Strona:Tłómaczenia t. III i IV (Odyniec).djvu/135

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została przepisana.

    „Znam wielu tajnych Giaffira wrogów:
    „Mógłbym do zemsty uzbroić ich ramię.
    „Dość bym rzekł słowo, i ród mój powierzył,
    „Każdyby mieczem lub nożem uderzył. —
    „Lecz Harun dotąd jeden wie, lub wiedział
    „Tę tajemnicę; — on mi ją powiedział —
    „Nie dość — o prawdzie słów swoich przekonał. —
    „Z młodu w pałacu Abdalli sprawował
    „Ten co tu urząd. — Harun mię wychował,
    „Kochał Abdallę — widział go, gdy konał! —
    „Lecz cóż mógł biedny niewolnik poradzić? —
    „Zemścić się pana? — czyn już był spełniony.
    „Czy mnie ocalić, chronić i prowadzić? —
    „Wybrał ostatnie; — i gdy otoczony
    „Niewolnikami, którzy przed nim drżeli,
    „Lub pochlebcami, co łask jego chcieli,
    „Giaffir łupy rozdzielał zbrodnicze:
    „Przyniósł mię dzieckiem przed jego oblicze.
    „I nie napróżno znać że się domagał
    „Łaski, o którą na kolanach błagał.
    „Przysięgą tylko związał się wzajemną,
    „Kryć mnie przed światem, i ród mój przedemną. —
    „Wkrótce Giaffir paszalik swój zmienił,
    „I z Rumilii, z nad brzegów Dunaju,
    „Gdy ją swém zdzierstwem wyssał i wyplenił,
    „Jak sęp przeleciał do świeżego kraju,
    „Tu, gdzie jesteśmy — w ten ogród rozkoszy,
    „Co go dziś własny lud klnie, on pustoszy! —
    „Sam Harun, z dawnéj niewolników zgrai,
    „Przybył z nim tutaj — zyskał ufność pana: