Przejdź do zawartości

Narzeczona z Abydos (Byron, 1874)/Pieśń II

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor George Gordon Byron
Tytuł Narzeczona z Abydos
Pochodzenie Tłómaczenia
Wydawca Gebethner i Wolff
Wydanie drugie
Data wyd. 1874
Druk Czcionkami Gazety Lekarskiéj
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Antoni Edward Odyniec
Tytuł orygin. The Bride of Abydos
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


PIEŚŃ DRUGA.

I.

Wiatr hucząc wzdyma Hellespontu wody,
Jak w owéj strasznéj i pamiętnéj nocy,
Gdy urągając z fal i niepogody,
Piękny, szlachetny, odważny i młody,
Kochanek w Bogów zaufał pomocy,
I sam zwiedziony nadzieją opieki,
Nadziéje lubéj omylił na wieki! —

Lecz ach! gdy ujrzał, że z wieży jéj wierzchu,
Hasło jéj, lampa połyska się w zmierzchu:
Cóż że mógł widzieć jak niebo się chmurzy,
Że go krzyk ptastwa ostrzegał o burzy?
Że wiatry w górze, ryk wałów u dołu,
Zdały się grozić i radzić pospołu?
On, pełen uczuć i nadziei błogich,
Nie baczył znaków, ni głosów złowrogich;

Na światło tylko kochanki spoglądał,
Gwiazdę miłości! — i innych nie żądał.
Kochanki tylko śpiew słyszał z daleka:
„Śpiesz się, mój luby! kochanka cię czeka!“ —
Stara to powieść — lecz zawsze i wszędzie
Miłość ją lubić i powtarzać będzie.

II.

Wiatr dmie od morza, i w paszczę ciaśniny
Prze wał po wale, pieniący się, siny;
I noc ponurą rzuciła zasłonę,
Na pola niegdyś tyla krwi zbroczone,
Gdzie stare grody Priama świeciły: —
Dzisiaj pustynia, gruzy i mogiły!
Jedna znikłéj potęgi i chwały oznaka —
Prócz nieśmiertelnych marzeń ślepego żebraka!

III.

Oby mi jeszcze dano na te brzegi wrócić,
Gdziem raz już proch ich święty deptał stopą młodą:
Łamać się, jakem łamał, z Hellespontu wodą,
I z tobą, wieszczu Grecki! cieszyć się i smucić!
We wszystkiém widzieć ślady dzieł dawnych rycerzy,
Wierzyć, że w każdym grobie proch półboga leży:
Myśléć, że jako przed ich, przed memi oczyma,
Też góry błękitnieją, toż morze się wzdyma:
Żyć ich myślą, ich czuciem, ich wiekiem! — któż z ludzi,
Raz tak marząc, dla wieszcza wiecznéj czci nie wzbudzi? —

IV.

Pomrok okrywa ziemię i morze — nim wznijdzie,
Jako dziewicza jego bogini na Idzie,
Ów księżyc, co ztąd niegdyś patrząc skroś ciemnoty,
Przeglądał mury Troi i Greków namioty. —
Nie klną mu dziś na zdradę śpieszący rycerze:
Lecz błogosławią dotąd spokojni pasterze.
Na zielonym pagórku pasą się ich trzody —
Grób to jest Achillesa! ołtarz jego chwały!
On, przed którym bił czołem Macedończyk młody[1]!
Który króle wieńczyły, sławiły narody!
Grób, pomnik bohatéra! — jak ciasny, jak mały!…
Dzieł jego i imienia zapomniał lud płochy;
Przez rozpadłe kamienie wiatr wydmuchał prochy;
Obcy chyba przychodzień, dumając w milczeniu,
Westchnie nad nim — i ducha wezwie po imieniu! —

V.

Późno dziś, późno księżyc rozweseli
Smutny pasterza nocleg, i ośmieli
Błędną rybaka łódź — który inaczéj
Brzegów, ni drogi do nich nie zobaczy.
Chmurą się gwiazdy zakryły przewodnie,
Wzdłuż brzegów morskie pogasły pochodnie;
Z Zulejki tylko samotnéj komnaty
Mdłe światło lampy miga się przez kraty.
W złotym kagańcu ta lampa się pali,
Z góry u stropu zwieszona śród sali.

Na sofach z tkani Perskiego przędziwa,
Leżą w nieładzie, ale pełnym wdzięku,
Tu bursztynowe różańca kaliwa,
Z których woń cudna rozlewa się w ręku[2];
Ówdzie, w szmaragdów promienie objęty —
(O! jak zła wróżba, że go zapomniała!)
Z tekstem Koranu amulet jéj święty[3],
Co go jéj matka przed skonaniem dała,
By słów wyrytych mocą tajemniczą,
Świecił jéj duszy gwiazdą przewodniczą.
I bliżéj przy nim, alkoran otwarty,
Złotem barwnemi połyska się karty[4];
I daléj nieco, zwoje lżejszéj treści,
Perskich poetów pieśni i powieści;
I na nich wsparta, brzmieć niemi lubiąca,
Spoczywa lutnia — rzadko tak milcząca.
Śród izby, kwiaty świeżą tchnące wiosną,
Z Japońskich naczyń, jak ze śniegu rosną,
I wszystkie zmysły czarują od razu
Barwą Kaszmiru i wonią Szyrazu. —
Wszystko, co tylko natura i sztuka,
Pięknego stworzy, miłego wyszuka,
Wszystko się zbiegło w téj wdzięków świątyni —
I wszystko tylko smutniejszą ją czyni,
Gdy w niéj nie widać kapłanki — Bogini! —
Gdzież ona? — mogłaż rzucić ją w téj porze,
Gdy taka noc, wiatr taki, i burza na dworze? —

VI.

W szacie czarniejszéj niż téj nocy cienie,
(Żadna z cór gminu równéj nie używa),
Którą ramiona i pierś swą okrywa,
Pierś, Selimowi droższą nad zbawienie:
Po krętych ścieżkach, krzewami zarosłych,
Drżąc na świst wiatru, na szum drzew wyniosłych,
Co wkoło z skrzypem chylą się ku ziemi;
W ciemności, mgłami zwiększonéj morskiemi,
Z wytężonemi przed siebie oczyma,
Niepewnym krokiem szła obok Selima.
I chociaż serce do powrótu radzi,
Choć w niém złych przeczuć potłumić nie może:
Czyż go samego zostawi w téj porze?
Czyż się ma lękać, gdy on ją prowadzi?

VII.

