Strona:Tłómaczenia t. III i IV (Odyniec).djvu/151

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została przepisana.

    Biada tobie, morderco! na dni i na lata,
    W życiu, i w wieczności biada! —
    Darmo tarzasz się w prochu, i sinemi usty
    Klniesz siebie, i z przestrachem błagasz o odpusty —
    Pokuta, rozpacz nie nada!
    Dłoń, z któréj legł Abdalla, Selim — brat, syn brata —
    Próżno będzie targała włos i szaty darła:
    Zbrodni nie minie zapłata!
    Chluba twoja — rękojmia przyjaźni Osmana:
    Godna, gdyby ją poznał, dzielić tron Sułtana —
    Córka twoja — umarła!

    Zgasła u wschodu gwiazda dziewiczéj czystości,
    Któréj blask, noc twéj chmurnéj duszy rozweselał:
    Jutrzenka twych nadziei, zorze twéj starości! —
    Któż ją zagasił? — Krew, którąś Ty przelał! —
    Biada ojcu-zabójcy! tyranowi biada! —
    Słyszysz ten okrzyk rozpaczy?
    „Gdzie dziecię moje?“ — Echo mu „gdzie?“ — odpowiada[1].
    Ona mu nie odpowie — ha! i nie przebaczy! —

    XVIII.

    Między pomników i grobów tysiące,
    Lśniących się spodem, gdy z boków i z góry,
    Cyprysy mroczne, choć zieleniejące
    Zimą i latem, ścielą cień ponury,
    Jak myśl rzucona na groby:

    1. „Przyszedłem na miejsce urodzenia mojego, i zawołałem: Przyjaciele młodości mojéj, gdzie są? — Echo odpowiedziało „gdzie są?“ (Wyciąg z rękopismu arabskiego).