Dzieje (Herodot)/Xięga III

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Herodot
Tytuł Dzieje
Wydawca w komisie J. K. Żupańskiego
Data wyd. 1862
Druk N. Kamieński
Miejsce wyd. Poznań
Tłumacz Antoni Bronikowski
Tytuł orygin. Ιστορίαι
Źródło skany na Commons
Inne Cały tekst
Indeks stron
XIĘGA III. THALIA.

Przeciwko temu to Amazisowi, Kambyzes syn Cyrusa wiodąc tak innych nad którymi panował, jako z Greków, Jończyków i Aeolów podjął wyprawę z przyczyny następującéj. Wysławszy Kambyzes do Aegyptu herolda prosił Amazisa o córkę, a prosił z doradzenia pewnego męża aegypskiego, który oburzony na Amazisa to uczynił, gdyż go z pomiędzy wszystkich lekarzy w Aegypcie oderwawszy od żony i dzieci wynajął był do Persów wtenczas kiedy Cyrus domagał się od Amazisa przez posły lekarza od oczu, jakiby był najlepszy w Aegypcie. O to więc rozgniewany Aegyptczyk nastawał na Kambyzesa doradą, ażeby żądał córki od Amazisa, aby albo dawszy ją doznał zgryzoty, albo nie dawszy stał się Kambyzesowi znienawidzonym. Amazis zaś nie chętnie patrząc na potęgę Persów i wraz jéj się obawiając nie wiedział, czy dać czy odmówić; dobrze bowiem wiedział, iż Kambyzes nie jako żonę lecz jako nałożnicę przy sobie ją mieć będzie. To rozmyślając tak uczynił. Była po Apriesie dawniejszym królu córka bardzo rosła i kształtna, jedyna w domu pozostała, nazwiskiem Nitetis. Tę dziewczynę ozdobiwszy Amazis w szaty i złoto posyła do Persyi jako własną córkę. Po niejakim czasie gdy ją Kambyzes uściskawszy nazwał po imieniu ojca, rzecze do niego dziewica: „o królu nie domyślasz się iż Amazis z ciebie poszydził, który mię przybrawszy w ozdoby wyprawił jako własną córkę, gdy przecież po prawdzie jestem dzieckiem Apriesa, którego acz swego pana odstąpiwszy z Aegypcianami zamordował.“ To słowo tedy i ta oto okoliczność sprowadziły Kambyzesa syna Cyrusowego, srodze rozjątrzonego na Aegypt. Tak opowiadają Persowie. Aegypcianie zaś za swego uważają Kambyzesa twierdząc, iż się urodził z owéj właśnie córki Apriesa; Cyrus bowiem, powiadają, posłał do Amazisa z żądaniem o córkę, a nie Kambyzes. Mówiąc to przecież nie prawdę ogłaszają. Toć im bynajmniéj nie jest tajno (jeśli bowiem którzy inni, to Aegypcianie znają obyczaje Persów), że najprzód kiedy jest syn prawy nie wolno u nich wstępować na królestwo zrodzonemu z nieprawego łoża, powtóre że Kambyzes był synem z Kassandany córy Farnaspesa, męża Achaemeńskiego, a nie z Aegypcianki. Ale oni przewracają mowę udając się być spokrewnionymi z domem Cyrusa. Z tém się więc rzecz tak ma. Taka jeszcze utrzymuje się powieść, mnie nie do wiary, jakoby pewna z białogłów perskich przyszedłszy do niewiast Cyrusa gdy ujrzała Kassandanę otoczoną kształtnemi i rosłemi dziećmi chwaliła ją ztąd wielce i podziwiała, a Kassandana będąca rzeczywistą żoną Cyrusa tak jéj rzekła a przecież choć jestem matką takich oto synów Cyrus mię upośledza, wywyższając ową z Aegyptu nabytą.“ Miała to powiedzieć przez gniew ku Nitetidzie, starszy zaś z jéj dzieci Kambyzes tak się wraz odezwał: „to też zaprawdę, matko, gdy zostanę mężem, wyżyny Aegyptu na dół położę, a doliny do góry.“ To miał wyrzec mając lat około dziesięciu, i niewiasty wprawić w podziwienie; tak tedy nie zapomniawszy ślubu, gdy dorosł i królestwo posiadł, podnieść miał wyprawę naprzeciw Aegyptowi.
Przyczyniła się i następna inna jeszcze okoliczność do tego wojennego pochodu. Oto pomiędzy żołdownikami Amazisa znajdował się mąż rodem z Halikarnasu, nazwiskiem Fanes, biegły w zdaniu i dzielny w sprawach rycerskich. Ten Fanes rozgniewawszy się o coś na Amazisa uciekł na łodzi z Aegyptu, pragnąc dostać się do rozmowy w Kambyzesem. Jako zaś za należącym do żołdowników nie małego znaczenia oraz najdokładniéj obznajmionym z sprawami aegypskiemi, udaje się za nim w pogoń Amazis siląc się go dognać, a czyni to przez najwierniejszego ze swoich trzebieńców, który chwyta Fanesa w Lykii, lecz schwytawszy nie przyprowadza do Aegyptu; gdyż go obszedł przebiegłością Fanes spoiwszy straże i tak umknąwszy do Persów. Do będącego tedy już w pochodzie na Aegypt Kambyzesa lecz niepewnego drogi, jak przebędzie puszczą, przybiega ów Fanes i opowiada mu tak inne sprawy Amazisa, jako i drogę wskazuje polecając, aby wyprawił poselstwo do króla Arabów i prosił go o danie mu bezpiecznego przejścia przez kraj swój. Z téj zaś strony otwarty jest przystęp do Aegyptu. Od Foenicyi bowiem aż do gór przy mieście Kadytis kraj jest Syryjczyków Palestińskimi zwanych; od Kadytis zaś miasta, jak mi się wydaje, nie wiele mniejszego od Sardes, płace handlowe nadmorskie aż do miasta Jenyzos należą do Araba, od Jenyzos znowu do Syryjczyków aż do Sirbońskiego jeziora, ponad którém owa góra Kazios rozciąga się do morza; od Sirbońskiego potem jeziora, w którem podług powieści Tyfon się ukrył, już Aegypt się poczyna. Owa wżdy przestrzeń pomiędzy miastem Jenyzos, górą Kazios i jeziorem Sirbońskiem, nie małéj rozległości bo trzy dni drogi wynosząca, niezmierną jest pustynią. Co zaś nie wielu z żeglujących do Aegyptu wiadomo, opowiem. Z całéj Grecyi i nadto z Foenicyi wprowadzane bywają dwa razy w roku każdym gliniane wiadra napełnione winem do Aegyptu, a przecież ani jednego winnego wuaderka, iż tak powiem, nie można tam ujrzeć odstawionego. Gdzie się więc, może kto rzec, one podziewają? i to powiem. Otóż każdy nadokrężny (demarcha) obowiązany jest zebrawszy w swojem mieście wszelkie kruże odwozić do Memfis, owi zaś z Memfis napełniwszy wodą w te suche okolice Syryi je sprowadzać. Tak każde świeżo przybywające i wypróżnione w Aegypcie gliniane wiadro odsełane zostaje do dawnego do Syryi. Tak więc przygotowali Persowie wkroczenie to do Aegyptu, opatrując się sposobem orzeczonym w wodę, skoro tylko Aegyptu dosięgli. Wtenczas jednak gdy nie było wody na pogotowiu, Kambyzes objaśniony od halikarnaskiego gościa, wyprawił posłów do arabskiego króla i na prośbę otrzymał bezpieczeństwo, dawszy i odebrawszy na odwrot wiary zaręczenie. Poważają zaś Arabowie zaręczenia wiary ludzi jako najbardziej. Czynią je zaś w ten sposób. Kiedy chcą się zaręczyć trzeci mąż pomiędzy oboma w pośrodku stanąwszy zewnętrze ręki koło wielkich palców ostrym rani kamykiem związek przyjaźni pomiędzy sobą zawierającym, poczem uszczknąwszy wełny z odzienia obu namazuje krwią siedm w środku stojących głazów, co czyniąc przyzywa Dionyza i Uranią. Skoro ten tego dokona, ów co przymierze zawarł stawia w zakład przyjaciół cudzoziemcowi albo i mieszczaninowi, jeżeli z mieszczaninem sprawa; przyjaciele zaś i sami obowięzują się zachowywać przyrzeczenia. Dionyza zaś samego tylko za boga uważają i takoż Uranią, i powiadają iż dla tego strzyżenie włosów zachowują, ponieważ Dionyzos był strzyżony; strzygą się zaś w koło, goląc (się) około ciemienia. Nazywają wżdy Dionyza Orotal, Uranią Alilat.
Skoro tedy z posłami od Kambyzesa przybyłymi zawarł przymierze Arabczyk, takiego się chwycił przemysłu; napełniwszy wodą łagwie z skór wielbłądzich wtłoczył je na wszystkie żywe (wielbłądy), i zatem popędziwszy w puszczę tamże oczekiwał wojska Kambyzesowego. Ta jest ze wszystkich powieści najwięcéj do przekonania przemawiającą; trzeba jednak i mniéj prawdopodobną przytoczyć, skoro i onę rozgłaszają. Jest wielka rzeka w Arabii, której na imię Korys, wpada ona do tak zwanego morza Czerwonego. Od téj więc rzeki mówią, iż król Arabów zeszywszy kanał z syrowych skór byczych i innych zwierząt długością dosięgający aż do pustyni, nimże przyprowadził wodę dotąd, gdzie znowu na przyjęcie jéj wielkie pokopał studnie, ażeby ją odbierając zatrzymywały. Droga od téj rzeki zabiera dwanaście dni; miał zaś sprowadzić wodę trzema kanałami w trzy okolice.
Nad ujściem zaś Nilu tak zwaném Peluziackiem stanął obozem Psammenit syn Amazisa, czekając na Kambyzesa. Amazisa bowiem już nie zastał przy życiu Kambyzes gdy wyprawił się na Aegypt. lecz królowawszy lat czterdzieści cztery umarł on, nie doznawszy wśród nich żadnego wielkiego nieszczęścia. Po zgonie nabalsamowany i pochowany został w grobach świątyni przez siebie samego wystawionych. Pod Psammenitem tym synem Amazisa gdy wstąpił na królestwo Aegyptu, zdarzyło się Aegypcianom ogromne dziwowisko; to jest Theby oblane zostały deszczem, czego ani dawniéj ani późniéj aż do mnie nigdy nie było. jak sami opowiadali Thebanie. Zgoła bowiem nie pada w wyższych częściach Aegyptu; lecz wtenczas padało drobnemi kropelkami. Skoro u tedy Persowie przeprawiwszy się przez puszczę stanęli w pobliżu Aegypcian ażeby na nich uderzyć, wtenczas żołdownicy Aegyptczyka będący mężami greckimi i Karyjczykami, oburzeni na Fanesa iż wojsko cudzoziemskie sprowadził na Aegypt, taki czyn przeciwko niemu wymyślają. Pozostawił był Fanes w Aegypcie synów; tych przywiódłszy do obozu i na widok ojca, postawili w pośrodku obydwóch wojsk kocieł, i zatem przypędzając po jednemu każdego z owych chłopiąt zabijali je nad tym kotłem. Wygładziwszy tak wszystkich nalali na wierzch wina i wody w niego, i napoiwszy się wszyscy żołdownicy krwią, dopiero rzucili się na wroga. Po stoczeniu przecież zaciętej walki i gdy z obóch obozów wielkie mnóstwo poległo, Aegypcyanie zostali w ucieczkę podani.
Wielki dziw widziałem tamże objaśniony przez krajowców. To jest z rozrzuconych kości poległych w téj bitwie, lecz każdych osobno (oddzielnie bowiem leżały kości Persów, jak były zrazu oddzielone, i oddzielenie Aegypcian) czaszki Persów były bardzo kruche, iż gdy zechcesz cisnąć w nie tylko kamyczkiem, przedziurawisz; owe zaś Aegypcian tak twarde, iż zaledwo kamieniem w nie mocno uderzywszy rozbijesz je. Za przyczynę tego to kładli, i łatwo mnie przekonywali, że Aegypcianie zaraz od dzieci golą głowy przez co kość na słońcu grubieje. To samo jest téż powodem iż nie łysieją, ze wszystkich bowiem ludzi najmniéj u Aegypcian znajdziesz łysych. Ci tedy z téj przyczyny twarde mają głowy, Persowie zaś iż mają słabe, ten powód, że je przykrywają od dziecka nosząc kapelusze, to jest zawoje. To tedy takie zjawisko tam oglądałem; lecz widziałem i inne temu podobne na poległych w Papremis razem z Achaemenesem synem Dariusza pod Inarem Libijczykiem.
Aegypcianie zaś gdy rozpędzeni zostali w bitwie uciekali bez najmniejszego porządku. Gdy spędzeni zostali do Memfis, wysłał Kambyzes w górę rzeki statek Mytilenejski z heroldem mężem perskim, wzywając Aegypcian do umowy; lecz oni gdy ujrzeli łódź do Memfis wpływającą, hurmem wysypawszy się z muru statek zburzyli a ludzi na kawałki porozdzierawszy tak do miasta wnieśli. Zatem oblegani Aegypcianie trzymali się czas niejaki, lecz pograniczni Libyjczycy obawiając się tego co Aegypt spotkało poddali się zaraz bez walki, i daninę sobie nałożyć pozwolili i podarunki przysłali. Tak samo Kyrenejczycy i Barkaeowie, lękając się podobnie jak Libyjczycy, toż samo uczynili. Kambyzes zaś dary od Libyan przybyłe mile przyjął; lecz owemi od Kyrenejczyków przysłanemi pogardził, jak mi się zdaje, dla tego, iż ich było nie wiele (przysłali bowiem pięćdziesiąt min srebra Kyrenejczycy); te więc biorąc w dłonie własnoręcznie rozrzucał pomiędzy wojsko.
Dnia dziesiątego odkąd zdobył był mury Memfis Kambyzes, osadziwszy na przedmieściu ku ochydzie króla Aegypcian Psainmenita, który panował sześć miesięcy, oraz innych z nim Aegypcian doświadczał jego duszy w ten sposób. Ubrawszy córkę jego w odzież niewolnicy wysłał ją z dzbanem po wodę; wysłał także z nią innne dziewice wybrawszy je z pomiędzy pierwszych rodzin, podobnie przyrządzone córze kórlewskiéj. Gdy zaś z jękiem i płaczem przechodziły te panny mimo swoich ojców, inni ojcowie krzyk wydali i zapłakali widząc dzieci swoje shańbione, lecz Psammenit spojrzawszy przed siebie i przekonawszy się spuścił twarz ku ziemi. Skoro dziewice z wodą przeszły, powtórnie Kambyzes wyprawił syna Psammenitowego z tysiącem innych Aegypcian tegoż samego wieku, z szyjami przewiązanemi powrozem a ustami uzdami spętanemi. Byli oni prowadzeni, ażeby dać odpłatę za straconych wraz ze statkiem w Memfis Mytilenejan; tak bowiem zawyrokowali sędziowie królewscy, ażeby za każdego męża dziesięciu pierwszych Aegycian śmierć poniosło. Psammenit ujrzawszy przechodzących i dowiedziawszy się iż syn jego wiedziony jest na stracenie, kiedy inni Aegypcianie przy nim siedzący zanosili się od łez i zgrozy, tak samo się zachował jak przy córce. Skoro tedy i ci przeszli, zdarzyło się, iż jeden z jego współbiesiadników starszy odeń wiekiem, odarty z dostatków i tyle tylko posiadający teraz co żebrak, obchodząc z prośbą o datek wojsko, przybył i do Psammenita syna Amazisowego i do umieszczonych na przedmieściu przy nim Aegypcian. Otóż tego zobaczywszy Psammenit mocno zapłakał i wołając przyjaciela po imieniu uderzał się w głowę. Były wszakże przy nim straże, które o każdem jego zachowaniu się przy każdym z owych przechodów Kambyzesowi donosiły. Zdumiawszy się więc Kambyzes nad uczynkiem Psammenita, wyprawił do niego posła z takowém zapytaniem. „Pan, prawi herold, Kambyzes zapytuje ciebie, Psammenicie, dla czego widząc córkę shańbioną i syna na śmierć idącego, ani jęku ani płaczu nie wydałeś, owego zaś żebraka, wcale ci nie spokrewnionego, jak się od innych dowiaduję, uszanowałeś.“ Poseł takie uczynił zapytanie, ów zaś tak mu odpowiedział: „O synu Cyrusa, domowe nieszczęście moje większe było nad płacz, los zaś przyjaciela godzien był łez, który wyrzucony z pośrodka wielu bogactw wyszedł na żebraka na progu starości.“[1] Ta odpowiedź odniesiona królowi przez tegoż posła, zdała mu się być słuszną. Jak zaś Aegypcianie powiadają, płakał słysząc ją Kroezus (i ten bowiem towarzyszył Kambyzesowi do Aegyptu) płakali i przytomni z Persów; samego nawet Kambyzesa jakowaś litość ogarnęła, że natychmiast rozkazał uwolnić Psammenitowi z pomiędzy skazanych syna i samegoż z owego przedmieścia do siebie przyprowadzić. Ale syna tego wysłannicy nie zastali już przy życiu lecz nasamprzód zabitego, Psammenita zaś wywiódłszy przyprowadzili do Kambyzesa; tam odtąd przebywał nie doznając żadnego gwałtu. Nawet gdyby był umiał zachować się spokojnie, byłby otrzymał namiestnictwo w Aegypcie, gdyż zwykli Persowie szanować dzieci królów, których, chociaż sami od nich odpadną, synom jednakowoż przywracają rządy. Co wielu nnemi przykłady wolno stwierdzić, iż tak czynić mają w obyczaju, jako także postępkiem ich z Thannyrasem synem Inara Libyjczyka, co odebrał z powrotem państwo ojca, i z Pauzirisem synem Amyrtaeosa; i ten bowiem odzyskał władzę ojcowską. A przecież żadni Persom więcéj złego nie wyrządzili nad Inarosa i Amyrtaeosa. Atoli Psammenit zgubne knowając zamiary wziął za nie odpłatę; schwytany bowiem został że do buntu namawiał Aegypcian i o tém przekonany od Kambyzesa, wypiwszy byczéj posoki natychmiast umarł. Taki był jego koniec.
Kambyzes zatém z Memfis udał się do Sais miasta zamierzając dokonać tego co i spełnił. Skoro bowiem tylko wszedł do gmachów Amazisa, natychmiast rozkazał wynieść z grobu Amazisowego na zewnątrz trupa jego, co gdy wypełniono, kazał go smagać, włosy mu wyrywać, kłuć i w inny wszelki sposób znieważać. A kiedy i tego dokonaniem znużyli się czyniący (trup bowiem ile nabalsamowany upierał się i nie rozpadał), rozkazał go Kambyzes spalić, niezbożne rzeczy zaleciwszy. Persowie bowiem za bóstwo uważają ogień. Palić więc nieboszczyków żadną miarą u obojga nie jest godziwą: u Persów z powodu, który się wyrzekło, to jest iż występkiem być mówią poświęcać na spożycie trupa człowieczego bogu; u Aegypcyan zaś przyjętą jest wiara że ogień jest zwierzęciem w duszę opatrzoném, które wszystko pożera cokolwiek zachwyci, a nasycone pokarmem razem umiera z tém co pochłonęło. Pod żadnym więc względem nie wolno u nich zwierzętom oddawać na pastwę trupa; i dla tego je namaszczają, aby w grobach nie zostały zjedzone przez robactwo. Tak więc przeciwne obyczajom obojga narodów wydał Kambyzes rozkazy. Jako przecież Aegypcianie utrzymują, nie Amazisa to spotkało shańbienie, lecz innego jakiegoś z Aegypcian, równego wiekiem Amazisowi, którego znieważając Persowie myśleli iż Amazisa plugawią. Albowiem mówią, iż Amazis dowiedziawszy się od wyroczni co go czekało po śmierci, taki zagradzając przyszłości, owego ubiczowanego człowieka gdy umarł pochował przy drzwiach wewnątrz swego grobu, siebie zaś zlecił synowi pogrzebać w jak naskrytszym kącie tegoż pomnika. Te przecież rozkazy Amazisa względem pogrzebu i owego człowieka, nie zdaje mi się zgoła aby były przez niego wydane, lecz że je późniéj dla ozdobienia rzeczy Aegypcianie zmyślili.
