Dzieje (Herodot)/Xięga II

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Herodot
Tytuł Dzieje
Wydawca w komisie J. K. Żupańskiego
Data wyd. 1862
Druk N. Kamieński
Miejsce wyd. Poznań
Tłumacz Antoni Bronikowski
Tytuł orygin. Ιστορίαι
Źródło skany na Commons
Inne Cały tekst
Indeks stron
XIĘGA II. EUTERPE.

Po śmierci Cyrusa objął panowanie Kambyzes, syn Cyrusa i Kassandany córki Farmaspesa, któréj, gdy pierwéj umarła, ciężko żałował Cyrus i wszystkim innym, nad którymi panował, opłakiwać ją zalecił. Téj tedy niewiasty będąc synem i Cyrusa Kambyzes, Jończyków i Aeolczyków już za niewolników z ojca uważał, przeciwko Aegyptowi zaś przedsięwziął wyprawę, pociągnąwszy do niéj wszystkie inne ludy, któremi rządził i takoż Greków, nad któremi władał. Aegypcianie zaś, zanim Psammitich został ich królem, uważali się za najdawniejszy naród na ziemi; gdy zaś Psammitich wstąpiwszy na królestwo zapragnął się dowiedzieć, którzy to byli najpierwszymi ludźmi na ziemi, od tego czasu uwierzyli, że Frygowie pierwéj od nich powstali, lecz od wszystkich innych (potém) oni. Psammitich bowiem śledząc tego, gdy nie mógł żadnéj innéj drogi wynaleźć, którzyby byli najpierwsi z ludzi, na taki pomysł wpada. Dwoje nowonarodzonych dzieci rodziców niskiego pochodzenia oddaje pasterzowi do chowania pomiędzy trzodami, sposobem takim, że mu rozkazał, aby nikt głosu nie wydawał w ich obecności, aby w samotnym szałasie same sobie były zostawione, aby o pewnéj porze przypędzał do nich kozy, a skoroby mlekiem ich nakarmione zostały, żeby się do innych prac oddalał. To zaś uczynił i nakazał Psammitich chcąc słyszeć, jaki téż owe chłopięta, zaprzestawszy nieartykułowanych dźwięków, najpierwéj głos wydadzą. Jakoż i nastąpiło. Gdy bowiem dwa lata przeszły na takiém chowaniu ich przez pasterza, otwierającemu drzwi i wchodzącemu oba chłopczyki rzuciły się do piersi i „bekos“ zawołały, wyciągając ręce. Zrazu usłyszawszy to pasterz zachował się w milczeniu; lecz kiedy często uczęszczającemu do nich i opatrującemu je to samo słowo powtarzały, wtenczas już doniósłszy Panu swemu przyprowadził na rozkaz przed oblicze jego owe chłopięta. Usłyszawszy głos ich i sam Psammitich wywiadywał się, którzy to z pomiędzy ludzi coś „bekos“ nazywają, i wywiadując się znalazł Frygów nazywających tak chleb. Tak tedy przyznali Aegypcianie, tym wypadkiem rzecz rozważywszy, że Frygowie starszymi są od nich. Iże się tak stało, słyszałem od kapłanów Helfaesta (Wulkana) w Memfis; Grecy zaś opowiadają wiele próżnych rzeczy, i to że Psammitich uciąwszy dwom niewiastom języki w ten sposób sprawił wychowanie owych chłopczyków przy tychże niewieściech.
O pielęgnowaniu owych chłopiąt tyle tedy powiedziałem; usłyszałem atoli i inne rzeczy w Memfis, wszedłszy w rozmowę z kapłanami Hefaesta. Jakoż i do Theb i do miasta Słońca (Heliopolis) dla tychże rzeczy się udawałem, pragnąc wiedzieć, czy będą zgodne z owemi powieściami w Memfis; o obywatelach bowiem miasta Słonecznego (Heliopolis) powiadają, iż są najrozumniejsi. Wszakże co boskiego jest w tych powieściach, których się dowiedziałem, nie mam chęci obwieszczać, wyjąwszy tylko same nazwiska, ponieważ mniemam, iż wszyscy ludzie porówno o tém wiedzą; i co o tych rzeczach namienię, namienię tylko samém opowiadaniem przymuszony. Co do spraw ludzkich, to tak opowiadali zgodnie, iż najpierwsi ze wszystkich ludzi Aegypcianie wynaleźli rok, podzieliwszy go na dwanaście pór przedziałów; a mówili iż to wynaleźli z gwiazd. Postępują zaś Aegypcianie, mojém zdaniem, umiejętniéj od Greków, ponieważ Grecy co trzeci rok wtrącają dla wyrównania czasów miesiąc przybyszowy, Aegypcianie zaś ustanowiwszy dwanaście miesięcy po trzydzieści dni każdy, dodają jeszcze w roku po pięć dni nad liczbę, i okres pór tak samo zawsze obiegając im wypada. Powiadali nadto, iż Aegypcianie pierwsi dwanaście imion bogów uświęcili, a Grecy je od nich przejęli, że ołtarze, posągi i świątynie bogom wydzielili pierwsi, i figury na kamieniach wyrzynali. I tych rzeczy wiele tak zdziałanych naocznie mi okazywali; pierwszym zaś z ludzi królem Aegyptu Menesa być mienili. Za tego, prócz okolicy Thebańskiéj, cały Aegypt miał być bagnem, a żadne nie miało istnieć z tych wyniesień nad nim, które teraz niżej jeziora Moeris się znajdują, do którego płynie się od morza rzeką przez siedm dni. I dobrze wydawali mi się mówić o swoim kraju. Jawną jest bowiem rzeczą, chociażby wprzód nie słyszał o tém każdemu widzącemu, ktokolwiek ma rozsądek, że Aegypt, do którego Grecy żeglugi odbywają, jest dla Aegypcian ziemią nabytą i darem rzeki, i jeszcze kraj ponad owém jeziorem aż na trzy dni jazdy wodą, o którym oni nic takiego już nie powiadali, drugim tego rodzaju udziałem. Przyrodzenie bowiem krainy Aegypskiéj takie jest. Dopływając jeszcze i o dzień żeglugi odddalonym będąc od lądu, gdy spuścisz ołów wyniesiesz muł, a będziesz na wysokości morza dwunastu sążni; to tedy dowodzi, że jest aż dotąd wysypanie się ziemi. Długość Aegypska nad morzem wynosi sześćdziesiąt schoinów[1], podług tego jak my oddzielamy Aegypt od Plintinetckiego odlewiska aż do jeziora Serbonis, do którego sięga góra Kasyjska (Kasion); odtąd tedy jest sześćdziesiąt schoinów. Którzy bowiem z ludzi mało i lichą posiadają ziemię, mierzą kraj na sążnie, którzy zaś więcéj jéj mają na stadje, którzy wiele na parasangi, którzy w wielkiéj obfitości na schoiny. Trzyma zaś parasang trzydzieści stadjów, każdy zaś schoinos, miara Aegypska, sześćdziesiąt stadjów. Tak tedy będzie długość Aegyptu od morza trzy tysiące sześćset stadiów. Ztąd i aż do miasta Słońca w głąb kraju jest Aegypt szeroki, będąc cały płaski, wodnisty i mulisty. Jest zaś droga do miasta Słońca idącemu w górę od morza równającą się co do długości drodze z Athen od ołtarza dwunastu bogów prowadzącéj do Pizy i do świątyni Zeusa Olympijskiego. Małą by znalazł różnicę długości mierzący te drogi, lecz nie większą jak piętnaście stadiów. Owéj bowiem do Pizy z Athen niedostaje piętnastu stadiów do tysiąca pięćset, ta zaś do miasta Słońca od morza wypełnia tę liczbę. Idącemu od miasta Słońca w górę zwęża się Aegypt. Z jednéj bowiem strony rozlega się góra Arabii, ciągnąc się od Niedźwiadka na południe i zachód-południe, i wciąż idąc do góry aż do tak zwanego morza Czerwonego; w niéj to znajdują się owe łomy kamienia kruszone na pyramidy w Memfis; tutaj ustając nagina się ta góra ku stronie którą wymieniłem. Gdzie zaś jest najdłuższą, jak się wywiedziałem, tam ma wynosić drogę dwóch miesięcy od jutrzenki ku wieczorowi, kończyny jéj zaś ku jutrzence mają więcéj wydawać kadzidła. Ta tedy góra taką jest; od strony zaś Aegyptu przy Libyi inna ciągnie się góra skalista, w któréj się pyramidy znajdują, obsypana piaskiem, rozlegająca się w ten sam sposób jak i odrostki Arabskiéj ku południowi wiodące. Okolicy tedy od miasta Słońca nie wiele już należy do Aegyptu[2], lecz tylko na cztery dni żeglugi wąskiego kraju stanowi jeszcze Aegypt. Środek zaś pomiędzy rzeczonemi górami jest płaszczyzna, a stadiów zdawało mi się być prawie, tam gdzie jest najbardziéj ściśniona, nie więcéj jak dwieście od góry Arabskiéj aż do tak nazwanéj Libyjskiéj. Odtąd znowu Aegypt jest przestronny. Taka tedy przyroda téj krainy; od miasta zaś Słońca do Theb jest żeglugi jedenaście dni, stadiów zaś drogi trzy tysiące ośmset sześćdziesiąt, gdyż jest ośmdziesiąt i jeden schoinów. Te stadia zliczywszy razem wynosi Aegypt, jak już okazałem, nad morzem trzy tysiące sześćset stadiów; ile zaś jest od morza w głąb kraju aż do Theb, następnie powiem; toż jest sześć tysięcy sto dwadzieścia stadiów. Od Theb zaś do tak zwanego miasta Elefantiny, jest stadiów tysiąc ośmset[3].
Téj tedy orzeczonéj krainy część największa, jako kapłani powiadali, tak i mnie (nowo) nabytą od Aegypcian być się zdawała. Środek bowiem pomiędzy wzmiankowanemi owemi górami leżącemi wyżéj Memfis miasta widział mi się być niegdyś odlewiskiem morza, jako i strony około Ilion, Teuthranii, Efezu i równiny Maeandru, że sobie pozwolę to drobne porównywać z tamtém wielkiém; z rzek bowiem, które tamte okolice zasypały, żadna nie jest godną być co do wielkości porównywana z jedném korytém Nilu, mającego ich siedm. Są i inne jeszcze rzeki, nie mogące się równać obszernością z Nilem, które wielkie wydały dzieła, których potrafię wymienić nazwiska tak innych jako szczególniéj Achelousa, który płynąc przez Akarnanią i wpadając w morze połowę wysp Echinadów już w stały ląd zamienił. Jest téż w ziemi Arabskiéj, niedaleko Aegyptu odnoga morska rozciągająca się od morza tak zwanego Czerwonego, tak długa i wązką jako właśnie opowiem. Rozciągłość żeglugi poczynającemu od kąta (tj. od najciaśniejszéj strony przy lądzie) płynąć na szerokie morze (tj. toż samo Czerwone) zajmuje, gdy używa wioseł, cztery dni; szerokość zaś, tam gdzie odnoga najprzestronniejsza, wynosi połowę dziennéj jazdy wodą. Wzbieranie i opadanie trwa w niéj przez cały dzień. Otóż podobną taką odnogą mniemam że był i Aegypt kiedyś, tak iż jedna rozciągała się od morza Północnego (tj. Śródziemnego) aż do Aethiopii, druga Arabska, o któréj mam mówić, od Południowego (tj. Oceanu Indyjskiego) płynęła aż do Syrii, a kąty ich prawie przytykały do siebie mało tylko kraju w pośrodku swoim zostawiając. Jeżeli więc zechce kiedy wyboczyć swoje loże Nil w tę odnogę Arabską, cóż przeszkadza, aby nieustannie płynąc nie zapełnił jéj mułem w przeciągu dwudziestu tysięcy lat? Ja sądzę, że i w dziesięciu tysiącach lat zamuloną zostanie; jakżeżby tedy w czasie upłynionym nim się urodziłem mogła być zasypaną błotem odnoga daleko większa jeszcze od téj przez tak wielką i tak pracowitą (dzielną) rzekę? Co do Aegyptu więc i temu, co o nim powiadają, wierzę i sam że tak jest, bardzo przeświadczony jestem, widziawszy Aegypt wyniesiony nad otaczające go lądy, tudzież pokazujące się po górach jego muszle, i dostrzegłszy go wyziewającym słoność tak mocną, iż od niéj nawet pyramidy się nadpsowają, dostrzegłszy nadto, że tylko jedna góra w Aegypcie ponad Memfis zawiera piasek; prócz tego że ziemią swoją, ani pogranicznéj Arabii ani Lybii nie jest podobny Aegypt, ani nawet Syrii (okolice bowiem Arabii nadmorskie Syrowie dzierżą), lecz że zamyka czarną i kruchą ziemię, to jest więc muł i odsyp z Aethiopii naniesiony przez rzekę. Lybia zaś jak wiemy więcéj czerwoną i piaszczystą ziemią jest pokryta, Arabia zaś więcéj marglowatą i kamienistą.
Przywodzili mi téż i ten ważny dowód o téj krainie kapłani, że za króla Moerisa, rzeka ilekroć podniosła się do ośmiu łokci najmniéj, oblewała część Aegyptu niżéj Memfis; a nie było jeszcze od śmierci Moerisa lat dziewięćset, kiedy ja to od kapłanów słyszałem. Teraz zaś, jeżeli do jedenastu lub piętnastu łokci nie podstąpi rzeka najmniéj, nie przestępuje na krainę. Zdaje mi się téż, że ci z Aegypcian, którzy niżéj jeziora Moeris tak inne okolice jako i tak zwane Delta zamieszkują, jeżeli ta ziemia (Aegypska) tak stopniowo podnosić się będzie i w równéj mierze wzrastać, gdyby jéj nie zalewał Nil, że (mówię) Aegypcianie tego doznawać będą w całym następnym czasie, co przepowiadali, iż kiedyś Greków spotka. Dowiedziawszy się bowiem, iż cała kraina Greków deszczami skrapiana bywa, a nie rzekami jako ich własna, mówili: iż Grecy raz oszukani w wielkiej nadziei nędznie głodem mrzeć będą. To zaś wyrażenie się oznacza, że jeżeli kiedy wzbroni się bóg spuszczać im deszcze i posuchą ich uciśnie, głodem wygubieni zostaną Grecy; nie mają bowiem innego środka zyskania wody, jak od samego Zeusa. I to sprawiedliwie jest powiedziane przez Aegypcian na Greków; lecz niechajże i samym Aegypcianom teraz powiem, jak się mają rzeczy u nich. Gdyby, jako już pierwéj rzekłem, zechciała u nich część kraju niżéj Memfis (ta to bowiem jest w podroście) stósunkowo do upłynionego czasu podnieść się w wysokość, czyż zamieszkujący tutaj z Aegypcian nie doznają głodu, jeżeli ani deszcze spadać nie będą, ani rzeka nie będzie w stanie przekroczyć na role? Zaiste dziś bowiem oni z najmniejszym trudem ze wszystkich innych łudzi i reszty Aegypcian zbierają owoc z ziemi, którzy to ani pługiem łamiąc skiby znojów nie mają, ani kopiąc, ani zgoła nic z tego wszystkiego nie robiąc, co około oziminy inni ludzie podejmują; lecz skoro im rzeka dobrowolnie naszedłszy zawilży pola, a zawilżywszy napowrót je opuści, wtenczas każdy swoją niwę obsiawszy wpuszcza na nię świnie, a gdy udeptaném zostanie przez te świnie ziarno, żniwa odtąd wyczekuje, i wykruszywszy zboże znowu świniami, tak je gromadzi do spichlerzy.
Gdybyśmy chcieli pójść za mniemaniami o Aegypcie Jończyków, którzy twierdzą, że tylko Delta jest Aegyptem, mówiąc że od tak zwanéj strażnicy Perseusza jedna część jego rozciąga się wdłuż morza aż do Taricheów Peluziackich, gdzie jest czterdzieści schoinów, druga zaś od morza w głąb kraju rozlega aż do miasta Kerkazoros, przy którém łamie się Nil na dwa koryta płynąc do Peluzium i Kanobus, i dodając, że reszta krain Aegyptu częścią do Libyi, częścią do Arabii należy; dowiedlibyśmy na tej mowie się opierając, że Aegypcianie dawniéj nie mieli cale kraju. Już bowiem Delta, jako sami powiadają Aegypcianie, a mnie się wydaje, spławioną jest ziemią i że tak rzekę świeżo wynurzoną z morza. Jeżeli tedy nie mieli żadnego kraju, dla czego błaznowali mniemając się być najpierwszymi z ludzi? ani im potrzeba było robie doświadczenie z owemi chłopczykami, jaką mowę najprzód wydadzą. Atoli nie mniemam, ażeby Aegypcianie razem z tak nazwaném od Jończyków Delta powstali, lecz że są odkąd rodzaj ludzki nastał i że z powiększaniem się kraju wielu było z nich, którzy na miejscu pozostawali i wielu znowu co schodziło na dół do nowéj ziemi. Dla tego téż w dawnych wiekach Theby Aegyptem się zwały, którego miasta obwód wynosi sześć tysięcy sto dwadzieścia stadjów. Jeżeli więc prawdziwie o nich sądzimy, Jończykowie fałszywie trzymają o Aegypcie; jeżeli zaś słuszném jest zdanie Jończyków, to oświadczam, iż ani Grecy, ani sami Jończykowie nie umieją liczyć, którzy powiadają, iż cala ziemia z trzech części się składa, Europy, Azji i Libyi. Albowiem powinni dodać czwartą do tego, to jest, Delta Aegypskie, skoro to ani do Azji ani do Libyi nie należy. Wedle tego bowiem zdania Nil nie tworzy granicy pomiędzy Azją a Libyą, lecz około czubka tego Delta załamuje się Nil, tak iżby był w pośrodku Azji i Libyi.
Owoż zdanie to Jończyków porzucamy, i tak o tém stanowimy, że Aegyptem jest wszystek ten kraj przez Aegypcian zamieszkały, jak Cilicją któren Cilicjanie i Assyrią któren Assyryjczycy dzierżą, granicy zaś Azji i Libyi żadnéj innéj według słusznych powodów nie wiemy, jak granice Aegypcian. Jeżeli znów za wiarą Greków pójdziemy, utrzymywać będziemy, iż cały Aegypt począwszy od Katadupów i miasta Elefantiny na dwoje się dzieli i oba te nazwiska przyjmuje: jedna część bowiem jego należy do Azji, druga zaś do Libyi. Nil bowiem poczynając się u Katadupów przerzynając środkiem Aegypt płynie do morza. Aż do miasta Kerkazoros tedy płynie jednym korytem, od tego zaś miasta łamie się na trzy ramiona. Jedno z nich zwraca się ku jutrzence i zowie się Peluzijskiém ujściem, drugie zmierza ku wieczorowi, to się zaś zowńe ujściem Kanobickiém. Proste zaś ramię Nilu jest takie: pędząc z góry przybiega do zakończenia Delty, odtąd przecinając środkiem Deltę uchodzi do morza, nie najmniéj uprowadzając tutaj wody ni mało słynnéj: zowie się ono Zebennytijskim korytem. Lecz są jeszcze dwa inne ujścia oddzielne od Zebennytijskiego, a wpadające do morza; te takie noszą nazwiska, jedno Zaitijskie, drugie z nich Mendezijskie. Bolbitińskie zaś ujście i Bukolickie nie są samorodne, lecz kopane.
Zaświadcza rai to moje zdanie, iż Aegypt tak jest wielkim jakim ja go opisuję, i dana wyrocznia Ammona, o któréj, gdy już powziąłem był takie zdanie ze względu na Aegypt, późniéj się dowiedziałem. Pokolenia bowiem z miasta Marea i Apis zamieszkujące ziemie Aegyptu Libyi pograniczne, same takoż uważając się być Libyjczykami a nie Aegypcianami, i urażone o obrządek przy ofiarach, gdy nie chcieli być powstrzymywani od spożywania krów, posłały do Ammona twierdząc, że nic nie mają wspólnego z Aegypcianami: mieszkają bowiem zewnątrz Delty, nie rozumieją się z nimi (innego języka używają) i pragną, aby im wolno było wszystkiego kosztować. Ale bóg nie dozwolił im czynić tego, mówiąc że Aegyptem jest ten kraj, który Nil nachodząc oblewa, a Aegypcianami ci są, którzy zamieszkując niżéj miasta Elefantiny z téj rzeki piją. Tak im odwieszczone zostało; zalewa zaś Nil, kiedy wzbierze, nietylko Deltę, ale i część tak zwanéj okolicy Libyjskiéj i Arabskiéj niekiedy i na drogę dwóch dni po obóch stronach, i więcéj jeszcze nadto lub mniéj się rozpościerając.
O przyrodzeniu zaś rzeki ani od kapłanów, ani od nikogo innego nic powziąść nie mógłem. Chętnie zaś tego się od nich pragnąłem dowiedzieć, dla czego Nil poczynając wzbierać od letniego przesilenia dnia z nocą do dni stu, zbliżywszy się do liczby tych dni napowrót ustępuje ścieśniając swój strumień, tak iż wązkim pozostaje przez całą zimę aż znowu do letniego przesilenia dnia z nocą. O tych rzeczach tedy od żadnego z Aegypcian nic powziąść nie byłem w stanie, badając ich jaką siłę posiada Nil, iż całkiem przeciwnéj jest natury od innych rzek. O to z ciekawością zapytywałem ich, i takoż dla czego jeden z pomiędzy innych rzek żadnych wyziewów i wiatrów nie tworzy. Atoli niektórzy z Greków, pragnąc się odznaczyć mądrością, trojakie o téj wodzie dawali tłómaczenia, z których dwóch pierwszych nawet za godnych wspomnienia nie uważam, wyjąwszy o tyle iż namienię tylko o nich. Jedno z nich utrzymuje, iż wiatry przechodowe (etezje) są przyczyną wzbierania rzeki, tamując Nilowi odpływ do morza[4]. Przecież często nie zawiały jeszcze perjodyczne wiatry, kiedy Nil już swoje robi. Nadto, gdyby etezje były tego przyczyną, powinnyby i inne rzeki, które płyną naprzeciw wiatrom perjodycznym, podobnież tego samego doznawać co Nil, i jeszcze tém bardziej im mniejszemi będąc słabsze mają prądy. Jest zaś wiele rzek w Syryi i wiele w Libyi, które mc podobnego nie cierpią, jak Nil. Drugie tłómaczenie jeszcze niedorzeczniejsze jest od wymienionego i do wyrażenia dziwniejsze, które mówi, iż działa to Nil, ponieważ z Oceanu wypływa, Ocean zaś płynie około wszystkiéj ziemi. Trzecie nareszcie z owych tłómaczeń jakkolwiek najpodatniejsze najbardziéj przecież mylne. I ono bowiem nic nie objaśnia, twierdząc, iż Nil tworzy się z tającego śniegu[5], który przecież bieży z Libyi przez środek Aethiopów i dopiero do Aegyptu się zwraca. Jakżeżby więc powstawał ze śniegu, płynąc z okolic najgorętszych do zimniejszych. I jest w tém wiele powodów dla człowieka, sądzić o takich rzeczach umiejącego, iż nawet niepodobną jest, żeby ze śniegu się tworzył. Pierwsze i najwalniejsze świadectwo stawiają ciepłe wiatry z tych oto okolic wiejące; drugie, iż kraina ta ciągle jest bez deszczu i bez mrozu, na upadły zaś śnieg najkonieczniéj deszcz spaść musi w dniach pięciu, tak iż gdyby śnieżyło, padałoby téż w tych stronach. Trzeciém świadectwem są ludzie czarni od gorąca: nadto sokoły i jaskółki przez cały rok ztąd nie odlatują, żurawie zaś uciekające przed mrozami powstającemi w kraju Skythów przybywają na zimowe leże do tych tu okolic. Gdyby więc śnieżyło, chociażby nieznacznie, w tym kraju, przez który płynie Nil i z którego bieg swój poczyna, nicby z tego wszystkiego nie było, jako konieczność przekonywa. Ów[6] zaś co o Oceanie namienił, w niepewności zawiesiwszy swe zdanie, nie daje przeświadczenia; nie znam bowiem żadnéj rzeki Oceanos, lecz mniemam, że Homer albo inny z dawniéj będących poetów wynalazłszy to nazwisko wniósł je do poezyi.
