Lara (Byron, 1924)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor George Gordon Byron
Tytuł Lara
Podtytuł Powieść
Pochodzenie Powieści poetyckie
Redaktor Andrzej Tretiak
Wydawca Krakowska Spółka Wydawnicza
Data wyd. 1924
Druk Druk W. L. Anczyc i Spółka w Krakowie
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Julian Korsak
Tytuł orygin. Lara
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


LARA
POWIEŚĆ
W PRZEKŁADZIE
JULJANA KORSAKA
PIEŚŃ PIERWSZA[1]
I

Niewolnik w państwach Lary, swobodny do woli,[2]
W połowie zapominał swej lennej niewoli.
Pan ich, niespodziewany, lecz niezapomniany,
Powrócił, — i weselem brzmią zamkowe ściany.

Na baszcie sztandar błyska a puhar na stole.

Gościnny płomień, w szersze roztoczon półkole,
Po szybach malowanych migocąc połyska.
Weseli goście gwarzą wokoło ogniska.

II

Lara znów się rozgościł na ojczystym dworze;

10 
Lecz poco Lara zwiedzał i lądy i morze?

Gdy go ojciec odumarł, jeszcze nadto młody,
Pan swej woli, na życia ważył się przygody;
Smutne dziedzictwo władzy! a kto ją posiadał,
Nieraz własne swe serce z pokoju okradał.

15 
Nikt mu widać nie wskazał przy świetle pochodni

Tysiąca błędnych ścieżek wiodących do zbrodni.
Właśnie gdy mu konieczną rada drugich była,
Już wrząca młodość Lary drugimi rządziła.
Małej wagi, z lat młodych jak, gdzie był, i kędy?

20 
Pośledzać wszystkie morskie i zamorskie błędy;[3]

Choć krótkie jego były wędrówek przegony,
Dość długie, by był przez nie w połowie zgubiony!

III

Lara młodo porzucił swego ojca progi,
Lecz od chwili, pielgrzymi gdy wziął kij do drogi,

25 
Z dniem, tygodniem, miesiącem, ci, co go żegnali,

Zapomnieli odjazdu, wspominać przestali.
Ojciec Lary był prochem, — jeden wasal trzyma,
I to wszystko, co wiedział, że pana tu niéma![4]
Cały zamek zapomniał o Lary imieniu,

30 
Jego portret na ścianie czerniał w zapomnieniu.

A ta, którą był poznał, pokochał na żonę...
Inny mąż już pocieszał Lary narzeczonę.
Młody o nim zapomniał, stary już był w grobie,
A dziedzic niecierpliwy rozmawiał sam w sobie:

35 
»On żyć musi!« — choć radby głos ten w duszy przemógł,

I wzdychał do żałoby, której nosić nie mógł.

W części zamku, gdzie Lara miał komnaty swoje,[5]
Z posępnym wdziękiem ściany poubierał w zbroje.
Lecz jednej zbroi niema, — stąd go zawiść pali,

40 
Bo radby dziś ją witał w tej gotyckiej sali.
IV

Lara przybył — i wasal pańską twarz ogląda;
Skąd? nikt nie wie, — dlaczego? nikt śledzić nie żąda.
Po skończonych witaniach każdy się zdumiewał,
Nie, że przybył, lecz czemu dotąd nie przybywał?

45 
Jeden paź służby pańskiej cały orszak składa,

Cudzoziemskiej postaci, — twarz dziecinna, blada.[6]
Lata lecą i równą pędzą czas pogonią
Tym, co siedzą, i dla tych, co po świecie gonią;
Lecz z krajów zagranicznych brak wieści zapasu[7]

50 
Opóźnił rącze skrzydło zdrożonego czasu.

Widzą go i poznają, lecz wszakże złudzeniem
Teraźniejszość być sądzą, a przeszłość marzeniem.
On żyje, choć sterany trudami i latem,[8]
Jeszcze męskością wieku słynąć mógł przed światem.

55 
Jego błędy, występki, jakiekolwiek były,

Różnym losem zwikłane w zagadkach się kryły;

Gdy znudzona wieściami czujna zawiść drzémie,[9]
Sprostać sławie ojczystej mogło Lary imię.
Z dumną duszą w młodości, wszakże jego grzechy,

60 
Jak rozkosze, cel miały swawolnej uciechy;

A dla tych, jeśli w zbrodni nie płużył z kolei,
Wymodlić rozgrzeszenie mógł nie bez nadziei.

V

Jakkolwiekbądź, widz bystry łacno odgadywał,
Jakim dziś jest, — że nie jest tem, czem kiedyś bywał.

65 
Czoło coraz wyraźniej marszczki mu zorały,

Ślad przeszłych namiętności; niedbałość pochwały,
Zimna postać, chód pewny, — gdy oczyma ciskał,
Dumą, lecz już nie ogniem lat młodzieńczych błyskał.
Wzrokiem bystrym, któremu żaden wzrok nie sprostał,

70 
Drugich myśli do razu aż z głębi wydostał;

I szczypiąca języka lekkość, jaką bawił,
To żądło serca, które wprzódy świat zakrwawił, —
Co zwykle, grając humor wesela udany,
Rani tych, co nie radzi przyznać się do rany.

75 
Wszystko to w nim i jeszcze coś w nim więcej było,

Czegoby głos nie wybrzmiał, oko nie wykryło.
Honory, sława, miłość, cel społeczny ludzi,
Jaki niewielu zgoni, w wielu żądze budzi: —
Zda się że z piersi swojej wszystkie wygnał szały,

80 
Choć widać, że niedawno jeszcze nią wstrząsały.

I jakieś czucie, czego usta nie wyrażą,
Czasami przełyskało nad wybladłą twarzą,

VI

Zapytań o przeszłości słuchać nie ochotny,
O krajach, ziemiach, które przebłądził samotny,

85 
O cudownych pustyniach, stepach, co zwędrował,

Nic nie mówił, jakgdyby na to słów żałował.

Wszakże czasem, być może skutkiem nieuwagi,[10]
Rozpowiadał podróżne dzieje małej wagi.
Lecz gdy drugich ciekawość ostrzyła ta mowa,

90 
Spostrzegał się i rzucał coraz rzadsze słowa;

Zbyt śledczo badających skroś okiem przenikał,
Wnet mu czoło ciemniało i usta zamykał.

VII

Choć przyjazd Lary żywej radości nie budzi,
Przecie żądanym gościem był dla ciżby ludzi.

95 
Wysoko urodzony, szczodry z obyczaju,

Wiązał się ze wszystkimi magnatami kraju.
Czasem licznił ich tłumne uczty i zabawy,[11]
I widział ich uśmiechy i nudzące wrzawy; —
Tylko widział, bo Lara sercem nie podziela

100 
Gminnej, powszechnej troski, wspólnego wesela.

Lara za tem nie goni, za czem wszyscy gonią,
Zwodzeni nadziejami, męczeni pogonią;
Za nic miał ziemskie zyski, honory, urzędy,
Gminną zawiść, rywali i piękności względy.

105 
Od świata tajemniczem odgrodził się kołem,

Nudził z ludźmi, — samotność była mu żywiołem.[12]
W nim jakaś myśl szydząca wygląda oczyma,
Co karci śmiałą płochość i zdaleka trzyma.
Bojaźliwsze stworzenia z trwogą nań patrzały, —

110 
Szepcąc wzajemną bojaźń, w głos mówić nie śmiały;

Drudzy, mędrsi, łaskawiej o Larze mówili,
Niż postać wyrażała, lepszym go sądzili.

VIII

To rzecz dziwna! w młodości cały czynny, żywy,
Polujący rozkosze, do walk nie leniwy;

115 
Kobieta, oręż, morze, wszystko to, co daje

Niebezpieczeństwo grobu, obiecane raje,
Naprzemiany doświadczał! W nadziejach bez skutku
Szukał nagrody w samej radości lub smutku.
Gardzący gminną miarą rozkoszy, cierpienia,

120 
W nieskończoności uczuć chciał zbiec od myślenia.

Burzą serca i duszy wstrząsany pospołu,
Z wzgardą patrzał na burze słabszego żywiołu;
Często w niebo posyłał zachwycone oko,
I pytał, czy Wszechmocny mieszka tam, wysoko!

125 
Uwiązany do zbytku, niewolnik zapałów,

Jakże Lara się zbudził z tak marzących szałów?
Sam nie mówił, lecz z duszą zbudzony wylękłą,
Musiał kląć zwiędłe serce, że dotąd nie pękło.

IX

Książki, bo wprzódy żywą księgą był mu człowiek,

130 
Odtąd podobał czytać do znużenia powiek, —[13]

A często, jak zamkowi słudzy mówią sami,
Zamykał się od ludzi nocami i dniami,
I nieraz wielkim krokiem, kiedy wszystko spało,
Po ciemnych kurytarzach błąka się noc całą,

135 
Gdzie jego przodków długi szereg malowany[14]

Żałobny na podłogę rzucał cień ze ściany.
Czasem była słyszana północna rozmowa,
Lecz w niej był głos nie Lary i nie ziemskie słowa.
Ci coś słyszą, ci widzą, jedni z drugich szydzą,

140 
Że nad to, co być mogło, oni więcej widzą.

Poco swój wzrok tak często w trupią czaszkę wraża,
Gdzieś świeżo wykradzioną z trumny lub cmentarza?[15]
Która wciąż przy otwartej jego książce leży
I patrzącym, prócz Lary, włos na głowie jeży.

145 
Czemu nie śpi, gdy drugich noc usypia głucha?

Czemu gości nie sprasza, muzyki nie słucha?
Wszystko to źle w nim widzą! — co ma pan ze sługą?[16]
Gdzie obraza? — lecz powieść byłaby przydługą,
Gdyby chcieli, coś wiedzieć mogli... Tak, za stołem

150 
Siedząc, Lary wasale rozprawiali społem.
X

Noc była, — strumień Lary szumi po ogrodzie,[17]
Gwiazdy patrzają w strumień i kąpią się w wodzie.
Tak cicho! żadnej fali, zda się, wiatr nie wzruszy,
A przecież upływają, jak szczęśliwość z duszy.

155 
I nieśmiertelne światła, co wzdłuż nieba żyją,[18]

Naokoło z traw, z liści nocne rosy piją.
Bieg dzierzgany krzewami, najpiękniejszym kwiatem,
Na jakich pszczoła lubi bankietować latem;
Takie dzieckiem Dyjana wplatała w swój wianek,

160 
Takie chciałby dać w darze kochance kochanek.

Tak strumień wciąż ubrany, schodząc ku dolinie,
W lśniących skrętach, zakrętach, jak wąż jaki płynie.

A tak cicho, spokojnie na ziemi i w niebie,
Że nie zadrżałbyś, gdyby sam duch spotkał ciebie,

165 
Pewny, że złe podobać nie miałoby mocy

Przechadzki w takiem miejscu, ach i w takiej nocy!
Taką chwilę, noc taką, Bóg dla dobrych sprawił —
Tak Lara myślił w duchu, dłużej tam nie bawił,
I ku bramie zamkowej zwracał krok powolny;

170 
Lara na takie sceny patrzeć już niezdolny,

W nim pamięć dni minionych budzi myśl marząca,
Nieba więcej słoneczne, mniej zamglone słońca,[19]
Noce, serca piękniejsze, co kochał namiętnie,
A teraz... dziś-by Lara patrzał obojętnie,

175 
Czy nad nim burze huczą, czy huragan głuszy;

Lecz noc piękna dziś z takiej urąga się duszy.

XI

Lara powrócił w swoje samotne mieszkanie,
Za nim cień jego wielki przemknął wzdłuż po ścianie,
Na której malowane wciąż jeden za drugim

180 
Giermki, damy, barony stoją rzędem długim.

Cnota, zbrodnia, niesława przemieszana z chwałą,
To wszystko, co nam po nich z ich życia zostało,
Przytem ciemne podania, nagrobne kolumny,
Kryjące ich popioły, ich słabości trumny,

185 
I pół karty zmieszanej nagany, pochwały,

Którą w późną potomność brzmi ich żywot cały;
Gdzie historyja zwykle swoje pióro łamie,
Kłamstwo ubiera w prawdę, i jak prawda kłamie.
Lara chodził i marzył; tylko światłość blada

190 
Księżyca kratą okien na podłogę pada,

Oświecając gotyckie sklepienia i szyby,
Na których święci klęczą i modlą się niby.
Kształty ich w fantastyczne przechodzą postaci:
Żyją, lecz każdy z twarzy barwę życia traci.

195 
Włos ich czarny, zjeżony, twarz ciemna, ponura,[20]

I szeroko rozwiane, migające pióra,
Ich postać strojąc w całą okropność mogiły,
Jako godła upiora straszliwie świeciły.

XII

Już północ; wszystko spało, — stojąc gdzieś na boku,

200 
Jedna lampa się pali i ćmi się we zmroku.

Słyszysz! czy kto wybija drzwi z Lary mieszkania:[21]
Łoskot, dźwięk, krzyk, i za nim straszliwe wołania,
Znów jęk głośny, przeciągły, to znów cicho, głucho.
Czy to echo zbudziło ich zaspałe ucho?