Po tych czynach Kambyzes uradził potrójne wyprawy naprzeciw Karthagińczykom, naprzeciw Ammończykom i naprzeciw długożyjącym Aethiopom, siedzącym w Libyi przy morzu południowém. I w téj radzie zdało mu się naprzeciw Karthagińczykom wysłać wojsko morskie (flotę), naprzeciw Ammończykom oddział pieszego, przeciwko zaś Aethiopom szpiegów nasamprzód, którzyby obejrzeli ów mający się znajdować u tychże Aethiopów stół słoneczny, izali jest rzeczywiście, oraz aby inne rzeczy przepatrzyli, dla pokrycia zamiaru dary przynosząc ich królowi. Ów zaś stół słońca taki jakoś ma być wedle powieści. Jest łąka na przedmieściu napełniona gotowanemi mięsami wszelkich zwierząt czworonożnych, na którą nocami wszystkie władze miejskie z gorliwością składają owe mięsiwa, we dnie zaś pożywa z nich każdy przechodzący i chcący; krajowcy wżdy rozpowiadają, iż one sama ziemia zawsze wydaje. Ten tedy tak zwany stół słońca takim być głoszą. Kambyzes zaś postanowiwszy wyprawić owych szpiegów, natychmiast rozkazał przyjść do siebie z miasta Elefantiny ludziom Ichtyofagom (Rybojadom), którzy umieli język Aethiopski. W którym zaś czasie tychże przywoływano, w tym kazał płynąć naprzeciw Karthagińczykom wojsku na flocie. Lecz Foenicyanie wzbronili się to uczynić mówiąc, iż są wielkiemi przysięgami związani i żeby niezbożnie postąpili wałcząc naprzeciw swoim dzieciom. Skoro zaś odmówili Foenicyanie, reszta nie była zdatną do bitwy. Tak tedy Karthagińczykowie uszli niewoli od Persów; gdyż Kambyzes nie uważył za dobrą użyć gwałtu naprzeciw Foenicianom, ponieważ sami się byli poddali Persom i cala flota składała się z Foenician. Oddali się byli także sami i Cypryjczykowie Persom i pociągnęli z nimi na Aegypt. Wtém przybyli do Kambyzesa Ichtyofagowie z Elefantiny i posłał ich do Aethiopów, zaleciwszy co mieli mówić i dawszy dary do zaniesienia od siebie, jako to: szatę purpurową, złoty łańcuch na szyję i manele, naczynie alabastrowe z wonnościami i wiadro wina palmowego. Owi zaś Aethiopowie, do których siał Kambyzes, mają być najroślejszymi i napiękniejszymi ze wszystkich ludzi; mają się rządzić obyczajami odróżnionemi od innych ludzi, zwłaszcza owym do władzy królewskiéj odnoszącym się, który jest taki. Oto, którego z mieszczan osądzą być najroślejszym i posiadającym do wielkości silę, tego uchwalają królem. Do tych tedy mężów kiedy przybyli Ichtyofagowie, oddawszy podarunki królowi ich tak mówili: „Król Persów Kambyzes chcąc zostać twoim przyjacielem i sprzymierzeńcem, wyprawił nas z rozkazem, abyśmy weszli z tobą w rozmowę i podarunki oto te tobie oddaje, jakie i jemu do użytku są najmilsze.“ Ale Aethiop, przeniknąwszy iż jako szpiegowie przyszli, tak do nich rzecze: „Ani król Persów nie wyprawił was z darami wielce sobie ceniąc aby się sprzymierzył ze mną, ani wy prawdy nie mówicie (przybywacie bowiem jako szpiegi mojego państwa), ni też jest człowiekiem sprawiedliwym; gdyby bowiem był sprawiedliwym, aniby pragnął innej ziemi jak swoję, aniby też nie pędził w niewolę ludzi, od których żadnéj krzywdy nie doznał. Teraz zatém ten łuk ma oddawszy te słowa powiedzcie: król Aethiopów radzi królowi Persów, aby, kiedy Persowie takie ogromne co do rozmiaru luki z taką oto łatwością naciągać będą, wtenczas wyprawił się z przewyższającą mnogością naprzeciw długożyjącym Aethiopom: nim zaś to nastąpi, aby dziekował bogom, że nie kładą w umysł synów Aethiopów, aby starali się o nabytek innéj ziemi prócz swojéj. To rzekłszy i spuściwszy cięciwę oddał łuk przybyłym. Zatém wziąwszy szatę ową z szkarłatu, zapytał coby to było i jak zrobione? A gdy Ichtyofagowie opowiedzieli mu prawdę co do purpury i farby, rzekł iż są ludzie podstępni i podstępne ich szaty. Potém pytał się o ów złoty łańcuch na szyję i manele; a gdy Ichtyofagowie wytłumaczyli ich ozdobę, rozśmiawszy się król i mniemając je być więzami rzekł, iż u Aethiopów pęta mocniejsze są od tych. Po trzecie badał się o wonność, a gdy mu objawili jak się robi i jak się nią namaszczają, tę samę mowę powtórzył co o szacie. Skoro nareszcie przyszedł do wina i dowiedział się o jego przyrządzaniu, nad miarę uradowany tym trunkiem zapytał: coby jadał król Persów i jaki najdłuższy czas żyje mąż perski? Owi mu nato: iż pożywa chleb, przyczém wytłumaczyli przyrodzenie pszenicy, i że lat ośmdziesiąt jest wypełnieniem żywota człowieczego najdłuższém. Na to odparł Aethiopa, iż się wcale nie dziwi, jeźli pożywając mierzwę niewiele lat żyją a nawet i tyleby żyć nie mogli, gdyby tych lat owym trunkiem nie przedłużali, wskazując Ichtyofagom na wino; tém bowiem, dodał, przewyższają Persowie Aethiopów. Gdy się zaś naodwrot zapytali Ichtyofagowie króla o życie i jego sposób u Aethiopów, powiedział, iż wielu z nich dosięga stu dwudziestu lat, niektórzy nawet i tę liczbę przechodzą, pokarmem ich zaś są mięsa gotowane a napojem mleko. Gdy się dziwili szpiegowie nad długością żywota Aethiopów, miał ich zaprowadzić do zdroju, w którym się umywając Aethiopowie, większy połysk ciału nadawali, jak gdyby był z oliwy; woń zaś od niego się podnosiła jakby fijołków. Tak zaś słabą wodę téj krynicy być powiadali ci szpiegowie, iż nic nie było w stanie na niéj spłynąć, ani drzewo, ani ciała od drzewa lekciejsze, lecz wszystko szło do dna. Taką wodę jeśli istotnie posiadają Aethiopowie, jak wieść głosi, dla tego pewnie są oni długożyjącymi, że takowéj codziennie używają. Kiedy się zatém od owego zdroju oddalili, zaprowadził ich król do więzienia ludzi, w którém wszyscy złotemi łańcuchami byli spętani; jest zaś u tych Aethiopów ze wszystkich kruszców najrzadszym i najdroższym miedź. Obejrzawszy i więzienie, oglądali szpiegowie także jeszcze ów tak zwany stół słońca. Po nim opatrywali na samym końcu groby Aethiopów, które mają być zrobione z szklannéj porcelany[2] sposobem następującym. Skoro wysuszą nieboszczyka, czy to tak jak Aegypcianie, czy tam jako inaczéj, otaczają go gypsem i całego malowidłem ubarwiają, usiłując oddać jego postać jak najwierniéj, potém stawiają w okoł niego słup wydrążony z szklannéj porcelany, któréj u siebie wiele i łatwo wykopują. Wewnątrz więc tego słupa znajdujący się nieboszczyk widny jest na wsze strony, nie rażąc niemiłym zapachem ani czém inném obrzydliwém; i we wszystkiém wygląda tak jak zmarły. Rok jeden zachowują ten słup w domu najbliżsi krewni, z wszystkiego składając mu pierwociny i ofiary sprawując; potém wyniósłszy stawiają go około miasta.
Obejrzawszy to wszystko szpiegowi oddalili się z powrotem. A gdy zawiadomili o tem Kambyzesa, tenże natychmiast gniewem się zawziąwszy podjął wyprawę naprzeciw Aethiopom, ani żadnéj dostawy żywności nie nakazawszy wprzódy, ani liczby sobie nie zdając z tego, iż miał wyciągnąć na ostatnie krańce ziemi. Lecz jakoby szalony i nie władnący rozumem, jak tylko wysłuchał Ichtyofagów, przedsięwziął wyprawę, Grekom, którzy przy nim byli, tamże czekać rozkazawszy, całe zaś wojsko piesze z sobą prowadząc. Gdy zaś w pochodzie zaszedł do Thebów, oddzielił z wojska jakoby pięćdziesiąt tysięcy i tym zalecił, aby ujarzmiwszy Ammończyków wyrocznią Zeusa spalili, sam zaś na czele reszty obozu szedł naprzeciwko Aethiopom. Atoli nim piątą część drogi ubiegło wojsko, wraz wszelkiéj zabrakło żywności, a, wkrótce zabrakło i bydląt pociągowych do jedzenia. Gdyby wtenczas widząc to Kambyzes złamał był swój upór i napowrót był powiódł wojska, po błędzie z początku popełnionym zostałby mężem roztropnym; lecz teraz on na nic nie bacząc ciągle postępował naprzód. Żołnierze więc dopóki mieli co zbierać z ziemi, trzymali się robiąc sobie żywność z ziela, lecz gdy przybyli wśród piasków, straszną rzecz niektórzy z nich czynili, to jest z dziesiątka po jednemu ze swoich losem wybierając zjadali. To dopiero postrzegłszy Kambyzes, i uląkłszy tego nawzajem się pożerania, zaniechał wyprawy naprzeciw Aethiopom, zawrócił do powrotu, i przybywa do Theb wiele z wojska utraciwszy. Z Theb zeszedł do Memfis i Grekom pozwolił odpłynąć do domu. Pochód tedy na Aethiopów tak się zakończył. Owi zaś naprzeciw Ammończykom wyprawieni wojować, gdy wyruszywszy z Theb postępowali mając przodowników, jawno dostali się do miasta Oasis, które trzymają Samiowie mający pochodzić z pokolenia Aischrionijskiego, oddaleni o siedm dni drogi od Theb przez piaski, nazywa się zaś to miejsce w języku Greków wyspą Błogosławionych Do tego tedy miejsca miało dociągnąć wojsko; odtąd zaś. wyjąwszy samych Ammończyków i tych co od nich słyszeli, żadni inni nic o niem powiedzieć nie umieją: ani bowiem do Ammończyków nie doszli, ani téż nazad się nie wrócili. Taka zaś jest powieść samych Ammończyków. Gdy wyruszyli z téj Oazy przez piaski do nich, i byli już na środku pomiędzy nimi (Ammończykami) i ową Oazą, na pożywających śniadanie miał powiać ogromny i złowrogi południk (wiatr południowy), który miotając kupy piasku zasypał ich, i tym sposobem zniknęli. Ammończykowie więc opowiadają, iż taki los miał spotkać to wojsko.
Kambyzes zaś gdy przybył do Memfis zjawił się Aegypcianom Apis, którego Grecy Epafem mianują, co gdy nastąpiło, natychmiast Aegypcianie w najpiękniejsze szaty się odziali i wesołe rozpoczęli święta. Widząc to czyniących Aegypcian Kambyzes, i koniecznie mniemając iż dla jego niepowodzeń takie radości wyprawiają, przyzwał naczelników Memfidy, a gdy stanęli przed jego obliczem zapytywał, dlaczego gdy dawniéj był w Memfis Aegypcianie nic podobnego nie czynili, teraz zaś czynią gdy sam jest obecny, postradawszy mnogość swego wojska. Tamci zaś odpowiedzieli, jako zjawił im się bożek, zwykły tylko po długim czasu przeciągu się pojawiać, i ze gdy się on pokaże, wtenczas wszyscy Aegypcianie uradowani świętują. To słysząc Kambyzes rzekł im iż kłamią i jako kłamców śmiercią ukarał. Uśmierciwszy tychże, powtórnie przywołał przed swe oblicze kapłanów. A gdy kapłani tak samo odpowiedzieli, rzekł: iż nie ujdzie jego wiedzy ażali jaki bóg przystępny dłoni przybył do Aegypcian. To powiedziawszy rozkazał kapłanom przyprowadzić sobie owego Apisa. Ten zaś Apis Epafos rodzi się ciołkiem z krowy, która już nieudolną staje się inny płód przyjąć do żywota, Aegypcianie wżdy powiadają, iż na tę krowę połysk z nieba spada i z tego ona poradza Apisa. Ma ten ciołek Apisem nazwany takie mieć znamiona, iż jest czarny, na czole ma białe piętno, na krzyżach podobieństwo orła, na ogonie podwójny włos, pod ozorem zaś znak chrząszcza. Gdy więc przywiedli Apisa kapłani, Kambyzes jako niezupełnie sobie przytomny, dobywszy miecza, gdy chciał pchnąć w brzuch Apisa trafił go w udo. Na co rozśmiawszy się rzecze do kapłanów: „o nikczemne głowy, takimiż to są wasze bogi, i z krwi i z mięsa złożone i czujący żelazo? godny zaprawdę Aegypcian jest ten bożek, ale nie na radość waszą zaprawdę uczyniliście sobie pośmiewisko ze mnie!“ To powiedziawszy rozkazał tym, do których to należało, ażeby kapłanów osmagali, z Aegypcian zaś innych, któregoby zastali święcącym, ażeby zabili. Uroczystość tedy Aegypcianom zniweczoną została, kapłani zostali skarani, Apis zaś raniony w udo zdechł leżąc w świątnicy. Wszakże gdy skonał z téj rany, pochowali go kapłani w skrytości przed Kambyzesein. Ale Kambyzes, jak mówią Aegypcianie, natychmiast za tę zbrodnię oszalał, już wprzódy będąc uderzony na umyśle. I pierwsze z swoich bezprawiów dalszych rozpoczął na Smerdisie bracie swoim z tego samego ojca i matki, którego przez zazdrość z Aegyptu do Persyi odesłał, ponieważ sam jeden z Persów łuk ów na dwa palce naciągnął, który od Aethiopa przynieśli Ichtyofagowie; z innych Persów żaden tego nie potrafił. Gdy więc oddalił się do Persyi Smerdis, miał Kambyzes takie widzenie. Zdało mu się, iż przybył do niego goniec od Persów i oznajmił mu, iż na tronie królewskim osiadł Smerdis i głową tykał nieba. Ztąd tedy uląkłszy się o siebie, ażeby go brat nie zabił i rządów nie posiadł, wyprawia Prexaspesa do Persyi, który z pomiędzy Persów był mu najwierniejszym, ażeby Smerdisa zgładził. I ten zaszedłszy do Suzy zabił Smerdisa, jedni powiadają wywiódłszy go na łowy, inni znowu, iż zaprowadziwszy do morza Czerwonego tam go utopił.
Pierwszą tedy z Kambyzesa dalszych zbrodni tę być powiadają, następnie zaś zamordował siostrę swoją, która mu do Aegyptu towarzyszyła, z którą i łoże podzielał, a była mu siostrą z obojga rodziców. Zaślubił ją w ten sposób; wcale bowiem nie zwykli byli pierwéj Persowie żenić się z siostrami. Pokochał się Kambyzes w jednéj ze sióstr swoich, i zatém pragnąc ją pojąć za żonę. gdy przeciwzwyczajowe rzeczy zamyślał wykonać, przywoławszy sędziów królewskich zapytał ich, azali jest prawo jakie nakazujące życzącemu sobie zaślubić się ze siostrą. Owi zaś sędziowie królewscy są to mężowie Perscy wybrani na urząd swój dopóty, aż nie pomrą albo o jakie przestępstwo przekonani nie zostaną; oni to Persom sprawy rozsądzają i tłómaczą ojczyste ustawy, i wszystko do nich odnoszone bywa. Gdy ich więc zapytał Kambyzes, dali mu sprawiedliwą i bezpieczną odpowiedź mówiąc, że nie znajdują żadnego prawa, któreby nakazywało bratu łączyć się ze siostrą, lecz że inne wynaleźli, to jest, iż królującemu nad Persami wolno jest czynić co zechce. Tak więc prawa nie znieśli uląkłszy się Kambyzesa; i ażeby sami nie zginęli upierając się przy ustawie krajowéj, wynaleźli inną przychylną pragnącemu żenić się ze siostrami. Wtenczas więc Kambyzes zaślubił od siebie kochaną siostrę, a po niedługim czasie pojął drugą. Z tych tedy młodszą, co mu do Aegyptu towarzyszyła zabił. Wszakże o śmierci jéj, jako i Smerdisa, dwojaka jest powieść. Grecy bowiem opowiadają, iż Kambyzes wypuścił do walki młode lwię z szczenięciem, czemu się i ta żona jego przypatrywała, a gdy pies pokonany został, brat jego inny szczeniak rozerwawszy łańcuch przybywa mu na pomoc, i tak teraz dwoje tych szczeniąt powaliło lwię. Co widząc Kambyzes cieszył się, żona zaś przy nim siedząca łzami się zalała. Dostrzegłszy tego Kambyzes, pyta dla czegoby płakała; na co niewiasta miała odrzec, że obaczywszy iż ów szczeniak przybiegł mścić się za brata dla tego płakała, bo sobie rzypomniała Smerdisa i stanęło jéj w myśli, iż ten nie miał mściciela. Grecy tedy powiadają, iż dla tych słów zginęła od Kambyzesa; Aegypcianie przecię znowu głoszą, iż gdy oboje siedzieli przy stoliku, niewiasta wziąwszy w rękę głowę podbiału (łoczygi ϑριδαξ), oskubywała ją pytając męża, czy podbiał oberwany z listków czy téż obrosły niemi, piękniejszy jest; a on miał rzec, iż obrosły; na co znów ona: „toć to taki podbiał ty niedawno naśladowałeś, ogołociwszy dom Cyrusa.“ Tu rozbestwiony miał skoczyć nogami na mającą płód w żywocie, a ona poroniwszy życia dokonać.
Takiemi czynami szalał Kambyzes naprzeciw swoim domowym, czy to z powodu zabicia owego Apisa, czy téż z innéj przyczyny, jako to wiele nieszczęść ludzi napadać zwykło; toć powiadają, że już z urodzenia jakąś wielką chorobą dręczony był Kambyzes, którą świętą[3] nazywają którzy. Nie było więc nic niezwykłego, jeżeli mając wielką niemocą dotknięte ciało chorzał i na umyśle. Tak zaś znowu szalał naprzeciwko innym Persom. Mówią iż rzekł do Prexaspesa, którego najbardziéj lubił, i on mu poselstwa roznosił, nadto syn tegoż był cześnikiem u Kambyzesa, co również zaszczyt nie mały; miał tedy tak wyrzec: „Prexaspesie, jakimże mienią mię być człowiekiem Persowie, i jakie mowy o mnie czynią?“ Ów na to: „o Panie, w innych sprawach bardzo jesteś wielbiony, lecz żądzy wina powiadają, iż zanadto ulegasz.“ Ten mówił to o Persach, ów zaś (Kambyzes) rozgniewany tak odpowiedział. „Teraz więc mówią o mnie Persowie, iż oddając się winu od rozumu odchodzę i nie jestem przy zmysłach; zaprawdę więc dawniejsze ich mowy nie były prawdziwe.“ Dawniéj bowiem gdy siedzieli z nim na radzie Persowie ich i Kroezusa zapytał Kambyzes, jakimby zdawał im się być mężem w współzawodnictwie z ojcem swoim Cyrusem; na co oni: iż jest lepszym od ojca; gdyż posiada to wszystko co tamten i jeszcze do tego przyłączył Aegypt i morze. To mówili Persowie, lecz przytomny Kroezus i niepochwalający ich sądu, to rzekł do Kambyzesa: „mnie, o synu Cyrusa, nie zdajesz się być równym ojcu; nie masz bowiem syna, jakiego tamten zostawił.“ Ucieszył się Kambyzes to usłyszawszy i chwalił zdanie Kroezusa. To tedy teraz przywiódłszy na umysł z gniewem ozwał się do Prexaspesa. „Ty tedy dowiedz się czy prawdę mówią Persowie, czy téż tak mówiąc sami raczéj od rozumu odchodzą; jeżeli bowiem wyrzuciwszy strzałę na tego oto chłopca twego stojącego w przedsionku ugodzę w środek serca, Persowie okażą się bredniami; jeżeli chybię, Persowie będą mieli słuszność i ja istotnie nie jestem przy rozumie.“ To rzekłszy i naciągnąwszy łuk strzelił do chłopca, a gdy tenże upadł kazał go rozciąć i oglądał strzał swój; skoro znaleziono, iż strzała była w sercu, miał wyrzec do ojca dziecka rozśmiawszy się i uradowany: „Prexaspesie, że ja nie jestem szalonym lecz Persowie bez rozumu, przekonany zostałeś; teraz mi powiedz, kogo już widziałeś tak celnie strzelającego z roku?“ A Prexaspes widząc człowieka wcale nie rażonego na umyśle, oraz lękając się o siebie, rzecze: „o panie, sam bóg mniemam nie potrafi tak strzelać!“ Wtedy taki czyn zbroił; inną znowu rażą podobnie dwunastu pierwszych Persów dla żadnéj ważnéj przyczyny pojmawszy żywo głową na dół zakopać rozkazał
Atoli tak postępującego za słuszną uważał ostrzegać temi słowy Kroezus: „O królu, nie ulegaj we wszystkiém młodemu wiekowi i namiętności, lecz powściągnij i opanuj siebie: dobrze jest być na przyszłość oględnym, a mądrością jest ostrożność. Zabijasz mężów, którzy twymi są współobywatelami, chwytając ich z nic nieznaczących powodów, i zabijasz dzieci; jeżeli wiele takich czynów popełnisz, bacz na to, aby cię nie odstąpili Persowie. Mnie zaś ojciec twój Cyrus polecił wielorako to nakazując, abym cię ostrzegał i poddawał ci co znajdę dobrem.“ To mu przychylność okazując doradzał Kroezus; on zaś tak odparł: „Ty śmiesz i mnie dawać rady, który ślicznie opiekowałeś się swoją ojczyzną i pięknie raiłeś ojcu memu, rozkazując mu przejść rzekę Araxes i uderzyć na Massagetów, kiedy oni chcieli przybyć na naszą ziemię, i tak i siebie zgubiłeś źle przewodniczywszy swej ojczyźnie, i Cyrusa zgubiłeś który cię usłuchał. Ale zaiste nie na swoją radość to uczyniłeś, bo już od dawna należało mi wyszukać jaki powód naprzeciwko tobie.“ To rzekłszy uchwycił łuk ażeby go zabić. Lecz Kroezus szybkim krokiem wybiegł na zewnątrz; Kambyzes zaś gdy go nie mógł zastrzelić z łuku, rozkazał służbie aby go pojmawszy zgładziła. Lecz służebnicy znający obyczaj Kambyzesa, ukrywają Kroezusa w tym zamiarze, aby jeżeli żal zrobi się potém Kambyzesowi i szukać będzie Kroezusa, wyjawiwszy mu go, dary wzięli za schwytanie Kroezusa żywcem, jeżeli zaś nie pożałuje i nie zapragnie więcéj Kroezusa Kambyzes, aby go wtenczas dopiero sprzątnęli. I rzeczywiście zapragnął Kambyzes Kroezusa w niedługim potém czasie, a służebnicy zmiarkowawszy to oznajmili mu, iż ocalał. Wszakże Kambyzes wynurzył wprawdzie Kroezusowi radość swoją z tego że żyje, ale i to oraz, że owych co go ocalili nie puści bez kary lecz zabije, i tak téż uczynił.
Takiemi to wielu czynami szalał Kambyzes przeciwko Persom i sprzymierzeńcom, pozostając w Memfis, stare groby otwierając i nieboszczyków przetrząsając. Wszedł téż do chramu Hefaesta i wiele naigrawał się z posągu; jest zaś ten posąg Hefaesta bardzo podobien do Potaików Foenickich, które oni na przodach trójrzędowców obwożą. Kto tych bożków nie widział, temu je tém oznaczę, że jest to naśladowanie (postać) Pygmejskiego człowieka. Wstąpił takoż do świątnicy Kabirów, do któréj nie godzi się wnijść nikomu innemu jak kapłanowi; tych posągów wiele nawet popalił naszydziwszy z nich. I one podobne są do owych Haefesta, ktorego mówią iż są synami. Owoż wszędzie mi jawném jest, iż Kambyzes szaleństwem był miotany wielkiem; nie byłby bowiem odważył się naśmiewać ze świętości i świętych obrzędów. Gdyby bowiem kto dając do wyboru wszystkim ludziom nakazał aby sobie ze wszystkich praw wyjęli najpiękniejsze, zastanowiwszy się wybraliby pewnie każdy swoje, tak to mniemają wszyscy iż najozdobniejszemi są ich własne. Nie podobna więc żeby inny człowiek jak szalony wystawiał takie rzeczy na pośmiewisko. Że zaś jest takie przekonanie o swoich prawach u wszystkich ludzi, wielu innemi dowodami wolno jest stwierdzić, i także następującym. Dariusz za swego panowania przywoławszy przytomnych Greków zapytał ich, za jakąby zapłatę zechcieli spożyć swoich pomarłych ojców; na co oni odpowiedzieli, iż za żadnąby tego nie uczynili. Dariusz zatém przyzwał tak zwanych Kalatiów indyjskich, którzy zjadają swoich rodziców, i spytał ich w obecności Greków rozumiejących rozmowę przez tłumacza, za jakąby nagrodę skłonili się spalić w ogniu swych ojców; a ci wielkim głosem zawoławszy rozkazywali mu nie bluźnić. Taka to jest wiara w tych sprawach, i słusznie zdaje mi się iż śpiewał Pindar[4] rzekłszy, iż obyczaj wszystkich jest królem.