Jeżeli zatém, naganiwszy obecne zdania, mam wydać własne o rzeczach niepewnych, toż powiem dla czego mi się zdaje wzbierać Nil latem. W zimowéj porze wyparte słońce przez zawieruchy wietrzne z dawnego biegu posuwa się w górne okolice Libyi. Przez to, aby rzecz jak najkrócéj obwieścić, wszystko się powiedziało: któréj bowiem krainy najbliższém jest to bóstwo i ponad którą, ta musi oczywiście najwięcéj pragnąć wody, a strumienie miejscowe rzek najbardziéj wysychać. Aby znowu rzecz dłuższą mową wyjaśnić, tak się ona ma. Przebiegając wyższe krainy Libyi słońce sprawia co następuje. Kiedy przez cały czas ten czyste jest powietrze w tych okolicach a ziemia rozgrzana, dla nieobecności wiatrów chłodzących, czyni przebiegające słońce co i latem czynić zwykło przechodząc środkiem nieba, to jest przyciąga wodę do siebie, przyciągnąwszy zaś odpiera znowu na owe wyższe położenia, którą podchwytując wiatry i rozpraszając rozpuszczają: a są rzeczywiście od téj krainy wiejącymi wiatr południowy (notos) i zachodnio-południowy (lips), z wszystkich wiatrów najobfitsze w deszcze. Zdaje mi się przecież, że nie wszystką przyciągnioną każdego roku wodę słońce do Nilu opuszcza, lecz że zatrzymuje coś z niéj jeszcze przy sobie. Skoro więc zima złagodnieje, słońce napowrót powraca na środek nieba i wtedy już porówno z wszystkich rzek przyciąga wilgoć. Dotąd owoż gdy mięsza się z niemi wiele wody strumieni, ile w skrapianéj deszczami krainie i porytéj przerwami, płyną one wielkiemi łożyskami; latem zaś kiedy im deszcze odmawiać zasilenia poczną wypijane nadto od słońca, małemi są. Dla tego więc Nil nie odbierający deszczu a przyciągany od słońca, jeden z wszystkich rzek w tym czasie słusznie o wiele węższy płynie jak latem; wtedy bowiem z wszystkiemi rzekami porówno jest przyciągany, zimą zaś sam jeden tylko jest (od słońca) nękany. Tym sposobem słońce uznałem za przyczynę tego zjawiska. Powodem jest ono także, mojém zdaniem, suszy w téj krainie, gdy dorównywa biegu swego; tym sposobem w wyższych okolicach Libyi nieustannie trwa lato. Gdyby się zaś odmieniło stanowisko pór i gdzie teraz na niebie Boreasz i Zima położone, tam było stanowisko Nota (południowo-zachodniego) wiatru i południa, gdzie zaś teraz Notos, tam stał Boreasz, gdyby to tak nastąpiło; wyparte przez zamieć zimową i Boreasza słońce z pośrodka nieba szłoby górą Europy jako teraz nad Libyą przechodzi, przechodząc zaś przez wszystką Europę mniemam, iżby to samo działało z Istrem co teraz z Nilem działa. Co do wyziewów zaś, że żadne nie występują z Nilu, takie jest moje zdanie, iże słuszną jest, że z miejsc bardzo ciepłych nie wychodzi para, ona bowiem tylko w stronach chłodnych tworzyć się lubi.
To zatém niechaj tak będzie, jako i jest i było od początku; źródeł zaś Nilu ani z Aegypcian, ani z Libyjczyków, ani z Greków, z którymi rozmawiałem, żaden znać nie oświadczał się, wyjąwszy pisarza poświęconych skarbów Atheny w mieście Aegypskiém Sais. Ten przecież zdawał mi się żartować, twierdząc że je zna niewątpliwie. Powiadał przecież tak: iże są dwie góry z wybiegającemi ostroszczytami, pomiędzy Syeną miastem położone w Thebaidzie i Elefantiną, a nazywają się te góry jedna Krofis, druga Mofis; że tedy źródła Nilu będące niezmiernie głębokiemi wytryskują z pośrodka tych oto gór, a jedna połowa wody płynie ku Aegyptowi i wiatru północnemu, druga zaś połowa ku Aethiopii i wiatru południowo-zachodniemu. Jak zaś bezdenne są te źródła, tego, dodawał, doświadczył Psammitich król Aegyptu; wiele tysięcy bowiem długą ukręciwszy linę spuścił ją tamże i nie dobrał się gruntu. Tak tedy ten pisarz, jeśli stało się istotnie to co opowiadał, naprowadzał mnie swojém wystawieniem na domysł, iż znajdowały się tamże wiry gwałtowne i zamęt wody, ile przy wpadaniu rzeki pomiędzy góry, dla których spuszczony spodobierz (gruntwaga) nie mógł dojść do dna. Od nikogo innego nic się więcéj dowiedzieć nie mógłem, lecz tyle tylko wybadałem, jak najdaléj zapuszczając się w poszukiwaniu, gdy aż do miasta Elefantiny jako naoczny świadek poszedłem, odtąd zaś już tylko z posłuchu śledziłem rzeczy. Owoż od miasta Elefantiny idącemu w górę staje naprzeciw miejsce strome: tutaj więc trzeba do lodzi po obóch stronach przywiązać liny jakoby do wołu i tak się posuwać; jeżeli się lina zerwie, statek porwany i uniesiony zostaje od gwałtowności strumienia. Miejsce to jest na cztery dni jazdy wodą, krętym zaś tutaj jest Nil tak jak Maeander; przestrzeń zaś dwanaście schoinów wynosi przez którą tym sposobem trzeba żeglować. Potém przybędziesz na gładką równinę w któréj Nil wyspę okrąża, nazwisko jéj Jachompso. Zamieszkują od Elefantiny w górę już Aethiopowie i połowę téj wyspy zajmują, drugą połowę Aegypcianie. Przytyka zaś do pomienionéj wyspy wielkie jezioro, w około którego siedzą koczujący Aethiopowie; to przepłynąwszy dostaniesz się do koryta Nilu, które się w to jezioro wylewa. Potém wyszedłszy z łodzi odbywać będziesz podróż pieszo wzdłuż rzeki przez dni czterdzieści; ostre bowiem wysterkują z Nilu skały i głazy mnogie, poprzez które niepodobna jest płynąć. Przebywszy w tych czterdziestu dniach tę okolicę, znowu na inny wsiądziesz statek i popłyniesz dni dwanaście i potém dójdziesz do wielkiego miasta któremu na imię Meroe; ma to być matka innych miast Aethiopskich. Mieszkający w niém Zeusa tylko z bogów i Dionyza wyznawają, lecz tychże wielką zaszczycają częścią, mają także wyrocznię Zeusa. Wyciągają na wojnę, kiedy im tenże bóg przez wieszczby nakaże, i dokąd nakaże, tam idą. Od tego miasta płynąc przez również tyle czasu jak od Elefantiny do macierzystego miasta Aethiopów, przybędziesz do Zbiegów. Tym Zbiegom na imie jest Asmach, a znaczy to słowo w języku Greków, stawający po lewéj ręce króla. Odpadło zaś tych dwadzieścia cztery tysiące Aegypcian walczących do Aethiopów, z następującéj przyczyny. Za króla Psammiticha postawiona była załoga w mieście Elefantinie naprzeciw Aethiopom, w Dafnach Peluzijskich inna naprzeciw Arabom i Syryjczykom, i w Marei inna naprzeciw Libyi. Za moich jeszcze czasów tak samo stały tutaj załogi Persów, jak za Psammiticha Aegypcian; gdyż i w Elefantinie stróżują Persowie i w Dafnach. Aegypcian tedy przez trzy lata załogę trzymających nikt ze straży nie luzował; oni więc naradziwszy się i wspólnie umówiwszy, wszyscy od Psammiticha odstąpili i poszli do Aethiopii. Psammitich dowiedziawszy się ścigał ich; a gdy dognał, błagał ich wielu słowy i wzywał, aby ojczystych bogów nie opuszczali i dzieci i żon swych. Wtenczas jeden z nich, pokazawszy wstydliwość, miał wyrzec, że kędy ten jest, tam będą im i żony i dzieci. Skoro zatém przyszli do Aethiopii, sami się poddali królowi Aethiopów. Ten zaś ich za to tak obdarował: miał niektórych przeciwników pomiędzy Aethiopami; otóż tym zabrawszy ich ziemię, rozkazał tamtym na niéj zamieszkać. Odkąd ten lud osiedlił się między Aethiopami, stali się łagodniejszymi Aethiopowie, przyswoiwszy sobie obyczaje Aegypskie.
Do czterech tedy miesięcy żeglugi i pieszéj drogi rozpoznaje się tutaj Nil, oprócz strumienia jego w Aegypcie toczącego się; tyle bowiem miesięcy spotrzebowanych znajdzie zliczając, podróżujący z Elefantiny do tych tutaj Zbiegów. Płynie od wieczora i słońca zachodu; co atoli odtąd daléj jest, nikt nie umie dokładnie powiedzieć, gdyż pustą jest ta kraina dla skwaru. Wszakże to zasłyszałem od kilku ludzi z Kyreny, powiadających, iż byli u wyroczni Ammona i rozmawiali z Etearchą królem Ammonijczyków, przyczém jakoś od innych przedmiotów przeszli i do rozmowy o Nilu, któregoby źródeł nikt nie wiedział, i że Etearchos na to im opowiadał, jako przyszli do niego niegdyś Nazamońscy mężowie. Lud zaś to jest Libyjski, zamieszkuje Syrtis i nieco okolicy Syrty ku jutrzence położonéj. Gdy tedy przybyli ci Namazonowie i zapytani zostali, czyby umieli coś więcéj powiedzieć o puszczach Libyi, mieli wyrzec, iż byli u nich zuchwali synowie mężów panujących, którzy podrósłszy tak inne zbyteczne rzeczy wymyślali, jako i losem wybrali pięciu z pomiędzy siebie mających zwiedzić naocznie pustynie Libyi, iżaliby ci czegoś więcéj nie dopatrzyli od tych co najodleglejsze widzieli strony. Okolice bowiem nad morzem Północném począwszy od Aegyptu aż do stérty morskiéj Soloeńskiéj, która kończy krainy Libyi, dzierżą ogółem Libyjczykowie i wiele pokoleń Libyi, wyjąwszy to co zajęli Grecy i Fenicjanie; krainy zaś wyżéj morza i ludów nad niém osiadłych stanowią dziką Libyą; co znowu za tą dziką stroną jeszcze wyżéj następuje, to jest piasek, ziemia bez wody i z wszystkiego obrana. Owe tedy młodziany przez rówienników wysłani, w pokarm i napoje opatrzeni, mieli najprzód iść przez kraj zamieszkały, ten przebywszy mieli przybyć do dzikiego, z tego zaś przeprawiać się przez pusty, kierując swoją drogę ku wiatru Zefyrowi, a przemierzywszy wiele ziemi piaszczystéj mieli po wielu dniach ujrzeć nareszcie drzewa na równinie wyrosłe, i przystąpiwszy do nich zerwać owoc na tych drzewach będący, co gdy uczynili mieli napaść ich mali ludzie, mniejsi jeszcze od miernie rosłych, i pochwytawszy z sobą prowadzić: ani zaś Nazamonowie ich mowy nie rozumieli, ani prowadzący Namazonów. Mieli ich zatém wieść przez bardzo wielkie bagna, które przebywszy, mieli przyjść do miasta, w którym mieszkańcy wszyscy byli równi wzrostem owym prowadzącym, a z barwy czarni. Koło tego miasta płynęła rzeka wielka, a płynęła od wieczora ku wschodzącemu słońcu i pokazywały się w niéj krokodyle. Przytoczenie moje powieści Ammonijskiego Etearcha niechaj na tém się kończy, wyjąwszy, że jeszcze mówił, jako powiadali Kyreneńczycy, iż owi Nazamonowie powrócili, i że ludzie, do których zaszli, wszyscy byli czarownikami; ową zaś rzekę mimo miasta płynącą i Etearchos Nilem być wnioskował, i rozum tak trzymać nakazuje. Przybywa bowiem Nil z Libyi, środkiem przerzynając Libyją, i jako przypuszczam z wiadomych mi rzeczy sądząc o niewidzianych, równemi płynie rozmiarami jak Ister. Ister bowiem rzeka poczynając od Celtów i miasta Pyreny płynie środkiem przecinając Europę. Celtowie zaś siedząc zewnątrz słupów Heraklesowych, graniczą z Kynezyjczykami, którzy ostatni ku zachodowi zamieszkują kraje w Europie zasiedlone. Wpada Ister do morza Gościnnego, gdzie osadnicy Milezjan dzierżą Istrią. Ister tedy, płynie bowiem przez ziemię zamieszkałą, od wielu jest znany, o źródłach zaś Nilu nikt nie umie mi powiedzieć; niezasiedloną bowiem i pustą jest Libyja, przez którą płynie. O biegu jego, ile najdalszém dociekaniem wybadać było można, powiedziało się; wpływa on tedy do Aegyptu. Aegypt wżdy górzystéj Cilicyi najbardziéj naprzeciw położony. Ztąd do Sinopy nad morzem Gościnném pięć dni prostéj drogi dla rączego mężczyzny, a Sinopa znów wpadającemu do morza Istrowi naprzeciw stoi. Tym sposobem mniemam, że Nil całą Libyją przebiegłszy wyrównywa Istrowi.
Lecz o Nilu niechaj na tém będzie dosyć; zamierzam teraz rozwieść się obszerniéj nad Aegyptem, ponieważ więcéj posiada on osobliwości niż każda inna kraina i wraz dzieła większe niż wypowiedzieć można, po całéj swéj ziemi przedstawia. Z tych powodów więcéj się o nim będzie mówiło.
Aegypcianie tedy porówno z niebem innem u nich będącém i rzeką odmienną przedstawiającą przyrodę od wszystkich innych rzek, ponajwiększą część swoich obyczajów i ustaw inaczéj urządzili jak inni ludzie; u nich to niewiasty handlem i kupczeniem się trudnią, mężczyźni ześ doma siedząc przędą. Inni ludzie przędą do góry nić wybijając, Aegypcianie zaś na dół. Ciężary noszą mężczyźni na głowach, kobiety na ramionach. Wodę odpuszczają niewiasty stojąc, mężczyźni siedząc. Żołądek wypróżniają w mieszkaniach, jedzą zaś zewnątrz na ulicach, powiadając że brzydkie sprawy lecz nieodzowne w ukryciu odbywać należy, przystojne zaś jawnie. Do świętéj posługi męzkiego czy żeńskiego bóstwa żadna się nie podaje niewiasta, mężczyźni do obojga. Żywić rodziców nie są obowiązani synowie jeśli nie chcą, córki zaś bez wyjątku muszą, chociażby nie miały ochoty. Kapłani bogów gdzieindziéj zapuszczają włosy, w Aegypcie golą je. U innych ludzi zwyczaj jest, iż zaraz na pogrzebie strzygą sobie głowę których żal najbliżéj dotyka (krewni). Aegypcianie zaś ze śmiercią którego z powinowatych dają odrastać włosom na głowie i przy częściach wstydliwych, dotąd je goliwszy. U innych oddzielone jest życie ludzi od zwierząt, u Aegypcian wspólne jest z bestiami. Inni karmią się strawą z pszenicy i jęczmienia, Aegypcianinowi sporządzającemu sobie z tego pożywienie za największą hańbę by poczytano, lecz sprawiają sobie pokarm z ziarna St. Piotra (όλυρα), który niektórzy szpelcem (ζειά) zowią. Ciasto rozrabiają nogami, glinę rękoma, toż opad zbierają. Części wstydliwe inni ludzie pozostawiają tak jak są, chyba ci co się od Aegypcian nauczyli, którzy je obrzezują. Szat ma każdy z mężczyzn po dwie, z niewiast każda tylko jednę. Inni kółka i liny żaglów zewnątrz przywięzują, Aegypcianie wewnątrz. Litery piszą i liczą znakami Grecy od lewéj strony do prawéj prowadząc rękę, Aegypcianie zaś od prawéj do lewéj; a czyniąc to powiadają, że czynią ku prawéj, a Grecy ku lewéj. Pisma dwojakiego używają, jedno świętém, drugie świeckiém się zowie.
Bogobojnymi będąc nadzwyczaj i nad innych ludzi, takie mają prawa. Pijają z naczyń miedzianych, płucząc je codzień, i to nie ten lub ów, ale wszyscy. Szaty noszą lniane zawsze świeżo wyprane, najściśléj tego pilnując. Części wstydliwe obrzezują dla czystości, przenosząc być schludnymi jak ozdobnymi. Kapłani golą całe ciało co trzeci dzień, ażeby ani wesz, ani inny jaki obrzydliwy owad nie gnieździł się na nich przy posłudze bogom oddawanéj. Odzież noszą kapłani tylko lnianą, postoły papyrosowe; innéj szaty nie wolno im przywdziewać, ani innego obuwia. Myją się dwa razy na dzień w zimnéj wodzie, i dwa razy każdéj nocy. Inne jeszcze czynności odbywają, że tak powiem tysiączne. Lecz zbierają téż nie mało ztąd dobrego. Ani bowiem cośkolwiek z domowéj własności spotrzebywują, ani wydają, lecz i potrawy święte gotowane są dla nich, i mięs wołowych i gęsich wielkie mnóstwo dla każdego codzień bywa dostarczane, otrzymują także wino z latorośli winnéj. Ryb nie godzi im się pożywać. Bobu wiele nie sieją Aegypcianie w kraju, urosłego ani nie sprzątają, ani gotując nie jedzą; kapłani zaś nawet widoku jego nie znoszą, uważając go za nieczystą roślinę strękowatą. Wyświęcany zaś bywa nie jeden tylko dla każdego z bogów, ale wielu, których jeden jest arcykapłanem; gdy który umrze, syn na jego miejsce wstępuje.
Bydło męzkiego pomiotu (woły) własnością Epafa[7] być mniemają, i dla tego tak skrupulatnie je wybierają. Jeżeli (dostrzegacz) jeden włos czarny ujrzy, uważa wołu za nieczystego. Wyśledza zaś to wyznaczony do tego jeden z kapłanów, na stojącém w znak położoném bydlęciu, potém, jeżeli wolne jest od tych znamion, wyrzyna mu język, co wszystko opowiem w inném miejscu. Ogląda on także sierść na ogonie, czy podług przyrodzenia wyrosła. Skoro od tego wszystkiego jest bydlę czyste, odznacza je obwijając rogi liściem byblusowém i na przyłożonéj potém ziemi znaczącej (laku) wyciska pierścień, zaczém je odprowadzają. Ktoby poświęcił na ofiarę nieodznaczone tak zwierzę, karę śmierci ponosi. Tym tedy sposobem wybierają bydło, obiatę zaś z niego tak sprawują. Zaprowadziwszy oznaczoną ofiarę przed ółtarz, gdzie ją mają poświęcić, zapalają stós, zatém obróceni do świątyni wylawszy na ółtarz wina i przyzwawszy bóstwa, zabijają onę, a zabiwszy odcinają głowę. Mięso bydlęcia obejmują ze skóry, głowę zaś jego obłożywszy wielu straszliwemi błaganiami, którzy mają rynek i bawiących między sobą kupców greckich, niosą ją na ten rynek i sprzedają, którzy zaś nie mają w pobliżu Greków, ci wyrzucają onę do rzeki. Składają zaś zarzeczenia na ową głowę, ażeby wszelkie nieszczęście, któreby ich oblatujących albo cały Aegypt spotkać miało, na nię się zwróciło. Co do głów ofiarowanych bydląt i co do libacyi wina wszyscy Aegypcianie tych samych porówno trzymają się obrządków po wszystkich świątyniach, i dla tego prawa żaden z Aegypcian nawet innego żyjącego tworu głowy nie spożywa. Lecz wydobywanie wnętrzności ofiarniczych i palenie różnie w różnych działają bożnicach. Które zaś bóstwo za największe uważają i któremu téż największe wyprawują święto, to teraz opowiem. Skoro obejmą wołu ze skóry, pomodliwszy się cały żołądek wypróżniają, jelita przecież i tłuszcz zostawują w nim, członki zaś odcinają, jako to końce lędźwi, biodra i szyję. To uczyniwszy resztę mięsa wołu napełniają czystemi chleby, miodem, rodzenkami, figami, kadzidłem, myrrą i innemi wonnościami, napełniwszy zaś temi rzeczami poświęcają, oblewając obficie oliwą. Obiatują wszakże wprzód post odbywszy; gdy ofiary płoną, wszyscy się smagają. Skoro tego dopełnią, zastawiają ucztę z pozostałéj obiaty. Wszakże czyste woły męzkiego pomiotu i cielaki wszyscy Aegypcianie obiatują, żeńskiego rzutu nie godzi im się ofiarować, gdyż poświęcony jest Izidzie; obraz bowiem Izidy żeński jest i z rogami krowiemi, jako Grecy Jo malują, to téż krowy wszyscy Aegypcianie najbardziéj czczą z wszelakiego skotu. Z tych przyczyn ani mąż Aegypski, ani niewiasta nie pocałuje męża Helleńskiego, ani użyje noża greckiego, ni rożna, ni kotła, ani nawet mięsa z czystego wołu, lecz rozkrojonego nożem Greka nie dotknie ustami. Chowają nieżywe bydło następującym sposobem. Żeński rodzaj do rzeki spuszczają, męzki pomiot zakopują każdy na przedmieściach tak, iż jeden róg albo téż oba wystają na znak z ziemi; gdy zaś zgnije i czas oznaczony nadejdzie, przybywa do każdego miasta łódź z tak zwanéj wyspy Prozopitis. Ta znajduje się w Delta, obwód jéj dziewięć schoinów. Na téj wyspie Prozopitis wiele innych jest miast, lecz z którego owe lodzie przybiegają aby zbierać padło bydląt, temu na imię Atarbechis, i zbudowana w niém bożnica poświęcona Afrodycie. Z tego więc miasta rozbiegając się do różnych innych miejsc różni mnodzy, i wykopawszy owe pozostałości zwierząt sprowadzają i grzebią je w jednem miejscu wszyscy. Jednakim zaś sposobem bydło rogate i inne zniszczałe zwierzęta chowają; gdyż i co do tych jednakiemi związani są przepisami, i również tychże nie zabijają.
Ilu dzierzy świątynię Zeusa Thebańskiego i obrządku jest Thebańskiego, ci wszyscy powstrzymując się od owiec kozy obiatują. Bogów bowiem nie tych samych wszyscy porówno Aegypcianie wyznają prócz Izydy i Ozirisa, którego Dionyzem (Bachusem) być powiadają; tych wszyscy jednako uwielbiają. Lecz którzy posiadają świątynię Mendesa albo są obrządku Mendezyjskiego, ci powściągając się od kóz owce poświęcają. Thebańczykowie tedy i którzy z ich powodu od owiec się wstrzymują powiadają, iż dla tego to prawo ustanowione zostało u nich, że Herakles niegdyś koniecznie pragnął zobaczyć Zeusa, ten zaś nie chciał być od niego widzianym, w końcu jednak, gdy Herakles nieustannie nalegał, to wymyślił Zeus, iż odarłszy kozła i głowę mu uciąwszy, odział się jego skórą i tak się Heraklesowi pokazał. Od tego czasu koźlą twarz dają Aegypcianie Zeusowi na posągach, a za Aegypcianami Ammończykowie, będący Aegypcian i Aethiopów osadnikami i języka im wspólnego używający. Zdaje mi się téż, że od tego nazwisko Ammonijczyków przyjęli: Ammun bowiem Aegypcianie nazywają Zeusa. Kozłów nie ofiarują Thebanie, lecz są im dla tego święte. W jednym tylko dniu roku, w święto Zeusa, jednego kozła zabiwszy i objąwszy, tak samo posąg Zeusa nim odziewają i potem iuny posąg Heraklesa do niego przynoszą. Tego dopełniwszy wszyscy w około świątyni będący obżałowywają owego kozła i potém w świętéj skrzynce chowają.