Doszli do groty, którą w łonie skały
Sztuka z naturą wspólnie wykuwały;
Gdzie nieraz w chwilach wieczornych lub rannych,
Lub w skwar świeżego szukając powiewu,
Słuchała morza harmonii szklannych,
Lub głos swéj lutni budziła do śpiewu;
Albo się ucząc z Koranu miejsc świętych,
W marzeniach, wiary prostotą natchniętych,

Roiła obraz rozkoszy niezmiernych,
Jakie raj przyszły gotuje dla wiernych. —
Gdzie duszom niewiast przybytek oznaczył,
Prorok im o tém powiedzieć nie raczył;
Lecz jeśli Selim miejsce w nim otrzyma,
Czyż raj ten byłby rajem dla Selima,
Czyżby go przyjął, i w nim się weselił,
Gdyby z nią jego rozkoszy nie dzielił?… —
Jestże Huryska, któraby zdołała
Kochać go tyle — jak ona kochała? —

VIII.

Od ostatniego niewidzenia groty
Zda się w niéj jakąś postrzegać odmianę:
Może to ciemność odmienia przedmioty,
Przy świetle tylko dnia dotąd widziane? —
Z wpół przygasłego na środku ogniska,
Mdłe ledwo światło na ściany odbłyska.
Patrzy ciekawie; — lecz czegóż tak zbladła? —
Na dziwny widok źrenica jéj padła!
W głębi stos broni! — nie broń Muzułmanów!
Zamiast janczarek, łuków, ataganów,
Znać strzelbę obcą z kształtu i oprawy!
Proste pałasze — przebóg! jeden krwawy! —
Blask się od niego odbija czerwono. —
Na stole widzi czarę postawioną.
Ach! nie sorbetem zda się napełnioną!… —
Strach ją ogarnął — chce pytać Selima,
Zwraca się — Onże to przed jéj oczyma? —

IX.

Szat swych zasłonę, rzucił na stronę —
Na skroniach jego, zamiast turbanu,
Szal okręcony, jak krew czerwony,
Dwoma końcami zwisa do stanu.
W pasie z rzemienia, z obojéj strony,
Zamiast nagłowią złotych sztyletów,
Zdobnych w kamienie godne korony,
Błyszczy żelazo dwóch pistoletów,
U boku prosty miecz przypasany;
Z ramienia krótki, w fałdy zebrany,
Z rozwieszonemi na dół wyloty,
Powiewa śnieżny płaszcz Kandyoty.
Na piersiach kaftan — lecz z pod kaftana,
W srebrzyste łuszczki zręcznie łamana,
Zbroja od pasa sięga kolana;
Dalsza w poziomém świetle ogniska,
Greckim koturnem stopa połyska. —
Gdyby nie wyraz oczu i twarzy,
Gdyby nie ogień, co się w nich żarzy,
Rzekłbyś, że prosty Galjongi Grecki[5]
Lub że na lądzie Arnaut zbójecki.

X.

„Widzisz! — nie jestem, czém się być zdawałem!
„A teraz mojéj posłuchaj powieści! —
„Jeżeli smutna — nie ja ją pisałem
„Ogniem mych wstydów i łzami boleści;

„Moja rzecz tylko — prawdę jéj okazać,
„I krwią mych wrogów dopisać — i zmazać! —
„Tyś piérwsza na jéj słuchaczkę wybrana. —
„Przysięgłaś nie być małżonką Osmana;
„Lecz gdyby usta twe dziś nie zdradziły
„Tajemnic serca, jak ci jestem miły:
„I jabym strasznych nie rozwarł skrytości. —
„Nie bierz słów moich za dowód miłości! —
„Nie! — jać jéj czynem dowiodę w potrzebie,
„Życiem dla ciebie, lub śmiercią za ciebie! —
„Tyś mi przysięgła nawzajem — dość na tém! —
„Ja — ja, Zulejko! — nie jestem twym bratem!“ —

XI.

— „Ty nie mym bratem? — Boże! — O! ja biedna!… —
„Lecz nie! — ty możesz… — jeszcze czas zaprzeczyć!… —
„Milczysz? — Więc mamże pozostać tak jedna,
„I żyć, by płakać — bo nie śmiem złorzeczyć —
„Że się sierotą na świat narodziłam?… —
„Ale się zlituj nad niedolą moją!
„Mnie pozwól zostać przynamniéj czém byłam,
„Siostrą, Zulejką, przyjaciółką twoją!… —
„Lecz ty mię kochać nie zechcesz już dłużéj! —
„Zdawna mi serce coś jakby śmierć wróży. —
„Może ty nawet masz zemsty zamiary?
„Może mię zabić chcesz śród téj pieczary? —
„Ach! dobrze! zabij! — lepiéj raz być w grobie,
„Niż żyć tak obcą, nienawistną tobie!… —
„Ach tak! — bo teraz pojmuję dla czego
„Giaffir zawsze był z tobą tak ostry;

„On cię obraził — a jam dziecię jego! —
„Nie! ty nie możesz kochać mię jak siostry.
„Ale miéj litość nad biédną dziewicą!
„Pozwól przy sobie być choć niewolnicą!“ —

XII.

— „Ty niewolnicą? — O! nie! mnie to raczéj
„Twym niewolnikiem pozostać na wieki! —
„Ale pohamuj ten zapęd rozpaczy!
„Klnę się na świętość Medyny i Mekki,
„Nikt cię, nikt z mojéj nie wydrze opieki! —
„I niech tak święty tekst na mém żelazie[6],
„Na twą obronę, w niebezpiecznym razie,
„Ramieniu memu dodaje potęgi —
„Jak ja téj święcie dochowam przysięgi! —
„Tak! bądź spokojna! — choć odmieniam imię,
„Które tak było sercu twemu drogiém,
„Miłości brata nie tracisz w Selimie.
„Choć ojca twego zwać muszę mym wrogiem,
„Bliższe, niż myślisz, łączą nas ogniwa: —
„Słuchaj, i zadrżyj! — bo powieść straszliwa.
„Abdalla było imię mego ojca —
„Giaffir jego brat — i bratobójca! —
„Brat zajrzał bratu potęgi — i zabił,
„By urząd jego i skarby zagrabił!
„Lecz mnie sierotą zrobiwszy w powiciu,
„Mnie — nie wiém czemu — zostawił przy życiu,
„I dotąd zdradą uwodząc nikczemnie —
„Czegóż prócz zdrady ma czekać odemnie? —

„Kazał mi zwać się — i sam zwał mię synem,
„Fałsz słowa każdym okazując czynem.
„Strzegł mię — jak gdyby potomka Kaima[7],
„Lub jak lwię młode, co kto w klatce trzyma,
„Upokorzeniem gnębiąc siłę ducha,
„By ją uczuwszy nie zerwał łańcucha! —
„Krew ojca mego wre we mnie, i woła
„O pomstę w duszy, jakby głos Anioła!
„Mógłbym się pomścić — lecz uśmierz twą trwogę! —
„Dla ciebiem wszystko przebaczyć gotowy,
„Wszystko — krew ojca, i moje okowy —
„Lecz już w nich dłużéj pozostać nie mogę.
„Nie! — Lecz wprzód słuchaj! — choć wbrew twéj boleści,
„Muszę dokończyć ciąg strasznéj powieści. —

XIII.