Kiedy Kambyzes pociągnął na Aegypt, uczynili Lakedaemończykowie wyprawę przeciwko Samos i Polykratesowi synowi Aeaka, który posiadł Samos przez powstanie, i naprzód podzieliwszy miasto na trzy części władał niém z braćmi Pantagnotosem i Sylozontem, potém zaś pierwszego z nich zabiwszy a młodszego Sylozonta wygnawszy sam całą Samos odzierzył, i wiążąc gościnne przymierze z Amazisem królem Aegyptu, połączył się z nim szląc mu dary i inne od niego przyjmując. Wkrótce zaraz potém wzmogła się potęga Polykratesa i rozsławiła po Jonii i reszcie Grecyi; dokąd bowiem tylko skierował swoje wyprawy, wszystkie mu się powiodły. Zgromadził sto naw o pięćdziesięciu wiosłach i tysiąc łuczników. Napadał zaś i ujarzmiał wszystkich, nikogo nie wyróżniając; mawiał bowiem iż więcéj przymili się przyjacielowi powracając mu co wziął, jak gdyby mu tego zaraz na początku nie był zabrał. Wiele tedy wysp zajął, wiele także miast na stałym lądzie; między temi i Lesbijczyków calem wojskiem posiłkujących Milezjan w bitwie morskiéj pokonawszy podbił, którzy fossę w około muru w Samos całą jako jeńcy wykopali. Nie uchodziła baczności Amazisa wielka pomyślność Polykratesa, lecz owszem troskliwość jego obudzała. A gdy jeszcze więcéj szczęścia przybywało Polykratesowi, takie słowa w zwój napisawszy Amazis przesłał mu do Samos. „Amazis to powiada Polykratesowi. Słodką jest dowiadywać się, iż przyjacielowi i gościowi naszemu dobrze się, wiedzie; mnie przecież twoje wielkie pomyślności nie podobają się, gdy znam bóstwo jak jest zazdrosném. To téż pragnąłbym, abym i sam i ci o których się troskam w jednych ze swoich spraw doznawali szczęścia, w drugich niepowodzenia, i tak żywot swój wiedli, raczéj na przemiany, jak we wszystkiém po swojéj myśli. O nikim bowiem jeszcze nie zasłyszałem z powieści ludzi, któryby ciągle szczęśliwy w końcu nie upadł do szczętu zgubiony. Ty więc teraz słuchając mnie tego się chwytaj naprzeciw swym powodzeniom; oto zastanowiwszy się co znajdziesz najwięcéj sobie drogiém i nad czego utratą najbardziejbyś w duszy zabolał, to odrzucaj tak iż więcéj nie dostanie się pomiędzy ludzi. A jeżeli już odtąd pomyślności twoje nie będą się przeplatały przygodami takiemi, zaradź sobie sposobem przezemnie ci poddanym.“ To przeczytawszy Polykrates, i wziąwszy na umysł jak dobrze mu radził Amazis, poszukiwał któregoby ze swoich drogich podarków utratą najwięcéj duszę udręczył, i ten wynalazł. Miał pieczęć pierścieniową w złoto oprawną którą nosił, ze szmaragdowego kamienia, dzieło Theodora syna Teleklesowego ze Samos. Gdy więc tę umyślił zatracić, postąpił jak następuje. Napełniwszy pięćdziesięciowiosłowiec ludem sam w niego wstąpił, i zatem kazał go pędzić na morze; a gdy daleko byli od wyspy, zdiąwszy pierścieniową pieczęć z palca, w obliczu wszystkich razem płynących rzuca ją w wodę. Co uczyniwszy powrócił do lądu, a przybywszy do mieszkań swoich smucił się. Lecz piątego czy szóstego dnia po tym wypadku to mu się wydarza. Pewien rybak schwytawszy wielką i piękną rybę, uznał za godną dać ją w podarunku Polykratesowi; niosąc ją tedy do drzwi jego mówił, iż chce przyjść przed oblicze Polykratesa, na co gdy ten przyzwolił, rzekł do niego oddając rybę. „O królu, ja tę oto schwytawszy nie uważylem za słuszną ponieść ją na rynek, jakkolwiek z rąk swoich się żywię, lecz zdała mi się być godną ciebie i twego panowania; tobie więc ją przynosząc oddaję.“ Król zaś uradowany, temi słowy odpowiedział mu: „Bardzo dobrze uczyniłeś, i dwojaka ci dzięka za słowa i za podarunek; przyzywamy cię wraz na ucztę.“ Rybak to wysoko wynosząc odszedł do domu, służba zaś rozciąwszy rybę znajduje w jéj żołądku pieczęć Polykratesa. A ujrzawszy ją i pochwyciwszy co prędzéj zanosi uradowana królowi, i oddając mu pieczęć powiada wraz, jakim sposobem się znalazła. Ten zaś boskie zdarzenie w tém oglądać rozumiejąc, spisuje na zwoju wszystko co uczynił był i co go potem spotkało, a spisawszy nakazuje odnieść list do Aegyptu. Przeczytawszy Amazis pismo od Polykratesa przybywające, pojął iż niepodobną jest rzeczą człowiekowi drugiego człowieka wyrwać z przygody spaść nań mającéj, i że nie skończy pomyślnie Polykrat ciągłego szczęścia doznający, który i to co sam odrzuca nazad odzyskuje. Wyprawiwszy więc doń herolda na Samos rzekł mu, iż rozwiązuje przymierze gościnne. Dla tego zaś to uczynił, aby gdy okropna i wielka klęska spotka Polykratesa, sam nie bolał w duszy jako nad gościem swoim.
Naprzeciw temu to Polykratesowi ciągle szczęśliwemu wyprawili się Lakedaemończykowie wezwani przez Samijczyków co potém Kydonią na Krecie założyli. Polykrates zaś szląc do Kambyzesa syna Cyrusowego, gromadzącego wojsko na Aegypt, prosił go aby i do niego do Samos wyprawiwszy posłów, domagał się odeń żołnierza, Kambyzes téż usłyszawszy o tém chętnie wysłał gońcow do Samos, prosząc Polykratesa aby razem z nim wyprawił przeciw Aegyptowi flotę. Ten więc wybrawszy z mieszczan tych których miał najbardziéj w podejrzeniu iż się do buntu gotują, odesłał ich na czterdziestu trójrzędowcach, poleciwszy Kambyzesowi aby ich napowrót nie odstawiał. Niektórzy wszakże powiadają, że wysłani ci przez Polykratesa Samijczykowie nie dobili aż do Aegyptu, lecz gdy wpłynęli na Karpackie (morze), weszli z sobą w radę i spodobało im się nie żeglować daléj; inni znowu mówią, iż przybyli do Aegyptu i strzeżeni z tamtąd uciekli. Naprzeciw' zaś powracającym do Samos wyszedł z nawami Polykrates i bitwę stoczył; lecz powracający zwyciężyli i wystąpili z łodzi na wyspę, przecież w walce pieszéj pokonani tak dopiero popłynęli do Lakedaemony. Są téż niektórzy co twierdzą, iż owi żeglarze z Aegyptu przemogli Polykratesa, co mi przecież nie słusznie zdają się utrzymywać: toćby im nie potrzeba już było przyzywać w pomoc Lakedaemończyków, gdyby sami byli podołali poskromić Polykratesa. Ale nadto sam rozum się przeciwi temu, aby ten co miał w wielkiéj liczbie i żołdowych pomocników i własnych wielu łuczników, pobity został przez powracających Samijczyków, których było nie wielu. Prócz tego zaś zostających pod jego władzą obywateli dzieci i żony, trzymał Polykrates zamknięte w okrętowych zakładach w pogotowiu, aby, gdyby go tamci z powracającymi zmówiwszy się zdradzili, spalił je wraz z gmachami okrętowemi.
Skoro atoli wygnani przez Polykratesa Samijczykowie przybyli do Sparty, stawieni przed władzami, wiele słów do nich uczynili jako mocno błagający. Lakedaemończycy zaś odpowiedzieli im przy pierwszém posłuchaniu, iże pierwsze ich słowa zapomnieli, drugich zaś nierozumieją. Gdy więc powtórnie stawieni zostali, nic więcéj nie rzekli, tylko miech położywszy przed niemi te wyrazy, że miech potrzebuje mąki. Na co odparli urzędnicy lakedaemońscy, iże wyrazu miech zbytecznie użyli; wszakże postanowili dać im pomoc. Zaczém przysposobiwszy wyprawili się Lakedaemończykowie naprzeciwko Samos, jak powiadają Samijczykowie aby odwzajemnić się za dobrodziejstwa, gdyż Samijczykowie pierwéj im pomocniczyli byli na nawach przeciwko Messeńczykom; jako zaś Lakedaemończycy twierdzą, nie tak aby błagającym pomocy Samijczykom dać wsparcie, jak aby się pomścić za porwanie trójnoga, który wyprawili do Kroezusa, tudzież za porwanie pancerza, który im był przysłał w darze Amazis król Aegyptu. Albowiem i pancerz ten złupili byli Samijczykowie rokiem pierwéj jak trójnóg, a był on lniany, mnóstwo zwierząt dzierzganych w sobie mieszczący i przyozdobion złotem i wełną drzewienną[5]; co zaś godne podziwu, to że każde włókno tego pancerza, jakkolwiek samo cienkie, składało się z trzystu sześćdziesięciu jeszcze cieńciejszych a wszystkich wyraźnych. Drugi taki pancerz jest ten, który Amazis ślubował Athenie w Lindos.
Przyczynili się zaś do dojścia do skutku téj wyprawy naprzeciwko Samos i Korinthiauie gorliwie; dopuścili się bowiem byli i naprzeciwko nim swawoli Samijczykowie na jedno pokolenie pierwéj przed tą wyprawą, a w tym samym czasie kiedy trójnóg porwany został. Periander bowiem syn Kypselosa wyprawił był do Sardes do Alyattesa trzysta chłopców pierwszych mężów Kerkyrejskich, w celu obrzezania ich. Otóż gdy prowadzący te dzieci Korinthianie zawinęli do Samos, Samijczykowie dowiedziawszy się powodu dla którego chłopcy wiezieni są do Sardes, nauczyli tychże najprzód ażeby się schronili do świątnicy Artemidy, a potém nie dopuszczając aby byli z świątnicy porwani jako błagający, gdy Korinthianie odmawiali pokarmów chłopcom, zarządzili Samijczykowie święto, które i teraz jeszcze obchodzą tak samo. To jest za zbliżeniem się nocy, przez cały ten czas przez który chłopięta błagały opieki bogini (w jéj świątyni), zawodzili orszaki dziewic i młodzieńców z tym warunkiem, ażeby należący do orszaków wszyscy mieli przy sobie placki z sezamu i miodu, któreby pochwytując dzieci Kerkyrejczyków, głód zaspakajały. Dopóty zaś działo się to, aż korintyjscy strażnicy chłopiąt nie opuścili tychże i nie oddalili się; wtenczas Samijczykowie odprowadzili dzieci napowrót do Kerkyry. Gdyby tedy po śmierci[6] Periandra Korinthianie w przyjaźni żyli z Kerkyrejczykami, nie byliby współudziału wzięli w wyprawie naprzeciw Samos dla téj oto przyczyny. Teraz zaś odkąd tamże założyli osadę, w bezprzestannych zostają z sobą zatargach, jakkolwiek z tego samego szczepu pochodząc[7]. Z tych zatém powodów nienawiść chowali Samijczykom Korinthianie. Wyprawił zaś był do Sardes w celu obrzezania pierwszych Kerkyrejczyków dzieci Periander dla tego, ażeby się na nich pomścił; poprzednio bowiem Kerkyrejczykowie naprzeciw niemu dopuścili się byli niegodziwego czynu. Owoż gdy pierwszą żonę swą Melissę zabił był Periander, przypadło mu drugiéj téj przygody doznać w dodatku do pierwszéj. Miał z Melissy dwóch synów, pierwszy liczył lat wieku siedmnaście, drugi zaś ośmnaście. Tych ojciec ich matki ( matkorodzic, dziadek z matki) Prokles, władzca Epidauru, sprowadziwszy do siebie mile przyjął, jak słuszna gdy krwią byli jego własnéj córki. Kiedy ich zaś od siebie wysełał znowu, rzekł wyprawiając ich: „Czy wiecie, moje chłopcy, kto waszą matkę życia pozbawił?“ Na te słowa starszy syn całe uwagi nie zwrócił, lecz młodszy, któremu było na imię Lykofron, tak zabolał usłyszawszy je, iż przybywszy do Korinthu, do ojca jako do zabójcy swéj matki ani przemówił, ani na zapytania jego nie odpowiadał, ani badającemu przyczyny tego, żadnéj liczby zdać nie chciał. Aż w końcu gniewem uniósłszy się Periander wygnał go z domu. Poczém zaczął wypytywać starszego o to co z nimi rozmawiał dziadek z matki, lecz na to ten mu odpowiedział tylko że ich mile przyjął, owego zaś słowa, które do nich rzekł Prokles wyprawiając ich, jako nie wziąwszy go do serca, wtenczas nie pamiętał. Ale Periander twierdził, iż niepodobną jest rzeczą, aby im Prokles czegoś nie poddał, nastawał więc pytaniami, aż młodzieniec przypomniawszy sobie mowę dziadka, powtórzył ją. To Periander wziąwszy także do serca i postanowiwszy żadnéj łagodności nie dopuścić, do miejsca gdzie wygnany przezeń syn zabawiał, wyprawił posła z rozkazem, ażeby go mieszkańcy nie przyjmowali do domów. Ilekroć więc z jednego domu wygnan, przybywał młodzian do innego, zamykano przed nim i tenże, ponieważ Periander groził tym którzyby go przyjęli, a zamykać drzwi przed nim nakazywał. Wszakże odepchnięty szedł znów do innego domu druhów, ci zaś ponieważ był synem Periandra, jakkolwiek ze drżeniem, przecież przyjęli go. Aż w końcu Periander ogłosił przez herolda, że ktokolwiek czy to w dom przyjmie młodzieńca, czy w rozmowę z nim się zada, Apolonowi dłużnym świętéj kary się stanie, oznaczywszy jak wielką będzie. W obec tego tedy ogłoszenia nikt już ani rozmawiać ani w dom go przyjąć nie chciał, owoż i sam on nie uważał za właściwą rzeczy zakazanéj doświadczać, lecz znosząc ucisk poterał się po krużgankach. Kiedy czwartego dnia potém ujrzawszy go Periander zabrukanego i wygłodzonego ulitował się; toż złagodniawszy zbliżył się doń i rzecze: „O synu, któreż z dwojga tego pożądańsze, czy to położenie w którem obecnie znajdujesz się, czy ażebyś władztwo i dobra które ja dzierżę teraz, te, ojcu powolnym okazując się przejął dziedzictwem po mnie? który (a ty) i synem będąc moim i królem szczęśliwego Korinthu wybierasz oto żywot żebraczy, opór stawiąc i gniew chowając naprzeciwko temu naprzeciwko któremu najmniéj ci należało. Jeżeli bowiem jaka przygoda w domu moim wydarzyła się, z któréj podejrzenie ku mnie wyczerpnąłeś, mnie ona spotkała i na mnie spada większa część onejże, ponieważ sam byłem jéj sprawcą. Zatém pouczony o ile przedniejszą jest zazdrość budzić jak litość, oraz do czego prowadzi na rodziców i potężniejszych unosić się zapalczywością, powróć do domu.“ Periander więc temi słowy usiłował go ująć; lecz młodzian nic innego na to nie odpowiedział ojcu, jak tylko, że dłużnym jest świętéj kary bogu który z nim rozmawiał. Poznawszy tedy Periander, jak niezłamane i nieuleczone jest złe jego syna, z oczu swoich go usunął, wyprawiwszy na łodzi do Kerkyry; opanował bowiem był i tę wyspę. Po uskutecznieniu zaś tego wyprawił się Periander naprzeciw teściowi Proklesowi, jako najgłówniejszemu sprawcy obecnych utrapień swoich, zajął Epidauros i pojmał i żywcem uprowadził samego Proklesa. Wszakże gdy po upływie czasu Periander zaszedł w lata i przekonywać się zaczął iż nie mocen już jest dozierać i opatrywać spraw państwa, wyprawił posła do Kerkyry i odwołał do rządów Lykofrona, w starszym bowiem z synów nie widział zdolności ku temu, lecz jawnie wykazywał mu on się niedołężnym. Lykofron przecież nawet odpowiedzią nie uczcił zwiastuna poselstwa ojcowego. Tedy Periander przywiązawszy się do młodziana powtórnie wysłał doń siostrę, a córkę swoją własną, mniemając że téj namowom da się nakłonić. Owoż ta gdy przybyła do Kerkyry, rzekła: „O chłopcze! czyż chcesz aby władztwo nasze w ręce innych dostało się, i żeby dom ojcowy upadł raczéj, jak żebyś powrócił i sam go odzierżał? Wracaj do domu i zaprzestań sam siebie karać. Pycha niebezpieczna jest posiadłość, a nie lécz złem złego. Wielu nad surowo sprawiedliwe łagodniejsze poczynanie przenosi, a wielu już macierzystych własności dochodząc, ojczyste utraciło. Władztwo śliską jest rzeczą, a wielu jest jego miłośników, ojciec zaś starcem już i latami złamany; nie wypuszczaj z rąk dóbr własnych innym.“ Dziewica tedy najwięcej pociągających słów nauczona przez ojca, temi odzywała się do brata, ten zaś odrzekł na to, że pod żadnym względem nie powróci do Korinthu, dopóki wiedzieć będzie że ojciec jeszcze żyje. Gdy więc tę odpowiedź odniosła Periandrowi córka, tenże po trzeci raz wyprawia herolda z obwieszczeniem, że sam pójdzie do Kerkyry, tylko rozkazywał żeby Lykofron wrócił do Korinthu i objął po nim w spadku panowanie. Na to nareszcie przystał Lykofron, i Periander wyprawiał się do Kerkyry, a syn jego do Korinthu. Ale Kerkyraeowie wywiedziawszy się o tém wszystkiém, aby do ich kraju nie przybył Periander, zgładzili młodziana. Za ten tedy postępek pomstę wziął na Kerkyrejczykach Periander.
Lakedaemończykowie zaś na wielkiéj flocie przybywszy, oblegli Samos, i uderzywszy na mur, wieżę przy morzu stojącą w przedmieściu miasta już opanowali, kiedy za przybyciem Polykratesa z wielkim zastępem posiłków odparci zostali. Z drugiéj przecież wieży na tylnéj stronie góry wznoszącéj się, wyszli naprzeciw wrogom i żołdownicy i wielu Samijczyków, lecz wytrzymawszy napaść Lakedaemończyków przez czas niedługi, cofać się zaczęli, tamci zaś ścigając zabijali. Otóż gdyby obecni tam z Lakedaemończyków podobni byli dnia tego wszyscy Archiasowi i Lykopie, byłaby Samos zdobytą. Archias bowiem i Lykopes sami jedni puściwszy się w pogoń za zbiegającymi do muru Samijczykami, i odcięci od drogi napowrót wiodącéj, w mieście Samijczyków śmierć znaleźli. Z trzecim od tego Archiasa potomkiem a innym Archiasem, synem Samijosa a wnukiem (tamtego) Archiasa sam mówiłem w Pitane (należał bowiem do téj gminy); ten nad wszystkich sprzymierzeńców najwięcéj czcił Samijczyków opowiadając, że jego ojcu miano Samiosa (Samijski) dla tego nadanem zostało, ponieważ jego ojciec znowu Archias, z chlubą poległ na Samos. Czci on zaś, dodawał, Samijczyków z tego powodu, iż dziadek jego publicznie przez Samijczyków pogrzebiony został. Lecz Lakedaemończycy oblegający przez czterdzieści dni Samos, gdy im dzieło cale się naprzód nie posuwało, odpłynęli z powrotem do Peloponnezu. Jak zaś nieco dziecinna wieść głosi, miał Polykrates mnogo krajowych pieniędzy wybitych z ołowiu lecz pozłoconych dać im, które oni przyjąwszy tak dopiero oddalili się. To była pierwsza wyprawa którą do Azyi podjęli Lakedaemończycy Doryjczykowie (lud doryjskiego pochodzenia).
Samijczykowie zaś naprzeciw Polykratesowi wyprawieni, gdy mieli ich opuścić Lakedaemończycy, i sami odpłynęli do Sifnos. Potrzebowali bowiem pieniędzy, a sprawy Sifnijczyków w kwitnącym były stanie podówczas, jakoż pomiędzy wyspiarzami najbogatszymi byli oni z powodu kopalni złota i srebra które posiadali na swéj wyspie, w takiéj obfitości, iż z dziesiątéj części wydobywanych ztamtąd kruszców skarbiec poślubiony został w Delfach, równający się daninom najbogatszych, sami zaś dochody co rok z kopalni przychodzące pomiędzy siebie rozdzielali. Kiedy więc ofiarowali ów skarbiec, zapytali wyroczni iżali im obecna pomyślność zdolna jest przetrwać na czas długi, na co Pythia tak odrzekła:

Gdy prytaneje na Sifnos białość okryje, i kiedy
rynek się w białość odzieje; wtedy mądrego trza męża,
coby zastęp drzewienny wskazał i posła w czerwieni.

Mieli zaś podówczas Sifnijczykowie rynek i Prytanejon ozdobione paryjskim kamieniem (marmurem). Téj wyroczni nie umieli sobie wytłumaczyć, ani wtedy zaraz (kiedy daną była) ani za przybyciem Samijczyków. Samijczykowie bowiem skoro tylko zawinęli do Sifnos, natychmiast jednę z naw wysłali z posłami do miasta. W dawnych zaś czasach wszystkie nawy napuszczone były czerwoną farbą, a to było właśnie co Pythia przepowiedziała Sifnijczykom nakazując im strzedz się drzewiennego zastępu i posła w czerwieni. Przybywszy tedy zwiastuni owi żądali od Sifnijczyków, ażeby im dziesięć talentów pożyczyli, gdy zaś Sifnijczykowie odpowiedzieli na to, że nie pożyczą, Samijczykowie jęli pustoszyć ich okolice. Dowiedziawszy się o tém Sifnijczykowie, natychmiast przybyli z pomocą i starłszy się z Samijczykami pobici zostali, i wielu z nich odciętym został przez Samijczyków powrót do miasta; zatém dziesięć talentów na nich wymogli Samijczykowie. Od Hermionejów znów wyspę za pieniądze posiedli Samijczykowie; to jest Hydreą[8] przy Peloponnezie, którą Trojzenom pod straż oddali, sami zaś Kydonią[9] na Krecie założyli, jakkolwiek nie w tym celu wypłynąwszy, ale żeby Zakynthian wyrugować z wyspy. Zatrzymali się przecież tutaj i pomyślności zażywali przez lat pięć tak, iż świątnice, które się teraz znajdują w Kydonii, przez nich zbudowane zostały, a zwłaszcza bożnica Diktyny[10]. Szóstego atoli roku Aeginetowie w bitwie morskiéj pokonawszy ich w niewolników zamienili z Kreteńczykami połączywszy się, od naw zaś za godła głowy dzików noszących na przodach, też odciąwszy poślubili do świątyni Atheny w Aeginie. To zaś uczynili Aeginetowie gniew chowając ku Samijczykom ; pierwsi bowiem Samijczykowie, gdy panował na Samos Amfikrates wyciągnąwszy naprzeciw Aeginie wielkich krzywd dopuścili się byli na Aeginetach, ale i sami w odwet doznali od nich. Taki był powód tych nieprzyjaźni. Owoż rozwiodłem się dłużéj o Samijczykach, ponieważ trzech dzieł największych pomiędzy wszystkimi Grekami dokonali. Pierwsze jest przekopanie góry do stu pięćdziesiąt sążni wysokiéj, od dołu (stóp góry) poczęte i przeprowadzone z otworem po téj i tamtéj stronie góry (tunel). Długość tego przekopu wynosi siedm stadjonów, wysokość zaś i szerokość ośm stóp każda. Środkiem zaś całego tego podziemnego przekopu, inny przekop dwudziestu łokci głębokości wydrążono, a trzy stopy szerokości wynoszący, przez który rurami prowadzona woda od wielkiego źródła wiedziona, dostaje się do miasta. Architektą tego przekopu był Megarejczyk Eupalinos syn Naustrofosa. To więc jedno jest dzieło z owych trzech; drugiem jest. grobla w morzu około przystani, głęboka do dwudziestu sążni, długość zaś jéj przenosi dwa stadiony. Trzeciém dziełem przez nich dokonaném, jest świątynia[11] największa ze wszystkich któreśmy oglądali; téj budowniczym pierwszym był Rojkos syn Filisa, krajowiec. Dla tych powodów dłużéj rozwiodłem się nieco o Samijczykach.