205 
Słyszą, budzą się ze snu, bojaźliwie śmieli,

Bez tchu, gdzie jęk ich wzywał, na pomoc lecieli.
Z rapierami bez pochew, z pochodniami w ręku
Przychodzą, wytężają ucho na głos jęku.

XIII

Zimny jak marmur, blady jak światło księżyca,

210 
Co w tej chwili igrało wkoło jego lica,

Lara, pan ich, jak długi leży na podłodze, —
Przy nim pałasz dobyty w nadzwyczajnej trwodze.
Dość silny, — choć go nagłe domęczyły bole,[22]
Jeszcze wzgarda brwi Lary marszczyła na czole.

215 
Mdłość zmieszana z przestrachem; choć sam jak bez życia

Na ustach jego żyje jakaś chęć zabicia,

Jakaś klątwa zranionej dumy, i w połowie
Widna groźba, przed chwilą co skonała w słowie.
Oko jemu ściemniało, — lecz jeszcze uderza

220 
W samych męczarniach dumnem spojrzeniem szermierza.[23]

Służba chwyta z podłogi i podnosi Larę.
Czy słyszycie? — oddycha przemówił słów parę,
I rumieniec twarz, usta sine zarumienia.
Oczy patrzą mu dziko; iskrzą się spojrzenia;

225 
Członki rzeźwią się z mdłości, ale dziwne słowa

Brzmią z ust Lary: w nich, zda się, nie ojczysta mowa.
Ci, co słyszą, poznają głos nie swojej ziemi,
I rzeczywiście były te słowa obcemi.
Pocóż niemi przemawia Lara na swym dworze,

230 
Gdy ten, z kimby rad mówić, słyszeć ich może?
XIV

Wtem paź Lary przychodzi, — i paź jeden umiał
Pojąć pana i słów tych całą treść zrozumiał,
Choć, coby w drugiej mowie mogły one znaczyć,
Ni Lara chciałby wyznać, ani on tłómaczyć.

235 
Przecie z mniejszem zdziwieniem od tych, co tam wkoło

Stali, paź nań poglądał, przechylił mu czoło,
I swym własnym językiem Larze odpowiada;
Lara dźwięków tej mowy pilnem uchem bada:
Ta mowa łagodziła okropność marzenia,

240 
Jeśli mogły marzeniem być Lary cierpienia.[24]

Ach! kiedy rzeczywista męczy nas katusza,
Czyż idealnych cierpień potrzebuje dusza?

XV

Cobądź marzył w gorączce, lub widział oczyma,
Wszystko to, jak zaklęte, na dnie serca trzyma.

245 
Zwyczajny ranek przyszedł, z nim wstał zdrowszy Lara,

Ni księdza, ni lekarza rady się nie stara.
I znów ten sam, jak zwykle, w ruchach i w rozmowie,
Ni mniej zimny w uśmiechu, ni mniej skąpy w słowie,
Ni więcej zamyślony, — choć noc nadchodząca

250 
Dziś mniej mu się podoba i klnie zachód słońca,[25]

Śledzenia gminnych oczu uchodzi ta zmiana,
Wasale nic nie zgadną z twarzy swego pana.
Przytem sami wylękli od tej strasznej nocy,
Poosobno na zamek chodzić nie są w mocy;

255 
I tylko w drżących parach snują się tam czasem,

Ściskając się i blednąc za lada hałasem.
Szum chorągwi na baszcie, okna, drzwi skrzypiące,
Głośne echo podłogi, obicia wiejące,[26]
Wielki cień drzew, co zamek wokoło obiegły,

260 
Dziki świst wiatru, łoskot spadającej cegły, —[27]

Co słyszą, widzą, wszystko mnoży przestrach nowy,
Zwłaszcza gdy zmrok zaczyna czernić mur zamkowy.

XVI

Czcza chęć! druga noc taka nie przyszła po chęci,
Lub sam Lara grał tylko pozór niepamięci;

265 
Co budzi więcej dziwu między wasalami:

Czy mu pamięć zwietrzała z zdrowszemi zmysłami?
Czy im kłamał niepamięć tej pamiętnej pory,
Tych marzeń gorączkowych jego duszy choréj?
Byłże to sen? czy była własna jego mowa,

270 
Gdy z ust wyrzucał dzikie, jakieś dziwne słowa?

Byłże to własny Lary ów wzrok obłąkany,
Kłócący sen wasali krzyk i jęk słyszany?

I serce, co do walki z własnym bólem staje,
Aż walką spracowane wkońcu bić przestaje?

275 
Mógłże ten, co tak cierpiał, zapomnieć cierpienia,

Gdy ci, co je widzieli, dziś drżą od wspomnienia?
Czy tem ciągłem milczeniem sam Lara próbował
Uwięzłą pamięć w słowach, jakie radby chował
W trawiącej go skrytości, co serce przejada,

280 
Gdzie widny skutek, lecz nikt przyczyny nie zbada.

Lara jedno i drugie krył, zamykał ściśléj, —
Gminny wzrok nie wypatrzy ziarna wszystkich myśli,
Na jakie często niema głosu w żywej mowie:
Jeśli się wyrażają, to ledwie w połowie.

XVII
285 
O nim wciąż sprzeczne sądy ścierają się, dwoją:

Ci go lubią, szukają, drudzy się go boją.
Dziwne zdania o Lary tajemniczym losie
W pochwałach lub naganach krążą w ludzkim głosie:
Jego skrytość podaje treść bajania drugim,

290 
Ci śledzą, — nic nie wiedzą po śledzeniu długiem.

Czem on jest, czem był kiedyś? radzi wiedzieć przecie,
Co to za nieznajomy chodzi po ich świecie?
Wróg, nieprzyjaciel ludzi, — wszakże na tej ziemi
Czasem wesół ucztował, śmiał się z wesołemi.

295 
Lecz ten uśmiech widziany, uważany zbliska,

W wesołości miał jakiś pozór pośmiewiska.
Nie był to uśmiech, w którym świt wesela dnieje,
Co całą twarz oświeci i oczy rozśmieje.
Wszakże czasem uderzał słodyczą spojrzenia,

300 
Dając znać, że ma serce miękkie z przyrodzenia.

Lecz jeśli jaką słabość drugim okazował,
Jak niegodną swej dumy zaraz ją strofował.
Wątpliwych zdań o sobie gardząc odkupieniem,[28]
Wymykał się sam sobie, dręczył się myśleniem.

305 
I sam pokuty cierpień na swe serce wkładał,

Które niegdyś czułością z pokoju okradał;[29]
I duszę zmuszał gonić nienawiści cele,
Za to tylko, że niegdyś kochała za wiele.

XVIII

W nim samym jest na wszystko jakaś wzgarda żywa,

310 
On sam wiąże stworzenia i życia ogniwa:[30]

Cudzoziemiec w tym świecie, z nikim się nie brata,
Zbłąkany duch, strącony aż z drugiego świata,
Twór dzikich wyobrażeń, co tworzyć przywyka
Naumyślnie nieszczęścia, którym sam umyka.

315 
I napróżno, bo często płacił mimo chęci

Pół rozkoszą, pół smutkiem haracz ich pamięci.
Z większem czuciem miłości od żyjących wielu,[31]
Zacność ludzi za nadto może miał na celu;
Jego sny często prawdę za piękniejszą brały,

320 
Tak młodość oszukaną zajął wiek dojrzały.[32]

Na pogoni widziadeł lata mu schodziły,
Do lepszych skłonne celów własne trwonił siły.
Namiętne burze duszy, ogniste marzenia,
Co na młodość wywarły cały szał zniszczenia, —

325 
Wszystkie lepsze uczucia w polu walk zostawił,

A sam ich przypomnieniem dręczył się i bawił.
Lecz dumny, od skarżenia siebie będąc zdala,
Swój błąd i podział wstydu na naturę zwala;[33]
A w cielesnej powłoce, jaką śmierć nam kruszy,

330 
Widzi karm dla robaków, lub klatkę dla duszy.

Tak dobre i złe biorąc za jedno, powoli
Z dziejami przeznaczenia zmieszał dzieje woli.
Wyższy nad samolubstwo gminnego człowieka,
Swego dobra dla drugich czasem się wyrzeka.

335 
Lecz nie, że był powinien, nie przez współuczucie,

Raczej przez dziwne myśli zwichnienie, zepsucie,
Czem wciąż tajemną dumę duszy swej sposobił
Robić to, co niewielu, — coby nikt nie zrobił.
I taż skłonność, gdy w żyłach krew gorętsza wrzała,

340 
Na rozdroża występku nieraz go zbłąkała,

I stąd wyżej się wznosił, albo niżej spadał
Ludzi, z którymi wspólny dar życia posiadał.
Wszystko, co żyje, żądze w nim rozdziału budzi,[34]
Dobrem czy złem, by tylko różnił się od ludzi.

345 
Dusza, gardząc tym światem, z myślami wszystkiemi

Zamknęła się w świat własny, zdaleka od ziemi.
Wszystko zimno przechodząc, co po ziemi chodzi,[35]
W nim krew coraz to więcej ziębi się i chłodzi;
Szczęśliwszy! gdy w nim nigdy zbrodnią nie paliła,[36]

350 
Jeśli wciąż równie chłodną, równie zimną była!

Wprawdzie napozór z ludźmi chodzi ich drogami,
Robi, co drudzy robią, mówi ich słowami.
Ni szał jemu rozumu więzi w swe okowy,
Jego szaleństwo było serca, lecz nie głowy,

355 
Obłąkać się w rozmowie rzadko mu się zdarza,

Myśli bijących w oczy słowem nie wyraża.

XIX

Przy całej tajemniczej, ziębiącej postaci,
Pozornej wesołości Lara nic nie traci.

On zna sztukę, gdy nie był to dar przyrodzenia,

360 
Jak wiązać, jak narzucać na drugich wspomnienia.[37]

I ci, co jego widzą, niedarmo widzieli,
I raz widząc, już o nim wciąż-by pytać chcieli.
A ci, do których mówił, rozmową ujęci,
Wszystkie słowa rozmowy mają na pamięci.

365 
Gdy w domysłach się gubi ciekawość prostacza,

On gwałtem obejmował za duszę słuchacza:
W niej za pierwszem spotkaniem, cobądź z dwojga zyskał:
Miłość albo nienawiść, swój obraz wyciskał,
Choć krótko przyjaźń, litość lub jej wstręt podziela,

370 
On tam w najgłębsze myśli na zawsze się wciela.

Ktokolwiek jego duszę bliżej zbadać żąda,
Jak naprzekór w badacza duszę sam zagląda.
Ciągle myśli przytomny, w piersi drugich ludzi
Musowy, mimowolny wzgląd na siebie budzi;

375 
A jeśli raz uwięznął w czyję sieć myślenia,

Ten nadaremnie będzie wołał — zapomnienia!

XX

Brzmi uczta, ciągle płyną przez zamkowe bramy
Dumne krwią i bogactwem rycerze i damy.
Wkońcu gość pożądany, pan szerokiej ziemi,

380 
Lara w zamku Otona zawitał z drugiemi.

Tysiąc świateł, pochodni na zamku się pali,
Wszyscy goście wesoło ucztują po sali;
W tańcu orszak piękności zwinnym, lekkim ruchem,
Wdzięku i harmoniji wiąże się łańcuchem.

385 
Szczęśliwe młode serca i młodzieńcze dłonie,

Co się łączą, zbiegają w tanecznym przegonie!
Jest to widok, co może zgładzić troskę z twarzy, —
Patrząc, starość z uśmiechem młode lata marzy,
I młodość zapomina, że swój wiek uroni.

390 
Tak chciwie myśl wesoła za uciechą goni!
XXI

I Lara wpół wesoły wzrok na wszystko trzyma,
Każdą piękność pośledza pilnemi oczyma,
Jak ta, lekkim poskokiem w tańcu latająca,
Nawet echa nie budząc, podłogi potrąca.

395 
Wsparty o słup stojący na pośrodku sali,[38]

Ręce na pierś skrzyżował — i poglądał daléj.
Ni uważał, jak ktoś go trzymał wciąż na oku,
Że nie połknąłby Lara tak śledczego wzroku.
Wtem spostrzegł: — był to jakiś nieznajomy człowiek,

400 
Zda się, jakby szpiegował tylko jego powiek;[39]

Cudzoziemiec z postaci, stojący od ściany,[40]
Wciąż aż dotąd na Larę patrzał niewidziany.
Wkońcu z sobą wzajemne spotkali spojrzenia
Natrętnej ciekawości, niemego zdziwienia,

405 
I Lary w słup stanęła szydząca powieka,[41]

Jakby wzgardzał spojrzeniem cudzego człowieka.
Cudzoziemca od głowy aż do stóp rozmierza,
Spojrzał mu oko w oko — i wzrokiem uderza.

XXII

»To on!« — na całe gardło cudzoziemiec woła, —

410 
Głos ten w ustach słyszących rozległ się dokoła.[42]

»To on!« — »Kto on?« wtórzony głos po sali głuszy,
Dalej, bliżej, aż obił się o Lary uszy

Tak dziko, że niewielu z tłumu było w stanie[43]
Ukryć przestrach powszechny, powszechne zmieszanie.

