Strona:Tłómaczenia t. III i IV (Odyniec).djvu/148

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została przepisana.

    Na piasku tylko gdzie niegdzie rzucone
    Szczątki orężów, lub w nim wytłoczone,
    W rozpacznéj z wrogiem czy ze śmiercią walce,
    Ślady stóp zbrojnych, i rąk krwawe palce,
    Świadczą człowieka czyn — wojnę.

    Z brzegu na wodzie — znać ledwo co zniosła —
    Pływa pochodnia i łódka bez wiosła,
    I daléj nieco, w zielska zaplątany,
    Okryty pleśnią i morskiemi piany,
    Z falą się biały płaszcz wznosił:
    Z rozrzuconemi na wodzie wyloty,
    Zwykła Greckiego odzież Kandyoty —
    Gdzież jest ten, który ją nosił? —
    Widzisz tę plamę? — czerwona, straszliwa!
    Morze jéj dotąd nie zmyło — nie zmywa!… —
    Lecz kto chcesz płakać nad ciałem ofiary,
    W kim los jéj litość ocuca;
    Idź, kędy płócząc Sygejskie pieczary,
    Podwodnym nurtem morze swe ciężary
    Na brzegi Lemnu wyrzuca! —
    Tam czarne ptaki nad swoją zdobyczą
    Ciężkiemi skrzydły podlatują, krzyczą,
    Ilekroć fala, co ku brzegom dysze,
    Leżącą na niéj głową zakołysze;
    Ilekroć, jakby strasząca ptastw chmury,
    Stężała ręka, dłoń blada,
    Z silniejszym wałem wzniesie się do góry,
    I znów z nim razem opada!