Atoli naprzeciw Kambyzesowi przedłużającemu pobyt i szalejącemu w Aegypcie bunt podnosi mężnych dwóch braci Magów, z których jednego dozorcą nad domem swoim pozostawił był Kambyzes. Ten tedy powstał naprzeciw niemu dowiedziawszy się że śmierć rzeczywistą Smerdisa ukrywają, a że nie wielu tylko z Persów wie o niéj, większa zaś liczba mniema go jeszcze żyjącym. Wedle tego ułożywszy swe zamiary tak oto pokusił się o władzę królewską. Miał on brata, o którym powiedziałem że razem z nim bunt podniósł, z kształtu bardzo podobnego Smerdisowi synowi Cyrusa, którego Kambyzes lubo rodzonego brata zgładził. Był tedy tenże podobien z kształtu Smerdisowi, toż i imię to samo „Smerdis“ nosił. W tego męża wmówiwszy Mag Patizeithes że sam wszystko dla niego podziała, usadził na tron królewski. Zaczém rozesłał heroldów tak w inne kraje jako téż i do Aegyptu osobnego ażeby zapowiedział wojsku że odtąd Smerdisa Cyrusowego a nie Kambyzesa słuchać należy. Owoż jako inni heroldowie rozgłosili te rozkazy, tak i ów przeznaczony do Aegyptu, znalazł bowiem Kambyzesa i wojsko w Agbatanach w Syryi, stanąwszy w pośrodku ogłosił polecenia Maga. Lecz Kambyzes usłyszawszy te słowa z ust herolda i spodziewając się że prawdę obwieszcza a że on zdradzonym został przez Prexaspesa (który wyprawiony aby zgładził Smerdisa niby nie dokonał tego), spojrzawszy na Prexaspesa, rzecze: „o Prexaspesie, także to dopełniłeś mi dzieła, które ci poleciłem?“ A tenże na to: „o panie! nie jest to prawdą, aby brat twój Smerdis kiedykolwiek przeciw tobie bunt podniósł, ni żeby od tego męża zwada jaka ci przyszła czy wielka czy mała; ja bowiem sam, to co mi rozkazałeś wykonawszy, pochowałem go rękoma własnemi. Jeżeli tedy umarli zmartwychstają, wtenczas oczekuj że i Astyages Med naprzeciwko tobie się podniesie; jeżeli zaś jest tak jak przedtem, zaprawdę żaden już niepokój tobie z tamtego (Smerdisa) nie wyroście. To téż zdaje mi się teraz ażeby w pogoń się puścić za heroldem i wybadać zeń pytaniami, z czyjego rozkazu przybywając ogłasza nam ażebyśmy króla Smerdisa odtąd słuchali.“ Gdy to powiedział Prexaspes (spodobało się bowiem Kambyzesowi) natychmiast ścigany i przytrzymany herold przybył, przystawionego zaś wypytywał Kambyzes następnym sposobem. „O człowieku! powiadasz iż przychodzisz jako poseł od Smerdisa Cyrusowego. Teraz więc rzekłszy istotną prawdę odejdź zdrów: iżaliż ci sam Smerdis stawiwszy się na oczy te dał polecenia, czy téż który z sług jego?“ Na to herold: „Ja Smerdisa Cyrusowego, odkąd Kambyzes król wyruszył do Aegyptu, jeszcze nie oglądałem; lecz Mag, którego Kambyzes dozorcą nad swoim zamkiem uczynił, ten mi te polecenia dał twierdząc że to Smerdis Cyrusowy jest który nakazuje wam to obwieścić.“ Otóż ten to powiedział nic nie skłamawszy, Kambyzes zaś ozwał się: „Prexaspesie! ty jako mąż dobry, wypełniwszy rozkaz winy umknąłeś; lecz któż może być z Persów ten naprzeciw mnie głowę podnoszący, przybrawszy miano Smerdisa?“ Na to Prexaspes: „Zdaje mi się iż przenikam całą tę sprawę, o królu; Magowie to są zaprawdę ci naprzeciw tobie głowę podnoszący, jeden którego dozorcą swego zamku postawiłeś, Patizeithes, a drugi brat jego Smerdis. Tutaj posłyszawszy nazwisko Smerdisa Kambyzes przerarażon został prawdą tak słów tych jako i snu pewnego w którym zdawało mu się iż mu ktoś donosi, że Smerdis siedząc na tronie królewskim dotyka się głową nieba. Poznawszy więc że napróżno zgładził brata, opłakiwał Smerdisa. Opłakawszy zaś i jęki wydawszy nad całem swojem nieszczęściem, wskakuje na konia, mając w myśli pociągnąć do Suzy naprzeciw wiarołomnemu Magowi. Lecz gdy skacze na konia, spada mu z pochwy miecza końcowa zasłona (kończynę miecza pokrywająca), a miecz obnażony przebija mu udo. Zraniony w to samo miejsce w które pierwéj sam Apisa bożka Aegypcian był ugodził, gdy spostrzegł iż śmiertelny cios otrzymał, zapytał Kambyzes, jakie było nazwisko miasta? Odpowiedziano że Agbatana. Powiedziała mu zaś była jeszcze dawniéj wyrocznia z miasta Butus że w Agbatanach żywot zakończy. On przecież rozumiał że w Medyjskich Agbatanach zakończy jako starzec, kędy i była jego stolica, wszakże wyrocznia oznaczyła była Agbatany w Syryi, jak się okazuje. Kiedy więc wtedy na zapytanie usłyszał nazwisko miasta, przerażony nieszczęściem i przez Maga i przez ranę sprawioném odzyskał roztropność, i pojąwszy znaczenie wieszczby zawołał: „i tutaj przeznaczoném jest wyrokami umierać Kambyzesowi synowi Cyrusa!“ W owéj chwili tyle powiedział, dwadzieścia zaś około dni późniéj przyzwawszy do siebie najznakomitszych Persów którzy się przy nim znajdowali, rzekł do nich jak następuje: „O Persowie! zniewoliła mię konieczność to co z wszystkich rzeczy najwięcej ukrywałem, wyjawić wam. Otóż znajdując się w Aegypcie miałem widzenie we śnie, którego obym był nigdy nie oglądał! Zdało mi się że mi zwiastun z domu przybyły donosi, że Smerdis Osiadłszy na królewskim tronie dotyka głową nieba. Uląkłszy się więc abym przez brata pozbawiony nie został rządów, postąpiłem więcéj dorywczo jak mądrze. Snać to nie (jest) w mocy natury ludzkiej ażeby odwrocie to co ma nastąpić, ja zaś niedorzeczny wyprawiam Prexaspesa do Suzy aby zabił Smerdisa. Owoż po dokonaniu tak wielkiéj zbrodni żyłem spokojnie, całkiem nie pomyślawszy o tém żeby po uprzątnieniu jednego Smerdisa, inny jaki z pomiędzy ludzi Smerdis kiedy naprzeciwko mnie mógł powstać. Zupełnie tedy chybiwszy myślą tego co mnie czekało, i bratobójcą zostałem bez potrzeby i królestwa nie mniéj przez to pozbawion, Smerdisem bo owym, o którym mi bóstwo naprzód ukazało we śnie że przeciw mnie powstanie, był Mag. Wszakże dzieło przezemnie zbrojone zostało, a wiedzcie że Smerdis Cyrusowy już nie jest przy życiu; lecz że dwaj Magowie opanowali wam królestwo, ten któregom pozostawił dozorcą nad moim zamkiem i brat jego Smerdis. Któremu więc najbardziéj przystało pomścić teraz sromoty wyrządzone mi przez Magów, ten bezbożnym losem zginął przez swoich najbliższych; lecz kiedy go już nie masz, w drugim rzędzie największą koniecznością mi się staje, o Persowie, te z pozostałych rzeczy wam do wypełnienia polecić, które kończąc żywot pragnę aby dokonanemi zostały. Otóż bogów królewskich przyzywając na świadki na sercę kładę tak wam wszystkim jako mianowicie obecnym z Achaemenidów, ażeby nie dopuścili aby naczelne przewództwo znowu do Medów przeszło, lecz czy to je zdradą posiadłszy dzierzą oni, abyście je zdradą znowu im odebrali, czy to przemocą je jaką zdobyli, przemocą naodwrot i siłą odzyskali. A jeżeli to uczynicie, i ziemia wam owoce wydawać będzie i niewiasty i trzody plenić będą, ponieważ na wszelki czas wolnymi będziecie; jeżeli zaś nie odzyskacie rządów ani usiłować będziecie je odzyskać, błagam aby wam przeciwieństwa tego wszystkiego dostały się w podzielę, a nad to jeszcze ażeby koniec każdego z Persów taki spotkał jaki mnie dostał się w udziale.“ I to wypowiedziawszy Kambyzes opłakiwał całą dolę swoją; Persowie zaś widząc króla rozpłakanego, wszyscy szaty które mieli na sobie rozdarli i jęki nieutulone wydawali. Następnie gdy kość nadpsuła się i udo bardzo prędko przegniło, choroba ta zabrała Kambyzesa syna Cyrusowego, królującego ogółem lat siedm i miesięcy pięć, nie pozostawiającego zgoła żadnego potomka ani męzkiego ani żeńskiego.
Atoli obecnych Persów wielkie ogarnęło niedowierzanie żeby Magowie przywłaszczali sobie panowanie, ale mniemali że Kambyzes w celu rozsławy powiedział to co wyrzekł o śmierci Smerdisa, ażeby pobudzić do wojny przeciw niemu cały szczep perski. Ci tedy mniemali że Smerdis Cyrusowy (istotnie) na tronie osiadł; silnie bowiem i Prexaspes zaprzeczał aby zabił Smerdisa; gdyż nie było dlań bezpieczném po śmierci Kambyzesa przyznawać że syn Cyrusa zginął z jego własnéj ręki. Mag więc po zgonie Kambyzeza, przywłaszczywszy sobie nazwisko Smerdisa Cyrusowego, przez siedm miesięcy pozostających Kambyzesowi do wypełnienia ośmiu lat panowania spokojnie królował; w których to miesiącach wszystkim swoim poddanym wyświadczył wielkie dobrodziejstwa, tak iż gdy umarł tęsknili za nim wszyscy mieszkańce Azyi, wyjąwszy samych Persów. Wyprawiwszy Mag ten do każdego pokolenia z tych nad któremi panował posłów, ogłosił uwolnienie wszystkich od, wypraw wojennych i danin na lat trzy. Owoż ogłosił on to był zaraz po zagarnieniu panowania, wszakże wr ósmym miesiącu wydało się kim jest, w ten sposób. Był Otanes syn Farnaspesa rodem i dostatkami równający się pierwszemu między Persami. Ten Otanes pierwszy powziął podejrzenie o Magu iż nie jest Smerdisem synem Cyrusa, a przeniknął kim jest, ztąd wnioskując, iże nie wychodził nigdzie z zamku i żadnego z znakomitszych Persów przed oblicze swoje nie przyzywał. Otóż wpadłszy na to podejrzenie Otanes tak sobie postąpił. Kambyzes miał za żonę córę jego, której na imię było Faedyme; tęż sarnę odzierzał wtenczas Mag i z nią obcował jako i z wszystkiemi innnémi białogłowami, które były żonami Kambyzesa. Owoż do téj to córki swéj słał Otanes z zapytaniem z którym z ludzi podziela łoże? czy z Smerdisem Cyrusowym czy z którym innym? Ona zaś na od wrót siała doń z odpowiedzią że nie wié, ani bowiem Smerdisa Cyrusowego nie oglądała nigdy ani zna kim jest ten który z nią przestaje. Powtórnie więc wysiał do niej Otanes rzekąc: „jeśli sama nie znasz Smerdisa Cyrusowego, to wywiedz się u Atossy, z kim i ona sama zadaje się i ty; niezawodnie bo przecież nie obcy jéj będzie brat własny.“ Na to odwieszcza mu córka: „ani z Atossą nie mogę przyjść do rozmowy ani żadnéj innéj z niewiast ze mną mieszkających zobaczyć, albowiem jak tylko ów człowiek, ktokolwiek on jest, objął królestwo, natychmiast rozproszył nas każdą gdzieindziéj umieściwszy.“ To słyszącemu Otanesowi jeszcze jawniéj wykazywała się (podstępna) sprawa. Trzecie zatem wyprawia poselstwo do córki, któremu to jéj powiedzieć zalecił „O córko! jako dobrze urodzonéj przystoi ci podjąć niebezpieczeństwo na które ci narazić się ojciec twój rozkazuje. Jeżeli bowiem nie jest Smerdisem Cyrusowym ów człowiek ale tym którego się domyślam, zaprawdę nie powinno mu wyjść na pociechę i że z tobą łożę dzieli i że władztwo nad Persami dzierzy, ale ukaranym być winien. Teraz więc tak sobie postąp. Jak tylko wstąpi on do łoża z tobą i zmiarkujesz że zasypia, namacaj mu uszu, a jeżeli zobaczysz że je posiada, wiedz iż z Smerdisem Cyrusowym zamieszkujesz, jeżeli zaś nie znajdziesz ich, jest to Mag Smerdis.“ Na to odwieszcza Faedyme: że się straszliwie naraża, jeżeli się na to odważy, jeżeli bowiem wykaże się ów człowiek bez uszu, a pochwyci ją przy namacywaniu onychże, przekonaną jest iż ją strzałą ubije; jednakowoż uczyni jak jéj nakazano. Tak tedy podjęła się ta niewiasta wypełnić ojcu co polecił, temu zaś Magowi Smerdisowi Cyrus syn Kambyzesa za rządów swoich odciął był uszy z powodu jakiegoś nie drobnego. Faedyme tedy, córka Otanesa, wszystkiego dopełniwszy czego się dla ojca podjęła, skoro wydział jéj przyszedł udania się do Maga (na przemian bowiem niewiasty u Persów zachodzą do mężów), wstąpiwszy do jego komnaty położyła się z nim do łoża, a gdy Mag mocno zasnął namacała mu uszu. Dostrzegłszy zaś bez trudu owszem bardzo łacno, że mąż ten ich nie ma, jak tylko dzień nastąpił, przez posłów znad o tém dała ojcu. Tutaj Otanes przywoławszy Aspathinesa i Gobryasa najprzedniejszych między Persami a najpodatniejszych którymby się zwierzył, opowiedział im całe zdarzenie. Ci zaś już i sami podejrzywali byli iż tak się rzeczy mają, więc powody przez Otanesa im wyłożone wraz przyjęli. Zdało im się zatem ażeby każdy z nich jednego męża Perskiego przybrał sobie za towarzysza do związku, któremuby najwięcéj zawierzał. Otanes tedy wprowadza Intafernesa, Gobryas Megabyza, Aspathines Hydarnesa. Gdy tak było ich sześciu, przybywa do Suzy Dariusz syn Hystaspesa, przychodzący z krainy Persów;[12] nad tymi bowiem był ojciec jego rządcą. Gdy więc tenże przybył, postanowili owi sześciu przypuścić do związku i Dariusza. Ci w liczbie siedmiu tedy zgromadziwszy porozumieli się i związali wiarą. Gdy zaś przyszła koléj mówienia na Dariusza, ten tak się odezwał. „O tém ja sam tylko wiedzieć mniemałem, że Mag jest królem naszym a Smerdis Cyrusowy już nie żyje, i w tym zamiarze przybyłem z pospiechem ażeby temu Magowi śmierć zgotować. Ale gdy tak się ułożyło że i wy o tem wiecie a nie tylko ja sam, zda mi się aby téj rzeczy natychmiast dokonać i nie odwlekać; albowiem tak nie byłoby lepiej.“ Na to odezwał się Otanes. „O synu Hystespesa, jesteś synem ojca dobrego i okazujesz się w niczem niepośledniejszym od ojca; tego atoli przedsięwzięcia oto nie przynaglaj tak bezradnie, lecz z roztropniejszéj strony je imaj, trzeba bowiem gdy liczba nasza powiększyła się tak się brać do dzieła.“ Na to rzecze Dariusz. „Mężowie tu przytomni! jeżeli się chwycicie sposobu który podaje Otanes, wiedzcie o tém że zginiecie najnikczemniéj. Wyda bowiem ktoś ta tajemnicę Magowi, z osobna dla się pragnąc korzyści. Przedewszystkiem więc winniście byli sami z sobą tylko porozumiawszy się rzeczy téj dokonać; skoro się wam przecież zdało do większéj odnieść ją liczby i mnie ją powierzyć, tedy albo dopełnijmy jéj dzisiaj, albo wiedzcie, że jeżeli temu dniowi upłynąć dozwolicie, nikt inny mnie z wydaniem tych zamiarów nie uprzedzi, ale ja sam je wyjawię Magowi dla waszego dobra.“ Na to Otanes, widząc tak naglącego Dariusza, w ten sposób się ozwie. „Skoro zmuszasz nas do pospiechu i nie dozwalasz zwłoki, nuże! powiedz jak dostaniemy się do zamku królewskiego i opanujemy go. O rozstawionych bowiem tam strażach wiesz i sam, jeżeli nie z naocznego przekonania się, to z posłuchu; jakimże sposobem przez te przebijemy się?“ Odpiera na to Dariusz temi słowy. „Otanesie! zaprawdę wiele jest rzeczy nie podobnych do wykazania czynem; innych znowu wiele jest podobnych słowu, lecz dzieło świetne żadoe z tych nie powstało. Wam zaś wiadomo że przez rozstawione tam straże nie trudno jest przedostać się. Już to bowiem że nam téj godności mężom nikt przejścia nie wzbrania, częścią z uszanowania dla nas częścią z obawy przed nami; już téż mam za sobą powód najpokaźniejszy który nas przeprowadzi, gdy powiem że dopiero co przybyłem z krainy Perskiéj i że pragnę pewne zlecenie od ojca oznajmić królowi.[13] Gdzie bowiem powinno się wyrzec kłamstwo, tam niech będzie wyrzeczone. Do tego samego celu bowiem zmierzamy tak kłamiący jak prawdy używający: toż jedni wypowiadają kłamstwo wtenczas kiedy kłamstwem przekonawszy dopiąć jakiegoś zysku mają, drudzy znowu prawdę mówią ażeby przez tęż prawdę jakąś korzyść przeciągnęli na swoją stronę i żeby w zamiarach swych posunęli się naprzód. Tak tedy nie tychże samych dróg trzymając się do tego samego przecież godzimy. Gdyby zaś ludzie żadnego zysku nie mieli na względzie, porówno byłby prawdzący kłamcą (ponieważ dla zysku kłamie) jak kłamca prawdziwym (ponieważ nie tai iż mu chodzi o korzyść). Który zatém z odźwiernych dobrowolnie nas wpuści, temu to późniéj wyjdzie na dobre; który zaś opór stawić umiłować będzie, ten tu zaraz niechaj wyda się naszym wrogiem a my następnie włamawszy wewnątrz zabierzemy się do dzieła.“
Zabrał zatem słowo Gobryas. „Przyjaźni mężowie! kiedyż piękniejsza nadarzy nam się pora ocalić państwo, albo jeźli nie zdołamy go odzyskać, umrzeć? kiedy oto rządzeni jesteśmy, my Persowie, przez Medyjskiego Maga, i to jeszcze uszu pozbawionego! A którzy z was obecni byli dogorywającemu Kambyzesowi, dokładnie pewnie pamiętacie, jakie straszne śluby on zwoływał na Persów kończąc swój żywot, gdyby nie odważyli się odzyskać panowania; tych wtenczas nie przyjęliśmy na prawdę, bośmy rozumieli, że Kambyzes z rozsławą mówi. Teraz więc głos mój na to daję, ażeby usłuchać Dariusza i nie rozchodzić się z tego tu zebrania inaczéj jak udając wprost Maga.“ To powiedział Gobryas a wszyscy mowę jego pochwalili.
Kiedy atoli ci mężowie to uchwalają, wydarzyło się przypadkiem co następuje. Magowie naradziwszy się postanowili Prexaspesa przywiązać do siebie jako przyjaciela, raz że ucierpiał srogich rzeczy od Kambyzesa, który mu syna zabił z łuku, powtóre, że on jeden tyłka wiedział o śmierci Smerdisa Cyrusowego, którego własnoręcznie życia pozbawił, nadto jeszcze iże był w największém zachowaniu u Persów. Z tych więc powodów przywoławszy go przyłączyli sobie za przyjaciela wiarą i przysięgą związawszy, iże zaprawdę zachowa u siebie i nikomu z ludzi nie wyda uczynionego przez nich naprzeciwko Persom podstępu, za co mu przyrzekali wszelkie tysiącorakie dobra[14]. Kiedy zaś Prexaspes zobowiązał się czynić tak, jak go nakłonili Magowie, powtórnie to mu przedłożyli: iże sami wszystkich Persów zgromadzą pod mur królewski, jemu zaś nakazują aby wstąpiwszy na wieżą ogłosił im, iże przez Smerdisa Cyrusowego rządzeni są a przez żadnego innego. Te tedy dawali mu polecenia jako niby najgodniejszemu wiary wśród Persów tudzież ponieważ wielekroć z tém się wynurzał przed Persami, że żyje Smerdis Cyrusowy a zaprzeczał zabiciu jego. Gdy i to uczynić przyobiecał Prexaspes, zwoławszy Persów Magowie, wprowadzili go na wieżą i kazali wydać ogłoszenie. On przecież o tém co mu oto zalecili umyślnie przepomniał, a natomiast począwszy od Achaemenesa wywiódł rodowód Cyrusa, a kiedy do tego zeszedł, wypowiedział w końcu jak wielkie dobrodziejstwa Cyrus wyświadczył Persom. Przebiegłszy zaś oneż wyjawił prawdę, mówiąc jako dawniéj ukrywał istotę rzeczy, nie było bowiem dlań bezpieczną wypowiadać to co się działo, obecnie wszakże konieczność znagla go, aby ją wykrył, aż wreszcie wyznaj iż Smerdisa Cyrusowego sam przez Kambyzesa zmuszony życia pozbawił, i że Magowie teraz królują. Zaczém srogiemi klątwy zarzekłszy Persów, gdyby nie odzyskali na powrót panowania i na Magach się nie pomścili, rzucił się na głowę z wieży nadół. Owoż Prexaspes będący przez cały żywot mężem znamienitym tak skończył.