„Zkąd się w nich bratnia zawzięła nienawiść?
„Co ją zrodziło? — łakomstwo czy zawiść?
„Nie wiém; — lecz często pożar nieprzyjaźni,
„W gwałtownych sercach, lada skra rozdraźni. —
„Abdalla w męztwie nie znalazł równego.
„W Bośnii dotąd brzmi sława dzieł jego,
„Gdzie mieczem jego zwycięzko ścigana,
„Pierzchała przed nim dzicz Oglu-Paswana. —
„Lecz o tém z inąd możesz się dowiedzieć —
„Śmierć tylko jego ja muszę powiedzieć,
„I jak to rodu mojego odkrycie,
„Dało mi wolność — choć zatruło życie.

XIV.

„Gdy Paswan-Oglu, z buntownemi tłumy[8],
„Naprzód z obawy śmierci, potém z dumy,
„Wszczął bój z Padyszą: i po latach wielu
„Morderczych bitew, bez skutku i celu,
„Twierdze Widdinu owładał nareście:
„Bracia Baszowie obiegli go w mieście.
„Równi znaczeniem i z władzą podobną,
„Każdy swém wojskiem dowodził osobno. —
„Z dwóch stron do szturmu iść miały ich roty;
„Już obu wojskom plac bitwy wskazano,
„Dla obu wodzów rozbito namioty:
„Lecz ach! napróżno Abdallę czekano! —
„Cóż mówić więcéj? — Puhar z ręki brata,
„Z jadem ukrytym, jak myśl jego serca,
„Posłał Abdallę do lepszego świata —
„Dóbr tego tylko zazdrościł morderca! —
„Abdalla nie czuł podejrzeń bojaźni,
„Znać że o bratniéj nie wątpił przyjaźni.
„I gdy po łowach, po dniu skwarnéj spieki,
„Wieczorem w łaźni orzeźwiał się z znoju;
„Brat przysłał czarę chłodnego napoju —
„Skosztował kroplę — i zasnął na wieki! —[9]
„Jeśli ci trudno zawierzyć méj mowie —
„Spytaj Haruna! — on świadek! on powie! —

XV.

„Czyn raz spełniony — i władza Paswana
„Zachwiana z gruntu, choć niepokonana: —

„Urząd, paszalik, i skarby Abdalli,
„Mordercy brata, jak bratu oddali!… —
„Nie wiész, co w naszym Dywanie niecnota
„Dokaże mocą intrygi i złota! —
„Wprawdzie zbyt drogo tę łaskę opłacił:
„Rozsypał wszystko, czém go mord zbogacił —
„Ale wnet umiał odzyskać, co stracił! —
„Jak? spytasz może! — Patrz na te pustynie,
„Patrz na te ludy konające z nędzy!
„Z krwi, z łez ich tyran ładuje w swe skrzynie
„Stosy klejnotów i wory pieniędzy! —
„Ale dla czego mnie życie ocalił?
„Czemu nie wygnał? z ócz swych nie oddalił?…
„Nie wiém — i nawet zgadywać daremnie. —
„Może zgryzota dręcząca tajemnie:
„Może nadzieja przebaczenia winie,
„Gdy krzywdę ojca poprawi na synie,
„I wzięte jemu, mnie wróci bogactwa:
„Może cel jaki, lub powód dziwactwa,
„Złączone z małém ważeniem méj siły,
„Uśpiły bojaźń, i mnie ocaliły: —
„Nie wiém. — Lecz przyszedł dzień zdawna żądany,
„Że nas łączące czas zerwać kajdany!
„Mściciela we mnie czuć musi zabójca —
„I ja nie mogę przebaczyć krwi ojca! —

XVI.

„W pałacu jego, śród haremu progów.
„Z między tych nawet, z którymi chleb łamie,

„Znam wielu tajnych Giaffira wrogów:
„Mógłbym do zemsty uzbroić ich ramię.
„Dość bym rzekł słowo, i ród mój powierzył,
„Każdyby mieczem lub nożem uderzył. —
„Lecz Harun dotąd jeden wie, lub wiedział
„Tę tajemnicę; — on mi ją powiedział —
„Nie dość — o prawdzie słów swoich przekonał. —
„Z młodu w pałacu Abdalli sprawował
„Ten co tu urząd. — Harun mię wychował,
„Kochał Abdallę — widział go, gdy konał! —
„Lecz cóż mógł biedny niewolnik poradzić? —
„Zemścić się pana? — czyn już był spełniony.
„Czy mnie ocalić, chronić i prowadzić? —
„Wybrał ostatnie; — i gdy otoczony
„Niewolnikami, którzy przed nim drżeli,
„Lub pochlebcami, co łask jego chcieli,
„Giaffir łupy rozdzielał zbrodnicze:
„Przyniósł mię dzieckiem przed jego oblicze.
„I nie napróżno znać że się domagał
„Łaski, o którą na kolanach błagał.
„Przysięgą tylko związał się wzajemną,
„Kryć mnie przed światem, i ród mój przedemną. —
„Wkrótce Giaffir paszalik swój zmienił,
„I z Rumilii, z nad brzegów Dunaju,
„Gdy ją swém zdzierstwem wyssał i wyplenił,
„Jak sęp przeleciał do świeżego kraju,
„Tu, gdzie jesteśmy — w ten ogród rozkoszy,
„Co go dziś własny lud klnie, on pustoszy! —
„Sam Harun, z dawnéj niewolników zgrai,
„Przybył z nim tutaj — zyskał ufność pana:

„Widząc, jak święcie tajemnicę tai,
„Przestał się lękać że mu była znana. —
„Lecz tajemnica zbrodniarza i zbrodni,
„Cięży jak łańcuch na sercu człowieka;
„By się jéj pozbyć, pory tylko czeka. —
„Skorom wzrósł — Harun uwolnił się od niéj. —
„Tak Allah nieraz zbrodniarzom udziela
„Sług, wykonawców — nigdy przyjaciela.

XVII.