415 
Lecz Lara niewylękły, — choć zdziwienie w oku

Zrazu błysło, wnet zmierzchło w nieruchomym wzroku;
Na tłumy obojętnie pogląda z wysoka;
Ale wciąż cudzoziemiec nie spuszcza go z oka,
I poskoczywszy bliżej, z urąganiem pytał:

420 
»To on! Co on tu robi? Skąd on tu zawitał?« —
XXIII

To za wiele, i darmo ukryć się sam stara,
Tak widnego szyderstwa nie mógł ścierpieć Lara.
Z wrokiem pewnym, choć w ruchach, w mowie zimny cały
Więcej łagodnie męski, niż gorąco śmiały,

425 
Odwrócił się i wołał: — »Groźby się nie boję,

Na imię jest mi Lara! — gdy dasz poznać twoje,
Mam gotowe żelazo, co słuszność domierzy,
Za odpowiedź dworności podobnych rycerzy.
Jam Lara! dalszych badań oszczędzaj mi, proszę;

430 
Ja pytań nie unikam, ja maski nie noszę!«

— »Ty pytań nie unikasz! — Jest jedno pytanie, —
Choć uchem stronisz, w sercu masz odpowiedź na nie.
Ty mnie zwiesz nieznajomym! Spójrz i wpatrz się we mnie,
Przynajmniej twoja pamięć dana niedaremnie,

435 
Nigdy twa chęć w połowie długu jej nie zmaże,

A zapomnienia nawet wieczność ci zakaże«.
Lara po nieznajomym pociągnął oczyma,
Lecz w tych oczach wyrazu, żadnej myśli niéma.
Nie raczył odpowiedzieć obojętnym wzrokiem,

440 
Tylko głową potrząsa, i powolnym krokiem

Poprzed tłumem przechodząc, ku drzwiom sali kroczył,
Ale wtem nieznajomy drogę mu zaskoczył.

— »Słowo! stój i odpowiedz mi zaraz, któremu[44]
Byłbyś równy, jeśli masz równą zacność jemu.

445 
Czem byłeś, jesteś? — niech cię nie gniewa ta mowa![45]

Gdy ja kłamię, — wszak łatwo zabić kłamne słowa.
Czem byłeś, jesteś? spojrzyj sam w siebie, — na nowo
Kłam drugim swe uśmiechy, lecz nie wstrząsaj głową.
Ty sam, którego czyny!...« — »Czem ja jestem, byłem?...

450 
Twe słowa, groźby twoje za długo znosiłem.

Nie słucham dłużej! — drudzy, których nowość pieści,
Mogą dosłuchać końca cudownej powieści,
Jaką im bezwątpienia język twój dopowie,
A którąś dla mnie zaczął w tak zalotnej mowie.

455 
Niechaj Oton ucztuje gościa tak grzecznego,

Cześć moja Otonowi, a wzgarda dla niego!«
I wtem Oton im przerwał, omawiając zdala:
»Cokolwiekbądź was obu do gniewu zapala,
Nie czas, miejsce po temu, by ucztę spokojną

460 
I wesołość jej mieszać gadatliwą wojną.

Jeśli baron Ezzelin ciskane potwarze
Dowieść i udowodnić chce hrabiemu Larze, —
Jutro, tu lub gdziekolwiek, rano, z wschodem słońca,
Czekam was obu, życząc waszych sporów końca.

465 
Ja sam, jak za znajomym, za ciebie się ręczę.

Chociaż i hrabia Lara swe lata młodzieńcze
Spędził w dalekich krajach, z nich jak obcy wrócił,
Lecz Lara od swych przodków krwi się nie odrzucił
I nie zechce sam przeczyć sławie swego domu,

470 
Powinności rycerskiej chybiąc aby komu«.

— »Jutro! — odrzekł Ezzelin, — dobrze, jutro razem
Będziem siebie doświadczać słowem i żelazem.
Ja w zakład życie daję, że mój miecz w potrzebie
Poświadczy słowa moje, tak jak chcę być w niebie!«

475 
Co Lara odpowiedział? Dreszcz go wzgardy ziębił,[46]

I w oderwaniu myśli duszę swą zagłębił.
Tymczasem wszyscy goście zebrani na sali
Słowami i oczyma na Larę rzucali.
On milczał, — zda się, jakby myślą i powieką

480 
Zbłąkał się w niepamięci daleko, daleko!

Ta niedbałość na wszystko, wszystkiego niechcenie,
Niestety! zdradza czegoś silne przypomnienie.

XXIV

»Jutro! — tak, jutro«. Lara tylko dwa te słowa
Wyrzekł, i na nich cała skończyła się mowa.

485 
Żadnej myśli nie wydał twarzą i źrenicą,

Ani w oczach zaiskrzył gniewu błyskawicą.
Ale w tych słowach brzmiała jakaś myśl niezłomna,
Ważenie się na wszystko i śmiałość przytomna.
Płaszcz na siebie narzucił, zlekka głową skinął,

490 
Szedł koło Ezzelina i wśród tłumu zginął.

Lecz przechodząc, z uśmiechem spotkał mars barona,
W czem była ni wesołość, ni duma gwałcona,
Co się zgina, gdy siebie długą walką zmoże,
Do pogardy wściekłości, której skryć nie może.

495 
Raczej pycha człowieka, co pewny jest w duszy

Wszystkiego, co mógł zrobić, wytrwać dla katuszy.
Maż-li to być spokojność i ta cisza cnoty?
Lub zbrodnia zestarzała z rozpacznej zgryzoty?
Niestety! często obie człowiek w dobrej wierze

500 
Ze wzroku i ze słuchu za podobne bierze.

Z czynów, i z czynów tylko szukaj prawdy klucza,[47]
Co serce nieznajome czytać nas poucza.

XXV

Lara skinął na pazia — i paź w okamgnieniu
Zbiegł, posłuszny pańskiemu słowu lub skinieniu,

505 
On z nim z krajów dalekich jedynym był gońcem,

Gdzie dusza rośnie, gore pod gorętszem słońcem.
On dla Lary porzucił rodzinne zagrody,
Cierpliwy w służbie, cichy, choć jeszcze tak młody.
Jak pan jego milczący, wiarą swą u świata

510 
Słynął nad stan swej służby i nad swoje lata.

Choć mowa kraju Lary nie obca dla ucha,
Paź w niej pańskich rozkazów mniej ochotnie słucha.[48]
Lecz wnet nogi uskrzydlał ochotniejszy cały,
Kiedy słowa rodzinne z ust Lary zabrzmiały.

515 
Dźwięk tych słów jak ojczyste góry miły w duchu,

Ich echa nieprzytomne budzi w pazia uchu.[49]
Nieraz mu przypomina dźwięk rodzinnej mowy,
Dawne przyjaciół, krewnych, rodziców rozmowy;
Dziś to wszystko! swych wszystkich związków, swojej wiary

520 
Wyrzekł się i odprzysiągł dla jednego Lary.

Paź prócz pana nikogo nie widział na ziemi, —
Co za dziw, że mu wierniej służył przed drugiemi.[50]

XXVI

Sam kształtny, smukły, — z czoła barwa płci bijąca,[51]
Przypalona promieniem ojczystego słońca;

525 
Lecz słońcem nie nadpsuta białość lica świeci,

Gdzie często niewołany rumieniec się kwieci.
Lecz nie był to rumieniec, jakim zdrowie darzy,
Gdy całą serca barwę maluje na twarzy;

To raczej skrytej troski róża chorowita,

530 
Co w chwilowej gorączce na licu wykwita.

Dziki połysk spojrzenia, wzięły gdzieś wysoko,
Wciąż elektryczną myślą oświecał mu oko.
Wszakże bijącą czarność swych powiek czasami
Łagodził i ocieniał długiemi rzęsami.

535 
Był to smutek, czy duma, którą w oko wcielił? —[52]

Raczej tęsknota, jakiej niktby nie podzielił.
Jego żadne zabawy nie wyciągną w pole,
Gry, zalecanki chłopców i paziów swawole.
Lecz czasem radby, z Lary nie zdjąwszy spojrzenia,

540 
Poić się niepamięcią w szale zachwycenia.

Gdy się z zamku wychylał, rad chodził samotny,
Zwięzły w swych odpowiedziach, pytać nie ochotny;
Jego przechadzką lasy, zabawą czytanie,
Darniowy brzeg strumienia stawał za posłanie.

545 
On, jak ten, komu służył, zdał się żyć zdaleka

Od wszystkiego, co łechce wzrok i myśl człowieka;
Żadnych darów od ziemi nie przyjąć z powicia,
Prócz jednego gorzkiego daru; — oprócz życia!

XXVII

Jeśli mógł sercem przylgnąć — to tylko do Lary,

550 
Czcią jedną i czynami dowodząc swej wiary;

Jego troska, chęć pańską lubiąca pośledzać,
Wprzód nim w słowach zabrzmiała, zwykła ją uprzedzać.
Lecz w tem, co robił, była jakaś duma mała,
Jakaś myśl, coby groźby ścierpieć nie umiała.

555 
Choć pilniej niż niewolnik wolę wykonywał,

Czynem tylko jej służył, twarzą rozkazywał.
Jeśli pańskie rozkazy wypełniał z ochotą,[53]
Łatwo zgadnąć, że Larze służył nie za złoto.

Lekką służby powinność pan na pazia wkłada,

560 
Miecz nosić, trzymać strzemię, gdy konia dosiada,

Stroić lutnię, lub z panem w chwili wolnych wczasów
Ślepić wzrok nad księgami starożytnych czasów.
Lecz sam nigdy nie licznił domowników tłumy, —
Wszakże im znać nie dawał ni wzgardy, ni dumy.

565 
Lecz dobrze wzgląd użyty, czem chciał dać dowody,[54]

Że sercem lgnąć nie umiał do służalców trzody.
Jakibądź stan, ród pazia, mógł się sercem zbliżyć,
Duszą zgiąć się do Lary, nie do nich się zniżyć!
Mógł mieć przeszłość szczęśliwszą, żyć w lepszym orszaku:

570 
Z jego rąk gminnej pracy nie pośledzisz znaku;

A tak niewieścio białe, że przy wdzięku lica
Podobieństwem płci drugiej uderza, zachwyca.
Lecz z ubioru, ze wzroku, co sam udać żąda,[55]
Więcej dziko niż oko piękności wygląda.[56]

575 
Surowość, z jaką drugim wydawać się boi,[57]

Więcej krajom gorącym, niż jemu przystoi;
Wprawdzie nigdy z ust pazia gniewami nie wrzała,
Lecz jego własna postać zgadnąć ją kazała.
Paź miał Kaled na imię, choć rozgłos wieść rzucił,

580 
Że inne imię nosił, nim swój kraj porzucił.

Bo czasami to imię, choć go zbliska słucha,
Niesłyszane, jak obce, wpadało do ucha.
Czasem nagle się zrywał, jakby mimo chęci
Dźwięku tego imienia szukał po pamięci.

585 
Przynajmniej tem imieniem wołał go głos Lary,[58]

Co mu słuch, wzrok i serce więził swemi czary.

XXVIII

Kaled rzucił oczyma wzdłuż biesiadnej sali,
Spostrzegł nagłe zmieszanie i gniewem się pali.
I gdy tłum wkoło pazia zdaleka i zbliska

590 
Gwarzył, dziwił się, ciskał żarty, pośmiewiska,[59]

Jak mógł ścierpieć spokojnie Lara dumny, hardy,
Pogróżki cudzoziemca i szyderstwo wzgardy? —
Twarz młodego Kaleda naprzemian się mieni,
To mu usta sinieją, lice się czerwieni,

595 
I na czole ściemniałem zimna rosa świta,

Kropla chorego serca, wilgoć chorowita,
Co wschodzi, gdy upada czynna pierś człowieka,
Pod myślami, od których rozwaga ucieka.
Są rzeczy, które musim lęgnąć, marzyć w głowie,

600 
I działać, nim myśl nasza przewidzi w połowie.

Lecz cobądź Kaled dumał, coś takiego było,
Co mu usta zamknęło i czoło ściemniło.
Właśnie na Ezzelina poglądał z uboczy,
Gdy mu Lara, przechodząc, rzucił śmiechem w oczy.

605 
Lecz gdy śmiech taki spostrzegł, opuścił źrenice,

Jakby poznał, rozwiązał śmiechu tajemnicę.
Pamięcią w pańskiej woli, zda się, czytał z trwogą
To, czego drudzy w Larze wyczytać nie mogą.
Skoczył naprzód, — paź z panem ucztę pożegnali,

610 
I wszystkich jak samotnych rzucili na sali.

Każdy wraził wzrok w Larę z czujnością niemałą;
Wszystko tak swe uczucia z tą sceną zmieszało,
Że gdy cień jego długi przemykał wzdłuż sieni,[60]
W świetle lampy ze stropu bijących promieni, —

615 
Ich pulsa żywiej biły, w gorączce zdziwienia

Za prawdę brali widmo czarnego marzenia.