O Heraklesie taką jeszcze mowę słyszałem, iże należy on do owych dwunastu bogów; o drugim zaś Heraklesie, którego Grecy znają, nigdzie w Aegypcie nie mógłem się dowiedzieć. I zaprawdę że nie od Greków nazwisko Heraklesa przejęli Aegypcianie, ale raczéj Grecy od Aegypcian, i to owi z Greków co nadali potomkowi Amfitryona nazwisko Herakles, na to wiele innych mam dowodów, a pomiędzy niemi i ten, że oboje rodzice tegoż Heraklesa Amfitryon i Alkmena z Aegyptu pochodzili, i dla tego to téż Aegypcianie powiadają, iż ani Pozidona ani Dioskurów imion nie znają, ani téż ci bogowie przyjęci są od nich pomiędzy inne bóstwa. Zaprawdę więc, gdyby byli od Greków przejęli nazwisko którego bożyszcza, tychby nie najmniéj, lecz owszem jak najbardziéj pamięć przechowywali, jeżelić i wtenczas już używali żeglugi, i również niektórzy z Greków byli żeglarzami, jak się spodziewam i utrzymuję. Dla tego tych raczéj bóstw nazwiska niż Heraklesa byliby poznali Aegypcianie. Lecz starym już bogiem jest u Aegypcian Herakles; gdyż jako sami powiadają, siednmaście tysięcy lat upłynęło do panowania Amazisa, odkąd z owych óśmiu bogów owych dwunastu wyrodziło się, których jednym Heraklesa uważają. Chcąc się o tych rzeczach coś pewnego dowiedzieć od tych, od których było można, popłynąłem także do Tyru w Fenicji, usłyszawszy że się tam znajduje świątynia Heraklesowi poświęcona. I ujrzałem ją bogato ozdobioną wielu różnemi podarunkami, i znajdowały się w niéj także dwa słupy, jeden z czystego złota, drugi z kamienia szmaragdu błyszczącego wśród nocy wspaniale. Przyszedłszy do rozmowy z kapłanami tego bóstwa zapytałem, ileby upłynęło czasu odkąd zbudowana ta świątynia. Znalazłem zatém, że i ci się z Grekami nie zgadzają; mówili bowiem, że razem z założeniem Tyru i ta świątynia tego boga wzniesioną została, że zaś jest lat odkąd zamieszkują Tyr dwa tysiące trzysta. Widziałem w Tyrus jeszcze inną bożnicę Heraklesa, przydomek Thazyjskiego noszącego. Zaszedłem téż i do Thazos, na któréj zastałem świątynię Heraklesa przez Fenicjan zbudowaną, którzy dla czynienia odkryć po Europie wypłynąwszy Thazos osiedlili; a to działo się na pięć pokoleń ludzkich pierwéj niż Herakles syn Amfitryona w Grecyi się zjawił. Takowe tedy badania jawnie okazują, iż Herakles dawnym jest bogiem, i zdaje mi się, iż ci z Greków najsłuczniéj postępują, którzy dwojakie świątynie Heraklesowi wybudowali i poświęcili, i jednemu jako nieśmiertelnemu z przydomkiem Olympijski sprawują ofiary, drugiemu zaś jako bohaterowi obiatują. Wiele innych jeszcze rzeczy bez rozmysłu prawią Grecy; toż dziecinną jest i następująca ich powieść o Heraklesie, że go gdy przybył do Aegyptu, Aegypcianie uwieńczywszy prowadzili w uroczystym pochodzie, aby go niby poświęcić Zeusowi; on zaś dotąd miał cicho się zachować, lecz kiedy przed ołtarzem rozpoczęli ofiarę, do siły się udawszy wszystkich miał wymordować. Mnie się wydają to opowiadający Grecy wcale nieświadomymi być charakteru i obyczajów Aegypskich. Którym bowiem niegodzi się nawet bydląt obiatować prócz owiec, męzkich bydląt i ciołaków, i to tylko czystych, i gęsi, jakżeżby ci ludzi mogli ofiarować? Nadto gdy Herakles był tylko jeden, i jeszcze, jako przecież powiadają, człowiekiem, zkądże podobieństwo do prawdy, żeby wiele dziesiątków tysięcy wygładził? Lecz nam, którzyśmy o tych sprawach tyle wyrzekli, niechaj od bogów i bohaterów będzie przebaczenie.
Kóz zaś i kozłów dla tego nie ofiarują wzwyż orzeczeni z Aegypcian. Wnioskują Mendezjanie, że Pan (Silenus) należy do liczby owych ośmiu bogów, tych zaś ośmiu, powiadają, miało pierwéj powstać od owych dwunastu bogów. Malują i wyrabiają z kamienia malarze i rzeźbiarze obraz Pana tak jak Grecy, z obliczem koziem i nogami koźlemi, wcale jednak nie wierząc aby był takim, lecz że jest podobny innym bogom. Dla czego go zaś tak przedstawiają, nie jest mi przyjemno powiedzieć. Czczą wszelakie kozy Mendezjanie, lecz więcéj męzkie od żeńskich, i pasterze tychże bardziéj są poważani; a z pomiędzy tych najbardziéj jeden, który gdy umrze, wielki nastaje smutek w całém siole Mendezyjskiém. Zowie się zaś kozioł i Pan po aegypsku Mendes. W tém siole stał się za mnie taki dziw: oto z kobietą jawnie się zespolił kozioł. To doszło do wiadomości ludzi.
Świnię Aegypcianie za obrzydliwe zwierzę uważają; ztąd kiedy który z nich w przechodzie otrze się o świnię, razem z szatami obmywać się schodzi nad rzekę; ztąd także pastuchami chlewnymi będący Aegypcianie acz krajowcy, sami jedni ze wszystkich do żadnéj z znajdujących się w Aegypcie świątnic nie wchodzą, ani im nikt córki za żonę dać, ani téż wziąść od nich za takową nie chce, lecz sami pomiędzy sobą wydają je i przyjmują. Innym bóstwom poświęcać świnie nie zaleca Aegypcianów prawo; lecz Selenie (Xiężycowi) i Dionyzowi jednym o tym samym czasie, na téj saméj pełni miesiąca obiatują świnie i jedzą z ich mięsa. Dla czego zaś znienawidzili świnie przy innych świętach, a przy tém tu je ofiarują, tego powiadają przyczynę Aegypcianie, ale mnie, jakkolwiek ją także wiem, nie przystoi ją wymieniać. Obiatę tę ze świń tak przynoszą Xiężycowi: oto kiedy świnię zaofiarują, koniec ogona, mlecz i siatkę okrywającą wnętrzności razem złożywszy, zawijają we wszystek tłuszcz zwierzęcia około brzucha jego narosły, i potém poświęcają w ogniu; inne mięso jedzą na pełni w któréj sprawują ofiarę, innego dnia jużby go nie kosztowali. Ubodzy zaś pomiędzy nimi dla niedostatku żywności zrobiwszy ję ciasta pszennego wyobrażenia świń i upiekłszy je oneż obiatują. Dionyzowi zaś w wieczór przed świętem prośczaka zabiwszy każdy przede drzwiami swemi, dają zabrać go potem samemuż sprzedającemu z pastuchów. Resztę święta Dionyzowego obchodzą Aegypcianie, wyjąwszy orszaki godowe, we wszystkiem prawie tak jak Grecy; zamiast fallosów inne na łokcie długie struną poruszane figurki, które po wsiach obnoszą niewiasty, podczas gdy członek wstydliwy się pochyla nie wiele co mniejszy od całéj postaci. Idzie przed niemi fletnista, one za nim postępują śpiewając na chwałę Dionyza. Dla czego zaś większy nieco jest ów członek wstydliwy i sam jeden z ciała się porusza, o tém opowiada tak zwana święta o nim powieść. Owoż tedy Melampos syn Amytheona nie bez znajomości téj ofiary być mi się zdaje, lecz owszem jéj świadom; u Greków bowiem Melampos jest tym, który dał początek do świąt Dionyza oraz który wskazał nazwisko, obiatę i pochód uroczysty z fallosem. Nie wszystką przecież zebrawszy naukę dokładnie jéj nie objawił, lecz następni po nim uczeni zupełniéj ją wyjaśnili; ów przecież fallos obnoszony na cześć Dionyza Melampos pierwszy wskazał, a od niego dopiero nauczywszy się czynią tak jak czynią Grecy. Ja wżdy powiadam, że Melampos był uczonym mężem i że sztukę przepowiadania przyszłości sobie ułożył, a wywiedziawszy się jeszcze wiele innych rzeczy w Aegypcie przyniósł to Grekom jako i obrządki około Dionyza, mało co w nich zmieniwszy. Boć nie powiem, żeby w jednym i tym samym czasie przypadło to, co czynią dla tego bóstwa w Aegypcie z tém co w Grecyi się dzieje; zgadzałyby się bowiem wtenczas te obrządki z urządzeniami i obyczajami Gruków, a nie świeżo byłyby do nich wprowadzonemi. Nie więcéj jednak twierdzić będę, żeby Aegypcianie przejęli od Greków czy tę czy inną jakokolwiek uroczystość. Najwoléj mniemam, iż Melampos dowiedział się wszystkiego tego co się do Dionyza ściąga, od Kadmosa Tyryjczyka i od mężów przybyłych z nim z Fenicji do tak nazwanej teraz Boeocyi.
Prawie zaś wszystkich bogów nazwiska z Aegyptu przyszły do Grecyi. Że bowiem przyszły od barbarów, to poszukiwając tak istotnie znajduję; lecz mniemam, że przedewszystkiém z Aegyptu przyniesione zostały. Chociaż bowiem nie Pozidona, Dioskurów, jako już dawniéj powiedziałem, chociaż nie Hery, Histyi (Ogniska), Themidy, Charitów i Nereid, to innych bóstw nazwiska bezprzestannie mają Aegypcianie w swoim kraju. Mówię tu słowy samychże Aegypcian. O których zaś bogach powiadają, iż nie znają ich imion, te mniemam iż od Pelazgów przezwane zostały, oprócz Pozidona; tego bowiem boga od Libyów przejęli; gdyż żadni od początku nie znali nazwiska Pozidona wyjąwszy Libyjczyków, którzy czczą to bóstwo bez przerwy. Nie przyznają także Aegypcianie Bohaterom czci żadnéj. To i inne nadto rzeczy, jak opowiem, nabyli Grecy od Aegypcian; lecz posągi Hermesa z stojącym prosto członkiem wstydliwym tworzyć nie od Aegypcian się nauczyli, lecz od Pelazgów pierwsi z wszystkich Greków Atheńczykowie, a od tych inni. Z Atheńczykami bowiem już podówczas do Hellenów się liczącymi Pelazgowie współmieszkańcami byli w kraju, zkąd téż za Hellenów zaczęli być uważani. Ktokolwiek zaś wtajemniczony jest w orgie Kabirów, które odbywają Samothrakowie przejąwszy je od Pelazgów, ten mąż rozumie to co mówię; Samothrakę bowiem zamieszkiwali dawniéj ciż sami Pelazgowie, którzy zostali współmieszkańcami Atheńczyków, i od nich Samothrakowie orgie owe przejęli. Z podniesioną więc wstydliwością stawiać posągi Hermesa Atheńczykowie pierwsi z Greków nauczyli się od Pelazgów i tak czynili; Pelazgowie zaś pewną świętą o tem opowiadali powieść, jak to jest objawione w tajemnicach Samothrackich. Obiatowali zaś wszystko dawniéj Pelazgowie zanoszący do bogów modły, jako ze słychu dowiedziałem się w Dodonie, przydomku zaś ani nazwiska żadnemu z nich nie nadawali; bo go pewnie zkądinąd nie zasłyszeli. Bogów zaś, to jest urządzicieli[8], od tego właśnie nazwali, że składnie wszystkie rzeczy urządzili i w porządku wszystkie okolice utrzymują. Po długim potém upływie czasu dowiedzieli się przybyłych z Aegyptu imion bogów innych, Dionyza daleko późniéj poznali. Po niejakim czasie zapytywali się o te imiona wyroczni w Dodonie; ta bowiem uznana jest za najdawniejszą z wieszczbiarni Greckich, i była pod on czas jedyną. Gdy się więc poradzili w Dodonie Pelazgowie, czy mają przyjąć przybywające od barbarów nazwy, odpowiedziała im wieszczba, ażeby ich używali. Odtąd tedy sprawiali ofiary używając imion bogów. Od Pelazgów zaś Grecy je późniéj przyjęli. Kędy zaś każdy z bogów się urodził, i czyli zawsze istnieli wszyscy, i jacy są co do postaci, tego dowiedzieli się dopiero, że tak powiem, niedawno i wczoraj. Heziod bowiem i Homer, mojém zdaniem, na trzysta lat przedemną żyli, a nie więcéj; ci zaś utworzyli rodowód bogów dla Greków, nadawszy bogom nazwiska, zaszczyty i sztuki, i kształty ich oznaczywszy. Owi zaś poeci, którzy przed tymi mężami żyć mieli zdaniem powszechném, wedle mego, po nich dopiero nastąpili. Z tych rzeczy pierwsze opowiadają kapłanki Dodońskie, późniejsze aż do Hezioda i Homera ja wyłożę.
O dwóch wyroczniach w Grecyi i w Libyi taką Aegypcianie powieść podają. Powiadali mi kapłani Zeusa w Thebach, iż dwie niewiasty z Theb wygnane zostały przez Fenicjan; z tych jedna miała zostać zaprzedaną do Libyi, druga do Greków, i te to niewiasty pierwsze miały założyć wieszczbiarnie pomiędzy rzeczonemi narodami. A kiedym się zapytał, zkąd to tak dokładnie wiedzieli, odparli na to, że wielkie robili poszukiwanie owych niewiast, lecz nie byli w stanie ich znaleźć, tylko się późniéj dowiedzieli tego, co opowiedzieli. To więc słyszałem od kapłanów w Thebach; a takie rzeczy prawią zastępczynie bóstwa w Dodonie. Dwa czarne gołębie uleciały z Theb w Aegypcie, i jeden z nich do Libyi, drugi do nich przybył; zasiadłszy zaś na szczycie buku głosem ludzkim wołał, że tu powinna stanąć wyrocznia Zeusa. One zatém uważając zalecenie to za rozkaz od boga, stosownie do niego uczyniły. Ów zaś gołąb, który do Libyi zaleciał, miał wedle słów tych kapłanek, tak samo nakazać Libyjczykom, ażeby wystawili wyrocznią Ammona; jest zaś i ta Zeusa. Dodońskie kapłanki, z których najstarszéj było na imię Promenia, drugiéj po niéj Timarete, najmłodszéj zaś Nikandre, to mi tedy opowiadały, a zgadzali się z niemi i inni Dodończykowie w okół świątyni mieszkający. Ja przecież o tych rzeczach takie mam zdanie. Jeżeli rzeczywiście Fenicianie wygnali owe święte niewiasty, i jednę z nich do Libyi, drugą do Grecji sprzedali, zdaje mi się, iż ta tu białogłowa zaprzedaną została w teraz Grecią a ongi Pelazgią nazywanéj ziemi do Thesprotów, i że tamże wysługując się założyła pod wyrosłym bukiem świątnicę Zeusa, jako zwyczajem było w Thebach, iż posługująca w bożnicy Zeusa kędy przybyła, tam pamięć jego utrzymywać musiała. Następnie wieszczbiarnię w niéj urządziła, skoro się wyuczyła języka Greckiego; oraz mogła taż kapłanka opowiadać, iż siostra jéj w Libyi sprzedaną została od tychże samych Fenicjan, od których i ona przekupczoną była. Gołębiami zaś myślę iż dla tego nazwali Dodońezycy owe niewiasty, ponieważ były barbarkami i ztąd im się podobnie jak ptaki odzywać zdawały. Po pewnym czasie zatém mówią iż gołąbka ludzkim głosem przemówiła, to znaczy gdy niewiasta zrozumiałe im rzeczy wyrzekła; dopóki zaś gadała po barbarzyńsku, zdawała im się odzywać sposobem ptaka, gdyż jakżeżby inaczej gołąb ludzkim głosem mógł przemówić? Czarną zaś być mieniąc ową gołąbkę, oznaczają przez to że białogłowa była Aegypcianką. Sposoby wieszczenia w Thebach Aegypskich i w Dodonie podobne są sobie. Wróżbiarstwo po świątyniach także z Aegyptu przyszło. Zgromadzenia, błagania i pochody uroczyste pierwsi z ludzi Aegypcianie urządzili, a od nich nauczyli się Grecy. Dowodem na to dla mnie to jest, że tutaj one wydają się odbywać od dawnego czasu, Greckie zaś dopiero nie dawno powstały.
Zgromadzają się Aegypcianie nie raz do roku, lecz częste są uroczyste ich zebrania, najwięcéj i najgorliwiéj do miasta Bubastis na cześć Artemidy, potem do miasta Buziris ku czci Izydy się schodzą; w tém bowiem mieście znajduje się największa świątynia Izydy, samo zbudowane zaś jest w środku Aegypskiego Delta, Izis w języku Greków jest Demeter (Ceres). Po trzecie zgromadzają się do miasta Sais na cześć Atheny, po czwarte do miasta Słońca na cześć Słońca, po piąte do miasta Butus ku czci Latony, po szóste do miasta Papremis ku czci Aresa (Marsa). Kiedy się udają do miasta Bubastis, tak czynią. Płyną porówno mężczyźni i kobiety, i wielkie mnóstwo obojga na każdéj łodzi; owoż niektóre niewiasty mają tu kołatki i szeleszczą niemi, mężczyźni zaś podczas całéj żeglugi przygrywają na flecie, reszta kobiet i mężów śpiewają i w dłonie uderzają. Kiedy zaś przepływają koło miasta jakiego, przyparłszy łódkę do brzegu to działają. Jedne niewiasty czynią co już wymieniłem, drugie zaś w głos wywołując białegłowy tegoż miasta wyśmiewają je, inne tańczą, inne powstając uginają się. To czynią wzdłuż każdego nadrzecznego miasta. Gdy zaś przybędą do Bubastis, świętują wielkie sprawując ofiary, a wina z winogradu więcéj podczas téj uroczystości spotrzebowanego zostaje jak w reszcie całego roku. Przybywa tam męża i niewiast prócz dzieci nieraz do óśmiudziesiesiąt tysięcy, jako krajowcy opowiadają. To tedy tym sposobem się dzieje. Jak zaś w mieście Buziris obchodzą uroczystość na cześć Izydy, dawniéj opowiedziałem. To jest smagają się po ofierze wszyscy i wszystkie, wiele dziesiąt tysięcy ludu; dla którego zaś boga się biczują, nie godzi mi się powiedzieć. Ilu zaś jest Karów osiadłych w Aegypcie, ci o tyle w tém są gorliwszymi, że jeszcze i twarze sobie nożami kaleczą, i tém dawają poznać że są cudzoziemcami a nie Aegypcianami. Gdy się zaś do miasta Sais zgromadzą dla czynienia ofiar, wszyscy w pewnéj nocy mnóstwo lamp rzędem około domów zapalają. Te lampy zaś są to drobne wazoniki napełnione solą i oliwą, na wierzchu znajduje się knot, i ten pali się przez całą noc, a uroczystość ztąd otrzymała nazwisko Palenia lamp. Którzy zaś z Aegypcian nie przyjdą na to święte zebranie, obchodząc noc ofiary również u siebie palą lampy wszyscy, a tak nietylko w Saidzie, ale po całym Aegypcie te światła goreją. Dla czego zaś otrzymała to światło i cześć ta noc oto, o tém święta głosi powieść. Do miasta Słońca i Butus przybywający same tylko odprawiają ofiary. W Papremidzie czynią obiaty i całopalenia zwierząt jako i gdzieindziéj; skoro atoli pokaże się słońce, mała tylko liczba kapłanów krząta się około posągów bóstwa, większa zaś część trzymając pałki z drzewa stoją u wnijścia świątyni; inni zaś czyniąc śluby, więcéj jak tysiąc męża, i także każdy w drzewce opatrzeni, z naprzeciwnéj strony tłumnie stoją. Posąg zaś bóstwa znajdujący się w małéj pozłoconéj kapliczce drewnianéj wynoszą dniem pierwéj do innego mieszkania świętego. Mała liczba pozostawionych około posągu tego ciągnie rydwan czworokolny wiozący owę kapliczkę i znajdujący się w niéj obraz, a owi w przysionku stojący bronią mu wnijścia, lecz sprawujący śluby przybiegają na pomoc bóstwu i uderzają tamtych opór stawiających. Wtedy gwałtowna powstaje walka na drzewce, ranią sobie głowy, i jak mniemam, wielu nawet z ran umiera; Aegypcianie wszakże zaprzeczali żeby ktokolwiek ginął. Zgromadzenie to zaś, jak powiadają krajowcy, odtąd uświęcone zostało. Miała mieszkać w téj świątnicy matka Aresa, a Ares w oddaleniu od rodziców chowany doszedłszy lat swych tamże przybyć w chęci zespolenia się z nią, ale służba (matki), ponieważ go dawniéj nie widziała, miała mu nie dozwolić wnijścia i odeprzeć go, on więc sprowadziwszy z innego miasta ludzi miał srogo ich przyrządzić i do matki się dobyć. Od tego czasu mówią, iż owo biczowanie ku czci Aresa podczas uroczystości tej ustanowione zostało.
Takoż nie obcowanie z niewiastami w świątyniach i nie wchodzenie od nichże do świątyń bez umycia się wprzódy, ci pierwsi zaprowadzili. Inni bowiem ludzie prawie wszyscy, oprócz Aegypcian i Greków, połączają się w bożnicach i od białych głów powstawszy nieoczyszczeni wstępują do chramu mniemając, że ludzie są jako inne zwierzęta. Albowiem (mówią) i te i ptaków rodzaje widują parzące się w świątyniach bogów i gajach poświęconych; gdyby to więc było bogom nie miłe, nie czyniłyby i inne zwierzęta tego. Jakkolwiek przecież takie przywodzą powody, nie pochwalam tego co czynią; lecz i Aegypcianie jako w innych obrządkach, tak i w tych miarę przechodzą. Będąc Aegypt pogranicznym Libyi nie jest przecież zbyt obfitym w zwierzęta; wszakże znajdujące się w nim wszystkie za święte uważają, a jedne wespół z ludźmi się chowają, drugie zaś nie. Gdybym atoli wyłuszczał, dla jakich powodów poświęcone zostały, zeszedłbym opowiadaniem do spraw boskich, których najbardziéj unikam obwieszczać; to téż co o nich dotknąłem w mowie, powiedziałem tylko koniecznością zniewolony. Ustanowienie względem zwierząt takie jest. Opiekujący się karmieniem ich oddzieleni są jedni od drugich, tak mężczyźni jako niewiasty Aegypcian, których dziecko po ojcu odziedzicza tę godność. Ci którzy po miastach są, śluby czynią tym zwierzętom; ślubując zaś bóstwu, do którego zwierzę należy, golą dzieciom albo całą głowę, albo połowę, albo część jéj trzecią, i włosy te na szalach srebrem odważają; co zaś zaważą, to oddają dozorczyni zwierząt, która natomiast rozrzynając ryby podaje je jako strawę zwierzętom. Takie tedy karmienie tychże przyjęli; jeżeli zaś kto zabije które z tych zwierząt, gdy umyślnie, śmiercią karany bywa, gdy nieumyślnie, płaci karę jaką ustanowią kapłani. Kto zaś Ibisa albo sokoła zabije, czy umyślnie, czy nieumyślnie, śmiercią ginąć musi. Atoli chód wiele jest zwierząt razem z ludźmi się chowających, byłoby ich daleko więcéj, gdyby się następna rzecz nie przydarzała kotom. Skoro bowiem porodzą samice kotów, już nie uczęszczają do samców, a te pragnąc się parzyć, nie mają z kim. Do takiego się tedy udają wybiegu. Porywając od samic albo ukradkiem chwytając im dzieci zadławiają one, lecz zadławiwszy nie zjadają ich. Samice zatém pozbawione potomstwa, pragną znowu innego: i tak przychodzą do samców; bardzo bo miłującem potomstwo jest zwierz ten. Kiedy zaś wybuchnie pożar, dziwne rzeczy wyprawiają koty. Aegypcianie więc rozstawieni odstępami mają straż nad kotami, zaniedbując tymczasem gasić pożar; koty zaś wciskając się niepostrzeżenie albo skacząc przez ludzi rzucają się w ogień. Co gdy nastąpi, wielka żałość ogarnia Aegypcian. W którym zaś domu kot zdechnie naturalną śmiercią, tego mieszkańce wszyscy golą sobie brwi tylko, u których pies padnie, całe ciało i głowę. Nieżywe koty wynoszą pod uświęcone pokrycia, gdzie grzebią je namaściwszy, w mieście Bubastis; psy zaś każdy w swojem mieście chowa w poświęconych skrzyneczkach. Tak samo jak psy grzebią ichneumony. Myszy, sokoły do miasta Butus odwożą, ibisy do miasta Hermesowego. Niedźwiedzie zaś, których mało jest, i wilki, o mało co większe od lisów, tam chowają, gdzie je znajdą poległe.
Krokodylów zaś przyrodzenie takowe jest. Przez cztery najzimniejsze miesiące zwierz ten nic nie jada, będąc zaś czworonożnym bawi na lądzie i w bagnach. Niesie bowiem jaja na ziemi i wysiada, i większą część dnia przepędza na suszy, całą zaś noc w rzece; cieplejszą bowiem jest woda od powietrza nocnego i rosy. Z wszystkich, które znamy, śmiertelnych tworów, ten z najmniejszego ogromnym się staje i jaja bowiem niesie nie wiele większe od gęsich, i młode stosowne do jaja z nich wykluwa, lecz te rozrósłszy się potem do siedmnastu łokci dochodzą i więcéj jeszcze. Oczy ma świni, zęby duże i kły do miary cielska. Języka jeden ze zwierząt nie otrzymał. Także dolnéj szczęki nie porusza, lecz i w tém, i jeden pomiędzy zwierzęty, wyższą szczękę do spodniéj przyciska. Ma téż silne pazury i skórę łuskowatą nieprzełomną na grzbiecie. Ślepy we wodzie, najbystrzejszego spojrzenia na czystém powietrzu. Jako więc w wodzie żywot prowadzący, całą paszczękę wewnątrz pijawkami napełnioną nosi. Inne ptaki i zwierzęta uciekają przed nim, ptaszek trochilos[9] tylko w przymierzu z nim zostaje, gdyż mu jest pożyteczny. Skoro bowiem wyjdzie na ląd z wody krokodyl i paszczę rozdziawi (zwykł bowiem to zawsze czynić ku Zefyrowi obrócony), wtedy trochil wskoczywszy mu w nią wyjada pijawki; on zaś rad jest téj pomocy i nieuszkadza trochila. U jednych z Aegypcian świętéj czci doznają krokodyle, u drugich znowu nie, lecz owszem jako wrogi są prześladowane. Mieszkańcy około Theb i jeziora Moeris nawet bardzo wielki hołd im oddają. Ze wszystkich zaś każdy z tych ludów jednego żywi krokodyla, wyuczonego być łaskawym, zakładając mu w uszy zawiesidełka z kryształu i złota, i manele złote na przdnie nogi, i potrawy wyznaczone i poświęcone mu dając i pielęgnując jak najnadobniéj żywego; gdy zaś zdechnie chowają go nabalsamowawszy w poświęconych skrzynkach. Mieszkance znowu około Elefantiny nawet jedzą je, nie uważając za święte. Nie nazywają się téż u nich krokodylami, lecz Champsy; krokodylami nazwali je Jończycy, równając ich postacie krokodylom u nich po gęstwach się rodzącym. Polowań na nie jest wiele i rozmaitych; z tych które mi się wydaje najgodniejszém opowiedzenia, opisuję. Otóż uchaczywszy grzbiet świni do wędy, spuszczają go w środek rzeki, człowiek zaś stojący na brzegu i trzymający żywe prosie uderza je. Usłyszawszy kwik jego krokodyl rzuca się w stronę głosu i napotkawszy ów grzbiet połyka go, a łowcy w tém ciągną go do siebie. Skoro zostanie wydobyty na ląd, przedewszystkiem łowiec mułem oczy mu zalepia. Co uczyniwszy bardzo łatwo następnie pokonywa go, zaniedbawszy zaś, z trudem.
