Staje, patrzy i pilnie wciąż oczyma tropi,
Kędy jaki wir rzeki ciężar ten zatopi, —
I ciągle szedł za falą, co z nurtem płynęła,
Nagle zadrżał — i stanął; z zimowych strumieni
Zwalone wkoło stosy sterczały kamieni:
Z nich co najcięższe zbiera, a sam, co miał mocy,
Za ciężarem do wody cisnął je jak z procy.
By, niewidzialny, wszystko mógł widzieć bezpieczny,
I schwycił okiem białość płynącego ciała;
Na sukni niby jakaś gwiazda przełyskała.
Lecz nim dojrzał wyraźniej, już wir ciężar schłonął:
Znów wzniósł się na powierzchnię, robiąc krąg daleki,
Nurt za sobą czerwienił i znikł w wirach rzeki;
Jeździec w wodę poglądał drżący i wybladły,[2]
Aż ostatnie jej kręgi znikły i przepadły.
Bodąc ostrogą, pędził przez góry i błonia.
Twarz jeźdźca maskowana, — oblicze zmarłego,
Jeśli to był umarły, umknęło od niego.
Lecz jeśli z trupiej piersi widać gwiazdę było,
I taki pierś barona zdobił, jak wiadomo,
Tej nocy, gdy z Otona uczty znikł kryjomo.
Jeśli tak zginął, — Panie świeć nad jego duszą!
Jego zwłoki spoczywać w oceanie muszą.
Ezzelin taką śmiercią nie zginął z rąk Lary.