Do wykrycia tych dziejów niczem jej nie zmogli,
Spuszczają go do ziemi — lecz na jego ciele,
Prócz rany świeżej widzą blizny i ran wiele!
Rany w ciało wszczepione, nie w ostatniej wojnie;
Widać, że młodość życia spędził niespokojnie.
Dość świadczą, że gdziekolwiek była krew przelana.
Ezzelin, coby jeden ich prawdę rozwinął,
Od tej nocy, jak poszedł, nie wrócił — i zginął.
Tej nocy (taka powieść krążyła po gminie)
Właśnie gdy księżyc pierzcha przed idącym rankiem
I twarz wybladłą kryje mglistym wschodu wiankiem, —
Niewolnik w gęste bory śpieszył, jako trzeba,
Drwa rąbać, za co dzieciom swym dostawał chleba;
Która ziemię Otona i Lary graniczy,[2]
Słyszy tętent: — koń, jeździec przemknął poza drzewa,
Od łęku jego siodła czarny płaszcz powiewa;
Tym płaszczem jakiś ciężar obwijał wokoło,
Tknięty nagłym widokiem w tak niezwykłej porze,
I wróżąc, że bądź jaka w tem zbrodnia być może,
Ciekawy, co to będzie? w ślad za jeźdźcem kroczył:
Jeździec stanął nad rzeką i z konia zeskoczył;
Potoczył na brzeg rzeki — i cisnął go z brzegu.