„Com rzekł, Zulejko! dziko razi uszy,
„Lecz dzikszą jeszcze być musi ma powieść.
„Nie radbym głębiéj rozraniać twéj duszy,
„Ale ci muszę szczerości méj dowieść. —
„Widziałem drżenie, gdyś strój mój spostrzegła —
„Noszę go zdawna, długo muszę nosić!
„Ten, komuś dzisiaj na wiarę przysięgła,
„Co cię o trwałość przysięgi śmie prosić:
„Jest — hordą morskich korsarzów dowodzi!
„Bez praw — prócz miecza; bez domu — prócz łodzi:
„A których czyny, i o nich powieści,
„Nie są dla uszu i duszy niewieściéj! —
„Broń tę co widzisz, ich dłoń tu przyniosła,
„Na znak mój blisko czekają ich wiosła:
„I na nich czeka ta czara na stole.
„Z niéj krzepią męztwo — mniejsza! jakim płynem —
„Pijąc, nie pomną na Proroka wolę: —
„Ach! gdybyż tylko kalali się winem!

XVIII.

„Jestem ich wodzem: — czémże miałem zostać?
„Gnębiony w domu niewolą i sromem,
„Zniskąd pociechy niemogący dostać,
„Wyśmiany, gdym jéj chciał szukać za domem:
„W gnuśnéj się nudzie młody wiek mój trwonił.
„Giaffir miecza i konia mi wzbronił!
„Choć nie raz — Allah! ty wiész ile razy! —
„W pełnym Dywanie śmiał tyran urągać,
„Jakbym ja ostrza lękał się obrazy,
„Lub nie miał siły wędzidła zawściągać! —
„Na wojnę nawet brać z sobą nie raczył,
„Na wieczną nicość, na wzgardę przeznaczył,
„Bym bez nadziei, bez siły, bez chwały,
„Śród niewolników przegnuśniał wiek cały!
„Gdy ty — ty! któréj przychylność i wdzięki,
„Choć słabiąc duszę, słodziły jéj męki —
„Na zamek Bruzy zasłana spokojny,
„Gościć w nim zwykłaś do skończenia wojny!… —
„Harun naówczas, widząc jak mię nękał,
„Jak mię bezczynny każdy dzień przywalał,
„Wzruszył się — kary, śmierci się nie lękał,
„Więźniowi użyć swobody pozwalał;
„Puszczał samego — ufny memu słowu,
„Że wprzód niż Basza — w pęta wrócę znowu. —
„Próżnoby mówić, com czuł, com doświadczył,
„Gdym po raz piérwszy na wolnym przestworze,
„Wolném powietrzem odetchnął — obaczył
„Błękitne niebo i szerokie morze!

„Na wskroś ich dusza leciała jak strzała,
„Wszystkie ich cuda pojęła, zbadała!…
„Do czegóż wtedy nie czułbym się zdolny? —
„Silny, szczęśliwy, równy Bogom — wolny! —
„Znikł z myśli obraz cierpień i katuszy —
„Świat — O! nie! — Niebo czułem w mojéj duszy!

XIX.

„Harun naraił sternika Murzyna,
„Biegłego w sztuce, i wiernego panu.
„Ster nasz zwabiła wysp Greckich drużyna[10]
„Pas szmaragdowy szaty Oceanu!
„Każdą z kolei zwiedziłem tajemnie.
„Lecz gdzie — jak hordę spotkałem — i kiedy,
„Obrany wodzem, przysiągłem wzajemnie
„Żyć nim lub zginąć? — opowiem ci wtedy,
„Gdy wszystko dzisiaj zamierzone skończym,
„Odetchniem wolno, i z nimi się złączym.

XX.

„Wprawdzie, Zulejko! są to rozbójnicy,
„Równie w uczuciach, jak w zwyczajach dzicy;
„I każda wiara, i różne plemiona,
„Mają, lub mogą mieć wstęp do ich grona.
„Lecz dzielna ręka, i otwarta mowa,
„I dusza śmiała, na wszystko gotowa,
„Co na nic strachu nie spojrzy oczyma:
„I przyjaźń, którą jeden z drugim trzyma,

„I wspólna ufność, i wierność bez skazy,
„I posłuszeństwo na wodza rozkazy,
„Łatwoby mogły otworzyć im drogę
„Do wyższych celów — niż ja wskazać mogę.
„Wielu z nich nawet — a wszystkich zbadałem,
„Znaczniejszych czucia lub myśli zapałem:
„Chociaż do rady tych raczéj przyzywam,
„W kim większą Franków przebiegłość odkrywam; —
„Wielu z nich nawet roi wyższe cele:
„Są to Greckiego Lambra przyjaciele[11].
„Dusza ich, zamiast używać swobody,
„Jakiéj im żadne nie dadzą narody,
„Niewolą tylko Grecyi zajęta:
„I czy wkrąg masztu legną na pokładzie,
„Czy wkrąg ogniska zasiądą w gromadzie,
„Rozmowa zawsze: jak skruszyć jéj pęta?
„Jak wskrzesić z grobu ducha dawnych Greków,
„I w krwi tyranów zmyć wstyd tylu wieków?… —
„Pozwalam gwarzyć — i słucham zdaleka,
„Jak rozprawiają o prawach człowieka,
„I o wolności, któréj świat wygląda,
„I o równości, któréj próżno żąda!…
„Słucham z uśmiechem — i marzę sam w sobie. —
„Ach! i ja kocham wolność — choć w różnym sposobie! —

„Obym mógł bujać, jak ów Patryarcha morza [12],
„Lub koczować jak Tatar śród pustyń przestworza[13]!

„Lekki namiot na brzegu, lotna łódź nad wody,
„Milsze mi są nad wszystkie pałace i grody.
„Na grzbiecie wzdętéj fali, na dzikim rumaku,
„Na otchłaniach bez brzega, na stepach bez szlaku,
„Nie dbam gdzie wiatr popędzi, gdzie koń zwróci wodze —
„Ty tylko, gwiazdo moja! przyświecaj méj drodze!
„Ty, gołąbko pokoju! przodkuj mojéj łodzi,
„I gałązkę oliwną przynieś z nad powodzi!
„Lub, gdy dla niéj pokoju nie ma prócz rozbicia,
„Świeć mi przynajmniéj tęczą w burzach tego życia!
„Promieniem, który pomrok nocnych chmur rozgania,
„I proroczo jutrzejsze zwiastuje zarania!