Tymczasem siedmiu owych mężów Perskich skoro postanowili rzucić się na Magów nie odwlekając dzieła, wraz puścili się w przeznaczone miejsca pomodliwszy do bogów, a nic nie wiedząc o tém co zaszło z Prexaspesem. I już byli na środku drogi, kiedy usłyszeli co nastąpiło z Prexaspesem. Wtedy wyboczywszy z drogi znowu weszli w naradę. Otanes nastawa! mocno, ażeby sprawę odwlec i wśród mącenia się rzeczy nie rzucać do dzieła. Dariusz zaś, aby iść natychmiast, postanowienie wykonać i nie zwlekać. Gdy tak spierają się ze sobą ukazało się siedm par jastrzębi dwie pary sępów goniących, skubiących je i dzióbiących. Zobaczywszy to siedmiu mężów pochwalili zdanie Dariusza wszyscy, i nabrawszy odwagi z ukazania się ptaków, poszli zatém do zamku królewskiego. Tu gdy stanęli przed bramami nastąpiło jak wnioskował Dariusz; uczciwszy bo strażnicy mężów pierwszych między Persami, i nic takiego jak zamierzali z strony ich nie podejrzywając, jak gdyby z boskiego nasłania przychodzili wpuścili ich, nawet nie zagadł ich żaden. Ci zaś skoro przybyli na podwórze, napotkali trzebieńców przeznaczonych do zanoszenia królowi wieści, którzy ich wybadywać zaczęli w jakim zamiarze przybywają; co czyniąc zarazem odźwiernym grozili że ich wpuścili, siedmiu mężom zaś gdy chcieli postąpić naprzód, dalszego pochodu wzbraniali. Lecz ci zachęciwszy się nawzajem dobywają mieczów, powstrzymujących ich od wnijścia niemi przebijają, i spiesznie wpadają do komnaty. W tym czasie dwaj Magowie właśnie wewnątrz się znajdowali i naradzali nad wypadkiem Prexaspesa. Skoro więc ujrzeli trzebieńców pomięszanych i krzyczących i sami wybiegli naprzód obaj, a gdy dowiedzieli co się dzieje, zwrócili się do siły. Owoż jeden z nich szybko porywa za łuk, drugi zaś za oszczep. Rozpoczyna się walka. Zaczém temu, co pochwycił łuk, tenże, ponieważ tuż przy nim byli wrogowie i napierali, na nic się nie przydał, drugi przecież bronił się oszczepem i ranił w udo Aspathinesa, a Intafernesa w oko; i Intafernes stracił oko w skutek téj rany, ale przecię nie umarł. Owoż tak drugi z Magów tych mężów poraził; pierwszy zaś skoro mu łuk na nic się nie przydał, a właśnie komnata jedna przytykała do świetlicy dla mężów przeznaczonéj, do téj się chroni chcąc zatrzasnąć w niéj drzwi za sobą; ale za nim z siedmiu onych dwóch się rzuca, to jest Dariusz i Gobryas. Lecz gdy Gobryas pasuje się z Magiem, Dariusz ile wśród ciemności tuż stojąc obok, nie wie co począć, lękając się, aby nie uderzył Gobryasa. Gobryas zaś widząc go bezczynnym zapytuje, czemu nie używa dłoni. Na to Dariusz: „z obawy ażebym ciebie nie ugodził.“ Gobryas wraz odbija: „pchnij choćby przez obóch miecz swój.“ Tém skłonion Dariusz pchnął żelazo i jakoś trafił Maga. Tak zgładziwszy obu Magów i odciąwszy im głowy, rannych własnych na miejscu pozostawiają już to z powodu osłabienia ich, już téż z powodu straży zamkowéj, pięciu zaś z pomiędzy nich unosząc głowy Magów wybiegają na zewnątrz, z wrzaskiem i hałasem, przywoływują innych Persów, ażeby im opowiedzieć co się stało i pokazać głowy zabitych; a zarazem przebijają każdego Maga który im się pod nogi nawinął. Persowie natomiast usłyszawszy co przez owych siedmiu mężów zdziałanem zostało oraz o zdradzie Magów, uznali za słuszną sami podobnych innych czynów dokonać, i dobywszy mieczów zabijali gdzie tylko którego Maga napotkali; jakoż gdyby noc nie była nadeszła, ani jednego Maga nie byliby pozostawili przy życiu. Ten dzień czczą Persowie najuroczyściej ze wszystkich i w nim wielkie święto obchodzą, które przezwane zostało przez Persów Magobójstwem; w tym to dniu nie wolno się żadnemu Magowi pokazać na światło, lecz po domach trzymają się u siebie w tym dniu Magowie.
Kiedy atoli rozruch się uciszył i upłynęło niezupełnie dni pięć, ci co przeciw Magom byli oręż podnieśli, naradzali się nad całością państwa, i tamże wypowiedziane były mowy, wprawdzie nie zasługujące na wiarę u niektórych z Greków, jednak były one powiedziane. Owoż Otanes domagał się, aby powszechności Persów władzę najwyższą poruczono, tak się odzywając. „Moje jest zdanie, aby odtąd więcéj jednowładzcy nad nami nie było, ani bowiem to przyjemna rzecz ani dobra. Toż widzieliście, jak daleko posunęła się podniosłość Kambyzesa, i doznawaliście zuchwalstwa Maga. Bo i jakżeż mogłoby być rzeczą dobrze ułożoną jedynowładztwo, któremu dozwolone jest bez odpowiedzialności poczynać cokolwiek zechce? Wszakżeż to ono najlepszego ze wszystkich ludzi, gdy wstąpi na tę władzę, po za zwykłe kresy myślenia porywać może. Służące mu bowiem dostatki obudzają w nim pychę, a zawiść z początkiem zaraz życia zaradza się w człowieku. Dwa zaś te zła posiadający wszelką złość dzierzy, jedne bowiem z przesycenia się pychą niegodziwości liczne broi, drugie przez zawiść. A przecież mężowi rządzącemu bez zawiści żyćby należało, gdy wszelkie dobra dziedziczy. Wszakże całkiem na opak temu wypadać ztąd dla obywateli zwykło: nienawidzi bowiem władzcą taki najlepszych którzy istną i żyją, a rad jest najnikczemniejszym z mieszczan, najskwapliwiéj słuchając ich oczerniali tamtych. Co zaś najmniéj wyrozumieć można, jest, że kiedy go pomiernie podziwiasz, obrusza się, że go się bardzo nie czci, a kiedy go ktoś czci bardzo, obrusza się nań, że jest pochlebcą. Atoli co najważniejsze dopiero mam powiedzieć: oto wzrusza on urządzenia ojczyste, gwałci niewiasty, ludzi zabija bez sądu. Natomiast lud kiedy rządzi, nasamprzód miano dzierży ze wszystkich najpiękniejsze, to jest równouprawnienie; powtóre z tych wykroczeń, których jedynowładzca, nie dopuszcza się żadnego. Losem stanowi i sprawuje on władzę, rządzi pod odpowiedzialnością, a narady wszelkie do spólności odnosi. Stawiam więc zdanie, ażebyśmy zaniechawszy rządów jednowładnych lud podnieśli do władzy, w mnóstwie bowiem wszystko się zawiera.“ Otanes tedy takie przedłożył zdanie, Megabyzos zaś polecał obrać rządy kilku (oligarchią) tak przemawiając. „To co powiedział Otanes za ustaniem samodzierstwa, niechaj i przezemnie będzie powiedziane, co się atoli tycze tego, że do Mnóstwa nakazał odnieść moc naczelną, to rozminął się z najprzedniejszem zdaniem: nad tłuszczę bowiem bezużyteczną niemasz nic nierozumniejszego ani zuchwalszego. A przecież dopuścić nie można żadną miarą, abyśmy od pychy tyrana uciekający podpadli zuchwalstwu niesfornego tłumu. Tyran bowiem każdy kiedy coś czyni, z rozpoznaniem to czyni, tłumowi zaś ani rozpoznawać nie podobna. Jakżeżbo mógłby rozpoznawać, który ani nauczony nie został, ani wie zgoła ni co piękne ni co zacne, tylko potrąca do biegu sprawy, rzuciwszy się. do nich bez myśli, rozburzonéj rzece podobien? Ludu tedy, którzykolwiek Persom złego życzą, ci niech użyją pomocy, my atoli mężów najlepszych wybrawszy stowarzyszenie, tym moc oddajmy; wśród tych bowiem i sami znajdować się będziemy, a od najlepszych mężów najlepsze rady tylko wychodzić prawdopodobnie mogą“ Otóż Megabyzos taki uczynił wniosek, trzeci z kolei objawił swe przekonanie Dariusz takiemi słowy. „Mnie znowu to co Megabyzos odnośnie do Mnóstwa wyrzekł trafnie orzekać zdaje się, co zaś powiedział o rządach Kilku nie właściwie. Z trzech bowiem rzeczy przedłożonych do wyboru, i gdyby wszystkie o których mówię były najlepsze lud najlepszy, najlepsza olligarchia i jedynowładztwo najlepsze, to ostatnie o wiele tamte przenoszącém dobrocią twierdzę. Nad męża bowiem najlepszego jednego nic pewnie przedniejszego nie wykaże się; przymiotami bowiem takiemi obdarzony nieskazitelnie opiekować się snadż będzie mnóstwem, a w milczeniu utrzymają się zamiary przeciw mężom nieprzyjaznym tak najprędzéj. W rządach zaś kilku, gdzie wiele występuje z cnotą swoją publicznie, niechęci osobiste mocno zakorzeniać się zwykły; każdy bowiem z osobna pragnie przodować i zdaniem swém przemagać, przez co budzą się wielkie nienawiści między pojedyńczymi, z których powstają zatargi, z zatargów zabójstwa, z tych zaś, jak doświadczenie nauczyło, przechodzi znów rzecz do władzy jednego, i przeto wykazuje się o ile ten kształt rządu jest najprzedniejszy. Lud zaś znowu kiedy włada, niepodobieństwem jest ażeby nikczemność nie przynajdywała się; gdy zaś nikczemność przynajdzie się do spraw powszechności, gniewy wprawdzie nie powstają w nikczemnych, ale owszem silne przyjaźnie, pokrzywdzający bowiem dobro ogólne w spiknieniu się zobopólném to czynią. I to tak dzieje się dopóty, aż jeden wystąpiwszy z pomiędzy ludu podobnych sprawców nie uśmierzy. Lecz dla tych powodów podziwiany on zostaje przez lud, a ten podziw wykazał go już jedyno-władzcą; i przeto i ten mąż potwierdza jak najznamienitszemi rządami są rządy monarsze. Alić jedném słowem wszystko zebrawszy, powiedzmy: zkądżeż wzięła się nasza swoboda i któż ją nam dał? iżaliż od ludu albo od oligarchii czy téż od jedynowładzcy ją marny? Trzymam się zatém zdania, ażebyśmy oswobodzeni przez jednego męża w obronie téjże władzy stawali i prócz tego nie naruszali praw ojczystych, albowiem są dobre, gdyż by nam to nie wyszło na dobre.“
Zdania tedy trzy takowe były przedłożone, a czteréj z siedmiu mężów przyłączyli się do ostatniego. Otanes zaś skoro opadł z swojém zdaniem, którém kwapił się między Persami równouprawnienie zaprowadzili, rzekł wystąpiwszy w pośrodek towarzyszów co następuje. „Mężowie spółrokoszanie! otóż jawną jest rzeczą, iże jeden nad nami królem zostać powinien, czy to losem zyskawszy tę dostojność, czy z przyzwolenia naszego na tego, którego lud Persów obierze, czyli téż innym jakim środkiem. I ja naprzeciw wam walczyć nie będę, ani bowiem rządzić ani rządzonym być nie chcę; pod tym więc warunkiem ustępuję wam téj władzy, jeżeli przez żadnego z was rządzony nie będę ani sam ani wciąż ze mnie idący następcy.“ To gdy powiedział a onych sześciu przystało na te warunki, on już nie opierał się im ale z narady oddalił się, i teraz ten jeden dom wolnym pozostaje u Persów i poddaje się władzy tyle jedno ile sam chce, nie przekraczając ustaw Perskich. Reszta zaś owych siedmiu naradzali się jak mają najsprawiedliwiéj ustanowić króla. Owoż zdało im się ażeby Otanesowi i zawsze zeń rodzącym się, kiedy na innego którego z siedmiu przyjdzie królowanie, z odznaczeniem przed innymi dawana była odzież medyjska każdego roku i wszelkie dary jakie tylko najcenniejszemi są u Persów. Dla tego zaś uradzili go obdarzyć w ten sposób, ponieważ i pierwszy poraił im tę sprawę i pierwszy ich zgromadził. Takie więc odznaczenia dla Otanesa uchwalili, te zaś dla całości; oto żeby wolny był przystęp do zamku królewskiego bez oznajmienia się każdemu z siedmiu ilekroć zechce, wyjąwszy kiedy król z małżonką swą właśnie zasypia, i zęby królowi nie wolno było zkąd inąd brać żonę jak z rodzin tych, którzy z nim społem rokosz byli podnieśli. Co zaś do ustanowienia władzy królewskiéj, to uchwalili, ażeby którego rumak o wschodzie słońca pierwszy zarży pod jeźdźcem gdy siedzieć będą na nich na przedmieściu, ten objął panowanie.
Dariusz tedy miał koniuszego przebiegłego człowieka, któremu na imię było Oibares. Do tego męża, skoro rozeszli się z narady, tak odzywa, się Dariusz. „Oibaresie, postanowiliśmy co do objęcia rządów tak sobie postąpić: oto którego z nas rumak pierwszy zarży, gdy z wschodem słońca siedzieć będziemy na nich na przedmieściu, ten ma odzierżyć panowanie. Teraz więc jeżeli masz jaki środek, wymyśl abyśmy posiadali ten zaszczyt a nie żaden inny.“ Odpowiada na to Oibares temi słowy. „Jeżeli wżdy o panie od tego zawisło albo zostać królem albo nie, to wzmóż się dla tego i bądź dobréj myśli, gdyż żaden inny nie będzie królem przed tobą; takie ja mam leki na to.“ Na to Dariusz. „Jeżeli tedy masz pewien podobny wymysł, to pora żebyś go użył a nie zwłóczył, gdyż w dniu nadchodzącym następuje walka pomiędzy nami o to.“ Usłyszawszy to Oibares czyni co następuje. Jak tylko noc nastała jednę z klaczy, którą rumak Dariusza najbardziéj lubił, poprowadziwszy na przedmieście wiąże ją tamże i przywodzi zatém rumaka Dariuszowego, którego powielekroć razy oprowadziwszy w pobliżu klaczy, i coraz więcej go do niej przysuwając, w końcu naskoczyć mu ją dozwala. Razem z rozświtającym dniem sześciu mężów, jak ułożyli, stawili się na koniach, gdy zaś przejeżdżając w śród przedmieścia przybyli do tego miejsca gdzie ubiegłej nocy klacz była uwiązana, tutaj rumak Dariusza poskoczywszy ku niemu zarżał, a tuż po tym głosie konia błyskawica z czystego powietrza i huk grzmotu nastąpił. Owoż ta okoliczność przydarzająca się Dariuszowi jakoby z jakiegoś przeznaczenia, dopełniła wróżb dlań pomyślnych, a towarzysze jego zeskoczywszy z koni uczcili na kolanach Dariusza królem.
Alić jedni opowiadają, że Oibares ten podstęp wymyslił. inni przecież że taki oto (i tak i tak bowiem rzecz tę podają Persowie), iże dotknąwszy się ręką części rodzajnéj wzmiankowanéj klaczy chował potém rękę w szarawarach, aż gdy z wschodzącém słońcem wyruszać miały rumaki na miejsce zawodu, wtenczas miał ją tenże Oibares wydobywszy z osłony przysunąć do nozdrzów rumaka Dariuszowego, a ten węch zachwyciwszy odchrapnąć i zarżeć.
Dariusz tedy syn Hystaspesa królem ogłoszony został i podległymi jego byli mieszkańce Azyi, wyjąwszy Arabów, podbici częścią przez Cyrusa, częścią późniéj przez Kambyzesa. Arabowie zaś w żadnym względzie nie poddali się w niewolą Persom, tylko sprzymierzeńcami ich zostali i Kambyzesa do Aegyptu wpuścili; gdyby bowiem Arabowie nie byli chcieli, nie byliby Persowie pono wkroczyli do Aegyptu. Owoż małżeństwa najpierwsze zawiązał Dariusz wśród Persów, pojąwszy dwie córy Cyrusa Atossę i Artystonę, pierwszą już zaślubioną uprzednio Kambyzesowi bratu Cyrusa i następnie Magowi, drugą zaś jeszcze dziewicę. Ale prócz tego wziął on jeszcze za żonę córkę Smerdisa Cyrusowego, imieniem Parmys; i nadto dzielił łoże z córą Otanesa, która zdradę Maga odkryła. Wszystko napełniało się (wykazywało) jego potęgą. Naprzód tedy pomnik kamienny wystawił, którego osoba przedstawiała męża konnego, a pod nią te słowa wyryć kazał: „Dariusz Hystaspa przez cnotę rumaka — nazwisko tegoż było wymienione — i Oibaresa swego koniuszego posiadł królestwo Persów.“ Dopełniwszy zaś tego poustanawiał dwadzieścia namiestnictw wśród Persów, które oni zowią Satrapiami. Te ustanowiwszy naczelników na nich osadziwszy rozporządził aby mu podatki składane były wedle plemion, przyłączając zawsze pogranicznych do jednéj dzielnicy i znowu przekraczając tych przytykających a inne odleglejsze inne do innych ludy przydzielając. Namiestnictwa i dochód roczny danin tym porządkiem określił. Tym poddanym, którzy mieli srebro zapowiedziano, aby talent babylońskiéj wagi składali, tym którzy złoto eubojskiéj wagi talent; babyloński zaś talent zawiera 70 min eubojskicb. Za rządów bowiem Cyrusa i potém Kambyzesa nic nie zostało postanowione o dar inach, tylko dary przynoszono. To téż z powodu tego nakazu danin i innych tym podobnych ustanowień powiadają Persowie, że Dariusz był kramarzem, Kambyzes panem, a Cyrus ojcem, pierwszy ponieważ kupczył wszystkiemi sprawami, drugi ponieważ był twardym i pogardzającym ludźmi, trzeci ponieważ był łagodnym i wszystkich dóbr przysporzył. Otóż od Ionów, Magnetów w Azyi osiadłych Aeolów, Karów, Lycian, Milyjów i Pamfylian (jedna bowiem razem tymże nałożona była danina), wpływało czterysta talentów srebra. To było pierwsze z porządku namiestnictwo (Satrapia), które ustanowił; od Myzów zaś, Lydów, Lazoniów, Kabaliów i Hygennów pięćset talentów, i to było drugie namiestnictwo. Od Helespontian znowu po prawéj mieszkających wpływającemu wewnątrz, Frygów, Thraków azyatyckich, Paflagonów, Mariandynów i Syrów trzysta sześćdziesiąt talentów wynosił haracz; to było trzecie namiestnictwo. Od Cilicyan zaś dostawiano trzysta sześćdziesiąt białych koni, jednego na dzień, i pięćset talentów srebra. Z tych sto czterdzieści na jazdę strzegącą kraju Cilickiego wydawano, trzysta zaś szećdziesiąt talentów szło do skarbu Dariusza; a czwarte to było namiestnictwo. Od miasta zatém Pozideion, które Amfilochos syn Amfiaraosa założył w granicach Cilicyan i Syrów, począwszy od tego aż do kraju Aegypskiego, wyjąwszy część Arabów (te krainy bowiem nie składają danin) trzysta pięćdziesiąt talentów wynosił haracz; mieści się zaś w tém namiestnictwie cała Foenicya, Syria Palestiną zwana i Kypros wyspa, a piąte to jest namiestnictwo. Z Aegyptu daléj od i Libyjczyków przyległych Aegyptowi, z Kyreny i Barki (na Aegypskie bowiem namiestnictwo te kraje rozłożone były) siedemset talentów przychodziło oprócz pieniędzy z jeziora Moeris wpływających, które ryby przynosiły; oprócz tedy tych pieniędzy i zboża wymierzonego przychodziło siedmset talentów; albowiem zboża 12 myriad (120,000) medimnów (miar) dawają te kraje Persom mieszkającym w białéj[15] części miasta Memfis i ich żołdownikom; to było szóste namiestnictwo. Sattagytowie, Gandariowie, Dadikowie i Aparytowie w jednę dzielnicę połączeni sto ośmdziesiąt talentów składali, i to siódme namiestnictwo. Z Suzów i z reszty krainy Kissiów trzysta talentów, a to ósme namiestnictwo. Babylon zaś i reszta Assyyri tysiąc mu talentów srebra dostawiały tudzież pięćset chłopiąt obrzezanych; to dziewiąte namiestnictwo. Z Egbatany i reszty Medyjskiéj (ziemi), od Parikaniów i Orthokorybantów czterysta pięćdziesiąt talentów, a to dziesiąte namiestnictwo. Kaspiowie, Pauzowie, Pantimathowie i Dareitowie w jedność złączeni dwieście talentów odnosili; to jedenaste namiestnictwo. Od Baktrianów i innych tu pokoleń aż do Aeglów trzysta sześćdziesiąt talentów stanowił podatek; dwunaste to namiestnictwo. Z Paktyjskiéj znowu od Armeńczyków i przyległych aż do morza gościnnego wpływało czterysta talentów, trzynaste namiestnictwo. Od Sagartiów, Saraggów, Thamanaeów, Utiów, Myków i mieszkających na wyspach morza Czerwonego, po których król tak zwanych wygnańców osadza, od tych wszystkich sześćset talentów wynosił podatek; namiestnictwo to czternaste. Sakowie i Kaspiowie stopięćdziesiąt talentów wnosili, namiestnicto piętnaste. Parthowie zatém i Chorasmiowie, tudzież Sogdowie, Areiowie, trzysta talentów; szesnaste namiestnictwo. Parikaniowie i Aethiopowie w Azyi mieszkający czterysta talentów składali; siedmnaste namiestnictwo. Matienowie, Saspeirowie i Alarodiowie nałożonych mieli dwieście talentów; to ośmnaste namiestnictwo. Moschom zaś, Tibarenom, Makrenom, Mosynoekom i Marsom talentów trzysta składać nakazano. Było to zaś dziewiętnaste namiestnictwo. Owoż Indów ludność daleko większa jest od wszystkich którycheśmy poznali, ci w stosunku do wszystkich innych składkowali trzysta sześćdziesiąt talentów piasku złotego; jest to dwudzieste namiestnictwo. Teraz srebro babyloński talent sprowadziwszy do eubojskiego wynosiło razem dziewięć tysięcy pięćset czterdzieści talentów, złoto zaś licząc trzynaściokrotnie wyżéj jak srebro, znajduje się piasek ów złoty wartającym cztery tysiące sześćset ośmdziesiąt talentów. Liczbę tedy wszystkich tych danin zestawiwszy wypada eubojskich talentów, które jako roczny haracz składano Dariuszowi czternaście tysięcy pięćset sześćdziesiąt; o mniejszych zaś od tychże daninach cale nie wspominam. Ten tedy haracz wpływał Dariuszowi z Azyi i cząstki Libyi. Z postępem atoli czasu i z wysp jeszcze przybył nowy haracz, toż od ludów w Europie mieszkających aż do Thessalii. Ten haracz król zgromadza do skarbca następująco. Stopiwszy kruszec w naczynia gliniane go wlewa, a po napełnieniu naczynia obłamuje glinę; kiedy zaś zapotrzebuje pieniędzy, odcina każdorazowo tyle ile potrzebuje.