Konie rzeczne (hippopotamy) z prawa święte są Papremiteńczykowi, innym zaś Aegypcianom nie są takowemi. Przyrodzenie ich co do kształtu jest następujące. Jest to zwierz czworonożny, z rozpołowioném kopytem jak u wołu, płaskonosy (simus), grzywę ma końską, wystające kły, ogon i głos konia, wielkość jakoby największego wołu; skóra zaś jest tak gruba, iż gdy wyschnie, drzewce do oszczepów z niéj sporządzają.
Rodzą się téż wydry w rzece, które za święte mają. Uważają także za świętą z ryb tak zwaną łuskowatą i węgorza, poświęconemi i te Nilowi być mienią, a z ptaków lisiogęś[10]. Inny jeszcze święty ptak jest, któremu na imię foenix. Ja go przecież nie widziałem, tylko malowanego; gdyż rzadko się u nich zjawia, w lat pięćset, jak obywatele miasta Słońca powiadają; wtenczas zaś, twierdzą, przylatuje, gdy mu ojciec odumrze. Jest on, jeżeli podobny malowidłu, tak wielki i taki: pióra w skrzydłach częścią złotawe, częścią czerwone; najbardziéj zaś do orła z kształtu i wielkości przyrównać go można. Powiadają daléj o nim rzeczy, którym ja wiary nie daję, iże przylatując z Arabii do świątyni Słońca przynosi ojca swego zawiniętego w myrrhę i że go chowa w téjże świątyni Słońca. Tak go zaś ma nieść. Najprzód urabia z myrrhy jaje tak duże, jakie w stanie jest udźwignąć, potém próbuje czy je uniesie, a kiedy się o tém przekona, wtenczas dopiero wydrążywszy jaje ojca w nie kładzie i inną myrrhą zapełnia tę część, w któréj jaje wyżłobiwszy ojca umieścił, który gdy się wewnątrz znajduje, ten sam ciężar jaja powraca, co był przed wydrążeniem; spełniwszy to niesie rodzica ku Aegyptowi do świątyni Słońca. To podług ich opowiadania ptak ów ma czynić. Znajdują się nadto około Theb święte węże, ludziom bynajmniéj nie szkodliwe, które co do wielkości drobne, dwa różki mają wyrosłe na czubku głowy; te gdy zdechną, chowają w świątyni Zeusa; temu bowiem bogu powiadają je być poświęconemu Jest zaś miejsce w Arabii najbardziéj ku miastu Butus położone, do którego udałem się, ażeby się wywiedzieć o wężach skrzydlatych. Przyszedłszy widziałem kości wężów i oście w niewymownéj mnogości, były zaś kupy ości wielkie, mniejsze i jeszcze mniejsze, a było ich wiele. Jest zaś to miejsce, w którem owe ości są rozsypane, takie: oto wrąb z pomiędzy ciasnych gór na wielką płaszczyznę prowadzący, ta zaś płaszczyzna znowu łączy się z płaszczyzną Aegypską. Wieść tedy jest, iż razem z wiosną skrzydlate węże z Arabii wylatują do Aegyptu, lecz ptaki Ibisy przybywając im naprzeciw do wrębu owéj okolicy nie przepuszczają ich, lecz zabijają. I dla tego czynu powiadają Arabowie, Ibis w wielkiém jest uczczeniu u Aegypcian; a Aegypcianie téż przyznają, iż z tego powodu czczą te ptaki.
Postać Ibisa taka jest. Cały nadzwyczaj czarny, nogi ma żurawia, dziób jak najwięcéj zakrzywiony, wielkości tej co ptak krex. Owoż ta jest postać owych czarnych, co się z wężami potykają; lecz więcéj pomiędzy ludźmi się bawiący (dwa bowiem gatunki są ibisa), jest goły na lepku i po całéj szyi, białopióry na skrzydłach, prócz głowy, szyi, kończyn lotek i końca ogona (te bowiem tu wyłuszczone części wszystkie bardzo czarne), nogi i dziób ma podobny do pierwszego. Węża zaś kształt jako wężów wodnych. Lotek zaś nie ma pierzatych, lecz najbardziéj podobne do skrzydeł nietoperza. Tyle niechaj będzie powiedziane o świętych zwierzętach.
Z samych zaś Aegypcian ci, którzy Aegypt obsiewany (rólniczy) zamieszkują, najdokładniéj chowający pamięć wszystkich ludzi, najświatlejszymi są z tych którychkolwiek poznałem. Sposobu życia takiego się trzymają. Przeczyszczają żołądek przez trzy dni każdego miesiąca, wymiotami pielęgnując zdrowie i purgacjami, gdyż uważają, iż z pokarmów pożywanych wszystkie choroby u ludzi powstają. Są bo i zkądinąd Aegypcianie po Libyjczykach najczerstwiejsi ze wszystkich ludzi z powodu pór, jak mniemam, które się nie odmieniają u nich; a przejścia nagłe rodzą najbardziéj u ludzi niemoce, jako innych wszystkich rzeczy taki szczególniéj pór. Pożywają chleb z szpelcu robiony, który nazywają kyllestis. Wina z jęczmienia sporządzonego używają, nie mają bowiem w kraju winogradu. Z ryb jedzą jedne ususzywszy na słońcu syrowo, drugie w soli marynowane. Z ptaków pożywają przepiórki, kaczki i wszystkie małe syrowo, wprzód je w soli zaprawiwszy. Inne ptaki i ryby, które mają w pobliżu, wyjąwszy wszystkie poświęcone, jedzą albo pieczone albo gotowane. Przy ucztach bogatych między nimi, skoro powstaną od biesiady, obnosi mężczyzna trupa w trumnie z drzewa wyrobionego, naśladowanego jak najdokładniéj malowidłem i dłutem, wielkości ponajwięcéj łokcia lub dwóch łokci, i pokazując go każdemu z godowników rzecze: „na tego patrząc pij i raduj się, bo będziesz takim, po śmierci“ To czynią przy ucztach, ojczystych zaś trzymając się obyczajów żadnego obcego nie dopuszczają. Toż zachowując inne pamiątki, mają i śpiew jeden Linos[11], który nucą w Fenicji, w Cyprze i gdzieindziéj, lecz podług narodów nazywają, zgadza się on przecież zupełnie z tym, który Grecy Linem mieniąc śpiewają, tak iż wielu innym osobliwościom Aegyptu się dziwiąc i nad tém się zastanawiałem, zkąd Lina tego wzięli. Zdaje się zaś, iż go z dawien dawna nucą. Po aegypsku zowie się Linos Maneros. Powiadali Aegypcianie iż był on pierwszego króla nad Aegyptem jednorodzonym synem, który umarłszy przedwcześnie żałobnemi pieśniami od Aegypeian uczczony został, i że ta pieśń pierwszą i jedyną u nich była. Podobni są jeszcze w tem Aegypcianie jednym z Greków Lakedaemończykom; oto młodzież u nich napotykając starców ustępuje im z drogi i na bok się usuwa, a przed przybliżającymi się z siedzeń powstaje. W tém przecież z żadnymi zgoła z Greków się nie zgadzają, że miasto zagadywania do siebie na ulicach, kłaniają się aż do kolan zniżając rękę. Ubierają się w tuniki lniane obszyte fontaziami około nóg, które kalaziris zowią; na te na wierzch zarzucają szaty z białéj wełny. Wszakże do świątyń nie przynoszą wełnianych, ani się w nich chowają, gdyż się nie godzi. Jest to jak w obrzędach Orfickich i Bachickich, a właściwie Aegypskich i Pythagorejskich; i tych bowiem tajemnic wyznawcy nie wolno być pogrzebionym w szatach wełnianych. Jest także i o tém święte tłómaczenie.
To także wynaleźli Aegypcianie, do którego z bogów każdy miesiąc i dzień należy, w którym dniu każdy się urodził, co go spotka, jak umrze, i jakie będą jego przyszłe przymioty. I tych rzeczy użyli niektórzy z Greków poezyą się zajmujący. Dziwów także więcéj od wszystkich innych ludzi wynaleźli; gdy bowiem zdarzy się który pilnują go spisując skutek, a jeśli późniéj podobny temu nastąpi dziw, mniemają iż tak samo się zjści. Wieszczbiarstwo tak urządzone jest u nich. Z ludzi żadnemu nie jest powierzona ta umiejętności, lecz niektórym z bogów. Ztąd znajduje się tamże wyrocznia Heraklesa, Apollona, Atheny, Artemidy, Aresa, Zeusa, i którą ze wszystkich wróżni największą czcią zaszczycają, Latony w mieście Butus. Atoli sposoby wieszczenia nie te same są u nich wszędzie, lecz różne. Sztukę leczenia tak podzielili. Do każdéj jednéj choroby jest jeden lekarz, a nie do więcéj. Wszystko więc pełne doktorów: jedni bowiem lekarze postanowieni od oczów, drudzy od głowy, inni od zębów, ci od chorób żołądka, tamci od ukrytych niemocy.
Opłakiwania żałobne i pogrzeby takie są u nich. U których odumrze w mieszkaniu człowiek jakiegoś znaczenia, cały rodzaj żeński z tego mieszkania namazuje sobie głowę i twarz mułem, zatém pozostawiwszy w domu nieboszczyka wybiegają na miasto i uderzają się podkasane i okazując piersi, a z niemi łączą się wszystkie powinowate. Z innéj strony tłuką się mężczyźni takoż podkasani. To spełniwszy ciało do namaszczenia odnoszą. Są zaś wyznaczeni do tego osobni i umiejący tę sztukę. Ci, skoro im trup przyniesiony zostanie, pokazują tym co go przynieśli obrazy nieboszczyków z drzewa, malowidłem naśladowane, a najdokładniéj z nich zrobiony powiadają być tego, którego nie godzi mi się na taką sprawę wymieniać nazwiska, drugi obraz pokazują pośledniejszy od tamtego i tańszy, trzeci najtańszy; zatem zapytawszy badają owych ludzi podług którego chcą aby nieboszczyk przyrządzony został. Owi tedy natychmiast o myto się ugodziwszy odchodzą, ci zaś pozostając w mieszkaniach tak balsamują podług najstaranniejszego sposobu. Najprzód zakrzywioném żelezcem przez nozdrza wyjmują mózg, części wypróżnione zaraz zalewając maściami; potém rozpruwszy aethiopskim ostrym kamieniem ciało pomiędzy piersią a żywotem cały żołądek wydobywają, a wyczyściwszy go i wypłukawszy winem palmowem, znowu napuszczają roztartemi wonnościami; następnie żywot napełniwszy myrrhą niemięszaną roztartą, takoż kazią (laurus cassia Lin.) i innemi woniami, oprócz kadzidła (libanotus), napowrót zaszywają. To uczyniwszy przechowują w mineralnéj-alkoholicznéj soli (natrum) pod ukryciem przez dni siedmdziesiąt; dłużéj bowiem nie wolno trzymać w tym stanie ciała. Gdy owe siedmdziesiąt dni minie, obmywszy zmarłego obwijają całe ciało pasami krajanemi z płótna byssinowego (rodzaj muślinu) spodem smarując je gummą, któréj zamiast kleju ponajwięcéj używają Aegypcianie. Wtedy dopiero odebrawszy zmarłego krewni czynią wyobrażenie jego z drzewa, i w to wciskają trupa, a zamknąwszy jakby skarb przechowują w komnacie umarłych, stawiając go prosto przy ścianie. Tak przyrządzają umarłych sposobem najkosztowniejszym. Tych zaś co średnią cenę obierają, a unikają zbytniego nakładu, tym sposobem przyrządzają. Napełniwszy krystery olejkiem z cedru wyrabianym leją go w żywot zmarłego, ani go nie rozpruwszy, ani żołądka z wnętrznościami nie wydobywszy, a wpuściwszy przez tył i powstrzymawszy owo nalanie ażeby napowrót nie wyciekło, przechowują go w natrum przez dni naznaczone, ostatniego wypuszczają cedrowy płyn z żywota, który pierwéj wsączyli. Ten zaś taką ma siłę, iż razem ze sobą żołądek i wnętrzności zgniłe wyprowadza; ciało zaś natrum niszczy, tak iż zostaje z trupa tylko skóra i kości. Co gdy spełnią, wraz umarłego tak oddają powinowatym, nic już nie uczyniwszy z nim. Trzeci rodzaj namaszczania ten jest, który przysposabia majątkowo uboższych. Wymywszy czyszczącym płynem żywot składają go w sól przez dni siedmdziesiąt, i potém zaraz każą do domu odnosić.
Żon znakomitych mężów, gdy umrą, nie oddają zaraz do namaszczania, ani téż tych które były bardzo urodne i wyższego znaczenia; lecz dopiero po trzech lub czterech dniach wręczają one balsamującym. To zaś czynią dla tego, ażeby namaszczyciele nie obcowali z temi niewiastami: powiadają bowiem, iż schwytany raz został któryś na takim uczynku z świeżém ciałem niewiasty, którego wydał współrzemieślnik. Ktokolwiek zaś czy z Aegypcian, czy z cudzoziemców albo od krokodyla porwany, albo od saméjże rzeki zgubiony się okaże, ci, przy których mieście wyrzucony zostanie, surowem obowiązani są prawem namaściwszy go i opatrzywszy, jak najozdobniéj pochować w poświęconéj trumnie; ani zaś dotykać go wolno któremu z krewnych lub przyjaciół, lecz sami kapłani Nilu, jako więcéj niż człowieczego trupa, własnemi rękoma go grzebią.
Greckich zwyczajów używać wzdragają się, a że naraz wypowiem wszystko, nawet ustaw wszystkich innych ludzi. Owoż inni wszyscy Aegypcianie tego tak pilnują, lecz jest wielkie miasto Chemmis w zakresie Thebańskim blisko miasta Nea; w tém mieście znajduje się świątynia czworoboczna Perseusza syna Danay, a w około niéj palmy rosną. Przedbramie (πρόπυλα) świątyni z kamienia, ogromne; na niém stoją dwa wielkie posągi z głazu. W tém zamknięciu mieści się kaplica i posąg w niéj sterczy Perseusza. Ci Chemnitanie powiadają, iż często jawi im się Perseusz to wśród kraju, to wewnątrz tego chramu, i że znajdują sandał przez niego noszony wielkości dwóch łokci, który gdy się pokaże, cały Aegypt przepełnia się urodzajem. To opowiadają, owo zaś czynią Perseuszowi sposobem greckim. Wyprawują szermierską walkę z wszelkiemi jéj oddziałami, stawiając nagrody w bydle, w płaszczach i w skórach. Kiedym się zapytywał, dla czego u nich tylko jednych zwykł pokazywać się Perseusz, i dla czego wyłącznie od innych Aegypcian sami wyprawiają igrzysko szermierskie, odpowiedzieli: że dla tego, ponieważ Perseusz z ich miasta pochodzi. Danaos bowiem, mówili, i Lynkeus będąc Chemnitami popłynęli do Grecyi, od tych zaś ród wyprowadzając dalszy przyszli do Perseusza. Ten tedy, ciągnęli, przybywszy do Aegyptu w tym samym celu, jaki i Grecy oznaczają, to jest: ażeby uniósł głowę Gorgony z Libyi, przyszedł także do nich i uznał wszystkich swymi współplemieńcami; przybył zaś do Aegyptu znając już nazwisko Chemmis, gdyż go się dowiedział od matki; walkę zaś szermierską z jego rozkazu tamże wykonywają.
To wszystko wyżéj bagien mieszkający Aegypcianie tak przyjmują; na bagnach zaś osiedli temi samemi rządzą się obyczajami co i reszta Aegypcian, tak w innym względzie, jako i w łączeniu się tylko z jedną niewiastą jak Grecy, lecz dla łatwiejszego zyskiwania żywności te nadto obmyślili wynalazki. Kiedy się rzeka przepełni i zaleje pola, rośnie w wodzie wiele lilji, które Aegypcianie lotusem zowią. Te sprzątnąwszy suszą na słońcu, potem to co jest ze środka lotusa (ziarno), podobne do maku, rozkruszywszy robią z tego chleby pieczone przy ogniu. Jest także i korzeń lotusa do jedzenia i mile słodki, krągławy, wielkości jabłka. Jeszcze inne są lilje do róży podobne, także w rzece rosnące, z których owoc w innym pączku mimo z korzenia wystrzelającym się tworzy, najpodobniejszy postacią do miodu os; w nim tworzą się do pożywania mnogie ziarna, jakoby jądro oliwki, jedzą się zaś i świeże i suszone. Byblus (papyrus) co rok rosnącą gdy wyrwą z błota, wyższe części ucinają i na inny jakiś użytek obracają, pozostałość zaś spodnią jakoby na łokieć długą pożywają i sprzedają. Którzy zaś pragną delikatnéj bardzo byblus kosztować, w rozgrzanym krużu ją ususzywszy tak dopiero pożywają. Niektórzy znowu z ryb tylko żyją, które złapawszy i wywnętrzywszy, suszą na słońcu i suche potém zjadają.
Ryby gromadne (strychowe) z trudna rodzą się w rzekach, lecz wychodowane w jeziorach następnie tak sobie postępują. Gdy przyjdzie na nie żądza zapładzania się, tłumem wypływają do morza; przewodniczą męzkie wypuszczając siemię, samice zaś płynąc w tyle połykają je i tém się zapładniają. Kiedy zaś zajdą w płód w morzu, powracają znowu z osobna do swoich siedzib. Nie przewodniczą przecież wtedy już samce, ale samice zostają naczelniczkami, a prowadząc gromadę czynią to samo co samce, to jest wypuszczają po trosze ikier, które następujące za niemi samce połykają. Ikra zaś te są to ryby. Z rozproszonych zaś i niepochłoniętych ikier utwarzają się ryby. Które zaś z ryb schwytane zostaną przy wypływie do morza, okazują głowy po lewéj stronie przy tarte, które napowrót wracają, po prawéj są starte. Przyczyna tego w tém jest, że spływając do morza dotykają lądu po lewéj i powracając niegoż się trzymają trąc się i tłocząc jak najwięcéj, ażeby dla prądu nie zgubiły drogi. Skoro zaś wzbierać zaczyna Nil, wydrążenia ziemi i kałuże ponadrzeczne najprzód się zapełniają rozbiegającą się z rzeki wodą; i wnet zalane zostają te miejsca i wszystkie natychmiast napełniają się małemi rybami. Zkąd zaś podług prawdopodobieństwa one powstają, tego zdaje mi się, iż się domyślam. Oto za opadnięciem Nilu w roku poprzednim, ryby które złożyły ikra w muł razem z ostatkiem wody oddalają się; gdy zaś po upływie czasu znowu nadejdzie woda, z tychże nasion natychmiast tworzą się ryby. Z rybami tedy rzecz tak się ma.
Używają także Aegypcianie około bagien zamieszkujący maści z owocu drzewa (sillikyprion), którą zowią Aegypcianie kiki, robią zaś tak. Ponad brzegami rzek i jezior sieją te sillicyprie, które w Grecyi same dziko rosną; te w Aegypcie zasiane wydają wiele owocu, lecz nie mile woniącego; zebrawszy tenże jedni go roztarłszy wytłaczają, drudzy wysuszywszy gotują i co zeń ścieka zlewają. Jest to zaś tłuste i nie mniéj od oleju zdatne do lampy, lecz odór sprawia przykry. Przeciwko komarom w wielkiéj mnogości się znajdującym taki sposób wymyślili. Tych co ponad błotami mieszkają wieżyce strzegą, na które wchodząc tamże sypiają; komary bowiem dla wiatrów nie zdolne są latać wysoko. Ci wszakże co wewnątrz bagien osiedli, miasto wieżyc czegoś innego się chwycili. Każdy mężczyzna ma sieć, którą za dnia chwyta ryby, w nocy zaś na to jéj używa, iż w koło łoża, w którém śpi, rozstawia (tę sieć) i potém wsunąwszy się pod nią zasypia. Komary zaś, kiedy śpi zawinięty w odzież albo płótno, kąsają przez nie, przez sieć zaś nawet nie próbują wcale.
Łodzie, na których towary uprowadzają, budują z drzewa akanthu[12], zbliżającego się kształtem najwięcéj do kyrenejskiego lotusu, ciecz jego jest gumma. Z tego tedy akanthu naciąwszy dranic dwulokciowych składają je na sposób cegieł wiążąc statek jak następuje: około mnogich drewnianych i długich kołków wbijają owe dwułokciowe dranice. Spajając zaś łódź tym sposobem rozbijają na wzdłuż z wierzchu onych dranic belki poprzeczne. Boków wcale nie robią; wewnątrz fugi zapychają bybłusein. Ster jeden sporządzają i przez spód łodzi przepuszczają. Maszt robią z akanthu, żagle z byblusu. Te łodzie przeciw rzece nie mogą płynąć, jeżeli nie prze ich raźny wiatr, lecz z ląduje ciągną. Z prądem zaś tak się posuwają. Są jakby drzwi zrobione z krza tamariski wyplecione wiązaniem z trzciny, i kamień ogładzony wagi najwięcéj dwóch talentów. Z tego dwojga drzwi owe przywiązane do liny przed łodzią puszczają na wodę, kamień zaś na innej linie z tyłu. Drzwi zatém pod uderzaniem fali szybko pomykają ciągnąc za sobą baridę (takie jest bowiem nazwisko tych łodzi), kamień zaś z tyłu powłóczony i będący na gruncie głębi w prostym utrzymuje ją kierunku. Mają takich łodzi wielkie mnóstwo, a niektóre wiele tysięcy talentów uprowadzają.
Kiedy Nil zaleje krainę, miasta tylko widać ponad nią sterczące, najwięcéj podobne do wysp na morzu Aegejskiém; wszystkie inne bowiem części Aegyptu w wodę się zamieniają, a miasta tylko z niéj wystają. Powożą się tedy na łodziach, kiedy to nastąpi, nie już po strumieniu rzeki, ale środkiem płaszczyzny. Do Memfis z Naukratis płynąc prowadzi droga tuż obok pyramid; ale nie tą się wtenczas płynie, lecz około cypla Delty i mimo miasta Kerkazoros; do Naukratis znowu od morza i Kanobu przez równinę płynąc przybędziesz nad Anthyllę miasto i tak zwane Archandra. Z tych Anthylla, będąca znakomitem miastem, wyborowo przeznaczoną bywa na obuwie żonie królującego każdorazowo nad Aegyptem (to dzieje się odkąd pod Persami jest Aegypt), drugie zaś miasto zdaje mi się mieć nazwisko swe od zięcia Danaosowego, Archandra syna Achaeusza z Phtyi: zowie się bowiem miastem Archandra. Znalazłby się atoli inny jeszcze Archandros, nie Aegypskie przecież to imię.
Dotąd opowiadałem com widział, czego się domyślam, com wywiadywaniem się poznał, teraz przecię wykładać będę dzieje Aegypcian, jakom je słyszał; dołączy się do nich także nieco z moich naocznych dostrzeżeń.
Opowiadali mi tedy kapłani, iż Menes najpierwszy król Aegyptu, nasamprzód Memfis mostami i groblami opatrzył. Rzeka bowiem cała płynęła niegdyś około owéj piaszczystéj góry przy Libyi, Menes tedy górą, na jakie sto stadjów od Memfis, zasypawszy ramię jéj południowe, tym sposobem stare łoże osuszył, a rzeki bieg nakierował przez środek owej góry. I jeszcze dzisiaj to ramię Nilu, które odcięte od dawnego koryta płynie, w wielkiéj utrzymywane jest straży, corocznie groblami zagradzane; gdyby bowiem rozerwawszy zapory przestąpić zechciała rzeka tutaj, Memfis byłby w niebezpieczeństwie zalania. Kiedy więc ów pierwszy król Aegyptu Menes, ciągną, zamienił na ląd stały to zasypanie rzeki, założył najprzód tutaj miasto, które się teraz Memfis zowie (leży bowiem i Memfis w cieśninach Aegyptu), potém zewnątrz niego okopał jezioro z rzeki ku wiatru północnemu i ku wieczorowi (część bowiem ku jutrzence sam Nil odcina), nareszcie wystawił w niém świątynię Hefaesta, wielką i najgodniejszą pamięci. Po nim wyliczali mi kapłani ze zwoju papyrusowego nazwiska trzechset trzydziestu innych królów. W tylu zaś pokoleniach ludzi ośmnastu było Aethiopów, jedna niewiasta w kraju zrodzona, reszta także Aegypscy mężowie. Téj niewieście panującéj było na imię, jak owéj Babylońskiéj, Nitokris; o niéj powiadali mi, iż mszcząc się za brata, którego Aegypcianie będącego ich królem zabili, a zabiwszy onéj oddali panowanie, że, mówię, mszcząc się za niego, wielu Aegypcian podstępem wytraciła. Zbudowawszy bowiem długie mieszkanie (komnatę) podziemne miała zapowiedzieć, iż coś nowego zamierza, lecz w myśli cale coś innego knowała; gdyż zwoławszy wielu Aegypcian, których najwinniejszymi zbrodni wiedziała, ugościła ich, a gdy zasiedli do biesiady, wpuściła na nich ukrytym wielkim kanałem rzekę. O téj niewieście tyle mi opowiadali, wyjąwszy nadto że dokonawszy dzieła, rzuciła się sama w komnatę napełnioną popiołem, ażeby się na niéj nie pomszczono. Z reszty królów, wedle dalszego ich opowiadania, żaden niczém pamiętném ni świetném nie odznaczył się, wyjąwszy jednego i ostatniego z nich Moerisa. Ten zaś miał wybudować pamięci godne Przedbramie Haefesta ku północnemu wiatru obrócone, nadto jezioro wykopać, którego obwód ile stadjów wynosi, późniéj namienię, i pyramidy nad nim wystawić, o których wielkości powiem tam gdzie o jeziorze. Ten takich dzieł miał dokonać, reszta zaś nic zgoła.
Pominąwszy więc tych, o królu co zaraz po nich nastąpił, nazwiskiem Sezostris, pamięć uczynię. O tym powiadali kapłani, iż pierwszy wyruszywszy na wojennych nawach z międzymorza Arabskiego, ludy zamieszkujące wzdłuż Czerwonego zawojował, aż przybył płynąc do morza nieżeglownego dla mielizn. Ztąd powróciwszy do Aegyptu, i podług powieści kapłanów, wielkie wojsko zebrawszy postępował stałym lądem wszelki lud napotykany podbijając. Kędy zaś napotkał odważnych i z zaciętością przywiązanych do wolności, u tych stawiał słupy po kraju z napisami wyrażającemi jego imię i ojczyznę, oraz jako swoją potęgą ich przemógł; których zaś miasta bez utarczki i bez trudu zabierał, tym kładł w napisach na słupach to samo co tamtym walecznym, lecz jeszcze malował w dodatku wstydliwość niewieścią, chcąc im na oko pokazać jak byli nikczemnymi.
Tak postępując przebył ląd stały, aż i z Azyi do Europy zaszedłszy zawojował Skythów i Thraków. U tych przecież zdaje mi się, najdalszy był kres, którego dosięgnęło wojsko Aegypskie; w kraju bowiem tych ludów tylko jeszcze widzi się wystawione owe słupy, daléj zaś za niemi już nie. Ztąd tedy nawróciwszy ciągnął nazad, a gdy był nad rzeką Fazis, nie umiem powiedzieć z pewnością, czy sam król Sezostris rozdzieliwszy swoje wojsko część pewną tamże pozostawił jako mieszkańców kraju, czy téż niektórzy z jego żołnierzy zmierziwszy sobie dalszą włóczęgę ponad Fazisem osiedli. Zdaje się bowiem, iż Kolchowie są Aegypcianami, na co własnym domysłem wpadłem pierwéj nim od innych zasłyszałem. Gdy mi to bowiem utkwiło w myśli, zapytywałem tych i tamtych, i więcéj przypominali sobie Kolchowie Aegypcian niż Aegypcianie Kolchów; lecz powiadali Aegypcianie, iż mniemają Kolchów potomkami wojska Sezostrisowego. Sam téż o tém ztąd wnioskowałem, iż mają włosy smagławe i kędzierzawe; chociaż to niczego nie dowodzi, są bowiem i inni tacy. Ale tém raczéj się rzecz utwierdza, iż jedni ze wszystkich ludzi Kolchowie, Aegypcianie i Aethiopowie od początku obrzezują części wstydliwe. Fenicjanie zaś i Syryjczycy w Palaestinie sami przyznają, iż się tego nauczyli od Aegypcian, Syrowie zaś około rzek Thermodontu i Parthenios[13] i pograniczni tymże Makronowie twierdzą, iż świeżo ten zwyczaj przejęli. Ci bowiem są jedyni z obrzezujących się ludzi, i ci zdają się czynić tak samo jak Aegypcianie. Atoli co do samych Aegypcian i Aethiopów, to nie umiem rozstrzygząć, którzy z nich od drugich się nauczyli, bardzo bowiem starym zdaje się być ten zwyczaj. Ze zaś wszedłszy w stosunki z Aegyptem przejęli go wielką dla mnie i to jest poszlaką, że ilu tylko Fenicjan osiada w Grecji, ci nie naśladują już Aegypcian co do onych wstydliwości, lecz rodzącym się następnie swoim potomkom nie obrzezują ich więcéj. Niechżeż jeszcze jedno namienię o Kolebach, jak podobni są do Aegypcian. Otóż płótno oni i Aegypcianie tak samo wyrabiają, i cały sposób życia i język obojga podobny. Płótno przecie Kolchickie Grecy Sardonickiém zowią, to zaś co z Aegyptu przychodzi zowie się Aegypskiém. Co zaś do owych siupów, które stawiał po krajach Sezostris król Aegyptu, to większa część ich już nie istnieje, lecz w Palaestynie Syryjskiéj sam widziałem jeszcze takowe i pisma oznaczone na nich i wstydliwość niewieścią. Znajdują się także i w Jonii dwie figury w skalach wykute tego męża, jedna na drodze z Efezu do Fokaei, druga na gościńcu z Sardes do Smyrny prowadzącym. Na obydwóch wyciosany jest mężczyzna, wielkości czterech łokci i jedna piędź, trzymający w prawéj ręce dzidę, w lewéj luk i resztę uzbrojenia; a ma i Aegypskie i Aethiopskie. Od jednego zaś ramienia do drugiego poprzez piersi wyrżnięty napis świętém pismem Aegypskiém to wyrażający: „ja mojemi ramionami tę tu ziemię zdobyłem.“ Kto zaś jest i zkąd? tamże nie wyjawia, lecz gdzieindziéj. Toż niektórzy co oglądali ten posąg wnioskują go być obrazem Memnona, lecz daleko za prawdą pozostają.
O tym Aegypskim Sezostrisie, gdy powracał z wypraw wiodąc z sobą wiele ludu od podbitych narodów, powiadali daléj kapłani, iż skoro w pochodzie swym do domu stanął w Dafnach Peluzyjskich, brat jego, któremu zarząd Aegyptu był pozostawił, zaprosił go do siebie w gościnę na biesiadę uroczystą wraz z synami i z pozewnątrz mieszkanie drzewem obtłoczywszy podpalił. Spostrzegłszy to Sezostris, wszedł natychmiast w radę ze żoną; bo i tę miał przy sobie na wyprawach; a ona miała mu poddać, ażeby z sześciu synów dwóch na stósie rozłożywszy przemościł pożar, i żeby tym sposobem po ich ciałach ratowali się. To téż miał uczynić Sezostris, i dwóch z jego synów tedy spłonąć, reszta zaś wraz z ojcem ocaleć miała. Powróciwszy Sezostris do Aegyptu i pomściwszy się na bracie, tłuszczy, którą ze sobą z zawojowanych krain przywiódł, w ten sposób użył. Kamienie za tego króla sprowadzone do bożnicy Hefaesta, ogromnéj wielkości, ci to brańcy zwłóczyli, i wszystkie kanały teraz się w Aegypcie znajdujące pod przymusem wykopali uczyniwszy mimowolnie Aegypt, cały pierwéj sposobny dla jazdy konnéj i wozowéj, niesposobnym do tego. Od tego bowiem czasu Aegypt będący dawniéj cały płaszczyzną w nieużyty dla koni i wozów zamienił się; przyczyną zaś tego stały się owe mnogie kanały, różnokręte mające jeszcze rowy. Poprzerzynał zaś niemi kraj z tego powodu ten monarcha. Wszyscy Aegypcianie co nie ponad rzeką osiadali miasta, lecz w środku ziemi mieszkali, ilekroć Nil ustąpił, w niedostatku wody przysłonego używali napoju biorąc go ze studzien. Z téj przyczyny poprzecinanym został Aegypt. Miał także, jak powiadali kapłani, podzielić pomiędzy wszystkich Aegypcian krainę król ten, dawszy każdemu równą część czworoboczną, i z tego dochody państwa ustanowić, nakazawszy roczną płacić daninę. Jeżeli zaś któremu z działu jego rzeka coś oderwała, przychodząc do niego oznajmiał o zdarzeniu, a król wysełał ludzi, którzy by obejrzeli i wymierzyli, o ile rola zmniejszona została, ażeby na potem właściciel jéj podług słuszności z nakazanéj płacy się uiszczał. Ztąd zdaje mi się wynalezione miernictwo, które do Grecyi przeszło; poromierz (πόλος) bowiem i godzinomierz (γνώμων) jako i dwanaście części dnia od Babylończyków poznali Grecy.
Jedyny to był król Aegyptu, który nad Aethiopią panował, pomniki zaś po sobie zostawił w kamiennych posągach przed chramem Hefaesta, dwa trzydziestu łokci wysokości, jego i żonę, cztery po dwadzieścia łokci każden, synów jego wyobrażające. Przed niemi gdy w długim następnie czasie Dariusz Pers swój wystawiał posąg, nie przeoczył tego arcykapłan Hefaesta, lecz wyrzekł, iż nie zdziałał takich czynów jak Sezostris Aegypski; Sezostris bowiem, mówił, i innych niemniéj podbił narodów jak Dariusz i nadto Skythów, Dariusz zaś nie był mocen pokonać Skythów; nie słuszną więc jest, ażeby stał przed pomnikami owego nie przewyższywszy go czynami. Dariusz miał przebaczyć tę zuchwałą mowę kapłanowi. Po zgonie Sezostrisa, powiadali, iż objął królestwo syn jego Feron, który nie podjął żadnéj wyprawy, a przypadło mu zostać niewidomym dla następnéj okoliczności. Gdy wtenczas najwyżéj była się podniosła, bo do ośmnastu łokci i rozlała na niwy, powstał wiatr i Nil jął miotać bałwany; król wtedy, mówią, uwiódłszy się płochością, porwał za oszczep i cisnął go w środek wirów rzecznych, poczém natychmiast zapadłszy na oczy zaślepł. Przez dziesięć lat zatém był ociemnionym, lecz w jedenastym roku przyszła mu wyrocznia z miasta Butus, jakoby wypełnił się czas jego kary i że przewidzi znowu, skoro omyje sobie oczy uryną niewiasty, która tylko ze swoim mężem obcowała, nie zetknąwszy się z innymi. Doświadczał więc najprzód swojéj żony, potém zaś, gdy nie odzyskał wzroku, próbował kolejno wszystkich; przewidziawszy w końcu, zgromadził te białogłowy, z któremi próbę czynił, wyjąwszy tę któréj wodą się obmywszy przewidział, do jednego miasta, teraz zowiącego się Czerwona skiba; do tego je sprowadziwszy spalił wszystkie wraz z miastem. Któréj zaś uryną obmywszy się światło odzyskał, tę zatrzymał sobie za małżonkę. Podarunki, po wydobyciu się z cierpienia, różne do wszystkich znakomitych chramów porozsełał, lecz, co największéj wzmianki godne, świetne wystawni dzieła koło świątyni Słońca, jako to dwa kamienne obeliski[14], z jednego oba wyciosane głazu, każdy wysoki sto łokci, a ośm łokci szeroki.
Po nim, mówili kapłani, iż objął królestwo mąż z Memfis, któremu w języku greckim na imię było Proteus; temu poświęcony jest jeszcze gaj w Memfis nader piękny i świetnie opatrzony, na południe od chramu Hefaesta położony. Mieszkają w koło tego gaju Fenicjanie Tyryjscy, a miejsce to całe zowie się obozem Tyryjczyków. Stoi także w tym gaju świątnica Proteusza, którą mianują Gościnnej Afrodity. Wnoszę, iż to jest bożnica Heleny córy Tyndara, gdyż znana mi jest powieść o przebywaniu Heleny u Proteusza i także ponieważ dodany Afrodycie przydomek Gościnnéj; ile bowiem innych jest świątyń Afrodity, żadna nigdzie nie nosi nazwy Gościnnéj. Opowiadali mi zaś kapłani, gdym ich badał o losy Heleny, iż tak się stało. Alexandros porwawszy Helenę ze Sparty odpłynął do swojéj ziemi; lecz gdy był na morzu Aegejskiém, przeciwne wiatry wyrzuciły go na pont Aegypski, ztąd (gdyż nie ustawały wichry) przybył do Aegyptu, a tutaj do zwiącego się teraz ujścia Nilu Kanobickiego i do Taricheów. Była zaś na pomorzu, która i teraz jest, bożnica Heraklesa, do któréj jeśli uciekłszy niewolnik przez jakiegokolwiek z ludzi świętemi znakami napiętnowany zostanie oddawszy się bóstwu, nie wolno go tykać. Ten zwyczaj utrzymuje się aż dotąd niezmiennie tak jak był od początku. O tém tedy prawie świątyni dowiedziawszy się sługi Alexandra odstąpili go, i upadłszy jako błagający przed bóstwem oskarżali Alexandrosa, chcąc mu szkodzić, i opowiadali obszernie o postępku jego względem Heleny i o krzywdzie wyrządzonéj Menelaosowi. Skarżyli zaś to kapłanom i strażnikowi ujścia, któremu na imię było Thonis. Usłyszawszy to Thonis wyprawia co żywo poselstwo do Memfis do Proteusza, z takiém oznajmieniem: „Przybył cudzoziemiec z rodu Teukros, bezbożnego dopuściwszy się czynu w Helladzie; swego gospodarza bowiem gościnnego żonę ułudziwszy z tąże przyszedł i z bardzo mnogiemi bogactwy, od wichrów na tę ziemię zaniesiony. Marayż mu bez szkody pozwolić daléj płynąć, czy zabrać co z sobą przywozi?“ Na to z taką przyseła odpowiedzią odprawę Proteusz: „Męża tego, kimkolwiek będąc dopuścił się zbrodni na swoim gospodarzu, pojmawszy przyprowadźcie do mnie, ażebym usłyszał co powie.“ Usłyszawszy to Thonis chwytuje Alexandrosa a sudna jego przytrzymuje, i następnie jego, Helenę, skarby i błagających niewolników do Memfis odprowadza. Gdy przywiedzionymi zostali wszyscy, zapytał Alexandrosa Proteusz, kimby był i zkąd przypłynął. Ten mu opowiedział swój ród i nazwisko ojczyzny i żeglugę, zkąd morzem przybył. Zatém spytał go Proteusz, zkąd uprowadził Helenę; na co gdy koro wodził mową Alexandros i prawdy nie wyjawiał, zbili go słowem owi błagający, wypowiadając cały przebieg jego występku. Nareszcie takie objawił im zdanie Proteusz, mówiąc: „Gdybym najściśléj tego nie pilnował, aby żadnego z cudzoziemców nie zabijać, którzykolwiek od wiatrów porwani już do mego kraju przybyli, pomściłbym się na tobie za owego Greka, który, o najnikczemniejszy z ludzi, dostąpiwszy gościnnego przyjęcia, najniegodziwszy czyn spełniłeś; do żony swego gospodarza zaszedłeś! Lecz na tém nie miałeś dosyć, ale jakoby skrzydeł jéj przydawszy uszedłeś z porwaną. Wszakże i na tém jeszcze nie poprzestając, dom nadto swego sprzymierzeńca zrabowałeś. Teraz więc, ponieważ wysoko cenię nie zabijać cudzoziemców, niewiasty téj i bogactw nie dozwolę ci zabierać, lecz zachowam je dla przyjaciela Greckiego, aż sam przybywając wziąść je sobie zechce; tobie zaś i spólnikom twoim żeglugi ruzkazuję w trzech dniach z ziemi mojej do innéj jakiéj się wynieść, inaczej, będę was ścigał jako wrogów.“
Takie, wedle słów kapłanów, miało być przybycie Heleny do Proteusza; i zdaje mi się, że i Homer o téj powieści wiedział. Lecz, ponieważ nie była równie piękna dla epopei, jak owa druga któréj użył, porzucił ją okazawszy, że i to znał podanie. Jawném to zaś jest z tego co wspomniał w Iliadzie (a na żadném inném miejscu nie sprzeciwił się sobie) o błąkaniu się Alexandrosa, jako tenże uniesiony został przez burze uprowadzając Helenę już to gdzieindziéj wyrzucany z drogi, już to jak do Sidonu w Fenicji się dostał. Wspomina o nim w utarczce Diomeda (tj. w piątéj, a raczéj szóstéj Pieśni) i słowa jego następujące[15]:

Tam różnobarwe leżały ubiory, dziewic roboty
Sidonijskich, co bogom podobien je sam Alexandros
przywiózł z Sidonu, przez morze szerokie przybywszy na nawach,
drogą którą przywodził Helenę cnych ojców potomkę.

Wspomina także w Odyssei[16] w tych rythmach:

Takie Zeusa ot córa leki przemyślne dzierzała,
dzielne, które jéj Polydamna cna Tkona małżonka
dala w Aegypcie, kędy najwięcej wżdy ziemia przepłodna
rodzi lek, zdrowie to zacne niosących to śmiercie straszliwe

I to także mówi do Telemacha Menelaos:

Jeszcze w Aegypcie, gdy dotąd powracać żądałem mnie bogi
powstrzymywały, bo obiat zupełnych nie byłem im przyniósł.

W tych oto wierszach pokazuje, iż wiedział o zabłąkaniu się Alexandrosa do Aegyptu: graniczy bowiem Syria z Aegyptem, a Fenicjanie, do których należy Sidon, zamieszkują w Syryi. Z tych także wierszy, a najbardziéj z tego miejsca pokazuje się jak najoczywiściéj, że nie Homera dziełem Pieśni Cypryjskie, lecz kogoś innego. W tych bowiem Cypriakach powiedziano jest, iż Alexandros trzeciego dnia przybył z Heleną ze Sparty do Ilionu, miawszy wiatr pomyślny i morze spokojne; w Iliadzie zas śpiewa poeta, iż błąkał się uprowadzając ją.
Lecz Homer i Pieśni Cypryjskie niechaj żegnają. Ja zaś gdym pytał daléj kapłanów, iżali Grecy płonną utworzyli powieść o wypadkach pod Troją lub nie, odpowiedzieli mi na to jak następuje, dodając, że wiedzą to z przebadania samegoż Menelaosa. Otóż mówili: po porwaniu Heleny przybyło do krainy Teukra wielkie wojsko Hellenów w pomoc idąc Menelaosowi, a wyszedłszy na ląd i osadziwszy się wyprawiło posłów do Ilionu, którym towarzyszył sam Menelaos. Ci wszedłszy do murów domagali się wydania Heleny i skarbów, z któremi uszedł łupieżca Alexandros, oraz wynagrodzenia krzywd. Lecz Teukrowie tę samą mowę wtenczas i następnie wynurzali, częścią przysięgając, częścią bez przysięgi, iże nie mają Heleny ani żądanych bogactw, lecz ze wszystkie znajdują się w Aegypcie, że więc niesprawiedliwie posądzani są o rzeczy których wina spada na Proteusza króla Aegypskiego. Ale Grecy uważając to za wyszydzenie siebie taki oblegali Teukrów, aż zdobyli; a zdobywszy miasto gdy nie pokazywała się Helena, lecz to samo słyszeli co pierwej, wtenczas dopiero uwierzywszy owéj pierwszéj powieści samego Menelaosa wysłali do Proteusza. Przybywszy tedy Menelaos do Aegyptu i popłynąwszy do Memfis, skoro prawdę rzeczy opowiedział, i wielkie dary gościnności pozyskał i Helenę wolną od zmazy odebrał, oraz wszystkie swe bogactwa. Otrzymawszy wszakże to Menelaos niewdzięcznym okazał się mężem naprzeciw Aegypcianom. Albowiem zabierającego się do odjazdu wstrzymywały wiatry niepomyślne, co gdy przydługo trwało, wymyśla dzieło bezbożne: to jest pochwyciwszy dwóch synów mężów krajowych zabija ich na ofiarę wzburzonym wiatrom. Zaczém gdy się wyjawiło co uczynił, znienawidzony i ścigany uciekł na swoich sudnach ku Libyi. Dokąd się zaś tu ztąd udał, nie umieli już powiedzieć Aegypcianie; z tych zaś rzeczy które opowiedziałem, jedne powiadali iż wiedzą z wywiedzenia się o nich od Meuelaosa, drugie zaś twierdzili znad dokładnie, ponieważ się u nich wydarzyły.
To opowiadali mi kapłani Aegypcian; ja zaś do powieści o Helenie uczynionéj dodaję to w przymówieniu, iż, gdyby Helena była w Ilionie, powróconąby była została Grekom, czyby był Alexandros chciał czy nie chciał. Nie był bowiem do tego stopnia rażonym na umyśle Priamos, ani wszyscy inni do niego należący, żeby byli mieli stawiać na niebezpieczeństwo ciała swe, dzieci i miasto, byle tylko Alexandros z Heleną zamieszkał. A gdyby już w pierwszych dobach o tém zamyślali, to skoro wielu Trojan po spotkaniu się z Grekami poległo, samemu zaś Priamowi w każdéj zawsze bitwie dwóch lub trzech lub jeszcze więcéj synów ginęło, jeśli ma się coś zawierzyć opowiadaniu poetów epicznych; skoro to się wydarzało, tuszę, iż, gdyby nawet sam Priam był zamieszkiwał z Heleną, byłby ją oddał Achajom, pragnąc się przecież uwolnić od nieszczęść obecnych. Aniby téż królestwo na Alexandra było przeszło, tak iżby w starości Priama przy nim były rządy, lecz Hektor i starszy i mąż odeń dzielniejszy powinienby je był objąć po zgonie Priama, któremu nie przystało zwierzać go bratu brojącemu, a nadto sprawcy wielkich nieszczczęść tak dla niego z osobna jako dla wszystkich innych Trojan. A więc nie mogli ani Heleny powracać (ponieważ jéj nie mieli), ani też im prawdę mówiącym wiarę dali Grecy, gdyż, że moje zdanie objawię, bóstwo tak zrządziło, ażeby z gruntu wyginąwszy widoczném uczynili ludziom, jako wielkie krzywdy wielkie takoż ścigają kary bogów. Taka jest o tém myśl moja.
Po Proteuszu, mówili, objął panowanie Rampsinit, który godne pamięci zostawił Przedbramie ku wieczorowi zwrócone świątyni Hefaesta, a przed tém przedbramiem wystawił dwa posągi, wysokości dwudziestu i pięciu łokci, z których Aegypcianie stojący ku północy nazywają latem, drugi ku południowi zimą; a który mienią latem, temu się kłaniają i dobrze świadczą, przezwanemu zaś zimą, przeciwnie temu czynią. Bogactwa miał ten król posiadać wielkie w srebrze, których żaden z następców nie mógł przewyższyć, nawet im dorównać. Pragnąc zachować w bezpieczeństwie te swoje skarby, kazał wymurować mieszkanie z kamienia, którego jedna ściana do zewnętrznéj części pałacu przytykała. Lecz robotnik uknował zdradę i jeden z kamieni tak umieścił, iż łatwo mógł być wyjmowany przez dwóch i jednego człowieka. Gdy tedy dokończone zostało mieszkanie król przechował w niém skarby, a po niejakim czasie budowniczy przy końcu życia będący przywołał do siebie synów (miał ich bowiem dwóch), i opowiedział im jako zaradzając temu, ażeby dostatni mieli żywot, użył podstępu przy stawianiu skarbca królewskiego. Opowiedziawszy im zatém wyraźnie jak ów kamień wyważać można, dał im wraz miary jego mówiąc, iż tego pilnując szafarzami będą bogactw królewskich. Poczém umarł; synowie zaś jego nie odkładali długo przystąpienia do dzieła, lecz poszedłszy nocą do zamku i kamień w skarbcu wynalazłszy z łacnością odchylili i z pieniędzy wiele z sobą unieśli. Gdy król przypadkiem otworzył skarbiec, zdumiał się spostrzegłszy ubrane w naczyniach pieniądze, lecz nie miał kogoby posądził, gdyż znaki były nienaruszone i mieszkanie zamknięte. Skoro mu atoli po drugiém i trzeciém otworzeniu skarbcu wciąż wydawał się umniejszać kruszec (złodzieje bowiem kraść nie przestawali) to uczynił, iż rozkazał sporządzić sidła i te około naczyń w których były pieniądze, zastawić. Gdy więc rabusie jako pierwej przybyli i jeden z nich się wsunął, zbliżywszy do dzbana natychmiast się w sidle uplątał. Skoro zmiarkował w jakiém się znajduje nieszczęściu, przywoływa brata i pokazuje co się stało, i czémprędzéj rozkazuje mu wpuściwszy się otworem odciąć sobie głowę, ażeby zobaczony i poznany kim był, nie zgubił i jego. Temu zdała się dobrą ta rada, i przekonany czyni tak, zatém wstawiwszy kamień odchodzi do domu niosąc głowę brata. Z nadejściem dnia król wchodzi do skarbcu i przerażony zostaje widząc ciało łupieżcy w sidle bez głowy uwięzione, mieszkanie zaś nienaruszone, ani wnijścia ani wyjścia zeń żadnego. Po niejakim tedy namyśle tak sobie postąpił: trupa złodzieja zawiesił na murze i postawiwszy przy nim stróżów zalecił im, ażeby kogo zobaczą płaczącego lub ubolewającego nad nim, pochwycili i do niego przyprowadzili. Lecz zawieszony nieboszczyk obudził żałość matki, odzywając się więc do ocalałego syna rozkazywała mu, aby, jakimby sposobem mógł, postarał się odjąć ciało brata i przynieść; jeżeli zaś tego zaniedba, groziła, iż pójdzie do króla i wyjawi mu, iż posiada jego pieniądze. Gdy tedy surowo nastawała matka na ocalałego swego syna, a on jéj wielu słowy nie zdołał ułagodzić, taki wymyślił podstęp. Przyrządziwszy osły i napełniwszy łagwie winem wkłada oneż na owe osły i pędzi je; przybliżywszy się zaś do strażujących przy wiszącym trupie, i ściągnąwszy dwie czy trzy kończyny łagwi na dół, otwiera je; a gdy wino wylewać się zaczęło, uderza się w głowę rozgłośnie krzycząc, jakoby nie wiedział do któregoby z osłów najprzód miał się zwrócić. Stróże ujrzawszy toczące się w mnogości wino, zbiegują się na drogę z naczyniami i upływający napój zbierając za zysk to sobie poczytują; on zaś udając gniew lży ich wszystkich, a gdy go łagodzą Stróże, udaje iż się zmiękczył i ustaje w rozjątrzeniu, nareszcie wyprowadza osły z drogi i porządkuje. Gdy zatém więcéj słów zamienili i któryś zażartował z niego i do śmiechu pobudził, dodał im jeszcze jednę łagwię; oni tedy bez wyboru tamże się rozłożywszy postanawiają zapijać i jego przytrzymując z sobą pozostać w miejscu i pić razem rozkazują. Daje się nakłonić i pozostaje. A kiedy go wśród zapijania mile uściskali, dodaje im jeszcze jednę łagiew. Aż zakosztowawszy nad miarę trunku stróże oszołomieni zostali i pokonani snem tam gdzie pili pousypiali. Wtenczas człowiek nasz, gdy późno już było w noc, odwiązał ciało brata a stróżom wszystkim na sromotę ogolił prawe policzki, i włożywszy trupa na osły wrócił do domu dopełniwszy rozkazu matki. Król, gdy mu doniesiono o porwaniu zmarłego złodzieja, oburzył się; a pragnąc koniecznie wyśledzić, ktoby to był co takie sztuczki płatał, to miał uczynić, czemu ja przecież nie wierzę. Oto, jak powiadają daléj, córę swą osadził w nierządnym domu, zaleciwszy ażeby wszystkich porówno przyjmowała, lecz nimby się złączyła, miała przymusić wprzód każdego powiedzieć sobie, coby najdowcipniejszego i najniegodziwszego w życiu uczynił; gdyby jéj zaś który opowiedział to, co się do owego rabusia ściągało, to miała tegoż pochwycić i nie puszczać na zewnątrz. Kiedy więc dziewica wykonywała rozkazy ojca, złodziéj wywiedziawszy się dla czego to czyni, a pragnąc przebiegłością przewyższyć króla, taki znów wymyśla podstęp. Odciąwszy rękę świeżego nieboszczyka przy ramieniu, i wziąwszy ją pod płaszcz idzie do córki króla a przybywszy i zapytany o to co inni, opowiada jéj, iż najniegodziwszy czyn jego ten jest, iż oderznął głowę bratu schwyconemu w sidło w skarbcu królewskim, najdowcipniejszy zaś, iż spoiwszy stróżów odwiązał ciało zawieszone tegoż brata. Panna słysząc to, chwyta go; lecz złodziéj w ciemności podaje jéj rękę nieboszczyka; a ona ująwszy ją trzyma, mniemając, że jego własną przytrzymała; złodziéj tymczasem pozostawiwszy jéj tamtę ucieka drzwiami. Kiedy zatém i to doniesiono królowi, zdumiał się nad przemyślnością i zuchwałością człowieka, w końcu rozesławszy po wszystkich miastach ogłosił przebaczenie i nawet wielkie nagrody przyrzekał, byleby stawił się przed jego oblicze. Złodziéj temu uwierzywszy przybył rzeczywiście do niego, a Rampsinit nadzwyczaj mu się dziwił i dał w małżeństwo tęż sarnę córkę, jako najwięcéj umiejącemu z ludzi; Aegypcianie bowiem, mówił, inne narody przewyższają, on zaś samych Aegypcian jeszcze.
Potém opowiadali mi kapłani, iż król żywo zstąpił pod ziemię, tam gdzie Grecy mniemają być kraj cieniów (Hades), i że grał tamże z Demetrą w kostki, częścią onę pokonywając, częścią od niéj zwyciężany, i że znowu napowrót powrócił na świat przynosząc w podarunku od bogini ręcznik złoty. Czas zaś od zstąpienia Rampsinita aż gdy znowu powrócił, Aegypcianie (mówili kapłani) świętem obchodzili, które i ja znam i które jeszcze za mego pobytu widziałem obchodzących; wszakże nie mogę powiedzieć, czy dla innéj jakiéj przyczyny, czy téż dla téj tu ono wyprawiają. To jest płaszcz natenczas w jednym dniu utkawszy kapłani zawięzują jednemu z pomiędzy siebie przepaską oczy, i płaszcz ów na niego kładą, zaprowadziwszy potém przybranego w płaszcz ów na drogę do świątyni Demetry wiodącą sami się nazad oddalają; owego zaś przewiązanego kapłana, mówią, iż dwóch wilków zaprowadza do świątyni Demetry dwadzieścia stadjów od miasta odległéj, i znowu z świątyni napowrót na to samo miejsce odprowadza. Owoż wiadomości tych przez Aegypcian mi podanych, niechaj użyje każdy jak mu się wiarogodnemi wydadzą; mojém zaś założeniem jest w całym tym opisie spisywać, co od pojedyńczych opowiadane słyszałem. Mówią tedy Aegypcianie, że nad podziemnemi bóstwami przewodzi Demeter i Dionyzos. Pierwsi także Aegypcianie to zdanie wyrzekli: że dusza człowieka nieśmiertelną jest, i ze z rozsypaniem się ciała w inne powstające zawsze zwierzę wstępuje, a obiegłszy tak wszystkie lądowe, morskie i lotne, znowu w rodzące się ciało człowieka wchodzi; ten zaś jéj obieg dokonywa się w trzech tysiącach lat. Z tego twierdzenia korzystali niektórzy Grecy[17], jedni pierwéj drudzy późniéj, jakoby było ich własne; tych ja znając imiona, nie wymieniam przecież.
Mówili następnie, iż aż do króla Rampsinita wszelkie dobre prawo istniało w Aegypcie, a Aegypt wielce był zamożny, lecz panujący po tymże nad nimi Cheops na wszelkie bezprawie się rzucił; pozamykawszy bowiem wszystkie świątnice wzbronił Aegypcianom najprzód czynienia ofiar, a potém wszystkim na siebie pracować rozkazał. Jednym rozporządzono z łomów kamienia w górze Arabskiéj zwłóczyć skały do Nilu; innym przeprowadzone na łodziach przez rzekę rozkazał odbierać i do tak zwanéj góry Libyjskiéj ściągać. Pracowało zaś do stu tysięcy ludzi po trzy miesiące cięgiem. Czasu zaś potrzebował lud w ten sposób uciskany na sporządzenie drogi, po któréj zwłóczyli owe głazy, dziesięć lat; dzieło mało co mniejsze od saméj pyramidy, wedle mego zdania (téj bowiem długość wynosi pięć stadjów, szerokość dziesięć sążni, wysokość zaś w którém miejscu jest najwyższą, ośm sążni, z kamienia jest gładzonego na którym wyrzynane są zwierzęta); na tę drogę tedy dziesięć lat zużyto i na zbudowanie na pagórku, na którym stoją pyramidy, podziemnych mieszkań, które sobie na groby urządził na wyspie, kanał Nilu tamże wprowadziwszy. Na wystawienie zaś pyramidy dwadzieścia lat spotrzebowano, któréj będącéj czworoboczną przodek każdy wszędzie ośm pletrów[18] zawiera, z kamienia jest gładzonego i jak najdokładniéj składanego: żaden z tych głazów nie jest mniejszy nad trzydzieści stóp.
Budowano zaś tę pyramidę w kształt schodów, które niektórzy stopniami, inni ółtarzykami zowią. Tak wystawiwszy ją od spodu, dźwigali potém inne płyty machinami z krótkich drzew sporządzonemi, podnosząc z ziemi na pierwszy szereg owych stopni; gdy zaś głaz na nim spoczął, kładziono go na drugą machinę na pierwszym szeregu stojącą, z tego ciągniono go na następny szereg inną machiną; ile bowiem było szeregów owych stopni tyle machin, albo téż tę samą machinę jednę i łatwo się dającą przenosić posuwali na każdy wyższy szereg, ilekroć kamień z niéj zdjęli; niechaj bowiem wyrażone tu będą oba sposoby których miano używać, jak nam opowiadano. Wykończono zaś najprzód najwyższe jéj części, potém robili najbliższe po tych, na samym końcu przyziemne i najniższe. Oznaczone zaś jest Aegypskiém pismem na pyramidzie, ile wydano na rzepę, cebulę i czosnek dla robotników; a jako dobrze pamiętam, co mi tłómacz wyjaśniający te napisy powiedział, tysiąc sześćset talentów srebra wyłożono. Jeżeli zaś to tak jest, ileż więcéj wydać musiano na żelazo którem pracowano, na chleb i odzież robotników? skoro przez czas orzeczony budowali te dzieła, a ów drugi, w którym jak wnoszę, łamali kamienie i sprowadzali i wykop podziemny robili, nie mały był. Do tego zaś stopnia nikczemności miał upaść Cheops, iż, potrzebując pieniędzy, córkę własną w niecnym domu umieściwszy kazał jéj zarabiać na pieniądze w jakiéjkolwiek bądź ilości, nie oznaczono bowiem mi onéj. Czyniła tedy jako ojciec zalecił, lecz jeszcze osobną umyśliła pamiątkę zostawić; ztąd każdego do niéj przychodzącego prosiła, aby jéj jeden kamień do dzieła zamierzonego podarował. Z tych to kamieni, mówili, iż wybudowaną została pyramida w pośrodku owych trzech stojąca, przed wielką ową pyramidą, któréj każda strona półtora plethrona długa. Panować miał tenże Cheops podług powieści Aegypcian pięćdziesiąt lat, po jego zaś śmierci objął rządy brat jego Chefren. I ten miał trzymać się tego samego obyczaju co tamten tak w innych sprawach, jako i w tém że zbudował jednę pyramidę, przecież nie dosięgającą miar pyramidy poprzednika; to bowiem i sami wymierzyliśmy; ani bowiem pod nią niema mieszkań podziemnych, ani téż kanał z Nilu do niéj nie dochodzi jak do owéj drugiéj dopływający, gdzie przez wymurowane łoże wpadając wewnątrz oblewa wyspę, na któréj powiadają, iż sam Cheops spoczywa. Lecz podmurowawszy pierwszy szereg z kamienia Aethiopskiego różnokolorowego, a czterdzieści stóp pod wysokość tamtéj zstąpiwszy[19], stykającą się z ową wielką wystawił. Stoją zaś obie na tym samym pagórku, najbardziéj sto stóp wysokim. Królować miał Chefren pięćdziesiąt i sześć lat.
Te to są sto sześć lat, w których Aegypcian wszystkie nieszczęścia dręczyły i bożnice przez tak długi czas zamknięte nie otwarły się. To téż tych królów przez nienawiść nie bardzo lubią wymieniać Aegypcianie, ale nawet pyramidy mienią być dziełem pasterza Filitisa, który w owym czasie pasał trzody w tych miejscach.
Po tym, mówili, iż królował nad Aegyptem Mykerinos, syn Cheopsa, który brzydził się sprawami ojca, świątynie otworzył i lud do ostatniéj nędzy przywiedziony do prac i ofiar rozpuścił, oraz najsprawiedliwsze ze wszystkich królów sądy wymierzał. Z tego dzieła, ze wszystkich którzy byli Aegypcian panującymi, najbardziéj go wychwalają; jak w innych bowiem rzeczach dobrze sądził, tak naganionemu w sprawie przez siebie dawając ze swojego umarzał jego rozjątrzenie. Będącemu przecież łagodnym i gorliwym dla obywateli, Mykerinowi zdarzyła początek nieszczęść zmarła córka jego, która była jedyném dzieckiem w domu jego. On tedy nad miarę bolejąc nad ciosem któremu uległ, i pragnąc wspanialéj jak inni pochować córkę, kazał zrobić drewnianą krowę wydrążoną i wyzłociwszy tęż wewnątrz pogrzebał w niéj umarłe swe dziecię. Ta krowa nie została przykryta ziemią, lecz jeszcze do moich czasów była do widzenia w mieście Sais, stojąc w zamku królów w przyozdobionéj komnacie; różne wonności przy niéj codzień zapalają, każdéj zaś nocy ciągle lampa obok goreje. W przyległém téjże krowie innemi mieszkaniu stoją posągi nałożnic Mykerina, jak powiadali kapłani w mieście Sais. Są to bowiem kolossy z drzewa, w liczbie dwudziestu, nago wyrobione; jakie przecież przedstawiają niewiasty, nie umiem powiedzieć nad to co mi opowiadano. Niektórzy wszakże o téj krowie i tych kolossach taką opowiadają powieść, jakoby Mykerinus rozmiłował się w córce i z nią spółkował mimo jéj woli; poczém dodają, iż się dziewica obwiesiła z żalu, a on ją w téj krowie pogrzebał; matka zaś służebnicom, które ojcu córkę wydały, odcięła ręce, i teraz ucierpiały posągi tychże czego one same za życia doznały. Ale to opowiadają bredząc, jak mniemam, tak o reszcie jako co do rąk kolossów; przecież to sami widzieliśmy, że dla długości czasu ręce im odpadły, które u stóp posągów leżące jeszcze za mego pobytu widzieć było można. Owéj zaś krowy inne części przykryte są palmowém odzieniem, lecz szyję i głowę odsłania ona grubém bardzo złotem wyłożone, a pomiędzy rogami jest obwód słoóca naśladowany ze złota. Nie stoi wszakże ta krowa, lecz na kolanach spoczywa, wielkość jéj jakoby wielkiéj żywéj krowy. Wynoszą ją z tego mieszkania co roku, gdy się chłostają Aegypcianie na chwałę bóstwa którego w takiéj rzeczy nie wolno mi nazwać. Wtedy więc i ową krowę wyprowadzają na światło, gdyż powiadają, iż prosiła ojca Mykerina, ażeby po śmierci raz do roku widywać mogła słońce.
Po nieszczęściu córki następnie ten cios miał spotkać króla, iże z miasta Butus przyszła wyrocznia, że tylko sześć lat jeszcze pożywszy w siódmym roku umrze. On zaś oburzony miał na odwrót przesłać do wyroczni bóstwa obelgi, wyrzucające mu, iż ojciec jego i stryj pozamykawszy świątynie i o bogach nie pamiętając, lecz nadto ludzi gubiąc, długi czas przeżyli, a on pobożnym będąc tak wcześnie miałby umierać. Lecz z wieszczbiarni przyszła odpowiedź, iż dla tego właśnie skraca się jego życie, ponieważ nie uczynił co należało czynić: miał bowiem Aegypt przez sto pięćdziesiąt lat zostawać w upodleniu, co téż dwaj przed nim będący królowie zrozumieli, on zaś nie. To usłyszawszy Mykerinus, gdy już takie nań było postanowienie bogow, miał, przyrządziwszy wiele lamp, skoro noc nastawała, zapalać one i zapijać i rozkoszować, ani we dnie ani w ciemności nie ustając, i robić wycieczki na bagna i do gajów i gdzie się dowiedział iż się znajdują miejsca najpełniejsze uciechy. To zaś czynił pragnąc wyroczni wykazać kłamstwo, przez to iżby mu się stało lat dwanaście zamiast sześciu, gdy nocy w dnie obrócone zostały.
Pyramidę i tenże pozostawił, lecz wiele mniejszą od ojcowéj, ponieważ jéj nie dostaje dwudziestu po każdéj stronie (gdyż jest czworoboczna) do trzech plethrów, z kamienia do połowy Aethopickiego; którą niektórzy z Greków twierdzą być dziełem nałożnicy Rhodopis , nie słusznie utrzymując. Toć wydają mi się oni nawet nie wiedzieć, kto była Rhodopis, kiedy tak mówią: nie odnosiliby bowiem do niéj wystawienia takiéj pyramidy na którą tysiące talentów (że tak powiem) wyłożono; nadto Rhodopis za króla Ainazisa kwitnęła, a nie za tego, gdyż w wiele bardzo lat późniéj po monarchach co te pyramidy zostawili żyła Rhodopis, rodem z Thracyi będąca i niewolnica Jadmona męża Samijskiego z miasta Hefaesta, oraz wspólnie służąca z Aezopem bajkopisarzem. Albowiem i tenże był własnością Jadmona, jak to się ztąd najbardziéj okazało. Gdy bowiem Delfijczycy z natchnienia wyroczni kilkakrotnie zapytywali przez heroldów, ktoby chciał pomścić się duszy Aezopa, nikt inny nie wystąpił, lecz Jadmona syna potomek inny Jadmon pomścił ją. Tak i Aezop był Jadmona niewolnikiem.
Rhodopis zaś dostała się do Aegyptu zaprowadzona przez Xanthusa Samijczyka; przybywszy tu na zarobkowanie ciałem wykupioną została za wielkie pieniądze przez męża z Mytileny Charaxosa Skamandronymowego syna, brata Safony poetki. Tak uwolnioną została Rhodopis i pozostała w Aegypcie, a stawszy się bardzo powabną wielkie pieniądze zebrała jako na Rhodopę, ale nie aby dosięgnąć niemi aż do wystawienia takiéj pyramidy. Któréj bowiem dziesiątą część tych pieniędzy i dotąd wolno widzieć każdemu chcącemu, téj nie można wielkich summ przyznawać. Albowiem zapragnęła Rhodopis zostawić po sobie pomnik w Grecyi, to jest uczyniwszy dzieło jakiego nikt inny nie wynalazł i w świątyni nie umieścił, takowe na pamiątkę swoją w Delfach postawić. Z dziesiątéj więc części swych skarbów sporządziwszy wiele rożnów żelaznych do pieczenia wołów, na ile ta dziesiątka wystarczyła, posłała je do Delfów; które i teraz jeszcze są złożone w gromadzie, z tyłu ółtarza przez Chijczyków wzniesionego, naprzeciw saméj świątyni. Lubią zaś jakoś w Naukratis powabnemi się stawać hetery; to téż częścią ta, o któréj mowa niniejsza, tak się wsławiła, iż wszyscy Grecy imię Rhodopy na pamięć znają; częścią późniejsza od niéj, której na imię Archidike, żyje w pieśniach po Grecyi, mniéj jednak głośna od tamtéj. Charaxos zaś gdy po wykupieniu Rhodopy powrócił do Mytileny, wielce mu dokuczała pieśniami swemi Safona.
Lecz o Rhodupie dosyć; po Mykerinie zaś, powiadali kapłani, iż był królem Aegyptu Azychis, który wystawił Hefaestowi owo ku wschodzącemu słońcu stojące Przedbramie, o wiele najpiękniejsze i największe; gdyż gdy wszystkie przedbramia mają figury na sobie wyrzynane i inną nieskończoną rozmaitość zabudowania, to przed innemi ma ich najwięcéj. Za tego króla, mówili, przy wielkim niedostatku pieniędzy, powstało u Aegypcian prawo, ażeby oddający w zakład trupa ojca swego tak dopiero dług zaciągał; i że nadto dodano do tego prawa, ażeby zaliczający pieniądze panem został nawet całego grobu pożyczającego, a dla tego stawiającego taki nakład, iżby było karą, gdyby nie chciał powrócić długu, żeby ani sam po śmierci nie dostąpił pogrzebu, ni w tym ojczystym grobie, ni téż w żadnym innym, i aby oraz żaden ze zmarłych jego powinowatych nie był chowany. Pragnąc zaś tenże monarcha przewyższyć królów przed nim będących nad Aegyptem, zostawił jako pomnik pyramidę z cegieł uczynioną, na któréj taki jest wyrżnięty napis w kamieniu: „Nie upośledzaj mnie przy drugich kamiennych pyramidach; wynoszę się bowiem nad nie tyle, ile Zeus nad inne bogi. Albowiem uderzając tyką na spód jeziora, co się zatrzymało błota na onéj tyce, to zbierając zrobili zeń cegły i tym sposobem mnie wystawili.“
Ten takie dzieła okazał; po nim zaś miał królować mąż niewidomy z miasta Anyzis, który się i nazywał Anyzis. Za jego panowania wpadli do Aegyptu z wielką mocą Aethiopowie i król tychże Aethiopów Sabakon. Ów tedy niewidomy uciekł na bagna, a Aethiop królował nad Aegyptem przez lat pięćdziesiąt, w których takie czyny okazał. Ilekroć który z Aegypcian w czém zawinił, żadnego z nich zabijać nie chciał, lecz podług wielkości przekroczenia każdemu sąd wymierzał, rozkazując sypać wały w około tego miasta, z którego każdy z winowajców pochodził. I tak jeszcze wynioślejszemi stały się miasta; najprzód bowiem podszańcowane zostały przez tych, co pod królem Sezostrisem owe kanały kopali, powtórnie zaś przez tego Aethiopa i to bardzo wywyższone zostały. Gdy i inne miasta w Aegypcie wysoko są wystawione, jak mnie się zdaje, najszczególniéj miasto Bubastis podszańcowane zostało, w którém także chram Bubastidy bardzo godny pamięci stoi; większe bo inne i bogatsze są bożnice, ale żadna więcéj patrzącemu nie sprawia rozkoszy. Bubastis zaś w mowie Greków znaczy Artemis. Świątynia jéj tak urządzona. Prócz wnijścia reszta jest wyspą: z Nilu bowiem dwa rowy wpadają nie stykające się pomiędzy sobą, ale aż do wnijścia tylko świątyni każdy dosięga, jeden po téj stronie, drugi po owéj opływając, szerokie są każdy po sto stóp, drzewami zacienione. Przedbramie jest wysokości dziesięciu sążni, figurami sześciołokciowemi godnemi wspomnienia ozdobione. Stojąc w środku miasta ta świątynia widoczną jest idącemu do koła ze wszech stron; ile że gdy miasto podszańcowane zostało wysoko, świątyni zaś nie wzruszono odkąd od dawności budowaną została, przecież jest widną. Okrąża ją ogrodzenie z wyrzynanemi figurami, wewnątrz zaś znajduje się gaj drzewami bardzo wielkiemi zasadzony w okół wielkiéj kaplicy, w której stoi posąg bóstwa; szerokość i długość świątyni wszędzie stadjon wynosi. Od wchodu wyłożona jest droga kamieniem na trzy stadja najwięcéj, przez rynek prowadząca do części wschodniéj, szerokości na cztery plethry: po téj i po owéj stronie drogi drzewa niebosiężne rosną; wiedzie zaś do świątyni Hermesa. Ta świątynia tedy tak urządzona. Tak nareszcie uwolnienie swe od Aethiopa opowładali. Oto iż ujrzawszy we śnie następujące widzenie prędko umknął: zdawało mu się, iż stoi przy nim mąż i radzi mu, aby zwoławszy wszystkich kapłanów w Aegypcie na pół ich poprzecinał. Widziawszy tę marę miał wyrzec, iż wydaje mu się pozorną przyczyną od bogów daną, ażeby zbroiwszy przeciwko świętościom ich nieszczęście jakie od bogów albo od ludzi otrzymał; nie uczyni więc tego, lecz oddali się, gdyż czas przez który przepowiedziano mu iż panować będzie nad Aegyptem, już wyszedł. Bawiącemu bowiem w Aethiopii jeszcze wyrocznie, których radzą się Aethiopowie, obwieściły, iż ma przez pięćdziesiąt lat królować Aegyptowi. Kiedy więc ten czas się wypełnił i widzenie nocne go przestraszyło, Sabakon dobrowolnie się z Aegyptu oddalił.
