Strona:Jerzy Żuławski - Ijola.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
się na nogach. Chwiejny jej krok podtrzymuje MEDYK zamkowy i GERTA z drugiej strony obok niej postępująca.
GŁOSY wśród mnichów.

Grabina! — Maruna! — —
Jak piękna — — —

Szeptają między sobą, — niektórzy poglądają w głąb kościoła, dając sobie jakieś znaki.
O. HILGIER.

To jest wasza żona, panie...
Dziś po raz drugi widzę ją dopiero
twarzą w twarz. Roku już półtrzecia temu
zbiegło, gdym widział ją tutaj, witając
panią, a przecież tak mi się wydają
znane jej rysy, jakgdybym je kędyś
spotkał dziś — wczora...

Niektórzy z MNICHÓW poglądają znów w głąb, ku wielkiemu ołtarzowi, gdzie stoi posąg Maryi, szepcąc między sobą.
O. DAMAZY.

Nie o to tu idzie...

Zwraca się do Maruny.

Przystąpcie bliżej...