Strona:Jerzy Żuławski - Ijola.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
ARNO wchodzi — w habicie — ze spuszczoną głową, jakby senny, wprowadzony przez jednego z braci zakonnych. Pobladł był od wczoraj, — policzki mu zapadły, w oczach ma blask gorączkowy. Wszedłszy, staje tyłem do Maruny, tak że jej nie widzi.
G. HILGIER.

Mój synu,
masz nam świadectwo złożyć w ważnej sprawie.
Czy znasz grabinę, zamku tego panią?

ARNO obojętnie:

Nie znam.

O. HILGIER.

Zwróć oczy, stoi tu za tobą,
spojrzyj na lica jej... Czy znasz?

ARNO
odwraca się i wznosi oczy na Marunę, i w tejże chwili rzuca się w tył z przestrachem.

Ijola!

MARUNA z radosnym wybuchem:

To ty? mój...! Żyjesz! — to nie sen? to prawda?
Żywy tu stoisz przedemną? Nie marzę?
O Boże! dzięki!... O, jakież to szczęście,
że to jest prawda!