Kiedy więc odszedł Aethiop z Aegyptu, znowu objął rządy ów niewidomy powróciwszy z bagien kędy usypawszy wyspę z popiołu i ziemi przez pięćdziesiąt lat zamieszkiwał, ilekroć bowiem przybywali doń Aegypcianie z żywnością, jako każdemu w tajemnicy przed Aethiopem było zalecone, rozkazywał im sprowadzać sobie w takim darze i popiół. Téj wyspy żaden przed Amyrtaeuszem nie mógł wynaleść, i przez siedmset lat królowie poprzedzający Amyrtaeusza szukali jéj nadaremno. Nazwisko zaś téj wyspy jest Elbo, rozległość na wsze strony dziesięć stadjów.
Po tym królu miał panować arcykapłan Hefaesta, nazwiskiem Sethon. Ten za nic sobie ważył i pogardzał wojownikami Aegypskimi jakoby wcale ich nie potrzebując, i tak inne upośledzenia im wyrządzał, jako téż i to, że odjął im role które pod dawniejszymi królami otrzymali, po dwanaście pól wyborowych każdy. Poczém naszedł Aegypt z wielkiém wojskiem Sanacharib król Arabów i Assyryjczyków; nie chcieli więc wojownicy Aegypscy pomagać przeciw niemu. Wtedy ów arcykapłan do ostateczności przywiedziony miał udać się do komnaty i przed posągiem bóstwa wyznać skargi nad nieszczęściem które mu zagraża. Tu na jęczącego miał opaść sen i zdawać mu się we śnie, że bóstwo stanąwszy przy nim dodawało mu odwagi mówiąc, iż nic przykrego nie ucierpi idąc na spotkanie wojska Arabów, gdyż ono mu przyszłe mścicieli. Zaufawszy widzeniu miał tedy zgromadzić ochotnych z Aegypcian i pociągnąć z nimi do Peluzium (tam bowiem są wnijścia do Aegyptu). Lecz nie poszedł z nim z wojennych mężów żaden, tylko przekupnie, rękodzielnicy i lud rynkowy. Kiedy więc tam przybyli, miały naraz na przeciwników wysypać się nocą myszy polne i częścią pozjadać im sajdaki i luki, częścią ucha u tarczy, tak iż uciekając nazajutrz ogołoceni z broni w znacznéj liczbie polegli. I teraz tenże król wykuty z kamienia stoi w chramie Hefaesta, trzymając w dłoni mysz, i tak przemawiając wyrytym napisem: „na mnie patrząc niechaj każdy będzie pobożnym.“
Aż do tego miejsca opowiadania mego Aegypcianie i kapłani rzecz mi wyłuszczali, okazując iż od pierwszego króla aż do tego arcykapłana Hefaesta, który ostatni panował, trzysta czterdzieści i jedno pokolenie ludzi przeszło, w których tyle było arcykapłanów i tyle królów. Teraz trzysta pokoleń ludzi zawiera dziesięć tysięcy lat; trzy bowiem pokolenia ludzi ogarniają lat sto; czterdzieści zaś i jedno pokolenie, które jeszcze dodać należy do owych trzystu, wynosi tysiąc trzysta czterdzieści lat. Tak więc w jedenastu tysiącach trzystu czterdziestu leciech powiadali, iż żaden bóg w ludzkiéj postaci się nie zjawił, ani téż pierwéj ni późniéj za królowania reszty panujących nad Aegyptem nic takowego stad się nie miało, jak twierdzili. Lecz mówili, iż w czasie tym cztery razy słońce przeciwko zwyczajowi swemu wschodziło; to jest gdzie teraz zachodzi, tam dwa razy zeszło, a gdzie teraz wschodzi, tam dwa razy zapadło[20]. Nic przecież pod te czasy w Aegypcie się nie odmieniło, ani w tém co z ziemi się rodzi, ani w tém co z rzeki powstaje, ani w chorobach, ani w śmierciach. Gdy dawniej Hekataeos[21] powieściarz wywodził w Thebach rody swoje i swój ojcowy do szesnastego boga odnosił, uczynili mu kapłani Zeusa to samo co i mnie, który nie tłumaczyłem im moich początków. To jest zaprowadziwszy mnie do wnętrza wielkiéj świątyni, wyliczali mi wskazując drewniane posągi w takiéj liczbie jaką oznaczyłem; każdy tam bowiem arcykapłan stawia za życia posąg swój. Otóż licząc i pokazując tak wyjaśniali mi ciż kapłani, iż każdy z tych posągów jest synem ojca swego przechodząc po kolei od posągu najświeżéj zmarłego wszystkie, aż do posągu najdawniéj zgasłego. Hekataeosowi zaś gdy wywodził swe rody i odniósł je do szesnastego boga, na odwzajm genealogią swoją wyprowadzili nie przyjmując tego odeń ażeby człowiek z bóstwa się narodził. Wyprowadzali je zaś w ten sposób, iż mówili, że każdy z tych kolossów jest Piromis z Piromis powstały, aż pokazali iż wszystkie owe trzysta czterdzieści i pięć kolossów były Piromis z Piromis urodzony, i ani do boga ani do bohatera rodów tych nie odnieśli. Piromis zaś w języku greckim znaczy piękno-dobry (prawy i dzielny). Otóż których tam stały posągi, tych wszystkich takimi być przedstawili, wszakże daleko zostającymi poza bogami. Atoli przed czasem tych mężów mieli bogowie być rządzcami w Aegypcie, razem z ludźmi mieszkając, a jeden z nich zawsze był naczelnym; na ostatku miał królowań nad nim Oros syn Ozirisa, którego Apollonem Grecy nazywają; ten strąciwszy Tyfona ostatni władał nad Aegyptem. Oziris zaś jest Dionyzos w mowie greckiéj.
Owoż u Greków za najmłodsze bogi uważani są Herakles, Dionyzos i Pan, u Aegypcian zaś Pan najstarszym jest i z liczby ośmiu bogów pierwszymi nazwanych; Herakles zaś z drugiego rzędu tak zwanych dwunastu, Dionyzos nareszcie z szeregu trzecich którzy z owych dwunastu powstali. Owoż ile od Heraklesa lat aż do Amazisa króla sami Aegypcianie naznaczają, okazane zostało przezemnie pierwej; Pan zaś ma być daleko starszym, Dionyzos zaś najmłodszym z nich, i od tego aż do króla Amazisa liczą lat piętnaście tysięcy. I to twierdzą Aegypcianie iż dokładnie wiedzą, ciągle licząc i spisując lata. Wszakże od Dionyza, co się miał z Semeli córki Kadmosa urodzić, jest aż do mnie lat najwięcéj tysiąc sześćset, od Heraklasa syna Alkmeny około dziewięćset lat; od Pana zaś syna Penelopy (z téj bowiem, jak opowiadają Grecy, i z Hermesa miał się narodzić Pan) mniéj jest lat jak od wojny Trojańskiéj, co najwięcéj ośmset aż do mnie. Tych dwóch przypuszczeń wolno użyć, jak się komu podadzą więcéj wiarogodnemi, ja swoje przekonanie o tém wynurzyłem. Gdyby bowiem i ci wzmiankowani zajaśnieli byli i postarzeli się w Grecyi, jako Herakles zrodzony z Amfitryona, Dionyzos z Semeli, i Pan syn Penelopy, to rzekłby kto wtenczas, że i ci inni bywszy wprzód ludźmi nosili następnie nazwiska owych przed nimi urodzonych bogów. Teraz przecię opowiadają Grecy, że Dionyza jak się tylko urodził Zeus zaszył w lędźwię i zaniósł do Nyży ponad Aegyptem będącéj w Aethiopii, o Panie zaś nie umieją powiedzieć, gdzie się udał po urodzeniu. Jawną więc jest dla mnie, że późniéj dowiedzieli się Grecy o nazwiskach tychże niż o imionach innych bogów. Od którego zaś czasu dowiedzieli się o nich, od tego wyprowadzają ich rody.
To tedy sami powiadają Aegypcianie, co zaś inni ludzie i Aegypcianie zgadzając się z tymi innymi twierdzą iż zaszło w tym kraju, to teraz opowiem; a dołączy się do tego i coś z mojego widzenia rzeczy.
Zostawszy więc wolnymi Aegypcianie po panowaniu arcykapłana Hefaesta (w żadnym bowiem czasie nie byli w stanie żyć bez króla), ustanowili dwunastu królów, na dwanaście części cały Aegypt podzieliwszy. Ci pożeniwszy się między sobą rządzili takich trzymając się ustaw, ażeby ani się wzajemnie nie strącać z tronów, ani żeby jeden godził na więcéj jak miał drugi, lecz aby jak najwięcéj byli sobie przyjaciołmi. Z tych zaś powodów te także prawa postanowili, mocno ich przestrzegając: oto dana im była wyrocznia zaraz przy wstąpieniu ich na władzę, iż ten który z nich w miedzianéj czarze libację uczyni w chramie Hefaesta, ten nad catym Aegyptem królować będzie. Zgromadzali się bowiem do wszystkich świątnic. Podobało im się także pozostawić po sobie wspólne dzieło pamięci, i wystawili stósownie do tego postanowienia Labyrinth mało co nad jeziorem Moeris najbliżéj miasta tak zwanego Krokodylów położony; ten większy nad sławę o nim oglądałem. Gdyby bowiem kto mury Greków i świetne dzieła zebrał razem, wydałyby się sprawami mniejszego trudu i nakładu jak ten oto Labyrinth. A przecież słynna jest świątnica w Efezie i takaż na Samos. Były wprawdzie już pyramidy większe nad powieść o nich, i równa się każda z nich z wielu i to wieikiemi pomnikami Grecji; lecz Labyrinth pyramidy jeszcze przewyższa. Ma on bowiem dwanaście podwórz (άύλαί) pod dachem[22], z naprzeciwnemi sobie bramami, sześć na północ, sześć na południe obróconych, ciągłych; ściana zaś jedna na zewnątrz je opasuje. Gmachy w nich są podwójne, jedne podziemne drugie na powierzchni nad tamtemi, trzy tysiące ich jest, każda połowa ma po tysiąc pięćset. Górne z tych gmachów sami oglądaliśmy i przechodziliśmy i jako widziane przez nas opisujemy, o podziemnych z powieści tylko dowiedzieliśmy się, gdyż przełożeni Aegypscy żadną miarą nie chcieli ich pokazywać, twierdząc iż znajdują tam się groby zakładających niegdyś ten Labyrinth królów, oraz poświęconych krokodylów. Tak więc o owych dolnych gmachach ze słuchu opowiadamy, górne zaś, większe nad dzieła ludzkie, sami widzieliśmy. Albowiem wyjścia pałacowe i kręte ganki przez podwórza najrozmaitsze tysiączny podziw sprawiały z podwórza do gmachów przechodzącym i z gmachów znowu do przedsień, a daléj do innych pałaców z tych przedsień i innych podwórz z gmachów. Dach nad wszystkiemi temi ogromami z kamienia jako i ściany, te zaś pełne wyrzynanych figur, każde podwórze otoczone kolumnami z białego jak najdokładniéj złożonego kamienia. W rogu kończącego się Labyrinthu przypiera pyramida czterdziesto-sążniowa, na któréj wielkie zwierzęta wyciosane; droga do niéj pod ziemią zrobiona.
Kiedy zaś takim jest ten Labyrinth, większe jeszcze sprawia podziwienie tak zwane jezioro Moeris, nad którém zbudowany ten Labyrinth; obwód bowiem jego wynosi trzy tysiące sześćset stadjów, równających się sześćdziesięciu schoinom, to jest tyle, ile część samego Aegyptu nadmorska zamyka. Ciągnie się daleko to jezioro na północ i południe, głębokości, gdzie jest największa, pięćdziesięciu sążni. Że zaś jest ręką zdziałane i kopane, samo pokazuje: w środku bowiem jego stoją dwie pyramidy, wystając każda ponad wodę pięćdziesiąt sążni, a część pod wodą tyleż wynosi, po obóch stronach jest kolos kamienny siedzący na tronie. Tak więc wysokie są te pyramidy sto sążni; sto zaś sążni równa się stadionowi sześcio-plethronowemu, gdy sążeń mierzy sześć stóp i cztery łokcie, a stopy po cztery piędzi, łokieć po sześć piędzi liczy. Woda w tém jeziorze nie jest samorodna (sucha tam bowiem bardzo jest kraina), lecz z Nilu kanałem wprowadzona, i przez sześć miesięcy płynie wewnątrz do jeziora, sześć miesięcy zewnątrz znowu do Nilu. A kiedy wypływa zewnątrz, przynosi wtenczas przez owe sześć miesięcy codziennie do kasy królewskiéj jeden talent srebra z ryb, gdy zaś powraca woda do jeziora dwadzieścia min. Powiadali mi także krajowcy, że i do Syrty Libyjskiéj zwraca się to jezioro pod ziemią, ciągnąc się ku wieczorowi w głąb kraju mimo góry ponad Memfis. Kiedy jednak nie widziałem nigdzie odsypu z kopania jeziora a starannie go dopatrywałem, zapytałem się najbliższych mieszkańców jeziora, gdzieby była ziemia wyrzucona. Oni mi zaś powiedzieli, iż wyniesioną została i łatwo przekonali mnie, gdyż wiedziałem z powieści, iż w Ninus mieście Assyryjczyków podobnego coś się stało. Skarby bowiem Sardanapala króla Ninus ogromne a strzeżone w gmachach podziemnych, umyślili wynieść ztamtąd złodzieje. Od swoich tedy mieszkań poczynając ci złodzieje pod miarą kopali pod ziemią aż do zamku królewskiego, wysyp zaś wyrzucany z wykopu, ilekroć noc nadchodziła, do rzeki Tigris mimo Ninus płynącéj, wynosili i dokonali co chcieli. Drugim takim sposobém powiedziano mi, iż kopano także jezioro owe w Aegypcie, wyjąwszy że nie nocą lecz za dnia to czyniono, to jest odsyp z wykopu wywozili Aegypcianie do Nilu, on go zaś przyjmując rozpraszał. To tedy jezioro w ten sposób miało być wykopane.
Owi zaś dwunastu królów rządzący się sprawiedliwością, gdy po upływie czasu ofiarowali w chramie Hefaesta, w ostatnim dniu święta mającym wylewać libacje arcykapłan przyniósł złote miseczki, któremi zwykli czynić obiatę, lecz omyliwszy się w liczbie jedenaście ich podał, a królów było dwunastu. Wtenczas tedy gdy nie miał czarki na ostatku stojący Psammitich, zerwał swój hełm spiżowy i podstawiwszy wylał libację. Hełmy zaś nosili i owi drudzy królowie wszyscy i mieli je właśnie wtenczas. Psammitich wszakże żadną podstępną nie wiedziony myślą podstawił swój szyszak; lecz oni wziąwszy na umysł jego postępek oraz wyrocznię ongi im daną, iż, który z nich w spiżowym hełmie ofiarować będzie, ten sam będzie królem nad Aegyptem; przypomniawszy tę wieszczbę, nie uznali wprawdzie za słuszną zabijać Psammiticha, gdy znaleźli po przetrząśnieniu sprawy, iż z żadnego przemysłu nie postąpił sobie, wszakże postanowili go wygnać na bagna ogołociwszy prawie z wszelkiéj władzy, aby ztamtąd nie wychodząc nie stykał się z resztą Aegyptu. Tego Psammiticha, który dawniéj chroniąc się przed Aethiopą Sabakonem, co mu zabił ojca Nechona, uciekł był do Syryi (wtenczas), gdy się w skutek widzenia swego we śnie oddalił Aethiopą, sprowadzili byli napowrót ci z Aegypcian, którzy są z okręgu Saitskiego. Następnie tedy panującemu, z przyczyny owych dwunastu rządców wypadło mu powtórnie uchodzić na bagna dla swego hełmu. Lecz przeświadczywszy się iż w pogardliwy sposób od nich skrzywdzony został, umyślił pomścić się na swych prześladowcach. Posełającemu do wyroczni w mieście Butus, gdzie najnieomylniejsza jest wieszczba dla Aegypcian Latony, dana została odpowiedź, iż przyjdzie dlań pomsta od morza za ukazaniem się mężów spiżowych. Lecz jego wielka nieufność objęła, aby mu spiżowi mężowie przybyli na pomoc; kiedy po niedługim czasie mężów Jońskich i Karyjskich, którzy wypłynęli byli po zdobycz, zmusiła konieczność wylądować w Aegypcie. O tych wyszłych na ląd i uzbrojonych w miedź któryś z Aegypcian przybywszy na bagna donosi Psammitichowi, jakoby mężowie w spiż okuci, których nigdy pierwéj nie widział przyszedłszy od morza łupili równinę. Ten zaś zrozumiawszy teraz wieszczbę się wypełniającą mile przyjmuje Jończyków i Karów i wielkie nagrody im przyrzekając skłania do pozostania przy sobie. Gdy tego dokazał, wtedy pospołu z życzliwymi sobie Aegypcianami i tymi pomocnikami zwala z tronu królów. Stawszy się zatem panem całego Aegyptu Psammitich wybudował Hefaestowi Przedbramie ku południowi obrócone w Memfis, i podwórze Apisowi w którém się chowa ilekroć się zjawi (Apis), wystawił naprzeciwko owego przedbramia, całe otoczone kolumnami (περίστυλον) i zapełnione rzeźbami: zamiast filarów kolossy dwunastołokciowe dźwigają to podwórze. Apis zaś w języku Greków jest Epafos[23]. Jończykom zaś i Karom, którzy społem z nim dokonali dzieła nadał Psammitich na zamieszkanie osady sobie naprzeciw położone, których środek Nil zajmuje; tym nadano imiona Obozy. Te więc osady im darował i wszystkie inne przyrzeczenia zjścił. Takoż synów Aegypskich im powierzył, ażeby ich wyuczyli języka greckiego; i od tych to wyćwiczonych w tym języku dzisiajsi tłómacze w Aegypcie pochodzą. Jończykowie i Karowie zamieszkiwali owe osady przez długi czas; leżą one ponad morzem nieco niżéj miasta Bubastis, przy tak zwaném Peluzyjskiém ujściu Nilu. Tych w późniejszym czasie król Ainazis wyruszywszy ztamtąd przesiedlił do Memfis, uczyniwszy sobie strażą przeciwko Aegypcianom. Od ich to osiedlenia dopiero w Aegypcie my Grecy spółkując z nimi sprawy Aegyptu, poczynając od Psammiticha, i wszystkie późniejsze wiemy z dokładneścią; ci bowiem pierwsi cudzoziemcy zamieszkali w Aegypcie. W tych zaś osadach, z których wyruszeni zostali, drewniane powały do popychania naw i gruzy mieszkań do moich czasów się przechowały.
Psammitich tedy tak posiadł Aegypt, o owéj zaś wyroczni w Aegypcie, którą tyle już razy wspomniałem, owoż jako o godnej pamięci teraz mowę uczynię. Jest więc ta wyrocznia w Aegypcie świątnicą Latony, zbudowaną w wielkiém mieście nad tak zwaném Sebennyckiém ujściem Nilu, kiedy kto od morza w górę płynie. Nazwisko miasta tego, w którém wyrocznia, Butus, jako już dawniéj je wymieniłem. Jest nadto w témże Butus i świątnicą Apollona i Artemidy. Świątynia zaś Latony, w któréj się znajduje wyrocznia, jest ogromna i ma Przedbramie do wysokości dziesięciu sążni. Co zaś z rzeczy widnych największy podziw mi sprawiło, powiem. Oto w gaju tym stoi przybytek Latony z jednego wyrobiony kamienia tak w górę jako w podłuż, i każda ściana równéj jest wysokości i szerokości, a czterdzieści łokci zajmuje każda. Pokrycie dachu położone jest z innego kamienia, mające gzems wystający cztery łokcie wysoki. Tak więc ta świątnica z rzeczy do widzenia w około owego chramu najwyższe moje obudziła podziwienie, po niéj tak samo tak zwana wyspa Chemmis. Leży ona w głębokiém i przestronném jeziorze mimo chramu Butuskiego, a powiadają o téj wyspie Aegypcianie, iż pływa. Sam nie widziałem jéj ani płynącéj ani poruszającéj się, i zdumiałem się usłyszawszy, żeby wyspa rzeczywiście miała być pływającą. Na niéj tedy stoi świątnica Apollona ogromnéj wielkości i trzy ółtarze tamże się wznoszą, rosną też na téj wyspie palmy mnogie i wiele innych drzew owocowych i nierodzących. Z takiego zaś powodu utrzymają Aegypcianie iż jest pływającą. Na téj wyspie nie będącéj pierwéj pływającą znajdując się Latona jedna z óśmiu bóstw najpierw urodzonych, a mieszkająca w mieście Butus, gdzie ma owę wieszczbiarnią, Apollona od Izydy sobie powierzonego przyjąwszy przechowała w ukryciu na téjże teraz pływającą zwanej, podczas gdy przeszukujący świat Tyfon nadszedł, pragnąc wynaleść chłopię Ozirisa. Apołlona bowiem i Artemidę mienią być dziećmi Dionyza i Izydy, Latonę zaś ich karmicielką i zbawczynią. Po Aegypsku zwią się Apollon Oros, Demeter Izis, Artemis zaś Bubastis. Z téj powieści i z żadnéj innéj Aeschylos syn Euforiona wykradł co powiem, sam jeden z dawniejszych poetów, to jest wystawił Artemidę córką Demetry. Wyspa zaś z tego powodu miała stać się pływającą. To w ten sposób opowiadają.
Psammitich królował nad Aegyptem lat pięćdziesiąt cztery, w których przez dwadzieścia dziewięć Azolos[24] wielkie miasto w Syryi nieustannie oblegał aż go dobył. Ten Azolos z wszystkich miast nam wiadomych najdłużéj oblężenie wytrzymał.
Psammiticha synem był Necho i królował nad Aegyptem; ten pierwszy rozpoczął kanał do morza Czerwonego prowadzący, który powtórnie wykopał Dariusz Persa. Długość onegoż wynosi żeglugę dni czterech, szerokość zaś taką mu dano, ażeby dwa trójrzędowce obok siebie płynąć mogły. Woda do niego wprowadzoną została z Nilu, nieco wyżéj miasta Bubastis mimo Patumos miasta w Arabii. Wpada do morza Czerwonego. Zaczęto zaś kopać w części równiny Aegypskiéj ku Arabii obróconéj, przylega do téj równiny wyżéj góra ponad Memfis się ciągnąca, w któréj łomy kamienia się znajdują. Mimo podnoża téj góry prowadzony jest kanał od wieczoru w długim ciągu ku jutrzence, potém sięga aż do wąwozów biegąc od téj góry na południe i zachód-południe do zatoki Arabskiéj. Gdzie zaś jest najdrobniejszy i najwęższy pas do przechodzenia z morza północnego (Śródziemnego) do południowego czyli tegoż samego Czerwoném zwanego, od góry Kazias odgraniczającéj Aegypt od Syryi, ztąd jest stadjów do zatoki Arabskiéj właśnie tysiąc. Taką jest najciaśniejsza przestrzeń, lecz kanał jest o wiele dłuższy, o ile jest krętszym; ten pod Nechonem królem kopiących Aepypciau zginęło sto dwadzieścia tysięcy. Nechos tedy w środku pracy zaprzestał wstrzymany przez wyrocznią, że pracuje dla barbarzyńcy; barbarzyńcami zaś Aegypcianie nazywają wszystkich, którzy nie są z nimi jednego języka. Zaniechawszy więc Necho kanału zwrócił się do wypraw wojennych, i zbudowano trójrzędowce jedne na morzu północném, drugie na zatoce Arabskiéj przy morzu Czerwoném, których powały dotąd jeszcze można oglądać. Tych on używał w potrzebie, lecz i pieszém wojskiem uderzył na Syryjczyków[25] Necho i pokonał pod Magdolos[26], a po tej walce Kadytis[27] wielkie miasto w Syryi zdobył. W któréj zaś odzieży dokonał tych dzieł, tę ofiarował Apollonowi posławszy ją do Branchidów Milezyjskich. Potém, panowawszy ogółem lat jedenaście umiera, oddawszy rządy synowi swemu Psammisowi.
