Które niegdyś czułością z pokoju okradał;[1]
I duszę zmuszał gonić nienawiści cele,
Za to tylko, że niegdyś kochała za wiele.
W nim samym jest na wszystko jakaś wzgarda żywa,
Cudzoziemiec w tym świecie, z nikim się nie brata,
Zbłąkany duch, strącony aż z drugiego świata,
Twór dzikich wyobrażeń, co tworzyć przywyka
Naumyślnie nieszczęścia, którym sam umyka.
Pół rozkoszą, pół smutkiem haracz ich pamięci.
Z większem czuciem miłości od żyjących wielu,[3]
Zacność ludzi za nadto może miał na celu;
Jego sny często prawdę za piękniejszą brały,
Na pogoni widziadeł lata mu schodziły,
Do lepszych skłonne celów własne trwonił siły.
Namiętne burze duszy, ogniste marzenia,
Co na młodość wywarły cały szał zniszczenia, —
A sam ich przypomnieniem dręczył się i bawił.
Lecz dumny, od skarżenia siebie będąc zdala,
Swój błąd i podział wstydu na naturę zwala;[5]
A w cielesnej powłoce, jaką śmierć nam kruszy,
- ↑ w. 306. czułością — tkliwością dla drugich.
- ↑ w. 310 dodany przez tłumacza — bez żadnej podstawy w tekście oryg.
- ↑ w. 317—8. W oryg: »więcej miał zdolności uczucia, niż nią ziemia obdarza przeważną ilość śmiertelników«.
- ↑ w. 320. dojrzały — w oryg: troubled, pełen trosk — (por.
Mickiewicz: »wiek męski — wiek klęski«). - ↑ w. 328. Sens jest taki: zwala na naturę wstyd za swoje winy, t. j. odpowiedzialność.