On zna sztukę, gdy nie był to dar przyrodzenia,
I ci, co jego widzą, niedarmo widzieli,
I raz widząc, już o nim wciąż-by pytać chcieli.
A ci, do których mówił, rozmową ujęci,
Wszystkie słowa rozmowy mają na pamięci.
On gwałtem obejmował za duszę słuchacza:
W niej za pierwszem spotkaniem, cobądź z dwojga zyskał:
Miłość albo nienawiść, swój obraz wyciskał,
Choć krótko przyjaźń, litość lub jej wstręt podziela,
Ktokolwiek jego duszę bliżej zbadać żąda,
Jak naprzekór w badacza duszę sam zagląda.
Ciągle myśli przytomny, w piersi drugich ludzi
Musowy, mimowolny wzgląd na siebie budzi;
Ten nadaremnie będzie wołał — zapomnienia!
Brzmi uczta, ciągle płyną przez zamkowe bramy
Dumne krwią i bogactwem rycerze i damy.
Wkońcu gość pożądany, pan szerokiej ziemi,
Tysiąc świateł, pochodni na zamku się pali,
Wszyscy goście wesoło ucztują po sali;
W tańcu orszak piękności zwinnym, lekkim ruchem,
Wdzięku i harmoniji wiąże się łańcuchem.
Co się łączą, zbiegają w tanecznym przegonie!
Jest to widok, co może zgładzić troskę z twarzy, —
Patrząc, starość z uśmiechem młode lata marzy,
I młodość zapomina, że swój wiek uroni.
- ↑ po w. 360 opuszczone dwa wiersze oryg: »Nie była to może ani miłość, ani nienawiść — ani nic takiego, coby można dokładnie wyrazić w słowach«.