Te więc były namiestnictwa i danin ustanowienia, ziemi zaś Perskiéj[16] saméj nie nazwałem czynszującą, albowiem Persowie zamieszkują krainę wolną od danin. Następującym znowu ludom nie nakazano wprawdzie płacić żadnego haraczu, ale obowiązani dary znosić, jako to Aethiopowie graniczący z Aegyptem, których Kambyzes ciągnąc naprzeciw długożyjącym Aethiopom podbił; ci mieszkają około Nyzy świętéj i uroczystości wyprawiają Dionyzowi. Ci Aethiopowie i blisko nich mieszkające szczepy używają nasienia[17], które i Kalantyjscy Indowie chodują, mięszkania zaś budują pod ziemią. Oba te ludy co trzeci rok przynosili i przynoszą jeszcze do moich czasów dwa choinki złota nieczyszczonego w ogniu, dwieście kloców hebanu, pięć set chłopiąt Aethiopskich i dwadzieścia wielkich zębów słoniowych. Kolchowie daléj zobowiązali się do składania podarunku, tak samo przylegli im aż do góry Kaukaskiéj; aż do téj góry bowiem rozciąga się panowanie Persów, ziemie zaś Kaukazu ku północnemu wiatrowi położone cale już nie troskają się o Persów. Owoż ci dary, które im nałożono, aż do mego wieku jeszcze co pięć lat przynosili, to jest stu chłopców i sto dziewcząt, Arabowie zaś tysiąc talentów kadzidła dawali co roku. Te oto dary ludy owe prócz haraczu składały królowi.
Złoto to przecież mnogie, z którego ów złoty piasek rzeczony przynoszą królowi, Indowie następującym sposobem zdobywają. Ustroń krainy Indyjskiéj ku wschodzącemu słońcu jest piasek; z ludzi bowiem którycheśmy tu poznali i o których coś prawdziwego rozpowiadają, pierwsi ku jutrzence i zachodowi słońca mieszkają Indowie Azyatyccy, gdyż kraina Indów ku jutrzence pustynią jest z powodu piasków[18]. Jest zaś wiele ludów Indyjskich i nie jednéj mowy między sobą, a jedne z nich koczownicze są drugie zaś nie, inne po błotach rzeki (Indus) mięszkają i rybami surowemi się karmią, które łowią puszczając się za niemi na łódkach z trzciny zrobionych, a jedno kolano (odnoga) trzciny tworzy zawsze osobną łódkę[19]. Ci to Indyanie noszą odzież z łozy sporządzoną, to jest skoro nagromadzą w rzece i potłuczą owéj łozy, następnie nakształt kosza ją splótłszy wdziewają na siebie jako pancerz. Inni znowu z Indyan od tychtu ku jutrzence mieszkający pasterzami są, żywią się surowém mięsem, a zowią się Padaeami. Ci takich mają się trzymać praw. Kiedy który z obywateli zachoruje, czy to mężczyzna czy niewiasta, tedy mężczyznę mężczyźni, którzy z nim najwięcéj przestawali zabijają, powiadając żeby zepsuwszy się przez chorobę mięso im zaraził, tamten zaś zaprzecza żeby był chorym, lecz oni nie przyzwalając na to zabijają i spożywają go. Kiedy znowu białogłowa zachoruje, tak samo najpoufniejsze jéj niewiasty równie jak mężczyźni (z mężczyzną) postępują; toć bo i tego co starości się doczekał zabiwszy na objatę spożywają. Lecz nie wielu tylko u nich do téj konieczności przychodzi, pierwéj bowiem każdego w niemoc popadającego zagładzają. Innych znowu Indyan taki odmienny jest obyczaj. Ani nie zabijają nic żyjącego, ani sieją cośkolwiek, ani uważają za słuszną mięszkania posiadać, lecz ziołami się karmią, a jest u nich roślina wielkości jakoby prosa zamknięta w liściu, sama z ziemi rosnąca, tę zbierają i razem z liściem gotują i jedzą. Kto zaś u nich w chorobę zapadnie, ten udawszy się na puste miejsce tamże się układa, nikt zaś nie troska się ani o zmarłego ani o chorego. Spółkowanie zaś płciowe u wszystkich tych Indyan o których mówiłem jawne jest jak u owiec, i barwę ciała mają wszyscy równą a podobną Aethiopom. Siemię rodzajowe, które wpuszczają w niewiasty, nie jest u nich jak u innych ludzi białém, ale czarne jako i barwa; taki i Aethiopowie wypuszczają wyskok. Owoż ci Indyanie dalej już mięszkają od Persów i ku południowi i nigdy nie podlegali królowi Dariuszowi; inni znowu są Indianie pograniczni miastu Kaspatyrowi i krainie Paktyjskiéj ku niedźwiadkowi i wiatru boreasowi od innych Indyan mięszkający, którzy mają sposób życia do Baktryan zbliżony. Ci to i najbitniejsi są z Indyan i po złoto ci to się wyprawiają, w téj bowiem okolicy jest pustynia z powodu piasku. Owoż w téj to pustyni i w tym piasku rodzą się mrówki co do wielkości od psów mniejsze lecz większe od lisów; znajdują się bowiem niektóre z nich i u króla perskiego ztamtąd ułowione[20]. Te tedy mrówki kopiąc sobie mieszkania pod ziemią wydobywają na wierzch piasek jako i mrówki u Hellenów tym samym trybem, są także i z kształtu najpodobniejsze do nich; piasek zaś ów wydobywany na powierzchnią jest piaskiem złotym. Po ten więc piasek wyprawują się na pustynię Indowie, sprzągłszy każdy po trzy wielbłądy, lejcowego po każdéj stronie do ciągnienia płci męzkiéj, w pośrodek zaś żeńskiéj płci; na tę ostatnią wsiada sam powodnik, dopilnowawszy, aby wielbłądzica była od najmniejszych młodych wziętą do sprzęży. Wielbłądy bowiem są im co do szybkości nie gorsze od koni, prócz tego że ciężary daleko większe unosić są zdolne. Owoż jaki kształt ma wielbłąd, nie będę opisywał Grekom ponieważ go znają; ale czego w nim nie znają, to opowiem. Otóż wielbłąd w tylnych nagoleniach (nogach) ma cztery obojczyki (femora) i cztery kolana, a wstydliwości pomiędzy tylnemi nagoleniami ku ogonowi zwrócone. Indowie zatem sposobu tego i sprzęgu takiego używając puszczają się po złoto pilnując tego, aby w czasie najgorętszych upałów stawili się po porwanie zdobyczy, dla spieki bowiem wtedy mrówki znikają pod ziemię. Najgorętszém zaś jest słońce u tych ludów od rana, nie jak u innych w południe, lecz wzbiwszy się na widnokrąg aż do pory rozwiązania się targu. W tym to czasie pali ono tam daleko mocniéj jak o południu w Grecyi; tak dalece że powiadają, iże wtenczas ludzie zaraszają się w wodzie. Środkowy zaś dzień wnet podobnie dogrzewa innym ludom jak Indyanom. Po nachyleniu się znowu południa staje się słońce co do gorąca takiém jak u innych poranne; i odtąd schodząc z nieba coraz więcéj stygnie, aż stanąwszy u zachodu nawet bardzo chłodnie. Atoli skoro przybędą Indyanie w naznaczone miejsce opatrzeni w wory, napełniwszy też złotym piaskiem jak najprędzéj w tył zawracają; natychmiast bowiem mrówki przez węch dowiedziawszy o nich puszczają się za nimi w pogoń. Chyżość zaś tych mrówek nie ma mieć żadnéj sobie podobnéj, tak dalece że jeżeli Indowie nie ubiegną ich w drodze zanim się zgromadzą, żaden z nich się nie ocali. Owoż męzkie wielbłądy, mają bowiem gorsze być do biegu jak żeńskie, ustawają podobno i powłóczyć je trzeba, jednego prędzéj drugiego późniéj; klacze zaś przypominając sobie, że mają młode które pozostawiły w domu, żadnego zwątlenia niedopuszczają. Otóż większą część złota tak zdobywają Indyanie, wedle powieści Persów; inne jeszcze jest mniéj obfite które w ziemi wykopują.
Ostateczne części ziemi jakoś najpiękniejsze rzeczy losem odzierzały, jako Grecya pory roku najpiękniéj umiarkowane odzierzała. Już to bowiem ku jutrzence ostateczną z okolic zamięszkałych jest Indya, jako nieco przedtém powiedziałem; w téjże części żywe czworonożne twory i lotne o wiele są większe jak w w innych stronach, wyjąwszy konie (te bowiem przewyższają dobrocią medyjskie, a tak zwane nyzaejskie konie), już téż nieskończone złoto tutaj się znajduje, jedno wykopywane, drugie przynoszone rzeką, inne jak wskazałem łupem porywane. Drzewa zaś dzikie tamże wydają jako owoc wełnę pięknością i dobrocią przenoszącą wełnę z owiec; toż odzieży z tychże drzew sporządzonéj używają Indowie. Ku południowi znów ostateczną z zamięszkałych ziem krainą jest Arabia, i w téj z krain wszystkich rodzi się kadzidło, myrrha, cynamon i ladanum. Te wszystkie płody z wyjątkiem myrrhy, nie bez trudu zdobywają Arabowie. Kadzidło zbierają oni w dym puszczając krzew styrax (wydający żywicę gummi), a które to do Grecyi Foenicyanie przywożą; to kadzidło więc biorą paląc krzew w którym się znajduje. Drzewa bowiem kadzidło płodzące skrzydlate węże, drobne z wielkości a pstre z kształtu strzegą w wielkiéj liczbie około każdego drzewa zgromadzone, te same które na Aegypt gromadami napadają. Żadnym zaś innym środkiem nie dadzą się odegnać od drzew swoich jak dymem z krzewu kadzidłowego. Opowiadają wszakże Arabowie i to jeszcze, żeby cała ziemia napełniła się temi wężami, gdyby nie działo się z niemi coś takiego jak wiem iż dzieje się z żmijami. Toż jakoś opatrzność Bóstwa, jako i słuszna gdyż jest rozumna, którekolwiek twory są bojaźliwe a zdatne do jedzenia, te wszystkie licznie rozradzającemi się uczyniła, ażeby rodzaj ich nie ustał w końcu spożyty, które zaś niegodziwe i szkodliwe, skąpo się mnożącemu Owoż zając ponieważ od wszelkiego dzikiego zwierza łowiony i ptaka i człowieka, tak i licznie się rozpładza; jeden ze wszystkich zwierząt podwójnie do roku brzemiennieje, a jedno młode już porosłe, inne gołe jeszcze, inne tylko co powstające w żywotach samic tworzy się, inne dopiero zapładnia się. Takie oto przyrodzenie tego zwierza, lwica zaś tylko w życiu jedno rodzi; rodząc bowiem wraz z młodem wyrzuca macice. Przyczyna zaś tego jest: skoro lwiątko w maci poruszać się zacznie, mając najostrzejsze ze wszystkich zwierząt pazury, rani części rodzajne; powiększając się zaś coraz mocniéj porusza się i zadrasa oneż, zatém zbliża się urodzenie jego, a z części rodzajowych maci nie pozostaje ani jedna już zdrową. Taki żmije i lotne węże u Arabów gdyby rodziły się w téj liczbie jak natura ich dopuszcza, nie podobném byłoby ludziom żyć; teraz przecię kiedy zespalają się parami a samiec znajduje się w samém wypuszczaniu nasienia, właśnie gdy je wyseła samica chwyta go za szyję i wpoiwszy się w nią nie popuszcza prędzéj dopóki jéj nieprzegryzie. Samiec tedy ginie w orzeczony sposób, samica zaś taką karę daje samcowi. Młode znów aby pomścić ojca, jeszcze w żywocie matki znajdując się przejadają macicę, przegryzłszy wreszcie sam żywot tak się na światło wydostają. Inne atoli węże które nie są ludziom szkodliwe niosą jaja i wykluwają wielką moc młodych. Nakoniec żmije po całéj ziemi znachodzą się, owe zaś lotne węże gromadami przebywają u Arabów, zresztą nigdzie indziéj; dla tego zdaje się iż ich jest wiele. Kadzidło więc owo tak zbierają Arabowie, kazią (cynamon dziki) zaś znowu w ten sposób. Obwiązawszy sobie skórami i innemi korami całe ciało i oblicze z wyjątkiem oczu, udawają się po kazią; ta zaś rośnie w niegłębokiém bagnie, lecz około tegoż bagna i w témże przemieszkują skrzydlate twory najwięcéj podobne nietoperzom, a skrzeczą przykro i silne są mocą swoją; te to więc odganiając od oczów, jak powiadają Arabowie zrywają kazią. Cynamon zaś jeszcze osobliwiéj od tamtych zdobywają. Gdzie on bowiem rodzi się i która ziemia go wydaje, nie umieją powiedzieć, to wyjąwszy jedno iże niektórzy na prawdopodobieństwie opierając się twierdzą iż rodzi on się w tych okolicach[21], w których Dionyzos wychowany został. Powiadają zaś że ptaki wielkie noszą te suche gałązki, które my od Foenicyan nauczywszy się, cynamonem zowiemy, że zaś noszą je owe ptaki do gniazd utworzonych z błota na urwistych górach, gdzie nie ma dla człowieka żadnego przystępu. Na to tedy mają Arabowie wymyślać następujące sposoby, że woły i muły wypadające tudzież inne bydlęta pociągowe pociąwszy na kawały jak największe przynoszą też do tych okolic a umieściwszy je blisko gniazd usuwają się opodal od nich; wtenczas ptaki zlatując na owe kawały mięs dźwigają oneż na gniazda, ale te nie mogąc znieść ich ciężaru zarywają się i upadają na ziemię, wtedy Arabowie przybiegając tak zbierają cynamon, który przez nich zgromadzony dostaje się do innych krajów. Nareszcie z Ledanon,[22] które Arabowie nazywają Ladanon, jeszcze dziwniejsza rzecz się dzieje jak z tamtém: pochodzi ono bowiem z najsmrodliwszego miejsca a jest najwonniejsze, gdyż znachodzi się w brodach kozłów jakoby narośl (jemioła) u drzewa zaczepione. Przydatne zaś jest ono do wielu maści wonnych, i kadzą nim przedewszystkiém Arabowie.
Tyle o wonnościach niech będzie powiedziane, wyziewa zaś Arabska kraina boskiéj przyjemności zapachy. Toż dwa rodzaje owiec u nich są podziwienia godne, których nigdzie indziéj nie masz. Jeden ma długie ogony, nie krótsze jak trzy łokcie, które gdyby im się dozwoliło powłóczyć, miałyby rany z przy tarcia się ogonów o ziemię. Teraz zaś każdy z pasterzy umie robotę ciesielską do tyła, że sporządzając powózki też podwięzują pod ogony owcom, podwięzując pod każde jedno zwierzę jeden osobny taki wózik. Drugi rodzaj owiec ma szerokie ogony i to na łokieć szerokości.
Tam gdzie się południe nachyla ku zachodzącemu słońcu rozciąga się Aethiopia ostatnia z krain zamięszkałych; ta wydaje wiele złota, słonie ogromne, drzewa wszelkie dzikie i heban, tudzież ludzi największych, najpiękniejszych i najdłużéj żyjących.
Te oto są ostateczne i w Azyi i w Libyi świata kończyny; o ostatecznych krańcach Europy ku zachodowi położonych nie umiem nic prawdziwego wypowiedzieć; ani bowiem przyjmuję że Eridanem nazywają tam barbarowie pewną rzekę, wpadającą do morza ku północnemu wiatrowi leżącego, z którego jak powiadają bursztyn do nas przybywa, ani téż znam wyspy Kassiteridy (wyspy cynowe), z których nam dostaje się cyna. Już to bowiem ten Eridan samém nazwiskiem zdradza że ono jest greckie a nie barbarzyńskie, przez którego poetę utworzone; już téż od nikogo coby naocznie się przekonał był dowiedzieć nie mogę jakkolwiek badałem pilnie, ażeby poza Europą morze się znajdowało. Z ostatecznéj więc onejże kończyny przybywa do nas i cyna i bursztyn. W dzielnicach znowu północnych Europy zdaje się iż jak najobfitsza jest mnogość złota; zkąd zaś ono się tam bierze, ani tego na pewno orzec nie potrafię, lecz powiadają iż porywają je z popod sępów Arimaspowie ludzie jednoocy; wszakże i temu ja nie wierzę aby się rodzili ludzie z jednem tylko okiem, zresztą mający naturę podobną do innych ludzi. Ostateczności zatém świata zdają się opasywać wszystką inną ziemię a wewnątrz siebie zawierać rzeczy najpiękniejszemi nam wydające się, toż za największą rzadkość uchodzące.
Jest w Azyi równina zamknięta ze wszech stron górami, lecz góry te mają pięć rozstępów skalistych. Ta równina[23] należała kiedyś do Chorasmiów, a znajduje się w granicach samychże Chorasmiów, Hyrkanów, Parthów, Sarangów i Thamanaeów, odkąd przecież Persowie dzierzą przemoc, należy ona do Króla. Z tych tedy w okół zamykających gór wypływa wielka rzeka, któréj na imię Akes. Ta dawniéj rozłamując się pięciokrotnie zlewała krainy orzeczonych dopieroco ludów, do każdego z nich wiedziona jednym rozstępem, odkąd atoli ulegają Persowi, doznali następującéj przygody. Rozstępy owe gór zabudowawszy Król wystawił przy każdym rozstępie bramy (szluzy), zaczém po zawareiu wodzie przejścia równina wewnątrz gór w morze się zamieniła, gdy rzeka wciąż na nią wytryska a nie ma nigdzie ujścia. Ci więc co dawniej zwykli użytkować z tej wody, nie mogąc jej teraz użyć wielkiej klęski doznają; zimą bowiem bóg deszcze im zseła jako i innym ludziom, ale latem siejąc pospolite proso i sezam wody potrzebują. Skoro zatem żadnej im wody nie dopuszczają, przyszedłszy do Persów wraz z żonami i stojąc przede drzwiami Króla wołają narzekając, Król zaś najbardziej potrzebującym z pomiędzy nich nakazuje otwierać szluzy do ich pól wiodące. Skoro tedy przesyci się ich ziemia napuszczoną wodą, te szluzy zamykają, a Kroi rozkazuje inne otwierać które znów do drugich pozostałych a najbardziej wody potrzebujących tęż przywodzą. Jako zaś dowiedziałem się z posłuchu, wielkie pieniądze zbiera on z tego otwierania, oprócz zwyczajnego haraczu.
Owoż tego położenie takie jest; z siedmiu zaś owych mężów którzy przeciwko Magowi powstali, jednemu Intafernesowi zaraz po powstaniu przyszło umrzeć dla następującego bezprawia. Chciał on przybywszy do zamku układać się z Królem; toż bo i prawo takie postanowiono, ażeby tym co na Maga powstali wnijście do Króla dozwolone było bez oznajmiania się, wyjąwszy kiedy Król obcuje z niewiastą. Nie uważył więc Intafernes za potrzebną ażeby go ktokolwiek oznajmiał, lecz ponieważ był jednym z owych siedmiu, wprost wejść pragnął. Odźwierny przecież i zwiastun przybyłych nie dopuścili mu tego, powiadając że Król obcuje z niewiastą. Intafernes zaś rozumiejąc że oni kłamią, tak postąpił: dobywszy szabli odcina obydwom uszy i nosy, i zawiesiwszy też około uzdy konia przywiązuje im do szyi, i tak puścił ich. Ci zatém pokazują się Królowi, i powód opowiadają dla którego tak skrzywdzeni zostali. Tutaj Dariusz zatrwożywszy się czy za wspólną umową nie uczynili tego owi sześciu, przyzywając każdego z nich z osobna badał jego zdania aby się dowiedzieć czy pochwalają postępek. Skoro atoli poznał iż Intafernes nie zbroił w porozumienia z tamtymi, kazał pochwycić go wraz z dziećmi i wszystkimi domownikami jego, mocne mając porozumienie że Intafernes z krewniakami swymi knowa bunt naprzeciwko niemu, i związanych kazał poprowadzić na śmierć. Lecz żona Intafernesa przychodząc do drzwi królewskich płakała i narzekała; co wciąż czyniąc skłoniła Dariusza do litości, wysławszy więc posła rzekł do niéj przez niego: „o niewiasto! król ci Dariusz pozwala ocalić jednego z uwięzionych domowników, którego chcesz ze wszystkich.“ Ta zaś poszedłszy z sobą w radę odrzekła: „Jeżeli mi więc król powraca życie jednego, wybieram ze wszystkich brata.“ Dowiedziawszy się tego Dariusz i zdumiawszy nad odpowiedzią niewiasty, powtórnie przez posła zapytuje: „o niewiasto! pyta ciebie król, w jakiéj myśli, poniechawszy męża i dzieci, wybrałaś aby ci brat ocalał, który przecię i dalszy ci jest jak dzieci i mniéj miły od męża.“ Na to ona temi słowy odparła: „O królu! męża innego pozyskać mogę, jeśli bóstwo dozwoli, i dzieci inne, jeżeli te utracę; brata zaś, gdy nie żyją już ani mój ojciec ani matka, innego w żaden sposób pozyskaćbym nie mogła. W téj myśli powiedziałam to co ci doniesiono.“ Trafną wydała się ta mowa niewiasty Dariuszowi, i darował jéj i tego o którego błagała i jeszcze z synów najstarszego, zadowolon z niéj, wszystkich zaś innych zgładził.