„Święte — jak Muezzina wołanie z wież Mekki,
„Na które ze czcią pielgrzym przyklęka daleki:
„Miłe — jak nóta pieśni znana z lat dziecinnych,
„Wspomnieniem ich słodząca gorycz wszystkich innych:
„Drogie — jak wygnańcowi dźwięk ojczystéj mowy,
„Będą mi wszystkie twoje słowa i rozmowy!
„Dla ciebie na tych wyspach wynajdę schronienie,
„Kwitnące, jako w nowo stworzonym Edenie[14];
„Tysiąc rąk, tysiąc piersi, tysiąc serc uzbroję,
„By cię strzegły, służyły na skinienia twoje!
„Na ich czele, przy tobie, zbiegłszy ląd czy morze,
„Łupy krajów i ludów u stóp twoich złożę! —
„Czyż się pieszczot haremu gnuśnych i jednakich,
„Zrzec nie warto dla trudów — dla rozkoszy takich? —

„Cóż, że patrząc w mą dolę, widzę — lecz nie blednę —
„Niebezpieczeństw tysiące — szczęście tylko jedne,
„Miłość twoję? — ach! ona wszystko mi nagradza!
„Niech mię los prześladuje, niech przyjaciel zdradza,
„Najczarniejszy mrok duszy ta myśl rozpromieni:
„„Wszystko się odmieniło — Jéj nic nie odmieni!“ —
„Niech tylko moc twa, mocy duszy méj dotrzyma,
„Niech twa miłość dorówna miłości Selima,
„Potrafim zdwoić rozkosz, smutek rozweselić,
„Pokonać, lub znieść wszystko — byle się nie dzielić! —
„Raz stargawszy me pęta, z przyjacioły memi,
„Bez trwogi wojnę całéj wypowiemy ziemi,
„Wojnę ludziom! — bo wojna przeznaczeniem ludzi;
„Bo sama w nich natura żądzę wojny budzi.
„Patrz! gdzież się nasycili łupem i rozbojem?
„Kraj zamienią w pustynię, i to zwą — pokojem!
„A jaż nie miałbym ufać méj sztuce lub sile? —
„Nie by ziemie zdobywać! — dość gdy jéj mam tyle,
„Ile mi wkrąg potrzeba na zamach méj broni —
„Lecz by nie być ich łupem, muszę być jak oni! —
„Chcę władzy — nie co z trwogą przez niezgodę włada,
„Któréj dwoistém berłem jest moc albo zdrada: —
„Nie! — ja w moc tylko ufam! — podstęp przyzwiem wreście
„Jeśli się kiedy w ludném zniewolniczym mieście.
„Tam to niebezpieczeństwo godne naszéj trwogi!
„Tam twa nawetby dusza mogła zboczyć z drogi. —
„Ileż serc nierozdzielnych w niebezpieczeństw fali,
„Obłudnicy zwaśnili, zdrajcy rozerwali!
„A niewiasta im łacniéj niżli mąż ulegnie. —
„Gdy los lub świat kochanka poniży i zegnie,

„Gdy szyderstwo lub potwarz utopią weń miecze:
„Trwożna o siebie próżność, wyprze się go, zrzecze,
„I wstydzić się go będzie! — Precz te podejrzenia!
„Nie skażą one mojéj Zulejki imienia! —
„Lecz życie jest grą losu!“ — Po cóż zwlekać dłużéj,
„Tu, gdzie nam nic wygranéj, wszystko zgubę wróży:
„Tak, zgubę! — czyż mi jutro nie masz być wyrwana
„Wyrokiem Giaffira, przemocą Osmana? —
„Lecz dziś jeszcze na wieki zbędziem téj obawy.
„Niech tylko wiatr swe skrzydła przypnie do méj nawy!
„Raz złączonych na zawsze, o cóż bojaźń wzruszy?
„Błądząc bez odpoczynku, pokój znajdziem w duszy.
„Przy tobie, silny w czynach, śmiały w przedsięwzięciach,
„Ląd, morze dla mnie jedno! — świat mój w twych objęciach! —

„O! niech wre wściekła fala, niech grom w maszty bije,
„Skoro ty mi tém tkliwiéj rzucisz się na szyję! —
„Każda myśl, każde słowo, każde me westchnienie,
„Będzie tylko modlitwą za twe ocalenie!
„Najdziksza waśń żywiołów mniejszą trwogę wzbudzi,
„Niżbyśmy tu drżeć mieli przed przemocą ludzi.
„To skały, w pośród których nie ujdziem rozbicia;
„Tam chwile niebezpieczne — tu każdy dzień życia! —
„Precz złowrogie przeczucia! — ta chwila rozstrzygnie,
„Czy nas los wtrąci w przepaść, czy miłość podźwignie?… —
„W niewielu słowach skończę powieść mojéj doli,
„Twoje jedno — wnet z mocy wrogów nas wyzwoli.

„Tak! wrogów! — Czyż Giaffir nie jest wrogiem moim,
„Lub Osman — co nas chciałby rozłączyć — nie twoim?“ —

XXI.

„Głowę Haruna by ustrzedz od kary,
„Wróciłem na czas, wierny słowu memu;
„Mało kto wiedział, nikt nie złamał wiary,
„Żem się śmiał wykraść za progi haremu.
„Odtąd choć zdala od wiernéj gromady,
„Rzadko omylić mogę czujne straże,
„Wszystkie ich czyny, zamysły i rady,
„Ja rozporządzam, kieruję i ważę:
„Ja daję plany, ja wskazuję cele,
„Ja godzę spory, i zdobycze dzielę —
„Czas, bym sam wreście walczył na ich czele! —
„Skończyłem powieść. — Zulejko! czas nagli:
„Łódź moja blisko — w chwili ją mieć mogę;
„I wnet pod skrzydłem opiekuńczych żagli
„Rzucim za sobą nienawiść i trwogę!
„Jutro przybywa Osman — my téj nocy
„Ujść ztąd musimy — łub uledz przemocy. —
„Jeśli więc pragniesz oszczędzić krwi Beja,
„Krwi droższéj może — nie zwlekaj daremno!
„W pośpiechu dla nas jedyna nadzieja:
„Zulejko moja! bądź moją! pójdź ze mną!… —
„Lecz jeśli słysząc tajemnic wyznanie,
„Żałujesz przysiąg wyrzeczonych z rana:
„Zostań! — lecz wtedy i Selim zostanie —
„Ale cię żoną nie ujrzy Osmana!“ —

XXII.

Rzekł — ona blada, bez ruchu i tchnienia,
Jako ów posąg i pomnik cierpienia,
Gdy wszystko tracąc, wszystko czując razem,
Matka z rozpaczy skamieniała głazem: —
W równéj postawie i lica żałobie,
Stała i sercem podobna Niobie.
Lecz wprzód nim usty, nim nawet oczyma,
Wydać zdołała myśl — wyrok Selima:
Brzękły wrzeciądze u bramy ogrodu —
I z mrocznéj głębi sklepionego wchodu,
Wybiegła jasność pochodni iskrząca:
Druga, i trzecia — i szereg bez końca!
W różne się strony rój ogniów rozlata: —
„Uchodź, mój: — ach! nie bracie! — lecz droższy od brata!“ —

Śród drzew, w ciemnościach, iskrzące czerwono,
Rozpierzchłe światła migają się, wioną:
Nie same światła; — w każdéj prawéj dłoni
Lśni od ich blasku ostrz dobytéj broni.
Dzielą się, plączą, zbiegają się razem,
Świecący ogniem, grożący żelazem.
Wśród nich Giaffir zżyma się i dąsa,
Miecz bratobójczy nad głową potrząsa. —
Już w głąb jaskini sięgają oczyma —
Maż ona stać się grobem dla Selima? —

XIII.