W każdej trwodze rojonej jest bojaźń prawdziwa,
Bo zwykle, co najgorsze, bliższe prawdy bywa!
Wszyscy goście odeszli, Ezzelin z natłoku

620 
Jeden tylko pozostał, z zamyśleniem w oku.

Poco dłużej miał bawić, gdy uczta skończona?
Wkońcu ręki ściśnieniem pożegnał Otona.[61]

XXIX

Wszystkich noc nadchodząca do spoczynku skłania,
Każdy się rad wykrada na senne posłania,

625 
Gdzie wesołość gwarzącą ciche więzi łoże,

Gdzie smutek wzdycha do snu — i zasnąć nie może,
A człowiek dniem zmęczony, rad ze snu przybycia,
Cofa się w to rozkoszne zapomnienie życia.
Tam drzemią gorączkowe nadzieje miłości,

630 
Nienawiść, wola dumy, wybiegi chytrości;

Nad oczyma ich wieje skrzydło niepamięci,
I byt kona pod godłem grobowej pieczęci.
Dla snu łoża któż nada jakie lepsze imię?
Mogiła, cmentarz nocy, gdzie świat cały drzémie.

635 
Słabość, siła, występek i zbrodnia leniwie

W puch tonie i w niemocy nagiej śpi szczęśliwie.
Tak ludzie snu oddechem na chwilę weseli,
By walczyć z trwogą śmierci, budzą się z pościeli.
Choć każdy dzień im nowe oświeca cierpienia,[62]

640 
Stronią od snu, że może być snem bez marzenia.





PIEŚŃ DRUGA
I

Noc pierzcha, mgły poranne, wkoło gór wiejące,
Topią się w dziennym blasku, i świat budzi słońce.
Ciągle jutrem powiększa swoję przeszłość człowiek,
Choć już ostatni świeci dzień dla jego powiek.

645 
Lecz natura wciąż młoda, jak wyszła z powicia,

Na niebie i na ziemi tyle światła, życia!
Kwiaty na błoniach, ciepło w słonecznym promieniu,
Wiatr w powietrzu i napój rzeźwiący w strumieniu.
Człowieku! wpatrz w jej wdzięki swoich oczu dwoje

650 
I wykrzyknij z radości: »Oto wszystko moje!«

Póki możesz, poglądaj żywemi oczyma;
Jutro przyjdzie, lecz może tobie jutra niéa.
I sam naucz się płakać na swoim pogrzebie,[63]
Jednej łzy nie zasłużysz u ziemi i w niebie,

655 
Wiatr w dzień zgonu nie westchnie za wszystkich, za ciebie,

Nie więcej chmur się zbierze, silniejsza ulewa,
Nie więcej jak zwyczajnie, spadnie liści z drzewa.
Dla jednych gadów ucztę twoje sprawią zwłoki,
Nim je ziemia rozrobi w swoje żyzne soki.

II
660 
Już ranek — już południe, — na zamkowej sali

Zwołani przez Otona rycerze czekali.
Właśnie w zamku godzinę wybiły zegary,
Która miała rozstrzygnąć śmierć lub życie Lary,

W niej Ezzelin miał zeznać, co mógł o nim wiedzieć,

665 
I jakabądź jest powieść, musi ją powiedzieć.

Swoję wiarę dał w zakład, i Lara przyrzeka
Spotkać go tutaj w oczach nieba i człowieka.
Gdzież on jest? kto miał drugim prawd powiedzieć tyle, —[64]
Nie zniosą, by miał zwłoką spóźnić aby chwilę.

III
670 
Już godzina wybiła, i Lara przybywa;

Postać jego spokojna i zimno cierpliwa.
Gdzie Ezzelin? czy taka jego słowność była?
Szmer powstał, i Otona twarz się zasępiła.
— »Ja znam mojego druha! wiarę ma na względzie,

675 
I jeśli jest na ziemi, wkrótce tu przybędzie.

Jego dachy błyszczące na dolinie stoją
Pomiędzy włością Lary a dzielnicą moją.
Gość taki zawsze zaszczyt robił w moim domu,
I mnie baron Ezzelin nie przyczyni sromu,[65]

680 
Będę ręczył za druha, póki tylko żyję,

Lub mu rycerską plamę sam krwią własną zmyję«.
Wtem Lara głos mu przerwał: — »Rano, z wschodem słońca,[66]
Jak kazałeś, przychodzę dosłuchać do końca
Powieści cudzoziemca, jaką wczora prawił,

685 
Choć już dość jego język serce mi zakrwawił.

Widać zmysły niezdrowe w słowach go uwiodły,
Lub, co gorsza, wróg z niego nieszlachetny, podły.
Ja go nie znam... on może znał mię w krajach... kędy...
Lecz poco nam te słowa jałowej gawędy;

690 
Jak widzę, język słabo zakład ubezpiecza;

Dowiedź mi jego wartość ostrzem swego miecza«.
Dumny Oton na ziemię rękawiczkę cisnął,
Sczerwienił się — i nagim mieczem z pochwy błysnął.
»Rad cię chwytam za słowo ostatnie, albowiem

695 
W nieobecności gościa ja ci sam odpowiem«.

Niezmieniony na twarzy, choć gniew był w ich obu,
Choć niemniej bliski swego, jak drugiego grobu, —
Z ręką, którą pokazał od szabli ujęcia,
Że równie do odbicia wprawna, jak do cięcia, —

700 
Z okiem chociaż spokojnem, lecz co w krwi podoba,

Lara pociągnął miecza, — i zwarli się oba.
Nadarmo ich ściskają i wołają w tłumie,
Nikt wściekłości Otona oprzeć się nie umie;
Jeszcze sam, jak na wzgardę, te słowa powiada:

705 
»Tego miecz u mnie lepszy, kto nim lepiej włada!«
IV

Niedługa była walka — próżny, ślepy, wściekły
Oton, w pierś szablą cięty, upadł krwią ociekły.[67]
Lara, zręcznem podejściem podciąwszy mu nogę,
Zranionego Otona rzucił na podłogę:

710 
»Proś o życie!« — Ten milczał, i padłszy na nogi,

Już odtąd ze skrwawionej nie powstał podłogi.
Lara pali się w gniewie i twarz jego cała
W swojej szatańskiej barwie na węgiel sczerniała.
I wścieklej blaskiem miecza okrążył go wkoło,

715 
Niż wtedy, gdy jak śmiałek wręcz mu stawił czoło.

Całej sztuki szermierstwa doświadcza niezwłocznie,
Kryty wstręt jego serca budzi się widocznie.
A tak zapamiętale z wroga się urąga,[68]
Że gdy go tłum zbliżony za ramię odciąga,

720 
Z szału ostrze spragnione ku tym mierzy, celi,

Co przez litość odciągnąć, oderwać go chcieli.
Po chwili ich zamiaru niechętny się ima,
Lecz na niego wciąż patrzy takiemi oczyma,
Jakby walka bez skutku jakiś wstręt w nim sprawia,

725 
Co wroga po zwycięstwie przy życiu zostawia,

Jakby w ranę śledzącą zaglądał powieką,
Jak ofiarę do grobu zbliżyła daleko?

V

Rzeźwią, niosą Otona — i lekarz zamkowy
Zakazuje mu wszelkich pytań i rozmowy.

730 
Ciekawy tłum się zbiera do przyległej sali.

Lara, tłumem gardzący, szedł za nimi w dali;
Po walce ze zwycięską palmą zapaśnika[69]
W dumnem milczeniu zwolna ku drzwiom się pomyka.
Dosiadł konia i drogą jak strzała puszczona

735 
Leciał — i ani spojrzał na zamek Otona.
VI

Lecz gdzie był ów meteor nocy, który sennym
Oczom przegraża, aby zniknął z blaskiem dziennym?
Gdzie Ezzelin? Czy przyszedł, poszedł — i nie wrócił,
Aby sam żadnych śladów za sobą nie rzucił?

740 
Ezzelin — jeszcze ciemno, gdy dzień w zmroku świta, —

Rzucił zamek Otona, — droga prosta, bita,
Nie mógł zbłądzić, a przytem bliskie miał mieszkanie;
Przecie zbłądził; — i ledwo dniało na świtanie,

Zaczęto śledzić, — goniec za nim w trop wysłany,

745 
Nic nie wie, prócz, że zginął gdzieś ich pan szukany.

Zamek pusty, nieczynny stoi koń przy żłobie,
Giermki płaczą po panu i chodzą w żałobie.
Ci rozbiegli się szukać po drodze, za drogą,
Krwawych znaków morderstwa — i znaleźć nie mogą.

750 
Ani kropla krwi świeci przez ciernię i wrzosy,

Płaszcz pański poszarpany, ni wyrwane włosy.
Wciąż po błoniach powiewa niezdeptana trawa,
Ani śladu, czy była jaka walka krwawa.
Ni palce czyjej ręki, gdy krew tryska z żyły,

755 
W mękach zgonu murawę zgniotły lub splamiły,

Gdy ręka nawpół trupia, słaba do obrony,
Cały gniew swój wywiera na trawnik zielony.
Takie znaki być muszą, kto gdzie krew przeleje, —
Lecz tych niema; zostały wątpliwe nadzieje,

760 
I dziwne podejrzenia poszepty i gwary

Między tłumem czerniły codzień sławę Lary.
Gdy Lara się pokaże, wnet zawiść oniemi, —
Ci życzą, pragną, aby dłużej nie był z niemi,
By z nałogu znów szerzyć czerniące go zdanie

765 
I czarniejszym kolorem barwić domniemanie.
VII

Dni lecą, i Otona zgoiły się rany,
Ale nie jego duma; zawiścią wstrząsany
Był pan możny, bogaty, zawziętszy niż Lara,
Przyjaciel tych, kto temu wręcz szkodzić się stara;

770 
I w imię prawa kraju sam wołać poczyna:

»Niech Lara zda na gardło sprawę z Ezzelina!
Któż, jeżeli nie Lara, trwogi mu użycza,[70]
Że tak stroni od jego i drugich oblicza?
Samby Cierpiał, więc winien, że Ezzelin zginął,

775 
Gdyby nań swoje skargi szeroko rozwinął.

Zwykle rozgłos powszechny niewiadomość szerzy,
Ciekawość gminu rada tajemnicom wierzy.
Widoczna obojętność, zimny wstręt do ludzi,
Co stroni spoufaleń, miłości nie budzi;

780 
Duma pomiatająca i zręczność nielada,

Z jaką ostrem żelazem po szermiersku włada.
Gdzie swe ramię przyuczył do bitwy rzemiosła,
Gdzie i kędy ta duma w sercu mu urosła?
Bo nie była to wściekłość przypadkowa, cudza,[71]

785 
Jaką słowo zapala i słowo przystudza,

Lecz właściwa, głęboko wyrobiona w duszy,
Co gdy raz w co uwięźnie, samę litość zgłuszy.
Podobnie długa władza i szczęście zbyt głośne
Zestrzela się w to wszystko, co jest bezlitośne.

790 
Te więc, budząc nagany raczej, jak pochwały,

Z czasem na Larę wielką burzę zgromadzały.
Lara musi dać gardło, tak się chmury zwarły,
Temu, co go wciąż ściga, żywy lub umarły.[72]

VIII

W kraju wszyscy wasale zniechęceni żyli,

795 
I przeklinali władzę, której czołem bili.

Ziemia długo jęczała pod rózgą niewoli,
Gdzie w imię prawa rządził humor pańskiej woli.
Częsty w domu niepokój i wojna za domem
Serce do krwi i zbrodni robiły łakomem.

800 
Ludzie tylko czekają hasła albo słowa,

I wnet mordem, zniszczeniem wre wojna domowa.
Ta nie zna kto nijaki: cały kraj rozdziela
Pomiędzy dwa nazwiska: — wroga, przyjaciela.
Zamknięty w lennym zamku, każdy sam był panem,

805 
Czynem, słowem poddany, z sercem niepoddanem.[73]

Tak Lara odziedziczył swoje właści nowe,
Z niemi ręce leniwe i serca tchórzowe.
Lara, długo za krajem będąc, to miał w zysku,
Iż był wolny od plamy ciemięstwa, ucisku.

810 
W jego rządach łagodnych wasale powoli

Jęli odwykać jarzmu ciężącej niewoli.
Jedna służba domowa w dawnej trwodze trwała,
Chociaż więcej o niego niż o siebie drżała.
Dziś nad nim się litują, chociaż z pierwszej chwili,

815 
Złe sądy tworząc o nim, na gorsze wróżyli;

I niemy humor pana, każdą noc niespaną,
Zwyczajnie za chorobę samotności brano.
A choć w pańskiem mieszkaniu żyła cichość samą,
Ponurość, — lecz wesoła jego zamku brama:

820 
Od niej nędzarz nie odszedł nigdy bez ofiary,

Dla nędzy litość przecie znała dusza Lary.
Zimny z równym, na dumnych patrzący z wysoka, —[74]
Wieśniak obojętnego nie uchodził oka:
Mało mówił, lecz skoro wszedł pod dach zamkowy,

825 
Często znalazł przytułek, a nigdy obmowy.

I co dzień, co godzina, do zmroku od rana
Jakiś nowy przybyłec licznił orszak pana.
Od straty Ezzelina częściej, jak się zdarza,
Lara grał gościnniejszą grzeczność gospodarza.

830 
Może Oton w nim budził wciąż bojaźni nowe

Zasadzki zgotowanej na zbrodniczą głowę.
Cobądź myślił, ze swojej gościnności plonów
Większy wzgląd zyskał ludu, niż swych współbaronów.[75]
Wasal, grozą barona z swych siedzib wygnany,

835 
Przyszedł, wołał przytułku, — i wnet mu był dany.

Żaden wieśniak nie płakał zagrabionej trzody,
A niewolnik zaledwo tęsknił do swobody;
Stara chciwość bezpiecznie swe skarby zbierała,
Przy nim wzgarda z ubóstwa urągać nie śmiała.

