A tak cicho, spokojnie na ziemi i w niebie,
Że nie zadrżałbyś, gdyby sam duch spotkał ciebie,
Przechadzki w takiem miejscu, ach i w takiej nocy!
Taką chwilę, noc taką, Bóg dla dobrych sprawił —
Tak Lara myślił w duchu, dłużej tam nie bawił,
I ku bramie zamkowej zwracał krok powolny;
W nim pamięć dni minionych budzi myśl marząca,
Nieba więcej słoneczne, mniej zamglone słońca,[1]
Noce, serca piękniejsze, co kochał namiętnie,
A teraz... dziś-by Lara patrzał obojętnie,
Lecz noc piękna dziś z takiej urąga się duszy.
Lara powrócił w swoje samotne mieszkanie,
Za nim cień jego wielki przemknął wzdłuż po ścianie,
Na której malowane wciąż jeden za drugim
Cnota, zbrodnia, niesława przemieszana z chwałą,
To wszystko, co nam po nich z ich życia zostało,
Przytem ciemne podania, nagrobne kolumny,
Kryjące ich popioły, ich słabości trumny,
Którą w późną potomność brzmi ich żywot cały;
Gdzie historyja zwykle swoje pióro łamie,
Kłamstwo ubiera w prawdę, i jak prawda kłamie.
Lara chodził i marzył; tylko światłość blada
Oświecając gotyckie sklepienia i szyby,
Na których święci klęczą i modlą się niby.
Kształty ich w fantastyczne przechodzą postaci:
Żyją, lecz każdy z twarzy barwę życia traci.
- ↑ w. 172. W oryg: »nieba mniej zachmurzone, księżyc o czystszym blasku«.