On czekał śmiało: — „Co ma stać się, stanie! —
„Zulejko! uścisk i pocałowanie!
„Może ostatnie nasze pożegnanie! —
„Blisko gdzieś jednak łódź mych towarzyszy;
„Może da pomoc, gdy hasło posłyszy! —
„I tak nas mało! — lecz ujrzym, co znaczy
„Złączona siła męztwa i rozpaczy!“ —
Rzekł, i ku wyjściu groty skoczył śmiało. —
Echo wystrzału w powietrzu zagrzmiało.
Zulejka z żalu jak martwa opoka,
Ani zadrżała, ni zmrużyła oka! —
„Nie słyszą może — lub chociaż przybędą,
„Śmierci méj chyba mścić się tylko będą! —
„Strzał zwabił ku mnie nieprzyjaciół roje. —
„Teraz, mój mieczu, pokaż dzielność twoję!
„Ty ojca mego spuścizno jedyna.
„Dziś za krew jego daj pomstę dla syna! —
„Bądź zdrowa, luba! — uchodź! albo raczéj
„Schroń się w głąb groty! — Chroń się! już są blisko. —
„Ojciec cię kocha, i wszystko przebaczy. —
„Chroń się! na krwawe nie patrz widowisko:
„By czasem kula zbłąkana lub strzała
„Niewinnéj piersi za cel nie obrała! —
„Nie drzyj o Niego! — choć mego zabójca —
„Wolałbym zginąć, niż ci wydrzeć ojca! —
„Nie! — choćby z mieczem sam na mnie nastawał,
„Choćby mi podłość na nowo zadawał!

„Ale się zgrai nie poddani tak snadnie —
„Prócz głowy Jego — każda inna spadnie!“ —

XXIV.

Skoczył ku morzu; — jak błysk piorunowy,
Miecz jego z pochew na powietrzu błysnął.
Drgająca głowa i tułów bez głowy
Padł mu pod nogi, z tłumu co się cisnął.
Padają drudzy — lecz nakształt mrowiska,
Ruchoma ciżba otacza go, ściska.
On w lewo, w prawdo, tnąc ścieżkę krwawą,
Z falą już prawie spotyka się w biegu: —
O strzał już ledwo towarzysze z nawą —
Łódź bliżéj jeszcze: — jak szybko, jak żwawo,
Z rozpaczną siłą wiosłują do brzegu! —
Ach! chwila jeszcze — a zbawić go mogą!… —
On już fal morskich dotyka się nogą —
Korsarze z czółna rzucają się w morze,
Z szablami w zębach, ze strzelbami w górze:
Zapamiętali, rozżarci, zajadli,
Już skaczą na brzeg — na bitwę przypadli… —
Ach! — Zemsta chyba teraz sił im doda! —
Krwią serca jego rumieni się woda.

XXV.

Śród kul, i mieczów, i grotów miotanych,
Bez ran, lub wcale nie czując zadanych,
Przedarł się Selim — i ku morskiéj toni
Biegł spotkać odsiecz, lub ujść od pogoni.

Już wpław ku łodzi miał rzucić się bratniéj,
Już podniósł ramię na zamach ostatni —
Czegóż się wstrzymał? — nieszczęsna przewłoka! —
Próżno w głąb groty chciał sięgnąć oczyma! —
Ta jedna chwila, ten jeden rzut oka,
Może go zgubić, lub w więzach zatrzyma! —
O! smutny dowód, jak serce człowieka
Trudno ostatniéj pociechy się zrzeka!… —
U stóp się jego już fala rozpryska —
Pomoc tuż przed nim — już widna, już bliska!… —
Wtém razem wystrzał i głos zagrzmiał srogi:
„Tak giną wszystkie Giaffira wrogi!“ —
Czyj głos, czyj wystrzał? czyja, śród tak wielu,
Kula, zbyt bliska by chybić do celu,
Świsła w powietrzu, i plusła do fali? —
Twoja to, twoja, morderco Abdalli!
W mękach trucizny ojciec życie kończył;
Prędsza z nim śmiercią sierota się złączył! —
Wrząca krew pluszcząc wylewa się z rany,
Śnieżne nią wkoło zbroczyły się piany.
On padł bez jęku — próżno usty ruszył,
Głos śmierć stłumiła, lub szum fal zagłuszył.

XXVI.

Ranek — wiatr w kłębach rozwiewa mgły nocne. —
Gdzież ślady bitwy, co tak krwawą była? —
Strzały, co echa budziły północne,
Groźby, błagania, jęki niepomocne,
Ścichły — dym opadł — krew woda obmyła —
Powietrze, morze spokojne.

Na piasku tylko gdzie niegdzie rzucone
Szczątki orężów, lub w nim wytłoczone,
W rozpacznéj z wrogiem czy ze śmiercią walce,
Ślady stóp zbrojnych, i rąk krwawe palce,
Świadczą człowieka czyn — wojnę.

Z brzegu na wodzie — znać ledwo co zniosła —
Pływa pochodnia i łódka bez wiosła,
I daléj nieco, w zielska zaplątany,
Okryty pleśnią i morskiemi piany,
Z falą się biały płaszcz wznosił:
Z rozrzuconemi na wodzie wyloty,
Zwykła Greckiego odzież Kandyoty —
Gdzież jest ten, który ją nosił? —
Widzisz tę plamę? — czerwona, straszliwa!
Morze jéj dotąd nie zmyło — nie zmywa!… —
Lecz kto chcesz płakać nad ciałem ofiary,
W kim los jéj litość ocuca;
Idź, kędy płócząc Sygejskie pieczary,
Podwodnym nurtem morze swe ciężary
Na brzegi Lemnu wyrzuca! —
Tam czarne ptaki nad swoją zdobyczą
Ciężkiemi skrzydły podlatują, krzyczą,
Ilekroć fala, co ku brzegom dysze,
Leżącą na niéj głową zakołysze;
Ilekroć, jakby strasząca ptastw chmury,
Stężała ręka, dłoń blada,
Z silniejszym wałem wzniesie się do góry,
I znów z nim razem opada!

Cóż ma obchodzić, czyli go w swém łonie
Ziemia pogrzebie, czy morze pochłonie?
Czy że szarpiące już go dzioby ptaków,
Pozbawia pastwy ryby lub robaków?… —
Jedyne serce, coby się krwawiło,
Jedyne oko, coby łzę wylało
Nad jego ciałem, lub jego mogiłą:
Serce to pękło, oko się zaćmiło,
Wprzód, niż śmierć jego ujrzało! —

XXVI.

