO,
który powróciwszy stoi z mieczem w dłoni:
Posąg — już — poświęcony... Upuszcza miecz — cofa się z przestrachem pod filar.
Grzech! — Zwyciężył szatan! koniec aktu trzeciego.
|