W każdej trwodze rojonej jest bojaźń prawdziwa,
Bo zwykle, co najgorsze, bliższe prawdy bywa!
Wszyscy goście odeszli, Ezzelin z natłoku
Poco dłużej miał bawić, gdy uczta skończona?
Wkońcu ręki ściśnieniem pożegnał Otona.[1]
Wszystkich noc nadchodząca do spoczynku skłania,
Każdy się rad wykrada na senne posłania,
Gdzie smutek wzdycha do snu — i zasnąć nie może,
A człowiek dniem zmęczony, rad ze snu przybycia,
Cofa się w to rozkoszne zapomnienie życia.
Tam drzemią gorączkowe nadzieje miłości,
Nad oczyma ich wieje skrzydło niepamięci,
I byt kona pod godłem grobowej pieczęci.
Dla snu łoża któż nada jakie lepsze imię?
Mogiła, cmentarz nocy, gdzie świat cały drzémie.
W puch tonie i w niemocy nagiej śpi szczęśliwie.
Tak ludzie snu oddechem na chwilę weseli,
By walczyć z trwogą śmierci, budzą się z pościeli.
Choć każdy dzień im nowe oświeca cierpienia,[2]
- ↑ w. 622. ściśnieniem ręki — w oryg.: »skinieniem ręki«.
- ↑ w. 639—40. W oryg: »I stronią — choć dzień wschodzi jeno nad obfitszem złem — od tego snu, tego najmilszego, skoro niema w nim marzeń« (od śmierci).
wiej, wszystkie piersi podniosły się głębokim oddechem, jakgdyby niepewne, czy to nie był zanadto przykry sen.