W haremie Giaffira płacz i narzekanie;
Oko niewiast zroszone, i mężczyzn twarz blada. —
Czyjże to okrzyk rozpaczy?
„Zulejko! córko moja!“ — daremne wołanie!
Biada ci, tyranie, biada!
Ona ci nie odpowie — ha! i nie przebaczy! —

Zapóźno, oblubieńcze, przybywasz na gody!
Nie widziałeś — nie ujrzysz Narzeczonéj wdzięków! —
Czyżeś nie słyszał, wjeżdżając w te grody,
Smutnych pieśni derwiszów i płaczennic jęków,
Że się przybliżasz tak śmiele?
Czyż te skupione przy bramach haremu
Tłumy niewieście:
Ta niewolników postać nieruchoma,
Z założonemi na piersiach rękoma:
Żal w mieście:
Nie dosyć jeszcze mówią sercu twemu,
Jakie cie czeka wesele? —

Pokój sercu dziewicy! — Allah twemu oku,
Duszy twéj, najsroższego oszczędził widoku:
Śmierci twojego Selima! —
W chwili, gdy z objęć twoich wydarł się, i w mroku
Znikł przed twojemi oczyma:
Rozpacz twe serce strętwiła.
On ci był wszystkiém! — szczęściem, nadziéją, i chlubą:
Myśl że go tracisz, ustrzedz nie możesz przed zgubą:
Ta myśl — zabiła!
Usłyszano krzyk jeden — głośny, niedaleki —
Czyj? — On zgadł! — wstrzymał się chwilę;
Słucha — próżno! — Już wszystko ucichło — na wieki! —
Pokój dziewiczéj duszy, i wczesnéj mogile!

Szczęśliwaś! — jak kwiat w pełni rannego rozwicia,
Serce zwiędło — nie piło gorzkich mętów życia!
Ból ten — srogi, śmiertelny — był piérwszy, jedyny!
Nie doznałaś co gorycz żalu, wstydu, winy,
Pychy, zemsty, zgryzoty! — ach! ni téj katuszy,
Co jak wieczne szaleństwo wre w mózgu i w duszy:
Jak robak lęgnie w sercu, i na wskróś je wierci,
I nie śpiąc sam, nie daje zasnąć — prócz snem śmierci;
Każdą myślą, jak żądłem zatrutem kaleczy,
Obawia się ciemności, a światłu złorzeczy;
Jak ogień w suchém oku i we krwi się pali,
I aż w popiół obróci — wprzód się nie oddali!

Biada tobie, morderco! na dni i na lata,
W życiu, i w wieczności biada! —
Darmo tarzasz się w prochu, i sinemi usty
Klniesz siebie, i z przestrachem błagasz o odpusty —
Pokuta, rozpacz nie nada!
Dłoń, z któréj legł Abdalla, Selim — brat, syn brata —
Próżno będzie targała włos i szaty darła:
Zbrodni nie minie zapłata!
Chluba twoja — rękojmia przyjaźni Osmana:
Godna, gdyby ją poznał, dzielić tron Sułtana —
Córka twoja — umarła!

Zgasła u wschodu gwiazda dziewiczéj czystości,
Któréj blask, noc twéj chmurnéj duszy rozweselał:
Jutrzenka twych nadziei, zorze twéj starości! —
Któż ją zagasił? — Krew, którąś Ty przelał! —
Biada ojcu-zabójcy! tyranowi biada! —
Słyszysz ten okrzyk rozpaczy?
„Gdzie dziecię moje?“ — Echo mu „gdzie?“ — odpowiada[15].
Ona mu nie odpowie — ha! i nie przebaczy! —

XVIII.

Między pomników i grobów tysiące,
Lśniących się spodem, gdy z boków i z góry,
Cyprysy mroczne, choć zieleniejące
Zimą i latem, ścielą cień ponury,
Jak myśl rzucona na groby:

Jest jedno miejsce — osobne, kwitnące,
Wiecznie zielone, rozweselające
Nawet te gaje żałoby. —
Tam jedna tylko, tchnąc samotną wonią,
Róża rozkwita — posępna i blada,
Rzekłbyś, rozpaczy zasadzona dłonią:
Tak mdła, tak słaba, że zda się wiatr lada
Liść jéj po polu rozproszy;
Jednak choć wicher, choć burza się wścieka,
Kwiat jéj trwa cało; — choć ręka człowieka,
Co wszystko piękne w tym kraju pustoszy,
Kwiat jéj oberwie: — niepojęta władza,
Kwiat ten nazajutrz na nowo odradza:
Jakby duch jaki miał ją w swojéj pieczy,
Który jéj rany łzami niebios leczy,
I czarodziejską mocą swego śpiewu,
Co noc kwiat nowy wykołysze z krzewu! —
Nie dziw, że dotąd Helleńskie dziewice
Wierzą, że kwiat ten nie jest z tego świata,
Co mu ni szkodzić nie śmią nawałnice,
Ni szrony zimy, ani skwary lata:
On zawsze smutny, lecz piękny jak w maju,
Zdaje się tęsknić po kraju swym — raju.

Nad kwiatem co noc ptaszek jakiś śpiewa,
Ukryty w liściach pobliskiego drzewa:
Sam dotąd ludzkiém okiem niedojrzany,
Lecz głos ma wdzięczny, jak Hurysek lutnie.
Nie jest to słowik w róży zakochany —
Słowik nie śpiewa tak czule, tak smutnie!

Ci którzy słyszą śpiew ten tajemniczy,
Doznają w duszy tak rzewnéj słodyczy,
I czują w sercu taką tęskność tkliwą,
Jak gdyby czuli miłość nieszczęśliwą,
I choćby chcieli, łez wstrzymać nie mogą.
Lecz te łzy same, tak słodko im płyną,
Żal ten tak z żadną nie zmieszany trwogą,
Że się im zdaje rozkoszą jedyną:
Że się lękają promienia poranku,
Chcieliby słuchać, płakać bez przestanku —
Taki jest urok w tym śpiewie! —
Lecz skoro pierwszy świt niebo zapłoni,
Ptaszek, nie wiedzieć, znika, czy się chroni,
I śpiew zamilka na drzewie. —

Są nawet — może urok przysłyszenia —
(Lecz ci co czują, nie będą się śmieli),
Są którzy mówią, że śród jego pienia,
W najtkliwszéj jego nócie dosłyszeli
Brzmienie Zulejki imienia[16]! —
Bo dla niéj zda się ten ptaszek tak śpiewa,
Z cyprysowego nad jéj grobem drzewa;
Bo z jéj to właśnie mogiły dziewiczéj
Wykwita róży ów kwiat tajemniczy. —
Niegdyś kamienny grób stawiać jéj chciano —
Lecz postawiony wieczorem — znikł rano.
Ni dłoń to ludzka, co go w nocnéj porze,
Wyrwawszy z miejsca, przeniosła nad morze! —
Bo go tam właśnie ujrzano o świcie,
Gdzie Selim w boju dał za nią swe życie,

I zkąd go fale uniosłszy, zbawiły
Czci pogrzebowéj i ziemskiéj mogiły. —

I odtąd co noc, gdy księżyc lśni w górze,
Widać na białym pomnika marmurze,
Wspartą, jak gdyby dumającą z żalem,
Głowę czerwonym okręconą szalem.
Powieści o niéj lud z trwogą powtarza,
I pomnik zowie „Wezgłowiem Korsarza.“ —
A na Zulejki mogile, jak pierwéj,
Zakwitła róża — i kwitnie bez przerwy:
Smutna i blada — jak lice piękności,
Ody słucha dziejów nieszczęsnéj miłości! —

KONIEC.