840 
Obiecanej nagrody nie zmylił nikomu,

Gość na zamku rad gościł, jak w swym własnym domu.
Nienawiści gdy niemoc tępiła sztylety,
W pomoc zemsty spóźnionej ciężkie niósł odwety.
Miłość, wciąż pomiataną przez nierówne śluby,

845 
Cieszył, i w jej objęcia wracał przedmiot luby!

Wszystko gotowe, — Lara tylko chwili czeka,
W której ma zdjąć lenniczą niewolę z człowieka.
Przyszła chwila — i Oton, co mu groził, fukał,[76]
Stronił od zemsty, której wprzódy sam tak szukał.

850 
Tłocząc się tysiącami lud na zamku gwarzy, —

Między tłumem jest wielu odważnych zbrodniarzy;
Radzi jarzmo baronów że zrzucili ze siebie,
Z wzgardą chodzą po ziemi, z nadziejami w niebie.
Lara wolność ogłasza, nastręcza sposoby,

855 
Już nie kraj dla tyranów, lecz jak kopać groby![77]

Taki krzyk, takie hasło, brzmiąc na wojnę krwawą,
Musi szerzyć nieprawość, a hamować prawo,
Wiara, wolność i zemsta — co chcesz? dosyć słowa,
A ludzkość wzajem siebie zabijać gotowa!

860 
Jedno zdanie stronnictwa wtórzone w zapale

Da tron zbrodni, nakarmi gady i szakale.

IX

Tak wasal swym baronem pomiatał po kraju,[78]
Rządzącego następcy słuchał ze zwyczaju;
W stronnictwach do obłowu szukając sposobu,

865 
Niewolnik gardził jednym, nienawidził obu.

Czekają tylko wodza z imienia, ze sławy;
Znaleźli, — wódz się wiąże sercem do ich sprawy.
Przypadkowo zmuszony we własnej obronie
Walczyć i znowu z ludźmi wspólne krwawić dłonie;

870 
Dziwnym losem od wszystkich odcięty tej chwili,

Co mu po krwi i sercu wrogami nie byli, —
Od tej nocy przeklętej dla siebie sam Lara
Z najgorszem, choć nie jeden, wręcz spotkać się stara.
Choć gorąco poczynał, sam go rozum skłania[79]

875 
W czynach zdala snowanych unikać badania.

Nim sam ze swoją własną sprawą wszystkich zmieszał,[80]
Gdy upadał, przynajmniej swój upad zawieszał.
Troska, co długo w myśli więziona czuwała,
Burza, co sama siebie strawiła i spala, —

880 
Budziła się, a ciągnąc na wypadków pole,

Zda się gwałtem zbliżała jego czarną dolę.
Znowu Larę po świecie tenże sam los żenie,
Znów ten sam, — tylko mała zaszła zmiana w scenie.
On mało dba o życie, mniej jeszcze o sławę,

885 
Niemniej ważyć się zdolny na rozpaczną sprawę,

Stworzony, by na siebie klątwę drugich ściągał,
By ktobądź z nim los dzielił, nieszczęściu urągał.
Co mu z wolności tłumu, — cel, nagroda jaka?
On, by tylko zgiąć pana, podźwigał żebraka.

890 
Myślał, że w swej zagrodzie spędzi dni spokojne,[81]

Lecz mu tam los i człowiek wypowiedział wojnę.
Nawykły łowom, nie mógł siebie trudem słabić,[82]
Kto chce zdobycz ułowić, wprzód go musi zabić.
Surowy, a nie dumny, milczący z powicia,

895 
Aż dotąd był spokojnym widzem sceny życia.

Lecz znów pchnięty do szranków, stanął w walce nowej
Jak wódz nieporównany do wojny domowej.
Głosem, twarzą, postacią, gdy wzrokiem uderza,
Oczyma zdradza dzikość i męstwo szermierza.

X
900 
Co dadzą walk tak często powtarzane dzieje,

Każdej bitwy i wojny tak zmienne koleje?
Uczta sępów, krwi przelew, szczęk i dźwięk oręża, —
Ten słaby, że przegrywa, dumny, że zwycięża;
Wciąż dymiące ruiny, w gruz runące mury...

905 
I ta była jak wszystkie podobnej natury,

Prócz, że biorąc szał siły za rycerską cnotę,[83]
Z piersi swojej wygnali litość — i zgryzotę.
Nikt nie błagał, bo litość już nie miała ucha,
Na trupie zabitego jeniec zionął ducha,

910 
I dla obu zwycięzcy równie wściekli byli;

I ci, co się za wolność lub za władzę bili,
Rozmyślali, że było im zabitych mało,
Gdy jeszcze do zabicia więcej pozostało.

Daremnie ktoby szałom wojny się opierał, —

915 
Mord i głód naprzemiany cały kraj pożerał:

Palą ognie — i pożar szerzyć się zaczyna,
Nad swym czynem codziennym śmieje się ruina.

XI

Zrazu wszystkich do bitwy świeży popęd żenie,
Szło za tłumami Lary pierwsze powodzenie.

920 
Lecz wygrana sprawiła ich zagubę całą:

Rozpasane żołnierstwo wodza nie słuchało.
Bez szyku nacierają na wroga bezładnie,
Myśląc: przy tym wygrana, kto pierwszy napadnie.
Łakomstwo krwi, łupieży, nieporządek szyków,

925 
Nadawały żołnierstwu postać rozbójników.

Darmo, co wódz powinien robić, robi Lara,
Darmo wściekłość walczących zawściągnąć się stara.
Głos wodza nie przystudzi w nich do krwi pragnienia,
Ta ręka, co zapala, nie zgasi płomienia.

930 
Przezorny nieprzyjaciel, szkodząc niepomału,

Otwiera obłąkanym ślepe oczy szału.
Zmyślony odwód, nocne wycieczki na stronę,
Zasadzki, trud codzienny i bitwy spóźnione,
Brak zapasów, stąd częsty głód i niewygody,

935 
Obozy bez namiotów, nieba niepogody,

Wał twierdzy, co związkowym urąga z kolei,
I drażniona cierpliwość zwodzonych nadziei, —
O tem oni nie myślą: kiedy wróg uderza,
Oni walczą z odwagą starego żołnierza;

940 
Lecz wolą śmierć obecną, całą wściekłość boju,

Niż powolnie się męczyć od trudów i znoju.
Głód dokucza, skwar pali gorącego lata,
W szeregach tysiącami gorączka wymiata.
Zrazu tryumf niewczesny nowe budzi wstręty;

945 
Jeden Lara klęskami zda się być niezgięty,

Alę niewielu idzie w swego wodza ślady,
Tysiące podrobniały na szczupłe gromady.

Mężni, chociaż nieliczni, najlepsi zostali;
Sami gardząc porządkiem, teraz go płakali.[84]

950 
Jeden środek pozostał: — granica dość bliska,

Umknąć nieprzyjaciela, który ich naciska.
I muszą wstyd i rozpacz ponieść w kraj sąsiedni,
Pomiatane włóczęgi, lub wygnańce biedni,
Smutnie żegnać, porzucać swe ojczyste pola!

955 
Lecz ginąć lub się poddać — to smutniejsza dola!
XII

Uradzili, — już idą; zakrytych mrokami
Noc prowadzi i z góry przyświeca gwiazdami.
Już widzą, jak ich promień zimny i daleki
Śpi spokojnie na falach pogranicznej rzeki.

960 
Już widzą... Co tam świeci? czy porzeczne brzegi?

Nie, — to wrogów nad rzeką czernią się szeregi.
Odwrót albo ucieczka! z poza drzew szumiących
Świeci sztandar Otona i włócznie goniących.
Czy to płoną na wzgórzach pasterskie ogniska?

965 
Niestety! ognia łuna za dziko im błyska.

Widzą — i wszystkich zrazu owiał przestrach trupi,
Może mniej krwi bogatszy choć raz łup okupi.

XIII

Wstrzymali się, — znużona wytchnęła gromada:
Czy mają naprzód pomknąć, czy im stać wypada?

970 
To mniejsza; — gdy uderzą na nieprzyjaciela,

Co im broniąc przechodu od rzeki przedziela,
Jakich niewielu, mimo wspólną obietnicę,
Może złamie szeregi i przejdzie granicę.
»Natarcie będzie nasze! — ich napadu czekać,

975 
Jedno co po tchórzowsku mężną śmierć odwlekać«.

Każdy koń okiełzany, każdy miecz dobyty.
Na łękach siodeł błyszczą tarcze i dziryty.[85]

W tych kilku słowach Lary, brzmiących w nocnej ciszy,
Niejeden może tylko głos śmierci posłyszy?

XIV
980 
Miecz ma w ręku, — twarz Lary jakiś smutek znaczy,

Lecz zanadto spokojna na wyraz rozpaczy.
Ziębiąca obojętność wciąż mu duszę chłodzi,
Jakiej mężni nie mają, gdy krew lać przychodzi.
Pogląda na Kaleda, w jego oczach bada[86]

985 
Jakiejś troski; twarz pazia zasępiona, blada;

Może nocą przyćmiony sam promień księżyca
Rzucał bladość niezwykłą na Kaleda lica?
Bladość strasznej białości, jak kość od cmentarza,
Co wiarę jego serca, lecz nie strach wyraża.

990 
Lara spostrzegł — i ręki pazia dotknął dłonią,

Lecz mu ręka nie drżała, oczy łez nie ronią,[87]
Usta były milczące, serce ledwo biło,
Lecz: »My się nie rozdzielim« spojrzenie mówiło.
»Lud wyginie, związkowi odbiegną w potrzebie,

995 
Życie moje pożegnam, — ale nigdy ciebie«.

Wtem cwałem się kopnęli — śmiało, naprzód, daléj!
Uderzają w kolumnę, — szeregi złamali.
Każdy koń dobrze słuchał kolącej ostrogi,
Skrzyżowały się miecze — i był pobój srogi!

1000 
Mniej liczni, lecz mężniejsi, wśród kolumny skaczą,

Rąbią się, pomagając odwadze rozpaczą.
I krew była w strumieniu z falami zmieszana,
I strumień, wciąż czerwony, płonął aż do rana.

XV

Sam na czele walczących, całą bitwą włada;

1005 
Gdzie więcej wróg naciska lub przyjaciel pada,

Grzmi głos Lary; wciąż miecza błyskawicą wieje,
I choć sam bez nadziei, obudzał nadzieję.
Nikt nie pierzcha, bo wiedzą, że pierzchać daremnie;
Chwiejącego się śmielszy zachęca wzajemnie;

1010 
Tam, gdzie ogień najgęstszy nieprzyjaciel trzyma,[88]

Rzucają się i walczą, pod wodza oczyma.
Wódz, tłumem okolony, sam jeden się ściera,
To lamie ich szeregi, rozproszone zbiera,
Nie szczędzi siebie — wszędzie strach lub śmierć roznosi.

1015 
Właśnie był czas, — do cięcia rękę w górę wznosi,

I ciął, — wtem na szyszaku kita się zachwiała,
Pocisk celu nie chybił, w bok uwięzła strzała.
Ten gest odkrył na ranę miejsce mniej bezpieczne,
A śmierć z szyi strąciła ramię tak waleczne![89]

1020 
Jeszcze słowo tryumfu na ustach mu kona...

Ręka dzielna, a teraz tak martwo zwieszona!
Przypadkiem zatrzymany miecz po pochwie dzwoni,[90]
Cugle słabo ujęte wyciekły mu z dłoni.
Wtem Kaled miecz i cugle pochwycił do ręku;

1025 
Wpół omdlały, na siodła pochylony łęku,

Lara ani spostrzegał, że paź, cały w znoju,
Uprowadza go pilnie z krwawego poboju.
Goniących za nim straszy, odbija, naciera,[91]
I śmierć niesie w obronie tego, co umiera.

XVI
1030 
Nad rannym i zabitym świeci gwiazda dniowa:

Tu pancerz porąbany, tam bez hełmu głowa;
Tu koń bez jeźdźca pada, pod nim ziemia jękła,
Odetchnął tchem ostatnim — i popręga pękła.
Tuż przy nim ostatkami jeszcze życia drgała

1035 
Noga, która go bodła, ręka, co kiełznała.

Drudzy, z gorączką w ustach, leżą przy strumieniu,
Co szmerem konających urąga pragnieniu;
To pragnienie pierś pali, gorączkę rozszerza
Tym, co śmiercią gwałtowną konają żołnierza,

1040 
I zmusza nadaremnie szukać dla ochłody

Ust spalonych — ostatniej, jednej kropli wody.
Wciąż konwulsyjnem drganiem, odrętwieli prawie,
Swoje członki skościałe wleką po murawie.
Ostatki życia trwoniąc mocowaniem siły,

1045 
Już dopadli strumienia, — usta się schyliły,

Czują świeżość nadwodną, chłód rzeźwiący zdroju,
Czekają! — widać, że już nie pragną napoju.
Pragnienie niezgaszone... skądże ta odmiana?
Ach, była to męczarnia — lecz już zapomniana!