Z siedmiu tedy onych jeden natychmiast wyrażonym sposobem zginął, w czasie zaś choroby Kambyzesa prawie to się wydarzyło. Był postawiony przez Cyrusa naczelnikiem nad Sardami mąż perski Oroites. Ten pokusił się o czyn bezbożny. Anit bowiem doznawszy jakiéj krzywdy, ani puste słowo usłyszawszy od Polykratesa Samijskiego, ani go widziawszy uprzednio, zapragnął pochwycić go i zabić, jako większa liczba opowiada, dla takiéj pewnéj przyczyny. Siedząc przed drzwiami króla Oroites i inny Persa nazwiskiem Mitrobates rządzca namiestnictwa w Daskyleon, mieli od słów przyjść do kłótni, a gdy się upierali o pierwszeństwo odwagi, miał się Mitrobates odezwać z wyrzutem do Oroitesa: „ty chcesz liczyć się do mężów, kiedyś nie zdobył dla króla wyspy Samos przy twém namiestnictwie leżącéj, a tak oto łatwéj do zagarnięcia, że ją któryś z krajowców z piętnastu tylko ciężko zbrojnymi porwawszy się posiadł, i teraz nią włada!“ Owoż powiadają jedni że Oroites to usłyszawszy, i zabolawszy nad swoją sromotą, zapragnął nie tak na tym który go obraził pomścić się, jako raczéj Polykratesa zgoła zgubić, z powodu którego ukrzywdzony został. Mniejsza znów liczba opowiada że Oroites wyprawił do Samos herolda, ażeby się domagał czegoś tam (nie wyrażają bowiem tego), a Polykrates właśnie znajdował się w świetlicy męskiéj, i był przy nim Anakreon z Teos; i jakoś czy to z umysłu Polykrat lekko wziął sprawę Oroitesa, czy przypadek tak zdarzył, dość że herold Oroitesa przystąpiwszy do niego przemówił, Polykrates przecież (właśnie bowiem zwrócony był do ściany) ani się nie obrócił do niego, ani nie odpowiedział. Owoż te dwa powody śmierci Polykratesa opowiadają, i wolno uwierzyć któremu z nich dwóch kto zechce. Oroites tedy siedząc w Magnezii ponad rzeką Maeandrem położonéj wyprawił Myrsosa syna Gygesa Lydyjczyka do Samos z poselstwem, aby wybadać umysł Polykratesa. Polykrates bowiem pierwszym jest z Greków o których wiemy co zapomyślał o panowaniu na morzu, oprócz Minosa z Knossos i jeżeli który inny jeszcze władał pierwéj od tegoż na morzu. Wszakże z wieku tak zwanego bohaterów, Polykrates jest pierwszym, a mocno on tuszył że i nad Jonią i nad wyspami zapanuje. Poznawszy więc takie w nim zamysły Oroites wyprawił doń poselstwo z następującem oznajmieniem: „Oroites Polykratowi to wypowiada. Dowiaduję się iż kusisz się na wielkie przedsięwzięcia a nie posiadasz pieniędzy odpowiednich swoim zamysłom. Zatém tak postąpiwszy, i sobie dopomożesz i mnie wraz ocalisz. Mnie bowiem król Kambyzes napina zgubę i zapowiada takową jawnie. Ty więc wyprowadziwszy i mnie i pieniądze które posiadam z téj tu ziemi, część ich sam zatrzymaj a drugą część w mojém dzierżeniu pozostaw; z tych pieniędzy pomocą osięgniesz rządy nad całą Grecyą. Jeżeli zaś nie dowierzasz mi co się dotyczę pieniędzy, to wyszléj do mnie którego masz najpoufniejszego, a ja mu je pokażę.“ To usłyszawszy Polykrates ucieszył się i nie pragnął inaczéj; a jakoś pożądał on pieniędzy z chciwością, więc najprzód wyprawia w celu przekonania się Maeandriosa syna Maeandriosa jednego z mieszczan, który był jego piśmiennym; tenże sam to był, który w niedługim czasie potém wszystkie ozdoby z świetlicy męskiéj Polykratesa godne widzenia poślubił do świątnicy Hery. Oroites zaś dowiedziawszy się że śledziciel ma przybyć, tak sobie postąpił. Pudeł ośm napełniwszy kamieniami wyjąwszy nader szczupłego miejsca u samych ich wybrzeży, na wierzchu kamieni pokładł złoto i zawiązawszy pudla trzymaj je w pogotowiu. Przybył tedy Maeandrios i obejrzawszy je powrócił z wiadomością do Polykratesa. Ten zaś chociaż mnogo mu odradzali i wróżbici i przyjaciele gotował się sam do wyprawy, nie zważał nadto i na widzenie które miała we śnie córka jego, a któréj się marzyło że widzi ojca obmywanego w powietrzu przez Zeusa a namaszczanego przez słońce. Ta miawszy to widzenie różnemi sposoby nalegała aby Polykrat nie oddalał się do Oroitesa, nawet kiedy już się udawał na statek ciężarowy nastawała nań wieszczemi słowy. On wżdy zagroził jéj, iż jeżeli zdrów powróci, przez mnogi czas pozostanie dziewicą. A ona błagała ażeby to się spełniło, mówiąc że woli pozostać dłuższy czas w dziewictwie jak pozbawioną być ojca. Polykrates atoli nie zważając na żadne rady odpłynął do Oroitesa, wiodąc z sobą tak innych towarzyszów, jako i Demokedesa syna Kallifonta Krotoniatę, który był lekarzem i sztukę swoję sprawował najlepiéj ze wszystkich swego wieku. Owoż przybywszy do Magnezyi Polykrates zginął haniebnie, ani osobie ani umysłowi jego godnie; wyjąwszy bowiem władzców[24] Syrakuzy ani jeden z samowładzców greckich pod względem wspaniałości na porównanie z Polykratesem nie zasługuje. Zgładziwszy go więc Oroites sposobem niegodnym opowieści przybił go na krzyż; z towarzyszów zaś Polykrata tych którzy byli Samijczykami puścił zdrowo, nakazując wszakże aby mu wdzięczność chowali za to że są wolnymi, tych zaś którzy byli cudzoziemcami i sługami, porobiwszy niewolnikami przytrzymał. Tak Polykrates powieszony zrzeczywiścił zupełnie widzenie córki; myty bowiem był przez Zeusa, ilekroć padało, toż namaszczany przez słońce, wypuszczając sam z ciała swego ciecz wilgotną.
Polykratesa więc mnogie pomyślności na tém się zakończyły, jako mu Amazis król Aegyptu przepowiedział był, w niedługim atoli czasie potém i Oroitesa pomsty Polykratesa dosięgły. Po śmierci bowiem Kambyzesa i królowaniu Magów siedzący w Sardach Oroites, nie wspierał w niczém Persów przez Medów pozbawionych panowania; lecz owszem wśród owego zamięszania zabił on Mitrobatesa namiestnika w Daskyleon, który mu z ochydą wyrzucił postępek z Polykratesem, zatem syna Mitrobatesa Kranaspesa zgładził, mężów pomiędzy Persami znakomitych, toż innych przeróżnych bezprawiów dopuścił się, nareszcie konnego posła od Dariusza doń przybyłego, ponieważ mu się obwieszczenia jego nie podobały, sprzątnął gdy napowrót powracał, nasadziwszy nań siepaczy po drodze, zabitego zaś wraz z koniem usunął z widoku. Dariusz atoli skoro objął panowanie, pragnął pomścić się na Oroitesie za wszystkie jego zbrodnie, a mianowicie za zabójstwo Mitrobatesa i syna jego. Wprost przecież wojsko naprzeciw niemu wyséłać nie zdało mu się, gdy nie ułożyły się były jeszcze rzeczy, i świeżo dopiero dzierzał rządy, a wiedział że Oroites wielką moc posiada około siebie, jako mający na zawołanie tysiąc kopijników przybocznych, a władający nad Satrapiami Frygią, Lylią i Jonią. Naprzeciwko temu więc Dariusz takie środki obmyślił. Zwoławszy najznakomitszych Persów temi słowy do nich przemówił: „O Persowie, któryż z was podejmie mi się i dopełni tego, przebiegłością a nie gwałtem ni wrzawą? gdzie bowiem przebiegłości trzeba, tam gwałt na nic się nie przyda. Któż więc z was Oroitesa albo żywcem mi przywiedzie albo zgładzi? który to w niczém nie dopomógł Persom, a strasznie naprzeciw nim podziałał. Już to on dwóch z pomiędzy was z łuku ubił, to jest Mitrobatesa i jego syna, już to sprzątnął powołujących go do mnie i przezemnie wysłanych, nieznośną zuchwałość przez to wykazując. Zanim więc do sroższego czynu naprzeciw Persom posięgnie się, winien przez nas zaskoczony być śmiercią.“ Dariusz tak się zapytywał, a wraz przed nim trzydziestu mężów wystąpiło, podejmując się każdy z osobna dokonania czego żądał. Owoż upierających się o pierwszeństwo powściągnął Dariusz, powołując do rzucania losów; gdy je wyrzucili, otrzymuje przed innymi właściwy Bagaeos syn Artontesa. Ten więc los zyskawszy tak sobie postąpił. Zapisawszy wiele listów i o wielu sprawach rozwodzących się pieczęć na nich położył Dariusza, i zatém zabierając je z sobą poszedł do Sardes. Tu przybywszy i stanąwszy przed obliczem Oroitesa, z zwoju listów odjąwszy pieczęć każdy z osobna wyjmował i oddawał piśmiennemu królewskiemu do odczytywania; królewskich zaś piśmiennych mają wszyscy Satrapowie. Oddawał zaś te listy Bagaeos w celu doświadczenia kopijnikow przybocznych, iżali mu nie zdradzą chęci obstąpienia Oroitesa. Widząc zatém że listy z wielką czcią przyjmują a słowa w nich zawarte jeszcze z większą, podaje inny list w którym zamykały się te słowa: „O Persowie, król Dariusz zapowiada wam, abyście zaniechali stanowić straż przyboczną Oroitesa.“ Co kopijnicy usłyszawszy złożyli przed Bagaeosem dzidy. Zobaczywszy tedy Bagaeos że posłusznymi są nakazowi listu, nabrawszy odwagi oddaje piśmiennemu ostatni z listów, w którym napisane było: „Król Dariusz Persom w Sardach znajdującym się nakazuje zabić Oroitesa." Jak tylko usłyszeli to kopijnicy przyboczni, natychmiast dobywszy szabli rozsiekali Oroitesa. Tak tedy Oroitesa Persę pomsty Polykratesa Samijskiego dosięgnęły.
Gdy zaś przybyły i odwiezionemi zostały do Suzy skarby Oroitesa, zdarzyło się w niedługim czasie potém, iż król Dariusz znajdując się na polowaniu gdy skakał z konia nogę sobie wykręcił. I jakoś nieco ciężko ją nadwerężył, gdyż mu kut w przyszwie wyszedł ze stawów. Postanowiwszy już dawniéj mieć około siebie Aegypcian uchodzących za pierwszych w sztuce lekarskiéj, tym się oddał. Ci przecież nakręcając i gwałcąc nogę złe tylko powiększali. Przez siedm tedy dni i siedm nocy Dariusz dla dolegającéj go boleści dręczony był bezsennością, aż ósmego dnia gdy źle się już miał (Dariusz) ktoś mu donosi iż słyszał dawniéj jeszcze w Sardach o kunszcie Demokedesa Krotoniaty, a on natychmiast tego przywieść do siebie rozkazał. Skoro więc wynaleziono Demokedesa wśród niewolników Oroitesa gdzieś w kącie zaniedbanego, wyprowadzono go na jaw powlekającego za sobą więzy i łachmanami okrytego. Stawionego przed sobą zapytał Dariusz czy zna swoją sztukę, ale on zaprzeczył temu, lękając się aby wyjawiwszy kim jest całkiem pozbawion nie został powrotu do Grecyi. Dariuszowi przecież wydało się iż tylko wykręca się, rozkazał więc tym którzy go przywiedli wynieść smagańce i kolczugi. Wtenczas więc przyznał się, dodając wszakże że dokładnie rzeczy swéj nie umie, ale że przestawawszy z (pewnym) lekarzem jakokolwiek rzemiosło to poznał. Następnie, skoro mu) król się oddał, używając greckich lekarstw a łagodne środki po gwałtownych przywodząc (do rany), i sen mu powrócił i w niedługim czasie zdrowym go wystawił zupełnie, kiedy w żaden sposób już nie spodziewał się aby mógł prosto chodzić. Udarował go zatém Dariusz dwiema parami złotych łańcuchów, a Demokedes zapytał czy go właśnie dla tego podwójném złém darzy że go zdrowym uczynił? Uradowany tą mową Dariusz posłał go do swoich niewiast. Wprowadzający go tu trzebieńcy rzekli do białogłów iże ten oto człowiek królowi życie powrócił. Wtenczas każda z nich zaczerpując miseczkę aż do dna w skrzyni złotem napełnionéj obdarzyła nią Demokedesa, a to były tak hojne dary iż postępujący za nim sługa, imieniem Skiton, z usypujących się z miseczek staterów[25], które zbierał, wielką summę złota zgromadził sobie.
Ten atoli Demokedes tak się z Krotonu dostał pomiędzy poufałych Polykratesa. W Krotonie doznawał udręczeń srogiego w gniewie ojca, tego gdy nie mógł dłużéj wytrzymać, porzuciwszy go uszedł do Aeginy. Tu osiedliwszy się w pierwszym roku już przewyższył wszystkich innych lekarzy, jakkolwiek bez przyrządu będąc i nie mający żadnego z tych narzędzi których ta sztuka wymaga. Toż go téż w drugim roku Aeginetowie na publicznego przyjęli lekarza za talent nagrody, w czwartym zaś powołał go Polykrates za dwa talenta płacy. Tym sposobem dostał się do Samos, i od tego męża począwszy Krotońscy lekarze zasłynęli. Był bowiem ten czas kiedy Krotońscy lekarze za pierwszych uchodzili w Grecyi, a za drugich Kyrenaejscy. W tym samym czasie i Argejowie jako pierwsi w muzyce słynęli. Wtedy więc Demokedes w Suzach uleczywszy Dariusza i dom wielki posiadł i przy jednym stole z królem zasiadał, i prócz tego jednego aby mógł do Grecyi powrócić, miał wszystko, inne. On to Aegypskich lekarzy, którzy króla przed nim leczyli, mających być wbitymi na pal, za to że przez Greckiego lekarza przemożonymi zostali w kunszcie, wybłaganych u Króla od śmierci zasłonił; on także wróżbitę Elejskiego który towarzyszył był Polykratesowi do Oroitesa i marniał pomiędzy niewolnikami przez tegoż porobionymi, ztąd uwolnił. Owoż najważniejszą osobą był u Króla Demokedes.
Niedługo znów potém te inne zdarzenia nastąpiły. Atossie Cyrusa córze a żonie Dariusza na brodawce piersiowéj wrzód się zrobił, i pęknąwszy daléj ciało toczyć począł. Dopóki był mały, niewiasta ukrywając ból przez wstyd nie powiadała nikomu; kiedy przecież zaszła w niebezpieczeństwo, kazała przywołać Demokedesa i pokazała mu ranę. Ten przyrzekł ją uzdrowić, lecz skłania do przysięgi iż mu się za to odwdzięczy tém o cokolwiek ją prosić będzie; ze zaś o nic ją prosić nie będzie cokolwiek do sromu prowadzi. Kiedy ją więc zatem uzdrowił, wtenczas pouczona przez Demokedesa Atossa, w łożu taką mowę podaje Dariuszowi: „O królu, tak wielką dzierżąc potęgę siedzisz bezczynnie, ani ludu żadnego ani władzy żadnéj nie podbijając dla Persów. A słuszna przecież aby mąż młody i rozporządzający ogromnemi dostatkami zajaśniał jakimś czynem znamienitym, ażeby i Persowie dowiedzieli się że przez męża są rządzonymi! Ku podwójnéj zaś korzyści będzie ci tak postąpić, aby i poczuli Persowie że mąż to jest który przewodzi nad nimi, i wraz zatrudniani wojną nie mieli wywczasu do czychania Da twoje życie. Teraz bo i zdołałbyś jakiegoś dzieła dokazać świetnego, dopóki jesteś w młodych jeszcze latach, gdyż z wzrastającém ciałem i umysł rośnie, z starzejącém się zaś starzeje i on i do wszelkich działań tępieje.“ Ona z pouczenia tak przemawiała, Dariusz zaś tak odparł: „O niewiasto, wszystko co właśnie mam na myśli wyrzekłaś; uradziłem bowiem związawszy most od tego tu lądu na tamten ląd pociągnąć naprzeciwko Skythom; i to się w krótkim czasie dopełni.“ Na to Atosa. „Obacz tylko! na Skythów najprzód iść zaniechaj; tych bowiem, kiedy tylko zechcesz mieć będziesz; ale naprzeciwko Grecyi wypraw się, radzę. Pragnę bowiem tego, mową wywiedziawszy się, ażeby służebnicami memi były Lakedaemonki, Argiwki, Attyckie i Korinthskie niewiasty. Masz zaś człowieka, który ci najpodatniéj ze wszystkich mężów pokazać i poprzewodniczyć potrafi w każdém miejscu Grecyi w tym mężu, co ci nogę wyleczył.“ Odrzekł jej Dariusz. „O niewiasto, ponieważ ci tedy zda się ażebyśmy najprzód Grecyi popróbowali, sądzę za właściwszą ażebyśmy najprzód wyprawili razem z tym mężem którego posłać do Greków radzisz śledzicieli perskich, którzyby wywiedziawszy się i obejrzawszy wszystko po szczególe tamże zwiastowali nam o tém; a potém z świadomością już zwrócę się naprzeciw nim.“
To wyrzekł i wraz słowo w czyn zamienił. Jak tylko bowiem dzień zajaśniał, przywoławszy, piętnastu mężów najznakomitszych między Persami rozkazał im towarzysząc Demokedesowi przebiedz z nim ponadbrzeżne okolice Grecyi, i aby im tylko nie ubiegł Demokedes ale aby go wszelkiemi sposoby napowrót do domu przyprowadzili. Ten rozkaz im wydawszy przywołał następnie Demokedesa i prosił go ażeby oprowadziwszy po całej Grecyi mężów perskich i pokazawszy im onę nazad znów przybywał; zatém nakazał mu ażeby wszelkie ruchome swe posiadłości zabrał ze sobą jako podarunki dla ojca i dla braci, dodając że mu da za nie inne podobne; prócz tego dodał iż mu do tych darów dołączy statek ciężarowy, napełniony różnemi cennościami, który razem z nim popłynie. Owoż Dariusz, jak mi się zdaje, w żadnéj podstępnéj myśli nie uczynił Demokedesowi tych oświadczeń; ale Demokedes w obawie aby go Dariusz nie wybadywał, wcale nie chciwie przyjmował wszystkie te datki, ale rzekł iż co do swoich własności to pozostawi je w miejscu, ażeby je posiadać, kiedy powróci, statek wszakże który mu Dariusz ofiaruje do darów dla braci, ten przyjmuje. Dawszy tedy i temu swój rozkaz Dariusz wyprawia ich do morza. Udawszy się zatém owi mężowie do Foenicyi a w niéj znowu do Sidonu miasta natychmiast dwa trójrzędowce zaopatrzyli w ludność, i wraz z niemi łódź ciężarową wielką rozmaitemi dobremi rzeczami; przysposobiwszy wszystko to popłynęli do Grecyi, gdzie przybijając zawsze do wybrzeżów onéjże też oglądali i opisywali, aż wiele w niéj znakomitości obejrzawszy przybyli do Tarentu w Italii. Tutaj z przychylności dla Demokedesa Aristoflides król Tarentinów już to stéry od medyjskich naw odjąć rozkazał, już to samychże Persów przytrzymał jako szpiegów niby. Kiedy zaś ci téj przygody doznawali, Demokedes tymczasem dostał się do Krotonu. Kiedy zaś już stanął w swojém mieście, Aristofilides dopiero uwolnił Persów i stéry naw które zabrał powrócił im. Wypłynąwszy tedy ztąd Persowie i ścigając Demokedesa przybywają do Krotonu i znalazłszy go przechadzającego się po rynku pochwytują. Tu z Krotończyków jedni obawiając się potęgi Persów wydać Demokedesa byli gotowi, inni przeciwnie rzucili się na Persów i kijami ich okładali kiedy oni temi słowy do nich się odzywali. „Mężowie Krotońscy, patrzcie co czynicie. Męża który zbiegł od naszego króla, wydzieracie nam! jakżeż podobać się będzie królowi Dariuszowi ta zniewaga? jakże wam na dobre wyjdzie ten postępek, jeżeli nam go odbierzecie? na któreż miasto pierwéj jeżeli nie na to wyprawimy się? któreż pierwej ujarzmić starać się będziemy?“ To powiedziawszy nie przekonali przecież Krotończyków, lecz pozbawieni Damokedesa i nawy ciężarowéj którą z nim razem prowadzili, odpłynęli z powrotem do Azyi, ani już starali się daléj zapuściwszy Grecyą poznać postradawszy przewodnika. Odpływającym atoli to oznajmienie poruczył dla Dariusza Demokedes, oto że wyszukał sobie na żonę córę Milona. Zapaśnika bowiem Milona nazwisko bardzo głośne było u króla; dla tego zaś mniemam Demokedes przyspieszył to małżeństwo wielkie pieniądze zapłaciwszy, ażeby wydał się u Dariusza i w ojczyźnie swojéj znakomitym mężem. Lecz powracający z Krotonu Persowie wyrzuceni zostali z łodziami swemi do Japygii[26], zkąd uwięzionych uwolnił Gillos zbieg tarentyński i do króla Dariusza odprowadził. Za to gotów był Dariusz dać mu czegoby tylko sam zażądał. Lecz Gillos przeniósł dozwolenie mu powrotu do Tarentu, opowiedziawszy wpierw swoje nieszczęście; ażeby zaś nie zaburzył Grecyi, gdyby z jego przyczyny popłynęła wielka flota do Italii, powiedział że wystarcza jeżeli tylko sami Knidyjczykowie będą odprowadzicielami jego, a spodziewa! się że przez tychże, jako przyjaznych Tarentyńczykom przedewszystkiém do ojczyzny powróconym być może. Dariusz tedy przyrzekł mu to i dopełnił; wysławszy bowiem posła do Knidu nakazał mieszkańcom Gillosa odprowadzić do Tarentu. Wszakże Knidyjczykowie posłuszni Dariuszowi Tarentyńczyków przecież nie nakłonili do przyjęcia Demokedesa, przemocy zaś użyć nie byli zdolni. To tedy tak się stało i ci to pierwsi byli Persowie, którzy z Azyi do Grecyi przybyli i ciż z takiego powodu śledzicielami byli.