  1. Aleksander W. przed wyprawą do Persyi, zwiedził grób Achillesa, i uwieńczył laurem wystawiony przez siebie na cześć jego ołtarz. Naśladował go w tém Karakalla, cesarz Rzymski. Jest podanie, że ten ostatni otruł umyślnie przyjaciela swego Festusa, aby mieć powód ponowienia igrzysk, jakie niegdyś Achilles na cześć Patrokla wyprawił. Widziałem pasące się owce na grobach Esyeta i Antilocha; piérwszy z nich leży w środku równiny.
  2. Różaniec turecki, zowie się w ich języku „Kombolojo;“ składające go ziarna bywają u bogatszych z drogich kamieni, albo z bursztynu, który potarty lub w ręku rozgrzany, wydaje z siebie wonność, nie mocną, ale przyjemną. —
  3. Wiara w amulety, rznięte na drogich kamieniach lub w puszkach złotych zamknięte, jest dotąd powszechną na Wschodzie. Napis ich składa się z kilku wierszy Alkoranu. Noszą je zawieszone na szyi, lub zamiast bransoletek na ręku. Wiersze z drugiego rozdziału Alkoranu, opisujące własności Najwyższego, stanowią najskuteczniejsze amulety, i są najczęściéj używane.
  4. Wszystkie rękopisma wschodnie, a mianowicie Alkoran, ozdobione są z wielkim przepychem i zbytkiem. — Kobiéty Greckie są pospolicie trzymane w zupełnéj ciemnocie i niewiadomości; ale wiele młodych Turczynek odbiera bardzo staranne wychowanie; wprawdzie, nie mogące się równać z wychowaniem europejskich kobiet.
  5. Galjongi. Majtek. Na flotach tureckich majtkami są Grecy, żołnierzami Turcy. Ubiór Galjongich jest bardzo malowniczy; widziałem w nim nieraz samego Kapudana Baszę, który go nosił wychodząc incognito. — Nogi ich jednak są nagie po kolana. — Opis obówia i zbroi w tekście jest podług stroju Arnautskiego rozbójnika, u którego mieszkałem w Morei: ma się rozumieć, że już był wtedy swojéj professyi zaniechał.
  6. Na wszystkich prawie szablach tureckich znajdują się napisy, czasem wyrażające tylko nazwisko robotnika lub miejsca gdzie były robione; ale częściéj jeszcze jaki tekst z Koranu, wypisany literami złotemi.
  7. Wiedzieć trzeba, że wszelkie alluzye tak do osób, jak do wypadków w Starym Testamencie opisanych, równie są powszechne u Muzułmanów, jak u Żydów. Turcy nawet przechwalają się z tego, że wiedzą więcéj o życiu Patryarchów, niż to, co nasze Pismo Święte o nich podaje; i nie przestając na Adamie, mają szczegółowe biografie Patryarhów przed nim żyjących. — Salomon jest przez nich uważany jako największy mędrzec, mający nawet władzę nad duchami; Mojżesz zaś, jako Prorok, niższy tylko od Chrystusa i Mahometa.
  8. Paswan-Oglu, Basza Widdinu, podniósł bunt przeciw Sułtanowi, i przez wiele lat zagrażał całéj potędze Porty Ottomańskiej.
  9. W r. 1811 Giaffir Basza Scutari został otruty przez Albańczyka Alego, sposobem opisanym w tekście. Trucizna była w sorbecie, którym Muzułmani po wyjściu z łaźni ochładzać się zwykli. W kilka miesięcy po dokonanéj zbrodni, Ali pojął w małżeństwo córkę zamordowanego przez siebie Giaffira, —
  10. Turcy nie znają prawie innych wysp, oprócz Archipelagu Greckiego.
  11. Lambro Canzani, sławny naczelnik powstania Greckiego w 178990r. Zawiedziony w nadziei wybicia się z pod tureckiego jarzma, został korsarzem, i długo był postrachem Turków, na Archipelagu. On i Riga, są dwaj najsławniejsi powstańcy Greccy, przed ostateczném wybiciem się Grecyi.—
  12. Noe.
  13. Noe. — Sposób życia koczujących Arabów, Tatarów i Turkomanów, opisany jest szczegółowo przez wszystkich podróżujących na Wschodzie, jako mający dla nich szczególniejszy powab. Młody jeden Francuz, renegat, opowiadał sam panu Chateaubriand, że ile razy, jako Farys, czwałował na koniu, sam jeden w pustyni, doświadczał zawsze niewypowiedzianéj rozkoszy, która się do zachwytu zbliżała.
  14. Januat-al-Eden, tak się zowie raj Muzułmanów.
  15. „Przyszedłem na miejsce urodzenia mojego, i zawołałem: Przyjaciele młodości mojéj, gdzie są? — Echo odpowiedziało „gdzie są?“ (Wyciąg z rękopismu arabskiego).
  16. And airy tongues that syllable men's name. Milton.
    (I powietrzne głosy, wymawiające imiona ludzi).
    Mniemanie, że dusze umarłych przybierają niekiedy kształt ptaków, nie na samym tylko Wschodzie jest znane. Powieść o księżnie Kendal, wierzącéj i przekonanéj, że dusza Jerzego I, przylatywała do jéj okna w postaci kruka; jako też wiele innych podobnych powieści, przekonywają nas, że to mniemanie znajduje się i u nas (w Anglii). — Niejaka Lady Worcester, uroiwszy sobie, że dusza jéj siostry przeszła w jakiegoś śpiewającego ptaka, całe swoje oratorium w kościele napełniła podobnemiż ptakami, zamkniętemi w klatkach. Ponieważ była to pani bogata i wiele na ozdobę kościoła łożyła, nie sprzeciwiano się jéj dziwactwu.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: George Gordon Byron i tłumacza: Antoni Edward Odyniec.