Do tego Psammisa gdy królował Aegyptowi przybyli posłowie Elejczyków, chełpiący się że najsłuszniejszą i najnadobniejszą ze wszystkich ludzi urządzają walkę w Olympii, i mniemający iż nad to nawet najmędrsi z ludzi Aegypcianie nic lepszego nie wynaleźli. Gdy więc przyszedłszy do Aegyptu Elejczykowie opowiedzieli dla czego przybyli, tedy król zwołuje z pomiędzy Aegypcian których miano za najmędrszych. Ci zgromadziwszy dowiedzieli się z ust Elejczyków wszystkiego co im przystało czynić około owéj walki; którzy opowiedziawszy to dodali jeszcze, iż przybywają aby się przekonać, czy Aegypcianie potrafią wynaleść coś lepszego. Ale ci naradziwszy się zapytali Elejczyków, czy stają z nimi do walki i obywatele. Na to owi, że tak z pomiędzy nich jako i innych Greków każdemu chcącemu wolno jest występować w szranki. Zatém rzekli Aegypcianie, że skoro tak stanowią, wszelkiéj ubliżają słuszności: nie masz bowiem żadnego sposobu, aby nie sprzyjali walczącemu współobywatelowi, pokrzywdzając cudzoziemca. Lecz jeżeli chcą sprawiedliwą przedstawić walkę i jeśli w tym celu przyszli do Aegyptu, niechby rozkazali tylko cudzoziemskim szermierzom występować do zawodu, z Elejczyków zaś niechby nikt się nie potykał. Tak Aegypcianie Elejczyków upomnieli.
Lecz po Psammisie, który sześć lat tylko panował nad Aegyptem i po wyprawie swojéj do Aethiopii natychmiast umarł, objął rządy Apries syn jego. Ten po Psammitichu pradziadzie swoim był najszczęśliwszym z królów przed nim będących, panowawszy lat dwadzieścia i pięć, w których przeciwko Sidonowi powiódł wojsko i morską stoczył bitwę z Tyryjczykami. Lecz ponieważ miało mu się niepowieść, nastąpiło to z przyczyny, którą obszerniéj wyłożę w ustępie o Libyjczykach[28], a teraz pokrótce tylko tyle. Oto wysławszy Apries wojsko przeciwko Kyrenejczykom wielką poniósł klęskę, a Aegypcianie oburzeni o to odpadli od niego, mniemając że Apries z przemyciu wyprawił ich w oczywiste niebezpieczeństwo, aby poginęli, a on nad resztą Aegypcian tém bezpieczniéj panował; o to zgrozą przejęci tak którzy uszli śmierci jako przyjaciele poległych natychmiast go odstąpili. Dowiedziawszy się o tém Apries wyseła do nich Amazisa, ażeby ich namowami ułagodził. Lecz gdy tenże dognawszy Aegypcian przedstawia im, aby tego nie czynili, któryś z nich z tyłu stojący włożył mu hełm na głowę, a uczyniwszy to powiedział, iż włożył go aby przeto oznaczył króla. I Amazisowi jakoś nie mimo serca był ten wypadek, jako pokazał; gdyż skoro go postanowili królem owi odpadli Aegypcianie, gotował się do uderzenia na Apriesa. Atoli słysząc o tém Apries wyprawia do Amazisa męża znakomitego z będących kolo niego Aegypcian, imieniem Patarbemisa, któremu dał rozkaz, ażeby Amazisa żywcem do niego przyprowadził. Gdy tedy przybywszy Patarbemis wzywał Amazisa do powrotu, tenże (siedział bowiem na koniu) uniósłszy się dech wypuścił, i to mu kazał odnieść w odpowiedzi Apriesowi. Jednakowoż przedstawiał mu Patarbemis, ażeby gdy król po niego przyseła, szedł do niego. Na to mu Amazis odpowiada, iż do tego się od dawna sposobi, i że mu nie będzie o to wadził Apries, gdyż nie tylko sam przybędzie, ale i innych przyprowadzi. Wtenczas Patarbemis z mowy takiéj poznawszy jego zamysł, oraz gdy go widział przygotowanego do pochodu, spiesznie się oddalił pragnąc jak najprędzéj donieść królowi co się dzieje. Skoro przecież przybył do Apriesa nie wiodąc z sobą Amazisa, tenże nie dając sobie chwili do rozmysłu, lecz gniewem się unosząc rozkazał mu obciąć uszy i nos. Widząc pozostali Aegypcianie, którzy jeszcze sprawie Apriesa sprzyjali, że mąż pomiędzy nimi najznakomitszy tak nikczemnie pohańbionym został, nie zastanawiając się dłużéj przeszli na stronę owych drugich i sami się Amazisowi poddali. Zawiadomiony i o tém Apries uzbroił straż swoję i ruszył przeciwko Aegypcianom; miał bowiem przy sobie trzydzieści tysięcy do pomocy Karów i Jończyków, a zamek jego stał w mieście Sais, wielki i godzien widzenia. Tak tedy towarzysze Apriesa szli na Aegypcian, a lud Amazisa na cudzoziemców. Pod miastem Momemfis oba wojska się zatrzymały mając tu sił swych próbować.
Jest zaś Aegygcian siedm rodów (kast), z których jeden zowie się rodem kapłanów, drugi rodem wojowników, trzeci skotarzy, czwarty pastuchów chlewnych, piąty kramarzy, szósty tłómaczy, ostatni naw sterników. Tyle jest rodów Aegypcian, a imiona nadane im od sztuk któremi się zajmują. Wojownicy zowią się Kalasiriowie i Hermotybiowie, a to są ich okręgi; na okręgi bowiem cały jest podzielony Aegypt. Hermotybiów te są okręgi: Busiritski, Saitski, Chemmitski, Papremitski, wyspa Prosopitie nazwana, Natho do połowy. Z tych okręgów są Hermotybiowie, licząc, gdy ich najwięcéj, sto sześćdziesiąt tysięcy luda. Z tych żaden jakiegokolwiek rzemiosła nie umie, tylko do wojny sę używani. Kalasiriów te znowu są okręgi: Thebański, Bubastijski, Aftyjski, Tanitski, Mendezyjski, Sebennytski, Athribitski, Farbaititski, Thmuitski, Onufitski, Anyzyjski, Myekforitski; ten okrąg zajmuje wyspę naprzeciw miasta Bubastis. Te więc są okręgi Kalasiriów, liczące, gdy ich najwięcéj, dwakroć pięćdziesiąt tysięcy męża. Ani tymże nie wolno jest trudnić się jakiém rzemiosłem, lecz tylko wojennemi ćwiczeniami się zajmują, syn od ojca się ucząc. Czy i tego od Aegypcian Grecy się nauczyli, nie umiem z dokładnością rozstrzygnąć, gdy widzę takoż Thraków, Skythów, Persów, Lydów i prawie wszystkich barbarów za mniéj zacnych od innych obywateli tych uważających którzy się rzemiosłom poświęcają, oraz ich potomków, a znowu nie zajmujących się rękodziełami za szlachetnych uważających, a mianowicie oddanych sprawom wojennym. Owoż przejęli tę zasadę (od innych narodów) wszyscy Grecy, a szczególniej Lakedaemończycy. Najmniéj zaś Korinthianie rękodzielnikami pogardzają. Jako zaszczytne podarunki sami wyłącznie z Aegypcian, oprócz kapłanów, wydzielone sobie mieli po dwanaście pól każdy, bez daniu. Pole takie mierzy na zewsząd sto łokci Aegypskich, a łokieć Aegypski właśnie równa się Samijskiemu. Otóż to były odznaczenia wszystkich, tych tu zaś godności dostępują na przemiany a nigdy ei sami. To jest z Kalasiriów i z Hermotybiów po tysiąc przez rok około króla strażowało; tym tedy prócz owych pół to jeszcze codziennie dawano: suszonego zboża (chleba?) pięć min wagi na każdego, mięsiw dwie miny, wina cztery arystery (rodzaj miary, dzbanka). To więc dawano zawsze straż przyboczną trzymającym.
Skoro tedy idąc naprzeciw siebie Apries z swymi żołdownikami i Amazis z wszystkimi Aegypcianami przybyli do miasta Momemfis, bitwa stoczoną została; w któréj sprzymierzeńcy dzielnie walczyli, lecz będąc o wiele szczuplejsi liczbą z tego powodu pokonani zostali. O Apriesie powiadają, iż takowego był myślenia, jakoby nawet bóg żaden nie podołał go strącić z królestwa: tak bezpiecznie usadowionym się być mniemał. Przecież wtedy wyszedłszy do bitwy zwyciężony i żywo schwytany do Sais miasta zaprowadzony został, dawnéj swojéj siedziby, wtenczas zaś już stolicy Amazisa. Tam pewien czas karmiony był w zamku, i dobrze się z nim obchodził Amazis; aż na nagany Aegypcian, że niesprawiedliwie czyni Amazis żywiąc największego ich nieprzyjaciela, taki wydał Apriesa Aegypcianom. Oni go zaś udusili i potém pochowali w ojczystych grobach, które się znajdują w świątyni Atheny, tuż przy najświętszéj komnacie wchodzącemu po prawéj ręce. Grzebali zaś Saitczycy wszystkich królów z tego okręgu wewnątrz w świątnicy. To téż pomnik Amazisa daléj stoi od najświętszego jak Apriesa i jego praojców, jest przecież i tenże w podwórzu świątyni, przysionek z kamienia ogromny, ozdobiony kolumnami przedstawiającemi drzewa palmowe i innym przyborem. Wewnątrz tego przysionka znajduje się kapliczka z podwójnemi drzwiami, za któremi umieszczony jest grób. Są także groby w Sais tego, którego w takiéj sprawie za bezbożność uważam wymienić nazwisko, w chramie Atheny z tyłu bożnicy, przytykające do całéj ściany Atheny. W gaju zaś stoją wielkie kamienne obeliski, przy których jezioro kamienną opaską ozdobione i nadobnie w okrąg wyrobione, wielkości, jak mi się zdaje, téj saméj co owo w Delos zwane trochoidem (postaci koła). Na tém jeziorze czynią w nocy przedstawienia przygód Ozirisa, co Aegypcianie tajemnicami nazywają. O tych ja, jakkolwiek dokładniéj wiedzący jeszcze jakie są szczegółowo w nich obrządki, niechaj przecież świątobliwe zachowam milczenie. Podobnież i o mysteriach Demetry, które Grecy Thesmoforiami[29] zowią, nic nie wyrzeknę nad to co godziwą jest powiedzieć. Córki Danaosa wyniosły tę ofiarę z Aegyptu i nauczyły jéj niewiast Pelasgijskish; lecz późniéj gdy za najściem Doryjczyków cały Peloponnes z siedzib swych wyparty został, zaginęła prawie, tylko pozostali z Peloponnezian i nie wyrzuceni Arkadowie przechowali ją.
Gdy więc Apries w ten sposób zgładzony został, królował Amazis pochodzący z okręgu Saitskiego, z którego zaś był miasta, temu na imię było Siut. Z razu pogardzali Amazisem Aegypcianie i za nic go uważali, jako dawniéj człowiekiem gminu będącego i domu niskiego, lecz późniéj przywiódł ich do siebie mądrością, a nie szaleństwem. Posiadał on bowiem tysiączne inne dobra, mianowicie zaś złote naczynie do umywania nóg, w którém i sam i godownicy jego za każdą rażą nogi swe oczyszczali. To tedy naczynie rozbiwszy uczynił z niego posąg bóstwa, i postawił na miejscu miasta, które się do tego najbardziéj podawało; a Aegypcianie uczęszczając przed ten posąg bardzo go czcili. Dowiedziawszy się Amazis o postępku mieszczan zwołuje Aegypcian i wyjawia im, iż ów posąg z umywalni do nóg zrobiony został, w którą dawniéj Aegypcianie z ust wyrzucali nieczystość, urynę wylewali i nogi płókali, teraz zaś wysoce poważają. Owoż tedy, dodał mówiąc, iż podobną i sam koléj przebył jak ta umywalnia i skoro pierwéj będąc człowiekiem ludu, w obecności ich królem został, powinni go również czcić i poważać. Takim sposobem przywiódł Aegypcian, iż za słuszną poczytali służyć mu. W sprawach swoich taki zaprowadził porządek. Od jutrzni aż do zapełnienia się rynku z gorliwością oddawał się załatwianiu spraw nadarzających się, odtąd biesiadował i żartował z godownikami, okazując się lekkim i dowcipnym. Gniewając się o to przyjaciele jego strofowali go mówiąc: „o królu, nie przyzwoicie czuwasz nad sobą pozwalając sobie zbytniéj swawoli: przynależało ci raczéj na poważnym tronie poważnie zasiadając przez dzień cały zajmować się rzeczami państwa, a takby wiedzieli Aegypcianie iż od wielkiego męża są rządzeni, i lepiejby o tobie mówiono; teraz zaś zgoła nie działasz po królewsku.“ On im zaś tak odpowiedział: „Łuki dzierzący, gdy im potrzeba ich użyć, napinają je, gdy zaś użyją, opuszczają; gdyby bowiem nieustannie były naciągnięte, pękłyby, tak iżby ich nie mogli w czasie nagłym mieć ku potrzebie. Takie jest i człowieka usposobienie: gdyby zechciał wciąż poważnemi trudnić się rzeczami, a nawet chwilowo nie pozwolić sobie wesołéj igraszki; alboby nieznacznie rozum utracił, albo na ciele zmitrężał. Co ja tedy wiedząc każdéj sprawie część przynależną wydzielam.“ Takową dał odpowiedź przyjaciołom. Powiadają wszakże o Amazisie, że i jako prywatny jeszcze człowiek, lubił pohulankę, żarty, a bynajmniéj nie był mężem poważnego zajęcia; kiedy mu zaś wśród biesiad i rozkoszowali zabrakło czego potrzeba, wykradał to sobie po różnych miejscach. Którzy zaś twierdzili iż ich własność zabrał, gdy zaprzecza! tego prowadzali go do wyroczni, gdzie ją właśnie mieli; i tutaj często przekonywany był o prawdzie przez wyrocznię, często też wywinął się. Lecz kiedy wstąpił na królestwo, tak uczynił. Którzy z bogów osądzili go byli za niewinnego kradzieży, o tych świątynie nie dbał ni na przyozdobienie ich cośkolwiek przeznaczył, ani nawet uczęszczał do nich z ofiarą, jako do żadnéj czci nie godnych i kłamliwe wróżby wydających; którzy przeciwnie ogłosili go byli złodziejem, tym jako prawdziwym bogom i niemylne obwieszczającym wyroki najtroskliwszą poszanę świadczył. I tak w Sais Athenie godne podziwu wystawił Przedbramie, o wiele przewyższając wszystkich innych wysokością i ogromem dzieła swego, taka jest wielkość tych głazów i kształty; to znowu wzniósł ogromne kolossy i niezmierne mężosfingi, oraz inne płyty do ozdoby nadzwyczajnéj wielkości sprowadził. Sprowadzał zaś jedne z nich z łomów około Memfis będących, drugie przewyższającego ogromu z miasta Elefantiny, o dwadzieścia dni drogi wodnéj od Sais oddalonego. Co zaś w tych rzeczach nie najmniéj, ale jak najwięcéj podziwiam, jest to mieszkanie z jednego kamienia, które sprowadził z miasta Elefantiny, Tę skalę toczyło przez trzy lata dwa tysiące do przeniesienia jej wyznaczonych mężów, a ci wszyscy byli sternikami. Długość dachu z zewnątrz wynosi dwadzieścia i jeden łokci, szerokość czternaście, wysokość ośm. Te miary z zewnątrz zawiera dach jednopłytowy, lecz wewnątrz długość jest ośmnaście łokci i prawie jeden jeszcze, szerokość dwanaście łokci, wysokość pięć łokci. Umieszczone jest to mieszkanie przy wnijściu do świątyni. Dla tego bowiem, mówią, nie wciągnęli go do środka chramu, iż w chwili wprowadzania go miał zawestchnąć budowniczy z powodu tak długiego trwania roboty i zmierziwszy sobie swoje dzieło, a Amazis złą wróżbę ztąd wyciągnąwszy nie pozwolił głazu daléj posunąć. Już téż powiadają niektórzy, że człowiek któryś z toczących przygniecionym odeń został, i odtąd nie ciągniono głazu daléj. Ofiarował wszakże i po wszystkich innych znakomitych chramach Amazis dzieła wielkością zadziwiające, jako to w Memfis w znak wywrócony kolos przed bożnicą Hefaesta, którego nogi siedmdziesiąt i pięć stóp długie. Na téj saméj zaś podstawie stoją z Aethiopskiego kamienia dwa kolossy, każdy dwadzieścia stop wysoki, jeden z téj drugi z tamtéj strony przybytku. Jest także równéj wielkości jeden w Sais, w téj saméj postawie wystawiony co ów w Memfis. Nareszcie i Izydzie wystawił Amazis bożnicę w Memfis ogromną i najgodniejszą oglądania.
Pod panowaniem Amazisa miał Aegypt największéj doznawać pomyślności tak w dobrodziejstwach przez rzekę krajowi świadczonych jako w tych które nawzajem ziemia ludziom czyniła, a miast naówczas miało być na niéj ogółem zamieszkałych dwadzieścia tysięcy. Prawo także następujące ustanowił dla Aegypcian Amazis, ażeby każdy co roku wskazywał monarsze sposób utrzymania, z którego się żywił; ktoby zaś tego nie czynił, ani podał prawnego utrzymywania się, ten miał być śmiercią karany. To prawo Solon Atheńczyk wziąwszy z Aegyptu nadał Atheńczykom; którego oni nieustannie się trzymają, jako ustawy bez skazy będącéj. Stawszy się przyjacielem Greków Amazis tak inne dobrodziejstwa wyświadczył niektórym z Hellenów, jako mianowicie przybyłym do Aegyptu nadał na zamieszkanie miasto Naukratis; niechcącym zaś osiadać lecz tylko żeglugi tamże odbywającym, dozwolił miejsc do stawiania na nich ółtarzy i gajów poświęconych zakładania dla bogów. Otóż taki największy gaj i najznakomitszy oraz najużyteczniejszy, nazywany Hellenion, założyły wspólnie te miasta: z Jońskich Chios, Teos, Phokaea i Klazomeny; z Doryjskich Rodos, Knidos, Halikarnassos i Fazelis; z Aeolskich zaś jedna Mytilena. Tych dziełem jest ów gaj, to téż naczelników handlu te miasta wyznaczają; które zaś inne (miasta) przywłaszczają sobie jakieś prawo do tego, te przywłaszczają sobie co do nich zgoła nie należy. Atoli prócz tego na swoją rękę poświęcili gaj Zeusowi Aeginetowie, takiż inny Samijczykowie Herze, a Milezianie Apollonowi. Było zaś ongi Naukratis jedynym składem na towary, a żadnego innego nie było w Aegypcie. Jeżeli zaś kto do którego z innych ujść Nilu zawinął, musiał przysięgad że nieumyślnie tam przybył, i zatém odpływać na sudnie do Kanobickiego, albo, jeśli nie podobna było naprzeciw nieprzyjaznym wiatrom żéglować, musiał towary swoje obwozić na baridach w około Delty, aż przybił do Naukratis. Takiego to zaszczytu doznawało Naukratis; lecz gdy Amfiktyonowie wynajęli odbudowanie teraźniejszéj świątyni w Delfach za trzysta talentów, dawniejsza bowiem sama zgorzała, wtenczas na Delfijczyków przypadła czwarta część składki tego wynajmu. Obchodząc więc po miastach Delfijczykowie zbierali datki, co czyniąc nienajmniejszy dział z Aegyptu przynieśli: Amazis im bowiem dał tysiąc talentów halunu, za mieszkali zaś w Aegypcie Grecy dwadzieścia min. Z Kyrenejczykami zaś zawarł Amazis przyjaźń i przymierze. Uznał także za słuszną żonę przywieść sobie ztamtąd, czy to zapragnąwszy niewiasty greckiéj, czy téż dla innéj przychylności dla Kyrenejczyków. Ożenił się więc, jedni mówią z córką Baltesa, drudzy z córką Arkesilasa, trzeci nareszcie że z dziewką Kritobula męża między mieszczanami znakomitego, któréj na imię było Ladika. Z tą poszedłszy do łoża Amazis, nie był w stanie spółkować, choć przecię innych niewiast używał. I kiedy się to kilka razy powtórzyło, rzekł Amazis do owéj tak zwanéj Ladiki: „O dziewico! oczarowałaś mię, i nie masz sposobu, abyś najokrutniéj z wszystkich białychgłów nie zginęła.“ Na to Ladika gdy się na jéj zaprzeczenia nie łagodził Amazis, ślubowała w umyśle Afrodycie, iż jeżeli się z nią pod tę noc połączy Amazis, to bowiem jedyny był dla niéj środek ujścia śmierci, posąg jéj poszle do Kyreny. I po tym ślubie natychmiast spółko wał z nią Amazis; i odtąd już, ilekroć do niéj zaszedł, obcował z nią i bardzo ją potem pokochał. Ladika zaś wywiązała się z swego ślubu bogini: uczyniwszy bowiem posąg posłała go do Kyreny, który jeszcze do moich czasów się dochował, postawiony po za miastem Kyrenejczyków. Tę to Ladikę, kiedy opanował Aegypt Kambyzes i dowiedział się, co za jedną była, odesłał nieukrzywdzoną do Kyreny.
Atoli posłał Amazis i do Grecyi podarunki, już to do Kyreny posąg pozłacany Atheny i własny obraz pędzlem naśladowany, już to dla Atheny w Lindos dwa kamienne posągi i pancerz lniany godny widzenia, już to wreszcie do Samos dla Hery dwa drewniane posągi swoje, które w świątyni wielkiéj jeszcze za mnie stały, z tylu drzwi. Do Samos tedy ofiarował z powodu gościnnego przymierza swego z Polykratesem synem Aeaka, do Lindos zaś nie dla żadnego przymierza, ale ponieważ powiadano, iż świątynia Atheny w Lindzie przez błagające pomocy córy Danaosa wybudowaną została, kiedy uciekały przed synami Aegyptosa. Takie poczynił dary Amazis, pierwszy nadto z ludzi podbił Cyprus i do płacenia haraczu przymusił.





  1. Schoinos miara Aegypska równa się podług jednych 60, podług drugich 30 stadiom.
  2. Gdyż Aegypt jest piaszczysty i otwarty
  3. Dla wyrozumienia tego rachunku porównaj tłómaczenia wydawców np. Baehra w uwagach do jego edycyi Tom I. str. 496.
  4. Było to zdanie filozofa jońskiego Thalesa. Patrz: Seneca Nat. Quaest. IV, 11. i Diodor Sic. I, 38.
  5. Zdanie Anaxagorasa, które za nim powtórzył Euripides w Helenie 3.
  6. Hekataeos logograf przed Herodotem żyjący, rodem z Miletu.
  7. O Epafie p. Xięgi II, 153 i III, 27.
  8. Zrobiłem ten dodatek, aby się przybliżyć do słów oryginału, w którym bóg zowie się theos, a urządzać tithenai.
  9. Rodzaj kuliga.
  10. Żyje ten ptak po jamach, jak lis, ztąd jego nazwisko. Anas tadorna, Linnaeusza.
  11. Znaczy tutaj: Śpiew żałobny, pierwotnie oznacza sławnego tego imienia śpiewaka u Greków.
  12. Patrz Serv. ad Virg. Georg II, 19. acanthos arbor est in Aegypto, semper frondens ut oliva et laurus: et acanthos (άϰανϑος) dicta quia spinis plena est.
  13. Są to Kappadokowie w Małéj Azji.
  14. Jeden z nich, podług świadectwa Pliniusza (Hist. nat. XXXVI, 11. (al. 15, 7), późniéj do Rzymu przewieziony został; a Strabo (XVII, p. 805 s. 1158, C.) powiada, że dwa obeliski z Heliopolis do Rzymu sprowadzone były.
  15. Iliada VI, 289 npp.
  16. Odyss. IV, 227 np. i IV, 351. Porównaj przytém Nitsch Anmerkungen zu Hom. Odyss. p. 255 uwagę.
  17. Przed innymi Plato, w Faedrosie, Rzeczypospolitej (Xięga X), Timaeosie i na innych miejscach.
  18. Plethron jest ⅙ stadjonu, a stadjon = 125 kroków.
  19. To jest o tyle niższą od tamtéj.
  20. Patrz Jozue X, 12 i 13. Xięgi Krol. IV, 20, 9, 10, 11.
  21. Hekataeos z Miletu logograf dawniejszy od Herodota, żył około r. 500 przed Chr. Porównaj jeszcze Xięgę V, 49.
  22. Letronne (annall. d. voyag. VI, p. 140 npp.) aules couvertes d’un toit, non pas des cours decouvertes, mais des édifices complets en eux mémes, entourés interieurement de colonnes et couvertes d’un toit, comme le reste du labyrinthe.
  23. Patrz Symbolikę Creuzer. I, p, 272.
  24. W Piśmie Ś. Aschdod teraz nazywa się Alzdud czyli Esdud.
  25. Syryjczykowie tu wzięci są w przestronniejszém znaczeniu, rozumie przez nich i Assyryjczyków i Babylończyków i Izraelitów itd.
  26. Patrz Pismo Ś. Król. IV, 23, 29. Paralipp. II, 35, 20. npp. 36, 3.
  27. Jerozolima.
  28. Kr. IV, 159.
  29. Patrz St. Croix: Recherches sur les mysteres d. payan. T. I. p. 110 wyd. drug.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Herodot i tłumacza: Antoni Bronikowski.