Następnie Samos król Dariusz zagarnął, z wszystkich miast greckich i barbarskich najpierwsze, z następującéj jakoś przyczyny. Kiedy Kambyzes syn Cyrusa wyciągnął na Aegypt mnogo Greków przybyło do Aegyptu, jedni, jak naturalna, dla handlu, inni jeszcze niektórzy dla oglądania samejże krainy (tylko), do tych należał Sylozon syn Aeaka, bratem będący Polykratesa a wygnańcem z Samos. Tego Sylozona spotkała następująca pomyślność. Przywdziawszy i obrzuciwszy się czerwonym płaszczem przechadzał po rynku w Memfis. Tu zobaczywszy go Dariusz, będący wtenczas kopijnikiem przybocznym Kambyzesa i jeszcze bez żadnego wielkiego znaczenia, zapragnął jego płaszcza, więc przystąpiwszy doń targował tenże. Sylozon zaś widząc jak bardzo pożąda tego płaszcza Dariusz z jakiegoś boskiego natchnienia rzecze do niego: „ja tego płaszcza nie sprzedam za żadne pieniądze, lecz daruję ci go, jeżeli tak ma być koniecznie.“ Mocno zadowolony tém Dariusz, szatę od niego przyjął. Owoż Sylozon mniemał że stracił ten ubiór przez dobroduszność; lecz gdy z postępem czasu Kambyzes umarł i naprzeciw Magom broń podnieśli owi siedmiu i wreszcie Dariusz królestwo posiadł, dowiaduje się Sylozon jako panowanie przeszło na tego właśnie człowieka któremu on niegdyś na jego prośbę podarował swój ubiór. Podszedłszy więc wzgórę do Suzy stanął w przeddrzwiach mięszkań królewskich i oświadczył iż jest Dariusza dobroczyńcą. Te słowa oznajmia odźwierny natychmiast królowi; ten zaś zdziwiwszy się rzecze do niego: „i któryż to z Greków jest tym dobroczyńcą, któremubym za dawniéj wyświadczone przysługi winien był wdzięczność, dopiero co panowanie osiągłszy? ledwo téż który albo i żaden z nich nie podchodził (przybył) tu do mnie jeszcze, i nie umiem powiedzieć jakąby mógł mieć do mnie sprawę którykolwiek z Hellenów. Jednakowoż przywiedźcie mi tu do komnaty tego człowieka, ażebym poznał w jakim zamiarze tak się odzywa.“ Przyprowadził więc odźwierny Sylozona, którego na pośrodku stojącego wypytywali tłumacze, kto jest i co uczyniwszy twierdzi się dobroczyńcą króla. Opowiedział tedy Sylozon wszystkie okoliczności do owego płaszcza ściągające się, i że on to sam jest tym który go dał Dariuszowi. Na to ozwał się Dariusz. „O najzacniejszy z ludzi, ty to więc jesteś owym mężem który mnie żadnéj jeszcze władzy nie posiadającemu dałeś podarunek? jakkolwiek to rzecz nie wielka, jednakowoż przecię równą winna być wdzięczność moja jak gdybym teraz zkądkolwiek coś wielkiego otrzymał. Za ten dar więc daję ja ci w odwzajm złota i srebra w obfitości, ażebyś nie pożałował tego kiedy żeś Dariuszowi synowi Hystaspesa dobrze wyświadczył.“ Rzecze na to Sylozon. „Ani mi złota ani srebra nie dawaj królu, lecz ocal ojczyznę moją Samos, którą teraz po zamordowaniu brata mego Polykratesa przez Oroitesa niewolnik nasz zagarnął, tę mi powróć bez zabójstw i ujarzmień.“ To usłyszawszy Dariusz wysłał wojsko pod wodzą Otanesa, jednego z siedmiu (pamiętnych) mężów, poleciwszy mu, ażeby to wszystko o co prosił Sylozon, wypełnił dla niego. Spuściwszy się tedy ponad morze Otanes sposobił wojsko do przeprawy. Nad Samos zaś Maeandrios syn Maeandriosa moc dzierżał, pod opiekę wziąwszy od Polykratesa rządy; któremu najprawszym z ludzi jak pragnął nie udało się zostać. Skoro bowiem doniesiono mu o śmierci Polykratesa, tak uczynił. Nasamprzód wystawił ołtarz Zeusowi opiekunowi wyzwoleńców, i gaj około niego ograniczył (odznaczył) ten sam który teraz na przedmieściu się znajduje; zatem zaś, tego dokonawszy, zwołał zgromadzenie wszystkich mieszczan i tak do nich przemówił. „Mnie, jako wiecie i wy, berło i władza wszelka Polykratesa powierzone zostały i dozwolone teraz jest nad wami panować. Atoli ja tego co w bliźnim naganiam, sam po możności nie będę czynił; toż mi ani Polykrates nie podobał się gdy panem się czynił mężów sobie podobnych, ani żaden inny którykolwiek tak sobie postępuje. Jakoż Polykrat losu swojego dopełnił, ja zaś w wasze ręce składając rządy równouprawnienie wam ogłaszam. Tyle przecież zaszczytów sobie wymawiam, ażeby mi najprzód z dostatków Polykratesa sześć wyborowych talentów oddanych zostało, powtóre kapłaństwo zatrzymuję dla siebie i potomków moich każdorazowych w świątnicy Zeusa oswobodziciela, któremu sam wystawiłem świątnicę i (w którego imieniu) wolność wam daję.“ Ten to Samijczykom zapowiadał, kiedy powstawszy z pośród nich jeden, odrzekł. „Ale ty cale nie godnym jesteś abyś nad nami władał, jako nikczemnie zrodzony i niegodziwiec; owszem raczéj liczbę zdać winieneś z pieniędzy któremi szafowałeś.“ Tak się odezwał mąż znakomity pomiędzy mieszczanami, któremu na imię było Telezarchos. Maeandrios zaś wziąwszy na umysł, że jeżeli wypuści z rąk rządy, inny który w miejsce jego rządzcą będzie postanowion, nie myślał już wcale o wydaniu ich, ale jak tylko usunął się na zamek, przyzywając do siebie jednego po drugim z obywateli aby im niby liczbę zdać z zawiadowanych dotąd przez siebie pieniędzy, pochwytał ich i powięził. Ci tedy spętani byli, Maeandriosa zaś następnie choroba pochwyciła. Spodziewając się tedy brat jego, któremu imię było Lykaretos, że umrze Maeandrios, ażeby łacniéj zagarnął sprawy na Samos, pozabijał wszystkich jeńców; nie chcieli bowiem oni jak się zdaje, być wolnymi (pod temi warunkami jakie im podał Lykaretos). Skoro więc przybyli do Samos Persowie sprowadzający z powrotem Sylozona, nikt naprzeciwko nim rąk nie podniósł, a sprzymierzeńcy Maeandriosa i samże Maeandrios oświadczyli gotowość ustąpienia za danem słowem z wyspy. Gdy Otanes przyzwolił na to i przymierze zawarł, najznakomitsi z Persów postawiwszy krzesła zasiedli poprzed zamkiem. Miał zaś Maeandrios władzcą brata nieco szalonego, któremu imię było Charileos. Ten coś pobroiwszy siedział uwięziony w podziemnym lochu; owoż ztamtąd podsłyszawszy co się podczas działo i wychyliwszy (się) z lochu, gdy zobaczył Persów spokojnie siedzących, zaczął wołać i powiadał że pragnie rozmówić się z Maeandriosem. Usłyszawszy to Maeandrios kazał go z więzów uwolnić i przywieść przed siebie. Lecz jak go tylko przyprowadzono, lżąc i rozsławiając nakłaniał brata ażeby się rzucił na Persów, tak przemawiając: „Mnie to, o najnikczemniejszy z ludzi, który jestem bratem twoim i który nic nie popełniłem zasługującego na więzy spętałeś i za godnego podziemnego lochu uznałeś; ale Persów widząc wyrzucających ciebie z ojczyzny i tułaczem ciebie robiących to nie śmiesz pomstą ukarać, chociaż tak łacno jest ich ujarzmić? Jeżeli więc sam się ich uląkłeś, mnie daj pomocników, a ja skarcę ich przybycie tu dotąd; ciebie zaś gotów jestem z wyspy wyprawić.“ To mówił Charileos; Maeandrios zaś przystał na jego mowę, jak mniemam, nie do tego stopnia nierozwagi posunąwszy się ażeby sądził iż jego potęga przemoże moc króla, ale raczej przez nienawiść ku Sylozonowi, aby tenże bez trudu nie spustoszonego nie odzyskał miasta. Podrażniwszy więc Persów pragnął on jak najwięcéj osłabić sprawy samijskie i tak dopiero wydać je, dobrze wiedząc że Persowie poniósłszy klęskę tém więcéj rozjątrzą się na Samijcżyków, a świadom dla siebie że zabezpieczone ma wymknięcie się z wyspy kiedy tylko sam zechce; wykopał b)ł bowiem sobie ukryty ganek pod ziemią z zamku do morza prowadzący. Sam tedy Maeandrios odpłynął z Samos; Charileos zaś uzbroiwszy wszystkich pomocników i roztworzywszy bramy, wyszedł naprzeciw Persom, którzy nie oczekiwali niczego podobnego lecz owszem spodziewali się iż wszystko załatwione zostało. Uderzywszy zatém pomocnicy Persów na krzesłach siedzących i najznakomitszych pozabijali. Gdy ci tego czynu dokonali reszta wojska perskiego pospieszyła z pomocą; parci przez nią pomocnicy zamknięci zostali do zamku. Otanes zaś widząc jak srogiego ciosu doznali Persowie, o poleceniach które mu dał był Dariusz wyprawiając go, ażeby ani zabijał żadnego Samijczyka ani nie robił niewolnikiem lecz wolną od udręczeń oddał wyspę Sylozonowi, o tych, mówię, poleceniach zapomniał wtenczas, lecz rozkazał wojska, ażeby każdego którego tylko pochwycą, czy męża czy dziecko bez wyjątku zatracali. Wtenczas jedna część wojska obiegła zamek, druga zaś zabijała kto jéj się nawinął, bez względu czy to w świątnicy czy po za świątnicą. Maeandrios zaś zbiegłszy ze Samos popłynął do Lakedaemony, do któréj przybywszy i dostatki które z sobą zabrał schroniwszy w bezpieczne miejsce, tak sobie postąpił. Skoro puhary jego srebrne i złote ustawione zostały, sługi ocierali takowe a on tymczasem z Kleomenesem synem Anaxandridy, królem Sparty, w rozmowę się zadawszy przyprowadził go do siebie. Tutaj Kleomens jak tylko zobaczył naczynia, dziwił się i zdumiewał, a Maeandrios wzywał go aby z nich odnosić kazał do swego domu które tylko pragnie. To gdy po dwakroć i po trzykroć powtórzył Maeandrios, Kleomenes najprawszym z ludzi się okazał, który ofiarowanych sobie rzeczy przyjąć za niegodną uważał, a wiedząc że Maeandrios innym mieszczanom ofiarowawszy takowe karanym będzie, udał się do Eforów i oświadczył że przedniejszą będzie dla Sparty wydalić Samijskiego gościa z Peloponnezu, ażeby nie skłonił albo jego samego albo innego ze Spartiatów zostać nikczemnym. Czego Eforowie usłuchawszy wywołali Maeandriosa. Samos zaś wyłowiwszy z ludzi Persowie wyludnioną oddali Sylozonowi. W następnym atoli czasie sam znowu zaludnił ją wódz Otanes w skutek widzenia we śnie i w skutek choroby która dotknęła jego wstydliwości.
Kiedy przecież do Samos odeszło wojsko morskie Babylończycy odpadli bardzo silnie uzbrojeni, kiedy bowiem Mag rządził i onych siedmiu broń naprzeciw niemu podniosło, w całym tym czasie i zamięszaniu, sposobili się oni do wytrzymania oblężenia. I jakoś te przygotowania niepostrzeżenie czynili; skoro atoli jawnie oderwali się od państwa, tak sobie postąpili. Wygnawszy z miasta matki, każdy mieszkaniec wybrał sobie na żonę jednę ze swoich domownic którą upodobał, wszystkie zaś inne niewiasty zgromadziwszy razem pozaduszali; ową zaś jednę wybrał każdy sobie do robienia mu chlebów. Podusili wżdy tamte, aby im zapasu zboża nie spożywały (napróżno). Dowiedziawszy się o tém Dariusz i zebrawszy całą swoją potęgę wyprawił się naprzeciwko nim, i uderzywszy na Babylon obiegł nie troskających się wcale o to oblężenie. Wybiegając bowiem na przednie warownie muru Babylończykowie tańczyli i szydzili z Dariusza i jego wojska, a któryś z nich ozwał się z tém słowem. „Czemuż tutaj siedzicie, Persowie, a nie odchodzicie sobie? wtenczas wy bowiem zdobędziecie nas, kiedy mulice rodzić będą.“ To powiedział któryś z Babylończyków, nigdy nie spodziewając się aby mulica rodziła. Jakoż już rok i siedm miesięcy ubiegło, a Dariusz bolał wraz z całém wojskiem że nie zdolni byli zdobyć Babylończyków. Jakkolwiek wszelkich podstępów i sposobów użył był naprzeciwko nim Dariusz; przecież i tak nie potrafił ich pokonać, toż do innych wybiegów uciekłszy, nawet i tego się chwytał którym Cyrus dostał Babylonu. Alić bardzo pilnie strażowali Babylończykowie, i nie udało mu się zdobyć ich miasta. Tedy w dwudziestym miesiącu Zopyrosowi synowi Megabyza tego który był jednym z owych siedmiu mężów co Maga zatracili, otóż temu synowi Megabyza Zopyrowi dziw się przydarzył, iże mu jedna z powodowych mulic młode urodziła. Kiedy mu o tém powiedziano i z powodu niedowierzania sam Zopyros oglądał mulątko, zakazawszy niewolnikom nie powiadać nikomu co się stało, wszedł w radę ze sobą. I w zgodzie ze słowami Babylończyka, który w początkach oblężenia ogłosił był że kiedy mulice rodzić będą, wtenczas miasto zdobyte będzie, owoż w zgodzie z tą zapowiedzią wydał się Zopyrosowi Babylon podobnym teraz do wzięcia; wnioskował bowiem że z natchnienia boga i tamten człowiek wróżbę uczynił i jemu mulica porodziła. Kiedy mu więc losem naznaczonem wydało się aby już Babylon upadł, przystąpiwszy do Dariusza wywiadywał się iżali wiele mu na tém zależy aby Babylon dostał się w jego ręce. A usłyszawszy że i bardzo wysoce on to kładzie, nad czémś inném znów radzić począł, to jest aby sam stał się grodu zdobywcą i aby to dziełem było jego własném; mocno bowiem u Persów świetne czyny naprzód posuwają ku wielkości (nagradzane są najwyższemi zaszczytami). Wszakże zauważył iż innym sposobem nie będzie zdolen dostać go w swoje ręce, jak jeżeli zbezcześciwszy swoje ciało zbiegnie do Babylończyków. Tedy za małą to rzecz wziąwszy kaleczy się w sposób najochydniejszy, oderznąwszy bowiem sobie nos i uszy, włos brzydko postrzygłszy i osmagawszy się tak przystępuje do Dariusza. Dariusz zaś mocno zabolał gdy ujrzał męża najznakomitszego tak niecnie przyrządzonym; wraz zeskoczywszy z tronu w głos zawołał i zapytał, ktoby to był ten który go tak zbezecnił i z jakiego powodu? Lecz Zopyros odrzekł: „nie masz takiego człowieka chyba ty jeden, którego potęga tak jest ogromna że mógłbyś mię w podobny stan wprawić; ani téż żaden z obcych tego mi nie uczynił, o królu, lecz ja sam sobie, nie mógłszy znieść tego żeby Assyryjczykowie naśmiewali się z Persów.“ Na to odparł znów Dariusz. „O najnieszczęśliwszy z ludzi! najhaniebniejszemu czynowi najświetniejsze imię przydałeś, gdy mówisz żeś dla oblężeńców tak okropnie się przyrządził. Jakżeż to, o niedorzeczny, teraz gdyś się zohydził nieprzyjaciele prędzéj dostaną się w nasze ręce? Czyż ty od zmysłów nie odszedłeś, tym trybem siebie zgubiwszy?“ Tamten zaś na to: „Gdybym zaprawdę powierzył ci był co zamyślałem uczynić, nie byłbyś mi tego dopuścił; tak przecież wziąwszy rzecz sam na siebie dokonałem jéj. Już teraz bowiem, jeżeli sam dopełnisz co do ciebie należy, Babylon jest naszym. Ja bowiem, tak jak oto jestem ucieknę jako zbieg do miasta i powiem Babylończykom, że przez ciebie w ten sposób pokrzywdzon zostałem; i mniemam że przekonawszy ich iż te rzeczy tak się mają, dostąpię od nich przewództwa nad wojskiem ich. Ty zaś od tego dnia, w którym ja wnijdę do miasta licząc dnia dziesiątego, z tego wojska swego o które nie chodzi ci choć zginie, tysiąc mężów ustaw przy tak zwanych bramach Semiramidy; następnie znowu po tym dziesiątym dniu siódmego innych dwa tysiące postaw mi przy tak zwanych bramach Ninosa; po tym zatem dniu siódmym zaczekawszy dni dwadzieścia, wyprowadź mi innych jeszcze cztery tysiące do tak zwanych bram Chaldejczyków. Niechaj zaś ani pierwsi ci ani ci ostatni nie przynoszą innej broni z sobą jak krótkie noże, te dozwól im mieć przy sobie. Owoż po dniu dwudziestym wprost rozkaż reszcie wojska naokoło uderzyć na mury, lecz Persów ustaw na przeciw tak zwanym bramom Belusa Kissyjskim; jak bowiem spodziewam się, skoro dokażę wielkich czynów, Babylończykowie powierzą mi tak inne rzeczy jako mianowicie i żołędziołówki[27] od bram; co potém uczynić wypadnie, to już mojém i Persów będzie staraniem“. To zaleciwszy Zopyr udał się do bram miasta, kręcąc się tu i tam jako niby prawdziwy zbieg. Widząc to z wież w tém miejscu postawieni strażnicy zbiegli na dół, i cokolwiek jednéj wrótni uchyliwszy zapytali kim jest i po co przychodzi. Ten zaś odpowiedział im że jest Zopyr i zbiega do nich. Poprowadzili go tedy strażnicy bram, skoro to usłyszeli, do władz babylońskich; przed temi owo stawiony narzekać począł, wypowiadając jako przez Dariusza ucierpiał to co na nim widzą, a ucierpiał dla tego że doradził mu cofnąć wojsko skoro żadnego nie masz środka aby miasta dobył. „I teraz oto, ciągnął, przybywam do was Babylończykowie przynosząc wam (w swojéj osobie) największe dobro Dariuszowi zaś jego wojsku i Persom największe nieszczęście; zaprawdę bowiem nie ujdzie mu bezkarnie że tak oto mię zbezecnił; a ja znam wszystkie skrytości jego zamiarów.“ Tak mówił. Babylończykowie zaś widząc męża najznakomitszego u Persów pozbawionego nosa i uszów i chłostami i krwią okalanego, całkiém przekonani że prawdę mówi i jako sprzymierzeniec do nich przychodzi, gotowymi byli do poruczenia mu tego czego od nich domagał się, domagał się zaś wojska. Skoro więc takowe od nich otrzymał, postąpił tak jak się z Dariuszem umówił; wyprowadziwszy bowiem dziesiątego dnia wojsko Babylończyków i otoczywszy owych tysiąc których pierwszych postawić zalecił Dariuszowi, tychże pomordował. Babylończykowie zaś przekonawszy się że słowom równymi robi czyny mocno uradowani w wszystkiém mu dogodzić gotowymi byli. On przecież dawszy ubiedz dniom umówionym, znowu wybrawszy sobie mężów pomiędzy Babylończykami z tymi wyszedł przed mury i wymordował owe dwa tysiące Dariusza. Zobaczywszy i to dzieło Zopyra Babylończykowie z ust go nie wypuszczali sławiąc. On zaś znowu dawszy ubiedz dniom umówionym wyprawił się na miejsce oznaczone, i otoczywszy wymordował owe cztery tysiące. Kiedy i tego czynu dokonał, wszystkiem stał się u Babylończyków Zopyr, i dowódzcą wojsk i strażnikiem murów przez nich ogłoszony. Lecz gdy wedle układu Dariusz szturm naokół muru uczynił, wtenczas dopiero całą swoją zdradę Zopyr wyjawił. Babylończykowie bowiem wstąpiwszy na mury odpierali uderzające na nie wojsko Dariusza, Zopyr zaś i Kissyjskie i tak zwane bramy Belusa roztworzywszy wpuścił Persów do miasta. Tutaj ci z Babylończyków którzy widzieli co Zopyr poczyna uciekli do świątyni Zeusa Belusowego, którzy zaś nie widzieli tego, dotrzymywali każdy w swojém stanowisku, aż i oni dowiedzieli się że zdradzeni zostali.
Babylon tedy tak po drugi raz wzięty został; Dariusz zaś skóro tylko przemógł Babylończyków, już to mury ich zburzył i wszystkie bramy poodrywał (pierwéj bowiem Cyrus dobywszy Babylonu żadnéj z tych rzeczy nie uczynił), już téż Dariusz z pomiędzy mieszkańców co naprzedniéjszych do trzech tysięcy na pal wbić rozkazał, reszcie Babylończyków oddał znów miasto do zamieszkania. Aby zaś żony mieli Babylończykowie z którychby im rodziło się potomstwo, tak sobie opatrznie postąpił Dariusz (własne bowiem swoje, jak się na początku tego opowiadania wykazało, udusili byli Babylończykowie z troski o żywność); oto na nakazał plemionom na okół mięszkającym przystawić niewiasty do Babylonu, przepisując każdemu ich liczbę, tak iż ogółem pięćdziesiąt tysięcy białych głów zgromadziło się. Z tych to niewiast dzisiajsi Babylończykowie pochodzą.
Zopyrosa zaś pięknego czynu żaden z Persów nie przewyższył wedle sądu Dariusza, ani z następnych ani z dawniejszych, wyjąwszy jednego Cyrusa; z tym bowiem żaden z Persów nie uznał się godnym równać. I powiadają że Dariusz wielekroć z tém dawał się słyszeć, że wolałby aby Zopyrus nie był ucierpiał owego straszliwego zesromocenia jak żeby mu dwadzieścia Babylonów przybyło do tego obecnego. To go téż wynagrodził wspaniale; bo i dary te co rok mu dawał które u Persów są najcenniejszemi, i Babylon mu powierzył pod zarząd bez haraczu dopóki żyć będzie, i wiele innych dobrodziejstw mu wyświadczył. Zopyra tego synem był Megabyzos, który w Aegypcie naprzeciw Atheńczykom i ich sprzymierzeńcom przywodził; a Megabyza tego synem znowm był Zopyr, który zbiegł do Athen od Persów.





  1. Wyrażenie się Homeryczne (Iliada XXII, 60, XXIV, 346), którego i Pindar (patrz początek Rzeczypospolitéj Platona) użył.
  2. Ten „hyalos“ zwykle „szkło“ niepewno co tu znaczy. Najprawdopodobniéj był to rodzaj „szklannéj porcelany.“
  3. Jest to epilepsia, jak tłomaczy Hippokrates: O świętéj chorobie p. 93 npp. ed Fr. Dietz Lips. 1827.
  4. Patrz Edit. Pindari Boeckhii T. II. P. II. p. 640 sqq
  5. Bawełną“ wedle Heerena 1, 1 str. 118.
  6. Podobno roku 563 p. Ch. P., a opowiedziane tu zdarzenie miało miejsce na dwa lata przed jego zgonem.
  7. Czytając z Eltzem έόντες ώυτοί.
  8. W zatoce Hermione przy Argolis.
  9. Wielkie miasto na północno-zachodniéj stronie Krety, blisko dzisiajszego Kanea.
  10. Przydomek Artemidy od góry Dikte.
  11. Była to świątynia Hery, o któréj już wspomniał pisarz przy opisie Labiryntu aegyp. w Xiędze II, 148. Wedle Ottf. Müllera str. 57 była ona 372 stóp długa, 189 stóp szeroka.
  12. Suza bowiem, zimowa stolica królów Perskich nie leżała w kraju Persów ale w dzielnicy Kissiów, szczepu nieperskiego, wszakże który przyjął obyczaje i ubiór właściwych Persów. Suziana leżała w pośrodku pomiędzy Persyą a Babylonią.
  13. Te i następne zasady przeciwią się sposobowi myślenia Persów jak go podaje Dziejopis w Xsiędze I. 138; są one więc raczéj motywami do rzeczy czerpanemi z przekonania helleńskiego.
  14. Przysłowie równające się naszemu „złote góry.“
  15. To jest: z kamienia nie z cegły budowanéj, wedle Scholiasty do Thukydidesa I, 104.
  16. Dzisiajszy Fars, Farsistan.
  17. Miał to być rodzaj ryżu lub prosa.
  18. Znajome Herodotowi tylko północne i południowe Indye są pierwsze pustynią Kobi, drugie okolicą piasczystą ciągnącą się od Guzerat aż do Multan. Ta okoliczność wprowadziła go w błędne mniemanie, jakoby całe Indye były piasczystą pustynią. Heeren I, 1 str. 367.
  19. O tém wspomina i Pliniusz starszy w Historyi naturalnéj 7, 2.
  20. Wedle tłumaczeń najnowszych mają to być bobaki (Murmelthiere) większe, jest ich bowiem dwa gatunki.
  21. Podług Heerena w Indyach, podług innych w Aethiopii.
  22. Ladan po sanskrycku znaczy „słodki z zapachu.“ Krzew ten zwał się ledos albo ledon po grecku. Z jego żywicy zbierano pomienione kadzidło, jak potwierdza Dioskorides I, 128. Dziś obtrzaskiwaniem gałęzi, gromadzi się to kadzidło.
  23. Heeren domyśla się w niéj okolicy teraźniejszéj Chiwy.
  24. To jest: Gelona i Hierona.
  25. Statera zawierała 20 drachm.
  26. Przylądek w Kalabryi.
  27. były to „klucze w kształcie żołędzi





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Herodot i tłumacza: Antoni Bronikowski.