XVII
1050 
Pod lipą, na trawniku ponadbrzeżnym rzeki,

Leży rycerz, od sceny poboju daleki,
Leży Lara i śmierci wygląda godziny.
Niegdyś jego towarzysz, a dziś stróż jedyny,
Kaled klęczy przy panu i ze łzami w oku

1055 
Pogląda, jak krew tryska z rany jego boku.

Radby ją zatamować szarfy swej ściśnieniem,
Co z każdem drganiem lała czarniejszym strumieniem,
A gdy słabszym oddechem pierś robić zaczęła,
Powolniej, lecz wielkiemi kroplami płynęła.

1060 
Sam ledwo mówić może, lada jedno słowo

Dech więzi, boleść rany powiększa na nowo.

Ściska dłoń, coby chciała umniejszyć mu męki,
I paziowi ponuro wyśmiechnął swe dzięki.[92]
Paź nic sercem nie czuje, nie widzi oczyma,

1065 
Prócz czoła, które pilnie na kolanach trzyma,

Prócz oczu, co choć zaszły mrokami ciężkiemi,
Jeszcze świecą mu światłem jedynem na ziemi.

XVIII

Nieprzyjaciel nadbiega goniący od rana:
Póki Lary nie schwycą, niczem ich wygrana.

1070 
Nadaremnie z rąk pazia oderwać go żąda,

Lara na nich ze wzgardą spokojną pogląda,
Co na surowość swojej doli nie narzeka,
Wprost z żywej nienawiści do śmierci ucieka.[93]
Oton z konia zeskoczył, pogląda na wroga,

1075 
Co w krwi jego się broczył, — i pyta, przez Boga,

Jak się ma rana? Lara nic nie odpowiada,
Jak na twarz nieznajomą zimne oko pada.
Przemówił do Kaleda — przerywać nie śmieją,
Wyraźnie słyszą słowa, słów nie rozumieją.

1080 
Jego głos konający brzmi w tej drugiej mowie,

Do której dziwną pamięć wiązał w swej rozmowie.[94]
Rozmawiają — lecz o czem? tylko Kaled umiał
Zgadnąć — i słów znaczenie sam jeden rozumiał.
Kaled mu odpowiada, Lara ciągnie daléj,

1085 
A wszyscy wkoło z niemem zdziwieniem patrzali.

Oni zdają się, swoją przeszłością zajęci,
W połowie teraźniejszość gubić w niepamięci,
Między siebie podzielać jakiś los oddzielny,
Za któryby nie przejrzał żaden wzrok śmiertelny.

XIX
1090 
Rozmowa była długa, cicha; z tonu mowy,

Kto słyszał, mógłby sądzić ważność ich rozmowy.
Lecz wierzyłbyś z oddechu, z mdlejącego tonu,
Że Kaled, a nie Lara, więcej bliski zgonu.
Tak smutny, przerywany, drżący był głos cały,

1095 
Że blade usta słowa zaledwo jąkały.

Głos Lary czysty słuchacz rozpoznać był w stanie,
Nim pierś zaczęła dziko chrypać na skonanie,
Lecz z twarzy mało zbadasz, tak wciąż obojętna,
Taka nieżałująca i tak beznamiętna!

1100 
Prócz, gdy czasem przedśmiertny jego ból obejmie,

Uśmiechał się, na pazia spoglądał uprzejmie;
Gdy Kaled odpowiada, gestem mu dziękuje,
Podnosi rękę w górę — i na wschód wskazuje!
Może, właśnie gdy słońce wschodziło z za góry,

1105 
Złowił okiem blask dzienny z przedporannej chmury.

Może ręką krajobraz wskazał przypomniany,
Gdzie był ten sam, podobny, prócz miejsca odmiany.
Kaled zaledwo widzi i patrzy niechcący,
Jakgdyby wstręt w nim budził ten dzień nadchodzący,

1110 
I od słońca odwrócił źrenice omdlałe,

By patrzeć w oczy Lary, gasnące, ściemniałe.
Lecz jeszcze zmysł widzenia nie zamierał w oku,
Choć lepiej gdyby umarł: — bo gdy jeden z boku
Żegnał go i rozgrzeszał świętym znakiem krzyża,

1115 
I święcony różaniec do ust mu przybliżą, —[95]

Śmiał się, i patrzał na to jak bezbożnik hardy;
Boże przebacz! jeżeli był to śmiech pogardy!
Kaled, choć nic nie mówił i łzawe źrenice
Wciąż zatapiał w zmartwiałe swego pana lice, —

1120 
Gwałtownym gestem rękę odpychał od Lary,

Jakgdyby miał go mieszać dar świętej ofiary

W ostatnich chwilach zgonu; nie wiedział widocznie,
Ze właśnie odtąd Lara drugie życie pocznie:
To życie nieśmiertelne, gdy zgon ciało skruszy,

1125 
Obiecane wierzącym w nieśmiertelność duszy.
XX

Lary oddech był ciężki, — wtem westchnął głęboko,
Martwą błoną ściemniałe zamgliło się oko.
Członki się wyprężają, twarz siniała, bladła,
Zimna głowa paziowi na kolana spadła.

1130 
Pochwycił rękę pazia i do serca ciśnie, —

Serce nie bije, stygnie; — Kaled, jak umyślnie,[96]
Choć czuje zimno, ręką w sercu życie bada,
Lecz dłoni serce biciem już nie odpowiada.
Marzący! precz uciekaj z żywemi oczyma,[97]

1135 
Pan, na którego patrzysz, skonał... już go niéma!
XXI

Wciąż nań patrzał, jakgdyby jego duch wysoki[98]
Jeszcze nie uszedł z swojej cielesnej powłoki.
Obecni z obłąkania budzą pazia z trwogą,
Lecz wpatrzonej źrenicy oderwać nie mogą.

1140 
I gdy z kolan bezwładne podnosili ciało,

Co już w jego objęciach zastygło, schłodniało, —
Pańska głowa, co widział oczyma własnemi
Stoczyła się na piasek, jak ziemia do ziemi.
Nie rzucał się, swej piersi nie zadawał ciosów,

1145 
Ani szarpał swych lśniących, swoich kruczych włosów,

Starał się stać i patrzeć — ale padł zachwiany,
Zaledwo więcej żywy, niż pan ukochany.[99]
Kochany! nigdy w piersi ludzkiej nie spoczywa
Miłość podobnie szczera, podobnie prawdziwa!

1150 
Ta chwila próbująca zarazem wykryła,

Tajemnicę, co długo wpół tajoną była:
Gdy, rzeźwiąc omdlałego, rozpięto ubrania,
Zdradzając płeć nie swoję, śnieżną pierś odsłania;
Kaled rzeźwi się, — z wstydu nie spuszcza źrenicy;

1155 
Czem dla niej teraz sława lub honor kobiécy!...
XXII

Z prochami ojców Lary nie spoczęły zwłoki,
Lecz grób ma wykopany zarówno głęboki.[100]
I śpi snem nie mniej twardym, życia współ-wędrowca,
Choć ksiądz nie żegnał, marmur nie pokrył grobowca.

1160 
I płakał go żal jednej, choć mniej głośny może,

Lecz ten przetrwał żal ciżby na barońskim dworze.
Daremnie była ciągle o przeszłość pytana,
Daremne były groźby, — milczała jak ściana.
Gdzie powód? — wszystko swoje, serce mu oddała;

1165 
Taki zimny, ponury! za co go kochała?

Ciekawy głupcze! — zamilcz, — korz się przed powodem,
Czyliż jest ludzka miłość ludzkiej woli płodem?
Dla niej mógł on być czułym! zwykli są surowi[101]
Głębszych uczuć, mniej widnych gminnemu wzrokowi;

1170 
I gdy kochają, myśli nie pojmą niczyje,

Choć ich usta mniej mówią, jak ich serce bije!...
Łańcuch był niepowszedni wzajemnej ofiary,[102]
Wiążący mózg i serce Kaleda do Lary.

Do wykrycia tych dziejów niczem jej nie zmogli,

1175 
A ci w grobie, co o niej powiedziećby mogli.
XXIII

Spuszczają go do ziemi — lecz na jego ciele,
Prócz rany świeżej widzą blizny i ran wiele!
Rany w ciało wszczepione, nie w ostatniej wojnie;
Widać, że młodość życia spędził niespokojnie.

1180 
Choć ich sława lub zbrodnia zakryta, nieznana,

Dość świadczą, że gdziekolwiek była krew przelana.
Ezzelin, coby jeden ich prawdę rozwinął,
Od tej nocy, jak poszedł, nie wrócił — i zginął.

XXIV

Tej nocy (taka powieść krążyła po gminie)

1185 
Niewolnik, przechodzący jak świt po dolinie,

Właśnie gdy księżyc pierzcha przed idącym rankiem
I twarz wybladłą kryje mglistym wschodu wiankiem, —
Niewolnik w gęste bory śpieszył, jako trzeba,
Drwa rąbać, za co dzieciom swym dostawał chleba;

1190 
I przechodząc wzdłuż rzeki (marząc zysk zdobyczy),[103]

Która ziemię Otona i Lary graniczy,[104]
Słyszy tętent: — koń, jeździec przemknął poza drzewa,
Od łęku jego siodła czarny płaszcz powiewa;
Tym płaszczem jakiś ciężar obwijał wokoło,

1195 
Głowę miał pochyloną i zakryte czoło.

Tknięty nagłym widokiem w tak niezwykłej porze,
I wróżąc, że bądź jaka w tem zbrodnia być może,
Ciekawy, co to będzie? w ślad za jeźdźcem kroczył:
Jeździec stanął nad rzeką i z konia zeskoczył;

1200 
Z siodła ciężar pochwycił i w naglonym biegu

Potoczył na brzeg rzeki — i cisnął go z brzegu.

Staje, patrzy i pilnie wciąż oczyma tropi,
Kędy jaki wir rzeki ciężar ten zatopi, —
I ciągle szedł za falą, co z nurtem płynęła,

1205 
Gniewny, że fala ciężar niedobrze ujęła.

Nagle zadrżał — i stanął; z zimowych strumieni
Zwalone wkoło stosy sterczały kamieni:
Z nich co najcięższe zbiera, a sam, co miał mocy,
Za ciężarem do wody cisnął je jak z procy.

1210 
Wtem niewolnik przypełznął popod krzak nadrzeczny,

By, niewidzialny, wszystko mógł widzieć bezpieczny,
I schwycił okiem białość płynącego ciała;
Na sukni niby jakaś gwiazda przełyskała.
Lecz nim dojrzał wyraźniej, już wir ciężar schłonął:

1215 
Legł pod ogromnym głazem i na dno utonął.[105]

Znów wzniósł się na powierzchnię, robiąc krąg daleki,
Nurt za sobą czerwienił i znikł w wirach rzeki;
Jeździec w wodę poglądał drżący i wybladły,[106]
Aż ostatnie jej kręgi znikły i przepadły.

1220 
Odwrócił się, w tej chwili poskoczył na konia;

Bodąc ostrogą, pędził przez góry i błonia.
Twarz jeźdźca maskowana, — oblicze zmarłego,
Jeśli to był umarły, umknęło od niego.
Lecz jeśli z trupiej piersi widać gwiazdę było,

1225 
To jest znak, jaki zawsze rycerstwo nosiło, —

I taki pierś barona zdobił, jak wiadomo,
Tej nocy, gdy z Otona uczty znikł kryjomo.
Jeśli tak zginął, — Panie świeć nad jego duszą!
Jego zwłoki spoczywać w oceanie muszą.

1230 
Oby litość krzepiła nadzieję niewiary,

Ezzelin taką śmiercią nie zginął z rąk Lary.

V

Kaled, — Lara, — Ezzelin, zniknęli pospołu,
Kamień, marmur nagrobny nie krył ich popiołu.
Pierwszy sam nadaremnie oderwać się stara[107]

1235 
Od miejsca, gdzie był ranny, kędy skonał Lara.

Dumną duszę domęczył smutek bezlitośny:
Jej łzy były liczone, jej płacz nigdy głośny.[108]
Jej z miejsca niktby ludzką nie odciągnął siłą,
Gdzie zaledwo wierzyła, że już go nie było!

1240 
Żywy ogień rozpaczy błyskał z jej źrenicy,

Jaki w gniewie niesilnym gra w oczach tygrzycy.[109]
Godzinami czas trawiąc na żal pogrobowy,
Z postaciami powietrza wdaje się w rozmowy,
Jakie czynny mózg tworzy w obłąkania szale,

1245 
I wzywa ich uwagi na swe czułe żale.

I pod tem samem drzewem wciążby siedzieć chciała,
Gdzie głowa Lary na jej kolanach leżała.
I jakim był, gdy konał, w pamięci go chowa,
Z nim uścisk konający, jego wzrok i słowa.

1250 
Choć swój warkocz ostrzygła, dziś go, nieszczęśliwa,

Często przez zapomnienie z za piersi dobywa;
Zwija, ciśnie do ziemi — tak w szaleństwo wpadła, —
Niby ranę tamując jakiegoś widziadła.
Pyta go i za niego sama odpowiada,

1255 
Czasem zrywa się, w drżenie konwulsyjne wpada,

I ucieczkę mu radzi skinieniem swej dłoni,
Od rojonych widziadeł, w rojonej pogoni.

