Strona:Jerzy Żuławski - Ijola.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

któregom nigdy nie podniósł za życia
w nieczystej sprawie! W tych kościelnych progach
zostawiam sen swój o czystej piękności,
której szukając, świat zjeździłem cały!
Wy najpiękniejsza jesteście na świecie...
Bój i tęsknota od dziś pójdą ze mną
w drogę, co odtąd — nigdzie już nie wiedzie!

Wychodzi pospiesznie z kościoła.
Wśród obecnych głuche milczenie.
MARUNA
do Arny, który cofnąwszy się nieco od jej nóg, patrzy teraz ze zdumieniem na to, co się dokoła dzieje:

Patrz, wszyscy już mnie opuścili...
Tak lepiej, prawda? Teraz my oboje...
Umrę... To klątwa była. Lecz — cóż znaczy!
Śmieję się z tego, kiedy ciebie widzę...

ARNO.

Nie mogę myśli zebrać... Więc ta zjawa,
to szczęście moje... sen mój...? Kto ty jesteś
i jakim cudem u mnie się jawiłaś?

MARUNA.

I cóż ci o to kto ja jestem! Twoja
jestem i żywa...