Strona:Jerzy Byron-powieści poetyckie.pdf/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

A tak cicho, spokojnie na ziemi i w niebie,
Że nie zadrżałbyś, gdyby sam duch spotkał ciebie,

165 
Pewny, że złe podobać nie miałoby mocy

Przechadzki w takiem miejscu, ach i w takiej nocy!
Taką chwilę, noc taką, Bóg dla dobrych sprawił —
Tak Lara myślił w duchu, dłużej tam nie bawił,
I ku bramie zamkowej zwracał krok powolny;

170 
Lara na takie sceny patrzeć już niezdolny,

W nim pamięć dni minionych budzi myśl marząca,
Nieba więcej słoneczne, mniej zamglone słońca,[1]
Noce, serca piękniejsze, co kochał namiętnie,
A teraz... dziś-by Lara patrzał obojętnie,

175 
Czy nad nim burze huczą, czy huragan głuszy;

Lecz noc piękna dziś z takiej urąga się duszy.

XI

Lara powrócił w swoje samotne mieszkanie,
Za nim cień jego wielki przemknął wzdłuż po ścianie,
Na której malowane wciąż jeden za drugim

180 
Giermki, damy, barony stoją rzędem długim.

Cnota, zbrodnia, niesława przemieszana z chwałą,
To wszystko, co nam po nich z ich życia zostało,
Przytem ciemne podania, nagrobne kolumny,
Kryjące ich popioły, ich słabości trumny,

185 
I pół karty zmieszanej nagany, pochwały,

Którą w późną potomność brzmi ich żywot cały;
Gdzie historyja zwykle swoje pióro łamie,
Kłamstwo ubiera w prawdę, i jak prawda kłamie.
Lara chodził i marzył; tylko światłość blada

190 
Księżyca kratą okien na podłogę pada,

Oświecając gotyckie sklepienia i szyby,
Na których święci klęczą i modlą się niby.
Kształty ich w fantastyczne przechodzą postaci:
Żyją, lecz każdy z twarzy barwę życia traci.

  1. w. 172. W oryg: »nieba mniej zachmurzone, księżyc o czystszym blasku«.