To pod tą samą lipą znów siada na ziemi,
I twarz swoję zakrywa rękoma chudemi,

1260 
Lub dziwne charaktery wciąż na piasku kréśli.

Lecz długo trwać nie mogła ta gorączka myśli.
Jej zwłoki spoczywają, gdzie jej leży Lara.
Życie jej tajemnicze, — doświadczona wiara.[110]






Wypadek, wspomniany w ostatniej części pieśni drugiej tego poematu, nastręczyło mi opisanie śmierci, raczej pogrzebu Księcia Gandji.

Najwięcej interesujące i szczegółowe opowiadanie tego tajemniczego wypadku dane jest przez p. Burcharda. Powieść jest treści następującej:
»Ósmego dnia czerwca, kardynał Valenza i książę Gandji, synowie papieża, w towarzystwie swojej matki Vanozza, wieczerzali w bliskości kościoła St. Pietro ad vincula, i wiele innych osób było na tej uczcie. Po skończonej wieczerzy kardynał przypomniał bratu, że już pora wracać na zamek apostolski; wsiedli więc na swoje konie lub muły i w nielicznym orszaku jechali razem aż pod pałac kardynała Ascanio Sforza; wtem książę pożegnał kardynała, dając mu wiedzieć, że nim wróci do domu, musi odwiedzić jednego z mieszkańców miasta. Oddaliwszy przeto cały swój orszak, prócz swojego staffiero lub pieszka i jednego maskowanego, który go był nawiedził na wieczornej uczcie, a który już od miesiąca codziennie go wywoływał z apostolskiego pałacu, — książę posadził maskowanego za sobą na swojego muła, i jechali ulicą żydowską, gdzie pożegnawszy swojego pieszka, przykazał mu, ażeby stał i czekał na miejscu do umówionej godziny, na którą jeśliby nie wrócił, może udać się do pałacu. Książę z maskowanym jechali razem na jednym mule, ale gdzie? nie wiem, — dosyć, że tej nocy książę był zamordowany i wrzucony do rzeki. Służący też przez jednego ze zbirów ulicznych śmiertelnie ranny, i chociaż był sługa doświadczonej wiary, nie mógł wszakże dokładnie opowiedzieć przygody swojego pana.
»Gdy nazajutrz książę do pałacu nie wracał, słudzy zaczęli być niespokojni: jeden z nich zaraz uwiadomił papieża o wieczornej jego synów wycieczce, i że książę Gandji dotąd jeszcze do pałacu nie wrócił. Tą wieścią papież mocno się zasmucił, lecz się domniemywał, że księcia musiała zwabić jaka brukowa piękność, ażeby noc z nią przepędził, a nie chcąc od niej w dzień biały wychodzić, zwlekł swój powrót do domu do następnego wieczora. Wszakże gdy wieczór nadszedł, zawiedziony w swoich oczekiwaniach, mocniej się zasmucił i zaczął ciągnąć śledztwa z wielu osób, które w tym celu do siebie powołał. W liczbie tych był jeden człowiek nazwiskiem Georgio Schiaviani; ten na on czas wykładając cegłe z barki na brzeg rzeki, stał na zrębie pokładu i wszystko uważał, i pytany, czy nie widział, gdzie kogo przeszłej nocy wrzucono do rzeki? odpowiedziały że widział dwóch ludzi idących pieszo wzdłuż ulicy, spoglądających przed sobą i za siebie, azaliby kto za nimi nie kroczył. Lecz nie widząc nikogo, zwrócili się nazad; po chwili zjawili się jacyś dwaj drudzy i spoglądali wokoło z tąż samą niespokojnością jak pierwsi, a nie widząc nikogo, skinęli na swoich towarzyszy; wtem nadjechał człowiek na białym koniu, mając za sobą u siodła na łęku zwieszonego trupa, którego głowa i ręce po jednej, a nogi po drugiej stronie konia wisiały; dwaj idący pieszo z obu stron jeźdźca podźwigali przewieszone ciało. Tak zbliżywszy się do miejsca, gdzie zwykle wszystkie śmiecia uliczne wrzucają do rzeki, odwrócili konia z jeźdźcem tyłem do brzegu, i pochwyciwszy trupa za ręce i nogi, z całą siłą cisnęli w rzekę. Jeździec tyłem siedzący na koniu zapytał niecierpliwie, czy już trupa wrzucili do wody, któremu odpowiedzieli: Signor si (tak, panie). Wtedy spojrzał za siebie i na rzekę, a spostrzegłszy płaszcz pływający na powierzchni fali, pytał, co tam się czerni na wodzie? a ci mu odpowiedzieli: »To płaszcz nieboszczyka«, a jeden z nich cisnął nań z brzegu ogromnym kamieniem, i kamień z płaszczem na dno utonął. Dalej pytał papież Georgia, czemu zaraz o tem nie dał znać rządcy miasta? Na co Georgio odpowiedział, że temi czasy widział przeszło sto trupów podobnie wrzuconych do rzeki, a że to nie ściągało żadnej baczności policji miasta, więc i ten ostatni wypadek miał za rzecz małej wagi.
»Rybak i majtek, w tej chwili dla śledzenia wysłani na brzeg rzeki, następnego wieczora znaleźli ciało księcia z całem jego ubraniem i kilkadziesiąt dukatów w trzosie. Książę miał dziewięć ran zadanych, z których jedna była w gardle, drugie były rzucone po całem ciele. Skoro papież o tem się widomie przekonał, puszczając wodze swojemu żalowi zamknął się w swoim pokoju i gorzko płakał. Kardynał Segovia i drudzy z orszaku papieskiego przyszli pode drzwi i po długich a silnych prośbach i naleganiach wymogli na nim, że wyszedł z pokoju. Od środy aż do soboty papież nic nie jadł i nie spał. Wkońcu dając częste posłuchania wielu osobom ze swego orszaku, powoli zaczął swój żal zawściągać i rozmyślać nad niebezpieczeństwem, jakieby mogło ponieść zwątlone wiekiem zdrowie przez dalsze pobłażanie smutkowi«. (Gibbon).









  1. PIEŚŃ PIERWSZA. Do wydania pierwszego dodany był wstęp, prawdopodobnie pióra wydawcy, którego ustęp odnoszący się do Lary brzmi: »Czytelnik — jeżeli opowieść o Larze znajdzie takiego — może będzie ją uważał za dalszy ciąg Korsarza; koloryt jest podobny, a chociaż położenie bohaterów jest odmienne, opowiadania są w pewnej mierze związane. Zachowanie się jest prawie to samo — lecz inny ma wyraz. Domysłowi czytelnika pozostawiamy nazwisko autora i powodzenie lub niepowodzenie jego próby, — te ostatnie momenty jedynie mogą autora lub jego sędziów zainteresować«.
  2. w. 1. Niewolnik... — Do tego słowa dał Byron uwagę, którą Korsak opuścił: »Czytelnik zechce się dowiedzieć, że wobec hiszpańskiego imienia Lary, ale zarazem wobec faktu, że żaden szczegół miejsca czy natury nie umieszcza sceny ani bohatera poematu w oznaczonym kraju i czasie, — słowo »niewolnik« (serf), które nie może być zastosowane do niższych klas w Hiszpanji, nie będących nigdy »przywiązanemi do ziemi«, zostało tu jednak użyte na oznaczenie służby naszego fikcyjnego bohatera«.
  3. w. 20. pośledzać — zawsze w tym przekładzie w znaczeniu: śledzić, badać.
  4. po w. 28 opuszczone 2 wiersze oryg: »nie przysyłał wiadomości, nie przyjeżdżał, a tymczasem przekonanie o jego śmierci rosło, u wielu zupełnie obojętnie, u niewielu tylko z troską«.
  5. w. 37—40. W oryg: »Sto tarcz herbowych pokrywa z posępnym wdziękiem ostatnie i najdłuższe mieszkanie Larów [t.j. groby], — jedna tylko (tarcza) jest nieobecna w tym butwiejącym rzędzie, którąby tak chętnie teraz powitał w tym gotyckim tumie«.
  6. w. 46. twarz dziecinna, blada — W oryg: »w młodocianym wieku«. — Trzeba pamiętać, że Byron miał tu wyraźnie na myśli Gulnarę z poprzedniej powieści (Korsarza), która dziecinnej twarzy mieć nie mogła.
  7. w. 49—52. Sens wierszy taki: Czas pozbawionym wieści dworzanom Lary upływał powoli, — wskutek tego nieobecność ich pana wydawała się im dłuższą, niż była w rzeczywistości, — tak długą, że dzisiaj, po jego przybyciu, wydaje się im, że albo on nigdy nie wyjeżdżał, albo że jeszcze nie powrócił.
  8. w. 53. latem — wiekiem.
  9. w. 57—8. W oryg: »Skoro oddawna nie słyszano o nim ani dobrych ani złych rzeczy, imię jego mogło podtrzymywać jeszcze sławę rodu«.
  10. w. 87—90. W oryg: »bo te kraje oczy jego z pewnością nie napróżno badały i nie napróżno zbierały doświadczenie ze spotykania się z bliźnimi; lecz co tam widział, starał się nie wyjawiać, jako niegodne uwagi obcego przechodnia«
  11. w. 97. licznił — robił liczniejszemi przez swoją bytność; powiedzenie bardzo często używane przez Korsaka.
  12. w. 106. nudził — często używane przez tłumacza zamiast; nudził się.
  13. w. 130. podobał czytać — podobał sobie w czytaniu, chętnie czytał; dość niezręczne powiedzenie, też często przez Korsaka używane.
  14. w. 135 i n. W oryg: »gdzie jego przodkowie naokoło marszczyli groźnie brwi, na niezgrabnych lecz starych portretach« (portrety nie mogły »rzucać cienia« ze ściany).
  15. w. 142. W oryg: »którą jego nieświęcone (profane) dłonie zabrały z pośród trupów«.
  16. w. 147—149. W oryg: »Nie wszystko jest w porządku — twierdzili (słudzy) — ale gdzie źródło złego? Kilku z nich może wiedziało — ale za długo byłoby opowiadać; a przytem byli zanadto dyskretnie rozsądni, żeby czynić coś więcej niż zaznaczać tylko lekko swoją świadomość: gdyby chcieli, toby mogli...«. (Reminiscencja z Hamleta I, 5).
  17. w. 151—152. W oryg: »Lary szklany strumień nabijają gwiazdy jak gwoździami, każda obrazem swego promienia«.

  18. w. 155—6. W oryg: »odbijając daleko i nakształt baśni z wysoka nieśmiertelne światła, co żyją na niebie«.
  19. w. 172. W oryg: »nieba mniej zachmurzone, księżyc o czystszym blasku«.
  20. w. 195—8 odnoszą się do Lary, a nie do wizerunków świętych na oknach (Korsak źle zrozumiał to miejsce). W pośród widmowych świętych z witraży, Lara też wygląda jak upiór »z nastroszonemi czarnemi lokami, z ponurem czołem, i z pływającym szeroko, potrząsanym [szybkim chodem] pióropuszem, które zdawały się być właściwościami upiora i nadawały jego wyglądowi całą tą grozę, jaką daje grób«.
  21. w. 201. W oryg: »Słyszysz! jakieś pomruki słychać w sali Lary«.
  22. w. 213. domęczyły — bardzo zmęczyły.
  23. po w. 220 opuszczone dwa wiersze: »które często za jego trzeźwych stanów widniało w jego wyrazie twarzy, a teraz zostało zaklęte w przeraźliwym spokoju bez zmiany«.
  24. w. 240 i 242. marzeniem — snem; tak samo: idealnych cierpień — cierpień nierzeczywistych, a odczuwanych jedynie w śnie.
  25. W. 250. klnie zachód słońca — niepotrzebny dodatek tłumacza.
  26. w. 258. obicia wiejące — W dawniejszych zamkach zawieszano wzdłuż ścian w pewnym odstępie makaty, gobeliny i t. d. celem uchronienia mieszkańców przed wilgotnym chłodem, zionącym od kamiennych przeważnie ścian.
  27. w. 260. W oryg: »uderzający miarowo skrzydłami nietoperz, nocny śpiew wiatru od morza«.
  28. w. 303—4. W oryg: »i zatwardzał się sam w sobie, gardząc pozbyciem się choć jednej wątpliwości z opinji drugich, napół tylko o nim dobrej«.
  29. w. 306. czułością — tkliwością dla drugich.
  30. w. 310 dodany przez tłumacza — bez żadnej podstawy w tekście oryg.
  31. w. 317—8. W oryg: »więcej miał zdolności uczucia, niż nią ziemia obdarza przeważną ilość śmiertelników«.
  32. w. 320. dojrzały — w oryg: troubled, pełen trosk — (por.
    Mickiewicz: »wiek męski — wiek klęski«).
  33. w. 328. Sens jest taki: zwala na naturę wstyd za swoje winy, t. j. odpowiedzialność.
  34. w. 343. żądzę rozdziału — chęć oddzielenia się od ludzi.
  35. w. 347—8. W oryg: »tak zimno przechodząc (do porządku) nad wszystkiem, co przechodziło (stawało się) u jego stóp, krew jego zdawała się płynąć obecnie umiarkowanym strumieniem«.
  36. w. 349—50 znaczą: szczęśliwszy byłby, gdyby krew jego nie była się nigdy paliła zbrodnią i t. d..
  37. po w. 360 opuszczone dwa wiersze oryg: »Nie była to może ani miłość, ani nienawiść — ani nic takiego, coby można dokładnie wyrazić w słowach«.
  38. w. 395. na pośrodku sali — dodatek tłumacza, niepotrzebnie wprowadzający plastyczny szczegół; szczegółów takich wogóle w Larze prawie niema.
  39. w. 400. szpiegował jego powiek — Korsak stale zamiast »oczu« używa słowa »powiek« (najczęściej do rymu z »człowiek«), nawet wtedy, gdy wyraźnie chodzi o wzrok, a nie o jego organ.
  40. w. 401. stojący od ściany — dodatek tłumacza.
  41. w. 405. w słup stanęła — oznacza tutaj najwyższe zdziwienie, osłupienie. Dzisiaj używamy tego wyrażenia na oznaczenie przestrachu, czego do Lary odnosić nie można.
  42. w. 410. w ustach słyszących — w ustach tych, którzy usłyszeli okrzyk Ezzelina i powtarzali go.
  43. w. 413—4. W oryg: »To pytanie tak się szeroko rozniosło, że mało kto zniósłby spokojnie takie powszechne zadziwienie lub to jedno spojrzenie« (Ezzelina natrętne spojrzenie).
  44. w. 443 i n. znaczy: Odpowiedz temu, dla którego byłbyś równy stanem, gdybyś miał także równą jemu zacność.
  45. ww. 445—9. Tłumacz prawdopodobnie nie zrozumiał ich gramatycznej konstrukcji, gdyż wyrażają one, że Ezzelin wobec tego, czem Lara był i jest, spogląda na niego z góry i nie uważa za równego sobie.
  46. w. 475. dreszcz go wzgardy ziębił — dodatek tłumacza, wzgl. uzupełnienie wyrażenia oryg., że »dusza skurczyła się do swego centrum«.
  47. w. 501—2. W oryg: »W czynach, jedynie w czynach, może człowiek dowiedzieć się prawd, których nauka łamie niedoświadczone serce«.
  48. w. 512. W oryg: »w języku Lary rzadko paź słyszał rozkazy«.
  49. w. 516. nieprzytomne — nieobecne w tej chwili.
  50. w. 522. W oryg: »cóż dziwnego, że rzadko opuszczał towarzystwo pana«. — Kaled nie mógł służyć innym chętniej, bo tylko Larze służył.
  51. w. 523. z czoła barwa płci bijąca — co właściwie rozumiał przez to Korsak, trudno zgadnąć; w oryg. »delikatne choć ciemnawe (opalone) czoło«.
  52. w. 535—6. W oryg: »lecz mniej w niej (t. j. czarności oczu) było smutku, niż dumy, — jeżeli zaś był żal, to żalu tego z nikimby nie podzielił«.
  53. w. 557—8. W oryg: »jakgdyby to było nietyle Lary, jak jego właśnie pragnieniem, służyć Larze, lecz nie za zapłatą«.
  54. w. 565. dobrze wzgląd użyty — odpowiednie, pełne godności zachowanie się.
  55. w. 573. co sam udać żąda — nie odpowiada oryg., gdzie jest tylko: »lecz z ubioru i z czegoś takiego we wzroku«.
  56. w. 574. piękności — kobiety.
  57. ww. 575—6. W oryg: »Hamowana zuchwała pycha, która więcej mogłaby odpowiadać jego pochodzeniu z gorących krajów, niż jego młodocianemu wiekowi«.
  58. w. 585—6. W oryg: »chyba, że przemawiał do niego znany mu głos Lary, bo wtedy ucho, oczy i serce całe było w pogotowiu«.
  59. w. 590. ciskał żarty, pośmiewiska — dodatek tłumacza, z pewnością wbrew intencji autora.
  60. w. 613—6. według oryg. sens jest przeciwny: Kiedy Lara już odszedł, wtedy wszystkim pulsa zaczęły bić żywiej, wszystkie piersi podniosły się głębokim oddechem, jakgdyby niepewne, czy to nie był zanadto przykry sen.
  61. w. 622. ściśnieniem ręki — w oryg.: »skinieniem ręki«.
  62. w. 639—40. W oryg: »I stronią — choć dzień wschodzi jeno nad obfitszem złem — od tego snu, tego najmilszego, skoro niema w nim marzeń« (od śmierci).
  63. w. 653—4. W oryg: »i niech kto chce płacze nad twemi nieczułemi marami, — ziemia i niebo nie uronią nad tobą ani jednej łzy«.
  64. w. 668—9. Składnia tych wierszy taka: Nie zniosą, by ten, który miał powiedzieć prawdę, miał przez swoją zwłokę choć na chwilę opóźnić jej objawienie.
  65. po w. 679 opuszczone w przekładzie dwa wiersze: »lecz jakieś poprzednie doświadczenie zakazało mu powstrzymać się i zmusiło go do stawienia się dzisiaj« (do przygotowania się na dzisiaj). — W poprzednim wierszu powinno być wobec tego: »nie przyczynił sromu«, gdyż to powiedzenie odnosi się do awantury wywołanej poprzedniego wieczora, a nie do stawienia się na porę dzisiejszego ranka.
  66. w. 682. Rano z wschodem słońca — dodatek tłumacza, nie na miejscu wobec poprzedniego objaśnienia, że już było południe (w. 660).
  67. w. 707 i n. W oryg: »upadł, lecz nie śmiertelnie ranny, rozciągnięty na ziemi zręcznym pociągnięciem. »Proś o życie«. — Ten nie odpowiadał, i byłby z tej czerwonej podłogi nie podniósł się, bo twarz Lary« itd.
  68. w. 718. W oryg: »a tak mało mający litości dla wroga, którego położył«.
  69. w. 732 dodatek tłumacza.
  70. w. 772—5. Zawiły i niedokładny przekład, choć sens mniej więcej ten sam.
  71. w. 784. cudza — niema odpowiednika w oryg. i wygląda jakby tylko dla rymu użyte; sensu trudno się dopatrzyć.
  72. w. 793. temu, co wciąż go ściga — tj. Ezzelinowi.
  73. w. 805 niezrozumiany przez tłumacza: »Każdy był panem w swojej twierdzy, słuchany tylko w czynach i w słowach, w duszy znienawidzony« (t.j. przez poddanych).
  74. w. 822—3. Sens: Wieśniak nie był pomijany przez jego wzrok, który był zimny dla równych, a pogardliwy dla wysoko urodzonych.
  75. po w. 833 opuszczone w przekładzie dwa wiersze: »Jeżeli to była polityka, to była to polityka dobra, gdyż lud sądził go tak, jak go widział«.
  76. w. 848—53. W oryg. »Ta chwila przyszła, gdy Oto osądził, że już bezpiecznie może dokonać zemsty, której szukał; jego wezwanie znalazło przestępcę, którego miał karać (tj. Larę), otoczonego tysiącami w natłoczonym zamku. Wydarci świeżo że swoich lenniczych kajdanów, nie dbają o ziemię [tj. o ziemską przemoc swych panów] i ufają w pomoc nieba«. — Byron a za nim naturalnie i Korsak źle używają pojęcia: »lenniczy« gdyż chodzi tu o uwolnienie chłopów, z poddaństwa, a nie o usunięcie lennego stosunku, który obowiązywał jedynie warstwy szlacheckie.
  77. w. 855. Sens: lecz nie uprawiać ziemię dla panów, ale kopać im groby w tej ziemi.
  78. w. 862—5. W oryg: »W kraju tym feudalni panowie zyskali taką władzę, że ich nieletni król właściwie nad nimi nie panował; teraz nadeszła chwila buntowniczego wzrostu stronnictw, skoro niewolnik (serf) pogardzał jednym (tj. królem) a nienawidził obu« — Ten ustęp tłumaczy możliwość wojny domowej baronów przeciw Larze bez udziału króla, jako naturalnego opiekuna sprawiedliwości.
  79. w. 874—5. W oryg: »jakaś przyczyna — jakakolwiek ona była — zmuszała go unikać cudzych badań co do czynów daleko stąd popełnionych«.
  80. w. 876—7; Sens: »Złączywszy swoją sprawę ze sprawą drugich, nawet w razie niepowodzenia oddalał chwilę swego upadku«.
  81. w. 890. w zagrodzie — w oryg.: lair, kryjówka zwierzęcia w lesie.
  82. w. 892. W oryg.: »wytropiony przez myśliwców, został zupełnie osaczony«.
  83. w. 906—7. W oryg.: »prócz tego, że wzburzone namiętności użyczyły swych sił w chwilach goryczy, która wygnała wszelki wyrzut«.
  84. w. 949. gardząc — wzgardziwszy przedtem.
  85. w. 977 dodany przez tłumacza, wprowadza »dziryty«, nieodpowiednie dla Lary, prawdopodobnie pod wpływem opowieści wschodnich Byrona.
  86. ww. 984—9 są znacznie rozszerzoną w szczegóły przeróbką oryginału, który niema tych wszystkich »bladości« itd.: »Zwrócił wzrok na Kaleda«, który wciąż był przy jego boku, zanadto wierny, by okazać jakąkolwiek trwogę; być może, że przyćmione światło księżyca rzucało na jego twarz niezwykłą barwę żałosnej bladości, której głęboki cień wyrażał jedynie prawdę, a nie lęki jego serca«.
  87. w. 991. oczy łez nie ronią — dodatek tłumacza.
  88. w. 1010. U Byrona niema wzmianki o broni palnej, tylko o strzałach z łuku. — Wstawienie obrazu »najgęstszego ognia« wypłynęło z nieuwagi tłumacza.
  89. w. 1019. śmierć z szyi strąciła — powinno być: »z barków«.
  90. w. 1022. przypadkiem — w oryg.: »instyktownie«; — szczegół dla
    Lary charakterystyczny, nieodpowiednio zmieniony przez
    Korsaka.
  91. w. 1028—9. w oryg.: »A tymczasem towarzysze jego (Lary)
    nacierają raz za razem; zanadto pomieszali się między sobą zabójcy, żeby dbać o zabitego«!
  92. w. 1063. wyśmiechnął — uśmiechem dał wyraz swej wdzięczności.
  93. w. 1073. z żywej nienawiści — z nienawiści ze strony ludzi żywych.
  94. w. 1081. Sens: z którą wiązały się jakieś dziwne wspomnienia.
  95. po w. 1115 opuszczony w przekładzie wiersz oryg.: »którego jego odlatująca dusza może potrzebowała«.
  96. w. 1131. jak umyślnie — jakby naprzekór faktom.
  97. w. 1134. Marzący! — marzycielu! (odnosi się do Kaleda).
  98. w. 1136. wysoki — wspaniały, dumny.
  99. w. 1147—9. Korsak nie mógł tu wybrnąć z trudności podwójnego znaczenia man: mężczyzna i człowiek; w oryg: »niż ten, którego on kochał! O nigdy jeszcze w piersi męskiej nie żyła tak wielka miłość«.
  100. w. 1157. W oryg. zaznaczono, że wykopano Larze grób na miejscu, gdzie skonał.
  101. w. 1168—9. Sens: surowi ludzie posiadają zwykle głębsze uczucia, które kryją przed tłumem.
  102. w. 1172. wzajemnej ofiary — jest objaśniającym dodatkiem tłumacza; w oryg. nie ma to żadnego odpowiednika. Korsak rozumie przez to prawdopodobnie wzajemną miłość, a może ma tu ma na myśli czyn Gulnary z Korsarza, którą według powszechnego mniemania (zresztą i zamiaru Byrona) był Kaled.
  103. w 1190. marząc zysk zdobyczy — dodatek tłumacza. Byron nigdy nie wprowadzał szczegółów, zbędnych dla zasadniczej treści.
  104. w. 1191. graniczy — użyte przechodnio: tworzy granicę.
  105. w. 1215. legł pod ogromnym głazem — naturalnie ciężar, płynące ciało.
  106. w. 1218. drżący i wybladły — dodatek tłumacza. — Ów wieśniak nie mógł widzieć, czy jeździec był blady, gdyż w takim razie byłby rozpoznał rysy twarzy Lary.
  107. w. 1234. sam nadaremnie i t. d. — przeciwnie niż w oryg.: »wszystkie wysiłki, aby go oderwać, były daremne«.
  108. w. 1237. liczone — tak ich było niewiele, że można je było policzyć. — To samo wyrażenie, co o bardzo chorym człowieku, że »dni jego są policzone«.
  109. w. 1241. w gniewie niesilnym — Korsak pomieszał tu dwa pojęcia: helpless: bezsilny, i whelpless: pozbawiony szczeniąt. — W oryg. to drugie powiedzenie użyte, coprawda w bardzo niegramatycznem złożeniu: whelpless ire: »wściekłość pozbawiona szczeniąt« (t.j. z powodu straty szczeniąt).
  110. w. 1263. W oryg. wiersz ten daje dokładniejsze określenie: »jej opowieść została nieopowiedziana, — jej miłość zanadto drogo dowiedziona«.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: George Gordon Byron i tłumacza: Julian Korsak.